PRZEDPEŁSKI Paweł


Urodzony 23 czerwca 1995 w Toruniu

Ten skromny i koleżeński chłopak należy do grona utalentowanych młodych żużlowców w kadrze "Aniołów". Jako niespełna 17-letni zawodnik zdał licencję w roku 2011 i od razu zdążył zabłysnąć kilku zawodach młodzieżowych.

Na zawody żużlowe chodził już jako małe dziecko, wspólnie z rodzicami, jednak do żużlowego parkingu trafił dzięki bratu - Łukaszowi, któremu pomagał podczas startów, jeździł z nim na każde zawody i był na każdym treningu. Swoją przygodę z motocyklami rozpoczął jednak od motocrosu. Pewnego dnia, gdy licencjonowani młodzieżowcy skończyli trening, trener z bratem oznajmili mu, aby się przebierał, bo zaraz wyjedzie na tor. Paweł został zaskoczony tym faktem, ale z pomocą brata i na jego motorze przejechał pierwsze metry po żużlowym owalu. Pierwsze okrążenie pokonał z trenerem Ząbikiem jako pasażerem, bo to właśnie trener namawiał go przez cały rok, żebym wsiadł na motor i spróbował swoich sił. Jednak zawodnik nadal nie myślał o żużlowym ściganiu. Oto jak zawodnika zachęcił do speedwaya Jan Ząbik: Pawła pamiętam, jak miał zaledwie 14 lat. Wtedy na żużlu chciał jeździć jego starszy brat Łukasz. On miał inne plany, choć już próbowaliśmy go namawiać. Widziałem, jak Paweł radzi sobie na motocrossie i na quadach. Ale nic na siłę. Jego rodzice też nie wymuszali na nim zmiany decyzji. Za to jego brat uczył się już rzemiosła żużlowego. w 2011 roku powiedziałem do Pawła: jedziemy do Elgiszewa na jezioro pojeździć na lodzie, bo wtedy była zima. Dał się namówić i po kilku minutach jazdy zupełnie zmienił nastawienie. Już nie trzeba go było namawiać, bo sam chciał iść do żużlowej szkółki. Szkoda, że nie zrobił tego wcześniej, bo u progu kariery byłby daleko z przodu, niemniej i tak wróżę mu ciekawą karierę, bowiem ma ku temu wszelkie predyspozycje. Potrafi słuchać rad i później wykorzystuje to na torze. Jest cierpliwy i do tego bardzo inteligentny. W szkole jest bardzo dobrym uczniem. Na pewno to jest talent, który nie powinien się zmarnować. Oby tylko uniknął poważnych kontuzji to na pewno daleko zajdzie. Świetnie czuje się na motocyklu i szybko potrafi dopasować się do warunków panujących na torze. Jestem przekonany, że "sodówka" do głowy mu nie uderzy. Jest rozsądny i dobrze prowadzony przez rodziców. My trenerzy też swoje chcemy dorzucimy aby był z niego nie tylko świetny żużlowiec ale też dobry człowiek.

Gdy młodszy z braci Przedpełskich w dniu 5 lipca 2011 roku, zdawał licencję podczas swojej pierwszej próby miał defekt, ale sędzia egzaminujący zawodników dał mu drugą szansę i w powtórce pomyślnie zaliczył licencyjne jazdy. Od tego czasu zaczęły się prawdziwe starty nieopierzonego juniora na dużym torze, ale trener także organizował próbne jazdy dla młodych zawodników na małym torze, niedaleko MotoAreny, bowiem krótki minitor przypominał geometrycznie angielskie tory, a na takich torach bardzo dobrze można szkolić technikę oraz sylwetkę.

U progu swojel kariery Paweł próbował naśladować swojego sportowego idola Grega Hancocka, w którym ceni to, że niezależnie od tego, jaka jest sytuacja na torze, zawsze zostawi miejsce drugiemu zawodnikowi, a przy tym to wielkiej klasy zawodnik o skromnej osobowości. Jednak w jego jeździe widać było styl Chrisa Holdera.

W sezonie 2012 Paweł skupił się głównie na zawodach młodzieżowych, ale marzył o tym aby wystartować w lidze. W uzyskaniu optymalnej formy miały pomóc zawodnikowi wspólne przygotowania z drużyną, podczas których nie brakowało biegania, treningu ogólnorozwojowego, basenu czy hokeja na lodzie. Właśnie na lodzie Paweł pokazał się szerszej publiczności w dziewiątych mistrzostwach w speedwayu na lodzie. Paweł potraktował ten start jako element przygotowujący do letniego ścigania, jednak mimo że był to jego pierwszy występ w gali lodowej pojechał całkiem dobrze.
W ligowym sezonie nie miał jednak lekko, bowiem supremacja braci Pulczyńskich była niepodważalna, dlatego Paweł szukał startów, gdzie się tylko dało i w ten sposób trafił do drugoligowego duńskiego zespołu Esbjerg, a także pokazał się w zawodach ligi czeskiej (klub z Pardubic) oraz niemieckiej (tor Guestrow - turniej par). Zadebiutował również jako gość w rozgrywkach II ligi w zespole Victorii Piła i choć jego zdobycze punktowe nie były okazałe, za każdym razem młody chłopak pokazał, że wie o co chodzi w ściganiu i pozostawiał po sobie bardzo korzystne wrażenie i starty w Pile zakończył średnia 0,667 pkt/bieg.
Reprezentował także klub z Torunia w rozgrywkach młodzieżowych, gdzie systematycznie podnosił swoje umiejętności. A ponieważ Paweł wykazywał spory talent i szybko się uczył, toruński sztab szkoleniowy w meczach play-off postanowił dać szanse młodemu jeźdźcowi i w meczu z Unią Tarnów na torze w Mościcach pojawił się po raz pierwszy w ligowym składzie. Niestety nie dane mu było wystartować choćby w jednym biegu, ale co się odwlecze to nie uciecze i młodszy z braci Przedpełskich, w rewanżu dostał szansę startu spod ligowej taśmy. Za ten "trenerski gest" startując na motocyklu kontuzjowanego Ryana Sullivana, odwdzięczył się piękną walką na dystansie i pokonując byłego IMP Janusza Kołodzieja wywalczył swój pierwszy ligowy punkt. W lidze wystartował jeszcze dwukrotnie, za każdym razem pozostawiając po sobie dobre wrażenie i nadzieję na to, że słynna toruńska kuźnia młodych talentów powróci do swej świetności.

