SAWINA Robert
Urodzony
27 maja 1971 roku w Toruniu.
Rozpoczynał w szeregach Apatora Toruń w roku 1987. Z aniołem na piersi
startował przez sześć sezonów, by w roku 1994 jako już ukształtowany zawodnik
przenieść się nad morze do gdańskiego Wybrzeża. Klimat nadmorski
postanowił zmienić po dwóch latach i podążył szlakiem piastowskim, zatrzymując
się w Gnieźnie, gdzie dla miejscowego Startu zdobywał punkty w latach
1996-1999. Jednak i pierwsza stolica Polski nie odpowiadała popularnemu "Sawce"
i po czterech latach przenosi się do Wrocławia, gdzie startuje w latach
2000-2001.
Epizod wrocławski nie trawa jednak długo i w roku 2002 powraca do Torunia. Po powrocie nie jest to już ten sam zawodnik co przed laty. Coraz częściej zdarza mu się przyjeżdżać na ostatnich pozycjach. Zupełnie nieudany okazuje się być sezon 2003, po którym Robert Sawina postanawia odbudować formę na torach pierwszoligowych i przenosi się do Grudziądza. W Grudziądzu jest jednym z liderów zespołu, ale zdarzają mu się wpadki. Po roku startów postanawia ponownie spróbować sił w ekstraklasie i podpisuje kontrakt w Polonii Bydgoszcz w której startuje również w roku 2006.
O ile w roku 2005
Sawka był rewelacją rozgrywek, tak w rok później był już cieniem zawodnika
sprzed roku. W pewnym momencie zawodnik zaskoczył wszystkich, bowiem wyznał, że
nie zamierza dojeżdżać do mety na ostatnich pozycjach, a przy tym z uwagi na
brak sponsorów zmuszony jest zrezygnować z uprawiania żużla.
Jak powiedział tak zrobił i w dniu 20-01-2007 na antenie Radia Pomorza i Kujaw,
Sawina obwieścił bydgoskim kibicom, że na torze już się nie pojawi.
Jednak Sawina nie potrafił żyć bez żużla i po czwartej kolejce ligowych
zmagań w sezonie 2007 objął stanowiska menadżera
gdańskiego Wybrzeża.
Trenerskiego chleba "Sawka" posmakował przez dwa lata. I gdy wydawało się, że w
roku 2010 o zawodniku będzie cicho, na 5 dni po swoich urodzinach zawodnik
parafował kontrakt z drugoligowym zespołem z
Ostrowa, który borykał się z
problemami kadrowymi, gdyż zakontraktowani przed sezonem zawodnicy zawodzili
oczekiwania działaczy.
"Sawka" swoją postawą na torze zawstydził wielu ostrowskich zawodników. Mimo
dwuletniego rozbratu z motocyklem ze średnia ponad 1,5 pkt/bieg został
sklasyfikowany na 27 miejscu wśród zawodników drugoligowych, a w walce o meczowe
punkty wielokrotnie udowadniał, że nie zapomniał jazdy na motocyklu.
W kolejnych latach rozstał się jednak z torem definitywnie i jako były już zawodnik w 2011 roku pełnił rolę menadżera w bydgoskiej Polonii i "Gryfy" triumfowały wówczas na zapleczu najlepszej ligi świata.
W kolejnych latach był też komisarzem toru, który przeprowadzał przed zawodami kontrolę jakości toru, aby zminimalizować ilość wypadków, które w żużlu były częstym zjawiskiem. Z czasem jednak zniknął z żużlowego środowiska i zajął się rolnictwem. Pojawiał się co prawda podczas ważnych wydarzeń żużlowych w mieście Kopernika, jak choćby podczas retro derbów 2019, organizowanych przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Toruniu, Stal Toruń oraz Bohaterów Czarnego Gryfa, ale z żużlem miał niewiele wspólnego.
Dlatego gdy powrócił przed sezonem 2022 było to niespodzianką dla wielu osób interesujących się speedwayem. Do powrotu namówił go właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński, który chciał kontynuować projekt, który zaczął po spadku w 2019 roku, a było to stawianie na wychowanków, powrót legendarnej nazwy i odbudowywanie zaufania kibiców. I choć projekt ten został lekko zachwiany po rozstaniu z Tomaszem Bajerskim, to zatrudnienie Sawiny z oczach kibiców zrehabilitowało klubowe władze. "Sawka" był bowiem również człowiek "stąd" dlatego otrzymał kredyt zaufania, choć jak sam przyznał miał pewne braki, bo dawno nie pełnił tego typu funkcji. Wsparciem dla niego miał być jednak Krzysztof Gałańdziuk i cały sztab szkoleniowy. Nie zmieniało to jednak faktu, że Robert Sawina został rzucony na głęboką wodę. Oczekiwania w Toruniu były bowiem ogromne, a do tego klub miał problem z Emilem Sajfutdinowem, który jako Rosjanin podobnie jak wszyscy jego rodacy miał być wykluczony ze świata sportu, po tym jak jego kraj napadł na Ukrainę.
Pod wodzą Sawki, Apator bił się o finał ekstraligi, jednak w półfinale zabrakło armat i zespół skończył zmagania na czwartym miejscu. Nic więc dziwnego, że mimo krytyki trener został na swoim stanowisku i po przepracowaniu z drużyną okresu zimowego przystąpił do rywalizacji w roku 2023. W drugiej kolejce spotkań w programie zawodów ukazał się obszerny wywiad przeprowadzony przez Karola Śliwińskiego w którym trener podsumował pierwszy rok współpracy z żółto-niebiesko-białymi oraz zabrał kibiców za kulisy swojego powrotu do żużlowego świata. Zdradził też wiele szczegółów na temat własnego trenerskiego rzemiosła opowiadając o intensywnych przygotowaniach do rywalizacji oraz wejściu jego podopiecznych w rozgrywki. Za zgodą redaktora poniżej zamieszczono te ciekawą rozmowę:
Minął już ponad rok, odkąd przejął Pan trenerskie stery Apatora. Jak z
perspektywy czasu spogląda Pan na ten ruch?
Pojawiłem się tu ze względu na potrzebę, w jakiej znalazł się toruński klub.
Wszyscy pamiętamy, że włodarze z pewnych względów zdecydowali się na
przedwczesne zakończenie współpracy z wcześniejszym szkoleniowcem, więc
konieczne było znalezienie kogoś, kto przejmie jego obowiązki. Skoro zostałem
poproszony o pomoc, to nie mogłem tak po prostu odmówić. Jako człowiek wywodzący
się z tego środowiska, czułem, że jestem coś winien temu klubowi i powinienem
wesprzeć go w tym trudniejszym momencie. Uznałem, że zmierzę się z tym wyzwaniem
i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby to udźwignąć i jak najlepiej wywiązać
się ze swojego zadania.
Z klubu płyną głosy, że odnalazł się Pan w swojej roli i dobrze radzi Pan sobie
z postawionymi przed Panem zadaniami. Można usłyszeć, że jest Pan bardzo
zaangażowany w swoją pracę i całkowicie oddany sprawie. A Pana okiem jak wypada
ten powrót do żużla na pozycji trenera?
Od samego początku zdawałem sobie sprawę, że będzie bardzo trudno od razu
nadrobić cały ten czas, kiedy nie było mnie blisko żużla, ale staram się stawiać
temu czoła. Mam nadzieję, że nie wypada to najgorzej i wszystko zaczęło
funkcjonować w możliwie najwłaściwszy dla nas sposób. W pewnym stopniu na pewno
mogę korzystać z wcześniejszych doświadczeń, ale patrzę też przez pryzmat
zmieniającej się żużlowej rzeczywistości, do której próbuję się dostosować.
Najtrudniejsze na pewno było rozeznanie się we wszystkich potrzebach zawodników
oraz klubu, a następnie odpowiednie ich zabezpieczenie. W szczególności dotyczy
to kwestii torowych. Małymi krokami zacząłem jednak do tego dochodzić, a potem
pojawiła się możliwość, aby na tym bazować i powoli to dopieszczać. Muszę
również powiedzieć, że od czasu, kiedy ostatni raz pracowałem w klubie żużlowym,
a było to jakieś dziesięć lat temu, sporo rzeczy w wymiarze organizacyjnym
pozmieniało się na korzyść. To też na pewno ułatwiło mi ponowne wejście do tego
świata.
Przy okazji naszych zeszłorocznych rozmów, kiedy pytałem Pana o ponowne
wdrażanie się do pracy na pozycji trenera, wielokrotnie wspominał Pan o pewnego
rodzaju zaległościach do nadrobienia. Zdradzi Pan, czego konkretnie one
dotyczyły?
Chodziło mi o odpowiednie czucie wszelkich istotnych tematów, które wpływają na
funkcjonowanie drużyny i mogą decydować o jej wynikach. Mam na myśli to, jak
poruszać się w ich obrębie, jak do nich podchodzić. Takie coś posiada się w
momencie, kiedy stale jest się w jakimś obszarze działalności. Wiadomo jednak,
że jeśli przed dłuższy czas nie wykonuje się określonej profesji, to nie ma się
z tym już takiego obycia, traci się pewną swobodę działania i gubi się swego
rodzaju rytm. Ja musiałem to wszystko odzyskać. Mam nadzieję, że powoli tak się
dzieje, choć wiadomo, że to jest pewien proces, który postępuje stopniowo.
Nad czymś jeszcze musiał się Pan szczególnie pochylić?
Kolejna kwestia, która spędzała mi sen z powiek, to był mój język angielski.
Wiedziałem, że muszę się w nim podciągnąć i tak naprawdę nadal się go douczam.
Rok temu mieliśmy w składzie dwóch anglojęzycznych zawodników, a teraz jest
jeden – Robert Lambert. Każdy obcokrajowiec musi widzieć, że trener jest z nim w
stałym kontakcie, więc od samego początku usilnie do tego dążę. Nie można
dopuścić do sytuacji, w której ktoś taki będzie czuł się pomijany w odezwach do
zespołu czy odizolowany podczas naszych spotkań lub narad. Zarówno w ostatnich
miesiącach, jak również teraz każdą wolną chwilę poświęcam zatem na naukę.
Niezwykle pozytywne jest też to, że Robert coraz bardziej chwyta nasz język,
więc wzajemnie się wspieramy i uzupełniamy. Wiadomo, że czasami potrzeba
jakiegoś wsparcia, aby omówić bardziej szczegółowe kwestie, ale generalnie
potrafimy się porozumieć.
Jakie największe zmiany w żużlu Pan dostrzega? Chodzi mi o takie, które
sprawiają, że po tak długiej przerwie od pracy przy tym sporcie, z jaką Pan miał
do czynienia, trzeba poniekąd na nowo wgryzać się w realia tej dyscypliny.
Przede wszystkim chodzi o kwestie regulaminowe. W ostatnich latach podokładano
wiele różnych punktów czy przepisów, więc książeczka regulaminowa znacząco się
rozrosła. Trzeba być z tym na bieżąco i uzupełniać sobie te nowinki, aby niczego
nie przeoczyć, wiedzieć czego się od nas wymaga, a także zdawać sobie sprawę, z
jakich możliwości można korzystać, choćby w sytuacjach kryzysowych. Na szczęście
to wszystko nie musi spoczywać wyłącznie na mojej głowie, ponieważ mamy obok
siebie kierownika drużyny, który jest bardzo dobrze obeznany w tych tematach i
stanowi dla nas potężne wsparcie. Jeżeli chodzi natomiast o sam żużel, to mam
wrażenie, że ten sport stoi w tej chwili na dużo wyższym poziomie niż w moich,
pamiętnych czasach. Wszyscy zawodnicy pną się w górę pod względem umiejętności
jeździeckich i nie tylko, a także tego, co robią w zakresie przygotowań
fizycznych czy sprzętowych. W tej chwili trzeba być bardzo dobrze zorientowanym
odnośnie tego, co może wpływać na osiągane wyniki, zwracać uwagę na
najdrobniejsze szczegóły i stale czegoś poszukiwać w najróżniejszych obszarach.
Nie można pozwolić sobie praktycznie na żadne przeoczenie, bo zostanie się w
tyle. Żużel po prostu stał się jeszcze trudniejszą i jeszcze bardziej wymagającą
dyscypliną.
Wiem, że w zeszłym roku postawił Pan na swoim i zgodnie z wcześniejszymi
zapowiedziami przejechał się Pan na motocyklu, aby na własnej skórze poczuć ten
współczesny żużel.
Taką przejażdżkę zaliczyłem nawet dwa razy! To zawsze wychodziło spontanicznie,
ale rzeczywiście nie potrafiłem sobie tego odmówić. Chciałem sprawdzić, jak to
jest z tymi dzisiejszymi silnikami, o których tak dużo się mówi. Zależało mi na
tym, aby poszerzyć swoją wiedzę i lepiej rozumieć zawodników. Sama technika
jazdy przez lata znacząco się nie zmienia, ale ze sprzętem jest zupełnie
inaczej. Żeby mieć w tym rozeznanie i swobodniej wypowiadać się na ten temat,
trzeba po prostu tego doświadczyć i samemu zebrać jak najwięcej informacji.
Opowie Pan o swoich wrażeniach?
Przekonałem się, że ten motocykl pod wieloma względami stał się bardzo
wymagający. Dotyczy to zarówno trafiania z jednostkami napędowymi, dopasowywania
ich pod siebie i dobierania właściwych ustawień, jak również samego ścigania.
Parcie tych maszyn na prędkość jest przepotężne. One cały czas po prostu rwą do
przodu. Pokonywanie każdego metra toru wymaga stuprocentowego zaangażowania.
Kiedyś bywały takie momenty, że można było „odpocząć” sobie trochę podczas
jazdy, a teraz należy o tym zapomnieć. Przez cztery okrążenia zawodnik musi być
w pełni skoncentrowany, bo ta maszyna ciągle chce uciec mu spod tyłka i
porządnie go sponiewierać. Myślę, że teraz sam proces prowadzenia motocykla i
zachowywania nad nim pełnej kontroli jest znacznie trudniejszy niż w moich
czasach. Doszedłem do wniosku, że to, co odczuwałem jako zawodnik wyłącznie na
torach przyczepnych, teraz można odczuwać także na torach twardych i równych.
Potrzeba naprawdę dużej siły i wytrzymałości, a do tego dobrego balansu, aby
zapanować nad tą współczesną maszyną oraz przejechać całe zawody z dobrym
skutkiem.
Jak przyjął Pana zespół? Pojawienie się nowego trenera, tym bardziej krótko
przed startem nowego sezonu, to dla wszystkich zapewne niemała rewolucja.
Ja mogę tylko podziękować za sposób, w jaki to się odbyło. Nie ukrywam, że
miałem mnóstwo obaw odnośnie tego, jak będą wyglądały nasze kontakty. Kiedy
jednak wszedłem do tego środowiska, okazało się, że to wszystko było na wyrost.
W rzeczywistości nasze relacje znalazły się na bardzo dobrym poziomie Mam na
myśli zwłaszcza ogólne zachowanie zawodników oraz ich kulturę osobistą. Od
samego początku byłem i nadal jestem niesamowicie zbudowany tym, co tu zastałem.
Pamiętam, jak w zeszłym roku wspomniał Pan, że zależy Panu na tym, aby pokazać
zawodnikom, że był Pan kiedyś w żużlu i wie Pan o co chodzi w tym sporcie. W ten
sposób zamierzał Pan zapracować na ich zaufanie. Myśli Pan, że to się udało?
Wiadomo, że musiało upłynąć trochę czasu zanim się dotarliśmy, a zawodnicy
rozeznali się, jakim jestem trenerem. Oni musieli przekonać się, czy przypadkiem
nie blefuję, czy w żaden sposób nie udaję, czy faktycznie jestem taki, a nie
inny. Mam jednak wrażenie, że cały ten proces trwał dość krótko. To wszystko
staje się stosunkowo proste, jeżeli jesteś autentyczny, jeżeli w każdej minucie
wzajemnych kontaktów jesteś po prostu sobą. Wydaje się, że z biegiem czasu
zawodnicy zrozumieli, że staram się robić wszystko najlepiej jak potrafię i
kieruję się przede wszystkim ich dobrem. Gdy jesteś szczery i uczciwy, to
przeważnie tego samego zaczynasz doświadczać także od drugiej strony. Ja właśnie
na takich wartościach buduję swoje relacje z zespołem. Myślę, że stopniowo się
poznawaliśmy i zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, czego możemy się po sobie
spodziewać. To był klucz do tego, aby się porozumieć i pracować z dobrymi
efektami.
Często można usłyszeć, że trener musi mieć właściwe podejście do zawodników.
Myślę, że na razie udaje nam się unikać sytuacji, w których ktoś czułby się
pokrzywdzony. Zawodnicy muszą widzieć, że traktuję ich sprawiedliwie. Zależy mi
na tym, aby wszyscy mogli poczuć zróżnicowane numery startowe i zasmakowali
jazdy z różnych pól. Wiemy na przykład, że w początkowej fazie zawodów
najbardziej wymagające jest startowanie z zewnętrznych torów, więc z mojej
perspektywy nie może być tak, że jeden ciągle ma trudniej, a drugi dla odmiany
ciągle łatwiej. Trzeba to zmieniać i równoważyć. Nikt nie może poczuć, że jest
pomijany, poniewierany czy niedoceniany. Zawsze próbuję znaleźć się w skórze
zawodników i przyjąć ich perspektywę, żeby uzmysłowić sobie przed czym
konkretnie będą oni stawać.
Podejrzewam, że dzięki powrotowi do żużla ma Pan okazję spotykać się ostatnio z
wieloma osobami, z którymi dawno się Pan nie widział.
Ma Pan absolutną rację. To jest właśnie jedna z największych zalet tego, że
znowu znalazłem się w tym środowisku. Na pewno udało się odświeżyć wiele
kontaktów z czasów zawodniczych. Za każdym razem są to bardzo miłe spotkania,
które skłaniają do wielu wspomnień. Mam wrażenie, że teraz, z perspektywy czasu,
patrzymy na siebie zupełnie inaczej i potrafimy bardziej dostrzegać swoje
zalety. To, co kiedyś było między nami, a więc ciągła rywalizacja czy jakieś
niepotrzebne emocje, obecnie nie ma już większego znaczenia i należy do
przeszłości. Wracamy do tego jedynie w formie anegdot, żeby się z tego pośmiać.
To już na pewno nie determinuje naszych relacji. Mamy radochę, że po prostu się
widzimy, że zdołaliśmy jakoś przetrwać czasy jazdy na żużlu, a teraz na różne
sposoby radzimy sobie w życiu. Te spotkania to jest wielki pozytyw, który
towarzyszy naszym wyjazdom lub wizytom innych ekip na naszym stadionie. Wiadomo,
że skupiamy się przede wszystkim na pracy, ale w międzyczasie zawsze znajdzie
się chwila, żeby zamienić parę słów.
Powrót do żużla pozwala Panu również znowu poczuć klimat parku maszyn.
Oj tak! Park maszyn to jest specyficzne miejsce, które żyje własnym życiem.
Obecnie przebywa tam ogromna liczba ludzi pracujących przy zawodach. To nie
tylko zawodnicy, ale też ich rozbudowane teamy, sztaby szkoleniowe, osoby
funkcyjne czy ekipy telewizyjne. Wszystko po to, żeby każdy obszar tej żużlowej
działalności był właściwie zabezpieczony i miał odpowiednie wsparcie. Za moich
czasów zawodniczych to wyglądało zupełnie inaczej. Nie było takiego zgiełku,
pośpiechu i ciągłego rozmyślania, co tu zrobić, aby było lepiej. Znacznie więcej
rozgrywało się w głowach zawodników. To oni przede wszystkim wyznaczali kierunki
dopasowywania sprzętu, a obecnie mamy do czynienia z burzami mózgów w obrębie
całych teamów. Emocje z tym związane są bardzo odczuwalne. Do tego dochodzi
wszystko, co dzieje się na torze. Ja jednak muszę zachować w tym wszystkim zimną
krew i skoncentrować się na tym, co związane z moją funkcją. Nie mogę dawać
ponosić się całej tej otoczce, bo to mogłoby odbijać się na jakości mojej pracy.
Jak odebrał Pan ubiegłoroczny wynik Apatora, czyli to czwarte miejsce w PGE
Ekstralidze? Wiadomo, że mieliście utrudnione zadanie, bo przez wojnę w Ukrainie
i zawieszenie rosyjskich żużlowców nie mogliście korzystać z usług Emila
Sajfutdinowa i przez cały sezon jeździliście w niepełnym składzie. Mogliście co
prawda stosować zastępstwo zawodnika, ale to nigdy w stu procentach nie wypełnia
luki po żużlowcu, który miał być jednym z liderów. Z drugiej jednak strony, w
zespole nie brakowało zawodników zdolnych do zagwarantowania korzystnych
wyników, tyle że po prostu nie wszystko u nich zagrało.
Wiadomo, że ten poprzedni sezon nie był do końca tak udany i szczęśliwy jak
byśmy chcieli, ale ja przyjąłem jego rozstrzygnięcie z pokorą. Sport to jest
bardzo niewdzięczna profesja, która nie zawsze daje pełną satysfakcję. Na pewno
wyciskaliśmy z siebie maksimum, ale olbrzymie zaangażowanie, poświęcony czas
oraz niemałe inwestycje sprzętowe nie zawsze przekładają się na takie efekty,
jakich byśmy oczekiwali. Miewaliśmy naprawdę dobre momenty, ale wielokrotnie
dochodziliśmy też do ściany, której nie byliśmy w stanie przebić. Liczyłem, że w
tych najważniejszych meczach spróbujemy pokusić się o jakąś niespodziankę, ale
niestety się nie udało. Najbardziej mi szkoda niewykorzystanej szansy w
półfinale. Po pierwszym meczu na własnym torze znaleźliśmy się w korzystnym
położeniu, żeby wjechać do finału, ale rewanż na torze rywala nie ułożył się po
naszej myśli. Patrząc na okoliczności, po prostu wyciągnęliśmy z tamtych
rozgrywek tyle, ile mogliśmy. Pewnych rzeczy nie zdołaliśmy przeskoczyć. Na
pewno możemy żałować, że tak to się potoczyło, bo wszyscy mieliśmy znacznie
większe apetyty, ale trzeba zostawić to już za sobą i patrzeć przed siebie.
Przed nami nowe rozdanie. Mamy czystą kartę i zaczynamy pisać nową historię. Z
każdym kolejnym meczem będziemy starali się budować naszą formę, aby w pierwszej
kolejności dojść do tego decydującego etapu rozgrywek, gdzie byliśmy już przed
rokiem, a potem postarać się lepiej wykorzystać okazję do zajęcia pozycji
medalowej.
Pod koniec ubiegłego sezonu raczej unikał Pan jednoznacznych stwierdzeń odnośnie
Pana przyszłości w Toruniu. Wspominał Pan, że trzeba poczekać na końcowy wynik
drużyny i dokonać oceny Pana pracy. Miał Pan też pewne wątpliwości, czy wnosi
Pan wystarczająco dużo do zespołu. Co zatem sprawiło, że zdecydował się Pan
pozostać trenerem Apatora?
Po prostu poczułem, że mam tutaj jeszcze coś do zrobienia. Uznałem, że warto dać
sobie kolejny rok, aby sprawdzić czy po tej mojej ubiegłorocznej adaptacji na
pozycji trenera możemy w jakiś sposób poprawić to, co było zrobione nie do końca
tak, jak byśmy chcieli. Ja widziałem przestrzeń do udoskonalenia pewnych kwestii
i jeszcze lepszego uporządkowania niektórych spraw, więc doszedłem do wniosku,
że spróbujemy wcielić to w życie. Zależało mi też na tym, aby razem z zespołem
przejść przez cały okres przygotowawczy do sezonu, bo rok temu dołączyłem do
drużyny w takim momencie, że ten etap częściowo mnie ominął. Nie bez znaczenia
pozostawał również fakt, że w klubie nadal widziano mnie w roli trenera. Dla
mnie to był sygnał, że moja praca spotyka się z pozytywnym odbiorem, więc mogę
próbować podążać dalej w tym kierunku. Muszę też zaznaczyć, że zespół zbudowany
przez włodarzy gwarantuje nam, że możemy kontynuować pracę, którą zaczęliśmy
przed rokiem. Jak dla mnie, to wydaje się bardzo istotne. Wszyscy chcemy
udowodnić coś sobie, ale też innym. Zamierzamy podążać obraną przez nas drogą i
starać się przebijać coraz wyżej, bo na pewno mamy ku temu możliwości. Działamy
w ramach określonej strategii i długofalowego planu. To wszystko, o czym tu
wspomniałem, zmotywowało mnie zatem, aby pozostać w tym miejscu i jeszcze raz
pochylić się nad tym tematem. Teraz musimy przejechać sezon i zobaczyć co z tego
wyjdzie. Jeżeli okaże się, że nie ma pożądanych efektów, to być może wtedy
trzeba będzie pomyśleć nad innymi rozwiązaniami.
Czy można powiedzieć, że teraz czuje się Pan już pewniej na pozycji trenera?
Myślę, że takie ogólne rozeznanie, jak to wszystko działa, z jakim odbiorem
spotyka się moja praca, jak należałoby ugryźć poszczególne kwestie, mam już za
sobą. Teraz mogę poruszać się w tym trochę sprawniej. Żużel jest jednak takim
sportem, że tutaj nigdy nie można być niczego za bardzo pewnym. Wpływ czynników
zewnętrznych na osiągane wyniki jest tak duży, że w każdej chwili coś może nas
zaskoczyć i sprawić, że będziemy musieli zmierzyć się z niemałą zagwozdką. O
wynikach często decydują detale, więc trzeba zachowywać czujność. Ja też
wychodzę z założenia, że praca nad moim trenerskim rzemiosłem nigdy się nie
skończy. Podejrzewam, że cały czas będę znajdował coś do dopracowania i
zamierzam zwracać na to uwagę.
Jak określiłby Pan swoją rolę w zespole? Wiadomo, że nie wsiądzie Pan na
motocykl za swoich podopiecznych i ostatecznie to oni będą decydować na torze o
wynikach.
Moje zadanie polega na tym, aby we wszelkich możliwych wymiarach starać się
stworzyć zawodnikom takie warunki, w których będą mogli pokazywać wszystko, co
najlepsze. W głównej mierze dotyczy to oczywiście toru. Razem z toromistrzem
musimy dążyć do perfekcji i regularnego przygotowywania takiej nawierzchni,
która najbardziej odpowiada naszym zawodnikom. Kolejna rzecz, to bycie na
bieżąco ze wszystkim, co dzieje się w obrębie drużyny. Wiadomo, że niekiedy
trzeba dać chłopakom trochę przestrzeni na złapanie oddechu, ale jednocześnie
należy ich obserwować oraz jak najwięcej z nimi rozmawiać. Dzięki temu będziemy
wiedzieć, z czym w danej chwili się zmagają, jak patrzą na określone sprawy,
jakie są ich preferencje, jakie mają plany związane ze swoją działalnością
sportową, a także czy nie potrzebują jakiegoś dodatkowego wsparcia. To wszystko
poszerza perspektywę, sprawia, że możemy lepiej oceniać sytuację i wiedzieć, jak
należałoby reagować. Ja wychodzę z założenia, że trener nie może tylko wymagać,
ale musi też dawać jak najwięcej od siebie. Bez tego raczej trudno mówić o
prawidłowym funkcjonowaniu zespołu.
Wiadomo, że ustawienia motocykla zawodnicy muszą dobierać samodzielnie, bo każdy
ma inne odczucia i potrzeby. Zastanawiam się jednak w jakim stopniu Pan jako
trener doradza swoim podopiecznym w kwestiach związanych ze sposobem jazdy po
danym torze.
Aspekty techniczne omawiamy przede wszystkim z juniorami. To są zawodnicy,
którzy dopiero się kształtują, więc trzeba zwracać im uwagę na pewne elementy
oraz przypominać o niektórych rzeczach. Chodzi o to, żeby oni zbierali sobie te
informacje i powoli je kodowali. W przypadku seniorów praktycznie nie ma takiej
potrzeby. To są doświadczeni i dobrze wyszkoleni żużlowcy, którzy potrafią
prowadzić motocykl i odnajdywać się na torze. Oczywiście jeśli pojawiają się
jakieś błędy czy niedociągnięcia, które najczęściej wynikają z sytuacji
torowych, to staramy się je wyłapywać i przedyskutowywać, aby to zaprocentowało
w przyszłości. Wszyscy razem na pewno rozmawiamy też o najlepszych w danej
chwili ścieżkach, żeby zespołowo lepiej rozeznawać się w zastanych warunkach.
Wiadomo jednak, że sytuacja na torze jest bardzo dynamiczna i nie zawsze udaje
się wykorzystywać zasłyszane wskazówki czy realizować wcześniej nakreślony plan.
Zachowanie zawodnika często jest uzależnione od tego, co robią rywale, więc
czasami trzeba po prostu zdać się na swój instynkt i reagować na bieżąco, w
zależności od tego, co aktualnie się dzieje.
Warto podkreślić, że praca trenera to nie tylko przeprowadzanie zespołu przez
kolejne zawody.
Zgadza się. Ja na przykład bardzo dużo czasu poświęcam na wszystko, co dzieje
się wokół naszego toru. Uważam, że trzeba być obecnym w pełnym wymiarze godzin
przy pracach toromistrza i wspierać jego działania związane z przygotowywaniem
nawierzchni, częstokroć pomagając mu też fizycznie w całym tym procesie. To jest
potężna praca, którą mamy do wykonania, bo od tego może wiele zależeć. Nie mogę
stracić nad tym kontroli. Mamy też treningi, których należy doglądać i nad
wszystkim czuwać. Na bieżąco trzeba także odpowiednio układać wszelkie istotne
tematy oraz dbać o właściwą organizację. Do tego dochodzą liczne wyjazdy na
zawody juniorskie czy mecze ekstraligowe, przy okazji których również jest sporo
pracy. Wystarczy prześledzić kalendarz, żeby zobaczyć, ile tego potrafi się
nazbierać. To wszystko, o czym tu wspomniałem, dodatkowo wypełnia czas.
Wielokrotnie bywam tym zajęty przez calutki tydzień. Wiem jednak, po co to
robię. Ta profesja po prostu tego wymaga. Jeżeli razem z zespołem chcę
zapracować na jakieś osiągnięcia, to muszę się zaangażować i podejść do tego
profesjonalnie.
Można zatem powiedzieć, że po wielu latach przerwy wrócił Pan do tej żużlowej
rutyny, której doświadczał Pan już wcześniej – najpierw jako zawodnik, a potem
jako trener. Zdążył się Pan już z powrotem do tego przyzwyczaić czy czasami
stanowi to pewnego rodzaju obciążenie?
Doszło do mnie, że nadal uwielbiam tę żużlową rywalizację i dążenie do jak
najlepszych wyników, a wszystkie te aktywności, które podejmuję jako trener, w
pełni się z tym wiążą. Jak już się w to wejdzie, to nie czuje się za bardzo
zmęczenia sezonem, kolejnymi wyjazdami czy przygotowaniami do meczów. Liczy się
tylko praca nad budowaniem jak najwyższej skuteczności. Ja cieszę się na myśl o
każdych zawodach, które mamy przed sobą. Nawet jak nie byłem w tym sporcie od
środka, to śledziłem praktycznie wszystko. Na każde spotkanie i na każdy wyścig
czekam z utęsknieniem. Nawet jeśli coś nam nie wychodzi, to chcę już kolejnej
konfrontacji, aby próbować odwrócić kartę lub zbierać nowe doświadczenia, z
których będzie można zrobić użytek w przyszłości.
Żużlowe obowiązki zaczęły zatem dobrze współgrać z Pana dotychczasową
codziennością?
Czasami bywa trudno. Wiadomo, że ja w dalszym ciągu prowadzę także swoje
gospodarstwo rolne, więc muszę wygospodarować czas również na tę działalność.
Nie mogę porzucić czegoś, co daje utrzymanie mojej rodzinie, bo zdaję sobie
sprawę, że trenerem nie będę przez cały czas. Do emerytury jeszcze daleko, więc
trzeba jakoś to godzić. Najtrudniejsze są okresy, kiedy w polu jest sporo do
zrobienia. Momentami należy trochę improwizować, ale nie narzekam. W domu często
bywam nieobecny, ale to też nie jest tak, że ciągle mnie nie ma. Na pewno daję
radę uczestniczyć w naszym rodzinnym życiu. W ciągu dnia staram się też jak
najczęściej tam zaglądać, żeby chociaż trochę porozmawiać czy zjeść wspólnie
posiłek. Wiadomo jednak, że myśli często uciekają do spraw żużlowych, bo mimo
wszystko to leży gdzieś na sercu. W wolnej chwili trudno się całkowicie od tego
odciąć, choć oczywiście trzeba dawać sobie czas na wytchnienie.
Jak bardzo po tej wieloletniej przerwie zmienił się Pan jako trener? Czy
wcześniejsza praca na tej pozycji pozwoliła wyciągnąć jakieś wnioski, które
sprawiają, że teraz podchodzi Pan do tego trochę inaczej?
Na pewno zdystansowałem się do tej funkcji. Kiedyś miałem w sobie znacznie mniej
pokory, a teraz jej nabrałem. Moje ambicje przestały przysłaniać mi mnóstwo
istotnych kwestii. Na wiele spraw patrzę w zupełnie inny sposób. W tej chwili
skupiam się na tym, aby przekazywać wszystko w znacznie bardziej przystępnej
formie. Kiedyś przyjmowałem wiele rzeczy za pewnik i nie do końca tłumaczyłem
to, co dla mnie wydawało się oczywiste. Nie przykładałem należytej wagi, aby
zostało to przyjęte ze zrozumieniem oraz akceptacją. Teraz takie zachowania już
raczej mi nie towarzyszą. Zacząłem znacznie bardziej dostrzegać drugiego
człowieka i potrafię określać, dlaczego robimy coś tak, a nie inaczej. Pewne
rzeczy być może przychodzą z wiekiem, albo po prostu to wszystko doszło do mnie
pod wpływem różnych przemyśleń czy doświadczeń. Sam nie wiem skąd to się wzięło,
ale czuję, że pod wieloma względami dojrzałem i rozwinąłem się jako człowiek.
Teraz to może okazywać się bardzo pomocne i działać na moją korzyść.
Przed laty był Pan trenerem w Gdańsku i Bydgoszczy, a teraz prowadzi Pan swoją
macierzystą drużynę. Z Pana perspektywy to duża różnica czy nie ma to wielkiego
znaczenia?
Dla mnie to ma ogromne znaczenie! Jestem stąd i mam przeświadczenie, że to jest
moja drużyna. Czuję się tu jak swój, a nie jak ktoś obcy. Nikt nie postrzega
mnie jak jakiegoś spadochroniarza, który nie wiadomo, dlaczego wylądował akurat
w tym miejscu. Jestem świadomy historii naszego klubu i potrafię bardziej poczuć
ten zespół. Widzę, że praca w takich okolicznościach bardzo mi sprzyja. Wiadomo,
że na moich barkach spoczywa spora odpowiedzialność, ale cały ten kontekst
wyzwala we mnie dodatkową motywację i skłania do jeszcze większego
zaangażowania. Mam wrażenie, że właśnie ta sytuacja pozwala mi pokazywać
wszystko, co najlepsze i prowadzi mnie do tego, żeby wyciskać z siebie jak
najwięcej.
Miniona zima zapewne wyglądała dla Pana zupełnie inaczej niż w ostatnich latach.
Po raz pierwszy od długiego czasu przeżywał ją Pan ze świadomością, że za rogiem
czai się nowy sezon żużlowy, który całkowicie Pana pochłonie.
Wbrew pozorom to był bardzo intensywny okres. Tak naprawdę trochę odpoczynku
było jedynie podczas świąt Bożego Narodzenia czy ferii zimowych, a poza tym
uwaga cały czas kierowała się w stronę najróżniejszych żużlowych tematów. Wiele
spraw trzeba było dopiąć, żeby być jak najlepiej przygotowanym do rozgrywek.
Nawet nie wiem, kiedy przeleciała cała ta zima. Z mojej perspektywy było to
bardzo szybko. Sporo czasu poświęcaliśmy na dalsze prace kosmetyczne związane z
naszym torem. W miarę możliwości staraliśmy się naprawiać i dopieszczać
nawierzchnię na Motoarenie. W tym aspekcie wiele musieliśmy poprawić.
Utrzymywałem również stały kontakt z zawodnikami i towarzyszyłem im w niektórych
treningach. Mieliśmy też różnego rodzaju spotkania o charakterze
integracyjno-organizacyjnym, przy okazji których mogliśmy wzmacniać ducha
naszego zespołu oraz omawiać wszelkie istotne kwestie. Zwieńczeniem przerwy
międzysezonowej był dla nas obóz w Hiszpanii, gdzie przez kilka dni mogliśmy
pobyć wyłącznie w swoim towarzystwie i raczyć się różnymi aktywnościami, wśród
których dominowała jazda na rowerze. Ten wspólny czas tylko utwierdził nas w
przekonaniu, że jesteśmy prawdziwym zespołem, który w pełni koncentruje się na
zadaniu i radośnie oczekuje wyjazdu na tor. Mam wrażenie, że na etapie
przygotowań do sezonu zrobiliśmy wszystko, co tylko powinniśmy zrobić. Nie
powiedziałbym, że coś można było wykonać lepiej, bo zrealizowaliśmy nasz plan w
stu procentach. Teraz pozostaje wierzyć, że to przyniesie efekty i przyczyni się
do osiągnięcia korzystniejszego wyniku niż przed rokiem.
Jak podoba się Panu tegoroczna drużyna? Myśli Pan, że to będzie ten zespół, z
którym uda się zdziałać coś więcej niż w minionym sezonie? Na pewno nie
jesteście stawiani w roli zdecydowanego faworyta rozgrywek, ale jednocześnie
wymienia się Was w gronie drużyn, które mogą walczyć o medale.
Ja wierzę w ten zespół. Gdyby tak nie było, to raczej nie powinienem być jego
trenerem. Personalnie niewiele się zmieniło, co postrzegam jako sporą wartość.
Jestem bardzo zadowolony, że Robert Lambert, Patryk Dudek i Paweł Przedpełski
zostali z nami. W tym sezonie do jazdy może wrócić Emil Sajfutdinow, który na
pewno będzie stanowił dla nas potężne wzmocnienie. Ja jednak nie postrzegam go
jako nowego zawodnika w naszych szeregach. On przecież już przed rokiem
uczestniczył w życiu naszej drużyny i chociaż na torze nie mógł się pojawić, to
stał się jej częścią. Tak naprawdę jedynym nowym ogniwem w składzie jest Wiktor
Lampart, który z dobrym skutkiem powinien zabezpieczyć nam pozycję U24. Jego
wejście do zespołu przebiegło bardzo sprawnie, więc śmiało mogę powiedzieć, że
on już jest jednym z nas. Wszyscy cieszymy się z jego obecności i zamierzamy
wspierać go tak bardzo, jak tylko będziemy mogli. Wiadomo, że on staje przed
niemałym wyzwaniem, bo pierwszy raz od wielu lat zmienia klub, a na dodatek
wchodzi w wiek seniora, ale wierzymy, że sobie z tym poradzi. Na pewno mamy
seniorów z najwyższej półki, a do tego dochodzą juniorzy, którzy co prawda mają
przed sobą jeszcze wiele pracy, ale dają nadzieje na korzystne wyniki. Jak dla
mnie, to wszystko wygląda bardzo obiecująco. Uważam, że wszyscy są zdolni do
tego, żeby się rozwijać, stopniowo dochodzić do coraz wyższej formy, a następnie
utrzymywać dobrą dyspozycję. Myślę, że mamy warunki do tego, żeby osiągnąć cele,
które po cichu sobie wyznaczyliśmy. Znamy swoją wartość i spróbujemy ją
potwierdzić. To jest drużyna z potencjałem, która przez cały sezon na pewno
będzie dzielnie walczyła o swoje.
Atmosfera w zespole będzie sprzyjała osiąganiu korzystnych wyników?
Nie docierają do mnie żadne sygnały, żeby pod tym względem coś było nie tak.
Gdyby cokolwiek było na rzeczy, to z pewnością bym o tym wiedział. To nie jest
tak, że my czekamy na jakiś wybuch, tylko na bieżąco rozmawiamy i wszystko sobie
tłumaczymy. Na ten moment dogadujemy się bardzo dobrze, jesteśmy na siebie
otwarci i nie mamy problemów, żeby przebywać w swoim towarzystwie. Nie brakuje
między nami wymiany informacji oraz wzajemnego zrozumienia. Jesteśmy wobec
siebie szczerzy, bo zdajemy sobie sprawę, że kłamstwo ma krótkie nogi. Mnie
osobiście każdy z tych chłopaków bardzo odpowiada charakterem oraz tym, co
prezentuje na torze i poza torem. Myślę, że teraz nasze relacje będą wyglądały
jeszcze lepiej niż przed rokiem, bo wystarczająco się poznaliśmy i zbudowaliśmy
solidne fundamenty, na których możemy się opierać. Śmiało mogę powiedzieć, że w
naszej drużynie mamy do czynienia z najwyższym poziomem komunikacji, wzajemnego
szacunku oraz uczciwości. Z mojej perspektywy wygląda to naprawdę dobrze.
Jesteście zespołem, który bardzo szybko wyjechał na tor po zimowej przerwie.
Myśli Pan, że to może zaprocentować?
Mamy takie warunki, dzięki którym możemy wcześnie rozpocząć treningi na torze,
więc z tego korzystamy. Niektórzy zapewne zrobią z tego większy użytek, a inni
trochę mniejszy. Chcielibyśmy mieć dzięki temu jak największą przewagę, ale nie
ma na to żadnej reguły. Najważniejsze, żeby dawać zawodnikom możliwość jak
najszybszego wchodzenia na jak najwyższe obroty. Wiadomo, że najpierw chodzi o
to, żeby odpowiednio poczuć się na motocyklu, a dopiero potem przechodzi się do
poszukiwania jak najlepszych rozwiązań sprzętowych. Warto jednak pamiętać, że
jeden potrzebuje na to dwóch czy trzech treningów, drugi dziesięciu, a trzeci
może przez pół sezonu dochodzić do optymalnej formy.
Przed sezonem odjechaliście sparingi z mocnymi rywalami, bo były to drużyny z
Lublina i Częstochowy, które są wskazywane jako kandydaci do czołowych lokat.
Jak bardzo skorzystaliście na tym rozwiązaniu?
Myślę, że te mecze mocno pootwierały nam oczy na niektóre kwestie. Dzięki nim
szybciej zdaliśmy sobie sprawę, jakie problemy trapią nas u progu rozgrywek i
nad czym w szczególności powinniśmy popracować. Efekt był taki, że do pierwszego
meczu ligowego przystępowaliśmy w jakimś stopniu lepiej przygotowani niż
bylibyśmy bez tych spotkań kontrolnych. Ja jestem zwolennikiem sparingów z
wymagającymi przeciwnikami, bo na ich tle wszystko znacznie lepiej się
uwidacznia. W przypadku słabszego rywala mógłby być z tym problem. Zależy nam
przecież, żeby dowiedzieć się, w jakim miejscu mniej więcej się znajdujemy i co
musimy dopracować.
Toruńscy zawodnicy nie zawsze pokazywali się z dobrej strony w przedsezonowych
zawodach. Zaczęły nawet pojawiać się głosy, że ich dyspozycja może być sporym
problemem dla Apatora. Czy w Panu też rodziły się jakieś obawy?
Ja uważam, że w takich sytuacjach należy zachować przede wszystkim spokój. Nie
można ulegać emocjom związanym z jakimiś publikacjami czy głosami z zewnątrz. My
jesteśmy w tym od środka i wiemy, jaki jest żużel. Niekiedy ten sprzęt bywa
problematyczny i potrafi zaskakiwać. Czasami trudno doregulować go w taki
sposób, aby wydobyć z niego wszystko, czego aktualnie potrzeba. Nie zawsze od
razu udaje się ze wszystkim trafić. Wszelkiego rodzaju turnieje przed sezonem są
między innymi po to, żeby szukać i weryfikować, jak wiele nam jeszcze brakuje do
optymalnej dyspozycji. Na ich podstawie przeważnie nie warto wyciągać daleko
idących wniosków. Zdajemy sobie sprawę, jakich zawodników posiadamy w drużynie,
więc byliśmy przekonani, że oni wiedzą co mają robić i stopniowo będą dochodzić
do swojego poziomu.
Zauważyłem, że od początku Waszych przedsezonowych jazd bardzo blisko drużyny
znajduje się Jan Ząbik. Dla Pana to pewnie wielka sprawa.
Oj tak, na pewno ma to duże znaczenie. To jest człowiek, który od zawsze stanowi
dla mnie wzór do naśladowania. To właśnie pod jego skrzydłami oraz Ryszarda
Neunerta, którego nie potrafiłbym pominąć, rozpoczynałem swoją przygodę z
żużlem. Myślę, że Pan Jan wiele wnosi swoją obecnością. Świadomość, że ktoś taki
znajduje się tuż obok nas należy postrzegać jako olbrzymią wartość. Zawsze można
z nim porozmawiać i posłuchać jego zdania na określony temat. Na każdym kroku
czujemy jego wsparcie w różnego rodzaju projektach czy przedsięwzięciach. Pan
Jan potrafi załatwiać takie sprawy, które dla wielu z nas byłyby nie do
załatwienia. Bardzo się cieszę, że nadal jest w świetnej formie i może być z
nami, bo bez niego byłoby znacznie trudniej.
Pierwszy mecz ligowy w tym sezonie macie już za sobą. Na inaugurację
pokonaliście przed własną publicznością ebut.pl Stal Gorzów 47:43. Zwycięstwo na
pewno mogło być trochę wyższe, bo w pewnym momencie prowadziliście już ośmioma
punktami, ale w końcówce rywale odrobili parę oczek i do ostatniego biegu
walczyli nawet o remis. Jakie ma Pan odczucia po tym spotkaniu, biorąc pod
uwagę, że gorzowianie raczej nie są postrzegani jako jedna z najmocniejszych
drużyn w tegorocznej PGE Ekstralidze?
Na pewno nie był to wymarzony start rozgrywek, ale najważniejsze są punkty do
tabeli. Myślę, że sytuacja jest rozwojowa. Każdy z zawodników dysponuje jeszcze
sporym zapasem, który stopniowo powinien się uwalniać. Widzieliśmy, że
praktycznie u wszystkich były takie biegi, z których można było być naprawdę
zadowolonym, ale też takie, które nadawały się do poprawki. Musimy nabrać trochę
więcej regularności, ale pamiętajmy, że to jest początek sezonu i wszyscy
dopiero się rozjeżdżają. Warto uzbroić się w cierpliwość i dać sobie trochę
czasu, żeby to wszystko zaczęło działać tak jak powinno. Mamy już całkiem niezłą
bazę, ale jeszcze trochę musimy popracować.
W drugiej kolejce mieliście udać się do Krosna, ale ten mecz został przełożony
na późniejszy termin. To oznacza, że kolejne spotkanie znowu odjedziecie na
własnym torze. Tym razem Waszym rywalem będzie Betard Sparta Wrocław, a więc
jeden z faworytów ligi. Dla Was to pewnie będzie poważny sprawdzian, który
porządnie zweryfikuje Waszą formę.
Jedziemy u siebie, więc musimy zrobić wszystko, żeby wygrać. Najważniejsze,
żebyśmy popełnili mniej błędów niż rywale. Wiemy jakim składem dysponują
Spartanie, więc zapewne trzeba będzie mocno gryźć ten tor, żeby dwa punkty
zostały w Toruniu. Na pewno zrobimy co w naszej mocy, aby tak się stało.
Wiadomo, że na tym etapie sezonu nie znamy jeszcze pełnego potencjału
poszczególnych drużyn, więc nie możemy jakoś szczególnie się napinać czy
szykować. Musimy iść swoim rytmem i skupić się na pracy, którą mamy do
wykonania.
Rozmawiał
Karol Śliwiński
Niestety
w trakcie sezonu okazało się, że drużyna męczy się z kolejnymi rywalami i choć
cały czas była w grze o play-off, to był to raczej efekt jeszcze gorszej postawy
Grudziądza i Krosna. Nie było to jednak winą trenera, bowiem bez formy był
Paweł Przedpełski,
zaplecze sprzętowe Patryka Dudka
było ponurą porażką, a juniorzy można napisać tradycyjnie nie należeli nawet do
ligowych średniaków. Tym samym Apator na własne życzenie przegrywał i z każdym
meczem komplikował swoją sytuację w
tabeli. Jednak nikt inny tylko sami zawodnicy zgotowali sobie ten los. Ponadto
ciągle toczyły się dyskusje na temat toruńskiego toru, który nie należał do najłatwiejszych. Zawodnicy
nie tylko przyjezdni, ale również miejscowi mieli problemy
szczególnie na wyjściu z pierwszego łuku. Kulminacja tych niedogodności
nastąpiła po ósmej kolejce rundy zasadniczej, kiedy to zastrzeżenia
względem toruńskiej nawierzchni doprowadziły do wszczęcia postępowania przez Komisję
Orzekającą Ligi, która oceniła, że nawierzchnia "nie zapewniała płynnej jazdy i
możliwości wyprzedzania na całej długości i szerokości". Z kolei na wyjściu z
pierwszego łuku "z powodu tworzących się kolein i nierówności zanotowano upadki
zawodników". W związku z tym Komisja Orzekająca Ligi nałożyła kary na
toromistrza i kierownika zawodów za niewłaściwe wykonywanie swoich obowiązków w
postaci zawieszenia (w obu przypadkach) na miesiąc w zawieszeniu na sześć
miesięcy. Ponadto toruński klub jako organizatora zawodów, za niewłaściwe wykonywanie obowiązków otrzymał karę
pieniężną w wysokości 50.000 zł w zawieszeniu na okres sześciu miesięcy.
Najbardziej dotkliwe konsekwencje spadły jednak na trenera, który za niewłaściwe
wykonywanie obowiązków otrzymał karę bezwzględnego zawieszenia na miesiąc.
Decyzja ta oznaczała, że Robert nie mógł prowadzić toruńskiego
zespołu w meczach Ekstraligi i klub z Grodu Kopernika zmuszony był znaleźć
zastępstwo za pięćdziesięciodwulatka. Na
tej pozycji wielu widziało Tomasza Zielińskiego, ale ostatecznie władze klubu
postawiły na siedemdziesięciosiedmioletnią legendę klubu -
Jana Ząbika: "Pan Jan Ząbik jest praktycznie na każdym treningu i meczu
naszej drużyny, więc taka decyzja nie powinna być szczególnym zaskoczeniem. Ma
gigantyczne doświadczenie, a zawodnicy bardzo go szanują. Bardzo się cieszymy,
że zgodził się na naszą propozycję - mówiła prezes Apatora -
Ilona Termińska.
Niestety po zawieszeniu Rober nie powrócił do zespołu, bowiem za porozumieniem
stron rozstał się w przyjacielskiej atmosferze z toruńskim klubem, a jego
obowiązki do końca sezonu przejął Jan Ząbik.
Ostatecznie Apator w sezonie 2023 wywalczył brązowy medal, który jako prowadzący
zespół odebrał Jan Ząbik, jednak należało pamiętać, że medalu by nie było, gdyby
drużyna pod wodzą Sawki nie wygrała z Gorzowem, Grudziądzem i Lublinem.
Podsumowując dwa lata trenerskiej pracy Roberta w Toruniu trudno doszukiwać
się błędów. Odpowiadał on za pierwszą drużynę, a ta na skutek różnych
perturbacji, na które trener nie miał wpływu (zawieszenie Emila) lub miał wpływ
niewielki (niedyspozycja sprzętowa zawodników) nie zawsze spełniała pokładane w
niej nadzieje. Jedyny błąd jaki popełnił Sawina to niefortunne oddanie się do
dyspozycji zarządu po dwóch przegranych ze Spartą
Wrocław i Wilkami Krosno: "Mówiłem w
klubie, że jeżeli jeden z tych meczów przegramy, to oddaję się do dyspozycji
zarządu. Wiadomo, że jeżeli w takiej sytuacji ktoś zarzuca mi, że nie jest tak
jak być powinno, bo takie głosy w mediach można usłyszeć, to na pewno będę
próbował, żeby ten zespół znalazł kogoś lepszego ode mnie". Znalazł się
wówczas w ogniu krytyki. Zaczęto rozliczać go za pojedyncze mecze, ustawienia
meczowe zawodników i rotowanie numerami startowymi.
Robert podjął próbę polemiki z tymi opiniami, ale nie miało to większego sensu i
wykazał dużą odwagę rezygnując z prowadzenia drużyny, bowiem widział, że ta pod
wodzą Jana Ząbika radzi sobie doskonale, a dobro drużyny cały czas było dla
Niego najważniejsze.
Osiągnięcia
1990/1; 1991/2; 1992/2; 1993/3; 2001/2; 2003/2; 2005/2; 2006/3 | |
1989/2; 1990/1; 1992/1 | |
DPP | 1993/1; 1994/4 |
IMP | 1992/3; 1993/11; 1994/5; 1995/4; 1996/16; 1999/7; 2001/2; 2002/14 |
MIMP | 1989/15; 1990/5; 1991/3; 1992/2 |
MPPK | 1989/7; 1991/3; 1992/3; 1996/2; 1997/7; 2001/1; 2002/2; 2005/2 |
MMPPK | 1990/1; 1991/1; 1992/1 |
BK | 1989/4; 1990/7 |
SK | 1991/3; 1992/3 |
ZK | 1990/12; 1991/5; 1996/8; 1997/R; 1999/2; 2000/4; 2001/2; 2002/4; 2005/9 |
IMŚJ | 1992/15 |
KPE | 2002/3 |
Kluby w lidze polskiej
zawiesił karierę | ||||||||
1987- -1993 |
1994- -1995 |
1996- -1999 |
2000- -2001 |
2002- -2003 |
2004 |
2005- -2006 |
2007- -2009 |
2010 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
Średnia biegowa |
Miejsce w ligowym rankingu |
1987 | 1 | 3 | 1 | - | 0,333 | - |
1988 | 1 | 1 | 1 | - | 1,000 | 92 |
1989 | 14 | 34 | 30 | 6 | 1,059 | 61 |
1990 | 20 | 86 | 137 | 16 | 1,779 | 26 |
1991 | 14 | 66 | 99 | 18 | 1,772 | 25 |
1992 | 18 | 82 | 129 | 23 | 1,854 | 37 |
1993 | 18 | 71 | 102 | 11 | 1,592 | 44 |
2002 | 15 | 72 | 115 | 18 | 1,847 | 20 |
2003 | 16 | 59 | 62 | 6 | 1,153 | 45 |
Zdjęcia zostały nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami