BARON Piotr

Urodzony w 5 luty 1974 roku.

Od najmłodszych lat zdradzał predyspozycje sportowe, a najbliżej mu było do motocykli. Jak sam wspomniał w jednym z wywiadów, szybciej zaczął sobie radzić z operowaniem manetką gazu, niż znajomością alfabetu. Nic dziwnego, że wielu widziało go rozwijającego się w sportach motorowych. On sam jedna miał początkowo inny plan na swoje życie. Chciał być sportowcem, ale wszystkie drogi prowadziły go do Pomorzanina Toruń. Chciał być, jak Henryk Gruth, Jerzy Potz czy też Walery Ziętara. Ostatecznie w 1990 roku trafił do Apatora i już na początku swej kariery wykazywał się niebywałym talentem do jazdy w lewo, co dostrzegli kibice i czytelnicy Tygodnika Żużlowego oddając na Niego głosy w pierwszej edycji Plebiscytu na najlepszego sportowca wśród juniorów w roku 1990. Zdobywając ten pierwszy żużlowy tytuł championa wyprzedził wówczas wielu świetnych w tamtym czasie zawodników.

Kibice, którzy odwiedzali toruński stadion przy ulicy Broniewskiego w Toruniu, mówili o wielkim talencie, który zawłaszczy owalne areny na miarę Rosego czy Żabiałowicza. Piotr miał dodatkowo szczęście, bowiem niebywałą sympatią darzył go trener Jan Ząbik, który poświęcał młodemu jeźdźcowi nadzwyczajną uwagę i traktował go jak przysłowiowe oczko w głowie. Wielu toruńskich fanów plotkowało, że zawodnik to przybrany syn toruńskiego trenera co było oczywiście nieprawdą. Faktem jednak pozostawało to, że tam gdzie pojawiał się trener, tam był i jego podopieczny.

Współpraca Piotra z Panem Janem nawiązała się w podtoruńskiej dzielnicy Kaszczorek, gdzie Ząbik prowadził ogrodnictwo, a nieopodal mieszkali i prowadzili sklep Zygfryd i Teresa Baronowie. Piotr z kolei uczęszczał do szkoły w Złotorii i zanim poznał alfabet już doskonale radził sobie na motocyklu, a w wieku ośmiu lat dosiadał już motocykla WSK. Dlatego dla zapalonego miłośnika dwóch kółek nie było innego wyjścia, jak trafić w wieku dwunastu lat do toruńskiej szkółki żużlowej. Piotr chciał co prawda rozwijać się sportowo w toruńskim "Pomorzaninie", ale na swej drodze spotkał właśnie Jana Ząbika, który przekonał go do Apatora i żużel wciągnął go bez pamięci. Oczywiście talent trzeba było oszlifować i zawodnik popełniał błędy, zaliczył mnóstwo upadków, a pierwszego dnia gdy dosiadł żużlowego rumaka jeździł przez osiem godzin.
Piotr Baron zawsze był pracowity nie tylko na torze, ale również na sali, na crossie, czy parkingu. Zawodnik szybko nabierał żużlowego rezonu i wieku piętnastu lat potrafił pokonać na treningu wielu bardziej doświadczonych kolegów. Niestety nie mógł jeszcze ubiegać się o licencję. Tymczasem rodzice Piotra przenieśli się na grudziądzki Strzemięcin, a niebawem nieopodal nich osiadł Jan Ząbik. Gdy w marcu 1990 roku młody zawodnik pojawił się na treningu grudziądzkiej szkółki, działacze i kibice zacierali ręce i liczyli, że to właśnie w ich barwach zawodnik przystąpi do "żużlowej matury". Tymczasem zawodnik bez problemu zdał żużlowy egzamin , ale został zgłoszony jako adept szkółki toruńskiego Apatora. Zadecydowało o tym kilka spraw. Apator był w najwyższej klasie rozgrywek i mógł walczyć o tytuł mistrzowski. Prezes toruńskiego klubu zapewnił zawodnikowi stabilność finansową, sponsorów, ale obiecał, że gdy zawodnik zechce zmienić klub nie będzie robił problemów.

W pierwszym sezonie startów zawodnik w lidze zaprezentował się ze zmiennym szczęściem, ale niezaprzeczalny był jego wkład w tytuł mistrzowski. Początkowo trener Stanisław Miedziński desygnował go do jednego - dwóch biegów w meczu, ale z czasem nieopierzony junior zaczął zdobywać coraz więcej punktów i zawładnął bez reszty sercami toruńskich kibiców. Odnosił też pierwsze sukcesy w rozgrywkach młodzieżowych. Awansował do finału Brązowego Kasku, a także z młodzieżową drużyną Apatora wywalczył tytuł MDMP. Najbardziej cieszyły go jednak zwycięstwa ligowe. Pierwsze zwycięstwo w lidzie odniósł w Gorzowie, podczas meczu rundy play-off wygranego przez Apator w stosunku 46-44. W meczu tym wygrał dwa biegi, ale jeden punkt zdobył dobiegając do mety ze zdefektowanym motocyklem, bowiem czwarty w tym biegu Piotr Paluch już na starcie został wykluczony za dotknięcie taśmy. Niestety defekt sprzętu był na tyle poważny, że w kolejnych biegach nie miał na czym startować i z dorobkiem siedmiu punktów zakończył zawody, ale znacząco przyczynił się do tryumfu żużlowców z grodu Kopernika. Swoją doskonałą dyspozycję potwierdził w ostatniej ligowej odsłonie sezonu, zdobywając na lokalnym rywalu Polonii Bydgoszcz, aż dziewięć punktów, pokonując w ostatnim biegu późniejszego mistrza świata i polskiego multimedalistę Tomasza Golloba, zadając rywalom żużlowy nokaut.
W międzyczasie Piotr występował również w innych zawodach, głownie młodzieżowych. Największą sensację wzbudził jednak podczas jazd treningowych rozgrywanych z młodymi Szwedami, którzy gościli w Toruniu przez kilka dni. Na zakończenie pobytu juniorów spod znaku trzech koron, toruńska szkółka żużlowa zmierzyła się z rówieśnikami ze Skandynawii i zawodnicy rozegrali wspólny trening punktowany, a wielką niespodzianką było zwycięstwo Piotrka Barona, który zdobył 18 punktów. Co ciekawe w zawodach tych startował również Jacek Krzyżaniak i Krzysztof Kuczwalski, ale nie mieli oni szans z wyśmienicie dysponowanym szesnastolatkiem.

Niestety po roku startów w Toruniu Piotr postanowił zmienić klimat na grudziądzki. Podyktowane to było wspomnianą zmianą miejsca zamieszkania przez rodziców i trenera Jana Ząbika. Trener Aniołów objął posadę szkoleniowca w GKM-ie Grudziądz i pociągnął za sobą nieoszlifowany talent Barona, który pod jego okiem stawiał pierwsze żużlowe kroki. Jednak przygoda z drugoligowcem trwała również zaledwie rok i w 1992 roku zawodnik trafia do Sparty Wrocław z którą święci największe sukcesy. Po latach tak w jednym z wywiadów wspominał ten czas: "Miałem o tyle dużo szczęścia, że wszystko było tam bardzo w porządku. Poznałem wtedy mojego bardzo dobrego kolegę, Bodzia Spólnego, który był w tamtym czasie mechanikiem w klubie wraz z Andrzejem Krawczykiem i łatwiej było mi dzięki nim wsiąknąć w te środowisko. Wraz ze mną, z zewnątrz, przyszli też Darek Śledź i Wojtek Załuski, więc poprzez warsztat nie było źle, tylko można było wciągnąć się w środowisko. Zmiana miasta, to był trudny temat, bo jak człowiek przeniósł się z niezbyt dużego Grudziądza do Wrocławia, to było sporo problemów z poruszaniem się po mieście. Kwestia czasu i się przystosowałem. Przychodziłem jako młody człowiek i łatwiej było się zaaklimatyzować, gdybym był starszy, byłoby ciężej. Mieliśmy świetnego prezesa w tamtych czasach, pana Macieja Marcinkowskiego i on też bardzo się nami zajął, żebyśmy mieli wszystko, co potrzeba do uprawiania sportu. Co prawda na początku, gdy pojawiłem się w Sparcie mieliśmy jeden słabszy rok, a później były nasze bardzo dobre lata. Wtedy, gdy zespół pod wodzą Ryśka Nieścieruka był bardzo mocny i zwarty. Później drużynę objął też Romuald Łoś i byliśmy bardzo mocną ekipą. Później przyszły gorsze lata i ciężko było zespolić tę drużynę".

Piotrek bardzo szybko zapukał też do reprezentacji Polski i przebił się do międzynarodowej czołówki. Dwa razy zameldował się w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów - w 1993 i 1994 roku. Po latach nie ukrywał, że pierwszego finału szczególnie mocno żałuje, bo był w nim krok od zdobycia medalu. "Na początek tych zawodów wziąłem silnik, który miał być "samolotem". Tak mówił tuner Weiss. Po dwóch biegach odstawiłem go i wziąłem swój motocykl. I to była to dobra decyzja, bo trzy kolejne biegi kończyłem na pierwszej pozycji i zakończyłem turniej z dorobkiem dziesięciu oczek. Tyle samo na swoim koncie miał Rune Holta, więc był bój o brązowy medal. W nim górą był ówczesny Norweg. Złoto zgarnął Joe Screen, a srebro Mikael Karlsson" - opowiadał torunianin w jednym z wywiadów.
W tym samym sezonie bronił biało-czerwonych barw z Tomaszem Gollobem i Piotrem Świstem w finale Mistrzostw Świata Par. Dwie pierwsze serie turnieju w Vojens obejrzał w parku maszyn. Później zastępował Śwista, ale punktów zdobyć się nie udało. Sam Gollob wykręcił ich piętnaście, ale to było za mało, by wywalczyć medal.

Wracając na krajowe tory w żółto-czerwonych barwach startuje nieprzerwanie do roku 1999. W tym czasie odnosi wiele kontuzji które hamują rozwój sportowej kariery: "Każdy chce być jak najlepszy, ja tego również oczekiwałem. Dzisiaj patrząc z perspektywy czasu, moją karierę przede wszystkim zupełnie inaczej bym poukładał. Początkowo zbudowałbym mu doskonały team, zadbał o mechaników, bo pod względem technicznym całkiem nieźle sobie radziłem. Wiele rzeczy zrobiłem źle, których dziś bym nie zrobił, ale czasu nie cofnę. Byliśmy półamatorami, a trzeba było pracować nad teamami, szukać najlepszych mechaników i tunerów po świecie, nie trzymając się jednego. Zaznaczam jednak, że niczego nie żałuję. Przeżyłem świetne chwile i mam niejednego bardzo dobrego kumpla w żużlu. Tak naprawdę niczego nie chciałbym zmienić. Uważam natomiast, że kontuzje, które mnie spotkały, zabrały mi dużo zdrowia i dużo odwagi. Cóż, ja jedenaście lat z rzędu miałem kontuzje, w większości były one poważne. Po kilku latach przydarzyło się złamanie uda i to był czas, gdy zupełnie mnie to zatrzymało. Ciężej w tamtych czasach było o sponsorów, by podciągnąć się finansowo i mieć dostęp do sprzętu. W tamtych czasach nam tego zabrakło. Dzisiaj są tory wygłaskane, prawie asfaltowe. Tamten żużel był dużo lepszy niż w tej chwili i człowiek mógł naprawdę pokazać co potrafi na selektywnych torach. Liczyły się umiejętności, kunszt i technika jazdy, a nie bardzo dobry silnik jak teraz, co ma bardzo dobry wpływ na sport. Dzisiaj żaden mecz ligowy nie odbyłby się na takich torach, jak kiedyś. Do tego dziś zmieniły się warunki jazdy - są bandy dmuchane, bandy absorbujące. To zupełnie inna bajka. Wtedy upadki były bardziej bolesne i kontuzjogenne. Jedni mieli więcej inni mniej szczęścia w karierze, ale niejednego zawodnika to dotknęło. Również mnie i to był mój spory problem. W tamtych czasach człowiek myślał, że jest zawodowcem, ale jak patrzy się na dzisiejszych zawodników, to zawodowstwo nie było takie, jak sądziliśmy. To mogło mieć też wpływ na to, że dalsza część życia sportowego została zwolniona".

W roku 2000 po kolejnej kontuzji nie mogąc przebić się z formą do podstawowego składu WTS-u powraca na rok do Grudziądza, po czym tradycyjnie na rok  trafia do TŻ Opole, by ostatecznie ponownie wystartować we Wrocławiu. Od roku 2002 zawodnik pojawia się w zawodach sporadycznie, a w zasadzie tylko po to aby nie stracić licencji. Nie pożegnał się jednak z kibicami bowiem z powodzeniem komentował mecze polskiej ligi żużlowej na antenie sportowych kanałów transmitujących żużel, ponadto zajął się handlem obuwiem i częściami motoryzacyjnymi.

W roku 2011 toruński wychowanek powrócił do speedwaya w roli coacha drużyny wrocławskiej i jak wielu słusznie zauważyło w nowej roli były wrocławski rider sprawdził się znakomicie. W roku 2013 potrafił poskładać drużynę, która w przedsezonowych opiniach skazywana była na degradację do niższej ligi. Jednak Piotr Baron bez wielkich nazwisk w składzie potrafił wskrzesić ducha drużyny walczącej co prawda o utrzymanie ekstraligowego bytu, ale niejednokrotnie ambitnie mieszał plany najlepszym ligowym teamom. Trzeba jednak przyznać, że Piotr miał sporo szczęścia w przedsezonowym doborze zawodników, bowiem zakontraktowani we Wrocławiu jeźdźcy w trakcie sezonu czynili olbrzymi sportowy krok do przodu, a największy poczynił Tai Woffinden, który ze średniej klasy obcokrajowca wyrósł na indywidualnego mistrza świata. W roku 2014 "Woffy" powtórzył swój mistrzowski sukces i po raz drugi został IMŚ, a Sparta Piotra Barona walczyła w wielkim finale z Unią Leszno, zdobywając srebrny medal, co było ogromnym sukcesem zespołu i Piotra Barona, który na zakończenie sezonu został wybrany najlepszym trenerem/menadżerem zespołu i na gali Ekstraligi otrzymał "złotego Szczakiela" w tej kategorii.

Niestety w roku 2016 po nieudanym półfinale ze Stalą Gorzów, gdy na poznańskim torze, który podczas remontu wrocławskiego obiektu był domowym torem Spartan, ekipa Piotra Barona przegrała 20 punktami, klubowe władze podziękowały toruńskiemu wychowankowi za współpracę. Piotr jednak z klasą pożegnał się z kibicami pisząc: "Kochani Kibice Betard Sparty! Przeżyliśmy wspólnie sześć ostatnich lat, pięknych lat. No, prawie sześć, bo moja misja w klubie właśnie dobiegła końca. Świetnie wiecie, że najpiękniejszy czas swojej zawodniczej kariery spędziłem właśnie we Wrocławiu. I wierzcie mi, że równie miło będę wspominał okres, w którym miałem przyjemność prowadzić nasz zespół. Kapitalne chwile, kapitalne wspomnienia, być może na bardziej zapadające w pamięć już sobie nigdy nie zapracuję… Chociaż pracą nigdy się nie brzydziłem i myślę, że tak pozostanie. Z chłopakami z drużyny pewnie wielokrotnie będę miał jeszcze okazję rozmawiać, natomiast w tym miejscu chciałbym podziękować Wam, Kibicom. Za to, że byliście zawsze z nami i ze mną. Że byliście dumni po zwycięstwach i wierni po porażkach. Że razem tworzyliśmy zgraną ekipę. Dziękuję za życzliwość, którą z Waszej strony zawsze czułem. Za dobro, które od Was otrzymywałem. Mam nadzieję - do zobaczenia na stadionach, bo przecież żużel od zawsze noszę w serduchu. Was, i Klub, również!
Raz jeszcze dzięki, Piotrek Baron".

Uznany trener nie czekał zbyt długo na oferty pracy i trafił do Unii Leszno z którą ponownie sięgnął po złote medale DMP, a okres dotychczasowej pracy trenerskiej podsumował słowami: "Bycie zawodnikiem nauczyło mnie dużo pokory i pozwoliło zrozumieć ten sport. To doświadczenie, jakie dały mi kontuzje też dużo pomaga mi w pracy. Życie jednak pokierowało mnie tak, że po skończonej karierze szybko rozpocząłem pracę jako trener we Wrocławiu. Moja reakcja na propozycję była taka, że nie mam nic do stracenia i pomyślałem, że warto spróbować chociaż na kilka miesięcy, bo liczyłem się z tym, że mogę zostać zwolniony po miesiącu, dwóch czy trzech, taka jest rola menedżera. Miałem jednak sporo szczęścia, trafiłem na świetnych zawodników, z którymi dobrze mi się pracowało. Ja w ogóle mam szczęście do żużlowców i dlatego ta praca sprawia mi przyjemność, to oni mi ją dają. Dodatkowo jako zawodnik pracowałem z naprawdę dobrymi trenerami - Ryśkiem Nieścierukiem, który był oazą spokoju, Markiem Cieślakiem, od którego można było się wiele nauczyć czy Janem Ząbikiem, który potrafił świetnie sprzedać technikę jazdy i żaden z nich nigdy nie przeszkadzał zawodnikom, pozwalając robić im rzeczy ważne. Ja staram się podchodzić podobnie do rzeczy, chociaż nie powiem, że kogoś jednego szczególnie naśladuję w pracy. Spotkałem wielu świetnych ludzi. Wymieniona trójka, to moje największe autorytety w tym sporcie, ale nie pomijam innych, z którymi współpracowałem i chciałem się od nich wiele nauczyć. Jak spotyka się wielu świetnych ludzi z ogromnym doświadczeniem jak Zenek Plech, można się od wielu nauczyć. Staram się pomóc tym chłopakom - jednym, żeby podszkolić sztukę techniki jazdy na motocyklu, innym poprzez czytanie zawodników w parkingu. Dużo mówi się o technice, taktyce i zmianach w trakcie meczu, a ja myślę, że to łut szczęścia i kwestia czy dany zawodnik da radę to zrobić czy nie i armaty, którymi można to wykonać na torze. Ważne jest przeczytanie zawodnika i zobaczenie na co go w danym momencie stać".

Osiągnięcia

DMP

1990/1; 1993/1; 1994/1; 1995/1; 2002/3

MDMP

1990/1; 1991/2; 1992/3; 1993/3
DPP 1995/1; 1996/3; 1998/3
IMP 1992/6; 1993/6; 1999/9
MIMP 1991/8; 1992/5; 1993/7; 1994/4; 1995/9
MPPK 1994/4; 1995/2
MMPPK 1991//5; 1993/5
BK 1990/11; 1992/2; 1993/1
SK 1994/1
ZK 1992/12; 1994/9
IMŚJ 1993/4; 1994/9
MŚP 1993/5

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
1990 10 27 29 5 1,259 -

Zdjęcia zostały nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt