SAJFUTDINOW Emil Damirowicz Rosja
Urodzony 26 października 1989 w Saławacie. Domy ma jednak w Bydgoszczy i Sankt Petersburgu, gdzie podoba mu się najbardziej, bowiem w tym mieście ma wszystko, tor motocrossowy, siłownię i prywatnego trenera. Często jednak odwiedza rodzinny dom w Saławacie.
Prywatnie spokojny, uśmiechnięty, optymistycznie nastawiony do życia rosyjski żużlowiec pochodzenia tatarskiego, posiada również polskie obywatelstwo. Jego hobby to motocross, na którym spędza sporo czasu w przerwie między żużlowymi sezonami. Egzamin na licencję żużlową zdał w 2005 roku. Jednak na początku sportowej kariery bardziej pochłaniał go wspomniany motocross. Kiedy miał dwa lata, sam kierował już crossówką, a z tyłu siedział jego tato. Jednak pewnego razu trafił na zawody żużlowe w Saławacie i zapragnął mieć motocykl żużlowy, tak jak jego brat Denis. Już w pierwszym starcie mały Emil pojechał wyśmienicie, a później było już tylko lepiej i tak w wieku dziesięciu lat zaczął jeździć na żużlu.
Tatarska rodzina niemal w całości poświęciła
się żużlowi, bowiem prócz Emila również jego starszy brat Denis ścigał się na
owalnych torach, a także miał okazję reprezentować Rosję w Drużynowym Pucharze
Świata w roku 2002 i w eliminacjach dwa lata później. Obecnie Denis zaprzestał
ścigania i jako menadżer prowadzi klub w mieście Saławat w swoim rodzinnym
kraju. Oto jak sam zawodnik w jednym z wywiadów wspomina tamten czas:
Nieustannie byliśmy w ruchu i cały czas wymyślaliśmy nowe zajęcia i turnieje.
Nigdy normalnie się nie bawiliśmy, zawsze rywalizowaliśmy, organizowaliśmy
zawody i mecze żużlowe na rowerach. Bo ja byłem skazany na speedway. Ojciec
żartował, że urodziłem się w beczce benzyny. Coś w tym jest, bo nigdy nawet nie
przyszło mi do głowy, bym mógł robić w życiu coś innego.
Warto w tym miejscu dodać, że dla Emila rodzina jest czymś
najważniejszym. W wielu wywiadach podkreśla swoje przywiązanie do rodziców i
ojczyzny. To właśnie Tata Damir, oddał się bez reszty sportom motorowym, bowiem
prowadził klub w Saławacie, a także kształtował karierę synów. Niestety w roku
2013 senior rodu przegrał z ciężką chorobą i zmarł. Zdarzenie to bardzo wpłynęło
na Emila, który bardzo przeżywał stratę ojca i wszystkie zwycięstwa
podporządkował i dedykował swojemu Tacie.
W Polsce żużlowiec z Baszkirii wzorujący się na
Tony Rickardssonie, pojawił się w roku 2006, kiedy to trafił do bydgoskiej
Polonii, z którą podpisał kontrakt zawodowy, a jego menedżerem został
wówczas Bogdan Sawarski (były prezes BTŻ Polonia, obecnie niezwiązany z władzami bydgoskiego
żużla), a sprzętem zajął się Tomasz Suskiewicz (były mechanik m.in. Tony Rickardssona).
To właśnie ta dwójka dżentelmenów miała i ma niebagatelny wpływ na kształtowanie
kariery Rosjanina. To oni zorganizowali profesjonalny team, pozyskali pierwszych
i kolejnych sponsorów. Od roku 2008 Sawarski ograniczył się do roli sponsora, a
wszelkie obowiązki menadżerskie w teamie Emil Racing przejął "Susi",
który do dziś organizuje i przygotowuje
cały zespół od strony technicznej, logistycznej, a także pośredniczy w
negocjacjach kontraktowych z klubami w których zawodnik startuje.
Już w pierwszym roku startów na Polskich torach, mimo młodego wieku Rosjanin
stał się ulubieńcem publiczności nie tylko w Bydgoszczy, gdzie miał być
zawodnikiem, który zastąpi wieloletniego lidera i najlepszego polskiego
zawodnika Tomasza Golloba. ro
Niestety po angażu w Polsce zawodnik nie
mógł porozumieć się z macierzystą Mega-Łada Togliatti. Przełożyło się to na
jego absencję w rozgrywkach międzynarodowych, a także brakiem możliwości obrony
tytułu indywidualnego mistrza Rosji juniorów. Nieporozumienia zostały jednak
wyjaśnione i do rosyjskiej ligi zawodnik powrócił po rocznej przerwie.
W roku 2007 w dniu 9 września, Rosjanin na torze w Ostrowie Wielkopolskim
odniósł pierwszy wielki sukces w karierze, bowiem zdobył tytuł
Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów, bijąc w trakcie zawodów dwukrotnie
rekord ostrowskiego toru (64,18 s) i pozostawiając w pokonanym polu późniejszego
mistrza świata seniorów Chrisa
Holdera. Wyczyn ten powtórzył rok później
5 października na torze w Pardubicach, ponownie ogrywając Holdera i jako
pierwszy zawodnik w historii obronił tytuł Indywidualnego Mistrza Świata
Juniorów.
Sukcesy zawodnika dostrzegli i docenili żużlowi działacze na świecie i Emil
otrzymał stałą "dziką kartę" w prestiżowym cyklu
Grand Prix, który wyłaniał indywidualnego mistrza świata. Już od
pierwszego turnieju (25 kwietnia 2009 roku) najmłodszy stały uczestnik (19 lat i
181 dni) cyklu był na ustach wszystkich, bowiem w debiucie na torze w Pradze,
wygrał rundę GP, zostając po
Tomaszu Gollobie drugim w historii żużlowcem, któremu ta sztuka się udała.
Ostatecznie w końcowej klasyfikacji na szyi zawodnika zawisł
brązowy medal IMŚ. Trudno jednak się dziwić, skoro rywalizacji o mistrzowski krążek w kategorii seniorów
zawodnik podporządkował wszystko. Zrezygnował nawet ze startów w IMŚJ, a
w całym cyklu GP pokazał, że mimo młodego wieku nie będzie darzył bardziej
utytułowanych rywali respektem, ale podejmie walkę, jak równy z równym. Niestety
po medalowym sukcesie Emilowi co roku brakuje szczęścia, aby wspinać się na
kolejne szczeble w hierarchii żużlowego championatu, a na drodze do sportowego
spełnienia stają zawsze kontuzje. Jednak ambitny zawodnik nie poddaje się i z
każdym rokiem podejmuje walkę o najwyższe cele.
W międzyczasie z uwagi na coraz większą liczbę startów zaczęły narastać problemy z poruszaniem się po świecie i różne inne przeszkody w uzyskiwaniu rosyjskich wiz na pobyt w krajach Europy, w których odbywały się żużlowe zawody. Taki stan rzeczy spowodował, że wraz z działaczami bydgoskimi zawodnik wystąpił do Prezydenta RP o nadanie mu polskiego obywatelstwa. O polski paszport Sajfutdinow starał się trzy lata. Po drodze pojawiały się..... a jakże inaczej, przeszkody. Przy składaniu pierwszego wniosku, Emil nie był jeszcze pełnoletni, więc zgodę na przyznanie obywatelstwa musieli wyrazić jego rodzice, którzy na tę okoliczność składali stosowne oświadczenia w Moskwie. Wiek nie był jednak jedyna przeszkodą na drodze do przyznaniu mu polskiego obywatelstwa. Działacze z miasta nad Brdą nie poddawali się i pisali kolejne wnioski do prezydenta. Podawano argumenty o przywiązaniu Emila do Polski, co nietrudno było udowodnić, bowiem Sajfutdinow mieszkał w Bydgoszczy, był w stanie sam się utrzymać i płynnie posługiwał się językiem polskim. W sierpniu 2008 roku Kancelaria Prezydenta RP przysłała zaświadczenie: zgodę na nadanie żużlowcowi polskiego obywatelstwa. Ale pod warunkiem, że zawodnik zrzeknie się obywatelstwa rosyjskiego. Związany jednak również, ze swoim rodzinnym krajem zawodnik tego nie chciał robić, bowiem jak twierdził w Rosji się urodził i ma rodzinę. W tej sytuacji kolejne pismo z prośbą o zwolnienie Sajfutdinowa z tego warunku trafiło do Warszawy. I wreszcie się udało trzy lata starań o polski paszport przyniosły efekt i w marcu 2009 prezydent Lech Kaczyński wyraził zgodę na nadanie obywatelstwa kraju nad Wisłą indywidualnemu mistrzowi świata juniorów. Rok później zawodnik zdobył również polską licencje żużlową.
Do roku 2012 zawodnik lojalnie reprezentował barwy
klubu, który jako pierwszy zatrudnił go w Polsce i pomógł w wielu sytuacjach
życiowych. Jednak kłopoty organizacyjno-finansowe Polonii Bydgoszcz spowodowały,
że przed sezonem AD 2013 postanowił zmienić klimat i po 7 latach
reprezentowania drużyny z Bydgoszczy podpisał roczny kontakt z Włókniarzem
Częstochowa. Wraz z Grigorijem Łagutą stał się z miejsca liderem
częstochowskiej drużyny prowadząc ją do ligowych zwycięstw, które zapewniły
"Lwom" miejsce w fazie play-off. Niestety z powodu odniesionej kontuzji w
Toruniu 31 sierpnia 2013 roku w półfinale Enea Ekstraligi, kiedy to uszkodził
ścięgna w lewym łokciu i prawym kolanie oraz miał zwichnięty staw łokciowy,
zakończył sezon, a drużyna spod Jasnej Góry w Drużynowych Mistrzostwach
Polski pozostała bez medalu. Na pocieszenie Emilowi została wysoka lokata wśród
zawodników Ekstraligi, bowiem ze średnia biegową 2,260 został sklasyfikowany na piątym
miejscu wśród ekstraligowych jeźdźców.
Po zmianie barw klubowych piątka również towarzyszyła Emilowi w cyklu GP,
bowiem jako stały uczestnik z takim numerem na plastronie reprezentował Rosję.
Rosjanin przez długi czas zajmował fotel lidera IMŚ, jednak po GP Łotwy stracił
pierwszą pozycję na rzecz Taia Woffindena, niestety wspomniana kontuzja nie
pozwoliła mu walczyć z Anglikiem o miano najlepszego żużlowego jeźdźca na
świecie. Na szczęście dzięki wcześniej zdobytym punktom zawodnik zdołał utrzymać się w
cyklu Grand Prix i zajmując 6 miejsce w generalnej klasyfikacji, będzie miał okazję
ponownie walczyć o tytuł IMŚ.
W sezonie 2012 Emil otrzymał również zaproszenie do rywalizacji w zmienionej
formule wyłaniającej
Indywidualnego Mistrza Europy.
W momencie odniesienia
kontuzji był liderem klasyfikacji generalnej, dzięki wygranym turniejom w
Gdańsku i Togliatti. Jednak jak nie trudno się domyśleć z powodu kontuzji nie
wystąpił w pozostałych dwóch rundach cyklu i ostatecznie zajął dziewiąte
miejsce.
Po sezonie zawodnik za pośrednictwem swojego
menadżera Tomasza Suskiewicza, zasiadł do rozmów z działaczami z Częstochowy.
Niestety przeszkodą w przedłużeniu kontraktu okazały się zaległości względem
zawodnika. Emil nie chciał jednak działaczom spod Jasnej Góry utrudniać procesu
licencyjnego i podpisał porozumienie w którym zgodził się poczekać na zaległe
wynagrodzenie, ale zastrzegł sobie prawo do zmiany klubu za symboliczną
złotówkę. Niestety dla działaczy spod Jasnej Góry ukłon zawodnika w kierunku
klub okazał się nic nie znaczącym frazesem i zaległe wynagrodzenie nie zostało
wypłacone w terminie, a wręcz przeciwnie zaczęto szukać przysłowiowych "haków"
jak tego wynagrodzenia nie zapłacić.
Na szczęście dla zawodnika, jego klasa sportowa w żużlowym światku była znana i
nie brakowało zainteresowania usługami polskiego Baszkira, a największą
aktywność
wykazywali Unibax Toruń oraz Unia Leszno. Ostatecznie
Rosjanin wybrał drużynę z
miasta Kopernika, gdzie działacze po nieudanych negocjacjach z Patrykiem
Dudkiem, który wybrał ofertę swojego macierzystego klubu, skupili
zintensyfikowali swoje starania
w pozyskaniu perspektywicznego Rosjanina.
Swoją decyzję zawodnik i toruński klub ogłosili na konferencji prasowej: Dużo nad tym myślałem. Do końca października
czekałem na propozycję od Częstochowy i na pieniądze, które powinni zapłacić.
Niestety nie doszliśmy do porozumienia. Tak naprawdę jest to moje drugie
podejście do Unibaxu. Rozmowy były udane i zgodziłem się podpisać kontrakt.
Pierwsze rozmowy z Toruniem były już w 2011 roku. Lubię ten tor, lubię stadion,
więc się dogadaliśmy. Bardzo się cieszę, że tu jestem. Ze zdrowiem wszystko w
porządku,
nie ma żadnych problemów. Zacząłem już treningi, może nie na motorze, ale na
siłowni. Znam wszystkich zawodników Unibaksu, wszyscy są w porządku. Myślę, że
będzie w drużynie fajna atmosfera, a to jest najważniejsze, żeby wszyscy się
trzymali razem i sobie pomagali. Sezon będzie długi, poznamy się jeszcze lepiej.
Toruńscy działacze zaś tak mówili o podpisanym kontrakcie z Rosjaninem:
Wybraliśmy Emila, dlatego, że mentalnie pasuje najlepiej do koncepcji naszego
zespołu. Jest młodym zawodnikiem i ma za sobą bardzo dobry sezon w barwach
Włókniarza Częstochowa. Wbrew temu co pisała prasa, Sajfutdinow był od początku
naszym numerem jeden, jeśli chodzi o transfery na przyszły sezon.
Po toruńskiej konferencji prasowej jednak
żużlowa polska została zadziwiona przez częstochowskich decydentów. Oto
bowiem serial komediowy pt. "wypożyczenie Emila" trwał nadal. Mimo deklaracji
zawodnika oraz działaczy z Częstochowy, Toruń nie otrzymał zgody na podstawie
której klub mógłby zgłosić Emila jako zawodnika Unibaxu, a co ciekawe działacze
częstochowscy zarzucili toruńczykom bezprawne wykorzystywanie wizerunku
zawodnika. Zdesperowany zawodnik w zaistniałej sytuacji skierował pismo do
Prezydenta i Radnych Częstochowy i wyraził swoje wątpliwości co poczynań
włodarzy Włókniarza. Rozsierdziło to klubowe władze, które wszczęły postępowanie
dyscyplinarne względem zawodnika i blokowały jego odejście do innego klubu. Na
domiar "śmieszności" częstochowianie w wyniku wspomnianego postępowania
dyscyplinarnego postanowili nałożyć na Rosjanina karę w wysokości 200 tys.
złotych! I o ile karę można by uznać za wewnętrzną sprawę między klubem, a
zawodnikiem, o tyle jej uzasadnienie budziło kontrowersje. Otóż działacze z
Częstochowy opierali swoją decyzję o Zbiór Zasad Regulujących Stosunki Pomiędzy
Zawodnikiem a Klubem, nakładając po 50 tys. złotych kary za: niestawienie się
żużlowca podczas meczów Włókniarz - Unia Leszno i Unibax Toruń - Włókniarz (w
sumie to 100 tys. złotych), a także za ujawnienie informacji dotyczących
realizacji kontraktu oraz naruszenie dobrego imienia i wizerunku klubu.
Szczególnie zadziwiające jest nałożenie kar za nieobecność podczas wspomnianych
spotkań ligowych, gdyż właśnie wtedy Sajfutdinow borykał się z problemami
rodzinnymi, czuwał przy boku umierającego ojca i był obecny podczas jego
pogrzebu. Po śmierci seniora rodu Sajfutdinow, częstochowianie słali listy
kondolencyjne do zawodnika, a w mediach wypowiadali się, że sytuacja jest
wyjątkowa i nieobecność Rosjanina jest uzasadniona i wykazywali pełne
zrozumienie dla zaistniałej sytuacji. No ale jak się okazało po kilku miesiącach
również tamte słowa były nic znaczącymi hasłami, tak jak dokumenty zgodnie z
którymi klub zalegał zawodnikowi ponad 1 milion złotych.
Co ciekawe "częstochowski karomierz" nie ominął również menedżera
rosyjskiego żużlowca - Tomasza Suskiewicza - za słowa w których godził w dobre imię częstochowskiego klubu.
Gdy wydawało się, że orzeczenie Trybunału Polskiego Związku Motorowego jest tylko formalnością i zawodnik zostanie "oczyszczony" z wszelkich zarzutów okazało się, że Trybunał PZM dopatrzył się jednak przewinienia Rosjanina i uznał, że zawodnik złamał regulamin i podtrzymał zasadność kary finansowej, jednocześnie zmniejszając jej wysokość do 100.000 zł. Żużlowiec miał też otrzymać zaległe pieniądze, a do 12 marca częstochowski klub powinien sfinalizować umowę wypożyczenia do toruńskiego klubu. Decyzje te wydawały się jasne dla wszystkich, jednak nie dla działaczy z Częstochowy. Przesłali oni bowiem do toruńskiego klubu projekt umowy wypożyczenia Emila Sajfutdinowa, w którym znajdował się zapis, mówiący o tym, że zawodnik nie może jechać w meczach przeciwko częstochowianom. Jeśli jednak toruńczycy zdecydowaliby się na wystawienie w ligowym składzie przeciwko Lwom ich niedawnego lidera winni zapłacić klubowi częstochowskiemu karę w wysokości 400.000 zł. Dodatkowo prezes Włókniarza udowadniał wszem i wobec, że jego klub miał wypożyczyć Sajfutdinowa do Torunia po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia decyzji trybunału, jednak nie podano konkretnego terminu, który dokładnie precyzował datę, kiedy rzeczywiście powinno dojść do załatwienia wszystkich formalności. Te nieczyste zagrywki rozsierdziły władze ekstraligi i Trybunał PZM, które wydały kolejne orzeczenie, w którym uznano, że Sajfutdinow jest wolnym zawodnikiem. W praktyce oznacza to, że dla ważności umowy pomiędzy żużlowcem a Unibaxem, nie będzie potrzebna umowa wypożyczenia z częstochowskiego klubu. I w ten sposób Emil Sajfutdinow stał się oficjalnie zawodnikiem toruńskim, a działacze z Częstochowy przekonali się, że prowadzenie klubu żużlowego to nie zabawa w kotka i myszkę, ale poważne przedsięwzięcie, za którym stoi sport, zawodnicy, kibice i sponsorzy.
W cieniu kontraktowych przepychanek Emil
przeżywał swoje prywatne rozterki. Zaległości finansowe częstochowskiego
klubu, brak wsparcia ze strony rosyjskich sponsorów, decyzje
FIM w sprawie zakazu
startów zawodników z GP w mistrzostwach Europy spowodowały, że zawodnik
podjął bardzo trudną, ale wydaje się że słuszną decyzję o rezygnacji z
rywalizacji o tytuł
IMŚ.
W ciągu pięciu lat startów w SGP Emil Sajfutdinow wystartował w 47 turniejach, z
których 6 wygrał, a kolejnych 9 awansował do finału. Spośród 279 wyścigów wygrał
w stu. W swoim debiutanckim sezonie 2009 wywalczył tytuł drugiego wicemistrza
świata.
O swojej decyzji Rosjanin poinformował w stosownym oświadczeniu:
"Z wielką przykrością informuję kibiców, że nie wystartuję w Grand Prix w sezonie
2014. Decyzja ta spowodowana jest ogromnymi problemami finansowymi, brakiem
większego wsparcia rosyjskich sponsorów, brakiem kontraktu w lidze rosyjskiej i
brakiem zainteresowania macierzystej federacji. Niestety, po poprzednim sezonie
pozostało mi bardzo dużo długów. Mając w głowie nierozliczone sprawy finansowe w
Polsce, nie jestem w stanie odpowiednio przygotować się do jazdy w Grand Prix i
rywalizować na poziomie, jaki by mnie satysfakcjonował. W ostatnim okresie
działo się wiele złych rzeczy wokół mojej osoby, co też niewątpliwie miało wpływ
na moje przygotowania do rywalizacji o indywidualne mistrzostwo świata. W tym
momencie mojej kariery potrzebuję przerwy, aby wszystko odbudować, by wszystko
wróciło na właściwe tory. Podkreślam, że nie mam do nikogo pretensji, że
musiałem podjąć taką decyzję. Czasami w życiu trzeba zrobić krok w tył, aby
później zrobić dwa do przodu. Z ostateczną decyzją czekałem tak długo, bo miałem
nadzieję, że większość spraw potoczy się inaczej. Dziękuję BSI i FIM, że nie
wyciągnęli wobec mnie konsekwencji. Startowałem w cyklu Grand Prix przez 5 lat.
Dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi
zaistnieć w cyklu GP oraz tym, którzy wspierają mnie teraz w tej trudnej dla
mnie chwili. Tytuł indywidualnego mistrza świata jest nadal moim wielkim
marzeniem, ale nie jestem w stanie przystąpić do rywalizacji w tym roku. Nie
mówię "żegnajcie", mówię "do zobaczenia".
Wielu zadawało sobie pytanie czy rezygnacja z IMŚ GP, zmiana otoczenia, powrót po kontuzji pozwoli Rosjaninowi być równie skutecznym w ligowych rozgrywkach jak w poprzednich sezonach? Obawy były bezpodstawne, bowiem o ile przed sezonem działacze z Torunia rozważali zatrudnienie Emila lub Nickiego Pedersena. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że transfer Rosjanina był zdecydowanie lepszym wyborem. Gdyby nie Sajfutdinow toruńska drużyna miałaby spore problemy z walką o play-off i zapewne walczyłaby o baraże z Gdańskiem i Częstochową. Jednak doskonała postawa Emila zwłaszcza w drugiej części sezonu pozwoliła realnie mieć nadzieję na to, że Anioły wjadą do play-off. Pojedyncze wpadki zawodnika z początku sezonu, na tle kliku bezbarwnych toruńskich żużlowców, którzy mieli stanowić o sile Unibaxu wydają się być bez znaczenia. Tym bardziej, że należało pamiętać, iż Baszkir wchodził w sezon po ubiegłorocznej kontuzji i musiał złapać sportowy rytm w jeździe i pewność na torze. Ponadto przez cały sezon zawodnik walczył z poprzednim nieuczciwym polskim pracodawcą o uczciwie zarobione na torze pieniądze, a to nie stwarzało atmosfery do ścigania na najwyższym poziomie. Nie przeszkodziło mu to jednak wspólnie z Darcy Wardem liderować toruńskim Aniołom, a indywidualnie wywalczyć pierwszy tytuł IMME. Po europejskim tryumfie zgłosił się do Sajfutdinowa ktoś z Izraela. Poinformował menadżera żużlowca, że "szejk", którego reprezentuje, oglądał zawody w Eurosporcie i bardzo mu się spodobał żużel i jazda Sajfutdinowa. Dlatego chciał nawiązać współpracę w celach sponsorskich. Sajfutdinow i jego menadżer nie dowierzali. Pomyśleli, że to żart. Ale ostatecznie menadżer wysłał e-maila. Napisał w nim, że “potrzebujemy dwa miliony dolarów". Zainteresowany potencjalny sponsor zaproponował spotkanie, podał datę i miejsce spotkania – pod koniec sezonu w października w hotelu w Mediolanie. Zawodnik cieszył się, że taki sponsora jest zainteresowany współpracą, ciągle poszukiwał finansowego wsparcia w Rosji. Gdy doszło do spotkania w Mediolanie, przedstawiciel firmy z Izraela opowiadał o szejku, o helikopterach, że będą mogli z nich korzystać, zarówno żużlowiec jak i jego team. Przedsiębiorca z Izraela zaproponował jednak, że od dwóch milionów dolarów proponowanego sponsoringu zawodnik ma zapłacić 100 tysięcy euro prowizji. Team po przeanalizowaniu sprawy zgodził się i po powrocie do Polski przygotował pieniądze na prowizję. Ale wówczas włączyła się głęboka analiza tego co się wydarzyło i "szejkowi" zaproponowano, aby to on w pierwszej kolejności wykonał przelew i a wówczas zawodnik przekaże umówioną prowizję. Niestety druga strona zorientowała się, że zawodnik roszyfrował podstęp i zniknął, wyłaczając telefony, a cała sprawa okazała się zwyczajnym przekrętem i była próbą oszustwa.
Wracając jednak do spraw czysto sportowych, po tak
wyśmienitym sezonie 2014 dla
toruńskich kibiców ważne było to, że nowy właściciel drużyny "Aniołów" -
Przemysław Termiński widział nadal Emila w mieście Kopernika i właśnie wokół
tego zawodnika miała być budowana kadra zespołu na rok 2015. Niestety Emil
wybrał ofertę Unii Leszno, z którą wywalczył swój pierwszy tytuł DMP. Po
przeciętnym początku sezonu w jego połowie Rosjanin złapał właściwy rytm i
wspólnie z Nicki Pedersenem i braćmi Pawlickimi gromił kolejne zespoły w lidze.
Również indywidualnie zawodnik, spisywał się znakomicie. Choć nie startował w
batalii o tytuł mistrza świata, w Europie udowodnił swój prymat i po raz drugi
zgarnął po raz drugi z rzędu złoty medal
IME. Niestety nie powtórzył tego sukcesu w
IMME, gdzie z rywalizacji o złoto wykluczył go jego krajan
Grisza Łaguta.
Nic więc dziwnego, że tuż po tak udanym sezonie zawodnik szybko podpisał kolejny
kontrakt w lidze polskiej w i 2016 roku nadal szarżował z bykiem na plastronie.
Sezon nie ułożył się jednak po myśli Baszkira, a wszystko z powodu upadku, jaki
zanotował podczas
Speedway Best Pairs. Po zawodach nie stwierdzono u zawodnika poważniejszego
urazu, ale Rosjanin nie czuł się jednak najlepiej i po wstępnych badaniach
poleciał do Barcelony, gdzie przeszedł szczegółowe testy i stwierdzono nawykowe
zwichnięcie barku, a to oznaczało operację i dłuższą przerwę. Operacja
przebiegła pomyślnie w klinice Teknon w Barcelonie Emil i przeprowadził ją
Doktor Vidal wraz ze współpracownikami. Zadowolony z przebiegu leczenia zawodnik
zdecydował się pozostać na rehabilitację w Hiszpanii u tych samych osób, które
doprowadziły go do sprawności po wypadku w Toruniu w 2013 roku. Decyzja okazała
się słuszna bowiem jeździec szybko wracał do pełnej sprawności, ale na to
powrócił dopiero w drugiej połowie czerwca. Zatem uciekły mu wszelkiego rodzaju
eliminacje i turnieje które pozwoliły światowej czołówce wejść spokojnie w
sezon. Emil szybko jednak nadrobił stracony czas i niemal z miejsca stał się
ponownie liderem Unii Leszno. Niestety jego doskonała postawa to było zbyt
mało, aby byki walczyły o medale i ostatecznie skończyły sezon na siódmy
miejscu, które wiązało się z barażami o utrzymanie statusu ekstraligowca.
Żużlowe władze zrezygnowały jednak z barażowej rywalizacji i uniści uratowali
swój byt w najwyższej lidze, a Rosjanin jako jeden z pierwszych parafował
kontrakt na trzeci rok startów w barwach Unii z Leszna.
Warto podkreślić, że po sezonie który zaczął się dość późno dla Rosjanina, wielu
dostrzegło zmianę w jeździe zawodnika, który był innym jeźdźcem niż ten sprzed kilku lat,
kiedy jeździł niezwykle ostro i brawurowo. Siedział rywalom na kole, to co
robił było totalną ofensywą. Tego Emila już nie było, bo z wiekiem stał się
bardziej doświadczonym zawodnikiem. To nie świadczy łoo większym leku, ale też o
dobrej kalkulacji. Baszkir dojrzał i zmądrzał, wiedział bowiem, że bieg nie
kończy się na pierwszym łuku, czy pierwszym okrążeniu. Wielu mówiło, że zawodnik
się "skończył" i sportowo popadł w polską ligową szarzyznę. Jednak nic bardziej
mylnego, bowiem warto pamiętać, że na to w jakim miejscu był zawodnik wpłynęły
przede wszystkim: roczna niezbyt miła finansowa przygoda z Włókniarzem
Częstochowa, kiedy to podupadła baza sprzętowa zawodnika oraz upadki i
długotrwałe i trudne w leczeniu kontuzje. Pełną świadomość problemów, które były
już za Emilem mieli działacze Grad Prix, bowiem ku zaskoczeniu wszystkich,
zaprosili go do startów w roku 2017. Wzburzyło to innych jeźdźców którzy liczyli
na stałą dziką kartę m.in. Kennetha Bierre, ale to Rosjanin przygotowywał się do
startów w cyklu i liczył na powrót na mistrzowskie podium. A owo podium było
bardzo blisko, bowiem w ostatniej rundzie GP w Melbourne, Rosjanin miał szansę
na brązowy medal, ale ostatecznie zajął szóste miejsce. To co nie udało się
indywidualnie zawodnik zrekompensował sobie w drużynie, bowiem najlepsi
zawodnicy Rosyjscy w końcu postanowili wystartować w Drużynowym Pucharze Świata
nie zważając na wsparcie własnej federacji. Drużyna Sbornej wzmocniona Emilem i
Grigorijem Łagutą,
awansowała do finałowej rozgrywki w Lesznie. Niestety przed finałem na
stosowaniu środków dopingujących przyłapany został Łaguta i został
zdyskwalifikowany. Przy takim osłabieniu kadrowym nikt nie dawał żużlowcom zza
wschodniej granicy zbyt wielu szans na równorzędną walkę z Polską i Szwecją, ale
Anglia była ciągle w zasięgu Rosjan. I szansa ta została wykorzystana, bowiem
Emil i jego drużyna wywalczyli brązowy medal, a rewelacją DPŚ okazał się
Gleb Czugunow.
Jeszcze lepiej wypadła drużyna Unii Leszno z Emilem w składzie w rozgrywkach
polskiej ligi. Byki po zajęciu czwartego miejsca premiowanego awansem do play-off, najpierw odprawili z kwitkiem doskonałą i faworyzowaną Spartę Wrocław,
a później uporali się DMP 2016 Stalą Gorzów i w sezonie 2017 Emil Sajfutdinow
mógł cieszyć się z pierwszego złota w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Sam
zawodnik w najskuteczniejszym zawodnikiem Unii i jedynym przedstawicielem Byków
w TOP 10 Ekstraligi, pod względem średniej biegowej. Wystąpił we wszystkich 18
meczach i nie zawiódł oczekiwań. Jeździł jednak w kratkę, często był zaskakująco
słaby w ważnych momentach. Można to wytłumaczyć jedynie przesiadką z silników
Ryszarda Kowalskiego na te od Petera Johnsa i Jana Anderssona. W play-off
wykręcił trzecią średnią i tylko jedną zdobycz dwucyfrową. Na szczęście dla Unii
stało się to w najważniejszym meczu sezonu.
Leszczyński klub był jednak zainteresowany kontynuowaniem współpracy w kolejnych
dwóch latach. Był bowiem świadom, że takiego skarbu nie należy wypuszczać z rąk.
Tym bardziej, że Emil uchodzi za zawodnika, który był pożyteczny dla drużyny i
... "nie robi bałaganu w szatni".
Kolejny sezon Rosjanina w barwach Unii Leszno był jeszcze lepszy Zawodnik
poprawił swoje wyniki w porównaniu z poprzednim sezonem i uzyskał szóstą średnią
w lidze. Trzeba jednak przyznać, że Emil nie ustrzegł się słabszych spotkań. To
jednak nie mogło przesłonić pełnego obrazu występów Sajfutdinowa, który w
sezonie 2018 był pewnym punktem drużyny, z którą obronił tytuł DMP i miał
chrapkę na trzecie złoto z Bykami w sezonie 2019.
Niestety w rywalizacji o
światowy championat Emil nie był już tak skuteczny, bo rzutem na taśmę zapewnił
sobie utrzymanie w cyklu Grand Prix na rok 2019, a o pozycji medalowej nawet nie
myślał. Dla zawodnika było jednak najważniejsze utrzymanie w cyklu i zbieranie
doświadczenia, które miało zapewnić mu mistrzostwo w przyszłości: "Miałem w
tym sezonie problemy. Cały czas się uczę, chce być jeszcze szybszy i nabierać
doświadczenia. Sprzęt mam bardzo dobry. Moim celem pozostaje wywalczenie tytułu
mistrza świata. Nigdy się nie poddaję. Dziś cieszę się z utrzymania i złota,
zdobytego z Unią Leszno. Teraz czas na odpoczynek".
Czwarty rok startów z Bykiem na plastronie dla Emila był szczególny. Po
raz trzeci stanął na najwyższym podium DMP, ale również powrócił na trzeci
stopień podium w IMŚ, do końca walcząc o pierwszą pozycję z Bartoszem
Zmarzlikiem. Tak więc Rosjanin zaliczył kolejny świetny sezon i fantastyczną
fazę play-off. Wystarczy napisać, że w półfinałach i finałach ligi do notowania
siedmiu najlepszych zawodników kolejki "zapisywał" się po każdym z meczów. Ale
Emil oprócz klasy sportowej to także, zawsze koleżeński, zawsze gotowy odstąpić bieg juniorom
partner z
drużyny. Jednym słowem wzór do naśladowania. Nic więc dziwnego, że na rok 2020
działacze z Wielkopolski chcieli zatrzymać zawodnika w swoich szeregach i szybko
podjęli negocjacje, bo Baszkira ostro kusili zielonogórzanie. Zawodnik nie
zwodził lesznian i szybko opublikował w socialmediach wymowny
wpis, który należało potraktować jako deklarację o pozostaniu w Unii na rok
2020. Tym samym dwudziestodziewięciolatek uciął wszelkie spekulacje na temat
ewentualnej zmiany barw klubowych. Szybka decyzja zawodnika wynikała z tego, że
porozumienie z Unią sprawiało, że Sajfutdinow miał czystą głowę przed kolejnym
sezonem i mógł spokojnie skupić się na przygotowaniach do obrony potrójnej
korony Drużynowego Mistrza Polski oraz walce w GP o IMŚ. A miał o co walczyć w
mistrzostwach świata, bo jak wspomniano Rosjanin po 10 latach wrócił na podium
FIM SGP, ponownie zdobywając brązowy medal IMŚ. Sukces cieszy zawodnika,
zwłaszcza że nad Sayfutdinovem ciążyła pewnego rodzaju klątwa, przez którą
odpadał w półfinałach turniejów cyklu. Emil Sayfutdinow nie ukrywał, że celem
dla niego był złoty medal i zazdrości Bartoszowi Zmarzlikowi tego, że to Polak
stanął na najwyższym stopniu podium: "Miałem cel na ten sezon: zdobyć złoty
medal. Sześć punktów to nie jest dużo, ale jednak Bartosz Zmarzlik okazał się
najlepszy i bardzo mu gratuluję. Zasłużył na to, bo pracował jak my wszyscy. Mam
taką "zazdrość sportową", bo też chcę być mistrzem Świata. I tak się cieszę, bo
po rundzie w Warszawie nie spodziewałem się, że będę w tym miejscu, gdzie jestem
teraz. Na pewno przez całą zimę moja praca będzie ciężka i będę dążył do swojego
celu".
Niestety sezon 2020 dla Rosjanina podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod
znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym
świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy
orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia
epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać
przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej
decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o
zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania
zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020
r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13
długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych,
renegocjacji kontraktów. Sytuacja ta też odbiła się na Emilu, bo najpierw
długo nie mógł dojść do porozumienia z Unią Leszno odnośnie cięć w
kontrakcie, a później w maju Rosyjska federacja nałożyła na brązowego
medalistę mistrzostw świata zakaz występów w Ekstralidze. A wszystko
przez regulaminowy zakaz opuszczania Polski i zakazu występu w innych ligach. O
nałożenie takiego zakazu miał wystąpić rosyjski klub zawodnika Turbina Bałakowo
o czym poinformowano PZU i Unię Leszno.Co ciekawe, na razie zakaz jazdy w Polsce dotyczył tylko Sajfutdinowa. Żaden
polski klub nie otrzymał podobnego pisma w sprawie występów Artioma Łaguty,
Grigorija Łaguty, Gleba Czugunowa. I nic nie wskazywało na to, by
którykolwiek z nich miał podobne problemy. Zawodnik jednak nic sobie z tego
zakazu nie robił, bo gdyby zakaz na starty w Polsce nie został wycofany mógł
wystąpić o polską licencję i startować w Polsce jako Polak. Na taki krok nie
chciał się jednak decydować, bo uważał się za Rosjanina, a polskie obywatelstwo
służyło Emilowi tylko do swobodnego przemieszczania się po Europie: "Gdy
starałem się o polskie obywatelstwo to od początku mówiłem ludziom, którzy mi
pomagali składać dokumenty, że robię to dlatego aby ułatwić sobie życie. By móc
się przemieszczać między Rosją i Polską bez wizy. Jak zaczynałem jeździć w
Polsce miałem bowiem dużo sytuacji, że kończyła mi się wiza i było ryzyko, iż
nie przylecę na jakiś mecz. Na jeden nawet nie przyleciałem. Teraz dzięki
obywatelstwu mogę się przemieszczać po całej Europie. Na zmianę licencji jednak
nigdy bym się nie zdecydował, bo wiem co chcę osiągnąć dla swojego kraju ".
Dlatego zawodnik zabiegał o zmianę decyzji swojej federacji i ostatecznie, gdy
sezon wystartował, Emil mógł zdobywać punkty dla "Byków" i czynił to wybornie.
Wystąpił w 18 meczach swojej drużyny, 88 biegach, w których zdobył 222 pkt z
bonusami i ze średnią 2,523 pkt/bieg był najlepszym zawodnikiem obrońcy DMP i
najlepszym zawodnikiem w całej polskiej lidze. Nic więc dziwnego, że
leszczyńscy działacze po zdobyciu czwartego z rzędu tytułu DMP z miejsca zaczęli
budować skład w oparciu o Sajfutdinowa i przedłużyli z nim kontrakt na rok 2021.
Sezon pokazał jednak zmęczenie obu stron kolejnym rokiem współpracy. Emil co
prawda mocno przyczynił się do awansu byków do fazy play-off, ale zawiódł
oczekiwania w końcówce sezonu i średnia 1,954 pkt/bieg odebrana została jako
rozczarowanie. Trzeba jednak przyznać, że u zawodnika tej klasy wynik poniżej 2
pkt na bieg jest sporym zaskoczeniem, zwłaszcza że kibice mieli przed oczami
Emila walczącego w GP, gdzie ponownie został trzecim najskuteczniejszym jeźdźcem
na świecie, czy szalejącego przed rokiem na ekstraligowych torach Baszkira,
który był najskuteczniejszym zawodnikiem całych rozgrywek! Być może to właśnie
nieco słabsza ligowa dyspozycja skłoniła zawodnika do zmiany barw klubowych.
Zanim jednak do tego doszło ponownie wybuchł konflikt na linii Emil - Unia
Leszno, a sprawa dotyczyła ponownie pieniędzy, a konflikt dotyczył tego, że gdy
jeszcze przed końcem rozgrywek, włodarze wielkopolskiego klubu dowiedzieli się o
rozmowach Rosjanina z innymi klubami, mieli do niego żal i postanowili opóźnić
wypłaty wynikające z kontraktu. To rozsierdziło zawodnika, ale nie mógł
publicznie opowiedzieć o swoich problemach, bo groziła mu kara finansowa. Sprawa
ostatecznie została wyjaśniona i zawodnik 5 listopada 2021 roku, po raz drugi
w karierze został przedstawiony jako jeździec
Apatora, który
jak donosiły media przy podpisał kontrakt na
wypłatę około miliona złotych za podpis i ośmiu tysięcy złotych za każdy zdobyty
punkt. Zatem przy regularnym punktowaniu na poziomie 11-12 punktów w meczu
mógł zarobić za rok nawet 2,8 mln złotych.
Rosjanin jeszcze nigdy nie zarabiał tak dobrze w Ekstralidze i nikt się nie
dziwił, że widząc taki kontrakt, błyskawicznie zdecydował się na zmianę klubu i
odejście z Unii Leszno. Transferu do Torunia nie
omieszkał skomentować sam Zbigniew Boniek. Legenda takich piłkarskich gigantów
jak Juventus czy AS Roma w ironiczny sposób zwrócił się do klubu z Torunia,
który według niego "miał szczęście, że Polonia nie wjechała do PGE
Ekstraligi". Na tę uszczypliwość zareagował sam zawodnik i zaprosił Bońka na
trybuny, ale nie do Bydgoszczy, tylko na toruńską Motoarenę. Działacze w Toruniu
nie przejmowali się tego typu komentarzami, ale zdawali sobie sprawę z nieco słabszego roku w wykonaniu ale wierzyli w szybki
powrót do świetności, bo angaż brązowego medalisty IMŚ AD 2021, miał w roku 2022
pozwolić Aniołom na walkę o znacznie wyższe cele niż tylko środek tabeli. O
kulisach transferu opowiedział odpowiedzialny za kontraktu
Adam Krużyński: "Zdawaliśmy
sobie sprawę, po kogo wyciągamy ręce. W naszym zamyśle ten zawodnik powinien być
liderem drużyny. To przecież brązowy medalista IMŚ. Z pełną świadomością
podchodziliśmy do tego, z kim chcemy podpisać ten kontrakt. Nie było w tym
przypadku ani jakichś długich negocjacji, ani skomplikowanych dyskusji. Emil
Sajfutdinow jest świadomy swojej wartości, my byliśmy świadomi, po kogo sięgamy.
Wszystko poszło sprawnie. To był kontrakt, który bardzo szybko został
uzgodniony. Nie mieliśmy obaw kontraktując tego zawodnika, bo patrzymy przez
pryzmat całej jego kariery. Poza tym, gdyby spojrzeć na całą Ekstraligę, to
gdybyśmy chcieli celować w zawodnika, który nie miał żadnej wpadki w sezonie, to
nie wiem, czy byśmy takiego znaleźli. Mamy więc świadomość, że zawodnik na tym
poziomie, jeżdżący tak długo na żużlu, może mieć jakieś chwilowe kłopoty, które
wynikają z tego, że poszukuje najlepszego dla siebie rozwiązania. Końcówka
sezonu i brązowy medal IMŚ sprawia, że chyba nikt nie ma wątpliwości, o jakiej
klasie zawodnika mówimy. Angażując Emila, patrzyliśmy także przez pryzmat jego
osobowości i tego, kogo potrzebujemy w zespole, mając młodych zawodników jak
Robert Lambert czy Jack Holder. Wydaje się, że Rosjanin swoją osobowością będzie
strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o formację zawodników zagranicznych. Jego
zdaniem będzie zatem również, wspieranie swoim doświadczeniem, warsztatem, który
u Emila naprawdę jest niezwykły tych którzy mogą się od niego czegoś nauczyć. On
jest tak świadomym zawodnikiem, potrafiącym przeanalizować swoje lepsze i gorsze
starty, by wyciągnąć odpowiednie wnioski i liczymy, że będzie dzielił się tymi
spostrzeżeniami z pozostałymi zawodnikami". Z kolei sam zawodnik podczas
konferencji prasowej tak uzasadniał swój wybór: "Podjąłem nowe wyzwanie.
Wiem, że Apator ma ambicje do osiągnięcia sukcesu, podobnie jak ja. A dlaczego
Apator? To trudne pytanie. Po prostu dostałem dobrą propozycję. Cały czas walczę
o to, by zostać mistrzem świata. Potrzebuję nowych wyzwań, zmian w karierze, by
znaleźć nową motywację. Liczę, że transfer do Apatora daje mi nową motywację,
która pomoże mi zarówno w zawodach indywidualnych, jak i ligowych w których na
papierze będziemy bardzo mocni. Ja czuję, że też mogę być jeszcze lepszy,
dlatego powalczymy o jakiś sukces".
Po podpisaniu kontraktu zawodnik wrócił do swojego kraju, gdzie w Moskwie za zajęcie trzeciego miejsca w IMŚ GP, odebrał nagrody i wyróżnienia z ręki Federacji Sportów Motocyklowych: "To mój pierwszy raz na ceremonii rozdania nagród IFR. Kiedy dwukrotnie zostałem mistrzem świata juniorów ani FIM, ani IFR, nie przyznawały takich nagród, jak teraz. Później FIM zaczęło honorować mistrzów w Monako. Pierwszy raz na podium cyklu GP stanąłem w 2009 roku. Od tego czasu co roku celem było zostanie mistrzem, bardzo się starałem. Jak nie kontuzje, to zawsze coś innego stawało mi na przeszkodzie. Zawsze jest jednak szansa na zostanie mistrzem świata. Chcę, aby kolejny rok był dla mnie sukcesem. Mam nadzieję, że technika, którą przygotowuję na następny sezon, będzie konkurencyjna i pomoże mi osiągnąć mój główny cel, którym jest bycie najlepszym na świecie. W 2021 roku Artiom Łaguta został mistrzem świata. Cieszę się, że to zrobił. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęliśmy naszą żużlową drogę. Ja również chciałbym zostać mistrzem i pojawić się w Monako. Myślę, że się mi to uda".
Niestety z końcem lutego sytuacja Emila i
innych zawodników z rosyjskim paszportem bardzo się skomplikowała i wielkie
plany mogły lec w gruzach. Oto bowiem światem wstrząsnęło to co wydarzyło
się w nocy z 23 na 24 lutego 2022 roku. Armia rosyjska na rozkaz Władimira Putina najechała na Ukrainę. Rosyjscy żołnierze wkroczyli m.in. na tereny
wschodnich obwodów Ukrainy. Równolegle rozpoczęły się naloty z powietrza.
Ostrzelano m.in. Kijów, Charków, czy Lwów. Ukraińskie służby informowały o
ofiarach śmiertelnych, liczonych w dziesiątkach istnień oraz rannych cywilach.
Głos w sprawie tych dramatycznych wydarzeń zabrało środowisko sportowe,
potępiając działania wojenne w których niektórzy domagali się wykluczenia
rosyjskich zawodników ze sportowej rywalizacji. W Ekstralidze zakontraktowanych
przed sezonem było kilku rosyjskich zawodników, a wśród nich oprócz toruńskich
jeźdźców Emila Sajfutdinowa i
Jewgienija Sajdulina,
dla Sparty Wrocław punkty miał zdobywać Artiom Łaguta. Jego brat
Grigorij zawiązał się
Motorem Lublin. W Grudziądzu umowę podpisał Wadim Tarasenko, a w pierwszej lidze
dla Gdańska punkty miał zdobywać
Wiktor Kułakow. Emil jak i Artiom posiadali co prawda polski paszport, ale
ten nie miał mieć wpływu na decyzje w tej sprawie.
Wspomniani jeźdźcy z Rosji z miejsca potępili działania władz swojego kraju.
Uczynił to także Emil Sajfutdinow, który zamieścił wymowny wpis "Jesteśmy
braćmi" - prezentując grafikę złączonych rąk w barwach Rosji i Ukrainy.
Z kolei Przemysław Termiński właściciel toruńskiego klubu na łamach prasy, skomentował sprawę krótko: "Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł zakazać startom rosyjskim żużlowcom, w tym naszemu Sajfutdinowowi. Emil 20 lat mieszka w Polsce. Czy on jest odpowiedzialny za sytuację na Ukrainie? Przecież on nie toczy żadnej wojny. Podobnie jak inni rosyjscy żużlowcy. W skrajnym wypadku, jak trzeba będzie, to będzie jeździł w naszej lidze jako Polak, bo ma przecież polskie obywatelstwo. Nie sądzę jednak, aby było to konieczne. W każdym bądź razie wie co ma robić, gdyby pojawił się jakiś problem".
Jednocześnie w polskich ligach żużlowych z
prawnego punktu widzenia, nie do końca było możliwe, by pozbawić zawodników z rosyjską
licencją prawa startu. Jednak wraz z zaognianiem się konfliktu na linii Ukraina
- Rosja świat zaczął alienować z życia społeczno-gospodarczego uznaną za
terrorystyczną nację rosyjską i po decyzji FIM również PZM 05.03.2022 wydał
oświadczenie w którym zawiesił zawodników rodem z Rosji:
W związku z bezprawną zbrojną inwazją Rosji na terytorium Ukrainy, jak
również wobec faktu, że ta brutalna napaść wspierana jest przez państwo
białoruskie Polski Związek Motorowy wyklucza aż do odwołania zawodników
rosyjskich oraz białoruskich z udziału we współzawodnictwie sportowym w sportach
motorowych organizowanym na terytorium Polski . Wyklucza się również
reprezentacje tych krajów z udziału w zawodach sportowych rozgrywanych w Polsce.
Ponadto zawodnikom z licencją Polskiego Związku Motorowego zakazuje się startów
w zawodach organizowanych na terenie Federacji Rosyjskiej oraz na terenie
Republiki Białoruskiej.
Wierzymy, że w obliczu zbrodniczych działań Federacji Rosyjskiej wspieranych
przez Republikę Białoruską konieczne jest podjęcie zdecydowanych kroków, które
pokażą stanowczy sprzeciw wobec agresji obu tych państw.
Z decyzją żużlowych władz nie zgadzał się
Jerzy Synowiec, adwokat, miejski
radny z Gorzowa Wlkp., a w przeszłości prezes gorzowskiej Stali i ruszył z
pomocą dla rosyjskich zawodników z polskim paszportem: "W przypadku
Rosjan sprawa jest prosta. PZM miał prawo nałożyć na nich sankcje i będą musieli
cierpieć za nie swoje grzechy. Przy okazji do jednego worka wrzucono jednak
polskich obywateli, co jest absolutnie niedopuszczalne.
"W myśl prawa polskiego obywatelami polskimi są osoby, które posiadają
obywatelstwo polskie. Będąc obywatelem polskim i równocześnie obywatelem innego
państwa nie można powoływać się ze skutkiem prawnym przed polskimi organami
władzy państwowej na to inne obywatelstwo i na wynikające z niego prawa i
obowiązki. Obywatel polski, posiadający równocześnie obywatelstwo innego państwa
ma wobec państwa polskiego takie same prawa i obowiązki, jak osoba posiadająca
wyłącznie obywatelstwo polskie. Naruszenie takich praw jest sprzeczne z
konstytucją i polskim porządkiem prawnym."
Polski Związek Motorowy powinien błyskawicznie się zreflektować i umożliwić
Artiomowi Łagucie i Emilowi Sajfutdunowi starty z polskimi licencjami. To są
polscy obywatele, a fakt, że mają drugie obywatelstwo nie powinien ich w żadnym
stopniu dyskryminować. Przecież w Polsce żyje kilkaset tysięcy osób z podwójnymi
paszportami, w tym chociażby niektórzy parlamentarzyści i nie słyszałem, żeby z
tego powodu ktokolwiek chciał ograniczać im prawa. Sam mam białoruskie korzenie
i co? Powinienem tylko z tego powodu zamknąć kancelarię?
Łaguta i Sajfutdinow za krytykę wojny i prezydenta Władimira Putina zostali
zawieszeni przez rosyjską federację. W skutek decyzji PZM nie mogą też jeździć w
Polsce. Tym samym stali się w zasadzie ludźmi bezdomnymi. Przed polskimi sądami
będą mogli się starać o odszkodowania. Nie wiem jak długo będą pozbawieni prawa
do wykonywania zawodu, ale nawet jeśli będzie to tylko sezon, to będą to
wielomilionowe kwoty dla każdego z nich. Jeśli nawet nie polskie sądy, to każda
europejska instytucja przyzna im w tej sprawie rację. Nie mam co do tego żadnych
wątpliwości. Chyba, że ktoś zlekceważy niezaprzeczalny fakt, że są polskimi
obywatelami.
Pamiętam taką sytuację z czasów gdy byłem jeszcze działaczem Stali Gorzów.
Wówczas Brytyjczyk Andy Smith jakimś tam fortelem zyskał polski paszport. Było
to dziwne, bo ani nie mieszkał w naszym kraju, ani nie mówił w naszym języku, w
przeciwieństwie do Łaguty czy Sajfutdinowa. Dokument jednak zdobył i zgłosił się
do rozgrywek jako Polak. Napisałem wówczas do PZM, że to skandal i obejście
prawa. Wówczas dostałem z centrali odpowiedź, że polski paszport został mu
nadany w majestacie prawa przez prezydenta RP i tym samym jako polski obywatel
będzie w pełni korzystał ze swoich praw i przywilejów. O takie samo poszanowanie
prawa apeluję zatem dzisiaj".
W liście i uzasadnieniu Jerzego Synowca było wiele pracy, ale racja leżała
też po stronie PZM, bo zawodnicy mimo posiadania polskiego paszportu do momentu
nałożenia sankcji, nie byli zainteresowani startami z polskimi licencjami
żużlowymi. Gdy jednak Rosyjski paszport zaczął być niewygodny, starty z Orłem na
piersi przestały być dla zawodników problemem, a stały się furtką która
umożliwiła powrót do startów zarówno w Ekstralidze, jak i Grand Prix. Nikt w PZM
nie wyobrażał sobie jednak by po ewentualnym triumfie w zawodach mistrzostw
świata odgrywano “Mazurka Dąbrowskiego” dla tych którzy w przeszłości słuchali
hymnu rosyjskiego.
Po decyzji organów zarządzających rozgrywkami żużlowymi Rosjanin najpierw opublikował czarne zdjęcie na swoim fanpage’u, a następnie konto trzydziestodwulatka zniknęło z Facebooka podobnie stało się z Instagramem. Emil zdecydował się zawiesić lub usunąć swoje profile społecznościowe, aby nie prowokować do bezsensownych komentarzy w jego kierunku w wojnie, którą potępiał. Zawodnik nie zrezygnował jednak ze współpracy z Apatorem i choć podopieczni Roberta Sawiny musieli radzić sobie bez niego, to ten pozostał w zespole by być wsparciem dla pozostałych zawodników. A poinformował o tym klub w swoim komunikacie: "Wiemy, jak bardzo złożona jest obecna sytuacja i jak wiele pytań zadajecie sobie przed zbliżającym się sezonem Ekstraligi. Ostatnie kilkanaście dni to istna huśtawka nastrojów związana z inwazją zbrojną Rosji na Ukrainę. Z całego serca łączymy się z ofiarami wojny i głęboko wierzymy w zwycięstwo Ukrainy. Ze strony Klubu staramy się jak najmocniej wspierać uchodźców. Nie możemy jednak zapominać o tym, co dzieje się u nas w Klubie. Jak wszyscy dobrze wiemy, obecnie przygotowujemy się do sezonu, w okrojonym składzie, już bez Emila Sayfutdinowa. Jesteśmy po rozmowach z zawodnikiem, który pomimo zawieszenia, deklaruje pełne wsparcie dla drużyny. Przez ostatnie miesiące poznaliśmy Emila jako przykładnego i w pełni profesjonalnego zawodnika, który z chęcią angażuje się w sprawy Klubowe i który z chęcią pomaga innym, także swoim klubowym kolegom. Obecnie staramy się w jak najlepszy sposób przygotować do sezonu. Przed nami najważniejszy okres przygotowań, pierwsze wyjazdy na tor przed meczami Ekstraligi. Z emocjami czekamy na zbliżający się sezon".
Sezon pokazał jednak, że Emil choć pojawiał się na
stadionie, to nie był zbyt widoczny w ekipie Apatora w trakcie meczów. Zawodnik
wolał samotnie trenować w Debreczynie, czym chwalił się węgierski klub i chciał
w samotności przeżywać polityczno-wojenne zawirowania, by powrócić do ścigania
gdy tylko nadarzy się okazja. I zawodnik się doczekał. W roku 2023 władze PZM,
złagodziły swoje wcześniejsze
stanowisko i wyraziły zgodę na to, by Rosjanie z polskim paszportem byli
traktowani w polskich ligach jak Polacy. Miałoby być to kompromisowe rozwiązanie
pomiędzy dotychczasowym całkowitym zakazem występów dla Rosjan, a dopuszczeniem
wszystkich zawodników z tego kraju. Dzięki temu PZM miałby uniknąć długoletniej
batalii sądowej z Artiomem Łagutą, który oskarżył polską federację o
dyskryminację i łamanie Konstytucji RP, o swoje prawa zamierza walczyć w sądzie.
Stawką tego sporu ma być nie tylko dopuszczenie zawodnika do startów, ale także
- w razie pozytywnego wyroku sądu - milionowe odszkodowanie za uniemożliwianie
wykonywania pracy zarobkowej. Wcześniej przedstawiciele PZM nie zgadzali się
na dopuszczenie Rosjan do egzaminu na krajową licencję żużlową, tłumacząc to
tym, że od lat startują oni na rosyjskich licencjach. Emil Sajfutdinow i Artiom
Łaguta posiadali jednak polskie obywatelstwo od wielu lat, ale do tej pory z
dumą podkreślali, że są Rosjanami, a polskie dokumenty wykorzystywali jako
ułatwienie przy poruszaniu się pomiędzy poszczególnymi krajami Unii
Europejskiej. Każdy z nich reprezentować Polskę zapragnął dopiero, gdy na
Ukrainie wybuchła wojna, a władze polskiej federacji wprowadziły zakaz jazdy dla
zawodników z Rosji. Postawa zawodników była jednak, konsekwencją nadania
polskości zawodnikom z innego kraju i należało w pełni respektować ich prawa
jako Polaków.
Pierwotnie władze polskiego żużla dały sobie czas do połowy września i w tym
czasie miały podjąć ostateczną decyzję. Jednak im bliżej było wyznaczonego
terminu, tym sprawa zaczyna się bardziej komplikować, a przyszłość Rosjan w
polskich ligach wciąż była niepewna. Było to wysoce niekomfortowe dla klubowych
działaczy bo okres transferowy oficjalnie rozpoczynał się 1 listopada i do tego
czasu kluby musiały wiedzieć, czy mogą kontraktować tych zawodników. Nic więc
dziwnego, że zwrócono się z prośbą o interpretację przepisów do kancelarii
prawnej i z PZM coraz częściej słychać było głosy, że jeśli tylko prawnicy w
dotychczasowym zakazie nie wykażą rażącego łamania prawa, to zakaz zostanie
utrzymany. Za takim rozwiązaniem opowiada się większość środowiska, która nie
miała w swoich składach zawodników z rosyjskim obywatestwem. Jednak działacze z
Torunia i Wrocławia byli coraz bardziej zniecierpliwieni, bowiem swoje składy
budowali w oparciu o Emila Sajfutdinowa i Artioma Łagutę. Gdyby zawodnicy nie
zostali dopuszczeni do startu w Ekstralidze, to kluby te miałby gigantyczny
problem ze znalezieniem wartościowego zastępstwa. Również cierpliwość zawodników
dobiegała końca. I tak Emil Sajfutdinow, który od ponad 10 lat miał polskie
obywatelstwo w rozmowie z władzami toruńskiego klubu miał oświadczyć, że jeśli
do listopada nie otrzyma zgody na starty, to nie zamierza dłużej czekać i kończy
swoją sportową karierę. Taki ruch był po części zrozumiały, bo 33-letni
zawodnik, mimo że nie startował na żużlu, to wciąż musiał ponosić koszty
związane choćby z utrzymaniem motocykli, czy teamu i nie zamierzał dłużej czekać
na zmianę stanowiska PZM. Ostatecznie żużlowa centrala dopuściła do startu zawodników z Rosji, którzy
posiadali polskie paszporty, a to oznaczało że Apator w sezonie 2023 wystartuje
z Emilem Sajfutdinowem w składzie.
I wystartował, a
powrót Emila był niezwykle
spektakularny. Wystarczy w tym miejscu napisać, że na 20 meczów Baszkir tylko
raz nie kwalifikował się do startów w piętnastym biegu i był pod tym względem
numerem jeden w ekstralidze. Ostatecznie oddając trzy starty juniorom, w
finałowej odsłonie dnia wystąpił 16 razy i dziesięciokrotni przyjeżdżał do mety
jako pierwszy. Jeśli do tej
indywidualnej statystyki dołoży się brązowy medal po który sięgnął Apator po
latach medalowej posuchy, to wniosek był jeden - Toruń od lat nie miał
skutecznego lidera i fakty mówiły wprost, jak wielką wartością dodaną w Apatorze
był Emil. Znamienne
było również to, że lider Aniołów nie brał udziału w ligowych zmaganiach w
roku 2022, a mimo to znalazł się w TOP7 za pięć ostatnich lat i był lepszy
w tej statystyce od takich asów jak Janusz Kołodziej (772) czy Jason Doyle
(771), którzy żadnej przerwy nie mieli. Jednak Emil sportowy bank rozbił
zwłaszcza w sezonie 2023, kiedy to zdobył najwięcej punktów bo, aż 252.
Godny podkreślenia jest w tym miejscu fakt, że choć sytuacja polityczna rodziła
wewnętrzne rozterki u sportowca, od lat związanego z Polską, to nie złamała jego
psychiki i zawodnik cały czas liczył na szybki powrót do ścigania i dbał o formę oraz park maszynowy. Przed sezonem udał się do Hiszpanii, gdzie codziennie
jeździł na motocrossie, a treningi motocyklowe uzupełniał jazdą na
rowerze szosowym. Wszystko po to, by od początku sezonu skupić się tylko na treningach żużlowych. Taki sposób przygotowań
nie był żadną nowością, bo wielokrotnie zdarzało się, że Sajfutdinow spędzał miesiąc w okolicach Girony
(miejscowość nieopodal Barcelony) i tam przygotowywał się do sezonu żużlowego.
Jednak tym razem nadrobienie rocznej przerwy od ligowych zmagań było szczególnym
wyzwaniem, bo choć medalista mistrzostw świata miał okazję do jazdy
na motocyklu żużlowym i chwalił się wyjazdami na różne tory, to jednak
przygotowanie do jazdy w Ekstralidze, było zupełnie innego rodzaju wyzwaniem,
zwłaszcza że w 2021 roku współpracę z Sajfutdinowem
zerwał Ashley Holloway i żużlowiec miał spore problemy z odnalezieniem się na
jednostkach napędowych od innych tunerów. Jeszcze przed sezonem
2022 Sajfutdinow kupił cztery nowe silniki, które miał okazję testować podczas treningów. W roku
2023 dokupił jeszcze dwa i starał się je dostroić do
warunków panujących na Motoarenie. Tym samym w boksie toruńskiego lidera
pojawiły się jednostki napędowe od
Antona Nischlera, Joachima Kugelmanna, Petera Johnsa, a nawet węgierskiego
inżyniera Luigiego Baratha. Ostatecznie zawodnik wybrał silniki od wychodzącego
z cienia wielkich tunerów holenderskiego mechanika Berta van Essena.
Zawodnik ciągle jednak szukał jak największej ilości startów, bowiem
Rosjanin wrócił
w 2023 roku na żużlowe tory jako pełnoprawny Polak, ale ciągle nie miał
możliwości startować na arenie międzynarodowej. To bardzo uszczupliło kalendarz
startów, a utrzymanie równiej formy przez cały sezon wymagało oprócz
treningów rywalizacji z najlepszymi, w co najmniej dwóch lub trzech turniejach
tygodniowo. Nic więc dziwnego, że gdy tylko władze brytyjskiego speedwaya,
wyraziły zgodę na jego starty w
Premiership, zawodnik doszedł do porozumienia z promotorem Chrisem Louisem i
związał się kontraktem z "Wiedźmami" z Ipswich, komentując w wywiadzie:
"Codziennie trenowałem fizycznie, a kiedy tego nie robiłem, miałem wiele
treningów na motocrossie w Polsce. Zawsze miałem nadzieję, że wrócę na 2023 rok
i kiedy ogłoszono decyzję i mnie przywrócono do sportowej rywalizacji w
październiku zeszłego roku, byłem bardzo szczęśliwy. Mam przecież za sobą rok
bez ścigania i teraz chcę częściej startować. Kilka razy zdobyłem mistrzostwo
drużynowe w lidze polskiej i szwedzkiej i w innych krajach. Ale nigdy w Anglii,
więc może to będzie ten sezon, w którym będę miał szansę wygrać drużynowe
mistrzostwo Anglii. W drużynie mamy dobrych zawodników. Z Jasonem Doylem
startowałem w Lesznie, ale znam go też z Grand Prix. Wydaje mi się, że pierwszy raz spotkałem go na treningach w Lonigo wiele
lat temu. Znam też Keynana Rewa z Leszna, poznałem go, gdy miał 16 lat. A
Danny'ego Kinga poznałem podczas mojej ostatniej wizyty w Anglii, gdy
startowałem w Grand Prix w Cardiff. Rodzina żużlowa jest bardzo mała i znamy się
nawzajem, więc nie będę miał problemu i nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, co
możemy razem zrobić jako zespół".
Starty na Wyspach pozwoliły Emilowi uzupełnić kalendarz o większą liczbę
wartościowych turniejów i mógł om zaspokoić głód walki na torze i przy okazji
przygotować się do największych wyzwań, jakie czekały go w lidze polskiej. Warto
jednak podkreślić, że od początku do końca sezonu notował w barwach Wiedźm
znakomite wyniki. To Sajfutdinow i Jason Doyle wielokrotnie ciągnęli wynik
zespołu z Foxhall Stadium, który odbył bardzo trudną walkę o to, aby znaleźć się
w fazie play-off Premiership. Ostatecznie to się udało, a co więcej w półfinale
Ipswich zaskoczyło obrońców tytułu z Manchesteru i pokonało w dwumeczu Belle Vue
Aces. Natomiast w finale było blisko, by sięgnęło po pierwszy od 1998 roku
tytuł. Rosjanin w lidze brytyjskiej wystartował we wszystkich 28 spotkaniach, w
których zdobył 364 punkty i 24 bonusy. Wyśmienita średnia biegowa 2,676 dała mu
pierwsze miejsce na liście indywidualnej. Drugi Doyle wykręcił wynik 2,471, co
tylko pokazuje klasę jego młodszego kolegi. Tak doskonały wynik nie mógł być
pominięty w plebiscytach i w oficjalna strona brytyjskiego żużla poinformowała,
że Emil Sajfutdinow został uznany za żużlowca roku w Premiership i wybór ten
nikogo nie zaskoczył.
Oprócz wielkiego sportowego charakteru, zawodnik wykazał się wielkim sercem. Oto bowiem w trakcie sezonu chorujący od lat Andriej Kudriaszowow potrzebował wsparcia, bowiem nowotwór płaskonabłonkowy skóry nie dawał za wygraną, a brutalna diagnoza - amputacja nogi - wykluczała kontynuowanie kariery. Ostatecznie zawodnika nie nie było stać na utrzymanie rodziny z czteromiesięczną córką, a jednocześnie ponoszenie gigantycznych kosztów wizyt lekarskich, wykupu leków i dojazdów do kolejnych szpitali na badania. Na problemy kolegi z toru od razu finansowo odpowiedziało środowisko żużlowe i już w po kilku dniach uzbierano blisko 80 tysięcy złotych. W pomoc reprezentacyjnemu koledze włączył się również Emil, który bez specjalnego wahania wpłacił na jego rzecz 10 tysięcy złotych i była to to największa kwota wpłacona na leczenie trzydziestojednoletniego Rosjanina z polskim paszportem. Sajfutdinow pomógł w swoim stylu, czyli bez specjalnego rozgłosu i zamieszania, ukrywając swoje dane przy wpłacie. Dziennikarzom jednak udało się ustalić hojnego darczyńcę i otoczenia zawodnika potwierdziło ten piękny gest. Nie był to jednak koniec wsparcia, bo lider Apatora z własnej inicjatywy zorganizował licytację jednego ze swoich kasków, angażując w tę inicjatywę byłego żużlowca bydgoskiej Polonii żużlowiec Michała Robackiego, a także reprezentant Polski w piłce nożnej, Dawida Kownackiego, a cały dochód został przeznaczony na wsparcie dla Andrieja.
Podsumowując sezon 2023 w wykonaniu Emila można by wiele napisać, jednak najlepiej całą sytuację oddaje wywiad z Emilem, przeprowadzony przez Karola Śliwińskiego, który ukazał się z programie zawodów. Za zgodą redaktora zamieszczam tę rozmowę w całości, bowiem doskonale oddaje ona to z jakim zaangażowaniem zawodnik podchodzi do swojej profesji oraz wskazuje podstawy fenomenalnej formy Rosjanina z polskim paszportem. Jednocześnie po latach wywiad ten z całą pewnością, będzie ciekawym materiałem do analizy.
KŚ: Twoje dotychczasowe wyniki w tym
sezonie wyglądają imponująco i robią spore wrażenie. Jesteś kolejnym
zawodnikiem, który pokazuje, że nawet po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej
zawieszeniem można nadal z powodzeniem uprawiać żużel. Spodziewałeś się, że
będziesz w stanie wrócić do ścigania w tak dobrym stylu?
ES: Miałem nadzieje, że tak będzie. Wiedziałem, że jestem zdolny do tego, aby
dobrze punktować. Czułem się gotowy do rywalizacji. W przeszłości
niejednokrotnie udowadniałem, że potrafię być skutecznym zawodnikiem, więc
wychodziłem z założenia, że mogę to podtrzymać. To, że nie startowałem w zeszłym
roku nie oznacza, że siedziałem z założonymi rękami i obgryzałem paznokcie. Cały
czas pracowaliśmy z teamem. Próbowaliśmy różnych rozwiązań i sporo testowaliśmy.
Ja trenowałem fizycznie i jeździłem na różnorodnych motocyklach, bo liczyłem, że
ten powrót będzie wkrótce możliwy. Dużo sprzętu posprawdzaliśmy i myślę, że
dzięki wszystkim tym działaniom teraz może wyglądać to całkiem przyzwoicie.
Sygnalizujesz, że nadal jesteś zawodnikiem, który wie o co chodzi w procesie
budowania wysokiej formy.
Ja i moje najbliższe otoczenie po prostu cały czas żyjemy żużlem. Pod każdym
względem intensywnie się przygotowujemy. To nie jest tak, że odjeżdżam zawody, a
potem mam luz skoro mi dobrze poszło. Już na drugi dzień po meczu wskakuję na
inne motocykle i trenuję na wiele różnych sposobów. Bez przerwy pracuję nad
sobą. Dodatkowo z teamem ciągle pochylamy się nad sprzętem i myślimy nad jego
dopieszczaniem. Konsekwentnie dążymy do tego, żeby te motocykle cały czas były
szybkie.
Ostatnio sporo mówi się o Twoich silnikach od Berta van Essena, które ponoć
bardzo dobrze Cię niosą.
Ja posiadam silniki od wielu różnych tunerów. Do tego dochodzą nasze jednostki,
nad którymi pracują chłopacy z mojego teamu. Mamy zatem z czego wybierać. W
Polsce rzeczywiście jeździmy na Bercie z Holandii, bo na ten moment to najlepiej
nam pasuje. Za tym stoi jednak ogrom pracy. To nie jest tak, że dostajemy silnik
i to samo z siebie tak po prostu jedzie. Trzeba poświęcić trochę czasu, żeby
wycisnąć z tego maksimum i odpowiednio wszystko doregulować. Wspólnymi siłami
składamy to w jedną całość, abym czuł się komfortowo i miał wystarczająco dużo
prędkości na torze. Na razie wychodzi nam to całkiem nieźle, więc staramy się,
żeby tak zostało.
Czy mimo bogatego doświadczenia sprzęt w dzisiejszym żużlu wciąż skrywa przed
Tobą wiele tajemnic?
Myślę, że jestem zawodnikiem, który dość dobrze czuje sprzęt, ale nie ukrywam,
że czasami trudno go zrozumieć. Momentami połapanie się w tych kwestiach
utrudniają też jakieś torowe sytuacje, które mogą zniekształcać ogląd sytuacji,
czy stres wynikający z faktu, że akurat coś nie wychodzi. W związku z tym bardzo
ważna jest współpraca z osobami wchodzącymi w skład mojego teamu. Ja przekazuję
im własne odczucia, a oni dzielą się swoimi spostrzeżeniami i wspólnie
wyprowadzamy z tego jak najlepsze wnioski. Chłopacy na pewno bardzo mi pomagają.
W tych trudniejszych momentach razem potrafimy dochodzić do korzystniejszych
rozwiązań sprzętowych. Przykładem może być niedawny mecz w Częstochowie. Co
prawda nie było tam tak dobrze jak byśmy chcieli, ale jednak po pierwszym biegu
zakończonym z zerem na koncie potem udało się uzbierać dwanaście punktów. W
ostatecznym rozrachunku nie wyszło zatem najgorzej.
Czy aktualnie znajdujesz się na takim poziomie, który całkowicie spełnia Twoje
oczekiwania? Możesz powiedzieć, że jesteś w stu procentach zadowolony ze swojej
obecnej dyspozycji czy masz wrażenie, że mógłbyś wycisnąć z siebie jeszcze
więcej?
Przeważnie mogę być zadowolony. Czasami mam jednak delikatny niedosyt, kiedy na
przykład brakuje mi trochę prędkości lub punkty w danym biegu odbiegają od tego,
co bym sobie życzył. Myślę jednak, że takie momenty też są potrzebne, bo one w
pewien sposób dodatkowo mnie budują. To działa jak zimny prysznic, dzięki
któremu dostaje się cenną lekcję na przyszłość. Ja jestem takim zawodnikiem,
który stara się wyciągać coś pozytywnego z każdego wyniku.
Robiłeś sobie jakieś konkretne założenia przed tym sezonem czy podszedłeś do
tego z pewnym dystansem i nieco większą rezerwą, biorąc pod uwagę, że wracałeś
po rocznej przerwie?
Ja chcę wyciskać z siebie jak najwięcej każdego dnia, kiedy odjeżdżam zawody. To
jest moja praca, dlatego dążę do tego, żeby jak najlepiej wywiązywać się ze
swojego zadania i pomagać drużynie. Nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej. Zawsze
jadę na maksa. Daję z siebie sto procent, a potem przekonuję się na ile to
wystarcza. Po zawodach dokonujemy analizy i widzimy czy idziemy w dobrym
kierunku, czy powinniśmy coś zmienić. To na pewno wyznacza nam do czego w danej
chwili dążymy. Cele zawsze mamy wysokie. Wiadomo jednak, że tak od ręki nie da
się ich zrealizować. Tylko ciężką pracą z mojej strony oraz mojego teamu możemy
do nich dochodzić. Do tego musi też być odrobina szczęścia, żeby wszystko się
poukładało i okazywało się takie, jak sobie życzymy.
Co czułeś jako zawodnik wracający do ścigania po rocznej przerwie? Dominowała
ekscytacja czy we znaki dawał się niepokój związany z tym, jak to wyjdzie w
praktyce i czy nadal pozostaniesz takim samym żużlowcem, jakim byłeś wcześniej?
Przez cały czas miałem przede wszystkim ogromny głód żużla. Poczułem, że w
odniesieniu do mojej kariery wiele rzeczy zaczyna wracać na właściwe tory i
pracować w taki sposób, jakbym tego oczekiwał. Znowu zaczęło towarzyszyć mi
charakterystyczne napięcie przedmeczowe, które pozwala się zmobilizować,
skoncentrować i odpowiednio nastawić przed zawodami. Starałem się nie dopuszczać
do siebie obaw, że mogę zatracić swoją wcześniejszą skuteczność. Nie chciałem
nawet o tym myśleć. Wiadomo, że samo uprawianie żużla zawsze generuje pewnego
rodzaju stres, tym bardziej w takich okolicznościach, w jakich ja się teraz
znalazłem, ale mnie to za bardzo nie przeszkadza. Trochę lat jestem już w tym
sporcie, więc myślę, że wiem jak to działa, wiem czego chcę, wiem czego
potrzebuję i wiem jak do tego podejść. Sam powrót po dłuższej przerwie nie był
też dla mnie czymś zupełnie nowym. W przeszłości miałem już z czymś takim do
czynienia przy okazji jakichś kontuzji, które zdarzało mi się łapać. Teraz
sytuacja była co prawda trochę inna, ale pewne obycie się z tym tematem i
wcześniejsze doświadczenia na pewno się przydały.
Często można usłyszeć, że zawodnicy, którzy przez dłuższy czas nie mogli ścigać
się na żużlu gubią pewien rytm, zatracają wyczucie w wielu istotnych kwestiach i
miewają mniejsze lub większe zaległości do nadrobienia. Patrząc jednak na Twoją
tegoroczną postawę trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że Ciebie to chyba za
bardzo nie dotyczy. Czy Ty mimo wszystko masz wrażenie, że coś straciłeś przez
tę zeszłoroczną przerwę i niektóre rzeczy Ci pouciekały?
No właśnie niespecjalnie. Myślałem, że coś stracę w zakresie sprzętu czy
nadążania za różnymi nowinkami, które dynamicznie pojawiają się w żużlu, ale na
szczęście nie czuję, żeby tak było. Okazuje się, że to co znalazłem pod koniec
sezonu 2021, czy to co sprawdzałem w ostatnim czasie działa bardzo dobrze i
nadal mogę z powodzeniem tego używać. Tak naprawdę nie musiałem dokonywać
żadnych wielkich zmian. Praktycznie wszystko zostało po staremu.
Można odnieść wrażenie, że powrót do regularnej jazdy przyszedł Ci dość
swobodnie. Chyba nie potrzebowałeś dużo czasu, żeby znowu się w to wszystko
wdrożyć i poczuć się komfortowo na motocyklu.
Myślę, że nie. W czasie przerwy jeździłem na różnych motocyklach, więc nie
straciłem z tym całkowicie kontaktu. Już po pierwszych tegorocznych przejazdach
na żużlu czułem się w porządku. Na szczęście warunki pozwoliły nam dosyć szybko
wyjechać na tor i sporo pojeździć przed startem rozgrywek. Mieliśmy trochę
sparingów, a do tego doszły też inne zawody, więc mogłem dobrze się rozjeździć.
Dla mnie to było bardzo korzystne rozwiązanie. Ja po zimie lubię właśnie
odjechać sobie najpierw jakieś pojedyncze spokojniejsze treningi, żeby wszystko
rozruszać i rozprostować, a potem jak najszybciej przejść do rywalizacji z
innymi. Wtedy ta koncentracja jest zupełnie inna i można lepiej zweryfikować, w
jakim miejscu aktualnie się jest.
Ostatni sezon, który przejeździłeś w Ekstralidze przed zawieszeniem -
jeszcze w barwach Fogo Unii Leszno - nie był jednak dla Ciebie tak udany jak te
wcześniejsze. Twoja średnia spadła poniżej dwóch punktów na bieg i zapewne
czułeś, że wielokrotnie jechałeś poniżej poziomu, do którego zdążyłeś
przyzwyczaić siebie oraz kibiców. Patrząc na Twoją obecną dyspozycję widać
zatem, że wyciągnąłeś trafne wnioski i potrafiłeś stawić temu czoła, skoro teraz
zaliczasz tak wyraźny progres. Zdradziłbyś co wtedy było nie tak, w jaki sposób
to na Ciebie wpływało i jak zdołałeś to naprawić?
W tamtym czasie dopadły mnie niemałe problemy sprzętowe. Wtedy ewidentnie nie
było widać u nas odpowiedniej prędkości. Nie mogliśmy znaleźć właściwych
ustawień. Dokonywaliśmy różnych zmian, ale to nie działało w taki sposób jak
byśmy oczekiwali. Nie czułem tych motocykli tak dobrze, jak powinienem. To
wszystko nie pracowało tak jak należy i trudno było wyciągnąć z tego tyle, ile
potrzebowaliśmy. Nie ukrywam, że byłem tym porządnie zmęczony. Cała ta sytuacja
wydawała się bardzo skomplikowana i generowała sporo stresu. Momentami nie
wiedzieliśmy już co zrobić, żeby było lepiej. Silniki, którymi wówczas
dysponowaliśmy po prostu okazały się nieodpowiednie i kompletnie się nie
sprawdzały. Przeanalizowaliśmy to wszystko i doszliśmy do wniosku, że trzeba
poszukać czegoś innego. To wiązało się ze sporymi inwestycjami, więc odczuliśmy
to w naszym budżecie, ale nie było innego wyjścia. Na szczęście pod koniec
sezonu zaczęliśmy wychodzić na prostą i notować lepsze wyniki. Przetestowaliśmy
nowe jednostki i przekonaliśmy się, że one działają zupełnie inaczej oraz dają
mi całkowicie inne odczucia. Zyskaliśmy dostęp do czegoś, co zaczęło spisywać
się dużo lepiej i naszym zdaniem mogło pomóc poprawić moją skuteczność. Wiadomo,
że wtedy to wszystko było jeszcze bardzo świeże, ale uznaliśmy, że warto iść w
tym kierunku. Poświęciliśmy temu trochę czasu i teraz posiadam silniki, które
odpowiadają moim preferencjom oraz potrzebom. Widzę, że nawet jak nie trafimy
perfekcyjnie z ustawieniami, to nadal jestem w stanie powalczyć z rywalami. To
mi się podoba. Dzięki temu cały czas mogę zaliczać się do ligowej czołówki.
Podejrzewam, że korzystne wyniki, które notujesz w tym sezonie, pozwalają Ci
odetchnąć z ulgą, a przy okazji zapewniają też dużo spokoju i komfortu
psychicznego.
Ja podchodzę do tego z pokorą. Korzystne wyniki na pewno mnie cieszą, ale nie
zamierzam się nimi zachłysnąć czy spoczywać na laurach. Po dobrych zawodach
uznaję, że to już należy do przeszłości i teraz trzeba skupić się na kolejnym
starcie, aby znowu było jak najlepiej. Tam trzeba będzie od nowa odczytywać tor
i szukać odpowiedniej prędkości. To, że dzisiaj zdobywam dobre punkty nie
gwarantuje, że jutro będzie tak samo. Mogę na przykład nie trafić z
przełożeniami lub mieć gorszy dzień. Cały czas trzeba być czujnym i wszystkiego
pilnować. Nigdy nie wiadomo, czy coś nas nie zaskoczy lub nagle się nie
rozreguluje. Wiadomo, że chciałbym co mecz osiągać jak najlepszy wynik, ale mam
świadomość, że w żużlu utrzymywanie równowagi i stabilności wcale nie należy do
najłatwiejszych. Dokładamy jednak wszelkich starań, żeby nam się to udawało.
W jaki sposób dążysz do podtrzymywania wysokiej formy?
Trzeba ciężko pracować na wszystkich istotnych polach, to znaczy skrupulatnie
się przygotowywać, regularnie analizować to, co dzieje się wokół nas,
wystarczająco dużo myśleć o tym, co się robi, reagować, jeśli zachodzi taka
potrzeba, właściwie trenować, czy odpowiednio się regenerować. Wszystkie te
składniki staram się łączyć ze sobą jak najlepiej, żeby one zebrane w jedną
całość mogły przeradzać się w sukces. Myślę, że w moim przypadku całkiem nieźle
to działa. Zarówno z mojej strony, jak i mojego teamu, jest naprawdę duże
poświęcenie, które niejednokrotnie rozciąga się nie tylko na całe dnie, ale też
noce. Często kładziemy się spać z różnorodnymi myślami, bo chcemy wszystko jak
najlepiej przetrawić i dopiąć na ostatni guzik. To jest jak prowadzenie biznesu,
w którym każdy dąży do tego, żeby całość funkcjonowała w możliwie najlepszy
sposób. Jeśli przepracujemy cały dostępny czas najlepiej jak możemy, to jesteśmy
w stanie zapewnić sobie nieco więcej spokoju. Kiedy widzimy, że to przynosi
efekty i przekłada się na korzystne wyniki, to przepełnia nas wewnętrzna radość,
że wszystko, co wcześniej wykonaliśmy zaprocentowało i doprowadziło nas do tego
sukcesu.
Statystyki wskazują, że obecnie jesteś zdecydowanym liderem toruńskiej drużyny i
drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w całej PGE Ekstralidze. Przywiązujesz do
tego dużą wagę?
Na pewno fajnie mieć świadomość, że znalazłem się w takim miejscu i zdołałem
osiągnąć taki poziom. To przyjemne odczucie, które daje niemałą satysfakcję i
potężnego kopa do dalszego działania. Wiem jednak, że dobre statystyki same z
siebie nie sprawią, że w każdych kolejnych zawodach będę prezentował się równie
dobrze, dlatego skupiam się przede wszystkim na swojej pracy. Zdaję sobie
sprawę, że w Toruniu w momencie podpisywania ze mną kontraktu oczekiwano, że
będę mocnym punktem tego zespołu, a najlepiej jego liderem. Staram się zatem
potwierdzać, że jestem do tego zdolny i wywiązywać się ze swojego zadania.
Toruńska drużyna na papierze bez wątpienia dysponuje obiecującym składem.
Dotychczasowe wyniki zespołu raczej jednak nie idą w parze z oczekiwaniami i nie
dają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Do Ciebie rzecz jasna trudno mieć
jakiekolwiek zastrzeżenia, bo znajdujesz się w świetnej dyspozycji, ale
wielokrotnie brakuje punktów pozostałych zawodników. Jak myślisz, z czego to
wynika? Dlaczego przeważnie nie jesteście w stanie jechać na miarę Waszego
potencjału?
Każdy po prostu walczy ze sprzętem. Moim zdaniem to jest główna przyczyna. Ja
akurat dobrze wiem co to znaczy, gdy motocykle nie jadą tak jak by się chciało,
bo niedawno sam tego doświadczałem. W takich sytuacjach pojawia się dużo nerwów
i stresu. Wszyscy na ciebie liczą, a mimo wysiłku i zaangażowania twoje wyniki
nie są takie jak powinny. Wiele rzeczy nakłada się wtedy na siebie, co na pewno
nie pomaga. Mogę jednak zapewnić, że nikt nie zamierza odpuszczać i jako drużyna
będziemy walczyć do końca. Przez cały czas wspieramy się jak możemy i troszczymy
się o atmosferę.
Czy Wy jesteście w stanie sobie jakoś nawzajem pomóc? Czy Ty, jako ten
zdecydowany lider, możesz stanowić dla swoich kolegów pewnego rodzaju bazę, na
której oni będą mogli się oprzeć?
Staramy się dyskutować na temat trapiących nas problemów. Wymieniamy się
informacjami odnośnie ustawień i dokonywanych zmian. Wspólnymi siłami próbujemy
odczytywać warunki torowe. Rozważamy jak to wszystko działa, czy ktoś ma za
mocne, czy za słabe motocykle. Razem zastanawiamy się, w którą stronę należałoby
pójść. Dążymy do tego, żeby te dyskusje były owocne, jak najwięcej wnosiły do
naszego zespołu i mogły nas w pewien sposób ukierunkowywać. Wiadomo jednak, że w
zakresie sprzętu każdy musi też w dużym stopniu samodzielnie dochodzić do tego,
co u niego najlepiej się sprawdzi. Nawet jeśli ktoś zastosuje ustawienia, które
na przykład u mnie zdają egzamin, to jest mało prawdopodobne, że u niego będą
działały równie dobrze. Każdy ma silniki o różnej charakterystyce, a do tego
jeszcze inne preferencje. Jak porównuję się z chłopakami, to widzę, że oni
trochę inaczej czują motocykle i lubią silniki w nieco innym stylu. Na pewno
robimy tyle, ile możemy, żeby to odpowiednio funkcjonowało. To jednak nigdy nie
są łatwe sprawy, które dają się tak od ręki pozałatwiać.
W tym sezonie często bywało tak, że po meczu Ty miałeś powody do zadowolenia, bo
pokazałeś się z dobrej strony, ale reszta zespołu już niekoniecznie. Jak czuje
się zawodnik, któremu idzie bardzo dobrze, ale jego drużyna nie zawsze osiąga
korzystne wyniki? To chyba nie jest szczególnie komfortowe położenie?
Nie ukrywam, że zawsze się cieszę, jeśli osiągnąłem dobry wynik i dołożyłem dużo
punktów do dorobku zespołu. Wiadomo jednak, że w takich sytuacjach ta radość
jest połowiczna, bo nasze indywidualne zdobycze to jedno, ale dążymy również do
tego, żeby zespołowo wypracowywać jak najlepsze rezultaty. Nigdy jednak nie
czuję się od nikogo lepszy, bo wiem, że w każdej chwili ja też mogę mieć gorszy
moment. Zawsze potrafię zrozumieć chłopaków i wyobrazić sobie, co oni przeżywają
w takiej chwili. Każdy z nich się stara i chciałby zdobyć jak najwięcej punktów,
ale czasami po prostu nie wychodzi i trudno tak od razu temu zaradzić.
Najważniejsze, żeby wzajemnie obdarzać się wsparciem, a nie wytykać się palcami
i mówić, że ja jestem taki, a ty jesteś taki. Każdy musi wierzyć, że mimo
gorszych momentów wszystko jest jeszcze możliwe, a konsekwentna praca ma sens i
może przynieść spodziewane efekty. W żużlu to nie jest nic nadzwyczajnego, że
dzisiaj robisz pięć punktów, a jutro piętnaście.
Jak wiele, Twoim zdaniem, toruńska drużyna będzie w stanie zdziałać w tym
sezonie? Myślisz, że jeszcze się rozkręcicie i zdołacie powalczyć o wysoką
lokatę, czy patrząc jak to teraz wygląda uważasz, że może być trudno?
Sezon dopiero nabiera rozpędu, więc jeszcze wszystko przed nami. Na pewno nie
stoimy na straconej pozycji. Widać, że momentami jakby zaczynało być lepiej,
choć wielokrotnie to jeszcze nie jest to, czego byśmy chcieli. Na razie
znajdujemy się w niełatwym położeniu, ale mamy jeszcze trochę czasu, żeby
wszystko dopracować i znaleźć najlepsze rozwiązania sprzętowe. Każdy z seniorów
dąży do tego, żeby dokładać od siebie jak najwięcej, a dodatkowo próbujemy też
budować juniorów. Myślę, że wiemy co mamy robić i na tym się koncentrujemy. Tak
naprawdę dopiero za jakiś czas przekonamy się jaki wynik będzie w naszym
zasięgu. Pamiętajmy, że wszystko rozstrzyga się na koniec, kiedy przychodzi
decydująca faza sezonu. Dużo zależy od tego, w jakim miejscu wtedy będziemy.
Teraz skupiamy się na tym, żeby regularnie dorzucać punkty do tabeli i na
spokojnie wjechać do play-off, a potem spróbujemy zawalczyć tam o jak najlepsze
miejsce. Cele niezmiennie mamy wysokie i na pewno będziemy starać się
zrealizować nasze ambitne przedsezonowe założenia.
Trochę czasu już minęło, odkąd dołączyłeś do toruńskiej drużyny. Jak
czujesz się w tym zespole?
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że znowu mogę być częścią drużyny. W zeszłym
roku nie było takiej możliwości, więc dla mnie to jest fajne uczucie. Jeszcze
przed zawieszeniem byłem na obozie z resztą zespołu, przed tym sezonem mieliśmy
kolejne zgrupowanie, a do tego również inne spotkania i wspólne aktywności, więc
zdążyliśmy się lepiej poznać i zakolegować. Z mojej perspektywy wszystko jest w
porządku. Mamy dobrą atmosferę i myślę, że z każdym kolejnym tygodniem rośniemy
jako zespół.
Zmiana barw klubowych i wchodzenie do nowego środowiska bywają dla Ciebie
czymś stresującym?
Myślę, że nie. Aczkolwiek wiadomo, że w takiej sytuacji trzeba zaakceptować nowe
warunki czy reguły, które tworzą się w drużynie. W takich momentach stykasz się
z innym trenerem, masz wielu nowych ludzi wokół siebie, więc musisz odnaleźć się
w tym zmienionym otoczeniu. Należy obgadać niektóre tematy, wdrożyć się we
wszystko i po prostu przyjąć pewne rzeczy. Ja jednak nigdy nie miałem z tym
problemu. Zawsze staram się dostosować i pomagać w czym tylko mogę. Na tym
polega współpraca i budowanie drużyny. To nie jest rywalizacja indywidualna,
więc wychodzę z założenia, że trzeba patrzeć na wszystko przez pryzmat zespołu.
Warto też troszczyć się o atmosferę, bo to naprawdę wiele znaczy.
Ty jesteś zawodnikiem, który zwraca dużą uwagę na najmłodszych żużlowców
wchodzących w skład Twojej aktualnej drużyny. Widać, że ich żużlowe losy nie są
Ci obojętne. Pokazujesz, że potrafisz wspierać tych chłopaków na różne sposoby
czy oddawać im pojedyncze biegi, kiedy dane spotkanie jest już rozstrzygnięte.
Wielokrotnie podkreślasz, że trzeba troszczyć się o ich rozwój, bo to może
zaprocentować w przyszłości. Masz świadomość, że oni będą Wam potrzebni.
Nawiązując do tego tematu chciałbym zapytać, jak Twoim okiem wypadają zawodnicy,
którzy w tym sezonie tworzą formację młodzieżową Apatora? Nie jest wielką
tajemnicą, że w Toruniu od długiego czasu jest spory problem ze skutecznością
juniorów oraz ich systematycznym rozwojem.
Ja myślę, że oni mają potencjał i potrafią jeździć na żużlu. Wiadomo jednak, że
to są młodzi zawodnicy i czasami niestety nie radzą sobie jeszcze z niektórymi
rzeczami. Krzysiek Lewandowski zebrał już trochę doświadczenia, ale raz wychodzi
mu lepiej, a raz gorzej. Przed nim wciąż sporo pracy, żeby nabrać stabilizacji i
podnieść swój poziom. Mateusz Affelt dopiero zaczyna poważną jazdę, więc od
niego nie możemy jeszcze za dużo wymagać. Widać, że trzeba mu pomóc, bo ostatnio
jakby się trochę zablokował. Potrzeba mu znacznie więcej luzu na motocyklu, a
poza tym musi się jeszcze bardziej rozjeździć. Obu tych zawodników stać na
wiele, tylko muszą się spiąć i być może poświęcać jeszcze więcej czasu na pracę
i naukę we wszystkich istotnych żużlowych wymiarach. Myślę, że oni zdają sobie
sprawę co należy dopracować, wiedzą co powinni zrobić i małymi krokami będą szli
do przodu.
Wiadomo, że przed laty Ty też byłeś młokosem, który musiał przebić się w
żużlu i zbudować swoją pozycję w tym sporcie. Ostatecznie zdołałeś tego dokonać,
czego najlepszym dowodem są Twoje korzystne wyniki i liczne osiągnięcia. Na co
zatem w szczególności zwróciłbyś uwagę młodemu zawodnikowi, który - podobnie jak
Ty - chciałby stopniowo napędzać swoją karierę, wchodzić na właściwe tory i
stawać się coraz lepszy? Często słyszymy, że potrzeba trafionego sprzętu,
zgranego teamu, odrobiny szczęścia, trochę talentu, nieco zaangażowania, ale to
na pewno nie są jedyne klucze do sukcesu.
Uważam, że w miarę szybko trzeba pomyśleć o zagranicznych ligach. Chodzi o to,
żeby poznawać inne tory, poczuć inny żużlowy klimat, mierzyć się z innym
stresem, zdobywać nowe doświadczenia i poszerzać horyzonty. To wszystko na pewno
wiele wnosi do żużlowego rzemiosła. Nie można zamykać się w jakiejś określonej
przestrzeni, bo nie zrobi się żadnego kroku naprzód. Wiadomo, że w Polsce młodzi
zawodnicy mają wiele okazji do startów, bo są liczne zawody juniorskie, a do
tego liga u24. Oni tam rywalizują między sobą i mogą zbudować sobie solidną bazę
pod dalszą karierę. W pewnym momencie potrzeba jednak czegoś więcej, żeby
poszerzyć swoje umiejętności i podbudować się w roli żużlowca. Warto spojrzeć
wtedy chociażby w kierunku Anglii, Szwecji czy Danii. W Polsce jest tendencja do
przygotowywania lżejszych i łatwiejszych torów, które bywają równe jak stół, ale
młodzi potrzebują też obycia na trudniejszych nawierzchniach, gdzie jest parę
dziurek czy kolein. Widać, że podczas zawodów, gdzie tory z różnych względów
okazują się bardziej wymagające, oni miewają problemy, zaczynają się przewracać,
nie do końca potrafią się odnaleźć, nie za bardzo wiedzą jak się zachować i
zwyczajnie się boją. Jeśli jednak pojeżdżą trochę na takich nawierzchniach, to
się z nimi oswoją. Dzięki temu na lżejszym torze będą czuli się jeszcze pewniej,
a te trudniejsze owale nie będą ich tak bardzo zaskakiwać. W ten sposób
wyeliminują swoje braki i staną się lepiej przygotowani do rywalizacji. Z
własnego doświadczenia wiem, że bardzo ważne jest to, aby przez cały czas uczyć
się tego żużla w najróżniejszych wymiarach. Nie można myśleć, że jeśli raz coś
się wygrało, to jest się już wystarczająco dobrym zawodnikiem, który nie musi
się doskonalić. Bez przerwy trzeba cisnąć, żeby zapracować na dobre wyniki. Ja
widzę po sobie, że mimo wielu lat w tym sporcie ciągle odkrywam coś nowego i
zgłębiam wiele tajników. Nie ukrywam, że gdzieniegdzie czasami trudniej mi się
jeździ, więc niejednokrotnie muszę szukać tego właściwego stylu i wprowadzać
różnorodne modyfikacje. Mam wrażenie, że to niekończąca się nauka i praca nad
sobą.
Wracając do wątków związanych z toruńską drużyną, chciałbym zapytać, jak
postrzegasz pracę Waszego trenera, Roberta Sawiny? Wiadomo, że on wrócił do
pracy trenerskiej po wieloletniej przerwie i sam niejednokrotnie zastanawia się,
czy wnosi wystarczająco dużo do zespołu.
My poznaliśmy się już wcześniej, bo przed laty mieliśmy okazję współpracować w
Bydgoszczy. W tamtym czasie nigdy nie było między nami żadnych problemów i teraz
jest dokładnie tak samo. To jest nie tylko dobry trener, ale też wspaniały
człowiek. Wiadomo, że jak nie ma wyniku, to każdy nakłada na niego dodatkową
presję i krytykuje, ale tak to już niestety jest w tym sporcie. On przeżywa to
wszystko tak samo jak my i stara się nam jak najwięcej pomagać. Widać, że jest
bardzo zaangażowany w to, co robi. Ja nie czuję, żeby coś było nie tak. To
jednak nie jest moja rola, aby oceniać jego pracę. Trener ma swoje obowiązki i
stara się wywiązywać z nich najlepiej jak może. Ja nie zamierzam rozstrzygać czy
robi to dobrze, czy może nie do końca, bo od tego są władze klubu. Podchodzę do
tego w taki sposób, że trener jest osobą, której ja mam słuchać. To on
przydziela mi numer startowy na zawody i wyznacza zadania, a ja skupiam się na
tym, żeby jak najlepiej wykonać tę pracę, którą on dla mnie zaplanował.
Jak odnajdujesz się na toruńskim torze? Wszyscy dobrze wiemy, że w ostatnim
czasie nawierzchnia na Motoarenie okazywała się nieco problematyczna i stała się
tematem, który był dość mocno wałkowany w mediach.
Jak dla mnie tor jest w porządku i ja nie mam z nim problemu. Zawsze staram się
zaakceptować go takim, jaki jest w dniu zawodów i się do niego dostosować.
Wiadomo, że on potrafi różnić się od tego, co mieliśmy na ostatnim meczu czy
treningu, ale ja nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Uważam, że praktycznie
wszędzie mamy z czymś takim do czynienia i w zasadzie każdy musi się z tym
zmagać. Po pierwsze, zmienia się pogoda, a po drugie, przychodzą różni komisarze
toru, którzy mogą wpływać na prace kosmetyczne. Trudno jest sprawić, żeby
nawierzchnia zawsze była taka sama. Ja jednak nie traktuję tego jako powodu do
narzekania i nie zamierzam się tym ekscytować. Raczej nie zaliczam się też do
zawodników, którzy jakieś swoje niepowodzenia czy potknięcia tłumaczyliby tym,
że tor był taki lub taki. Wiem, że trener z toromistrzem dążą do tego, żeby on
był jak najlepszy do walki i nigdy nie robią go przeciwko komuś. Ja na pewno
lubię ten owal, choć tak naprawdę staram się polubić każdy tor, na którym
startuję. Tam wykonuję swoją pracę, więc muszę umieć odnaleźć się w każdych
warunkach, aby wykonać ją w odpowiedni sposób. Zastanawianie się czy dany tor mi
pasuje czy może niekoniecznie kompletnie nic mi nie da, dlatego wolę
koncentrować się na swoim zadaniu.
Dlaczego tak w ogóle po sezonie 2021 zdecydowałeś się na zmianę klubu i
odejście z Leszna?
Po siedmiu latach w jednym klubie po prostu potrzebowałem już jakiejś zmiany.
Tak jak wcześniej rozmawialiśmy, ostatni sezon w Lesznie nie był dla mnie
najlepszy i mocno mnie zmęczył. Czułem, że moja forma spada, więc musiałem
złapać nowy oddech i zapewnić sobie świeże bodźce w innym otoczeniu. Głównym
powodem na pewno nie były finanse. Wiadomo, że to jest ważna kwestia, bo
potrzebujemy odpowiedniego budżetu, aby wystarczająco dobrze przygotować się pod
względem sprzętowym i nie tylko, ale ja nigdy nie kieruję się wyłącznie tym
aspektem. Myślę, że przez lata zdążyłem udowodnić, że nie jestem zawodnikiem,
który co roku zmienia kluby, żeby tylko wykorzystać atrakcyjną ofertę i zarobić
trochę więcej. Na te sprawy zawsze staram się patrzeć znacznie szerzej. Wybieram
takie rozwiązania, które mogą przynosić wiele różnorodnych korzyści i wszystkim
wychodzić na dobre. Lata spędzone w Lesznie na zawsze pozostaną dla mnie
wyjątkowe. W tym czasie zdobyliśmy pięć tytułów Drużynowego Mistrza Polski, co
jest wielkim osiągnięciem. Cieszę się, że mogłem być częścią tej niesamowitej
drużyny, ale przyszedł taki moment, kiedy trzeba było zamknąć ten rozdział i
zrobić krok w inną stronę.
Dlaczego wybrałeś przenosiny akurat do Torunia?
Nie ukrywam, że miałem wiele innych ofert, ale w Toruniu bardzo o mnie
zabiegano. Zainteresowanie ze strony tego klubu było już we wcześniejszych
latach. Wtedy jednak nie czułem potrzeby, żeby odchodzić z Leszna, więc
odmawiałem. Dopiero jak tam pewna formuła się wyczerpała to uznałem, że warto
pójść w tym kierunku. Widziałem, że oni bardzo mnie chcą i strasznie im zależy,
żebym startował w tym zespole. Doszedłem do wniosku, że to będzie dobry wybór i
na ten moment na pewno tego nie żałuję. Wiadomo, że na co dzień mieszkam w
Bydgoszczy, więc teraz mam klub znacznie bliżej swojego domu, co nie pozostaje
bez znaczenia. Na pewno spodobała mi się też koncepcja drużyny, a poza tym
stwierdziłem, że Motoarena, do której trzeba umieć dobrze się dopasować, może
zrobić ze mnie jeszcze lepszego zawodnika. Wiele rzeczy fajnie poskładało się w
jedną całość i pchnęło mnie w tę stronę.
Dla Ciebie to jest tak naprawdę powrót do Torunia po kilkuletniej przerwie, bo w
2014 roku występowałeś już w barwach tego zespołu. Jak zapamiętałeś tamten czas?
To był specyficzny sezon, bo przystępowaliśmy do niego z ośmioma ujemnymi
punktami na koncie. To była kara nałożona na klub za to, że rok wcześniej nie
przystąpił do rewanżowego meczu finałowego w Zielonej Górze. Mimo niełatwego
położenia na starcie plan był taki, żeby walczyć o najwyższe cele. Mieliśmy
bardzo mocny skład, w którym każdy mógł być potencjalnym liderem. Startowanie w
takim dream-teamie było ciekawym doświadczeniem. Pod względem sportowym niestety
jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Wielokrotnie nie dopisywało nam
szczęście, bo zmagaliśmy się z różnymi problemami, a na dodatek trapiły nas
kontuzje. W pewnym momencie zaczęliśmy się rozkręcać, ale po drodze pogubiliśmy
za dużo punktów i ostatecznie nie zdołaliśmy wjechać do fazy play-off, aby
powalczyć o medale. Mimo tego niepowodzenia ja jednak dobrze wspominam tamten
okres.
Dlaczego wtedy skończyło się tylko na jednorocznej współpracy?
W toruńskim klubie zmienił się właściciel i po prostu nie mogliśmy się dogadać.
Takie rzeczy czasami się zdarzają i nie ma sensu tego roztrząsać czy
rozpamiętywać. Ja wtedy dostałem ciekawą ofertę z Leszna, która bardzo mi się
spodobała, więc postanowiłem z niej skorzystać. Zależało mi też na tym, żeby w
końcu powalczyć z drużyną o najwyższe cele, a tam szanse na to wydawały się
znacznie większe niż w Toruniu. To jednak nie było tak, że rozstawaliśmy się
pokłóceni i potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby emocje opadły. Nikt z nas nie
spalił za sobą żadnych mostów. Potem wielokrotnie się widywaliśmy i normalnie
rozmawialiśmy. Żużlowy świat jest bardzo mały, więc tak naprawdę wszyscy
pozostajemy w stałym kontakcie.
Myślisz, że tym razem możesz zostać w Toruniu na dłużej? Podejrzewam, że
zatrzymanie Ciebie w składzie będzie priorytetem dla włodarzy Apatora.
Na razie staram się za bardzo nie wybiegać w przyszłość. Aktualnie skupiam się
na tym, żeby jak najlepiej wypełnić mój obecny kontrakt, a co będzie potem to
się okaże. Na te sprawy przyjdzie jeszcze czas. Trzeba będzie usiąść,
porozmawiać i przekonać się czy dla obu stron wszystko odpowiednio się zazębia.
Myślę, że z przebiegu mojej kariery widać, że zmieniam kluby tylko wtedy, kiedy
z różnych względów faktycznie jest taka konieczność i nie widzę innej
możliwości. Wiadomo, że dobrze mieć pewnego rodzaju stabilizację i zawsze
próbuję do tego dążyć. Czasami przychodzi jednak taki moment, że trzeba
zdecydować się na jakiś ruch. Na tę chwilę nie potrafię jeszcze powiedzieć jak
będzie w tym przypadku. Musimy poczekać i zobaczyć jak sprawy się rozwiną.
Wiadomo, że w toruńskiej drużynie miałeś pojawić się już przed rokiem, ale ze
względu na wybuch wojny w Ukrainie nie było takiej możliwości, bo zostałeś
zawieszony, podobnie jak inni rosyjscy żużlowcy. Jak z Twojej perspektywy
wyglądał tamten okres, kiedy nie mogłeś startować?
To był trudny czas, nie ma co się oszukiwać. Nagle straciłem możliwość
wykonywania swojej pracy, choć oczywiście miałem świadomość dlaczego tak się
stało i musiałem to zaakceptować. Najtrudniejsza była ta niepewność dotycząca
tego co będzie dalej i jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość. Nie
wiedziałem co mnie czeka i na co się przygotować - czy będę miał iść w lewo, czy
w prawo, czy może prosto. Trudno było wykonać jakieś większe ruchy czy podjąć
konkretniejsze działania, bo nie było za bardzo wiadomo na czym w zasadzie się
stoi i czy niebawem nie będzie się przywróconym do jazdy. W tej sytuacji
skupiałem się po prostu na swoich codziennych treningach, a poza tym spędzałem
czas z rodziną i starałem się cieszyć z tego co mam. Nie mogłem wpadać w panikę
i podejmować pochopnych decyzji. Skoro byłem zawieszony i nie mogłem jeździć, to
uznałem, że moja obecność na meczach czy w przestrzeni medialnej jest
niepotrzebna. Byłem jednak związany z toruńskim klubem, więc pozostawaliśmy w
kontakcie, a ja starałem się wspierać drużynę jak tylko mogłem. W razie czego
zawsze byłem pod telefonem, wpadałem też na treningi, więc jeżeli pojawiała się
jakaś potrzeba, to próbowałem pomagać.
Jakiś czas temu wspomniałeś, że gdyby w tym roku nie było możliwości powrotu do
jazdy, to najpewniej zakończyłbyś karierę. Naprawdę byłbyś w stanie zdecydować
się na taki krok?
Raczej tak, bo nie miałbym innego wyjścia. Nie chciałem czekać w nieskończoność
na możliwość powrotu do sportu. To zresztą nie miałoby sensu. Nie zamierzałem
siedzieć, tupać i płakać, żeby pozwolono mi znowu jeździć. Musiałbym żyć dalej,
poszukać dla siebie innego zajęcia i wyznaczyć sobie jakieś nowe cele.
Ostatecznie jednak nie musiałeś wcielać tego scenariusza w życie, bo Rosjanie z
polskimi paszportami, do których się zaliczasz, zostali dopuszczeni do
rywalizacji w polskiej lidze. Możliwość powrotu do żużla zapewne wiele dla
Ciebie znaczy.
Oczywiście, że tak. Dla mnie to jest bardzo ważne, dlatego chciałbym podziękować
wszystkim osobom, które się do tego przyczyniły. Żużel od wczesnego dzieciństwa
jest wpisany w moje życie i odgrywa w nim olbrzymią rolę. To jest nie tylko moja
pasja, ale też praca. Pokochałem ten sport i poświęciłem mu mnóstwo czasu. Wiele
rzeczy mu podporządkowałem. Na pewno trudno byłoby tak z marszu zacząć
funkcjonować bez niego. Wiedziałem, że dalej chcę jeździć i bardzo tego
potrzebowałem. Czuję, że mogę jeszcze wiele osiągać i dużo się nauczyć, dlatego
jestem wdzięczny, że mam taką możliwość i bardzo to doceniam.
Z jakim odbiorem ze strony innych ludzi spotykasz się na stadionach czy w życiu
codziennym? Wiadomo, że w obliczu tego, co dzieje się w Ukrainie spojrzenie na
sportowców wywodzących się z Rosji może być różne.
Myślę, że wszystko jest w porządku i nie mam powodów do narzekań. Na szczęście
nigdy nie czułem, żeby mnie lub moim najbliższym cokolwiek zagrażało. Ludzie
nadal do mnie podchodzą, rozmawiają czy proszą o wspólne zdjęcie. Wiadomo, że
czasami zdarzają się jakieś gwizdy czy niepochlebne opinie, ale w sporcie to nie
jest nic nadzwyczajnego. To nie w moim stylu, żebym obawiał się takich rzeczy
czy się nimi przejmował. Jestem twardym facetem, więc nie przywiązuję do tego
wielkiej wagi. Każdy jest świadomy tego, co robi i ma prawo reagować w taki
sposób, jaki uważa za stosowny. Ja w tym wszystkim muszę po prostu koncentrować
się na swojej pracy.
Wiadomo, że w internecie możesz natknąć się na różne komentarze. To
jednak przeważnie są głosy osób, z którymi nie masz na co dzień do czynienia, bo
one pozostają dla Ciebie anonimowe. Zastanawiam się jednak czy po wybuchu wojny
w Ukrainie dużo ludzi z Twojego bliższego otoczenia odwróciło się od Ciebie
wyłącznie ze względu na kraj, z którego pochodzisz?
Nie odnoszę takiego wrażenia. Praktycznie wszyscy nadal są przy mnie i bardzo im
za to dziękuję. Od samego początku mogłem liczyć na ich wsparcie i odczuwam je
do dzisiaj. Nadal utrzymuję kontakt ze wszystkimi, z którymi przedtem go
utrzymywałem. Prawda jest taka, że ja pozostałem takim samym człowiekiem, jakim
byłem wcześniej. Na pewno w żaden sposób się nie zmieniłem i nie zamierzam się
zmieniać, dlatego bardzo się cieszę, że tak wiele osób nie widzi powodu, aby
zmieniać się w stosunku do mnie.
Ważne jest też chyba to, że mimo rocznej przerwy udało się utrzymać cały Twój
team. W naszej rozmowie wielokrotnie sygnalizowałeś, że on odgrywa ogromną rolę
w Twoim żużlowym życiu i sporo mu zawdzięczasz.
W pełni się z tym zgadzam. Bardzo się cieszę, że chłopacy nadal są ze mną i mogę
liczyć na ich wsparcie. Myślę, że wszyscy staliśmy się dla siebie przyjaciółmi,
którzy wspólnie dążą do tych samych celów i razem ciągną ten wózek w jedną
stronę. Wiadomo, że miewamy trudniejsze momenty, ale jeśli pojawiają się jakieś
problemy, to wspólnymi siłami próbujemy je rozwiązać. W tym sporcie nie chodzi
tylko o to, żeby być dobrym żużlowcem, ale trzeba mieć też zgrany team. Na tym
polega profesjonalizm. Żaden żużlowiec nie osiągnie niczego w pojedynkę. Jeśli
masz odpowiednich ludzi wokół siebie, to wszystko zaczyna lepiej działać i
myślenie o poszczególnych sprawach też staje się zupełnie inne.
W tym roku poza Polską ścigasz się również w lidze angielskiej, do której
wróciłeś po wieloletniej przerwie. Opowiesz o kulisach dołączenia do tych
rozgrywek i podzielisz się swoimi wrażeniami związanymi ze startami w tym kraju?
Ten pomysł już od dawna chodził mi po głowie, ale przedtem nie miałem na to za
bardzo czasu, bo był szereg innych zawodów do objechania. Teraz jednak nie mogę
rywalizować na arenie międzynarodowej, czy w innych ligach, więc postanowiłem
skorzystać z okazji, że w Anglii była taka możliwość. Na ten moment jazda w tym
kraju bardzo mi się podoba. Dzięki temu wciąż mogę się wiele nauczyć i
doskonalić swoje umiejętności. Tam są krótkie i techniczne tory, więc staram się
dostosowywać do tych warunków i zbierać nowe doświadczenia. Rywalizacja w tej
lidze na pewno okazuje się wymagająca. Po części wynika to z tych specyficznych
owali, ale tam jest też wielu ambitnych i obeznanych w tamtejszych realiach
zawodników, którzy chcą wygrywać i nie dają się tak łatwo pokonywać. To nie jest
tak, że po prostu tam przyjedziesz i z marszu będziesz zdobywał dobre punkty.
Przy okazji każdych zawodów trzeba się solidnie napracować, poszukiwać
odpowiednich ustawień i utrzymywać koncentrację na wysokim poziomie.
Czujesz, że starty w Anglii pozwoliły Ci wypełnić luki po zawodach, które
siłą rzeczy musiały wypaść z Twojego kalendarza i teraz masz wystarczająco dużo
jazdy?
Myślę, że pod tym względem wszystko jest jak trzeba. Ja wolę nie mieć zbyt wielu
startów, żeby nie było przesytu i przesadnie dużego zmęczenia. Obecnie mam
wystarczająco dużo czasu, żeby między kolejnymi meczami odbywać swoje treningi,
posiedzieć trochę z rodziną i odpowiednio się regenerować. Taki system na pewno
mi odpowiada i jak na razie dobrze się sprawdza.
Jak odnosisz się do tego, że Twój powrót do żużla tak naprawdę jest na
razie tylko połowiczny, bo wciąż nie wszędzie możesz się ścigać, o czym zresztą
sam przed chwilą wspomniałeś? Liczysz, że w najbliższym czasie znowu będziesz
mógł pokazać się chociażby w Grand Prix, którego pewnie najbardziej Ci brakuje?
Ja o tym nie myślę i kompletnie się tym nie zajmuję. Nie mam na to
żadnego wpływu, więc nie zaprzątam sobie tym głowy. Mogę jedynie czekać na
rozwój wypadków i zadowalać się tym co jest. W tym momencie skupiam się na
ligach, w których mogę startować i to jest dla mnie najważniejsze. Chcę zdobywać
jak najwięcej punktów dla moich drużyn i przyczyniać się do osiągania przez nie
korzystnych wyników.
Na arenie międzynarodowej dotychczas zdążyłeś wywalczyć po dwa tytuły
Mistrza Świata Juniorów i Mistrza Europy, razem z kadrą trzy razy wygrywałeś też
Speedway of Nations i stawałeś na podium Drużynowego Pucharu Świata, a do tego
masz jeszcze trzy brązowe medale Mistrzostw Świata. Czy te sukcesy zaspokajają
Twoje apetyty?
Coś na pewno udało się osiągnąć, więc mogę być z tego zadowolony. Nie ukrywam
jednak, że zawsze chciałem zostać Mistrzem Świata, więc pod tym względem mam
pewien niedosyt. Ten tytuł nadal pozostaje moim celem, ale nie wiem czy w
obecnych realiach jeszcze kiedyś będę mógł spróbować o niego zawalczyć. Na razie
muszę poczekać i zobaczyć co przyniesie przyszłość.
Skoro rozmawiamy o Twoich osiągnięciach, to na pewno możesz być dumny z
tego, że przez lata jesteś w stanie utrzymywać wysoką formę i zaliczać się do
absolutnej światowej czołówki. Niewielu zawodników potrafi tego dokonać.
Tak jak wspominałem wcześniej, to efekt ciężkiej pracy z mojej strony
oraz mojego teamu, a także ciągłego życia żużlem. Nikt nie daje nam tych
rezultatów za darmo. Cały czas szukamy tej stabilności. Staramy się jak możemy i
próbujemy co tylko się da. Czasami nie jest łatwo, ale dajemy z siebie wszystko,
żeby nasze wyniki utrzymywały się na odpowiednim poziomie.
Masz jakieś odskocznie od żużla?
Myślę, że to moje treningi, zwłaszcza jazda na innych motocyklach, a także
spędzanie czasu z rodziną czy prace przy domu. Ostatnio na przykład kosiłem
trawę czy robiłem porządek w ogrodzie. To są takie przyziemne zajęcia, ale
czuję, że one pomagają mi łapać oddech, oczyszczać głowę i ładować akumulatory.
Na razie nie podejmuję żadnych większych czy bardziej spektakularnych
aktywności, bo jednak żużel pochłania mi najwięcej czasu i to na nim najbardziej
chcę się skupić. Myślę, że trudno byłoby łączyć uprawianie tego sportu z jakimiś
innymi dużymi przedsięwzięciami.
Czy żużel po latach wciąż tak samo Cię bawi oraz inspiruje?
Na pewno nadal podoba mi się ten sport. Wiadomo jednak, że wszystko zmienia się
w nim bardzo dynamicznie. Cały czas trzeba być na bieżąco i nadążać za
nowinkami, żeby nie zostać w tyle. Nie ukrywam, że bywały takie momenty, kiedy
miałem dosyć, ale jednak zawsze potrafię znaleźć w sobie wewnętrzną motywację,
żeby dalej walczyć o jak najlepszy wynik.
Na koniec powiedz proszę, jak w obecnych warunkach zapatrujesz się na swoją
najbliższą żużlową przyszłość? Z jakimi założeniami do niej podchodzisz?
Podejrzewam, że teraz trudniej snuć Ci jakieś plany i projektować swoją dalszą
karierę, skoro wiele furtek masz na razie pozamykanych i walka o sukcesy na
niektórych polach stała się dla Ciebie niedostępna.
W tej chwili chcę po prostu cieszyć się żużlem w takim wydaniu, do jakiego mam
dostęp i czerpać z tego sportu jak najwięcej dobrego. Tam, gdzie będę mógł się
pokazywać, zamierzam wyciskać z siebie wszystko co najlepsze i cały czas
poszerzać swoją wiedzę o tym sporcie.
Rozmawiał: Karol Śliwiński
Po sezonie wiadomy było, że zawodnik rok 2024 spędzi również w Toruniu, ale w
okienku transferowym działacze sprawili fanom z miasta Kopernika nie lada
prezent, bowiem parafowali z Emilem umowę również na rok 2025 z opcją
przedłużenia na kolejne lata. Sam zainteresowany tak komentował tę decyzje: "Staram się daleko do przodu nie wybiegać, ponieważ nie wiemy, co będzie w
klubie i co pokaże czas. Na przyszły rok na pewno chcę przygotować się jak
najlepiej. W przerwie będę starał się podtrzymać swoją formę i połączyć wakacje
z treningami. Na pewno Toruń mi odpowiada, ponieważ mam bliski dojazd z
Bydgoszczy i to wiele ułatwia, a dodatkowo mam rodzinę obok". W
kuluarach mówiło się o tym, że Rosjanin za przedłużenie umowy na sezon 2025 mógłby
liczyć nawet na 1,4 mln złotych na przygotowanie do sezonu, a kolejne 3,4 mln
złotych mógłby podnieść z toru.
Żużlowiec wart był jednak takich pieniędzy. Po perturbacjach związanych ze stratą
tunera, a potem rocznym zawieszeniem w ramach sankcji FIM nałożonych na Rosjan,
wrócił na absolutny ligowy top. Na silnikach przygotowywanych przez Holendra,
Berta van Essena praktycznie w pojedynkę
zaciągnął torunian na ligowe podium, a statystyki bezlitośnie pokazywały, że bez Sajfutdinowa w składzie żadnego medalu
dla Torunia by nie
było! Wszyscy pozostali seniorzy zaliczyli bowiem potężne spadki na liście
rankingowej.
Czy medalista IMŚ do końca kariery będzie liderował Aniołom? Czy jeszcze będzie
miał okazję powalczyć o światowy championat?
Czas pokaże, bowiem nie wszystko w dziwnym świecie zależy do sportowej formy
zawodnika!
Poza startami w Polsce, zawodnik bronił barw
klubów:
Masarna Avesta
(2007-2008), Piraterna Motala (2009-2011), Elit Vetlanda (2012), Indianerna
Kumla (2013), Elit Vetlanda (2013)
Mega-Łada Togliatti (2005-2008), Turbina Bałakowo
(2009-2012, 2019), SK Saławat (2013)
Coventry Bees
(2011) Ipswich Witches (2023)
AK Slany
(2012-2013)
W swoim ojczystym kraju Emil święcił tryumfy zdobywając tytuły Drużynowych Mistrzów Rosji: Mega-Łada Togliatti (2005, 2007), Turbina Bałakowo (2010, 2012). W mistrzostwa Rosji Par z Mega-Ładą sięgnął po złoto w roku 2005 i brąz w roku 2003. Ponadto w indywidualnym championacie młodych Rosjan w 2005 roku uzyskał tytuł młodzieżowego mistrza Rosji, a w 2007 tytuł wicemistrza. W indywidualnej rywalizacji seniorów w 2009 roku sięgnął po brązowy krążek.
Również w Polsce wygrał wiele prestiżowych turniejów, jak choćby turniej o Koronę Bolesława Chrobrego w 2011 roku czy Memoriał Alfreda Smoczka w roku 2012
Osiągnięcia
2006/3; 2015/1; 2017/1; 2018/1; 2019/3; 2020/1; 2023/3 | |
IMME | 2014/1; 2015/5; 2017/7; 2018/4; 2019/7; 2020/10; 2021/10 |
IMŚ GP | 2009/3; 2010/15; 2011/6; 2012/5; 2013/6; 2017/6; 2018/8; 2019/1; 2020/8; 2021/3 |
IMŚJ | 2007/1; 2008/1 |
DMŚJ | 2007/8 |
DPŚ | 2009/4; 2012/3; 2017/3 |
MŚP - SON | 2018/1; 2019/1; 2020/1 |
IME-SEC | 2013/9; 2014/1; 2015/1; 2016/7; 2018/6; 2020/17 |
IMEJ | 2005/awansował do finału, ale został wykluczony z uwagi na zbyt młody wiek |
KPE | 2007/3(rep. M-Ł Togliatti), 2008/3(rep. M-Ł Togliatti), 2011/4(rep.Turbina Bałakowo) |
Kluby w lidze polskiej
2006- -2012 |
2013 | 2014 |
2015- -2021 |
2022- - aktualnie |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
średnia biegowa |
miejsce w ligowym rankingu |
2014 | 14 | 61 | 127 | 12 | 2,279 |
6
po rundzie zasadniczej |
2022 | zawieszony po zbrojnym ataku Rosji na Ukrainę | |||||
2023 | 20 | 106 | 252 | 7 | 2,443 | 2 |