Nadzieje nie okazały się bezpodstawne i w sezonie 2013 Paweł oprócz tego, że został okrzyknięty ligowym objawieniem sezonu pokazał, że również w innych rozgrywkach radzi sobie doskonale. Wielu kibiców wraz z końcem sezonu uważało, że zawodnik zasłużył na miano największego odkrycia ligi. Nie ma jednak wątpliwości, że eksplozji formy Pawła Przedpełskiego spodziewało się niewielu. Początkowo wydawało się, że mamy do czynienia z pojedynczymi znakomitymi występami juniora Aniołów. Sezon jednak trwał, a Przedpełski zadziwiał. W pewnym momencie stał się nawet jednym z liderów Unibaksu i z całą pewnością można powiedzieć, że bez niego torunian nie byłoby w finale najlepszej ligi świata - Myślę, że receptą jest po prostu ciężka praca. Do tego potrzebna jest także dobra atmosfera w teamie, zrozumienie z mechanikami no i odpowiedni sprzęt. Uważam zatem, że wiele czynników przekłada się na wynik - mówił z dużą skromnością o swoich tegorocznych wynikach Paweł Przedpełski. Pochwał nie szczędzili mu za to ci, na których oczach rozwijał się jego wielki talen - Ciężka praca i talent tego chłopaka dają efekty. Oby tak było dalej. Mam nadzieję, że jego kariera będzie nadal rozwijać się we właściwym kierunku, tak jak się dzieje do tej pory. Wtedy w Toruniu wszyscy będą mieć z niego dużo pociechy i powodów do zadowolenia z jego jazdy - komplementował zawodnika były zawodnik Aniołów, obecnie trener w toruńskim teamie Mirosław Kowalik.
A zadowolonych z jazdy Pawełka, w jego można powiedzieć pierwszym pełnym sezonie startów było wielu, bowiem ten młody i obiecujący zawodnik rodem z miasta Kopernika, na swoje konto zapisał medale w następujących kategoriach:
    złoto - Drużynowe Mistrzostwa Europy Juniorów (pierwszy toruński zawodnik który dostąpił tego tytułu)
    srebro - Drużynowe Mistrzostwa Świata Juniorów
    złoto - Indywidualne Mistrzostwa Ligi Juniorów (pierwsze złoto dla klubu z Torunia)
    złoto - Drużynowe Mistrzostwa Ligi Juniorów (pierwsze złoto dla klubu z Torunia)
    srebro - Młodzieżowe Indywidualne Mistrzostwa Polski
    srebro - Młodzieżowe Mistrzostwa Polski Par Klubowych
Ponad to Paweł był również finalistą: IMEJ, MDMP, a także pojawił się jako zawodnik rezerwowy w ostatnim turnieju Grand Prix, gdzie zawodnicy rywalizują o Indywidualne Mistrzostwo Świata.

Po doskonałym sezonie sukcesy zawodnika zostały docenione przez kibiców i toruńskie media. Najpierw Paweł Przedpełski wygrał kategorię "objawienie sezonu" w Plebiscycie Tygodnika Żużlowego. Na gali podczas wręczenia nagród zawodnik Unibaksu deklarował, że nie spocznie na laurach i zrobi wszystko, by kolejny rok był równie udany. Kilka dni później w toruńskim Dworze Artusa zawodnik podczas gali wręczenia nagród dziennika "Nowości" dla osób z regionu, które w ubiegłym roku odniosły największy sukces, odebrał w kategorii sport "Srebrną Karetę".

Niestety Pawła również nie ominął pech i fatalnie dla zawodnika zakończyły się ostatnie jazdy na motorze crossowym. Młodzieżowiec Unibaksu Toruń zaliczył kraksę, efektem czego była złamana ręka i miesiąc w gipsie. Na szczęście leczenie i rehabilitacja przebiegły standardowym trybem i bez powikłań i zawodnik wraz ze swoim ojcem przystąpił do kontraktowych negocjacji na sezon 2014. Negocjacje te były o tyle trudne, że młody zawodnik Unibaxu podpisał pierwszy w swojej karierze kontrakt zawodowy (trzyletni), w myśl którego miał otrzymać za podpis pod kontraktem 200 tys. złotych, a za każdy zdobyty punkt w nowym sezonie 3,5 tys. złotych. Co więcej, Unibax miał przygotować dla swojego juniora trzy nowe silniki.

Kontuzja i zmiana kontraktu nie wpłynęła zbytnio na dyspozycję zawodnika. Co prawda progres ligowych wyników Pawła w roku 2014 był zdecydowanie niższy niż przed rokiem, ale pamiętać trzeba, że wyniki ligowe uzyskane w roku 2013 były naprawdę imponujące, a sam zawodnik to jeszcze młody uczący się żużlowego rzemiosła rider. Na szczęście karierą zawodnika kierowali mądrzy mądrzy ludzie, wśród których prym wiódł Ojciec Pawła. Dzięki temu zawodnik startował w ważnych imprezach, które pozwalały mu szlifować żużlowe umiejętności, ale też zdobywać cenne trofea. Pierwszym złotym trofeum zdobytym przez zawodnika w sezonie AD 2014 była obrona DMEJ. Mimo, że Paweł nie należał do najlepszych zawodników polskiego teamu, jego nieprzeciętne umiejętności ponownie dostrzegli Szwedzi i młody torunianin podpisał w kraju trzech koron swój pierwszy ligowy kontrakt z drużyną Ikaros Smederna Eskilstuna, której w przeszłości liderował Wiesław Jaguś. Smederna pierwszej części rozgrywek Elitserien nie mogła zaliczyć do udanych. "Kowale" zajmowały bowiem szóstą pozycję z dorobkiem sześciu punktów i szukali wzmocnień. Wybór padł na Pawła, który miał nawiązać w Szwecji do sukcesów Jagusia. W szwedzkim ligowym debiucie Paweł wywalczył dla swojej nowej drużyny dziewięć oczek i choć jego zespół przegrał w Vetlandzie (51:39), był jednym z najskuteczniejszych zawodników w zespole.
Priorytetem dla zawodnika pozostawała jednak nadal liga polska i finały rozgrywek młodzieżowych. Po rewelacyjnym sezonie 2013, wielu pokładało ogromne nadzieje na pokaźne zdobycze punktowe za sprawą "Pawełka". Wiadomym, było jednak, że powtórzenie wyniku z poprzedniego sezonu będzie sporym sukcesem, bowiem zawodnik nie był już jeźdźcem anonimowym i menadżerowie drużyn przeciwnych wystawiali najcięższe armaty przeciwko temu ciągle uczącemu się żużlowego rzemiosła zawodnikowi. Nie przeszkodziło te jednak zawodnikowi prezentować skutecznej i pewnej postawy. Z całą pewnością był najlepszym polakiem w "Anielskiej" talii gwiazd. W całym ligowym sezonie zaliczył tylko jedną wpadkę i ze średnią biegową 1,772 wśród juniorów był trzecim najskuteczniejszym jeźdźcem po rundzie zasadniczej, ustępując pola tylko bardziej doświadczonym kolegom z młodzieżowej reprezentacji.
Sezon 2014 pokazał, że senior rodu Przedpełskich kieruje karierą i rozwojem syna z dużym rozsądkiem, a rozwój młodego jeźdźca jest przemyślany i konsekwentnie realizowany. Dlatego kibice w kolejnym sezonie liczą na Pawła nie tylko w lidze, ale również na to, że nazwisko Paweł Przedpełski zostanie zapisane na liście wszystkich ważnych młodzieżowych żużlowych turniejów indywidualnych z IMŚJ włącznie.
W roku 2014 Paweł miał okazję zadebiutować w cyklu Grand Prix, kiedy to otrzymał status zawodnika rezerwowego w ostatniej rundzie cyklu rozgrywanym na MotoArenie. Toruński junior pojawił się na torze trzy razy, ale w swoim pierwszym biegu w pięknym stylu pokonał stałych uczestników cyklu i tak po zawodach komentował swój debiut w mistrzostwach świata: Fajnie, że pojechałem w toruńskiej odsłonie Grand Prix. W debiutanckim wyścigu udało mi się wygrać i to nie z byle kim, bo z Chrisem Holderem. Z pewnością ten bieg będę pamiętał do końca życia. Zupełnie inaczej jeździ się przy wypełnionym po brzegi stadionie, a SGP to jest kompletnie inny świat. Mam nadzieję, że kiedyś wywalczę sobie stałe miejsce w cyklu i będę mógł bić się o najwyższe cele.

Sezon 2015 miał należeć do Pawła, który stanowił już nie tylko o sile KS Toruń, ale również polskiej reprezentacji. Kiedy wszytko układało się po myśli kibiców i zawodnika w pierwszym meczu ligowym zawodnik po trzech wygranych biegach w czwartym tak nieszczęśliwie upadł, że doznał wstrząśnienia mózgu i złamał kciuk. Kontuzja okazała się na szczęście niegroźna, ale u progu sezonu wyhamowała zawodnika i wyeliminowała go ze startów na dwa tygodnie. Paweł szybko jednak powrócił do ścigania i błyszczał na torze tak jak przed kontuzją. Niestety podczas meczu ligi Szwedzkiej w którym Smederna Eskilstuna podejmowała Elit Vetlandę, Paweł ponownie upadł na tor i doznał urazu. Tym razem złamany został obojczyk. O ile toruński klub nie potrzebował zawodnika w walce o ligowe punkty, bowiem w kalendarzu rozgrywek zaplanowano ligową przerwę związaną z rozgrywkami o DPŚ, o tyle dla Pawła był to spory powód do zmartwień, bowiem przepaść miały mu dwa ważne występy indywidualne - pierwsza runda IMŚJ i finał MIMP. Paweł wierzył jednak, że pojedzie w tych imprezach, ale toruńscy kibice w zaistniałych okolicznościach nie liczyli na spektakularne sukcesy swojego ulubieńca. Ostatecznie młody Anioł w przeciągu tygodnia, wykurował się na tyle, aby wziąć udział pierwszym finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Lonigo, gdzie zajął ósme miejsce, ale biorąc pod uwagę stan zdrowia zawodnika, należy to uznać za doskonały wynik. A ponieważ do końca rywalizacji o młodzieżowy championat pozostały jeszcze dwa turnieje, wychowanek KS Toruń miał ciągle realne szanse na włączenie się do walki o medale.
Niestety wysiłek związany z daleką podróżą oraz start z tylko zaleczoną złamaną kością obojczyka spowodował, że zawodnik zmuszony był zrezygnować ze startu w finale MIMP, ale na pocieszenie pozostawał mu fakt, za rok będzie mógł jeszcze raz powalczyć o tytuł najlepszego juniora w Polsce. Toruński junior nie załamywał rąk, bowiem w kolejnym roku miał jeszcze możliwość zaistnienia w młodzieżowej formacji w kraju i na świecie.
W lidze Paweł sportowo wydoroślał. Wielokrotnie brał ciężar walki o ligowe punkty na swoje barki, czego efektem była trzynasta średnia w estralidze i trzecia wśród juniorów. Niestety ostatnie spotkanie ligowe zakończyło rywalizację zawodnika..... a jakżeby inaczej .... z kontuzją. W meczu z Unią Tarnów, Przedpełski zaciekle walczył o drugą pozycję z Martinem Vaculikiem, który nie zostawił miejsca toruńskiemu juniorowi, ten z kolei nie chciał zamknąć manetki gazu i rywalizacja zakończyła się upadkiem torunianina. Choć zawodnik wstał z toru o własnych siłach i udał się do parku maszyn, to chwilę później nie czuł się już dobrze i pojechał na szczegółowe badania do szpitala, podczas których zdiagnozowano złamanie kości śródręcza. Zawodnik jednak chciał szybko dojść do pełnej sprawności, bowiem jako członek kadry narodowej juniorów miał jeszcze do odjechania finał DMŚJ rozgrywany w Midurze. Leczenie i rehabilitacja trwały cztery tygodnie i zawodnik w pełni sił pojechał do Australii by wspólnie z reprezentacyjnymi kolegami zdominować młodzież z Danii, Australii oraz Niemiec, wrócić do kraju ze złotym medalem DMŚJ i zakończyć sezon.

Sportowy kunszt toruńskiego wychowanka zaczęli doceniać też liczne rzesze fanów w całym kraju, bowiem w zimowej przerwie zawodnik został zwycięzcą wielu turniejów i plebiscytów, w których o wynikach decydowali właśnie kibice. Najważniejszym dla żużlowca plebiscytem był oczywiście ten organizowany przez Tygodnik Żużlowy, gdzie Paweł znalazł się w gronie dziesięciu najpopularniejszych jeźdźców jako jedyny jeździec z Torunia. Również lokalnie czytelnicy gazety "Nowości" wybrali go sportowcem Torunia w 2015 roku. Żużlowiec KS-u Toruń wyprzedził Bolesława Radomskiego (sport samolotowy, Aeroklub Pomorski) i Łukasza Wiśniewskiego (koszykówka, Polski Cukier).

Nic więc dziwnego, że na toruńskiego juniora uwagę zaczęli zwracać sponsorzy w tym główny darczyńca cyklu Grand Prix - firma Monster. Dla juniora KS Get Well Toruń było to duże wyróżnienie, bowiem jedynym polskim żużlowcem sponsorowanym do tej pory przez amerykański koncern był Tomasz Gollob. Szczegóły umowy owiane były tajemnicą. Wiadomo jednak było, że sponsor liczył na promocję swojej marki podczas mistrzostw świata juniorów AD 2016, bowiem młody toruńczyk był jednym z faworytów tych rozgrywek, a po wykupieniu praw do zawodów przez polską firmę One Sport, była duża szansa, że zawody będą pokazywane w telewizji. Paweł doceniał to sponsorskie zainteresowanie i jasno precyzował jakie cele postawił przed nim nowy partner sportowy: "Ten kontrakt to wielkie wyróżnienie, zwłaszcza że sponsor sam zgłosił się do mnie z pytaniem. Dołączyłem do elitarnego grona i zrobię wszystko by w kolejnym sezonie udowodnić, że to nie był przypadek. Dziękuję firmie Boll, za lata współpracy i za to, że zaufali mi gdy dopiero wchodziłem do świata profesjonalnego żużla. Teraz chce się skupić na osiągnięciach juniorskich. To mój ostatni sezon, dlatego chcę powalczyć o tytuł mistrza świata. Jeśli chodzi o Grand Prix, to chciałbym jeździć w tym cyklu. Jeżeli nie dostanę się w tym roku, to powalczę o kwalifikację w następnym. Na razie nie jest to moim priorytetem".

Po takiej deklaracji fani dwudziestolatka liczyli, że w ostatnim roku startów jako junior będzie dzielił i rządził w krajowym i światowym żużlu juniorskim, a toruńscy działacze mieli świadomość, że wokół jego osoby powinni budować skład na kolejne lata. Zatem Pawełek jak do niedawna mówili o nim kibice przeistaczał się w planach klubowych działaczy w żużlowego Pawła, który rok 2016 mógł zaliczyć do udanych. Najlepszy toruński zawodnik młodzieżowy ostatnich lat, przyzwyczaił jednak kibiców do regularnych dwucyfrowych zdobyczy punktowych i swoimi wynikami potwierdził, że w przyszłości będzie mógł być zaliczany do krajowej czołówki. Niestety w lidze zawodnik nieco obniżył loty. Wpływ na to miała zapewne silna formacja straniero, której Paweł tak jak w latach poprzednich nie zastępował w trakcie zawodów, ale był regularnym zmiennikiem dla "GinGera" i "Miedziaka". Niestety zmiany te nie były tak pewne i oczywiste jak w dwóch ostatnich sezonach, a i sprzęt Pawła był jakby wolniejszy. Oczywiście toruński wychowanek trzymał pewien poziom poniżej którego nie schodził, i zdarzały mu się przebłyski doskonałej jazdy, ale nie był już takim pewniakiem w anielskiej talii jak przez ostatnie dwa sezony. Paweł został jednak powołany do kadry narodowej juniorów i rywalizował o DMŚJ, a także uzyskał awans do IMŚJ w ramach dzikiej karty (Przedpełski nie przeszedł krajowych eliminacji) oraz drugie miejsce w MIMP, pod nieobecność największego rywala Bartosza Zmarzlika, który ścigał się o tytuł IMŚ, można uznać za małą porażkę. Po finale MIMP zawodnik był jednak zadowolony i tak komentował swój srebrny medal: "Lubię jeździć na torze w Częstochowie. Jest on naprawdę fajny, przede wszystkim można na nim powalczyć, znajduje się na nim sporo ścieżek. Wszyscy zakończyli zawody zdrowo, więc ten owal jest też bezpieczny mimo, że padała delikatna mżawka. Byłem drugi i mam powód do zadowolenia, bo wicemistrzostwo Polski zdobyłem drugi raz. Po złoty medal w kategorii juniorów już nie sięgnę, więc szkoda, ale jeszcze przede mną wiele lat jazdy i wiele sukcesów do osiągnięcia. Dziś jestem drugi, jutro mogę być pierwszy. To jest sport i trzeba jechać".
Zatem jak widać sezon 2016 sam zawodnik oceniał jednak pozytywnie, bowiem patrzył na niego nie tylko przez pryzmat wyników, ale również zdobytego doświadczenia i braku kontuzji, które nie oszczędzały go w latach poprzednich. Co ważne dla toruńskiego dwudziestojednolatka był to ostatni rok w kategorii młodzieżowej i wszyscy mieli nadzieję, że wkraczający w dorosły żużel toruński wychowanek, będzie naturalnym zmiennikiem dla Adriana Gomólskiego, który po sezonie rozstał się z Aniołami. Jednak po zakończeniu wieku juniora przez Pawła toruńscy działacze mieli duży problem, by uzupełnić formację młodzieżową o zawodnika, który tak jak Pawełek gwarantowałby solidnie zdobycze choćby w walce z rówieśnikami.

Niestety sezon 2017 od początku nie układał się pomyśli toruńskiego wychowanka. Toruński wychowanek wchodząc w wiek seniora liczył na pewno na znacznie więcej. Niestety już jazdy sparingowe przed sezonem pokazały, że Paweł nie będzie miał lekkiego wejścia w dorosły żużel. Nie dość, że przez większą część sezonu musiał walczyć o miejsce w składzie. Po pierwszym meczu ze stalą Gorzów stracił miejsce w składzie, a co za tym idzie rytm jazdy od początku rozgrywek. Gdy wystartowała liga szwedzka, działacze ze Skandynawii widząc problemy sprzętowe zawodnika nie wysyłali zaproszeń na ligowe konfrontacje. W połowie sezonu zawodnik uporał się ze sprzętową niemocą i zaczął znacznie lepiej prezentować się na torze, a co za tym idzie zaczął zdobywać znacznie więcej punktów. Ciągle jednak brakowało mu jazdy, stąd podpisał kontrakt na wyspach brytyjskich. Po raz pierwszy w ligowym składzie Leicester Lions pojawił się 17 lipca i niestety nie był to udany debiut, bowiem dwudziestodwulatek w swoim trzecim biegu zaliczył koszmarny wypadek. Co prawda Przedpełski nieźle zaczął zawody. W dwóch pierwszych wyścigach zdobył trzy punkty. Jednak w trzecim biegu nie pomógł mu jego... kolega, Erik Riss, który wywiózł torunianina. Niestety, zawodnik Get Well Toruń trafił z całym impetem w bandę i zakończył swój pierwszy start na wyspach. Torunianin tuż po wypadku został przetransportowany do angielskiego szpitala. Pierwsi o Pawle Przedpełskim poinformowali angielscy dziennikarze, którzy twierdzili, że Paweł ma złamaną kostkę. Ostatecznie okazało się, że Paweł ma złamaną kość strzałkową, która została poddana operacji w Polsce, a zawodnika czekała trzytygodniowa przerwa w startach.
Nie były to dobre wieści dla "Aniołów", bowiem brak Pawła, choćby w połowie tak skutecznego, jak w poprzednich sezonach spowodował, że toruński zespół przegrywał mecz za meczem i po dziesięciu kolejkach zajmował ostatnie miejsce w tabeli jako kandydat do spadku z ekstraligi. Ostatnie cztery mecze miały być zatem meczami o ligowy byt w grodzie Kopernika, ale przy zwyżkującej formie Pawła i korzystnym układzie spotkań ekstraliga dla Torunia mogła zostać uratowane. Na szczęście kontuzja przytrafiła się w letniej przerwie i zawodnik mógł wrócić na mecz w Lesznie, jednak gdyby ten powrót się nie udał w rezerwie pozostawał Grzegorz Walasek, a Paweł miał być gotowy na domową potyczkę z Częstochową, gdy Anioły walczyły o trzy punkty, będące punktami na miarę utrzymania ekstraligi dla Torunia.
Powrót po kontuzji okazał się całkiem udany, ale wynikało to również faktu, że na pozycji menadżera toruńskich Aniołów znalazł się Jacek Frątczak, który z miejsca zaufał Pawłowi, a ten odwdzięczył mu się dobrą jazdą. I choć nie była to taka jazda jak za czasów juniorskich to Przedpełski pokazał, że na pewno ma papiery na jazdę, do tego należy do młodego pokolenia, które może stanowić o obliczu polskiego żużla. Potrzebuje jednak zaufania i miejsca w składzie, aby wrócić do dyspozycji z 2016 roku. 
W końcówce sezonu zawodnik też wykorzystał szansę jaka stworzyła się z końcem października kiedy to otrzymał dziką kartę na toruńską rundę Grand Prix. Paweł dojechał do półfinału w którym jechał na pozycji premiującej go awansem do wielkiego finału, ale niestety dał się ograć Bartoszowi Zmarzlikowi. Dla Anielskiego wychowanka, dobry występ w Grand Prix był zwieńczeniem bardzo trudnego sezonu, a z całą pewnością pomogła mu solidna praca głównie w sferze mentalnej z Jackiem Frątczakiem.  
Aby ową mentalność zbudować Paweł przed sezonem został mianowany kapitanem drużyny. Jednak z perspektywy czasu można powiedzieć, że Paweł do tej roli nie dorósł. Bardziej walczył o swoje miejsce w składzie, niż był przykładem kapitana który daje sygnał do mobilizacji drużyny w  sytuacjach kryzysowych. Zapewne na taką postawę złożyło się to, że wszyscy, na czele z samym zainteresowanym, liczyli na więcej. Pawłowi wybitnie nie pasowała rywalizacja o skład, na tym tle doszło zresztą do sporych napięć między nim, a kadrą szkoleniową i w efekcie zawodnik w kolejnym roku, nie uwolnił drzemiącego w nim potencjału. A skuteczny Przedpełski, jedyny toruński wychowanek w formacji seniorów był potrzebny drużynie jak tlen! Niestety, Paweł jako młody jeździec, na pewno myślał o poważnej karierze żużlowca, ale nie potrafił przewartościować celów życiowych i skupić się tylko na żużlu, bowiem ciągle krążyło wokół niego inne czynności zaprzątające jego głowę. Ostatecznie dla toruńskiego wychowanka koniec okazał się smutny, bo po sezonie 2018 rozstał się z macierzystym klubem i zasilił szeregi Włókniarza Częstochowa. Poza częstochowianami, Przedpełskim interesowały się jeszcze m.in. gorzowska Stal. Wybór padł jednak na Włókniarz, w którym trenerem był Marek Cieślak i miał on za zadanie pomóc Przedpełskiemu wrócić do optymalnej formy. Klub z Częstochowy natomiast poszukiwał zastępstwa dla Tobiasza Musielaka, który związał się z Orłem Łódź. Działacze "Lwów" cenili usposobienie Przedpełskiego i wartością dodaną dla nich było to że był młodym, ułożonym i sympatycznym chłopakiem, który mógł w biało-zielonych barwach nawiązać do swoich najlepszych lat z okresu juniora. Co prawda klub spod Jasnej Góry z Kacprem Woryną, ale od początku wysoko w klubie z Częstochowy stały akcje Pawła Przedpełskiego. Gdy Woryna miał problem z tym, aby się określić (ostatecznie został w ROW-ie Rybnik), szefostwo biało-zielonych sfinalizowało rozmowy z wychowankiem toruńskiego klubu. Sam zawodnik w jednym z wywiadów ta podsumował zmianę barw klubowych: "Nie będę ukrywał, że rozmawiałem z innymi klubami. Powiem jednak, że w Lublinie nigdy nie byłem na rozmowie. Wiem tylko, że było o tym głośno. W ogóle najbardziej śmieszyło mnie to, że wszyscy przypisywali mnie do Częstochowy, a jeszcze nie byłem tutaj na żadnym spotkaniu, więc to prostuję, ale to jest mniej ważne. Wracając do pytania dlaczego Włókniarz, po wszystkich spotkaniach najlepsze wrażenie na temat rozmów czy wizji całego klubu miałem w Częstochowie. Czuję się tutaj potrzebny, więc będę się starał nikogo tutaj nie zawieść.Cały czas się uczę, z sezonu na sezon poznaję nowe rzeczy. Przed nadchodzącym sezonem jestem mądrzejszy o pewne sytuacje, co myślę, że zaprocentuje. Włodarze klubu przekonali mnie ludzkim podejściem, a dogadaliśmy się przy śniadaniu, a konkretnie przy jajecznicy. To było bardzo miłe spotkanie, które nie trwało długo. Krótko, zwięźle i na temat. Przedstawiono mi czego ode mnie klub oczekuje, ja też wyraziłem swoje zdanie. Wspólny język znaleźliśmy bardzo szybko. Nie bez znaczenia przy wyborze klubu była też osoba trenera Markac Cieślaka, do którego mam ogromny szacunek. Myślę, że nie tylko ja, a większość zawodników. Osiągnął bardzo dużo jako zawodnik i trener. Ma wysokie poważanie wśród żużlowców. Chcę też podkreślić, że mimo zmiany klubu, moje serce zawsze będzie w Toruniu, bo w tym mieście stawiałem swoje pierwsze kroki i tam nadal będę mieszkał".
Wielu kibiców i ekspertów zarzucało toruńskiemu klubowi, że łatwą ręką odpuścili ostatniego wychowanka i w sezonie 2019 drużyna Aniołów słynąc z doskonałego szkolenia w przeszłości miała startować w lidze, tylko z jednym zawodnikiem wywodzącym się z Torunia. Jednak nikt nie miał wątpliwości, że Paweł Przedpełski musiał zmienić otoczenie. W Get Well Toruń jego jazda z każdym kolejnym sezonem była coraz gorsze. Sportowy zjazd Przedpełskiego najlepiej widać po jego średniej biegowej. W sezonie 2017 kształtowała się ona na poziomie 1,639, by w kolejnym spaść do poziomu 1,478. Był to spory spadek zwłaszcza, że zawodnik przymierzany był do roli krajowego lidera zespołu, a ostatecznie zawody kończył po jednym nieudanym biegu, bowiem był odstawiany na ławkę.
W Częstochowie mu to nie groziło, bowiem tam uwierzono w Przedpełskiego, a przy jego transferze kluczowa miała być opinia Marka Cieślaka. Trener Włókniarza optował za sprowadzeniem młodego żużlowca, pamiętając co nie tak dawno wyczyniał on na torach jako młodzieżowiec. Dla Cieślak, był to niemal identyczny przypadek jak Adrian Miedziński. Tyle że Przedpełski dużo wcześniej podjął decyzję o opuszczeniu macierzystego klubu i szukaniu szczęścia w innej rzeczywistości.
A nowa rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Sezon 2019 zawodnik rozpoczął bowiem niezbyt optymistycznie, a właściciel toruńskiego klubu w jednym z wywiadów w połowie sezonu, nawet lekko drwił z jego formy. To podziałało na Pawła jak płachta na byka i w czasie lipcowej przerwy w rozgrywkach popracował nad sprzętem i w końcówce sezonu był zawodnikiem na którego punkty mógł liczyć trener Marek Cieślak. To właśnie m.in. dzięki metamorfozie Pawła częstochowianie wywalczyli brązowy medal DMP, a dobra postawa w ostatnich meczach przekonała działaczy spod Jasnej Góry, aby związać się z toruńskim wychowankiem na kolejny rok. Co prawda po sezonie, zawodnika mocno kusił do powrotu GetWell Toruń, który spadł po raz pierwszy w historii z najwyższej ligi i budował mocny perspektywiczny skład na szybki awans. Jednak Paweł postanowił rozwijać swoją karierę w ekstralidze i tak komentował swoją decyzję o pozostaniu w Częstochowie: "Sezon był ciężki jak każdy inny. Były lepsze i gorsze spotkania. O niektórych chciałbym zapomnieć, tak aby się nie powtórzyły. Będę robić wszystko, aby tak było. Wszyscy wiemy, że jestem z Torunia i nadal mieszkam w tym mieście. Ono zawsze będzie mi bliskie. Jestem po rozmowach z toruńskim klubem i wszyscy chyba rozumieją, że odmawiając podejmowałem trudną dla mnie decyzję. Jednak w moim wieku muszę ścigać się z najlepszymi, aby sportowo i przyszłościowo jechać jeszcze lepiej. Jeśli chodzi o klub ekstraligowy, to lepiej nie mogłem trafić. Teoria mówi, że w roku 2020 powinien być progres. Na pewno będziemy wszystko robić w tym kierunku. Mamy fajną drużynę i zarząd. Nie żałuję decyzji o pozostaniu w Częstochowie". Było sporo odwagi ze strony zawodnika w tych słowach, bo rok 2020 mógł być kluczowym sprawdzianem dla zawodnika, który od momentu przejścia do grona seniorów nie uwolnił w pełni swojego potencjału, a prób było już kilka. Paweł miął mieć jednak psychiczny komfort, bo Włókniarz nie planował korzystać z rezerwowego pod numerem 8 lub 16. Zatem Przedpełskiemu nie pozostało więc nic innego, jak to wykorzystać, "złapać" sportowy rytm i odjechać ligę jak za najlepszych lat juniorskich.

I po części można powiedzieć tak się stało, choć sezon 2020 dla Pawła podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Ostatecznie sezon wystartował, a toruński wychowanek wystąpił w 13 meczach swojej drużyny, 57 biegach, w których zdobył 90 pkt z bonusami i ze średnią 1,597 pkt/bieg był szóstym zawodnikiem "Lwów" i 29 w całej lidze. Ponadto wystąpił po wielu latach we wszystkich najważniejszych seniorskich turniejach indywidualnych w Polsce, w tym po raz pierwszy w finale IMP. Po sezonie dwudziestopięciolatek mimo, że Włókniarz Częstochowa chciał kontynuować współpracę z zawodnikiem, nie dał namówić się na nowy kontrakt z klubem spod Jasnej Góry, bowiem po awansie Apatora zdecydował się na powrót do domu: "Po dwóch latach spędzonych w Częstochowie nadszedł czas rozstania. Czasami tak się dzieje, jednak chcę zaznaczyć, że rozstajemy się w zgodzie i wzajemnym szacunku. Chciałbym podkreślić, że Częstochowa była dla mnie domem przez ostatnie dwa sezony. Chcę podziękować kibicom, prezesowi, trenerowi, całemu zarządowi za wiarę we mnie, za szansę rozwoju, wsparcie i niesamowitą atmosferę. Jestem bardzo wdzięczny i bardzo doceniam, że miałem szansę reprezentować ten klub. Jazdę we Włókniarzu będę pod każdym kątem będę dobrze wspominał. Przez te dwa lata nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć. Mam duży sentyment do tego klubu, bo wyciągnął do mnie rękę w trudnym momencie mojej kariery. Wiadomo, dwa lata startów w jednym klubie, to już jest coś, bo można się dobrze poznać, zwłaszcza, że wszystko było w porządku. Ja jestem jednak z Torunia, a pewien etap mojej kariery właśnie się skończył ".

W Toruniu po awansie oczekiwania względem Pawła były ogromne. Sam zawodnik zdawał sobie sprawę, że będzie musiał walczyć o skład, bowiem w mieście Kopernika o dwa ligowe miejsca oprócz Przedpełskiego walczyć mieli również Adrian Miedziński i Tobiasz Musielak. Zawodnik nie bał się jednak tej rywalizacji i był pewien, że klub który go ukształtował sportowo zapewni sobie spokojne utrzymanie na kolejny sezon: "Pod względem średniej wieku wyjściowego składu, to mamy jeden z najmłodszych, jak nie najmłodszy zespół w całej lidze. Dlatego młodością, determinacją, chęcią wygrywania i ścigania będziemy w stanie wielu zaskoczyć. Dlatego ja naprawdę pozytywnie patrzę na nadchodzący sezon. Gdy słyszę, że Apator spadnie, to od razu przypomina mi się tegoroczna postawa Stali Gorzów. Pół Polski w pewnym momencie skazało ten zespół na spadek, a jak wiemy dotarli do finału i mocno namieszali w play-off, gdzie zdobyli srebro. Dlatego wstrzymałbym się z tymi opiniami, że Apator jest skazany na walkę o utrzymanie. Oczywiście, musimy mieć też szczęście, bo bez tego nie można myśleć o powodzeniu. Ja jestem dobrej myśli".

I w słowach zawodnika było sporo prawdy. Apator zwłaszcza na początku rozgrywek spłatał niezłego psikusa faworytom ligi, bo choć mecze przegrywał to napsuł wiele krwi drużynom pretendującym do play-off. Spora była w tym zasługa Pawła, dla którego powrót do macierzy okazał się strzałem w dziesiątkę. Był on krajowym liderem Apatora i wydatnie przyczynił się do utrzymania Aniołów w Ekstralidze. Niestety zawodnikowi w trakcie sezonu przytrafiła kontuzja, ale nie miała ona większego wpływu na ligowe potyczki Apatora, bo mecz na doskonale znanym mu torze w Częstochowie przed sezonem wkalkulowany był w rejestr porażek. Toruński wychowanek wszedł na wyższy poziom sportowy nie tylko w lidze, ale również w turniejach indywidualnych. Wystąpił w najważniejszych turniejach indywidualnych w Polsce tj. w IMP, IMME, ZK, a także w toruńskich rundach Grand Prix. Rywalizacja na MotoArenie z najlepszymi zawodnikami globu, była jednak swoistego rodzaju nagrodą, za zwycięstwo w GP Challenge na torze w Żarnovicy, co premiowało go rywalizacji o tytuł IMŚ w roku 2022. Paweł Przedpełski stał się tym samym czwartym wychowankiem toruńskiego klubu, który dostąpił sportowego zaszczytu walki o tytuł mistrza świata w ramach w elitarnym cyklu. Wcześniej przed nim uczynili to Tomasz Bajerski (2003),Tomasz Chrzanowski (2005) i Wiesław Jaguś (2007). Pomimo udanego sezonu awans dwudziestosześciolatka do Grand Prix był niespodzianką, żeby nie powiedzieć sensacją, a ponieważ tydzień wcześniej zawodnikowi urodziła się córeczka Rozalia, swój sukces zadedykował oczywiście swojej partnerce: "Jeśli miałbym zadedykować komuś ten sukces, to chyba przede wszystkim mojej narzeczonej, bo ona mi dała tę piękną córeczkę. Wracam do domu szybko się nimi nacieszyć i mam nadzieję, że w drodze powrotnej szybko do mnie dotrze, że w przyszłym roku będę stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix".
Awans do żużlowego raju, o którym marzył praktycznie każdy zawodnik uprawiający sport żużlowy, był nobilitacją ale też wyzwaniem, któremu nie wszyscy potrafili podołać. Torunianin miał jednak szansę pokazać coś więcej niż tylko nazwisko w protokole zawodów, bo dysponując najlepszym sprzętem na świecie ze stajni Ryszarda Kowalskiego, i mając świetnych mechaników oraz dobre nastawienie mógł wygrywać z każdym. Pewnego rodzaju handicapem mógł być fakt, że o tytuł razem z nim walczyć miało trzech innych polaków (Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski, Patryk Dudek) oraz trzech kompanów z Apatora (Patryk Dudek, Emil Sajfutdinow, Robert Lambert).

Nic więc dziwnego, że działacze Apatora, po tak udanym sezonie, budowanie składu rozpoczęli właśnie od Pawła, a ponieważ postarali się o wyśmienite nazwiska Roberta Lamberta, Jacka Holdera, Patryka Dudka i Emila Sajfutdinowa, zawodnik nie miał wątpliwości, że warto zostać w grodzie Kopernika i walczyć nie tylko o indywidualne medale dla Aniołów, ale również o Drużynowe Mistrzostwo Polski.
Z perspektywy czasu biorąc pod lupę cały sezon w wykonaniu Paweł, spełnił on oczekiwania jakie przed nim stawiano. A należało podkreślić, że przed sezonem po zbrojnym ataku Rosji na Ukrainę, doszło do wykluczenia zawodników rosyjskich ze sportowej rywalizacji i Paweł musiał wziąć na swoje barki znacznie większy ciężar odpowiedzialności za wynik zespołu. I podołał tej roli. Co prawda kapitan Aniołów zanotował regres punktowy o niemal 0,25 pkt/bieg i jego średnia biegowa budzić mały niesmak, ale w trudnych sytuacjach potrafił kameleonową formę przekuć na formę lidera i nie bał się walczyć z bardziej utytułowanymi rywalami. Największe problemy Przedpełski miewał podczas spotkań wyjazdowych. Reprezentant Polski w tym aspekcie punktował na poziomie zaledwie 1.367 punktu. Był jednak zapracowany. Wziął udział w aż 120 wyścigach, a wyższym wynikiem pochwalić się może tylko Robert Lambert (125). Być może wpływ na ligowe wyniki miały starty w cyklu Grand Prix, gdzie został sklasyfikowany na piętnastej pozycji z dorobkiem zaledwie 29 punktów. W walce o IMŚ najlepiej spisał się na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie zameldował się w półfinale. Po sezonie w jednym z wywiadów mówił, że nie rozumie rywalizacji w GP, bowiem na tych samych motocyklach potrafił wygrywać z uczestnikami cyklu w polskiej lidze, co niestety nie udawało się w walce i championat globu. Działacze z Torunia pomimo słabszej dyspozycji zawodnika, ciągle dostrzegali w nim potencjał i podobnie jak w przypadku "Duzersa" i "Lambo" zdecydowali się parafować z nim dwuletni kontrakt licząc, że brak presji związanej z walką o IMŚ zbuduje ponownie formę ciągle młodego i perspektywicznego jeźdźca. Niestety kapitan żółto-niebiesko-białych w trakcie sezonu 2023 prezentował się przeciętnie. Doszło nawet do tego, że media zaczęły spekulować możliwość zerwania wcześniej podpisanego kontraktu, ale Adam Krużyński zachowywał zimną głowę i miał świadomość, że na rynku transferowym nie znajdzie zbyt wielu żużlowców, którzy mogliby zastąpić Pawła. Dlatego postanowił przeprowadzić rozmowę z zawodnikiem odnośnie jego dalszej przyszłości w Anielskich barwach. Rozmowa była na tyle motywująca, że kapitan natychmiast odwdzięczył się doskonałą postawą w rewanżowym meczu ćwierćfinałowej rundy play-off zdobywając 12 punktów, czym ponownie zaskarbił sobie serca toruńskich kibiców, a członek rady nadzorczej tak komentował całą sytuację: "
Paweł zostaje w Toruniu, bo liczy się dla nas po pierwsze stabilność finansowa klubu. Po drugie, jedynym wychowankiem, który jest na wyższym poziomie, jest właśnie Paweł Przedpełski. Odrzucanie go z drużyny byłoby trudne z punktu widzenia wizerunkowego. Żużel to sport, który powinni robić chłopcy z miasta. A tych w drużynie mamy tak mało, że każdego musimy szanować. Moim zdaniem tożsamość jest bardzo ważna. Kibice przychodzą po to, żeby zobaczyć drużynę, która wygrywa, ale też przychodzą, żeby zobaczyć swoich zawodników". Niestety w kolejnych spotkaniach zawodnik powrócił do przeciętności którą prezentował w trakcie sezonu, by w meczu o brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski w Częstochowie po raz kolejny być najsłabszym seniorem w kadrze Apatora. Ostatecznie w całym sezonie Przedpełski na swoim koncie zapisał 119 punktów i 15 bonusów. Takie zdobycze przy 89 wyścigach dały mu dopiero 35 miejsce w statystykach ze średnią 1,506 pkt/bieg. Nic więc dziwnego, że choć strony obdarzyły się po raz kolejny zaufaniem, to zarówno zawodnik jak i działacze zdawali sobie sprawę, że jeśli w zespół chce powalczyć o coś więcej, niż tylko brązowy meda, dwudziestoośmiolatek musi poprawić swoje wyniki o co najmniej 30%. Jan Ząbik, który od połowy sezonu prowadził zespół toruńskich Aniołów widział światełko w tunelu i mówił: "Paweł musi zrobić porządek z ręką, bo ma w niej sporo metalu. Zresztą sam go "wygonię", by powyciągał to wszystko z siebie, bo jak będzie burza, piorun strzeli i mu rękę urwie". Żarty doświadczonego trenera były trochę dobrą miną do złej postawy zawodnika, bo Przedpełskiemu nie leżała przede wszystkim MotoArena. Ze wspomnianych 119 punktów 64 zdobył na wyjazdach, a 55 na obiekcie imieniem Mariana Rosego. Na swoim koncie zapisał tylko 16 wygranych wyścigów, a tylko trzy razy był w stanie osiągnąć w meczu dwucyfrowy dorobek, a było to w Lublinie (12 pkt), oraz dwukrotnie w Toruniu (po 11 pkt). Aby jednak zakończyć optymistycznie dziesiąty rok startów Przedpełskiego w Apatorze należy wspomnieć, że zdobył on z Aniołem na piersi 1000 punktów biegowych. Uczynił to w 142 meczach i 649 wyścigach, z których triumfował w 147. Liczby te pokazywały, jak ciągle młody i perspektywiczny zawodnik wrósł w żużlowy krajobraz miasta Kopernika i wszyscy wierzyli, że po dwóch słabych sezonach kapitan żółto-niebiesko-białych Paweł stanie się w roku 2024 pewną drugą linią w każdym ligowym pojedynku. W końcu każdy kolejny sezon, był nowym rozdaniem sportowym i rządził się nowymi regułami.
Sam zawodnik też miał względem siebie większe oczekiwania i aby utrzymać rytm startowy dołączył do licznej grupy Polaków, którzy podpisali na sezon 2024 kontrakty w szwedzkiej Bauhaus-Ligan. W Szwecji torunianin miał za sobą podobnie jak w Polsce przeciętny sezon. Wystartował w dziesięciu spotkaniach ligi szwedzkiej, w których desygnowano go do 50 wyścigów. Zdobył w nich 77 punktów, co przełożyło się na średnią biegową 1,540, która doskonale pasowała do koncepcji składu Piraterny Motala, gdzie umowy mieli podpsane bracia Pawliccy i Oskar Fajfer. "Paweł jest typem zawodnika, który w dobrym dla siebie momencie jest w stanie pokonać praktycznie każdego. Jego średnia idealnie pasuje do naszej drużyny, więc wierzymy, że kolejny sezon będzie dla niego udany na tyle, że znacznie podniesie swoją średnią" - mówił Anders Bylin, menedżer zespołu..

Czy w kolejnym sezonie zawodnik nawiąże swoimi wynikami do najlepszych lat i spłaci zaufanie jakim obdarzyli go działacze?
Czas pokaże, a fani zawodnika nie mieliby nic przeciwko.

Poza Polską zawodnik startował w klubach:
    Esbjerg, Holsted, Fjelsted
        Smederna Eskilstuna, Dackarna Malilla, Piraterna Motala, Speedway Vetlanda, Vastervik Speedway

Osiągnięcia

DMP

2012/3; 2013/2; 2016/2; 2019/3; 2023/3
MDMP 2013/5; 2014/5
IMP 2020/12; 2021/9; 2022/13
IMME 2015/16; 2020/8; 2021/9; 2022/15
MIMP 2013/2; 2014/9
MPPK 2014/2; 2016/3; 2019/3; 2021/5; 2023/4
MMPPK 2013/2; 2014/3; 2015/4
IMLJ 2013/1; 2014/2
DMLJ 2013/1; 2014/4
BK 2014/4
SK 2014/6
ZK 2017/13; 2019/10; 2020/2; 2021/3; 2022/16; 2023/14
SGP - IMŚ 2013/RTnklas; 2014/RT26; 2015/DK-; 2016/R/DK17; 2017/DK; 2021/DK45; 2022/15
SGP2 - IMŚJ 2015/4; 2016/9
DMŚJ - U23 2013/2; 2014/1; 2015/1; 2016/1
DMEJ - U23 2013/1; 2014/1
SEC - IME 2017/R22; 2019/8; 2020/R18
IMEJ U-19 2013/5

Kluby w lidze polskiej
2011-
-2018
2019-
-2020
2021-
- aktualnie

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
2011 ns - - - - -
2012 4 3 3 1 1,333 3
nieklas
2013 21 100 149 26 1,750 30
2014 14 57 90 11 1,772 26
po rundzie zasadniczej
2015 17 80 153 11 2,050 13
2016 18 78 129 17 1,872 17
2017
(RZ+Brż)
8
(10)
33
(43)
41
(54)
5
(7)
1,394
(1,419)
42
po rundzie zasadniczej
2018 13 46 57 11 1,478 36
2021 14 66 116 10 1,909 16
2022 20 120 176 24 1,667 23

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt