Kontrakty 2014
Przygotowania do sezonu
Liga seniorów
Liga juniorów
Rozgrywki pozaligowe
Wyniki
Kadra 2014
Tabela sezonu 2014

Statystyka i Regulaminy

Toruń - miniżużel

autorem zdjęcia jest
Łukasz Trzeszczkowski

Pewny punkt Rozczarowanie Ligowy debiutant

Kontrakty 2014góra strony


Zanim ruszył sezon transferowy, ekstraligowi włodarze zaskoczyli klubowych działaczy i skrócili okres kontraktowania nowych zawodników do 15 grudnia, a z tego wynikało, że na dopięcie spraw kadrowych kluby miały zaledwie półtora miesiąca. Okres transferowy był o tyle prostszy, że kluby mogły kontraktować dowolnych zawodników i nie musiały z kalkulatorem liczyć kalkulowanej średniej meczowej dla zespołu, bowiem w myśl decyzji rady nadzorczej żużlowej ekstraligi zniesiono KSM. Na zniesienie KSM-u zdecydowano się z uwagi na fakt, iż mimo jego obowiązywania w poprzednim sezonie kluby nie uniknęły dalszego zadłużania się. Receptą na ten problem narastających zobowiązań w klubach miało być wprowadzenie przez GKSŻ regulaminu finansowego, o którym poinformowano w stosownym oświadczeniu:
"Kluby najwyższej klasy rozgrywkowej od kilku lat sygnalizowały problemy z równoważeniem budżetów. Przyjęte rozwiązania stanowią wynik uzgodnień klubów Enea Ekstraligi w zakresie stawek maksymalnych, jakie winny być wypłacane zawodnikom tytułem wynagrodzenia za starty w lidze w latach 2014-2016. Przyjęte ograniczenia mają doprowadzić do mniejszego obciążenia finansowego budżetów klubowych, a także do likwidacji rozliczeń klubów z dodatkowych świadczeń dla zawodników będących de facto ukrytymi częściami składowymi wynagrodzenia (np. świadczenia rzeczowe, opłaty za przejazdy, itp.)" - uzasadniła podjętą decyzję na swojej stronie internetowej Główna Komisja Sportu Żużlowego.
Ustalono, że maksymalne stawki w żużlowej ekstralidze w najbliższym sezonie (2014) mają wynosić 200 tys. złotych za podpis na kontrakcie oraz 4,5 tys. złotych za jeden zdobyty punkt. Przez kolejne dwa lata stawka za podpis na kontrakcie zmaleje, najpierw do 175 tys. zł w roku 2015 i do 150 tys. zł. w 2016. W tym ostatnim zostanie także obniżona stawka za jeden punkt do 4 tys. złotych.
Rozwiązania te, nazywane strategią finansową, pozytywnie zaopiniowały wszystkie kluby żużlowej ekstraligi.
Nie oznacza to jednak, że kluby nie będą kontraktowały zawodników za zdecydowanie wyższe kwoty. Te będą mogły pochodzić na przykład bezpośrednio od sponsorów klubu w postaci premii. Ważne jest tutaj jednak to, że jeśli zawodnik tych pieniędzy nie otrzyma, będzie musiał sam o nie walczyć. Komisja licencyjna żużlowej ekstraligi będzie wymagała od klubów jedynie wywiązania się z kwot zapisanych w regulaminie finansowym.
Zmiany wprowadzone w ekstralidze nie znajdą swojego odzwierciedlenia w rozgrywkach ligowych niższych klas.
"Prezesi klubów I oraz II ligi jednomyślnie opowiedzieli się przeciwko zastosowaniu nowych zasad, co w pełni uszanowała GKSŻ
odpowiadająca za te klasy rozgrywek".

W przypadku wicemistrzów Polski nie było problemu z zatrzymaniem zawodników stanowiących trzon zespołu w roku ubiegłym, bowiem zawodnicy mieli podpisane kontrakty wieloletnie. Dlatego w przypadku Holdera, Warda, Golloba czy Miedzińskiego kibice emocjonowali się raczej przygotowaniami do sportowej rywalizacji i doniesieniami okołożużlowymi. Wynikało to z tego, że budowanie toruńskiego składu na rok 2014 było podyktowane przede wszystkim wydarzeniami z poprzedniego roku. Działacze Unibaxu zdawali sobie sprawę, że przed nowym sezonem drużyna potrzebuje wzmocnień, a wynikało to w dużej mierze z kar nałożonych na klub, zgodnie z którymi Anioły przystępowały do rozgrywek AD 2014 z ośmioma punktami ujemnymi. Były menadżer toruńskiej drużyny tak komentował okres transferowy: Wydaje mi się, że ta drużyna potrzebuje wzmocnień. W przypadku Unibaxu pod uwagę należy wziąć kilka czynników. Od 2007 roku to drużyna, która ma wysoko zawieszoną poprzeczkę. Torunianie co roku walczą o tytuł mistrzowski. Nie zawsze się to udaje. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce w 2008 roku. Cel jest jednak zawsze niezmienny. To powoduje, że Unibax musi mieć naprawdę mocny skład, jeśli myśli o takich wynikach. Zespół zacznie sezon z minusowymi punktami. Jeśli w Toruniu chcą zachować teoretyczne szansę na walkę przynajmniej o play-offy, to zespół musi być wzmocniony. Punkty ujemne na starcie sezonu powodują, że od razu trzeba gonić czołówkę. Wtedy zespół musi być silniejszy.

Ujemne punkty dla Unibaxu Toruń przed sezonem 2014 oznaczały ni mniej ni więcej, że gdyby przyjąć statystycznie i historycznie do miejsca w czwórce potrzebne było uzyskanie 20 dużych punktów meczowych. Do zdobycia w sezonie 2014 było maksymalnie 35 "oczek". Bagaż ośmiu minusowych punktów ustawiał na tyle tabelę, że Anioły wygrywając wszystkie spotkania w sezonie, co oczywiście wiąże się także ze zdobyciem kompletu bonusów, skończyłyby rozgrywki zasadnicze z dorobkiem 27 punktów i pewnym miejscem w czwórce. Biorąc ów fakt pod uwagę oraz że teoretycznie 20 "oczek" pozwoli walczyć o medale w play-off, łatwo policzyć, że torunianie mogli sobie pozwolić na maksymalnie trzy porażki i przegranie jednego punktu bonusowego. Strata większej liczby punktów mogła sprawić, że drużyna zakończy sezon zasadniczy poza play-off i bez medalu. Oczywiście, było to teoretyczne rozważanie na podstawie wyliczeń statystycznych i wszystko miał zweryfikować sezon.
Pewnym było jednak to, że w poprzednich latach nie było drużyny, która przejechałaby sezon zasadniczy bez porażki. Najlepiej w ostatnich latach spisała się w 2010 roku Unia Leszno, która na 35 możliwych do zdobycia punktów wywalczyła aż 31. Przegrała zaledwie dwa mecze, zdobywając komplet bonusów. W 2009 roku zwycięski Unibax miał na koncie 27 na 35 punktów. Przytrafiły mu się 3 porażki i wywalczył 5 na 7 punktów bonusowych. W 2011 roku również torunianie byli najlepsi po sezonie zasadniczym, mając na koncie 29 na 35 punktów. Punkty tracili na skutek jednego remisu, dwóch porażek i straty jednego bonusu. Zatem zbudowanie nawet bardzo silnej drużyny w Toruniu nie dawało żadnych gwarancji, że zespół awansuje do play-off, bowiem margines błędu był bardzo niewielki.

Mając na uwadze wyżej wskazane okoliczności Torunianie pożegnali się z Kamilem Brzozowskim, który po roku spędzonym w ekstraligowym gronie zdecydował się przenieść do drugoligowej ŻKS Ostrovii Ostrów Wielkopolski, gdzie zamierzał odbudować formę i z nowymi kolegami chciał walczyć o awans do pierwszej ligi. Miejsca w Toruniu zabrakło także dla braci Emila i Kamila Pulczyńskich, którzy mieli być wzmocnieniem również drugoligowej Victorii Piła. Wspólnie z popularnymi w Toruniu "Pulczasami" pilskich barw zdecydował się bronić w charakterze "gościa" Oskar Ajtner-Gollob, który ku zaskoczeniu wszystkich miał startować wspólnie ze swoim tatą Jackiem, powracającym po kilkuletniej przerwie do żużlowego ścigania. Również zakontraktowany awaryjnie Matej Kus rozstał się z miastem Kopernika i podpisał kontrakt ze zdegradowanym Startem Gniezno. Czech ciągle wierzył w swoje umiejętności i w to, że jest w stanie skutecznie walczyć o miejsce w składzie pierwszoligowca. Klub nie podpisał umowy również z Edwardem Kennettem, ale związał się kontraktem "warszawskim" z Łukaszem Przedpełskim, dla którego sezon 2014 był pierwszym w gronie seniorów. Żużlowiec dał sobie w ten sposób szansę na spokojne poszukanie innego klubu, w którym mógłby startować na zasadzie wypożyczenia.

Jednak nie odejście zawodników budziło emocje wśród toruńskich kibiców, a kontrakty ze zmiennikami, którzy mieli stanowić wzmocnienie zespołu. Toruńscy decydenci, przy stabilnej sytuacji finansowej w klubie mogli sobie tak naprawdę pozwolić na każdy kontrakt, który gwarantowałby sukces, dlatego skierowali swoje kroki do najlepszych i poważnie rozważali dwie kandydatury. Pierwszą z nich był Nicki Pedersen, którego PGE Marma Rzeszów w sezonie 2013 nie utrzymała statusu ekstraligowca, w związku z czym Duńczyk szukał sobie nowego pracodawcy i nie było to dla niego łatwe zadanie. Choć usługami "Powera" poważnie zainteresowany był beniaminek z Gdańska, to oprócz Unibaxu lista klubów chętnych do pozyskania Pedersena nie była zbyt długa. Wynikało to z tego, że były indywidualny mistrz świata wysoko wyceniał swoje usługi, dlatego gdańszczanie prowadzi również rozmowy z Gregiem Hancockiem, a w Toruniu choć klub było stać na każdy transfer, działacze skłaniali się do zatrudnienia Emila Sajfutdinowa, którego przyszłość pod Jasną Górą stanęła pod dużym znakiem zapytania z uwagi na spore zaległości finansowe względem żużlowca. Mówiło się, że sięgają one nawet miliona złotych. W tej sytuacji Sajfutdinow stał się łakomym kąskiem nie tylko dla torunian, ale również dla lesznian szukających lidera z prawdziwego zdarzenia. Rosjanin nie zamierzał jednak podejmować żadnych wiążących decyzji do końca października 2013, bowiem czekał na wyjaśnienie sytuacji w dotychczasowym zespole. O komentarz do nazwisk na toruńskiej giełdzie transferowej pokusił się Jacek Gajewski: "Lepszą opcją wydaje się Sajfutdinow. Bardziej pasuje do tej drużyny. Poza tym, to młodszy zawodnik. Jedynym znakiem zapytania w jego przypadku jest forma Rosjanina na początku przyszłego sezonu po upadku, który zanotował w tym roku w Toruniu. Dyspozycja fizyczna będzie kluczowa, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Sajfutdinow potrafi jeździć na żużlu. Pytanie tylko, czy zdoła się odpowiednio przygotować do sezonu i jaką osiągnie formę na jego starcie. Gdyby pod tym względem nie było żadnych problemów, to zdecydowanie skłaniałbym się w kierunku Rosjanina. Nicki Pedersen to żużlowiec, który jeszcze niedawno był najwyżej klasyfikowanym żużlowcem Ekstraligi. Zdobywał masę punktów dla zespołów z Częstochowy, Rzeszowa czy Gdańska. Z Nickim jest jednak tak, że drużyny, w których startuje, nie odnoszą większych sukcesów. Jego zachowania na torze są różne i mam wrażenie, że często jego dorobek indywidualny przedkłada się nad dobro drużyny. To typ indywidualisty, który czasami dba o swoje punkty a nie o zwycięstwa zespołu.

Zanim jednak sfinalizowały się najważniejsze kontrakty torunianie zaskoczyli wszystkich i podpisali dwie nowe przyszłościowe umowy z zawodnikami, którzy mieli stanowić zaplecze na wypadek kontuzji, ale jednocześnie były to kontrakty, które miały zapewnić klubowi stabilna sytuację kadrową w kolejnych latach.

Pierwszym z zawodników był Rosjanin młodego pokolenia Wiktor Kułakow, który na polskie tory trafił w roku 2012, kiedy to podpisał umowę z bydgoską Polonią. Nie miał On jednak zbyt wielu okazji do startów, a ponieważ chciał przede wszystkim startować na polskich torach, przed sezonem AD 2013 przeniósł się do Rybnika, gdzie zamieszkał i zdobywał punkty dla ROW-u. Bardzo dobry sprzęt i wsparcie teamu Emila Sajfutdinowa, pozwoliło zawodnikowi wystąpić w ośmiu meczach, w których uzyskał średnią biegową 1,455. Młody Rosjanin słabsze mecze przeplatał doskonałymi jak choćby w Krakowie, gdzie wywalczył aż 12 oczek i po sezonie zebrał pochlebne opinie, które zachęciły kluby do negocjacji z zawodnikiem przed sezonem 2014. Najbardziej skuteczny w negocjacjach okazał się toruński Unibax, a o kontrakcie Rosjanina tak wypowiadał się dyrektor sportowy Unibaxu - Sławomir Kryjom - Kułakow to pierwszy z młodych Rosjan, który trafił do Torunia. Wiktor chce się uczyć żużla, będzie czekał na swoją szansę. Jestem przekonany, że jazda w jednej drużynie z światowego formatu gwiazdami takimi jak Tomasz Gollob czy Chris Holder może pozytywnie wpłynąć na jego dalszy rozwój. Kontraktem tym chcieliśmy się też zabezpieczyć na wypadek kontuzji i jeśli będzie konieczność, to nie zawaham się wstawić go do składu. Toruński klub uważniej przygląda się zawodnikom na wschodzie. Mamy na oku dwóch piętnastolatków, którzy mają już spore umiejętności. Tam takich chłopaków jest mnóstwo, ale nie mają jak się przebić i pokazać w świecie. Wiktor taką szansę otrzymał.

Kolejnym młodym żądnym sukcesów jeźdźcem był Australijczyk Max Fricke, dla którego był to pierwszy kontrakt w Polsce, ale działacze z miasta Kopernika już od pewnego czasu obserwowali jego postępy. O tym, że inwestycja w młodego kangura była słuszna wielu przekonało się już w styczniu 2014, kiedy to Max w seniorskiej rywalizacji indywidualnych mistrzostw Australii został sklasyfikowany na ósmej pozycji (zawody wygrał powracający po kontuzji Chris Holder), by dwa tygodnie później powtórzyć wyczyn sprzed roku i ponownie zostać Młodzieżowym Indywidualnym Mistrzem Australii. Dyrektor sportowy Unibaxu Sławomir Kryjom tak argumentował ten angaż - W 2011 roku poznałem rodziców Maxa. Gdy pierwszy raz zobaczyłem go na torze, to od razu mi się sylwetką i stylem jazdy skojarzył z Leigh Adamsem. Okazało się, że to nie przypadek. Max pochodzi z Mildury, jak Adams i właśnie były as Unii Leszno dużo mu pomaga. Max ma niewielkie oczekiwania, chce się uczyć żużla, będzie czekał na swoją szansę. Kontraktem tym chcieliśmy też zabezpieczyć się na wypadek kontuzji i jeśli będzie konieczność, to nie zawaham się wstawić go do składu. Zawodnik również skomentował swój nowy kontrakt: Unibax Toruń to najlepszy klub na świecie i wspaniale, że dostałem swoją szansę na jazdę tutaj. Występy w tej drużynie to bezwzględnie mój największy cel. Jeśli tylko będzie taka możliwość, zawsze chętnie pojadę do Torunia, aby potrenować. Jeśli byłaby możliwość występów w jakichś imprezach młodzieżowych, tego typu turnieje stałyby bardzo wysoko na liście moich priorytetów. Fakt, że w zespole jeżdżą dwaj znakomitej klasy Australijczycy sprawia, że perspektywa jazdy w toruńskim klubie jeszcze bardziej mnie pociąga. Znam zarówno Darcy'ego, jak i Chrisa. To dla mnie znakomici, bardzo pomocni kumple. Poza Australijczykami osobiście nie znam żadnego z zawodników występujących w Unibaxie.

Wielu kibiców mimo zaskoczenia nie kryło zadowolenia z faktu pozyskania dwóch młodych perspektywicznych jeźdźców, jednak każdy czekał na najważniejsze transfery. A ponieważ toruński klub finansowo było stać na każdego zawodnika, dodatkowo zniesiono ograniczenie w postaci KSM i wiadomym było, że działacze z miasta Kopernika sięgną po najlepszych zawodników, bowiem również inne kluby myślały o wzmocnieniach i wiadomym było, że w sezonie AD 2014 w ekstralidze nie będzie przypadkowych zawodników.

Nic więc dziwnego, że nazwiska, które przewinęły się na transferowej giełdzie Unibaxu budziły wielkie emocje. Po tym jak toruński klub dostał "kosza" od Indywidualnego Mistrza Świata Tai Woffindena, który postanowił pozostać we Wrocławiu oraz po tym jak "odpuszczono" sobie wspomnianego wcześniej Nicki Pedersena oczekiwano na wyjaśnienie finansowych spraw na linii Emil Sajfutdinow - klub z Częstochowy. Działacze szukali jednak dodatkowych rozwiązań, na wypadek, gdyby kontrakt z Emilem Sajfutdinowem nie doszedł do skutku i podjęto wręcz sensacyjne rozmowy transferowe w kontekście ubiegłorocznych wydarzeń związanych z finałem ENEA Ekstraligi. Oto bowiem Unibax Toruń chciał zakontraktować na kolejny sezon... Patryka Dudka z Falubazu Zielona Góra! Klub z Pomorza od dłuższego czasu przejawiał zainteresowanie tym zawodnikiem. W przeszłości była szansa, aby zielonogórzanin zdobył żużlowe papiery w barwach klubu z Torunia, bowiem mama (Honorata) pochodzi z podtoruńskiego Unisławia Pomorskiego, a jego wuj (Andrzej Marwitz) podobnie jak ojciec (Sławomir) był zawodnikiem, ale w barwach toruńskich. Nic więc dziwnego, że wielu łączyło Patryka z toruńskim klubem, a i sam zawodnik nie krył sympatii do żółto-niebiesko-białych barw. Smaczku całej sprawie dodawał fakt, że klub z Zielonej Góry nie do końca doceniał klasę zawodnika i oferował mu kontrakt znacznie niższy niż na to zasługiwał. Nic więc dziwnego, że oferta Unibaxu znacznie przebiła propozycję lubuskiego klubu i w pewnym momencie zawodnik podpisał list intencyjny w którym zapewniał, że jeśli nie przywdzieje plastronu z Myszką Miki, założy plastron z Aniołem. Ponieważ lista wartościowych zawodników kurczyła się w ekspresowym tempie, działacze z Zielonej Góry chcąc myśleć o obronie mistrzowskiego tytułu musieli szybko dojść do porozumienia ze swoim wychowankiem i w tej sytuacji w kontrakcie zapewnili mu adekwatne do klasy sportowej wsparcie finansowe i Patryk Dudek pozostał w grodzie Bachusa.
W tej sytuacji Unibax skupił całą energię na pozyskaniu Emila Sajfutdinowa, który co prawda przedłużył na kolejny rok umowę z Włókniarzem Częstochowa, ale tylko po to, aby mieć więcej czasu na negocjacje z innymi klubami (zmieniać barwy klubowe można było do 15 grudnia). Wiadomym jednak było, że klub spod Jasnej Góry zalega mu znaczną kwotę pieniędzy i nie będzie czynił przeszkód w wypożyczeniu. Wielu jednak wahało się czy kontrakt z Rosjaninem to właściwa decyzja. Emil powracał bowiem na tor po kontuzji, a pamiętać trzeba było, że również Holder, Gollob i Przedpełski sezon 2013 zakończyli kontuzją. Drużyna, w której trzon stanowić mieli rekonwalescencji, była zatem nieobliczalna i mogła zarówno wszystko wygrać jak i wszystko przegrać, a w Toruniu przecież liczył się tylko tytuł Drużynowego Mistrza Polski i każde inne rozwiązanie było porażką.
Szybko jednak okazało się, że Holder będzie gotów do ścigania od początku rozgrywek, po urazie Pawła Przedpełskiego zostało tylko smutne wspomnienie, a rehabilitacja Tomasza Golloba przebiegała prawidłowo. Dodatkowo Tomasz Gollob po decyzji FIM blokującej jednoczesne starty zawodników w Indywidualnych Mistrzostwach Świata i w Indywidualnych Mistrzostwach Europy postanowił zrezygnować z rywalizacji o tytuł championa globu. Tym samym Gollob dał jasny sygnał, że nie akceptuje takich absurdalnych decyzji i postanowił skupić się na rywalizacji w polskiej lidze, która w sezonie 2014 miała być dla niego priorytetem.
Zatem niewiadomym pozostawała jedynie forma Rosjanina z Baszkirii. Zawodnik nie krył jednak swojej dyspozycji i przed podpisaniem kontraktu pojawił się w Toruniu wraz ze swoim menadżerem Tomaszem Suskiewiczem i poddał się badaniom, które miały dać odpowiedź na pytanie czy będzie gotów do sezonu ligowego już z początkiem sezonu. Oględziny wypadły pomyślnie i w tej sytuacji nic nie stało na przeszkodzie, aby podpisać umowę o wypożyczeniu zawodnika z częstochowskiego klubu. Jednak do tego, aby umowę podpisać potrzebna była zgoda trójstronna Emila Sajfutdinowa, klubu z Torunia i klubu z Częstochowy. I tu zaczęły się problemy wynikające z zaskakującej postawy prezesa "Lwów", którego decyzje budziły zdziwienie nawet kibiców spod Jasnej Góry. Oto bowiem mimo, że Unibax Toruń poinformował o wypożyczeniu Emila Sajfutdinowa juz 20 listopada 2013 roku, bardzo długo nie można było dopiąć wszelkich formalności, uprawniających żużlowca do startów w barwach Aniołów. Sprawa przeciągała się z powodu konfliktu finansowego Rosjanina z częstochowskim klubem, w którym zawodnik z końcem listopada zgodnie z podpisaną ugodą (była ona konieczna, aby klub z Częstochowy otrzymał licencję - brak zgody ze strony zawodnika wykluczyłby klub częstochowski z rozgrywek ligowych) nie otrzymał zaległych pieniędzy. W tej sytuacji Rosjanin za pośrednictwem menadżera skierował pismo do prezydenta i radnych miasta Częstochowy. Rozsierdziło to przedstawicieli Włókniarza, którzy uważali, że treścią oświadczenia zawodnik naruszył postanowienia kontraktu, a przy tym wystawił na szwank "dobre" imię klubu. Dlatego wszczęto względem niego postępowanie dyscyplinarne, a do toruńskiego klub wysłano wyjaśnienie, w którym poinformowano, że wypożyczenie Emila Sajfutdinowa nie będzie możliwe do chwili, aż zakończy się postępowanie przeciwko zawodnikowi. Jednak nie samo postępowanie było w całej sprawie żenujące, ale argumentacja i kary jakich domagali się w uzasadnieniu częstochowscy działacze. Częstochowianie wytoczyli argument w postaci absencji zawodnika podczas meczów ligowych w okresie, kiedy zawodnik przebywał przy umierającym Ojcu, a później brał udział w uroczystościach pogrzebowych. Za te "kontraktowe przestępstwa" oraz za narażenie na szwank imienia klubu, dla którego zawodnik zdobywał punkty przez cały sezon, częstochowscy działacze postanowili ukarać go karą finansową w wysokości 200.000 zł. Włókniarz domagał się nałożenia kary też na menedżera Emila Tomasza Suskiewicza za wypowiedzi, które w ocenie biało-zielonych działaczy również godziły w dobre imię ich klubu. Na zakończenie warto również wspomnieć, że "rykoszetem" zdanie dyscyplinujące otrzymał również Unibax, który w ocenie częstochowian bezpodstawnie wykorzystywał wizerunek zawodnika, będącego nadal oficjalnie zawodnikiem klubu z Częstochowy. Był to swoisty akt hipokryzji i absurdalnego myślenia, nie mającego nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem i sportowym honorem.
Sytuacja stała się na tyle patowa, że sprawą na wniosek zawodnika zajął się Trybunał PZM, który w dniu 4 marca 2014 miał wydać decyzję w sprawie naruszenia postanowień kontraktowych przez Emila Sajfutdinowa i zasadności kar, których domagał się częstochowski klub.
W oczekiwaniu na decyzję trybunału do akcji wkroczył .... Falubaz Zielona Góra, który złożył zapytanie o wypożyczenie z Włókniarza Częstochowa Emila Sajfutdinowa. Zielonogórzanie twierdzili, że znaleźli sponsora, który pokryje ewentualny kontrakt. Co oczywiste, krokiem zielonogórzan oburzeni byli toruńscy działacze - Dla mnie to jest komedia i rzecz niewyobrażalna - skomentował Sławomir Kryjom. - Traktuję postawę Falubazu jako żart. To niezrozumiałe i śmieszne zachowanie, tym bardziej, że nie mamy dziś Prima Aprillis - dodał Mateusz Kurzawski.
Decyzję Falubazu, w rozmowie z Radiem Zielona Góra, wyjaśnił Robert Dowhan. - Mamy jedno miejsce do zagospodarowania, a chcemy dać naszym kibicom i sponsorom jak najwięcej radości i mieć najlepszy zespół. Od wielu miesięcy rozmawiamy z poważną firmą pochodzącą z Rosji, która zainwestowała w Polsce. W ostatnim tygodniu pojawił się temat naszej współpracy, ale ukierunkowanej. Chcą zacząć od pomocy dla Rosjanina. Na pewno nie będziemy robić nic, co jest niezgodne z przepisami, nie będziemy przebijać, czy robić psikusa komuś. To że Toruń zapowiadał, że Emil będzie tam jeździł, a wszystko stoi w martwym punkcie, sprawiło, że postanowiliśmy też dołożyć zapytanie do Częstochowy. Zapewnił także, że zapytanie o wypożyczenie Sajfutdinowa nie jest także rewanżem za próbę "wyciągnięcia" z Falubazu Patryka Dudka przez torunian.
Starania zielonogórzan spełzły jednak na niczym, bowiem menadżer Sajfutdinowa, Tomasz Suskiewicz z miejsca uciął wszelkie spekulacje i zapowiedział, że żadne pieniądze nie skłonią Rosjanina do zmiany decyzji o wyborze Unibaxu i nie jest on zainteresowany startami w Falubazie: W tej sprawie mogę powiedzieć tylko jedno zdanie. Emil Sajfutdinow nie jest zainteresowany startami w Falubazie Zielona Góra w sezonie 2014, choćby sponsorem tego klubu miał być najbogatszy człowiek świata, który zapewni mu kontrakt. Nie ma dla nas takiego tematu. Przygotowujemy się spokojnie do następnego sezonu, w którym będziemy jeździć w Toruniu. Kibice tego klubu mogą spać spokojnie.

W tej sytuacji wszyscy cierpliwie czekali na orzeczenie władz PZM. Gdy wydawało się, że orzeczenie Trybunału Polskiego Związku Motorowego jest tylko formalnością i zawodnik zostanie "oczyszczony" z wszelkich zarzutów okazało się, że Trybunał PZM dopatrzył się jednak przewinienia Rosjanina i uznał, że zawodnik złamał regulamin i podtrzymał zasadność kary finansowej, jednocześnie zmniejszając jej wysokość do 100.000 zł. Żużlowiec miał też otrzymać zaległe pieniądze, a do 12 marca częstochowski klub powinien sfinalizować umowę wypożyczenia do toruńskiego klubu. Decyzje te wydawały się jasne dla wszystkich, jednak nie dla działaczy z Częstochowy. Przesłali oni bowiem do toruńskiego klubu projekt umowy wypożyczenia Emila Sajfutdinowa, w którym znajdował się zapis, mówiący o tym, że zawodnik nie może jechać w meczach przeciwko częstochowianom. Jeśli jednak toruńczycy zdecydowaliby się na wystawienie w ligowym składzie przeciwko Lwom ich niedawnego lidera winni zapłacić klubowi częstochowskiemu karę w wysokości 400.000 zł. Dodatkowo prezes Włókniarza udowadniał wszem i wobec, że jego klub miał wypożyczyć Sajfutdinowa do Torunia po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia decyzji trybunału, jednak nie podano konkretnego terminu, który dokładnie precyzował datę, kiedy rzeczywiście powinno dojść do załatwienia wszystkich formalności. Te nieczyste zagrywki rozsierdziły władze ekstraligi i Trybunał PZM, które wydały kolejne orzeczenie, w którym uznano, że Sajfutdinow jest wolnym zawodnikiem. W praktyce oznacza to, że dla ważności umowy pomiędzy żużlowcem a Unibaxem, nie będzie potrzebna umowa wypożyczenia z częstochowskiego klubu. I w ten sposób Emil Sajfutdinow stał się oficjalnie zawodnikiem toruńskim, a działacze z Częstochowy przekonali się, że prowadzenie klubu żużlowego to nie zabawa w kotka i myszkę, ale poważne przedsięwzięcie, za którym stoi sport, zawodnicy, kibice i sponsorzy.

Jak widać, działacze toruńscy, aby zbilansować przedsezonowe straty (minus osiem punktów) od początku w swoich działaniach kontraktowych skupili się wokół pozyskania wartościowego składu seniorów. Poszukiwali jednak równie poszukania młodzieżowca, a to zadanie również nie było proste bowiem żaden klub, który myślał o walce o najwyższe cele nie chciał wypuścić młodych wartościowych jeźdźców, którzy mogli być wartościowym zmiennikami dla seniorów. Torunianie w swych założeniach chcieli mieć trzech silnych juniorów (wliczając Pawła Przedpełskiego), tak aby jeden z zawodników młodzieżowych mógł pełnić rolę zawodnika oczekującego i jednocześnie startować w zespole pierwszoligowym na zasadach gościa, gdyby nie załapał się na spotkanie do składu ekstraligowego. Dzięki takiemu rozwiązaniu klub, który był przed rokiem trapiony kontuzjami, zyskałby zawodnika oczekującego, a ten miałby zagwarantowaną odpowiednią liczbę startów. Na transferowej karuzeli pojawiły się młode nazwiska Szymona Woźniaka z Bydgoszczy, Krystiana Pieszczka z Gdańska i Oskara Fajfera z Gniezna. Kontrakt z pierwszym z zawodników bardzo szybko zablokował macierzysty klub, żądając wygórowanej kwoty za wyszkolenie juniora. W przypadku Pieszczka sprawa trwała nieco dłużej i podobnie jak w sprawie Sajfutdinowa, decyzję podjął Trybunał PZM, który jednak nie był tak łaskawy dla zawodnika i ten pozostał na kolejny sezon na morzem. Stało się zatem jasne, że z Unibaxem zwiąże się Oskar Fajfer. Co prawda kwota za jaką Unibax miał pozyskać zawodnika, była również wygórowana, ale borykający się z problemami finansowymi klub z Gniezna poszedł na ugodę z zawodnikiem okazując się elastycznym negocjatorem w rozmowach z Unibaxem. Zatem wychowanek klubu piastującego miano pierwszej stolicy Polski trafił do miasta słynącego z pierników i astronomii.

Po zakontraktowaniu składu seniorskiego, działaczom toruńskim pozostawał już tylko jeden kontrakt do sfinalizowania. Była to umowa z Pawłem Przedpełskim, który był objawieniem minionego sezonu Ekstraligi. 18-latek zdołał osiągnąć średnią biegopunktową 1,750 i został sklasyfikowany na 30 miejscu wśród najskuteczniejszych żużlowców rozgrywek. Toruński zawodnik bez cienia wątpliwości posiada "papiery na jazdę". Widać było u niego, rzadki u tak młodych zawodników, spokój, który zapewne bierze się ze skali talentu. Jego potwierdzeniem jest naturalny sposób, w jaki wybiera najbardziej optymalne ścieżki na torze. Co ważne, robił to nie tylko na MotoArenie, ale także na obiektach, na których w zeszłym sezonie ścigał się po raz pierwszy, bądź drugi w życiu. Dlatego nie było zbytniej przesady w stwierdzeniu, że żużlowa Polska w 2013 roku była świadkiem narodzin i rozwoju wyjątkowego zawodnika. Żużlowca mogącego w przyszłości (wcale nie tak odległej) stanowić o sile, zarówno klubu z Torunia, jak i kadry narodowej. Toruński klub miał świadomość zalet młodszego z braci Przedpełskich, dlatego mimo drobnej różnicy zdań na początku rozmów ostatecznie przystał na zmianę kontraktu i podwyżkę zarówno wynagrodzenia za punkty, jak i kwoty na przygotowanie do sezonu. Wg nieoficjalnych źródeł Paweł Przedpełski za podpis pod kontraktem otrzymał 200 tysięcy złotych. Za każdy zdobyty punkt zarobił kolejne 3 500 złotych. Łączna wartość sprzętu, którą otrzymał z klubu wynosiła około 100 tysięcy złotych. Szacując podane kwoty można łatwo było wyliczyć, że Unibax w sezonie 2014, gdyby zawodnik punktował na podobnym poziomie musiał być przygotowany na wydatek rzędu 750 tysięcy złotych.
W kontrakcie z "Pawełkiem" - jak pieszczotliwie nazywali drapieżnego i skutecznego na torze Przedpełskiego toruńscy kibice - działacze upatrywali również innych profitów dla klubu: Każdy z kibiców ma swojego faworyta wśród zawodników jeżdżących w barwach jego ukochanego klubu, żużlowca dla którego przychodzi na mecze. Nie można powiedzieć, że kibic Unibaxu przychodzi na MotoArenę tylko po to, by zobaczyć światowe "gwiazdy". Oczywiście - gdy ktoś jest fanem np. Emila Sajfutdinowa, bo to świetny żużlowiec i jeździ w cyklu Grand Prix, to będzie zwracał szczególną uwagę na biegi z jego udziałem. Niewątpliwie jednak magnesem, skłaniającym kibiców do kupna karnetów, czy biletów są także zawodnicy stąd, z Torunia - Adrian Miedziński, czy właśnie Paweł Przedpełski - komentował prezes Mateusz Kurzawski.

Gdy wydawało się, że skład Unibaxu jest już definitywnie zamknięty, z początkiem marca sparingowe jazdy pokazały, że Oskar Fajfer nie spisywał się na miarę oczekiwań, a działaczy nie przekonał argument związany z brakiem sprzętu, który miał dotrzeć przed sezonem. Również toruńscy szkółkowicze z certyfikatami żużlowymi nie pokazali nic szczególnego w treningowych próbach, dlatego postanowiono podpisać roczny kontrakt z Oskarem Ajtnerem-Gollobem, który powrócił do BTS Bydgoszcz, skąd pierwotnie miał być wypożyczony do Victorii Piła. Bratanek Tomasza Golloba w Toruniu miał rywalizować o miejsce w składzie właśnie z Fajferem. Wielu stawiało jednak pytanie czy Oskar jest gotowy, żeby walczyć o skład z Pawłem Przedpełskim i swoim imiennikiem Fajferem. W przypadku Przedpełskiego sprawa wydawała się jasna, bo zawodnik będący objawieniem sezonu 2013 świetnie prezentował się na treningach i sparingach. Był dużo szybszy od Adriana Miedzińskiego i mistrza świata Chrisa Holdera. Natomiast Fajfer był tylko krok przed Ajtnerem-Gollobem. Żużlowiec pozyskany przez Unibax ze Startu Gniezno z pewnością był jednak bardziej doświadczony i objeżdżony niż wychowanek BTS-u Bydgoszcz, ale działacze zakładali, że jeśli najmłodszy zawodnik z rodziny Gollobów zrobi w ciągu kilku miesięcy szybki postęp, to w drugiej połowie sezonu ma szansę znaleźć się w składzie Unibaxu. Czas miał grać na korzyść zawodnika, który ciągle czekał na upragniony ekstraligowy debiut, bowiem mimo podpisanego kontraktu, Ajtner-Gollob nadal w założeniach miał gościnnie startować w Victorii Piła, gdzie miał podnosić swoje umiejętności, u boku swojego ojca - Jacka, który po kilku latach powrócił do czynnego ścigania, ale jednocześnie miał być "wariantem B" na pozycji juniorskiej w składzie Unibaxu.

Ostatecznie w marcu po domknięciu wszystkich kontraktów, kadrę Aniołów potwierdziło GKSŻ w komunikacie:
Zawodnik Rok
urodzenia
średnia biegowa
w sezonie 2013
kontrakt do
końca roku
Emil Sajfutdinow
Rosja
1989 2,260 2014 straniero - senior
Chris Holder
Australia
1987 2,232 2014 straniero - senior
Tomasz Gollob
Polska
1971 2,154 2014 senior
Adrian Miedziński
Polska
1985 2,082 2014 senior
Darcy Ward
Australia
1992 2,041 2014 straniero - senior
Paweł Przedpełski
Polska
1995 1,750 2015 junior
Oskar Fajfer
Polska
1994 1,162 2015 junior
Oskar Ajtner-Gollob 1995 - ns - 2014 junior
startował też jako
"gość" w Pile
Paweł Wolender
Polska
1994 - ns - 2014 junior
Wiktor Kułakow
Rosja
1995 1,455
(2 liga)
2017 straniero - junior
Max Fricke
Australia
1996 - ns - 2015 straniero - junior
Karol Ząbik
Polska
1986 - ns - 2014 senior
Łukasz Przedpełski
Polska
1992 - ns - 2014 senior
wypożyczony
w trakcie sezonu

Kadrę stanowiła również toruńska szkółka żużlowa prowadzona przez Jana Ząbika i Mirka Kowalika.
Obok zawodników z podstawowego składu zgłoszonych przed sezonem do rozgrywek:
    Paweł Przedpełski ur. 23.06.1995
    Oskar Fajfer ur.
30.04.1994
    Dawid Krzyżanowski ur. 25.08.1997
    Paweł Wolender ur. 01.11.1994

W toruńskiej szkółce było również 3 innych żużlowych adeptów, którzy oczekiwali na wykupienie licencji przez klub:
    Tomasz Przywieczerski ur. 02.01.1997
    Patryk Sikora ur. 21.10.1995
    Tomasz Beyger ur. 06.12.1995

Pozostała piątka w roku 2014 po skończeniu 15 lat, miała przystąpić do uzyskania żużlowych certyfikatów. A byli to:
    Adrian Bułanowski
    Igor Kopeć-Sobczyński
    Marcin Kościelski
    Adam Wankiewicz
    Marcin Turowski

Z kadry Unibaxu na rok 2014 ubyli:
Ryan Sullivan 1975 1,000 senior - koniec kariery
Brzozowski Kamil 1987 0,838 senior - podpisał umowę w Ostrowie
Emil Pulczyński 1992 1,097 senior - podpisał umowę w Pile
Kamil Pulczyński 1992 0,743 senior - podpisał umowę w Pile
Edward Kennett 1986 0,667 senior - brak kontraktu w Polsce
Matej Kus 1989 0,000 senior - podpisał umowę w Gnieźnie

Kariery zakończyli lub klub postanowił dalej nie inwestować w rozwój zawodników:
    Mateusz Kwiatkowski ur. 05.08.1993, lic. 2011
    Patryk Rumiński ur. 11.02.1993, lic. 2011
    Mateusz Piernikowski ur. 12.02.1995, lic. 2011
    Mateusz Krywald ur. 25.02.1995, lic. 2013
    Dawid Mroczkowski ur. 19.08.1995, lic. 2013
    Adrian Śliwiński ur. 11.08.1994, lic. 2013
    Wojciech Gołost ur. 31.12.1996, lic. 2013
    Tomasz Beyger ur. 6.12.1995, lic. 2013

Przygotowania do sezonugóra strony


W tle transferów i obietnic składanym zawodnikom, kibicom, sponsorom toczyły się posiedzenia władz żużlowych, na których ustalano regulaminy i przepisy związane z rywalizacją w sezonie 2014. Obok postanowień transferowych toczyły się dysputy nad tym jak powinny nazywać się poszczególne klasy rozgrywkowe oraz jak powinien wyglądać proces przyznawania licencji dla klubów. W związku z tym podczas grudniowego posiedzenia Główna Komisja Sportu Żużlowego podjęła decyzję promocyjno-marketingową, w ramach której nastąpiły zmiany oficjalnych nazw pierwszej oraz drugiej ligi żużlowej. Przyjęto wówczas nazwy: Polska Liga Żużlowa dla DM pierwszej Ligi oraz Polska 1 Liga Żużlowa dla DM drugiej ligi. O ile pierwsza nazwa została powszechnie zaakceptowana, to nowa nazwa dla drugiej Ligi żużlowej budziła kontrowersje. Pojawiły się bowiem głosy, że nazwanie trzeciej de facto klasy rozgrywkowej Polską 1 Ligą Żużlową nie jest dobrym pomysłem. Wsłuchując się w krytyczne głosy części środowiska żużlowego, GKSŻ uznając przedstawione racje postanowiła zmienić oficjalną nazwę dotychczasowej DM II ligi na: Polska 2 Liga Żużlowa. Mając na uwadze powyższe w sezonie 2014 obowiązującymi nazwami poszczególnych klas rozgrywkowych w sporcie żużlowym były:


najwyższa klasa rozgrywkowa w której zespoły walczyły o tytuł DMP

zaplecze ekstraligi - zespoły walczyły o DM I Ligi premiowane awansem do ekstraligi

zaplecze PLŻ - zespoły walczyły o DM II ligi  premiowane awansem do PLŻ

Wcześniej jednak ruszył proces licencyjny, w którym wprowadzono kilka istotnych zmian.
Pierwsza zmiana dotyczy konieczności sporządzenia do dnia 4 grudnia opinii biegłego rewidenta wskazanego przez organ zarządzający. W sezonie 2013 ten obowiązek dotyczył jedynie klubów Enea Ekstraligi. Od sezonu 2014 przepis dotyczy również klubów I i II ligi.
Kluby Ekstraligi, podobnie jak w poprzednich latach, będą musiały posiadać drużynę juniorów składającą się z trzech zawodników do lat 21 posiadających obywatelstwo polskie i licencję "ż", startującą we wszystkich zawodach ligi juniorów zgodnie z przyjętym regulaminem tych rozgrywek. Obowiązek posiadania drużyny winien zostać spełniony od początku do końca cyklu zawodów ligi juniorów odbywających się w sezonie, na który klub otrzymał Licencję. Od sezonu 2015 limit zawodników zostanie podniesiony do czterech, a od 2016 roku do pięciu zawodników.
Dla klubów II ligi zniesiony został obowiązek posiadania oświetlenia minimum 900 luxów na tor i 400 luxów w parku maszyn i linii ustawienia zawodników. W wypadku stosowania przez klub oświetlenia przenośnego musi ono być ustawione na stadionie i gotowe do natychmiastowego użycia w każdych zawodach ligowych odbywających się na danym stadionie.
W przypadku klubów Ekstraligi żużlowej parking musiał być zlokalizowany w takim miejscu, aby nie oddzielały go od parku maszyn ciągi komunikacyjne, którymi poruszają się kibice. Dodatkowo dla klubów Ekstraligi, dotychczasowy obowiązek posiadania tablicy świetlnej zastąpiono obowiązkiem posiadania telebimu o rozmiarach 7x5 metrów.
Dla klubów I i II ligi zniesiony został obowiązek złożenia wraz z wnioskiem o nadanie licencji oświadczenia zawodników krajowych i zagranicznych o braku na dzień 30 listopada bieżącego roku zobowiązań klubu wobec nich, wynikających z regulaminów i zawartych umów na dany rok i lata poprzednie lub odpowiednie dokumenty uzgadniające sposób i terminy spłaty ww. zobowiązań. Zasadność wprowadzenia tej zmiany wyjaśnił członek Głównej Komisji Sportu Żużlowego Łukasz Szmit - Od tego roku wprowadzamy konieczność sporządzenia do 4 grudnia opinii biegłego rewidenta również w przypadku klubów I i II ligi. Tym samym składanie oświadczeń, o których mówimy stało się bezcelowe. Audyty wykażą bowiem wszelkie niedociągnięcia finansowe.
W sezonie 2013 klubom od decyzji Prezydium Zarządu Głównego PZM przysługiwało w terminie 14 dni odwołanie do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Od tego sezonu - w nawiązaniu do przepisów ustawy o sporcie - decyzja Prezydium ZG PZM będzie ostateczna.
Prezydium ZG PZM jest uprawnione do ustalania wskaźników finansowych, których spełnienie będzie warunkowało przyznanie klubom licencji na kolejny sezon.
W uzasadnionych przypadkach Prezydium ZG PZM mogło wydać licencję nadzorowaną, umożliwiającą start klubu w rozgrywkach danej klasy rozgrywkowej, jednocześnie określając warunki programu naprawczego tego klubu. W przypadku niespełnienia przez klub warunków określonych przez Prezydium ZG PZM licencja nadzorowana wygasa.

Wśród wyżej wymienionych spraw kluby musiały spełnić szereg kryteriów prawnych, sportowych, związanych z infrastrukturą sportową i finansowych. Jednak najpoważniejszą zmianą w przepisach licencyjnych na sezon 2014 było wprowadzenie licencji nadzorowanych, których przyznanie polegało na tym, ze w uzasadnionych przypadkach Prezydium ZG PZM mogło wydać taką licencję, aby umożliwić klubowi start w rozgrywkach danej klasy rozgrywkowej, jednocześnie określając warunki programu naprawczego tego klubu. Licencję nadzorowaną może wydawać tylko i wyłącznie Komisja Licencyjna. Licencja nadzorowana to nic innego jak nałożenie przez Komisję Licencyjną programu naprawczego na dany klub, który chce uzdrawiać swój budżet kosztowy. W przypadku niespełnienia przez klub warunków określonych przez Prezydium ZG PZM licencja nadzorowana wygasała. Zdaniem prezesa Speedway Ekstraligi to narzędzie, które miało być pomocne, gdy klub przechodził chwilowe problemy finansowe. W praktyce oznaczało to, że władze żużlowe oficjalnie pozwoliły na to, aby kluby zadłużały się lub przesuwały to zadłużenie w czasie. Jednak czy licencja nadzorowana była pomocą czy oficjalnym balastem klubów żużlowych okazać miało się w następnym sezonie.

Działacze klubowi nie byli jednak zadowoleni z prac ekstraligowych władz i chcieli zmian w zarządzaniu spółką i grozili nawet wycofaniem z rozgrywek swoich zespołów! Przedstawicie klubów nie chcieli, żeby spółka Ekstraliga Żużlowa była dalej zarządzana w obecny sposób i były bardzo zdeterminowane, żeby doszło do zmian w sposobie zarządzania. A ów sposób wyglądał tak, że większościowym udziałowcem Ekstraligi Żużlowej był Polski Związek Motorowy, który posiadał 51 procent udziałów i miał decydujący wpływ na funkcjonowanie spółki. Kluby domagały się dymisji prezesa PZM Andrzeja Witkowskiego i podkreślały, że nie chodzi im o awanturę, ale o spotkanie i konstruktywną rozmowę o problemach żużla, bowiem uważali, że większość decyzji zapada bez ich wiedzy i aprobaty. Nieoficjalnie wiadomo było, że najwięcej zastrzeżeń dotyczyło kwestii finansowych - zwiększenia opłaty za zarządzanie rozgrywkami, opłat za kontrakty czy aneksy do kontraktów. Niezadowolenie działaczy narosło, gdy władze spółki wprowadziły nowy regulamin na rok 2014 i nie przedstawiły go do zaopiniowania Walnemu Zgromadzeniu Wspólników. W ocenie klubów Ekstraliga Żużlowa nie spełniała również swojego statutowego obowiązku, którym było poszerzanie zasięgu terytorialnego rozgrywek. Oburzenie ligowych prezesów budził też fakt, ze Polski Związek Motorowy (udziałowiec spółki) brał udział w podziale dywidendy z zysku. Prezesi chcieli też ujawnienia zarobków prezesa i wiceprezesa i domagali się również wycofania z opłat za zarządzanie rozgrywkami i opłat związanych z rejestracją zawodników. Nieoficjalnie mówiło się również, że cała akcja prezesów w istocie miała na celu zmianę prezesa ekstraligi, a nowym kandydatem na fotel szefa był doskonale znany w środowisku Andrzej Rusko.
Swoje niezadowolenie działacze wyrazili na specjalnej naradzie we Wrocławiu po której wydali stosowne oświadczenie (z podpisania oświadczenia wyłamał się tylko klub z Zielonej Góry):
My niżej podpisani Przedstawiciele Klubów Sportowych które uczestniczą w rozgrywkach żużlowych Drużynowych Mistrzostw Polski i tworzą ligę zawodową zarządzaną przez "Ekstraliga Żużlowa" sp. z o. o. w Bydgoszczy, której jesteśmy współczłonkami, mając na względzie dobro sportu, rozwój i propagowanie najwyższej klasy rozgrywek ligowych w Polsce oraz dążąc do osiągnięcia wspólnego celu wspierania sportu żużlowego oświadczamy, że będąc zaniepokojeni funkcjonowaniem i finansami spółki "Żużlowa Ekstraliga" sp. z o. o. oraz sposobem zarządzania ligą żużlową, podejmiemy wspólne działania aby ukształtować tak treść umowy spółki "Żużlowa Ekstraliga" sp. z o. o. zmienić w niej strukturę udziałów, sposób prowadzenia jej spraw, a także ułożyć stosunki pomiędzy współczłonkami, aby Kluby Sportowe miały realny wpływ na sposób prowadzenia spraw spółki żużlowej "Ekstraliga Żużlowa", rozwój sportu żużlowego i oby Kluby Sportowe mogły uczestniczyć w organizowanych w formie rozgrywek ligowych współzawodnictwie sportowym żużla.
Nadto oświadczamy, że jeśli podjęte wspólnie działania nie doprowadzą do określonego powyżej celu, to Kluby Sportowe podejmą wspólną decyzję o odmowie udziału w rozgrywkach, które miałyby być prowadzone przez "Ekstraliga Żużlowa" sp. z o. o. i w porozumieniu, przede wszystkim z Ministrem Sportu i Turystyki podejmą działania aby powstała w Polsce zawodowa liga żużla, w której panować będą zdrowe zasady rywalizacji sportowej i wszyscy jej uczestnicy będą działać wobec siebie lojalnie kierując się przede wszystkim dobrem sportu a nie partykularnymi interesami.

Całe zajście komentowali żużlowi prezesi:
Andrzej Witkowski (prezes Polskiego Związku Motorowego) - Rozgrywki ligi w sezonie 2014 się odbędą, bo chcą tego kibice, zawodnicy i poważni prezesi, a nie przypadkowi ludzie, którzy spotkali się we Wrocławiu, żeby wysłuchać prelekcji działacza, którego nie ma oficjalnie w strukturach żadnego z klubów. Rok temu prezesi z Leszna i Wrocławia kazali mi wziąć władzę i namaścili Wojciecha Stępniewskiego na nowego prezesa Ekstraligi. To nie był człowiek z mojej bajki, ale na propozycję przystałem. Dziś jednak rozgrywki są dobrze zarządzane, ale kluby mają pusto w kasie, więc one wyciągają ręce po te pieniądze. A za jakie środki mam zorganizować szkolenia dla sędziów i komisarzy, których domagają się ci sami prezesi? W listopadzie podamy do opinii publicznej informację o tym, jak wyglądają finanse klubów. Generalnie dziwi mnie fakt, że ktoś wyciąga temat jakichś opłat za podpisanie kontraktu w wysokości tysiąca złotych, podczas gdy wydaje miliony na umowy z zawodnikami.
Trzeba przejrzeć kodeks handlowy i kodeks spółki, żeby zobaczyć jaka większość jest potrzebna, żeby odwołać radę i jej przewodniczącego. Natomiast na pewno nie wyrazimy zgody na sprzedaż udziałów związku, bo nic złego w ostatnim czasie się nie stało a spółka Ekstraliga Żużlowa jest w dobrej kondycji finansowej. Kluby mają natomiast kłopoty finansowe i zamiast je samemu rozwiązywać, to chcą sięgać po pieniądze spółki. A tak już na marginesie, to kluby niech najpierw spłacą długi wobec spółki i zawodników, a potem niech się zastanowią skąd wziąć pieniądze na odkupienie udziałów. Generalnie rozmawiałem już z kilkoma prezesami klubów ekstraklasy i oni są za tym, żeby nadal PZM kierował ligą i będą na tym walnym głosowali tak jak związek

Piotr Szymański (przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego) - Prezesi zachowują się zaskakująco niepoważnie. Mamy sponsorów kadry i Ekstraligi, rozmawiamy z kolejnymi, a tu nagle takie zachowanie i oświadczenie, które jest rzuceniem kłody pod nogi. Dla mnie jest to próba odwrócenia uwagi od istoty problemu, czyli pustek w kasie. Od lat jestem członkiem zespołu licencyjnego i prawie zawsze chwytam się za włosy, kiedy widzę, co się dzieje z finansami w klubach. A czy rozgrywki ruszą? Szczerze powiem, że mnie już męczy ta dyskusja o sprawach związanych z Ekstraligą. Przed rozpoczęciem sezonu 2013 większość prezesów optowała za zmianami regulaminowymi i organizacyjnymi. Teraz znowu mamy próbę przewrócenia tego wszystkiego do góry nogami. W I i II lidze nie ma takich problemów. Siadamy, rozmawiamy we własnym gronie i zawsze udaje nam się osiągnąć porozumienie. Myślę, że w przypadku Ekstraligi będzie podobnie.

Na zarzut braku gospodarności i słabej kondycji finansowej spółki Speedway Ekstraliga wydała komunikat, w którym przedstawia aktualną sytuację finansową Spółki zarządzającej rozgrywkami.
KOMUNIKAT PRASOWY ENEA EKSTRALIGI Z DNIA 12.09.2013
W związku z pojawiającymi się w mediach informacjami dotyczącymi funkcjonowania spółki Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. oraz współpracy na linii Polski Związek Motorowy i Kluby uprzejmie informujemy:
Zgodnie z ustawą o sporcie art. 13 ust. 1 Polski Związek Motorowy ma wyłączne prawo do ustalania reguł organizacyjnych i sportowych uprawiania sportu żużlowego w Polsce. Zgodnie z obowiązującą ustawą ze względu na przekształcenie się klubów w spółki akcyjne w 2006 roku została powołana spółka Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. która przejęła za zgodą i na podstawie umowy z Polskim Związkiem Motorowym zarządzanie najwyższą klasą rozgrywkową. Każdy z 8 udziałowców klubów żużlowych wpłacił 33000 zł i objął 11 udziałów w kapitale zakładowym po 3000 zł każdy, natomiast Polski Związek Motorowy wpłacił 36000 zł i objął 12 udziałów. Łączny kapitał zakładowy spółki wynosił wtedy 366000 zł i dzielił się 100 udziałów. Został powołany jednoosobowy Zarząd w osobie Prezesa Ryszarda Kowalskiego. Kolejne umowy na zarządzanie rozgrywkami zostały podpisane przez spółkę z PZM za zgodą ministra sportu odpowiednio w październiku 2009 i 2012 roku (każda na 3 lata). Po 6 latach funkcjonowania spółki w październiku 2011 roku na spotkaniu z Prezesem Andrzejem Witkowskim kluby ekstraligi żużlowej zwróciły się do Polskiego Związku Motorowego o przejęcie większościowej kontroli nad spółką, gdyż istniejący podział udziałów w którym decyzje w każdej sprawie zapadały większością głosów klubów, które realizowały na Walnych Zgromadzeniach swoje partykularne interesy, uniemożliwiał dalszy rozwój spółki. Taki stan rzeczy potęgował jeszcze brak porozumienia klubów co do wizji rozwoju spółki, co w praktyce uniemożliwiało Zarządowi prowadzenie jej spraw. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom klubów Prezydium Zarządu Głównego Polskiego Związku Motorowego wyraziło w dniu 27.01.2012 roku zgodę na przejęcie pakietu większościowego w spółce Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. W związku z powyższym w dniu 6.03.2012 roku jednogłośną Uchwałą Zgromadzenia Wspólników Kluby wyraziły zgodę na objęcie nowych udziałów i podwyższenie przez Polski Związek Motorowy kapitału zakładowego. W wyniku podjętej uchwały Polski Związek Motorowy wpłacił kwotę 333.000 zł i objął dodatkowe 111 udziałów, czyli objął łącznie 123 udziały po 3000 zł. każdy, co stanowi 52,78% udziałów spółce. Obecnie kapitał zakładowy spółki wynosi łącznie 699.000 zł.
Rozpoczynając działalność operacyjną spółka przejęła w 2006 roku od Polskiego Związku Motorowego realizację umowy telewizyjnej z Polsatem, która obowiązywała do sezonu 2007, a która nie generowała dla spółki oraz klubów przychodów finansowych. W roku 2007 w wyniku przeprowadzonego konkursu ofert została przez nowy Zarząd podpisana dwuletnia umowa na transmisje telewizyjne z TVP SA na lata 2008-2009. W 2008 roku w kwietniu został podpisany pierwszy kontrakt reklamowy z firmą Mobilking, operatorem telefonii komórkowej, a następnie w sierpniu tego roku został podpisany kontrakt ze sponsorem tytularnym spółki firmą Centernet SA operatorem telefonii komórkowej na lata 2008-2010. W 2009 roku po przeprowadzeniu konkursu ofert została zawarta kolejna umowa na transmisje z TVP SA na lata 2010-2012, natomiast w 2011 roku została zawarta umowa z ENEA SA na sponsoring tytularny, która będzie realizowana do końca 2014 roku. W listopadzie 2012 roku został powołany nowy dwuosobowy zarząd spółki w osobach Prezesa Wojciecha Stępniewskiego i Wiceprezesa Ryszarda Kowalskiego. W wyniku konkursu ofert przeprowadzonego przez nowy Zarząd oraz UFA Sports GMBH spółka zawarła w styczniu 2013 roku za zgodą 9 Wspólników Enea Ekstraligi umowę z Canal+ Cyfrowy SA na transmisje telewizyjne na lata 2013-2015.
W wyniku działania Spółki kwoty wypłacane klubom - poza rokiem 2011 – z roku na rok systematycznie wzrastają i tak w sezonie 2008 klub otrzymał kwotę około 130000 zł netto, w sezonie 2009 - kwotę około 260000 zł netto, w sezonie 2010 – kwotę około 460000 zł netto, w sezonie 2011 – kwotę około 220000 zł netto, w sezonie 2012 – kwotę około 460000 zł netto, w sezonie 2013 – kwotę około 510000 zł netto. W latach 2007-2013 działalność spółki przyniosła klubowi Ekstraligi – ponad 2 000 000 zł przychodu netto podczas, gdy koszty usług zarządzania wykonywanych dla klubu przez spółkę w tym okresie wyniosły około 96000 zł netto co stanowi koszty w wysokości około 5% otrzymanego przez każdy klub przychodu.
Jednocześnie należy wskazać, że niezależnie od realizowanych umów spółka systematycznie od 2008 roku osiąga zysk operacyjny z prowadzonej działalności i tak w 2008 roku spółka osiągnęła zysk w kwocie 17999,85 zł netto, w roku 2009 - 8764,72 zł netto, w roku 2010 - 16250,87 zł netto, w roku 2011 - 207041,89 zł netto i w wreszcie za rok 2012 roku 361 429,51 zł netto. W związku z powyższym w roku 2013, niezależnie od środków jakie otrzymały kluby ze spółki z tytułu realizacji zawartych umów, Zarząd po raz pierwszy w historii zaproponował wypłatę części zysku w wysokości 215000 zł netto w formie dywidendy udziałowcom spółki. Zgodnie z art. 191 par. 3 KSH zysk przypadający wspólnikom dzieli się w stosunku do udziałów co oznacza, że zgodnie z ustawą kwota przeznaczona do podziału w ramach dywidendy winna zostać podzielona proporcjonalnie do posiadanych udziałów pomiędzy kluby i PZM. Kluby nie wyraziły jednak zgody na wypłatę dywidendy zgodnie z obowiązującymi przepisami i umową spółki wobec czego środki te pozostały w spółce.
Resumując spółka znajduje się w dobrej kondycji finansowej, wypracowuje corocznie większe środki dla klubów i posiada podpisane umowy oraz zrównoważony budżet, które gwarantują jej stabilne funkcjonowanie w kolejnych latach. Oświadczenie wystosowane przez kluby jest wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności części Wspólników spółki, narusza jej wizerunek biznesowy i w opinii Zarządu stanowi daleko idące utrudnienie prowadzonych rozmów sponsorskich mających na celu pozyskanie dodatkowych środków finansowych dla klubów.
Podpisano:
Prezes Speedway Ekstraligi Wojciech Stępniewski
Wiceprezes Speedway Ekstraligi Ryszard Kowalski

Ostatecznie stronom udało się dojść do porozumienia i kluby mogły przygotowywać się do rozgrywek. W toku przygotowań kluby zaplanowały również spotkania i eventy z kibicami i sponsorami. Dotyczyło to również klubu z Torunia, który bez rozgłosu, mediów i specjalnej radości odebrał medale za wicemistrzostwo Polski na zamkniętym balu dla sponsorów klubu.

Zaprezentowano również kombinezony, w których toruńscy zawodnicy mieli ścigać się w rozgrywkach ligowych. Kostiumy Unibaxu na sezon 2014 były niemal identyczne, jak te z ubiegłego roku. Kolorem dominującym była czerń. Dodatkowo stroje miały wstawki białe, żółte i niebieskie. Klub zakupił 14 kevlarów, po jednym dla każdego zawodnika z klubowej kadry. Cena podstawowa jednego stroju wynosi 2500 zł. Jednak doszycie logotypów z nazwami sponsorów podwoiło cenę. Unibax zamówił kostiumy w dwóch źródłach. Firma Maliniak Design szyła stroje dla Tomasza Golloba, Maxa Fricke i Pawła Przedpełskiego. Dla pozostałych zawodników kevlary wykonał KW Products.

Co ważne toruński klub, podobnie jak pozostałe ekipy Enea Ekstraligi, musiał dostarczyć projekt nowego kevlaru do żużlowej centrali. Spółka zarządzająca rozgrywkami z kolei musiała ów projekt zatwierdzić. W praktyce chodzi o to, że sprawdzano, czy prawidłowo zostały rozmieszczone reklamy sponsora tytularnego rozgrywek, firmy Enea oraz mającej prawa telewizyjne platformy nc+.

Rozmieszczenie reklam na wszystkich strojach w ekstralidze było ściśle określone regulaminem i przedstawiono na przygotowanych grafikach.

Kibice mogli też emocjonować się wyborem najlepszego żużlowca w sezonie 2013. XXIV plebiscyt prowadził Tygodnik Żużlowy, a wyniki zostały ogłoszone w Lesznie na tradycyjnym balu żużlowca.
Oto wyniki XXIV Plebiscytu Tygodnika Żużlowego na najpopularniejszych zawodników, trenerów i działaczy 2013 roku.

10 najpopularniejszych żużlowców:
   
1. Jarosław Hampel (Zielona Góra)
    2. Patryk Dudek (Zielona Góra)
    3. Tomasz Gollob (Toruń)
    4. Janusz Kołodziej (Tarnów)
    5. Krzysztof Kasprzak (Gorzów)
    6. Maciej Janowski (Tarnów)
    7. Piotr Protasiewicz (Zielona Góra)
    8. Przemysław Pawlicki (Leszno)
    9. Adrian Miedziński (Toruń)
    10. Piotr Pawlicki (Leszno)

Najpopularniejszy obcokrajowiec: Greg Hancock (Bydgoszcz)

Najpopularniejszy trener Enea Ekstraligi: Piotr Baron (Wrocław)
Najpopularniejszy trener I ligi: Stanisław Chomski (Gdańsk)
Najpopularniejszy trener II ligi: Jan Grabowski (Rybnik)

Działacz roku Enea Ekstraligi: Józef Dworakowski (Leszno)
Działacz roku I ligi: Zbigniew Fiałkowski (Grudziądz)
Działacz roku II ligi: Krzysztof Mrozek (Rybnik)

Najsympatyczniejszy zawodnik: Przemysław Pawlicki (Leszno)
Widowiskowa jazda: Janusz Kołodziej (Tarnów)
Mister elegancji: Piotr Protasiewicz (Zielona Góra)

Objawienie sezonu: Paweł Przedpełski (Toruń)
Junior roku: Patryk Dudek (Zielona Góra)
Fair play: Jan Ząbik - jako jedyny z klubu KST Unibax przeprosił za odmowę startu drużyny w finale DMP.
Pechowiec roku: Emil Sajfutdinow (Częstochowa)

Międzynarodowa impreza roku: Finał SEC w Gdańsku
Krajowa impreza roku: Mecz Polska - Mistrzowie Świata w Lublinie
Dętka roku: KST Unibax Toruń za odmowę startów w DMP w Zielonej Górze.

Najważniejsze było jednak szlifowanie formy sportowej. Unibax oczywiście miał gotowy plan treningów i w kalendarzu tylko oznaczał te rzeczy, które nam się udało zrealizować. Wszystko jak zwykle było pod pełną kontrolą i przebiegało zgodnie z planem. Zawodnicy ćwiczyli pięć razy w tygodniu na sali lub lodowisku. W lutym udali się na zgrupowanie do Szklarskiej Poręby, a starsi zawodnicy - Tomasz Gollob, Adrian Miedziński i Emil Sajfutdinow planowali wyjazd w okolice Barcelony, gdzie mieli trenować na crossie. Treningi na torze żużlowym, zaplanowano w okolicach 12 - 13 marca, a wśród sparingpartnerów pojawiły się kluby z Leszna, Gorzowa i Bydgoszczy.

Oto jak przygotowania żużlowców komentował dyrektor sportowy klubu Sławomir Kryjom: Wszyscy zawodnicy trenują na pełnych obrotach i nikt nie narzeka na urazy. Już 5 lutego wyjeżdżamy na 7-dniowy obóz do Szklarskiej Poręby, który pozwoli zawodnikom na jeszcze lepsze dotlenienie organizmów. Oprócz klasycznych zjazdów mamy w planach treningi biegowe w Jakuszycach. W przypadku braku śniegu będziemy korzystali z nartostrad w pobliskim Harrachovie. W marcu żużlowcy Unibaxu Toruń planują już treningi na torze, bowiem od kilku lat jako jedni z pierwszych wyjeżdżają na tor, korzystając z zadaszenia MotoAreny. Pierwsze treningi są planowane na 12-13 marca, a jeśli warunki będą niekorzystne, toruńscy żużlowcy wyjadą na kilka dni do chorwackiego Gorican.

Z kolei jeszcze wówczas trener żużlowców Mirosław Kowalik, pokusił się o porównanie treningów do zajęć, które prowadził Ryszard Neunert w okresie, gdy toruński trener był czynnym zawodnikiem: To zupełnie inny poziom porównawczy. My kiedyś bardzo się staraliśmy, odbywało się to na innych zasadach. Jeszcze kilka lat temu był taki okres, że młodzi ludzie chcieli być od razu wielkimi gwiazdami, nie wkładając w to wiele pracy. Ale to się zmieniło. U chłopaków, z którymi pracuję, widać wielką chęć, zaangażowanie. A jeśli tylko zauważymy, że ktoś ma mniejsze chęci, od razu tłumaczymy mu, że bez pracy nie ma żadnych szans na osiągnięcie sukcesu i odnosi to skutek. Szybko dołącza do czołówki najambitniejszych. Po dzisiejszych treningu, rzeczywiście czasami młodzi zawodnicy padają z wycieńczenia, ale my też nie mieliśmy lekko. Chociaż Ryszard Neunert prowadził zupełnie inny tok przygotowań. Oczywiście, są elementy, które się powielają, ale generalnie odbywa się to inaczej. Od wielu lat zajmuje się tym Zbigniew Wójtowicz, to znakomity fachowiec i wie co robi.

Jan Ząbik podsumował natomiast obóz w Szklarskiej Porębie: kliku naszych młodych zawodników nie jeździło wcześniej na nartach, więc musiało się tego nauczyć. Było to konieczne, gdyż zjazdy ze stoku były ważnym elementem naszych przygotowań. Gdy jeździ się na nartach, człowiek oswaja się z prędkością. Ważne jest to, by ci młodzi zawodnicy się do niej przyzwyczaili, bo podobnie będzie później na torze. Treningi w górach na pewno wpłynęły na poprawę kondycji wszystkich młodych zawodników. Oceniam, że ostatni tydzień został przez nas bardzo dobrze przepracowany. Oprócz jazdy na stoku, biegaliśmy i mieliśmy długie spacery. Zadbaliśmy o to, by zawodnicy poprawili swoją kondycję i mieli mocne nogi. Pobyt w Szklarskiej Porębie był także dobrą okazją do integracji. Na zgrupowaniu obecny był nowy młodzieżowiec Unibaxu Oskar Fajfer. Szybko przyjęto go do zespołu i atmosfera była naprawdę udana. Wszystko wygląda bardzo optymistycznie i pozostaje nam mieć nadzieję, że podobnie będzie w marcu, gdy zaczniemy już normalne treningi na torze.

Równolegle do przygotowań klubowych zawodnicy przygotowywali się do rywalizacji o tytuł najlepszego jeźdźca na świecie i w Europie. I choć zmiany te nie zakłócały toku przygotowań sportowych to organizacyjne budziły wiele kontrowersji, o których w tym miejscu warto wspomnieć, bowiem były to tak absurdalne i niedorzeczne decyzje, że nie można obok nich przejść obojętnie. Oto bowiem firma One Sport Marketing, która organizowała cykl turniejów o tytuł Mistrza Europy w pierwszym roku swojej działalności, przebiła organizacyjnie cykl Grand Prix wyłaniający Mistrza Świata i niestety jak to przy sukcesach bywa, pojawili się ludzie, którzy próbowali zablokować sukces One Sport Marketing. Była to firma zarządzająca cyklem wyłaniającym mistrza świata, która lobbowała w FIM, aby zablokować jednoczesne starty zawodników w Indywidualnych Mistrzostwach Świata i w Indywidualnych Mistrzostwach Europy. I choć ostatecznie po ostrym ataku całego środowiska żużlowego, sponsorów, krajowych federacji w tym polskiego PZM Międzynarodowa Federacja Motocyklowa poinformowała, że zakaz dotyczący występów zawodników SGP w SEC zostanie zawieszony do 1 stycznia 2015 roku.
Wzburzenia decyzją międzynarodowej federacji nie krył Tomasz Gollob, który zrezygnował ze startów w GP oraz odmówił przyjęcia wolnego numeru na turniej w Bydgoszczy i po  zapoznaniu się z orzeczeniem FIM tak komentował ów absurd "Jestem zbulwersowany postawą FIM w kwestii ograniczenia możliwości startów zawodników w imprezach mistrzowskich na szczeblu kontynentalnym i światowym. Żużel to nie jest sport na tyle masowy, by mógł pozwolić sobie na tego typu sztuczne ograniczenia. To uderza bezpośrednio w interes zawodników i tego typu pomysłom trzeba przeciwstawiać się w zdecydowany sposób. Chciałbym wezwać wszystkich zawodników do tego, by jawnie przeciwstawili się tej kuriozalnej decyzji FIM. Nie możemy pozwolić sobie na takie traktowanie przez najwyższe władze światowego żużla, ja się z tym kategorycznie nie zgadzam. Ciągłe przesuwanie granicy tolerancji dla zachowań działaczy, którzy nie mają pojęcia o tym co robią, to olbrzymi skandal i nie można przejść obok tego obojętnie. W zaistniałej sytuacji nie wyobrażam sobie jak, jako stały uczestnik cyklu SEC, miałbym przyjąć zaproszenie do startu w Grand Prix w Bydgoszczy - jeżeli taką propozycję oficjalnie dostanę. Nie mogę zgodzić się na to, by zawodnicy i osoby, którym zależy na promocji speedwaya, były traktowane w ten sposób. Apeluję do najwyższych władz FIM o rozsądek i wycofanie się z tej decyzji, którą traktuję jako wielką pomyłkę godzącą w sport, któremu poświęciłem całą swoją karierę".

Z rywalizacji o tytuł najlepszego championa na ziemi zrezygnował też Emil Sajfutdinow, oficjalnie tłumacząc swoją decyzję brakiem sponsorów. Emil co prawda początkowo przejawiał ochotę do walki o prymat na świecie i nawet wybrał numer startowy 89 na GP i IME, ale ostatecznie w sezonie 2014 chciał skupić się na lidze polskiej oraz rywalizacji w mistrzostwach Europy. Emil w sezonie 2014 postanowił jednak zmienić wraz ze zmianą polskiego pracodawcy kolorystykę kevlaru i obszyć motocykli. Od sezonu 2014 dominującym kolorem w teamie zawodnika miał być biały i pomarańczowy, pojawiło się też trochę czarnego. Sam zawodnik inspirację do zmiany zaczerpnął z barw Repsol Honda Team, w którym ścigał się Marc Marquez, aktualny mistrz świata MotoGP.

W walce o miano Indywidualnego Mistrza Świata wśród toruńczyków, pozostali zatem tylko Chris Holder i Darcy Ward. Pierwszy z Kangurów po sukcesie na Antypodach w Indywidualnych Mistrzostwach Australii, twierdził, że choć jego ciało jest zdrowe to potrzebuje jak najwięcej ogólnych treningów, ale również zmiany kalendarza startów, dlatego zadecydował, że w sezonie 2014 nie będzie rywalizował w brytyjskiej Elite League i skupia się na ligach polskiej (Unibax Toruń) oraz szwedzkiej (Piraterna Motala). Ponadto wspólnie z Darcy Wardem ogłosił, że  w sezonie 2014 będą współpracować jako jeden team w rozgrywkach Grand Prix. Zespół Australijczyków przybrał nazwę "FORKrent Team". Chris Holder i Darcy Ward w elitarnym cyklu wystąpili w jednakowych barwach, z dominacją koloru białego, czarnego i jaskrawo-żółtego. Decyzja Kangurów była odważna i zaskakująca, bowiem starty w żużlowym GP w jednym teamie to rzadkość. Na przestrzeni kilkunastu lat najsprawniej układała się współpraca Grega Hancocka i Billy'ego Hamilla, kiedy to Amerykanie występowali pod nazwą "Exide". Obaj Panowie Australijczycy byli również zgodni co do wyboru numerów startowych w GP i jako stałe cyferki na plastronach zdecydowali się wybrać numery stanów z których pochodzą. I tak były mistrz świata zadeklarował nr #23 natomiast dwukrotny mistrz świata juniorów #43. Dodatkowo obok wsparcia młodszy z Australijczyków mógł liczyć, na pomoc trzykrotnego mistrza świata Jasona Crumpa, który miał pomagać "Darky'emu" w sferze mentalnej. Ward otwarcie mówił, że jego słabym punktem są wyjścia spod taśmy. Poza tym Australijczyk chciał być pierwszym zawodnikiem od czasów Crumpa, który po zdobyciu złotego medalu w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów sięgnie po mistrzostwo w gronie seniorów.: Miałem dobry sezon 2013 i wiem co to znaczy być na szczycie. Jestem ciekawy co Crump będzie mi mógł podpowiedzieć. On ma za sobą 20 lat doświadczenia i wiele sukcesów. On może mi powiedzieć jaki jest klucz do odnoszenia sukcesów. Jestem zainteresowany jego pomocą, a on sam mówi, że chce mi pomóc. Czekam na to z niecierpliwością.

Po przygotowaniach ogólnorozwojowych i organizacyjnych wreszcie przyszedł czas na pierwsze ściganie. Niestety już na początku jazd treningowych Unibaxem wstrząsnął mały dreszcz, bowiem po upadku, w którym rozbił swój motocykl Darcy Ward doznał urazu kolana i jak poinformował musiał zawiesić treningi, które na szczęście wznowił na początku marca. Niestety wykluczyło to zawodnika z pierwszych meczów sparingowych Unibaxu. Pozostali zawodnicy czuli się jednak w pełni sił i mimo niezbyt sprzyjającej pory na trybunach toruńskiego stadionu nie zabrakło kibiców, chcących zobaczyć zawodników swojego klubu podczas pierwszego treningu. Na torze zaprezentowali się Oskar Ajtner-Gollob, Jacek Gollob, Adrian Miedziński, Emil Sajfutdinow, Paweł Przedpełski, Karol Ząbik, a także gościnnie Simon Stead. Żużlowcy ćwiczyli przede wszystkim pojedynczo, ale Gollobowie potrenowali także jazdę parą.
Zdecydowanie największe zainteresowanie kibiców wzbudził wyjazd na tor Sajfutdinowa. Rosjanin prezentował się dobrze, na motocyklu czuł się bardzo pewnie, i nie widać było już po nim żadnych śladów po ubiegłorocznej kontuzji, której doznał właśnie na Motoarenie. Sajftudinow trenował najdłużej spośród wszystkich żużlowców Unibaxu.
Zawodnicy z początkiem marca praktycznie każdego dnia mieli okazję do jazd testowych, dlatego zrezygnowano z wyjazdu na tory zagraniczne. Pogoda była na tyle sprzyjająca, że sztab szkoleniowy od 10 marca zorganizował dodatkowe minizgrupowanie na MotoArenie. Podczas tego zgrupowania zawodnicy dodatkowo rozpoczęli testy tłumika konstrukcji polskiego sędziego Leszka Demskiego. Pomysłodawca nowego wydechu odpowiedział tym samym na niezbyt udaną konstrukcję "cichych tłumików" wprowadzonych przez FIM. Produkt ten wyróżniał się tym, że był to "cichy tłumik przelotowy". Testy i udoskonalenia zajęły byłemu arbitrowi ponad rok, jednak z końcem roku 2013 tłumik Demskiego został zgłoszony do homologacji. Niestety FIM nie zaakceptował polskiego rozwiązania mimo, że w uzyskaniu homologacji wspierały polskiego producenta władze polskiego żużla. Reakcja władz żużlowych w kraju nad Wisłą była natychmiastowa, bowiem zaczęto prowadzić własne testy na głośność tłumika. Po testach w Ostrowie przyszedł czas na testowanie nowego wydechu na w innych ośrodkach żużlowych w Polsce. W jak wspomniano również klub toruński postanowił sprawdzić nowe rozwiązanie. W Grodzie Kopernika stawili się wszyscy zawodnicy miejscowego Unibaxu (z wyjątkiem Maxa Fricke), łącznie z Australijczykami Chrisem Holderem oraz Darcy'm Wardem. Wśród żużlowców, kręcących treningowe kółka, każdy chciał przetestować nowy, przelotowy tłumik, stworzony przez Leszka Demskiego. Co ciekawe w tych testach nie wszyscy mówili jednym głosem. Tomasz Gollob był zachwycony nowym rozwiązaniem: "Ten tłumik jest tym, o co w żużlu chodzi. Teraz, po przejechaniu kilku kółek tym bardziej nie rozumiem decyzji FIM, która nie przyznała homologacji. Motocykl prowadzi się bardzo dobrze, a jeśli chodzi o głośność, decybele się zgadzają".
Z kolei Adrian Miedziński mimo pozytywnej oceny podchodził sceptycznie do tego, aby wprowadzić nowe rozwiązanie już w sezonie 2014: "Tłumik jest w zasadzie lepszy od tego, które używamy obecnie, chociażby ze względu na to, że jest przelotowy. Jednak na to, by teraz wprowadzać go do polskich rozgrywek jest trochę za późno".

Ostateczny werdykt wydać miał Przemysłowy Instytut Motoryzacji, który na zlecenie firmy Moto Service wykonał badania polskiego tłumika konstrukcji Leszka Demskiego. Badania oczywiście wypadły pozytywnie i wydano certyfikat nr 8/14. Ostatecznie jednak Polski Związek Motorowy nie zdecydował się na wprowadzenie tłumika konstrukcji sędziego Leszka Demskiego w rozgrywkach polskich lig żużlowych. PZM stało bowiem na stanowisku, że skoro badania potwierdzone certyfikatem PIMOT stwierdzają, iż tłumik marki Poldem spełnia wymagania wynikające z regulaminów FIM, to jego producent winien niezwłocznie złożyć odwołanie do FIM od CTI (Komisja Techniczna FIM) odmawiającej homologacji, załączając wyniki i certyfikat wystawiony przez PIMOT. Decyzję przekazano w stosownym oświadczeniu:
"Prezydium Zarządu Głównego Polskiego Związku Motorowego zapoznało się z pismem firmy Moto-Service z Ostrowa Wlkp. w sprawie tłumika "POLDEM" typ 01 i dołączonymi do niego materiałami z badań wykonanych przez Przemysłowy Instytut Motoryzacji w Warszawie (PIMOT). Stwierdzono, że wyniki testów głośności wykonane przez PIMOT różnią się w znaczący sposób od tych wykonanych przez specjalistów autoryzowanych przez FIM i wskazują, iż pomiary tłumika znajdują się w granicach norm określonych przez przepisy techniczne FIM. W związku z powyższym zalecono firmie Moto-Service niezwłoczne złożenie odwołania do FIM od decyzji odmawiającej homologacji załączając dokumenty otrzymane z PIMOTU oraz wniosek o udział przedstawiciela firmy przy rozpatrywaniu odwołania.
PZM po otrzymaniu informacji o złożeniu odwołania wesprze polskiego producenta tłumików i zwróci się do FIM z wnioskiem o rozpatrzenie odwołania w trybie pilnym."

Dla zawodników najważniejsze było jednak, że decyzja zapadła i mogli spokojnie skupić się na testowaniu sprzętu i dalszych treningach. W Toruniu oprócz jazd czysto treningowych zaplanowano cztery sparingi. Wielu zastanawiało się czy tylko cztery sparingi to wystarczająca ilość i choć jazd punktowanych mogłoby być więcej, to dział szkoleniowy nie widział takiej potrzeby. Wynikało to z tego, że w roku 2014 wejście w sezon było bardzo długie i grafik startów u zawodników był mocno napięty. Zawodnicy z tzw. topu mieli zaplanowane zawody Speedway Best Pairs, Grand Prix w Nowej Zelandii, Memoriał Smoczyka, eliminacje ZK, IMŚJ, IME, a każda z tych rywalizacji zaczynała się już przed sezonem ligowym w Polsce.

Wielu kibiców zaskoczyła obecność na torze Karola Ząbika, który podpisał z Unibaxem umowę warszawską i indywidualnie przygotowywał się do sezonu, a klub umożliwił mu jazdy treningowe w sparingach, ale nie brał pod uwagę jego kandydatury w kontekście składu ligowego.

   
Po pierwszych sparingach można było usłyszeć komentarze:

Oskar Fajfer (junior): Pierwsze treningi na MotoArenie mi za bardzo nie wychodziły, ale powoli zaczynam łapać o co tu chodzi, odczarowuję ten tor. Chcę tu jak najwięcej trenować, żeby poznawać najbardziej optymalne ścieżki. Dojdą jeszcze nowe silniki, a wtedy powinno być o niebo lepiej.
    

Sławomir Kryjom (dyrektor sportowy): Wyniki sparingów idą co prawda w świat, ale nie nie mają one dla nas jakiegokolwiek znaczenia. Ważne było tylko to, by zawodnicy cało i bezpiecznie te zawody rozegrali. To tak naprawdę kolejny trening i okazja do tego, by przetestować swoje motocykle. Wnioski będzie można wyciągać dopiero po rozegraniu kilku zawodów. Chris Holder po raz pierwszy w karierze nie rozpocznie sezonu w Anglii i wiosna w jego wykonaniu wygląda zupełnie inaczej, on sam musi sobie pewne rzeczy poukładać. Pojechał zawody w Wielkiej Brytanii, jeden sparing u nas i od razu czekają go poważne wyzwania: Speedway Best Pairs w Toruniu i Grand Prix w Nowej Zelandii. W sparingu z Unią, to startował na rezerwowym sprzęcie, bo najlepsze silniki były już spakowane i czekały na transport do Nowej Zelandii.

Jan Ząbik (trener): W Lesznie, ze względu na mocno okrojony skład, jeździło nam się trudniej, stąd wynik wyglądał tak, a nie inaczej. W dalszym ciągu jednak testowaliśmy silniki, by przy okazji kolejnych meczów kontrolnych, czy innych zawodów to wszystko wyglądało lepiej. Na początku sezonu zawodnicy jak zwykle słabo wychodzili spod taśmy, ale później poprawili ten element. Cieszy to, że zarówno u Chrisa Holdera, jak i u Emila Sajfutdinowa nie widać już śladów kontuzji. U Chrisa kwestią do dogrania jest odpowiednie dopasowanie sprzętu. On na MotoArenie niewiele jeździł w tym roku, więc musi sobie pewne rzeczy poukładać. Jeśli chodzi o zestaw par, to czas pokaże, czy w lidze będą one wyglądać podobnie jak na sparingach. Trzeba odjechać kilka treningów, żeby sprawdzić, jak zawodnicy się ze sobą czują na torze, to jest najważniejsze.

Oto jak wyglądały zdobycze punktowe w treningowych konfrontacjach:

9. Tobiasz Musielak 8+1 (1',1,3,3)
10. Grzegorz Zengota 10+1 (2,3,2*,2,1)
11. Piotr Pawlicki 11 (3,2,3,3)
12. Damian Baliński 7+4 (2',1',2',2')
13. Przemysław Pawlicki 9+1 (2,3,3,1',d)
14. Michał Piosicki 2+1 (2',u/-,-)
15. Daniel Kaczmarek 7+1 (3,1',1,2)
16. Bartosz Smektała 1+1 (0,0,1')

1. Emil Sajfutdinow 10 (3,3,2,2)
2. Dawid Krzyżanowski 0 (0,0,0,0)
3. Adrian Miedziński 8+1 (d,2,1,3,2')
4. Wiktor Kułakow 5+1 (1,1',d,0,3)
5. Paweł Przedpełski 10 (3,2,1,1,3)
6. Oskar Fajfer 1+1 (d,0,1')
7. Oskar Ajtner-Gollob 1 (1,0,0,0)

bieg po biegu

2014-03-21

55 : 35

1. Sajfutdinow, Zengota, Musielak, Krzyżanowski 3:3
2. Kaczmarek, Piosicki, Ajtner-Gollob, Fajfer (d4) 5:1
3. Pi.Pawlicki, Baliński, Kułakow, Miedziński (d4) 5:1
4. Przedpełski, Prz.Pawlicki, Kaczmarek, Ajtner-Gollob 3:3
5. Sajfutdinow, Pi.Pawlicki, Baliński, Krzyżanowski 3:3
6. Prz.Pawlicki, Miedziński, Kułakow, Smektała (Piosicki u/-) 3:3
7. Zengota, Przedpełski, Musielak, Fajfer 4:2
8. Prz.Pawlicki, Sajfutdinow, Kaczmarek, Krzyżanowski 4:2
9. Musielak, Zengota, Miedziński, Kułakow (d/start) 5:1
10. Pi.Pawlicki, Baliński, Przedpełski, Ajtner-Gollob 5:1
11. Miedziński, Zengota, Prz.Pawlicki, Krzyżanowski 3:3
12. Pi.Pawlicki, Sajfutdinow, Fajfer, Smektała 3:3
13. Musielak, Baliński, Przedpełski, Kułakow 5:1
14. Kułakow, Kaczmarek, Smektała, Ajtner-Gollob 3:3
15. Przedpełski, Miedziński, Zengota, Prz.Pawlicki (d4) 1:5

9. Adrian Miedziński 11+1 (2,3,2,2',2)
10. Wiktor Kułakow 0 (0,0,0,-)
11. Chris Holder 7+2 (1',2',3,1)
12. Emil Sajfutdinow 10+1 (2,3,2',3)
13. Tomasz Gollob 11 (2,3,3,3)
14. Oskar Fajfer 4 (1,0,3,0)
15. Paweł Przedpełski 6+2 (3,1',2',0)
16. Oskar Ajtner-Gollob 2 (2)
17. Karol Ząbik 1+1 (1')

1. Tobiasz Musielak 7 (1,1,0,2,3)
2. Grzegorz Zengota 8 (3,0,1,1,3)
3. Piotr Pawlicki 10 (3,2,3,2)
4. Damian Baliński 3+1 (0,1',1,0,1)
5. Przemysław Pawlicki 7 (3,2,1,1)
6. Daniel Kaczmarek 1 (0,1,-,0)
7. Michał Piosicki 2 (2,0,-)
8. Bartosz Smektała 0 (0,0)

bieg po biegu

2014-03-22

52 : 38

1. (59,16) Zengota, Miedziński, Musielak, Kułakow 2:4
2. (58,82) Przedpełski, Piosicki, Fajfer, Kaczmarek 4:2
3. (58,14) Pi. Pawlicki, Sajfutdinow, Holder, Baliński 3:3
4. (58,62) Prz. Pawlicki, Gollob, Przedpełski, Piosicki 3:3
5. (58,20) Sajfutdinow, Holder, Musielak, Zengota 5:1
6. (58,24) Gollob, Pi. Pawlicki, Baliński, Fajfer 3:3
7. (58,07) Miedziński, Prz. Pawlicki, Kaczmarek, Kułakow 3:3
8. (58,35) Gollob, Przedpełski, Zengota, Musielak 5:1
9. (57,93) Pi. Pawlicki, Miedziński, Baliński, Kułakow 2:4
10. (58,88) Holder, Sajfutdinow, Prz. Pawlicki, Smektała 5:1
11. (58,22) Gollob, Pi. Pawlicki, Zengota, Przedpełski 3:3
12. (59,31) Fajfer, Musielak, Holder, Smektała 4:2
13. (58,89) Sajfutdinow, Miedziński, Prz. Pawlicki, Baliński 5:1
14. (59,99) Musielak, Ajtner-Gollob, Ząbik, Kaczmarek 3:3
15. (59,60) Zengota, Miedziński, Baliński, Fajfer 2:4

9. Mateusz Szczepaniak 4+1 (1',0,1,2)
10. Aleks. Łoktajew (gość) 10 (2,2,3,3)
11. Robert Kościecha 7 (2,1,2,1,1)
12. Dennis Andersson 4+2 (1',2,0,1')
13. Marcin Jędrzejewski 5+2 (0,1*',d,2',2)
14. Szymon Woźniak 10 (2,2,3,3)
15. Bartosz Bietracki 4+1 (1',2,1,0)

1. Emil Sajfutdinow 9 (3,3,3,-)
2. Wiktor Kułakow 5+1 (0,d,2',1,2)
3. Adrian Miedziński 6 (3,3,-,-)
4. Max Fricke 5 (0,0,2,3,0)
5. Paweł Przedpełski 9 (3,3,3,-)
6. Oskar Fajfer 9 (3,1,2,3)
7. Oskar Ajtner-Gollob 2 (0,1,1,0)
8. Dawid Krzyżanowski 1 (0,1)
R1. Karol Ząbik 0 (0,0)

bieg po biegu

2014-04-01

44 : 46

1. Sajfutdinow, Łoktejw, Szczepaniak, Kułakow 3:3
2. Fajfer, Woźniak, Bietracki, Ajtner-Gollob 3:3
3. Miedziński, Kościecha, Andersson, Fricke 3:3
4. Przedpełski, Bietracki, Ajtner-Gollob, Jędrzejewski 2:4
5. Sajfutdinow, Andersson, Kościecha, Kułakow (d) 3:3
6. Miedziński, Woźniak, Jędrzejewski, Fricke 3:3
7. Przedpełski, Łoktajew, Fajfer, Szczepaniak 2:4
8. Sajfutdinow, Kułakow, Bietracki, Jędrzejewski (d) 1:5
9. Łoktajew, Fricke, Szczepaniak, Ząbik 4:2
10. Przedpełski, Kościecha, Ajtner-Gollob, Andersson 2:4
11. Łoktajew, Jędrzejewski, Kułakow, Ząbik 5:1
12. Woźniak, Fajfer, Kościecha, Krzyżanowski 4:2
13. Fricke, Szczepaniak, Andersson, Ajtner-Gollob 3:3
14. Fajfer, Jędrzejewski, Krzyżanowski, Bietracki 2:4
15. Woźniak, Kułakow, Kościecha, Fricke 4:2

 9. Emil Sajfutdinow 8+1 (3,3,2',-)
10. Wiktor Kułakow 9+1 (2',1,3,3,0)
11. Adrian Miedziński 11 (2,3,3,3)
12. Max Fricke 3 (0,0,1,2,0)
13. Tomasz Gollob 6 (3,3,-,-)
14. Paweł Przedpełski 6+1 (1,1,2',2)
15. Oskar Fajfer 8+1 (3,2',3)
16. Oskar Ajtner-Gollob 2 (0,1,0,1)

1. Linus Sundstroem 10 (0,2,2,2,1,3)
2. R. Okoniewski (gość) 5+2(1,1',1',2)
3. Piotr Świderski 8 (1,d,1,d,3,3)
4. brak zawodnika
5. Bart. Zmarzlik 11+1 (3,1,2,2,1,2')
6. Adrian Cyfer 3 (2,0,0,0,1)
7. Łukasz Kaczmarek 0 (0,0,0)

bieg po biegu

2014-04-03

53 : 37

1. Sajfutdinow, Kułakow, Okoniewski, Sundstroem 5:1
2. Fajfer, Cyfer, Przedpełski, Kaczmarek 4:2
3. Zmarzlik, Miedziński, Świderski, Fricke 2:4
4. Gollob, Fajfer, Zmarzlik, Kaczmarek 5:1
5. Miedziński, Sundstroem, Okoniewski, Fricke 3:3
6. Gollob, Sundstroem, Przedpełski, Świderski (d1) 4:2
7. Sajfutdinow, Zmarzlik, Kułakow, Cyfer 4:2
8. Fajfer, Sundstroem, Okoniewski, Ajtner-Gollob 3:3
9. Kułakow, Sajfutdinow, Świderski, Cyfer 5:1
10. Miedziński, Zmarzlik, Fricke, Kaczmarek 4:2
11. Kułakow, Okoniewski, Ajtner-Gollob, Świderski (d4) 4:2
12. Miedziński, Przedpełski, Sundstroem, Cyfer 5:1
13. Świderski, Fricke, Zmarzlik, Ajtner-Gollob 2:4
14. Świderski, Przedpełski, Cyfer, Fricke 2:4
15. Sundstroem, Zmarzlik, Ajtner-Gollob, Kułakow 1:5

9. Linus Sundstroem 9 (2,0,3,3,1)
10. Łukasz Kaczmarek 5+2 (1*,1,1,2*)
11. Piotr Świderski 11+1 (3,0,3,2*,3)
12. Rasmus Jensen 5 (1,1,1,1,1)
13. Tomasz Gapiński 4+1 (2,2*,-,u/-)
14. Bartosz Zmarzlik 11 (3,3,2,3)
15. Adrian Cyfer 9+1 (2',1,0,3,3)

1. Emil Sajfutdinow 9 (3,3,3,-)
2. Wiktor Kułakow 4+1 (0,2*,1,1,0)
3. Adrian Miedziński 5 (2,1,2,w)
4. Oskar Ajtner-Gollob 4 (d,0,0,2,2)
5. Paweł Przedpełski 7+1 (3,2*,2,d)
6. Oskar Fajfer 7 (1,3,1,2)
7. Dawid Krzyżanowski 0 (0,u,0,0,0)

bieg po biegu

2014-04-06

54 : 36

1. (60,54) Sajfutdinow, Sundstroem, Kaczmarek, Kułakow 3:3
2. (60,81) Zmarzlik, Cyfer, Fajfer, Krzyżanowski 5:1
3. (60,28) Świderski, Miedziński, Jensen, Ajtner-Gollob (d4) 4:2
4. (60,35) Przedpełski, Gapiński, Cyfer, Krzyżanowski (u4) 3:3
5. (60,72) Sajfutdinow, Kułakow, Jensen, Świderski 1:5
6. (60,04) Zmarzlik, Gapiński, Miedziński, Ajtner-Gollob 5:1
7. (60,69) Fajfer, Przedpełski, Kaczmarek, Sundstroem 1:5
8. (60,44) Sajfutdinow, Zmarzlik, Kułakow, Cyfer 2:4
9. (61,06) Sundstroem, Miedziński, Kaczmarek, Ajtner-Gollob 4:2
10. (60,62) Świderski, Przedpełski, Jensen, Krzyżanowski 4:2
11. (62,03) Cyfer, Kaczmarek, Kułakow, Miedziński (w/su) 5:1
12. (60,61) Zmarzlik, Świderski, Fajfer, Krzyżanowski 5:1
13. (62,41) Sundstroem, Aj.-Gollob, Jensen, Przedpełski (d4)4:2
14. (62,09) Cyfer, Ajtner-Gollob, Jensen, Krzyżanowski 4:2
15. (62,25) Świderski, Fajfer, Sundstroem, Kułakow 4:2

W okresie przygotowawczym doszło również do kilku zmian w toruńskim klubie na szczeblach osób decyzyjnych.

Najpierw z początkiem marca z klubem rozstał się Krystian Jaworski, jeden z najstarszych stażem pracowników żużlowej spółki w Toruniu, stojący nieco w cieniu prezesów. Szybko jednak znalazł dla siebie nowe miejsce w speedwayu i został dyrektorem organizacyjnym w firmie One Sport, organizującej turnieje mistrzostw Europy na żużlu i cykl Speedway Best Pairs.
   

Z kolei pod koniec sesji sparingowych, klub podziękował za dwuletnią współpracę Mirkowi Kowalikowi, który trafił do drużyny w roku 2012 jako menadżer i zmiennik Sławomira Kryjoma. Wieloletni sportowy lider toruńskiego temu asystował trenerowi Janowi Ząbikowi w pracy z młodzieżą, ale wicemistrzowie Polski nie byli zadowoleni z jego pracy. Unibax od razu zajął się jednak szukaniem następcy Kowalika i bardzo szybko wybór padł na Jacka Krzyżaniaka, który barw Aniołów bronił w latach 1988-1998, po czym postanowił przenieść się do Wrocławia. Kolejne kroki w karierze Jacka to Polonia Bydgoszcz oraz klub z Grudziądza. To właśnie podczas jednego z meczów w barwach GTŻ w 2007 roku zawodnik doznał kontuzji, która tak naprawdę zakończyła jego sportową karierę. Zatem sztab szkoleniowy Aniołów przed sezonem tworzyli Jan Ząbik i Jacek Krzyżaniak. Nowy szkoleniowiec tak komentował nowy rozdział w swoim życiu: Będę miał za zadanie zajmować się młodzieżą trenującą w szkółce i juniorami, choć oczywiście i seniorzy mogą liczyć na moje podpowiedzi, jeśli będą mieli taką potrzebę. Ze swojego doświadczenia wiem, że nieraz jedna uwaga może sporo zmienić nawet u doświadczonego zawodnika. Dotąd zajmowałem się Wiktorem Kułakowem, który również może na mnie liczyć. Popularny "Krzyżak" tym samym musiał zrezygnować z funkcji komisarza toru, jaką pełnił w roku 2013.

Najważniejsza zmiana dotyczyła jednak głównego udziałowca i właściciela toruńskiego klubu Romana Karkosika. Oto bowiem w okresie przygotowawczym kibiców i cały żużlowy Toruń zadrżeli, bowiem główny sponsor Unibaxu Toruń Roman Karkosik rozważał wycofanie się z żużla! Decyzję w tej sprawie miał podjąć przed startem sezonu 2014, a ogłosić ją miał przed turniejem Speedway Best Pairs, który traktowano jak nieoficjalne mistrzostwa świata par. Informację o możliwej rezygnacji Romana Karkosika podała ISBnews: Podczas pierwszej rundy mistrzostw świata par żużlowych rozgrywanych w Toruniu 28 marca br. ogłoszę swoją decyzję dotyczącą dalszego finansowania Unibaxu Toruń. Zdecydowanie skłaniam się jednak ku rezygnacji. Głównymi przesłankami, które będę brał pod uwagę przy podejmowaniu ostatecznej decyzji są skostniałe przepisy związku motorowego i brak chęci do wewnętrznej reformy. Chodzi m.in. o brak promowania polskiej młodzieży, co powoduje windowanie kontraktów dla zagranicznych gwiazd  - powiedział w rozmowie z ISBnews właściciel toruńskiego klubu.

Wszyscy, którym na sercu leżało dobro żużla z miasta Kopernika mieli nadzieję, że Roman Karkosik podejmie decyzję zgoła odmienną niż rezygnacja i pozostanie z toruńskim klubem na kolejne lata, pozostanie z klubem, który stworzył wspólnie z toruńskim magistratem na MotoArenie. Niestety dla toruńskiego żużla, w dniu 28 marca 2014 Roman Karkosik wydał krótkie oświadczenie, w którym można było przeczytać:
Zgodnie z moją wcześniejszą deklaracją pragnę oświadczyć, że wraz z końcem sezonu żużlowego 2014 rezygnuję ze sponsorowania drużyny żużlowej KST Unibax. O powodach mojej decyzji poinformuję na początku przyszłego tygodnia. Z poważaniem Roman Karkosik.

I tak jak zapowiedział jeden z najbogatszych Polaków przedstawił pełną informację, w której poinformował o powodach swojej rezygnacji:

Szanowni Państwo,
Zgodnie z deklaracją złożoną kilka dni temu, chciałbym jeszcze raz potwierdzić, iż z końcem sezonu żużlowego 2014 rezygnuję ze sponsorowania drużyny KST Unibax.
O powodach mojej decyzji miałem pierwotnie poinformować już 28 marca. Uznałem jednak, że ta data jest zarezerwowana dla czystych sportowych emocji na toruńskiej "Motoarenie" - podczas pierwszego turnieju z cyklu Speedway Best Pairs Cup 2014.
Dziś, już poza torem, mogę na spokojnie powrócić do tego tematu. Decyzja o swego rodzaju izolacji, odseparowania się od polskiego żużla była dla mnie bardzo ciężka. Z tym pięknym sportem jestem przecież związany od lat. Z pewnością jego kibicem będę zawsze. Uznałem jednak, że nie powinienem już dłużej funkcjonować wewnątrz systemu absurdalnych zasad, które spółka Żużlowa Ekstraliga narzuca Klubom występującym w najsilniejszej żużlowej lidze świata. Mam na myśli przede wszystkim fakt, że głos Klubów jest coraz częściej pomijany i ignorowany przy podejmowaniu przez tą spółkę decyzji dotyczących aspektów sportowych, regulaminowych i marketingowych. Stajemy się, w moim odczuciu, zakładnikami organizacji, której jesteśmy przecież ważną częścią i powinniśmy współdecydować o kierunkach jej rozwoju. Ludzie, którzy zdecydowali się na finansowe wsparcie polskiego żużla, są de facto traktowani jak bankomaty - mają wypłacać pieniądze, ale nie powinni zabierać głosu…
Co więcej, przyglądając się metodom zarządzania spółką Żużlowa Ekstraliga, nabrałem przekonania, że działa ona jak agencja marketingowa, a nie organizacja, która powinna dbać o właściwy rozwój dyscypliny. Brak jest jakiejkolwiek wizji przyszłości, spójnej strategii, wsparcia dla szkolenia rodzimej młodzieży, wprowadzania przepisów i rozwiązań uatrakcyjniających rywalizację na najwyższym szczeblu i ułatwiających codzienne funkcjonowanie Klubów. Jako akcjonariusze spółki jesteśmy też zaniepokojeni faktem, że niektóre jej działania są sprzeczne z Ustawą o sporcie kwalifikowanym. Mam na myśli między innymi decyzje podejmowane przez Komisję Orzekającą Ligi.
Obawiam się, że bez zdecydowanego działania, zmiany podejścia i sposobu zarządzania tą spółką, kryzys polskiego żużla będzie się pogłębiał w niebezpiecznym tempie. Organizacja staje się przecież coraz słabsza w oczach potencjalnych Sponsorów i Partnerów. Mogę sobie wyobrazić, że podobną decyzję do mojej, podejmą niebawem kolejne osoby od lat wspierające finansowo polski żużel ligowy. Niestety, ignorowanie postulatów najbliższego otoczenia może doprowadzić do nieodwracalnego spadku wartości ligi. Produkt, jakim bez wątpienia jest Enea Ekstraliga, nie obroni swojej pozycji przy obecnym systemie zarządzania nim.
Niejednokrotnie sygnalizowana przez Kluby, w ostatnich kilku miesiącach, konieczność zmiany struktury udziałów spółki Żużlowa Ekstraliga jest bagatelizowana i wręcz pomijana. Polski Związek Motorowy, który jest większościowym udziałowcem spółki, powinien z wielką uwagą wsłuchiwać się w nasz głos i przede wszystkim bardzo uważnie nadzorować poczynania zarządu spółki Żużlowa Ekstraliga. Mam nadzieję, że moja decyzja o zakończeniu sponsorowania drużyny KST Unibax będzie ważnym sygnałem dla władz Polskiego Związku Motorowego. Oby stała się też ważnym impulsem do koniecznych zmian…
Na koniec jeszcze raz zaznaczę, że do zakończenia sezonu 2014 będę wspierał finansowo toruński Klub, z wiarą w jego sukcesy sportowe oraz organizacyjne. Wierzę też, że zapewnienie stabilności na najbliższych kilka miesięcy, pozwoli Klubowi pozyskać nowych, silnych i zaangażowanych Partnerów.
Roman Karkosik

Informacja ta spowodowała, że trzeba było szukać innych rozwiązań na finansowanie klubu. Ale dla "Aniołów" ważnym aspektem było jednak to, że człowiek który w 2006 roku uratował toruński klub przed upadkiem, w sezonie 2014 nadal będzie wspierać toruński żużel i o swojej decyzji mówił z dużym wyprzedzeniem co pozwalało podjąć stosowne kroki, aby zabezpieczyć finanse klubu na kolejne lata.

Decyzję toruńskiego biznesmena skomentował Jacek Gajewski, który po objęciu schedy przez żużlowego biznesmena współtworzył potęgę Unibaxu: Wiedziałem, że kiedyś to się skończy, ale że akurat teraz... Na pewno trochę byłem zaskoczony. Obserwowałem coś takiego, że pan Roman Karkosik i ludzie z jego otoczenia coraz bardziej zaczęli wciągać się w żużel. Od sezonu 2007 Roman Karkosik, był właścicielem klubu i jego głównym sponsorem. Na pewno zostawi zespół w lepszej sytuacji i kondycji niż to było po 2006 roku. Wtedy to nie wyglądało najlepiej. Mieliśmy do czynienia z bardzo dużą zapaścią finansową i organizacyjną. Pamiętam, jak w 2006 roku na jesieni pojawiłem się w klubie. W kilka osób, między innymi z Wojciechem Stępniewskim, podnosiliśmy to wszystko ze zgliszczy. To było prawdziwe wyzwanie. Trzeba było wykonać ogromną pracę, żeby postawić klub na nogi - zwłaszcza w tym wymiarze organizacyjnym. To, co dostaliśmy, przerosło wtedy moje wyobrażenie. Nie wiedziałem, że można doprowadzić do takiego stanu klub. Fundamentem było to, że za całym przedsięwzięciem stał Roman Karkosik. Był gwarantem, jeśli chodzi o sprawy finansowe.W czasie "panowania" Romana Karkosika też dochodziło do różnych zmian, między innymi na stanowisku prezesa. Zmieniały się też osoby odpowiedzialne za sprawy sportowe. Fakty są jednak takie, że jego produkt jest cały czas w dobrej kondycji finansowej. Klub jest na o wiele wyższym poziomie organizacyjnym. Roman Karkosik zostawia go w dobrej sytuacji w porównaniu do tego, co było, kiedy go obejmował.
Jednak cieniem na obecności pana Romana w żużlu kładzie się finał z roku 2013. Wszystkiego nie przekreśla, ale to była ta jedna zła decyzja, o której będą pamiętać wszyscy. Polak jest mądry po szkodzie i gdyby Roman Karkosik i jego otoczenie znało konsekwencje tej decyzji, to pewnie postąpiliby inaczej. Zabrakło osoby, która potrafiła spojrzeć na to w trzeźwy sposób i się mocniej postawić. To wydarzenie niestety kładzie się mocnym cieniem na te wszystkie lata obecności Romana Karkosika w polskim żużlu.

Rozgrywki ligowe seniorówgóra strony


  
Rozgrywki ligowe w sezonie AD 2014 były "nudne jak flaki z olejem". Jedynego emocjonalnego smaczku dodawały pytania "czy Toruń zdoła awansować do play-off", "czy cała liga będzie jechała przeciwko Toruniowi". W Toruniu jednak ubiegłoroczne pokłosie i start do rozgrywek z bagażem minus osiem punktów u progu sezonu nie budziło żadnych emocji. Wszyscy byli przekonani, że w pierwszej rundzie megamocna ekipa Aniołów przegra co najwyżej jedno spotkanie w Zielonej Górze i z dorobkiem czterech punktów zwolni ostatnie miejsce w tabeli dla drużyny z Gdańska lub Wrocławia. Niestety sezon nie ułożył się po myśli dream-teamu z miasta Kopernika i choć w pewnym momencie wydawało się, że drużyna złapała właściwy rytm, to kolejne mecze choć wygrane "odjechane" były poniżej oczekiwań. Największym problemem Anielskiej ekipy były kontuzje - przede wszystkim te niezaleczone z poprzedniego sezonu, ale także urazy, które pojawiły się w trakcie rozgrywek. To wszystko spotęgowane presją, jaka ciążyła na zespole, nie wpływało zbyt dobrze na atmosferę. Głośne i wspaniałe nazwiska nie stworzyły zgranej ekipy. Nic więc dziwnego, że drużyna w której zabrało tzw. team spirit, zdrowia, ale także żołnierzy, którzy będą gotowi oddać dla drużyny wszystko, co najlepsze cały sezon walczyła o udowodnienie swoje wartości.

W drugiej części rozgrywek niestety ponownie doszło skandalu, w którym w rolach głównych wystąpił zawodnik klubu z Zielonej Góry - Patryk Dudek w którego organizmie wykryto środki dopingujące. Oszustwem jakiego dopuścił się zawodnik, żyło całe środowisko żużlowe i choć próbowano na wszelkie sposoby nie nadawać temu wydarzeniu rozgłosu, wszyscy dyskutowali na temat niedozwolonych środków wspomagających wydolność organizmu, które pojawiły się w sporcie żużlowym. Z całą pewnością wydarzenie to było bezprecedensowe, bowiem w tak specyficznej dyscyplinie jaką jest żużel, gdzie o wyniku decyduje w 60% sprzęt, a w 40% umiejętności zawodnika, stawiano pytanie "jeśli w żużlu pojawi się doping, jaką rolę będzie odgrywał talent i umiejętności zawodnika". Na to pytanie kibice oczekiwali odpowiedzi i radykalnych rozwiązań po stronie GKSŻ i PZM.

Wracając jednak do aspektów sportowych i ligowej rywalizacji, toruńczykom już na inaugurację dały się we znaki problemy zdrowotne. Oto bowiem w Grand Prix Nowej Zelandii, były toruński zawodnik Martin Smolinski staranował Darcy Warda i odesłał go do szpitala. Kontuzja młodego kangura skomplikowała plany Unibaxu, bowiem zawodnik nie mógł wystąpić w inauguracyjnym pojedynku z gdańskim Wybrzeżem i zastąpił go Wiktor Kułakow. Nikt jednak nie zakładał porażki toruńczyków, bowiem w przedsezonowych spekulacjach mecz nad morzem miał być pojedynkiem Dawida z Goliatem, gdyż Wybrzeże Gdańsk borykało się z problemami finansowymi i stawiane było w roli Kopciuszka w konfrontacji z bogatym i naszpikowanym gwiazdami Unibaxem. Gospodarze przyrzekali jednak swoim fanom walkę o każdy fragment toru i słowa dotrzymali wygrywając 46:44. Na domiar złego oprócz straconych punktów toruńczycy stracili również Emila Sajfutdinowa, który dołączył do kontuzjowanego Darcy Warda.
Po meczu w obozie toruńskim zaczęto analizować przyczyny porażki i zawodnicy wspólnie z działaczami doszli do wniosku, ze zbyt mocno zawierzono przed tegorocznym sezonem Peterowi Johnsowi. Silniki tego tunera z początkiem sezonu nie jechały najlepiej i widać to na przykładzie nie tylko zawodników toruńskich. W drużynie wicemistrzów Polski zawierzyli temu tunerowi między innymi Adrian Miedziński, Chris Holder, Darcy Ward czy Paweł Przedpełski. Problemów ze sprzętem nie miał jedynie Emil Sajfutdinow, ale on korzystał z usług Ashley'a Hollowaya. Niektórym zawodnikom zaczęły puszczać nerwy i zgłaszali swoje uwagi do Petera Johnsa, ale pojawił się problem wynikający z tego, że tuner wziął na siebie za dużo pracy i nie miał czasu, a pieniądze wzięły górę nad racjonalnością żużlowego majstra.
Po analizach przed kolejnymi spotkaniami w toruńskiej drużynie jednak nie tunerzy spędzali sen z powiek działaczom, a plaga kontuzji oraz fakt, że w w drużynie naszpikowanej gwiazdami nie było prawdziwego lidera, brakowało kogoś, kto pociągnąłby zespół w trudnym momencie. Drużyna była zlepkiem gwiazd, wśród których nikt nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za wynik. Przeciętni gdańszczanie, wykorzystali ten fakt i mobilizowali się wzajemnie, poklepywali po plecach, a w Toruniu, każdy jechał dla siebie, tak, jakby wynik drużyny nie był dla niego istotny. Wielu zadawało sobie pytanie, gdzie był w tym momencie najlepiej opłacany w drużynie, najbardziej doświadczony Tomasz Gollob? Dlaczego to on nie wziął na siebie odpowiedzialności za wynik, gdy zrobiło się już gorąco? Może myślami był jeszcze przy zawodach motocrossowych w Chełmnie, które były dla niego ważniejsze niż choćby sparing w Gorzowie...
Mecz w Gdańsku był zimnym prysznicem i pokazał, że niestety w ekipie Aniołów nie było zawodnika, jakim do niedawna był Ryan Sullivan. Miał on co prawda trudny charakter, ale jak przyszło mu jechać w decydującym wyścigu, to można było stawiać na niego w ciemno. A ekipa sowicie opłacanych gwiazd, u progu sezonu była bez formy i dyspozycji sprzętowej, a najdobitniej potwierdził to czternasty bieg, gdzie menadżerowie musieli wystawić juniorów, bo to oni prezentowali się najlepiej.

O porażce w Gdańsku starano się szybko zapomnieć, choć wielu kibiców prorokowało, że w końcowym bilansie do walki w finałowym rozdaniu, może zabraknąć frajersko straconych punktów na beniaminku. Początek sezonu jednak zawsze charakteryzował się iście ekspresowym tempem rozgrywania kolejnych meczów i na toruńczyków czekał kolejny rywal, który miał się stawić na MotoArenie, a była to Sparta Wrocław, która podobnie jak Unibax rozpoczęła sezon od porażki. Zagadką dość długo pozostawał skład, w jakim Unibax miał przystąpić do meczu. W awizowanym zestawieniu znaleźli się wszyscy najlepsi zawodnicy, w tym Emil Sajfutdinow i Darcy Ward, którzy rozpoczęli sezon pechowo od kontuzji. I właśnie kontuzje były największa plagą torunian. Dość powiedzieć, że derbowa potyczka pomiędzy Unibaxem Toruń, a Polonią Bydgoszcz , która odbyła się 30 czerwca 2013 roku była ostatnią, w której toruńska drużyna wystąpiła w pełnym składzie w meczu ligowym Ekstraligi. Warto zaznaczyć, że było to pierwsze spotkanie po długiej przerwie z Darcy Wardem, za którego wcześniej przez siedem kolejek stosowano zastępstwo zawodnika.
Łatwo więc policzyć, że od zeszłorocznego meczu Unibaxu Toruń w Zielonej Górze, kiedy to torunianie wygrali 46:43, drużyna Sławomira Kryjoma pojechała w pełnym składzie zaledwie raz! Dużo osób uważało, że toruński klub i włodarze temat kontuzji traktują jako wymówkę słabszej jazdy, jednak liczby nie kłamały. Od prawie roku toruńska ekipa nie wystartowała w meczu ligowym w pełnym składzie, zbudowanym przed sezonem! A sezon AD 2014 też nie zaczął się najlepiej dla Unibaxu, ponieważ w Auckland zdemolowany został Darcy Ward, a co gorsza, w trakcie meczu w Gdańsku, groźnie upadł Emil Sajfutdinow i wybił sobie bark. "Wszystkie nieszczęścia na nas spływają" - mogli pomyśleć kibice Unibaxu Toruń. I faktycznie tak było, bowiem "anioły szczęścia" w ostatnim czasie opuściły toruńskich żużlowców, a wszyscy już wręcz zaklinali rzeczywistość i błagali przed telewizorem (na MotoArenie żaden z zawodników nie odniósł kontuzji) o pomyślne zakończenie zawodów.
Pomimo plagi kontuzji fani Unibaxu liczyli na rehabilitację Tomasza Golloba. Sparingi na MotoArenie oraz turniej Speedway Best Pairs Cup, także rozegrany w Toruniu, były popisem byłego mistrza świata. W Gdańsku tak dobrze już jednak nie było, a Jacek Gajewski, były menedżer Unibaxu, stwierdził, że na wyjazdach wartość Golloba z MotoAreny należy podzielić przez dwa lub nawet trzy. Ale nie tylko najbardziej doświadczony żużlowiec toruńskiej drużyny zawiódł nad morzem. Nie błysnęli także Chris Holder i Adrian Miedziński. Również dla nich kolejny mecz miał być szansą na poprawienie swego wizerunku w oczach kibiców.
Ostatecznie Anioły dość łatwo poradziły sobie z dolnośląską ekipą i wygrali 60:30. W drużynie gospodarzy poza zasięgiem rywali był Darcy Ward. Australijczyk wręcz latał po MotoArenie wygrywając biegi łatwo i z ogromną przewagą. Tylko defekt w ostatnim wyścigu pozbawił go dużego kompletu punktów. Niemal bezbłędny był Tomasz Gollob, ale daleko mu było do kosmicznego poziomu zaprezentowanego przez Warda. Pozostali żużlowcy "Aniołów" jeździli nieco w kratkę. Chris Holder fatalnie rozpoczął zawody, ale w końcówce był praktycznie nie do zatrzymania. Na początku zawodów również zagubiony był Adrian Miedziński, który miał wyraźne problemy sprzętowe. Korekty w silnikach spowodowały, że "Miedziak" zaczął skuteczniej walczyć na dystansie. Zatem można było powiedzieć, że Toruń wskoczył na właściwy tor, ale przed Unibaxem był trudny wyjazd do Zielonej Góry.
Po meczu niektórzy adwersarze toruńskiej drużyny, próbowali doszukiwać się walkowera dla wrocławian, bowiem dopatrzyli się, że żużlowcy Unibaxu Toruń bezprawnie opuścili parking MotoAreny w czasie meczu, żeby naradzić się ze Sławomirem Kryjomem. Zgodnie z regulaminem żużlowcom nie wolno opuszczać parkingu w czasie meczu. W artykule 17 żużlowych przepisów czytamy: "Zabronione jest opuszczanie zawodów przez zawodnika bez zezwolenia sędziego zawodów". Rzekome opuszczenie parkingu przez zawodników toruńskich wynikało z z tego, że Słwomir Kryjom miał zakaz wstępu do parkingów na polskich stadionach. Mimo tych ograniczeń Kryjom nadal pełni rolę menedżera "Aniołów". Przed sezonem Unibax zmienił granice określające przestrzeń parkingu, żeby Kryjom spokojnie mógł dyrygować zespołem z korytarza tuż za boksami zawodników. Podczas transmisji meczu Unibaxu z Betardem Wrocław kamery TV uchwyciły chwilę, gdy w czasie jednej z przerw cała drużyna wychodzi z boksów i naradza się z Kryjomem.
W całej sytuacji z godnością i poszanowaniem wyniku ustanowionego na torze zachowali się najbardziej zainteresowani czyli wrocławianie wydając stosowne oświadczenie:
W związku z opublikowaniem w dniu 24.04.2014r. na portalu internetowym Gazety Pomorskiej - www.pomorska.pl oraz na portalu www.sport.torun.pl, informacji dotyczących rzekomego analizowania przez klub Wrocławskie Towarzystwo Sportowe S.A. złożenia wniosku o przyznanie punktów walkowerem, powołując się na stwarzanie pozorów przestrzegania regulaminu przez gospodarzy, związanych z rozegranym meczem II rundy Drużynowych Mistrzostw Polski, pomiędzy drużynami Unibax Toruń - Betard Sparta Wrocław, Zarząd Klubu kategorycznie oświadcza, że wszelkie informacje na ten temat są nieprawdziwe. Podawanie tych informacji godzi w dobre imię WTS S.A. oraz jest przyczyną powstawania wielu niezdrowych domysłów i niepotrzebnych antagonizmów pomiędzy kibicami obydwu drużyn.
Wrocławskie Towarzystwo Sportowe.

Pomeczowa "napompowana" przez media sytuacja była "wodą na młyn" dla kolejnego rywala Aniołów. Klub z Zielonej Góry, który znalazł sobie po wieloletnich atakach drużyny gorzowskiej kolejny obiekt zainteresowania w postaci klubu z Torunia i kontynuował krucjatę przeciwko Unibaxowi, zareagował dość radykalnie. Włodarze zielonogórscy postawili jednak na swoim i wydali jednorazowy zakaz stadionowy dla toruńskiego menadżera Sławomira Kryjoma. Dodatkowo spotkanie w Zielonej Górze otrzymało status imprezy masowej podwyższonego ryzyka. Co to oznaczało w praktyce zgodnie z przepisami Ustawy o Bezpieczeństwie Imprez Masowych, organizator takiej imprezy może zakazać na nią wstępu osobom, w przypadku których zachodzi uzasadnione podejrzenie, że w miejscu i w czasie trwania imprezy masowej mogą stwarzać zagrożenie dla bezpieczeństwa. I z tego przepisu skorzystali gospodarze, nie wpuszczając na swój stadion poza Sławomirem Kryjomem również członków Rady Nadzorczej toruńskiego klubu na czele z Jakubem Nadachewiczem i Romanem Karkosikiem. Na obiekcie Falubazu mile widziany nie był również prezes Mateusz Kurzawski. Cała trójka mogła jednak przebywać w parku maszyn, który nie był terenem imprezy masowej, ale w tym przypadku wspomniani działacze musieli zostać zgłoszeni jako menedżerowie lub członkowie teamu jednego z zawodników. Co prawda Zielonogórzanie mieli prawo do podejmowania takich decyzji i które podpierali przepisami w ustawie o imprezach masowych, s te dopuszczały wydanie zakazu przez organizatora imprezy w przypadku zagrożenia jej bezpieczeństwa, jednak dziwne było to, że Falubaz uznał, iż kojarzony z walkowerem w finale 2013 działacz podburzy miejscowych kibiców …. (pozostawało pytanie do czego).
W tej dziwnej przedmeczowej rozgrywce wielu kibiców nie tylko w Toruniu, ale również w Zielonej Górze ze zdziwieniem pytało o co chodzi, a działacze toruńscy w ripoście nie zamierzali wprowadzać zakazów dla przedstawicieli Falubazu Zielona Góra na spotkanie rozgrywane na MotoArenie i wydali stosowne oświadczenie: "W związku z doniesieniami jakie pojawiają się w niektórych mediach, KST UNIBAX stanowczo oświadcza, że nie zamierza w odpowiedzi na działania klubu z Zielonej Góry ograniczać lub w jakikolwiek sposób utrudniać w przyszłości przedstawicielom Falubazu swobodnego poruszania się po MotoArenie podczas meczów DMP Enea Ekstaligi. KST UNIBAX nie będzie też komentował ostatnich posunięć władz Falubazu i wierzy, że mecz 04 maja rozegrany zostanie w sportowej atmosferze."
W cieniu pozasportowych wydarzeń drużyny przygotowywały się do spotkania, które było kluczowe dla układu tabeli po rundzie zasadniczej. Niestety Unibax borykał się ze starymi problemami, a mianowicie kontuzjami. Dopiero co po urazie kciuka wrócił Darcy Ward, a już mówiło się o operacji kolana, które zostało nadwyrężone jeszcze przed sezonem. W wywiadzie po meczu Polska - Australia, Chris Holder przyznał, że ból u Warda jest tak silny, że nie da rady wystąpić w meczu w Zielonej Górze. Wobec nieobecności Darcy Warda, miejsce Australijczyka miał zająć Wiktor Kułakow. Było to z pewnością duże osłabienie dla toruńskiego klubu, ponieważ młody Kangur jest od początku sezonu w niesamowitej dyspozycji. Ponadto świeżo po urazie barku do ścigania wracał Emil Sajfutdinow. Rosjanin trenował na torze w Toruniu i był gotowy na start w Zielonej Górze, ale jak to po urazie bywa nie był w optymalnej dyspozycji. Dużą niewiadomą był także występ pozostałej trójki seniorów, którzy delikatnie rzecz ujmując, nie grzeszyli formą u progu sezonu. Holder wciąż nie mógł znaleźć ustawień w motocyklach, a do tego odczuwał silny ból w nodze, Miedziński miał więcej upadków niż udanych biegów, a Tomasz Gollob formą błyszczał tylko na MotoArenie. Nic dziwnego, że kibice "Aniołów" obawiali się meczu na gorącym terenie mistrza Polski. I jak się okazało obawy te były jak najbardziej uzasadnione. Mimo, że w meczu ostatecznie Ward wystartował, to nie był on w stanie poprowadzić zespołu do zwycięstwa, jeśli dołożymy do tego słaby występ Sajfutdinowa i beznadziejną postawę Golloba, nikogo nie mógł dziwić wynik 53:37 na korzyć Zielonej Góry.
Dodatkowo po meczu działacze angielskiego klubu Darcy Warda Poole Pirates - skrytykowali wystawienie przez Unibax Toruń zawodnika, który nie do końca wyleczył kontuzję. Brytyjczycy twierdzili, że Anioły korzystając z usług Warda w dwóch spotkaniach, pogłębiali jego kontuzję zamiast pomóc zawodnikowi w dojściu do pełnej sprawności. - To jest bardzo niefortunna kontuzja i w normalnych okolicznościach, człowiek przeszedłby operację, a następnie czekał na powrót do zdrowia. Jednak w żużlu jest inaczej. Tutaj zarabiasz tylko wtedy, kiedy startujesz. Dlatego musimy dać Darcy'emu czas na podjęcie decyzji, w jakich imprezach i w jakich krajach jest w stanie startować. Ma do wyboru Polskę, Wielką Brytanię, Szwecję i Grand Prix. Fakt jest taki, że Darcy został zmuszony do jazdy w Polsce. Na jego barkach umieszczono sporą odpowiedzialność, co nasz klub uważa za coś absurdalnego. Kontrakty w Polsce są tak ogromne i w tej całej sytuacji przemawia pieniądz. My jednak nie zamierzamy wywierać takiego ciśnienia na Darcy'm. Wróci do naszego zespołu, gdy tylko to będzie możliwe - komentował Matt Ford, promotor klubu z Wimborne Road, któremu wtórował Neil Middleditch, menedżer Piratów, który uważa, że Darcy Ward jak najszybciej powinien poddać się operacji.
Ze słowami promotora Poole Pirates nie zgadzał się menedżer Unibaxu Toruń Sławomir Kryjom - Jestem głęboko zdziwiony słowami Matta Forda, bo wiem ile klub i ja osobiście zrobiliśmy, aby Darcy mógł wystartować podczas Grand Prix w Bydgoszczy. Sam Darcy na pewno jest w stanie to potwierdzić. Miał do dyspozycji naszych najlepszych specjalistów i fizjoterapeutów. Efektem tego było drugie miejsce w Bydgoszczy. Dlatego kompletnie wypowiedzi Matta Forda nie rozumiem. Ja wiem, ile stracił Unibax Toruń przez kontuzje swoich zawodników w lidze angielskiej. Wiem także, za jakie pieniądze zawodnicy startują w tej lidze. Trudno zatem, abyśmy w Polsce nie wymagali tego, aby żużlowcy wywiązywali się ze swoich kontraktów i startowali w spotkaniach ligowych. Uważam, że liga angielska nie jest dla naszych zawodników najlepszym rozwiązaniem i będę się tego zdania konsekwentnie trzymał. W tej lidze zdarza się najwięcej wypadków i nie tylko Unibax traci zawodników w lidze angielskiej. Są również przykłady innych klubów. Warto przyjrzeć się temu, jaki jest poziom tej ligi, w jaki sposób przygotowuje się tory i jakie pieniądze płaci się zawodnikom.
I w słowach toruńskiego menadżera było sporo prawdy, bowiem przy całej pladze kontuzji jaka dotykała Unibax obiektywnie trzeba stwierdzić, ze wszystkie kontuzje zawodnicy spod znaku Anioła odnieśli poza Polską, a głownie w Anglii, gdzie nie dba się o bezpieczeństwo zawodników tak jak w Polsce.

Przed Unibaxem były jednak inne problemy niż wyjaśnianie swoich racji innym działaczom. Oto bowiem w Toruniu stawiła się Unia Tarnów, która po trzech kolejkach ligowych była nie do pokonania i widać było w tym zespole "team spirit", który prowadził ją do kolejnych zwycięstw. Zanim jednak doszło do potyczko toruńsko-tarnowskiej, w szeregach toruńskich doszło do przetasowań na szczeblach decyzyjnych. Po porażce w Zielonej Górze, Mateusz Kurzawski przestał pełnić funkcję prezesa klubu. Oficjalnie mówiło się że dotychczasowy sternik zrezygnował z pełnienia tej funkcji, a jego obowiązki przejął wiceprezes Tomasz Kaczyński. Fakty były jednak takie, że Mateusz Kurzawski, który był prezesem Unibaxu od października 2012 roku i zastąpił na tym stanowisku Wojciecha Stępniewskiego (został prezesem Speedway Ekstraligi) zupełnie sobie nie radził z prowadzeniem klubu, dyscypliną w zespole, motywacją zawodników czy współpracą z kibicami. Wraz z nastaniem nowego prezesa wielu liczyło na zmianę tego stanu rzeczy, z drugiej strony wiadomym było, że po sezonie wraz ze zmianą właściciela klubu dojdzie do ponownych roszad w zarządzie. Jednak prezes Kaczyński nie zrażał się tym i już pierwszego dnia urzędowania zapowiedział, że przede wszystkim rozwiąże problem prowadzenia zespołu podczas meczów, bo jak wiadomo dotychczasowy menedżer zespołu Sławomir Kryjom nie mógł przebywać w parkingu podczas spotkań. Toruńczycy nie mieli co liczyć na złagodzenie wyroku, a okazało się, że jednak brak menedżera podczas meczów w parkingu to spory problem. Prowadzenie drużyny "przez komórkę" (dodatkowo, w przypadku meczu w Zielonej Górze - z Torunia, bo Kryjom nie został w ogóle przez gospodarzy wpuszczony na stadion) się nie sprawdziło. Zawodnicy narzekali na to, że nie było kogoś, kto udzieliłby im rad i skonsolidował zespół w trudnych momentach. Problem doboru menadżera polegał jednak na tym, że na żużlowym rynku brakowało wolnych osób znających się na żużlu, które dałyby nadzieję, że podołają zadaniu prowadzenia drużyny złożonej ze światowych gwiazd, z których każda jest sporą indywidualnością.
Na miejscu był "sprawdzony" w bojach Jacek Gajewski, ale jego powrót do Unibaxu był praktycznie wykluczony, bowiem nie chciała tego ani jedna, ani druga strona. Jedną z przyczyn było to, że Gajewski i Tomasz Gollob nie pałali do siebie szczególną sympatią, a to mogłoby utrudniać współpracę. Poza tym menedżer chciałby mieć zapewne daleko posuniętą autonomię, co raczej w toruńskim klubie by nie przeszło. Wolny był też Czesław Czernicki, były opiekun drużyn z Zielonej Góry, Wrocławia, Częstochowy, Piły, Rybnika, Leszna i Gorzowa. Generalnie jednak tematu jego pracy w Toruniu nie było z powodu dość trudnego charakteru szkoleniowca. Zatem toruńscy decydenci szukali kolejnych rozwiązań.ryw
Działania nowego prezesa Tomasza Kaczyńskiego, były jak najbardziej słuszne, bowiem po zaledwie jednej wygranej i aż dwóch porażkach toruńczycy z dorobkiem minus sześć punktów zajmowali ostatnie miejsce w tabeli. W tej sytuacji słów krytyki nie szczędził drużynie i klubowi były trener Mirosław Kowalik: Unibax ma jeszcze iluzoryczne szanse na play-off. Ta drużyna, w tej formie, nie jest w stanie punktować na wyjazdach, a to jest klucz do awansu play-off. Może we Wrocławiu wygramy, ale i to nie jest pewne. Zawodnicy są jednak głodni sukcesów i dobro zespołu leży im na sercu. Według mnie ta drużyna rozłazi się w rękach i nie ma ducha, ojca, kogoś, kto by ją zmobilizował, scementował i poprowadził do sukcesu. W przypadku Unibaxu za dużo do powiedzenia mają w klubie osoby, które nie znają się na żużlu, nigdy wcześniej nie miały z nim do czynienia, ale próbują biznesowy model działania przełożyć wprost na klub. A nie da się tak zrobić ze wszystkim. Poza tym w Toruniu nie ma atmosfery. To znaczy jest, ale dość napięta. Jeden drugiego się boi, niektórzy wydają się zaszczuci i wygląda to tak, że każdy sobie rzepkę skrobie. Zawodnicy przyjeżdżają, startują i ich nie ma. Wiem, że dostają wypłaty na drugi dzień po meczu. Problem w tym, że o profesjonalizmie niektórych żużlowców można by długo dyskutować. Jest trochę tak, jak napisał w swoim oświadczeniu Karkosik. Niektórzy żużlowcy traktują ten klub wyłącznie jak bankomat. I teraz możemy wrócić do tych pytań o koncepcję budowy zespołu. Ja bym postawił na taką patriotyczną, lokalną nutę. Trzeba nam więcej takich, którzy kochają ten klub całym sercem. Od jednego z działaczy ciągle tylko słyszałem, że on sobie juniorów kupi, a ja wolałbym ich wyszkolić. Tym bardziej że zdolnych chłopaków nie brakuje. Marcin Kościelski, Dawid Krzyżanowski, Marcin Turowski, Paweł Wolender czy Igor Kopeć - to młodzi zawodnicy, w których warto zainwestować.
Błąd tkwi również w przygotowaniu toru. Robimy w Toruniu nawierzchnię twardą, równą i fajną do ścigania. Zawodnicy nabrali już pewnych nawyków w sposobie przygotowania sprzętu i zachowania w trakcie jazdy. Jednak ten sprzęt i ta sylwetka kompletnie nie sprawdzają się na innych torach, bo tam trzeba się zachować inaczej. Nasz tor to broń obosieczna, bo daje nam komfort w domu, ale powoduje kompletne zagubienie na wyjazdach. Strach pomyśleć co będzie, jak inni połapią się w ustawieniach na MotoArenę. Wtedy także u siebie możemy zacząć przegrywać, a to już nie będzie wesołe.
W ostrych słowach Kowalika było sporo prawdy, ale zespół musiał przygotowywać się do kolejnego spotkania, a po porażce w z Falubazem Zielona Góra, Anioły nie mogły pozwolić sobie na stratę punktów, a musiały dodatkowo szukać punktów bonusowych. Nie było to jednak zadanie łatwe bowiem kolejny rywal Unia Tarnów jak dotąd nie znalazł jeszcze pogromcy, a forma toruńskich liderów daleka była od optymalnej. Co więcej, w toruńskiej drużynie brakowało prawdziwego lidera. W tej roli w Gdańsku i w Zielonej Górze kompletnie nie radził sobie Tomasz Gollob, który łącznie zdobył zaledwie 7 "oczek". W meczu z zielonogórskim Falubazem ciężar zdobywania punktów próbował udźwignąć Chris Holder, ale wyszło to przeciętnie. Jeśli dorzucić do tego kłopoty sprzętowe, z jakimi od początku sezonu borykał się Adrian Miedziński, wówczas wyłaniał się obraz drużyny, pozbawionej torowego przywództwa.
Takich problemów było próżno szukać w Tarnowie. Drużyna prowadzona przez trenera Marka Cieślaka wygrała wszystkie swoje dotychczasowe mecze. Na inaugurację sezonu 2014 Jaskółki niespodziewanie, choć zasłużenie zwyciężyły w Zielonej Górze, czym jednoznacznie już od progu sezonu zasygnalizowały wysoką formę. W dwóch kolejnych meczach rozgrywanych w Mościcach, tarnowianie wręcz rozbili swoich rywali. O ile wysokie zwycięstwo (63:27) z zespołem gdańskiego Wybrzeża dziwić nie mogło, o tyle rozmiary wygranej (59:31) z silną drużyną Stali Gorzów, musiały budzić respekt.
W Toruniu dodatkowo część zawodników narzeka na niewyleczone kontuzje, ale najbardziej cierpiał Darcy Ward, który właśnie ze względu na problemy zdrowotne, nie mógł wziąć udziału w potyczce z Jaskółkami. 22-letni żużlowiec upadł za sprawą Martina Smolinskiego, podczas Grand Prix Nowej Zelandii w Auckland i doznał złamania kciuka, a także nabawił się urazu kolana, który był groźniejszy niż się początkowo wydawało. Australijczyk co prawda z kontuzją wystąpił w Grand Prix Europy w Bydgoszczy, w którym zajął drugą pozycję i w klasyfikacji generalnej awansował na siódmą lokatę i wziął też udział w dwóch meczach Ekstraligi, ale jego stan zdrowia nie był najlepszy. O ile nie było już praktycznie śladu po złamaniu kciuka, o tyle "Darky'emu" dokuczał uraz więzadła w lewym kolanie. W tych okolicznościach Unibax mimo wszystko chciał i co najmniej musiał powtórzyć zeszłoroczny wynik konfrontacji toruńsko-tarnowskiej na MotoArenie, kiedy to żużlowcy z aniołem na plastronie odnieśli przekonujące zwycięstwo 57:33, jednak zadanie to było prawdziwym "Mission Impossible" i miał to być prawdziwy test toruńskiego dream teamu przez lidera tabeli. Ostatecznie torunianie po zaciętym meczu zdołali pokonać tarnowskie Jaskółki 48:42. W zespole gospodarzy najlepszy okazał się Emil Sajfutdinow. Wśród gości doskonale spisali się Martin Vaculik i Greg Hancock.

Wygrana z liderem tabeli wlała ponownie nadzieję w serca toruńskich fanów na to, że mimo przeciwności losu, może jednak uda się awansować do fazy play-off. Tym bardziej, że kolejne spotkanie Unibax miał odjechać również na MotoArenie. Ale rywal był równie mocny jak tarnowskie Jaskółki. A była to również doskonale spisująca się w sezonie 2014 ekipa Stali Gorzów z Matejem Zagarem i Nielsem Kristianem Iveresenm, zawodnikami doskonale znanymi w Toruniu, a którym liderował przodownik cyklu Grand Prix - Krzysztof Kasprzak.
Toruńczyków przed meczem oczywiście nadal prześladował pech zwany kontuzjami, ale zły los dopadł również zespół gości, którzy do tego spotkania przystąpili bez Krzysztofa Kasprzaka, zmagającego się z kontuzją kolana, której nabawił się podczas II rundy Speedway Best Pairs Cup w Landshut. Wychowanek Unii Leszno miał zerwane więzadła w lewym kolanie. Z tego powodu "KK" zrezygnował z występu w sobotnim Grand Prix Finlandii w Tampere. Mimo to został liderem klasyfikacji generalnej elitarnego cyklu. Kasprzak nie wspierał swojej drużyny już w meczu z Wybrzeżem Gdańsk, ale z outsiderem ligi jego absencja nie była odczuwana, jednak w meczu wyjazdowym z silnym Unibaxem, który ciągle nie uwolnił jeszcze swojego potencjału, było to poważne osłabienie żółto-niebieskich. Nie oznaczało to jednak, że gorzowianie stali na straconej pozycji. Świetną formą dysponował bowiem Niels Kristian Iversen, a na torze w Toruniu zawsze sobie dobrze radził. Również wspomniany Zagar, który podobnie jak Iversen w przeszłości reprezentował toruński klub wiedzieli o co chodzi w jeździe na żużlu. Dodając do tego błysk w jeździe jaki pokazywał gorzowski junior Bartosz Zmarzlik, gorzowianie mogli pokusić się o niespodziankę, a dla toruńczyków był to sygnał, że rywal tanio skóry nie sprzeda.
Zwycięstwo Aniołów przyszło jednak nadspodziewanie łatwo i gorzowianie wyjechali z Torunia na tarczy, bowiem przegrali różnicą aż 20 pkt.

O ile po meczu z Tarnowem odżyły nadzieje na play-off o tyle po meczu z Gorzowem zaczęto juz otwarcie mówić o awansie do fazy zasadniczej. Anioły pokazały moc i wszystko wskazywało na to, że zespół się odrodził. Przed drużyną był jednak mecz na trudnym terenie w Częstochowie. Wielu kibiców zarówno w mieście Kopernika jak i pod Jasną Górą czekało na pojedynek toruńsko-częstochowski od chwili poznania terminarza rozgrywek Ekstraligi. Starcia Lwów z Aniołami od dawna w obu zainteresowanych ośrodkach wywoływały szczególne emocje. Dodatkowo po ubiegłorocznym dwumeczu w półfinale Ekstraligi, w którym lepszy okazał się Unibax Toruń, rywalizacji tej towarzyszyło ponadprzeciętne zainteresowanie.
Pojedynek jak zwykle miał bardzo ważne znaczenie dla obu zespołów. Torunianie myśląc o awansie do fazy play-off, nie mogli przegrać w Częstochowie. Pomóc im w tym miał nowy szkoleniowiec, Stanisław Chomski, który podpisał kontrakt z Unibaxem na kilka dni przed meczem. Spotkanie na SGP Arenie Częstochowa było zatem dla niego debiutanckim w roli trenera Aniołów. Toruńscy fani wierzyli, że za sprawą nowego trenera podtrzymają pasmo zwycięstw. Z kolei biało-zieloni liczyli, że po raz drugi w sezonie pokonają drużynę Chomskiego. W III kolejce zwyciężyli bowiem w Gdańsku, gdzie jeszcze niedawno Stanisław Chomski pracował. Unibax do meczu przygotowywał się w Bydgoszczy, gdzie trenował wspólnie z zawodnikami miejscowej Polonii. W próbnych jazdach uczestniczyli m.in. Tomasz Gollob i Emil Sajfutdinow. Dyspozycja tej dwójki miała okazać się kluczowa dla końcowego rozrachunku. Gollob w meczach wyjazdowych ciągle radził sobie słabo, natomiast Sajfutdinow nie odzyskał swojej optymalnej formy po trapiących go kontuzjach. Fani Unibaxu liczyli jednak, że Rosjanin wykorzysta znajomość częstochowskiego owalu. Wszak w roku 2013 zdobywał punkty dla Włókniarza. Sam jednak przyznawał, że niekiedy miewa problemy z torem przy Olsztyńskiej i wybrał starty w barwach Lwów m.in. po to, by się go nauczyć. Torunianie mogli być jednak spokojni o formę Australijczyków, bowiem zwłaszcza Darcy Ward w Częstochowie czuł się znakomicie.
Podobnie jak w Toruniu również w Częstochowie panowała pełna mobilizacja. Jak zapewniał zarząd klubu, w niepamięć poszła porażka w Tarnowie z piątej kolejki, gdzie biało-zieloni wystartowali w rezerwowym składzie z powodów ekonomicznych i do pojedynku z Aniołami drużyna spod Jasnej Góry miała przystąpić w najsilniejszym składzie z liderem Grigorijem Łagutą na czele. Taki stan rzeczy zapowiadał nie lada emocje, bowiem najsilniejszy zespół Włókniarza to drużyna, która była w stanie pokonać każdego rywala, nawet tak silnego jakim był Unibax. Atutem gospodarzy były nie tylko solidne nazwiska w składzie, ale również tor i jak zawsze w Częstochowie wypełnione po brzegi kibicami trybuny.
Działacze obu ekip tak wypowiadali się przed spotkaniem:
Jarosław Dymek
- menedżer Włókniarza Częstochowa - Unibax potrzebuje punktów, ale my też nimi nie pogardzimy. W tej chwili zajmujemy piąte miejsce w tabeli, ale cały czas przyświeca nam jeden cel, jakim są play-offy. W niedzielę musimy dać z siebie wszystko i odnieść zwycięstwo. Unibax na pewno będzie też świetnie zmotywowany, bo w dalszym ciągu są na minusie. Chcąc myśląc o czymkolwiek muszą zacząć odrabiać straty. W sobotę czytałem wypowiedź Sławomira Kryjoma i on otwarcie mówi, że do Częstochowy jedzie po zwycięstwo. Zaznaczam jednak, że my czekamy na rywala i nie zamierzamy im oddać wygranej. Cieszę się, że jest takie duże zainteresowanie biletami i w ogóle tym co się wokół tego spotkania dzieje. Zawodnicy są zmotywowani. Cała atmosfera wokół tego meczu się udziela i zawodnicy też podchodzą do tego meczu dodatkowo zmobilizowani. Unibax poniekąd jest traktowany jak mistrz, a na pewno posiada jeden z najmocniejszych składów w lidze. Otrzymali karę w postaci minusowych punktów i muszą odrabiać straty. Drużyny chyba tak podchodzą do tego, by nie ułatwiać im zadania, niech się bardziej pomęczą. W naszym zespole nie ma zawodnika, któremu nie zależy na niedzielnym zwycięstwem z Unibaxem
Tomasz Kaczyński - prezes Unibaxu Toruń - Przede wszystkim musimy wygrać w Częstochowie, jeżeli chcemy zachować szanse na awans do pierwszej czwórki. A to się dla nas liczy, bo nie po to kontraktowaliśmy taki skład, żeby walczył tylko o utrzymanie. Oczywiście, że liczymy straty punktowe do przeciwników, ale tak naprawdę chcemy wygrywać każdy kolejny mecz. Dla naszej drużyny mecz z Włókniarzem to wielki test. Mam nadzieję, że będzie zdany Najważniejszy w tym spotkaniu będzie jednak wynik sportowy. Forma zespołu na pewno nadal nie jest optymalna, aczkolwiek patrząc na jazdę poszczególnych zawodników, a zwłaszcza Emila Sajfutdinowa, można powiedzieć, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Pozostali zawodnicy w ostatnim czasie dużo jeździli i mam nadzieję, że przełoży się to na wynik na torze. Czasu nie mamy już zbyt wiele i trzeba zdobywać punkty. Najbliższe mecze będą kluczowe. Nie było jednak specjalnej mobilizacji. Rozmawialiśmy z zawodnikami o tym, że ten mecz jest ważny. Ale nie na zasadzie wywierania dodatkowej presji, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Wręcz przeciwnie - chcieliśmy ją zdjąć. Poza tym pojawił się trener Chomski i w jego ręce oddaliśmy przygotowanie drużyny. Przed tym meczem staraliśmy się zrobić wszystko, aby zespół zwyciężył. Mamy poczucie, że nam się udało to zrealizować. W tej chwili wszystko jest już w sprzęcie, rękach i nogach zawodników.
Ostatecznie Anioły latały na tyle wysoko, że lwy nie były w stanie kąsać zbyt dotkliwie i dwa punkty wyjechały spod Jasnej Góry do miasta pierników i astronomii. W drużynie gości prym wiódł przede wszystkim Darcy Ward, zdobywca 14 punktów. Adrian Miedziński, Emil Sajfutdinow i Paweł Przedpełski prezentowali bardzo solidną jazdę i także przyczynili się do wygranej Unibaxu. Po 3 punkty wywalczyli Chris Holder i Tomasz Gollob, jednak były to bardzo cenne zdobycze, bez których torunianie meczu by nie wygrali. Dwa ''oczka'' wywalczył Oskar Fajfer, także dokładając cegiełkę do zwycięstwa drużyny. W szeregach gospodarzy było zbyt wiele dziur. Świetnie zaprezentowali się Grigorij Łaguta (14 pkt), Peter Kildemand (11+2pkt) i Artur Czaja (10+2), ale zdecydowanie zabrakło zdobyczy punktowych ze strony Grzegorza Walaska i Michaela Jepsena Jensena, którzy zaprezentowali się bardzo słabo. Przeciętny występ zanotował Rune Holta, ale widać w nim było wolę walki o każdy punkt.

Jeśli dwa poprzednie mecze wlały nadzieję w serca toruńskich fanów, to wygrana w Częstochowie spowodowała prawdziwą euforię, która była tym większa, że wiadomym było, iż w pierwszej czwórce najprawdopodobniej znajdą się Tarnów, Gorzów i Zielona Góra, jednak "czwarty do brydża" - Unia Leszno niespodziewanie zgubiła punkty na własnym torze z tarnowską imienniczką. Był to idealny układ, bowiem w matematycznych kalkulacjach Unibaxowi wystarczyło wygrać z Lesznianami za 5 pkt meczowych i awans do rundy play-off byłby dla Aniołów niemal pewny. A zatem torunianie musieli wygrać dwa kolejne spotkania, w których terminarz sparował ich właśnie z Unistami z Leszna. Papierowe dywagacje mają jednak to do siebie, że łatwiej powiedzieć niż zrobić i ta teza potwierdziła się w praktyce, gdyż żużlowcy z miasta Kopernika wykonali plan tylko w dwóch trzecich zdobywając w dwumeczu tylko 3 punkty i aby mieć awans do finałowej czwórki we własnych rękach, musieli wygrać na znacznie trudniejszym terenie w Gorzowie lub Tarnowie lub musieli liczyć na przegrane lesznian.
Zanim jednak do tego doszło Byki odjechały z MotoAreny na tarczy, przegrywając 57:33, a Unibax wygrywając ostatnie spotkanie pierwszej rundy rozgrywek mógł wreszcie w tabeli dopisać sobie dodatni bilans dwóch oczek i choć zajmował nadal ostatnie miejsce do czwartej Unii Leszno mili stratę zaledwie trzech oczek, a to pokazywało jak bardzo istotne dla układu tabeli miało być spotkanie w Lesznie otwierające rundę rewanżową.

Zanim jednak doszło do pierwszego rewanżu Uinibaxu zaczęto szukać rezerw w zespole i analizować różne warianty układu tabeli. W ocenie zespołu krzepiące było to, że toruńska drużyna odrobiła karę ośmiu ujemnych punktów i gdyby nie ten "bagaż dobrodziejstwa" mieliby zapewniony start w pierwszej czwórce, a kibice emocjonowaliby się do końca rundy zasadniczej już tylko tym kto utrzyma się w Ekstralidze. Niestety Anioły z dorobkiem dwóch punktów dodatnich nadal zajmowali ostatnie miejsce w ligowej tabeli i teoretycznie żużlowcom z miasta piernika i astronomii bliżej było do spadku, niż do rywalizacji w play-off. Oczywiście była to tylko teoria, bo drużyna toruńska rozpędza się i w założeniach miała nie przegrać już żadnego spotkania na własnym torze zatem w ich zasięgu było co najmniej sześć punktów i zapewne kilka punktów bonusowych, a to powinno wystarczyć do spokojnego utrzymania zespołu w lidze. Pozostawało jednak pytanie czy Anioły mogły być wyżej w tabeli na ligowym półmetku? Zapewne tak, bowiem zarówno mecz w Gdańsku jak i w Zielonej Górze był do wygrania. Drużyna była jednak w organizacyjnej rozsypce i poskładano ją tak naprawdę dopiero po lubuskiej porażce. Problemem był brak "parkingowego mentora" w trakcie zawodów, bo choć przez toruńskie boksy przewija się wiele osób nikt nie ma na tyle charyzmy i odwagi, aby poskładać w całość toruńską paletę gwiazd.
Wydaje się, że w porę zatrudniono Stanisława Chamskiego, który nie boi się trudnych decyzji i skutecznie rotuje meczowym składem nie zważając na wielkość i magię nazwisk, bo toruńska drużyna miała wygrywać, a nie gwiazdorzyć. Niestety trener Chomski nie mógł wsiąść na motocykl (ten epizod już za gorzowskim wychowankiem), dlatego najwięcej zależało od samych zawodników, którzy chcąc awansować do play-off musieli poprawić swoją skuteczność. Niestety tylko dwójka zawodników z toruńskiego teamu na półmetku ligi mogła pochwalić się zwyżką średniej biegowej w stosunku do roku poprzedniego, a byli to Darcy Ward i Oskar Fajfer. Pozostali zawodnicy niestety zanotowali spadek średniej i spadek ten był bardzo widoczny zwłaszcza na wyjazdach. O ile w postawie Adriana Miedzińskiego i Emila Sajfutdinowa można dostrzec pewną tendencję zwyżkową o tyle postawa Chrisa Holdera i Tomka Golloba trudno było doszukiwać się optymizmu, tym bardziej, że właśnie ta dwójka zanotowała największy spadek formy w bieżącym sezonie. Nie da się zatem ukryć, że od postawy dwóch indywidualnych mistrzów świata, zwłaszcza w meczach wyjazdowych, zależeć miała pozycja całej drużyny na finiszu rozgrywek. A druga runda rozgrywek niestety była dla toruńczyków znacznie trudniejsza, bowiem zespół musiał rozegrać jedno spotkanie wyjazdowe więcej niż w pierwszej części sezonu.
A oto jak przedstawiały się średnie toruńskich zawodników startujących w Ekstralidze na półmetku rozgrywek w sezonie 2014:

Zawodnik

Średnia
2013
Średnia
2014
% skuteczności
w porównaniu
do roku 2013

  
Oskar FAJFER
1,16 1,54 133%
  
Darcy WARD
2,04 2,36 116%
  
Paweł PRZEDPEŁSKI
1,75 1,72 98%
  
Adrian MIEDZIŃSKI
2,08 1,89 91%
  
Emil SAJFUTDINOW
2,26 2,04 90%
  
Tomasz GOLLOB
2,15 1,76 82%
  
Chris HOLDER
2,23 1,74 78%

W trakcie rozgrywek polska żużlowa rzeczywistość zaserwowała kibicom również nieco "kabaretu", bo inaczej nie można było nazwać pisma z Sądu Okręgowego w Poznaniu, które wpłynęło do Unibaxu za sprawą zielonogórzan, pozywających torunian za straty, jakich doznał za ubiegłoroczny walkower w finale Ekstraligi. Zielonogórzanie wielokrotnie zapowiadali, że podejmą taki krok, ale nikt nie brał poważnie ich zapowiedzi, bowiem toruński klub otrzymał karę pozaregulaminową z którą specjalnie nie dyskutował i nie mogło być mowy o dodatkowych rekompensatach za wyimaginowane zyski dziłaczy z grodu Bachusa. Zielonogórzanie jednak twierdzili jednak, że 400 tysięcy złotych rekompensaty to za mało (regulamin mówił o zadośćuczynieniu dla kluby ponad dziesięciokrotnie niższym). Powoływali się na umowy ze sponsorami, które straciły na ważności oraz brak wpływów z biletów. Wyliczyli, że Unibax powinien im jeszcze dopłacić 1 milion 252 658 złotych. I właśnie o taką kwotę plus ustawowe odsetki pozwali torunian do sądu. Toruńczycy oczywiście nie zgadzali się z takim stanowiskiem, a prezes Unibaxu Tomasz Kaczyński tak komentował całą sprawę: zostaliśmy ukarani dość srogo przez Trybunał PZM. Wszystkie kary bezzwłocznie uregulowaliśmy. No cóż, teraz pozwowi przyjrzą się nasi prawnicy, którzy sprawdzą m. in. wymieniane przez Falubaz umowy sponsorskie - kiedy były podpisane i czego dotyczyły.

Zatem w zaistniałej sytuacji stworzonej przez kreatywnych zielonogórzan, kibicom nie pozostawało nic innego jak śledzić z rozwój wypadków i emocjonować się żużlową rywalizacją na torze, a nie poza nim. A rywalizacja ta dla toruńskich fanów miała istotny wymiar niemal w każdym meczu. Na początek należało pokonać Unię Leszno. Jednak wielkopolski klimat nie posłużył Aniołom i odjechały ze stadionu im. Alfreda Smoczyka z kwitkiem. A już było tak pięknie. Wystarczyło wygrać z Unią w Lesznie i praktycznie można byłoby się szykować do play off. Tymczasem przegrana mocno skomplikowała sytuację Unibaxu, bo dużo bliżej awansu do półfinałów byli lesznianie. A Unibax pokazał, że mistrzem w komplikowaniu swojej ligowej sytuacji. Najpierw przegrana na inaugurację w Gdańsku postawiła Unibax pod ścianą. Później porażka w Zielonej Górze, która była co prawda wkalkulowana w tegoroczną rywalizację, ale była trochę za wysoka, w kontekście walki o punkt bonusowy w rewanżu. Mimo tego drużyna odbiła się od dna, wyszła w tabeli na plus i gdy już wydawało się, że dalsza część sezonu pójdzie z górki, żużlowcy zafundowali kibicom kolejny cios - przegraną w Lesznie. Najważniejszym bodaj meczu w rundzie zasadniczej. Sytuacja zrobiła się nieciekawa, bo lesznianie mieli dość korzystny rozkład dalszych spotkań. A toruńczycy chcąc awansować do play-off musieli szukać punktów w Tarnowie lub Gorzowie, a to nie było łatwe zadanie. Na domiar złego trener Stanisław Chomski kompletnie nie wiedział, na czym stoi. Adrian Miedziński zaczął jeździć rewelacyjnie, ale w Lesznie przyszedł krach. Podobnie rzecz miała się Darcy Wardem. Oskar Fajfer zasygnalizował zwyżkę formy, a na Smoczyku nie zdobył punktu. Chris Holder narobił apetytu dobrym występem w Grand Prix Szwecji, a dwadzieścia cztery godziny później był cieniem zawodnika z Malilli. I tak dalej, i tak dalej. Jedyny pewnik był taki, że na wyjeździe nie można było liczyć na Tomasza Golloba. Ale trudno było ten fakt traktować w kategoriach pocieszenia dla trenera.

Jednak aby myśleć o pozytywnym rozstrzygnięciu dla Aniołów na koniec rundy zasadniczej należało otrząsnąć się po trzeciej już porażce i wygrywać kolejne spotkania. Niestety jak to zwykle w Toruniu bywa ponownie dały znać o sobie kontuzje. Wielu zastanawiało się czy nad Aniołami ciąży jakieś kontuzjogenne fatum. Tym razem pech ponownie dopadł Chrisa Holdera, który w meczu ligi duńskiej złamał nadgarstek. Żużlowiec, który w Danii reprezentuje Region Varde Elitesport upadł w jednym z biegów i tor opuścił w karetce. Pierwsze diagnozy mówiły o złamanym nadgarstku i niestety przypuszczenia te się potwierdziły. Chris Holder miał oczywiście wystartować w meczu przeciwko Włókniarzowi Częstochowa i jego absencja stawiała Unibax w trudnym położeniu. "Chrispy" miał co prawda dopiero piątą średnią biegową w drużynie z Torunia i co za tym idzie nie można było za niego stosować przepisu o zastępstwie zawodnika, ale na MotoArenie mimo braku formy zawsze przywoził ważne punkty. Nic więc dziwnego, że wielu zastanawiało się dlaczego Holder wystartował w zawodach podrzędnej duńskiej ligi, ale wątpliwości te rozwiewał Sławomir Kryjom: Chris szuka startów, żeby dojść do optymalnej formy. W meczu skarżył się na fatalnie przygotowaną nawierzchnię. Wiedział, że na wejściu w drugi wiraż jest bardzo zdradliwe miejsce i zawahał się. Zabrakło automatyzmu. Ułamek sekundy przy podjęciu decyzji doprowadził do fatalnego w skutkach upadku. Brakuje naszej drużynie ewidentnie zdrowia. Kiedy zawodnicy dochodzą już do dobrej dyspozycji, to notują kolejne upadki i robią krok w tył. Jednak nie chcemy już rozmawiać o kontuzjach. One są w ten sport wliczone i dosięgają nie tylko nas, ale też tak klasowych zawodników innych ekip, jak Krzysiek Kasprzak, Piotrek Protasiewicz czy Grigorij Łaguta. Kontuzje w żużlu były, są i będą.
Na szczęście w sobotę rano Chris pojawił się w Toruniu, został niezwłocznie przyjęty do szpitala, a w godzinach popołudniowych zoperowany. Dziękujemy Damianowi Janiszewskiemu i Karolowi Elsterowi z kliniki Ortus Med, ponieważ mimo tego, że jest długi weekend, zajęli się naszym zawodnikiem. A wiadomo, jak ważna u sportowców jest szybka diagnoza i podjęcie leczenia. Szacowana przerwa w startach Chrisa wynosi cztery tygodnie. Wiemy jednak, że żużlowcy mają silne organizmy, dlatego teraz od Chrisa zależy, kiedy wsiądzie na motor.

W całym pechu najgorsze było jednak to, że dla Holdera była to w krótkim czasie kolejna kontuzja, która wyeliminowała go z walki o medale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Przed rokiem Australijczyk w meczu Elite League doznał urazów biodra, kości przedramienia oraz pięty. Przez kilka tygodni mistrz świata z 2012 roku poruszał się za pomocą wózka inwalidzkiego.
W miejsce Holdera działacze toruńscy w ekspresowym tempie ściągnęli Wiktora Kułakowa, który dzień wcześniej miał zaplanowane starty w innej części Europy, ale pokazał się z dobrej strony w dwóch ligowych spotkaniach. Oto jak Sławomir Kryjom uzasadniał, dlaczego nie zdecydowano się skorzystać z usług choćby Maxa Fricke w miejsce Holdera: Stawiamy konsekwentnie na Kułakowa. Startuje na silnikach przygotowanych przez klub, lecz ostatnio pozyskał także sponsora, którym została jedna z toruńskich firm. Na swój park maszyn nie może narzekać. Wbrew pozorom Fricke nie jest tak daleko od składu, jak niektórym się wydaje, ale Kułakow ma nad nim tę przewagę, że od dwóch lat startuje w Polsce. Ich kontrakty były ruchem skautingowym. To młodzi, ambitny chłopcy i przyszłość mają przed sobą. A czy wykorzystają szansę i zostaną z nami na dłużej, zależy wyłącznie od nich.
Niestety pech dopadł również drużynę Włókniarza, bowiem Grigorij Łaguta, któremu podczas ligi w swoim ojczystym kraju odnowiła się kontuzja nogi nie mógł wspomóc kolegów spod Jasnej Góry w tym spotkaniu.
Do incydentu doszło zaraz po minięciu linii mety, kiedy to zawodnikowi spadła noga z haka i niefortunnie zawinęła się pod motocykl. Dla rosyjskiego zawodnika oznaczało to kolejną przerwę w startach, a dla częstochowskich działaczy znów spore kadrowe problemy. W Toruniu w miejsce Łaguty pojawił się zatem Mirosław Jabłoński.
Mimo "szpitala" w obu ekipach zawodnicy przystąpili do rywalizacji zgodnie z planem i osłabienie Unibaxu okazało się mniej dotkliwe, bowiem Anioły pokonały Lwy 54:36 i zainkasowały pierwsze w sezonie 2014 trzy ligowe punkty i wskoczyły na piąte miejsce w tabeli tracąc do czwartej Unii Leszno dwa oczka.

Jednak awans do play-off miał się rozstrzygnąć w dwóch kolejnych meczach, bowiem na dorobku Unibaxu ważyła przegrana w Gdańsku i Lesznie, dlatego zespół z miasta Kopernika musiał wygrać w Gorzowie lub w Tarnowie. Zatem z początkiem lipca w Gorzowie szykował się kolejny szlagier ligowy. Z uwagi na niekorzystne prognozy pogody zawody dwukrotnie przekładano. Trzecie podejście do meczu było już skuteczne, ale zanim do niego doszło po stawieniu się zawodników w parkingu, gorzowianie złożyli wniosek, aby zbadać stan trzeźwości Darcy Warda i sędzia w obecności Policji przeprowadził badanie alkomatem Australijczyka, które nie wykazało alkoholu w wydychanym powietrzu. Zdaniem Darcy Warda całe zamieszanie miało związek z Troy'em Batchelorem i Lewisem Bridgerem, którzy zaspali na samoloty i nie zdążyli na swoje mecze w Polsce - Byłem pewny tego, że jestem absolutnie trzeźwy. Dwóch zawodników zaspało na swoje samoloty i nie pojadą w meczach. Być może to był powód do przebadania mnie.
Irytacji zaistniały faktem nie krył prezes toruńskiego klubu Tomasz Kaczyński - Lekkość, z jaką Stal Gorzów obarcza nas za wszystko winą jest coraz bardziej irytująca. Trafnie skomentował to na łamach SportoweFakty.pl Jacek Gajewski, nazywając ostatnie wydarzenia kabaretem i słabością przepisów sportu żużlowego. Najwyraźniej taki jest styl działania gorzowskiego klubu. Naszym zdaniem takie podejście jest wrogie i zupełnie niepotrzebne. Martwią mnie także inne działania, chociażby to, że ochrona wyprowadzała z obiektu Sławomira Kryjoma. Każda wizyta w Gorzowie Wielkopolskim wiąże się z jakimiś problemami. Poprzednio naprawdę chcieliśmy ten mecz odjechać, co spotkało się z krytyką ze strony gospodarzy. Po odwołaniu meczu pojawiły się natomiast pretensje o to, że nie byliśmy zainteresowani wyjazdem na tor. Mam wrażenie, że bez względu na wszelkie działania, winny byłby zawsze Unibax. Przyglądając się tej sprawie nie rozumiem wielu rzeczy.
Co ciekawe mecz pomiędzy Stalą a Unibaxem mógł być transmitowany w TV, jednak telewizja nSport nie chciała pokazać na swojej antenie meczu z Gorzowa, mimo że wszystkie koszty transmisji chciał na siebie wziąć właściciel toruńskiego klubu Roman Karkosik. Telewizja obawia się po tym, co się działo wcześniej, że może znowu padać i mecz nie dojdzie do skutku. W podtekście jednak wielu twierdziło, że jest to policzek dla Unibaxu za rejteradę z finałowej potyczki z Zieloną Górą w roku 2013.
Zawody jednak mimo wielu przeciwności doszły do skutku i była to walka, z której Unibax musiał wyjść zwycięsko, bowiem wszelkie dywagacje i analizy wskazywały na to, że Aniołom brakowało punktu, aby cieszyć się z awansu do rundy play-off. W lepszym położeniu była bowiem Unia Leszno, która miała przed sobą jeden trudny wyjazd do Zielonej Góry, zaś Anioły nie tylko musiały zmierzyć się z silną Stalą w Gorzowie, ale też z Jaskółkami na ich trudnym tarnowskim torze. Twierdza Jaskółek wydawała się być nie do zdobycia, więc walka nawet o bonus była zadaniem bardzo ciężkim szczególnie, że Unibax miał zaledwie sześć punktów zaliczki. Dlatego Unibax musiał szukać dodatkowych "oczek" w tabeli właśnie w Gorzowie lub pokonać za cztery tygodnie Falubaz Zielona Góra na Motoarenie przynajmniej osiemnastoma punktami.
Działacze toruńscy liczyli jednak na zgarnięcie całej puli już w Gorzowie. Nadzieję na zwycięstwo pokładali w byłym zawodniku Stali Gorzów Tomaszu Gollobie, który w sezonie AD 2014 spisywał się bardzo słabo i na „starych śmieciach” miał się przebudzić. Niestety nie tylko wieloletni kapitan polskiej reprezentacji spędzał sen z powiek działaczom Unibaxu, bowiem formą nie błyszczał również Miedziński, a do tego w jego jeździe można było dostrzec sporo nerwowości i chaosu, co przekładało się na błędy i utratę punktowanych pozycji.
Unibax miał jednak również bardzo mocne punkty w osobach Darcy Warda, który z gorzowskim torem nie miał najmniejszych problemów oraz Emila Sajfutdinowa, który nie mógł narzekać na brak szybkich motocykli. Kluczowy w tym meczu był jednak występ Pawła Przedpełskiego, który dzierżył drugie miejsce wśród najlepszych juniorów w polskiej lidze, ustępując jedynie Bartoszowi Zmarzlikowi z Gorzowa. Paweł uporządkował swoją jazdę na wyjazdach co napawało toruńskich kibiców optymizmem, bowiem liga od wielu lat pokazywała, że aby wygrywać spotkania dobry junior w drużynie był niezbędny.
Niestety Gollob ponownie zawiódł, Unibax poległ, a szkoleniowiec gości robił, co mógł, aby mimo dziur w składzie jeszcze uratować punkt bonusowy. Zmiany taktyczne nie przynosiły jednak oczekiwanego skutku. Przy takiej dyspozycji miejscowych po prostu nie dało się wygrać. Ważne były starty, bo przy dobrej jeździe i omijaniu dziur trudno było wyprzedzać. W drużynie Unibaxu Toruń dobry mecz odjechał Darcy Ward, a świetną końcówkę miał Paweł Przedpełski. Dzięki przebłyskom Emila Sajfutdinowa i na początku spotkania także Adriana Miedzińskiego "Anioły" obroniły punkt bonusowy. Jeden udany wyścig miał Oskar Fajfer. Niestety, fatalnie pojechali Tomasz Gollob i Wiktor Kułakow. Obaj nie ukończyli żadnego z wyścigów, w którym startowali. Ponadto w miejsce do niedawna najlepszego polskiego żużlowca do końca meczu stosowano rezerwy, jednakże tylko Ward zdobył wówczas punkty. Dzięki dwóm zdobytym punktom meczowym drużyna Stali Gorzów niemal zapewniła sobie jazdę w play-off i zagrażała drugiej pozycji Falubazu Zielona Góra. Ekipa Unibaxu Toruń wywalczyła punkt bonusowy, który przedłuża realne nadzieje na awans do czołowej czwórki, ale przegrana skomplikowała nieco sytuację, a do tego w drużynie poza Wardem i Sajfutdinowem, ciągle nie było ligowych pewniaków, którzy pociągnęliby wynik drużyny.

Nadzieję na podleczenie Anielskiego składu dawała wakacyjna przerwa, po której z początkiem sierpnia na ligowe tory powróciła drużynowa rywalizacja. Na dzień dobry torunianie mieli walczyć o awans do play-off z liderem Unią Tarnów. Gospodarze tej potyczki w ciągu dziesięciu kolejek ponieśli tylko jedną porażkę, kiedy to w maju, podczas pierwszego w sezonie meczu na Motoarenie musieli uznać wyższość Unibaxu 48:42. Od tej pory nikt nie mógł zatrzymać rozpędzonej lokomotywy dowodzonej przez trenera Marka Cieślaka i kapitana Grega Hancocka.
Jeźdźcy z Małopolski w końcówce rundy zasadniczej posiadali w zapasie pięć oczek przewagi na drugim Falubazem Zielona Góra, więc wszystkie karty mieli w swoich rękach i mogli je rozdawać w dowolny sposób. Wiadomym było jednak, że tarnowski trener chciał wyeliminować Unibax z play-off, bowiem właśnie tej drużyny obawiał się najbardziej w walce o złoto DMP. Prawda była też taka, że nikt nie chciał trafić w play-off na klub z grodu Kopernika, jeśli ten w ogóle zdołałby się zakwalifikować do play off. Torunianie byli bowiem na krawędzi awansu. Właściwie tylko korzystny rezultat w Jaskółczym Gnieździe mógł jeszcze wlać nadzieję w serca toruńskich kibiców, że ich drużyna włączy się w walkę o medale. Niestety Anioły do Tarnowa udały się - można powiedzieć tradycyjnie od dwóch lat - w osłabionym składzie. Po tym jak powrót do drużyny zapowiedział rekonwalescent Chris Holder, w ekipie Aniołów zabrakło Oskara Fajfera, który podczas półfinału Indywidualnych Mistrzostw Polski uległ groźnie wyglądającemu upadkowi i doznał urazu barku. W tej sytuacji torunianie zdani byli na adepta toruńskiej szkółki żużlowej - Dawida Krzyżanowskiego, który zdał licencję "Ż" jesienią 2012 roku, i choć występował regularnie w zawodach młodzieżowych, dotychczas nie miał okazji do startu w rozgrywkach ligowych.
Co prawda Oskara Fajfera mógł zastąpić Oskar Gollob, ale on również po upadku w niedawno rozegranym turnieju Pomorskiej Ligi Młodzieżowej na torze w Grudziądzu doznał poważnych obrażeń głowy. Po szczegółowych badaniach lekarskich, u juniora Unibaxu Toruń stwierdzono złamanie nosa oraz kości zatok. Ponadto miał on również głęboką dziurę w czole.
Trenerzy toruńscy wierzyli jednak w swój zespół, bowiem twierdzili, że są zdolni nawiązać walkę z każdym rywalem. Jan Ząbik tak komentował przedmeczowe przygotowania i roszady taktyczne: Pomysł jak rozgryźć rywala zawsze jest. Ani ja, ani Stanisław Chomski nie wsiądziemy jednak za zawodników na motocykle. Dostaną od nas pewne instrukcje i to wszystko. Reszta zależy już tylko od nich. Mamy na tyle mocny skład, że powinniśmy nawiązać walkę z każdym rywalem. Tamtejszy tor jest taki, jak każdy inny. Każda nawierzchnia ma swoją specyfikę, ale recepta na sukces pozostaje taka sama: trzeba się po prostu odpowiednio przyłożyć i jechać. Nic innego zrobić nie można. Tarnowianie pojadą u siebie i to im daje się większe szanse na zwycięstwo. Presja będzie jednak taka jak zawsze. Gdy jedzie się na takim poziomie, nie sposób jej uniknąć. Najważniejsze, byśmy tanio naszej skóry w niedzielę nie sprzedali.
Również toruński prezes Tomasz Kaczyński ogłaszał peną mobilizację i nie składał w imieniu klubu broni: Zakładanie porażki z góry jest jednak bez sensu. Chcemy wygrać. Wciąż mamy nadzieję na sukces w tym sezonie. Byłoby czymś dziwnym, gdybyśmy stracili ją już na tym etapie. Jedziemy do Tarnowa i chcemy tam wygrać. Każda drużyna przystępująca do rywalizacji, ma chyba właśnie takie nastawienie. Zrobimy wszystko, żeby maksymalnie zmobilizować drużynę. Mieliśmy sporo treningów i liczymy, że będziemy w stu procentach gotowi. Marek Cieślak jednak na pewno wszystko sobie dobrze poukładał i będzie w stu procentach gotowy na spotkanie z Unibaxem w Tarnowie. W swoich planach na pewno zakładał to, co ma do zrobienia w Bydgoszczy. Nie sądzę, że będzie mieć to jakikolwiek wpływ na wynik. Kluczowa będzie kondycja i determinacja żużlowców, a także ich silniki czy warunki torowe. Marek Cieślak to człowiek dobrze zorganizowany i na pewno wszystko ma odpowiednio przygotowane. Na razie wierzymy, że uda nam się wygrać w Tarnowie. Co będzie później? O tym możemy porozmawiać dopiero po tym meczu. Przed meczem trudno mieć inne podejście. Nie lubię dyskusji, w których rozważa się porażkę przed pierwszym gwizdkiem. Jeśli rzeczywiście przegramy, to możemy mówić o tym, co dalej. Na ten moment celem jest jednak wygrana z Unią. Kalkulacje, co się stanie, jeśli nam się nie uda, są irytujące. Nie można zakładać porażek. Należy się mobilizować i to właśnie robimy. Przez wielu tarnowianie są postrzegani jako faworyt. Wierzę jednak, że możemy tam wygrać i mam nadzieję, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony.
Niestety dla torunian w hicie kolejki Ekstraligi Unia Tarnów pokonała Unibax Toruń 52:38. Jaskółki sięgnęły również po punkt bonusowy mocno ograniczając szanse Aniołów na awans do pierwszej czwórki. Na pocieszenie Aniołom pozostawał fakt, że w rundzie zasadniczej Jaskółki zostały pokonane jedynie przez Unibax, ale to honorowe pocieszenie miało stać się faktem dopiero po zakończonym sezonie, a zawodnicy musieli myśleć o pokonaniu kolejnego rywala jakim był Falubaz Zielona Góra.

Przed meczem obok emocji sportowych odżyły emocje związane z ubiegłorocznym finałem. Oto bowiem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie oddalił skargę Unibaxu Toruń na decyzję Ministra Sportu i Turystyki, której istota sprowadzała się do zakwestionowania uprawnień spółki Ekstraliga Żużlowa do prowadzenia postępowań dyscyplinarnych wobec klubów biorących udział w rozgrywkach żużlowych. Wyrok WSA oznaczał, że spółka Ekstraliga Żużlowa była uprawniona (za pośrednictwem stosownych organów jurysdykcyjnych, w tym Komisji Orzekającej Ligi) do prowadzenia postępowań dyscyplinarnych wobec klubów biorących udział w rozgrywkach żużlowych. Prowadzenie takich postępowań przez spółkę było zatem zgodne z prawem, a zapadłe w ich toku orzeczenia podlegały wykonaniu. Wielu kibiców było przekonanych, że owa decyzja zamykała sprawę i Unibax musiał zapłacić Falubazowi odszkodowanie. Jednak była to błędna interpretacja, którą klub sprostował w stosownym oświadczeniu, którego treść brzmiała następująco: W nawiązaniu do informacji, jakie pojawiły się w mediach o przegranej KST UNIBAX w sporze z Polskim Związkiem Motorowym, pragniemy wyjaśnić, że orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z 21 sierpnia 2014 r. nie dotyczy sporu Unibaxu z Polskim Związkiem Motorowym. Orzeczenie to przesądza jedynie kwestię proceduralną w sporze z Ministrem Sportu, który 11 grudnia 2012 roku zatwierdził przeniesienie kompetencji do nakładania kar dyscyplinarnych z Polskiego Związku Motorowego na Ekstraligę Żużlową. KST UNIBAX uważa, że ta decyzja była niezgodna z prawem i umożliwiła bezpośrednio nałożenie wysokich i niezgodnych z obowiązującym wówczas regulaminem kar na KST UNIBAX przez Komisję Orzekającą Ligi po ubiegłorocznym finale DMP. Wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego nie rozstrzygnął też sporu z Ministrem Sportu pod względem merytorycznym. Sąd uznał tylko, że KST UNIBAX nie ma uprawnień do składania wniosku o unieważnienie decyzji Ministra Sportu. Nie wyklucza to podejmowania przez Klub KST UNIBAX innych dostępnych kroków prawnych.
Prezes Zarządu KST Unibax
Tomasz Kaczyński
Zatem sprawa finału AD 2013 mimo zmiany właścicielskiej w Toruniu, miała swój dalszy bieg i nie zanosiło się na szybkie rozstrzygniecie zielonogórsko-toruńskiego konfliktu, w którym można było odnieść wrażanie, że oba kluby podjęły swoistego rodzaju krucjatę przeciwko sobie - krucjatę, która prowadziła do śmieszności i szargania wizerunku klubowego.
Po tych sądowych doniesieniach wszyscy emocjonowali się wydarzeniami sportowymi, bowiem po tarnowskiej porażce dla Aniołów pozostawały juz tylko matematyczne szanse na walkę w pierwszej czwórce oraz porażka Unii Leszno w Zielonej Górze. Drużyna musiała jednak wygrać wszystkie spotkania do końca rundy zasadniczej i to za trzy punkty. Najtrudniejsze wydawało się spotkanie z Zieloną Górą. Przed meczem zadanie Aniołom ułatwił Patryk Dudek, który kilka tygodni wcześniej został poddany badaniu antydopingowemu i w związku z przesłaniem do Głównej Komisji Sportu Żużlowego protokołu Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, w którym zawarto wstępną ocenę wyników badań antydopingowych zawodnika, przeprowadzonych na podstawie próbki A, w której stwierdzono wykrycie u zawodnika substancji zabronionej, działając na podstawie art. 307 i 308 Przepisów Dyscyplinarnych Sportu Żużlowego oraz art. 7.5 Kodeksu Antydopingowego FIM, GKSŻ podjęła decyzję o zastosowaniu wobec zawodnika Patryka Dudka środka zapobiegawczego w postaci zawieszenia na okres do czasu ostatecznego wyjaśnienia całej sprawy. Niestety dla zawodnika próbka B potwierdziła, że zażywał on niedozwolone środki dopingujące i choć aktualny IMŚJ wydał oświadczenie w którym wyjaśniał, że nie zażywał środka o nazwie metyloheksanamina świadomie, to kariera zawodnika w najbliższym czasie i tak stanęła pod znakiem zapytania, a dodatkowo postawił swoją drużynę w trudnym położeniu przed kolejnymi spotkaniami ligowymi.
Unibax nie potrafił jednak wykorzystać osłabienia rywala i co prawda wygrał mecz, ale punkt bonusowy odjechał do Zielonej Góry. Wielu zastanawiało się jak toruńczycy wypuścili bonus z rąk bowiem w ekipie gości kompletnie zawiódł Jarosław Hampel. Lider Falubazu zupełnie nie mógł odnaleźć się na toruńskim owalu i choć zwyciężył w biegu dwunastym, jednak pozostałe starty pozostawiały wiele do życzenia. Niestety swoich kibiców po raz kolejny zawiedli Tomasz Gollob oraz Chris Holder. Wygrana bez bonusa oznaczała dla Unibaxu praktycznie pożegnanie z fazą play-off. Anioły, co prawda miały jeszcze iluzoryczne szanse na fazę medalową, jednak szansa ta graniczyła z cudem, w który mało kto w Toruniu poza trenerem Chomskim wierzył.

Nic więc dziwnego, że wszyscy jechali do Wrocławia bez wiary w awans do dalszej fazy rozgrywek, ale wiadomym było, że aby liczyć na cud trzeba było to spotkanie wygrać. Zatem przedostatnia kolejka ligowa jak każde spotkanie w sezonie 2014 była dla Unibaxu meczem o wszystko. Niestety Anioły oprócz wygranej musiały liczyć na korzystny układ innych spotkań. Niestety do kolejnego spotkania Anioły ponownie mogły przystąpić zdekompletowane. Na szczęście tym razem osłabienie nie wynikało z kontuzji, a .... z kolejnego nieodpowiedzialnego zachowania Darcy Warda, który od 28 sierpnia nie mógł brać udziału w żadnych zawodach żużlowych. Ów zakaz był pokłosiem wykrycia w organizmie Australijczyka alkoholu przed Grand Prix Łotwy, w którym 22-latek nie wystąpił po tym, jak badanie alkomatem wykazało, że w organizmie Kangura było powyżej 0,10 mg alkoholu na litr krwi. Decyzja była podjęta przez Międzynarodową Federację Motocyklową (FIM) po otrzymaniu sprawozdania z badania Australijczyka. Sprawa Warda została przekazana do Sądu Dyscyplinarnego FIM i zawodnik oczekiwał na decyzję dotyczącą okresu na jaki zostanie zawieszony w prawach zawodnika.
Decyzję tę komentował Jacek Gajewski, który odkrył Darcy Warda do toruńskiego klubu: Sytuacja jest bardzo niedobra, nieprzyjemna dla całej dyscypliny, a zwłaszcza dla samego zawodnika. Zaliczył kolejną wpadkę. Wcześniej miał założoną sprawę sądową w Anglii oraz został przyłapany w swojej ojczyźnie, gdy pędził na motocyklu, będąc pod wpływem niedozwolonych środków. Totalna głupota z jego strony. Inaczej tego nazwać nie można. Szkoda chłopaka, bo marnuje swój ogromny potencjał.
Niestety kolejny wybryk Australijczyka wiązał się z zawieszeniem w prawach zawodnika przez międzynarodową federację motocyklową, a to wykluczało jego udział we wszelkich rozgrywkach żużlowych. Niezrozumiałe pozostawało jednak, dlaczego Ward nie został zawieszony od razu po próbie alkoholowej, a decyzję odwlekano w czasie. Ów brak decyzji skutkował tym, że działacze Unibaxu postanowili zaryzykować i wystawili Warda do ligowej rywalizacji. Owo ryzyko się opłaciło, bo zawodnik ostatecznie we Wrocławiu mógł wystartować i walnie przyczynił się do ostatecznego tryumfu Aniołów nad Spartanami w stosunku 32:58, dzięki czemu Unibax wywiózł ze stolicy Dolnego Śląska trzy punkty.
Wygrana na Dolnym Śląsku, choć przekonująca i w wielkim stylu nie cieszyła nikogo. Powodem było to, że już poprzednia kolejka pokazała, że Unia Leszno - drużyna, która miała wcześniej problem z wygrywaniem spotkań, złapała formę i zaczęła wygrywać i to mimo kadrowego osłabienia (kontuzja dwóch podstawowych zawodników Nicki Pedersena i Przemysława Pawlickiego). Dlatego pewnym było, że wrocławskie zwycięstwo nic nie wnosiło do walki o play-off. Torunianie jednak sami przegrali walkę o ekstraligowy finał tracąc w trakcie rozgrywek pewne punkty, tam gdzie inni je zyskiwali. Największym rozczarowaniem wydaje się być spotkanie w Gdańsku, gdzie o punkty było zapewne najłatwiej, ale jak się okazało na starcie rozgrywek, gdańszczanie byli za silni dla gwiazd Unibaxu.

Ostatnia ligowa kolejka nie miała żadnego znaczenia zarówno dla Torunia jak i Gdańska, dlatego mecz był spotkaniem, które musiało się odbyć, po którym drużyny Unibaxu i Wybrzeża zakończyły sezon.
Z góry wiadomo było, że gospodarze nie mieli już żadnych szans na awans do play-off, podobnie jak jasne było, że goście po sezonie pożegnają się ze statusem ekstraligowaca. Niestety dla widowiska sportowego i licznie zgromadzonych kibiców w ostatnim meczu za panowania Romana Karkosika, Unibax Toruń rozjechał ekipę znad morza. Wynik 74:16 mówił wszystko o przebiegu tego spotkania.
Wyniku nie zmienił nawet fakt, że Unibax przystępował do spotkania bez Darcy Warda, który został zawieszony przez Międzynarodową Federację Motocyklową, po badaniu na zawartość alkoholu przed Grand Prix Łotwy w Daugavpils. Pierwszym zawodnikiem, który miał zająć jego miejsce, był Wiktor Kułakow. Niestety Rosjanin złamał biodro podczas treningu przed zawodami Drużynowych Mistrzostw Rosji Juniorów i nie dość, że nie mógł wystąpić w meczu, to czekała go półroczna przerwa związana z leczeniem i rehabilitacją. Co gorsza, nie było też pewne kiedy i czy w stu procentach utalentowany żużlowiec odzyska sprawność ruchową.
W tej sytuacji miejsce zawieszonego Darcy’ego Warda i kontuzjowanego Wiktora Kułakowa zajął były mistrz świata juniorów - Karol Ząbik, który do składu ekstraligowego Unibaxu powrócił po ponad dwóch latach przerwy. Osłabienie Unibaxu oraz mający dwuletni rozbrat z ligowym żużlem Ząbik w składzie, nie przeszkodziły rozgromić Wybrzeża, czym toruńczycy wyrównali dotychczasowy najwyższy wynik w historii startów "Aniołów" który padł w 1979 roku w meczu ze Śląskiem Świętochłowice 81:23. Natomiast po wprowadzeniu tabeli 15-biegowej najwyżej torunianie wygrali w 1992 roku z Włókniarzem Częstochowa 70:19. Wspomniane spotkania odbywały się jednak w innej rzeczywistości bowiem były to lata, w których żużel w Polsce był sportem typowo amatorskim. W ostatniej dekadzie jednak speedway w kraju nad Wisłą wyprzedził cały żużlowy świat i sprofesjonalizował rozgrywki. Dlatego nic dziwnego, że po spotkaniu wielu kibiców zadawało sobie pytanie, co jest większym sportowym blamażem w najlepszej lidze świata - jeden walkower czy notoryczne ściganie drużyn nieprzygotowanych organizacyjnie i sportowo do rywalizacji w najlepszej żużlowej lidze świata.
Spotkanie z Wybrzeżem było szczególne dla Unibaxu nie tylko ze względu na rozmiary zwycięstwa. Klub musiał, bowiem przeznaczyć rekordową kwotę na wynagrodzenia dla zawodników. Wcześniej o stratach finansowych informował Falubaz Zielona Góra. Mistrzowie Polski pokonali Włókniarza 69:21 i na tym spotkaniu stracili około 250 tysięcy złotych. Jeszcze bardziej okazała była wygrana torunian, którzy pozwolili najsłabszej ekipie tego sezonu na zdobycie zaledwie 16 "oczek". W kuluarach mówiło się, że mecz na Motoarenie mógł kosztować klub około 380 tysięcy złotych. Warto podkreślić, że to tylko wynagrodzenia dla zawodników. Torunianie nie mieli jednak żadnego problemu, żeby zapłacić swoim zawodnikom. Co więcej, wynagrodzenia miały być wypłacone jak najszybciej z powodu wspomnianych zmian własnościowych.
W tym miejscu warto podkreślić, że Unibax Toruń był jedyną drużyną w Ekstralidze 2014, która wygrała wszystkie siedem spotkań na własnym torze. "Anioły" dołożyły jeszcze dwa zwycięstwa wyjazdowe i pięć bonusów, ale wobec kary ośmiu ujemnych punktów przed sezonem nie wystarczyło to do play-off. Sportowo jednak ekipa toruńska była słabsza tylko od Grupy Azoty Unii Tarnów.
Unibax Toruń zakończył sezon zasadniczy z dorobkiem 15 punktów, ale na torze "Anioły" wywalczyły aż 23 "oczka". Na MotoArenie największy opór stawili im oczywiście tarnowianie (42:48), ale wynik lepszy o jeden punkt osiągnęli zielonogórzanie (42:47). Na wyjazdach zespół Stanisława Chomskiego zdobył cztery punkty dzięki zwycięstwom w Częstochowie i we Wrocławiu. Dorobek Unibaxu powiększył się także o pięć z siedmiu możliwych do zdobycia punktów bonusowych. W dwumeczach lepsze od "Aniołów" okazały się tylko ekipy Grupy Azoty Unii i SPAR Falubazu.
Sportowo zatem Unibax zajął drugie miejsce w tabeli po sezonie zasadniczym, ale w ekstraligowej rzeczywistości zakończył już sezon na piątej pozycji.

Pogrom gdańszczan nie był czymś zaskakującym, bowiem w trakcie sezonu na żużlowych salonach oprócz sportowej rywalizacji tematem przewodnim była również trudna sytuacja klubów żużlowych zwłaszcza ze wspomnianego Gdańska czy Częstochowy. O ile gdańszczanie nie skrywali swoich problemów i próbowali wyjść z trudnej sytuacji o tyle częstochowianie długo udowadniali, że nie mają żadnych problemów finansowych, a ustalenia licencji nadzorowanej realizowane są zgodnie z założeniami. Niestety prawda była zgoła odmienna i klub spod Jasnej Góry zalegał z bieżącymi płatnościami dla swoich zawodników, ale także nie realizował porozumienia zawartego z Emilem Sajfutdinowem i zawodnik rozważał podjęcie kroków prawnych. Co prawda częstochowianie wpłacili na konto Rosjanina pierwsze dwie raty zobowiązania za rok 2013, ale w kolejnych tygodniach pojawiły się ponownie płatnicze zatory. Częstochowianie rozumieli zniecierpliwienie Rosjanina i chcieli się z nim rozliczyć proponując kolejne porozumienie. Sytuacja ta poirytowała Emila Sjfutdinowa do tego stopnia, że zawodnik, gdy dowiedział się, że Lwy planują ogłosić postępowanie układowe, rozważał skierowanie sprawy na drogę postępowania prawnego. I tak też się stało.

Wypłaty wynagrodzenia dla zawodników nie były jednak największym zmartwieniem żużlowych riderów, bowiem błędnie interpretując przepisy do portfeli żużlowców zaczął dobierać się Urząd Skarbowy twierdząc, że zawodnicy nie mogą rozliczać się jak każda osoba prowadząca działalność gospodarczą. Decyzją tą "skarbówka" nękała już w latach poprzednich Ryana Sullivana, ale eskalacja problemu nastąpiła za sprawą wychowanka leszczyńskiej Unii, Adama Skórnickiego, który wyczerpał procedury sądowe i odwoławcze i otrzymał wyrok Wyrok Najwyższego Sądu Administracyjnego, który miał przełożenie na całe żużlowe środowisko, w myśl którego, zawodnicy nie mogli rozliczać na dotychczasowych zasadach, co oznaczało milionowe dopłaty zaległych podatków.
Sytuacja ta wynikała z tego, że niemal od początku zawodowstwa w polskim żużlu zawodnicy rozliczali się z klubami i urzędami skarbowymi jako prowadzący działalność gospodarczą. Przez lata ten stan był akceptowany przez administrację skarbową. W 2004 roku zmienił się stan prawny - dla osób prowadzących działalność gospodarczą wprowadzono możliwość wyboru i płacenia podatku liniowego w wysokości 19 proc. zamiast opodatkowania na zasadach ogólnych. Żużlowcy w większości decydowali się na podatek liniowy (podobnie jak wiele innych osób prowadzących własne firmy), zamiast rozliczania na zasadach ogólnych, wówczas obowiązywały trzy progi podatkowe 19, 30 i 40 proc. (obecnie 18 i 32 proc.), a zawodnicy "łapali" się już na drugi próg.
Z możliwości obniżenia podatków zaczęli korzystać także sportowcy innych dyscyplin (np. piłkarze czy siatkarze) i również oni rejestrowali działalność gospodarczą i płacili 19-proc. podatek. Wobec coraz powszechniejszego zjawiska fiskus nie mógł pozostać obojętny. Urzędnicy skarbowi mogli ukrócić takie praktyki nie uznając prowadzonej działalności przez piłkarzy czy siatkarzy za działalność gospodarczą, bowiem nie ponoszą oni "ryzyka gospodarczego", w przeciwieństwie do żużlowców, którzy przecież sami zatrudniają pracowników, a ich przychód zależy od osiąganych na torze wyników. Wybrali jednak inny wariant - "odkurzono" przepis art.10 ust.1 pkt 2 w zw. z art.13 pkt 2 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, który obok przychodów wszelkiego rodzaju twórców (działalność artystyczna, literacka, naukowa, trenerska, oświatowa i publicystyczna) wymienia również "przychody z uprawiania sportu", które zdaniem fiskusa winny być rozliczane jak typowa umowa zlecenia.
Co ciekawe, w interpretacjach urzędników skarbowych istniała duża niespójność. W przypadku żużlowców fiskus prezentował jednak stanowisko, że jeżeli "przychody z uprawiania sportu" są odrębnie wymienione, to nie ma znaczenia czy żużlowcy mają działalność gospodarczą i czy ponoszą ryzyko w związku prowadzeniem tej działalności. Natomiast inne grupy zawodowe, np. twórcy, mimo że są wymienni w tym samym przepisie (art. 13 pkt 2) mogą prowadzić działalność gospodarczą, a to nosiło znamiona dyskryminacji tej grupy zawodowej.
Pierwsze kontrole żużlowców i podważanie ich możliwości rozliczania się poprzez 19-procentową stawkę pojawiły się w 2010 roku, sądy w Bydgoszczy i Poznaniu orzekały na niekorzyść żużlowców, ci odwołali się do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który wydał wyrok w sprawie Adama Skórnickiego. O sprawie poinformowała Gazeta Prawna. "(NSA) Orzekł, że działalność żużlowca istotnie różni się od działalności gospodarczej. Wskazał, że sportowiec, zawierając umowy z klubami sportowymi, musi reprezentować ich barwy. Nie może przy tym oddelegować do startów innej osoby. To odróżnia realizację kontraktów sportowych od przychodów z działalności gospodarczej. Sędzia Zbigniew Romała wyjaśnił, że żużlowiec, w przeciwieństwie np. do osoby wykonującej zawód mechanika samochodowego, musi wykonywać swoją działalność osobiście - musi sam reprezentować klub i startować w zawodach. Nikt go w tym nie zastąpi."Kolejne kontrole kilku innych żużlowców z czołówki krajowej oraz kontrole przeprowadzone w dwóch klubach, nakazały jednemu z klubów zwrot 2,5 mln zł z tytułu rozliczenia podatku VAT, a na zawodników nałożono kary i nakazano zwrot brakującego podatku. Oczywiście wszyscy odwołali się od tych decyzji, jednak wyrok NSA miał mieć kolosalne, finansowe konsekwencje dla polskiego czarnego sportu:
1. W związku z tym, że przychody żużlowców nie są przychodami z działalności gospodarczej, a z "uprawiania sportu", nie mogą oni płacić 19-procentowego podatku, a 32-procentowy (żużlowcy w większości przekraczają odpowiedni próg dochodowy), więc fiskus domagał się dopłaty 13 proc. od kwoty powyżej progu podatkowego,
2. Jeśli żużlowcy nie mogą prowadzić działalności gospodarczej, a jedynie czerpać przychód z "uprawiania sportu", to za zaniżony o 13 proc. podatek w pierwszej kolejności całym swoim majątkiem odpowiadają kluby, które miały bezwarunkowy obowiązek pobierania zaliczek na podatek dochodowy. Fiskus więc najpierw obciąży kluby, a dopiero potem one będą mogły dochodzić zwrotu zapłaconych podatków do swoich żużlowców,
3. Jeśli kontrakt między klubem i zawodnikiem to umowa zlecenia czy umowa na warunkach umowy zlecenia to za chwilę kluby mogą spodziewać się kontroli Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, bowiem od umów zlecenia powinny być odprowadzone składki na ubezpieczenie zdrowotne,
4. Skoro żużlowcy nie mogą prowadzić działalności gospodarczej, nie mogą również wystawiać faktur VAT,
5. Jeśli żużlowcy nie prowadzili działalności gospodarczej i nie mogli wystawiać faktur VAT, to kluby tego podatku nie mogły odliczać (jeden z klubów otrzymał już decyzję nakazującą zwrot 2,5 mln zł z tytułu rozliczenia podatku VAT, oczywiście klub ten odwołał się od tej decyzji i sprawa jest w toku). Również w tej sytuacji kluby będą mogły domagać się od żużlowców zwrotu zapłaconego podatku,
6. Jeśli żużlowcy nie prowadzili działalności gospodarczej i nie mogli wystawiać faktur VAT to im również nie przysługiwało prawo odliczenia podatku VAT od swoich zakupów.
Mając na uwadze wyżej wskazane interpretacje i konsekwencje podatkowe, kontrole skarbowe miały zawitać do kolejnych żużlowców i domagać się dopłaty nieuiszczonych podatków.
W połowie sezonu nastąpił jednak przełom w sprawie i żużlowcy mogli rozliczać się na dotychczasowych zasadach. W sprawę bowiem zaangażowało się Ministerstwo Finansów, które za wstawiennictwem "żużlowych posłów" orzekło, że zawodnicy będą rozliczali się na dotychczasowych zasadach.

Koniec sezonu w Toruniu budził również emocje związane z nowym rozdaniem dotyczące przejęcia klubu przez nowego właściciela. Mimo toczących się rozgrywek ligowych cały czas trwały rozmowy dotyczące przejęcia spółki. I ostatecznie podczas ostatniej ligowej prezentacji w sezonie AD 214 w takt melodii śpiewanej przez Mieczysława Foga "Ta ostatnia niedziela", pożegnano Romana Karkosika, który przekazał drużynę nowemu właścicielowi Przemysławowi Termińskiemu z firmy FST Managment. Owo przekazanie skomentował przed spotkaniem Prezydent Torunia Michał Zaleski: Toruńskim żużlowcom, kierownikom, trenerom i działaczom klubu dziękujemy za dostarczane sportowe wrażenia i podtrzymanie w Toruniu niegasnącej sympatii dla żużla. Jednocześnie zamyka się ośmioletni okres prowadzenia toruńskich aniołów przez spółkę Unibax, działającą w imieniu Romana Karkosika. Był to czas wielkich sukcesów - sięgnięcia przez toruńskich zawodników w Drużynowych Mistrzostwach Polski: raz po złoto, trzykrotnie po srebro i dwukrotnie po brąz. Bardzo za te efektywne osiem lat dziękujemy! Potwierdzam, że żużel w Toruniu nadal będzie ważną dyscypliną sportową. Rolę lidera i osoby odpowiedzialnej za klub od 1 listopada br. przejmuje toruński przedsiębiorca, Przemysław Termiński. Do tego czasu zostaną wypracowane ustalenia organizacyjne, a następnie nowy właściciel toruńskiego klubu ogłosi skład i nazwę drużyny. Jedno się nie zmienia: żużel wciąż będzie naszą pasją i jedną z najpiękniejszych wizytówek Torunia!
Wraz z nastaniem nowego właściciela toruński żużel miał dysponować mniejszym budżetem, ale bez trudu miał zbudować zespół, który powinien walczyć o jeden z medali. Nic więc dziwnego, że następca Romana Karkosika myślał o rozwiązaniach personalnych na kolejny sezon zarówno wśród zawodników jak i w sztabie szkoleniowo-menadżerskim. Wiele wskazywało na to, że pracę straci Sławomir Kryjom, na rzecz Jacka Gajewskiego. Niestety zawieszony toruńskim menago, był związany kontraktem z toruńskim klubem również w roku 2015. Jednak dotychczasowy właściciel Roman Karkosik deklarował, że pokryje wszystkie zobowiązania wynikające ze swojej działalności, tak by jego następca mógł zorganizować klub od podstaw.  Była to bardzo ważna informacja, która miała także związek z ubiegłorocznym finałem Ekstraligi, gdyż działacze Falubazu Zielona Góra domagali się odszkodowania od toruńskiego klubu w kwocie 1 252 658 zł. Gdyby sąd przyznał im rację, to wszystkie koszty miał pokryć Roman Karkosik. Zatem właściciel Unibaxu zostawiał klub bez zadłużeń i przyszłych zobowiązań.
Ponadto w kuluarach mówiło się, że Roman Karkosik zobowiązał się również do pokrycia kontraktu Emila Sajfutdinowa w sezonie 2015. Rosjanina zarobił w roku 2014 w Toruniu 1,9 mln zł. Nowy właściciel planował jednak wydatki i budżet płacowy w rozsądnych ramach i takiego bagażu nie chciał brać na barki. W zakulisowych rozmowach mówiło się, że Rosjanin dostanie z klubu tylko ok. 70 proc. kwoty kontraktowej, a resztę bezpośrednio z firmy Unibax. Rosjanin po złych doświadczeniach płacowych z nieuczciwymi klubami był zainteresowany niższym kontraktem, ale w targanej kryzysem finansowym ekstralidze pewnym i terminowo realizowanym, a nowa umowa z Indywidualnym Międzynarodowym Mistrzem Ekstraligi miała być kontraktem dwuletnim.
Wszystkie te doniesienia były jednak w sferze prawdopodobnych spekulacji i na finalne rozstrzygnięcia należało poczekać do następnego sezonu.

W tym miejscu nie wypada w kilku słowach podsumować działalności Romana Karkosika w Toruńskim, żużlu, bowiem dla sportowego Torunia był to czas finansowego Eldorado, ale też i kontrowersyjnych decyzji. Jednak po giełdowym graczu należy zapamiętać hasło jakim przywitali Go kibice osiem lat wcześniej, a brzmiało ono "Za Aniołów uratowanie dziękujemy Ci Romanie". To właśnie osiem lat temu swoimi pieniędzmi Pan Roman, uratował będący na skraju bankructwa toruński sport żużlowy. Jednak wszystko kiedyś się kończy i z końcem rundy zasadniczej w sezonie 2014, Roman Karkosik podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję dotyczącą sprzedaży klubu. Wielu będzie postrzegać działalność Karkosika przez pryzmat ekstraligowego finału w roku 2013, jednak na działalność tę należy patrzeć przez pryzmat ośmiu lat i przez pryzmat nowej jakości jaką stworzył w sferze zarządzania żużlem Unibax Toruń SA. Za czasów Karkosika można mieć wątpliwości, co do wielu podejmowanych decyzji przez bezpośrednie władze klubowe, ale na pewno nie można mieć zastrzeżeń, co do wypłacalności i stabilności toruńskiego klubu.
Właśnie wokół potęgi finansowej Unibaxu przez 8 lat narosło wiele legend. Ale nie zawsze toruńska spółka była rozrzutna. Wydatki na zawodników rosły wprost proporcjonalnie do zainteresowania sportem właściciela klubu. Pierwszą gwiazdorską gażę wywalczył sobie Rune Holta w 2011 roku, który podpisał kontakt wart podobno 1,4 mln zł. Te pieniądze miał wówczas dostać Emil Sajfutdinow, ale znaleźli się jeszcze hojniejsi od torunian. Jednak to właśnie za czasów finansowej hojności p. Romana w Toruniu jeździły największe gwiazdy jak Holder, Gollob czy wspomniany Sajfutdinow, ale też takie, które Toruń odkrywał dla żużlowego świata jak choćby Ward czy Jensen. Ważne dla toruńskiego klubu było jednak to, że nawet jeśli owe gwiazdy kosztowały właściciela grube miliony, to toruński speedway nie posiadał żadnego zadłużenia i w środowisku żużlowym uchodził za jedyny wypłacalny klub.
Z perspektywy czasu oceniając działalność Romana Karkosika można dojść do wniosku, że biednemu jak mysz kościelna żużlowi w Polsce przeszkadzała zasobna kasa finansowego potentata. A sam Karkosik popełnił jeden błąd, polegający na tym, że otoczył się ludźmi w większości niekompetentnymi w sprawach żużlowych, którzy niby znali się na żużlu, a jednak podejmowali delikatnie mówiąc kontrowersyjne decyzje, bawiąc się pieniędzmi Karkosika. Efekt był taki że "Giełdowy Tygrys", miał zupełnie inny obraz klubu, niż to co było w rzeczywistości. Błędem właściciela było to, że zbyt mocno zaufał źle dobranym ludziom i za mało interesował się tym na co łożył niemałe pieniądze, a przy tym jak tych pieniędzy brakowało, to można powiedzieć na zawołanie honorowo dokładał ile trzeba. Dlatego w tym miejscu można zaryzykować stwierdzenie, że wraz z końcem ery Karkosika w Toruniu nastanie nowa jakość, ale trzeba postawić pytanie czy klub nadal będzie miał tak stabilne finanse.
Dlatego za Aniołów uratowanie dziękujemy Ci Romanie.

Niestety wszystko kiedyś się kończy i 8 września 2014 roku po godz. 16, Przemysław Termiński kupił 100 procent akcji klubu od Romana Karkosika. Umowa ma charakter warunkowy, formalnie nowy właściciel przejmie klub na koniec października. Termiński kupił żużlową spółkę jako osoba prywatna. Stanie na czele jej zarządu, a wiceprezesem i menedżerem zespołu zostanie Jacek Gajewski. Radzie nadzorczej szefować będzie zaś najprawdopodobniej Bartosz Bartczak. Po dokonanej transakcji nowy właściciel wydał stosowne oświadczenie.

Szanowni Państwo,

W związku z przejęciem przeze mnie udziałów KS Toruń Unibax S.A. chciałbym Państwu przedstawić aktualną sytuację oraz rozwiać wszelkie wątpliwości, które towarzyszą tak istotnej dla Torunia sprawie.
Żużel jest w moim życiu od dawna. Zmienia się tylko perspektywa, z której go obserwuję oraz stopień zaangażowania w ten wyjątkowy dla mnie sport. Przeszedłem bowiem drogę od kibica, poprzez wieloletniego sponsora zespołu, aż po właściciela drużyny.
Świadomie podejmuję się teraz budowy zespołu oraz klubowej struktury ponieważ wierzę, iż można stworzyć nową żużlową jakość. Chcę zbudować Klub, który tak jak w przeszłości będzie konsolidował Toruń, jednocześnie świetnie odnajdując się w dzisiejszych realiach. Jest to dla mnie duże wyzwanie. Mam świadomość ciążącej na mnie ogromnej odpowiedzialności. Wiem bowiem, że Klub żużlowy ma wielkie znaczenie dla tysięcy mieszkańców naszego miasta oraz jego okolic.
Chciałbym żeby KS Toruń S.A. był platformą, łączącą przedstawicieli wielu środowisk. W mojej wizji, ma być dobrem Torunia i efektem współpracy wielu podmiotów - Władz miasta, Kibiców oraz środowiska biznesowego. Wiem, że nam wszystkim zależy na przyszłości toruńskiego żużla.
Klub żużlowy, wbrew pojawiającym się spekulacjom, nie będzie związany tytularnie z firmą Unibax sp. z o.o. Istotne jest natomiast to, żeby podkreślić, że to właśnie ta firma, angażując się przed laty w toruński żużel, uratowała go przed bankructwem. Działalność Pana Romana Karkosika jako sponsora zespołu musi pozostać doceniona i mam nadzieję, że będzie kontynuowana.
Jednocześnie chciałbym zapewnić, że Klub będzie stabilny finansowo dzięki zaangażowaniu Prezydenta Torunia Michała Zaleskiego oraz solidarności lokalnego środowiska biznesowego. Spółka ma gwarancje finansowe umożliwiające stworzenie drużyny na miarę aspiracji Torunia.
Od jesieni 2014 roku Klub znajdzie się w nowych realiach i czekają go nowe wyzwania. Chcąc im sprostać, postawiłem na ludzi doświadczonych, a przede wszystkim już sprawdzonych. Jednym z nich jest Jacek Gajewski, który łączyć będzie stanowisko wiceprezesa Klubu oraz menedżera drużyny.
Na przedstawienie nazwisk innych osób, które łączone będą z Klubem, dzisiaj jest jeszcze za wcześnie. Trwają negocjacje z tymi, którzy mają reprezentować KS Toruń S.A., jednak ze względu na zobowiązania kontraktowe Zawodników, Spółka nie będzie ujawniała szczegółów. Dotyczy to również kwestii podnoszonej już przez media - nazwy drużyny. W tej sprawie trwają rozmowy z potencjalnymi sponsorami tytularnymi.
Priorytetem tego Klubu są sukcesy sportowe, ale będzie miał on również inne cele. Chcę wzmocnić jego powiązanie z miastem, angażując ludzi, którzy zdają sobie sprawę z wagi żużla dla lokalnej społeczności. Przyszłością tego projektu są torunianie na trybunach Motoareny oglądający torunian walczących na torze. Do tego potrzebna jest jednak konsekwentna praca z młodzieżą, która w Klubie poczuje oparcie i stabilizację.
W tym celu Spółka zapewni młodym talentom sprzęt i system stypendialny, umożliwiający najlepszym skoncentrowanie się w pełni na żużlu. Przykład Pawła Przedpełskiego pokazuje, że w oparciu o młodych, lokalnych zawodników można zbudować ten Klub.
Mam nadzieję, że stojąc na czele Klubu, poprowadzę go w 2015 roku do miejsca na podium, na jakie zasługuje i jakiego wszyscy oczekujemy.
Wierzę, że taka wizja Klubu łączy nas wszystkich.

Z poważaniem
Przemysław Termiński

I tym optymistycznym oświadczeniem mimo skróconego sezonu nowy właściciel zaprosił kibiców do kolejnego sezonu, dając nadzieję na utrzymanie wysokiego poziomu sportowego i organizacyjnego żużla w Toruniu.

Rozgrywki ligowe juniorówgóra strony


Rozgrywki Ligi Juniorów w sezonie 2014 prowadzone były tradycyjnie w formie dwudniowych sesji, a każdy klub z Ekstraligi był organizatorem zawodów raz w sezonie.
Drużyny zgodnie z regulaminem składały się z trzech zawodników i jednego rezerwowego, a zawody rozgrywano według systemu 21-biegowego.
      TABELA LIGI JUNIORÓW
      ZESPÓŁ PUNKTY
DUŻE
PUNKTY
MAŁE
I runda 2 lipca Gdańsk – Zielona Góra – Częstochowa – Gorzów – Toruń – Leszno – Tarnów Włókniarz Częstochowa 33,5 +139
II runda 3 lipca Toruń – Wrocław – Leszno – Częstochowa – Zielona Góra – Tarnów – Gorzów Unia Leszno 31 +137
III runda 8 lipca Leszno – Gorzów – Toruń – Zielona Góra – Tarnów – Gdańsk – Wrocław Falubaz Zielona Góra 29 +141
IV runda 9 lipca Wrocław – Toruń – Gorzów – Tarnów – Gdańsk – Częstochowa – Leszno Unibax Toruń 23 +120
V runda 5 sierpnia Gorzów – Leszno – Wrocław – Gdańsk – Częstochowa – Zielona Góra – Toruń Unia Tarnów 18 +119
VI runda 6 sierpnia Zielona Góra – Gdańsk – Tarnów – Leszno – Wrocław – Gorzów – Częstochowa Stal Gorzów 16 +115
VII runda 19 sierpnia Tarnów – Częstochowa – Zielona Góra – Toruń – Gorzów – Wrocław – Gdańsk Sparta Wrocław 13,5 +96
VIII runda 20 sierpnia Częstochowa – Tarnów – Gdańsk – Wrocław – Leszno – Toruń – Zielona Góra Wybrzeże Gdańsk 4 +81
 

Finał indywidualny Ligi Juniorów
     

25 września Częstochowa  

Rozgrywki pozaligowe góra strony


    
Indywidualne Mistrzostwa Świata - Grand Prix
Indywidualne Mistrzostwa Europy
Drużynowy Puchar Świata
Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów
torunianie nie startowali
Speedway Best Pairs
Mistrzostwa Pomorza
Nice Cup

2014-02-16 ice speedway - Toruń
2014-04-05 64 Memoriał Alfreda Smoczyka - Leszno (Miedziński)
2014-04-30 VI Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego - Gniezno
(Miedziński)
2014-05-01 Testmecz Polska - Australia
(Gollob, Holder)
2014-09-20 Mecz towarzyski Polska - Ukraina
(Gollob)
2014-10-03 Memoriał Eugeniusza Nazimka
(Miedziński)
2014-10-05 Zlata Prilba - Pardubice Czechy (Holder, Ząbik, Miedziński)
2014-10-12 Mecz towarzyski Polska - Reszta Świata
(Gollob)
2014-10-26 Łańcuch Herbowy miasta Ostrowa
(torunianie nie startowali)
0000-00-00 Kryterium Asów - Bydgoszcz -
nie odbyło się

2014-06-28 DMEJ (Przedpełski)
2014-08-13 MACEC
(torunianie nie startowali)
2014-08-23 DMŚJ
(Przedpełski)
2014-09-27 IMEJ
(Przedpełski)
2014-10-18 MEP
(Miedziński)
2014-10-18 WSL
(torunianie nie startowali)

2014-08-12 MDMP - półfinał - Toruń
2014-08-14 IMP - Zielona Góra
(torunianie nie startowali w finale)
2014-08-17 IMME - Tarnów
(Sajfutdinow, Ward, Miedziński)
2014-09-13 MIMP - Gorzów
(Przedpełski)
2014-10-08 MDMP -
finał - Rybnik (Przedpełski, Fajfer, Ajtner-Gollob, Krzyżanowski)
2014-10-09 MMPPK - Tarnów
(Przedpełski, Fajfer, Krzyżanowski)
2014-10-19 MPPK - Gorzów
(Przedpełski, Fajfer)

2014-07-27 SK - Krosno (Przedpełski, Fajfer)
2014-08-08 BK - Lublin
(Przedpełski)
2014-05-18 ZK - Tarnów (Miedziński)

WYNIKI MECZÓW LIGOWYCH ROZEGRANYCH Z UDZIAŁEM TORUŃSKIEJ DRUŻYNY W SEZONIE 2014góra strony


          
Kolejka Data Przeciwnik Wynik
Runda Zasadnicza
I 13 kwietnia Gdańsk - Toruń 46 : 44
II 21 kwietnia Toruń - Wrocław 60 : 30
III 4 maja Zielona Góra - Toruń 53 : 37
IV 11 maja Toruń -  Tarnów 48 : 42
V 25 maja Toruń - Gorzów 55 : 35
VI 1 czerwca Częstochowa - Toruń 43 : 47
VII 8 czerwca Toruń - Leszno 57 : 33
VIII 15 czerwca Leszno - Toruń 48 : 41
IX 22 czerwca Toruń - Częstochowa 54 : 36
X 29 czerwca
przeł. 13.07 przeł. 17.07
Gorzów - Toruń 53 : 37
XI 3 sierpnia Tarnów - Toruń 52 : 38
XII 10 sierpnia Toruń - Zielona Góra 47 : 42
XIII 24 sierpnia Wrocław - Toruń 32 : 58
XIV 7 września Toruń - Gdańsk 74 : 16
Runda play-off
torunianie przystąpili do rozgrywek z dorobkiem minus 8 pkt meczowych.
nie zdołali odrobić strat i nie awansowali do play-off

Unibax Toruń jest jedyną drużyną w ENEA Ekstralidze 2014, która wygrała wszystkie siedem spotkań na własnym torze. "Anioły" dołożyły jeszcze dwa zwycięstwa wyjazdowe i pięć bonusów, ale wobec kary ośmiu ujemnych punktów przed sezonem nie wystarczyło to do play-off. Sportowo zatem Unibax zajął drugie miejsce w tabeli po sezonie zasadniczym, ale w ekstraligowej rzeczywistości zakończył sezon na piątej pozycji co wykluczyło zespół z walki o medale.
 

KADRA TORUŃSKICH ANIOŁÓW W SEZONIE 2014 góra strony


       
Zawodnik - Działacz mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu
po rundzie zasadniczej
komentarz/ocena po sezonie
seniorzy i straniero

Emil SAJFUTDINOW
Rosja
14 61 127 12 2,279 6    
Przed sezonem działacze z Torunia rozważali zatrudnienie Emila lub Nickiego Pedersena. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że transfer Rosjanina był zdecydowanie lepszym wyborem. Gdyby nie Sajfutdinow toruńska drużyna miałaby spore problemy z walką o play-off i zapewne walczyłaby o baraże z Gdańskiem i Częstochową. Jednak doskonała postawa Emila zwłaszcza w drugiej części sezonu pozwoliła realnie mieć nadzieję na to, że Anioły wjadą do play-off. Pojedyncze wpadki zawodnika z początku sezonu, na tle kilku bezbarwnych toruńskich żużlowców, którzy mieli stanowić o sile Unibaxu wydają się być bez znaczenia. Tym bardziej, że należało pamiętać, iż Baszkir wchodził w sezon po ubiegłorocznej kontuzji i musiał złapać sportowy rytm w jeździe i pewność na torze. Ponadto przez cały sezon zawodnik walczył z poprzednim nieuczciwym polskim pracodawcą o uczciwie zarobione na torze pieniądze, a to nie stwarzało atmosfery do ścigania na najwyższym poziomie. Nie przeszkodziło mu to jednak wspólnie z Darcy Wardem liderować toruńskim Aniołom, a indywidualnie wywalczyć pierwszy tytuł IMME oraz złota w cyklu SEC.
    

Darcy WARD
Australia
11 55 111 9 2,182 10
Ward to jeden z największych talentów jakie pojawiły się w sporcie żużlowym. Niestety tyle ile ten zawodnik posiada talentu tyleż samo posiada beztroski w podejściu do swojej profesji.
W zespołach, które reprezentował w sezonie AD 2014 był kluczową postacią i nawet przy nie do końca wyleczonych urazach brał na swoje barki ciężar ligowej walki i zdobywał pokaźne ilości punktów. W ekipie toruńskiej był jedynym seniorem, który w połowie sezonu zanotował progres wyników w stosunku do roku poprzedniego.
Niestety cieniem na wynikach jeźdźca z Antypodów, położył się incydent do jakiego doszło podczas GP Łotwy, kiedy to Ward nie wystartował ze względu na stwierdzenie w jego organizmie zawartości alkoholu. Za ten nieodpowiedzialny czyn, z dniem 28 sierpnia 2014 został zawieszony przez FIM. Zastanawiający był jednak fakt, że była to kolejna wpadka Darcy'ego. Wcześniej miał założoną sprawę sądową w Anglii oraz został przyłapany w swojej ojczyźnie, gdy pędził na motocyklu, będąc pod wpływem niedozwolonych środków. Niestety młody zawodnik nie wyciągnął wniosków i była to wielka szkoda zwłaszcza dla niego samego.
Ów wybryk była jasnym sygnałem, że zawodnik potrzebował pomocy i opiekuna, który trzymałby w ryzach jego emocje, rozrywkowy charakter i pokaże że ucieczka od problemów w najgorszy możliwy sposób nie jest sposobem na życie.
   
 
Chris HOLDER
Australia
12 59 89 16 1,780 24   
Pechem jakiego doświadczył w ostatnich dwóch latach można by obdzielić połowę ligi.
W 2014 roku, IMŚ z roku 2012 zaliczył najgorszy sezon w karierze zarówno indywidualnie jak i drużynowo. Urazy wyeliminowały tego doskonałego i niezwykle walecznego zawodnika z walki o medale mistrzostw świata i w cyklu Grand Prix musiał walczyć o utrzymanie statusu pełnoprawnego zawodnika na sezon 2015.
Najważniejsza dla Chrispiego była jednak liga, do której przystępował po zeszłorocznej kontuzji i przedłużającej się rehabilitacji. To właśnie uraz z roku 2013 przede wszystkim zaważył na wynikach zawodnika. Zimowe leczenie zakłóciło tok treningów i nie pozwoliło odpowiednio dostroić sprzętu. W trakcie sezonu gdy wydawało się, że zawodnik złapał już właściwy rytm jazdy przytrafiła się kolejna poważna kontuzja tym razem nadgarstka, która zrujnowało praktycznie cały sezon. Sporo czasu zajęło Chrispiemu dojście do pełni zdrowia, bowiem leczenie kontuzji nie szło zgodnie z planem. I nawet jeśli wiecznie pogodny Australijczyk czuł się mocny psychicznie, to jednak urazy dawały znać o sobie. Mimo, że lekarze zalecali dłuższa przerwę w startach, zawodnik wracał na tor, bo nie chciał mieć zbyt długiego rozbratu z motocyklem. Gdy jednak Chris pojawiał się na torze w jego jeździe było widać zachowawczość i brak było żużlowej finezji, z której zawodnik słynął przed kontuzjami. Z biegiem sezonu zawodnik jednak rozkręcał się i w końcówce sezonu potrafił już zapunktować w polskiej lidze na dwucyfrowym poziomie co z pewnością  było dobrym prognostykiem przed kolejnym sezonem.
Mimo, że w roku 2014 stracił swoją skuteczność powinien znaleźć miejsce w składzie Aniołów na kolejny sezon, bowiem obiektywnie trzeba przyznać, że Chris jako kapitan drużyny oprócz skutecznej jazdy, potrafił wprowadzić doskonałą atmosferę i ożywiał parkingową rzeczywistość. Sam zawodnik nie zamierzał też zmieniać otoczenia i kibice mieli nadzieję, że nowy nadzór właścicielski dojdzie do porozumienia z zawodnikiem, który przez siedem lat można powiedzieć wrósł w toruński żużlowy krajobraz.
  
 
Adrian MIEDZIŃSKI
wychowanek
14 66 102 15 1,773 25
W sezonie AD 2014 wszyscy liczyli na spektakularne sukcesy Adriana niestety nie był to łaskawy rok dla toruńskiego wychowanka. Miedziak ponownie nie zdołał awansować do upragnionego cyklu Grand Prix, a ligowe występy pozostawiały wiele do życzenia. Ponadto po sezonie wielu kibiców miało wrażenie, że tak nieobliczalnego i nieprzewidywalnego zawodnika próżno było szukać w całej lidze. Gołym okiem było widać, że w teamie Miedziaka wszystko jest poukładane w jak najlepszym porządku, poza nim samym. Zawodnik miotał się po ligowych torach i nie mógł znaleźć recepty na ustabilizowanie formy. Zawodnik bardziej chciał niż mógł i właśnie nadmierna ambicja samego zawodnika była jego największym rywalem i jeśli wyniki nie układały się po myśli Adriana, zawodnik spalał się psychicznie i nie miał pomysłu na jazdę.
Miedziński z całą pewnością mógłby zostać krajowym liderem Aniołów, jednak ciągle nie mógł zaakceptować faktu, że nie zawsze zdobycz punktowa, a postawa na torze i poza nim decyduje o tym jak jest się postrzeganym w drużynie, wśród kibiców i działaczy. Adrian niestety na torze nie grzeszył "delikatnością" i potrafił niekiedy jechać jak jeździec bez głowy. Z kolei poza torem był nieco wycofany i choć był z drużyną, to widać go było niejako w drugim szeregu. A przecież miał duży kredyt zaufania i "mandat" od kibiców i działaczy do tego, aby być ważnym ogniwem zespołu nie tylko w sferze twardej zdobyczy punktowej, ale również w aspekcie budowania tzw. team spirit.
W przypadku ukształtowanego sportowo wychowanka przywiązanego do żółto-niebiesko-białych barw klubowych trzeba jednak było mieć nadzieję, że w kolejnym roku znajdzie swoje miejsce wśród Aniołów i udowodni swoją sportową wartość na torze i sportową wielkość poza nim. Pomóc mogłaby mu na pewno nominacja do funkcji kapitana drużyny.
  

Tomasz GOLLOB
pozyskany z Gorzowa
14 58 92 9 1,741 29    
Sportową postawę Tomasza Golloba w rozgrywkach AD 2014 można określić jako ponurą porażkę. Ten wielce utytułowany zawodnik rozmienił na drobne swoją karierę w drugim roku startów pod szyldem Anioła. Kompletnie nie radził sobie w meczach wyjazdowych, a także sprzyjająca mu do niedawna MotoArena również zaczęła stanowić dla niego zagadkę.
Taki stan rzeczy wynikał z faktu, że polski multimedalista, który wprowadził polski żużel na światowe salony, zagubił się w sezonie 2014 i raczej bardziej myślał o sezonie 2015 kiedy to miały wrócić tłumiki przelotowe sprzyjające jego stylowi jazdy i skupiał się na wyścigach crossowych oraz rajdach samochodowych. Można było odnieść wrażenie, że zawodnik nie inwestował w sprzęt tak jak w latach poprzednich, nie trenował ślizgu w lewo i nie było go widać w rozmaitych rozgrywkach na żużlowych torach. Być może liczył na to że lata praktyki pomogą odjechać ostatni sezon??? Prawda okazała się jednak brutalna i doświadczenie nie wystarczyło, żeby utrzymać choćby średni ligowy poziom, przystający do klasy mistrza. Efekt był taki, że Gollob przez cały sezon był bez formy, bez sprzętu czym zniechęcił do siebie wielu fanów.
I tu należy postawić pytanie czy taka ikona polskiego żużla w taki właśnie sposób powinna zakończyć żużlowe ściganie w żółto-niebieskich-barwach? Czy nie lepiej było wspiąć się na wyżyny i w trudnym dla Unibaxu sezonie poprowadzić zespół do walki w play-off? Na to pytanie niestety musi odpowiedzieć sobie sam zawodnik, który nie zamierzał kończyć z żużlowym ściganiem i na swoim blogu po rundzie zasadniczej poinformował: "Odchodzę z Unibaxu. Od początku moja umowa z panem Romanem Karkosikiem była taka, że będę w toruńskim klubie, dopóki on będzie właścicielem. On odchodzi, więc ja też. Jednak nie kończę kariery. Jeszcze czuję się na siłach, żeby jeździć na wysokim poziomie. Kluczowa będzie zima. Zamierzam bardzo ciężko pracować, bo to pozwoli mi wrócić do dobrego ścigania".
Przez pryzmat sezonu 2014 można było cieszyć się, że polski multimedalista chce zrehabilitować się w kolejnym sezonie i niczym Nielsen, Rickardsson czy Crump zakończyć karierę w glorii i chwale jak prawdziwy mistrz.
   

Karol ZĄBIK

wychowanek
1 5 11 2 2,600 nklas   
Wielu kibiców w meczach sparingowych zaskoczyła obecność na torze Karola Ząbika, który podpisał z Unibaxem umowę warszawską i indywidualnie przygotowywał się do sezonu, a klub umożliwił mu jazdy treningowe w sparingach, ale nie brał pod uwagę jego kandydatury w kontekście składu ligowego.
"Zober" startował jednak w różnych rozgrywkach indywidualnych i .... odnosił ciekawe sukcesy. Największy z nich to zapewne tytuł międzynarodowego wicemistrza Słowacji, kiedy to Karol zostawił w pokonanym polu zawodników regularnie startujących w ligach polskich i zagranicznych w tym toruńskiego wychowanka Tomasza Chrzanowskiego czy etatowego rezerwowego w toruńskim teamie Wiktora Kułakowa.
Doskonała jazda znalazła uznanie trenerów i pod nieobecność zawieszonego Darcy Warda, toruński wychowanek dostał swoją szansę w ostatnim meczu ligowym. Choć rywal nie był wysokich lotów, IMŚJ wykorzystał swoją szansę i zdobył kolejną "dwucyfrówkę" z Aniołem na piersi, a zwycięstwa nad regularnie startującymi w lidze zawodnikami musiały budzić uznanie i były zwiastunem tego, że zawodnik po raz kolejny spróbuje wrócić na ligowe tory.
  

Wiktor KUŁAKOW
Rosja
4 12 16 1 1,417 nklas   
Wiktor był etatowym zmiennikiem dla zawodników, których pech w postaci kontuzji nie oszczędzał. Przed sezonem miał czekać na swoją szansę, ale nie spodziewał się, że już w inauguracyjnym pojedynku przyjdzie mu wystartować w ekstralidze. Ostatecznie pojechał w 4 meczach i .... w trzech wypełnił postawione przed nim zadanie. Nie wyszedł mu tylko mecz w Gorzowie, ale wygranie trzech spośród dwunastu biegów, bez ekstraligowego doświadczenia w tak młodym wieku musiało budzić optymizm na przyszłość i potwierdziło, że młody Rosjanin może być cennym kapitałem Aniołów w przyszłości.
Niestety, ten który był zmiennikiem dla kontuzjowanych jeźdźców w końcówce sezonu sam stał się ofiarą kontuzji, bowiem na treningu upadł i tak nieszczęśliwie złamał biodro, że lekarze wyrokowali roczny rozbrat ze speedwayem. Żużlowcy to jednak twardziele i być może Wiktora ujrzymy znacznie szybciej na żużlowych torach.
  

Max FRICKE
Australia
_ _ _ _ _ _    
Na ocenę tego zawodnika przyjdzie zapewne jeszcze czas, bowiem w sezonie AD 2014 nie miał okazji do startów na ekstraligowych torach. Co prawda działacze mogli skorzystać z jego usług, bowiem kontuzje nie oszczędzały zawodników z podstawowego składu, ale  konsekwentnie stawiano na Kułakowa, który posiadał toruńskie zaplecze sponsorskie i startował na silnikach przygotowanych przez klub. Wbrew pozorom Fricke nie był jednak tak daleko od składu, jak niektórym się wydawało, ale Rosjanin miał nad nim tę przewagę, że od dwóch lat startował w Polsce. Niemniej zakontraktowanie tych dwóch jeźdźców było dla klubu ruchem skautingowym i inwestycją w przyszłość.
Czy owy skauting się opłacił klubowi w przypadku Maxa? Czas pokaże!
   
juniorzy

Paweł PRZEDPEŁSKI
wychowanek
14 57 90 11 1,772 26  
Po rewelacyjnym sezonie 2013, wielu pokładało ogromne nadzieje na pokaźne zdobycze punktowe za sprawą "Pawełka". Wiadomym, było jednak, że powtórzenie wyniku z poprzedniego sezonu będzie sporym sukcesem, bowiem zawodnik nie był już jeźdźcem anonimowym i menadżerowie drużyn przeciwnych wystawiali najcięższe armaty przeciwko temu ciągle uczącemu się żużlowego rzemiosła zawodnikowi. Nie przeszkodziło te jednak zawodnikowi prezentować skutecznej i pewnej postawy. Z całą pewnością był najlepszym polakiem w "Anielskiej" talii gwiazd. W całym ligowym sezonie zaliczył tylko jedną wpadkę i ze średnią biegową 1,772 wśród juniorów był trzecim najskuteczniejszym jeźdźcem po rundzie zasadniczej, ustępując pola tylko bardziej doświadczonym kolegom z młodzieżowej reprezentacji.
Sezon 2014 pokazał, że senior rodu Przedpełskich kieruje karierą i rozwojem syna z dużym rozsądkiem, a rozwój młodego jeźdźca jest przemyślany i konsekwentnie realizowany. Dlatego kibice w kolejnym sezonie liczą na Pawła nie tylko w lidze, ale również na to, że nazwisko Paweł Przedpełski zostanie zapisane na liście wszystkich ważnych młodzieżowych żużlowych turniejów indywidualnych z IMŚJ włącznie.
   

Oskar FAJFER
pozyskany z Gniezma
13 45 59 12 1,578 38
Obok Emila Sajfutdinowa, był to bardzo udany transfer do drużyny Aniołów. Wychowanek Startu Gniezno, doskonale wpisał się w toruński team i był mocnym punktem formacji juniorskiej. Nie ustrzegł się błędów w pojedynczych biegach, ale należało pamiętać, że Oskar ciągle był uczącym się juniorem i miał zadatki na solidnego żużlowca. W trakcie sezonu na pewno dało się zauważyć rozwój zawodnika, martwiła jednak niezbyt duża liczba startów i awansów na wyższe szczeble rywalizacji w oficjalnych zawodach w randze młodzieżowych mistrzostw Polski. "Oski" jednak pokazał, że potrafi toczyć równorzędną walkę z najlepszymi juniorami w kraju, zabrakło mu jednak nieco szczęścia.
Kibice i działacze mieli jednak nadzieję, że w roku 2015 Oskar Fajfer znajdzie się w ścisłej krajowej czołówce polskich juniorów i obok rozgrywek ligowych zaznaczy swoją obecność nie tylko na krajowym podwórku, ale również na arenie międzynarodowej.
 

Dawid KRZYŻANOWSKI
wychowanek
1 3 0 0 0,000 nklas   
Dawid był jedynym toruńskim debiutantem ligowym w sezonie AD 2014. Niestety w pierwszym ligowym starcie, na tarnowskim torze zaliczył w trzech startach komplet zer. Jednak nie przez pryzmat ligowego spotkania należy oceniać rozwój tego zawodnika, a przez pryzmat rywalizacji w rozgrywkach młodzieżowych, w których Dawid nie błyszczał. Nic więc dziwnego, ze wielu spodziewało się znacznie więcej po jeździe Krzyżanowskiego.
Dawid poziom sportowy, który prezentował przez cały rok, posiadł już w roku ubiegłym. Zatem można powiedzieć, że w trzecim roku po zdaniu licencji zawodnik stanął w miejscu.
Działacze toruńscy szukali jednak dodatkowych startów dla juniora będącego na sportowym dorobku i pod koniec rundy zasadniczej wypożyczyli Dawida do Wandy Kraków. W drugoligowym debiucie Krzyżanowski pojechał przeciętnie, bowiem wywalczył tylko 3 oczka (2,0,1). Kibice i działacze liczyli jednak na to, że na drugoligowym froncie w rundzie play-off, zawodnik nabędzie cenne doświadczenie, które spożytkuje w kolejnym sezonie na ekstraligowych torach i w rozgrywkach młodzieżowych. W końcu Krzyżanowski był riderem, który ciągle się uczył i ciągle miał przed sobą żużlowe sukcesy.
  

Oskar AJTNER-GOLLOB
pozyskany z Poznania
  
W trakcie sezonu spośród wszystkich juniorów spoza podstawowego składu, był najbliżej ligowego debiutu. Oskar jednak mocno odstawał od podstawowej pary juniorskiej i cierpliwie czekał na swoją szansę, podnosząc swoje umiejętności jako tzw. "gość" w drugoligowym zespole Victorii Piła.
Sportowe postępy zawodnika najtrafniej oceniał jego Ojciec, były żużlowiec Jacek Gollob: dla Oskara to trzeci sezon w karierze. Na początku było to 10-15 zawodów w roku. W ubiegłym sezonie treningi w Unibaxie pod okiem bardzo dobrych trenerów były już bardziej systematyczne i dzięki temu, że znalazł się w bardzo dobrym klubie, było widać postępy. Ten sezon jest pierwszym, w którym jeździ regularnie w lidze. Jest zakontraktowany w dwóch klubach oraz znajduje się w zapleczu kadry narodowej, więc jest w ścisłej czołówce zawodników w jego wieku. Moje początki wyglądały gorzej. Zacząłem punktować późno, gdyż jeżdżąc w Polonii miałem złamaną rękę, a podczas startów w Wybrzeżu nogę. Oskar jest młodzieżowcem trzeci rok, więc dłużej niż ja. Jest więc różnica. Jeśli miałbym porównać nasze umiejętności oraz możliwości, relacja między nami przedstawia się tak, że ja rozwijałem się wolniej. On szybko wchodzi na dobry poziom.
Niestety wakacje nie były udane dla Oskara, bowiem podczas jednej z rund o MDMPomorza doznał urazu głowy i musiał pauzować niemal do końca sezonu.
  

Paweł WOLENDER
wychowanek
  
Kariera Wolendera zastanawiała wielu kibiców już w roku poprzednim. Niby zawodnik spędził na żużlowym motocyklu cztery sezony, ale zrozumienie jazdy w lewo nadal stanowiło dla niego wielkie wyzwanie. Zawodnik z takim doświadczeniem powinien wykazywać zdecydowanie więcej pomysłu na jazdę, a młodzieżowe rozgrywki powinien kończyć bliżej turniejowego podium, a nie na końcu stawki. Niestety w przypadku Pawła Wolendera sezon 2014 było kolejnym straconym rokiem w gronie juniorów i jeśli zawodnik nie ogarnie swojej żużlowej kariery, następny sezon będzie prawdopodobnie jego ostatnim akcentem na ligowych torach.
  

Tomasz BEYGER
wychowanek

W roku 2014, gdy wydawało się, że zawodnik w ligowej rywalizacji, nie będzie brany pod uwagę, niespodziewanie w połowie sezonu został zgłoszony do ligowych startów w Unibaxie. Pomagał mu wówczas Jacek Krzyżaniak, którego rad pilnie słuchał. Nie pozwoliło mu to jednak na tyle rozwinąć umiejętności, by stanąć pod ligową taśmą, dlatego ścigał się w zawodach młodzieżowych, ale szczerze mówiąc jego wyniki i styl jazdy nie pozostawiały wątpliwości, że przed zawodnikiem sporo pracy i wiele wyrzeczeń na rzecz żużlowej kariery. O Tomku można powiedzieć jednak, że ma sporo odwagi na torze, ale sporym problemem pozostaje jego waga.
Jednym z poważniejszych turniejów których mógł się pokazać był cykl trzech turniejów pod nazwą Nice Cup. Niestety w turnieju rozgrywanym na toruński torze nie odegrał znaczącej roli.

  
osoby funkcyjne z pierwszych stron gazet

Roman KARKOSIK
właściciel klubu
  
Za Aniołów uratowanie dziękujemy Ci Romanie.
Takim hasłem przywitali kibice 8 lat temu Romana Karkosika, który swoimi pieniędzmi uratował będący na skraju bankructwa toruński sport żużlowy. Jednak wszystko kiedyś się kończy i z końcem rundy zasadniczej w sezonie 2014, Roman Karkosik podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję dotyczącą sprzedaży klubu. Wielu będzie postrzegać działalność Karkosika przez pryzmat ekstraligowego finału w roku 2013, jednak na działalność tę należy patrzeć przez pryzmat ośmiu lat i przez pryzmat nowej jakości jaką stworzył w sferze zarządzania żużlem Unibax Toruń SA. Za czasów Karkosika można mieć wątpliwości, co do wielu podejmowanych decyzji przez bezpośrednie władze klubowe, ale na pewno nie można mieć zastrzeżeń, co do wypłacalności i stabilności toruńskiego klubu.
Właśnie wokół potęgi finansowej Unibaxu przez 8 lat narosło wiele legend. Ale nie zawsze toruńska spółka była rozrzutna. Wydatki na zawodników rosły wprost proporcjonalnie do zainteresowania sportem właściciela klubu. Pierwszą gwiazdorską gażę wywalczył sobie Rune Holta w 2011 roku, który podpisał kontakt wart podobno 1,4 mln zł. Te pieniądze miał wówczas dostać Emil Sajfutdinow, ale znaleźli się jeszcze hojniejsi od torunian. Jednak to właśnie za czasów finansowej hojności p. Romana w Toruniu jeździły największe gwiazdy jak Holder, Gollob czy wspomniany Sajfutdinow, ale też takie, które Toruń odkrywał dla żużlowego świata jak choćby Ward czy Jensen. Ważne dla toruńskiego klubu było jednak to, że nawet jeśli owe gwiazdy kosztowały właściciela grube miliony, to toruński speedway nie posiadał żadnego zadłużenia i w środowisku żużlowym uchodził za jedyny wypłacalny klub.
Z perspektywy czasu oceniając działalność Romana Karkosika można dojść do wniosku, że biednemu jak mysz kościelna żużlowi w Polsce przeszkadzała zasobna kasa finansowego potentata. A sam Karkosik popełnił jeden błąd, polegający na tym, że otoczył się ludźmi w większości niekompetentnymi w sprawach żużlowych, którzy niby znali się na żużlu, a jednak podejmowali delikatnie mówiąc kontrowersyjne decyzje, bawiąc się pieniędzmi Karkosika. Efekt był taki że "Giełdowy Tygrys", miał zupełnie inny obraz klubu, niż to co było w rzeczywistości. Błędem właściciela, było to że zbyt mocno zaufał źle dobranym ludziom i za mało interesował się tym na co łożył niemałe pieniądze, a przy tym jak tych pieniędzy brakowało, to można powiedzieć na zawołanie honorowo dokładał ile trzeba. Dlatego w tym miejscu można zaryzykować stwierdzenie, że wraz z końcem ery Karkosika w Toruniu nastanie nowa jakość, ale trzeba postawić pytanie czy klub nadal będzie miał tak stabilne finanse.
Dlatego za Aniołów uratowanie dziękujemy Ci Romanie. I tak należy ocenić i wspominać działalność finansowego magnata w toruńskim żużlu.
   

Mateusz KURZAWSKI
prezes KS Unibax Toruń SA
   
Kontrowersyjny to był prezes, do którego niechęć wśród kibiców, a z czasem i wśród zawodników rosła z każdym dniem. Apogeum miało miejsce wraz z końcem sezonu 2013 i "finałowym walkowerem". Kurzawski nie wytrzymał prezesowskiego ciśnienia i w roku 2014 po trzech kolejkach w dniu 6 maja zrezygnował z pełnienia funkcji Prezesa Zarządu KST Unibax. Jego obowiązki przejął wiceprezes - Tomasz Kaczyński.
Oceniając z perspektywy czasu prezesurę Kurzawskiego, niestety nie można ocenić jej pozytywnie. Kurzawski zapisał się w toruńskiej historii jako osoba niezbyt konkretna, bez pomysłu na klub, ale przede wszystkim głucha na zdanie i słowa kibiców. To m.in. za jego sprawą z toruńskiej MotoAreny zniknął sektor dopingujący, który nie potrafił dojść do porozumienia z władzami klubu i nawiązać szerszej współpracy z uwagi na arogancję i niechęć prezesa do osób o odmiennym zdaniu niż on sam. A przecież żużel jest dla ludzi, a nie tylko dla działaczy i sponsorów o których Kurzawski mając za finansowego mecenasa Romana Karkosika nie musiał nawet zabiegać.
   

Tomasz KACZYŃSKI
prezes KS Unibax Toruń SA
   
Z końcem roku 2013 wśród kibiców, a z czasem i wśród zawodników zaczęła jednak narastać niechęć do prezesa Mateusza Kurzawskiego. Apogeum tej niechęci miało miejsce wraz z końcem sezonu 2013 i "finałowym walkowerem". Kurzawski nie wytrzymał tego ciśnienia i po trzech kolejkach w dniu 6 maja 2014 roku zrezygnował z pełnienia funkcji Prezesa Zarządu KST Unibax. Jego obowiązki przejął właśnie Tomasz Kaczyński. Wielu zadawało sobie pytanie czy nowy człowiek na szczycie zarządczej piramidy będzie potrafił ogarnąć plejadę gwiazd bez formy lub po kontuzjach. Zadanie Kaczyński miał niełatwe, jednak wiedział czego się podejmuje, a wszyscy patrzyli mu na ręce, ale wszyscy w toruńskim środowisku żużlowym oczekiwali znacznych zmian.
Nowy prezes miał świadomość tego w jakim miejscu znalazła się drużyna i po objęciu decyzyjnego fotela jako priorytet postawił sobie, jak sam podkreślał "ważne jest przede wszystkim uspokojenie atmosfery wewnątrz klubu, która po tych przegranych meczach nie jest najlepsza. Na pewno jak najszybciej trzeba również pochylić się nad tym, co jest przez wszystkich krytykowane, czyli komunikacji zawodników z menedżerem drużyny. Musimy rozwiązać tę sytuację przed kolejnym spotkaniem wyjazdowym. Trzeba zastosować zupełnie inne rozwiązane, akceptowalne przez wszystkich, żeby żużlowcy nie mogli potem mówić, iż ktoś im nie podpowiedział czegoś w parkingu. To musi być osoba, która jest decyzyjna i jest na miejscu razem z zawodnikami. Musimy też już w maju pomyśleć, co stanie się z klubem po tym, jak właściciel klubu zadeklarował, że po sezonie rozstaje się z tą dyscypliną. Wiemy to już od 1 kwietnia. Musimy pogadać, co będzie dalej, cokolwiek by to było, a to trzeba planować już teraz, żeby było o czym rozmawiać z zawodnikami".
Z końcem sezonu można było stwierdzić, że pod rządami Kaczyńskiego wizerunek Unibaxu nieco się ocieplił, ale przewinienia jego poprzedników wraz zapowiadana zmianą właścicielską nakazywały w sezonie 2015 zmianę również na stanowisku Prezesa.
   

Stanisław CHOMSKI
trener pierwszego zespołu
   
Z perspektywy sezonu 2014 można powiedzieć, że Stanisław Chomski pozbawił Unibax awansu do play-off wygrywając na inaugurację w Gdańsku z drużyną Wybrzeża z naszpikowaną gwiazdami drużyną z miasta Kopernika. W trakcie sezonu sytuacja organizacyjna Wybrzeża stała się wręcz beznadziejnie katastrofalna i Chomski zmienił barwy na żółto-niebiesko-białe. Toruńczycy potrzebowali człowieka, który pokierowałby drużyną w parkingu, bowiem po karze nałożonej na Sławomira Kryjoma za finał ekstraligi w roku 2013, drużynie brakowało charyzmatycznej osoby, która potrafiłaby ogarnąć i zjednoczyć żużlowe gwiazdy zatrudnione w teamie Aniołów. Na wąskim rynku menedżerskim w Polsce rozstanie Chomskiego z dotychczasowym pracodawcą było doskonałą okazją, żeby w parkingu Unibaxu pojawił ktoś z doświadczeniem i autorytetem. Co ważne Chomski już dwa lata wcześniej był poważnym kandydatem na stanowisko trenera w mieście pierników i astronomii. Pozostał jednak wtedy w Gdańsku, a ofertę Unibaxu przyjął Kryjom, prywatnie związany z córką szkoleniowca, Julią. Ostatecznie toruńscy działacze "dogadali się" z pochodzącym z Gorzowa trenerem i z dniem 27 maja 2014 na konferencji prasowej prezes Tomasz Kaczyński, przedstawił nowego trenera "Aniołów".
Chomski spełnił pokładaną w nim nadzieję i uporządkował drużynę w parkingi i w trakcie meczu. Nie bał się zmieniać po słabych biegach choćby Tomasza Golloba, odważnie stawiał na juniorów. Niestety straty jakie zespół poniósł w Gdańsku mściły się przez cały sezon i gdy w Lesznie Uniabax miał ostatnią szansę na awans do play-off niestety nawet Chomski był bezradny.
Wraz ze zmianą właściciela dało się słyszeć, że Stanisław Chomski straci pracę na rzecz menadżera Jacka Gajewskiego, który miał objąć we władanie pierwszą drużynę w sezonie 2015. Rozsądek jednak nakazywał zatrzymać Chomskiego w Toruniu, bowiem wspólnie z Janem Ząbikiem mógł stworzyć zgrany duet szkolący żużlowy narybek.
  
  
Jan ZĄBIK
trener miniżużla
    
W sezonie AD 2014 odpowiadał w zespole za lekarzy, logistykę sprzętową, a także wszelkie sprawy związane z młodzieżowcami. Najwięcej zadowolenia Panu Jankowi sprawiało jednak prowadzenie szkółki miniżużlowej, dla której jak sam mówi "zrobiły wszystko". Pod jego okiem wzrastało kolejne pokolenie zawodników jak choćby Igor Kopeć-Sobczyński, Marcin Kościelski, Marcin Turowski czy Adrian Bułanowski. Ciekawostką była zainicjowana przez Pana Jana "Letnia akademia żużlowa Unibaxu Toruń", podczas której szukano kolejnych żużlowych talentów.
Mimo wielu obowiązków wielu zastanawiało się nad funkcją Pan Janka w klubie, bo przecież trenerem był Stanisław Chomski. Jednak warto wiedzieć, że bez osoby tego zasłużonego dla toruńskiego sportu zawodnika, trenera, działacza, człowieka instytucji nie byłoby projektu pod nazwą Stal Toruń, nie byłoby miniżużlowych sukcesów, które z czasem przekładały się na dorosły żużel. To właśnie Pan Janek tworzył zaplecze dla przyszłych pokoleń zawodników i dbał o rozwój żużla poprzez nabór i szkolenie zawodników, bez których speedway nie ma prawa istnieć.
   

Jacek KRZYŻANIAK
trener młodzieży
   
Popularny w Toruniu Krzyżak, zmienił przed sezonem na pozycji trenerskiej Mirka Kowalika. Niestety tak jak i Kowalik również Krzyżaniak pozostawał w cieniu trenera pierwszej drużyny i Jana Ząbika. Dlatego wielu zadawało sobie pytanie jaka była rola IMP z roku 1997 w Unibaxie. Niewielu jednak sobie zdawało sprawę, że Jacek Krzyżaniak opiekował się Wiktorem Kułakowem oraz wspomagał toruńskich juniorów w rozmaitych rozgrywkach młodzieżowych.
Po sezonie można odnieść wrażenie, że Jacek Krzyżaniak już kilka razy próbował trenerskiego fachu w cieniu wielkich nazwisk, jednak czas uczącego się trenera dla Jacka raczej już minął i w kolejnych latach toruński wychowanek powinien pomyśleć o prowadzeniu jakiejkolwiek drużyny na własny rachunek, aby wypracować własną trenerską markę, tak jak pracował na własną żużlową reputację będąc czynnym zawodnikiem.
   

Sławomir KRYJOM
menadżer sportowy
   
Sławomir Kryjom był w sezonie 2013 menadżerem drużyny Unibaxu Toruń. Komisja Orzekająca Ligi nałożyła sankcje na działacza Aniołów za rewanżowy mecz finału Enea Ekstraligi, kiedy jego zespół odmówił startu w meczu. Menadżer dobrowolnie poddał się karze, jednak uznał ją za zbyt surową, bowiem w wyniku decyzji Komisji Orzekającej nie mógł on m.in. przez 16 miesięcy wchodzić do parku maszyn podczas zawodów żużlowych rozgrywanych na terenie Polski. Zatem w wyniku nałożonej kary, Kryjom nie mógł pełnić dotychczasowej funkcji w kolejnym roku. Klub znalazł jednak dla niego inne stanowisko, dzięki której mógł zarządzać drużyną z trybun przez telefon komórkowy co pokładało w wątpliwość słuszność i wymiar kary, a także skuteczność byłego menadżera. Zresztą twarda rzeczywistość pokazała, że zarządzenia na telefon nie zdaje egzaminu i z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że przez taki właśnie styl zarządzania Unibax przegrał w Gdańsku, co odbiło się na końcowym wyniku i być może awansie do play-off.
Sławomir Kryjom pozostawał, jednak w toruńskim klubie i działał zapewne na jego korzyść, zatem całkowicie dyskryminować jego osoby nie należy. Z całą pewnością przyłożył swoją cegiełkę do sukcesów firmy One Sport organizatora Best Pais oraz SEC. Jednak była to działalność, która miała niewielki wpływ na sukcesy toruńskich Aniołów.
   
Zawodnicy którzy zdali licencję w sezonie 2014

Przez ponad trzy miesiące młodzi adepci nie będą mieli okazji do uzyskania licencji żużlowej, bowiem odwołano dwa kolejne egzaminy licencyjne z powodu zbyt małej liczby zgłoszonych adeptów - toruński klub nie zgłosił do tych egzaminów, żadnego ze swoich wychowanków.
Trzeci egzamin odbył się 4 sierpnia 2014 w Częstochowie, ale młode Aniołki i tym razem nie starały się o żużlowe papiery.
Czwarte podejście do egzamin miało miejsce 2 września, jednak i tym razem z uwagi na brak chętnych adeptów, test na certyfikat "Ż" został odwołany.
W piątym październikowym podejściu na "żużlowej maturze" mieli stawić się Igor Kopeć-Sobczyński oraz Marcin Kościelski, ale i ten żużlowy test został odwołany z powodu braku kandydatów.
       


Toruńskie podprowadzające!
od lewej: Dominika Olewińska, Sandra Szmelter, Marta Łuczak, Marcelina Rutkowska, Katarzyna Czerwińska

TABELA EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ PO RUNDZIE ZASADNICZEJ W SEZONIE 2014góra strony
toruński klub przystąpił do rozgrywek z bilansem minus 8pkt meczowych


       
zespół mecze zw. rem. por. pkt
duże
bon. razem pkt
małe
Grupa Azoty Unia Tarnów 14 12 1 1 25 7 32 +240
Stal Gorzów # 14 9 1 4 19 (4)
weryfik.
5
(23)
weryfik.
24
+102
Spar Falubaz Zielona Góra # 14 8 1 5 17 (4)
weryfik.

3
(21)
weryfik.

20
+117
Fogo Unia Leszno 14 7 2 5 16 3 19 +35
Unibax Toruń 14 9 0 5 10 5 15 +136
Betard Sparta Wrocław # 14 3 1 10 7 (2)
weryfik.

3
(9)
weryfik.

10
-106
CKM Włókniarz Częstochowa 14 3 - 11 6 1 7 -147
Wybrzeże Gdańsk 14 2 - 12 4 - 4 -377
# Wyniki drużyn zweryfikowano po zawieszeniu za stosowanie dopingu przez Patryka Dudka z Zielonej Góry
co zmieniło punktację w tabeli po rundzie zasadniczej
Gorzów - Zielona Góra 50:40 weryfikacja 50:29 bonus dla Gorzowa
Wrocław - Zielona Góra 50:40 weryfikacja 50:36 bonus dla Wrocławia

OSTATECZNA TABELA EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2014
bilans zwycięstw i przegranych oraz małych punktów ma charakter czysto poglądowy
w drugiej fazie rozgrywek rywalizacja odbywała się systemem play-off
zespół mecze zw. rem. por. pkt
małe
Stal Gorzów 18 11 1 6 +32
Fogo Unia Leszno 18 10 2 6 +10
Grupa Azoty Unia Tarnów 18 13 1 4 +16
Spar Falubaz Zielona Góra 18 10 1 7 -58
Unibax Toruń 14 9 0 5 +136
Betard Sparta Wrocław 14 3 1 10 -106
CKM Włókniarz Częstochowa 14 3 - 11 -147
Wybrzeże Gdańsk 14 2 - 12 -377

STATYSTYKA I REGULAMINY OBOWIĄZUJĄCE W SPORCIE ŻUŻLOWYM W SEZONIE 2014góra strony


       
lista zawodników zastępowanych
w sezonie
2014

statystyka Aniołów (rar ok. 200 kb)
Oficjalny ranking zawodników ekstraligi po sezonie 2014
średnie punktowe wszystkich zawodników startujących w polskich ligach
| e-liga | 1 Liga | 2 Liga |

regulamin sportu żużlowego w rozgrywkach PZM w sezonie 2014

STAL Toruńgóra strony


       
W sezonie AD 2014 tradycyjnie prężnie działała szkółka żużlowa i miniżużlowa, w której żużlowe abecadło wpajał młodym adeptom Jan Ząbik i Jacek Krzyżaniak, który tuż przed sezonem zmienił na tej pozycji Mirosława Kowalika. Celem trenerów było poprowadzenie Stali Toruń, która mogłaby przystąpić w sezonie 2015 do rywalizacji w II lidze. Stal co prawda mogła przystąpić do drugoligowej rywalizacji w roku 2014, jednak na przeszkodzie stanęły pieniądze. Dodatkowo po ubiegłorocznym finale Ekstraligi, na toruński klub nałożone zostały kary i w dużej mierze z tego powodu powołanie do rozgrywek ligowych Stali musiało być odłożone w czasie. A na występy w Stali czekali zawodnicy, którzy nie mieścili się w składzie Unibaxu oraz zgodnie z ideą Jana Ząbika cała "armia" młodych jeźdźców dla których jazda w II lidze była wielką szansą na rozwój kariery.

Przed sezonem AD 2014 w toruńskiej szkółce było dziesięciu żużlowych wychowanków w tym pięciu z licencją:
    Paweł Przedpełski - zawodnik podstawowego składu ligowego
    Dawid Krzyżanowski
    Paweł Wolender
    Tomasz Przywieczerski
    Patryk Sikora

   
Tomasz Beyger

Pozostała piątka w roku 2014 po skończeniu 15 lat, miała przystąpić do uzyskania żużlowych certyfikatów. A byli to:
    Adrian Bułanowski
    Igor Kopeć-Sobczyński
    Marcin Kościelski
    Adam Wankiewicz
    Marcin Turowski

W szkółce pokazywał się też syn Roberta Kościechy oraz młodszy brat Igora Kopeć-Sobczyńskiego, Borys.

Wszyscy szkółkowicze w każdą sobotę spotykali się na obiekcie przy ulicy Bielańskiej i próbowali swoich sił. Żużlowcami zostać mieli jednak tylko ci, którym wystarczyło determinacji i wytrwałości. Do szkółki Jana Ząbika mógł przyjść każdy. Dlatego nikogo nie dziwiło, że w szeregach młodych adeptów żużla były pięcioletnie dzieci, ale i starsze, o których żartobliwie Jan Ząbik mówi "old boys". Nie brakowało również dziewczyn. Dla toruńskiego trenera najważniejsze w procesie rekrutacji młodych adeptów żużla, było to że ktoś chce spróbować, bo żużlowe predyspozycje były sprawdzane w praktyce. Małe dzieciaki rosły razem z motocyklami i jazda na dwóch kółkach stawała się się dla nich czymś naturalnym co powodowało, że szansa na karierę w tym sporcie była znacznie większa. Rzeczą oczywistą było to, ze najmłodsi jeździli na motocyklach dostosowanych do swojego wieku, a treningi odbywały się w bezpiecznych warunkach. Wśród najmłodszych adeptów obok wyżej wspomnianych zawodników na żużlowym minitorze można było zobaczyć takie nazwiska jak: Mikołaj Duchiński, Anita Seidel, Paula Dulkiewicz. Czy dane będzie im wystartować w oficjalnych zawodach nie wiadomo, ważne jednak, że rozwijali swoje umiejętności pod okiem doświadczonego trenera i w bezpiecznych warunkach.

Warte podkreślenia było również to, że wszyscy zawodnicy posiadali bardzo dobry sprzęt, niektórzy dostali nowe silniki, inni świeżo wyremontowane. Nic więc dziwnego, że zawodnicy licencjonowani mieli ścigać się "gdzie tylko się dało" i podnosić swoje umiejętności w zawodach typu Pomorska Liga Młodzieżowa, Wielkopolska Liga Młodzieżowa, Liga Juniorów itp. Podstawowi juniorzy Paweł Przedpełski i Oskar Fajfer startowali w tego typu rozgrywkach tylko wtedy, gdy chcieli sprawdzić sprzęt. Klub nie blokował też wypożyczenia zawodników do innych klubów jeśli tylko pojawiła się taka możliwość.

Mimo, że miniżużużlowa szkółka Unibaxu działała prężnie, Jan Ząbik zorganizował "Letnią akademię żużlową Unibaxu Toruń", w ramach której szukał młodych talentów czarnego sportu. Pierwsze spotkanie ze sztabem trenerskim Unibaxu Toruń oraz toruńskimi juniorami, odbyło się 5 lipca na MotoArenie, na które zaproszono dzieci w wieku do lat 14 w towarzystwie opiekunów. Podczas spotkania przedstawiono wymagania, które trzeba spełnić, żeby wziąć udział w treningach na minitorze i zaprezentowany został terminarz treningów dla najmłodszych.
Podczas "akademii" sala, w której odbyło się w spotkanie organizacyjne, pękała w szwach. Dzieci, które przybyły na stadion wraz z rodzicami, zostały poinformowane o zasadach uczestnictwa w akademii i do szkółki zapisało się czterdziestu chłopców, którzy po badaniach lekarskich sfinansowanych przez Unibax, mieli rozpocząć próbne jazdy na minitorze.
Jan Ząbik był bardzo zadowolony ze spotkania i tak komentował niewątpliwy sukces całego przedsięwzięcia: Chętnych do żużla wcale nie brakuje. Cieszymy się, gdyż chłopców zgłosiło się naprawdę dużo. Kibice w Toruniu i okolicach żyją żużlem i w przypadku najmłodszych jest jak widać podobnie. Najważniejsze jest jednak to, ilu z tych czterdziestu chłopców zostanie w naszej szkółce na stałe. Widać jednak, że młodych ciągnie do tego sportu i chcą uprawiać żużel. Każdemu poświęcimy swój czas na rozmowę i porady, a następnie zobaczymy, jak radzi sobie na motorze. Nie będzie poza tym tak, że na jeden trening przyjdzie czterdziestu adeptów. Będą zjawiać się zapewne stopniowo. Nie wierzę zresztą, by wszyscy już w pierwszych dniach udali się na badania lekarskie, które są konieczne do jazdy na minitorze. Cieszę się jednak z tego spotkania i z tego, że klub objął całą sprawę wsparciem, tym bardziej, że nam wszystkim zależy na tym samym. Chcemy, by w Toruniu i okolicach trenowało jak najwięcej młodych zawodników, bo cały sport żużlowy ich potrzebuje. Ja kocham młodzież, kocham dzieciaków. Dla nich zrobię wszystko. Jak się nauczą rzemiosła we wczesnym wieku, to szybko mogą zostać klasowymi żużlowcami. Obojętnie czy ktoś pochodzi z Torunia, czy przyjedzie do nas z innego kraju - każdemu pomogę i udzielę wskazówek.
Zadowolenia i zrozumienia dla inicjatywy nie krył również prezes toruńskiego klubu Tomasz Kaczyński: Toruński klub postanowił zaangażować się w jeszcze większym stopniu w szkolenie młodzieży. Pierwszym istotnym krokiem było zorganizowanie Letniej Akademii Żużlowej, do której zgłosiło się aż czterdzieścioro dzieci. To na początek całkiem spore zainteresowanie, dlatego tym chętniej angażujemy się teraz w ten pierwszy etap poszukiwania i szkolenia najmłodszych adeptów czarnego sportu. Temu ma właśnie służyć Akademia Żużlowa Unibaxu. Postanowiliśmy podejść do tego tematu bardziej kompleksowo, organizując w pełni profesjonalną szkółkę żużlową i zapewniając jeszcze większe wsparcie niż dotychczas. Zdecydowaliśmy się zainwestować w to nie tylko czas, ale i spore pieniądze.
By dziecko mogło rozpocząć żużlową karierę, musi liczyć na ogół na wsparcie finansowe ze strony rodziców. Unibax zamierza jednak udowodnić, iż dyscyplina ta może być dostępna dla każdego. Celem szkółki jest to, by swoją szansę dostały także te dzieci, których rodzice nie mają wystarczająco dużo środków na zakup sprzętu do treningu. By było to możliwe, zainwestowaliśmy pieniądze właśnie taki w sprzęt, który będzie czekać na każdego, kto zjawi się na minitorze. Zamówiliśmy już dwa nowe motocykle, kaski, ochraniacze. Chcemy by zainteresowane tym sportem dzieciaki mogły spróbować jazdy na motorze żużlowym, a jeśli wykażą się talentem i będą chciały ten talent rozwijać, dostaną wsparcie klubu i będą mogły w pełni korzystać z naszych zasobów oraz możliwości.
Przypuszczam, że każdy, kto interesuje się tą dyscypliną zauważa, że jeśli chodzi o szkolenie najmłodszych, w naszym kraju robi się niewiele. Władze żużla nie pomagają w tym klubom i mam wrażenie, ze przez lata wszystko odbywało się na trochę partyzanckich zasadach. Rozmawiałem o tym wielokrotnie z trenerem Janem Ząbikiem i on sam przyznaje, że zainteresowanie szkoleniem młodzieży ze strony PZM jest na bardzo niskim poziomie. Mam nadzieję, że śladem szkółki Unibaxu podążą pozostałe polskie kluby. Być może nasza praca zachęci instytucje rządzące żużlem w naszym kraju, by w większym stopniu pochylić się nad tematem poszukiwania i szkolenia najmłodszych. Uważam, że wsparcie powinien dostać każdy, kto ma talent, a nie ma na rozpoczęcie swojej żużlowej kariery pieniędzy. PZM i Ekstraliga to duże organizacje i powinno się to przełożyć na jakieś działania. Liczymy, że dzięki działaniu naszej toruńskiej akademii, coś w kwestii szkolenia zmieni się na lepsze. Jesteśmy oczywiście na początku rozwoju naszej akademii, ale chcielibyśmy, by w przyszłości była rozpoznawalna nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Żeby mówiło się o toruńskiej szkole żużlowej.

Poniżej zaprezentowano regulamin i najważniejsze wyniki zawodów w których rywalizowali miniżużlowcy.

  
Regulamin i terminarz rozgrywek miniżużlowych 80-125ccm
  
Inne wybrane
rozgrywki miniżużlowe
DMP PPPK IMP IPP
27.07 - I Runda 
zm. daty 17.08

GDAŃSK
18.05 - I Runda
GDAŃSK
  17.05 - I Runda
GDAŃSK
  23.08 - I Runda
CZĘSTOCHOWA
  26.04
V Lampka Górnicza
 
RYBNIK

27.04
X Zloty Kilofek
RYBNIK

1.05
Unijne
Talenty Europy

WAWRÓW

07.07
WORLD CUP
RYBNIK

28.06
PUCHAR EUROPY
PILZNIO - (CZE)

09/10.08
Puchar Świata
OPOLE

02.08
PUCHAR EUROPY
SKAEBAEK (DEN)

03.08
PUCHAR EUROPY

SKAEBAEK (DEN)

17.08 - II Runda 
zm. daty 27.09

BYDGOSZCZ
01.06 - II Runda
zm. daty 29.06

CZĘSTOCHOWA
  31.05 - II Runda
zm. daty 28.06

CZĘSTOCHOWA
 
24.08 - III Runda  
zm. daty 27.09

BYDGOSZCZ
15.06 - III Runda WAWRÓW 07.06 - III Runda
BYDGOSZCZ
06.09 - II Runda
TORUŃ
30.08 - IV Runda
BYDGOSZCZ
odwołane
  20.06 - IV Runda
zm. daty 27.07

TORUŃ
14.06 - IV Runda
WAWRÓW
07.09 - V Runda
zm. daty 06.09

TORUŃ
26.07 - FINAŁ
zm. daty 16.08

GDAŃSK
19.06 - V Runda
zm. daty 26.07

TORUŃ
05.10 - FINAŁ
RYBNIK
 
04.10 - FINAŁ
CZĘSTOCHOWA
      16.08 - FINAŁ 
zm. daty 20.09

WAWRÓW
Ostateczna klasyfikacja medalowa
Toruń: 22,5
Wawrów: 19
Częstochowa: 9
Bydgoszcz: 6
Gdańsk: 3,5
Wawrów: 19,5
Częstochowa: 17,5
Toruń: 15,5
Michał Gruchalski- Cze-wa
Hubert Czerniawski-Wawrów
Mateusz Bartkowiak-Wawrów

klasyfikacja końcowa 125 ccm

klasyfikacja końcowa 50 ccm

x

Najważniejsza imprezą na minitorach w Polsce w roku 2014 były przeprowadzone w dniach 3-6 lipca na torze przy ul. Brzegowej w Częstochowie Nieoficjalne Mistrzostwa Świata w mini żużlu czyli Gold Trophy. O trofeum walczyło sześciu Polaków, którzy jako gospodarz imprezy otrzymali właśnie taką liczbę miejsc. Postanowiono, iż "biało-czerwonych" barw bronić będą Damian Stalkowski i Marcin Sitarek z BTŻ Polonii Bydgoszcz, Wojciech Gomułka i Hubert Czerniawski z GUKS Speedway Wawrów oraz Kamil Łodożyński (GKS Wybrzeże Gdańsk) i Michał Gruchalski z miejscowego UŚKS Speedway Częstochowa. Na liście startowej zabrakło m.in. reprezentantów KST Unibaxu Toruń - Marcina Kościelskiego (ówczesnego lidera klasyfikacji Indywidualnych Mistrzostw Polski), Adriana Bułanowskiego czy też Igora Kopeć-Sobczyńskiego. Absencja "Aniołów w tych mistrzostwach wynikała z tego, że w krajowych zawodach miniżużlowych przepisy dopuszczały do zmagań chłopców dysponujących motocyklami z silnikami o pojemności 80 i 125 ccm. Z kolei w mistrzostwach świata można ścigać się wyłącznie na "osiemdziesiątkach". Ten zapis wykluczał ze światowej rywalizacji zawodników Unibaxu Toruń, którzy ścigali się właśnie na "stodwudziestachpiątkach".góra strony

         strona główna        

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt