SAJFUTDINOW Emil Damirowicz
Rosja


Urodzony 26 października 1989 w Saławacie. Domy ma jednak w Bydgoszczy i Sankt Petersburgu, gdzie podoba mu się najbardziej, bowiem w tym mieście ma wszystko, tor motocrossowy, siłownię i prywatnego trenera. Często jednak odwiedza rodzinny dom w Saławacie.

Prywatnie spokojny, uśmiechnięty, optymistycznie nastawiony do życia rosyjski żużlowiec pochodzenia tatarskiego, posiada również polskie obywatelstwo. Jego hobby to motocross, na którym spędza sporo czasu w przerwie między żużlowymi sezonami. Egzamin na licencję żużlową zdał w 2005 roku. Jednak na początku sportowej kariery bardziej pochłaniał go wspomniany motocross. Kiedy miał dwa lata, sam kierował już crossówką, a z tyłu siedział jego tato. Jednak pewnego razu trafił na zawody żużlowe w Saławacie i zapragnął mieć motocykl żużlowy, tak jak jego brat Denis. Już w pierwszym starcie mały Emil pojechał wyśmienicie, a później było już tylko lepiej i tak w wieku dziesięciu lat zaczął jeździć na żużlu.

Tatarska rodzina niemal w całości poświęciła się żużlowi, bowiem prócz Emila również jego starszy brat Denis ścigał się na owalnych torach, a także miał okazję reprezentować Rosję w Drużynowym Pucharze Świata w roku 2002 i w eliminacjach dwa lata później. Obecnie Denis zaprzestał ścigania i jako menadżer prowadzi klub w mieście Saławat w swoim rodzinnym kraju. Oto jak sam zawodnik w jednym z wywiadów wspomina tamten czas: Nieustannie byliśmy w ruchu i cały czas wymyślaliśmy nowe zajęcia i turnieje. Nigdy normalnie się nie bawiliśmy, zawsze rywalizowaliśmy, organizowaliśmy zawody i mecze żużlowe na rowerach. Bo ja byłem skazany na speedway. Ojciec żartował, że urodziłem się w beczce benzyny. Coś w tym jest, bo nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, bym mógł robić w życiu coś innego.
Warto w tym miejscu dodać, że dla Emila rodzina jest czymś najważniejszym. W wielu wywiadach podkreśla swoje przywiązanie do rodziców i ojczyzny. To właśnie Tata Damir, oddał się bez reszty sportom motorowym, bowiem prowadził klub w Saławacie, a także kształtował karierę synów. Niestety w roku 2013 senior rodu przegrał z ciężką chorobą i zmarł. Zdarzenie to bardzo wpłynęło na Emila, który bardzo przeżywał stratę ojca i wszystkie zwycięstwa podporządkował i dedykował swojemu Tacie.

W Polsce żużlowiec z Baszkirii wzorujący się na Tony Rickardssonie, pojawił się w roku 2006, kiedy to trafił do bydgoskiej Polonii, z którą podpisał kontrakt zawodowy, a jego menedżerem został wówczas Bogdan Sawarski (były prezes BTŻ Polonia, obecnie niezwiązany z władzami bydgoskiego żużla), a sprzętem zajął się Tomasz Suskiewicz (były mechanik m.in. Tony Rickardssona). To właśnie ta dwójka dżentelmenów miała i ma niebagatelny wpływ na kształtowanie kariery Rosjanina. To oni zorganizowali profesjonalny team, pozyskali pierwszych i kolejnych sponsorów. Od roku 2008 Sawarski ograniczył się do roli sponsora, a wszelkie obowiązki menadżerskie w teamie Emil Racing przejął "Susi", który do dziś organizuje i przygotowuje cały zespół od strony technicznej, logistycznej, a także pośredniczy w negocjacjach kontraktowych z klubami w których zawodnik startuje.
Już w pierwszym roku startów na Polskich torach, mimo młodego wieku Rosjanin stał się ulubieńcem publiczności nie tylko w Bydgoszczy, gdzie miał być zawodnikiem, który zastąpi wieloletniego lidera i najlepszego polskiego zawodnika Tomasza Golloba.  ro
Niestety po angażu w Polsce zawodnik nie mógł porozumieć się z macierzystą Mega-Łada Togliatti. Przełożyło się to na jego absencję w rozgrywkach międzynarodowych, a także brakiem możliwości obrony tytułu indywidualnego mistrza Rosji juniorów. Nieporozumienia zostały jednak wyjaśnione i do rosyjskiej ligi zawodnik powrócił po rocznej przerwie.

W roku 2007 w dniu 9 września, Rosjanin na torze w Ostrowie Wielkopolskim odniósł pierwszy wielki sukces w karierze, bowiem zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów, bijąc w trakcie zawodów dwukrotnie rekord ostrowskiego toru (64,18 s) i pozostawiając w pokonanym polu późniejszego mistrza świata seniorów Chrisa Holdera. Wyczyn ten powtórzył rok później 5 października na torze w Pardubicach, ponownie ogrywając Holdera i jako pierwszy zawodnik w historii obronił tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów.
Sukcesy zawodnika dostrzegli i docenili żużlowi działacze na świecie i Emil otrzymał stałą "dziką kartę" w prestiżowym cyklu Grand Prix, który wyłaniał indywidualnego mistrza świata. Już od pierwszego turnieju (25 kwietnia 2009 roku) najmłodszy stały uczestnik (19 lat i 181 dni) cyklu był na ustach wszystkich, bowiem w debiucie na torze w Pradze, wygrał rundę GP, zostając po Tomaszu Gollobie drugim w historii żużlowcem, któremu ta sztuka się udała. Ostatecznie w końcowej klasyfikacji na szyi zawodnika zawisł brązowy medal IMŚ. Trudno jednak się dziwić, skoro rywalizacji o mistrzowski krążek w kategorii seniorów zawodnik podporządkował wszystko. Zrezygnował nawet ze startów w IMŚJ, a w całym cyklu GP pokazał, że mimo młodego wieku nie będzie darzył bardziej utytułowanych rywali respektem, ale podejmie walkę, jak równy z równym. Niestety po medalowym sukcesie Emilowi co roku brakuje szczęścia, aby wspinać się na kolejne szczeble w hierarchii żużlowego championatu, a na drodze do sportowego spełnienia stają zawsze kontuzje. Jednak ambitny zawodnik nie poddaje się i z każdym rokiem podejmuje walkę o najwyższe cele.

W międzyczasie z uwagi na coraz większą liczbę startów zaczęły narastać problemy z poruszaniem się po świecie i różne inne przeszkody w uzyskiwaniu rosyjskich wiz na pobyt w krajach Europy, w których odbywały się żużlowe zawody. Taki stan rzeczy spowodował, że wraz z działaczami bydgoskimi zawodnik wystąpił do Prezydenta RP o nadanie mu polskiego obywatelstwa. O polski paszport Sajfutdinow starał się trzy lata. Po drodze pojawiały się..... a jakże inaczej, przeszkody. Przy składaniu pierwszego wniosku, Emil nie był jeszcze pełnoletni, więc zgodę na przyznanie obywatelstwa musieli wyrazić jego rodzice, którzy na tę okoliczność składali stosowne oświadczenia w Moskwie. Wiek nie był jednak jedyna przeszkodą na drodze do przyznaniu mu polskiego obywatelstwa. Działacze z miasta nad Brdą nie poddawali się i pisali kolejne wnioski do prezydenta. Podawano argumenty o przywiązaniu Emila do Polski, co nietrudno było udowodnić, bowiem Sajfutdinow mieszkał w Bydgoszczy, był w stanie sam się utrzymać i płynnie posługiwał się językiem polskim. W sierpniu 2008 roku Kancelaria Prezydenta RP przysłała zaświadczenie: zgodę na nadanie żużlowcowi polskiego obywatelstwa. Ale pod warunkiem, że zawodnik zrzeknie się obywatelstwa rosyjskiego. Związany jednak również, ze swoim rodzinnym krajem zawodnik tego nie chciał robić, bowiem jak twierdził w Rosji się urodził i ma rodzinę. W tej sytuacji kolejne pismo z prośbą o zwolnienie Sajfutdinowa z tego warunku trafiło do Warszawy. I wreszcie się udało trzy lata starań o polski paszport przyniosły efekt i w marcu 2009 prezydent Lech Kaczyński wyraził zgodę na nadanie obywatelstwa kraju nad Wisłą indywidualnemu mistrzowi świata juniorów. Rok później zawodnik zdobył również polską licencje żużlową.

Do roku 2012 zawodnik lojalnie reprezentował barwy klubu, który jako pierwszy zatrudnił go w Polsce i pomógł w wielu sytuacjach życiowych. Jednak kłopoty organizacyjno-finansowe Polonii Bydgoszcz spowodowały, że przed sezonem AD 2013 postanowił zmienić klimat i po 7 latach reprezentowania drużyny z Bydgoszczy podpisał roczny kontakt z Włókniarzem Częstochowa. Wraz z Grigorijem Łagutą stał się z miejsca liderem częstochowskiej drużyny prowadząc ją do ligowych zwycięstw, które zapewniły "Lwom" miejsce w fazie play-off. Niestety z powodu odniesionej kontuzji w Toruniu 31 sierpnia 2013 roku w półfinale Enea Ekstraligi, kiedy to uszkodził ścięgna w lewym łokciu i prawym kolanie oraz miał zwichnięty staw łokciowy, zakończył sezon, a drużyna spod Jasnej Góry w Drużynowych Mistrzostwach Polski pozostała bez medalu. Na pocieszenie Emilowi została wysoka lokata wśród zawodników Ekstraligi, bowiem ze średnia biegową 2,260 został sklasyfikowany na piątym miejscu wśród ekstraligowych jeźdźców.
Po zmianie barw klubowych piątka również towarzyszyła Emilowi w cyklu GP, bowiem jako stały uczestnik z takim numerem na plastronie reprezentował Rosję. Rosjanin przez długi czas zajmował fotel lidera IMŚ, jednak po GP Łotwy stracił pierwszą pozycję na rzecz Taia Woffindena, niestety wspomniana kontuzja nie pozwoliła mu walczyć z Anglikiem o miano najlepszego żużlowego jeźdźca na świecie. Na szczęście dzięki wcześniej zdobytym punktom zawodnik zdołał utrzymać się w cyklu Grand Prix i zajmując 6 miejsce w generalnej klasyfikacji, będzie miał okazję ponownie walczyć o tytuł IMŚ.
W sezonie 2012 Emil otrzymał również zaproszenie do rywalizacji w zmienionej formule wyłaniającej Indywidualnego Mistrza Europy. W momencie odniesienia kontuzji był liderem klasyfikacji generalnej, dzięki wygranym turniejom w Gdańsku i Togliatti. Jednak jak nie trudno się domyśleć z powodu kontuzji nie wystąpił w pozostałych dwóch rundach cyklu i ostatecznie zajął dziewiąte miejsce.

Po sezonie zawodnik za pośrednictwem swojego menadżera Tomasza Suskiewicza, zasiadł do rozmów z działaczami z Częstochowy. Niestety przeszkodą w przedłużeniu kontraktu okazały się zaległości względem zawodnika. Emil nie chciał jednak działaczom spod Jasnej Góry utrudniać procesu licencyjnego i podpisał porozumienie w którym zgodził się poczekać na zaległe wynagrodzenie, ale zastrzegł sobie prawo do zmiany klubu za symboliczną złotówkę. Niestety dla działaczy spod Jasnej Góry ukłon zawodnika w kierunku klub okazał się nic nie znaczącym frazesem i zaległe wynagrodzenie nie zostało wypłacone w terminie, a wręcz przeciwnie zaczęto szukać przysłowiowych "haków" jak tego wynagrodzenia nie zapłacić.
Na szczęście dla zawodnika, jego klasa sportowa w żużlowym światku była znana i nie brakowało zainteresowania usługami polskiego Baszkira, a największą aktywność wykazywali Unibax Toruń oraz Unia Leszno. Ostatecznie Rosjanin wybrał drużynę z miasta Kopernika, gdzie działacze po nieudanych negocjacjach z Patrykiem Dudkiem, który wybrał ofertę swojego macierzystego klubu, skupili zintensyfikowali swoje starania w pozyskaniu perspektywicznego Rosjanina.
Swoją decyzję zawodnik i toruński klub ogłosili na konferencji prasowej: Dużo nad tym myślałem. Do końca października czekałem na propozycję od Częstochowy i na pieniądze, które powinni zapłacić. Niestety nie doszliśmy do porozumienia. Tak naprawdę jest to moje drugie podejście do Unibaxu. Rozmowy były udane i zgodziłem się podpisać kontrakt. Pierwsze rozmowy z Toruniem były już w 2011 roku. Lubię ten tor, lubię stadion, więc się dogadaliśmy. Bardzo się cieszę, że tu jestem. Ze zdrowiem wszystko w porządku, nie ma żadnych problemów. Zacząłem już treningi, może nie na motorze, ale na siłowni. Znam wszystkich zawodników Unibaksu, wszyscy są w porządku. Myślę, że będzie w drużynie fajna atmosfera, a to jest najważniejsze, żeby wszyscy się trzymali razem i sobie pomagali. Sezon będzie długi, poznamy się jeszcze lepiej.
Toruńscy działacze zaś tak mówili o podpisanym kontrakcie z Rosjaninem: Wybraliśmy Emila, dlatego, że mentalnie pasuje najlepiej do koncepcji naszego zespołu. Jest młodym zawodnikiem i ma za sobą bardzo dobry sezon w barwach Włókniarza Częstochowa. Wbrew temu co pisała prasa, Sajfutdinow był od początku naszym numerem jeden, jeśli chodzi o transfery na przyszły sezon.

Po toruńskiej konferencji prasowej jednak żużlowa polska została zadziwiona przez częstochowskich decydentów. Oto bowiem serial komediowy pt. "wypożyczenie Emila" trwał nadal. Mimo deklaracji zawodnika oraz działaczy z Częstochowy, Toruń nie otrzymał zgody na podstawie której klub mógłby zgłosić Emila jako zawodnika Unibaxu, a co ciekawe działacze częstochowscy zarzucili toruńczykom bezprawne wykorzystywanie wizerunku zawodnika. Zdesperowany zawodnik w zaistniałej sytuacji skierował pismo do Prezydenta i Radnych Częstochowy i wyraził swoje wątpliwości co poczynań włodarzy Włókniarza. Rozsierdziło to klubowe władze, które wszczęły postępowanie dyscyplinarne względem zawodnika i blokowały jego odejście do innego klubu. Na domiar "śmieszności" częstochowianie w wyniku wspomnianego postępowania dyscyplinarnego postanowili nałożyć na Rosjanina karę w wysokości 200 tys. złotych! I o ile karę można by uznać za wewnętrzną sprawę między klubem, a zawodnikiem, o tyle jej uzasadnienie budziło kontrowersje. Otóż działacze z Częstochowy opierali swoją decyzję o Zbiór Zasad Regulujących Stosunki Pomiędzy Zawodnikiem a Klubem, nakładając po 50 tys. złotych kary za: niestawienie się żużlowca podczas meczów Włókniarz - Unia Leszno i Unibax Toruń - Włókniarz (w sumie to 100 tys. złotych), a także za ujawnienie informacji dotyczących realizacji kontraktu oraz naruszenie dobrego imienia i wizerunku klubu. Szczególnie zadziwiające jest nałożenie kar za nieobecność podczas wspomnianych spotkań ligowych, gdyż właśnie wtedy Sajfutdinow borykał się z problemami rodzinnymi, czuwał przy boku umierającego ojca i był obecny podczas jego pogrzebu. Po śmierci seniora rodu Sajfutdinow, częstochowianie słali listy kondolencyjne do zawodnika, a w mediach wypowiadali się, że sytuacja jest wyjątkowa i nieobecność Rosjanina jest uzasadniona i wykazywali pełne zrozumienie dla zaistniałej sytuacji. No ale jak się okazało po kilku miesiącach również tamte słowa były nic znaczącymi hasłami, tak jak dokumenty zgodnie z którymi klub zalegał zawodnikowi ponad 1 milion złotych.
Co ciekawe "częstochowski karomierz" nie ominął również menedżera rosyjskiego żużlowca - Tomasza Suskiewicza - za słowa w których godził w dobre imię częstochowskiego klubu.

Gdy wydawało się, że orzeczenie Trybunału Polskiego Związku Motorowego jest tylko formalnością i zawodnik zostanie "oczyszczony" z wszelkich zarzutów okazało się, że Trybunał PZM dopatrzył się jednak przewinienia Rosjanina i uznał, że zawodnik złamał regulamin i podtrzymał zasadność kary finansowej, jednocześnie zmniejszając jej wysokość do 100.000 zł. Żużlowiec miał też otrzymać zaległe pieniądze, a do 12 marca częstochowski klub powinien sfinalizować umowę wypożyczenia do toruńskiego klubu. Decyzje te wydawały się jasne dla wszystkich, jednak nie dla działaczy z Częstochowy. Przesłali oni bowiem do toruńskiego klubu projekt umowy wypożyczenia Emila Sajfutdinowa, w którym znajdował się zapis, mówiący o tym, że zawodnik nie może jechać w meczach przeciwko częstochowianom. Jeśli jednak toruńczycy zdecydowaliby się na wystawienie w ligowym składzie przeciwko Lwom ich niedawnego lidera winni zapłacić klubowi częstochowskiemu karę w wysokości 400.000 zł. Dodatkowo prezes Włókniarza udowadniał wszem i wobec, że jego klub miał wypożyczyć Sajfutdinowa do Torunia po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia decyzji trybunału, jednak nie podano konkretnego terminu, który dokładnie precyzował datę, kiedy rzeczywiście powinno dojść do załatwienia wszystkich formalności. Te nieczyste zagrywki rozsierdziły władze ekstraligi i Trybunał PZM, które wydały kolejne orzeczenie, w którym uznano, że Sajfutdinow jest wolnym zawodnikiem. W praktyce oznacza to, że dla ważności umowy pomiędzy żużlowcem a Unibaxem, nie będzie potrzebna umowa wypożyczenia z częstochowskiego klubu. I w ten sposób Emil Sajfutdinow stał się oficjalnie zawodnikiem toruńskim, a działacze z Częstochowy przekonali się, że prowadzenie klubu żużlowego to nie zabawa w kotka i myszkę, ale poważne przedsięwzięcie, za którym stoi sport, zawodnicy, kibice i sponsorzy.

W cieniu kontraktowych przepychanek Emil przeżywał swoje prywatne rozterki. Zaległości finansowe częstochowskiego klubu, brak wsparcia ze strony rosyjskich sponsorów, decyzje FIM w sprawie zakazu startów zawodników z GP w mistrzostwach Europy spowodowały, że zawodnik podjął bardzo trudną, ale wydaje się że słuszną decyzję o rezygnacji z rywalizacji o tytuł IMŚ. W ciągu pięciu lat startów w SGP Emil Sajfutdinow wystartował w 47 turniejach, z których 6 wygrał, a kolejnych 9 awansował do finału. Spośród 279 wyścigów wygrał w stu. W swoim debiutanckim sezonie 2009 wywalczył tytuł drugiego wicemistrza świata.
O swojej decyzji Rosjanin poinformował w stosownym oświadczeniu:
"Z wielką przykrością informuję kibiców, że nie wystartuję w Grand Prix w sezonie 2014. Decyzja ta spowodowana jest ogromnymi problemami finansowymi, brakiem większego wsparcia rosyjskich sponsorów, brakiem kontraktu w lidze rosyjskiej i brakiem zainteresowania macierzystej federacji. Niestety, po poprzednim sezonie pozostało mi bardzo dużo długów. Mając w głowie nierozliczone sprawy finansowe w Polsce, nie jestem w stanie odpowiednio przygotować się do jazdy w Grand Prix i rywalizować na poziomie, jaki by mnie satysfakcjonował. W ostatnim okresie działo się wiele złych rzeczy wokół mojej osoby, co też niewątpliwie miało wpływ na moje przygotowania do rywalizacji o indywidualne mistrzostwo świata. W tym momencie mojej kariery potrzebuję przerwy, aby wszystko odbudować, by wszystko wróciło na właściwe tory. Podkreślam, że nie mam do nikogo pretensji, że musiałem podjąć taką decyzję. Czasami w życiu trzeba zrobić krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu. Z ostateczną decyzją czekałem tak długo, bo miałem nadzieję, że większość spraw potoczy się inaczej. Dziękuję BSI i FIM, że nie wyciągnęli wobec mnie konsekwencji. Startowałem w cyklu Grand Prix przez 5 lat. Dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi zaistnieć w cyklu GP oraz tym, którzy wspierają mnie teraz w tej trudnej dla mnie chwili. Tytuł indywidualnego mistrza świata jest nadal moim wielkim marzeniem, ale nie jestem w stanie przystąpić do rywalizacji w tym roku. Nie mówię "żegnajcie", mówię "do zobaczenia".

Wielu zadawało sobie pytanie czy rezygnacja z IMŚ GP, zmiana otoczenia, powrót po kontuzji pozwoli Rosjaninowi być równie skutecznym w ligowych rozgrywkach jak w poprzednich sezonach? Obawy były bezpodstawne, bowiem o ile przed sezonem działacze z Torunia rozważali zatrudnienie Emila lub Nickiego Pedersena. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że transfer Rosjanina był zdecydowanie lepszym wyborem. Gdyby nie Sajfutdinow toruńska drużyna miałaby spore problemy z walką o play-off i zapewne walczyłaby o baraże z Gdańskiem i Częstochową. Jednak doskonała postawa Emila zwłaszcza w drugiej części sezonu pozwoliła realnie mieć nadzieję na to, że Anioły wjadą do play-off. Pojedyncze wpadki zawodnika z początku sezonu, na tle kliku bezbarwnych toruńskich żużlowców, którzy mieli stanowić o sile Unibaxu wydają się być bez znaczenia. Tym bardziej, że należało pamiętać, iż Baszkir wchodził w sezon po ubiegłorocznej kontuzji i musiał złapać sportowy rytm w jeździe i pewność na torze. Ponadto przez cały sezon zawodnik walczył z poprzednim nieuczciwym polskim pracodawcą o uczciwie zarobione na torze pieniądze, a to nie stwarzało atmosfery do ścigania na najwyższym poziomie. Nie przeszkodziło mu to jednak wspólnie z Darcy Wardem liderować toruńskim Aniołom, a indywidualnie wywalczyć pierwszy tytuł IMME. Po europejskim tryumfie  zgłosił się do Sajfutdinowa ktoś z Izraela. Poinformował menadżera żużlowca, że "szejk", którego reprezentuje, oglądał zawody w Eurosporcie i bardzo mu się spodobał żużel i jazda Sajfutdinowa. Dlatego chciał nawiązać współpracę w celach sponsorskich. Sajfutdinow i jego menadżer nie dowierzali. Pomyśleli, że to żart. Ale ostatecznie menadżer wysłał e-maila. Napisał w nim, że “potrzebujemy dwa miliony dolarów". Zainteresowany potencjalny sponsor zaproponował spotkanie, podał datę i miejsce spotkania – pod koniec sezonu w października w hotelu w Mediolanie. Zawodnik cieszył się, że taki sponsora jest zainteresowany współpracą, ciągle poszukiwał finansowego wsparcia w Rosji. Gdy doszło do spotkania w Mediolanie, przedstawiciel firmy z Izraela opowiadał o szejku, o helikopterach, że będą mogli z nich korzystać, zarówno żużlowiec jak i jego team. Przedsiębiorca z Izraela zaproponował jednak, że od dwóch milionów dolarów proponowanego sponsoringu zawodnik ma zapłacić 100 tysięcy euro prowizji. Team po przeanalizowaniu sprawy zgodził się i  po powrocie do Polski przygotował pieniądze na prowizję. Ale wówczas włączyła się głęboka analiza tego co się wydarzyło i "szejkowi" zaproponowano, aby to on w pierwszej kolejności wykonał przelew i a wówczas zawodnik przekaże umówioną prowizję. Niestety druga strona zorientowała się, że zawodnik roszyfrował podstęp i zniknął, wyłaczając telefony, a cała sprawa okazała się zwyczajnym przekrętem i była próbą oszustwa.

Wracając jednak do spraw czysto sportowych, po tak wyśmienitym sezonie 2014 dla toruńskich kibiców ważne było to, że nowy właściciel drużyny "Aniołów" - Przemysław Termiński widział nadal Emila w mieście Kopernika i właśnie wokół tego zawodnika miała być budowana kadra zespołu na rok 2015. Niestety Emil wybrał ofertę Unii Leszno, z którą wywalczył swój pierwszy tytuł DMP. Po przeciętnym początku sezonu w jego połowie Rosjanin złapał właściwy rytm i wspólnie z Nicki Pedersenem i braćmi Pawlickimi gromił kolejne zespoły w lidze. Również indywidualnie zawodnik, spisywał się znakomicie. Choć nie startował w batalii o tytuł mistrza świata, w Europie udowodnił swój prymat i po raz drugi zgarnął po raz drugi z rzędu złoty medal IME. Niestety nie powtórzył tego sukcesu w IMME, gdzie z rywalizacji o złoto wykluczył go jego krajan Grisza Łaguta.
Nic więc dziwnego, że tuż po tak udanym sezonie zawodnik szybko podpisał kolejny kontrakt w lidze polskiej w i 2016 roku nadal szarżował z bykiem na plastronie. Sezon nie ułożył się jednak po myśli Baszkira, a wszystko z powodu upadku, jaki zanotował podczas Speedway Best Pairs. Po zawodach nie stwierdzono u zawodnika poważniejszego urazu, ale Rosjanin nie czuł się jednak najlepiej i po wstępnych badaniach poleciał do Barcelony, gdzie przeszedł szczegółowe testy i stwierdzono nawykowe zwichnięcie barku, a to oznaczało operację i dłuższą przerwę. Operacja przebiegła pomyślnie w klinice Teknon w Barcelonie Emil i przeprowadził ją Doktor Vidal wraz ze współpracownikami. Zadowolony z przebiegu leczenia zawodnik zdecydował się pozostać na rehabilitację w Hiszpanii u tych samych osób, które doprowadziły go do sprawności po wypadku w Toruniu w 2013 roku. Decyzja okazała się słuszna bowiem jeździec szybko wracał do pełnej sprawności, ale na to powrócił dopiero w drugiej połowie czerwca. Zatem uciekły mu wszelkiego rodzaju eliminacje i turnieje które pozwoliły światowej czołówce wejść spokojnie w sezon. Emil szybko jednak nadrobił stracony czas i niemal z miejsca stał się ponownie liderem Unii Leszno. Niestety jego doskonała postawa to było zbyt mało, aby byki walczyły o medale i ostatecznie skończyły sezon na siódmy miejscu, które wiązało się z barażami o utrzymanie statusu ekstraligowca. Żużlowe władze zrezygnowały jednak z barażowej rywalizacji i uniści uratowali swój byt w najwyższej lidze, a Rosjanin jako jeden z pierwszych parafował kontrakt na trzeci rok startów w barwach Unii z Leszna.
Warto podkreślić, że po sezonie który zaczął się dość późno dla Rosjanina, wielu dostrzegło zmianę w jeździe zawodnika, który był innym jeźdźcem niż ten sprzed kilku lat, kiedy jeździł niezwykle ostro i brawurowo. Siedział rywalom na kole, to co robił było totalną ofensywą. Tego Emila już nie było, bo z wiekiem stał się bardziej doświadczonym zawodnikiem. To nie świadczy łoo większym leku, ale też o dobrej kalkulacji. Baszkir dojrzał i zmądrzał, wiedział bowiem, że bieg nie kończy się na pierwszym łuku, czy pierwszym okrążeniu. Wielu mówiło, że zawodnik się "skończył" i sportowo popadł w polską ligową szarzyznę. Jednak nic bardziej mylnego, bowiem warto pamiętać, że na to w jakim miejscu był zawodnik wpłynęły przede wszystkim: roczna niezbyt miła finansowa przygoda z Włókniarzem Częstochowa, kiedy to podupadła baza sprzętowa zawodnika oraz upadki i długotrwałe i trudne w leczeniu kontuzje. Pełną świadomość problemów, które były już za Emilem mieli działacze Grad Prix, bowiem ku zaskoczeniu wszystkich, zaprosili go do startów w roku 2017. Wzburzyło to innych jeźdźców którzy liczyli na stałą dziką kartę m.in. Kennetha Bierre, ale to Rosjanin przygotowywał się do startów w cyklu i liczył na powrót na mistrzowskie podium. A owo podium było bardzo blisko, bowiem w ostatniej rundzie GP w Melbourne, Rosjanin miał szansę na brązowy medal, ale ostatecznie zajął szóste miejsce. To co nie udało się indywidualnie zawodnik zrekompensował sobie w drużynie, bowiem najlepsi zawodnicy Rosyjscy w końcu postanowili wystartować w Drużynowym Pucharze Świata nie zważając na wsparcie własnej federacji. Drużyna Sbornej wzmocniona Emilem i Grigorijem Łagutą, awansowała do finałowej rozgrywki w Lesznie. Niestety przed finałem na stosowaniu środków dopingujących przyłapany został Łaguta i został zdyskwalifikowany. Przy takim osłabieniu kadrowym nikt nie dawał żużlowcom zza wschodniej granicy zbyt wielu szans na równorzędną walkę z Polską i Szwecją, ale Anglia była ciągle w zasięgu Rosjan. I szansa ta została wykorzystana, bowiem Emil i jego drużyna wywalczyli brązowy medal, a rewelacją DPŚ okazał się Gleb Czugunow.
Jeszcze lepiej wypadła drużyna Unii Leszno z Emilem w składzie w rozgrywkach polskiej ligi. Byki po zajęciu czwartego miejsca premiowanego awansem do play-off, najpierw odprawili z kwitkiem doskonałą i faworyzowaną Spartę Wrocław, a później uporali się DMP 2016 Stalą Gorzów i w sezonie 2017 Emil Sajfutdinow mógł cieszyć się z pierwszego złota w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Sam zawodnik w najskuteczniejszym zawodnikiem Unii i jedynym przedstawicielem Byków w TOP 10 Ekstraligi, pod względem średniej biegowej. Wystąpił we wszystkich 18 meczach i nie zawiódł oczekiwań. Jeździł jednak w kratkę, często był zaskakująco słaby w ważnych momentach. Można to wytłumaczyć jedynie przesiadką z silników Ryszarda Kowalskiego na te od Petera Johnsa i Jana Anderssona. W play-off wykręcił trzecią średnią i tylko jedną zdobycz dwucyfrową. Na szczęście dla Unii stało się to w najważniejszym meczu sezonu. Leszczyński klub był jednak zainteresowany kontynuowaniem współpracy w kolejnych dwóch latach. Był bowiem świadom, że takiego skarbu nie należy wypuszczać z rąk. Tym bardziej, że Emil uchodzi za zawodnika, który był pożyteczny dla drużyny i ... "nie robi bałaganu w szatni".
Kolejny sezon Rosjanina w barwach Unii Leszno był jeszcze lepszy Zawodnik poprawił swoje wyniki w porównaniu z poprzednim sezonem
i uzyskał szóstą średnią w lidze. Trzeba jednak przyznać, że Emil nie ustrzegł się słabszych spotkań. To jednak nie mogło przesłonić pełnego obrazu występów Sajfutdinowa, który w sezonie 2018 był pewnym punktem drużyny, z którą obronił tytuł DMP i miał chrapkę na trzecie złoto z Bykami w sezonie 2019.
Niestety w rywalizacji o światowy championat Emil nie był już tak skuteczny, bo rzutem na taśmę zapewnił sobie utrzymanie w cyklu Grand Prix na rok 2019, a o pozycji medalowej nawet nie myślał. Dla zawodnika było jednak najważniejsze utrzymanie w cyklu i zbieranie doświadczenia, które miało zapewnić mu mistrzostwo w przyszłości: "Miałem w tym sezonie problemy. Cały czas się uczę, chce być jeszcze szybszy i nabierać doświadczenia. Sprzęt mam bardzo dobry. Moim celem pozostaje wywalczenie tytułu mistrza świata. Nigdy się nie poddaję. Dziś cieszę się z utrzymania i złota, zdobytego z Unią Leszno. Teraz czas na odpoczynek".
Czwarty rok startów z Bykiem na plastronie dla Emila był szczególny. Po raz trzeci stanął na najwyższym podium DMP, ale również powrócił na trzeci stopień podium w IMŚ, do końca walcząc o pierwszą pozycję z Bartoszem Zmarzlikiem. Tak więc Rosjanin zaliczył kolejny świetny sezon i fantastyczną fazę play-off. Wystarczy napisać, że w półfinałach i finałach ligi do notowania siedmiu najlepszych zawodników kolejki "zapisywał" się po każdym z meczów. Ale Emil oprócz klasy sportowej to także, zawsze koleżeński, zawsze gotowy odstąpić bieg juniorom partner z drużyny. Jednym słowem wzór do naśladowania. Nic więc dziwnego, że na rok 2020 działacze z Wielkopolski chcieli zatrzymać zawodnika w swoich szeregach i szybko podjęli negocjacje, bo Baszkira ostro kusili zielonogórzanie. Zawodnik nie zwodził lesznian i szybko opublikował w socialmediach wymowny wpis, który należało potraktować jako deklarację o pozostaniu w Unii na rok 2020. Tym samym dwudziestodziewięciolatek uciął wszelkie spekulacje na temat ewentualnej zmiany barw klubowych. Szybka decyzja zawodnika wynikała z tego, że porozumienie z Unią sprawiało, że Sajfutdinow miał czystą głowę przed kolejnym sezonem i mógł spokojnie skupić się na przygotowaniach do obrony potrójnej korony Drużynowego Mistrza Polski oraz walce w GP o IMŚ. A miał o co walczyć w mistrzostwach świata, bo jak wspomniano Rosjanin po 10 latach wrócił na podium FIM SGP, ponownie zdobywając brązowy medal IMŚ. Sukces cieszy zawodnika, zwłaszcza że nad Sayfutdinovem ciążyła pewnego rodzaju klątwa, przez którą odpadał w półfinałach turniejów cyklu. Emil Sayfutdinow nie ukrywał, że celem dla niego był złoty medal i zazdrości Bartoszowi Zmarzlikowi tego, że to Polak stanął na najwyższym stopniu podium: "Miałem cel na ten sezon: zdobyć złoty medal. Sześć punktów to nie jest dużo, ale jednak Bartosz Zmarzlik okazał się najlepszy i bardzo mu gratuluję. Zasłużył na to, bo pracował jak my wszyscy. Mam taką "zazdrość sportową", bo też chcę być mistrzem Świata. I tak się cieszę, bo po rundzie w Warszawie nie spodziewałem się, że będę w tym miejscu, gdzie jestem teraz. Na pewno przez całą zimę moja praca będzie ciężka i będę dążył do swojego celu".
Niestety sezon 2020 dla Rosjanina podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Sytuacja ta też odbiła się na Emilu, bo najpierw długo nie mógł dojść do porozumienia z Unią Leszno odnośnie cięć w kontrakcie, a później w maju Rosyjska federacja nałożyła na brązowego medalistę mistrzostw świata zakaz występów w Ekstralidze. A wszystko przez regulaminowy zakaz opuszczania Polski i zakazu występu w innych ligach. O nałożenie takiego zakazu miał wystąpić rosyjski klub zawodnika Turbina Bałakowo o czym poinformowano PZU i Unię Leszno.Co ciekawe, na razie zakaz jazdy w Polsce dotyczył tylko Sajfutdinowa. Żaden polski klub nie otrzymał podobnego pisma w sprawie występów Artioma Łaguty, Grigorija Łaguty, Gleba Czugunowa. I nic nie wskazywało na to, by którykolwiek z nich miał podobne problemy. Zawodnik jednak nic sobie z tego zakazu nie robił, bo gdyby zakaz na starty w Polsce nie został wycofany mógł wystąpić o polską licencję i startować w Polsce jako Polak. Na taki krok nie chciał się jednak decydować, bo uważał się za Rosjanina, a polskie obywatelstwo służyło Emilowi tylko do swobodnego przemieszczania się po Europie: "
Gdy starałem się o polskie obywatelstwo to od początku mówiłem ludziom, którzy mi pomagali składać dokumenty, że robię to dlatego aby ułatwić sobie życie. By móc się przemieszczać między Rosją i Polską bez wizy. Jak zaczynałem jeździć w Polsce miałem bowiem dużo sytuacji, że kończyła mi się wiza i było ryzyko, iż nie przylecę na jakiś mecz. Na jeden nawet nie przyleciałem. Teraz dzięki obywatelstwu mogę się przemieszczać po całej Europie. Na zmianę licencji jednak nigdy bym się nie zdecydował, bo wiem co chcę osiągnąć dla swojego kraju ". Dlatego zawodnik zabiegał o zmianę decyzji swojej federacji i ostatecznie, gdy sezon wystartował, Emil mógł zdobywać punkty dla "Byków" i czynił to wybornie. Wystąpił w 18 meczach swojej drużyny, 88 biegach, w których zdobył 222 pkt z bonusami i ze średnią 2,523 pkt/bieg był najlepszym zawodnikiem obrońcy DMP i najlepszym zawodnikiem w całej polskiej lidze. Nic więc dziwnego, że leszczyńscy działacze po zdobyciu czwartego z rzędu tytułu DMP z miejsca zaczęli budować skład w oparciu o Sajfutdinowa i przedłużyli z nim kontrakt na rok 2021.
Sezon pokazał jednak zmęczenie obu stron kolejnym rokiem współpracy. Emil co prawda mocno przyczynił się do awansu byków do fazy play-off, ale zawiódł oczekiwania w końcówce sezonu i średnia 1,954 pkt/bieg odebrana została jako rozczarowanie. Trzeba jednak przyznać, że u zawodnika tej klasy wynik poniżej 2 pkt na bieg jest sporym zaskoczeniem, zwłaszcza że kibice mieli przed oczami Emila walczącego w GP, gdzie ponownie został trzecim najskuteczniejszym jeźdźcem na świecie, czy szalejącego przed rokiem na ekstraligowych torach Baszkira, który był najskuteczniejszym zawodnikiem całych rozgrywek! Być może to właśnie nieco słabsza ligowa dyspozycja skłoniła zawodnika do zmiany barw klubowych. Zanim jednak do tego doszło ponownie wybuchł konflikt na linii Emil - Unia Leszno, a sprawa dotyczyła ponownie pieniędzy, a konflikt dotyczył tego, że gdy jeszcze przed końcem rozgrywek, włodarze wielkopolskiego klubu dowiedzieli się o rozmowach Rosjanina z innymi klubami, mieli do niego żal i postanowili opóźnić wypłaty wynikające z kontraktu. To rozsierdziło zawodnika, ale nie mógł publicznie opowiedzieć o swoich problemach, bo groziła mu kara finansowa. Sprawa ostatecznie została wyjaśniona i zawodnik 5 listopada 2021 roku, po raz drugi w karierze został przedstawiony jako jeździec Apatora, który
jak donosiły media przy podpisał kontrakt na wypłatę około miliona złotych za podpis i ośmiu tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Zatem  przy regularnym punktowaniu na poziomie 11-12 punktów w meczu mógł zarobić za rok nawet 2,8 mln złotych. Rosjanin jeszcze nigdy nie zarabiał tak dobrze w Ekstralidze i nikt się nie dziwił, że widząc taki kontrakt, błyskawicznie zdecydował się na zmianę klubu i odejście z Unii Leszno. Transferu do Torunia nie omieszkał skomentować sam Zbigniew Boniek. Legenda takich piłkarskich gigantów jak Juventus czy AS Roma w ironiczny sposób zwrócił się do klubu z Torunia, który według niego "miał szczęście, że Polonia nie wjechała do PGE Ekstraligi". Na tę uszczypliwość zareagował sam zawodnik i zaprosił Bońka na trybuny, ale nie do Bydgoszczy, tylko na toruńską Motoarenę. Działacze w Toruniu nie przejmowali się tego typu komentarzami, ale zdawali sobie sprawę z nieco słabszego roku w wykonaniu ale wierzyli w szybki powrót do świetności, bo angaż brązowego medalisty IMŚ AD 2021, miał w roku 2022 pozwolić Aniołom na walkę o znacznie wyższe cele niż tylko środek tabeli. O kulisach transferu opowiedział odpowiedzialny za kontraktu Adam Krużyński: "Zdawaliśmy sobie sprawę, po kogo wyciągamy ręce. W naszym zamyśle ten zawodnik powinien być liderem drużyny. To przecież brązowy medalista IMŚ. Z pełną świadomością podchodziliśmy do tego, z kim chcemy podpisać ten kontrakt. Nie było w tym przypadku ani jakichś długich negocjacji, ani skomplikowanych dyskusji. Emil Sajfutdinow jest świadomy swojej wartości, my byliśmy świadomi, po kogo sięgamy. Wszystko poszło sprawnie. To był kontrakt, który bardzo szybko został uzgodniony. Nie mieliśmy obaw kontraktując tego zawodnika, bo patrzymy przez pryzmat całej jego kariery. Poza tym, gdyby spojrzeć na całą Ekstraligę, to gdybyśmy chcieli celować w zawodnika, który nie miał żadnej wpadki w sezonie, to nie wiem, czy byśmy takiego znaleźli. Mamy więc świadomość, że zawodnik na tym poziomie, jeżdżący tak długo na żużlu, może mieć jakieś chwilowe kłopoty, które wynikają z tego, że poszukuje najlepszego dla siebie rozwiązania. Końcówka sezonu i brązowy medal IMŚ sprawia, że chyba nikt nie ma wątpliwości, o jakiej klasie zawodnika mówimy. Angażując Emila, patrzyliśmy także przez pryzmat jego osobowości i tego, kogo potrzebujemy w zespole, mając młodych zawodników jak Robert Lambert czy Jack Holder. Wydaje się, że Rosjanin swoją osobowością będzie strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o formację zawodników zagranicznych. Jego zdaniem będzie zatem również, wspieranie swoim doświadczeniem, warsztatem, który u Emila naprawdę jest niezwykły tych którzy mogą się od niego czegoś nauczyć. On jest tak świadomym zawodnikiem, potrafiącym przeanalizować swoje lepsze i gorsze starty, by wyciągnąć odpowiednie wnioski i liczymy, że będzie dzielił się tymi spostrzeżeniami z pozostałymi zawodnikami". Z kolei sam zawodnik podczas konferencji prasowej tak uzasadniał swój wybór: "Podjąłem nowe wyzwanie. Wiem, że Apator ma ambicje do osiągnięcia sukcesu, podobnie jak ja. A dlaczego Apator? To trudne pytanie. Po prostu dostałem dobrą propozycję. Cały czas walczę o to, by zostać mistrzem świata. Potrzebuję nowych wyzwań, zmian w karierze, by znaleźć nową motywację. Liczę, że transfer do Apatora daje mi nową motywację, która pomoże mi zarówno w zawodach indywidualnych, jak i ligowych w których na papierze będziemy bardzo mocni. Ja czuję, że też mogę być jeszcze lepszy, dlatego powalczymy o jakiś sukces".

Po podpisaniu kontraktu zawodnik wrócił do swojego kraju, gdzie w Moskwie za zajęcie trzeciego miejsca w IMŚ GP, odebrał nagrody i wyróżnienia z ręki Federacji Sportów Motocyklowych: "To mój pierwszy raz na ceremonii rozdania nagród IFR. Kiedy dwukrotnie zostałem mistrzem świata juniorów ani FIM, ani IFR, nie przyznawały takich nagród, jak teraz. Później FIM zaczęło honorować mistrzów w Monako. Pierwszy raz na podium cyklu GP stanąłem w 2009 roku. Od tego czasu co roku celem było zostanie mistrzem, bardzo się starałem. Jak nie kontuzje, to zawsze coś innego stawało mi na przeszkodzie. Zawsze jest jednak szansa na zostanie mistrzem świata. Chcę, aby kolejny rok był dla mnie sukcesem. Mam nadzieję, że technika, którą przygotowuję na następny sezon, będzie konkurencyjna i pomoże mi osiągnąć mój główny cel, którym jest bycie najlepszym na świecie. W 2021 roku Artiom Łaguta został mistrzem świata. Cieszę się, że to zrobił. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęliśmy naszą żużlową drogę. Ja również chciałbym zostać mistrzem i pojawić się w Monako. Myślę, że się mi to uda".

Niestety z końcem lutego sytuacja Emila i innych zawodników z rosyjskim paszportem bardzo się skomplikowała i wielkie plany mogły lec w gruzach. Oto bowiem światem wstrząsnęło to co wydarzyło się w nocy z 23 na 24 lutego 2022 roku. Armia rosyjska na rozkaz Władimira Putina najechała na Ukrainę. Rosyjscy żołnierze wkroczyli m.in. na tereny wschodnich obwodów Ukrainy. Równolegle rozpoczęły się naloty z powietrza. Ostrzelano m.in. Kijów, Charków, czy Lwów. Ukraińskie służby informowały o ofiarach śmiertelnych, liczonych w dziesiątkach istnień oraz rannych cywilach.
Głos w sprawie tych dramatycznych wydarzeń zabrało środowisko sportowe, potępiając działania wojenne w których niektórzy domagali się wykluczenia rosyjskich zawodników ze sportowej rywalizacji. W Ekstralidze zakontraktowanych przed sezonem było kilku rosyjskich zawodników, a wśród nich oprócz toruńskich jeźdźców Emila Sajfutdinowa i Jewgienija Sajdulina, dla Sparty Wrocław punkty miał zdobywać Artiom Łaguta. Jego brat Grigorij zawiązał się Motorem Lublin. W Grudziądzu umowę podpisał Wadim Tarasenko, a w pierwszej lidze dla Gdańska punkty miał zdobywać Wiktor Kułakow. Emil jak i Artiom posiadali co prawda polski paszport, ale ten nie miał mieć wpływu na decyzje w tej sprawie.
Wspomniani jeźdźcy z Rosji z miejsca potępili działania władz swojego kraju. Uczynił to także Emil Sajfutdinow, który zamieścił wymowny wpis "Jesteśmy braćmi" - prezentując grafikę złączonych rąk w barwach Rosji i Ukrainy.

Z kolei Przemysław Termiński właściciel toruńskiego klubu na łamach prasy, skomentował sprawę krótko: "Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł zakazać startom rosyjskim żużlowcom, w tym naszemu Sajfutdinowowi. Emil 20 lat mieszka w Polsce. Czy on jest odpowiedzialny za sytuację na Ukrainie? Przecież on nie toczy żadnej wojny. Podobnie jak inni rosyjscy żużlowcy. W skrajnym wypadku, jak trzeba będzie, to będzie jeździł w naszej lidze jako Polak, bo ma przecież polskie obywatelstwo. Nie sądzę jednak, aby było to konieczne. W każdym bądź razie wie co ma robić, gdyby pojawił się jakiś problem".

Jednocześnie w polskich ligach żużlowych z prawnego punktu widzenia, nie do końca było możliwe, by pozbawić zawodników z rosyjską licencją prawa startu. Jednak wraz z zaognianiem się konfliktu na linii Ukraina - Rosja świat zaczął alienować z życia społeczno-gospodarczego uznaną za terrorystyczną nację rosyjską i po decyzji FIM również PZM 05.03.2022 wydał oświadczenie w którym zawiesił zawodników rodem z Rosji:
W związku z bezprawną zbrojną inwazją Rosji na terytorium Ukrainy, jak również wobec faktu, że ta brutalna napaść wspierana jest przez państwo białoruskie Polski Związek Motorowy wyklucza aż do odwołania zawodników rosyjskich oraz białoruskich z udziału we współzawodnictwie sportowym w sportach motorowych organizowanym na terytorium Polski . Wyklucza się również reprezentacje tych krajów z udziału w zawodach sportowych rozgrywanych w Polsce.
Ponadto zawodnikom z licencją Polskiego Związku Motorowego zakazuje się startów w zawodach organizowanych na terenie Federacji Rosyjskiej oraz na terenie Republiki Białoruskiej.
Wierzymy, że w obliczu zbrodniczych działań Federacji Rosyjskiej wspieranych przez Republikę Białoruską konieczne jest podjęcie zdecydowanych kroków, które pokażą stanowczy sprzeciw wobec agresji obu tych państw.

Z decyzją żużlowych władz nie zgadzał się Jerzy Synowiec, adwokat, miejski radny z Gorzowa Wlkp., a w przeszłości prezes gorzowskiej Stali i ruszył z pomocą dla rosyjskich zawodników z polskim paszportem: "W przypadku Rosjan sprawa jest prosta. PZM miał prawo nałożyć na nich sankcje i będą musieli cierpieć za nie swoje grzechy. Przy okazji do jednego worka wrzucono jednak polskich obywateli, co jest absolutnie niedopuszczalne.
"W myśl prawa polskiego obywatelami polskimi są osoby, które posiadają obywatelstwo polskie. Będąc obywatelem polskim i równocześnie obywatelem innego państwa nie można powoływać się ze skutkiem prawnym przed polskimi organami władzy państwowej na to inne obywatelstwo i na wynikające z niego prawa i obowiązki. Obywatel polski, posiadający równocześnie obywatelstwo innego państwa ma wobec państwa polskiego takie same prawa i obowiązki, jak osoba posiadająca wyłącznie obywatelstwo polskie. Naruszenie takich praw jest sprzeczne z konstytucją i polskim porządkiem prawnym."
Polski Związek Motorowy powinien błyskawicznie się zreflektować i umożliwić Artiomowi Łagucie i Emilowi Sajfutdunowi starty z polskimi licencjami. To są polscy obywatele, a fakt, że mają drugie obywatelstwo nie powinien ich w żadnym stopniu dyskryminować. Przecież w Polsce żyje kilkaset tysięcy osób z podwójnymi paszportami, w tym chociażby niektórzy parlamentarzyści i nie słyszałem, żeby z tego powodu ktokolwiek chciał ograniczać im prawa. Sam mam białoruskie korzenie i co? Powinienem tylko z tego powodu zamknąć kancelarię?
Łaguta i Sajfutdinow za krytykę wojny i prezydenta Władimira Putina zostali zawieszeni przez rosyjską federację. W skutek decyzji PZM nie mogą też jeździć w Polsce. Tym samym stali się w zasadzie ludźmi bezdomnymi. Przed polskimi sądami będą mogli się starać o odszkodowania. Nie wiem jak długo będą pozbawieni prawa do wykonywania zawodu, ale nawet jeśli będzie to tylko sezon, to będą to wielomilionowe kwoty dla każdego z nich. Jeśli nawet nie polskie sądy, to każda europejska instytucja przyzna im w tej sprawie rację. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Chyba, że ktoś zlekceważy niezaprzeczalny fakt, że są polskimi obywatelami.
Pamiętam taką sytuację z czasów gdy byłem jeszcze działaczem Stali Gorzów. Wówczas Brytyjczyk Andy Smith jakimś tam fortelem zyskał polski paszport. Było to dziwne, bo ani nie mieszkał w naszym kraju, ani nie mówił w naszym języku, w przeciwieństwie do Łaguty czy Sajfutdinowa. Dokument jednak zdobył i zgłosił się do rozgrywek jako Polak. Napisałem wówczas do PZM, że to skandal i obejście prawa. Wówczas dostałem z centrali odpowiedź, że polski paszport został mu nadany w majestacie prawa przez prezydenta RP i tym samym jako polski obywatel będzie w pełni korzystał ze swoich praw i przywilejów. O takie samo poszanowanie prawa apeluję zatem dzisiaj".

W liście i uzasadnieniu Jerzego Synowca było wiele pracy, ale racja leżała też po stronie PZM, bo zawodnicy mimo posiadania polskiego paszportu do momentu nałożenia sankcji, nie byli zainteresowani startami z polskimi licencjami żużlowymi. Gdy jednak Rosyjski paszport zaczął być niewygodny, starty z Orłem na piersi przestały być dla zawodników problemem, a stały się furtką która umożliwiła powrót do startów zarówno w Ekstralidze, jak i Grand Prix. Nikt w PZM nie wyobrażał sobie jednak by po ewentualnym triumfie w zawodach mistrzostw świata odgrywano “Mazurka Dąbrowskiego” dla tych którzy w przeszłości słuchali hymnu rosyjskiego.

Po decyzji organów zarządzających rozgrywkami żużlowymi Rosjanin najpierw opublikował czarne zdjęcie na swoim fanpage’u, a następnie konto trzydziestodwulatka zniknęło z Facebooka podobnie stało się z Instagramem. Emil zdecydował się zawiesić lub usunąć swoje profile społecznościowe, aby nie prowokować do bezsensownych komentarzy w jego kierunku w wojnie, którą potępiał. Zawodnik nie zrezygnował jednak ze współpracy z Apatorem i choć podopieczni Roberta Sawiny musieli radzić sobie bez niego, to ten pozostał w zespole by być wsparciem dla pozostałych zawodników. A poinformował o tym klub w swoim komunikacie: "Wiemy, jak bardzo złożona jest obecna sytuacja i jak wiele pytań zadajecie sobie przed zbliżającym się sezonem Ekstraligi. Ostatnie kilkanaście dni to istna huśtawka nastrojów związana z inwazją zbrojną Rosji na Ukrainę. Z całego serca łączymy się z ofiarami wojny i głęboko wierzymy w zwycięstwo Ukrainy. Ze strony Klubu staramy się jak najmocniej wspierać uchodźców. Nie możemy jednak zapominać o tym, co dzieje się u nas w Klubie. Jak wszyscy dobrze wiemy, obecnie przygotowujemy się do sezonu, w okrojonym składzie, już bez Emila Sayfutdinowa. Jesteśmy po rozmowach z zawodnikiem, który pomimo zawieszenia, deklaruje pełne wsparcie dla drużyny. Przez ostatnie miesiące poznaliśmy Emila jako przykładnego i w pełni profesjonalnego zawodnika, który z chęcią angażuje się w sprawy Klubowe i który z chęcią pomaga innym, także swoim klubowym kolegom. Obecnie staramy się w jak najlepszy sposób przygotować do sezonu. Przed nami najważniejszy okres przygotowań, pierwsze wyjazdy na tor przed meczami Ekstraligi. Z emocjami czekamy na zbliżający się sezon".

Sezon pokazał jednak, że Emil choć pojawiał się na stadionie, to nie był zbyt widoczny w ekipie Apatora w trakcie meczów. Zawodnik wolał samotnie trenować w Debreczynie, czym chwalił się węgierski klub i chciał w samotności przeżywać polityczno-wojenne zawirowania, by powrócić do ścigania gdy tylko nadarzy się okazja. I zawodnik się doczekał. W roku 2023 władze PZM, złagodziły swoje wcześniejsze stanowisko i wyraziły zgodę na to, by Rosjanie z polskim paszportem byli traktowani w polskich ligach jak Polacy. Miałoby być to kompromisowe rozwiązanie pomiędzy dotychczasowym całkowitym zakazem występów dla Rosjan, a dopuszczeniem wszystkich zawodników z tego kraju. Dzięki temu PZM miałby uniknąć długoletniej batalii sądowej z Artiomem Łagutą, który oskarżył polską federację o dyskryminację i łamanie Konstytucji RP, o swoje prawa zamierza walczyć w sądzie. Stawką tego sporu ma być nie tylko dopuszczenie zawodnika do startów, ale także - w razie pozytywnego wyroku sądu - milionowe odszkodowanie za uniemożliwianie wykonywania pracy zarobkowej. Wcześniej przedstawiciele PZM nie zgadzali się na dopuszczenie Rosjan do egzaminu na krajową licencję żużlową, tłumacząc to tym, że od lat startują oni na rosyjskich licencjach. Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta posiadali jednak polskie obywatelstwo od wielu lat, ale do tej pory z dumą podkreślali, że są Rosjanami, a polskie dokumenty wykorzystywali jako ułatwienie przy poruszaniu się pomiędzy poszczególnymi krajami Unii Europejskiej. Każdy z nich reprezentować Polskę zapragnął dopiero, gdy na Ukrainie wybuchła wojna, a władze polskiej federacji wprowadziły zakaz jazdy dla zawodników z Rosji. Postawa zawodników była jednak, konsekwencją nadania polskości zawodnikom z innego kraju i należało w pełni respektować ich prawa jako Polaków.
Pierwotnie władze polskiego żużla dały sobie czas do połowy września i w tym czasie miały podjąć ostateczną decyzję. Jednak im bliżej było wyznaczonego terminu, tym sprawa zaczyna się bardziej komplikować, a przyszłość Rosjan w polskich ligach wciąż była niepewna. Było to wysoce niekomfortowe dla klubowych działaczy bo okres transferowy oficjalnie rozpoczynał się 1 listopada i do tego czasu kluby musiały wiedzieć, czy mogą kontraktować tych zawodników. Nic więc dziwnego, że zwrócono się z prośbą o interpretację przepisów do kancelarii prawnej i z PZM coraz częściej słychać było głosy, że jeśli tylko prawnicy w dotychczasowym zakazie nie wykażą rażącego łamania prawa, to zakaz zostanie utrzymany. Za takim rozwiązaniem opowiada się większość środowiska, która nie miała w swoich składach zawodników z rosyjskim obywatestwem. Jednak działacze z Torunia i Wrocławia byli coraz bardziej zniecierpliwieni, bowiem swoje składy budowali w oparciu o Emila Sajfutdinowa i Artioma Łagutę. Gdyby zawodnicy nie zostali dopuszczeni do startu w Ekstralidze, to kluby te miałby gigantyczny problem ze znalezieniem wartościowego zastępstwa. Również cierpliwość zawodników dobiegała końca. I tak Emil Sajfutdinow, który od ponad 10 lat miał polskie obywatelstwo w rozmowie z władzami toruńskiego klubu miał oświadczyć, że jeśli do listopada nie otrzyma zgody na starty, to nie zamierza dłużej czekać i kończy swoją sportową karierę. Taki ruch był po części zrozumiały, bo 33-letni zawodnik, mimo że nie startował na żużlu, to wciąż musiał ponosić koszty związane choćby z utrzymaniem motocykli, czy teamu i nie zamierzał dłużej czekać na zmianę stanowiska PZM. Ostatecznie żużlowa centrala dopuściła do startu zawodników z Rosji, którzy posiadali polskie paszporty, a to oznaczało że Apator w sezonie 2023 wystartuje z Emilem Sajfutdinowem w składzie.

I wystartował, a powrót Emila był niezwykle spektakularny. Wystarczy w tym miejscu napisać, że na 20 meczów Baszkir tylko raz nie kwalifikował się do startów w piętnastym biegu i był pod tym względem numerem jeden w ekstralidze. Ostatecznie oddając trzy starty juniorom, w finałowej odsłonie dnia wystąpił 16 razy i dziesięciokrotni przyjeżdżał do mety jako pierwszy. Jeśli do tej indywidualnej statystyki dołoży się brązowy medal po który sięgnął Apator po latach medalowej posuchy, to wniosek był jeden - Toruń od lat nie miał skutecznego lidera i fakty mówiły wprost, jak wielką wartością dodaną w Apatorze był Emil. Znamienne było również to, że lider Aniołów nie brał udziału w ligowych zmaganiach w roku 2022, a mimo to znalazł się w TOP7 za pięć ostatnich lat i był lepszy w tej statystyce od takich asów jak Janusz Kołodziej (772) czy Jason Doyle (771), którzy żadnej przerwy nie mieli. Jednak Emil sportowy bank rozbił zwłaszcza w sezonie 2023, kiedy to zdobył najwięcej punktów bo, aż 252.
Godny podkreślenia jest w tym miejscu fakt, że choć sytuacja polityczna rodziła wewnętrzne rozterki u sportowca, od lat związanego z Polską, to nie złamała jego psychiki i zawodnik cały czas liczył na szybki powrót do ścigania i dbał o formę oraz park  maszynowy. Przed sezonem udał się do Hiszpanii, gdzie codziennie jeździł na motocrossie, a treningi motocyklowe uzupełniał jazdą na rowerze szosowym. Wszystko po to, by od początku sezonu skupić się tylko na treningach żużlowych. Taki sposób przygotowań nie był żadną nowością, bo wielokrotnie zdarzało się, że Sajfutdinow spędzał miesiąc w okolicach Girony (miejscowość nieopodal Barcelony) i tam przygotowywał się do sezonu żużlowego. Jednak tym razem nadrobienie rocznej przerwy od ligowych zmagań było szczególnym wyzwaniem, bo choć medalista mistrzostw świata miał okazję do jazdy na motocyklu żużlowym i chwalił się wyjazdami na różne tory, to jednak przygotowanie do jazdy w Ekstralidze, było zupełnie innego rodzaju wyzwaniem, zwłaszcza że w 2021 roku współpracę z Sajfutdinowem zerwał Ashley Holloway i żużlowiec miał spore problemy z odnalezieniem się na jednostkach napędowych od innych tunerów. Jeszcze przed sezonem 2022 Sajfutdinow kupił cztery nowe silniki, które miał okazję testować podczas treningów. W roku 2023 dokupił jeszcze dwa i starał się je dostroić do warunków panujących na Motoarenie. Tym samym w boksie toruńskiego lidera pojawiły się jednostki napędowe od Antona Nischlera, Joachima Kugelmanna, Petera Johnsa, a nawet węgierskiego inżyniera Luigiego Baratha. Ostatecznie zawodnik wybrał silniki od wychodzącego z cienia wielkich tunerów holenderskiego mechanika Berta van Essena.
Zawodnik ciągle jednak szukał jak największej ilości startów, bowiem Rosjanin wrócił w 2023 roku na żużlowe tory jako pełnoprawny Polak, ale ciągle nie miał możliwości startować na arenie międzynarodowej. To bardzo uszczupliło kalendarz startów, a utrzymanie równiej formy przez cały sezon wymagało oprócz treningów rywalizacji z najlepszymi, w co najmniej dwóch lub trzech turniejach tygodniowo. Nic więc dziwnego, że gdy tylko władze brytyjskiego speedwaya, wyraziły zgodę na jego starty w Premiership, zawodnik doszedł do porozumienia z promotorem Chrisem Louisem i związał się kontraktem z "Wiedźmami" z Ipswich, komentując w wywiadzie: "Codziennie trenowałem fizycznie, a kiedy tego nie robiłem, miałem wiele treningów na motocrossie w Polsce. Zawsze miałem nadzieję, że wrócę na 2023 rok i kiedy ogłoszono decyzję i mnie przywrócono do sportowej rywalizacji w październiku zeszłego roku, byłem bardzo szczęśliwy. Mam przecież za sobą rok bez ścigania i teraz chcę częściej startować. Kilka razy zdobyłem mistrzostwo drużynowe w lidze polskiej i szwedzkiej i w innych krajach. Ale nigdy w Anglii, więc może to będzie ten sezon, w którym będę miał szansę wygrać drużynowe mistrzostwo Anglii. W drużynie mamy dobrych zawodników. Z Jasonem Doylem startowałem w Lesznie, ale znam go też z Grand Prix. Wydaje mi się, że pierwszy raz spotkałem go na treningach w Lonigo wiele lat temu. Znam też Keynana Rewa z Leszna, poznałem go, gdy miał 16 lat. A Danny'ego Kinga poznałem podczas mojej ostatniej wizyty w Anglii, gdy startowałem w Grand Prix w Cardiff. Rodzina żużlowa jest bardzo mała i znamy się nawzajem, więc nie będę miał problemu i nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, co możemy razem zrobić jako zespół".
Starty na Wyspach pozwoliły Emilowi uzupełnić kalendarz o większą liczbę wartościowych turniejów i mógł om zaspokoić głód walki na torze i przy okazji przygotować się do największych wyzwań, jakie czekały go w lidze polskiej. Warto jednak podkreślić, że od początku do końca sezonu notował w barwach Wiedźm znakomite wyniki. To Sajfutdinow i Jason Doyle wielokrotnie ciągnęli wynik zespołu z Foxhall Stadium, który odbył bardzo trudną walkę o to, aby znaleźć się w fazie play-off Premiership. Ostatecznie to się udało, a co więcej w półfinale Ipswich zaskoczyło obrońców tytułu z Manchesteru i pokonało w dwumeczu Belle Vue Aces. Natomiast w finale było blisko, by sięgnęło po pierwszy od 1998 roku tytuł. Rosjanin w lidze brytyjskiej wystartował we wszystkich 28 spotkaniach, w których zdobył 364 punkty i 24 bonusy. Wyśmienita średnia biegowa 2,676 dała mu pierwsze miejsce na liście indywidualnej. Drugi Doyle wykręcił wynik 2,471, co tylko pokazuje klasę jego młodszego kolegi. Tak doskonały wynik nie mógł być pominięty w plebiscytach i w oficjalna strona brytyjskiego żużla poinformowała, że Emil Sajfutdinow został uznany za żużlowca roku w Premiership i wybór ten nikogo nie zaskoczył.

Oprócz wielkiego sportowego charakteru, zawodnik wykazał się wielkim sercem. Oto bowiem w trakcie sezonu chorujący od lat Andriej Kudriaszowow potrzebował wsparcia, bowiem nowotwór płaskonabłonkowy skóry nie dawał za wygraną, a brutalna diagnoza - amputacja nogi - wykluczała kontynuowanie kariery. Ostatecznie zawodnika nie nie było stać na utrzymanie rodziny z czteromiesięczną córką, a jednocześnie ponoszenie gigantycznych kosztów wizyt lekarskich, wykupu leków i dojazdów do kolejnych szpitali na badania. Na problemy kolegi z toru od razu finansowo odpowiedziało środowisko żużlowe i już w po kilku dniach uzbierano blisko 80 tysięcy złotych. W pomoc reprezentacyjnemu koledze włączył się również Emil, który bez specjalnego wahania wpłacił na jego rzecz 10 tysięcy złotych i była to to największa kwota wpłacona na leczenie trzydziestojednoletniego Rosjanina z polskim paszportem. Sajfutdinow pomógł w swoim stylu, czyli bez specjalnego rozgłosu i zamieszania, ukrywając swoje dane przy wpłacie. Dziennikarzom jednak udało się ustalić hojnego darczyńcę i otoczenia zawodnika potwierdziło ten piękny gest. Nie był to jednak koniec wsparcia, bo lider Apatora z własnej inicjatywy zorganizował licytację jednego ze swoich kasków, angażując w tę inicjatywę byłego żużlowca bydgoskiej Polonii żużlowiec Michała Robackiego, a także reprezentant Polski w piłce nożnej, Dawida Kownackiego, a cały dochód został przeznaczony na wsparcie dla Andrieja.

Podsumowując sezon 2023 w wykonaniu Emila można by wiele napisać, jednak najlepiej całą sytuację oddaje wywiad z Emilem, przeprowadzony przez Karola Śliwińskiego, który ukazał się z programie zawodów. Za zgodą redaktora zamieszczam tę rozmowę w całości, bowiem doskonale oddaje ona to z jakim zaangażowaniem zawodnik podchodzi do swojej profesji oraz wskazuje podstawy fenomenalnej formy Rosjanina z polskim paszportem. Jednocześnie po latach wywiad ten z całą pewnością, będzie ciekawym materiałem do analizy.

KŚ: Twoje dotychczasowe wyniki w tym sezonie wyglądają imponująco i robią spore wrażenie. Jesteś kolejnym zawodnikiem, który pokazuje, że nawet po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej zawieszeniem można nadal z powodzeniem uprawiać żużel. Spodziewałeś się, że będziesz w stanie wrócić do ścigania w tak dobrym stylu?
ES: Miałem nadzieje, że tak będzie. Wiedziałem, że jestem zdolny do tego, aby dobrze punktować. Czułem się gotowy do rywalizacji. W przeszłości niejednokrotnie udowadniałem, że potrafię być skutecznym zawodnikiem, więc wychodziłem z założenia, że mogę to podtrzymać. To, że nie startowałem w zeszłym roku nie oznacza, że siedziałem z założonymi rękami i obgryzałem paznokcie. Cały czas pracowaliśmy z teamem. Próbowaliśmy różnych rozwiązań i sporo testowaliśmy. Ja trenowałem fizycznie i jeździłem na różnorodnych motocyklach, bo liczyłem, że ten powrót będzie wkrótce możliwy. Dużo sprzętu posprawdzaliśmy i myślę, że dzięki wszystkim tym działaniom teraz może wyglądać to całkiem przyzwoicie.
Sygnalizujesz, że nadal jesteś zawodnikiem, który wie o co chodzi w procesie budowania wysokiej formy.
Ja i moje najbliższe otoczenie po prostu cały czas żyjemy żużlem. Pod każdym względem intensywnie się przygotowujemy. To nie jest tak, że odjeżdżam zawody, a potem mam luz skoro mi dobrze poszło. Już na drugi dzień po meczu wskakuję na inne motocykle i trenuję na wiele różnych sposobów. Bez przerwy pracuję nad sobą. Dodatkowo z teamem ciągle pochylamy się nad sprzętem i myślimy nad jego dopieszczaniem. Konsekwentnie dążymy do tego, żeby te motocykle cały czas były szybkie.
Ostatnio sporo mówi się o Twoich silnikach od Berta van Essena, które ponoć bardzo dobrze Cię niosą.
Ja posiadam silniki od wielu różnych tunerów. Do tego dochodzą nasze jednostki, nad którymi pracują chłopacy z mojego teamu. Mamy zatem z czego wybierać. W Polsce rzeczywiście jeździmy na Bercie z Holandii, bo na ten moment to najlepiej nam pasuje. Za tym stoi jednak ogrom pracy. To nie jest tak, że dostajemy silnik i to samo z siebie tak po prostu jedzie. Trzeba poświęcić trochę czasu, żeby wycisnąć z tego maksimum i odpowiednio wszystko doregulować. Wspólnymi siłami składamy to w jedną całość, abym czuł się komfortowo i miał wystarczająco dużo prędkości na torze. Na razie wychodzi nam to całkiem nieźle, więc staramy się, żeby tak zostało.
Czy mimo bogatego doświadczenia sprzęt w dzisiejszym żużlu wciąż skrywa przed Tobą wiele tajemnic?

Myślę, że jestem zawodnikiem, który dość dobrze czuje sprzęt, ale nie ukrywam, że czasami trudno go zrozumieć. Momentami połapanie się w tych kwestiach utrudniają też jakieś torowe sytuacje, które mogą zniekształcać ogląd sytuacji, czy stres wynikający z faktu, że akurat coś nie wychodzi. W związku z tym bardzo ważna jest współpraca z osobami wchodzącymi w skład mojego teamu. Ja przekazuję im własne odczucia, a oni dzielą się swoimi spostrzeżeniami i wspólnie wyprowadzamy z tego jak najlepsze wnioski. Chłopacy na pewno bardzo mi pomagają. W tych trudniejszych momentach razem potrafimy dochodzić do korzystniejszych rozwiązań sprzętowych. Przykładem może być niedawny mecz w Częstochowie. Co prawda nie było tam tak dobrze jak byśmy chcieli, ale jednak po pierwszym biegu zakończonym z zerem na koncie potem udało się uzbierać dwanaście punktów. W ostatecznym rozrachunku nie wyszło zatem najgorzej.

Czy aktualnie znajdujesz się na takim poziomie, który całkowicie spełnia Twoje oczekiwania? Możesz powiedzieć, że jesteś w stu procentach zadowolony ze swojej obecnej dyspozycji czy masz wrażenie, że mógłbyś wycisnąć z siebie jeszcze więcej?

Przeważnie mogę być zadowolony. Czasami mam jednak delikatny niedosyt, kiedy na przykład brakuje mi trochę prędkości lub punkty w danym biegu odbiegają od tego, co bym sobie życzył. Myślę jednak, że takie momenty też są potrzebne, bo one w pewien sposób dodatkowo mnie budują. To działa jak zimny prysznic, dzięki któremu dostaje się cenną lekcję na przyszłość. Ja jestem takim zawodnikiem, który stara się wyciągać coś pozytywnego z każdego wyniku.

Robiłeś sobie jakieś konkretne założenia przed tym sezonem czy podszedłeś do tego z pewnym dystansem i nieco większą rezerwą, biorąc pod uwagę, że wracałeś po rocznej przerwie?

Ja chcę wyciskać z siebie jak najwięcej każdego dnia, kiedy odjeżdżam zawody. To jest moja praca, dlatego dążę do tego, żeby jak najlepiej wywiązywać się ze swojego zadania i pomagać drużynie. Nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej. Zawsze jadę na maksa. Daję z siebie sto procent, a potem przekonuję się na ile to wystarcza. Po zawodach dokonujemy analizy i widzimy czy idziemy w dobrym kierunku, czy powinniśmy coś zmienić. To na pewno wyznacza nam do czego w danej chwili dążymy. Cele zawsze mamy wysokie. Wiadomo jednak, że tak od ręki nie da się ich zrealizować. Tylko ciężką pracą z mojej strony oraz mojego teamu możemy do nich dochodzić. Do tego musi też być odrobina szczęścia, żeby wszystko się poukładało i okazywało się takie, jak sobie życzymy.

Co czułeś jako zawodnik wracający do ścigania po rocznej przerwie? Dominowała ekscytacja czy we znaki dawał się niepokój związany z tym, jak to wyjdzie w praktyce i czy nadal pozostaniesz takim samym żużlowcem, jakim byłeś wcześniej?

Przez cały czas miałem przede wszystkim ogromny głód żużla. Poczułem, że w odniesieniu do mojej kariery wiele rzeczy zaczyna wracać na właściwe tory i pracować w taki sposób, jakbym tego oczekiwał. Znowu zaczęło towarzyszyć mi charakterystyczne napięcie przedmeczowe, które pozwala się zmobilizować, skoncentrować i odpowiednio nastawić przed zawodami. Starałem się nie dopuszczać do siebie obaw, że mogę zatracić swoją wcześniejszą skuteczność. Nie chciałem nawet o tym myśleć. Wiadomo, że samo uprawianie żużla zawsze generuje pewnego rodzaju stres, tym bardziej w takich okolicznościach, w jakich ja się teraz znalazłem, ale mnie to za bardzo nie przeszkadza. Trochę lat jestem już w tym sporcie, więc myślę, że wiem jak to działa, wiem czego chcę, wiem czego potrzebuję i wiem jak do tego podejść. Sam powrót po dłuższej przerwie nie był też dla mnie czymś zupełnie nowym. W przeszłości miałem już z czymś takim do czynienia przy okazji jakichś kontuzji, które zdarzało mi się łapać. Teraz sytuacja była co prawda trochę inna, ale pewne obycie się z tym tematem i wcześniejsze doświadczenia na pewno się przydały.

Często można usłyszeć, że zawodnicy, którzy przez dłuższy czas nie mogli ścigać się na żużlu gubią pewien rytm, zatracają wyczucie w wielu istotnych kwestiach i miewają mniejsze lub większe zaległości do nadrobienia. Patrząc jednak na Twoją tegoroczną postawę trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że Ciebie to chyba za bardzo nie dotyczy. Czy Ty mimo wszystko masz wrażenie, że coś straciłeś przez tę zeszłoroczną przerwę i niektóre rzeczy Ci pouciekały?

No właśnie niespecjalnie. Myślałem, że coś stracę w zakresie sprzętu czy nadążania za różnymi nowinkami, które dynamicznie pojawiają się w żużlu, ale na szczęście nie czuję, żeby tak było. Okazuje się, że to co znalazłem pod koniec sezonu 2021, czy to co sprawdzałem w ostatnim czasie działa bardzo dobrze i nadal mogę z powodzeniem tego używać. Tak naprawdę nie musiałem dokonywać żadnych wielkich zmian. Praktycznie wszystko zostało po staremu.

Można odnieść wrażenie, że powrót do regularnej jazdy przyszedł Ci dość swobodnie. Chyba nie potrzebowałeś dużo czasu, żeby znowu się w to wszystko wdrożyć i poczuć się komfortowo na motocyklu.

Myślę, że nie. W czasie przerwy jeździłem na różnych motocyklach, więc nie straciłem z tym całkowicie kontaktu. Już po pierwszych tegorocznych przejazdach na żużlu czułem się w porządku. Na szczęście warunki pozwoliły nam dosyć szybko wyjechać na tor i sporo pojeździć przed startem rozgrywek. Mieliśmy trochę sparingów, a do tego doszły też inne zawody, więc mogłem dobrze się rozjeździć. Dla mnie to było bardzo korzystne rozwiązanie. Ja po zimie lubię właśnie odjechać sobie najpierw jakieś pojedyncze spokojniejsze treningi, żeby wszystko rozruszać i rozprostować, a potem jak najszybciej przejść do rywalizacji z innymi. Wtedy ta koncentracja jest zupełnie inna i można lepiej zweryfikować, w jakim miejscu aktualnie się jest.
Ostatni sezon, który przejeździłeś w Ekstralidze przed zawieszeniem - jeszcze w barwach Fogo Unii Leszno - nie był jednak dla Ciebie tak udany jak te wcześniejsze. Twoja średnia spadła poniżej dwóch punktów na bieg i zapewne czułeś, że wielokrotnie jechałeś poniżej poziomu, do którego zdążyłeś przyzwyczaić siebie oraz kibiców. Patrząc na Twoją obecną dyspozycję widać zatem, że wyciągnąłeś trafne wnioski i potrafiłeś stawić temu czoła, skoro teraz zaliczasz tak wyraźny progres. Zdradziłbyś co wtedy było nie tak, w jaki sposób to na Ciebie wpływało i jak zdołałeś to naprawić?
W tamtym czasie dopadły mnie niemałe problemy sprzętowe. Wtedy ewidentnie nie było widać u nas odpowiedniej prędkości. Nie mogliśmy znaleźć właściwych ustawień. Dokonywaliśmy różnych zmian, ale to nie działało w taki sposób jak byśmy oczekiwali. Nie czułem tych motocykli tak dobrze, jak powinienem. To wszystko nie pracowało tak jak należy i trudno było wyciągnąć z tego tyle, ile potrzebowaliśmy. Nie ukrywam, że byłem tym porządnie zmęczony. Cała ta sytuacja wydawała się bardzo skomplikowana i generowała sporo stresu. Momentami nie wiedzieliśmy już co zrobić, żeby było lepiej. Silniki, którymi wówczas dysponowaliśmy po prostu okazały się nieodpowiednie i kompletnie się nie sprawdzały. Przeanalizowaliśmy to wszystko i doszliśmy do wniosku, że trzeba poszukać czegoś innego. To wiązało się ze sporymi inwestycjami, więc odczuliśmy to w naszym budżecie, ale nie było innego wyjścia. Na szczęście pod koniec sezonu zaczęliśmy wychodzić na prostą i notować lepsze wyniki. Przetestowaliśmy nowe jednostki i przekonaliśmy się, że one działają zupełnie inaczej oraz dają mi całkowicie inne odczucia. Zyskaliśmy dostęp do czegoś, co zaczęło spisywać się dużo lepiej i naszym zdaniem mogło pomóc poprawić moją skuteczność. Wiadomo, że wtedy to wszystko było jeszcze bardzo świeże, ale uznaliśmy, że warto iść w tym kierunku. Poświęciliśmy temu trochę czasu i teraz posiadam silniki, które odpowiadają moim preferencjom oraz potrzebom. Widzę, że nawet jak nie trafimy perfekcyjnie z ustawieniami, to nadal jestem w stanie powalczyć z rywalami. To mi się podoba. Dzięki temu cały czas mogę zaliczać się do ligowej czołówki.

Podejrzewam, że korzystne wyniki, które notujesz w tym sezonie, pozwalają Ci odetchnąć z ulgą, a przy okazji zapewniają też dużo spokoju i komfortu psychicznego.

Ja podchodzę do tego z pokorą. Korzystne wyniki na pewno mnie cieszą, ale nie zamierzam się nimi zachłysnąć czy spoczywać na laurach. Po dobrych zawodach uznaję, że to już należy do przeszłości i teraz trzeba skupić się na kolejnym starcie, aby znowu było jak najlepiej. Tam trzeba będzie od nowa odczytywać tor i szukać odpowiedniej prędkości. To, że dzisiaj zdobywam dobre punkty nie gwarantuje, że jutro będzie tak samo. Mogę na przykład nie trafić z przełożeniami lub mieć gorszy dzień. Cały czas trzeba być czujnym i wszystkiego pilnować. Nigdy nie wiadomo, czy coś nas nie zaskoczy lub nagle się nie rozreguluje. Wiadomo, że chciałbym co mecz osiągać jak najlepszy wynik, ale mam świadomość, że w żużlu utrzymywanie równowagi i stabilności wcale nie należy do najłatwiejszych. Dokładamy jednak wszelkich starań, żeby nam się to udawało.

W jaki sposób dążysz do podtrzymywania wysokiej formy?

Trzeba ciężko pracować na wszystkich istotnych polach, to znaczy skrupulatnie się przygotowywać, regularnie analizować to, co dzieje się wokół nas, wystarczająco dużo myśleć o tym, co się robi, reagować, jeśli zachodzi taka potrzeba, właściwie trenować, czy odpowiednio się regenerować. Wszystkie te składniki staram się łączyć ze sobą jak najlepiej, żeby one zebrane w jedną całość mogły przeradzać się w sukces. Myślę, że w moim przypadku całkiem nieźle to działa. Zarówno z mojej strony, jak i mojego teamu, jest naprawdę duże poświęcenie, które niejednokrotnie rozciąga się nie tylko na całe dnie, ale też noce. Często kładziemy się spać z różnorodnymi myślami, bo chcemy wszystko jak najlepiej przetrawić i dopiąć na ostatni guzik. To jest jak prowadzenie biznesu, w którym każdy dąży do tego, żeby całość funkcjonowała w możliwie najlepszy sposób. Jeśli przepracujemy cały dostępny czas najlepiej jak możemy, to jesteśmy w stanie zapewnić sobie nieco więcej spokoju. Kiedy widzimy, że to przynosi efekty i przekłada się na korzystne wyniki, to przepełnia nas wewnętrzna radość, że wszystko, co wcześniej wykonaliśmy zaprocentowało i doprowadziło nas do tego sukcesu.

Statystyki wskazują, że obecnie jesteś zdecydowanym liderem toruńskiej drużyny i drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w całej PGE Ekstralidze. Przywiązujesz do tego dużą wagę?

Na pewno fajnie mieć świadomość, że znalazłem się w takim miejscu i zdołałem osiągnąć taki poziom. To przyjemne odczucie, które daje niemałą satysfakcję i potężnego kopa do dalszego działania. Wiem jednak, że dobre statystyki same z siebie nie sprawią, że w każdych kolejnych zawodach będę prezentował się równie dobrze, dlatego skupiam się przede wszystkim na swojej pracy. Zdaję sobie sprawę, że w Toruniu w momencie podpisywania ze mną kontraktu oczekiwano, że będę mocnym punktem tego zespołu, a najlepiej jego liderem. Staram się zatem potwierdzać, że jestem do tego zdolny i wywiązywać się ze swojego zadania.
Toruńska drużyna na papierze bez wątpienia dysponuje obiecującym składem. Dotychczasowe wyniki zespołu raczej jednak nie idą w parze z oczekiwaniami i nie dają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Do Ciebie rzecz jasna trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, bo znajdujesz się w świetnej dyspozycji, ale wielokrotnie brakuje punktów pozostałych zawodników. Jak myślisz, z czego to wynika? Dlaczego przeważnie nie jesteście w stanie jechać na miarę Waszego potencjału?
Każdy po prostu walczy ze sprzętem. Moim zdaniem to jest główna przyczyna. Ja akurat dobrze wiem co to znaczy, gdy motocykle nie jadą tak jak by się chciało, bo niedawno sam tego doświadczałem. W takich sytuacjach pojawia się dużo nerwów i stresu. Wszyscy na ciebie liczą, a mimo wysiłku i zaangażowania twoje wyniki nie są takie jak powinny. Wiele rzeczy nakłada się wtedy na siebie, co na pewno nie pomaga. Mogę jednak zapewnić, że nikt nie zamierza odpuszczać i jako drużyna będziemy walczyć do końca. Przez cały czas wspieramy się jak możemy i troszczymy się o atmosferę.

Czy Wy jesteście w stanie sobie jakoś nawzajem pomóc? Czy Ty, jako ten zdecydowany lider, możesz stanowić dla swoich kolegów pewnego rodzaju bazę, na której oni będą mogli się oprzeć?

Staramy się dyskutować na temat trapiących nas problemów. Wymieniamy się informacjami odnośnie ustawień i dokonywanych zmian. Wspólnymi siłami próbujemy odczytywać warunki torowe. Rozważamy jak to wszystko działa, czy ktoś ma za mocne, czy za słabe motocykle. Razem zastanawiamy się, w którą stronę należałoby pójść. Dążymy do tego, żeby te dyskusje były owocne, jak najwięcej wnosiły do naszego zespołu i mogły nas w pewien sposób ukierunkowywać. Wiadomo jednak, że w zakresie sprzętu każdy musi też w dużym stopniu samodzielnie dochodzić do tego, co u niego najlepiej się sprawdzi. Nawet jeśli ktoś zastosuje ustawienia, które na przykład u mnie zdają egzamin, to jest mało prawdopodobne, że u niego będą działały równie dobrze. Każdy ma silniki o różnej charakterystyce, a do tego jeszcze inne preferencje. Jak porównuję się z chłopakami, to widzę, że oni trochę inaczej czują motocykle i lubią silniki w nieco innym stylu. Na pewno robimy tyle, ile możemy, żeby to odpowiednio funkcjonowało. To jednak nigdy nie są łatwe sprawy, które dają się tak od ręki pozałatwiać.

W tym sezonie często bywało tak, że po meczu Ty miałeś powody do zadowolenia, bo pokazałeś się z dobrej strony, ale reszta zespołu już niekoniecznie. Jak czuje się zawodnik, któremu idzie bardzo dobrze, ale jego drużyna nie zawsze osiąga korzystne wyniki? To chyba nie jest szczególnie komfortowe położenie?

Nie ukrywam, że zawsze się cieszę, jeśli osiągnąłem dobry wynik i dołożyłem dużo punktów do dorobku zespołu. Wiadomo jednak, że w takich sytuacjach ta radość jest połowiczna, bo nasze indywidualne zdobycze to jedno, ale dążymy również do tego, żeby zespołowo wypracowywać jak najlepsze rezultaty. Nigdy jednak nie czuję się od nikogo lepszy, bo wiem, że w każdej chwili ja też mogę mieć gorszy moment. Zawsze potrafię zrozumieć chłopaków i wyobrazić sobie, co oni przeżywają w takiej chwili. Każdy z nich się stara i chciałby zdobyć jak najwięcej punktów, ale czasami po prostu nie wychodzi i trudno tak od razu temu zaradzić. Najważniejsze, żeby wzajemnie obdarzać się wsparciem, a nie wytykać się palcami i mówić, że ja jestem taki, a ty jesteś taki. Każdy musi wierzyć, że mimo gorszych momentów wszystko jest jeszcze możliwe, a konsekwentna praca ma sens i może przynieść spodziewane efekty. W żużlu to nie jest nic nadzwyczajnego, że dzisiaj robisz pięć punktów, a jutro piętnaście.

Jak wiele, Twoim zdaniem, toruńska drużyna będzie w stanie zdziałać w tym sezonie? Myślisz, że jeszcze się rozkręcicie i zdołacie powalczyć o wysoką lokatę, czy patrząc jak to teraz wygląda uważasz, że może być trudno?

Sezon dopiero nabiera rozpędu, więc jeszcze wszystko przed nami. Na pewno nie stoimy na straconej pozycji. Widać, że momentami jakby zaczynało być lepiej, choć wielokrotnie to jeszcze nie jest to, czego byśmy chcieli. Na razie znajdujemy się w niełatwym położeniu, ale mamy jeszcze trochę czasu, żeby wszystko dopracować i znaleźć najlepsze rozwiązania sprzętowe. Każdy z seniorów dąży do tego, żeby dokładać od siebie jak najwięcej, a dodatkowo próbujemy też budować juniorów. Myślę, że wiemy co mamy robić i na tym się koncentrujemy. Tak naprawdę dopiero za jakiś czas przekonamy się jaki wynik będzie w naszym zasięgu. Pamiętajmy, że wszystko rozstrzyga się na koniec, kiedy przychodzi decydująca faza sezonu. Dużo zależy od tego, w jakim miejscu wtedy będziemy. Teraz skupiamy się na tym, żeby regularnie dorzucać punkty do tabeli i na spokojnie wjechać do play-off, a potem spróbujemy zawalczyć tam o jak najlepsze miejsce. Cele niezmiennie mamy wysokie i na pewno będziemy starać się zrealizować nasze ambitne przedsezonowe założenia.
Trochę czasu już minęło, odkąd dołączyłeś do toruńskiej drużyny. Jak czujesz się w tym zespole?
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że znowu mogę być częścią drużyny. W zeszłym roku nie było takiej możliwości, więc dla mnie to jest fajne uczucie. Jeszcze przed zawieszeniem byłem na obozie z resztą zespołu, przed tym sezonem mieliśmy kolejne zgrupowanie, a do tego również inne spotkania i wspólne aktywności, więc zdążyliśmy się lepiej poznać i zakolegować. Z mojej perspektywy wszystko jest w porządku. Mamy dobrą atmosferę i myślę, że z każdym kolejnym tygodniem rośniemy jako zespół.
Zmiana barw klubowych i wchodzenie do nowego środowiska bywają dla Ciebie czymś stresującym?
Myślę, że nie. Aczkolwiek wiadomo, że w takiej sytuacji trzeba zaakceptować nowe warunki czy reguły, które tworzą się w drużynie. W takich momentach stykasz się z innym trenerem, masz wielu nowych ludzi wokół siebie, więc musisz odnaleźć się w tym zmienionym otoczeniu. Należy obgadać niektóre tematy, wdrożyć się we wszystko i po prostu przyjąć pewne rzeczy. Ja jednak nigdy nie miałem z tym problemu. Zawsze staram się dostosować i pomagać w czym tylko mogę. Na tym polega współpraca i budowanie drużyny. To nie jest rywalizacja indywidualna, więc wychodzę z założenia, że trzeba patrzeć na wszystko przez pryzmat zespołu. Warto też troszczyć się o atmosferę, bo to naprawdę wiele znaczy.

Ty jesteś zawodnikiem, który zwraca dużą uwagę na najmłodszych żużlowców wchodzących w skład Twojej aktualnej drużyny. Widać, że ich żużlowe losy nie są Ci obojętne. Pokazujesz, że potrafisz wspierać tych chłopaków na różne sposoby czy oddawać im pojedyncze biegi, kiedy dane spotkanie jest już rozstrzygnięte. Wielokrotnie podkreślasz, że trzeba troszczyć się o ich rozwój, bo to może zaprocentować w przyszłości. Masz świadomość, że oni będą Wam potrzebni. Nawiązując do tego tematu chciałbym zapytać, jak Twoim okiem wypadają zawodnicy, którzy w tym sezonie tworzą formację młodzieżową Apatora? Nie jest wielką tajemnicą, że w Toruniu od długiego czasu jest spory problem ze skutecznością juniorów oraz ich systematycznym rozwojem.

Ja myślę, że oni mają potencjał i potrafią jeździć na żużlu. Wiadomo jednak, że to są młodzi zawodnicy i czasami niestety nie radzą sobie jeszcze z niektórymi rzeczami. Krzysiek Lewandowski zebrał już trochę doświadczenia, ale raz wychodzi mu lepiej, a raz gorzej. Przed nim wciąż sporo pracy, żeby nabrać stabilizacji i podnieść swój poziom. Mateusz Affelt dopiero zaczyna poważną jazdę, więc od niego nie możemy jeszcze za dużo wymagać. Widać, że trzeba mu pomóc, bo ostatnio jakby się trochę zablokował. Potrzeba mu znacznie więcej luzu na motocyklu, a poza tym musi się jeszcze bardziej rozjeździć. Obu tych zawodników stać na wiele, tylko muszą się spiąć i być może poświęcać jeszcze więcej czasu na pracę i naukę we wszystkich istotnych żużlowych wymiarach. Myślę, że oni zdają sobie sprawę co należy dopracować, wiedzą co powinni zrobić i małymi krokami będą szli do przodu.
Wiadomo, że przed laty Ty też byłeś młokosem, który musiał przebić się w żużlu i zbudować swoją pozycję w tym sporcie. Ostatecznie zdołałeś tego dokonać, czego najlepszym dowodem są Twoje korzystne wyniki i liczne osiągnięcia. Na co zatem w szczególności zwróciłbyś uwagę młodemu zawodnikowi, który - podobnie jak Ty - chciałby stopniowo napędzać swoją karierę, wchodzić na właściwe tory i stawać się coraz lepszy? Często słyszymy, że potrzeba trafionego sprzętu, zgranego teamu, odrobiny szczęścia, trochę talentu, nieco zaangażowania, ale to na pewno nie są jedyne klucze do sukcesu.
Uważam, że w miarę szybko trzeba pomyśleć o zagranicznych ligach. Chodzi o to, żeby poznawać inne tory, poczuć inny żużlowy klimat, mierzyć się z innym stresem, zdobywać nowe doświadczenia i poszerzać horyzonty. To wszystko na pewno wiele wnosi do żużlowego rzemiosła. Nie można zamykać się w jakiejś określonej przestrzeni, bo nie zrobi się żadnego kroku naprzód. Wiadomo, że w Polsce młodzi zawodnicy mają wiele okazji do startów, bo są liczne zawody juniorskie, a do tego liga u24. Oni tam rywalizują między sobą i mogą zbudować sobie solidną bazę pod dalszą karierę. W pewnym momencie potrzeba jednak czegoś więcej, żeby poszerzyć swoje umiejętności i podbudować się w roli żużlowca. Warto spojrzeć wtedy chociażby w kierunku Anglii, Szwecji czy Danii. W Polsce jest tendencja do przygotowywania lżejszych i łatwiejszych torów, które bywają równe jak stół, ale młodzi potrzebują też obycia na trudniejszych nawierzchniach, gdzie jest parę dziurek czy kolein. Widać, że podczas zawodów, gdzie tory z różnych względów okazują się bardziej wymagające, oni miewają problemy, zaczynają się przewracać, nie do końca potrafią się odnaleźć, nie za bardzo wiedzą jak się zachować i zwyczajnie się boją. Jeśli jednak pojeżdżą trochę na takich nawierzchniach, to się z nimi oswoją. Dzięki temu na lżejszym torze będą czuli się jeszcze pewniej, a te trudniejsze owale nie będą ich tak bardzo zaskakiwać. W ten sposób wyeliminują swoje braki i staną się lepiej przygotowani do rywalizacji. Z własnego doświadczenia wiem, że bardzo ważne jest to, aby przez cały czas uczyć się tego żużla w najróżniejszych wymiarach. Nie można myśleć, że jeśli raz coś się wygrało, to jest się już wystarczająco dobrym zawodnikiem, który nie musi się doskonalić. Bez przerwy trzeba cisnąć, żeby zapracować na dobre wyniki. Ja widzę po sobie, że mimo wielu lat w tym sporcie ciągle odkrywam coś nowego i zgłębiam wiele tajników. Nie ukrywam, że gdzieniegdzie czasami trudniej mi się jeździ, więc niejednokrotnie muszę szukać tego właściwego stylu i wprowadzać różnorodne modyfikacje. Mam wrażenie, że to niekończąca się nauka i praca nad sobą.

Wracając do wątków związanych z toruńską drużyną, chciałbym zapytać, jak postrzegasz pracę Waszego trenera, Roberta Sawiny? Wiadomo, że on wrócił do pracy trenerskiej po wieloletniej przerwie i sam niejednokrotnie zastanawia się, czy wnosi wystarczająco dużo do zespołu.

My poznaliśmy się już wcześniej, bo przed laty mieliśmy okazję współpracować w Bydgoszczy. W tamtym czasie nigdy nie było między nami żadnych problemów i teraz jest dokładnie tak samo. To jest nie tylko dobry trener, ale też wspaniały człowiek. Wiadomo, że jak nie ma wyniku, to każdy nakłada na niego dodatkową presję i krytykuje, ale tak to już niestety jest w tym sporcie. On przeżywa to wszystko tak samo jak my i stara się nam jak najwięcej pomagać. Widać, że jest bardzo zaangażowany w to, co robi. Ja nie czuję, żeby coś było nie tak. To jednak nie jest moja rola, aby oceniać jego pracę. Trener ma swoje obowiązki i stara się wywiązywać z nich najlepiej jak może. Ja nie zamierzam rozstrzygać czy robi to dobrze, czy może nie do końca, bo od tego są władze klubu. Podchodzę do tego w taki sposób, że trener jest osobą, której ja mam słuchać. To on przydziela mi numer startowy na zawody i wyznacza zadania, a ja skupiam się na tym, żeby jak najlepiej wykonać tę pracę, którą on dla mnie zaplanował.

Jak odnajdujesz się na toruńskim torze? Wszyscy dobrze wiemy, że w ostatnim czasie nawierzchnia na Motoarenie okazywała się nieco problematyczna i stała się tematem, który był dość mocno wałkowany w mediach.

Jak dla mnie tor jest w porządku i ja nie mam z nim problemu. Zawsze staram się zaakceptować go takim, jaki jest w dniu zawodów i się do niego dostosować. Wiadomo, że on potrafi różnić się od tego, co mieliśmy na ostatnim meczu czy treningu, ale ja nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Uważam, że praktycznie wszędzie mamy z czymś takim do czynienia i w zasadzie każdy musi się z tym zmagać. Po pierwsze, zmienia się pogoda, a po drugie, przychodzą różni komisarze toru, którzy mogą wpływać na prace kosmetyczne. Trudno jest sprawić, żeby nawierzchnia zawsze była taka sama. Ja jednak nie traktuję tego jako powodu do narzekania i nie zamierzam się tym ekscytować. Raczej nie zaliczam się też do zawodników, którzy jakieś swoje niepowodzenia czy potknięcia tłumaczyliby tym, że tor był taki lub taki. Wiem, że trener z toromistrzem dążą do tego, żeby on był jak najlepszy do walki i nigdy nie robią go przeciwko komuś. Ja na pewno lubię ten owal, choć tak naprawdę staram się polubić każdy tor, na którym startuję. Tam wykonuję swoją pracę, więc muszę umieć odnaleźć się w każdych warunkach, aby wykonać ją w odpowiedni sposób. Zastanawianie się czy dany tor mi pasuje czy może niekoniecznie kompletnie nic mi nie da, dlatego wolę koncentrować się na swoim zadaniu.
Dlaczego tak w ogóle po sezonie 2021 zdecydowałeś się na zmianę klubu i odejście z Leszna?
Po siedmiu latach w jednym klubie po prostu potrzebowałem już jakiejś zmiany. Tak jak wcześniej rozmawialiśmy, ostatni sezon w Lesznie nie był dla mnie najlepszy i mocno mnie zmęczył. Czułem, że moja forma spada, więc musiałem złapać nowy oddech i zapewnić sobie świeże bodźce w innym otoczeniu. Głównym powodem na pewno nie były finanse. Wiadomo, że to jest ważna kwestia, bo potrzebujemy odpowiedniego budżetu, aby wystarczająco dobrze przygotować się pod względem sprzętowym i nie tylko, ale ja nigdy nie kieruję się wyłącznie tym aspektem. Myślę, że przez lata zdążyłem udowodnić, że nie jestem zawodnikiem, który co roku zmienia kluby, żeby tylko wykorzystać atrakcyjną ofertę i zarobić trochę więcej. Na te sprawy zawsze staram się patrzeć znacznie szerzej. Wybieram takie rozwiązania, które mogą przynosić wiele różnorodnych korzyści i wszystkim wychodzić na dobre. Lata spędzone w Lesznie na zawsze pozostaną dla mnie wyjątkowe. W tym czasie zdobyliśmy pięć tytułów Drużynowego Mistrza Polski, co jest wielkim osiągnięciem. Cieszę się, że mogłem być częścią tej niesamowitej drużyny, ale przyszedł taki moment, kiedy trzeba było zamknąć ten rozdział i zrobić krok w inną stronę.
Dlaczego wybrałeś przenosiny akurat do Torunia?
Nie ukrywam, że miałem wiele innych ofert, ale w Toruniu bardzo o mnie zabiegano. Zainteresowanie ze strony tego klubu było już we wcześniejszych latach. Wtedy jednak nie czułem potrzeby, żeby odchodzić z Leszna, więc odmawiałem. Dopiero jak tam pewna formuła się wyczerpała to uznałem, że warto pójść w tym kierunku. Widziałem, że oni bardzo mnie chcą i strasznie im zależy, żebym startował w tym zespole. Doszedłem do wniosku, że to będzie dobry wybór i na ten moment na pewno tego nie żałuję. Wiadomo, że na co dzień mieszkam w Bydgoszczy, więc teraz mam klub znacznie bliżej swojego domu, co nie pozostaje bez znaczenia. Na pewno spodobała mi się też koncepcja drużyny, a poza tym stwierdziłem, że Motoarena, do której trzeba umieć dobrze się dopasować, może zrobić ze mnie jeszcze lepszego zawodnika. Wiele rzeczy fajnie poskładało się w jedną całość i pchnęło mnie w tę stronę.

Dla Ciebie to jest tak naprawdę powrót do Torunia po kilkuletniej przerwie, bo w 2014 roku występowałeś już w barwach tego zespołu. Jak zapamiętałeś tamten czas?

To był specyficzny sezon, bo przystępowaliśmy do niego z ośmioma ujemnymi punktami na koncie. To była kara nałożona na klub za to, że rok wcześniej nie przystąpił do rewanżowego meczu finałowego w Zielonej Górze. Mimo niełatwego położenia na starcie plan był taki, żeby walczyć o najwyższe cele. Mieliśmy bardzo mocny skład, w którym każdy mógł być potencjalnym liderem. Startowanie w takim dream-teamie było ciekawym doświadczeniem. Pod względem sportowym niestety jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Wielokrotnie nie dopisywało nam szczęście, bo zmagaliśmy się z różnymi problemami, a na dodatek trapiły nas kontuzje. W pewnym momencie zaczęliśmy się rozkręcać, ale po drodze pogubiliśmy za dużo punktów i ostatecznie nie zdołaliśmy wjechać do fazy play-off, aby powalczyć o medale. Mimo tego niepowodzenia ja jednak dobrze wspominam tamten okres.

Dlaczego wtedy skończyło się tylko na jednorocznej współpracy?

W toruńskim klubie zmienił się właściciel i po prostu nie mogliśmy się dogadać. Takie rzeczy czasami się zdarzają i nie ma sensu tego roztrząsać czy rozpamiętywać. Ja wtedy dostałem ciekawą ofertę z Leszna, która bardzo mi się spodobała, więc postanowiłem z niej skorzystać. Zależało mi też na tym, żeby w końcu powalczyć z drużyną o najwyższe cele, a tam szanse na to wydawały się znacznie większe niż w Toruniu. To jednak nie było tak, że rozstawaliśmy się pokłóceni i potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby emocje opadły. Nikt z nas nie spalił za sobą żadnych mostów. Potem wielokrotnie się widywaliśmy i normalnie rozmawialiśmy. Żużlowy świat jest bardzo mały, więc tak naprawdę wszyscy pozostajemy w stałym kontakcie.
Myślisz, że tym razem możesz zostać w Toruniu na dłużej? Podejrzewam, że zatrzymanie Ciebie w składzie będzie priorytetem dla włodarzy Apatora.
Na razie staram się za bardzo nie wybiegać w przyszłość. Aktualnie skupiam się na tym, żeby jak najlepiej wypełnić mój obecny kontrakt, a co będzie potem to się okaże. Na te sprawy przyjdzie jeszcze czas. Trzeba będzie usiąść, porozmawiać i przekonać się czy dla obu stron wszystko odpowiednio się zazębia. Myślę, że z przebiegu mojej kariery widać, że zmieniam kluby tylko wtedy, kiedy z różnych względów faktycznie jest taka konieczność i nie widzę innej możliwości. Wiadomo, że dobrze mieć pewnego rodzaju stabilizację i zawsze próbuję do tego dążyć. Czasami przychodzi jednak taki moment, że trzeba zdecydować się na jakiś ruch. Na tę chwilę nie potrafię jeszcze powiedzieć jak będzie w tym przypadku. Musimy poczekać i zobaczyć jak sprawy się rozwiną.

Wiadomo, że w toruńskiej drużynie miałeś pojawić się już przed rokiem, ale ze względu na wybuch wojny w Ukrainie nie było takiej możliwości, bo zostałeś zawieszony, podobnie jak inni rosyjscy żużlowcy. Jak z Twojej perspektywy wyglądał tamten okres, kiedy nie mogłeś startować?

To był trudny czas, nie ma co się oszukiwać. Nagle straciłem możliwość wykonywania swojej pracy, choć oczywiście miałem świadomość dlaczego tak się stało i musiałem to zaakceptować. Najtrudniejsza była ta niepewność dotycząca tego co będzie dalej i jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość. Nie wiedziałem co mnie czeka i na co się przygotować - czy będę miał iść w lewo, czy w prawo, czy może prosto. Trudno było wykonać jakieś większe ruchy czy podjąć konkretniejsze działania, bo nie było za bardzo wiadomo na czym w zasadzie się stoi i czy niebawem nie będzie się przywróconym do jazdy. W tej sytuacji skupiałem się po prostu na swoich codziennych treningach, a poza tym spędzałem czas z rodziną i starałem się cieszyć z tego co mam. Nie mogłem wpadać w panikę i podejmować pochopnych decyzji. Skoro byłem zawieszony i nie mogłem jeździć, to uznałem, że moja obecność na meczach czy w przestrzeni medialnej jest niepotrzebna. Byłem jednak związany z toruńskim klubem, więc pozostawaliśmy w kontakcie, a ja starałem się wspierać drużynę jak tylko mogłem. W razie czego zawsze byłem pod telefonem, wpadałem też na treningi, więc jeżeli pojawiała się jakaś potrzeba, to próbowałem pomagać.

Jakiś czas temu wspomniałeś, że gdyby w tym roku nie było możliwości powrotu do jazdy, to najpewniej zakończyłbyś karierę. Naprawdę byłbyś w stanie zdecydować się na taki krok?

Raczej tak, bo nie miałbym innego wyjścia. Nie chciałem czekać w nieskończoność na możliwość powrotu do sportu. To zresztą nie miałoby sensu. Nie zamierzałem siedzieć, tupać i płakać, żeby pozwolono mi znowu jeździć. Musiałbym żyć dalej, poszukać dla siebie innego zajęcia i wyznaczyć sobie jakieś nowe cele.

Ostatecznie jednak nie musiałeś wcielać tego scenariusza w życie, bo Rosjanie z polskimi paszportami, do których się zaliczasz, zostali dopuszczeni do rywalizacji w polskiej lidze. Możliwość powrotu do żużla zapewne wiele dla Ciebie znaczy.

Oczywiście, że tak. Dla mnie to jest bardzo ważne, dlatego chciałbym podziękować wszystkim osobom, które się do tego przyczyniły. Żużel od wczesnego dzieciństwa jest wpisany w moje życie i odgrywa w nim olbrzymią rolę. To jest nie tylko moja pasja, ale też praca. Pokochałem ten sport i poświęciłem mu mnóstwo czasu. Wiele rzeczy mu podporządkowałem. Na pewno trudno byłoby tak z marszu zacząć funkcjonować bez niego. Wiedziałem, że dalej chcę jeździć i bardzo tego potrzebowałem. Czuję, że mogę jeszcze wiele osiągać i dużo się nauczyć, dlatego jestem wdzięczny, że mam taką możliwość i bardzo to doceniam.

Z jakim odbiorem ze strony innych ludzi spotykasz się na stadionach czy w życiu codziennym? Wiadomo, że w obliczu tego, co dzieje się w Ukrainie spojrzenie na sportowców wywodzących się z Rosji może być różne.

Myślę, że wszystko jest w porządku i nie mam powodów do narzekań. Na szczęście nigdy nie czułem, żeby mnie lub moim najbliższym cokolwiek zagrażało. Ludzie nadal do mnie podchodzą, rozmawiają czy proszą o wspólne zdjęcie. Wiadomo, że czasami zdarzają się jakieś gwizdy czy niepochlebne opinie, ale w sporcie to nie jest nic nadzwyczajnego. To nie w moim stylu, żebym obawiał się takich rzeczy czy się nimi przejmował. Jestem twardym facetem, więc nie przywiązuję do tego wielkiej wagi. Każdy jest świadomy tego, co robi i ma prawo reagować w taki sposób, jaki uważa za stosowny. Ja w tym wszystkim muszę po prostu koncentrować się na swojej pracy.
Wiadomo, że w internecie możesz natknąć się na różne komentarze. To jednak przeważnie są głosy osób, z którymi nie masz na co dzień do czynienia, bo one pozostają dla Ciebie anonimowe. Zastanawiam się jednak czy po wybuchu wojny w Ukrainie dużo ludzi z Twojego bliższego otoczenia odwróciło się od Ciebie wyłącznie ze względu na kraj, z którego pochodzisz?
Nie odnoszę takiego wrażenia. Praktycznie wszyscy nadal są przy mnie i bardzo im za to dziękuję. Od samego początku mogłem liczyć na ich wsparcie i odczuwam je do dzisiaj. Nadal utrzymuję kontakt ze wszystkimi, z którymi przedtem go utrzymywałem. Prawda jest taka, że ja pozostałem takim samym człowiekiem, jakim byłem wcześniej. Na pewno w żaden sposób się nie zmieniłem i nie zamierzam się zmieniać, dlatego bardzo się cieszę, że tak wiele osób nie widzi powodu, aby zmieniać się w stosunku do mnie.

Ważne jest też chyba to, że mimo rocznej przerwy udało się utrzymać cały Twój team. W naszej rozmowie wielokrotnie sygnalizowałeś, że on odgrywa ogromną rolę w Twoim żużlowym życiu i sporo mu zawdzięczasz.

W pełni się z tym zgadzam. Bardzo się cieszę, że chłopacy nadal są ze mną i mogę liczyć na ich wsparcie. Myślę, że wszyscy staliśmy się dla siebie przyjaciółmi, którzy wspólnie dążą do tych samych celów i razem ciągną ten wózek w jedną stronę. Wiadomo, że miewamy trudniejsze momenty, ale jeśli pojawiają się jakieś problemy, to wspólnymi siłami próbujemy je rozwiązać. W tym sporcie nie chodzi tylko o to, żeby być dobrym żużlowcem, ale trzeba mieć też zgrany team. Na tym polega profesjonalizm. Żaden żużlowiec nie osiągnie niczego w pojedynkę. Jeśli masz odpowiednich ludzi wokół siebie, to wszystko zaczyna lepiej działać i myślenie o poszczególnych sprawach też staje się zupełnie inne.

W tym roku poza Polską ścigasz się również w lidze angielskiej, do której wróciłeś po wieloletniej przerwie. Opowiesz o kulisach dołączenia do tych rozgrywek i podzielisz się swoimi wrażeniami związanymi ze startami w tym kraju?

Ten pomysł już od dawna chodził mi po głowie, ale przedtem nie miałem na to za bardzo czasu, bo był szereg innych zawodów do objechania. Teraz jednak nie mogę rywalizować na arenie międzynarodowej, czy w innych ligach, więc postanowiłem skorzystać z okazji, że w Anglii była taka możliwość. Na ten moment jazda w tym kraju bardzo mi się podoba. Dzięki temu wciąż mogę się wiele nauczyć i doskonalić swoje umiejętności. Tam są krótkie i techniczne tory, więc staram się dostosowywać do tych warunków i zbierać nowe doświadczenia. Rywalizacja w tej lidze na pewno okazuje się wymagająca. Po części wynika to z tych specyficznych owali, ale tam jest też wielu ambitnych i obeznanych w tamtejszych realiach zawodników, którzy chcą wygrywać i nie dają się tak łatwo pokonywać. To nie jest tak, że po prostu tam przyjedziesz i z marszu będziesz zdobywał dobre punkty. Przy okazji każdych zawodów trzeba się solidnie napracować, poszukiwać odpowiednich ustawień i utrzymywać koncentrację na wysokim poziomie.
Czujesz, że starty w Anglii pozwoliły Ci wypełnić luki po zawodach, które siłą rzeczy musiały wypaść z Twojego kalendarza i teraz masz wystarczająco dużo jazdy?
Myślę, że pod tym względem wszystko jest jak trzeba. Ja wolę nie mieć zbyt wielu startów, żeby nie było przesytu i przesadnie dużego zmęczenia. Obecnie mam wystarczająco dużo czasu, żeby między kolejnymi meczami odbywać swoje treningi, posiedzieć trochę z rodziną i odpowiednio się regenerować. Taki system na pewno mi odpowiada i jak na razie dobrze się sprawdza.
Jak odnosisz się do tego, że Twój powrót do żużla tak naprawdę jest na razie tylko połowiczny, bo wciąż nie wszędzie możesz się ścigać, o czym zresztą sam przed chwilą wspomniałeś? Liczysz, że w najbliższym czasie znowu będziesz mógł pokazać się chociażby w Grand Prix, którego pewnie najbardziej Ci brakuje?
Ja o tym nie myślę i kompletnie się tym nie zajmuję. Nie mam na to żadnego wpływu, więc nie zaprzątam sobie tym głowy. Mogę jedynie czekać na rozwój wypadków i zadowalać się tym co jest. W tym momencie skupiam się na ligach, w których mogę startować i to jest dla mnie najważniejsze. Chcę zdobywać jak najwięcej punktów dla moich drużyn i przyczyniać się do osiągania przez nie korzystnych wyników.
Na arenie międzynarodowej dotychczas zdążyłeś wywalczyć po dwa tytuły Mistrza Świata Juniorów i Mistrza Europy, razem z kadrą trzy razy wygrywałeś też Speedway of Nations i stawałeś na podium Drużynowego Pucharu Świata, a do tego masz jeszcze trzy brązowe medale Mistrzostw Świata. Czy te sukcesy zaspokajają Twoje apetyty?
Coś na pewno udało się osiągnąć, więc mogę być z tego zadowolony. Nie ukrywam jednak, że zawsze chciałem zostać Mistrzem Świata, więc pod tym względem mam pewien niedosyt. Ten tytuł nadal pozostaje moim celem, ale nie wiem czy w obecnych realiach jeszcze kiedyś będę mógł spróbować o niego zawalczyć. Na razie muszę poczekać i zobaczyć co przyniesie przyszłość.
Skoro rozmawiamy o Twoich osiągnięciach, to na pewno możesz być dumny z tego, że przez lata jesteś w stanie utrzymywać wysoką formę i zaliczać się do absolutnej światowej czołówki. Niewielu zawodników potrafi tego dokonać.
Tak jak wspominałem wcześniej, to efekt ciężkiej pracy z mojej strony oraz mojego teamu, a także ciągłego życia żużlem. Nikt nie daje nam tych rezultatów za darmo. Cały czas szukamy tej stabilności. Staramy się jak możemy i próbujemy co tylko się da. Czasami nie jest łatwo, ale dajemy z siebie wszystko, żeby nasze wyniki utrzymywały się na odpowiednim poziomie.
Masz jakieś odskocznie od żużla?
Myślę, że to moje treningi, zwłaszcza jazda na innych motocyklach, a także spędzanie czasu z rodziną czy prace przy domu. Ostatnio na przykład kosiłem trawę czy robiłem porządek w ogrodzie. To są takie przyziemne zajęcia, ale czuję, że one pomagają mi łapać oddech, oczyszczać głowę i ładować akumulatory. Na razie nie podejmuję żadnych większych czy bardziej spektakularnych aktywności, bo jednak żużel pochłania mi najwięcej czasu i to na nim najbardziej chcę się skupić. Myślę, że trudno byłoby łączyć uprawianie tego sportu z jakimiś innymi dużymi przedsięwzięciami.

Czy żużel po latach wciąż tak samo Cię bawi oraz inspiruje?
Na pewno nadal podoba mi się ten sport. Wiadomo jednak, że wszystko zmienia się w nim bardzo dynamicznie. Cały czas trzeba być na bieżąco i nadążać za nowinkami, żeby nie zostać w tyle. Nie ukrywam, że bywały takie momenty, kiedy miałem dosyć, ale jednak zawsze potrafię znaleźć w sobie wewnętrzną motywację, żeby dalej walczyć o jak najlepszy wynik.

Na koniec powiedz proszę, jak w obecnych warunkach zapatrujesz się na swoją najbliższą żużlową przyszłość? Z jakimi założeniami do niej podchodzisz? Podejrzewam, że teraz trudniej snuć Ci jakieś plany i projektować swoją dalszą karierę, skoro wiele furtek masz na razie pozamykanych i walka o sukcesy na niektórych polach stała się dla Ciebie niedostępna.
W tej chwili chcę po prostu cieszyć się żużlem w takim wydaniu, do jakiego mam dostęp i czerpać z tego sportu jak najwięcej dobrego. Tam, gdzie będę mógł się pokazywać, zamierzam wyciskać z siebie wszystko co najlepsze i cały czas poszerzać swoją wiedzę o tym sporcie.

Rozmawiał: Karol Śliwiński

Po sezonie wiadomy było, że zawodnik rok 2024 spędzi również w Toruniu, ale w okienku transferowym działacze sprawili fanom z miasta Kopernika nie lada prezent, bowiem parafowali z Emilem umowę również na rok 2025 z opcją przedłużenia na kolejne lata. Sam zainteresowany tak komentował tę decyzje: "Staram się daleko do przodu nie wybiegać, ponieważ nie wiemy, co będzie w klubie i co pokaże czas. Na przyszły rok na pewno chcę przygotować się jak najlepiej. W przerwie będę starał się podtrzymać swoją formę i połączyć wakacje z treningami. Na pewno Toruń mi odpowiada, ponieważ mam bliski dojazd z Bydgoszczy i to wiele ułatwia, a dodatkowo mam rodzinę obok". W kuluarach mówiło się o tym, że Rosjanin za przedłużenie umowy na sezon 2025 mógłby liczyć nawet na 1,4 mln złotych na przygotowanie do sezonu, a kolejne 3,4 mln złotych mógłby podnieść z toru. Żużlowiec wart był jednak takich pieniędzy. Po perturbacjach związanych ze stratą tunera, a potem rocznym zawieszeniem w ramach sankcji FIM nałożonych na Rosjan, wrócił na absolutny ligowy top. Na silnikach przygotowywanych przez Holendra, Berta van Essena praktycznie w pojedynkę zaciągnął torunian na ligowe podium, a statystyki bezlitośnie pokazywały, że bez Sajfutdinowa w składzie żadnego medalu dla Torunia by nie było! Wszyscy pozostali seniorzy zaliczyli bowiem potężne spadki na liście rankingowej.

Czy medalista IMŚ do końca kariery będzie liderował Aniołom? Czy jeszcze będzie miał okazję powalczyć o światowy championat?
Czas pokaże, bowiem nie wszystko w dziwnym świecie zależy do sportowej formy zawodnika!

Poza startami w Polsce, zawodnik bronił barw klubów:
Masarna Avesta (2007-2008), Piraterna Motala (2009-2011), Elit Vetlanda (2012), Indianerna Kumla (2013), Elit Vetlanda (2013)
    Mega-Łada Togliatti (2005-2008), Turbina Bałakowo (2009-2012, 2019), SK Saławat (2013)
        Coventry Bees (2011) Ipswich Witches (2023)
           
AK Slany (2012-2013)

W swoim ojczystym kraju Emil święcił tryumfy zdobywając tytuły Drużynowych Mistrzów Rosji: Mega-Łada Togliatti (2005, 2007), Turbina Bałakowo (2010, 2012). W mistrzostwa Rosji Par z Mega-Ładą sięgnął po złoto w roku 2005 i brąz w roku 2003. Ponadto w indywidualnym championacie młodych Rosjan w 2005 roku uzyskał tytuł młodzieżowego mistrza Rosji, a w 2007 tytuł wicemistrza. W indywidualnej rywalizacji seniorów w 2009 roku sięgnął po brązowy krążek.

Również w Polsce wygrał wiele prestiżowych turniejów, jak choćby turniej o Koronę Bolesława Chrobrego w 2011 roku czy Memoriał Alfreda Smoczka w roku 2012

Osiągnięcia

DMP

2006/3; 2015/1; 2017/1; 2018/1; 2019/3; 2020/1; 2023/3
IMME 2014/1; 2015/5; 2017/7; 2018/4; 2019/7; 2020/10; 2021/10
IMŚ GP 2009/3; 2010/15; 2011/6; 2012/5; 2013/6; 2017/6; 2018/8; 2019/1; 2020/8; 2021/3
IMŚJ 2007/1; 2008/1
DMŚJ 2007/8
DPŚ 2009/4; 2012/3; 2017/3
MŚP - SON 2018/1; 2019/1; 2020/1
IME-SEC 2013/9; 2014/1; 2015/1; 2016/7; 2018/6; 2020/17
IMEJ 2005/awansował do finału, ale został wykluczony z uwagi na zbyt młody wiek
KPE 2007/3(rep. M-Ł Togliatti), 2008/3(rep. M-Ł Togliatti), 2011/4(rep.Turbina Bałakowo)

Kluby w lidze polskiej
2006-
-2012
2013 2014 2015-
-2021
2022-
- aktualnie

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
sezon mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu
2014 14 61 127 12 2,279 6
po rundzie zasadniczej
2022 zawieszony po zbrojnym ataku Rosji na Ukrainę
2023 20 106 252 7 2,443 2

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt