Urodzony 9 maja 1951 roku
Przedsiębiorca, inwestor giełdowy, jeden z najbogatszych ludzi w Polsce. Jest postacią mało znaną publicznie, uważającą, że rozgłos nie służy interesom.
Pochodzi ze wsi Czernikowo koło Torunia, obecnie
mieszka w Kikole w zabytkowej rezydencji, w której w przeszłości przebywał
Fryderyk Chopin, a w roku 2016
kupił XIX-wieczny pałac Przeździeckich w Warszawie. Na co dzień
biznesmen odpoczywa jednak w Kikole, oddając się pielęgnacji 10-hektarowego parku.
Posadził w nim niemal wszystkie możliwe do uprawiania w naszym klimacie rośliny.
W prowadzeniu ogrodu pomagał mu ogrodnik angielskiej królowej (Johan Brookes) i 10 pracowników. Ukończył w 1970 roku klasę mechaniczną Technikum Cukrowniczego w Toruniu. Jest
technikiem mechanikiem o specjalności budowa maszyn i urządzeń przemysłu
cukrowniczego.
W ciągu 25 lat zrobił jedną z najbardziej spektakularnych karier w Polsce.
Jest biznesowym samoukiem. Największy dziś inwestor giełdowy w Europie Środkowej zaczynał przygodę z
biznesem od założenia pod koniec lat 70, kiedy w rodzinnym Czernikowie otworzył
bar, w którym jako jedynym w okolicy sprzedawano piwo. Za zarobione w ten sposób
pieniądze pod koniec lat osiemdziesiątych otworzył wytwórnię oranżady. W 1989 r. uruchomił wytwórnię
kabli, po tym jak budując dom, zorientował się, jak trudno je kupić. Również w
tym czasie pojawia się po raz pierwszy na warszawskiej giełdzie z kilkoma milionami
zarobionymi na handlu złomem stalowym, który służył do produkcji kabli.
Kolejnymi firmami Karkosika były Unibax i Unipet, produkujące butelki z
tworzyw sztucznych. W 1993 r. zaczął inwestować na giełdzie w akcje Banku
Śląskiego. Jednak cały czas szukał niedowartościowanych spółek w branży, na
której się znał. A o to nie było trudno, bo firmy przemysłowe inwestorzy omijali
szerokim łukiem. Przedsiębiorca studiował raporty i bilanse. Wówczas handlujący metalami Impexmetal wchodził na warszawską giełdę przy kursie 36 zł, ale po kryzysie
rosyjskim akcje spadły do 10 zł. Karkosik skupił niewielki pakiet i sprzedał z
zyskiem. Pod koniec lat 90 zaczął skupować udziały będących w kiepskiej sytuacji
finansowej Zakładów Chemicznych i Tworzyw Sztucznych Boryszew SA. Stał się
właścicielem większościowym pakietu akcji i przeprowadził bolesną
restrukturyzację Boryszewa. Kurs akcji urusł o kilkaset procent. Podobnie zrobił z
toruńską Elaną, producentem tworzyw sztucznych i innymi spółkami z sektora
chemicznego i przemysłowego.
Kapitały przejętych spółek wykorzystuje do nabywania następnych. Za
pieniądze Boryszewa kupuje hutę Oława. Potem, kiedy inwestorzy na całym świecie
dostają fioła na punkcie spółek internetowych, on inwestuje w stosujące
XIX-wieczne technologie, ale za to dysponujące sporym kapitałem garbarnie skór.
Staje się właścicielem Alchemii (dawniej Garbarnia Brzeg) oraz Skotanu. Skotan ma się jednak skupić na rynku
biopaliw. Wokół Alchemii Roman Karkosik tworzy holding
stalowy. Wspólnie z koncernem Energa oraz ARP chce uczestniczyć w przetargu na zakup
pakietu akcji Stoczni Gdańskiej. W roku 2011 Grupa Boryszew (Boryszew,
Elana, Huta Oława i kilka mniejszych firm) zanotowała 1,5 mld zł przychodów i 63
mln zł zysku netto. Grupa Impexmetal (Aluminium Konin - Impexmetal, Hutmen, Huta
Metali Nieżelaznych Szopienice, Walcownia Metali Dziedzice) może się pochwalić
2,9 mld zł przychodów i ponad 53 mln zł zysku netto. Na koniec 2005 r. akcje
spółek Romana Karkosika były warte około 3,6 mld zł.
W roku 2012 prestiżowy tygodnik "The Economist" opublikował listę spółek
giełdowych, które przyniosły inwestorom najwyższe stopy zwrotu. Na GPW prawie
połowa pierwszej dziesiątki to spółki z portfela Romana Karkosika, które w ciągu
dekady zyskały na wartości po kilka tysięcy procent. Znacznie więcej niż koncern
Apple.
Choć Karkosik zaliczał spektakularne wpadki, jak uruchomiona do spółki ze
związaną z Tadeuszem Rydzykiem fundacją sieć telefonii komórkowej "W Rodzinie", to
przez lata sama plotka o tym, że Karkosik wchodzi do jakiejś spółki, windowała
na giełdzie wycenę jej akcji o kilkanaście procent. Sam biznesmen od lat jest
wysoko w rankingach najbogatszych Polaków, w
2005 roku zajmował 49 miejsce na liście 100 Najbogatszych Ludzi Europy Środkowej i
Wschodniej wg tygodnika "Wprost" w 2005, ok później ten sam
tygodnik umieścił go na 2 miejscu na liście 100 najbogatszych Polaków,
miesięcznik "Forbes" w 2013 umieścił go na szóstym miejscu z majątkiem 2,4 miliarda
złotych. Pozostawał jednak w cieniu. Nie pokazuje się na salonach, nie brata z
politykami.
Zarządzanie spółkami scedował na menedżerów, sam zasiada w radach nadzorczych.
Jest chorobliwie pracowity. Zdarza mu się dzwonić do współpracowników o drugiej
w nocy, by pochwalić się nowym pomysłem. Przez lata nie wyjeżdżał na urlop, bo
nie mógł znieść myśli, że straci dwa tygodnie pracy.
Oprócz wielkich firm, Pan Roman wspólnie z żoną jest właścicielem dwóch pałaców - jednego w Kikole i drugiego w
Warszawie. Chodzi o pałacyk Przeździeckich przy ulicy Foksal 6. To jest to
miejsce, w którym urzędowali prezydenci elekci – Aleksander Kwaśniewski, Lech
Kaczyński i Andrzej Duda.
Pałac w Kikole jest świetnie znany ludziom z żużlowego światka. Krążą opowieści,
że panuje tam iście królewski przepych. Miliarder przyjmuje gości w specjalnie
przeznaczonym do tego pomieszczeniu. Są tam zabytkowe meble (ci, którzy tam
byli, mówią, że kanapy są strasznie niewygodne), wazy i dzieła sztuki. To tam
Tomasz Gollob miał swego czasu podpisać 2-letni kontrakt z zarządzanym przez
Karkosika Unibaksem Toruń. Umowa opiewała na 5 milionów złotych. W Kikole bywali
też pracownicy toruńskiego klubu.
Pałac otacza ogród, który skomponował jeden z najsłynniejszych projektantów
ogrodów na świecie, który pracuje także dla angielskiej królowej. John Brookes
zaprojektował ponad 1000 ogrodów w stylu angielskim, wydał ponad 20 książek o
ogrodnictwie, jest bardzo znany w Wielkiej Brytanii. Ponoć przylatuje raz na
rok, ogląda rośliny i doradza ogrodnikom pracującym na miejscu.
Znakiem rozpoznawczym miliardera są czarne koszule i wart 2,5 miliona złotych
samochód marki Maybach. Aut ma kilka, między innymi Mercedesa SLS, ale to
właśnie Maybach jest najważniejszy.
W roku 2006 kiedy to toruński żużel staczał się na sportowe dno ligowych rozgrywek, król polskiej giełdy pojawił się w toruńskim speedwayu. Zainwestował w nowopowstałą spółkę akcyjną i wyprowadził toruński speedway z zapaści finansowej. A pojawił się nagle – jak mówi były pracownik Unibaksu – bez biznesplanu, wieczorem po wyborach samorządowych w 2006 r. Minutę po zamknięciu lokali, żeby nikt nie posądził go o politykę, ogłosił, że kupuje klub żużlowy. Jego dwaj bracia namawiali go do tego od dwóch lat, ale nawet oni byli zaskoczeni.
Apator w owym czasie był na skraju bankructwa, zadłużony, ledwo utrzymał się w lidze. Karkosik sypnął groszem, oddłużył klub i ściągnął na stadion ludzi, którzy dotąd na ryk silników zatykali uszy. Strategicznym sponsorem została należąca do imperium Karkosika spółka Unibax, producent tworzyw sztucznych. Wraz z nastaniem nowych rządów pojawiły się natychmiast pierwsze sukcesy. Jeszcze przed ukazaniem się listy transferowej skompletowano bardzo solidny zespół ligowy. W poprzednich okresach sytuacja taka była w Toruniu nie do pomyślenia. Tak szybkie decyzje były możliwe właśnie dzięki finansowemu wsparciu głównego udziałowca. Sam Karkosik konsekwentnie unika mediów. Klubem rządzi w cieniu. Rusza do akcji sporadycznie. Toruńskim klubem w jego imieniu rządzi Wojciech Stępniewski, a sam właściciel włącza się do negocjacji, gdy trzeba przedłużyć kontrakty z gwiazdami zespołu i kończy negocjacje w jeden wieczór.
Po pięciu latach w jednym z wywiadów Roman
Karkosik tak komentował swoją decyzję odnośnie wsparcia dla toruńskiego żużla:
W 2006 r. klub chylił się ku upadkowi, miał 1,5 mln zł długu i z takimi
zobowiązaniami Polski Związek Motorowy nie przyznałby mu licencji na starty w
sezonie 2007. To oznaczałoby automatyczną degradację o ligę niżej klubu, który
po awansie w 1975 r. do najwyższej klasy rozgrywkowej nigdy z niej nie wypadł.
Lokalne media apelowały o pomoc. Nie mogłem odmówić.
Poza tym żużel to sport, w którym duże znaczenie mają emocje, adrenalina,
rywalizacja. Te same emocje towarzyszą też inwestycjom giełdowym.
A w sferze celów strategicznych jest dla Pana Romana, złoto z Unibaxem w Drużynowych Mistrzostwach Polski i wychowanie toruńskiego mistrza.
Roman Karkosik nie zamykał się na żużel jedynie na toruńskiej MotoArenie, ale myślał szerzej całej dyscyplinie. Był bowiem pierwszym sponsorem żużlowej ekstraligi. Firma Centernet wspierająca najwyższą klasę rozgrywkową nigdy nie powstała, ale widniała w nazwie produktu którego wszyscy Polsce zazdrościli.
W roku 2013 polski miliarder dołożył swoją cegiełkę do produktu pod nazwą
Indywidualne Mistrzostwa Europy, bowiem firma Unibax (producent włókniny
puszystej) wyłożyła pokaźne pieniądze i została sponsorem głównym całej imprezy.
Ale nie to wydarzenie było najgłośniejsze w roku 2013 z udziałem Romana
Karkosika, Oto bowiem o człowieku który poświęcił sześć lat i miliony złotych na
budowanie pozycji sportowej i pozytywnego wizerunku klubu żużlowego Unibax
Toruń, mówiła cała żużlowa Polska i nie były to pochwalne peany, a opinie
delikatnie mówiąc niezbyt pochlebne. Wszystko wydarzyło się w niedzielę 22
września. Unibax miał stoczyć z Falubazem decydujący bój o
tytuł mistrza Polski. Drużyna toruńska miała jednak w 2013 roku wyjątkowego pecha do kontuzji. Złamania i
potłuczenia w trakcie sezonu wyeliminowały z jazdy między innymi Darcego Warda,
Adriana Miedzińskiego i Chrisa Holdera, pomimo takich osłabień drużyna Unibaxu
awansowała do finału. Niestety tuż przed rewanżowym finałem poważnemu
wypadkowi podczas Grand Pric uległ kolejny filar toruńskiej drużyny, Tomasz
Gollob. W tej sytuacji toruńscy działacze próbowali przełożyć ostatni mecz
sezonu. Próby te spełzły jednak na niczym i podobno właściciel klubu zadecydował
o oddaniu meczu walkowerem. W światku żużlowym podniosło się oburzenie i
rozpoczęła się krucjata przeciwko toruńskiej drużynie i jej właścicielowi.
Komisja Orzekająca Ligi po trzech podejściach zadecydowała również o karze dla
toruńskiego zespołu i Unibax otrzymał:
- 12 punktów ujemnych w sezonie 2014
- 573 tys. 410 zł zwrotu utraconych korzyści na rzecz Falubazu
Zielona Góra
- 363 tys. zł łącznych kar na rzecz Ekstraligi
- 1,5 miliona zł na trzy wybrane fundacje zajmujące się zwalczaniem
chorób nowotworowych u dzieci (każda po 500 tys.zł)
- 3 pierwsze mecze organizowane u siebie - bilety w cenie
maksymalnie 1 zł brutto
Kara ta oczywiście była absurdalna i nie miała nic wspólnego z regulaminem ligi
żużlowej, a raczej z zamożnością toruńskiego sponsora, dlatego działacze Uniabxu
odwołali się od tego orzeczenia, ale niesmak pozostał nie tylko po walkowerze,
ale zachowaniu całego środowiska żużlowego. Na Karkosika, bowiem wiadra pomyj
wylewali działacze z niemal wszystkich
żużlowych ośrodków w Polsce, potępiają go w Częstochowie, Lesznie,
Rzeszowie, Wrocławiu, Zielonej Górze i w każdym innym mieście, gdzie
motocykle kręcą się w kółko. Jednak hipokryzja żużlowych działaczy była
wielka, bowiem gdziekolwiek pojawiłby się jutro Karkosik z walizką pieniędzy, zostałby
przyjęty z otwartymi ramionami, a winy zostałyby mu przebaczone w progu.
Ale taka już mentalność maluczkich menadżerów małych klubików.
Karkosik nigdy nie wyjaśnił, dlaczego kazał swoim ludziom i zawodnikom uciec z
finału. Podobno był bardzo zły, bo dzień przed meczem zadzwonił do niego
powiązany z zielonogórskim klubem Robert Dowhan i miał mu powiedzieć coś, co go
zabolało. Miliarder po konsultacji z Władysławem Komarnickim, byłym prezesem
Stali Gorzów, miał się upewnić, że za ucieczkę z meczu zapłaci karę nie większą
niż 250 tysięcy złotych i zdecydował, że zagra Dowhanowi na nosie. Ostatecznie
dostał blisko milion złotych grzywny i 8 punktów ujemnych. Przebąkiwał o
wycofaniu drużyny z ligi. Ostatecznie zbudował dream-team i mówił, że będzie
grał o całą pulę.
Zespół marzeń z 2014 roku kosztował 10 milionów złotych i dotąd jest to
najdroższa drużyna w historii ligowego żużla na świecie. Przebił o pół miliona
Unię Leszno i pozyskał za prawie 2 miliony złotych Emila Sajfutdinowa. Miał już
wycenianego na 2,5 miliona Golloba oraz Australijczyków Chrisa Holdera i
Darcy'ego Warda z kontraktami na poziomie 1,6 i 1,3 miliona złotych. Do tego
dochodził kolejny, piąty milioner Adrian Miedziński. Ten drogi zespół nie zdołał
nawet awansować do fazy play-off kończąc rozgrywki na 5. miejscu. Ale mówiło
się, że mistrz świata Tai Woffinden dostał ofertę na poziomie 1,9
miliona złotych, a Patryk Dudek z Falubazu Zielona Góra był kuszony kontraktem
rzędu 1,7 miliona złotych. To ostatnie zagranie miało być zemstą Karkosika na
Dowhanie.
Bliscy współpracownicy Karkosika podkreślają jednak, że nigdy nie był rozrzutny.
W klubie był gwarantem zapięcia budżetu, ale zdarzały się sezony, w których nie
musiał dokładać ani złotówki. Kiedy trzeba było dokonać przelewu, to zarząd
musiał się tłumaczyć z tego, że nie udało mu się zebrać wystarczających środków
na funkcjonowanie klubu.
Z żużla wycofał się, bo czuł, że nie jest doceniany przez władze polskiego
speedwaya. Chciał mieć większy wpływ, żalił się, że PZM i spółka zarządzająca
rozgrywkami nie liczą się z jego zdaniem. Mówił, że jest traktowany niczym
bankomat.
Władze miejskie Torunia doskonale zdawały sobie sprawę z sytuacji w jakiej może znaleźć się toruński żużel, bez finansowego wsparcia Romana Karkosika i do pozostania w sporcie żużlowym namawiał finansowego potentata, Prezydent Torunia Michał Zalewski. Jednak i jemu nie udało się zmienić decyzji właściciela Unibaxu i po sezonie 2014 mariaż dużych pieniędzy z toruńskim żużlem dobiegł końca, a drużynę przejął Przemysław Termiński, właściciel FST Grupy Brokerskiej. Zmiana właściciela nie oznaczała gorszych czasów dla toruńskiego żużla, bowiem budżet klubu należał nadal do jednego z największych w Ekstralidze i wynosił około 8 milionów złotych. I choć był mniejszy o 6 milionów od sumy, za którą w roku 2014 jechali wicemistrzowie Polski, to była to kwota gwarantująca walkę o czołowe lokaty w ENEA Ekstralidze.
Podsumowując jednak działalność Romana
Karkosika można przywołąć jedno hasło "za Aniołów uratowanie dziękujemy Ci Romanie".
Takim
właśnie hasłem przywitali
kibice 8 lat temu Romana Karkosika, który swoimi pieniędzmi uratował będący
na skraju bankructwa toruński sport żużlowy. Jednak wszystko kiedyś się
kończy i z końcem rundy zasadniczej w sezonie 2014, Roman Karkosik
podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję dotyczącą sprzedaży klubu. Wielu
będzie postrzegać działalność Karkosika przez pryzmat ekstraligowego finału
w roku 2013, jednak na działalność tę należy patrzeć przez pryzmat ośmiu lat
i przez pryzmat nowej jakości jaką stworzył w sferze zarządzania żużlem
Unibax Toruń SA. Za czasów Karkosika można mieć wątpliwości, co do wielu
podejmowanych decyzji przez bezpośrednie władze klubowe, ale na pewno nie
można mieć zastrzeżeń, co do wypłacalności i stabilności toruńskiego klubu.
Właśnie wokół potęgi finansowej Unibaxu przez 8 lat narosło wiele legend.
Ale nie zawsze toruńska spółka była rozrzutna.
Wydatki na zawodników rosły wprost proporcjonalnie do zainteresowania sportem
właściciela klubu. Pierwszą gwiazdorską gażę wywalczył sobie
Rune Holta w 2011
roku, który podpisał kontakt wart podobno 1,4 mln zł. Te pieniądze miał wówczas dostać
Emil Sajfutdinow,
ale znaleźli się jeszcze hojniejsi od torunian. Jednak to właśnie za czasów
finansowej hojności p. Romana w Toruniu jeździły największe gwiazdy jak
Holder,
Gollob czy wspomniany Sajfutdinow, ale też takie, które Toruń odkrywał
dla żużlowego świata jak choćby
Ward czy
Jensen. Ważne dla toruńskiego klubu było jednak to, że nawet jeśli owe
gwiazdy kosztowały właściciela grube miliony, to toruński speedway nie
posiadał żadnego zadłużenia i w środowisku żużlowym uchodził za jedyny
wypłacalny klub.
Z perspektywy działalności Romana Karkosika w żużlu można dojść do
wniosku, że biednemu jak mysz kościelna żużlowi w Polsce przeszkadzała
zasobna kasa finansowego potentata. A sam Karkosik popełnił jeden błąd,
polegający na tym, że otoczył się ludźmi w większości niekompetentnymi w
sprawach żużlowych, którzy niby znali się na żużlu, a jednak podejmowali
delikatnie mówiąc kontrowersyjne decyzje, bawiąc się pieniędzmi Karkosika.
Efekt był taki że "Giełdowy Tygrys", miał zupełnie inny obraz klubu, niż to
co było w rzeczywistości. Błędem właściciela, było to że zbyt mocno zaufał
źle dobranym ludziom i za mało interesował się tym na co łożył niemałe
pieniądze, a przy tym jak tych pieniędzy brakowało, to można powiedzieć na
zawołanie honorowo dokładał ile trzeba. Dlatego w tym miejscu można
zaryzykować stwierdzenie, że wraz z końcem ery Karkosika w Toruniu nastanie
nowa jakość, ale trzeba postawić pytanie czy klub nadal będzie miał tak
stabilne finanse.
Zatem za Aniołów uratowanie dziękujemy Ci Romanie.
I tak należy ocenić i wspominać działalność finansowego magnata w toruńskim
żużlu i należało mieć nadzieję, że finansowa stabilność w żużlowym Toruniu będzie
kontynuowana, bo przecież
taką gwarantował miliarder z pierwszej dziesiątki rankingu tygodnika "Wprost",
który był w polskim żużlu. W rankingach najbogatszych Polaków jest notowany od
połowy lat 90. To jeden z największych inwestorów giełdowych. I właśnie ktoś
taki był właścicielem KS Toruń od 2006 do 2014 roku. Osoby z bliskiego otoczenia
biznesmena przekonują, że w tym czasie wyłożył na klub blisko 26 milionów
złotych. Żaden inny prywatny właściciel nie dał takiej kasy w tak krótkim
czasie. Ci sami ludzie wspominają go jako bardzo spokojnego
człowieka z analitycznym umysłem. Często im powtarzał: "Bierzcie przykład z
ludzi, którzy osiągnęli więcej od was", jakby chciał im dać do zrozumienia, że
powinni być wpatrzeni w niego niczym obraz. Na pewno jednak nie zadzierał nosa.
Miał do siebie dystans, o czym świadczyły uwagi w stylu: "Nie wierzcie
złomiarzom", a on sam prowadził przecież powiązane z tym interesy.
W roku 2020
wybuchła pandemia koronawirusa Covid-19 i ponownie zaczęto mówić o Romanie
Karkosiku, a stało się na kanwie trudnej sytuacji gospodarczej w Polsce i na
świecie, w której PZM
przypomniała kibicom o roku 2013,
kiedy to na Unibax i Romana Karkosika
spadła pozaregulaminowa kara
za finałowy walkower. Każda ze stron przedstawia swoje racje. Milioner
zapłacił nałożoną karę, sprzedał klub i sprawa trafiła do sądu i
od sześciu lat czekała na rozstrzygniecie, zarówno finansowe, jak i sportowe. Te
pierwsze oszacowano na ponad milion złotych, a do tego dołożono minus 8 punktów
na starcie sezonu 2014. Karkosik nie mógł się z
tym pogodzić. Wyliczył straty na 1,5 miliona i walczył i nie zamierzał odpuszczać.
Jednak po sprzedaży klubu to Apator był spadkobiercą tego sporu, ale jako prawny następca Unibaxu
mógł się
całej tej sytuacji jedynie przyglądać. A to, dlatego że Przemysław Termiński
kupując spółkę, musiał się zgodzić na to, żeby pełnomocnictwa do procesu
zostawić w rękach miliardera. A temu się nie spieszy, bo w żużlu nie ma w tej
chwili żadnego interesu do ugrania. Chciał natomiast odzyskać pieniądze, które
kazano mu zapłacić w formie kar i odszkodowań. Nie byłoby z tym problemu, gdyby
Anioły nadal jeździły w elicie, bo w 2019 roku wprowadzono przepis w myśl
którego, klub chcący awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej nie mógł być w
sporze z Ekstraligą. Zatem dalszy spór Karkosika z podmistrzem zarządzającym
ligą , o ile sąd nie podejmie żadnej decyzji przed startem sezonu 2021 i
zakładając, że sezon 2020 się odbędzie, a Toruń awansuje, mógł położyć Apator na
łopatki. Działacze PZM zwietrzyli swoją szanse i postanowili wykorzystać szansę
i w dobie pandemicznego kryzysu zaapelowali do Karkosika, by zakończyć spór
polubownie. Wtedy Związek mógłby zabezpieczone na poczet ewentualnej porażki
sporu sądowego 1,5 mln zł przekazać na
ratowanie żużla w Polsce lub szkolenie młodzieży. Było to zagranie nieco
bezczelne, bo żużlowe władze próbowały wykorzystać zaistniałą sytuacje w
sportowo-biznesowym świecie i "ugrać" coś dla siebie, odrzucając od siebie
odpowiedzialność za zdaniem Karkosika bezprawnie zasądzone kary.
Przemysław Termiński znalazł jednak wyjście z tej sytuacji i choć
oficjalnie władze Apatora nie chciały nic
oficjalnie na ten temat mówić, to wiadomo było, że klub miał przygotowany scenariusz w
razie awansu i nikt nie martwił się, że spór sądowy może zablokować powrót do
elity. W sferze domysłów można było zakładać, że po awansie do rozgrywek
Termiński będzie chciał zgłosić zupełnie nową spółkę,
które nie byłaby obciążona żadnymi sprawami sądowymi. Kłopotów władzom Apatora nie
powinni robić pozostali udziałowcy, którzy zdawali sobie sprawę, że źródłem
kłopotów wcale nie był obecny zarząd, a nierozstrzygnięte zaszłości poprzedniego
właściciela z PZM.
Na ripostę Romana Karkosika nie trzeba było długo czekać, bowiem biznesmen w
oświadczeniu opublikowanym na portalu "Wirtualny Toruń" mówił do byłego szefa
PZM, Andrzeja Witkowskiego:
"W odpowiedzi na prośbę skierowaną do mnie przez Andrzeja Witkowskiego –
przewodniczącego Rady Nadzorczej Ekstraligi Żużlowej i honorowego Prezesa
Polskiego Związku Motorowego – o wycofanie się z procesów skierowanych przeciwko
Polskiemu Związkowi Motorowemu o zapłatę, z uwagi na trudną sytuację finansową,
w której znalazły się Polski Związek Motorowy i kluby żużlowe w wyniku
zawieszenia rozgrywek z powodu wprowadzenia na terenie Rzeczypospolitej Polskiej
stanu zagrożenia epidemicznego w związku z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2,
niniejszym działając jako współwłaściciel UNIBAX Spółki z o.o. w Toruniu, na
rzecz której Klub Sportowy Toruń S.A. będący stroną powodową postępowań
toczących się obecnie przed Sądami Okręgowymi w Bydgoszczy i w Warszawie
przeciwko pozwanym Polskiemu Związkowi Motorowemu i Ekstralidze Żużlowej Sp. z
o.o o zapłatę, zobowiązany jest przekazać całość zasądzonych od pozwanych kwot,
rozumiejąc trudną sytuację, w jakiej znalazł się Polski Żużel, oświadczam, że
jestem gotów podjąć działania zmierzające do ugodowego zakończenia toczących się
sporów i zrezygnować z sądowego dochodzenia należnego odszkodowania i zwrotu
kwot nienależnie uiszczonych w związku z wykonaniem bezprawnie nałożonych kar
przez Trybunał Polskiego Związku Motorowego.
Mając jednak pewne zastrzeżenia do działań Polskiego Związku Motorowego, które
zresztą legły u podstaw mojej decyzji o wycofaniu się ze sponsorowania polskiego
sportu żużlowego (których konsekwencją są zresztą toczące się spory sądowe),
chcąc jednak wierzyć w prawdziwość deklaracji złożonej przez pana Andrzeja
Witkowskiego, że gdyby nie toczące się sprawy sądowe, środki w kwocie 1,5
miliona złotych zabezpieczone na poczet spłaty należności dochodzonych w tych
postępowaniach sądowych, zostałyby przeznaczone na cele polskiego żużla, mam
propozycję pozwalającą zrealizować deklarowane cele.
Oświadczam bowiem, że gotów jestem spowodować przekazanie dochodzonych od
Polskiego Związku Motorowego i Ekstraligi środków na cele związane z polskim
sportem żużlowym. W konsekwencji mogę się prawnie zobowiązać, że Unibax, w
przypadku zawarcia z Polskim Związkiem Motorowym i Ekstraligą stosownej ugody,
na podstawie której Unibax otrzyma od tych podmiotów dochodzone w procesach
sądowych kwoty, Unibax przeznaczy te kwoty na rozwój polskiego żużla w ciągu 30
dni od ich otrzymania. Na marginesie deklaruję przy tym, że możliwe jest
zrezygnowanie przez Unibax z odsetek od dochodzonych kwot, co pozwoli
zaoszczędzić PZMot. i Ekstralidze kilkuset tysięcy złotych.
Rozwiązanie to:
1/ pozwoli zrealizować cel, jaki deklaruje Pan Andrzej Witkowski -
Przewodniczący RN Ekstraligi Żużlowej i Prezes Honorowy PZMot., a także
pomniejszy zobowiązania tych podmiotów o odsetki od dochodzonych kwot,
2/ da mi pewność, że kwoty będące przedmiotem sporu pomiędzy Unibax oraz PZMot.
i Ekstraligą rzeczywiście przeznaczone zostaną na rozwój sportu żużlowego i nie
zostaną wydatkowane przez PZMot. na bliżej nieokreślone cele, choćby związane z
utrzymaniem aparatu biurokratycznego PZMot. czy wydatkami samych działaczy
Związku.
Tak więc, Panie Prezesie Witkowski – SPRAWDZAM !
Warszawa, 27 kwietnia 2020 r. /Roman Karkosik/"
Oświadczeniem tym były szef toruńskiego klubu, pokazał że w całej sprawie nie
chodzi mu o pieniądze, a jedynie sprawiedliwość i pewne zasady, które były
zapisane w regulaminie rozgrywek, a nie na kontach biznesmena.
Na
odpowiedź PZM trzeba było czekać niecałe 2 tygodnie, bowiem Michał Sikora,
prezes PZU w wydanym oświadczeniu
powiedział Romanie Karkosik - sprawdzamy:
Oświadczenie PZM i EŻ:
W związku z oświadczeniem Pana Romana Karkosika z dnia 27 kwietnia 2020 roku,
odnoszącym się do kwestii możliwości polubownego zakończenia sporów sądowych
toczących się pomiędzy Klubem Sportowym Toruń S.A. (KST) a Polskim Związkiem
Motorowym (PZM) i Ekstraligą Żużlową sp. z o.o. (EŻ) – w związku z meczem
finałowym Ekstraligi Żużlowej w sezonie 2013, w którym klub odmówił udziału w
rywalizacji sportowej na torze żużlowym, za co wymierzono mu sankcje
dyscyplinarne, PZM i EŻ oświadczają, co następuje:
Doceniamy, że Pan Roman Karkosik pozytywnie zareagował na propozycję Pana
Prezesa Andrzeja Witkowskiego i zaznaczamy, że w ocenie PZM i EŻ, pomimo iż
dotąd nie zapadły jakiekolwiek wyroki nakazujące zapłatę na rzecz KST
jakichkolwiek środków finansowych - w tych szczególnych dla całego sportu i
poszczególnych klubów czasach - przeznaczenie środków, o które toczą się już od
wielu lat spory sądowe na cele związane z polskim sportem żużlowym (w
szczególności na szkolenie młodzieży), byłoby odpowiedzialnym i ze wszech miar
słusznym rozwiązaniem. Dlatego też Pan Prezes Andrzej Witkowski wystąpił z taką
inicjatywą ugodową.
Mając na uwadze to, że Pan Roman Karkosik, ani żadna z kontrolowanych przez
niego spółek, nie jest stroną przedmiotowych sporów sądowych (powodem jest KST,
a Pan Roman Karkosik, jak sam zaznacza, nie jest już akcjonariuszem tego klubu i
wycofał się ze sponsorowania polskiego sportu żużlowego), powyższe cele mogłyby
zostać zrealizowane w innej niż sugerowana przez Pana Romana Karkosika formule.
Mianowicie, KST w ramach ugody wycofałby sprawy z sądów i ostatecznie
zrezygnował ze swoich roszczeń w stosunku do PZM i EŻ, a związek i liga
zobowiązałyby się, w formie ugody, do przeznaczenia środków stanowiących rezerwy
utworzone na poczet tych postępowań sądowych (ok. 1,4 mln zł, bez odsetek) na
szkolenie młodzieży przez kluby żużlowe.
Uwolnione w ten sposób fundusze, po uzyskaniu akceptacji wszystkich wspólników
EŻ, zostałyby przekazane klubom żużlowym (w formie dywidendy), z przeznaczeniem
do wykorzystania na ten właśnie cel. Dzięki temu odpowiednie dofinansowanie
trafiłoby od razu bezpośrednio do klubów żużlowych Ekstraligi, a realizacja
wspomnianego celu zostałaby niezwłocznie rozpoczęta. Nie byłoby przy tym
potrzeby transferowania środków w jakikolwiek sposób do UNIBAX sp. z o.o. za
pośrednictwem KST, a następnie oczekiwania na ich ewentualną dystrybucję przez
Pana Romana Karkosika na rozwój polskiego żużla w jakimś późniejszym terminie.
Cel zaproponowanej ugody jest jasny – zakończenie sporów oraz troska o dobro
polskiego sportu żużlowego i jego rozwój (ze szczególnym zaakcentowaniem
szkolenia młodzieży). Sprawdzamy zatem, czy Pan Roman Karkosik istotnie ma chęć
go jak najszybciej zrealizować.
Jednocześnie chcielibyśmy poinformować opinię publiczną, że pełnomocnik PZM i
Ekstraligi Żużlowej wystąpił już z projektem ugody do pełnomocnika KST. Czekamy
zatem na pozytywne informacje.
Michał Sikora, Prezes PZM.