SULLIVAN Ryan Geoffrey (Sully)
Australia


Urodzony 20 stycznia 1975
Urodzony w dobrej żużlowej dekadzie lat siedemdziesiątych. "Sully", bo tak nazwali go polscy kibice, pochodzi z Melbourne. Żużlowcem został zupełnie przypadkiem, bowiem nikt w jego rodzinie nie interesował się tym sportem. A nawet jak sam mówi w rodzinie był czarną owcą, bowiem jego ojciec nie jeździł na żużlu, a nikt z rodziny nie był częścią tego sportu. Pewnego razu jednak dostał na gwiazdkę motocykl i wszystko się zaczęło. Miał wówczas dziewięć lat, a cztery lata później już wiedział kim chce zostać.
Na początku przychodził na stadion by pomagać przy sprzęcie Shane Parkera, Nauczył się wówczas zasad funkcjonowania motocykla żużlowego. Jednak nie zamykał się tylko na żużel, bowiem jeździ na wszystkich motocyklach, a wielokrotnie podkreślał, że opanowanie motocykla crosowego, jest niezwykle przydatne w jeździe na żużlu. Oto jak po latach w jednym z wywiadów zawodnik wspomina swoje początki: "Gdy byłem bardzo młody, mieszkałem w Melbourne. Był tam tor, na który chodziłem oglądać zawody. Jeden z zawodników robił na mnie wrażenie, można powiedzieć, że był lokalnym bohaterem, choć nie zrobił międzynarodowej kariery. Nie miałem wówczas jeszcze motocykla. To zmieniło się jakiś czas później, a ja zacząłem jeździć w Mildurze i zakochałem się w tym sporcie! Męczyłem potem rodziców, bo chciałem zostać żużlowców w pełnym tego słowa znaczeniu. Wcześniej próbowałem swoich sił w futbolu australijskim, ale gdy dosiadłem motocykla, szybko się z tego wycofałem. Później brałem udział w kilku spotkaniach, które Ivan Mauger organizował w Queensland. To było dobre doświadczenie, żeby sprawdzić się z zawodnikami z Europy. Ivan był bardzo zapracowany nad wszystkimi obowiązkami, związanymi z zawodami, więc nie mieliśmy zbyt wiele czasu rozmawiać. Co ciekawe, jeden z nauczycieli moich dzieci jest dobrym znajomym córki Ivana. Chłopcy wrócili kiedyś ze szkoły i mieli książki o nim, co mnie lekko zdziwiło. Wielka szkoda, że nie ma go już z nami. Byłem na jego pogrzebie".

Na arenie międzynarodowej po raz pierwszy w znaczący sposób zaznaczył swoją obecność w roku 1995, kiedy to w Tampere zdobył brązowy medal IMŚJ. Ryan cieszył się z tego sukcesu jak dziecko, bowiem rozczarowanie przeżył rok wcześniej, gdy nie zdołał nawet awansować do finału, a wszystkie przygotowania były temu podporządkowane. Młody Australijczyk zaczynał czuć się coraz pewniej w żużlowym towarzystwie i gdy działacze toruńscy (Jacek Gajewski) ponownie zaproponowali mu podpisanie kontraktu na starty w Apatorze (ofertę z roku 1994 zawodnik odrzucił bowiem jak twierdził nie było gotowy na starty w Polsce), przyjął warunki kontraktu i został Aniołem. Mimo młodego wieku, stał się od razu zaskarbił sobie serca toruńskich kibiców, a nie miał łatwego zadania, bowiem musiał zastąpić kontuzjowanego Marka Lorama. To się udało, ale w kolejny roku zanotował na torze w Grudziądzu upadek i musiał leczyć ciężki uraz pleców. Stało się to na kilka dni przed finałem IMŚJ, zawodnik podjął jednak decyzję, że pojedzie na trening by sprawdzić czy da radę się ścigać. Składając się w łuk czuł ból, który był nie do zniesienia. Tony Briggs załatwił mu lekarza, który dokonał wielkiej rzeczy. Ryan dostał zastrzyk i został poddany zabiegom rehabilitacyjnym, który sprawiły, że mógł nie tylko chodzić, ale spokojnie przespać noc. Złoto było blisko, ale skończyło się na srebrnym krążku, który patrząc na to, z czym zawodnik się zmagał, należało uznać za znakomity wynik.

