Zmiany regulaminowe
Kontrakty
Przygotowania do sezonu
Rywalizacja - DMP

Wyniki - DMP
Wyniki - U24
Rozgrywki pozaligowe

Kadra Apatora

Tabela - DMP
Tabela - U 24

Statystyka i Regulaminy

miniżużel w Toruniu

Kapitan Nowa twarz Powrót do ścigania

ZMIANY REGULAMINOWE W SEZONIE 2023góra strony


Przed sezonem 2023 nie przeprowadzono spektakularnych zmian regulaminowych, a jedynie kosmetyczne zmiany miały uciąć od kilku lat niekończące się spory dotyczące "kradzieży" momentu startowego, bowiem sędziowie różnie traktowali podobne zachowania. Z pomocą arbitrom miał przyjść testowany w roku 2022 w niższych ligach automat zwalniający maszynę startową i sędzia miał mieć z głowy moment puszczenia taśmy. Początkowo zawodnicy skarżyli się na to, że muszą zbyt długo czekać na zwolnienie taśmy, jednak z czasem wyeliminowano ten problem i rozwiązanie znalazło kompleksowe zastosowanie we wszystkich ligach oraz imprezach indywidualnych w Polsce. Co ważne w procedurze startowej zastąpiony przez automat sędzia mógł w pełni skupić się na pozycji startowej zawodników i co ważne nie musiał przerywać wyścigu, by skarcić ostrzeżeniem za minimalne drgnięcia pod taśmą. Wprowadzono bowiem interpretację, w myśl której zawodnik nie mógł ruszać się w momencie samego startu, a nie jak dotychczas od momentu zapalanie światła. To miało upłynnić zawody, bo po zapaleniu zielonego światła zawodnik mógł się ruszać na starcie, a dopiero ruchy w momencie startowym oceniane były jako naganne.

Rozwiązanie problemu mikroruchów na starcie, to nie był jedyny przepis nad którym pochyliła się żużlowa centrala, bo postanowiono skończyć też z fikcją w kontraktowaniu zawodników i wprowadzono tzw. prekontrakty, czyli kontrakty przedwstępne, które kluby na trzech poziomach rywalizacji mogły od 15 czerwca podpisywać zarówno ze swoimi zawodnikami, jak również z reprezentantami innych klubów. Prekontaraky określały podstawowe obowiązki stron. Klub musiał w ciągu trzech dni zgłosić do organu zarządzającego danymi rozgrywkami podpisany dokument. GKSŻ oraz Ekstraliga wyszły tym samym naprzeciw oczekiwaniom całego środowiska żużlowego i ułatwiły prowadzenie oficjalnych rozmów. Kompletne oficjalne dokumenty przynależności klubowej mogły być jednak parafowane dopiero podczas właściwego okienka transferowego, a to nadal obowiązywało od 1 do 14 listopada.

Dodatkowo uznano, że wprowadzenie do meczowego składu zawodnika do lat 24 spełniło swoją rolę i w nowym sezonie przepis ten zaczął obowiązywać we wszystkich trzech polskich ligach żużlowych. Przepis dotyczący zawodnika do lat 24 uległ jednak małej modyfikacji, bo w Ekstralidze, 1 Lidze Żużlowej i 2 Lidze Żużlowej zawodnik U24 mógł być zaliczany do limitu polskich zawodników wymaganych regulaminem (w składach musiało być ich minimum dwóch z numerami 1-5 goście/9-13 gospodarze). Od nowego sezonu Taka zmiana oznacza, że w przypadku, gdy w składzie drużyny będzie jeden polski senior, a drugim zawodnikiem zgłoszonym zostanie zawodnik polski do 24 roku życia, rezerwowy zawodnik kategorii U23 będzie musiał również być Polakiem, jeśli drużyny będą chciały zastępować nim zawodnika U24 z podstawowego składu. Bez pozostały zasady funkcjonowania zawodników młodzieżowych w kategorii U21, bo Ekstralidze i 1 Lidze Żużlowej mogli nimi być jedynie polscy żużlowcy, w 2 Lidze Żużlowej dopuszczony do startu mógł być jeden junior zagraniczny U21. Ponadto zlikwidowano instytucję gościa w 2. Lidze Żużlowej.

Od roku 2023 drużyny mogły posiadać dwa komplety kevlarów. Jeden na mecze domowe i drugi na mecze wyjazdowe. Był to przepis czysto wizerunkowy i miał wpłynąć na:
- Rozpoznawalność i Wizerunek drużyny. Unikalny design lub kolorystyka miały wyróżnić zespół na tle rywali i przyciągać uwagę kibiców oraz mediów.
- Zwiększenie Zainteresowania reklamodawców, gdzie innowacyjny design lub wzory mogły zwiększyć zainteresowanie sportem żużlowym wśród osób spoza tradycyjnych kibiców.
- promowanie sportowego przesłania lub wartości drużyny, które mogły mieć wydźwięk tylko w danym mieście..
- kreowanie sezonowych limitowanych edycji kevlarów dla fanów, co mogło stworzyć dodatkowe zainteresowanie i przynieść dodatkowe źródła dochodu dla drużyny.
W Toruniu jednak nie podchwycono tego pomysłu i do rozgrywek For Nature Solutions KS Apator Toruń przystąpił w kevlarze z historycznym Aniołem na piersi i wyeksponowanym logo sponsora tytularnego.

Ponadto Ekstraliga wypracowała porozumienie z zagranicznymi federacjami w ramach powiększenia limitu lig, w których zawodnicy mogli startować zawodnicy startujący w Polsce w sezonie 2023. Dotychczas żużlowcy ze światowej czołówki musieli ograniczać się do wyboru tylko jednej drużyny, poza tą w Ekstralidze, a drugą mógł podpisać umowę dopiero w chwili zakończenia ligowych zmagań przez klub, w którym miał parafowany bazowy kontrakt. Finalnie żużlowcy musieli wybierać i Byli tacy, co postawili na brytyjską Premiership kosztem startów w Szwecji lub Danii. Nowe ustalenia zakładały, że na lata 2023-2025 zwiększono swobodę zawodników w zawieraniu kontraktów, a w negocjacjach brali udział przedstawiciele trzech krajów - Polski, Wielkiej Brytanii oraz Szwecji. Ustępstwo Ekstraligo spowodowało, że dla Polski w systemie speedway slot wygospodarowano nowy termin i od nowego sezonu PZM miał do własnej dyspozycji dostępny czwarty dzień tygodnia, jako datę rezerwową dla rozgrywek ligowych. W praktyce oznaczało to, że kluby mogły planować w te dni swoje mecze, ale jeśli będzie potrzeba przeprowadzenia spotkania w Polsce, to nasz kraj miał pierwszeństwo.

Rok 2023 należy też odnotować jako nową erę w sporcie żużlowym, bowiem w Czechach do rywalizacji zatwierdzono silniki elektryczne tzw. e-speedway. Jeszcze do niedawna żużel elektryczny wydawał się niemożliwy do realizacji, ale Czesi udowodnili, że intensywną pracą można zrobić wszystko, bo od wielu lat intensywnie pracowali nad elektrycznymi silnikami do motocykli żużlowych, które miały być przede wszystkim tańszą wersja standardowych silników. Nad wszystkim czuwali przede wszystkim działacze klubu z Liberca, a w gronie testujących znalazł się Ondrej Smetana, ale także i dwaj reprezentanci Polski - Daniel Kaczmarek oraz junior Maksymilian Pawełczak, który mówił: "Tak, maszyna ta nie ma sprzęgła, ale jeśli ktoś umie jeździć za pomocą samej manetki gazu, to bez problemu sobie poradzi. Ten nowy, e-speedway jest bardzo energiczny, czuły na każdy ruch manetką gazu". Plany czeskich działaczy zakładały organizację zawodów w e-speedwayu, ale nie doszły one do skutku "Spotkaliśmy się z przedstawicielami Autoclub of the Czech Republic i rozmawialiśmy na temat zasad zawodów na torach żużlowych motocyklami elektrycznymi. Około godzinne spotkanie dało nam wspólne porozumienia, co do rozwoju nowej dyscypliny" - mówił Veroslav Kollert, który był zaangażowany w cały projekt. Tym samym Czesi byli pierwszymi na świecie krajem, którzy umożliwił ściganie się ma żużlowy owalu z silnikami o napędzie elektrycznym. Czeski żużel wkroczył zatem w nową erę speedwaya.

Warto też podkreślić, że na spotkaniu przedstawicieli klubów Ekstraligi z prezesami spółki zarządzającej najlepszą żużlową ligą świata, został na nim poruszony temat finansów. Dotychczas kluby podpisywały z zawodnikami kontrakty nieprzekraczające kwoty pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt. Żużlowcy i tak mieli wyższe stawki, ale wynikały one z dodatkowych umów sponsorskich. Te jednak nie były objęte procesem licencyjnym. Zlikwidowano tym samym maksymalne stawki za podpis i punkt, a całość zobowiązań kontraktowych przechodziła od roku 2023 na klub. Prezesi mieli jednocześnie czas do 30 października na uregulowanie wszystkich płatności i realizację milionowych umów, by drużyna nie straciła licencję na starty w Ekstralidze. Co najmniej jeden z prezesów Ekstraligi chciał jednak zgody na płacenie po terminie, bez utraty licencji. Na to jednak nie było zgody i bo zawodnicy mogliby być oszukiwani i szantażowani przez kluby, bo w przeszłości zdarzało się, że działacze uzależniali wypłatę zaległych pieniędzy od podpisania kontraktu na kolejny sezon. W takiej sytuacji dopisywali zaległości do nowej umowy i szef Ekstraligi Wojciech Stępniewski jasno zakomunikował, że nie będzie żadnych regulacji pozwalających na płacenie zobowiązań po 30 października.
Wracając jednak do zniesienia maksymalnych stawek kontraktowych warto zaznaczyć, że zmiany te były pokłosiem wcześniejszych kontroli, w ramach której Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wziął pod lupę regulamin finansowy i dopatrzył się nieprawidłowości. Efektem tego było wręczenie Ekstralidze oraz PZM decyzji, w której stwierdził, że w ustalenia w zakresie maksymalnych stawek wynagrodzeń zawodników sportu żużlowego nie są konkurencyjne bo ograniczają klubom możliwości zawierania kontraktów z zawodnikami. Prezes UOKiK nałożył w tej sytuacji wysokie kary na PZM (2,9 mln zł) oraz Ekstraligę Żużlową (2,3 mln zł). Ekstraliga odniosła się do tego w stosownym komunikacie:
"W dniu 5 czerwca 2023 r. Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów doręczył spółce Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. z siedzibą w Bydgoszczy (EŻ) decyzję, w której stwierdził zawarcie przez Polski Związek Motorowy (PZM) oraz EŻ porozumienia w zakresie ustalenia maksymalnych stawek wynagrodzeń zawodników sportu żużlowego jako ograniczającego konkurencję polegającą na ograniczeniu klubom możliwości zawierania kontraktów z zawodnikami, w związku z czym nałożył na nich kary w wysokości 2,9 mln zł (PZM) i 2,3 mln zł (EŻ). Decyzja nie jest prawomocna.
W toku postępowania EŻ w pełni współpracowała z Prezesem Urzędu, każdorazowo odpowiadając w uzgodnionych terminach na wszelkie wezwania do udzielenia żądanych informacji i dokumentów.
EŻ kategorycznie nie zgadza się z decyzją i zarzutami stawianymi przez Prezesa UOKiK, w szczególności z zarzucanym im udziałem w porozumieniu ograniczającym konkurencję ani z wysokością nałożonych kar pieniężnych. Oceniając tę sprawę, Prezes UOKiK nie wziął pod uwagę ani specyfiki sportu (w tym sportu żużlowego) ani obowiązków i uprawnień związków sportowych w zakresie organizacji rozgrywek. Prezes UOKiK pominął także okoliczność, iż PZM jest nadzorowany przez Ministra Sportu i Turystyki, który to organ nie stwierdził nigdy żadnych uchybień w relacjach między PZM a EŻ. EŻ nie zawarła też porozumienia z PZM ograniczającego konkurencję pomiędzy klubami w zakresie kontraktowania zawodników, ponieważ liczba zawieranych kontraktów klubów z zawodnikami systematycznie rośnie. Zasady i stosunki relacji pomiędzy PZM i EŻ określa oficjalna umowa zawarta za zgodą Ministra Sportu i Turystyki. Jednocześnie należy podkreślić, że dzięki działaniom PZM, EŻ oraz klubów, rozgrywki ligowe rozwijają się dynamicznie, a przychody samych klubów uczestniczących w rozgrywkach wzrastają.
EŻ w terminie zaskarży decyzję Prezesa UOKiK wraz z karami do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (sąd I instancji). Następnie, od wyroku Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów stronie przysługuje również apelacja do Sądu Apelacyjnego w Warszawie (sąd II instancji).
W związku z wydaniem decyzji, aktualnie nie ma żadnego zagrożenia dla kondycji finansowej EŻ. Kary nałożone przez Prezesa UOKiK płatne będą dopiero po uprawomocnieniu się decyzji, tj. w razie ewentualnego niekorzystnego dla EŻ wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie i utrzymania przez ten sąd decyzji w mocy. To może nastąpić jednak dopiero w perspektywie kilku lat".

Całą sytuację skomentowała, była prezes rzeszowskiego żużla Marta Półtorak:
"Regulamin finansowy w polskim żużlu obowiązywał przez lata, ale czy mieliśmy do czynienia ze zmową cenową albo porozumieniem ograniczającym konkurencję? Nie jestem ekspertem, ale mam pewne wątpliwości. Z drugiej strony, gdy UOKiK wszczął postępowanie względem PZM i Ekstraligi Żużlowej, to nagle zrezygnowano z limitów finansowych. Skoro samo wszczęcie procedury przez prezesa UOKiK wystarczyło, to najwidoczniej działacze dostrzegli, że w regulaminie finansowym mogą znajdować się niedozwolone klauzule. Sytuacja dziwi mnie o tyle, że PZM czy Ekstraliga mają swoich doradców, prawników. Czy coś im umknęło? Nikt nie zwrócił im uwagi na niezgodność przepisów z prawem polskim i unijnym? Decyzja UOKiK jest zaskakująca, ale prawo jest prawem. Czy kara 2,9 mln zł dla PZM i 2,3 mln zł dla Ekstraligi Żużlowej jest wysoka? Tu znów trzeba się powołać na prawo. Ono zezwala na nałożenie kary w wysokości do 10 proc. obrotu przedsiębiorcy, zatem te liczby nie wzięły się z kosmosu.
Na pewno PZM i Ekstralidze Żużlowej można wytknąć brak konsekwencji, bo skoro oba podmioty twierdzą, że regulamin finansowy nie ograniczał swobody zawodników, to dlaczego z niego zrezygnowano? Może to była daleko idąca ostrożność w momencie, gdy UOKiK wszczął już dochodzenie. Na pewno trzymam kciuki za PZM i Ekstraligę Żużlową. Nawet gdyby sprawa trafiła do sądu, to nie chciałabym utrzymania kar dla obu podmiotów, choć łatwo nie będzie. Z drugiej strony, skoro Ekstraliga Żużlowa tak swobodnie nakłada kary na kluby, to mam nadzieję, że zweryfikuje swoje wydatki i budżety tak, że w razie konieczności zapłacenia ewentualnej kary, nie odbędzie się to kosztem klubów i wypłacanych im premii. To nie klubowi działacze ustalają przecież regulamin i nie one zawinili w tej sytuacji. Chociaż nie mam wątpliwości, że jeśli trzeba będzie zapłacić karę, to uderzy to przede wszystkim w kluby. Najgorsze jest to, że przez lata powtarzaliśmy, że regulamin finansowy w polskim żużlu jest fikcją, więc kary od UOKiK można było uniknąć. Wszyscy wiemy, że prezesi obchodzili przepisy, bo oferowali zawodnikom dodatkowe umowy sponsorskie. Mleko się rozlało i coś trzeba będzie zrobić, nawet jeśli sprawa może się ciągnąć przez kilka lat.
UOKiK przesadza też z niektórymi argumentami, chociażby tymi, że limity finansowe w polskim żużlu ograniczały zarobki żużlowców w innych krajach, bo były punktem odniesienia dla zagranicznych działaczy. To nie jest prawda i polskie stawki nie mają przełożenia na inne kraje. Najwidoczniej prezes UOKiK i podlegli mu urzędnicy nie znają specyfiki żużla. Kontrolowali całą sprawę ponad rok czasu i nie można mówić, że brakuje im wiedzy, ale organy kontrolne lubią często interpretować fakty na swoją korzyść. Wyobrażam sobie, że PZM i Ekstraliga Żużlowa w razie procesu sądowego sięgną po argument, że oprócz regulaminu finansowego, w klubach funkcjonowały dodatkowe umowy sponsorskie z zawodnikami i to one dyktowały prawdziwe stawki na rynku. To jest duży argument dla żużlowych działaczy, który może się obronić w sądzie. Umowy sponsorskie w polskim żużlu były nieograniczone. Wiemy, że najlepsi zawodnicy dostawali dzięki nim większe kwoty niż z regulaminowych kontraktów. Może UOKiK tego nie badał? Sąd będzie się musiał jednak nad tym pochylić i może stwierdzić, że dzięki takim umowom nie doszło do żadnego porozumienia ograniczającego konkurencję".

KONTRAKTY 2023góra strony


W Toruniu budowa składu na rok 2023 rozpoczęła się już w połowie sezonu 2022. Prezes Ilona Termińska wespół z Adamem Krużyńskim, bez zwolnionego jeszcze w trakcie sezonu Krzysztofa Gałańdziuka, w przeciwieństwie do innych ekstraligowych działaczy, nie zarzucała transferowej sieci na jeźdźców w innych klubach, ale skupiono się na zatrzymaniu najważniejszych zawodników stanowiących trzon zespołu w sezonie 2022.

Zanim jednak doszło do parafowania pierwszych umów podjęto decyzje kształcie formacji młodzieżowej w kolejnych latach. Dość szybko pożegnano się z Karolem Żupińskim, który w sześciu meczach zdobył zaledwie 1 punkt i w ramach wypożyczenia powrócił do pierwszoligowego Wybrzeża Gdańsk. Była to decyzja trudna, bowiem przez sezonem 2020 torunianie mocno walczyli o gdańskiego wychowanka, który był wymieniany jako jeden z najzdolniejszych polskich juniorów. Klub zapłacił za niego ponad 200 tysięcy złotych, a dodatkowo zagwarantował profesjonalny kontrakt. Transfer dość szybko okazał się niewypałem, bo żużlowiec nie poradził sobie w Ekstralidze. Ponadto, po pierwszym sezonie wyszło na jaw, że zawodnik zaniedbał przygotowanie fizyczne i przez znaczną część sezonu startował z kilkukilogramową nadwagą. Ostatnią deską ratunku miało być zeszłoroczne wypożyczenie do Wybrzeża, ale nawet w macierzystym klubie nie był w stanie nawiązać walki z rywalami. Gdańszczanie nie brali więc pod uwagę wypożyczenia go na kolejny sezon i zawodnik na sezon 2023 w ramach transferu definitywnego stał się jeźdźcem SpecHouse PSŻ Poznań. W Toruniu rozstanie z zawodnikiem odbyło się bez żalu, bo starty Karola Żupińskiego z Aniołem na plastronie oznaczały dla klubu wypłatę znacznych pieniędzy na przygotowanie do kolejnego sezonu, stąd transfer do Poznania był bezpłatny. Z kolei dla dwudziestolatka była to ostatnia szansa na zrobienie poważnej kariery, bo jeśli pod okiem trenera Tomasza Bajerskiego nie udowodni swojej wartości, to najprawdopodobniej rok 2023 będzie jego ostatnim na żużlowych torach.

Miejsce Karola do szóstej kolejki spotkań zajął Denis Zieliński, który pierwsze miniżużlowe kroki stawiał w Toruniu, ale licencję w klasie 500 ccm uzyskał jako zawodnik grudziądzki. Przed sezonem postanowił zamienić plastron z "Gołębiem" na "Anielski". Niestety również w jego przypadku sportowa dyspozycja nie przekonała toruńskich trenerów i działaczy i po pierwszym meczu rundy play-off Denisa w podstawowym składzie zastąpił Mateusz Affelt. Sytuacja ta poirytowała ambitnego zawodnika, który warto przypomnieć, powrócił na tor po poważnej kontuzji w roku 2021 i po sezonie postanowił zmienić barwy klubowe. Chętnym na usługi doświadczonego juniora, który miał sporo do udowodnienia okazał się beniaminek z Krosna. Tym samy stało się jasne, że podstawową parę juniorską tworzyć będą Krzysztof Lewandowski i Mateusz Affelt. Była to dość ryzykowana strategia, bowiem młodzieżową ławkę rezerwowych "Aniołków", stanowili zawodnicy z zerowym doświadczeniem ligowym i osiemnastoletni Kacper Czajkowski, który w tegorocznej Ekstralidze U24 pojechał w 18 biegach, w których zdobył zaledwie jeden punkt oraz szesnastoletni Oskar Rumiński z całą pewnością nie byli jeszcze gotowi na choćby incydentalne występy z najlepszymi. Władze Apatora liczyły, jednak że receptą na sukces w rozgrywkach AD 2023 będzie mocna formacja seniorska. Z tego powodu odpuścili walkę o młodzieżowców i pozwolili na odejście dwóch doświadczonych juniorów.

Toruńscy działacze nie zamierzali jednak zaniedbać szkolenia i funkcje trenera młodzieży powierzyli toruńskiemu wychowankowi Marcinowi Kowalikowi, który żużlową karierę zakończył po sezonie 1998 i w ostatnim czasie pełnił rolę klubowego mechanika. W międzyczasie Marcin uzyskał stosowne uprawnienia trenerski i klubowi włodarze postanowili to wykorzystać powierzając mu szkolenie toruńskich juniorów i prowadzenie zespołu w rozgrywkach DMPJ oraz w Ekstralidze U24. Była to dobra decyzja, bowiem były zawodnik wiedział na czym polega jazda w lewo, a jednocześnie jego doświadczenie w pracy jako mechanik m.in. Ryana Sullivana, Adriana Miedzińskiego czy Mateusza Affelta podczas jego debiutu w Grand Prix mogło tylko zaprocentować w odbudowie toruńskiej myśli szkoleniowej, która na przestrzeni ostatnich lat mocno straciła na wartości. Ponadto młodszy z braci Kowalików doskonale znał toruńskie środowisko wiedział co piszczy w klubowych warsztatach, a przy tym doskonale znał swoich podopiecznych dla których przygotowywał motocykle. O jego fachowości świadczy również fakt, że podczas żużlowego młodzieżowego Campu rozgrywanego w lipcu 2022 roku Niemka Ann-Kathrin Gerdes, korzystała z pomocy Marcina i w jednym z wywiadów dziękowała mu za fachowe rady i sprzętową pomoc.

Kibice z niecierpliwością czekali jednak na to jak będzie wyglądała formacja seniorów, bo oczywistym było się, że w drużynie na tych pozycjach musi dojść do przetasowań, ponieważ Robert Lambert kończył 24 lata i musiał stać się pełnoprawnym seniorem, a jego miejsce musiał zająć młodszy kolega. To z kolei oznaczało, że w Anielskim teamie dla jednego z "dorosłych" żużlowców zabraknie miejsca. Sytuacja ta dość szybko się wykrystalizowała, bowiem jeszcze w trakcie sezonu najwięcej słów krytyki zbierał Jack Holder, który oprócz nierównej dyspozycji uchodził za osobę z trudnym charakterem i szybko zaczęło łączyć młodszego z braci z ekipą lubelską, co nie spodobało się toruńskim fanom. Pierwszy akt złości na postawę Australijczyka, ze strony żółto-niebiesko-białych miał miejsce po porażce w 4 kolejce spotkań 42:48 właśnie z Motorem Lublin. W wywiadzie, który wyemitowano w serialu "To jest żużel. Jedziemy dalej", w tle było słychać pretensje fanów, którzy krzyczeli: "Jakie barwy nosisz? Biało-niebieskie, ku… co to jest?! Ile można jeszcze?". Sam zawodnik tak skomentował wówczas swój występ: "Indywidualnie to był mój najlepszy jak dotąd mecz, ale trudno o radość, kiedy przegrywa się na własnym torze. Jest lipa, ale to nie koniec świata. Jesteśmy tylko ludźmi i możemy mieć po prostu gorszy dzień. A z resztą, nie ma co gadać" - zakończył rozmowę i odszedł machając na zachowanie kibiców ręką. Holder od tego momentu kompletnie wycofał się z życia drużyny i przestał zabiegać o względy swoich fanów. Przeplatał kolejno lepsze mecze z gorszymi, a apogeum niechęci na nierówną postawę Jacka wylało się tuż po skończonym półfinałowym starciu ze Stalą Gorzów. W niej zdziesiątkowana Stal zdołała przegrać zaledwie dwoma punktami. Holder w meczu zdobył tylko 5 punktów, a na domiar złego miał pecha, bowiem w jednej z gonitw nie zdążył dojechać na start w ciągu dwóch minut za co został wykluczony. Jack wówczas nie wyszedł po meczu do kibiców, bo w trakcie zawodów miał być wyzywany i postanowił opuścić stadion bez podziękowania swoim fanom. Ci z kolei, gdy go nie zobaczyli na pomeczowej prezentacji zaczęli w bardzo głośnym rytmie krzyczeć "Gdzie jest Holder?", dając upust niezadowolenia w stronę nieobecnego Australijczyka. Ostatecznie Jack Holder zajął 2 pozycję w liście najskuteczniejszych zawodników w sezonie 2022 ze średnią 1,602 punktów na bieg. Apator zakończył sezon bez medalu na czwartej pozycji i obie strony podziękowały sobie za dotychczasową współpracę, a sam dwudziestosześciolatek zasilił barwy Motoru Lublin, gdzie dołączy wraz z Bartoszem Zmarzlikiem i Fredrikiem Lindgrenem miał bronić drużynowego trofeum mistrzów. Czy odzyska tam swój dawny blask? Na to pytanie miał odpowiedzieć sezon 2023. W Toruniu wraz z odejściem młodszego z braci Holderów doszło do pewnej zmiany pokoleń, a raczej zmiany transferowej nacji. Toruński żużel kojarzył się bowiem nieodzownie z Australią. Odkąd Ryan Sullivan w 2007 roku zakończył częstochowski epizod swojej kariery i powrócił do Apatora, tamtejszy zespół co roku miał przynajmniej jednego reprezentanta tego kraju w kadrze. Zawodnicy z Antypodów swoimi wspaniałymi wynikami i luzackim stylem bycia szybko zaskarbiali sobie sympatię fanów miasta Kopernika. Nie było to jednak zaskoczeniem, bo do Torunia trafiały Kangury z najwyższej żużlowej półki. Jako pierwszy szlaki przecierał Steve Johnston, a także Robert Księżak, ale jako pierwszy serca kibiców podbił Ryan Sullivan. Do dziś wielu ekspertów uznaje go za jednego z najlepszych w historii zawodników, któremu nigdy nie udało się sięgnąć po tytuł indywidualnego mistrza świata. W swej gablocie ma bowiem tylko brązowy medal z sezonu 2002. Później przyszedł czas mistrzów Jasona Crumpa, Jasona Doyla, czy młodzieżowego mistrza o wprost niebywałych predyspozycjach do jazdy po żużlowym owalu Darcy Warda. Najwięcej dla Aniołów "wyjeździł" jednak Chris Holder, który spędził w Toruniu nieprzerwanie 14 lat. Gdyby nie kontuzje i problemy osobiste, które nie pozwoliły mu kontynuować fenomenalnej passy, być może do dzisiaj stratowałby z Aniołem na piersi. Przez chwilę wydawało się, że na jego błędach uczyć będzie się młodszy z braci - Jack, który został ściągnięty jako remedium na słabą postawę broniącego się przed spadkiem Apatora w 2017 roku. Zawodnik wszedł bardzo dobrze w ligę Polską i w dwudziestu biegach średnią 1,905, chroniąc przy tym drużynę przed pierwszą w historii degradacją. Kolejne dwa sezony w jego wykonaniu były niestety gorsze, ale pozostał w Toruniu na sezon 2020, kiedy to Anioły biły się po spadku o szybki powrót do ekstraligi. Startował wówczas również jako gość w Stali Gorzów, w której był jednym z liderów i po raz pierwszy w karierze na ekstraligowych torach przekroczył pułap 2,000 pkt na bieg. W pierwszej lidze również brylował, dzięki czemu Anioły wróciły do Ekstraligi po roku przerwy.
Dwudziestosześciolatek podtrzymał wysoką formę i w 2021 roku i pomógł w utrzymaniu Apator wraz ze świetnie jeżdżącym Pawłem Przedpełskim oraz Robertem Lambertem. Rok 2022 był rokiem pierwszych pożegnań, ponieważ bracia, Holderowie zostali rozdzieleni. Młodszy brat Jack został w Toruniu, a Chris odszedł do beniaminka z Ostrowa. Był to początek kłopotów młodszego Kangura. Nie potrafił odnaleźć się sprzętowo. Wielu kibiców zarzucało mu również nieprofesjonalne podejście do sportu, co miałoby się przekładać na słabe rezultaty. Australijczyka być może przerosły również starty w Grand Prix, gdzie niespodziewanie wskoczył jako stały uczestnik w miejsce jednego z wykluczonych Rosjan. Ostatecznie występy Jacka Holdera na polskich torach można podsumować jednym zdaniem "po obiecującym okresie juniorskim zaczął zawodzić". W tej sytuacji władze Apatora zdecydowały, że z korzyścią dla obu stron będzie sportowy rozbrat i tym sposobem w listopadzie 2022 roku, dobiegła końca toruńsko-australijska epoka. Było to mimo wszystko spore zaskoczenie, bo obaj bracia wydawali się mieć niezagrożoną pozycję w Toruniu, a warto wspomnieć, że choć starszy z nich Chris w sezonie 2022 reprezentował klub z Ostrowa, nadal posiadał swoją bazę w Toruniu. Niestety po tym jak klub rozstał się z Jackiem, zawodnicy musieli opuścić swoje boksy i przyjęli to ze zrozumieniem o czym podczas wywiadu w toruńskiej rundzie Grand Prix mówił Chris: "To nie jest łatwa sprawa dla nas, bo jesteśmy bardzo związani z tym miejscem. Przywiązaliśmy się do tego miejsca, bo świętowaliśmy tu wiele sukcesów, ale jednocześnie spędzaliśmy sporo czasu po porażkach. Rozumiemy jednak decyzję klubu. Ja zapewne wciąż będę miał swoją bazę w Toruniu, tyle że w innym miejscu, a Jack wciąż szuka miejsca dla siebie".
Odejście Jacka Holdera dało pokazało w którym kierunku będzie zmierzała transferowa układanka w Anielskim teamie. Trzon zespołu mieli stanowić bowiem trzej dotychczasowi polscy liderzy Patryk Dudek i Paweł Przedpełski, Anglik - Robert Lambert oraz czekający na decyzję o przywróceniu do żużlowego życia Rosjanin - Emil Sajfutdinow.

Jako pierwszy warunki dwuletniego kontraktu zaakceptował Patryk Dudek. Był to to bardzo dobry ruch, bo zielonogórski wychowanej należał do czołowych jeźdźców nie tylko toruńskiej drużyny, ale i całej ligi. W sezonie 2022 w 20 meczach wykręcił średnią biegową 2,00 pkt/bieg i to przy startach w aż 120 biegach. Dało mu to 12 miejsce na liście klasyfikacyjnej, a w Apatorze lepszy był od niego tylko Brytyjczyk Robert Lambert. Średnia Patryka mogłaby być zapewne jeszcze wyższa, gdyby w fazie play-off nie odezwały się kontuzje z przeszłości. Oto bowiem zawodnik zmieniając barwy klubowe miał poddać się operacji usunięcia metalowych elementów z jego ramienia. Zdecydował jednak, że zrobi to po sezonie, aby nie zakłócać sprawdzonego toku przygotowań. Niestety ręka odmawiała posłuszeństwa po trudach całego sezonu co przełożyło się na nieco słabsze wyniki nie tylko w lidze, ale również w Grand Prix. Nic więc dziwnego, że tuż po ostatnim biegu w sezonie zawodnik wjechał na stół operacyjny i usunięto z jego ciała metalowe łączniki kości.
Dwuletni kontrakt z zawodnikiem działacze z Torunia mogli uznać za wielki sukces, bowiem po sezonie Indywidualny wicemistrz świata z 2017 r. w jednym z wywiadów oraz jako bohater serialu dokumentalnego o tematyce żużlowej szczerze mówił o swoim przywiązaniu do macierzystych barw: "Na początku, trochę przeżywałem odejście z Zielonej Góry, ale teraz patrząc na to, to zmiana wyszła chyba na dobre. Żałuję chyba troszkę, że tego wcześniej nie zrobiłem, bo wiele razy w klubie, w Zielonej Górze, zostawałem. Odchodząc z Zielonej, to był taki smutek, że kurde to wszystko, co się tam budowało, w sumie też przez pstryknięcie ludzi, zostało skreślone. To mnie zdziwiło. Ile razy jechałeś z kontuzjami przez upadki. Robisz wszystko jak najlepiej, medale zdobywasz, osiągnięcia, a nagle po 13 latach ludzie, których znasz z widzenia, typu cześć - cześć... Oni mnie napier....ali. Nie, że tam w twarz, tylko w Internecie. To, co było i co zrobiłem, to w d... mają. Odchodzisz z klubu i tak cię cisną. A że za kasą idzie i coś tam. Gó..o prawda. W Zielonej Górze często zostawałem i nie chodziło o kasę, a właśnie po to, by się utożsamiać z tym klubem. Żyję w tym mieście cały czas i to mnie obchodziło.
Przenosiny do Torunia oceniam pozytywnie. Mieliśmy po rundzie zasadniczej czwarte miejsce w tabeli, także nawet w starym systemie awansowalibyśmy do półfinałów. Czuję się w Toruniu ok, staram się wykonywać swoją pracę tak, jak to robię przez 13 lat i póki co dalej będziemy współpracować".

Zaledwie dwa dni później toruński klub ogłosił kolejny dwuletni kontrakt, a była to umowa którą podpisał przed meczem dwunastej rundy Robert Lambert, który oprócz startów w Polsce wrócił do ścigania w swojej ojczyźnie, a chętnym na jego usługi okazał się zespół Premiership Belle Vue Aces.
Druga dwuletnia umowa świadczyła o stabilności toruńskiego klubu, a parafka Lamberta pod kontraktem była sygnałem potwierdzającym ten fakt. Na usługi najskuteczniejszego jeźdźca do lat 24 miało chrapkę bowiem klika klubów, ale Robert szybko rozwiał wszelkie wątpliwości i po dwóch latach pozytywnych doświadczeń z Aniołem na piersi postanowił nadal ścigać się dla toruńskich fanów. Brytyjczyk w minionym sezonie był najskuteczniejszym reprezentantem Aniołów. Poprawił też swoją indywidualną średnią, która wynosiła 2,128 pkt na bieg. Ponadto Robert Sawina, kiedy potrzebował skorzystać z rezerwy taktycznej lub zastępstwa zawodnika, miał ogromne wsparcie, bowiem Robert praktycznie nie zawodził. Nic więc dziwnego, że stał się nowym idolem toruńskiej publiczności.

Niestety dla Roberta metryka urodzenia wskazywała, że skończył się dla niego okres ochrony w postaci startów jako zawodnika do lat 24. Było to sporym kłopotem dla sztabu trenerskiego, bowiem zastąpić tak skutecznego jeźdźca nie było łatwo. Jednak i w tym przypadku Ilona Termińska i Andam Krużyński wykazali się niebywałą skutecznością i prowadzili negocjacje z Czechem Janem Kvechem i wychowankiem rzeszowskiej Stali Wiktorem Lampartem. Ostatecznie rolę zawodnika do lat 24 powierzono kończącemu wiek juniora zawodnikowi Motoru Lublin. Był to dobry wybór, bowiem jak wskazywała historia pośród ośmiu wcześniej zakontraktowanych w Toruniu Czechów, żaden nie zapisał się w znaczący sposób w żużlowych protokołach. Pozostając w historycznych annałach warto wspomnieć, że angaż Wiktora Lamparta był to pierwszy kontrakt jaki podpisano z zawodnikiem, który przed przejściem do Torunia startował w klubie z Lublina.
Wracając jednak do czasów obecnych, argumentem przemawiającym za angażem Wiktora Lamparta mogły być jego występy na Motoarenie. W minionym sezonie Wiktor zanotował w Toruniu dwa całkiem udane spotkania ligowe (6+2 i 7+1) i niemal bezbłędny start w finale IMŚJ, gdzie zajął drugie miejsce. Warto wspomnieć, również o jego występie w sezonie 2021, gdy z Koziołkami urwał Aniołom, aż 11 ligowych oczek i bonus. Generalnie sezon 2022 dla Wiktora zakończył się z przytupem, bo zwieńczenie DMP z Motorem poprzedził DMPJ, MPPK i MPPK. Kończąc wiek juniora w Ekstralidze zawodnik ostatecznie wykręcił średnią biegową 1,526, co dało mu 30 miejsce na liście klasyfikacyjnej i drugie wśród juniorów. Warto też podkreślić, że Apator sięgnął też po zawodnika, który przede wszystkim bazuje na dobrym momencie startowym, a to w ostatnich latach na toruńskim torze było kluczowe do jazdy na czołowych pozycjach.
Zadowolenia z angażu młodego solidnego jeźdźca nie krył toruński trener Robert Sawina: "Jako osoba przyglądająca się Wiktorowi od dłuższego czasu jestem bardzo szczęśliwy, że to on zasilił naszą pozycję U24 po Robercie Lambercie. Wydaje mi się, że Wiktor powinien być jednym z lepszych na tej pozycji. Zresztą, jeśli prześledzimy poszczególne lata Lamberta, to też było podobnie, że w 20. roku życia nie była ta jego średnia tak wysoka, jak teraz, gdy kończył U24. Liczę, że w przypadku Wiktora będzie podobnie".

Trzy umowy w kilka dni musiały budzić uznanie toruńskich fanów, którzy nieco dłużej czekali na informacje od Pawła Przedpełskiego o czwartym Aniołem w talii Roberta Sawiny. Co prawda przedłużenie umowy z toruńskim wychowankiem wydawało się formalnością, bo o tym, że Paweł nie zmieni otoczenia, było wiadomo od dłuższego czasu, to strony jednak musiały uzgodnić kontraktowe niuanse. Dwudziestosiedmiolatek po powrocie z Częstochowy był pewnym gwarantem punktów w Ekstralidze, choć sezon 2022 był w jego wykonaniu nieco słabszy, a wpływ na to mogły mieć starty w Grand Prix, gdzie z całą pewnością zebrał cenne doświadczenie. Średnia 1,667 pkt/bieg dała mu ostatecznie 23 miejsce na liście najskuteczniejszych zawodników Ekstraligi i choć wielu oczekiwało od zawodnika nieco więcej, to jednak w kilku meczach to właśnie Paweł ciągnął wynik Apatora.

Skompletowana choć krótka ławka juniorów, trzech doświadczonych seniorów oraz solidny jeździec do lat 24, gwarantował Apatorowi walkę co najwyżej o spokojny ligowy byt. Dlatego Asem w rękawie Aniołów miał być Rosjanin z polskim obywatelstwem - Emil Sajfutdinow, który po wypowiedzeniu wojny Ukrainie przez Rosję został wykluczony z życia żużlowego w sezonie 2022. Niestety toruńscy działacze przed kolejnym sezonie nie mogli być pewni jakie decyzję podejmą żużlowe władze i choć byli pewne, że Rosjanie z polskimi paszportami zostaną dopuszczeni do ligowych startów niemal do końca drżeli o ostateczny werdykt. Adam Krużyński tak komentował przed okresem transferowym ten stan rzeczy: "Nie wyobrażamy sobie kolejnego sezonu bez Emila. Jego brak byłby olbrzymią niekonsekwencją. Nie mówmy już nawet o światowym tenisie i innych dyscyplinach, w których Rosjanie w jakiejś formie mogą występować. U nas chodzi o trzech chłopaków, w tym Emila, którzy mają polskie obywatelstwa i są Polakami. Jak to obywatelstwo uzyskali, tego nie ma sensu komentować, bo inny jest przypadek Gleba Czugunowa, a inny Emila, który od 16. roku życia mieszka w Polsce i ma tu rodzinę. Gdyby tacy zawodnicy nie mogli u nas startować, byłoby to nie fair. Wierzymy i jesteśmy pewni, że Emil będzie częścią naszej drużyny. W oparciu o to mogliśmy budować całą koncepcję naszego składu. Chciałbym uspokoić kibiców - jesteśmy przekonani, że w przyszłym sezonie będziemy mieli w składzie Emila Sajfutdinowa jako jednego z liderów".
Ostatecznie Rosjanie posiadający polskie obywatelstwo zostali dopuszczeni do startów, bowiem uznano, że nie ma podstaw prawnych, by dalej blokować żużlowców, którzy już kilka lat temu otrzymali polskie obywatelstwa. PZM nie chciało ryzykować procesów sądowych, dlatego w trójka zawodników Emil Sajfutdinow, Artiom Łaguta i Andriej Kudriaszow mogła podpisać kontrakty z polskimi klubami, a zdając 13 marca w Warszawie egzamin na licencję żużlową, stali się o zawodnikami z polską licencją i mogli reprezentować swoje kluby jako Polacy. Władze PZM podejmując decyzje od początku bardzo zabiegały, by nawet w przypadku dopuszczenia zawodników do startów w polskiej lidze, nie mogli oni reprezentować Polski na arenie międzynarodowej. Wynikało to z tego, że Łaguta i Sajfutdinow byli kojarzeni z Rosją, bowiem mimo że mieli już polskie obywatelstwa w ostatnich latach startowali na arenie międzynarodowej w barwach kraju w którym się urodzili. Ostatecznie ustalono, że zawodnicy mogli podpisać kontrakty i starać się o polską licencję, ale nie mogli liczyć na zmianę przynależności krajowej w licencji międzynarodowej i dla FIM Rosjanie pozostawali nadal Rosjanami i nie mogli ubiegać się o starty w pozostałych ligach i najbardziej prestiżowych zawodach. FIM mogła pozwolić sobie na taki ruch, bo zmiana narodowości w międzynarodowej licencji danego zawodnika wymagała pozwolenia władz rosyjskiej federacji, a ta była zawieszona i nie mogła podejmować żadnych wiążących postanowień. To z kolei oznaczało, że zawodnicy nadal byli wykluczeni ze startów w cyklu Grand Prix, w mistrzostwach Europy, czy innych ligach zagranicznych.
Dodatkowymi warunkami dla Rosjan z polskim obywatelstwem miało być oficjalne potępienie wojny na Ukrainie, a także zadeklarowanie, że nie będą występować do sądu przeciwko wcześniejszej decyzji PZM o ich zawieszeniu na sezon 2022.
W ten sposób udało się uzyskać kompromis, który po części satysfakcjonował każdą ze stron, bo żużlowcy mogli wrócić na tor, fani nie musieli oglądać ich z polskimi flagami podczas innych zawodów, a PZM pozbył się balastu w postaci ewentualnych odszkodowań na rzecz zawieszonych zawodników. Start Rosjan pod polskim sztandarem był też niemałym problemem narodowościowym dla samych zawodników. Nieprzychylni Rosjanom komentatorzy mówili, że trzej zawodnicy zdecydowali się na występy jako Polacy, tylko z powodów finansowych. Należało jednak pamiętać, że Sajfutdinow, A. Łaguta i Tarasienko podejmowali ważną życiową decyzję, bowiem start w rozgrywkach z polskim paszportem, to skazanie siebie i najbliższej rodziny na banicję, bowiem powrót do rodzimego kraju stawał się niemożliwy. Wynikało to z tego, że władze rosyjskie w wojennych okolicznościach traktowały zmianę narodowości jako zdradę ojczyzny i już na początku wojny, rosyjski parlament uchwalił ustawę, w myśli której rozpowszechnianie "fałszywych informacji" o działaniach wojsk rosyjskich i dyskredytacja rosyjskich sił zbrojnych spotka się z karą do 15 lat więzienia. Środowisko żużlowe w Rosji popierało politykę Putina i po wybuchu wojny, rosyjska kadra pozowała do zdjęcia z charakterystycznym symbolem "Z" na plastronie, a to było jasnym dowodem na ostracyzm nie tylko polityczny, ale i sportowy.

Honorowy prezes PZM Andrzej Witkowski tak komentował dopuszczenie Rosjan do rywalizacji w lidze polskiej: "Kilka gwiazd rosyjskiego sportu ma już poważne problemy, więc wiadomo, że wcześniejsze ostrzeżenia strony Rosyjskiej to nie był blef. Mówi się, że ci trzej Rosjanie zdecydowali się na występy jako Polacy, tylko z powodów finansowych. Jeśli rzeczywiście tak jest, to radzę im, by jak najszybciej wycofali się z tego pomysłu. Oni muszą uświadomić sobie, że jeśli wystąpią w naszych rozgrywkach jako Polacy, to mogą już nigdy nie wrócić do swojego kraju. Nikt przecież nie wie, czy zawodnicy nie zostaną wpisani na jakąś listę i przejęci przez służby przy próbie przekroczenia granicy. Emil Sajfutdinow, Artiom Łaguta i Andriej Kudriaszow opowiadając się po drugiej stronie konfliktu, zaryzykowali bardzo dużo. Gdy PZM ogłaszał możliwość dopuszczenia ich do jazdy jako Polacy prosiłem, by dokładne poinformować ich o konsekwencjach tej decyzji. To jest poważniejsza sprawa niż komuś się może wydawać. Na ich miejscu nie próbowałbym w najbliższym czasie wracać do Rosji".
Stanowisko Ekstraligi przedstawił też prezes Ekstraligi Wojciech Stępniewski: "Nie mylmy pojęć. Rosjanie nie startowali w rozgrywkach ligowych w 2022 roku, ponieważ MFR, czyli rosyjska federacja motocyklowa została zawieszona przez FIM, a więc Międzynarodową Federację Motocyklową. Rosjanie byli zgłaszani do rozgrywek jako… Rosjanie - z licencją rosyjską. Jeśli chodzi o rozstrzygnięcia, to problem dotyczy Ekstraligi Żużlowej tylko pośrednio. Tutaj decydujące są decyzje FIM i PZM. A możemy mieć do czynienia z trzema statusami. Pierwsza to Rosjanie z licencją rosyjską i rosyjskim obywatelstwem. Drugi to Rosjanie z licencją inną niż rosyjska, ale rosyjskim obywatelstwem. Trzecia to zawodnicy narodowości rosyjskiej i z rosyjską licencją, ale z polskim obywatelstwem. Do startów w polskich ligach wymagana jest licencja FIM i to właśnie Międzynarodowa Federacja motocyklowa musi taką licencję wydać. Aby jeździć z jakąkolwiek inną licencją niż rosyjska, Rosjanie muszą posiadać tzw. zwolnienie z MFR, czyli federacji rosyjskiej. Jak widać - sytuacja formalnie nie jest prosta. Wspólnie z PZM pracujemy nad rozwiązaniem, w którym sprawa obecnie nie dotyczy Rosjan, bo to się nie zmieni. Sprawa dotyczy trzech zawodników, którzy posiadają polskie obywatelstwa. Rosjan dalej bym nie dopuszczał. Z Polakami natomiast uważam, że jest inaczej".
Michał Sikora jako szef PZM podkreślał z kolei dwa aspekty całego zamieszania: "Sprawa ma dwa aspekty: moralny i prawny. Po pierwsze to prezesi klubów muszą zadecydować czy wobec aktualnej sytuacji międzynarodowej chcą w ogóle podpisywać lub realizować kontrakty z zawodnikami narodowości rosyjskiej. W mijającym roku mieliśmy w mediach wiele dyskusji dotyczących statusu zawodników, którzy w przeszłości, choć posiadali polskie paszporty, nie ukrywali, że są im potrzebne bardziej z punktu widzenia logistycznego niż z powodu chęci reprezentowania barw Polski na arenie międzynarodowej. W wielu dyscyplinach jest to podstawową przesłanką tzw. naturalizacji zawodników czy zawodniczek, gdzie poszukuje się zawodników, aby wzmocnić sportowo daną reprezentację.
Musimy ponad sprawami natury moralnej cały czas pozostawać w zgodzie z prawem. Skoro Emil Sajfutdinow, Artiom Łaguta i Andriej Kudriaszow mają polskie obywatelstwo, wynikające z tego obywatelstwa prawa i chcą przystąpić do rozgrywek ligowych w Polsce jako Polacy, to niezależnie od posiadanych lub nie posiadanych kontraktów z klubami, muszą mieć oficjalną możliwość ubiegania się o polską licencję żużlową jak inni obywatele naszego kraju. Dodam, że w przypadku Emila Sajfutdinowa koniecznie jest jej odnowienie, bo taką już uzyskał w 2010 roku. Łaguta i Kudriaszow muszą przystąpić do egzaminu na certyfikat, aby otrzymać polską licencję".

Z kolei prezydent FIM Portugalczyk Jorge Viegas mówił: "czy Rosjanie będą ścigać się w polskiej lidze, jest decyzją wyłącznie władz PZM. Działacze polskiej federacji mogą podjąć decyzję o dopuszczeniu wszystkich Rosjan lub zgodzić się na występy tylko Rosjan z polskim paszportem. To zależy już tylko od władz krajowej federacji. FIM nie ingeruje w wewnętrzne przepisy krajowych federacji odnośnie rozgrywek ligowych, ani w to, kto startuje w tych zawodach. Rosjanie i Białorusini zostali przez nas zawieszeni w prawach uczestników imprez rangi mistrzostw świata. Po tej decyzji doradziliśmy jedynie krajowym federacjom, by w kwestii rozgrywek ligowych podążały za procedurą zaleconą przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.
Tak więc Emil Sajfutdinow po rocznym rozbracie z żużlem ponownie stał się Aniołem, tym razem był to Anioł z odnowioną polską licencją z którą startował w latach 2010-2011, a którą to uzyskał na podstawie polskiego obywatelstwa nadanego mu w roku 2009, jednak zawsze reprezentował Rosję na arenie międzynarodowej.
Ostatecznie decyzja o dopuszczeniu Rosjan z polskim paszportem podzieliła żużlowe środowisko, a legenda Apatora Toruń Wojciech Żabiałowicz mówił wręcz o bojkocie żużlowych zawodów: "Czułem, że PZM może nie wytrzymać presji, ale piątkowa decyzja to bardzo zły sygnał dla polskiego żużla. Ja już mam dość i obiecuję, że w przyszłym sezonie nie pojawię się na żadnych zawodach. Nie chcę mieć z żużlem nic wspólnego i kompletnie nie rozumiem, jak można przywracać Rosjan do rozgrywek, gdy tuż za naszą granicą wciąż giną niewinni ludzie. Przecież od marca fala rosyjskich zbrodni nie zmniejszyła się, a ostatnio słyszymy nawet o eskalacji. Cała sytuacja z dopuszczeniem ich do ligi wygląda jak farsa, więc nie róbmy z tego jeszcze większej komedii".

Tak radykalne stanowiska nie dziwiły, ale w przypadku Emila wiadomym było, że jeśli nie zostanie dopuszczony do rywalizacji na torze to zakończy swoją żużlową karierę i pewnie wielu osobom by ta decyzja się spodobała. Jednak należało sobie zadać pytanie, czy miałoby to jakikolwiek wpływ na agresję Rosyjskich władz? Poza tym czy blokowanie startów trzech zawodników, którzy zgodnie z prawem, otrzymali polskie obywatelstwa, nie kryjąc swoich pobudek do czego te obywatelstwa są im potrzebne będą miały wpływ na przebieg wojny na Ukrainie? Czy polscy obywatele powinni być alienowani z polskiego społeczeństwa za to, że urodzili się w innym kraju? Czy gdyby w momencie wybuchu wojny Emil Sajfutdinow miał ważną polską licencję uzyskaną w roku 2010, byłby traktowany tak samo jak Gleb Czugunow? Tego już się nie dowiemy, wiadomo jednak, że cokolwiek by się w tej sytuacji nie stało przegranym będzie sport żużlowy, a Rosjanie wracający po rocznej banicji spotkają się z niechęcią płynącą z trybun, o czym trafnie powiedział w jednym z wywiadów wieloletni trener polskiej reprezentacji Marek Cieślak: "ich powrót do ligi wcale nie będzie sielankowy. Do zgody na powrót Rosjan do naszej ligi przeszliśmy bez jakiś wielkich protestów, ale uważam, że co innego przestrzeń medialna, a co innego szara rzeczywistość ligowych stadionów. Moim zdaniem każdy mecz wyjazdowy będzie dla tych zawodników trudnym przeżyciem, to naprawdę może mieć wpływ na ich wyniki. Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow po raz pierwszy na żywo zetkną się z takimi reakcjami, a przecież oni faktycznie mają prawo tego nie zrozumieć. Obaj przez lata byli uwielbiani na polskich stadionach, a zmiana nastawienia fanów nastąpiła tak naprawdę bez ich udziału. Mam wrażenie, że bez względu na to, jak długo będą się na to przygotowywać, to skala zjawiska może ich przytłoczyć".
Jak widać sytuacja którą zgotowała wojna nie była jednoznaczna i w tym przypadku powiedzenie "oko za oko - ząb za ząb" było nie na miejscu i mogło doprowadzić do eskalacji agresji względem sportowców w miejscach do tego kompletnie nie przeznaczonych.

Wracając jednak do żużla, po zakończeniu okresu transferowego skład toruńskich Aniołów. który miał rozpocząć walkę o DMP w sezonie 2023, przedstawiał się następująco:


Mateusz Affelt, Patryk Dudek, Robert Lambert, Wiktor Lampart, Krzysztof Lewandowski, Paweł Przedpełski,
Emil Sajfutdinow

Tak więc okres transferowy, dla Apatora przed sezonem AD 2023, gdyby nie wykluczenie Emila Sajfutdinowa, poza pożegnaniem z nazwiskiem Holder nie wniósł większych zmian. Niemniej powrót Emila wzmocnił siłę rażenia Aniołów, a to pozwalało dysponować menadżerowi Robertowi Sawinie trzema mocnymi filarami, na których oparta miała być meczowa taktyka. Solidnym wzmocnieniem Anielskiego trio stanowił Paweł Przedpełski oraz Wiktor Lampart, dla którego zmiana klubu oraz kategorii wiekowej przy odpowiednim zapleczu sprzętowym nie powinno być problemem. Niewiadomą pozostawała jednak dyspozycja toruńskich juniorów, którym co prawda odpadło kilku rówieśników z młodzieżowej rywalizacji, ale kibice z całą pewnością oczekiwali od nich w kolejnym sezonie, zwłaszcza od Krzysztofa Lewandowskiego, czegoś więcej niż tylko punktów w biegach młodzieżowych.

Skład Aniołów był zatem ciekawy i drużynę stać było na wszystko, ale nie tylko w Toruniu przed kolejnym sezonem zastanawiało się dokąd zmierza polski żużel. Żużlowa Ekstraliga, która rosła w siłę i choć wydawało się to niemożliwe, to część zespołów prześcignęła pod względem finansowym niektóre kluby piłkarskiej Ekstraklasy, choć w teorii to nie miało prawa się zdarzyć, bo piłkarskie kluby rozgrywały w sezonie 34 mecze (ekstraliga max 20), sezon trwał 10 miesięcy (w żużlu 6), a w szerokich kadrach było nawet 30 zawodników na zawodowych kontraktach (w żużlu nie więcej niż 7-8).
Kluby żużlowe były jednak tak popularne w swoich miastach, że w 2023 roku przynajmniej pięć zespołów biorących udział w rozgrywkach Ekstraligi mogło pochwalić się budżetami na poziomie przynajmniej 20 milionów złotych. Do najbogatszych należał: Motor Lublin, Sparta Wrocław, Włókniarz Częstochowa, Stal Gorzów i Apator Toruń. Czołowi zawodnicy tych drużyn otrzymali po około trzy miliony złotych, czyli 150 tysięcy złotych za jeden występ. I właśnie wynagrodzenie kilku podstawowych zawodników stanowiło lwią część pieniędzy wydawanych przez kluby. Łatwo zatem policzyć, że jeden mecz mógł kosztować klub od 700 tysięcy złotych do miliona złotych, biorąc pod uwagę nie tylko wypłaty za punkty, ale także proporcjonalnie wypłaty na przygotowanie do sezonu.
Świadczyło to o gigantycznym sukcesie żużlowych działaczy, bo z kontraktu telewizyjnego i od sponsorów ligi płynęły do żużla znacznie mniejsze pieniądze do drużyny Ekstraklasy. W żużlu kluby z "centrali" otrzymały od 6,5 do 6,9 mln złotych. W piłkarskiej lidze w sezonie 2021/2022 najsłabszy pod tym względem był Górnik Łęczna zainkasował 7,5 mln. Zgodnie z raportem firmy Deloitte "Piłkarska Liga Finansowa" pozwoliło to temu klubowi na osiągnięcie w sumie około 16 mln złotych przychodów, a budżet żużlowego Motoru Lublin na sezon 2023 szacowało się zaś nawet na 25 mln złotych. Co ciekawe, wzrost budżetów klubów Ekstraligi wcale nie był powodem do dumy w żużlowym środowisku. A opinie prezesów poszczególnych klubów, grzmiały na alarm, bo w uzbieraniu rekordowych budżetów bardzo pomogła polityka i rozpoczynająca się kampania wyborcza. W Ekstralidze aż siedem z ośmiu zespołów dostało solidne wsparcie od spółek Skarbu Państwa, jedynie Apator nie miał takiego wsparcia. Największe pieniądze płynęły do mistrza Polski z Lublina, który reklamował, aż sześć takich spółek (Orlen, PGE, Grupę Azoty, Bogdankę, PKO BP i Lotto). Przemysław Termiński w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym" przyznał, że nie ma dostępu do toruńskich polityków, którzy byliby w takim stopniu chętni do wspierania żużla, a "Lublin ma pana premiera Sasina, który jest na tym terenie aktywny i przekłada się to jak widać na zainteresowanie klubem ze strony spółek Skarbu Państwa. Dodatkowo szereg innych działaczy czy polityków samorządowych zainteresowanych jest pomocą dla tego ośrodka. Spółki budują rozpoznawalność ludzi, którzy podpinają się pod ich sukces, a którzy pomagają w znalezieniu sponsora dla klubu". Zatem zastrzyk pieniędzy od państwowych gigantów mógł zaciemniać obraz finansów. To właśnie dlatego niedawny mistrz Polski z Leszna, postanowił nie poddawać się tej presji i zbudował zespół w wariancie oszczędnościowym za 14 milionów, ale to była drużyna, która miał walczyć co najwyżej o utrzymanie. A przecież jeszcze nie tak dawno za podobną kwotę lesznianie zdobywali złote medale.
W innych dyscyplinach o zasięgu znacznie większym niż speedway, jak choćby w polskiej siatkówce, czy koszykówce nie było dużych pieniędzy. Dlatego przedstawiciele żużla, ścigali się na budżety już tylko z ligą piłkarską i zastanawiali się czy żużlowe pieniądze są wydawane mądrze i z pożytkiem dla dyscypliny. Czy może jest to tylko spełnianiem finansowych zachcianek zawodników, którzy doskonale znali swoją wartość, bo z każdym rokiem na światowym poziomie było ich coraz mniej. I tu pojawiało się pytanie o zastępowalność żużlowych kadr na torze i czy kluby traktując po macoszemu proces skautingu same nie wpędziły się w spiralę kosztów. Nie inaczej było w Apatorze, który przed laty słynął z doskonałej młodzieży i miał naturalnych zmienników, dla jeźdźców którzy nie chcieli startować już z Aniołem na piersi. Niestety ostatnie lata wskazywały, że po prężnej szkółce toruńskiego żużla zostały tylko wspomnienia i przed sezonem 2023 Apator Toruń musiał ponownie wzmacniać formację juniorską, bo punkty juniorów były zmorą toruńskich "Aniołów", a jednocześnie niemal niezbędnym warunkiem w skutecznej walce o medale w Ekstralidze. Niestety Apator zbierał efekty lat zaniechań i wybierania drogi na skróty. Sprowadzanie juniorów z zewnątrz przypominało gaszenie pożaru benzyną i w Toruniu miało niechlubną długą tradycję. Dla przykładu w pięciu ostatnich latach swoje kariery rozmienili na drobne:
Daniel Kaczmarek - jedyny udany juniorski transfer w ostatniej dekadzie. W sezonie 2018 wykręcił solidną średnią 1,54, będąc niemal niepokonanym w biegach juniorskich. Potem jednak przepadł w seniorach, by balansować między I a II ligą.
Norbert Krakowiak - wystartował w zaledwie czterech meczach, 10 biegów i jeszcze więcej upadków przez dwa lata w Toruniu. Potem dobre zaliczył trzy sezony i odbudowywał karierę po epizodzie na Motoarenie.
Filip Nizgorski - sprowadzony z Grudziądza jako junior i tak jak niespodziewane się pojawił, tak samo zaginął w akcji, zaliczył zaledwie 4 biegi w 2019 roku
Kamil Marciniec - wychowanek szkółki Janusza Kołodzieja zaczynał karierę razem z kadrowiczem Bartłomiejem Kowalskim. On wybrał Toruń, jego rówieśnik Częstochowę, a później Wrocław.
Karol Żupiński - jedno z największych rozczarowań i jeden z najkosztowniejszych juniorskich transferów Apatora. Wielki talent z Wybrzeża zupełnie nie poradził sobie w Toruniu. Dziś jeden z najsłabszych juniorów w I lidze.
Maks Bogdanowicz - gorzowianin wychowany w Szwecji i pomysł menedżera Jacka Frątczaka. Efekt? 31 biegów i średnia... 0,26 w sezonie 2019.
Nic więc dziwnego, że torunianie zazdrośnie spoglądali w stronę Bydgoszczy czy Grudziądza. GKM przez wiele lat był pośmiewiskiem ekstraligi w kategorii juniorów, przed sezonem 2023 stawiany był jako wzór i doskonały przykład, że nic nie dzieje się przypadkowo, a wychowanie własnych juniorów wymaga cierpliwości, konsekwencji i inwestycji. Co prawda toruńska szkółka szkoliła, ale w ostatnich latach jedynie produkowała kandydatów na licencję, którzy zniknęli z kadry klubowej najdalej po 2-3 latach. To miało się jednak zmienić, bo w toruńskiej szkółce pojawiło się kilka ciekawych nazwisk, które w kategorii 250 ccm zaczęły wygrywać miniżużlową rywalizację, a po zdaniu licencji w klasie 500ccm mieli zdaniem trenera Marcina Kowlika trzymać gaz bez kompleksów względem rywali. Dla tych jeźdźców kolejnym etapem kształcenia miała być liga U24, gdzie jeszcze w sezonie 2023 działacze posiłkowali się mocno zawodnikami zagranicznymi, ale w kolejnych latach składu U24 mieli opanować toruńscy wychowankowie.

Tak więc po skompletowaniu pierwszoligowego składu toruńscy działacze zadbali o uzupełnienie składu U24 i zaprezentowali dwa nazwiska, które miały wzmocnić drużynę na tym poziomie rywalizacji. Do podstawowej dwójki ligowych juniorów Krzysztofa Lewandowskiego i Mateusza Affelta dołączył Nicolai Heiselberg, którego opiekunem był Nicklas Porsing, który dbał o sprzęt i kalendarz startów zawodnika. Młody Duńczyk w roku 2020 otarł się o medal w Pucharze Europy w mini żużlu i gdy skończył 16 lat zaczął stawiać obiecujące kroki w dorosłym żużlu, a duńska federacja wiązała duże nadzieje z jego startami. Zawodnik porozumiał się co prawda z Kolejarzem Opole, ale w pewnym momencie kontakt z działaczami opolskimi się urwał, umowa nie trafiła do zawodnika, dlatego podjął on rozmowy z innymi klubami. Najbardziej zdeterminowani okazali się toruńscy działacze, którzy obiecali zawodnikowi miejsce w składzie U24, a to był najważniejszy argument dla zawodnika szukającego dużej ilości startów, by zbierać cenne żużlowe doświadczenie. Co ciekawe zawodnik miał okazję poznać już uroki MotoAreny, podczas Speedway Ekstraliga Camp w roku 2022 i bardzo miło wspominał czas, spędzony w Toruniu.
Drugim nazwiskiem, które należało traktować w kategoriach inwestycji w przyszłość było nazwisko Antoniego Kawczyńskiego, który w barwach Wybrzeża Gdańsk zdobył wicemistrzostwo świata na żużlu w klasie 250 ccm. Rodzice zawodnika stawiali na rozwój syna, a ich zdaniem w nadmorskim klubie było to niezwykle trudne. Czternastolatek zmieniając klub mógł przystąpić do licencji w klasie 500 ccm, jednak toruński klub musiał zwrócić gdańszczanom ekwiwalent za wyszkolenie jeźdźca. Nie było to jednak wielkim problemem dla Apatora, bo choć zawodnik nie posiadał jeszcze licencji w dorosłym speedwayu to mógł ją uzyskać już po 29 kwietnia 2023 roku i przy odpowiednim podejściu do speedwaya mógł być inwestycją, która szybko się zwróci. Podkupienie obiecującego juniora spotkało się z krytyką Tadeusza Zdunka prezesa i sponsora gdańskiego klubu: "Wychodzi to, co mówię od lat. Że dysproporcja finansowa między Ekstraligą, a eWinner 1 LŻ jest za duża. To także efekt tego, że do klubów elity płynie potężny strumień pieniędzy z telewizji, a do nas nie. W efekcie będziemy mieli za chwilę jak w Niemczech, gdzie taki Bayern Monachium wykupuje wszystkich najbardziej utalentowanych zawodników. Dziwi mnie tylko jedno, że skoro w Ekstralidze mają tyle pieniędzy i tak dobrze szkolą, to dlaczego wykupują zawodników z innych lig? Przecież powinni mieć swoich. A skoro my tak źle szkolimy, to dlaczego do nas przychodzą? Niech każdy zada sobie teraz pytanie, kto wkłada więcej w szkolenie, my, czy oni, którzy dysponują nieporównywalnie do nas większą "kasą". Mogę zapewnić, że z naszej strony nie było licytacji o Kawczyńskiego. Gdańsk nie brał, nie bierze i nigdy nie będzie brał udziału w wyścigu szczurów. Nasza polityka jest taka, że jak ktoś nie chce jeździć w Wybrzeżu, to na siłę nie będziemy go do tego przekonywać. Jeżeli uważa, że w innym klubie będzie miał lepiej, to droga wolna.
Tym sposobem oprócz wspomnianej czwórki jeźdźców w młodzieżowej kadrze U24 pozostawali także: Casper Henrikson, Emil Portner, Bastian Pedersen, do których z czasem ponownie dołączył Zach Cook. Niestety z żużlowym torem rozstał się Jordan Palin, który bronił żółto-biało-niebieskich barw w sezonie 2022, bowiem w lipcu 2022 zaliczył groźny upadek w Manchesterze i doznał urazu mózgu, który wyeliminował go ze sportu i to na bardzo długo. Zawodnik Apatora, Peterborough oraz Scunthope musiał więc zmienić plany na rok 2023, o czym poinformował w mediach społecznościowych "Moje ostatnie badanie wykazało, że proces gojenia wciąż nie jest zakończony, czego nie spodziewałem się usłyszeć. Nie ma jednego uniwersalnego "planu naprawczego", co jest frustrujące, ale i niepokojące. Chociaż czuję się dobrze, nie jestem pewien, czy podjąłbym jakąkolwiek aktywność, która mogłaby jeszcze bardziej pogłębić kontuzję. Nadal będę miał regularne konsultacje, ale będę musiał się wstrzymać z podjęciem decyzji do czasu uzyskania zgody. Staram się przeanalizować wszystkie możliwości, bo to może trwać dłużej niż przewidywano".

CHLUPAĆ
Petr
COOK
Zach
HEISELBERG
Nicolai
HENRIKSSON
Casper
PEDERSEN
Bastian
PORTNER
Emil

Gdy wydawało się, że to już koniec toruńskich kontraktów działacze zaskoczyli swoich fanów i podpisali umowę z doskonale znanym w Toruniu, Matejem Zagarem. Słoweniec był jednym z największych przegranych tej giełdy transferowej. Po dość przeciętnym sezonie nie dość, że nie znalazł nikogo, kto gotowy byłby spełnić jego oczekiwania finansowe, to musiał skorzystać z uprzejmości władz Apatora z którym podpisał niezobowiązujący kontrakt bez wpisanych warunków finansowych, pozwalający w marcu na własną rękę szukać sobie nowego pracodawcy. Angaż ten komentowała Pani Prezes Ilona Termińska: "Matej Zagar zwrócił się z prośbą do Adama Krużyńskiego, a my nie widzieliśmy żadnego problemu, by pomóc temu zawodnikowi. Podpisaliśmy z nim umowę, ale to jedyne, co wiąże go z naszym klubem, a ten żużlowiec nie będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na sparingi, a tym bardziej ligowe mecze naszej drużyny".
Tak więc były uczestnik GP, który bronił barw bydgoskiej Polonii w sezonie 2022, po kilku słabszych sezonach, nie miał co liczyć na starty z Aniołem na plastronie. Jednak nie był zbytnio zdeterminowany do finalizacji rozmów w pierwszej lidze, bo wciąż wierzył, że u progu rozgrywek znajdzie miejsce w jednym z ekstraligowych klubów podkreślając swoją wartość w jednym z wywiadów: "To nie jest tak, że ja jeżdżę po Polsce i na siłę chcę się wepchnąć do jakiejś drużyny. Ja w desperacji nie szukam klubu i nie mam noża na gardle. Ja znam swoją wartość. To, że kilka meczów słabiej pojechałem, to nie oznacza, że mam sobie dać spokój ze ściganiem na najwyższym poziomie. No trudno, coś nie wyszło i tyle - dodał żużlowiec.

PRZYGOTOWANIA DO SEZONUgóra strony


Przed sezonem do nazwy toruńskiej drużyny dodano skrót "KS". Nazwę należało zmodyfikować ponieważ zakład Apator sprzeciwił się i poinformował klub, że ma usunąć nazwę Apator z nazwy klubu. W tej sytuacji ta mała zmiana, stała się koniecznością, bo nazwa "KS Apator Toruń" od 2012 roku, była własnością toruńskich kibiców i została przekazana w użyczenie klubowi. Zatem klub wykonał sprytny wybieg, ale Przemysław Termiński spodziewa się kolejnego sporu z firmą Apator, choć nikt nie wie, czemu zakład tak zawzięcie domagał się usunięcia członu Apator z nazwy klubu zwłaszcza, że Spółka Apator wyszła do klubu z propozycją, czasowego udzielenia pełni praw do posługiwania się tą nazwą, ale w zmian oczekiwała symbolicznej zapłaty około 10 tysięcy złotych rocznie. Było to śmieszne, bo podmiotów które obracały milionami, kwota ta była symboliczna i przy tym w Toruniu nie wyobrażano sobie takiego układu. Choć powrót do historycznej nazwy miał być ukłonem przede wszystkim w kierunku kibiców, to przecież występując w Ekstralidze pod tą nazwą Apator władze klubu robiły gigantyczną reklamę przedsiębiorstwu. Sąd jednak nie mógł podważyć praw stowarzyszenia do posługiwania się tą nazwą, to roblemy z prawami do nazw zaczęły być problemem klubów żużlowych wpieranych przed laty przez wielkie konglomeraty państwowe i bez problemu użyczały nazwy, która zakorzeniła się w świadomości kibiców.

Nazwa kluby nie była jednak największym zmartwieniem klubowych działaczy, bo sezon zbliżał się wielkimi krokami i należało przygotować zespół i administrację klubową na całoroczną walkę o ligowe punkty. Zatem jak co roku w okresie zimowym powrócił temat toruńskiego toru. Przed sezonem 2023 planowano przeprowadzić kompleksową renowację. Ostatecznie okazało się, że wygrały koszty i zamiast znaczących zmian dojdzie jedynie do kosmetycznych poprawek. Smuciło to toruńskich fanów, którzy oczekiwali ścigania na najwyższym poziomie, a od kilku lat toruńska Motoarena niestety pod względem widowiskowości była jednym z najnudniejszych obiektów w kraju. Nic więc dziwnego, że już w trakcie minionych rozgrywek zapowiadano radykalne rozwiązania, ale na przeszkodzie do realizacji śmiałych planów stanęły pieniądze, a właściwie ich brak. Okazało się bowiem, że wymiana całej nawierzchni, mogłaby pochłonąć przynajmniej milion złotych. Dlatego właściciel klubu z zarządem zdecydował, że w niepewnych gospodarczo czasach nie ma możliwości, by w budżecie znalazły się tak duże fundusze na poprawę widowisk na toruńskim torze. Odpuszczono więc nie tylko wymianę całej nawierzchni, ale także zrezygnowano z jakichkolwiek gruntownych zmian na torze. Nie będzie więc ani zmiany geometrii obiektu, ani korekty nachylenia nawierzchni. Co prawda na stadionie wciąż miały być prowadzone prace, ale miały one na cel jedynie uzupełnienie ubytków w materiale sypkim (dosypanie 200 ton granitu). Całą sytuacje komentował ten który nieco poprawił widowiskowość na MotoArenie szkoleniowiec Robert Sawina "Długo zastanawialiśmy się, co zrobić, by uatrakcyjnić ściganie w Toruniu, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na kosmetyczne zmiany. Od nowego sezonu popracujemy nad nowym sposobem przygotowywania toru i liczę, że w ten sposób uda się uzyskać dobry efekt".

O tym jak toruńscy działacze rozważnie patrzyli na każdą wydaną złotówkę świadczył również fakt, że styczniu 2023 planowano przeprowadzkę klubowej administracji do biurowca należącego do właściciela klubu Przemysława Termińskiego oraz garaży oraz boksów zawodników do hali przemysłowej jednego ze sponsorów. Była to reakcja klubu na wzrost cen. Torunianie dostali bowiem propozycję nowych stawek za wynajem stadionu, a także prognozę rachunków związanych z eksploatacją przestrzeni biurowej. Nowe koszty miały być nawet o 200 tysięcy złotych większe niż do tej pory, a to sprawiało, że nikt nie zamierzał kontynuować najmu na takich warunkach. Było to smutne, bo toruńska Motoarena została wybudowana i przystosowana jako obiekt tylko do rozgrywania zawodów żużlowych. Przez lata zresztą władze miasta chwaliły się obiektem, który uznawany jest za najpiękniejszy i najnowocześniejszy stadion żużlowy na świecie. Niestety zarządcą obiektu pozostawało miasto, a klub jedynie wynajmował obiekt. Co ciekawe, koszt najmu był wyższy niż coroczne bezpośrednie wsparcie klubu przez miasto. W roku 2022 Apator Toruń otrzymał z miasta około 600 tysięcy złotych, a za wynajęcie stadionu musiał zapłacić blisko 800 tysięcy. Uwzględniając podwyżki, kwota ta w roku 2023 oscylowała wokół miliona złotych. Był to ewenement na tle pozostałych klubów ekstraligowych, które mogły liczyć na znacznie większe wsparcie władz miasta. Oczywiście klub był także beneficjentem w zyskach z tytułu organizacji jednej z rund Grand Prix, ale to była wciąż kropla w morzu potrzeb. Zwłaszcza, że Toruń mógł stracić prawa do organizacji jednej z rund wyłaniających IMŚ. W latach 2010-2020 organizacja corocznych rund  kosztowała miasto ponad 25 mln. Miasto jednak odmawiało ujawnienia kwot, powołując się na tajemnicę umowy z brytyjską firmą BSI, głównym operatorem zawodów, podejmującym decyzję o tym, gdzie się one odbywają. Najwięcej Miasto zapłaciło firmie BSI w 2014 roku - prawie 3,6 mln złotych. Kwoty te robiły wrażenie, ale: "duże imprezy to są też duże wydatki, ale te wydatki to w pewnym sensie inwestycja: po pierwsze, promują Toruń i przyciągają do niego rzesze ludzi, z Polski i z zagranicy, a także my jako Miasto mamy obowiązek kreowania takich wydarzeń, które pobudzają przedsiębiorczość, pobudzają rynek pracy, bo te pieniądze z przychodów przedsiębiorców potem do nas wracaj. Miasto zawierało umowy z Klubem Sportowym Toruń na współorganizację Speedway Grand Prix. Na ich podstawie wpływy ze sprzedaży biletów trafiały do klubu, z których pokrywane były wszelkie koszty związane z kompleksową organizacją zawodów.  Na klubie spoczywało pełne ryzyko związane z osiągnięciem odpowiedniego przychodu pozwalającego na pokrycie kosztów organizacyjnych. W przypadku, gdy przychód nie pozwalał na ich pokrycie, miały być one opłacone ze środków własnych klubu. Natomiast, gdy przychody były wyższe, to zysk został przeznaczony na działalność sportową KS Toruń S.A., w tym na organizację rozgrywek ligowych na wszystkich szczeblach rozgrywkowych " - mówiła Aleksandra Iżycka, rzeczniczka prezydenta Torunia.
Niestety choć żużel w Toruniu był niezwykle popularny, miał też swoich przeciwników i coraz bardziej prawdopodobne stawało się, że od 2024 roku, imprezy na światowym poziomie w mieście Aniołów nie będzie!
Negocjacje na temat nowej umowy zakończyły się fiaskiem, a do gry wszedł Wrocław, który chciał wrócić do terminarza Grand Prix. Władze miasta próbowały maksymalnie zbić stawkę za jeden turniej, za każdym razem, argumentując to kryzysem finansowym. "Mamy do czynienia z trudną sytuacją ekonomiczną, gospodarczą. Są rzeczy, z których po prostu trzeba będzie zrezygnować, szczególnie, że mówimy o bardzo dużych kosztach organizacji tej imprezy" - wyjaśniała Anna Kulbicka-Tondel, rzecznik prasowy Prezydenta Torunia. Gdy rozmowy utknęły w martwym punkcie, organizator firma Discovery w końcu uznała, że rozmowy do niczego nie prowadzą i zapadła decyzja o wycofaniu Drużynowego Pucharu Świata z Torunia, a
Discovery pojechało z ofertą do Wrocławia, gdzie w ciągu jednego dnia uzgodniono warunki przejęcia drużynowych mistrzostw świata. Andrzej Rusko, który od lat rządzi wrocławskim żużlem, wykorzystał okazję i zażądał w pakiecie także turniejów indywidualnych, które Toruń stracił w roku 2022. A ponieważ swoje interesy zabezpieczył też Gorzów wykładając ponad 10 mln zł za czteroletni kontrakt na lata 2022-2025, a trzeci polski turniej do PGE Narodowy, gdzie gospodarzem był Polski Związek Motorowy miał organizować mistrzostw świata przynajmniej do 2025 roku. a przy tym Discovery nie chciało wyprowadzać się ze stolicy, bo była to jedna z ostatnich dużych metropolii z żużlowymi mistrzostwami świata w kalendarzu. W odwodzie pozostawał, jednak wciąż realny jest scenariusz kalendarza z czterema polskimi rundami. Problemem w tym przypadku było jednak to, że Toruń miał w ręku znacznie mniej atutów niż podczas wcześnejszych negocjacji, a te mogły skończyć się dla Apatora tak, że kura znosząca złote jajka, zacznie być znaczącą pozycją w budżecie innego ekstraligowego zespołu i Anioły oraz miasto Toruń znajdą się w trudnej sytuacji w której nie będzie gospodarza z pieniędzmi, który utrzyma żużel w mieście Kopernika na wysokim poziomie.

Wracając jednak do administracji biurowej z dniem 1 stycznia 2023 roku nowa siedziba Klubu Sportowego Toruń SA, została przeniesiona na ulicę Dąbrowskiego 2, a biura na Motoarenie mieli zająć przedstawiciele spółki One Sport, czyli promotora mistrzostw Europy oraz organizatorzy meczów żużlowej reprezentacji Polski, a do niedawna także opiekuna medialnego I i II ligi żużlowej. Toruńska firma była doskonale znana toruńskim fanom, bo a przez lata w mieście Kopernika organizowała swoje największe imprezy i to bez względu na to, że ich entuzjazmu nie podzielali kibice, którzy wykupywali zaledwie ułamek dostępnych biletów. Nikogo to nie dziwiło, bo przedstawiciele One Sport od lat mają znakomite relacje z władzami Torunia, czego na pewno nie można było powiedzieć o władzach Apatora, ponieważ Przemysław Termiński raczej z pobudek politycznych, od kilku lat był w stanie zimnej wojny z prezydentem miasta Michałem Zaleskim.
Po wyprowadzce Prezes Ilona Termińska mówiła:
"Relacje klubu z miastem nie są łatwe. Brakuje w ogóle komunikacji, o której nie jeden i nie dwa razy mówiliśmy. Dobrze byłoby móc się lepiej porozumiewać i budować coś razem. Pokazuje to właśnie ten ostatni przykład dotyczący podwyżek. Umowy zostały przyniesione i nie było tam żadnego pola do dyskusji. Rozumiemy, że jest ciężko i to nie tylko nam. Sytuacja jest jaka jest - mamy potężną inflację i niestabilną gospodarkę, a do tego wojnę na Ukrainie, nakładane kolejne zadania na samorządy bez zapewnienia finansowania. Nasz budżet będzie na porównywalnym poziomie do 2022 roku. W obecnej sytuacji, przy tak niestabilnej sytuacji gospodarczej, bardzo trudno jest pozyskiwać nowych partnerów. Na szczęście pozostają z nami obecni sponsorzy oraz stali kibice i bardzo ich za to szanujemy i choć chcielibyśmy od sponsorów większego wsparcia, nie wypada o to prosić, bo rozumiemy sytuację. Zatem przeniesienie klubowej administracji na ulicę Dąbrowskiego 2, to tylko i wyłącznie redukcja kosztów związanych z wynajmem powierzchni na stadionie, a także o brak przedstawienia nam jasnej oferty, w tym dotyczącej refakturowania kosztów, jakie ponosiliśmy za media. Propozycja, którą otrzymaliśmy, nie była dostatecznie jasna. Pozostając na Motoarenie nie wiedzielibyśmy, ile będziemy płacić, a po ostatnim rachunku, który dostaliśmy, dosłownie złapaliśmy się za głowy ze względu na podane w nim ceny jednostkowe. Bezpośrednie koszty związane z najmem zostały podniesione o 11,8 % od każdej umowy najmu, natomiast jeśli chodzi o koszty za media związane z refakturowaniem - tu, jak mówiłam, nie było bezpośredniej i jasnej oferty. Ze strony miasta dostaliśmy tylko jednostronnie podpisane umowy z informacją o podwyżkach. A przecież klub musi się utrzymać, a koszty jakie ponosimy zawsze przekraczały dotację jaką otrzymujemy z miasta. W roku 2023 bezpośrednia dotacja, ma wynosić 600 tysięcy złotych brutto. Co prawda mamy jeszcze zysk z biletów z tytułu Grand Prix, ale trafia on do klubu, pomniejszony o zwrot jaki dokonujemy do Gminy Miasta Toruń.
Opuszczamy biura, ale zostajemy w parku maszyn. Ciężko byłoby przenieść wszystko poza stadion, nie mówiąc już o tym, że byłoby to dużym utrudnieniem przy organizowaniu treningów i meczów. W parkingu będziemy zatem nadal. Mamy wszystko przemyślane i wiemy, jak rozplanować i wykonać wszystkie prace zgodnie z obowiązującymi procedurami. W trakcie ekstraligowych meczów obowiązują potężne ograniczenia, jeśli chodzi o zasady wstępu do parku maszyn, czyli tej części stadionu, która pozostaje nasza. Mimo to mamy już wypracowane nowe rozwiązania i mogę zapewnić, że kibice nie odczują większej różnicy związanej z nową organizacją meczu. Bardziej odczujemy ją my sami. Czasem spotyka nas ostra krytyka, jednak w klubie jesteśmy już osiem lat i jeśli znajdzie się chętny, to zapraszamy do rozmów. Na tę chwilę listu intencyjnego dotyczącego kupna klubu nie ma".

Również właściciel klubu Przemysław Termiński pokusił się o komentarz: "Klub ma zabezpieczone finanse, ale liczymy koszty. My mamy grono stałych sponsorów, z którymi współpracujemy. Nie ubywa ich. Ci, którzy są z nami od lat nie decydują się na nagłe odejście. Trochę słabiej niż w ubiegłym roku wygląda kwestia sprzedaży karnetów. Po stronie przychodowej aż tak źle więc nie jest. Absolutny dramat jest natomiast po stronie kosztowej. Wszystko jest zdecydowanie droższe. Jak ja zaczynałem prowadzić klub, to kompletny motocykl z silnikiem od tunera kosztował 35 tysięcy złotych. Teraz trudno się zmieścić w "stówie". Dlatego zapadły decyzje o cięciu kosztów i szukania oszczędności. Od stycznia, część operacyjna pozostała na dole, w parku maszyn na Motoarenie. Część administracyjną mamy teraz w centrum Torunia. Funkcjonujemy normalnie po tych zmianach. Dzięki temu w skali w klubowej kasie zostanie około 150 tysięcy złotych. Kluczowy w całej sprawie jest całokształt uwarunkowań współpracy pomiędzy klubem, a miastem. To wszystko ma być przedmiotem naszych kolejnych rozmów. Termin rozmowy z miastem mamy ustalony. Zobaczymy jak to się dalej potoczy, dlatego proponuję skupić się na kwestiach sportowych, bo mamy w Toruniu jedną z najmocniejszych drużyn w ostatnich latach. Formacja seniorska jest bardzo mocna, jedna z czołowych w lidze. Może mniej siły jest u nas na pozycjach juniorskich, ale młodzi się starają i też powinni w tym roku coś pokazać. Na pewno jest to drużyna na medal. Czy złoty? To się okaże. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak będzie brąz, to będziemy myśleć, że fajne byłoby srebro. Jak będzie srebro, to będziemy myśleć, że fajne byłoby złoto. Jedziemy najpierw o play-offy, a potem o to, żeby na koniec być jak najwyżej".

Po publikacji wywiadu do słów Pani Prezes, odniosła się Aleksandra Iżycka, rzecznik prezydenta Michała Zaleskiego: "
W nawiązaniu do publikacji "Brakuje komunikacji z miastem" ("Nowości", 5-6.01.2023) przedstawiam fakty dot. kosztów i komunikacji na linii klub-miasto, na podstawie których czytelnik sam może ocenić, czy uzasadniony jest zarzut "braku komunikacji" stawiany Gminie Miasta Toruń przez panią prezes KS Toruń Ilonę Termińską.
Po pierwsze, należy zaznaczyć, że miasto i klub żużlowy łączyły do końca 2022 roku w sumie cztery umowy obejmujące: 1) wynajem biur, 2) wynajem sklepu dla fanów - tzw. fan shopu, 3) wynajem parku maszyn, 4) wynajem toru. Z końcem 2022 roku właściciele klubu wypowiedzieli miastu jedną z czterech umów - tę na wynajem powierzchni biurowej, opiewającą na kwotę 87 tys. zł. Nie powinien dziwić fakt, że właściciele klubu będąc jednocześnie dysponentem własnych powierzchni biurowych w centrum miasta podjęli uzasadnioną ekonomicznie decyzję o rezygnacji z wynajmu biur od gminy. U podstaw takiej decyzji leży zapewne redukcja kosztów, o której wspomina w wywiadzie pani prezes. Zgodnie z podpisaną umową klub za wynajem biur płacił w 2022 roku niespełna 90 tys. zł, a po podwyżce (ok. 8%, czyli dużo mniej niż wskaźnik inflacji) od stycznia 2023 r. miał płacić 96 tys. zł. Co więcej, nieprawdą jest, że [cyt.] "ze strony miasta dostaliśmy tylko jednostronnie podpisane umowy z informacją o podwyżkach" (takie słowa padają w opublikowanym wywiadzie), bo to klub, a nie miasto wypowiedział umowę. Klub nie wykazywał żadnej woli negocjowania stawek, zaakceptował stawki na wynajem parku maszyn i fan shopu, natomiast nie podpisał umowy na pozostałą część biur, do czego miał pełne prawo. Umowa na wynajem powierzchni biurowych została zakończona, natomiast pozostałe trzy obowiązują.
Po drugie, tylko w 2022 roku przedstawiciele miasta, w tym prezydent i jego zastępca, spotkali się z władzami klubu ośmiokrotnie w sposób bezpośredni. Były też liczne kontakty elektroniczne i telefoniczne. Warto nadmienić, że za każdym razem, kiedy klub prosił o bezpośrednie spotkanie, to ono się odbywało - z udziałem prezydenta lub jego zastępcy. Spotkania odbyły się w styczniu, maju, czerwcu, lipcu (4x). Dodatkowo rozmawialiśmy z klubem, podczas posiedzenia rady nadzorczej w lipcu i grudniu (2x) oraz dwukrotnie we wrześniu, w związku z organizacją SGP. To dowodzi, że komunikacja na linii miasto-klub odbywała się w sposób regularny.
Reasumując, współpraca pomiędzy klubem a miastem nadal trwa, tylko biura klubu, decyzją właściciela, od stycznia 2023 zostały przeniesione. Przypomnę, że Motoarena została wybudowana w 2009 roku, a prezydent Torunia Michał Zaleski był gorącym zwolennikiem tej inwestycji. W kolejnych latach ten sam prezydent doprowadził do tego, że w Toruniu co roku odbywa się cykl turniejów Grand Prix na żużlu, dzięki czemu do naszego miasta zjeżdżają rzesze kibiców z całego świata, a przedsiębiorcy czerpią zyski z wynajmowanych hoteli, restauracji itp".

Po medialnej wymianie zdań sprawa ucichła, a kibice z większym zrozumieniem, pomaszerowali do klubowej kasy po karnety na sezon 2023. A wyrozumiałoś ta musiała być wielka, bo całoroczne wejściówki na mecze Apatora były jednymi z najdroższych w Polsce. Na domiar złego, klub odstąpił od przywilejów dla rodzin i na Motoarenie próżno szukać sektora rodzinnego lub jakichkolwiek zniżek dla rodzin, które przygotowałby KS Toruń. W przeszłości dwójka dorosłych z dwójką dzieci mogła obejrzeć mecz z drugiego wirażu stadionu bez głębokiego sięgania do kieszeni - strefa zielona była oficjalnie nazywana strefą rodzinną i można było kupić na nią łączony bilet 2+2. Obecnie toruński klub zrezygnował z promowania rodzinnego oglądania zawodów, a dodatkowo zrównał ceny biletów na strefie zielonej ze strefą niebieską. To jednak nie wszystko - KS Toruń to także jedyny klub w całej Ekstralidze, który nie ma żadnej zniżki dla studentów - bilet ulgowy obowiązwał tylko osoby do 18 roku życia, co oznacza, że taniej na stadion nie wejdą nie tylko żacy, ale nawet maturzyści. Ulgowych wejściówek nie było w Toruniu również dla seniorów, a brakowało ich jeszcze tylko w Lesznie. Tak więc bilet normalny na ligowe spotkanie w Toruniu kosztował 55 złotych, a ulgowy (powyżej 7 roku życia) 45 złotych, co oznaczało, że rodzice z dwójką dzieci za obejrzenie jednego meczu Apatora musieeli zapłacić aż 200 złotych. Była to zdecydowanie najwyższa cena w Polsce, bo we wszystkich innych klubach istnieją bardziej korzystne opcje dla rodzin, niekiedy na całkowicie innym poziomie cenowym. Jedyną ofertą przygotowana przez torunian obok wspomnianych biletów za 55 i 45 zł (nie licząc wejściówek na trybunę główną) to bilet dziecięcy do 7 roku życia, który kosztował 15 złotych.
Stali kibice zainteresowani byli jednak karnetami, a w tej ofercie w przeciwieństwie do poprzednich sezonów Kibice mogli sami zdecydować, jaki typ karnetu wybiorą. Do sprzedaży trafiły bowiem całoroczne wejściówki obowiązujące tylko na rundę zasadniczą oraz z wersją rozszerzoną o play-off. Sprzedaż ruszyła 1 grudnia za pośrednictwem strony www.kstorun.kupbilety.pl oraz w siedzibie Klubu. Dla kibiców, którzy kupili wejściówki całoroczne w sezonie 2022, klub przewidział karnety lojalnościowe. - "Tak jak w poprzednich sezonach, dla naszych wiernych Kibiców przygotowaliśmy karnety lojalnościowe, które objęte są zniżką. W tym roku, na prośbę Kibiców postanowiliśmy wrócić do opcji karnetów z fazą play-off. To Kibice zdecydują, jaki rodzaj karnetu wybrać, Mam nadzieję, że Motoarena ponownie będzie zapełniona przez kibiców!" - mówiła Ilona Termińska.


  Runda zasadnicza Runda zasadnicza
+ play-off
  Strefa Niebieska
Karnet Normalny 340 zł 499 zł
Karnet Ulgowy
dla młodzieży urodzonej w 2005 roku i później
oraz dla studentów urodzonych w 1999 roku i później
270 zł 399 zł
Karnet Dziecięcy
dla dzieci do lat 7
90 zł 129 zł
Karnet Normalny Lojalnościowy
dla posiadaczy karnetów normalnych w sezonie 2022
300 zł 449 zł
Karnet Ulgowy Lojalnościowy
dla posiadaczy karnetów ulgowych w sezonie 2022
240 zł 349 zł
Karnet Dziecięcy
dla dzieci do lat 7; dla posiadaczy karnetów dziecięcych w sezonie 2022
70 zł 109 zł
  Strefa Czerwona
Karnet Normalny 1000 zł 1500 zł
Karnet Normalny Lojalnościowy 900 zł 1300 zł
Karta Parkingowa 150 zł 150 zł

Po zakupieniu karnetów kibice z niecierpliwością oczekiwali na pierwsze starty swoich ulubieńców. Zawodnicy jednak musieli przygotować się do sezonu i seniorzy trenowali indywidualnie, z kolei młodzież korzystała z treningów organizowanych przez klub. Trener Robert Sawina był zadowolony z przebiegu zajęć i osobiście doglądał swoich podopiecznych na treningach ogólnorozwojowych i kondycyjnych prowadzonych przez Radosława Smyka. W trackie przygotowań zaplanowano również mini zgrupowania w Centrum Sportu i Rekreacji Olender, które miało charakter integracyjny. Zawodnicy byli jednak głodni jazdy i gdy w styczniu przyszedł gwałtowny wzrost temperatur i termometry przez kilka dni wskazywały dwucyfrową temperaturę na plusie w mediach społecznościowych, młodzieżowcy Apatora Toruń - Krzysztof Lewandowski oraz Mateusz Affelt odpalili swoje maszyny na obiekcie miniżużlowym, na którym na co dzień startowali zawodnicy Stali Toruń. Była to jednak tylko zabawa, ale w lutym również pozostali  zawodnicy postanowili w pojedynkę pokręcić kilka kółek na toruńskiej MotoArenie. Poważne ściganie i testowanie zakupionego sprzętu zaczęło się na dobre po zgrupowaniu w Hiszpanii w Costa del Sol, gdzie w pobliżu morza podstawowa kadra Apatora miała zarezerwowany hotel ze sportową infrastrukturą. Trener tak oceniał ten wyjazd: "spotkanie w Hiszpanii ma na celu przede wszystkim integrację. To kontynuacja spotkań, które odbyliśmy już w grudniu i styczniu w Nieszawce. Chcemy budować relacje między zawodnikami i tworzyć prawdziwy zespół. Przy okazji pracując nad kondycją i ogólnym przygotowaniem fizycznym. W dużym stopniu skupiliśmy się na treningach na rowerach szosowych, ale były też i inne atrakcje, czyli karting i wyjścia w góry. Zajęcia poprowadził Radek Smyk, nasz trener od przygotowania fizycznego. W Costa del Sol i była cała nasza drużyna, której w realizacji celów sportowych sprzyjała dobra pogoda".


 

Zgrupowanie w Hiszpanii trwało  tydzień i po powrocie żużlowcy wrócili na toruński tor, a w pierwszych zajęciach na nowo usypanym zjawili się wszyscy zawodnicy z kadry pierwszego zespołu, a trener skomentował toruńską nawierzchnię: "Był w zeszłym roku czas, gdy w Toruniu rozważano najbardziej radykalne rozwiązanie - całkowitą wymianę nawierzchni na Motoarenie i następnie ułożenie jej na nowo. Ostatecznie z takiego kroku zrezygnowano, ale na torze i tak wykonano zimą spore prace. Tor został oczyszczony i przesiany z kamyczków, których w ostatnich sezony w Toruniu nie brakowało. Taki był właśnie cel, tych prac, bo chodziło o to, żeby usunąć nadmiar grubego kamienia, który był w tej nawierzchni. Mam nadzieję, że pomoże to naszym zawodnikom, aby nie byli już przez te kamienie spowalniani przy ataku na przeciwnika, który jedzie z przodu. Będzie to również po prostu mniej bolesne, bo niektóre kamienie uderzały po udach oraz rękach i było to odczuwalne. Teraz tego bólu przy jeździe będzie już mniej, ale jaki to będzie miało wpływ na ściganie, na razie tego nie wiem. Po pierwszych treningach jeszcze ciężko mówić, czy na torze będą nowe ścieżki, bo na przygotowanie go tak, jak ma wyglądać na lidze, przyjdzie czas przed pierwszym meczem z Gorzowem. Do tej pory bawiliśmy się jazdą. Wszystko wyjdzie w praniu, bo musimy dojść do takich temperatur, jakie będą w sezonie. Pamiętajmy, że latem będzie 30 stopni i tak naprawdę zachowanie tego toru będziemy poznawać na nowo dopiero przez kolejne tygodnie i miesiące. Na tę chwilę uważam, że z torem jest dobrze, ale najważniejsze będą wyniki oraz to, by zawodnicy czuli się na nim komfortowo i wygrywali wyścigi".

W końcu jednak przyszedł czas na pierwsze sparingi i po treningowej potyczce z Motorem Lublin, sezon AD 2023 można było uznać za rozpoczęty.



for Nature Solution Apator Toruń

2023-03-24

51 : 39



Platinum Motor Lublin

wyniki turnieju



for Nature Solution Apator Toruń

2023-03-28

52 : 38



Włókniarz Częstochowa

wyniki turnieju



Włókniarz Częstochowa

2023-03-29

47 : 43



for Nature Solution Apator Toruń

wyniki turnieju


W roku 2023 powrócił również temat z roku 2013 i finału ekstraligi w którym toruński Unibax miał zmierzyć się w rewanżowym meczu z zielonogórskim Falubazem. Niestety doszło do walkowera, bo po kontuzji Tomasza Golloba strona toruńska, uzgodniła telefonicznie ze stroną zielonogórską, że mecz zostanie rozegrany w innym terminie, jednak ustalenia te nie zostały dotrzymane i właściciel klubu nie zgodził się, by jego drużyna wystąpiła w rewanżowym meczu finału ligi. Zawodnicy zjawili się co prawda w parku maszyn, ale ostatecznie na jego polecenie wyjechali ze stadionu około godziny przed rozpoczęciem. Żużlowe władze po całym zamieszaniu nałożyły na toruński klub drakońskie, nieuzasadnione regulaminowo kary w wysokości 1,043 mln zł grzywny, dodatkowo odjęto osiem punktów w kolejnym sezonie oraz nakazano, by na jednym spotkaniu toruńskiego klubu wszystkie bilety były sprzedawane za złotówkę. Efektem tego było to, że biznesmen Roman Karkosik uregulował wszelkie należności, a po roku wycofał się z żużla, ale władzom PZM nie zamierzał odpuścić całej sprawy i dopiął swego udowadniając nieuzasadnioną samowolkę żużlowych władz. Karkosik traktową cały spór honorowo i postanowił pozwać władze polskiego żużla, a w pozwie domagał się zwrotu 1,5 mln złotych, bo właśnie na tyle wycenił straty poniesione w skutek nałożonych kar. Procesy sądowe trwały osiem lat i w roku 2023 przed dziesiątą rocznicą tamtego zdarzenia, udało się zakończyć wszystkie spory i oficjalnie zamknąć temat roku 2013, zwierając ugodę w której Roman Karkosik odstępuje od zwrotu kosztów utraconych korzyści, ale PZM musi kwotę tę rozdzielić pomiędzy wszystkie kluby żużlowe w Polsce. "Zawarliśmy ugodę i traktuję to jako duży sukces. Nieco ponad milion złotych jeszcze w lipcu zostanie podzielony pomiędzy wszystkie kluby żużlowe w Polsce, a środki zostaną przeznaczone na szkolenie dzieci i młodzieży. Propozycja podziału pieniędzy została już jednogłośnie zatwierdzona przez wszystkie kluby Ekstraligi - mówił honorowy prezes PZM, Andrzej Witkowski, który stał za rekordowymi karami dla Karkosika i to on od lat dążył do zakończenia całego sporu.
Tak więc w zamieszaniu Roman Karkosik nie czuł się już pokrzywdzony, a PZM wyszedł z twarzą, bo pieniądze zostały w żużlu i mogły być podzielone niemal równo pomiędzy wszystkie 21 polskie kluby. W myśl podpisanej ugody całość dochodzonej kwoty zostanie przeznaczona na cele szkoleniowe dzieci i młodzieży w sporcie żużlowym. Jeszcze w 2023 roku Ekstraliga Żużlowa musiała przekazać 433 744,08 zł na rzecz 8 klubów startujących w Ekstralidze. Każdy klub miał otrzymać 54 218,01 zł. Z kolei kwota w wysokości 606 205,93 zł miała być podzielona przez PZM pomiędzy 13 klubów 1 Ligi i 2 Ligi. Każdy klub miał zatem otrzymać 46 631,22 zł. Pieniędzy miały nie otrzymać jednak zagraniczne kluby startujące w polskich ligach. Ponadto PZM oraz Ekstraliga Żużlowa musiały udokumentować spółce Unibax, że powyższe kwoty zostały przekazane na cele szkolenia dzieci i młodzieży, a dokumenty w myśl ugody miały być przedstawione do 31 stycznia 2025 roku.
Niestety wszyscy zapomnieli, że przez działanie polskich żużlowych władz, toruński ośrodek stracił zasobnego sponosora, który lubił żużel i dla niego był w stanie oddać część swojego majątku, ale został z tego "wyleczony" przez tych którzy z żyli z żużla i pośrednio z pieniędzy Karkosika.

ROZGRYWKI LIGOWE SENIORÓWgóra strony


46 : 44 Inaugurację ekstaligowej kampanii w sezonie 2023 zaplanowano w wielkanocny weekend, a pierwsze spotkanie miało odbyć się w Toruniu, w którym Apator Toruń podejmował Stal Gorzów. Choć gospodarze stawiani byli w roli faworyta, to ubiegłoroczny sezon udowodnił, że gorzowianie nawet gdy są skazywani na pożarcie, potrafią mocno się postawić na MotoArenie. Tym razem jednak próżno było szukać Zmarzlika w składzie Stali. Jesienią lider gorzowian postanowił po raz pierwszy w karierze zmienić klub i po dwunastu sezonach jazdy dla Gorzowa, przeniósł się do Motoru Lublin. W Staliw wszyscy wiedzieli, że zastąpić Zmarzlika jeden do jednego się nie da, ale w jego miejsce jako krajowego seniora zakontraktowano doskonale znanego z występów w Toruniu Oskara Fajfera, który na na ekstraligowym poziomie startował jeszcze jako junior, osiem lat temu i było to w barwach Apatora.
Po stronie Aniołów, trener Robert Sawina mógł w końcu desygnować do boju skład złożony z pięciu seniorów, bo po rocznej absencji powrócił Emil Sajfutdinow za którego w roku 2022 stosowano zastępstwo zawodnika. Ten kadrowy komfort sprawił, że już w pierwszym spotkaniu "Sawka" postanowił zaskoczyć, bo mało kto sądził, że z numerem 13 wystawi nowego podopiecznego, a przy tym najniżej notowanego oraz najmniej doświadczonego z całej piątki seniora. Mowa Wiktorze Lamparcie, w którym pokładano duże nadzieje, choć dopiero zakończył wiek juniora. Niestety w teamie Aniołów Patryk Dudek i Paweł Przedpełski w przedsezonowych jazdach próbnych pokazali, że dalecy są od optymalnej formy. Szczególnie dyspozycja tego pierwszego mogła niepokoić, bo zawodni przeciętnie zaprezentował się we wspomnianym IMME, a przy tym wspólnie z Przedpełskim zawiódł w MPPK w Rzeszowie. Na domiar złego z teamu Roberta Lamberta odszedł mechanik Łukasz Jankowski, który nagle postanowił skorzystać z oferty Piotra Pawlickiego i Anglik na gwałt musiał poszukać nowego pomocnika w parku maszyn. Jednak większe lub mniejsze problemy, jak co roku były w każdej drużynie i nie zmieniało to faktu, że każdy z zespołów musiał przystąpić do ligowej rywalizacji. Nie inaczej było w przypadku Apatora, który otworzył ligowy sezon zwycięstwem, ale spotkanie obnażyło słabości drużyny z miasta Kopernika i pokazało siłę Stali która miała powody do satysfakcji, bo pokazała, że nawet bez Bartosza Zmarzlika są w stanie walczyć o wygrane. Co prada przed meczem przegraną czterema oczkami goście z Gorzowa wzięliby w ciemno, bo wynik ten pozwalał im realnie myśleć o punkcie bonusowym w kontekście dwumeczu. Z kolei gospodarze mieli o czym myśleć, bo w ich ekipie z dobrej strony zaprezentowali się Robert Lambert i Emil Sajfutdinow, którzy zdobyli po jedenaście punktów. Ważne dziewięć oczek dorzucił Patryk Dudek, zaś Paweł Przedpełski do swojego dorobku dopisał 7 punktów. Nad formą popracować musiał jeszcze Wiktor Lampart, który poza jednym wygranym wyścigiem zapisał na swoim koncie jedynie cztery punkty. Po stronie gości najlepiej zaprezentował się Martin Vaculík. Słowak w sześciu startach wywalczył 11 oczek. Postawa Oskara Fajfera również mogła się podobać. Nowy nabytek żółto-niebieskich zdobył dziewięć punktów i z pewnością transfer ten okazał się być strzałem w dziesiątkę. Osiem do dorobku zespołu dorzucił Szymon Woźniak, a siedem Anders Thomsen.

38 : 52 Po odwołaniu meczu z Krosnem z powodu braku brak zgody na organizację imprezy masowej na przebudowanym stadionie Wilków, spotkanie ze Spartą Wrocław było drugą odsłoną w sezonie dla spragnionych żużla kibiców Apatora. Był to ważny dla obu drużyn, bo zarówno Apator, jak i Sparta w swoich pierwszych spotkaniach sezonu nie zachwycili, choć zapisali na swoim koncie w ligowej tabeli po dwa punkty. Spartanie, byli jednak stawiani w roli  faworyta do zdetronizowania Motoru Lublin, a do tego lubili jeździć w mieście Kopernika i chcieli dać znacznie więcej radości swoim fanom w kolejnej potyczce. Jednak szkoleniowiec toruńskiej drużyny, Robert Sawina na przedmeczowej konferencji mówił, że nie zwraca uwagi na siłę rywala, oraz że przed meczem celuje tylko w dwa "oczka" meczowe. Jednak słowa miały raczej uspokoić zawodników przed potyczką z klasowym rywalem, bo trener zamieszał składem i tylko para juniorów Apatora zachowała swoje numery względem inauguracyjnego meczu sezonu. Niestety mecz pokazał, że toruńska drużyna poza Emilem Sajfutdinowem odstawała od ligowych potentatów, bo Sparta wygrała w Toruniu aż czternastoma punktami i to mimo niemocy Janowskiego! Anioły całe spotkanie próbowały odrabiać straty, ale wrocławianie za każdym razem świetnie odpowiadali na ich zapędy i dodatkowo karcili rywala kolejnymi biegowymi zwycięstwami i nie bezpodstawienie w przedsezonowych przewidywaniach byli typowani do mistrzostwa Polski. Sparta nawet wtedy, gdy jedno z ogniw zawodziło, mogła liczyć na to, że inni stawali na wysokości zadania i łatali punktową dziurę. A tak właśnie było w przypadku Macieja Janowskiego, którego bezradność mogła zaskakiwać, w przeciwieństwie do Piotra Pawlickiego, który zmazał słabe wrażenie po ostatnim spotkaniu z Unią Leszno.
Torunianie z kolei pokazali, że u progu sezonu inwestycje w sprzęt wymagają poprawki, bo poza Sajfudinowem cała drużyna sprawiała wrażenie całkowicie zagubionej i to na własnym torze. Dwadzieścia dwa punkty trójki liderów Lambert, Przedpełski, Dudek przy bezbarwnych juniorach, to było za mało by myśleć o czymś więcej niż tylko nawiązanie walki z ligowymi średniakami.

Przed meczem doszło do bardzo miłej uroczystości , bowiem w toruńskiej alei sportu żużlowego dokonano odsłonięcia tablicy upamiętniającej byłego zawodnika toruńskiego Apatora i reprezentanta Australii - Rayna Sullivana. Czterdziestoośmioletni Sullivan przybył do Torunia i wraz ze swoją żoną torunianką Pauliną i wziął udział w doniosłej uroczystości. Australijczyk jeździł dla Apatora w sezonach 1996-1998, 2000 i 2007-2013. Wprawdzie w polskiej lidze reprezentował jeszcze kluby z Częstochowy i Bydgoszczy, to jednak kojarzy jest przede wszystkim z Toruniem. Wyczynową karierę zakończył w 2013 roku, a największym sukcesem Sullivana był brązowy medal IMŚ wywalczony w 2002 roku. Zdaniem wielu ekspertów Australijczyk nie miał szczęścia w Grand Prix, gdzie jego indywidualne wyniki nigdy nie były na miarę oczekiwań. Drużynowo aż trzy razy z reprezentacją Australii zdobywał Puchar Świata.
Była to już czwarta tablica pamiątkowa, a na jej odsłonięcie z dalekiej Australii przyleciał sam Ryan Sullivan z rodziną.

 

40 : 50 Od ostatniego starcia pomiędzy Wilkami Krosno, a Apatorem Toruń minęło 50 lat i mecz z Aniołami był historyczną chwilą, bo miejscowi mieli po raz pierwszy w wystąpić przed własną publicznością na najwyższym szczeblu rozgrywek. Oba zespoły miały jednak już okazję mierzyć się ze sobą w walce o ligowe punkty, w latach sześćdziesiątych, gdy regularnie spotykały się na ówczesnym drugoligowym poziomie rywalizacji. Z czasem klub z Torunia trafił do krajowej czołówki w której zdobył cztery mistrzowskie tytuły. Wilki Krosno z kolei po ligowym rozbracie powróciły w drugiej połowie lat 80, kiedy to powstał KKŻ, którego następcami były ŻKS, KSŻ i w końcu KSM. Epizody pierwszoligowe (2005-2006, 2016) okazały się tylko epizodami, bo tak naprawdę drużyna nie miała zasobów finansowych i co za tym idzie zasobów ludzkich, aby wybić się z drugoligowej rzeczywistości. Aż przyszedł rok 2019, kiedy to spółka akcyjna Wilki z nowymi osobami w zarządzie uznała, że czas spróbować wynieść sport żużlowy do innego wymiaru. już drugim roku działalności Wilki rozjechały 2 Ligę, wygrywając ją z kompletem zwycięstw. W trzecim awansowały do finału play-off 1 Ligi. W końcu w czwartym znów się tam znalazły i tym razem ten dwumecz wygrały, pokonując znacznie bardziej utytułowany Falubaz Zielona Góra ii od sezonu 2023 kibice z Podkarpacia po raz pierwszy mieli okazję oglądać swoich ulubieńców w walce o drużynowe mistrzostwo Polski. A inauguracja żużlowego "Kopciuszka" była obiecująca, bo beniaminek miał na koncie jedno odjechane spotkanie w Lesznie, podczas którego był o włos od zwycięstwa. "Wataha" pechowo przegrała, ale o załamywaniu rąk nie ma mowy. W drużynie była wielka mobilizacja przed historycznym spotkaniem na własnym torze, bowiem była to okazja do zdobycia pierwszych punktów w eliciei sztuka ta udała się bo choć Anioły walczyły, to Wilki wygrały pierwszy mecz w Ekstralidze, pisząc historię speedwaya w Krośnie. Można powiedzieć, że był to moment porównywalny do pierwszego z ligowego zwycięstwa się 30 czerwca 1957, kiedy to w pojedynku z Unią Tarnów padł rezultat 35:18. Liderem miejscowych był Indywidualny wicemistrz świata z 2014, Krzysztof Kasprzak, który podtrzymał dobrą formę z meczów w Wielkiej Brytanii. Wtórowali mu Jason Doyle i Václav Milík. Pięciokrotnie na torze pojawił się dzisiaj Krzysztof Sadurski. dwudziestoletni junior do dorobku krośnieńskiej drużyny dorzucił 8 punktów z bonusem, co było jego zdecydowanie najlepszym występem w historii startów w Ekstralidze. Bardzo słabo zaprezentował się z kolei Mateusz Świdnicki. Zawodnik U24 dwukrotnie pojawił się na torze i dwukrotnie kończył bez zdobyczy punktowej.
Wynik Apatora ciągnął jak mógł Emil Sajfutdinow (16 punktów i bonus), jednak zabrakło mu odpowiedniego wsparcia kolegów z zespołu. Bardzo dobrze w mecz wszedł Patryk Dudek, jednak po upadku w jedenastym biegu zupełnie stracił rezon i w swoich trzech ostatnich biegach nie zdobył ani jednego punktu. Na całej linii zawiódł natomiast Robert Lambert. Brytyjczyk przy swoim nazwisku zapisał dzisiaj tylko dwa "oczka", dwukrotnie będąc zastępowanym w ramach rezerwy taktycznej, bowiem kompletnie nie radził sobie na krośnieńskim torze.

Sezon ligowy wchodził dopiero na obroty, a w Apatorze pojawiły się zawirowania kadrowe. Trener Robert Sawina po dwóch przegranych ze Spartą Wrocław i Wilkami Krosno znalazł się w ogniu krytyki i po meczu w Krośnie po jego słowach zawrzało: "Mówiłem w klubie, że jeżeli jeden z tych meczów przegramy, to oddaję się do dyspozycji zarządu. Wiadomo, że jeżeli w takiej sytuacji ktoś zarzuca mi, że nie jest tak jak być powinno, bo takie głosy w mediach można usłyszeć, to na pewno będę próbował, żeby ten zespół znalazł kogoś lepszego ode mnie". Była to reakcja trenera Apatora na słowa byłego menadżera toruńskich "Aniołów" Jaka Gajewskiego, gdy ten ocenił potencjał kadrowy Apatora i przyznał, że wyniki pozostawiają do życzenia. Dodając, że nie rozumie rotacji zawodników pod kątem numerów startowych, jakie następują w toruńskim teamie. Sawina w telewizji odpowiedział Gajewskiemu, że takie opinie są krzywdzące dla jego drużyny. Zaznaczył, że Gajewski na co dzień nie jest związany z klubem i nie wie, jak sytuacja wygląda od środka.  Gajewski długo nie czekał z ripostą. W mediach społecznościowych zamieścił swój komentarz. Krótko i dosadnie: "Nie widziałem, nie słyszałem. Robert Sawina 0, Jacek Gajewski DMP 2 - złoto, 3 - srebro, 4 - brąz. Życzę powodzenia". Działacze w Toruniu chcąc rozwiązać problemy trenera, rozważali wsparcie dla trenera w osobie Grega Hancocka, który deklarował że chętnie by wrócił do pracy w Ekstralidze i by pomóc jakiemuś zespołowi. Można się jedynie domyślić, że pomysł zatrudnienia 53-latka ma związek z kiepskimi wynikami zespołu na początku sezonu oraz krytyką Roberta Sawiny, który jeszcze przed meczem w Krośnie zadeklarował, że oddaje się do dyspozycji zarządu. Rozmowa władz Apatora Toruń z Amerykaninem miała jednak charakter kurtuazyjny i nie doszło do konkretów. A o szczegółach mówił sam zainteresowany: "Przedstawiciele klubu faktycznie do mnie dzwonili i pytali, czy byłbym zainteresowany ofertą. Do konkretów jednak na razie nie doszło. Cieszy mnie jednak, że ludzie w Polsce wciąż o mnie pamiętają. Ostatnie dwa lata pracy dla Sparty Wrocław wspominam bardzo dobrze i tęsknię za Ekstraligą. Mam nadzieję, że niedługo znów będę pojawiał się regularnie przy okazji jej meczów. Mam spore doświadczenie, wciąż kocham żużel i mogę sporo ciekawych rzeczy przekazać młodszym zawodnikom. Oczywiście wydaje się, że nie wszyscy potrzebują pomocy, ale nawet tym najlepszym dyskusja może pomóc wejść na wyższy poziom. Z zewnątrz widać czasem więcej. Praca w Sparcie pokazała, że mogę być przydatnym doradcą. Nie zastąpię zawodnika czy mechanika, ale potrafię zauważyć coś, czego oni nie dostrzegają. Wiadomo, że łatwiej pracuje się z juniorami i zawodnikami do 24. roku, bo ich wciąż można ukształtować. Oni wciąż się uczą i są otwarci na wiedzę. Czasami wystarczą naprawdę małe spostrzeżenia, by skierować zawodnika na właściwe tory - przyznaje Hancock i sam dodaje, że nie ma możliwości, by mógł zostać samodzielnym trenerem, a idealnie odnajduje się właśnie w roli doradcy.
Właściciel klubu Przemysław Termiński szybko jednak zadeklarował, że zmiana trenera w ogóle nie jest brana pod uwagę, a Greg ostatecznie zatrudnienia w Toruniu nie znalazł.

41 : 49 Czy ta niepotrzebna medialna pyskówka i decyzja trenera Sawiny wpłynęła deprymująco na zespół Aniołów miała znaczenie przed meczem w Lesznie? Trudno powiedzieć, w końcu zawodnicy byli profesjonalistami i to oni wspólnie z trenerem ponosili odpowiedzialność za wynik. A fakty były takie, że jeden wygrany mecz i dwa oczka w tabeli dają niebiesko-żółto-białym tylko siódme miejsce w ósemce Ekstraligi, a przecież zespół miał spokojnie wjechać do play-off i bić się o medale. Lesznianie z kolei przystępowali do tego z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony, stracili na jakiś czas możliwość korzystania z usług Chrisa Holdera. Mistrz świata z 2012 roku podczas meczu w Grudziądzu zaliczył kolizję z Kacprem Pludrą i okazało się, że doszło do pęknięcia kręgu szyjnego C5. To wyeliminowało go ze startów na kilka tygodni. W składzie Unistów pod nieobecność Holdera pojawił się niespełna siedemnastoletni Nazar Parnicki, który przed sezonem dostał dwa nowe silniki wprost od Ashley'a Holloway'a, a trzeci sprzedał mu Brady Kurtz. Młody zawodnik cały czas może mógł liczyć na wsparcie od Janusza Kołodzieja, więc o przygotowanie sprzętowe do debiutu nie miał się co martwić. Zatem wszystkie zespoły szukały rozwiązań i rozpędzały się, a Apator stał w miejscu i mecz w Lesznie miał być dla niego pojedynkiem o spokój w tabeli lub nerwowym poszukiwaniem budowaniem zawodników na dalszą część sezonu. Robert Sawina starał się jednak walczyć i zdecydował się na niewielkie zmiany. Porównując zestawienie "Aniołów” ze spotkaniem w Krośnie - na swoich miejscach zostali Patryk Dudek i Paweł Przedpełski, pozycjami zamienili się za to Wiktor Lampart i Emil Sajfutdinow. Parę z juniorem ponownie stanowił będzie Robert Lambert. I taktyka ta wydawała się skuteczna, bo początek zawodów był obiecujący dla przyjezdnych, ale światło zaczęło dla Apatora gasnąć w Lesznie od szóstego biegu w szybkim tempie. Nic to, że Unia jechała bez Chrisa Holdera, bo szesnastoletni debiutant z Ukrainy wygrywał z bezradnymi gośćmi jak chciał i gospodarze wygrali 49:41.
Niekwestionowanym liderem Unii Leszno jest oczywiście Janusz Kołodziej, lecz pod nieobecność Chrisa Holdera na wyższy poziom musiała wskoczyć reszta zespołu. Tak też się stało. Dobry występ ponownie odnotowali Grzegorz Zengota oraz Bartosz Smektała, a pierwszą dwucyfrówkę w tym sezonie zdobył natomiast Jaimon Lidsey. Także juniorzy wykonali plan minimum wygrywając podwójnie bieg młodzieżowy. W zespole z Torunia nadal brakowało stabilności. Świetną formą zachwycał Emil Sajfutdinow, ale poza Rosjaninem z polskim obywatelstwem ciężko było znaleźć zawodnika, na którym menedżer Robert Sawina mógł polegać. Duże problemy ze znalezieniem prędkości mieli Wiktor Lampart, Paweł Przedpełski czy Patryk Dudek, a "w kratkę” jeździł Robert Lambert. To właśnie nierówna forma torunian wydawała się być główną przyczyną porażki.

52 : 38 W ramach piątej kolejki spotkań władze ekstraligi zaplanowały debry Pomorza i Kujaw. Niestety nie tak początek sezonu wyobrażali sobie kibice obu drużyn, bo zarówno Toruń, jak i Grudziądz spisywały się poniżej oczekiwań. Jednak obiektywnie patrząc, zdecydowanie większy zawód był po stronie Aniołów, które w przedsezonowych opiniach ekspertów miały być jednym z faworytów i walczyć o medale. Postawa Apatora, była na tym etapie rozgrywek największym zaskoczeniem in minus, dlatego nikogo nie dziwiło, że przed meczem trudno było wskazać zwycięzcę tego pojedynku. Apator przy normalnej dyspozycji swoich liderów byłby zdecydowanym faworytem na własnym orze, ale po tym co pokazał w czterech pierwszych spotkaniach, nie było to takie pewne. Drużyna była kompletnie zagubiona i trudno było szukać pozytywów. Dla przykładu GKM pomimo problemów całkiem nieźle zaprezentował się w Krośnie, a nad występem Apatora najlepiej roztoczyć parasol milczenia. Formy nie miał Patryk Dudek, poniżej oczekiwań jeździł Robert Lambert, nierówny był Przedpełski, a formacja juniorska, na tle rywali była tylko nazwiskami w programie. Drużyna grudziądzka też miała swoje problemy. Kreowany na lidera Nicki Pedersen zawodził na całej linii, a przyczyną były rozliczne kontuzje i urazy jakie dotykały Duńczyka. Efektem tego było odpuszczanie wyścigów na trudnych nawierzchniach i choć wielu rozumiało, że zdrowie jest najważniejsze, to nikt nie rozumiał dlaczego były mistrz świata rozmienia swoją karierę na drobne i nie wyleczy nabytych urazów, by wrócić w pełni sił i zachwycać swoją jazdą. Dość napisać, że na przestrzeni czterech dni, Duńczyk rozpoczął dwa mecze i żadnego nie dokończył. Patrząc na problemy gości, Robert Sawina ciągle wierzył w swoich podopiecznych: "Jesteśmy tuż przed spotkaniem, które na tą chwilę jest dla nas najważniejsze. Liczymy na to, że w końcu wszystko się zazębi i pojedziemy po dwa punkty. Wcześniej wierzyliśmy, że wszystko nam się poukłada, lecz niestety się nie udało. Przed nami spotkanie na naszym torze, więc wierzę, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Wiadomo, że my i GKM mamy największe problemy jeżeli chodzi o tabelę. Wszystko jest tak, jak być powinno, a wyniku brakuje, stąd też jesteśmy przybici taką sytuacją. Nie może to jednak wpłynąć na to, że zawodnicy nie będą czuli własnej wartości. Ja, jako były sportowiec, nie wyobrażam sobie innego scenariusza niż odbicie się od dna, w którym na tę chwilę jesteśmy. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Najważniejsze, by z tego dołka jak najszybciej wyjść".
Ostatecznie Apator Toruń pokonał GKM Grudziądz i pogrążył rywala zza miedzy w chaosie.
GKM nie przypominał drużyny, a bardziej zlepek indywidualności, a ta największa nie jest w stanie poradzić sobie z trudniejszą nawierzchnią. "Gołębie" znów nie mogły liczyć na Nickiego Pedersena i w efekcie zespół Janusza Ślączki już po pięciu meczach nie musiał się martwić play-offami, ale powinien myśleć o walce o utrzymaniu w Ekstralidze. Z kolei wygrana w derbach przyniosła ulgę fanom z Torunia, bo w końcu zapunktowała cała piątka seniorów, a pojedynek z lokalnym rywalem dał też wskazówkę, jak należy przygotować tor na Motoarenie w kolejnych spotkaniach. Większy spokój zapanował również w sztabie szkoleniowym, bo Robert Sawina zyskał nieco więcej spokoju, choć już wkrótce miało się okazać, że w Apatorze do głosu miała dojść sprawdzona myśli szkoleniowa lat '90.

46 : 44 W szóstej kolejce w grodzie Kopernika nie ukrywano, że zespół z mistrzem Polski mierzy w zwycięstwo, choć każdy miał świadomość ile jest dziur w Anielskim składzie. By myśleć o co najmniej 46 punktach w starciu z Koziołkami, na wysokim poziomie pojechać musiał każdy z podopiecznych Sawiny. Trener na pewno mógł liczyć na Emila Sajfutdinowa, ale sam Rosjanin meczu nie był w stanie wygrać i wiele zależało od Pawła Przedpełskiego i Patryka Dudka. Na kilka dni przed meczem niespodziewane szanse Apatora na końcowy tryumf wzrosły, bo w meczu z powodu kontuzji nie mógł wystąpić Dominik Kubera, z własnej winy upadł na treningu poprzedzającym rozgrywaną w Warszawie rundę Grand Prix i nabawił się kontuzji kręgosłupa. Była to spora strata dla wicelidera tabeli, który musiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Kalendarz jednak sprzyjał Koziołkom, bo bez Kubery, na swoim torze najpierw podejmowali beniaminka z Krosna, którego rozgromili 56:34 i to pozwoliło przyjrzeć się taktyce meczowej na wyjazd do Torunia, gdzie skalą trudności była znacznie wyższa, a brak Kubery miał okazać się już znacznie większą stratą. Niestety mecz od pierwszego biegu nie poukładał się po myśli gospodarzy, choć w połowie zawodów Anioły zdołały wypracować sześciopunktową przewagę. Koziołki miały jednak w swoim składzie dwie armaty, które miały co prawda na swoim koncie nieco mniej punktów niż zazwyczaj, ale kto miał odwrócić losy spotkania na korzyść gości, jak nie para Zmarzlik-Lindgren? Mieli oni jednak przed sobą trudne zadanie, bo w trzynastej odsłonie dnia musieli stanąć w szranki z niepokonanymi do tej pory Sajfutdinowem i Lambertem. W pierwszym podejściu do tego biegu po wejściu w pierwszy łuk z torem zapoznał się Rosjanin, lecz sędzia nie wskazał winnego i pod taśmą zameldowali się wszyscy zawodnicy. W powtórce kapitalnie ze startu ruszyli goście i podwójnie pokonali liderów Apatora. To sprawiało, że lublinianie zmniejszyli stratę do dwóch punktów i wynik meczu wciąż był sprawą otwartą. Pierwszy wyścig nominowany to popisowa jazda Jarosława Hampela. Ze startu wystrzelił Jack Holder, a za jego plecami znaleźli się torunianie. "Mały" ruszył jednak w pogoń za "Aniołami" i najpierw przy krawężniku wyprzedził Przedpełskiego, a następnie to samo uczynił z Dudkiem. Lublinianie wygrali podwójnie i przed ostatnią gonitwą objęli dwupunktowe prowadzenie w meczu. Był to prawdziwy meczowy rollercoaster, bo w ostatniej odsłonie dobrze ze startu wyszedł Zmarzlik, ale obok niego przemknął Sajfutdinow i lider Motoru musiał bronić się przed atakiem "Lambo", by jego drużyna mogła wywieźć z Torunia chociaż meczowy remis. Lambert miał jednak świadomość, że remis będzie tak naprawdę porażką jego zespołu i do końca ścigał Polaka i dosłownie o "błysk szprychy" na linii mety złapał mistrza świata zapewniając Apatorowi zwycięstwo! Brytyjczyk utonął w objęciach zespołu i pofrunął w górę, a kibice długo celebrowali triumf nad mistrzami Polski. Po sezonie bieg ten okrzyknięto biegiem sezonu.
Wydarzenia z Motoareny po części osłodziły toruńskim kibicom to, co działo się kilka wcześniej w Krośnie czy Lesznie. Dodatkowo zwycięstwo z tak silnym przeciwnikiem pozytywnie wpłynęło na morale całej toruńskiej ekipy. Apator, pomimo nikłej wygranej, odjechał najlepsze spotkanie w sezonie. Słowa uznania należały się toromistrzowi, bo wykonał kawał dobrej roboty i gdybyśmy mieli wystawić notę za stan nawierzchni, to byłaby to ocena celująca.

41 : 49 W rundzie kończącej pierwszą serię spotkań w żużlowej ekstralidze Apator napędzony wygraną nad Mistrzem Polski z Lublina, jechał zdobyć Częstochowę. Miejscowy Włókniarz był jednak faworytem do zdobycia dwóch punktów i wskazywała na to również pozycja w tabeli, gdzie po sześciu spotkaniach "Lwy" zajmowały trzecie miejsce. Zespół Lecha Kędziory wygrał ostatnie dwa spotkania (domowe z Krosnem oraz wyjazdowe w Lesznie) i chciał wygrać również Aniołami, bo tryumf miał umocnić ich w górnej części tabeli. Klub z Torunia rozpędzał się i zaczął coraz śmielej punktować w rozgrywkach Ekstraligi. Dwa ważne zwycięstwa nad GKM-em Grudziądz oraz Motorem Lublin wzmocniły morale zawodników pod wodzą Roberta Sawiny i czterokrotni mistrzowie Polski jechali do Częstochowy z nadziejami na zwycięstwo, ale zadanie to nie było łatwe, bo ostatnią wygraną z Częstochowy, Apator wywiózł prawie dziewięć lat temu (1 czerwca 2014 r). Po meczu pełnym emocji Anioły zwyciężył 47:43. Liderem przyjezdnych wówczas był Darcy Ward zdobywca 14 oczek, natomiast po stronie gości najlepszy był Grigorij Łaguta, który punktował na tym samym poziomie. W obu ekipach liderów z tamtego meczu już nie było, ale Robert Sawina z pewnością mógł być spokojny, że Australijczyka zastąpi Emil Sajfutdinow, który od początku sezonu imponował formą. Ważne punkty zdobywał też Robert Lambert, a z meczu na mecz było widać progres w jeździe Patryka Dudka, który w pierwszych spotkaniach najbardziej zawodził oczekiwania kibiców i dopiero w swoim szóstym spotkaniu pokazał, że jest coraz bliżej powrotu do swojej normalnej dyspozycji.
Zawodnicy show rozpoczęli już w inauguracyjnej odsłonie, w której para gości po starcie objęła podwójne prowadzenie
. Patryk Dudek wykorzystał słabszy moment startowy Leona Madsena i pomknął po trzy punkty. Za nim jednak trwały harce Kacpra Woryny i wspomnianego Duńczyka. Udało im się minąć Emila Sajfutdinowa, który jednak do ostatnich chwil nie chciał dać za wygraną Madsenowi i do końca naciskał Duńczyka, próbując wyszarpać mu punkt. Wyścig młodzieżowy był bez historii, bo gospodarze lepiej wystartowali i przywieźli pewny podwójny triumf. Kolejne biegi sprawiały, że z niewielką przewagą mecz kontrolowali gospodarze, ale defekty Maksyma Drabika dawały wiele do zastanowienia. Kulminacją pecha u częstochowskiego wychowanka nastąpiła po biegu trzynastym, kiedy to gospodarze wyszli lepiej ze startu, ale Drabik zanotował kolejny defekt, co rozsierdziło zawodnika do tego stopnia, że wzbudzonyzabrał swoją walizkę i przed biegami nominowanymi ostentacyjnie udał się do swojego busa. Trener Kędziora, menedżer Jarosław Dymek, a nawet prezes Michał Świącik, musieli go prosić, aby się uspokoił i wrócił do boksu. Ostatecznie wychowanek Włókniarza już do żadnego wyścigu nie został wystawiony, a zamiast niego pojechał Miśkowiak w duecie z Madsenem i chociaż były młodzieżowy indywidualny mistrz świata z pierwszego pola nic nie zdziałał, to Duńczyk zrobił swoje i przypieczętował zwycięstwo gospodarzy 49:41. Ośmiopunktowa różnica przed rewanżową potyczką w Toruniu nie stawiała, żadnej z ekip w roli faworyta do wywalczenia punktu bonusowego. Anioły co prawda mogły na własnym torze latać znacznie wyżej, ale Lwy z całą pewnością myśląc o finale ekstraligi nie zamierzały składać broni i w rundzie rewanżowej chciały walczyć o jak najlepsze rozstawienie przed play-offami.

44 : 46 Na półmetku rozgrywek w rundzie zasadniczej Ekstraliga okazała się ligą dwóch prędkości. Górę i dół tabeli dzieliły spore różnice nie tylko pod kątem punktów, ale też możliwości poszczególnych zespołów. Niestety Apator, uchodził w tym momencie rozgrywek za drużynę znacząco odstającą od liderów, bowiem zawodził na całej linii i miał wiele słabych ogniw. Nic więc dziwnego, że po dwóch przegranych wyjazdowych konfrontacjach, przed domowym starciem z rozpędzonym czwartym w tabeli Włókniarzem, był wiele obaw o końcowy wynik tego pojedynku. Wśród Aniołów zawodzili w mniejszym lub większym stopniu wszyscy poza Emila Sajfutdinowem i niekiedy Robertem Lambertem. Drużyna była nierówna i rozkojarzona. Punkty, jakie torunianie mieli na koncie zostały wywalczone na Motoarenie i nawet w tych wygranych meczach zespół nie prezentował spektakularnej formy. Nic więc dziwnego, że przez meczem z Włókniarzem, mającym za sobą cztery kolejne wygrane, w ekipie toruńskiej była pełna mobilizacja. Zespół gości ewidentnie złapał pewność siebie, większość jego zawodników prezentowała wysoki poziom, a atmosfera w częstochowskim parku maszyn, mimo że czasami jeszcze bywa nerwowa, była zgoła odmienna od tej z początku sezonu. Lwy nie zamierzały też poprzestać na dwupunktowym dorobku w konfrontacji z Aniołami i zamierzały zgarnąć całą pulę w dwumeczu. Taki scenariusz gwarantował im lepsze rozstawienie przed rundą play-off, bo choć wygranie rundy zasadniczej było zadaniem mało realnym to druga pozycja przed kolejną fazą rozgrywek była scenariusz całkiem realnym. W składzie Apatora przed meczem z Częstochową nie przewidziano żadnych zmian, ale przebieg spotkania pokazał, że być może była to błędna decyzja, bo Apator przegrał u siebie z Włókniarzem 44:46, choć w pewnym momencie prowadził ośmioma punktami. Po dziesięciu biegach goście mieli na koncie dwie trójki, a Apator osiem i dosłownie nic nie wskazywało, że bezbarwne Lwy wygrają mecz. Niestety w pierwszej nominowanej gonitwie goście z Częstochowy wygrali podwójnie, wykorzystując przy tym defekt Lamberta na drugiej pozycji i tym sposobem w decydującym momencie wyszli na prowadzenie 44:40 i byli o krok od końcowego sukcesu. Apator miał jeszcze szanse na remis, ale musiał wygrać podwójnie w ostatniej odsłonie. I była na to szansa, bo po starcie na wyjściu z pierwszego łuku pociągnęło Michelsena, ale Dudek tego nie wykorzystał i skończyło się na 4:2 dla gospodarzy i porażką 44:46.
W obozie gości na pochwałę zasłużyli Leon Madsen, Kacper Woryna i Maksym Drabik, a klasą dla siebie był Mikkel Michelsen, który w kluczowym momencie wytrzymał ciśnienie i zdobył decydujące punkty. Apator z kolei na własne życzenie przegrał i skomplikował swoją sytuację w tabeli. Ponadto tor w Toruniu nie należał dzisiaj do najłatwiejszych. Zawodnicy mieli problemy szczególnie na wyjściu z pierwszego łuku. Ostatecznie po meczu zastrzeżenia względem toruńskiego toru doprowadziły do wszczęcia postępowania przez Komisję Orzekającą Ligi. Ta oceniła, że nawierzchnia "nie zapewniała płynnej jazdy i możliwości wyprzedzania na całej długości i szerokości". Z kolei na wyjściu z pierwszego łuku "z powodu tworzących się kolein i nierówności zanotowano upadki zawodników". W związku z tym Komisja Orzekająca Ligi przed 10 kolejką spotkań nałożyła kary na toromistrza i kierownika zawodów za niewłaściwe wykonywanie swoich obowiązków w postaci zawieszenia (w obu przypadkach) na miesiąc w zawieszeniu na sześć miesięcy. Ponadto KOL ukarała trenera klubu z Torunia - za niewłaściwe wykonywanie obowiązków - karą zawieszenia na miesiąc. Z kolei klub - organizatora zawodów - za niewłaściwe wykonywanie obowiązków otrzymał karę pieniężną w wysokości 50.000 zł w zawieszeniu na okres sześciu miesięcy. Decyzja ta oznacza, że Robert Sawina nie mógł prowadzić toruńskiego zespołu i klub z Grodu Kopernika zmuszony był znaleźć zastępstwo za pięćdziesięciodwulatka.

31 : 59 Rewanż w Lublinie pomiędzy miejscowym Motorem, a toruńskim Apatorem zapowiadał się bardzo ciekawe. Koziołki przegrały mecz w Toruniu w ostatnim biegu i były żądne rewanżu na Aniołach. Wówczas na samej mecie Bartosza Zmarzlika wyprzedził Robert Lambert o tysięczne sekundy. Gospodarze prezentowali się od początku sezonu bardzo dobrze, ale na tle głównego rywala w walce o tytuł DMP mieli już trzy porażki, a najbardziej dotkliwa była ta z poprzedniej kolejki z Grudziądza. Wówczas jedynym zawodnikiem, który bronił honoru drużyny był Bartosz Zmarzlik, a reszta sromotnie zawiodła oczekiwania swoich fanów.
Goście z kolei chcieli zaprezentować się z jak najlepszej strony, bo wygrana na torze aktualnego Drużynowego Mistrza Polski, była poza ich zasięgiem. Do tego aktualna sytuacja w tabeli toruńskich Aniołów, nie napawała optymizmem. Na szczęście swoją dyspozycje poprawiał z każdym meczem Patryk Dudek. Coraz bardziej regularny stawał się także Wiktor Lampart. Ale Apator w Lubinie szczególnie liczył na Roberta Lamberta, który przed laty jeździł w barwach klubu Motoru, podobnie jak wspomniany Lampart, który przed sezonem zamienił plastron z Koziołkiem na Anioła. Niestety obie ekipy do tego spotkania przystąpiły w osłabieniu. Motor po raz kolejny musiał sobie poradzić bez Dominika Kubery, a w jego miejsce szansę debiutu otrzymał Antti Vuolas. Z kolei dzień przed meczem urazu dłoni nabawił się Krzysztof Lewandowski, wobec czego sternicy Apatora w ostatniej chwili, na pozycję juniora powołali Oskara Rumińskiego, który do tej pory swoje doświadczenie zbierał jedynie w rozgrywkach młodzieżowych i ekstralidze U24. Do urazu "Lewego" doszło w pierwszym półfinale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów norweskim Elgane. Z dorobkiem siedmiu punktów toruński wychowanek zajął tam siódme miejsce i uzyskał awans do finału. Tyle tylko, że przypłacił to problemami zdrowotnymi. W dwudziestym biegu upadł i nie wystąpił w powtórce. Jak się okazało, upadek okazał się na tyle poważny, że nie był on w stanie wystąpić na torze w Lublinie. Choć osłabienie Koziołków było w sportowym wymiarze znacznie większe, to nie przeszkodziło gospodarzom w odniesieniu spektakularnego zwycięstwa.
Po pierwszej serii aktualni mistrzowie kraju prowadzili 18:6, na półmetku mieli już wysokie prowadzenie 35:13. Nikogo to jednak nie dziwiło, bo pierwsza trójka po stronie gości z Torunia miała miejsce dopiero w biegu numer dziewięć. Autorem był Emil Sajfutdinow, pokonując bardzo silną parę Jacka Holdera z Fredrikiem Lindgrenem. Niestety w dalszej części meczu obraz Aniołów się nie odmienił i biegi nominowane przypieczętowały triumf Motoru w tym spotkaniu.
Apator jako zespół wypadł bardzo słabo. W całym meczu Anioły zdobyły 31 punktów, z czego blisko połowę (15) zdobył Emil Sajfutdinow. To tylko pokazuje, jak dziurawym składem dysponował Apator w tym spotkaniu. Zupełnie inaczej wyglądała drużyna Motoru Lublin. Podopieczni Macieja Kuciapy nie mieli litości dla klubu z Torunia, zwyciężając z Apatorem za pełną pulę. To była deklasacja. Mistrzowie Polski zmazali tym samym plamę po fatalnym meczu w Grudziądzu i pokazali, że drużyna istnieje bez Dominika Kubery, a pozytywne wrażenie został po sobie Antti Vuolas, choć zdobył tylko 2 "oczka". Fin zrobił to co do niego należało, czyli dostarczał punkty w wyścigach w których tego od niego oczekiwano.

40 : 50 Po serii porażek Apatora, w derbach Pomorza nikt nie miał wątpliwości, że faworytem są gospodarze, Anioły liczyły jednak na przerwanie fatalnej passy. Niestety nic nie było pewne, bo gdyby Anioły jechały do Grudziądza miesiąc wcześniej, bo byłyby zdecydowanym faworytem. Jednak, gdy grudziądzanie rozgromili na swoim torze Mistrzów Polski z Lublina 56-34, zgarniając przy tym punkt bonusowy oraz po dobrym meczu we Wrocławiu, faworyt zmienił się nie tylko w kontekście wygranej, ale również w kontekście odrobienia czternastopunktowej stratę z MotoAreny i wywalczenia punktu bonusowego. Przed meczem dało się również słyszeć głosy, że władzom Apatora skończyła się cierpliwość do Pawła Przedpełskiego. Zawodnik, który jeszcze w 2021 r. był szesnastym najskuteczniejszym zawodnikiem Ekstraligi ze średnią 1,909 pkt/bieg, a rok później, gdy przyszło mu łączyć ligę z debiutanckim sezonem w Grand Prix, radził sobie jeszcze przyzwoicie. Niestety sezon 2023 w wykonaniu Pawła był prawdziwą katastrofą. Jego średnia spadła do poziomu ledwie 1,541 pkt/bieg, a na liście najskuteczniejszych zawodników ligi Polak obsunął się aż na trzydzieste trzecie miejsce. Spekulacjom tym zaprzeczał jednak właściciel toruńskiej drużyny Przemysław Termiński: "Mówię otwarcie, że ja nie prowadzę obecnie żadnych rozmów z zawodnikami. Ostudzę nieco emocje fanów, bo moim zdaniem nie dojdzie w naszym przypadku do żadnych kluczowych zmian na pozycjach seniorskich. Naszym największym problemem nie jest bowiem brak klasowych zawodników, a ich chwiejna dyspozycja w tym sezonie.". Słowa właściciela z całą pewnością uspokoiły nastroje wśród zawodników, jednak żaden z nich nie mógł być pewien tego co się wydarzy po sezonie zwłaszcza, że mecz z lokalnym Apator znowu przegrał i znacznie oddalił się do fazy play-off. Już początek zawodów pokazał, że nie będzie to prosta przeprawa dla przyjezdnych, bo od zwycięstwa rozpoczęli gospodarze.  Trener gości robił co mógł stosując rezerwy taktyczne i gdy przed biegami nominowanymi tablica wyników wskazywała rezultat 44:34, było już pewne że grudziądzanie zapiszą na swoim koncie 2 punkty za zwycięstwo meczowe, ale do zgarnięcia był jeszcze bonus i ten padł łupem przyjezdnych.
Drużyna Aniołów zaprezentował zaprezentowała się przeciętnie, ale końcówka spotkania, gdy na szali był punkt bonusowy stanęła na wysokości zadania. Kompletnie zawiódł Patryk Dudek i można powiedzieć tradycyjnie toruńska młodzież. Zupełnie inny obraz pozostawił po sobie GKM, który prezentował się niemal bezbłędnie, a dużą wartością dodaną była młodzież. Niestety po meczy doszło też do nieprzyjemnych incydentów, pomiędzy nie przepadającym za sobą kibicami obu drużyn. Niemal na każdych derbach można usłyszeć wyzwiska z obu stron. Niestety tym razem doszło też do dewastowania stadionu. Gdy w biegu trzynastym awarii uległa maszyna startowa, co spowodowało kilkunastominutową przerwę, kilku toruńskich "kibiców" wyżyło się na krzesełkach stadionu przy Hallera 4. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się na tyle niebezpieczna, że zareagować musiały odpowiednie służby. Jak przekazał Łukasz Benz na antenie TV, w ruch poszedł gaz łzawiący, a przy trybunach pojawił się kordon policji.
Po zawodach były trener kadry narodowej Marek Cieślak zaapelował do Patryka Dudka: "Byłeś moim zawodnikiem przez wiele lat w kadrze. Reprezentacja z tobą odniosła wiele sukcesów. Myślę, że masz chłopaku team, ale czy jesteś pewny, że oni wiedzą wszystko, co potrzebujesz, czego szukasz? Może potrzebny jest jakiś inny człowiek, który nie będzie ci robił przy sprzęcie, ale będzie przy tobie, będzie podpowiadał i jednocześnie doglądał tego wszystkiego. Potrzeba, żebyś komuś zawierzył. To jest trudna sprawa, żeby znaleźć dzisiaj kogoś takiego kto ma doświadczenie i "wejdzie w ciebie". Są dwie sprawy. Kwestia sprzętu i twoja, czy ty jako zawodnik nie rozstroiłeś się po prostu mentalnie. To wszystko trzeba by pozbierać i ułożyć z tego jakąś całość".
Po tych słowach trenera, Patryk Dudek zatrudnił jednego z najlepszych mechaników świata, Dariusza Sajdaka,
który wracał do zdrowia po problemach kardiologicznych. Co prawda, nie był jeszcze gotowy, by zaangażować się w stu procentach w pracę fizyczną, ale mógł służyć "Duzersowi" swoim doświadczeniem i pomagać pozostałym mechanikom. Sajdak od lat miał bowiem opinię jednego z najlepszych specjalistów, a w trakcie swojej kariery pracował m.in. z Tony'm Rickardssonem, Jasonem Crumpem, czy Grigorijem Łagutą. Z każdym z tych zawodników osiągał spore sukcesy. W roku 2023 miał pomagać Oskarowi Fajferowi, ale podczas pierwszego treningu w Gorican objawiły się u niego problemy z arytmią. Kłopoty zdrowotne spowodowały konieczność poddania się operacji i na kilka miesięcy wykluczyły mechanika z pracy. Wrócił jednak i miał odmienić obraz Duzersa.

53 : 37 Przed jedenastą rundą spotkań Apator wciąż myślał o medalach, ale problemy z jakimi musiał się zmierzyć przed potyczką z leszczyńską Unią, mogły zepchnąć Anioły do piekła! Do znanych problemów, niemal wszystkich zawodników poza Emilem Sajfutdinowem, doszedł problem kontuzji oraz aspekt trenerski. Tak jak wspomniano KOL podjęła decyzje związane z meczem ósmej kolejki i po zawieszeniu Roberta Sawiny drużyna z Grodu Kopernika została bez trenera i klub był zmuszony znaleźć zastępstwo za pięćdziesięciodwulatka. Na tej pozycji wielu widziało Tomasza Zielińskiego, ale ostatecznie władze klubu postawiły na siedemdziesięciosiedmioletnią legendę klubu - Jana Ząbika: "Pan Jan Ząbik jest praktycznie na każdym treningu i meczu naszej drużyny, więc taka decyzja nie powinna być szczególnym zaskoczeniem. Ma gigantyczne doświadczenie, a zawodnicy bardzo go szanują. Bardzo się cieszymy, że zgodził się na naszą propozycję" - mówiła prezes Apatora - Ilona Termińska. Niestety na dzień dobry Jan Ząbik, musiał zmierzyć się z kadrowym wyzwaniem, bowiem urazu ręki na rowerze nabawił się Wiktor Lampart. Nestor toruńskiego żużla nie wahał się postawić w tej sytuacji na nowe nazwiska i w składzie pojawiło się dwóch debiutantów. Pod numerem dwunastym do ekstraligowej walki po raz pierwszy miał stanąć Emil Portner (śr. 1,585 w Ekstralidze-U24), a na pozycji rezerwowego wpisany został jego krajan, Nicolai Heiselberg (śr. 1,675 w Ekstralidze U-24). Trener w meczu zamierzał skorzystać jednak z usług obu jeźdźców, bo zapowiadał, że każdy z nich dwukrotnie stanie pod taśmą.
Swoje problemy miały też leszczyńskie "Byki", które w straciły, aż pięciu zawodników z powodu kontuzji.
Na MotoArenie miał pojawić się jednak z nie do końca zaleczonym urazem dwóch żeber Janusz Kołodziej, a także inny rekonwalescent po urazie obojczyka Nazar Parnicki. Niestety w składzie unistów wiciąż brakowało Chrisa Holdera i Grzegorza Zengoty. W tej sytuacji ponownie na toruński stadion w roli gościa zawitał Adrian Miedziński, przed którym było trudne zadanie nawiązania jakiejkolwiek walki, bo jego powrót na ekstraligowe tory po kontuzji nie był specjalnie udany (średnia 0,58 w czterech meczach).
Wyrównany początek spotkania nie wskazywał na przełamanie złej passy, bo w teamie Aniołów wciąż drzemały demony, które nękały zespół od początku sezonu. Na szczęście wraz z kolejnymi wyścigami, sytuacja gospodarzy stawała się coraz bardziej klarowna, a wszystko za sprawą pewnej postawy czwórki seniorów - poza zasięgiem rywali znajdowali się Emil Sajfutdinow i Robert Lambert, a solidne punkty zdobywali Patryk Dudek i Paweł Przedpełski. W gonitwie numer trzy, doszło do pierwszego debiutu w barwach Aniołów, bo na torze pojawił się Emil Poertner, który wspólnie z Emilem Sajfutdinowem podpisał się bardzo dobrym startem i torunianie przez moment prowadzili 5:1 a później 4:2. Niestety na trzecim "kółku" Duńczyk zaliczył upadek i bieg został przerwany. W powtórce najlepiej ze startu zabrał się osamotniony Emil Sajfutdinow. Jednak pozycję za nim zajął Janusz Kołodziej i usilnie próbował dogonić torunianina. Ten jednak wytrzymał napór zawodnika Unii W wyścigu otwierającym drugą serię za Poertnera pojawił się drugi z debiutantów Nicolai Heiselberg. Od startu prowadził w tej gonitwie Patryk Dudek, a Heiselbergowi udało się wyprzedzić Nazara Parnickiego i Apator prowadził już sześcioma oczkami i tę różnicę utrzymał do końca serii trzeciej 37:23. Bieg jedenasty rozpoczął się od podwójnego prowadzenia gości. Jednak niepokonany do tej pory Lambert nie chciał pozwolić Unii na zwycięstwo. Na dystansie udało mu się pokonać Smektałę, ale nie dał rady doścignąć już Lidseya. Przed biegami nominowanym Apator był już pewny zwycięstwa i dwa ostatnie biegi okazały się formalnością, bo cały mecz mecz zakończył się wynikiem 53:37 i oprócz dwóch dużych punktów Apator zainkasował również bonus.
Apator pod wodzą Jana Ząbika jechał jak odmieniony, a wygrana z Unią Leszno była też niezwykle symboliczna dla Aniołów i z całą pewnością zapisała się wielkimi zgłoskami w żużlowej historii toruńskiego klubu. Oto bowiem, koncertowa jazda Sajfutdniowa, zaowocowała kompletem 15 punktów. Co ciekawe i wręcz nieprawdopodobne, Emil podobnego wyczynu w Ekstralidze, dokonał dziewięć długich lat temu, gdy startował w barwach (… a jakże …) toruńskiego Unibaxu. Od tamtego meczu z zielonogórskim Falubazem, do meczu z lesznianami minęły 3246 dni.
Indywidualny wyczyn toruńskiego lidera, zbiegł się z setnym wygranym meczem na Motoarenie. Co istotne dla sympatyków toruńskiej historii żużlowej, stało się to pod wodzą Jana Ząbika. Legendarny szkoleniowiec w ostatnich latach bywał obecny w parkingu, ale nie jako trener drużyny walczącej o ligowe punkty, a bardziej jako doradca. Tymczasem pod wodzą powołanego w trybie awaryjnym siedemdziesięciolatka gospodarze bez problemu pokonali Byki i zgarnęli do tabeli trzy punkty, a dla Pana Jana było to niejako zwieńczenie trenerskiej kariery.
W tym miejscu warto też podkreślić, że domowe zwycięstwo, było jednocześnie 100 tryumfem Aniołów na MotoArenie. Na cały dorobek drużyny, która od 2009 roku ścigała się na MotoArenie złożyły się 92 wygrane w Ekstralidze i 7 w 1 Lidze. W tym czasie przy ul. Pera Jonnsona gościło 16 drużyn, a w sezonie 2023 do tej listy dopisana zostać miała nowa ekipa - beniaminek Ekstraligi z Krosna. Najczęściej w Toruniu gościła jednak Stal Gorzów, Sparta Wrocław i Unia z Leszna, odpowiednio po 17 razy z czego najczęściej przegrywała ekipa gorzowska, bo aż 15-krotnie. W sumie Anioły odjechały 129 oficjalnych spotkań ligowych na najładniejszym stadionie żużlowym w Europie. Oprócz 100 wygranych, zanotowały one 4 remisy i 29 porażek. Bilans punktów biegowych to +1369 (6452:5083). Indywidualnie najwięcej zdobył ich Chris Holder (1029), który jednocześnie odjechał najwięcej meczów (105), biegów (520) i zaliczył najwięcej zwycięstw (207).

33 : 57 W dwunastej rundzie spotkań Apator jechał na Dolny Śląsk, by sprawdzić swoją siłę na tle Sparty Wrocław, która nie przegrała, żadnego meczu w sezonie i była pretendentem do Drużynowego Mistrzostwa Polski. Niestety sytuacja kadrowa w nierównym zespole Aniołów nie wyglądała najlepiej, bo po kontuzji Wiktora Lamparta, w tygodniu poprzedzającym mecz we Wrocławiu, Emil Poertner odjechał z MotoAreny do szpitala w karetce. A to właśnie on miał zastąpić wychowanka Stali Rzeszów. Do zdarzenia z udziałem Duńczyka doszło w czternastym biegu starcia ze Spartą Wrocław w ramach U24. Emil startując z trzeciego pola zakładał się na rywala, ale sztuka ta nie powiodła się i zawodnik wynosił się na zewnętrzną. W tym samym momencie jadącego z pierwszego pola Oskara Rumińskiego pociągnęło i motocykl młodego wychowanka Apatora uderzył i wręcz staranował Duńczyka, który z impetem uderzył w dmuchaną bandę. Już pierwsze informacje nie były optymistyczne. Przebąkiwało się o złamanym piszczelu. Duńczyka błyskawicznie przetransportowano do szpitala, gdzie stwierdzono rozległy uraz nogi (podwójne złamanie kości piszczelowej). Portner przeszedł operację w toruńskim szpitalu i po kilku dniach miał być przetransportowany do domu w Danii. Duńczyk mógł mówić o ogromnym pechu. Na początku lipca ubiegłego roku również zaliczył fatalny upadek, który przedwcześnie zakończył sezon. Wówczas w Szwecji po kolizji z Ricardsem Ansviesulisem wypadł poza tor i na dodatek uderzył w żelazny płot. Skutkiem tej kraksy było złamanie czterech kręgów kręgosłupa oraz uszkodzenie płuca. Niestety kolejny uraz również przedwcześnie zakończył jego sezon, a wielu wyrokowało, że to również koniec kariery młodego zawodnika.
Zagadką potyczki wrocławsko-toruńskiej była postawa zawodników obu drużyn, a zwłaszcza Piotra Pawlickiego i Patryk Dudka. Obaj walczyli o miejsce w reprezentacji Polski na zbliżający się wielkimi krokami finał Drużynowego Pucharu Świata, który miał odbyć się we Wrocławiu. Nic więc dziwnego, że mecz dwunastej kolejki był doskonałą, ale i ostatnią okazją, by pokazać trenerowi kadry Rafałowi Dobruckiemu, który nich był bardziej gotowy na występ w głównej imprezie sezonu. Apator pokazał się z dobrej strony, ale tylko w pierwszej serii, ponieważ spotkanie rozpoczęło się dość zaskakująco, bo od prowadzenia gości. Przyczynił się do tego defekt Artioma Łaguty jeszcze przed startem pierwszego wyścigu, w następstwie którego Rosjanin z polskim paszportem wjechał w taśmę. Lider Sparty został wykluczony z powtórki, w której osamotniony Piotr Pawlicki nie dał rady Patrykowi Dudkowi i Robertowi Lambertowi. Niestety w kolejnych biegach tylko Patryk Dudek potrafił wygrywać wyścigi, a Anioły zdobywały punkty najczęściej na pechu gospodarzy. Nic więc dziwnego, że przed ostatnim biegiem Spartanie mieli dwudziestoczteropunktowe prowadzenie i gdy w ostatniej gonitwie pomimo początkowego prowadzenia Apatora, zdołali zremisować wygrali cały mecz w stosunku 57:33.
Sparta ponownie zaprezentowała się jako drużyna kompletna, która wygrała po raz dwunasty w sezonie i była coraz bliżej historycznego sezonu bez porażki. Strach pomyśleć, jak wyglądałby wynik końcowy, gdyby nie problemy sprzętowe liderów, które pozbawiały punktów nie tylko Artioma Łagutę, ale też Taia Woffindena. To najprawdopodobniej uchroniło Apatora od najwyższej porażki wyjazdowej w sezonie 2023. Nic więc dziwnego, że Dolnoślązacy już po dwunastej rundzie, zostali mistrzami rundy zasadniczej.
Apator z kolei pojechał mecz jak większość meczów wyjazdowych w sezonie, czyli gdy przebudził się jeden zawodnik inni zawodzili. Przebudzonym okazał się być Patryk Dudek, który zdecydował się na eksperymentalne użycie silników przygotowywanych przez tunera Ryszarda Kowalskiego, ale nie z tego, czy poprzedniego roku, a nieco starszych serwisowanych przez Witolda Gromowskiego. Przesiadka na kilkuletnie silniki była kluczem do sukcesu i błyskawicznie podziałała na zawodnika. W trzech ostatnich meczach Ekstraligi Dudek zdobył z bonusami kolejno 11, 12 i 14 punktów. Zatem jego rewelacyjna forma na Stadionie Olimpijskim, gdzie z sześciu startów udało mu się zwyciężyć aż trzykrotnie nie była przypadkowa. Rywalami byli najlepsi zawodnicy świata, a po Dudku nie było widać, by odstawał od nich szybkościowo. Zresztą podobne wnioski można już było wyciągnąć po poprzednich występach ligowych tego żużlowca. Niestety na przeciwległym biegunie we Wrocławiu znalazł się Przedpełski, Lambert i o dziwo Sajfutdinow. Jednak tylko do Emila nikt nie miał większych pretensji, bowiem forma i zaangażowanie zawodnika wskazywało, że był to wypadek przy pracy.

58 : 32 Przedostatnia kolejka rundy zasadniczej w której Apator Toruń podejmował Wilki Krosno, była dla gości meczem o przedłużenie nadziei na utrzymanie w ekstralidze, a dla gospodarzy wygrana oznaczała pewną jazdę w fazie play-off. Co prawda istniały jeszcze matematyczne możliwości, aby przegrana zepchnęła Anioły w pierwszoligową otchłań, ale był to scenariusz mało prawdopodobny, bo liderzy musieliby przegrywać z outsiderami. Poprzednie starcie w Toruniu, pomiędzy zespołami miało miejsce ponad pół wieku temu, a było to 1969 roku w II lidze. Co ciekawe osobą łączącą blisko półwieczną historię obu klubów był Jan Ząbik, który we wspomnianym roku 1969 był jego silnym punktem, choć prawdziwą gwiazdą i liderem był nieodżałowany Marian Rose. Ząbik miał tym samym okazję do rywalizacji z Karpatami Krosno. U siebie ówczesna Stal wygrała 52:24, na wyjeździe także to ona była górą 42:36. W pierwszym starciu jego przyszła legenda zdobyła 10+2 punktów, w drugim dorzuciła ich 6. Historia zatoczyła więc koło i przy okazji pierwszej po 54 latach wizyty krośnian w Toruniu znów po stronie gospodarzy pojawiło się nazwisko Jana Ząbika, bo były zawodnik miał poprowadzić Apatora w batalii z Wilkami. I poprowadził jak z nut.  Gospodarze prowadzili od pierwszego biegu i konsekwentnie powiększali przewagę, nie pozostawiając żadnych złudzeń przyjezdnym. Rewelacyjnie spisali się Emil Sajfutdinow, Patryk Dudek oraz Robert Lambert, kończąc zawody z płatnym kompletem punktów. Goście dopiero w ostatnim biegu nawiązali walkę z gospodarzami, bo do ostatniej gonitwy ruszyła toruńska młodzież-Mateusz Affelt i Nicolai Heiselberg w miejsce Patryka Dudka i Emila Sajfutdinowa. To dało impuls australijsko-czeskiej parze gości do walki i sprawiło, że w ostatnim wyścigu wygrali pierwszy i jedyny pojedynek na MotoArenie i było to zwycięstwo w stosunku 5:1. Niestety tryumf ten jedynie zmniejszył rozmiary porażki. Dla krośnian oznaczało to porzucenie nadziei na to, że uda się utrzymać w najlepszej lidze świata Ale trudno oczekiwać czegokolwiek, kiedy na Motoarenie drużyna była w stanie wywalczyć zaledwie 32 oczka.
W Toruniu choć mecz był wygrany i drużyna wjechał do play-off trudno było mówić o sielance. Niedopuszczalną sytuację zarejestrowały kamery TV, gdy przed obsadą biegów nominowanych team mechaników Pawła Przedpełskiego o mały włos nie rzucił się na trenera Janka Ząbika za to, że ten pominął jego zawodnika. Mieli gigantyczne pretensje, że ich szef nie znalazł uznania w oczach doświadczonego menedżera, choć punkty wskazywały na to, że piąty wyścig mu się po prostu należał. Niestety trener postanowił inaczej, bo biegi nominowane jak nazwa wskazuje są nominacją, a nie rozstawieniem na polach startowych zawodników pod względem liczby zdobytych punków. Z regulaminu wynika jednak, że z urzędu trzeba wpisać w piętnastej gonitwie najskuteczniejszych zawodników w danym meczu, ale można ich zastąpić innym jeźdźcem. Z kolei w biegu czternastym przyjęło się, że faktycznie rozstawia się w nim trzeciego i czwartego zawodnika według punktów w programie. Ale to była niepisana zasada. Jeżeli trener trzyma w dłoniach argumenty, ma powody, żeby inaczej rozegrać przedostatnią gonitwę, to nie ma znaczenia, że np. Wiktor Lampart był gorszy od Przedpełskiego. Trener musi patrzeć w przyszłość, obrać inną najlepszą dla zawodników i drużyny perspektywę. W tym przypadku trener kierował się zasadą, że Wiktor wrócił po kontuzji, uciekło mu kilka zawodów i skoro miał punktować w play-off, należałoby zawodnika trochę zbudować mentalnie i „rozjeździć”. O tym chyba team Pawła zapomniał.
Na szczęście pozostali Patryk Dudek stanął na wysokości zadania i nawet się nie zastanawiał, kiedy właściciel Apatora Przemysław Termiński poprosił go, żeby oddał ostatni bieg, jeśli Apator będzie prowadził z Wilkami różnicą 20 punktów. A trzeba przyznać, że była to decyzja niełatwa, bo jeśli wierzyć medialnym donosom, że zawodnik za każdy zdobyty punkt miał płacone 10 tysięcy złotych, to oddanie wyścigu oznaczało dla Dudka stratę rzędu 20, czy nawet 30 tysięcy. W starciu z Wilkami Duzers był w gazie, bo cztery wyścigi, w których wystąpił, wygrał bez większych problemów. Odłożył on jednak na bok wizję łatwego zarobku, bo czuł się odpowiedzialny za zespół i miał wyrzuty sumienia w związku z tym, że w pierwszej fazie sezonu jeździł słabo i nie pomagał drużynie. Uznał, że w związku z tym oddanie jednego biegu jest niejako jego powinnością. Warto dodać, że swój bieg oddał także Lambert, ale niespodziewanie on akurat dostał szansę na występ w przedostatnim wyścigu dnia. Wykorzystał ją, zdobywając kolejną trójkę.
Na koniec należy też wspomnieć, że po zawodach doszło na toruńskiej MotoArenie do aktu wandalizmu, ze strony troglodytów nazywających się kibicami. Głównie ucierpiały ściany, które zostały zniszczone prawdopodobnie przez kiboli Elany Toruń. Nie było tajemnicą to, że to właśnie oni są największymi wrogami kibiców toruńskiego Apatora. Podobne sytuacje miały miejsce przed barażami sześć lat temu z GKM-em Grudziądz, gdy pseudokibice piłkarskiego klubu weszli na sektory gospodarzy, lecz po chwili zostali wyproszeni z trybun. Na drzwiach toalety nie brakowało obraźliwych napisów, typu: "Z********y was" czy obraźliwych w kierunku kibiców Apatora Toruń. Całość jednak została najpierw została zakryta, a później odmalowana.

45 : 45 W ostatniej kolejce rundy zasadniczej Apator Toruń wyruszył do Gorzowa na rewanżowe starcie z miejscową Stalą. W pierwszej potyczce tych zespołów na toruńskiej Motoarenie padł wynik 47:43 na korzyść torunian. Co ciekawe, taki sam rezultat padł w Gorzowie w sezonie 2022. Na mecz w Gorzowie miał wrócić zawieszony przez KOL w swoich obowiązkach trener Robert Sawina, który od roku 2022 pełnił oficjalnie rolę szkoleniowca "Aniołów". Trener jednak po meczu z Częstochową na MotoArenie został zawieszony , bowiem uznano go współwinnym nieregulaminowego przygotowania toru. W trybie awaryjnym funkcje trenersko-menadżerskie przejął Jan Ząbik. Jednak dzień przed spotkaniem strony podziękowały sobie za współpracę, a do oficjalnie funkcję szkoleniowca do końca sezonu 2023 miał sprawować Pan Janek. 
Nie było to zaskoczeniem, bo fala trochę niezasłużonej krytyki jaka spadła na Sawinę była znaczna. Jednak pod wodzą doświadczonego nestora toruńskiego żużla, Anioły odżyły i odniosły ważne zwycięstwa nad krośnianami i lesznianami na własnym obiekcie, ale zaliczyli też fatalną w skutkach wyprawę do Wrocławia. To sprawiło, że podopieczni Ząbika do play-off mieli wkroczyć jako piąty zespół, ale by być pewnym tego miejsca, do trzynastu oczek jakie już posiadali, na kolejkę przed końcem sezonu zasadniczego musieli dorzucić jeszcze co najmniej jedno. Gdyby tak się nie stało ich los zależał od wyników innych spotkań. Pozycja w tabeli była o tyle istotna, że w ćwierćfinale zespół szósty miał mierzyć się z niepokonaną Spartą Wrocław, a piąty z aktualnym Drużynowym Mistrzem Polski z Lublina. W obozie toruńskim uznano, że wygodniejszym rywalem będzie Lublin, dlatego czyniono wszelkie starania, by z ziemi Lubuskiej wywieźć co najmniej 45 pkt, bo taki wynik premiował Anioły również do punktu bonusowego. W Gorzowie trener Zabik, miał do dyspozycji dwóch spośród tych, którzy walczyli o złoto w finale reaktywowanego Drużynowego Pucharu Świata i co więcej, obaj zawodnicy stali na podium wrocławskiego turnieju. Patryk Dudek bo o nim mowa dla Polski wywalczył sześć punktów, natomiast srebrny medalista Robert Lambert zapisał dwanaście oczek w trzydziestu trzech punktach zgromadzonych przez jeźdźców Albionu. Tym samym stał się najskuteczniejszym żużlowców zza kanału La Manche. Lamberta i Dudka, wspierać miał oczywiście niezawodny przez cały sezon Emil Sajfutdinow oraz będący na cenzurowanym za słabą dyspozycję Paweł Przedpełski i powracający po kontuzji Wiktor Lampart.

Ostatecznie Apator pojechał najlepszy mecz wyjazdowy w sezonie i choć od początku meczu w Gorzowie można było odnieść wrażenie, że obie drużyny nie ostrzą sobie zębów na ten pojedynek, a myślami są już przy play-off, to walka na torze była do ostatniego biegu. Apator stanął przed dużą szansą na to, by wygrać pierwszy raz poza Motoareną w 2023 roku i pierwszy od ośmiu lat w Gorzowie. Gonitwa piętnasta była jednak rozgrywana na raty, bo w pierwszym podejściu na wyjściu z pierwszego wirażu przewrócił się Szymon Woźniak, który podobnie jak Patryk Dudek dobrze wyszedł ze startu, ale sprytniejszy okazał się Patryk Dudek, który wyskoczył z krawężnika przed Szymona Woźniaka. Popularny "Duzers" uderzył jednak tylnym kołem w przeciwnika, który natychmiast położył maszynę na tor. Komentatorzy TV byli zgodni, że wykluczony powinien zostać zawodnik miejscowej Stali, który miał widzieć po swojej lewej ręce Patryka Dudka i chciał go zablokować. Z kolei zdaniem trenera kadry narodowej - Rafała Dobruckiego, sędzia powinien powtórzyć wyścig w pełnej obsadzie, ponieważ trzydziestolatek miał ubytki w postaci szprych przedniego koła, co uniemożliwiało mu dalszą jazdę. Tak też się stało i sędzia postanowił nikogo nie wykluczać. W powtórce żużlowcy jechali w bliskim kontakcie. Wydawało się, że Szymon Woźniak nie utrzyma prowadzenia, bo tuż za nim czaił się i naciskał Patryk Dudek, ale torunianin się nie dał. Nie liczył się niespodziewanie Vaculik. W efekcie drużyny podzieliły się punktami. Tak więc Apator wywalczył w Gorzowie zwycięski remis, który premiował ich do piątego miejsca po rundzie zasadnicze i nie musiał czekać na rywala w kolejnej rundzie, bo wyniki meczów z Częstochowy czy Krosna były bez znaczenia. W ćwierćfinale play-off na Anioły czekały Koziołki z Lublina, które na własnym torze były bardzo skuteczne, ale w Apatorze kolosalne znacznie miała odegrać taktyka regulaminowa.

Podsumowując rundę zasadniczą, wydawało się, że sezon 2023 może być tym, w którym Anioły będą w stanie powalczyć o naprawdę korzystny wynik. Pierwsza część rozgrywek nie przyniosła jednak sympatykom Apatora zbyt wielu powodów do zadowolenia. Ekipa z Grodu Kopernika miała za zadanie wypracować sobie pozycję w czołówce, tymczasem zakotwiczyła w środkowej części tabeli, ale niepokojące było to ile traciła do liderów. Tym samym w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że będzie to kolejny sezon jedynie "na przejechanie", bez realnej możliwości walko o coś więcej. Anioły wykonały jednak plan minimum i awansowały do play-off, ale piąte miejsce sprawiło, że ich w ćwierćfinale czekał na nich ubiegłoroczny Drużynowy Mistrz Polski z Lublina. Trzeba jednak przyznać, że torunianie nie stali na straconej pozycji, bo na przestrzeni czternastu kolejek swojego potencjału poza Emilem Sajfutdinowem na pewno nie pokazał żaden z pozostałych zawodników i każdego z nich stać było na wywalczenie w meczu 2 lub 3 punktów więcej, a to sprawiało, że Apator mógł sprawić psikusa największym mocarzom ligi i wjechać do strefy medalowej. Aby tak się stało czwórka pozostałych seniorów, a zwłaszcza Paweł Przedpełski i Wiktor Lampart musieli ustabilizować formę i zapewnić drużynie co najmniej 5-7 punktów w każdym meczu. Bez tego progresu i przy będącej w stagnacji formacji młodzieżowej rozgrywki dla Aniołów mogły skończyć się już po rundzie ćwierćfinałowej i w sierpniu zawodnicy mogli rezerwować wakacyjne bilety. Niestety to co wydaje się proste w komentarzu, było niezwykle trudne do zrealizowania na torze. Pewne symptomy, że może to być inny sezon niż się spodziewano pokazały już przedsezonowe jazdy, które pokazały, że nie wszystkim zawodnikom udało się zbudować tak dobrą formę. Niekt jednak nie rozdzierał szat, bo sparingi oraz wszelkie turnieje poprzedzające start rozgrywek ligowych, to był czas testowania, sprawdzania różnych rozwiązań, łapania rytmu i stopniowego rozjeżdżania się. I w Toruniu dokładnie takie podejście panowało, choć z głowach zawodników z całą pewnością było kłębowisko myśli, które w trakcie sezonu objawiło się ciągłym poszukiwaniem przede wszystkim bardziej skutecznych rozwiązań sprzętowych.

Sezon dla Apatora rozpoczął się od skromnego domowego zwycięstwa z gorzowianami (47:43), którzy ze względu na odejście Bartosza Zmarzlika nie wydawali się tak mocni jak przed rokiem. Co prawda dalsza część rozgrywek pokazała, że podopieczni Stanisława Chomskiego prezentowali się dużo lepiej niż wielu mogło zakładać, ale mimo wszystko drużyna, która chciałaby aspirować do wysokich lokat, powinna raczej odnieść nieco bardziej przekonujące zwycięstwo przed własną publicznością. Tym bardziej, że była taka możliwość. Jeszcze przed biegami nominowanymi torunianie mieli ośmiopunktową zaliczkę, ale w dwóch ostatnich gonitwach pozwolili rywalom zbliżyć się do siebie. Niemniej, pierwsze koty za płoty, jak zwykło się mawiać. Liczyły się dwa punkty do tabeli, więc nikt nie zamierzał rozpaczać, choć pewnie niejeden zdawał sobie sprawę, że to nie jest jeszcze to, czego wszyscy by chcieli.  Jeżeli jednak komuś wydawało się, że mecz z gorzowianami był solidną bazą i dobrym punktem wyjścia, żeby potem było tylko lepiej, to niestety mocno się przeliczył. Z biegiem sezonu, drużyna zamiast łapać wiatr w żagle, dawała coraz więcej sygnałów, że rozgrywki wcale nie muszą być tak owocne dla Apatora, jak zakładano w zimowej przerwie. Dodatkowo, niemal jak co roku media nie sprzyjały toruńskiej atmosferze, bo jak zwykle szukały sensacji i już w połowie sezonu wieszczyły zmiany w drużynie na rok 2024, a  niechcianym w drużynie miał być Paweł Przedpełski. Jeśli takowe zmiany miały zaistnieć, to w klubie dementowano takie posunięcia, bo klub miał podpisany z zawodnikiem kontrakt również na kolejny rok. Komentarze te niestety srawiały, że toruński kapitan mógł poczuć się niechciany i jego motywacja do walki o każdy ligowy punkt spadała. Media wylały również falę krytyki na toruńską młodzież i choć miały nieco racji, bo zawodnicy po drobnych treningowych kontuzjach, zatrzymali się w rozwoju, to jednak cały czas byli młodymi jeźdźcami z kilkumiesięcznym stażem w ekstralidze, gdzie musieli wytrenować nie tylko umiejętność jazdy w lewo, ale również radzenie sobie ze stresem i nieprzychylnymi komentarzami w prasie i internecie.
Mimo wszystko co by nie napisać drużyna nie zdobywała punktów, a najbardziej martwiły wyniki jakie notowano na Motoarenie. Porażka z dominatorem ligi z Wrocławia (38:52) nikogo nie zaskoczyła, to jednak takie rozmiary porażki na własnym podwórku dla drużyny, która chciałaby aspirować do czołówki, należało postrzegać jako potężny cios. Równie mocno bolała porażka u siebie z jeźdźcami spod Jasnej Góry (44:46), bo w trakcie meczu nic nie wskazywało na utratę punktów meczowych. Po dziesięciu biegach miejscowi mieli ośmiopunktową przewagę i zmierzali nie tylko po zwycięstwo, ale byli również w grze o punkt bonusowy za lepszy bilans w dwumeczu. W końcówce jednak kompletnie pogubili się z ustawieniami motocykli i stracili wszystko, co wcześniej wypracowali. Do domowych porażek, doszła doszła seria niepowodzeń na wyjazdach, które dla Apatora stały się prawdziwą zmorą, bo od kilku lat drużyna nie potrafiła ograć na wyjeździe, żadnego znaczącego rywala. Zaczęło się od porażek u ligowych outsiderów w Krośnie (40:50) i Lesznie (41:49), gdzie żółto-niebiesko-biali mieli idealną okazję, by podreperować dorobek punktowy, ale nie zdołali tego wykorzystać. Podobnie było w Grudziądzu, gdzie wszyscy liczyli na przełamanie, ale w rzeczywistości skończyło się porażką 40:50 i jedynie wyrwanym rzutem na taśmę punktem bonusowym. Finalnie zmarnowane szanse i komplet porażek na torach trzech najsłabszych drużyn, które przez cały sezon walczyły o utrzymanie w lidze sprawił, że Apator niemal do końca rundy zasadniczej drżał o swój byt w fazie play-off.
Oczywiście przy całej tej mizerii wynikowej, która rzucała się w oczy, pojawiły się też domowe zwycięstwa z grudziądzanami (52:38), lublinianami (46:44) i lesznianami (53:37). Nie ma co się dziwić, że każdy ten triumf wiązał się ze sporą radością, bo przecież dawał cenne i potrzebne punkty, dzięki którym Apator chociaż trochę poprawiał swoją niełatwą sytuację. Mimo wszystko trudno było popadać w hurraoptymizm. Pamiętajmy, że każdy z tych rywali był na Motoarenie osłabiony: Grudziądz z powodu braku Nickiego Pedersena, który wycofał się po swoim drugim biegu, Lublin z powodu braku Dominika Kubery, a Leszno z powodu braku Chrisa Holdera i Grzegorza Zengoty. Te zwycięstwa ostatecznie okazały się ważne, ale trudno było mówić o ekscytacji. Po takich meczach nie było też sensu wyciągać zbyt daleko idących wniosków odnośnie rosnącej formy zespołu. Torunianie w spotkaniach tych po prostu dokonali tego, czego w powinni dokonać.
Przełamanie nastąpiło jednak w ostatniej kolejce rundy zasadniczej. Anioły pojechały do Gorzowa, gdzie latały wysoko i bez wątpienia zasłużyły na pochwałę wywożąc z trudnego terenu remis oraz bonus, choć większość skazywała ich na kolejną porażkę. Kibice w Toruniu na taką postawę swoich ulubieńców czekali przez długie tygodnie sezonu 2023i drużynę w takim wydaniu, jak na Stadionie im. Edwarda Jancarza, chcieli oglądać zawsze. W meczu tym było wszystko, czego potrzeba - mocni i wyraziści liderzy, solidna druga linia oraz drobne, ale cenne punkty dorzucone przez juniorów, bez których tego remisu by nie było. I właśnie takich zrywów oraz robienia podczas meczów czegoś specjalnego, co wykraczałoby poza standardowe na dany moment oczekiwania, brakowało w rundzie zasadniczej Apatorowi. W Gorzowie coś takiego akurat się pojawiło, ale na przestrzeni czternastu kolejek ligowych było tego zdecydowanie za mało jak na taką drużynę, bo  mecze raczej wiązały się z większym lub mniejszym niedosytem albo poczuciem nie do końca dobrze wykonanego zadania. Można zatem napisać, że runda zasadnicza w wykonaniu "Aniołów" nie kojarzyła się z efektem "wow" na widok niesamowitych wyczynów zespołu, a raczej można było łapać się za głowę, widząc niemoc Apatora, który niejednokrotnie powinien prezentować się o wiele lepiej. I nie chodziło tu o wygranie każdego meczu, ale o styl i postawę prezentowaną w bezpośredniej konfrontacji z przeciwnikiem. Właśnie ta postawa sprawiła, że tak jak wspomniano Torunianie przez długi czas nie mogli odkleić się od drużyn z końca stawki, które walczyły o utrzymanie.

Na szczęście w zespole był Emil Sajfutdinow, który wyrósł na lidera z prawdziwego zdarzenia, ale wielokrotnie brakowało mu wsparcia ze strony kolegów. Robert Lambert notował większe lub mniejsze wpadki i nie zawsze był tak błyskotliwy jak w latach poprzednich. Patryk Dudek zmagał się z największym kryzysem formy od początku swojej kariery. Paweł Przedpełski po słabszym poprzednim sezonie nie potrafił odbudować i nawiązywać do świetnego 2021 roku. Wiktor Lampart nie okazywał się tak mocnym zawodnikiem na pozycji u24 jak mogło się wydawać. A juniorzy nie dokładali zbyt wielu punktów i nie robili wielkich postępów, na które wszyscy bardzo liczyli. Dlatego trudno było oprzeć się wrażeniu, że zawodnicy po prostu nie trafili z formą. Dodatkowo nie najlepsze recenzje zbierał trener Robert Sawina, który po miesięcznym zawieszeniu za źle przygotowany tor nie powrócił już za stery Apatora i drużynę przed zakończeniem rundy zasadniczej przejął Jan Ząbik. Choć zmiana trenera okzała się korzystna dla drużyny, to trzeba obiektywnie napisać, że "Sawka" nie popełniał większych błędów, ale wracając do speedwaya po kilku latach przerwy nie miał łatwego zadania w Anielskim teamie. Przed rokiem drużyna pod jego wodzą zajęła czwarte miejsce w DMP, ale cały rok musiała borykać się z absencją czołowego jeźdźca Emila Sajfutdinowa. W bieżących rozgrywkach zespół miał bić się o najwyższe cele, a do tego potrzebny był nie tylko awans do play-off, ale też wysokie miejsce po rundzie zasadniczej, by w ćwierćfinale trafić na teoretycznie słabszego rywala. na domiar złego z początkiem lipca trener został przez żużlową centralę zawieszony w pełnieniu swoich obowiązków w związku z nieregulaminowym przygotowaniem toru na Motoarenie na mecz z Włókniarzem Częstochowa. Podczas absencji Sawiny okazało się, że drużyna zaczęła wygrywać. Jednak należało pamiętać, że zespół jechał z najsłabszymi drużynami w lidze i tryumf Aniołów, był raczej do przewidzenia. W tym czasie funkcję trenera przejął trener, Jan Ząbik, który mimo upływu lat nie zapomniał na czym polega meczowa taktyka, za co zebrał całkiem słuszne bardzo pozytywne recenzje, których efektem było rozstanie z Robertem Sawiną, które z kolei skomentował Przemysław Termiński: "To było obopólne uzgodnienie między klubem, a Robertem. On już jakiś czas sygnalizował, że jest tym zmęczony i chciałby zawiesić swoją karierę trenerską. Znaleźliśmy porozumienie i zazębiło się to z tym zawieszeniem. Rozstajemy się w przyjacielskiej atmosferze. O konflikcie czy wyrzucaniu kogokolwiek nie ma mowy.
Widomym było jednak, że Jan Ząbik miał wiele innych obowiązków i drużyna pod jego wodzą miała jechać tylko do końca rozgrywek, dlatego klub rozglądał się za trenerem na sezon 2024. "Pracujemy nad znalezieniem szkoleniowca, który będzie walczył z drużyną o wyniki w kolejnych rozgrywkach. Co ważne, wszystko wskazuje na to, iż nazwisko nowego menedżera kibice poznają niebawem. - Rozmowy trwają, ale nikt nie został jeszcze wybrany. Myślę, że w ciągu tygodnia będzie wszystko wiadomo. Poinformujemy o wyborze opinię publiczną" - mówił właściciel klubu.
Jednak od momentu gdy stało się jasne, że z Unią Leszno rozstaje się Piotr Baron, rozpoczęły się spekulacje na temat powrotu toruńskiego wychowanka do do Grodu Kopernika. W samym Toruniu nikt nie zaprzeczał, że taka opcja jest brana pod uwagę, a właściciel klubu w swoim stylu tajemniczo ucinał pytania w tym temacie: "Piotr Baron jest jedną z naszych opcji. Nie jest to żadną tajemnicą".
I choć trenerska zmiana przebiegła w sprawnie, to trudno było oceniać jak w play-off zachowa się zespół zbudowany w myśl koncepcji trenerskiej Roberta Sawiny, bo koncepcję tę musiał od nowa poukładać Jan Ząbik, który choć na przestrzeni "zjadł" tonę żużla, to nie do końca znał mentalność, park maszynowy, problemy, ect. toruńskich jeźdźców. Zawodnicy byli jednak profesjonalistami i doskonale zdawali sobie sprawę z tego o co jadą w kolejnej fazie rozgrywek, a sprawdzona myśl szkoleniowa toruńskiej ikony żużla okazała się skuteczna, bo w teamie Aniołów zapanował spokój i pojawiła się większa wola walki i znacznie lepszy styl jazdy, a drużyna zaczęła udowadniać, że nie stoi na straconej pozycji i może zakończyć rozgrywki z uśmiechem na twarzy i sukcesem na koncie.

42 : 47 W pierwszym ćwierćfinałowym meczu rundy play-off Apator Toruń podejmował Motor Lublin. W obu zespołach nie doszło do żadnych zmian względem ostatnich spotkań ligowych. Co prawda istniało zagrożenie w ekipie gospodarzy, że po upadku w poprzednim meczu w Gorzowie nie wystąpi Paweł Przedpełski, który doznał kontuzji ręki. Ostatecznie kapitan Aniołów stanął do walki i swoim heroizmem próbował uspokajać kibiców i kolegów z drużyny: "Z moim zdrowiem bywało lepiej, ale generalnie jestem optymistycznie nastawiony. Nadgarstek ucierpiał, ale mam wokół siebie najlepszych fachowców i próbowaliśmy zrobić, co się dało, abym mógł wystartować. To była walka z bólem i czasem, bo był ból, a czasu nie". Wśród gości zabrakło kontuzjowanego Jacka Holdera, który co prawda mógł spróbować już swoich sił w twardej ligowej walce, ale działacze i zawodnik uznali, że Apator jest w zasięgu Motoru nawet bez Australijczyka i ten miał pojawić się w kolejnych bardziej wymagających meczach. To oznaczało, że pojawiła się szansa na pokonanie Koziołków. Anioły miały przecież dobre wspomnienia z pierwszej części sezonu, kiedy to w szóstej kolejce osłabiony mistrz Polski przyjechał na Motoarenę i w piętnastym biegu popis pary Sajfutdinow - Lambert, dał triumf gospodarzom. Niestety Apator nie powtórzył wyczynu z rundy zasadniczej i przegrał z Motorem Lublin 42:47. Mistrzowie Polski pokazali, że są w znakomitej formie i poradzili sobie z rywalem pomimo braku Jacka Holdera. Świetny występ zaliczył czterdziestojednoletni Jarosław Hampel. W drużynie miejscowych z kolei nikt wyraźnie meczu nie zawalił, ale każdemu z zawodników, włącznie z liderami Apatora przydarzały się wpadki, co w ogólnym rozrachunku skutkowało meczową porażką i trudnym zadaniem przed rewanżem. Ewentualny brak awansu Apatora do strefy medalowej byłby bardzo dużym rozczarowaniem dla toruńskiego środowiska żużlowego. Na szczęście dla Apatora zarówno Częstochowa jak i Leszno również przegrały spotkania na własnym torze i to Anioły były bliżej półfinału jako szczęśliwy przegrany, bo miały najlepszy bilans małych punktów, który premiował do dalszej jazdy. Fakt, że większe znaczenie miała suma małych punktów od różnicy punktów, budził mieszane opinie wśród kibiców, bo był niebezpieczny i wręcz kuriozalny. Oto bowiem, gdyby okazało się, że jeden z trzech meczów zostałby przerwany po 12 wyścigu z powodu deszczu, a wynik zaliczony wówczas drużyny walczące w przerwanym meczu zdobywały rzecz jasna mniejszą liczbę punktów biegowych. Zatem ktoś mógł przegrać dwa razy 35:37 i mogło się okazać, że to gorszy rezultat niż podwójna przegrana 37:53. Całą sytuację wyjaśniał jednak Przemysław Szymkowiak rzecznik Ekstraligi: "Nie możemy mieszać dwóch systemów. W fazie play-off, w odróżnieniu od rundy zasadniczej, nie wszystkie zespoły rywalizują ze sobą na zasadzie meczów i rewanżów. Mamy przykładowo dwumecz Sparty z Unią, ale wrocławianie nie jadą już z Motorem, Apatorem, Włókniarzem czy Stalą. Nie ma zatem mowy o tym, by liczyć różnicę punktów. To byłoby nielogiczne. Przypominam też, że obecny system obowiązywał nie tylko w zeszłym roku, ale też w latach 2007 - 2011, a potem został zmieniony, ponieważ w kolejnych dwóch sezonach najwyższa klasa rozgrywkowa liczyła 10 drużyn".
Tak więc gdy wszystko stało się jasne, drużyny mogły przygotowywać się do rewanżów, by wygrać kolejne mecze, a gdyby to się nie udało miały za zadanie zdobyć jak najwięcej małych punktów.

41 : 49 Przed rewanżową ćwierćfinałową rundą play-off Przemysław Termiński mówił: "mam stałe miejsce na medal Apatora. Cały czas czeka. Tylko od kilku lat miejsce jest przygotowane, a medalu jakoś nie możemy zdobyć". I było to prawdą. Klub w ostatnich latach raczej przeżywał więcej rozczarowań niż radości. I Anioły po raz drugi z rzędu awansowały do finałowej batalii w której stawką były medale, to podobnie jak przed rokiem już pierwsza runda play-off okazywała się niezwykle trudnym wyzwaniem. Niestety siła rażenia rywala z jakim mierzyli się żużlowcy z miasta Kopernika, mimo braku Jacka Holdera wydawała się największa pośród wszystkich zespołów w sezonie 2023. Toruń nie miał jednak nic do stracenia i sztab szkoleniowy Apatora postanowił walczyć. Z kolei w obozie Motoru Lublin nikt nie zakładał porażki z Aniołami, a wynik z dziewiątej kolejki rundy zasadniczej kibice wskazywany był jako najmniejszy wymiar kary dla Aniołów. Jednak zgromadzona na lubelskim stadionie widownia po tym, to co pokazywał Apator przez większą część spotkania, przecierała oczy ze zumienia. Po pierwszej serii tablica wyników wskazywała rezultat 13:11 dla przyjezdnych, a to zwiastowało emocje w kolejnych biegach. I w istocie tak było, bo w ostatniej odsłonie drugiej serii startów Koziołki odrobiły kolejne dwa oczka, ale Apator ciągle prowadził 23 : 19 i przy alejach Zygmuntowskich zaczynało pachnieć sensacją. W serii poprzedzającej wyścigi nominowane Koziołki pokazały jeednak swoją moc i nawet fenomenalni Paweł Przedpełski w biegu numer jedenaście i Robert Lambert w gonitwie dwunastej musieli zadowolić się tylko dwoma punktami. A ponieważ w trzynastym rozdaniu w końcu wygrał Emil Sajfutdinow czym uratował biegowy remis dla swojego zespołu i na dwa biegi przed końcem było już niemal pewne, że mecz w Lubinie będzie miał dwóch wygranych. Zwycięzcę pojedynku i "szczęśliwego przegranego"
Pierwszy z biegów nominowanych obfitował w mijanki, ale na drugim łuku z torem zapoznał się Dominik Kubera i sędzia uznał, że sprawcą jego upadku był Emil Sajfutdinow, który został wykluczony z powtórki. A tę wygrali zawodnicy Motoru, bowiem po starcie wyszli na podwójne prowadzenie, którego nie oddali do końca biegu, pieczętując jednocześnie zwycięstwo w meczu. W ostatniej gonitwie szansę na zwycięstwo miał ojciec sukcesu Apatora- Paweł Przedpełski, który wjeżdżając w pierwszy łuk objął prowadzenie, ale na wyjściu został wyprzedzony przez Bartosza Zmarzlika. Na trzecim i czwartym miejscu o jak najwyższą lokatę walczyli Jarosław Hampel oraz Robert Lambert i zwycięsko z tej potyczki wyszedł Polak. Ostatecznie Mecz zakończył się wynikiem 49:41 na korzyść Motoru Lublin, ale Apator Toruń został lucky loserem i wszedł do półfinałów play-off. Podopieczni Jana Ząbika tym samym zrealizowali cel i mogli szykować się na pojedynek ze Spartą Wrocław. Kompletnie nie miało znaczenia, że awans do kolejnej rundy nie był przypieczętowany choćby jednym zwycięstwem nad Motorem, bo Apator w obu meczach pokazał charakter i w pełni zasłużył na awans (w przeciwieństwie do Włókniarza Częstochowa, który wykorzystał kontuzje i osłabienie Stali Gorzów odrabiając straty z pierwszego meczu). Największą niespodzianką był występ Pawła Przedpełskiego. Przed meczem mówiło się, że nie wiadomo czy kapitan Apatora w ogóle wystąpi w meczu. Ten jednak był zdecydowanym liderem gości i uzbierał aż 12 punktów. Był to jego najlepszy mecz w całym sezonie. Z drugiej strony zawiedli Emil Sajfutdinow i Patryk Dudek. Kto wie, czy gdyby Rosjanin pojechał tak, jak w rundzie zasadniczej, to Motor Lublin byłby szczęśliwym przegranym.

45 : 45 Przed półfinałami trenerzy Apatora Toruń i Sparty Wrocław próbowali wprowadzić niepewność w szeregach rywala, trzymając do końca w tajemnicy meczowe ustawienie par. Więcej roszad było jednak w składzie toruńskim. Wcześniej Robert Sawina, a od siedmiu meczów Jan Ząbik starał się znaleźć najlepszy układu par i tylko Emila Sajfutdinowa na inaugurację sezonu nie jechał z numerem 13 na plecach. Siedemdziesięciosiedmioletni trener gospodarzy zamierzał tego zmieniać, ale postanowił zamieszać i zaproponować na półfinałowe spotkanie coś zupełnie nowego i wcześniej niespotykanego w Apatorze. Patryk Dudek który dostał numer dziewiąty, miał co prawda okazję startować z tej pozycji, ale było to w pierwszej kolejce. Nowy rozkład meczowych startów czekał za to na Roberta Lamberta, Wiktora Lamparta i Pawła Przedpełskiego. Brytyjczyka w pierwszej części półfinałowego spotkania, miał dwa razy zmierzyć się z Artiomem Łagutą, a w czwartej serii z Danielem Bewleyem, jadąc wówczas w duecie z młodzieżowcem. Lampart z kolei miał teoretycznie nieco łatwiejsze dwa pierwsze biegi, ale potem dwudziestodwulatek miał wystartować w trzynastej odsłonie wieczoru przeciwko Łagucie i Maciejowi Janowskiemu. Najmniej wymagających rywali toruński sztab szkoleniowy zaplanował dla borykającego się z urazem Pawła Przedpełskiego, który zawsze po równaniu toru, by odciążać bolącą rękę, miał walczyć głownie z juniorem przyjezdnych Bartłomiejem Kowalskim.
Kibice już w pierwszym wyścigu mieli okazję podziwiać starcie prawdziwych armat po obu stronach, z których najszybciej strzelał sprzęgłem Artem Łaguta, który na mecie zameldował się jako pierwszy, ale do samego końca musiał się bronić przed atakami niesamowicie szybkiego Roberta Lamberta. W kolejnych biegach goście mieli nieznaczną przewagę i do połowy spotkania prowadzili. W drugiej części gospodarze odrobili straty i zdołali nawet wyjść na czteropunktowe prowadzenie, ale w pierwszym biegu nominowanym przed startem ruszał się Lampart, który podpuścił w ten sposób Pawlickiego, co skończyło się wjechaniem w taśmę. Jego miejsce zajął doskonale spasowany z toruńską nawierzchnią Bartłomiej Kowalski, który popisał się świetnym refleksem i goście dowieźli do mety 5:1 co sprawiło, że przed ostatnią gonitwą na tablicy wyników widniał remis 42:42. O wszystkim miał zadecydować zatem bieg numer 15, w którym kibice na trybunach mogli mieć deja vu, bo tym razem na starcie czołgał się Lambert, czym podpuścił Łagutę. Rosjanin z polskim paszportem został wykluczony, a kolejną szansę dostał ponownie Kowalski. Junior Sparty kolejny raz zrobił psikusa rywalom i po starcie co prawda nie dał rady Emilowi Sajfutdinowowi, ale założył Lamberta i ubezpieczany przez Woffindena, dowiózł biegowy remis, a mecz zakończył się remisem 45:45.
Wynik ten zadowalał gości, ale patrząc na przebieg spotkania, Apator też mógł być zadowolony, bo mimo że we Wrocławiu wygrana graniczyła niemal z cudem, to drużyna ciągle była w grze o finał. Tradycyjnie klasą dla samego siebie był Emil Sajfutdinow
, dla którego był to już piętnasty sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce i tylko trzy razy zszedł poniżej średniej biegowej 2,0. Miało to miejsce w dwóch jego pierwszych sezonach w Polsce, gdy jako 17-latek i 18-latek nabierał doświadczenia. Trzeci taki przypadek miał miejsce w sezonie 2021, gdy reprezentował klub z Leszna(1,954). Zatem jego pojawienie się w Toruniu z góry skazywało go na bycie liderem i z roli tej zawodnik wywiązywał się wyśmienicie, bo po rocznej przerwie do jazdy na żużlu nic nie stracił ze swojej skuteczności i wrócił w wielkim stylu. Obok Emila na pochwałę zasługiwał też Oskar Rumiński. 17-latek swoim debiutem przed toruńską publicznością, wprawił ekspertów w ekstazę. Zawodnik jednak od dłuższego czasu "prosił" się swoimi występami o poważną szansę w Ekstralidze. Dostał ją i w biegu młodzieżowym ją wykorzystał zdobywając jeden punkt, co dało miejscowym fanom wielkie powody do zadowolenia. Pojawienie się w składzie Oskara, było pokłosiem tego, że Mateusz Affelt by bez formy, a Rumiński pokazywał się w z dobrej strony w młodzieżowych turniejach i choć czasem brakowało mu sprzętu i umiejętności to pokazywał przemyślaną i odważną jazdę. Choć Affeltowi także zdarzało się punktować, to jednak zera Mateusza już nieco kibiców zmęczyły. Rumiński pozytywnym debiutem dał nadzieję na to, że może wkrótce w Toruniu większą rolę zacznie odgrywać formacja młodzieżowa. Debiut Rumińskiego, absolutnie nie skreślał Affelta, ale regres jego formy był widoczny gołym okiem. Z całą pewnością na postawę zawodnika wpływ miały upadki, ale w tu klub powinien zaangażować do pomocy psychologa, bo blokady po upadkach u młodych zawodników są sprawą normalną i Affelt ciągle miał zadatki by być dobrym żużlowcem.

39 : 51 Po remisie w Toruniu, Apator miał plan na faworyzowaną Spartę Wrocław, a mówił o tym trener Jan Ząbik: "Musimy się odpowiednio dopasować z motocyklami, ale wiemy już jak tam jechać. W Lublinie też byliśmy skazywani na wysoką porażkę, a sobie poradziliśmy, dlatego zamierzamy walczyć do samego końca". Niestety dla gospodarzy podczas Grand Prix w Cardiff, Tai Woffinden w pierwszej fazie zawodów był autorem największych emocji. Gdy w szesnastym biegu zmierzał po kolejną trójkę, która praktycznie zapewniłaby mu awans do półfinału, na pierwszym wirażu jednego z okrążeń pociągnęło go i upadł na tor uderzając w nawierzchnie oraz w bandę. Żużlowiec wrócił do parku maszyn o własnych siłach, ale z dużym grymasem bólu trzymał się za obojczyk. Po chwili zawodnik w rozmowie ze Scottem Nichollsem, reporterem brytyjskiego Eurosportu przekazał, że doznał złamania ręki i czekają go szczegółowe badania.
Pech Woffindena był jednak tylko wstępem do nieszczęść jakie miały spaść na Spartę,
ale jednocześnie był to ukłon losu w kierunku Apatora, który stanął przed dużą szansą sprawienia niespodzianki na Stadionie Olimpijskim. Wiele zależało jednak od chimerycznej formy toruńskich riderów. Szkoleniowiec żółto-niebiesko-białych ponownie zdecydował się na roszady w awizowanym zestawieniu. Tym razem pierwszą parę tworzyli Wiktor Lampart i Emil Sajfutdinow. Formację młodzieżową stworzył Krzysztof Lewandowski z Oskarem Rumińskim. Robert Lambert miął współpracować na torze główne z Patrykiem Dudkie, a na zakończenie Paweł Przedpełski skazany był na samotna walkę z rywalami, bo na jeźdźców do lat dwudziestu jeden w swoim zespole raczej nie miał co liczyć. Osłabiona Sparta, nie zamierzał jednak składać broni i Woffindena miał zastąpić nowy nabytek - Charles Wright, który nie miał jeszcze okazji startować na tak wysokim poziomie rozgrywkowym w Polsce. Brytyjczyk pokazał się jednak z dobrej strony już po pierwszym zwolnieniu taśmy startowej. Na pierwszym łuku popełnił co prawda błąd, ale już na drugim okrążeniu minął Wiktora Lamparta i dzięki temu zajął trzecie miejsce w swoim debiucie. Kolejne biegi to zabawa Spartan w "co mi zrobisz jak mnie złapiesz". Nic więc dziwnego, że tablica wyników ku rozpaczy gości wskazywała po pierwszej serii wynik 18:6. Niestety Apator nie był w stanie wykorzystać nawet tego, gdy pech eliminował z walki kolejnych wrocławian. Najpierw w biegu szóstym, na 10 sekund przed startem doszło do awarii w motocyklu Macieja Janowskiego, co spowodowało jego upadek. Motocykl wyrwał go w powietrze, a następnie spadł mu na prawą nogę i wrocławski kapitan opuścił tor w karetce. Później w biegu dziesiątym groźny upadek zanotował Charles Wrighta. Trzydziestoczteroletni Brytyjczyk chciał za wszelką cenę wjechać pod Krzysztofa Lewandowskiego, z którym przegrał moment startowy. Gdy znalazł się przed Lewandowskim przy składaniu się w łuk, nie opanował maszyny. Jego motocykl wyciągnął go do przodu i uderzył w tylne koło jadącego obok Patryka Dudka. Motocykl Charlesa Wrighta wyprostowało, a zawodnik nie zdążył się z niego ewakuować i z pełnym impetem uderzył w bandę. Do żużlowca zastępującego Woffindena szybko wyjechała karetka, która długo pozostawała na torze. Ostatecznie opuściła tor z zawodnikiem w środku. Ciężar walki w tej sytuacji wzięli na siebie juniorzy, którzy bez kompleksów punktowali rywala. Gdy tablica wyników wskazywała 42:36, to oznaczało, że wrocławianie byli bardzo blisko awansu i było to zaskakujące, bo oglądając te zawody można było stwierdzić, że Sparta w trakcie spotkania traciła kolejnych zawodników, ale klub z Torunia przyjechał tak naprawdę z dwoma jeźdźcami. Ponad połowę punktów gości wywalczyli Sajfutdinow oraz Dudek i tylko oni potrafili nawiązywać skuteczną walkę z rywalami. Pozostali przegrywali nie tylko z seniorami, ale także z młodzieżowcami gospodarzy. Zresztą Kevin Małkiewicz pokazał ogromne umiejętności i w pięciu startach zdobył siedem punktów oraz dwa bonusy. Przed biegami nominowanymi wrocławianie mieli sześć "oczek" przewagi i do awansu potrzebowali trzech. Tyle, a nawet więcej udało im się zapisać na konto drużyny już w czternastym wyścigu, po tym jak Pawlicki i Kowalski dojechali do mety na dwóch pierwszych pozycjach, tym samym wprowadzając Spartę do finału. Na zakończenie zmagań Daniel Bewley po kapitalnym pościgu pokonał Dudka i ostatecznie gospodarze wygrali 51:39 i pokazali Apatorowi miejsce w szeregu. Drużynie Apatora wypadało jedynie przeprosić swoich kibiców za niewykorzystaną szansę na finał. A czarę goryczy mógł osłodzić jedynie medal o który Anioły miały potykać się z częstochowskimi Lwami.

50 : 40 Ostatnia misja w sezonie 2023 dla Apatora Toruń, to była walka o brązowy medal DMP z Włókniarzem Częstochowa. Niestety cały sezon Anioły spisywały się przeciętnie i to, że zespół dotarł aż do tej fazy rozgrywek należało uznać za duży sukces. Jednak po tym jak torunianie pokpili sprawę awansu do finału, który mieli na wyciągnięcie ręki, po tym jak wrocławska drużyna przez kontuzje sypała się jak domek z kart, brak medalu byłby sporym rozczarowaniem dla kibiców z grodu Kopernika. W przypadku Włókniarza sytuacja wyglądała zgoła odmiennie. Przed dwumeczem z Motorem Lublin nikt nie dawał im większych szans, mimo że Koziołki jechały w pierwszym meczu osłabione brakiem Jacka Holdera. Przegrana, aż osiemnastoma punktami na domowym owalu wybiła Lwom finały z głowy, a 58 : 32 w drugim pojedynku dobiło zespół spod Jasnej Góry. W drużynie zapanował chaos i wzajemne oskarżenia, a najbardziej oberwało się najmniej winnemu trenerowi Lechowi Kędziorze, który już w trakcie sezonu zaczął być na cenzurowanym i nic dziwnego, że chodziły słuchy, że jego dni w Częstochowie są policzone.
Niemniej oceniając szanse na tryumf, którejkolwiek z drużyn trudno było wskazać faworyta. Nic więc dziwnego, że mobilizacja w obu ekipach była pełna nie tylko w klubach, ale też na trybunach. Kibice Aniołów nadal wierzyli że to na piersiach ich ulubieńców ostatecznie zawiśnie medal z brązowego kruszcu i zawodnicy nie zawiedli, bo starcie na Motoarenie rozegrali po mistrzowsku. Co prawda początek spotkania był bardzo wyrównany i po pierwszej serii minimalnie prowadzili częstochowianie, ale torunianie trzymali kontakt, bo różnica wynosiła zaledwie dwa "oczka". Później do głosu doszli już gospodarze, którzy bezlitośnie wykorzystywali błędy Włókniarza i w połowie zawodów tablica wyników wyświetlała wynik 23:19 dla gospodarzy. Włókniarz jednak nie składał broni liczy na odrobienie strat w serii poprzedzającej biegi nominowane. Najpierw Madsen z Drabikiem perfekcyjnie rozegrali start do biegu jedenastego i choć szyki początkowo próbował pokrzyżować im Przedpełski, a później Dudek, to Włókniarz wygrał podwójnie łapiąc kontakt punktowy z Apatorem, jednak utracili możliwość korzystania z rezerw taktycznych. A to oznaczało, że w kolejnych biegach nie mogli startować najlepiej puentujący po stronie gości. Po pierwszym biegu nominowanym na MotoArenie wybuchła euforia. Mikkel Michelsen i Maksym Drabik zostali wyraźnie na starcie, a Lampart z Przedpełskim mknęli do mety po ośmiopunktową przewagę w meczu. Drabik szukał jeszcze okazji na poprawę nastrojów w częstochowskim obozie, ale na niewiele się to zdało. Na domiar złego pod koniec biegu Michelsenowi zdefektował motocykl. Włókniarz wiedział, że dwumecz może uciec już w Toruniu. Dlatego przed ostatnim biegiem zawodnicy starali się szukać punktów, które zmniejszą stratę przed potyczką w Częstochowie. Ta sztuka wydawała się do wykonania szczególnie, że świetnym startem popisał się Jakub Miśkowiak. Jednak w Apatorze był Emil Sajfutdinow, który zapisał na swoim koncie piątą trójkę i wspólnie z Lambertem ustalił wynik meczu na 50:40. Włókniarz mógł pluć sobie w brodę, bo trochę na własne życzenie przegrał, aż dziesięcioma punktami. Fatalnie pojechał zwłaszcza Mikkel Michelsen, który zdobył tylko sześć punktów i w trzech ostatnich spotkaniach nie wygrał ani jednego wyścigu. Dla Apatora dziesięć punktów przewagi przed rewanżem było sporą zaliczką, jednak Włókniarz, biorąc pod uwagę to, ile na wyjazdach tracił na swojej sile Apator nie by bez szans na odrobienie całego deficytu. Jeśli jednak torunianie pokpili by kolejną szansę na medal i zafundowali swoim kibicom ubiegłoroczne rozstrzygnięcie, to poziom irytacji sięgnąłby zenitu.

44 : 46 Przed ostatnią odsłoną w sezonie 2023 w Apatorze była pełna mobilizacja, bowiem w ostatnich latach nie było tak wielkiej szansy na zdobycie kolejnego medalu DMP. Torunianie na własnym torze wypracowali dziesięciopunktową zaliczkę w meczu o brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski i mieli wielką szansę na jej obronę, bowiem częstochowski Włókniarz o ile sportowo był na porównywalnym poziomie, a do tego podejmował rywala na własnym torze, to był moralnie rozbity. Wewnątrz klubowe rozgrywki personalne, nie wpłynęły dobrze na atmosferę w drużynie, która stała się zlepkiem indywidualności, których nikt nie potrafił zrobić zespołu. Kompletnie bez posłuchu był Lech Kędziora, który jedną nogą był już poza klubem, a w tej sytuacji trudno mu było wyzwolić motywację w zawodnikach. Całość próbował scalić Michał Świącik, ale wszelkie ruchy prezesa tylko pogarszały sprawę. W Apatorze dla odmiany, po przejęciu trenerskiej pałeczki przez Jana Ząbika zespół złapał wiatr w żagle. Co prawda zdarzyły się play-offowe wpadki w postaci porażki na własnym torze z Lublinem i blamaż w meczu ze trzebioną kontuzjami Spartą Wrocław, ale za każdym razem zespół wstawał z kolan. Mecz o brązowy medal na MotoArenie był tego przykładem. Zaraz po spotkaniu Emil Sajfutdinow wystąpił z inicjatywą, że jak będzie potrzeba użyczy swoich silników, by koledzy którzy mają problem sprzętowe dorzucili niezbędne punkty do końcowego tryumfu. W Toruniu jednak pamiętali, że drużyna potrafiła zawieść oczekiwania w najmniej oczekiwanym momencie. Przecież jeszcze kilka tygodni wcześnie, był taki moment, że nie wiadomo było, czy Apator w ogóle awansuje do play-off, a do tego dwukrotnie przegrał w rundzie zasadniczej. Nic więc dziwnego, że wszyscy byli bardzo zmobilizowani i już na początku spotkania Anioły wyraźnie zaznaczyły, po co przyjechały do Częstochowy. Inauguracyjna gonitwa padła łupem Wiktora Lamparta, a Robert Lambert przyjechał na trzeciej pozycji. Kolejne biegi to niewielka przewaga gości i spokojna obrona dziesięciopunktowej zaliczki. Gospodarze jednak nie poddawali się i w biegu siódmym Michelsen znalazł w końcu sposób na Sajfutdinowa i Włókniarz wygrał 4:2 doprowadzając do remisu 21:21. Nie zrobiło to żadnego wrażenia na Aniołach, bo w trzynastym biegu wyprowadziły cios, który był kluczowy dla losów dwumeczu, bowiem para Sajfutdinow – Lampart wygrała podwójnie i przyjezdni mogli przyjmować gratulacje za wywalczenie brązowego medalu w sezonie 2023. Biegi nominowane były już tylko formalnością, bo nie miały żadnego sportowego zaznaczenia, a jedynie wymiar finansowy dla zawodników. Wygrali je gospodarze w stosunku 4:2 oraz 5:1, dzięki temu mogli zapisać na swoim koncie minimalną wygraną 46:44 czym dali powody satysfakcji swoim fanom. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo zespołu, który miał mocną kadrę, ale rozczarował, kończąc sezon na 4 miejscu.
Apator stanął na najniższym stopniu podium w sezonie 2023. Trzeba jednak przyznać, że los uśmiechał się do Apatora Toruń już od dłuższego czasu, ale jak mówi przysłowie "szczęście sprzyja lepszym" i na koniec sezonu Anioły pomogły szczęściu i miały w garści brązowy medal. Było to o tyle to ciekawe, że... w całym sezonie Ekstraligi 2023 toruńczycy wygrali zaledwie sześć z dwudziestu meczów.
System rozgrywek w Ekstralidze umożliwiał jednak nawet szóstej drużynie po rundzie zasadniczej zawalczyć o tytuł drużynowego mistrza Polski w fazie play-off. Nie brakowało opinii, obniżało to znaczenie wyników osiąganych w podstawowej części sezonu i sprawiało, że w końcowe rozstrzygnięcia mogła wkraść się duża loteryjność. I faktycznie sezon 2023 przechodził do historii w tym właśnie kontekście, bo brązowy medalista jak wspomniano wygrał zaledwie sześć razy w dwudziestu podejściach! Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że Apatorowi Toruń raczej nie groził spadek, ale już brak awansu do play-off był całkiem możliwy. A to dlatego, że pierwsza połowa tego sezonu była znacznie poniżej możliwości zespołu. W pewnym momencie doszło więc do zmiany na stanowisku szefa drużyny. Roberta Sawinę zastąpił Jan Ząbik, tchnęło w żużlowców z Grodu Kopernika nowego ducha i sprawiło, że pogląd na pewne sprawy był nieco inny. Siedemdziesięcioletni legendarny trener od razu postawił drużynie cel, jakim było wysokie miejsce na koniec sezonu. Wcześniej dokończyć jednak było trzeba rundę zasadniczą. Anioły zajęły w niej piątą pozycję, co skazywało ją na jazdę w ćwierćfinale z Motorem Lublin. Oba mecze Apator przegrał, ale okazał się lepszy w tabeli od gorzowian i lesznian i to on awansował do strefy medalowej jako tzw. "lucky loser". W półfinale po świetnym widowisku torunianie najpierw zremisowali ze Spartą Wrocław, a w rewanżu dostali kolejne szanse od losu w postaci urazów aż trzech zawodników rywali. Tym razem nie dopomogli swojemu szczęściu i z kretesem przegrali na Dolnym Śląsku. Wobec tego szansa na przynajmniej srebrny medal przeszła im koło nosa. W dwumeczu o brąz żółto-niebiesko-biali wzięli już sprawy w swoje ręce i wykazali się pełną zadziornością, pewnie pokonując Włókniarza. Wygrali u siebie różnicą dziesięciu punktów, a w Częstochowie cały czas tę przewagę mieli pod kontrolą i jeszcze przed wyścigami nominowanymi mogli cieszyć się z pierwszego po siedmiu latach medalu w PGE Ekstralidze.
Tak więc sukces zwieńczony tylko sześcioma zwycięstwami w całym sezonie i dwoma remisami, zapisał się w annałach żużlowych jako coś czego dotąd nie było w historii DMP rozgrywanych jako faza zasadnicza i play-off.
Żeby znaleźć sezony, w których sześć wiktorii dało podium, trzeba cofnąć się aż do lat 50 i 60 poprzedniego stulecia. Z tym że wówczas wszystkich spotkań w sezonie było znacznie sporo mniej W czasach bardziej współczesnych w Ekstralidze w XXI wieku dwa razy siedem wygranych dało medal, a było to w 2015 roku kiedy po srebro sięgnęła Sparta Wrocław, i cztery lata później, gdy brąz trafił do Włókniarza Częstochowa.

Podsumowując fazę play-off można stwierdzić, że Apator hartował nerwy swoich fanów jak wytrawny reżyser w dobrym thrillerze. Najpierw niezbyt udana runda zasadnicza sprawiła, że torunianie do finałowej rozgrywki przestępowali z odległego piątego miejsca, tracąc aż trzynaście punktów do ćwierćfinałowego rywala Motoru Lublin i piętnaście punktów do pierwszej Sparty Wrocław. Tak duża różnica punktowa wskazywała, że "Aniołom" dużo brakowało do czołówki i można powiedzieć, że raczej osiadły wśród ligowych średniaków i biorąc pod uwagę jak wyglądała w ich wykonaniu runda zasadnicza, perspektywa na play-offy nie rysowała się w zbyt jasnych barwach. Do tego żółto-niebiesko-biali nie potrafili wykorzystać problemów kadrowych przeciwnika i podobnie jak w większości meczów rundy zasadniczej wypadli dosyć blado na tle rywala, który zazwyczaj nadawał ton rywalizacji. Gospodarze nie byli w stanie przejąć inicjatywy i walczyli jedynie o jak najmniejszy wymiar kary.
To sprawiło, że bardzo długo nie zapowiadało się na to, że czwarta drużyna poprzedniego sezonu poprawi ten wynik i że po siedmiu latach wdrapie się na podium w Ekstralidze. Ostatecznie sztuka ta udała się i zespół mógł świetować ósmy brązowy medal DMP.
Bohaterem sezonu był Emil Sajfutdinow który powrócił do żużla po rocznej banicji i obawy o jego dyspozycję przed sezonem mogły być uzasadnione. Tymczasem trzykrotny brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata momentalnie rozwiał wszelkie wątpliwości. Jeździł znakomicie, niezwykle rzadko przytrafiały mu się gorsze chwile. W szesnastu spotkaniach był liderem pod względem punktowym, a przecież nie można zapominać o dużej pomocy dla kolegów w parku maszyn. Takiego lidera jak Sajfutdinow można ze świecą szukać. Jego średnia 2,680 punktu na bieg, była najwyższą w dotychczasowej historii MotoAreny. Można było odnieść wrażenie, że im dłużej trwał sezon, tym trzydziestotrzylatek był coraz lepszy i lepszy na własnym torze. Dowodzą temu choćby fenomenalne występy w półfinale (duży komplet 18 punktów) i spotkaniu o brąz (komplet 15 punktów). Ponadto Rosjanin z polskim paszportem w pięciu meczach u siebie nie znalazł pogromcy. Wygrał indywidualnie aż 37 razy, co jest również najlepszym wynikiem w jednym sezonie na Motoarenie.
Kluczowym momentem w sezonie można paradoksalnie określić spotkanie ósmej kolejki w którym Apator podejmował Włókniarza z Częstochowy. Po meczu za niewłaściwe wykonywanie obowiązków zawieszony został trener Robert Sawina, który już wcześniej nosił się z zamiarem rezygnacji i zaskakująco mówił przed wyjazdowymi spotkaniami w Krośnie i Lesznie: "Jeżeli jeden z tych meczów wyjazdowych przegramy, to oddaję się do dyspozycji zarządu. Wiadomo, że jeśli w takiej sytuacji ktoś mi zarzuca, że coś nie jest, jak być powinno, to będę próbował, aby ten zespół znalazł kogoś lepszego". Anioły przegrały oba spotkania, trener został na swoim stanowisku, ale po wspomnianym zawieszeniu "Sawka" do pracy nie powrócił, a jego obowiązki przejął Jan Ząbik, który dotarł do swoich podopiecznych, którzy uwierzyli, że medal jest w ich zasięgu.

Po zdobyciu brązowego krążka, przed kolejnym sezonem, działacze Apatora choć mieli wiele przemyśleń na temat formy niektórych zawodników, to tak naprawdę jeszcze przed otwarciem okienka transferowego mieli podpisane umowy na rok 2024 i dalej. Ponadto uszanowane decyzję Jana Ząbika, który podjął się prowadzenie drużyny tylko do końca roku 2023 i zatrudniono trenera Piotra Barona, który dostał w prezencie dwuletnie kontrakty liderów Sajfutdinowa i Lamberta oraz roczne umowy Dudka, Przedpełskiego i Lamparta. Jedyne roszady mogły zatem dotyczyć juniorów. Jednak choć oficjalnie swoje obowiązki Piotr Baron zaczął pełnić dopiero od 1 listopada, to już w październiku miał okazję dobrze poznać swój nowy domowy obiekt i nie zamierzał czekać do wiosny by poznać potencjał zawodników. Upadła zatem koncepcja sprowadzenie kolejnych młodych zawodników, których tak naprawdę na żużlowej giełdzie transferowej nie było i były menadżer Unii Leszno, ostro zabrał się do sportowego budowania tych zawodników, których miał do dyspozycji w klubie. Ponadto pod koniec kwietnia przyszłego roku 16 lat kończył Antoni Kawczyński, który miał wzmocnić młodzieżową formację Apatora, bowiem uznawany za talent zbierający dotychczas doświadczenie w miniżużlu i DMPJ. Ku zaskoczeniu wszystkich jeszcze w październiku, korzystając z dobrej pogody Baron zarządził kilkanaście treningów, na których obowiązkowo stawić musieli się na nich wszyscy młodzieżowcy, ale z okazji do jazdy skorzystali także seniorzy. Tak dużo treningów na torze w październiku, w Apatorze Toruń nie było od dawna. Władze klubu nie miały wyjścia i musiały znaleźć w budżecie dodatkowe pieniądze na wynajem stadionu i pokrycie kosztów zajęć dla swoich żużlowców. Baron był bowiem nieugięty i uznał, że tylko w ten sposób uda mu się odpowiednio przygotować podopiecznych do kolejnych rozgrywek.  Ostatecznie sezon żużlowy w Toruniu został zakończony 26 października, choć warunki torowe nadal pozwalały na treningi. Sztab szkoleniowy uznał jednak, że to odpowiedni czas na rozpoczęcie przygotowań ogólnorozwojowych, a czterdziestodziewięciolatek, tak komentował swoje pierwsze decyzje: "Mieliśmy naprawdę dobre warunki do jazdy, więc postanowiłem, że grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Chodziło nie tylko o pracę nad techniką, ale także dodanie zawodnikom pewności siebie i wiary we własne umiejętności przed zimowymi przygotowaniami. Po słabym sezonie to zawsze szczególnie ważne. Jestem przekonany, że większa liczba treningów przyniesie określone korzyści w przyszłym roku. Wierzę w drużynę i uważam, że mamy potencjał, by wygrywać z każdym, a październikowe treningi pozwoliły uwierzyć w siebie także naszym młodszym zawodnikom. Nie potrzebujemy żadnych wzmocnień, by znów walczyć o wysokie cele. Myślę, że dużo niepotrzebnych słów się wysypało na juniorów z Torunia. Mogę powiedzieć, że na tę chwilę zrobiliśmy dwanaście treningów wspólnie i oni postęp robią na każdym treningu, jadą coraz lepiej. Myślę, że poradzimy sobie z tym wszystkim, mamy sporo pracy. Pojedziemy jeszcze dwa treningi, zanim zamkniemy stadion na Motoarenie. Już wiele słów zostało wypowiedzianych na temat tego, co było problemem dla Krzysztofa Lewandowskiego oraz Mateusza Affelta. Prawda jest jednak taka, że spadła na nich ciężka krytyka i to są młodzi ludzie, którym strasznie ciężko się pozbierać po słowach, gdzie oni czytają, a nawet jeśli nie czytają komentarzy o sobie, to zawsze się znajdzie kilka osób, które tym zawodnikom podrzucą teksty, które są po to, żeby im dokuczyć albo jeszcze coś innego. I taki zawodnik jeden-dwa mecze nie pójdzie, zaczyna się zamykać w sobie i są spore problemy. Pracujemy nad tym, żeby poprawić styl jazdy tych chłopaków i, żeby uwierzyli w siebie. Myślę, że pod względem technicznym to nie wygląda tak źle, a największym problemem u tych chłopaków jest z całą pewnością odporność psychiczna. Dlatego tej zimy nasi młodzi zawodnicy mają zbudować nie tylko mięśnie, ale przede wszystkim swoją psychikę, która z pewnością ucierpiała w minionych miesiącach. Zawodnicy są tego świadomi i na dzień dzisiejszy pokazują, że podejmują rękawice, żeby to z siebie pozrzucać i być mocniejszymi".
Po treningach wiele mówiło się o kolejnej zmianie nawierzchni na MotoArenie, ale ostatecznie nie zdecydowano się na ten ruch, a do dotychczasowego materiału dosypano niewielkie ilości glinki, ale głównie po to, by uzupełnić braki po sezonie. Nowy sztab szkoleniowy zapewniał jednak, że to w zupełności wystarczy, by domowy tor był w trakcie sezonu sprzymierzeńcem gospodarzy. Wniosek ten był dość zaskakujący i odbiegał od tego, co mówili poprzedni szkoleniowcy, ale Baron nie miał wątpliwości: "materiał jest bardzo dobry, a do dobrego ścigania brakuje jedynie odpowiedniego dbania o tor tuż przed zawodami. Zmieniliśmy trochę sposób przygotowania nawierzchni, a dzięki temu uruchomiły się nowe ścieżki. Już podczas Grand Prix widzieliśmy naprawdę dobre ścigania i jestem przekonany, że podobnie będzie w przyszłym sezonie. Miałem okazję przyjrzeć się materiałowi i moim zdaniem jest on wystarczająco dobry. Nie potrzeba nam żadnych gruntownych zmian".

Po sezonie Przemysław Termiński skomentował postawę drużyny której był właścicielem: "Co roku budujemy drużynę z myślą o walce o mistrzostwo Polski. Mieliśmy gigantyczną szansę, by znaleźć się w finale, ale trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że w przekroju całego sezonu srebrny medal, to byłoby zbyt dużo. Jednak z perspektywy planów przedsezonowych pozostał lekki niedosyt. Nasza ekipa była budowana z myślą o zwycięstwie w Ekstralidze. Świetnie pojechaliśmy w pierwszym półfinałowym meczu ze Spartą w Toruniu, który udało się zremisować. Gdybyśmy wykorzystali kontuzje po stronie wrocławian w rewanżowym spotkaniu, awansowalibyśmy do wielkiego finału. Mimo urazów Janowskiego i Wrighta coś poszło nie tak. Pozostaje to w pamięci, ale nie roztrząsamy tego. Brązowy medal to także zasługa mojej żony, Ilony, która jest bardzo zaangażowana i przez cały rok mocno przeżywa wszystko, co dzieje się w Apatorze. Mam dla niej wielkie uznanie, za to ile pracy wkłada, by wszystko w klubie funkcjonowało idealnie. Ja nawet nie wybrałem się na ostatni mecz, bo w tym sezonie zwykle przyglądałem się wszystkiemu z boku. Ilona jako prezes radzi sobie jednak doskonale. Klub to nasz rodzinny biznes i mogę zapewnić, że nie ma pomysłu zmiany na stanowisku prezesa. Wspiera nas w tym wszystkim, przyjaciel Adam Krużyński i sugestie by miał ambicje bycia prezesem są wyssane z palca. Ma inną pracę i nie sądzę, by chciał się w stu procentach poświęcić klubowi. Zresztą nie ma nawet mowy o zmianie prezesa. Role w klubie są już podzielone. Wiemy kto prowadzi klub i administrację, kto odpowiada za finanse, kto za sferę sportową i kto negocjuje kontrakty, które mamy zabezpieczone  i jest pewne, że w roku 2024 zmian w składzie drużyny seniorów na pewno nie będzie. Wszyscy żużlowcy mają podpisane kontrakty z Apatorem. Jedyne negocjacje kontraktowe, jakie prowadzimy, to te na sezon 2025. Jak na razie nie mogę nic więcej zdradzić. Mogę jedynie powiedzieć, że mam nadzieję, że rok 2025 nie przyniesie większych zmian w naszej drużynie.
Po kilku rundach negocjacji z miastem udało nam się ustalić warunki współpracy. Zaszły zmiany w formule finansowania, jednak nie chciałbym ujawniać szczegółów z uwagi na tajemnice handlowe. Klub generuje pewne zyski związane z organizacją cyklu Grand Prix w Toruniu, ale również ponosi koszty, w tym ryzyko związane z organizacją. Zdobycie sponsora tytularnego i wyprzedanie wszystkich biletów to efekt ciężkiej pracy wszystkich pracowników, w tym działu marketingu klubu. Zaznaczam, że z frekwencją podczas rund Grand Prix bywało różnie. Niekiedy stadiony były całkowicie puste. Na chwilę obecną nie ma pewności co do organizacji turnieju w Toruniu w przyszłym roku. Trwają negocjacje w tej sprawie. Chociaż warunki kontraktowe zostały mniej więcej ustalone z grupą Discovery Sports Events, to nierozstrzygnięte pozostają kwestie organizacyjne. Wszystko zależy od tego, czy grupa zdecyduje się zorganizować rundę zagraniczną, ponieważ zgodnie z regulacjami nie więcej niż 30 proc. wszystkich imprez może odbywać się w jednym kraju. Organizacja czwartego Grand Prix w Polsce wymaga rozszerzenia liczby rund na skalę światową.
Ucinam też wszelkie spekulacje na temat sprzedaży klubu. Przez najbliższe pięć lat nie planuję wprowadzać żadnych zmian. Oczywiście, zawsze mogą pojawić się nieprzewidziane okoliczności, ale na ten moment sprzedaż klubu nie wchodzi w grę. Apator będzie więc dalej klubem stabilnym, z 20-milionowym budżetem, który przy odrobinie szczęścia będzie się liczył w walce o czołowe lokaty i medale. Z wielką nadzieją i dużym zaufaniem patrzę na współpracę z nowym szkoleniowcem Apatora. Piotr od samego początku bardzo mocno wziął się za pracę z kadrą juniorską. Od początku października trwają treningi na torze Motoareny, które pozwolą Piotrowi ocenić ich umiejętności. Kompletuje on także sztab trenerski specjalnie dla naszych młodzieżowców".

Z kolei Ilona Termińska w rozmowie dla Radia Pik mówiła: "Zawsze jest wiara w drużynę, ale widzimy też jej problemy, co się dzieje i jak się dzieje. Z dozą niepewności wjechaliśmy do tych finałów. Ostatnie mecze były naprawdę widowiskowe. Wszyscy jechali na najwyższym poziomie i z potencjałem na zwycięstwo, także to bardzo mocno cieszy i nasz ostatni rywal z Częstochowy dużo do powiedzenia nie miał. Niestety zawsze zdarzył się nam taki mecz, gdzie jakiś zawodnik nie wykonał nawet swojego minimalnego założenia i oczywiście tutaj, nad tym pracujemy. Widzimy też gdzie są nasi juniorzy, ale w momencie, w którym pojawił się nowy trener w parku maszyn, czyli pan Piotr Baron intensywność treningów wzrosła. Liczę na to, że zakończenie sezonu, przygotowanie zimowe i później początek sezonu będzie należał do naszych młodych zawodników. Trzeba jednak pamiętać, że sport żużlowy jest niezwykle wymagającym sportem. Jest potężna presja zarówno otoczenia, kibiców, jak i własna, jaką nakładają na siebie zawodnicy. Tak młodzi ludzie, jak nasza formacja juniorska nie zawsze podoła tego rodzaju wyzwaniom. Myślę, że to oprócz ciężkiej pracy, jaką się wykonuje na torze, w siłowni, na torze crossowym, na rowerze, trzeba wykonać jeszcze potężną pracę związaną ze swoim rozwojem psychicznym i zapleczem, które da taki spokój na meczach. Z perspektywy tego sezonu, to był problem. Nasi zawodnicy słabo wypadali na meczach, natomiast dobrze i bardzo dobrze prezentowali się na mniejszych zawodach i treningach. Z nadzieją patrzymy w przyszłość".

Sezon podsumował też prezes Ekstraligi Wojciech Stępniewski, który w obszernym wywiadzie wykazał, że pod względem średnich wynagrodzeń dla zawodników z żużlową PGE Ekstraligą nie może równać się nawet najbogatszą w Polsce kraju piłkarską Ekstraklasą. Jednak piłkarska dominacja mogła czuć się zagrożona, bo żużlowe kluby bogaciły się w niesamowitym tempie i już w kolejnym roku zdecydowana większość z nich miał pochwalić się budżetami na poziomie powyżej 20 milionów złotych. A najbogatszy klub mógł osiągnąć niewyobrażalną dotąd granicę 30 milionów złotych. Była to gigantyczna kwota, bo przecież najlepsze żużlowe kluby miały do odjechania jedynie 20 meczów rocznie, a w kadrze pierwszego zespołu było zaledwie pięciu seniorów. jednak mimo tego w roku 2024 może się okazać, że przyszłoroczny mistrz Polski na żużlu, będzie dysponował budżetem wyższym od nawet siedmiu klubów piłkarskich, a przecież w piłkarskich rozgrywkach są 34 mecze ligowe, a do tego dochodzą także rozgrywki w pucharach. W kadrze każdego z zespołów znajduje się nawet 30 zawodników. Jak to wyglądało w Apatorze Toruń. Otóż władze klubowe przyznały, że w roku 2024 budżet ich klubu wyniesie przynajmniej 22 mln złotych i kwota ta nie pozwala, by klub włączył się do walki o mistrzostwo Polski. Gdyby torunianie chcieli postraszyć faworytów rozgrywek, czyli Motor Lublin czy Spartę Wrocław, musieliby dysponować przynajmniej trzema miliona więcej.Wynikało to z tego, że w żużlu zawodnicy ze swoich wynagrodzeń sami musieli zadbać o opłacenie mechaników, kupno i remont sprzętu, a koszty te wahały  się od 400 tys. złotych do nawet 1,5 mln złotych rocznie. W rozgrywkach AD 2023 nawet najsłabiej zarabiający ligowcy byli zatem w stanie zainkasować z klubów 1-1,2 mln złotych. Ich wynagrodzenie wynosiło 500 tys. zł. za podpis i 6 tysięcy złotych za punkt, a dotyczyło to tylko i wyłączenie zawodników, którzy dopiero wchodzili do ligi, a na swoim koncie nie mieli wielkich sukcesów. Liderzy bowiem po każdym meczu wystawiali faktury opiewające na 150-180 tysięcy złotych (od 10 do nawet 14 tysięcy złotych za punkt). To sprawiło, że w sumie dwunastu zawodników ligi zgarnęło więcej niż 2,5 miliony złotych. Niekwestionowanym liderem na liście płac był oczywiście Bartosz Zmarzlik (Lublin), którego kontrakt był tajemnicą, ale w środowisku mówiło się, że za sezon inkasuje od 6 do 7 milionów złotych. Osiągając znakomite wyniki, drugie miejsce zajął Rosjanin z polskim paszportem Emil Sajfutdinow (Toruń), który mógł liczyć nawet na 3,5 mln złotych. Tonie nie był jednak koniec, bo zawodnicy spore pieniądze zarabiali także w rozgrywkach Grand Prix, lidze szwedzkiej, a dodatkowo każdy z nich miał kilku dużych sponsorów.
O tym, czy i jak długo będzie trwał ten znakomity czas dla żużla, czy stawki co roku będą wzrastały o kolejne 10-20 procent, decydować miały rezultaty rozpoczynających się właśnie negocjacji w sprawie nowego kontraktu telewizyjnego. Na mocy obecnie obowiązującej umowy, w cztery lata kluby dostały do podziału 242 mln złotych. Z pieniędzy tych finansowały po części swoją działalność, ale przede wszystkim miały przeznaczyć ja na poprawę infrastruktury i szkolenie kolejnych młodych żużlowców.

W szkoleniowy trend wkomponowała się również firma Red Bull, która w roku 2023 Bull została oficjalnym partnerem rozgrywek Ekstraligi i powołała do życia program Red Bull Juniorskie Asy. Główną inicjatywą nowego partnera ligi było wspieranie młodych polskich zawodników startujących w najlepszej żużlowej lidze świata. Ambasadorem inicjatywy został Maciej Janowski - indywidualny mistrz świata juniorów z 2011 r., wielokrotny mistrz Polski, brązowy medalista mistrzostw świata w sezonie 2022. W ramach programu sezon młodzi żużlowcy przez cały sezon zbierali punkty na podstawie zajmowanych miejsc w każdym drugim biegu meczu, w którym rywalizowali wyłącznie juniorzy. Dodatkowo, podczas każdego ze spotkań w sezonie, widzowie poprzez aplikację Ekstraligi mogli głosować na najlepszego juniora danego meczu. Głównymi nagrodami w programie były: vouchery na zakup silnika do motocykla żużlowego, konsultacje z tunerem i pięciodniowy pobyt w centrum treningowym Red Bull Athlete Performance Center w austriackim Thalgau, gdzie badania przechodzili czołowi sportowcy świata - między innymi Max Verstappen (F1), Lindsey Vonn (narciarstwo alpejskie), Marc Marquez (Moto GP) i wielu innych. Miejsce to odwiedził także żużlowiec Sparty Wrocław, Maciej Janowski: "Jestem pewien, że zwycięzca programu Red Bull Juniorskie Asy będzie zachwycony. Red Bull Athlete Performance Center to medyczne centrum przygotowań, w którym najlepsi zawodnicy z całego świata testują swoje organizmy. Tam nie ma żartów, specjalistom nie umknie najdrobniejszy szczegół, nie da się tam nikogo oszukać. To absolutny top i niezastąpiona skarbnica wiedzy o swoim własnym organizmie".
Zadowolenia z tego projektu nie krył Wojciech Stępniewski, prezes Ekstraligi: "Współpraca z globalną marką, którą jest Red Bull, to dla nas nobilitacja. Wpisuje się to w strategię marketingową Ekstraliga 3.0, ponieważ stawiamy na szkolenie i rozwój młodych zawodników, co przekłada się na obecność polskich juniorów w składach drużyn Ekstraligi, rozgrywki U24 Ekstraligi z ich udziałem, a także całą piramidę szkoleniową obejmującą treningi i szkolenie oraz starty w zawodach miniżużlowych, 250 cc, jak również 500 cc. Uważamy, że tego typu partner jest też wielką szansą dla młodych zawodników. Partnerstwo Ekstraligi i Red Bulla obejmować będzie również obecność marki w grafice telewizyjnej podczas meczów, świadczenia marketingowe, a także produkcję dodatkowych treści, które będą dostępne w kanałach social media Ekstraligi oraz w kanałach Red Bulla, między innymi na stronie www.redbull.pl/asy".

Pierwszym zwycięzcą ciekawej inicjatywy został: Mateusz Cierniak

M-ce Zawodnik Klub 1m 2m 3m 4m Mecze Pkt Bon Średnia
1 Cierniak Mateusz LUB 16 2 2 0 20 54 3 1,831
2 Kowalski Bartłomiej WRO 13 4 2 0 20 49 1 1,716
3 Paluch Oskar GOR 8 6 1 0 16 37 1 1,365
4 Ratajczak Damian LES 7 4 1 4 16 30 0 1,182
5 Karczewski Franciszek CZE 5 4 5 2 16 28 2 0,917
6 Pludra Kacper GRU 4 6 2 1 14 26 1 1,393
7 Lewandowski Krzysztof TOR 2 5 9 1 17 25 2 0,754
8 Bartkowiak Mateusz GOR 2 4 4 2 12 18 6 0,941
9 Kupiec Kajetan CZE 3 3 3 2 14 18 4 0,935
10 Zieliński Denis KRO 1 5 3 2 11 16 2 0,950
11 Affelt Mateusz TOR 1 3 6 7 18 15 2 0,528
12 Sadurski Krzysztof KRO 2 2 4 4 14 14 4 1,120
13 Bańbor Bartosz LUB 1 5 1 2 10 14 4 0,951
14 Mencel Antoni LES 1 2 6 3 13 13 4 0,795
15 Grzelak Kacper LUB 1 3 3 2 10 12 3 0,674
16 Łobodziński Kacper GRU 1 2 4 3 10 11 4 1,000
17 Halkiewicz Kacper CZE 0 3 3 4 10 9 1 0,625
18 Bańdur Szymon KRO 1 2 0 0 3 7 0 0,600
19 Małkiewicz Kevin WRO 1 1 1 3 7 6 1 0,760
20 Rafalski Wiktor GRU 0 1 2 1 4 4 2 1,000
21 Andrzejewski Kacper WRO 0 1 2 4 7 4 1 0,192
22 Jabłoński Hubert LES 0 1 2 0 3 4 1 0,769
23 Stojanowski Jakub GOR 0 1 1 1 4 3 1 0,545
24 Panicz Mateusz WRO 0 0 2 4 6 2 0 0,211
25 Rumiński Oskar TOR 0 0 1 3 5 1 0 0,222

Po sezonie na corocznej Gali Ekstraligi wyróżniono również pozostałych zawodników oraz zespoły.

Niespodzianka Sezonu:
Grzegorz Zengota (Leszno) -  25,68%
Oskar Fajfer (Gorzów) - 24,42%
Bartosz Bańbor (Lublin) - 19,41%
Bartłomiej Kowalski (Wrocław) - 18,27%
Jack Holder (Lublin) - 6,63%
  
Najlepszy Junior Sezonu:
Mateusz Cierniak (Lublin) - 40,25%
Bartłomiej Kowalski (Wrocław) - 34,87%
Oskar Paluch (Gorzów) - 15,57%
Damian Ratajczak (Leszno) - 4,20%
Kacper Pludra (Grudziądz) - 3,24%
  
Najlepszy Trener/Menedżer Sezonu:
Maciej Kuciapa (Lublin) - 26,87%
Stanisław Chomski (Gorzów) - 24,50%
Dariusz Śledź (Wrocław) 19,54%
Jan Ząbik (Toruń) - 17,76%
Piotr Baron (Leszno) - 6,33%
  
Najlepszy Zagraniczny Zawodnik Sezonu:
Martin Vaculik (Gorzów) - 25,00%
Daniel Bewley (Wrocław) - 23,38%
Jack Holder (Lublin) - 14,14%
Leon Madsen (Częstochowa) - 11,78%
Fredrik Lindgren (Lublin) - 11,21%
  
Złoty Szczakiel:

Tony Briggs
za opracowanie i wprowadzenie do speedwaya dmuchanych band

Najlepszy Polski Zawodnik Sezonu:
Bartosz Zmarzlik (Lublin) - 31,27%
Emil Sajfutdinow (Toruń) - 15,95%
Janusz Kołodziej (Leszno) - 14,74%
Dominik Kubera (Lublin) - 12,18%
Szymon Woźniak (Gorzów) - 10,91%
  
Drużynowy Mistrz Polski:

Platinum Motor Lublin

Wyścig Sezonu - nagroda redakcji sportowej Canal+

Robert Lambert
VI runda - Toruń vs Lublin - bieg 15

Zwycięzca Rozgrywek U-24 Ekstraliga:

Enea Stal Gorzów Wielkopolski 

ROZGRYWKI POZALIGOWE góra strony


         
    

Ś
W
I
A
T
  2023-cykl 2023-cykl 2023-xx-xx 2023-xx-xx 2023-07-29 2023-08-11 2023-xx-xx
IMŚ - SGP IMŚJ-U21-SGP2 IMŚJ-U16-SGP3 IMŚJ-U13-SGP4 DMŚ - SWC DMŚJ - SON2 MŚPJ
torunianie
nie stratowali w finale
torunianie
nie stratowali w finale
- torunianie
nie stratowali w finale
torunianie
nie stratowali w finale

E
U
R
O
P
A
  2023-cykl 2023-08-19 2023-04-22 2023-07-22 2023-09-02 2023-10-01  
IME - SEC IMEJ DME DMEJ MEPJ MEP  
torunianie
nie stratowali w finale
torunianie
nie stratowali w finale
torunianie
nie stratowali w finale
torunianie
nie stratowali w finale
 

P
O
L
S
K
A
  2023-cykl 2023-04-01 2023-08-30 2023-04-02 2023-09-20 2023-cykl  
IMP IMME MIMP MPPK MMPPK DMPJ  

torunianie
nie stratowali w finale
torunianie
nie stratowali w finale

 
 

K
A
S
K
I
  2023-05-06 2023-05-01 2023-05-03        
Złoty Kask Srebrny Kask Brązowy Kask        
       

I
N
N
E
  2023-cykl 2023-cykl 2023-03-25 2023-03-26 2023-05-01 2023-05-03 2023-05-10 2023-07-08 2023-07-08 2023-10-14
Turniej
Zaplecza
Kadry
Juniorów
Nice
Cup
Mistrzostwa Piotra Protasiewicza Kryterium
Asów
ebebe PSŻ Poznań -
- Gwiazdy
1 i 2 ligi
Polska
-
Australia
Test toru
na PGE Narodowym
Polska
-
Reszta Świata
Turniej na rzecz Andrieja Kudriaszowa XV-lecie
Startów
T.Musielaka
       
       

góra stronyWYNIKI MECZÓW ROZEGRANYCH Z UDZIAŁEM TORUŃSKIEJ DRUŻYNY W SEZONIE 2023


   
Kolejka
2023-04-08
Toruń - Gorzów
47 : 43 I
runda
zasadnicza
2023-04-18
przeł.
2023-05-08


Grudziądz - Toruń

49 : 41
2023-04-16
przeł.
2023-04-27

Krosno - Toruń
50 : 40 II
runda
zasadnicza
2023-04-25  
Toruń - Leszno
47 : 43
2023-04-23
Toruń - Wrocław
38 : 52 III
runda
zasadnicza
2023-05-02
Lublin - Toruń
40 : 25
2023-04-28
Leszno - Toruń
 
49 : 41 IV
runda
zasadnicza
2023-05-09
Toruń - Cze-wa
45 : 45
2023-05-05
Toruń - Grudziądz
52 : 38 V
runda
zasadnicza
 
2023-05-16
Krosno - Toruń
53 : 37
2023-05-21
Toruń - Lublin
46 : 44 VI
runda
zasadnicza
 
2023-05-23
Toruń - Gorzów 
43 : 47
2023-05-28
Cze-wa - Toruń
49 : 41 VII
runda
zasadnicza
2023-05-30
Wrocław - Toruń 
43 : 47
2023-06-25
Toruń - Cze-wa
44 : 46 VIII
runda
zasadnicza
2023-06-06 Toruń
pauzował
2023-06-11
Lublin - Toruń
59 : 31 IX
runda
zasadnicza
2023-06-13
Toruń - Ostrów  
43 : 47
2023-06-18
Grudziądz - Toruń
50 : 40 X
runda
zasadnicza
2023-06-20
Ostrów - Toruń 
27 : 21
2023-06-30  
Toruń - Leszno
53 : 37 XI
runda
zasadnicza
2023-06-27 Toruń
pauzował
2023-07-09
Wrocław - Toruń
57 : 33 XII
runda
zasadnicza
2023-07-04
Toruń - Wrocław
66 : 23
2023-07-21
Toruń - Krosno
58 : 32 XIII
runda
zasadnicza
2023-07-11
Gorzów - Toruń   
50 : 40
2023-08-04  
Gorzów - Toruń
45 : 45 XIV
runda
zasadnicza
2023-07-18
Toruń - Krosno  
45 : 45
2023-08-13
ćwierćfinał
play-off
  
Toruń
- Lublin
 
42 : 47 XV
runda
ćwierćfinałowa
2023-08-01
przeł.
2023-09-01

Cze-wa - Toruń  
46 : 44
2023-08-20
ćwierćfinał
play-off

Lublin - Toruń
49 : 41 XVI
runda
 ćwierćfinałowa
2023-08-08
Toruń - Lublin  
41 : 49
2023-08-27
półfinał
play-off

Toruń - Wrocław
45 : 45 XVII
runda
półfinałowa
2023-08-15
Toruń - Grudziądz  
49 : 41
2023-09-10
półfinał
play-off

Wrocław - Toruń
51 : 39 XVIII
runda
półfinałowa
2023-08-22  
Leszno - Toruń  
63 : 27
2023-09-17
Toruń - Cze-wa
mecz o 3 miejsce
50 : 40 XIX
runda
finałowa
Pkt.
Duże+Bon
Tabela U24 po rundzie zasadniczej
Torunianie nie awansowali do finału
Pkt.
małe
28+7 Krosno +178
Lublin - Wrocław
finał play-off
51 : 39 22+6 Gorzów +117
21+5 Ostrów +79
19+6 Leszno +114
2023-09-23
przeł.
2023-09-24

Cze-wa - Toruń
mecz o 3 miejsce
46 : 44 XX
runda
finałowa
15+4 Lublin +9
14+2 Grudziądz -33
13+3 Częstochowa -66
Wrocław - Lublin
finał play-off
55 : 35 10+1 Toruń -50
2+0 Wrocław -348
Finał Gorzów - Krosno
Krosno - Gorzów
49 : 40
49 : 41

KADRA TORUŃSKICH ANIOŁÓW W SEZONIE 2023góra strony


     
Zawodnik - Działacz rozgrywki mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu

Kadra seniorów
SAJFUTDINOW Emil 20 106 252 7 2,443 2


Po wybuchu wojny na Ukrainie, przed sezonem
polska żużlowa centrala dopuściła do startu zawodników z Rosji, którzy posiadali polskie paszporty, a to oznaczało że Apator w sezonie 2023 wystartuje z Emilem Sajfutdinowem w składzie. I wystartował, a powrót Emila był niezwykle spektakularny. Wystarczy w tym miejscu napisać, że na 20 meczów Baszkir tylko raz nie kwalifikował się do startów w piętnastym biegu i był pod tym względem numerem jeden w ekstralidze. Ostatecznie oddając trzy starty juniorom, w finałowej odsłonie dnia wystąpił 16 razy i dziesięciokrotni przyjeżdżał do mety jako pierwszy. Jeśli do tej indywidualnej statystyki dołoży się brązowy medal po który sięgnął Apator po latach medalowej posuchy, to wniosek był jeden - Toruń od lat nie miał skutecznego lidera i fakty mówiły wprost, jak wielką wartością dodaną w Apatorze był Emil. Znamienne było również to, że lider Aniołów nie brał udziału w ligowych zmaganiach w roku 2022, a mimo to znalazł się w TOP7 za pięć ostatnich lat i był lepszy w tej statystyce od takich asów jak Janusz Kołodziej (772) czy Jason Doyle (771), którzy żadnej przerwy nie mieli. Jednak Emil sportowy bank rozbił zwłaszcza w sezonie 2023, kiedy to zdobył najwięcej punktów bo, aż 252.
Godny podkreślenia jest w tym miejscu fakt, że choć sytuacja polityczna rodziła wewnętrzne rozterki u sportowca, od lat związanego z Polską, to nie złamała jego psychiki i zawodnik cały czas liczył na szybki powrót do ścigania i dbał o formę oraz park  maszynowy, a nie było to łatwe, bo w 2021 roku współpracę z Sajfutdinowem zerwał Ashley Holloway i żużlowiec miał spore problemy z odnalezieniem się na jednostkach napędowych od innych tunerów. Jeszcze przed sezonem 2022 Sajfutdinow kupił cztery nowe silniki, które miał okazję testować podczas treningów. W roku 2023 dokupił jeszcze dwa i starał się je dostroić do warunków panujących na Motoarenie. Tym samym w boksie toruńskiego lidera pojawiły się jednostki napędowe od Antona Nischlera, Joachima Kugelmanna, Petera Johnsa, a nawet węgierskiego inżyniera Luigiego Baratha. Ostatecznie zawodnik wybrał silniki od wychodzącego z cienia wielkich tunerów holenderskiego mechanika Berta van Essena. Zawodnik ciągle jednak szukał jak największej ilości startów, bowiem Rosjanin wrócił w 2023 roku na żużlowe tory jako pełnoprawny Polak, ale ciągle nie miał możliwości startować na arenie międzynarodowej. To bardzo uszczupliło kalendarz startów, a utrzymanie równiej formy przez cały sezon wymagało oprócz treningów rywalizacji z najlepszymi, w co najmniej dwóch lub trzech turniejach tygodniowo. Nic więc dziwnego, że gdy tylko władze brytyjskiego speedwaya, wyraziły zgodę na jego starty w Premiership, zawodnik doszedł do porozumienia z promotorem Chrisem Louisem i związał się kontraktem z "Wiedźmami" z Ipswich, z którymi zameldował się w finale Premiership.
Po sezonie wiadomy było, że zawodnik rok 2024 spędzi również w Toruniu, ale w okienku transferowym działacze sprawili fanom z miasta Kopernika nie lada prezent, bowiem parafowali z Emilem umowę również na rok 2025.
  

 LAMBERT Robert 20 102 179 15 1,902 19


Trzeci sezon z Aniołem na piersi w wykonaniu Roberta był nieco słabszy. Co prawda z drużyną zdołał wspiąć się na trzeci stopień podium DMP, ale jego kilka słabszych lub delikatnie mówiąc przeciętnych meczów mogło mieć wpływ na to, że Apator nie znalazłby się w fazie play-off. Ostatecznie średnia Anglika spadała poniżej dwóch punktów na bieg, a wpływ na to miały przede wszystkim mecze wyjazdowe, które nie były mocną stroną Lamberta. Brytyjczyk kompletnie rozczarował w Krośnie, gdzie zdobył tylko dwa punkty. Po jego myśli nie poszło również m.in. spotkanie w Lublinie. Jednak najbardziej dwudziestopięciolatek rozczarował w fazie play-off, gdy nie wyciągnął wniosków z poprzedniego nieudanego pojedynku we Wrocławiu i ponownie był cieniem samego siebie. To głównie jego beznadziejny występ odebrał torunianom szansę na awans do finału i walkę o złoty medal. Zawodnik po meczu przeprosił kibiców, ale trudno uznać, by to załatwiało sprawę. Stały uczestnik GP zdawał sobie z tego sprawę i postanowiło odpokutować swoje winy tylko w jeden sposób, czyli dwoma fantastycznymi występami przeciwko Włókniarzowi Częstochowa. I odpokutował, ale różnica pomiędzy średnią domową a wyjazdową u Brytyjczyka wyniosła aż 0,550 pkt/bieg. To sprawiło, że drugi z najskuteczniejszych zawodników brązowego medalisty Ekstraligi uplasował się dopiero na 19 miejscu w ekstraligowej hierarchii.
Działacze w Toruniu mimo słabszego wyniku ciągle dostrzegali potencjał Anglika i w okienku transferowym przedłużyli z nim trwający kontrakt do roku 2025. To świadczyło o dobrej współpracy pomiędzy stronami i obopólnym zaufaniu na zbudowanie dobrego wyniku dla Torunia. A było to możliwe, bo należało mieć nadzieję, że "Lambo" może mieć znacznie lepsze wyniki nie tylko w lidze polskiej i szwedzkiej, ale z pewnością ma szanse nawet powalczyć o podium cyklu Grand Prix.
 

DUDEK Patryk 20 97 162 9 1,763 24


Sezon 2023 nie rozpoczął się dla zawodnika tak jak oczekiwali tego kibice, ale i on sam. Żużlowiec Apatora Toruń po pięciu spotkaniach zajmował dopiero 30 miejsce pod względem średniej biegowej w Ekstralidze. Patrząc na poprzednie lata, ostatni raz Dudek tak słabo zaczął sezon w 2011 roku. Tyle, że wtedy miał 19 lat i był obiecującym juniorem. Zatem śmiało można było uznać, że trzydziestolatek zmagał się z największym kryzysem w karierze. Wiadomym zatem było, że w trakcie sezonu 2023 "Duzersowi" może być trudno nawiązać wynikami dla najlepszych lat, ale każdy liczył że zawodnik nawiąże współpracę osobą z kimś, z kim wypracuje schematy, które zaowocują w przyszłości. Zawodnik posłuchał tych rad i podziękował za współpracę Markowi Hućko i zaprosił do swojego teamu Darka Sajdaka, który w przeszłości był mechanikiem Toniego Rickardsona czy Jasona Crumpa. To po konsultacji z Darkiem, zawodnik powrócił do starego sprzętu sprzed dwóch lat i z natychmiast zaczął zwyciężać, a na jego koncie zaczęły pojawiać się dwucyfrowe zdobycze. To było jednak zbyt mało i o statecznie po sezonie musiał pożegnać się z cyklem Grand Prix, choć rozczarowanie na arenie międzynarodowej osłodził sobie tytułem Drużynowego Mistrza Świata. Ligowy sezon zakończył jednak dopiero na 24 pozycji ze średnią 1,763 pkt na bieg. Tak więc w sezonie 2023 Trzydziestojednolatek choć nie był prawdziwą żużlową strzelbą tak jak udowadniał to przed laty, to jednak ciągle był solidnym zawodnikiem i ważną postacią każdej drużyny. Sam jeździec też nie był usatysfakcjonowany swoimi wynikami, dlatego przygotowania do sezonem 2024 rozpoczął natychmiast po zakończeniu ligowych zmagań w Polsce. A pierwszą jego decyzją był powrót do ligi szwedzkiej, z której zrezygnował by skupić się na startach w Grand Prix. W kolejnym sezonie to właśnie ta liga miała uzupełnić kalendarz startów zawodnika, a klubem z którym doszedł do porozumienia była doskonale mu znana Indianerna Kumla.
 

PRZEDPEŁSKI Paweł 20 89 119 15 1,506 35

  
Działacze z Torunia mimo słabszej dyspozycji wśród najlepszych jeźdźców na świecie, dostrzegali potencjał w swoim wychowanku i podobnie jak w przypadku Patryka Dudka i Roberta Lamberta podpisali z nim dwuletni kontrakt licząc, że brak presji związanej z walką o IMŚ zbuduje ponownie formę ciągle młodego i perspektywicznego jeźdźca. Niestety kapitan żółto-niebiesko-białych w trakcie sezonu prezentował się przeciętnie. W trakcie sezonu media zaczęły nawet spekulować zerwania wcześniej podpisanego kontraktu, ale Adam Krużyński uciął te spekulacje mówiąc: "Paweł zostaje w Toruniu, bo liczy się dla nas po pierwsze stabilność finansowa klubu. Po drugie, jedynym wychowankiem, który jest na wyższym poziomie, jest właśnie Paweł Przedpełski. Odrzucanie go z drużyny byłoby trudne z punktu widzenia wizerunkowego. Żużel to sport, który powinni robić chłopcy z miasta. A tych w drużynie mamy tak mało, że każdego musimy szanować. Moim zdaniem tożsamość jest bardzo ważna. Kibice przychodzą po to, żeby zobaczyć drużynę, która wygrywa, ale też przychodzą, żeby zobaczyć swoich zawodników". To zmotywowało kapitana Aniołów na tyle, że w ćwierćfinałowym rewanżu w Lublinie stał się liderem zespołu, ale w kolejnych spotkaniach powrócił do całosezonowej przeciętności, by w meczu o brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski w Częstochowie po raz kolejny być najsłabszym seniorem w kadrze Apatora. Po sezonie mimo kredytu zaufania, zarówno zawodnik jak i działacze zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli w przyszłym sezonie zespół chce powalczyć o coś więcej, niż tylko brąz, to dwudziestoośmiolatek musi poprawić swoje wyniki o co najmniej 30%. Jan Ząbik, który od połowy sezonu prowadził zespół toruńskich Aniołów widział potencjał na lepsze rezultaty, mówiąc: "Paweł musi zrobić porządek z ręką, bo ma w niej sporo metalu. Zresztą sam go "wygonię", by powyciągał to wszystko z siebie, bo jak będzie burza, piorun strzeli i mu rękę urwie". Żarty doświadczonego trenera były trochę dobrą miną do złej postawy zawodnika, bo Przedpełskiemu nie leżała przede wszystkim MotoArena. Paweł jednak startując 10 lat z Aniołem na piersi zdobył 1000 punktów biegowych, a uczynił to w 142 meczach i 649 wyścigach w których triumfował 147 razy.
 

LAMPART Wiktor 18 74 85 15 1,351 40

 
Gdy wyniki Wiktora z toruńskiej rundy IMŚJ z roku 2022 zwróciły uwagę działaczy Apatora
, szukających wartościowego zmiennika dla Roberta Lamberta na pozycji zawodnika do lat 24 wielu uznało ten ruch za bardzo dobry. Zawodnik został jednak rzucony na głęboką wodę i sezon mocno go zweryfikował. Co prawda nikt nie oczekiwał, że zastąpi Lamberta w 100%, to wyniki jakie osiągał były znacznie lepiej postrzegane, gdyby robił 2-3 punkty więcej. Niestety były reprezentant Polski i jedn z najlepszych młodzieżowców ostatnich lat plasował się na końcu listy rankingowej najskuteczniejszych jeźdźców i co ciekawe minimalnie lepiej radził sobie w meczach wyjazdowych. Wiktor jednak nie przywozi zer, a to był plan plan minimum na sezon 2023, który został wykonany z nawiązką. Tylko niepoprawni optymiści oczekiwali od zawodnika dwucyfrówek, bo należało pamiętać, że był on zakontraktowany na zdobywanie 5-6 punktów w meczu. Finalnie zdobywał 4 punkty w czterech biegach, ale w końcówce sezonu, gdy powrócił do gry po urazie ręki, którego nabawił się poza torem zaczął punktować na poziomie 5-6 oczek i swoją skutecznością przewyższał nawet Pawła Przedpełskiego od którego oczekiwano znacznie więcej niż od Wiktora. Występy zawodnika należy oceniać też na tle innych zawodników do lat 24. I tu Wiktor pod względem średniej nie choć nie plasował się w czołówce to przed nim był Dominik Kubera, Dan Bewley, Jaimon Lidsey i Gleb Chugunov, którzy mieli znacznie większe doświadczenie i w roku 2024 nie mogli już ścigać się jako jeźdźcy na pozycji U24. Wiedzieli o tym toruńscy działacze i przedłożyli zawodnikowi kontrakt na nowy rok licząc na to, że doświadczenie zebrane po pierwszym roku w seniorskim gronie zaprocentuje i Wiktor stanie się solidnym wsparciem dla toruńskich liderów.
  


Kadra juniorów uprawnionych do startu w DMP na pozycji zawodnika do lat 21, w lidze U24 oraz DMPJ
LEWANDOWSKI Krzysztof 19 61 43 3 0,754 52
15 65 114 9 1,892 20

 
"LeeWy " w roku 2022 po raz drugi z rzędu otrzymał status zawodnika rezerwowego
w ostatniej rundzie cyklu Grand Prix. Nominację tę przyjął ze spokojem, ale w trakcie zawodów okazało się, że w biegu numer jedenaście, po dotknięciu taśmy tak jak przed rokiem przez Roberta Lamberta, będzie miał okazję ponownie stanąć pod taśmą z najlepszymi zawodnikami na świecie. I tak jak przed rokiem został najmłodszym jeźdźcem, który dostąpił zaszczytu walki o IMŚ, po biegu okazało się, że został również najmłodszym żużlowcem, który w debiucie zdołał wywalczyć punkt biegowy, bo pokonał Jakuba Miśkowiaka.
Niestety
ten żużlowy epizod u progu kariery młodego zawodnika, nie był zwiastunem wielkich sukcesów w roku 2023 i nie otworzył medalowego worka medali w rozgrywkach młodzieżowych, bowiem sam start w finałach MIMP, BK i SK i środek stawki lub druga połowa stawki w końcowym rozrachunku, to dla spragnionych młodzieżowych sukcesów toruńskich fanów, było zbyt skromną motywacją do podróżowania po Polsce za obiecującym młodym Aniołem. W lidze również osiemnastolatek najczęściej spisywał się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Wystarczyło popatrzeć na statystyki, aby zobaczyć, że urodzony w Bydgoszczy żużlowiec zajął 52 lokatę wśród najskuteczniejszych zawodników, a za jego plecami uplasowali się tylko Kacper Grzelak oraz Mateusz Affelt. Działacze uznali jednak, że Krzysztof pozostanie w toruńskiej ekipie i pod okiem nowego trenera Piotra Barona i jego współpracowników dosatnie szansę na zrobienie kroku w przód w swojej niezbyt bogatej w sukcesy karierze. A w roku 2024, zadanie to było znacznie trudniejsze niż w poprzednich latach, bo Lewandowski nie był już kreowany na lidera formacji młodzieżowej i czekała go rywalizacja z Mateuszem Affeltem i Oskarem Rumińskim, a od maja także z Antonim Kawczyńskim, a to oznaczało że jeśli "LeeWy" nie zaliczy eksplozji formy na początku sezonu i nie wskoczy do składu z gwarancją 5-6 punktów w meczu, to szybko może zostać skreślony.
 

AFFELT Mateusz 19 53 23 5 0,528 54
16 72 89 10 1,375 43

  
Sezon 2023 nie był tak obiecujący w wykonaniu Mateusza jak rok poprzedni. Dwa poważne upadki w czasie treningów i drobne kontuzje, kompletnie zablokowały zawodnika i można powiedzieć, że w jego przypadku sprawdziło się powiedzenie, mówiące o tym, że "upadki weryfikują karierę młodych zawodników". Niestety zawodnik stracił odwagę w jeździe, choć gdy wygrywał starty potrafił bronić swojej pozycji, co potwierdzał również w rozgrywkach U24. Dlatego po sezonie trudno było w to uwierzyć, że gdy Mateusz punktował na wyjazdach, to wyłącznie pokonując kolegę z pary. Jedynym wyjątkiem było spotkanie ćwierćfinałowe w Lublinie, gdy defekt w biegu juniorskim zanotował Bartosz Bańbor. Na Motoarenie natomiast siedemnastolatek potrafił wygrać tylko jeden z wyścigów. Cały sezon zawodnik zakończył ze średnią 0,528 pkt/bieg na którą złożyły się 23 pkt i 5 bonusów w 53 biegach. To sprawiło, że choć Mateusz mógł cieszyć się z brązowego medalu DMP, to w niewielkim stopniu przyczynił się do tego sukcesu, bo wspólnie z Krzysztofem Lewandowskim stanowił najsłabszą parę młodzieżowców w ekstralidze. Młody zawodnik dostał jednak szansę na rozwijanie swoich umiejętności w kolejnym roku. Działacze wierzyli bowiem, że pod okiem nowego trenera Piotra Barona zrobi milowy krok w sportowej karierze.
  

RUMIŃSKI Oskar 10 9 2 - 0,222 nklas(20)
16 63 58 8 1,048 51


W roku 2022, Oskar po zaledwie kilku treningach uzyskał licencję w klasie 500 ccm, ale kontuzje mocno krzyżowały jego plany. Trener Robert Sawina jednak wierzył w młodego jeźdźca i poprawił jego technikę jazdy, a to zaowocowało tym, że w roku 2023 Oskar był jednym z trzynastu nowych zawodników - pięciu młodzieżowców oraz ośmiu obcokrajowców - debiutujących w najlepszej lidze świata. Najpierw 28 maja pojawił się w ligowym składzie na pozycji rezerwowego podczas meczu w Częstochowie, ale na tor nie wyjechał. Prawdziwy ligowy test przyszedł dwa tygodnie później 11 czerwca na torze w Lublinie, gdy zmienił w podstawowym składzie kontuzjowanego Krzysztofa Lewandowskiego. Na torze pojawił się dwa razy i choć punktów nie zdobył, zyskał cenne doświadczenie i przełamał stres debiutanta.
Kolejny sezon miał być dla zawodnika sporym wyzwaniem, bo sztab szkoleniowy dostrzegał pracowitość Oskara i liczył, że pod okiem nowego trenera Piotra Barona stanie się podporą formacji młodzieżowej nie tylko w rozgrywkach młodzieżowych, DMPJ czy U24, ale również w rozgrywkach ligowych.
 

CZAJKOWSKI Kacper - - - - - -
10 6 0 0 0,000 nklas(36)

W roku 2023 startował tylko w rozgrywkach U24 oraz DMPJ. Niestety u Kacpra, chęci bycia żużlowcem, nie szły w parze z zapleczem sprzętowym i umiejętnościami. Zawodnik potrafił poprawnie przejechać cztery okrążenia, ale w rywalizacji z rówieśnikami znacznie odstawał. Nie było w nim widocznej odwagi i czasem młodzieńczej fantazji, która cechowała innych młodych jeźdźców.
To jednak nie zrażało ani klubowych działaczy, ani samego zawodnika. Po sezonie Kacper dzielnie podjął wyzwanie i trenował pod okiem Radosława Smyka wraz z innymi juniorami Apatora. Trzeba przyznać, że w czasie ogólnorozwojowych treningów nie odstawał pod względem zaangażowania, kondycji, siły czy ogólnej sprawności. W parkingu było jednak widać u zawodnika znacznie większe zainteresowanie żużlową mechaniką, niż samymi startami. Dlatego kolejny rok, w którym zawodnik nic nie osiągnął, wróżył tylko jedno - rychły koniec kariery.

   
Kadra zawodników uprawnionych do startu w DMP na pozycji jeżdżca do lat 24 oraz w lidze U24
PORTNER Emil 1 2 1 - 0,500 nklas(17)
10 45 70 5 1,667 31


Emil powrócił wraz z początkiem sezonu 2023 do żużlowego ścigania i na tyle dobrze prezentował się w polskich rozgrywkach dla zawodników do lat 24, że gdy tylko z powodu kontuzji ze składu wypadł Wiktor Lampart, młody Duńczyk otrzymał szansę debiutu w Ekstralidze.
Rywalem Apatora na MotoArenie była leszczyńska Unia, a debiut Emila miał miejsce w biegu trzeci, w którym to wiózł za swoimi plecami Adriana Miedzińskiego, który startował z bykiem na plastronie. Niestety emocje wzięły górę i młody Duńczyk nie opanował motocykla u upadł na tor. W kolejnym biegu zmienił go Nicolai Heiselberg, ale w biegu 10, to co nie udało się w biegu trzecim stało się faktem i Emil zdobył swój pierwszy punkt w najsilniejszej żużlowej lidze świata przywożąc za plecami Damiana Ratajczaka, czołowego juniora Unii Leszno.
Dwudziestotrzylatek, nie zdążył jednak nawet dobrze posmakować jazdy wśród najlepszych, bo zaledwie dwa dni później był uczestnikiem jednego z najgorszych wypadków na torach żużlowych w Polsce w roku 2023. Do nieszczęścia doszło na MotoArenie, gdzie w ramach rywalizacji U24, Apator w dwunastej kolejce spotkań podejmował Spartę Wrocław. Kiedy losy meczu były już rozstrzygnięte w pierwszym z biegów nominowanych w Emila wjechał jego kolega z drużyny - Oskar Rumiński. Obaj z pełnym impetem uderzyli w dmuchaną bandę, a Duńczyk nie zdążył opuścić swojego motocykla co byłe skutkiem przykrych konsekwencji. Szybko przy zawodniku pojawiły się służby medyczne i pierwsze diagnozy mówiły o otwartym złamaniu nogi. Po dokładnych badaniach okazało się, że faktycznie noga, a konkretnie piszczel jest złamany i to w dwóch miejscach. Zawodnik niemal natychmiast został poddany operacji jednak kiedy, i czy w ogóle wróci na tor stało pod znakiem zapytania.
 

HEISELBERG Nicolai 6 7 4 1 0,714 nklas(10)
15 70 131 5 1,943 18

  
Po spadku
drużyny z Ostrowa zawodnik postanowił zmienić środowisko i choć o kontrakt z nim zabiegały trzy kluby to najbardziej skuteczni okazali się działacze z Torunia i siedemnastolatek wzmocnił młode Anioły w rozgrywkach U24. Warte podkreślenia jest, że Duńczyk zanim trafił do Grodu Kopernika, miał kontakt z MotoAeną, bowiem był jedną z twarzy Campu, zorganizowanego przez Speedway Ekstraligę i zaprezentował się bardzo obiecująco. Dla Apatora była to jednak inwestycja w przyszłość, ale trener Robert Sawina śmiało mógł pochylić się nad umieszczaniem Heiselberga w meczowej kadrze pierwszego zespołu. Niestety nie zdążył tego uczynić, bowiem zrezygnował z pracy na rzecz Aniołów. Dla Nicolaia sezon był jednak udany. Tak jak sobie zaplanował, zakwalifikował się do SGP2 oraz wystąpił w finale MEPJ. Z doskonałej strony pokazał się w młodzieżowej lidze U24 w Polsce, i to czego nie zdołał zrealizować trener Sawina, wcielił w życie Jan Ząbik, bowiem na skutek kontuzji Wiktora Lamparta, powołał młodego Duńczyka na domowy mecz z Lesznem. Ten odwdzięczył się tyko 1 punkt, ale pokazał się z dobrej strony i trener zawahał się dać mu kolejnej szansy we Wrocławiu, gdzie otrzymał aż cztery starty w których zdobył 2 oczka. Niestety po sezonie nie doszedł do porozumienia z toruńskimi działaczami i nie podpisał kontraktu na starty w roku 2024 i musiał czekać do wiosennego okienka transferowego, by znaleźć klub w polskiej lidze.
  

CHLUPAĆ Petr - - - - - -
13 61 90 14 1,705 30

   
Kolejny rok dla Petra był bardzo ważny, bowiem kończył się dla niego ochronny wiek młodzieżowca.
Próżno było jednak szukać nazwiska Chlupac wśród klubów polskich lig żużlowych. Niespełniona nadzieja czeskiego żużla, ścigała się jednak w sezonie 2023 w polskiej ekstralidze U-24 oraz w Speedway Bundeslidze, gdzie parafował kontrakt z MC Guestrow. "Zobaczymy, jak sobie poradzę. Dobrze byłoby zacząć tam dobrze i złapać potem angaż w innej lidze. Nie planuję jednak tak z wyprzedzeniem, wolę być miło zaskoczony postawą" - mówił przed sezonem. Niestety sezon ten nie również potoczył się inaczej niż zawodnik sobie wymarzył. Mógł jednak zapisać w swoim CV obecność w MŚP-SON2 i SEC oraz to, że w końcu pojawił się pod taśmą z Aniołem na piersi w ramach rywalizacji U-24. I choć w polskiej młodzieżowej lidze często wyróżniał się na tle rywali, to jednak swoją postawą, nie przekonał żużlowych działaczy nad Wisłą i po sezonie żaden z klubów nie był zainteresowany usługami młodego Czecha. Oznaczało to, ni mniej ni więcej, że Petr w roku 2024 albo zakończy karierę, albo będzie ścigał się w rodzimej lidze, próbując dostać się do najważniejszych imprez międzynarodowych.

HENRIKSSON Casper - - - - - -
2 10 21 4 2,500 nklas(1)

 
W lipcu 2022 roku doznał kontuzji,
po któej powrócił do Szwecji, gdzie przeszedł operację złamanego obojczyka. W kolejnym roku zawodnik powrócił w pełni sił i zapału do ścigania i choć związał się ponownie z Apatorem jaki zawodnik rywalizujący w ekstralidze U-24, to ciągle dodatkowych startów i tak od maja 2023trafił do Startu Gniezno, a jego debiut na ligowych torach przypadł w Gnieźnie, gdzie Start podejmował Kolejarza Rawicz. Po sezonie okazało się, że był to bardzo dobry ruch w karierze dziewiętnastolatka, bowiem z Aniołem na pierwsi wziął udział tylko w dwóch meczach, ale w barwach Startu mógł występować w roli młodzieżowca i osiągając średnią na koniec sezonu na poziomie 1,784 pkt/bieg, działacze z Gniezna nie wyobrażali sobie w kolejnym roku drużyny bez Szweda. Co prawda decyzja władz polskiego żużla o wycofaniu przepisu o zagranicznym młodzieżowcu w drugiej lidze skomplikowała plan gnieźnieńskiego klubu, ale ostatecznie strony doszły do porozumienia i Szwed w roku 2024 miał startować w pierwszej stolicy Polski nie w roli młodzieżowca, ale na pozycji zawodnika do lat 24. Był to ważny moment w sportowej karierze wschodzącej gwiazdy Szwedzkiego speedwaya, bowiem oznaczało to ni mniej ni więcej, ze piąty junior na świecie musiał wziąć na swoje barki odpowiedzialność za coś więcej niż tylko indywidualne sukcesy. Stawką była pozycja jego drugoligowego pracodawcy, który przy awansie i dobrej postawie zawodnika, otwierała się dla niego przepustka do ekstraligowego zaplecza, skąd była już prosta droga do najsilniejszej ligi świata i sprawdzenia umiejętności z uczestnikami cyklu Grand Prix.
 

McGULINNESS Brayden - - - - - -
2 9 - 0 0,000 nklas(39)

  
Wraz ze spadkiem ostrowian z ekstraligi po sezonie 2022, ponownie stał się jeźdźcem bydgoskiej Polonii i skorzystał z opcji wypożyczenia i trafił do Apatora Toruń, który po kontuzji Emila Portnera potrzebował jeźdźca który uzupełni skład w rywalizacji U24. Debiut z Aniołem na piersi miał miejsce w Częstochowie, gdzie Apator nieznacznie uległ miejscowemu Włókniarzowi, a przy nazwisku Braydena, sędzia spotkania zapisał taśmę, dwa wykluczenia za przekroczenie wewnętrznej linii toru dwoma kołami oraz dwa zera. Niestety nowa drużyna Australijczyka nieznacznie uległa miejscowym Lwom, ale przed zawodnikiem otwierała się perspektywa trzech kolejnych spotkań w ramach U24. Niestety nie wykorzystał on swojej szansy i można napisać, że jego angaż w Toruniu był nieporozumieniem.
Dowodem tego był także, bark kontraktu na sezon 2024 nie tylko w Toruniu, ale jego usługami nie byli zainteresowani również włodarze innych klubów w polskich rozgrywkach żużlowych.
Jeśli zawodnik nie zakończy przedwcześnie kariery, to musi mocno popracować nad swoim sprzętem oraz formą. W przeciwnym razie pozostanie mu tylko co najwyżej amatorskie ściganie na Antypodach.
 

PEDERSEN Bastian - - - - - -
14 58 88 8 1,655 33

 
Toruńscy działacze nie mieli wątpliwości co do dalszych inwestycji w obiecującego Duńczyka w sezonie 2023
. I była to dobra decyzja, bo Bastian poprawił znacząco swoją średnią w rozgrywkach ekstraliga U2, a także znacząco poprawił swoją sylwetkę na motocyklu i gołym okiem było widać, że rozwinął swoje umiejętności, pod okiem wujka Nickiego, który mocno zaangażował się w pomoc bratankowi. Potwierdzeniem możliwości zawodnika, był piorunujący występ w ostatniej rundzie SGP2 na torze w Vojens. W turnieju tym okazał Polak, Mateusz Cierniak zapewnił sobie tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów, ale niespełna osiemnastoletniej nadziei duńskiego żużla, startując z pozycji rezerwowego zgromadziła w trzech startach sześć punktów. najmłodszy z rodu Pedersenów dwukrotnie mijał linię mety na pierwszej pozycji, pokonując zawodników ze zdecydowanie większym doświadczeniem i nie krył ogromnej satysfakcji: "Jestem bardzo zadowolony ze swojego występu. Tak naprawdę w dwóch startach zdobyłem sześć punktów i wygrałem z naprawdę o wiele bardziej lepszymi i doświadczonymi ode mnie zawodnikami. W trzecim swoim starcie nie do końca udał mi się moment startowy, próbowałem skorygować błędy po starcie i niestety zakończyło się to upadkiem. Szkoda, ale ogólnie start z najlepszymi juniorami świata uznaję za udany. Kiedyś jednak chciałbym odnosić takie sukcesy jak wujek, bo sylwetką podobno już go przypominam. Choć z drugiej strony moim idolem jest Greg Hancock, który był doskonałym zawodnikiem i generalnie ma fajne podejście do ludzi poza torem".
Sukces ten pokazał, że pomimo bardzo młodego wieku zawodnik młodzieżowej drużyny Apatora Toruń miał jasno sprecyzowany plan na najbliższe lata. Chciał bowiem systematycznie wspinać się na kolejne szczeble żużlowej kariery, a w roku 2024 chciał zagościć w SGP2 jako stały uczestnik cyklu. Ponadto chciał kontynuować starty w zespole z Torunia i miał nadzieję, że będzie się rozwijał nie tylko w lidze U24, bowiem był gotów na wypożyczenie i regularne starty na niższym szczeblu ligowej rywalizacji.
  

COOK Zach - - - - - -
- - - - - -

Dobra postawa w młodzieżowej lidze skłoniła działaczy w Toruniu do dania mu szansy w roku 2024, więc młody Kangur pozostał w drużynie toruńskiej, ale ostatecznie w rozgrywkach U24 się nie pojawił. CO prawda pojawiła się szansa na jego występy, ale kolizja terminów sprawiła, że nie pojawił się mieście Kopernika. Startował jednak w Anglii, gdzie w jednym z meczów Daniel Bewley spowodował jego upadek. Zawodnik co prawda nie ucierpiał, ale jego sprzęt nadawał się do kasacji. Anglik zachował się jednak bardzo fair  i zaoferował pomoc finansową w odbudowaniu parku maszyn młodego Australijczyka na dorobku.
Po sezonie 2023 w okienku transferowym, nie znalazł uznania w oczach polskich działaczy i jeśli w okresie zimowym nie zdecyduje się na zakończenie kariery to na angaż w Polsce będzie musiał poczekać do roku 2024.


Kadra juniorów uprawnionych do startu tylko w DMPJ
BREŃSKI Jakub - - - - - -
- - - - - -

 
Kuba w sezonie2023 pokazał że jest bardzo pracowitym sportowcem i ma jasno sprecyzowany cel, który stopniowo realizował.
17 kwietnia 2023 zdobył licencję w klasie 500 ccm, do której doprowadził go trener Marcin Kowalik. Po uzyskaniu żużlowych certyfikatów z uwagi na to, że nie miał skończonych szesnastu lat, mógł startować w rozgrywkach młodzieżowych i DMPJ, co wykorzystał w 100%. Wspólnie z kolegami z drużyny w rozbudowanym systemie eliminacji, dotarł do półfinału, gdzie w grupie z późniejszym drużynowym mistrzem z Gorzowa i wicemistrzem z Krosna. zajął trzecie miejsce, a toruńskiej ekipie zabrakło 2,5 pkt by awansować do finału.

W roku 2024 pod okiem nowego trenera Piotra Barona miał rozwijać swoje umiejętności i walczyć o ligowy skład z Mateuszem Affeltem i Oskarem Rumińskim,  oraz Antonim Kawczyńskim.
  

KAWCZYŃSKI Antoni - - - - - -
- - - - - -

 
Sukces zawodnika w roku 2022 został szybko dostrzeżony przez toruńskich działaczy.
A ponieważ w gdańskim klubie rodzice Antka musieli zadbać o wszystkie sprawy związane z uprawianiem ukochanej przez syna dyscypliny sportu rozmowy potoczyły się bardzo szybko i przed sezonem 2023 przenosi się do Torunia. Była to dobra decyzja, bo pod okiem Marcin Kowalka, młody zawodnik mógł  doskonalić swoje umiejętności i przystąpić do uzyskania żużlowych certyfikatów w klasie 500 ccm. Sztuka ta powiodła się bardzo szybko i już za pierwszym razem na torze w Toruniu dnia 27 maja 2023, zawodnik stal się pełnoprawnym zawodnikiem w dorosłym speedwayu. Gdańszczanin debiut w klasie 500 ccm z Aniołem na piersi zaliczył torze w Gdańsku gdzie w ramach DMPJ w dniu 14 czerwca 2023 roku i zdobył dla Apatora 5 pkt i był najskuteczniejszym jeźdźcem w Anielskim teamie. Z każdym startem zawodnik jednak wchodził na coraz wyższy poziom i nie trzeba było długo czekać na zdobywcze dwucyfrowe.
Niestety Antek nie miał skończonych szesnastu lat i mógł startować głównie w rozgrywkach młodzieżowych i DMPJ, co wykorzystał w 100%. Wspólnie z kolegami z drużyny w rozbudowanym systemie eliminacji, dotarł do półfinału, gdzie w grupie z późniejszym drużynowym mistrzem z Gorzowa i wicemistrzem z Krosna zajął trzecie miejsce, a toruńskiej ekipie w której liderował Antek, zabrakło 2,5 pkt by awansować do finału.

W sezonie 20204 ze startami młodego zawodnika wiązano jednak duże nadzieje i każdy liczył, że
przy mizernej postawie młodzieżowej formacji ligowej w roku 2024 w końcu toruński wychowanek zaznaczył swoją obecność w walce o DMP. Młodym oruńskim Aniołom pomóc miał w tym nowy trener Piotr Baron pod okiem którego Antek miał zrobić milowy krok w karierze i stać się podstawowym jeźdźcem formacji młodzieżowej, w której rywalizować miał z Mateuszem Affeltem, Oskarem Rumińskim, czy Krzysztofem Lewandowskim. Nie powinno to być jednak wielkim wyzwaniem, bo mimo młodego wieku zawodnik pokazał, że drzemie w nim potencjał, z gwarancją 5-6 punktów meczowych.
 

SŁOMCZEWSKI Borys - - - - - -
- - - - - -


30 marca 2022 roku w Zielonej Górze
uzyskał licencję w klasie 250 ccm i rozpoczął się dla niego nowy sportowy etap, który pod okiem Marcin Kowalka, zwieńczony został licencją w klasie 500 ccm na torze w Toruniu dnia 27 maja 2023.  Borys po ukazaniu się komunikatu GKSŻ informującego o pozytywnym wyniku egzaminu został wypożyczony do Polonii Piła, gdzie miał rywalizować w DMPJ. Toruński klub zdecydował się na taki wariant, ponieważ zawodnik nie miał skończonych 16 lat i nie mógł jeszcze w rozgrywkach ligowych, a Apator posiadał szeroką ławkę juniorów, a dla młodego jeźdźca ważne było to aby jak najwięcej ścigać się w oficjalnych zawodach. Niestety debiut Borysa, który przypadł na 14 czerwca 2023 w III rundzie na torze w Pile zakończył się na pierwszym starcie, bowiem świeżo upieczony jeździec upadł i więcej na torze się nie pojawił.
Po sezonie Borys powrócił do toruńskiej ekipy i pod okiem nowego trenera Piotra Barona i jego współpracowników miał dostać szansę na zrobienie kilku kroku w przód na początku żużlowej drogi. Miał tym samym walczyć o miejsce w młodzieżowej formacji Apatora, a oznaczało dla zawodnika jedno, a mianowicie jeśli  nie zaliczy znaczącegoprogresu formy na początku sezonu, to szybko może zostać ponownie wypożyczony do innego klubu, bowiem w mieście Kopernika, ławka juniorów zapowiadała się na zdecydowanie dłuższa niż w latach poprzednich.
 

osoby funkcyjne z pierwszych stron gazet

TERMIŃSKI Przemysław
właściciel klubu
Właściciel klubu od kilku sezonów zarządza klubem z tylnego siedzenia. Całą władzę w klubie przekazał żonie oraz przyjacielowi Adamowi Krużyńskiemu. Niemal całkowicie zniknął z mediów, a gdy się pojawiał komentował zaistniałe fakty w sposób wyważony i nie dający podstaw do dziennikarskiej nadinterpretacji. To sprawiło, że medialna atmosfera wokół klubu, dla którego poświęcał swój czas i pieniądze zaczęła się oczyszczać. Można było odnieść wrażenie, że wielu komentatorów żużlowych wydarzeń zapomniało  o czasem nieco kpiących wypowiedziach, Pana Przemka, które miały być ciętą ripostą dla szukających sensacji dziennikarzy. Kibice z kolei po latach zrozumieli, że prowadzenie drużyny żużlowej i jej sukcesy nie zależą tylko od tego kto kieruje klubem, ale od wielu innych czynników, a często też zbiegów okoliczności i wykorzystanych szans jakie pojawiały się w trakcie sportowej rywalizacji. Dlatego, gdy Termiński powiedział: "Ucinam też wszelkie spekulacje na temat sprzedaży klubu. Przez najbliższe pięć lat nie planuję wprowadzać żadnych zmian. Oczywiście, zawsze mogą pojawić się nieprzewidziane okoliczności, ale na ten moment sprzedaż klubu nie wchodzi w grę. Apator będzie więc dalej klubem stabilnym, z 20-milionowym budżetem, który przy odrobinie szczęścia będzie się liczył w walce o czołowe lokaty i medale", o toruńskim klubie można było powiedzieć, że należy do grona średnio zamożnych, ale stabilnych finansowo ośrodków żużlowych, prowadzonych silną ręką właściciela znającego smak sportowej porażki, ale ciągle żądnego sukcesów jakim jest DMP,

TERMIŃSKA Ilona
prezes
Pani Prezes należała do wąskiego grona kobiet mających bardzo duży wpływ na to co dzieje się w polskim żużlu. Oczywiście największy wpływ miała na decyzje w Toruniu i po sezonie brązowy medal to również zasługa pani prezes, która potrafiła otoczyć się osobami kompetentnymi, a przede wszystkim znającymi się na organizacji żużlowego klubu. Wart podkreślenia jest fakt, że zespół prowadzony pod rządami Pani Ilony od lat uchodzi za solidny ośrodek żużlowy. Zawodnicy nigdy nie narzekają na terminowe regulowanie płatności. Jest to efektem zbilansowanego zarządzania finansami i jakością sportową kontraktowanych zawodników. Co prawda nie zawsze wiąże się to z walką o złoty medal DMP, ale Apator niemal co roku wymieniany jest jako pretendent do walki o medale. W sezonie 2023 Pani Prezes potrafiła też zachować zimną krew i nie ulegała niepotrzebnym emocjom, gdy drużyna nie potrafiła wejść na wysoki poziom sportowy lub gdy trzeba było podejmować szybkie decyzje donośnie sztabu szkoleniowego. Był to jednak na pewno ciężki okres, ale wsparcie jakie płynęło od współdecydentów było ogromne. Zarówno właściciel jak i Adam Krużyński, ale też pracownicy zatrudnieni w klubie zawsze wspierali Panią Ilonę radą i pomysłami, a to świadczyło o poprawnych relacjach w klubowych i doskonałej atmosferze wokół toruńskiego żużla, nawet gdy niektóre szukający taniej klikalności media, próbowały insynuować zupełnie inną rzeczywistość.

SAWINA Robert
trener drużyny
 
Niestety sezon 2023 nie poukładał się po myśli Sawki. Drużyna męczy się z kolejnymi rywalami i choć cały czas była w grze o play-off, to był to raczej efekt jeszcze gorszej postawy Grudziądza i Krosna. Nie było to jednak winą trenera, bowiem bez formy był Paweł Przedpełski, zaplecze sprzętowe Patryka Dudka było ponurą porażką, a juniorzy można napisać tradycyjnie nie należeli nawet do ligowych średniaków. Tym samym Apator na własne życzenie przegrywał i z każdym meczem komplikował swoją sytuację w tabeli. Po ósmej kolejce rundy zasadniczej, kiedy to zastrzeżenia względem toruńskiej nawierzchni doprowadziły do wszczęcia postępowania przez Komisję Orzekającą Ligi, która oceniła, że trener niewłaściwe wykonywał swoje obowiązki i  otrzymał karę zawieszenia na miesiąc. Decyzja ta oznaczała, że Robert nie mógł prowadzić toruńskiego zespołu w meczach Ekstraligi i klub z Grodu Kopernika zmuszony był znaleźć zastępstwo za pięćdziesięciodwulatka. Na tej pozycji wielu widziało Tomasza Zielińskiego, ale ostatecznie władze klubu postawiły na siedemdziesięciosiedmioletnią legendę klubu - Jana Ząbika. Po zawieszeniu Robert nie powrócił do zespołu, bowiem za porozumieniem stron rozstał się w przyjacielskiej atmosferze z toruńskim klubem, a jego obowiązki do końca sezonu przejął Jan Ząbik.
Dwa lata trenerskiej pracy Roberta w Toruniu trudno doszukiwać się błędów.
Odpowiadał on za pierwszą drużynę, a ta na skutek różnych perturbacji, na które trener nie miał wpływu (zawieszenie Emila) lub miał wpływ niewielki (niedyspozycja sprzętowa zawodników) nie zawsze spełniała pokładane w niej nadzieje. Jedyny błąd jaki popełnił Sawina to niefortunne oddanie się do dyspozycji zarządu po dwóch przegranych ze Spartą Wrocław i Wilkami Krosno. Znalazł się wówczas w ogniu krytyki. Zaczęto rozliczać go za pojedyncze mecze, ustawienia meczowe zawodników i rotowanie numerami startowymi.  Robert podjął próbę polemiki z tymi opiniami, ale nie miało to większego sensu i wykazał dużą odwagę rezygnując z prowadzenia drużyny, bowiem widział, że ta pod wodzą Jana Ząbika radzi sobie doskonale, a dobro drużyny cały czas było dla Niego najważniejsze.
  

ZĄBIK Jan
trener drużyny
  
Gdy wydawało się, ze siedemdziesięciosiedmiolatek raczej myśli o trenerskiej emeryturze niespodziewanie w roku 2023 powrócił do prowadzenia pierwszego zespołu,
po tym jak z fotelem trenera w Apatorze z początkiem sierpnia pożegnał się Robert Sawina. Pod wodzą Pana Jana, drużyna najpierw awansowała do fazy play-off, a później do półfinału Ekstraligi, choć była skazywana na porażkę. Wielu mówiło, że Ząbik dokonał niemożliwego. Pod ręką żużlowego seniora odrodził się Paweł Przedpełski, który notował przeciętny sezon i okrzyknięto go ojcem sukcesu Apatora. Choć ostatecznie Apator przegrał dwa mecze półfinałowe i ćwierćfinałowe, to jednak ze słabymi juniorami, słabym w rundzie zasadzniczej Wiktorem Lampartem, bezbarwnym przez cały sezon Patrykiem Dudkiem oraz wspomnianym Pawłem Przedpełskim zdołał ograć w walce o brąz Włókniarza Częstochowa. Duża była w tym zasługa doświadczonego szkoleniowca, który za sprawą bardzo dobrej komunikacji, zaszczepił w zawodnikach ducha walki. "Żużlowcy na papierze byli naprawdę na medal, ale w pewnym momencie wszystko się rozjechało. Robert Sawina był bardzo zaangażowany w przygotowanie toru. Być może to się nagle rozmyło i zaczęliśmy przegrywać. Później przejąłem po nim stery. Wówczas porozmawiałem z drużyną i doszliśmy do wniosku, że razem możemy coś osiągnąć. Przede wszystkim dużo dyskutowałem z zawodnika o tym, jak to wszystko naprawić" - mówił po zdobyciu brązowego medalu Jan Ząbik. Warto także zwrócić uwagę na dużą różnicę pokoleniową pomiędzy podopiecznymi a trenerem. Każdy z nich mógłby być spokojnie wnukiem, a może nawet prawnukiem prawie osiemdziesięcioletniego dziarskiego Pana, który nie ukrywał, że bardzo ważna jest umiejętność dotarcia do młodych zawodników. Jego zdaniem jednych trzeba czasami "pogłaskać", a innym dać przysłowiowego klapsa. Aczkolwiek przede wszystkim trzeba z nimi dużo rozmawiać i być dla nich partnerem.
Powrót na żużlowe podium nie oznaczał jednak, że Jan Zabik na dłużej zagości w toruńskim parkingu, bowiem podejmując się misji prowadzenia zespołu zastrzegał, że swoją rolę będzie pełnił tylko do końca sezonu, bowiem miał świadomość swojego wieku. Dlatego po sezonie zespół przejął Piotr Baron - wychowanek Jana Ząbika, który ani myślał odchodzić na emeryturę, gdyż powtórzył co co powiedział wcześniej w wywiadzie - nie potrafi spokojnie usiąść z pilotem i zawsze każdemu służy radą" "Dalej chcę się zajmować młodzieżą, ponieważ to kocham. Widzę, jak ci chłopacy rosną od podstaw. Ich późniejsze sukcesy są ogromną satysfakcją dla trenera".
 
Zawodnicy którzy uzyskali żużlowe  licencje w sezonie 2023

2023-04-17 Ostrów - egzamin na licencję "Ż"
                 Klasa (500ccm): Breński Jakub (2008) Toruń, Gracjan Szostak (2007) Ostrów, Dawid Grzeszczyk (2007) Lublin, Eryk Kamiński (2008) Gdańsk,
                                      Marcel Juskowiak (2008) Leszno, Kuba Wojtynka (2008) Leszno, Jakub Żurek (2007) Leszno, Dawid Jona (1998) Świętochłowice,
                                      Igor Gryzło(2007) Tarnów, Brajan Gromniak (2008) Tarnów
                 Klasa (250ccm): Jasiński Wiktor (2010) Toruń, Kewin Nycz (2010) Gorzów, Karol Szmyd (2009) Lublin, Filip Gano (2009) Leszno, Oskar Kręglicki (2009) Krosno,
                                      Jakub Malina (2009) Rawicz

2023-04-24 Toruń  - egzamin na licencję "Ż" 
                 Klasa (80-140ccm): Szymon Kazanecki (Toruń), Felicjan Górniak (Toruń), Michał Głębocki (Gorzów), Tycjan Jackowiak (Leszno), Piotr Morawiak (Leszno), Dawid Oscenda (Leszno)

2023-05-27 Toruń  - egzamin na licencję "Ż"
                 Klasa (500ccm): Antoni Kawczyński (2008) Toruń, Borys Słomczewski (2007) Toruń, Dastin Łukaszczyk (2008) Opole, Krzysztof Skorczyk (2007) Leszno,
                                         Konrad Pawłowski (2007) Grudziądz, Jakub Kiciński (2007) Grudziądz, Oskar Kołak (2002) Wrocław
                 Klasa (250ccm): Bartosz Derek (2009) Toruń, Rafał Grzędziński (2010) Wrocław, Filip Zaborek (2010) Lublin

2023-06-25 Rybnik - egzamin na licencję
                 Klasa (85-140ccm): Szymon Lis - Ostrów; Olaf Frankiewicz - Ostrów; Jakub Urban - Ostrów; Marcel Zwierzyński - Gorzów; Szymon Kicman - Krosno

2023-06-27 Wyniki egzaminu na licencję Ż:
                 Klasa (500ccm): Sebastian Madej - Tarnów; Piotr Wardzała - Tarnów; Kryspin Jarosz - Rzeszów; Miłosz Duda - Krosno; Bartosz Tyburski - Gdańsk
                 Klasa (250ccm): Maksymilian Kostera - Leszno

2023-08-30 Częstochowa  - egzamin na licencję "Ż"
                 Klasa (500ccm): Maksymilian Kręcisz - Zielona Góra; Igor Nabiałkowski - Częstochowa; Cezary Mercik - Częstochowa
                 Klasa (250ccm): Bartłomiej Kubica - Świętochłowice; Bartłomiej Posturzyński - Częstochowa; Dawid Rozpędek - Częstochowa; Filip Pawlak - Rawicz

2023-09-27 Wrocław - egzamin na licencję "Ż"
                 Klasa (500ccm): Nikodem Mikołajczyk - Wrocław; Piotr Piotrowski Predki - Gorzów; Oskar Chatłas - Gorzów; Leon Szlegiel - Gorzów; Mikołaj Krok - Gorzów; Denis Andrzejczak -Gorzów;
                                         Emil Konieczny - Leszno; Krystian Buczyński - Leszno; Jakub Wieszczak - Krosno; Jakub Woźnik - Krosno;  Szymon Tomaszewski - Rybnik;  Kacper Sajdak - Opole;
                                         Tomasz Szeląg - Łódź
                 Klasa (250ccm): Dawid Cepielik - Lublin; Michał Obst - Wrocław; Mateusz Starzak - Wrocław; Nikodem Szefliński - Leszno; Olaf Łabuś - Zielona Góra;  Konrad Górski - Zielona Góra;
                                         Rafał Sękowski - Zielona Góra; Nikodem Leśnik - Rybnik; Kacper Zieliński - Łódź
 


Toruńskie podprowadzające w sezonie 2023

Podprowadzająca Apatora Toruń, Karolina Szwajłyk została Miss Startu PGE Ekstraligi na sezon 2023.
Dwudziestoczterolatka pochodzi z Bydgoszczy, ale w konkursie reprezentowała klub z Torunia, gdzie podczas rozgrywek Ekstraligi pełniła rolę podprowadzającej. W tegorocznym głosowaniu kibiców, którzy wybierali najpopularniejsze podprowadzające PGE Ekstraligi, uczestniczyły 22 kandydatki z ośmiu klubów. Karolina Szwajłyk wygrywając, uzyskał 18,45 proc. głosów. Na drugim miejscu uplasowała się przedstawicielka MOTORU Lublin, Wiktoria Przybylska, a kolejne miejsca zajęły Natalia Furtek z Krosna i Magdalena Strąkowska - również z Torunia.

TABELA PGE EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2023góra strony


       
zespół mecze zw. rem. por. pkt
duże
bon. razem pkt
małe
Betard Sparta Wrocław 14 12 0 2 24 6 30 +124
Platinum Motor Lublin 14 11 0 3 22 6 28 +187
Moje Bermudy Stal Gorzów 14 7 2 5 16 4 20 +54
Tauron Włókniarz Częstochowa 14 6 3 5 15 3 18 +11
for Nature Solution Apator Toruń 14 5 1 8 11 4 15 -42
Fogo Unia Leszno 14 5 0 9 10 1 11 -98
Zooleszcz GKM Grudziądz 14 3 2 9 8 2 10 -61
Celfast Wilki Krosno 14 3 0 11 6 1 7 -175

OSTATECZNA TABELA PGE EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2023
bilans zwycięstw i przegranych oraz małych punktów ma charakter czysto poglądowy
w drugiej fazie rozgrywek rywalizacja odbywała się systemem play-off
zespół mecze zw. rem. por. pkt
duże
bon. razem pkt
małe
Platinum Motor Lublin 20 17 0 3 34 9 43 +276
Betard Sparta Wrocław 20 14 1 2 29 8 37 +126
for Nature Solution Apator Toruń 20 7 2 11 14 5 19 -59
Tauron Włókniarz Częstochowa 20 8 3 9 19 4 23 -23
Moje Bermudy Stal Gorzów 16 7 2 7 16 4 20 +36
Fogo Unia Leszno 16 5 0 11 10 1 11 -120
Zooleszcz GKM Grudziądz 14 3 2 2 8 2 10 -61
Celfast Wilki Krosno 14 3 0 1 6 1 7 -175

STATYSTYKA I REGULAMINY OBOWIĄZUJĄCE W SPORCIE ŻUŻLOWYM W SEZONIE 2023


       
lista zawodników zastępowanych

statystyka Aniołów           
średnie punktowe wszystkich zawodników startujących w polskich ligach
              

regulaminy i komunikaty sportu żużlowego

MINIŻUŻEL W TORUNIUgóra strony



SSSM STAL TORUŃ

 

 

KLASA 250 ccm
Bartosz Derek
Mikołaj Duchiński
Wiktor Jasiński
Ksawery Słomski

KLASA 85-140 ccm
Dorian Biedrzycki
Bartosz Byszewski
Robert Downar
Hubert Frejter
Felicjan Górniak
Szymon Kazaniecki

KS TORUŃ

 

 

Wyniki wybranych rozgrywek miniżużlowych
  
M-NAROD IPE
250
ccm
DPE
250
 ccm
IPE
85-140
ccm
DPE
85-140
 ccm
IPP
85-140 ccm
DMP
85-140 ccm
IMP
250
ccm
IMP
80-140
ccm
PUCHAR GKSŻ
250 ccm
01.07 - GDA
Golden Trophy

22.07 - GDA
IME 125ccm

23.07 - GDA
IMŚ 125ccm

12.08 - RYB
Puchar EUR 85cc

20.08 - RYG
IME 250 ccm

31.08 - BYD
MEP 250ccm

14.08 - RYB
TM ecol 85cc

16.08 - RYB
mem. Skulskiego

24.04
LES

01.05
TOR

08.05
CZE

31.05
WRO

29.05
GRU

05.06
GOR

19.06
KRO

06.09
OST

14.08
LUB


 

Najwyższe średnie biegowe
1.Mania K.
2.Bęczkowski F.
3.Miller D.
 


Statystyka
Indywidualny
PE
250 ccm

08.07
LUB

12.06
LES

26.06
OST

19.07
GOR

10.07
TOR

01.09
CZE

04.09
WRO

08.09
KRO

19.09
GRU


 

Miejsca
na podium
1. GOR
2. LES
3. KRO
 


Statystyka
Drużynowy
PE
250  ccm

29.04
BYD

13.05
CZE

09.06
TOR

16.06
WAW

24.06
RYB

08.07
BYD

15.07
TOR

29.07
CZE

26.08
RED


 

Najwyższe średnie biegowe
1.Plutowski J
2.Byszewski B.
3.Oscenda D.
 


Statystyka
Indywidualny
PE
85-140 ccm

30.04
BYD

14.05
CZE

10.06
TOR

17.06
WAW

25.06
RYB

09.07
BYD

16.07
TOR

30.07
CZE

27.08
RED


 

Miejsca
na podium
1. OST
2. CZE
3. TOR
 


Statystyka
Drużynowy
PE
85-140  ccm


500 ccm

2023-07-26
Dzień 1

2023-07-27
Dzień 2


250 ccm

2023-07-26
Dzień 1

2023-07-27
Dzień 2


80-190 ccm

2023-07-23

2.05
RYB

27.05
BYD

3.06
CZE

3.07
 GDA

5.08
WAW

20.08
RĘD

2.09
TOR










Miejsca
na podium
1.Mudło 143p
2.Harendarczyk 132p
3.Szczyrba 131p
 


Statystyka
IPP
250 ccm
1.05
RYB

28.05
BYD

4.06
CZE

10.09
WAW

20.08
RED

3.09
TOR
















Miejsca
na podium
1.RYB
2.BYD
3.TOR
 


Statystyka

DMP
250  ccm
20.09
LOD

26.09
GDA

01.10
ŚWI

Miejsca
na podium

1.Pawełczak
2.Sitek
3.Mania

Klasyfikacja
IMP
250 ccm

23.09
BYD

25.09
GDA

23.09
CZE

Miejsca
na podium

1.Harendarczyk
2.Szczyrba
3.Mudło

Klasyfikacja
IMP
85-140 ccm

07.06
ŁÓD

14.06
RAW

??.??
????

28.06
GNIE

05.07
GDA

19.07
BYD

26.07
OPO

23.08
ZIE

09.08
TAR

17.08
OST

22.08
PIL

05.09
POZ

12.09
RYB

Miejsca
na podium
1.Pawełczak 189p/195
2.Maroszek 142p
3.Sitek 130p

  Finał MPPK
80-140
ccm

15.10
RYB

 

Miniżużlowe nagrody i wyróżnienia
Plebiscyt
"Twardziele roku 2023"


Diamentowy twardziel:
Piotr Trąbski, Bogusław Nowak
 

Indywidualny Mistrz Polski:
Krzysztof Harendarczyk - Rybnik
 

Debiut roku:
Marcel Pawłowski - Rędziny
 


Popularność:
Jakub Plutowski - Częstochowa
 


Złoty twardziel:
Krzysztof Harendarczyk - Rybnik
 

 
Drużynowy Mistrz Polski:
MKMŻ Rybki Rybnik
 


Najlepszy kumpel z toru:
Mieszko Mudło - Rybnik
 

Najlepszy klub organizacyjnie:
Wawrów Stal Gorzów
 

Super twardziel:
Michał Głębocki - Wawrów

 
 
Indywidualny Puchar Polski:
Mieszko Mudło - Bydgoszcz
 


Pechowiec roku:
William Forstner - Wawrów
 


Działacz roku:
Agnieszka Kozielska - Rybnik
 

Indywidualny Puchar Ekstraligi:
Jakub Plutowski - Częstochowa
 

Mistrz Polski Par Klubowych:
MKMŻ Rybki - Rybnik
 

Poświęcenie/Zaangażowanie:
Piotr Harendarczyk - Rybnik
 

Trener roku:
Paweł Parys - Wawrów
 

Drużynowy Puchar Ekstraligi:
TŻ Ostrovia
 
   
Impreza roku:
Turniej o Puchar Prezydenta
Miasta Częstochowa

góra strony    

Źródło: przegladsportowy.pl
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl
 

         strona główna        

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt