KRYJOM Sławomir
menadżer
Do
Torunia trafił z Unii Leszno z którą święcił największe sukcesy z DMP włącznie.
Gdy jesienią, po zakończeniu rozgrywek ligowych, decyzję o rezygnacji z pracy w roli menedżera toruńskiej drużyny podjął Jacek Gajewski, wiadomo było, że władze Unibaksu będą szukać kogoś na jego miejsce. W mediach pojawiały się nazwiska Stanisława Miedzińskiego, Roberta Sawiny, czy Mirosława Kowalika, jednak bardzo szybko za głównego kandydata uznano Sławomira Kryjoma, który podobnie jak Gajewski także rozstał się z dotychczasowym klubem, Unią Leszno. Ogłoszenie decyzji na konferencji prasowej, było więc tylko formalnością i potwierdziło się to, o czym nieoficjalnie mówiono od dawna.
Oto co mówił nowy menadżer po objęciu stanowiska: Żużel to moje wielkie hobby, a Unibax Toruń to klub ustabilizowany pod każdym względem, organizacyjnym i finansowym, więc propozycja, która padła ze strony prezesa Stępniewskiego była dla mnie zaszczytem. Zdecydowałem się podpisać kontrakt, choć miałem wcześniej plany, żeby rozstać się z żużlem. Myślę, że plan na nowy sezon jest bardzo prosty, bo z takim składem stać nas na walkę o najwyższe cele i z pewnością takie cele zostaną postawione. Znam wszystkich zawodników, również Runę Holtę czy Mateja Kusa, nie ma z tym żadnych problemów. W końcu jestem przy żużlu dziesięć lat i spotykałem się z nimi przy okazji różnych imprez. Toruńska drużyna to ciekawa wybuchowa mieszanka jeśli chodzi o seniorów, na pozycji juniorów są ponadto bracia Pulczyńscy. Przed nami dobre chwile na Motoarenie i innych stadionach. Dla mnie to wyzwanie, pracowałem 10 lat w Unii, mam pewne doświadczenia, pewne pomysły, chcę to wykorzystać w Toruniu, gdzie jest świetny trener, bardzo dobry prezes. Myślę, że stworzymy tu coś ciekawego. Będziemy robić wszystko, żeby drużyna jechała na miarę oczekiwań kibiców.
Kryjom zgodnie z podpisanym jednorocznym kontraktem nie mógł prowadzić innej działalności menadżerskiej, więc zadeklarował, że cały swój czas będzie poświęcał dla Unibaxu. Ponadto ponieważ nowy menadżer nie wyobrażał sobie, aby pracę wykonywać "na odległość", zdecydował że zamieszka w Toruniu, by być cały czas do dyspozycji klubu.
Praca menadżera zaczęła się obiecująco,
bo od odważnych deklaracji, dbania o atmosferę w drużynie oraz o to, że na
wyjazdach nie będzie kompromitacji, jak w latach poprzednich. Sportowo w
pierwszym meczu ligowym pod wodzą Kryjoma, gdy zespół nie mógł skorzystać z
ukaranego Rune Holty i kontuzjowanego Michaela Jepsena Jensena, torunianie
przegrali w Zielonej Górze 38:52 pozostawiając jednak po sobie bardzo dobre
wrażenie. Później przyszła passa zwycięstw "Aniołów", co umocniło pozycję
Kryjoma na stanowisku i wielu uznało menadżerski transfer za strzał w
dziesiątkę. Ważnym elementem było również to, że w przeciwieństwie do lat
poprzednich nie było spięć na linii menadżer - trener Ząbik, który od lat
zajmuje się wychowywaniem toruńskiej młodzieży. Spod ręki Pana Jana wyszło już
kilkunastu świetnych żużlowców, którzy pokazali się nie tylko na arenie
polskiej, ale również na tej międzynarodowej i Kryjom potrafił docenić klasę
Pana Jana.
Niestety im dalej w las tym akcje menadżera słabły. W drugiej części
sezonu zaczęto mówić o braku wpływy na Holtę, który zamiast wziąć w sezonie
zasadniczym kilkutygodniowy rozbrat z żużlem i wyleczyć kontuzjowane nadgarstki,
startował i na nieszczęście całej drużyny zawiódł w najważniejszym momencie.
Jednak koniec menadżerowania Kryjoma rozpoczął się przed meczem w Lesznie,
kiedy to menadżer wmówił nie tylko zawodnikom, ale też kibicom, że w mieście
byków tor na pewno będzie przygotowany nieregulaminowo i na pewno nie da się na
takiej nawierzchni ścigać. Słowa pana Sławka stały się faktem i tor w istocie był
tragicznie przygotowany, ale zawodnicy przegrali spotkanie we własnych głowach i
polegli na całej linii, a spotkanie skończyło się w atmosferze skandalu, w
którym również toruński menadżer mówiąc delikatnie się nie popisał. Wzajemne
oskarżenia, obelgi i na koniec wypowiedziane w nerwach zdanie:- Życzę miejscowym
zawodnikom, żeby na tym torze odnieśli kontuzję, podobnie jak Adrian Miedziński
- przelało czarę goryczy. Co prawda, Kryjom przeprosił za swoje słowa, zapłacił
karę finansową, ale z pewnością zdarzenie zostawiło ślad w pamięci fanów żużla,
a zarazem postawiło, w złym świetle klub z Torunia.
Dopełnieniem czary goryczy był mecz w Gorzowie, gdzie w pierwszym
spotkaniu o trzecie miejsce, miejscowa Stal rozbiła w proch i pył "Anioły" w
stosunku 60:30 i Unibax stracił sportowe szanse kontynuowanie medalowej passy.
Działacze po nadzwyczajnym zebraniu zarządu wskazali winnych i obok najsłabszego
ogniwa w osobie Rune Holty, który także nie został zaproszony na ostatni mecz
sezonu, pożegnano Kryjoma.
Huczne powitanie z kibicami i odejście "po kryjomu", to obraz jaki zapamiętają
fani żużla w Toruniu po menadżerskim transferze w sezonie 2011, bo mimo że wynik
zespołu składa się kilka czynników, to mimo wszystko za wyniki zawsze odpowiada
trener/menadżer.
Schedę po leszczyńskim menadżerze wspólnie z Janem Ząbikiem kontynuował
doskonale znany w Toruniu
Mirosław Kowalik.
Po roku jak przystało na prawdziwych mężczyzn
toruńscy działacze i Sławek Kryjom wyjaśnili sobie wszelkie niejasności i w roku
2013 menadżer powrócił na swoje stanowisko. Jak się okazało była to nader
słuszna decyzja, bowiem do połowy sezonu Unibax spisywał się rewelacyjnie
przodując ligowej tabeli. Niestety wszystko komplikowały kontuzje, w których
apogeum była ta odniesiona przez
Chrisa Holdera. I właśnie w tych trudnych sytuacjach objawiała się fachowość
Pana Sławka, który dwoił się i troił, by optymalnie zestawić ligowy skład, a
jednocześnie starał się pozyskać wartościowych zmienników dla "poturbowanych"
toruńczyków. Niestety na rynku nie było zbyt wielu wartościowych jeźdźców, ale
zatrudnienie
Kenneta czy
Kusa było ruchem bardzo rozsądnym i wydawało się że najbardziej słusznym w
danej chwili. Warto w tym miejscu wspomnieć, że przedsezonowe pomysły m.in. Pana
Sławka odnośnie zmiennika w postaci szóstego seniora i sprowadzenie do Torunia
Kamila Brzozowskiego było nader słuszną koncepcją. Niestety cały plan
zburzył
Ryan Sullivan, który postanowił zakończyć karierę. Na szczęście Sullivan i
toruńscy działacze doszli do porozumienia i kangur powrócił do składu by wspomóc
toruński team pod nieobecność Holdera, w rozmownych tych zapewnie swój
wkład miał również toruński menadżer.
Po sezonie można było stwierdzić, że Pan Sławek sprawdził się w swojej roli, ale
patrząc na tę funkcję nieco z boku, można powiedzieć, że mógł dać klubowi
znacznie więcej. Toruński menadżer oprócz pracy w klubie udzielał się również
przy organizacji IME, a także reprezentował interesy niektórych żużlowców. Te
dodatkowe obowiązki być może przeszkodziły mu w poszukiwaniu nie odkrytych
talentów, które mogłyby zastąpić kontuzjowanych Warda i Holdera. Co prawda
menadżer znalazł rezerwy, ale były to "oklepane" nazwiska, które nie sprawdziły
się w przeszłości jak i w sezonie 2013. U Pana Sławka zabrakło przede wszystkim
tego co posiadał Jacek Gajewski, a mianowicie "żużlowego nosa" do odkrywania
młodych zawodników.
Ogólnie jednak powrót Kryjoma należy uznać za udany, bowiem w meczach
drużynę prowadził poprawnie, bez większych błędów taktycznych. W porównaniu z
pierwszym rokiem pracy w Toruniu menadżer dojrzał sportowo i spokorniał w
kontaktach ze środowiskiem żużlowym, a ponieważ był tylko pracownikiem klubu
Unibax nie można go winić za wszystkie decyzje jakie podejmował. Dotyczy to
zwłaszcza feralnego meczu finałowego w Zielonej Górze, po którym toruński
menadżer został zawieszony na dwa lata. Teoretycznie nie mógł więc prowadzić
drużyny w kolejnym sezonie, bowiem miał też zakaz wstępu do parku maszyn.
Toruńscy działacze nie odstawili na boczny tor swojego menadżera i zaproponowali
mu inną funkcję w klubie w ramach której zarządzał drużyną z tylnego fotela ....
przez telefon komórkowy co pokładało w wątpliwość słuszność i wymiar kary, a
także skuteczność byłego menadżera. Zresztą twarda rzeczywistość pokazała, że
zarządzenia na telefon nie zdaje egzaminu i z dużą dozą prawdopodobieństwa można
powiedzieć, że przez taki właśnie styl zarządzania Unibax przegrał w Gdańsku, co
odbiło się na końcowym wyniku i być może awansie do play-off.
Sławomir Kryjom pozostawał, jednak w toruńskim klubie i działał zapewne na jego
korzyść, zatem całkowicie dyskryminować jego osoby nie należy. Z całą pewnością
przyłożył swoją cegiełkę do sukcesów firmy One Sport organizatora Best Pais oraz
SEC. Jednak była to działalność, która miała niewielki wpływ na sukcesy
toruńskich Aniołów.
Po siedmioletnim rozbracie z żużlem w wydaniu klubowym, z końcem roku 2020 menadżer postanowił z roli żużlowego eksperta w TV, przeistoczyć w żużlowego przewodnika po polskich realiach żużlowych, dla zgłaszającej swój akces do drugoligowej rywalizacji w sezonie 2021 niemieckiej ekipy Landshut Devils. Ot jak komentował tę decyzję w wywiadzie: "Przyjaciołom się nie odmawia. Znam się z ekipą Landshut od kilku lat. Mam świetny kontakt z prezesem Geraldem Simbeckiem. Poznaliśmy się przy okazji Speedway Best Pairs i SEC, czyli imprez, które organizuje firma One Sport. Przedstawili mi propozycję współpracy, bo jednym z warunków Polskiego Związku Motorowego była osoba polskojęzyczna w klubie. Wybór padł na mnie. Landshut jest najbardziej znanym niemieckim klubem. Oni mocno odczuli brak rozgrywek ligowych. To dlatego szukali alternatywy dla kibiców, więc poszli drogą Lokomotivu Daugavpils czy Wolfe Wittstock. Zespół będę prowadzić razem z menedżerem Klausem Zwerschiną. To dobrze, bo on doskonale zna tamtejszych zawodników. Na łączach byliśmy od momentu, kiedy projekt Landshut w polskiej lidze został wymyślony. Konsultujemy również tematy kadrowe. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że postawimy na najlepszych niemieckich żużlowców. Czasu na zbudowanie drużyny było mało, ale uważam, że będziemy niebezpieczni na własnym torze. Moją rolą będzie kontakt z PZM, przejście procesu licencyjnego i wsparcie w kwestiach regulaminowych. Mam być dla tej drużyny przewodnikiem po polskiej lidze. Naszym celem w sezonie 2021 planem będzie zwycięstwo w jak największej liczbie spotkań. Uważam, że sam udział w rozgrywkach będzie dużym wydarzeniem w Landshut".
Przed sezonem 2024 dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Lesznie, po zmianie regulaminu w ligach polskich (zagraniczny klub musiał być zarejestrowany w Polsce) i rezygnacji zespołu z Landshut na zapleczy ekstraligi pożegnał się w przyjacielskiej atmosferze z niemieckimi "Diabłami" oraz zakończył pracę w roli szefa MOSiR-u i objął funkcję dyrektora zarządzającego Unii Leszno. Tym samym wypełni on wakat powstały na skutek "transferu" Ireneusza Igielskiego, na przewodniczącego Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Dla Kryjoma był to powrót do Unii po 13 latach przerwy.
Czy leszczyńska ekipa wspierana przez
Sławka Kryjoma nawiąże do sukcesów z pierwszej dekady drugiego tysiąclecia?
Z ocenami należy poczekać przynajmniej do końca sezonu 2021.
w notce biograficznej
wykorzystano
felieton zamieszczony na portalu
www.NiceSport.pl