Po trzech latach Anioła na plastronie zamienia na bydgoskiego Gryfa i startuje za toruńską miedzą w Bydgoszczy. Po roku jednak powraca do Torunia, ale od sezonu 2001 zdobywa już punkty dla Włókniarza Częstochowa w barwach którego oprócz medali DMP wywalczył również medal IMŚ i DPŚ. Było to w roku 2002, w którym wszystko Ryanowi sportowo układało się jak z nut. Byłe bardzo zdeterminowany, by osiągnąć dobry wynik. Grand Prix rozpoczął od podium w Hamar, ale w kolejnej rundzie w Bydgoszczy zawiódł. Nie dostał się do finału A. Czuł, że wówczas było stać go na więcej. W Cardiff chciał wrócić na dobre tory i wygrać. Zajmował drugie miejsce, ale w po losowaniu pól przypadło mu czwarte pole, które było zdecydowanie najgorsze, co pokazał pierwszy łuk, z którego wyjechał ostatni, ale pojechał szerzej, tam gdzie nik nawet nie próbował się wynosić, ale okazało się że przyczepność właśnie w tym miejscu była wystarczająca by wyprowadzić go na prowadzenie. Ostatecznie po wywalczeniu brązu czuł rozczarowanie, bo wiedział, ze stać go było na złoto (po sześciu z dziesięciu rund Sullivan był na czele klasyfikacji). Próbował jeszcze powalczyć o drugą pozycję, ale sytuacja z ostatniego biegu w Sydney, gdzie dotknął taśmę zaważyła na końcowym wyniku. Mimo wszystko był dumny z tego co dokonał. Miał medal i co zabawne, dostałem go dopiero w roku 2021, bowiem Australijska federacja trzymała go gdzieś u siebie i musiał się upomnieć o swoje trofeum.
Również w roku 2002 na doskonale znanym mu torze w Peterborough, sięgnął z reprezentacją Australii po DPŚ. Sully bał się tego występu, bo ścigał się przed swoją publicznością. Wiedziałem, że ciążyła na nim trochę większa presja, bo znał tor, ale "Kangury" były bardzo zdeterminowane, by na mokrym po opadach deszczu torze wygrać puchar jeszcze końcem zawodów. I wygrały, a zawodnik tak wspomina swoje starty na angielskich torach i punkty zdobywane dla Panter: "Uwielbiałem jeździć w Peterborough. Dobrze wspominam też ściganie w Eastbourne, Coventry czy King's Lynn. Nielubiany? Wolverhampton (śmiech). Kiedy trafiłem do Anglii, Peterborough przypominało australijskie tory. Ten obiekt był duży i szeroki. Jadąc po Wolverhampton miałem spore problemy, by się tam odnaleźć. Peterborough było dla mnie czymś wspaniałym! Ivan Mauger polecił mnie Peterowi Oakesowi, który był wówczas promotorem klubu. Znakomity tor do ścigania i świetni ludzie. To jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Wygraliśmy dwa razy ligę angielską. W szczególności dobrze wspominam ten drugi raz, gdy przegrywaliśmy z Reading, ale wróciliśmy do gry i wygraliśmy kilka biegów po 5:1. W ostatnim biegu potrzebowaliśmy zdobyć pięć punktów. Jechałem wraz z Hansem Andersenem i udało nam się! To był dla nas prawdziwy rollercoaster. Najpierw byliśmy załamani, by potem cieszyć się z mistrzostwa. Do tej pory, czegoś takiego nie widziałem. Taki powinien być żużel, który trzyma w napięciu, powoduje wielkie emocje i daje niesamowitą radość. Myślę, że każdy kto wyszedł ze stadionu w Peterbourough do swojego domu był bardzo zadowolony".

Kolejne lata były równie owocne, choć okupione kontuzjami i końcówka sezonu 2005 to pasmo chorób jakie dotknęły Australijczyka z zakażeniem krwi włącznie. Stąd popularny Sully odpuścił sobie końcówkę sezonu i na żużlowej emeryturze tak opowiadał w wywiadzie o tym zdarzeniu: "Moja kariera była bardzo intensywna, przez jazdę w ligach i mistrzostwach świata. Sporo mnie to kosztowało. W przeciągu 18 miesięcy trzykrotnie złamałem obojczyk. To wszystko się kumulowało, do tego uraz kręgosłupa i poważne poparzenie ręki. Brakowało czasu, by to wszystko się zagoiło, żebym po prostu wyzdrowiał. Stąd pojawiła się infekcja krwi, z którą zmagałem się przez siedem miesięcy. Nadal pozostał we mnie ślad po tej infekcji. Czułem się okropnie. Tamten czas wypompował mnie psychicznie i fizycznie. To była emocjonalna kwestia, bo wypadłem tez z Grand Prix. Musiałem zrobić krok wstecz, by wrócić silniejszym".
Problemy zdrowotne nie przeszkodziły działaczom częstochowskim ponownie zaufać Kangurowi i podpisali z nim umowę na starty w kolejnym roku. Australijczyk odwdzięczył się działaczom spod Jasnej Góry i w znaczący sposób przyczynił się do srebrnego medalu tej ekipy w roku 2006.
Udany sezon pozwalał domniemać, że działacze częstochowscy wszelkimi możliwymi sposobami zatrzymają "Kangura" w swoich szeregach. Niestety dla zielono-białych kibiców bardziej operatywni okazali się działacze toruńscy i w roku 2007 "Sully" powraca do Grodu Kopernika, gdzie doskonale pasował do składu bowiem nie był pełnoprawnym uczestnikiem GP, co nie zamykało drogi toruńskim działaczom poczynić kolejnych solidnych wzmocnień zawodnikami z mistrzowskiego cyklu. Po wyśmienitym sezonie zawodnik postanowił nadal startować w Toruniu, a na dowód zaufania do toruńskich działaczy podpisał kontrakt na kolejne dwa lata i już w pierwszym roku obowiązywania nowego kontraktu sięgnął z "Aniołami" po najwyższy drużynowy laur czyli po złoto DMP.
W kolejnych latach zawodnik nadal imponuje skutecznością, a w roku 2010 mimo trzeciego miejsca w lidze, Sullivan był jedynym toruńskim zawodnikiem, który w oczach kibiców nie zawiódł, a runda play-off była majstersztykiem w wykonaniu "Saletry" i to waśnie dzięki jego wyśmienitej postawie zespół wywalczył brązowy medal DMP. Nie inaczej było w roku 2011, bowiem podobnie jak w latach poprzednich "Saletra" był nie tylko kapitanem (w październiku 2010 zastąpił w tej roli Wiesława Jagusia, który zakończył karierę), ale również dobrym duchem zespołu. Australijczyk zakończył sezon z dorobkiem 213 punktów, co dało mu średnią biegopunktową w wysokości 2,280 pkt/bieg. Był najlepszym spośród "Aniołów" zarówno w pojedynkach na Motoarenie (2,556 pkt/bieg) oraz w meczach wyjazdowych (2,075 pkt/bieg). W każdym meczu zdobywał powyżej dziesięciu punktów i można powiedzieć w całym sezonie zaliczył jeden słaby mecz na torze w Rzeszowie, gdy zdobył tylko sześć punktów. Nic więc dziwnego, że Australijczyk z piątą średnią w lidze został również sklasyfikowany jako trzeci obcokrajowiec w polskiej lidze i jako pierwszy zawodnik zagraniczny spoza GP.
Początek sezonu ligowego nie był jednak udany dla kapitana "Aniołów". Osłabiony kadrowo Unibax uzyskał przyzwoity wynik w Zielonej Górze, jednak Ryan nie zachwycił i zdobył tylko siedem punktów w sześciu startach kompletnie zawalając środek spotkania. Dużo lepiej było w meczu przeciwko wrocławskiej Sparcie rozegranym na torze w Toruniu. Kolejny wyjazd do Rzeszowa ponownie nie był zbyt udany w wykonaniu Sullivana (sześć punktów), co mogło niepokoić toruńskich kibiców. Do końca pierwszej rundy sezonu zasadniczego utrzymała się ta tendencja - w Toruniu Sullivan był czołową postacią drużyny (mecze przeciwko Włókniarzowi Częstochowa oraz Unii Leszno), na wyjazdach punktował trochę słabiej, choć mecze w Tarnowie i Gorzowie świadczyły o progresji formy (w obydwu meczach Sullivan zdobył po 9 punktów).
W meczach rewanżowych rundy zasadniczej Sullivan był już za każdym razem wiodącą postacią Unibaksu. 19 czerwca uzyskał pierwszy płatny komplet punktów w tym sezonie (14+1 w meczu przeciwko Unii Tarnów). Świetnie spisywał się też w spotkaniach wyjazdowych. Między innymi dzięki jego skutecznej jeździe (10 punktów) Unibax wygrał mecz w Częstochowie, a także zremisował w Lesznie (12 punktów z bonusem Sullivana okraszone zwycięstwem nad Jarosławem Hampelem w ostatnim biegu spotkania). W kolejnych trzech meczach Ryan nie schodził poniżej dobrego poziomu zdobywając w każdym spotkaniu po 11 punktów. Po raz kolejny uratował wyjazdowy triumf Unibax wygrywając ostatni wyścig meczu - tym razem we Wrocławiu pokonał tamtejszego lidera Kennetha Bjerre. Walnie przyczynił się tez do efektownego zwycięstwa nad Falubazem Zielona Góra na Motoarenie, pokonując m. in. dwukrotnie Andreasa Jonssona. Znakomita postawa kapitana napawała optymizmem przed decydującymi meczami sezonu 2011.
I rzeczywiście, w najważniejszych momentach rozgrywek ligowych Ryan Sullivan nie spuścił z tonu. Rozpoczął od płatnego kompletu (14+1) we Wrocławiu. Bardzo dobrze wypadł także w kuriozalnym, "legendarnym" już pierwszym meczu półfinałowym w Lesznie, gdzie jako jeden z nielicznych torunian nawiązywał walkę na nieregulaminowym leszczyńskim torze. Nie można też mieć pretensji do kapitana "Aniołów" za występ w Gorzowie. Drużyna osiągnęła wtedy kompromitujący wynik, jednak Ryan pojechał na swoim poziomie i zdobył 12 punktów. Dwukrotnie w pokonanym polu zostawił indywidualnego mistrza świata AD 2010 - Tomasza Golloba. Australijski żużlowiec Unibax w pomeczowej wypowiedzi ubolewał nad tym, że fani speedwaya musieli oglądać torunian w tak słabej dyspozycji.
Po zakończeniu rozgrywek ligowych w Polsce Ryan miał wystąpić jeszcze w meczu Polska - Reszta Świata, ale uniemożliwiła mu to kontuzja (złamane żebra i przebite płuco) odniesiona w meczu finałowym ligi szwedzkiej. Po sezonie 2011 wypełnił się kontrakt Sullivana w toruńskim klubie. Zawodnik nie trzymał zbyt długo kibiców w niepewności i, pomimo pojawiających się plotek o złożonej przez inny klub kosmicznej ofercie dla sympatycznego "Kangura", pod koniec października parafował nową, trzyletnią umowę. Kilka dni później Australijczyk zmienił swój stan cywilny, dzięki czemu umocniły się jeszcze bardziej jego więzi z Grodem Kopernika. Ślub miał miejsce 28 listopada z rodowitą torunianką - Pauliną w kościele garnizonowym pw. św. Katarzyny w Grodzie Kopernika. Obecni byli oczywiście najbliżsi przyjaciele obu stron, a także przedstawiciele toruńskiego klubu, jak również duża rzesza kibiców "Aniołów", a w kolejnych dniach mimo, że był kuszony atrakcyjną ofertą z Rzeszowa podpisał trzyletni kontrakt z Unibaxem, czym raczej przesądził, że do końca kariery pozostanie wierny "Aniołom", choć jako swój azyl wymienia Gold Coast, gdzie blisko rodzinnych stron odpoczywa i ładuje akumulatory przed kolejnymi sezonami.
Sezon 2012 to doskonała jazda "Saletry" głownie w lidze. I choć początek sezonu nie był zbyt błyskotliwy w wykonaniu Kangura, to ostatni mecz, a w zasadzie ostatni bieg sezon, zrekompensował wszelkie niepowodzenia i zmazał wszystkie żale jakie kibice kierowali w kierunku Australijczyka. W biegu tym Ryan startował z kontuzjowaną dłonią i pokonał Andreasa Jonssona czym zapewnił brązowy medal dla Unibaxu. Oto jak z uśmiechem wspomina walkę i brąz: "Przypomina mi się 2012 rok. To była końcówka meczu o brązowy medal w Zielonej Górze. Zmagałem się z bolącą dłonią i spodziewałem się, że pojadę w co najwyżej czterech wyścigach. A pojechałem w siedmiu. Zapadła decyzja, że wystąpię w ostatnim wyścigu i spadła na mnie duża odpowiedzialność. Doskwierał mi ból, czułem się wyczerpany i traciłem siłę w rękach. Wiedziałem, że muszę to zostawić za sobą i pojechać najlepiej, jak potrafię. Podołałem i po walce wyprzedziłem na ostatnim łuku Andreasa Jonssona. To był dla mnie wielki moment. Po zawodach ówczesny prezes klubu poprosił mnie, abym udał się do miasta na spotkanie z kibicami. Ja i kilku innych kolegów z zespołu pojechaliśmy moim vanem. Wokół furgonetki znalazł się tłum ludzi, którzy nią kołysali z całych sił. Wysiadłem więc i wspiąłem się na dach, aby spróbować z nimi porozmawiać i uspokoić ich. Wszyscy byli tak podekscytowani i szczęśliwi z powodu wygranej, że nie dało się ich opanować, bo weszli na dach, tupali i skakali, aż w końcu ten dach się załamał. Po chwili kibice zdjęli mi buty i zabrali je, więc starałem się je odzyskać (śmiech) i wróciłem na imprezę w samych skarpetach. Musiałem pożyczać buty od innych osób. Problem w tym, że wszystkie były w innym rozmiarze. Wróciłem tak do Anglii. Nigdy tych butów nie odzyskałem. To było coś, czego nigdy nie zapomnę i będę wspominał do późnej starości".

Po sezonie wyczerpany Sullivan tuż po sukcesie w Zielonej Górze ruszył w drogę do Londynu. Co dla niego oznacza koniec sezonu i czas dla rodziny, bo jak przyznał w Zielonej Górze, że już wkrótce kolejny raz będzie ojcem, a narodzin dziecka spodziewa się lada dzień. Warto wspomnieć, że Ryan już wcześniej doczekał się potomka. Jego syn Callum profesjonalnie gra w piłkę nożną i po zakończeniu kariery zawodnik chciał poświęcić więcej czasu na kształtowanie pasji syna.

Wyjazd Australijczyka z Polski okazał się podróżą w jedną stronę, bowiem przebywając w Anglii klub wystąpił do zawodnika o zwrot kosztów wynikających z obniżki formy (średniej biegowej) w stosunku do roku 2011. Te żądania bardzo rozzłościły zawodnika i zaczęła się mała wojenka miedzy klubem, a zawodnikiem. Ostatecznie klub zrezygnował z dochodzenia swoich roszczeń, jednak w styczniu powstało kolejne zamieszanie wynikające z obowiązkowych ubezpieczeń dla zawodników. Przed sezonem AD 2013 zawodnik powinien mieć zawarte obowiązkowe ubezpieczenie. Jeśli takiego ubezpieczenia nie przestawi do końca stycznia 2013, ubezpieczenie za zawodników miał zawrzeć klub. Ale potem, zgodnie z zapisem w kontrakcie, będzie miał prawo potrącić z wynagrodzenia żużlowca kwotę, którą wydał na ochronę zdrowia i życia zawodnika. Zawodnicy oprotestowali takie podejście do sprawy ubezpieczeń, bowiem dopiero w momencie zawierania kontraktów, dotarła do ich świadomości kwota jaką należy uiścić za ochronę ubezpieczeniową, a było to około pięć procent kontraktu.
Jedynym, który się wyłamał z podpisania umowy z zabezpieczeniem ubezpieczeniowym, był kapitan toruńskich Aniołów - Ryan Sullivan, który zagroził bojkotem polskiej ligi i być może swoja stanowczą postawą, skłonił władze Speedway Ekstraligi do rezygnacji z kontrowersyjnego pomysłu obowiązkowych ubezpieczeń. Australijczyk nie godził się na podpisanie aneksu in blanco i akceptację zasad, które nie były jeszcze do końca znane. Zawodnik twierdził, że nikt nie może podważać ważności jego kontraktu z Unibaxem i nie przysłał do Unibaxu podpisanego aneksu do trzyletniego kontraktu, jaki zawarł z klubem rok temu. We wspomnianym aneksie była mowa m. in. o obowiązkowym ubezpieczeniu. No i rozpoczęła się burza oraz rozmowy pomiędzy zawodnikiem, a toruńskim klubem za pośrednictwem mediów i za pomocą oświadczeń. Pierwszy był Unibax. Wytłumaczył, że podpisanie aneksu jest niezbędne do tego, by dostosować wieloletnie kontrakty do obowiązującego w tym roku wzorca umowy, przygotowanego przez Ekstraligę Żużlową i że pozostali zawodnicy, którzy mają trzyletnie kontrakty (Chris Holder, Darcy Ward i Adrian Miedziński), podpisane aneksu do klubu przysłali. Po klubowej wypowiedzi z redakcją Nowości skontaktowała się, żona Ryana Sullivana, Paulina i przekazała oświadczenie podpisane przez zawodnika, w którym żużlowiec wypomina Wojciechowi Stępniewskiemu, że najpierw, jako prezes Unibaxu podpisał z nim trzyletni kontrakt i kartę zgłoszenia, a dziś jako szef Ekstraligi Żużlowej, próbuje stwierdzić ich nieważność jeśli nie podpisze aneksu.
Wezwany do tablicy Wojciech Stępniewski stwierdził, że sprawami regulaminowymi w Żużlowej Ekstralidze zajmuje się wiceprezes Ryszard Kowalski, który tak komentował zarzuty: My tylko zbieramy komplet dokumentów, które przekazujemy potem do Polskiego Związku Motorowego. Jeśli jakiegoś papieru brakuje, to zwracamy się do klubu o uzupełnienie. Nie wtrącamy się do sporu pomiędzy panem Sullivanem i jego klubem, jak również nie komentujemy tej sprawy.
Na oświadczenie Ryana Sullivana zareagował jednak prezes Unibaxu Mateusz Kurzawski, który wydał kolejne oświadczenie, gdzie ponownie stwierdził, że trudno zrozumieć, dlaczego zawodnik nie chce podpisać aneksu do kontraktu dotyczącego ubezpieczenia, bowiem nie był to pomysł Unibaxu, lecz wymóg Ekstraligi Żużlowej, dotyczący wszystkich zawodników nie tylko toruńskiej drużyny. Zatem wszyscy musieli się dostosować do tego przepisu, aby wystartować w sezonie 2013. Kurzawski stwierdził, że  klubowi bardzo zależy na tym, aby Ryan Sullivan reprezentował barwy Unibaxu, dlatego podjęto rozmowy i ostatecznie Sullivan nie musiał niczego podpisywać, gdyż władze Speedway Ekstraligi zrezygnowały z wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń już od sezonu 2013 i podjęto decyzję, aby odłożyć temat ubezpieczeń do następnego roku wydając stosowne … oświadczenie!
"Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. wspólnie z Polskim Związkiem Motorowym podjęła decyzję o przesunięciu terminu wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń kontraktów zawodniczych na sezon 2014. W trosce o zapewnienie klubom i zawodnikom najlepszej możliwej ochrony ubezpieczeniowej Ekstraliga postanowiła w trakcie trwania sezonu 2013 wyłonić w procesie konkursu ofert najlepszego, wyłącznego ubezpieczyciela dla ligi. Podjęta decyzja nie oznacza rezygnacji z wprowadzenia ubezpieczeń kontraktów, a jedynie ich przesunięcie w czasie. Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. stoi na stanowisku, iż nowo wypracowane rozwiązanie winno optymalnie zabezpieczyć znaczące środki finansowe jakie wydatkują kluby z tytułu zawierania kontraktów z zawodnikami".
Jaki wpływ na taką decyzję miała postawa Ryana Sullivana? Tego się raczej nigdy nie dowiemy, ale pewne jest, że Sullivan jako jedyny miał odwagę przeciwstawić się polskim władzom żużlowym.
Nie wiadomo jednak na ile w ubezpieczeniowej wojnie Sullivana, było desperacji, a na ile twardego wyrachowania i ….. nieszczerości wobec toruńskich działaczy. Oto bowiem po aferze ubezpieczeniowej i ukazaniu się listy przynależności klubowej zawodników, wśród zawodników toruńskich zabrakło nazwiska startującego w Toruniu przez dziesięć sezonów Australijczyka. Okazało się bowiem, że zawodnik znalazł nowy powód i mało przekonywujące argumenty, aby zrezygnować ze startów w ekstralidze (Sullivan przed sezonem nie podpisał kontraktu w żadnej innej lidze oprócz ligi polskiej). Powodem tym był znaczny ból ręki utrzymujący się od kontuzji złamania kilku kości śródręcza, której zawodnik doznał we wrześniu ubiegłego roku dlatego postanowił zakończyć karierę żużlową.
Boląca ręka była rzekomym powodem dla którego zawodnik nie mógł dostarczyć zgody na starty australijskiej federacji (start permission), bowiem lekarz medycyny sportowej nie wystawił mu zaświadczenia o zdolności do kontynuowania jazdy, jak to ma miejsce w przypadku każdego zawodnika ubiegającego się o licencję żużlową. 9 marca zawodnik wysłał do klubu informację, że nie będzie w stanie ścigać się na żużlu w najbliższej przyszłości z powodu kontuzji. I tak po 28 latach zaangażowania w sport żużlowy, który był dla jeźdźca z Antypodów całym życiem i wielką pasją, Ryan Sullivan zakończył karierę. Toruń jednak jak zawsze podkreślał będzie dla niego wyjątkowym miejscem, ponieważ tu mieszkał kilka lat i ma w tym mieście wielu przyjaciół. Stąd pochodzi jego żona i jej rodzina, więc nie ma wątpliwości, że do miasta Kopernika będzie wracał z sentymentem. Sam zainteresowany tak komentował swoją decyzję: W trakcie mojej kariery było bardzo wiele osób, którym zawdzięczam niezmiernie dużo i powiedzenie "dziękuję" wydaje się być niewystarczające. Jacek Gajewski sprowadził mnie do Polski w 1996 roku i od tego czasu jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Andrzej Gajek był moim pierwszym sponsorem w Polsce i pomagał mi na wiele różnych sposobów w przeciągu tych wszystkich lat. Mój mechanik Paweł Runowski pracował dla mnie przez 10 lat i nie ma od niego lepszego. Pragnę podziękować wszystkim fanom w Toruniu za wspieranie mnie w moich osiągnięciach przez 10 lat ścigania się dla tej drużyny. Dziękuję również fanom drużyny z Częstochowy, gdzie jeździłem 6 lat. Jedna rzecz, z której jestem zadowolony to fakt ,iż nigdy nie zapomnę mojego ostatniego wyścigu. Na pewno było to mile zakończenie kariery, mimo że tego wtedy nie wiedziałem.
Mateusz Kurzawski, prezes Unibaxu, pozostał jednak optymistą i wierzył do końca, że Kangur zmieni jeszcze swą decyzję i powróci do ścigania, dlatego tak komentował w mediach całą sytuację: Ryan Sullivan dalej ma ważny kontrakt z klubem. - Gdy z nim rozmawialiśmy to temat problemów z ręką także się przewijał. Mówiliśmy, że jesteśmy mu w stanie pomóc, zapewnić lekarzy na koszt klubu i zapłacić za wyleczenie kontuzji, żeby dalej mógł jeździć w Unibaxie. Ja mam cały czas nadzieję. Kontrakt jest ważny, dalej mówimy o kontuzji. Ryan ma takie prawo, ale może zmienić decyzję i jeździć dalej. Może wyleczy kontuzję za miesiąc, za dwa, za trzy? Nie jest powiedziane, że to koniec. Zdarzały się już przecież w historii przypadki, gdy zawodnik mówił, że kończy karierę, a później wracał. My nie rezygnujemy z tego zawodnika.

Niespodziewana decyzja o zakończeniu kariery przez Sullivana mogła spowodować ogromne kłopoty kadrowe drużyny toruńskiej. Na szczęście przed sezonem zakontraktowano jednak łącznie sześciu seniorów i w założeniu jeden znakomity zawodnik musiałby w każdym meczu pauzować. W tym momencie pewne miejsce w składzie mieli wszyscy seniorzy, ale menadżer Sławomir Kryjom nie miał alternatywy w przypadku kontuzji lub słabszej formy jednego z nich. Ułożona jesienią koncepcja z pięcioma topowymi seniorami legła w gruzach.

Wielu podkreślało, że Sullivan nie zasłużył na takie zakończenie kariery. Ale z drugiej strony sam zawodnik wybrał taką, a nie inną drogę.

Po rozbracie z polska ligą, Sullivan osiadł w Anglii i zaczął udzielać się w swojej byłej ekipie Peterborough Panthers, by w trakcie sezonu zmienić stanowisku menadżera zespołu Trevora Swalesa. Pod wodzą "Saletry"  Pantery zakończyły Sezon na siódmym miejscu. Ricl Frost, właściciel Peterborough Panthers, tak komentował pracę Australijczyka: Podobał mi się ten okres, kiedy Ryan przewodził chłopakom. Atmosfera w drużynie była niesamowita i wyniki również się polepszyły. Ryan to ważna postać. Był najlepszym zawodnikiem i w ogóle on jest Panem Peterborough. Zasługuje na duże uznanie, za to wszystko co zrobił. Zawodnicy dobrze się z nim dogadują i nie znam lepszego menadżera.

Życie bywa jednak przewrotne i zaledwie kilka miesięcy trwał rozbrat Unibaxu z Ryanem Sullivanem. Kibice, doszukujący się w sporcie sił wyższych, mówili "tak chciał los". By powrót Ryana Sullivana był rzeczywiście możliwy, potrzeba było nieszczęścia - czyli poważnej kontuzji Chrisa Holdera. Gdyby nie to, że Australijczyk nie powróci na tor do końca sezonu, doniesienia o powrocie Sullivana pozostałyby jedynie medialnymi spekulacjami.
Unibax Toruń, który w połowie sezonu wydawał się być murowanym faworytem ENEA Ekstraligi, jednak bez Holdera zdołał jedynie bronić punkty bonusowe i został zepchnięty z fotela lidera. Jednak dzięki znakomitej pierwszej części sezonu, awans do play-offów był niezagrożony. Ze względu na osłabienia składu, włączenie się do walki o medale stanęło jednak pod znakiem zapytania. Działacze próbowali "załatać" kadrową dziurę kontraktem z Edwardem Kennettem, który w maju podpisał umowę z klubem. Jednak Brytyjczyk w starciu ze Stelmet Falubazem Zielona Góra nie pokazał się z dobrej strony i władze Unibaxu zaczęły zastanawiać się na innymi opcjami. No i "wymyślono" ponownie kontrakt z Matejem Kusem, który powrócił do drużyny Aniołow po dwóch latach przerwy. Po spotkaniu ze Stalą i słabym występie Czecha, wrócił temat powrotu do zespołu Ryana Sullivana. Negocjacje trwały od dłuższego czasu, jednak ostatecznie obu stronom udało się dojść do porozumienia i trzydziestoośmioletni Australijczyk uzgodnił wszystkie warunki z właścicielem oraz działaczami klubu i oficjalnie 31 sierpnia na konferencji prasowej podpisał kontrakt czym powrócił do czynnego żużlowego ścigania.

Zanim "Saletra" wystąpił w oficjalnym meczu ligowym, wyjechał na tor po zawodach Ligi Juniorów czym ucieszył zgromadzoną na zawodach publiczność. W jeździe byłego kapitana nie było widać 10-miesięcznej przerwy, choć trzeba przyznać, że jeździł w pojedynkę. Trener Jan Ząbik był jednak spokojny o dyspozycję Kangura: "To jest doświadczony zawodnik, a jazdy się nie zapomina. Widać, że pracował sporo, zimą i nie tylko, później również. Wsiada na motor, jedzie cztery okrążenia, sześć, tyle ile trzeba. To była jazda solo. Zobaczymy co będzie w meczu ligowym, ale po jego jeździe jestem raczej spokojny."

Sam zawodnik przyznał, że nie spodziewał się telefonu od toruńskich działaczy. Zdecydował się jednak podjąć wyzwanie i znowu zdobywać punkty dla Aniołów. Australijczyk zdawał sobie jednak sprawę, że czekał go ogrom pracy, aby wrócić na odpowiedni poziom sportowy. Nikt jednak w klubie nie wywierał na Sullivanie żadnej presji. "Tak naprawdę byłem w Australii i dowiedziałem się dopiero po trzech tygodniach o kontuzji Chrisa. To był fatalny upadek. Nie oczekiwałem jednak telefonu z Torunia. Kilka dni zastanawiałem się nad propozycją powrotu, ponieważ speedway był i jest wielką i ważną częścią mojego życia. Nie jeździłem dziesięć miesięcy i w tym czasie zajmowałem się innymi sprawami. W Toruniu jednak jest świetna drużyna, świetni kibice, znakomita atmosfera i poczułem, że mogę jeszcze coś zrobić w żużlu. Dlatego właśnie wróciłem. Ze sportem przez te dziesięć miesięcy nie wziąłem robratu. Trenowałem często na sali i utrzymywałem kondycję. Teraz muszę jednak wrócić do cięższych treningów. To nie będzie łatwe, ale doskonale wszyscy to rozumiemy. Proszę kibiców, żeby dali mi trochę czasu, bo to niełatwe wrócić po dziesięciomiesięcznej przerwie do ścigania. Mam cały czas ramy, ale nie mam silników. Kupiłem jeden silnik, a teraz pracuję nad wypożyczeniem silników Chrisa Holdera na końcówkę sezonu. Najważniejszą sprawą jest w tym momencie dokończyć ten sezon. A co będzie w przyszłości, to zobaczymy. Nie narzucam sobie żadnej minimalnej zdobyczy punktowej. Nikt z klubu nie narzuca mi żadnego limitu, ponieważ wszyscy rozumieją, że trudno jest wrócić po takiej przerwie i od razu punktować na wysokim poziomie. Myślę jednak, że będzie ok. Drużyna chce wygrywać. Spotykałem się z naszymi zawodnikami w Szwecji i także na MotoArenie. Rozumiem, że muszę pomóc drużynie po kontuzji Chrisa Holdera i zrobię wszystko, by zdobywać dużo punktów".

Ryan zadebiutował w polskiej lidze w sezonie AD 2013 meczem na torze we Wrocławiu, był to przeciętny występ, bowiem pojechał na poziomie punktowym Kennetta i Kusa. Jednak pozostawił po sobie znacznie lepsze wrażenie i otrzymał kolejną szansę w meczu z Lesznem na MotoArenie. I meczem tym ponownie chwycił za serca toruńską publiczność, bowiem w pięciu stratach wywalczył 10 pkt z bonusem, ośmieszając momentami regularnie startujących lesznian. Torunianie dzięki doskonałej postawie Kangura wygrali pojedynek z "Bykami" czym zapewnili sobie awans do fazy play-off, w którym niestety Ryan zawiódł i jak się okazało, podtrzymał wcześniej podjętą na decyzję o zakończeniu kariery, a występ w czterech meczach nie wzbudził w nim nostalgicznego powrotu na dłużej.

Po skończonej karierze zamieszkał z żoną w Australii w Willow Vale, gdzie dochował się dwóch synów i zaczął zupełnie nowe życie zawodowe, choć żużel nadal pozostawał znaczną częścią jego życia. O pobycie na Antypodach tak mówiła żona zawodnika: "Zanim kupiliśmy farmę, na której mieszkamy, przez jakiś czas zastanawialiśmy się nad powrotem do Europy. Jest wiele osób i rzeczy, za którymi bardzo tęsknimy, choć zaznaczam, że czujemy się w Australii szczęśliwi. W Toruniu ukończyłam studia magisterskie na kierunku Europeistyka na wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Przez ostatnie trzy lata poszerzałam swoją wiedzę prawniczą i pracuję w kancelarii prawnej w Gold Coast. Obecnie uzupełniam swoje studia, aby zostać tu radcą prawnym, więc czuję się w Australii ustatkowana. Jednak co będzie, czas pokaże. Zawsze będziemy wspierać rozwój naszych synów i jest to dla nas priorytetem. Staramy się dać im możliwości spróbowania różnych zajęć. Powrót do Europy też nie byłby problemem".

Żużlowa rodzina nie zerwała również kontaktów z Toruniem, do którego przyjeżdżała z uwagi na pochodzenie Pauliny wybranki zawodnika. W krainie kiwi i kangurów Ryan spotka się również z toruńskim kapelanem księdzem Piotrem Prusakiewiczem, z którym znał się jeszcze z czasów "dawnego Apatora". Duchowny zawsze kibicował Ryanowi, także wówczas, gdy startował w Częstochowie i Bydgoszczy. Kilkukrotnie dopingował go podczas meczów w Premiership i wielokrotnie mieszkał w jego domu. Z kolei Ryan, jeśli był w Polsce, to regularnie przyjeżdżał na msze święte inaugurujące sezon żużlowy do Górska oraz spotykał się z duchownym. Ta jak wcześniej wspomniano w 2010 roku tuż po mszy na rozpoczęcie sezonu w Górsku, podszedł do księdza Piotra z sympatyczną dziewczyną. To była obecna żona Paulina. Sully powiedział, że po sezonie chce z nią wziąć ślub i poprosił kapłana o udzielenie tego sakramentu. Od tego mementu rodzina Sullivanów i ks. Piotr są w regularnym kontakcie. To że w rodzinie Sullivanów wiara jest czymś ważnym świadczy również fakt, że synowie Pauliny i Ryana uczęszczają do katolickiej szkoły, którą rzecz jasna odwiedził polski duchowny. Spotkał się wówczas z księdzem, który uczy tam religii i jest duszpasterzem uczniów i nauczycieli. Sullivanowie prosili także o poświecenie ich nowego domu, co z radością żużlowy kapelan uczynił. Paulina dodatkowo dba o to, by święta były przeżywane zgodnie z polską tradycją, dlatego polska wigilia na Australijskiej ziemi czy udział w pasterce lub wizyta w Wielką Sobotę ze święconką w kościele to coroczne ceremonie mające zbliżyć rodzinę do Boga. A tak Ryan mówił w jednym z wywiadów na temat tego co porabia na sportowej emeryturze i o swojej rodzinie: "Speedway nadal jest mi oczywiście bliski, ale obecnie moje życie nie jest zbytnio związane z żużlem. Lubię obejrzeć zawody Grand Prix. Śledzę też transmisje z innych dyscyplin motorowych, w tym z supercrossu. Szczerze mówiąc - nie mam jednak tu zbyt wielu możliwości, żeby regularnie chodzić na zawody. Staram się za to mieć stały kontakt z Darcy’m Wardem, bo mieszka niedaleko. Czasem mu w czymś pomagam, jeśli Darcy akurat takiej pomocy potrzebuje. Jesteśmy też na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje w Europie. Planowaliśmy przyjechać w tym roku do Polski. Niestety, nie wyszło. Zobaczymy, jak będzie. W Australii żyje nam się dobrze, a nasi synowie są już coraz więksi. Mają swoje motorki, na których lubią jeździć. Starszy z moich synów raczej nie zostanie żużlowcem. Młodszy ma dopiero sześć lat, ale na swoim motorku radzi sobie naprawdę dobrze. Kocha jeździć i widać, że ma do tego naturalne zdolności. Mamy tu swój własny tor, na którym nasze dzieci mogą jeździć. Młodszy syn jeździ bardzo dobrze. A czy będzie kiedyś żużlowcem? To dopiero czas pokaże. Ja zająłem się pracą w nieruchomościach. Tak naprawdę już podczas kariery dużo inwestowałem w nieruchomości. A po skończonej karierze zająłem się odrestaurowywaniem nieruchomości oraz kupowaniem tych niedokończonych by sprzedać je z zyskiem. Wiedziałem, że żużel to bardzo niebezpieczny sport i moja kariera może zakończyć się nieoczekiwanie w każdej chwili. Wobec tego starałem się mądrze i odpowiednio wcześniej zainwestować środki. Gdy zakończyłe. Niedawno przeszedłem do kolejnego etapu związanego z zagospodarowaniem terenu. Zbiegło się to w czasie z ogromnym "boom" na nieruchomości, a więc mogę stwierdzić, że inwestycje się opłaciły, a wszystko rozwinęło się do tego stopnia, że prowadzę aktualnie kilka biznesów pod szyldem których zarządzam nieruchomościami".

Niestety w roku 2020 rodzinę Sullivanów podobnie jak cały świat dotknęła pandemia koronawirusa, a dodatkowo przeżyli oni pożary i powódź o czym opowiedziała Pani Sullivan: "Rok 2020 od samego początku jest bardzo trudny zarówno dla Australii, jak i dla całego świata. Na przełomie roku Australia zmagała się z suszą i ogromnymi pożarami, a na początku lutego 2020 mieliśmy obfite opady deszczu i te same tereny, na których wcześniej były pożary, zostały zalane. Później na początku marca dotarł do nas koronawirus. Ze względu na to, że Gold Coast, gdzie mieszkamy, jest popularną miejscowością turystyczną, mieliśmy tu więcej przypadków niż w reszcie stanu Queensland. Rząd świetnie jednak sobie poradził z wirusem, bardzo szybko wprowadził wiele restrykcji. Było to ogromnym zaskoczeniem dla Australijczyków, ale dzięki temu na terenie całego kraju było ogólnie tylko 7221 przypadków. To wszystko dotknęło również nas, zwłaszcza w aspekcie pożarów. Pogoda w Australii przez ostatnie dwa lata jest bardzo ekstremalna. Pożary w 2019 roku pojawiły się nawet w naszej okolicy, około 30 kilometrów od nas, ale na szczęście nie blisko naszego domu i strażakom udało się je w miarę szybko ugasić. W lutym z powodu nadmiaru deszczu wylały okoliczne rzeki i strumienie i na jeden dzień odcięły wszelkie możliwe dojazdy do naszego domu. Jeśli chodzi o koronawirusa, to poszczęściło nam się, bo obecnie mieszkamy na farmie, więc, nawet kiedy nie można było wychodzić z domu, mogliśmy ciągle być aktywni. Nasi synowie przez dwa miesiące uczyli się w domu przez internet. Zamknięto oczywiście wszystkie restauracje i kluby".

23 kwietnia 2023 roku Australijczyk pojawił się z rodziną ponownie w Toruniu, bowiem odwiedził rodzinę, a także wziął udział w odsłonięciu swojej pamiątkowej tablicy toruńskiej aleji sportu żużlowego.


Obok ligi polskiej Sullivan w trakcie kariery bronił barw klubów:
(Peterborough, Pool),
   
(Rospiggarna, Kaparna, Piraterna),
       
(Lukoil Oktiabrskij, Mega Lada Togliatti),
           
(Brovst).
Był również uczestnikiem wielu światowych imprez wśród których na pierwszy plan wysuwa się cykl GP w którym co roku zaliczany jest do czołówki walczącej o medale, a świadczy o tym chociażby fakt, że w roku 2002 zdobył medal w tej prestiżowej imprezie, a dodatkowo przez sześć lat nigdy nie wypadł poza pierwszą dziesiątkę cyklu. Dopiero sezon 2004 przyniósł załamanie formy Sullivana i zawodnik zajmując trzynaste miejsce wypadł z grona uczestników GP w roku 2005. Jednak organizator GP angielska firma BSI obdarzyła Sullivana kredytem zaufania i postanowiła przyznać mu stałą dziką kartę na starty w cyklu w roku 2005.
Niestety Ryan ze względu na kłopoty zdrowotne nie utrzymał się w cyklu i ponownie wypadł za "burtę" tej rywalizacji.

Na arenie międzynarodowej należy podkreślić niemały wkład zawodnika w zdobycze medalowe Australii w DPŚ ze złotymi krążkami włącznie. Jednak w sezonie 2009 nieporozumienia na linii Sullivan - Crump spowodowały, że Ryan wypadł ze składu na DPŚ, przez co zapewne reprezentacja Australii przegrała złoty medal w rywalizacji z Polską.
W kolejnych latach Ryan nadal nie znajduje uznania w oczach Australijskich selekcjonerów i próżno szukać jego nazwiska w meczowych protokołach z zawodów międzynarodowych.

Osiągnięcia

DMP

1996/2; 2003/1; 2004/3; 2005/3; 2006/2; 2007/2; 2008/1; 2009/2; 2010/3; 2012/3; 2013/2
IMŚ GP 1998/7; 1999/10; 2000/9; 2001/4; 2002/3; 2003/9; 2004/13; 2005/14; 2006/18(R)
IMŚJ 1995/3; 1996/2
DMŚ 1999/1; 2000/4;
DPŚ 2001/1; 2002/1; 2003/3; 2006/4; 2007/3; 2008/4
KPE 2002/1; 2003/1 (w barwach Mega Lada Togliatti); 2009/2 (w barwach Unibaxu Toruń)

polskiej
1996-
-1998
1999 2000 2001-
-2006
2007-
-2013

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
sezon mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu
1996 11 56 136 4 2,500 4
1997 14 74 169 9 2,405 5
1998 16 77 153 13 2,156 16
2000 16 83 177 8 2,229 5
2007 19 100 210 15 2,220 5
2008 20 97 195 17 2,186 8
2009 20 103 199 17 2,097 11
2010 20 102 204 10 2,098 7
2011 19 98 213 12 2,296 5
2012 21 112 232 9 2,152 9
2013 4 16 13 3 1,000 9 nklas



 





Zdjęcia zostało nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt