Nr Start |
NAZWISKO I IMIĘ ZAWODNIKA |
B I E G I |
PKT IND |
BON |
C Z A S |
||||||||||||||
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10p | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | |||||
klub | Goście | 1 | 4 | 5 | 8 | 10 | 12 | 13 | 16 | 17 | 20 | 22 | 25 | 26 | 27 | 32 | |||
1 | Doyle Jason | 1 | 2 | 1 | 2! | 1 | 3 | 10 | 57,85 | ||||||||||
2 | Świdnicki Mateusz | 0 | 0 | RT | RT | RZ | 0 | 59,00 | |||||||||||
3 | Świercz Piotr | RZ | RZ | RZ | RT | - | 57,85 | ||||||||||||
4 | Milik Vaclav | 3 | 2 | 2 | 0 | 0 | 2' | 9 | 1 | 58,35 | |||||||||
5 | Lebiediew Andrzej | 1 | 1 | 2 | 2 | 0 | 1 | 7 | 58,07 | ||||||||||
6 | Sadurski Krzysztof | 0 | 0 | 1 | 1 | 57,96 | |||||||||||||
7R | Bańdur Szymon | 3 | 0 | u4 | RT | 3 | 58,61 | ||||||||||||
8R | Zieliński Denis | 0 | 1' | 1' | 0 | 2 | 2 | 58,90 | |||||||||||
klub | Gospodarze | 5 | 8 | 13 | 16 | 20 | 24 | 29 | 32 | 37 | 40 | 44 | 47 | 52 | 57 | 58 | 59,19 | ||
9 | Lambert Robert | 2' | 3 | 3 | 3 | 3 | 14 | 1 | 58,84 | ||||||||||
10 | Przedpełski Paweł | 2 | 2' | 2' | 2' | 8 | 3 | 58,81 | |||||||||||
11 | Dudek Patryk | 3 | 3 | 3 | 3 | RZ | 12 | 59,07 | |||||||||||
12 | Lampart Wiktor | 2' | 1 | u1|w | 1 | 2' | 6 | 2 | 59,10 | ||||||||||
13 | Sajfutdinow Emil | 3 | 3 | 3 | 3 | RZ | 12 | 59,55 | |||||||||||
14 | Affelt Mateusz | 2 | 1' | 0 | 0 | 3 | 1 | 60,16 | |||||||||||
15R | Lewandowski Krzysztof | 1' | 1 | 0 | 2 | 1 | |||||||||||||
16R | Heiselberg Nicolai | 1 | 1 | ||||||||||||||||
Wariant Toru 1 | Sędzia |
Paweł Słupski |
|||||||||||||||||
T - Taśma
DS - Def Start
P - Powtórka Biegu
SU - Spowodował U
d - Defekt
w
- Wykluczenie
SS - Świeca Start
U - Upadek
( ' ) - pkt bonusowy 2x - zawodnik przejechał dwoma kołami wew. linię toru F - Falstart cz - limit czasu 2 min K - Kontuzja ! - Ostrzeżenie RZ - Rezerwa Zwykła RT - Rezerwa Taktyczna ZZ - Zastępstwo Zawodnika żółta kartka czerwona kartka |
|||||||||||||||||||
Goście Kask Ż / B Nr: 1-7 |
A B |
D C |
D C |
B A |
D C |
D C |
C D |
C D |
B A |
C D |
D C |
A B |
B A |
A B |
B A |
1 Wariant Toru 2 Wariant Toru |
|||
C D |
B A |
C D |
D C |
B A |
B A |
A B |
A B |
D C |
A B |
B A |
C D |
D C |
C D |
D C |
1 Wariant Toru 2 Wariant Toru |
||||
Gospodarze Kask C / N Nr: 9-15 |
B A |
A B |
A B |
C D |
A B |
A B |
D C |
B A |
A B |
B A |
C D |
D C |
C D |
B A |
A B |
1 Wariant Toru 2 Wariant Toru |
|||
D C |
C D |
B A |
A B |
C D |
C D |
B A |
D C |
C D |
D C |
A B |
B A |
A B |
D C |
C D |
1 Wariant Toru 2 Wariant Toru |
Przedostatnia kolejka rundy zasadniczej w której Apator Toruń podejmował Wilki Krosno, była dla gości meczem o przedłużenie nadziei na utrzymanie w ekstralidze, a dla gospodarzy wygrana oznaczała pewną jazdę w fazie play-off. Co prawda istniały jeszcze matematyczne możliwości, aby przegrana zepchnęła Anioły w pierwszoligową otchłań, ale był to scenariusz mało prawdopodobny, bo liderzy musieliby przegrywać z outsiderami.
Poprzednie starcie w Toruniu, pomiędzy zespołami miało
miejsce ponad pół wieku temu, a było to 1969 roku w II lidze. Z czasem zespół
Aniołów awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej i wywalczył cztery tytuły
drużynowego mistrza Polski, a krośnianie popadli w drugoligowy marazm z
wycofaniem zespołu z rozgrywek włącznie. Po powrocie na ligowe tory, krośnieński
ośrodek przez długie lata ciągle należał do najbiedniejszych i najsłabszych w
Polsce. Dopiero po tym, jak na Podkarpaciu rządy przejęła spółka akcyjna Wilków,
klub zyskał na sile, znaczeniu i raptem w cztery sezony wywalczył awans do
Ekstraligi. Co ciekawe osobą łączącą blisko półwieczną historię obu klubów był
Jan Ząbik, który we wspomnianym roku 1969 był jego silnym punktem, choć
prawdziwą gwiazdą i liderem był nieodżałowany Marian Rose. Ząbik miał tym samym
okazję do rywalizacji z Karpatami Krosno. U siebie ówczesna Stal wygrała 52:24,
na wyjeździe także to ona była górą 42:36. W pierwszym starciu jego przyszła
legenda zdobyła 10+2 punktów, w drugim dorzuciła ich 6. Historia zatoczyła więc
koło i przy okazji pierwszej po 54 latach wizyty krośnian w Toruniu znów po
stronie gospodarzy pojawiło się nazwisko Jana Ząbika, bo były zawodnik miał
poprowadzić Apatora w batalii z Wilkami. Do objęcia trenerskiego fotela przez
siedemdziesięciosiedmiolatka doszło nieco przypadkowo, bo przejął on ster po
zawieszeniu Roberta Sawiny. Pod okiem legendy toruńskiego speedwaya drużyna
spisała się w bardzo dobrze w domowym meczu z leszczyńskimi Bykami (53:37) i
nieco gorzej w wyjazdowej potyczce we Wrocławiu (33:57). Kolejny mecz miał być
meczem prawdy, ale Anioły choć musiały wygrać, by zapewnić sobie start w
play-off, jechały bez wielkiego ciśnienia, bo mimo wszystko na papierze
prezentowali się o dwie klasy lepiej od swojego rywala, dla którego był to mecz
ostatniej szansy. Sztab szkoleniowy i zawodnicy z Podkarpacia doskonale zdawali
sobie sprawę z tego, ze jeśli nie wywiozą z Motoareny minimum remisu i punktu
bonusowego, już oficjalnie spadną do 1 Ligi Żużlowej. Niestety było to zadanie
niezwykle trudne, bo w sześciu wyjazdowych potyczkach w debiutanckim sezonie na
najwyższym poziomie rywalizacji, Wilki zdobywały odpowiednio: 44,34,34,28,33 i
38 punkty. Zatem jeśli goście mieli powalczyć o korzystny rezultat, każdy z
zawodników musiał wzbić się ponadprzeciętność. Przede wszystkim liderzy Jason
Doyle i Andrzej Lebiediew mieli za zadanie wygrywać pojedyncze starcia z
liderami Aniołów: Emilem Sajfutdinowem, Patrykiem Dudkiem i Robertem Lambertem.
Pozostali pod nieobecność Krzysztofa Kasprzaka również musieli pojechać bardzo
dobre zawody. Dotyczyło to zwłaszcza Vaclava Milika, który z reguły na wyjazdach
zawodzi na całej linii.
Na przeciwległym biegunie byli torunianie, którzy mieli wszystkie karty w swoich
rękach. Do dobrej formy powrócił Patryk Dudek, który miał potwierdzić wznoszącą
tendencję w starciu z Wilkami. Sajfutdinow i Lambert byli pewniakami w talii
Jana Ząbika, do osiągnięcia wysokiego pułapu punktowego na tle słabszego rywala.
Żużel jednak był sportem jak każdy inny i niczego nie można być pewnym, bo każdy
w mieście Kopernika pamiętał, że Apator wygrał tylko cztery z sześciu domowych
spotkań, wyraźnie przegrywając z niepokonaną Spartą Wrocław, a także minimalnie
ustępując Włókniarzowi Częstochowa. To właśnie dwie porażki na MotoArenie
sprawiły, że Apator przy słabej postawie na wyjazdach, mógł liczyć co najwyżej
na piąte miejsce po rundzie zasadniczej, a do tego wystarczyło im zwycięstwo z
Wilkami za trzy punkty. I to było celem drużyny na przedostatnie starcie rundy
zasadniczej.
I cel ten został zrealizowany.
Gospodarze
prowadzili od pierwszego biegu i konsekwentnie powiększali przewagę, nie
pozostawiając żadnych złudzeń przyjezdnym. Rewelacyjnie spisali się Emil
Sajfutdinow, Patryk Dudek oraz Robert Lambert, kończąc zawody z płatnym
kompletem punktów.
Spotkanie rozpoczęło się dokładnie tak, jak większość kibiców zarówno Apatora,
jak i Wilków się spodziewała. Torunianie zadali dwa bardzo mocne ciosy w postaci
zwycięstw 5:1 w biegach pierwszym i trzecim, kiedy naprzeciw siebie stali
seniorzy. W biegach z udziałem młodzieżowców było odrobinę gorzej i goście byli
w stanie zremisować drugi oraz czwarty bieg spotkania.
Pierwszy bieg po równaniu toru ponownie zakończył się wygraną miejscowych, a
najlepszy po raz drugi okazał się Dudek. W szóstym wyścigu po raz drugi
zaprezentował się Doyle. 37-letni zawodnik był już zdecydowanie szybszy, ale i
tak nie dał rady przeciwstawić się Sajfutdinowi, który odniósł następny pewny
tryumf. Na trzeciej pozycji przez pewien czas jechał Świdnicki, ale na trzecim
okrążeniu minął go Krzysztof Lewandowski. Na koniec drugiej serii gospodarze
kolejny raz zwyciężyli podwójnie, chociaż Łotysz dwoił się i troił, aby
przedzielić Lamberta i Przedpełskiego. W trakcie tej gonitwy doszło do dość
niecodziennego zdarzenia, gdy na drugim wirażu trzeciego kółka upadł Szymon
Bańdur. Żużlowiec zbiegł z toru, ale nie musiał podnosić motocykla, ponieważ ten
sam wpadł na murawę. Niestety, to był jeden z ciekawszych elementów całego
meczu. W samych biegach nie ujrzeliśmy zbyt wiele akcji, a jedyna mijanka do
tego momentu miała miejsce podczas wcześniej wspomnianego szóstego wyścigu. W
drugiej fazie zawodów z toru przestało wiać nudą. W dziewiątej odsłonie dnia
wygrał Brytyjczyk, ale Przedpełski i Doyle stoczyli przez dwa okrążenia
rewelacyjną walką o dwa "oczka", wymieniając się pozycjami. To skończyło się na
wyjściu z pierwszego łuku podczas trzeciego kółka, gdy Australijczyk zahaczył o
tylne koło Polaka i musiał ratować się przed upadkiem. W następnym biegu znów
działo się wiele, a to głównie za sprawą Lebiediewa, walczącego z dwójką
miejscowych. To jednakże zostało przerwane na przedostatnim okrążeniu, po tym,
jak po ataku dwudziestoośmiolatka bez kontaktu upadł Lampart.
Po jedenastym wyścigu można było oficjalnie ogłosić, że z Ekstraligą po rocznej
przygodzie pożegnają się Wilki Krosno, które nie miały już nawet matematycznych
szans na remis. Dobrze w piątkowym pojedynku spisał się powracający do składu
Aniołów Wiktor Lampart. Jego zdobycz punktowa być może nie była rewelacyjna, ale
na torze prezentował się zdecydowanie lepiej niż w poprzednich potyczkach.
Przede wszystkim dwudziestodwulatek, nawet po przegranych startach, był na tyle
szybki, że potrafił ścigać rywali i nawiązywać z nimi walkę. Torunianie
kontynuowali jednak powiększanie przewagi, a pewnego rodzaju nokaut wyprowadzili
w odsłonie trzynastej. Kompletny Sajfutdinow i świetnie spisujący się
Przedpełski wygrali podwójnie, przywożąc za swoimi plecami już całkowicie
pogubionych Doyle'a i Lebiediewa. Dość powiedzieć, że ta dwójka nie wygrała
indywidualnie nawet jednego biegu.
Pierwszy z wyścigów nominowanych skończył się podwójnym triumfem zawodników z
grodu Kopernika. Wobec tego do ostatniej gonitwy ruszyła toruńska
młodzież-Mateusz Affelt i Nicolai Heiselberg w miejsce Patryka Dudka i Emila
Sajfutdinowa. To dało impuls australijsko-czeskiej parze gości do walki i
sprawiło, że w ostatnim wyścigu wygrali pierwszy i jedyny pojedynek na
MotoArenie i było to zwycięstwo w stosunku 5:1. Niestety tryumf ten jedynie zmniejszył rozmiary
porażki.
Podsumowując: Porażka dla krośnian
oznaczała, porzucenie nadziei na to, że uda się utrzymać w najlepszej lidze świata
Ale trudno oczekiwać czegokolwiek, kiedy na Motoarenie drużyna była w stanie
wywalczyć zaledwie 32 oczka.
W Toruniu choć mecz był wygrany i drużyna wjechał do play-off trudno było mówić
o sielance. Niedopuszczalną sytuację zarejestrowały kamery TV, gdy przed obsadą
biegów nominowanych team mechaników Pawła Przedpełskiego o mały włos nie rzucił
się na trenera Janka Ząbika za to, że ten pominął jego zawodnika. Mieli
gigantyczne pretensje, że ich szef nie znalazł uznania w oczach doświadczonego
menedżera, choć punkty wskazywały na to, że piąty wyścig mu się po prostu
należał. Niestety trener postanowił inaczej, bo biegi nominowane jak nazwa
wskazuje są nominacją, a nie rozstawieniem na polach startowych zawodników pod
względem liczby zdobytych punków. Z regulaminu wynika jednak, że z urzędu trzeba
wpisać w piętnastej gonitwie najskuteczniejszych zawodników w danym meczu, ale
można ich zastąpić innym jeźdźcem. Z kolei w biegu czternastym przyjęło się, że
faktycznie rozstawia się w nim trzeciego i czwartego zawodnika według punktów w
programie. Ale to była niepisana zasada. Jeżeli trener trzyma w dłoniach
argumenty, ma powody, żeby inaczej rozegrać przedostatnią gonitwę, to nie ma
znaczenia, że np. Wiktor Lampart był gorszy od Przedpełskiego. Trener musi
patrzeć w przyszłość, obrać inną najlepszą dla zawodników i drużyny perspektywę.
W tym przypadku trener kierował się zasadą, że Wiktor wrócił po kontuzji,
uciekło mu kilka zawodów i skoro miał punktować w play-off, należałoby zawodnika
trochę zbudować mentalnie i „rozjeździć”. O tym chyba team Pawła zapomniał.
Na szczęście pozostali Patryk Dudek stanął na wysokości zadania i nawet się nie
zastanawiał, kiedy właściciel Apatora Przemysław Termiński poprosił go, żeby
oddał ostatni bieg, jeśli Apator będzie prowadził z Wilkami różnicą 20 punktów.
A trzeba przyznać, że była to decyzja niełatwa, bo jeśli wierzyć medialnym
donosom, że zawodnik za każdy zdobyty punkt miał płacone 10 tysięcy złotych, to
oddanie wyścigu oznaczało dla Dudka stratę rzędu 20, czy nawet 30 tysięcy. W
starciu z Wilkami, Duzers był w gazie, bo cztery wyścigi, w których wystąpił,
wygrał bez większych problemów. Odłożył on jednak na bok wizję łatwego zarobku,
bo czuł się odpowiedzialny za zespół i miał wyrzuty sumienia w związku z tym, że
w pierwszej fazie sezonu jeździł słabo i nie pomagał drużynie. Uznał, że w
związku z tym oddanie jednego biegu jest niejako jego powinnością. Warto dodać,
że swój bieg oddał także Lambert, ale niespodziewanie on akurat dostał szansę na
występ w przedostatnim wyścigu dnia. Wykorzystał ją, zdobywając kolejną trójkę.
Na koniec należy też wspomnieć, że po zawodach doszło na toruńskiej MotoArenie
do aktu wandalizmu, ze strony troglodytów nazywających się kibicami. Głównie
ucierpiały ściany, które zostały zniszczone prawdopodobnie przez kiboli Elany
Toruń. Nie było tajemnicą to, że to właśnie oni są największymi wrogami kibiców
toruńskiego Apatora. Podobne sytuacje miały miejsce przed barażami sześć lat
temu z GKM-em Grudziądz, gdy pseudokibice piłkarskiego klubu weszli na sektory
gospodarzy, lecz po chwili zostali wyproszeni z trybun. Na drzwiach toalety nie
brakowało obraźliwych napisów, typu: "Z********y was" czy obraźliwych w kierunku
kibiców Apatora Toruń. Całość jednak została najpierw została zakryta, a później
odmalowana.
Po zawodach powiedzieli:
Jan Ząbik - trener z Torunia - W trakcie meczu
umówiliśmy się, że czterech liderów oddaje swój ostatni wyścig kolegom. Trzech
zawodników zdobyło komplet punktów i chodziło o to, by młodsi żużlowcy dostali
więcej szans na rywalizację. Wiedzieliśmy, że mecz jest wygrany, a punkt
bonusowy też mieliśmy już w kieszeni. Nie trzeba było w tej sprawie długo
negocjować, bo wszyscy bez gadania zgodzili się oddać swoje biegi.
Emil Sajfutdinow - Toruń - Bardzo się cieszymy ze zwycięstwa. Trzeba było mieć
dobre zawieszenie, pewnie jak w jakimś Mercedesie S-klasy, by się łagodnie
jechało. Można było jednak jechać, a wiadomo, że to była kwestia regulacji
Patryk Dudek - Toruń - Lubię słuchać słowa
"doświadczenie" i że doświadczony zawodnik szybko powinien sobie z tym poradzić.
Jak widać, to nie jest to takie łatwe. Pierwszy raz w karierze miałem tak trudną
sytuację, ale cieszę się, że z tego wyszliśmy i jesteśmy na dobrej drodze, by
jechać po jak największe cele. Łatwo nie było na początku sezonu. Jednak jest o
wiele lepiej, jest progres i dużo to kosztowało nerwów, a także tego, co się
działo dookoła. To jednak było i minęło. Skupiamy się na tym, co przyniesie
"jutro". W naszym sporcie trzeba zakładać, że wszystko może się zdarzyć i też
trzymałbym się tego, ponieważ nie jesteśmy na pewno na straconej pozycji. A
wiemy, jaki jest regulamin fazy play-off. Nawet, jeśli coś nam nie pójdzie, to i
tak trzeba zrobić jak najwięcej punktów, aby awansować z czwartego miejsca i
później walczyć o medale. Przed nami jednak mecz w Gorzowie i myślę, że już w
tamtym roku byliśmy bliscy zwycięstwa w Gorzowie. Odnoszę wrażenie, że większość
zawodników z Torunia lubi tam jeździć. Ja też uwielbiam ten tor, mimo że miałem
tam dużo upadków. Lubię jednak pokonywać na nim łuki i proste, bo jest to fajny
geometrycznie tor. Wszystko się może zdarzyć.
Indywidualnie na pewno muszę gonić stawkę w Grand Prix, odrobić trochę punktów w
mistrzostwach Europy, dobrze zakończyć indywidualne mistrzostwa Polski. Dobrze
byłoby pojechać w Drużynowych Pucharze Świata i najlepiej zakończyć to wszystko
medalem w PGE Ekstralidze. Progres jak widać jest, więc nie pozostaje nic
innego, tylko trzymać się kierownicy. Myślę, że będąc wysoko w kolejnych
rundach, automatycznie wskoczę do tej "szóstki". A jak nie, to zakręcę się wokół
siódmego miejsca. A wiemy, jak to wygląda w Grand Prix. Im bliżej jesteś tej
szóstej lokaty, to większe szanse na "dziką kartę". Nie zwracam na to kompletnie
uwagi. Wiem, że początek sezonu był kiepski i teraz muszę gonić.
Wiktor Lampart - Toruń - Wróciłem na tor i się cieszę, że z dobrym skutkiem. Do urazu doszło, gdy chciałem ominąć przeszkodę, za mocno wcisnąłem hamulec i przy większej prędkości upadłem na rękę. Skończyło się to kontuzją, ale nie było tak źle, jak na początku przewidywali lekarze Na początku ta ręka podczas treningów bolała, ale po ponad dwóch tygodniach zdecydowałem się wsiąść na motocykl i to było trzy dni przed Indywidualnymi Mistrzostwami Polski. Nie czułem się wtedy dobrze, ale wiedziałem, że jeszcze będę trenował i teraz na meczu czułem się świetnie. Nie odczuwam nic po kontuzji. W biegu dziesiątym nie jest prawdą, że się przestraszyłem. Andrzej wjechał, ja go zobaczyłem i odsunąłem się. Tam były dziury, a w momencie, kiedy popuściłem motocykl, by się odsunąć, pociągnęło mnie. Andrzej mocno mnie wypchnął, a równie dobrze mogłem się nie odsuwać i by we mnie wjechał. I wtedy byłby ewidentnie wykluczony. Jeśli chodzi o moją przyszłość i jak to widzę, to chce jeździć w Ekstralidze, nie rozmawiałem jeszcze z klubem, po meczu mamy właśnie rozmawiać. Miałem trochę gorszy sezon, lecz wiem czym to było spowodowane, zmieniłem coś w sobie, teamie i teraz ma być tylko dobrze. Nie chcę o tym rozmawiać za dużo, powiem krótko, że się nie dogadywaliśmy z poprzednim menadżerem. On miał swoje wizje, z którymi się nie zgadzałem, źle się przy nim czułem. Były momenty, że pokłóciliśmy się przed zawodami, ja go nie atakowałem, on raczej dawał mi jakieś uwagi, które były przesadzone, było to już dla mnie za dużo. Dzień przed treningiem piątkowym przed zawodami w Grudziądzu, około godz. 15:00 powiedział mi, że nie jedzie. Podziękowałem mu, ja sobie na coś takiego nie pozwolę i tyle w sumie.
Paweł Przedpełski - Toruń - We Wrocławiu Na
pewno to wypadek przy pracy, ale zbyt wiele nie będę się nad tym rozwodził, bo
generalnie nie ma o czym rozmawiać, jeśli chodzi o ten temat. Dzisiaj jest dla
mnie kolejne spotkanie, to było dwa tygodnie temu, więc dawno temu, po drodze
były już Szwecja i inne zawody. To co było zostawiam z tyłu, to spotkanie
wymazuję, i to tak dosyć mocno na kartce i zaczynam świeże ściganie. Proszę
spojrzeć na to w inny sposób. Na początku sezonu była jedna osoba do wymiany,
teraz już ktoś inny i tak to przebiega. Ja się na tym nie skupiam, bo wiem, jak
żużel funkcjonuje. Są lepsze i gorsze zawody, jak to bywa w sporcie. Nikt nie
chce przegrywać i każdy ma ambicje na to, by zdobywać same "trójki". Mam jeszcze
ważny kontrakt, a przede mną kolejne spotkania i chcę się pokazać z jak
najlepszej strony. Chcę tę końcówkę sezonu pojechać dobrze i tak naprawdę teraz
zaczyna się nowe rozdanie.
Jeśli chodzi o mój team, to nigdy w życiu nie przeszło mi przez myśl, aby go
zmieniać. Od wielu lat ufamy sobie i znamy się jak łyse konie. Nie wyobrażam
sobie, żebyśmy dalej razem nie współpracowali. Było lepiej i gorzej, razem wiele
osiągaliśmy i jedziemy na tym samym wózku. Wszystko przeżywamy razem, dużo
dyskutujemy i omawiamy pewne kwestie. Każdy z nas się stara i mamy jeden cel.
Tak długo jak będą chcieli, to będziemy razem. Dlatego nie dziwcie się, że
wyszło lekkie nieporozumienie przed biegami nominowanymi. Nie wiem, jaka była
rozmowa z Robertem, ale do mnie po prostu podszedł trener i zapytał, czy
chciałbym oddać bieg juniorowi, ponieważ wynik mamy już satysfakcjonujący. Bez
wahania się na to zgodziłem, mimo tego, że sam tej jazdy potrzebuję. Myślę, że
juniorom to się bardzo przydało, a mój team nie wiedział o tej rozmowie i trochę
się poirytował.
Vaclav Milik - Krosno - Drużyna z Torunia jest u siebie bardzo mocna. Doskonale wiedzą, którędy jechać i jakie ścieżki wybierać. Ja zmieniałem nie w tę stronę i wpadły dwa zera. Jestem pogubiony, bo na takich torach nie jeździ się na co dzień. Po pierwszym biegu miałem nic nie zmieniać, ale uznałem, że motocykl potrzebuje mocy, ale było coraz gorzej. Nie mogę się za dużo wypowiadać, bo nam w Krośnie zabronili robić taki tor. Mi się takie tory podobają i tak wygląda żużel. Trzeba dać sobie radę z takimi torami, bo jesteśmy mocnymi chłopami. Niektórym bardziej się podobają równe i twarde tory, gdzie jest kwestia bardziej dopasowania się niż ścigania
Jacek Frątczak - były menadżer z Torunia - Niedopuszczalną sytuację zarejestrowały kamery Eleven. Przed obsadą biegów nominowanymi team mechaników Pawła Przedpełskiego o mały włos nie rzucił się na trenera Janka Ząbika za to, że ten pominął jego zawodnika. Mieli gigantyczne pretensje, że ich szef nie znalazł uznania w oczach doświadczonego menedżera, choć punkty wskazywały na to, że piąty wyścig należał mu się jak psu buda. No nie. Tak to nie działa. Rządzi trener i basta
W programie zawodów ukazał się również wywiad z Emilem Sajfutdinowem, który przeprowadził Karol Śliwiński. Za zgodą redaktora zamieszczam tę rozmowę w całości, bowiem doskonale oddaje ona to z jakim zaangażowaniem zawodnik podchodzi do swojej profesji oraz wskazuje podstawy fenomenalnej formy Rosjanina z polskim paszportem. Po latach ów wywiad z całą pewnością, będzie ciekawym materiałem do analizy.
KŚ: Twoje dotychczasowe wyniki w tym
sezonie wyglądają imponująco i robią spore wrażenie. Jesteś kolejnym
zawodnikiem, który pokazuje, że nawet po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej
zawieszeniem można nadal z powodzeniem uprawiać żużel. Spodziewałeś się, że
będziesz w stanie wrócić do ścigania w tak dobrym stylu?
ES: Miałem nadzieje, że tak będzie. Wiedziałem, że jestem zdolny do tego, aby
dobrze punktować. Czułem się gotowy do rywalizacji. W przeszłości
niejednokrotnie udowadniałem, że potrafię być skutecznym zawodnikiem, więc
wychodziłem z założenia, że mogę to podtrzymać. To, że nie startowałem w zeszłym
roku nie oznacza, że siedziałem z założonymi rękami i obgryzałem paznokcie. Cały
czas pracowaliśmy z teamem. Próbowaliśmy różnych rozwiązań i sporo testowaliśmy.
Ja trenowałem fizycznie i jeździłem na różnorodnych motocyklach, bo liczyłem, że
ten powrót będzie wkrótce możliwy. Dużo sprzętu posprawdzaliśmy i myślę, że
dzięki wszystkim tym działaniom teraz może wyglądać to całkiem przyzwoicie.
Sygnalizujesz, że nadal jesteś zawodnikiem, który wie o co chodzi w procesie
budowania wysokiej formy.
Ja i moje najbliższe otoczenie po prostu cały czas żyjemy żużlem. Pod każdym
względem intensywnie się przygotowujemy. To nie jest tak, że odjeżdżam zawody, a
potem mam luz skoro mi dobrze poszło. Już na drugi dzień po meczu wskakuję na
inne motocykle i trenuję na wiele różnych sposobów. Bez przerwy pracuję nad
sobą. Dodatkowo z teamem ciągle pochylamy się nad sprzętem i myślimy nad jego
dopieszczaniem. Konsekwentnie dążymy do tego, żeby te motocykle cały czas były
szybkie.
Ostatnio sporo mówi się o Twoich silnikach od Berta van Essena, które ponoć
bardzo dobrze Cię niosą.
Ja posiadam silniki od wielu różnych tunerów. Do tego dochodzą nasze jednostki,
nad którymi pracują chłopacy z mojego teamu. Mamy zatem z czego wybierać. W
Polsce rzeczywiście jeździmy na Bercie z Holandii, bo na ten moment to najlepiej
nam pasuje. Za tym stoi jednak ogrom pracy. To nie jest tak, że dostajemy silnik
i to samo z siebie tak po prostu jedzie. Trzeba poświęcić trochę czasu, żeby
wycisnąć z tego maksimum i odpowiednio wszystko doregulować. Wspólnymi siłami
składamy to w jedną całość, abym czuł się komfortowo i miał wystarczająco dużo
prędkości na torze. Na razie wychodzi nam to całkiem nieźle, więc staramy się,
żeby tak zostało.
Czy mimo bogatego doświadczenia sprzęt w dzisiejszym żużlu wciąż skrywa przed
Tobą wiele tajemnic?
Myślę, że jestem zawodnikiem, który dość dobrze czuje sprzęt, ale nie ukrywam,
że czasami trudno go zrozumieć. Momentami połapanie się w tych kwestiach
utrudniają też jakieś torowe sytuacje, które mogą zniekształcać ogląd sytuacji,
czy stres wynikający z faktu, że akurat coś nie wychodzi. W związku z tym bardzo
ważna jest współpraca z osobami wchodzącymi w skład mojego teamu. Ja przekazuję
im własne odczucia, a oni dzielą się swoimi spostrzeżeniami i wspólnie
wyprowadzamy z tego jak najlepsze wnioski. Chłopacy na pewno bardzo mi pomagają.
W tych trudniejszych momentach razem potrafimy dochodzić do korzystniejszych
rozwiązań sprzętowych. Przykładem może być niedawny mecz w Częstochowie. Co
prawda nie było tam tak dobrze jak byśmy chcieli, ale jednak po pierwszym biegu
zakończonym z zerem na koncie potem udało się uzbierać dwanaście punktów. W
ostatecznym rozrachunku nie wyszło zatem najgorzej.
Czy aktualnie znajdujesz się na takim poziomie, który całkowicie spełnia Twoje
oczekiwania? Możesz powiedzieć, że jesteś w stu procentach zadowolony ze swojej
obecnej dyspozycji czy masz wrażenie, że mógłbyś wycisnąć z siebie jeszcze
więcej?
Przeważnie mogę być zadowolony. Czasami mam jednak delikatny niedosyt, kiedy na
przykład brakuje mi trochę prędkości lub punkty w danym biegu odbiegają od tego,
co bym sobie życzył. Myślę jednak, że takie momenty też są potrzebne, bo one w
pewien sposób dodatkowo mnie budują. To działa jak zimny prysznic, dzięki
któremu dostaje się cenną lekcję na przyszłość. Ja jestem takim zawodnikiem,
który stara się wyciągać coś pozytywnego z każdego wyniku.
Robiłeś sobie jakieś konkretne założenia przed tym sezonem czy podszedłeś do
tego z pewnym dystansem i nieco większą rezerwą, biorąc pod uwagę, że wracałeś
po rocznej przerwie?
Ja chcę wyciskać z siebie jak najwięcej każdego dnia, kiedy odjeżdżam zawody. To
jest moja praca, dlatego dążę do tego, żeby jak najlepiej wywiązywać się ze
swojego zadania i pomagać drużynie. Nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej. Zawsze
jadę na maksa. Daję z siebie sto procent, a potem przekonuję się na ile to
wystarcza. Po zawodach dokonujemy analizy i widzimy czy idziemy w dobrym
kierunku, czy powinniśmy coś zmienić. To na pewno wyznacza nam do czego w danej
chwili dążymy. Cele zawsze mamy wysokie. Wiadomo jednak, że tak od ręki nie da
się ich zrealizować. Tylko ciężką pracą z mojej strony oraz mojego teamu możemy
do nich dochodzić. Do tego musi też być odrobina szczęścia, żeby wszystko się
poukładało i okazywało się takie, jak sobie życzymy.
Co czułeś jako zawodnik wracający do ścigania po rocznej przerwie? Dominowała
ekscytacja czy we znaki dawał się niepokój związany z tym, jak to wyjdzie w
praktyce i czy nadal pozostaniesz takim samym żużlowcem, jakim byłeś wcześniej?
Przez cały czas miałem przede wszystkim ogromny głód żużla. Poczułem, że w
odniesieniu do mojej kariery wiele rzeczy zaczyna wracać na właściwe tory i
pracować w taki sposób, jakbym tego oczekiwał. Znowu zaczęło towarzyszyć mi
charakterystyczne napięcie przedmeczowe, które pozwala się zmobilizować,
skoncentrować i odpowiednio nastawić przed zawodami. Starałem się nie dopuszczać
do siebie obaw, że mogę zatracić swoją wcześniejszą skuteczność. Nie chciałem
nawet o tym myśleć. Wiadomo, że samo uprawianie żużla zawsze generuje pewnego
rodzaju stres, tym bardziej w takich okolicznościach, w jakich ja się teraz
znalazłem, ale mnie to za bardzo nie przeszkadza. Trochę lat jestem już w tym
sporcie, więc myślę, że wiem jak to działa, wiem czego chcę, wiem czego
potrzebuję i wiem jak do tego podejść. Sam powrót po dłuższej przerwie nie był
też dla mnie czymś zupełnie nowym. W przeszłości miałem już z czymś takim do
czynienia przy okazji jakichś kontuzji, które zdarzało mi się łapać. Teraz
sytuacja była co prawda trochę inna, ale pewne obycie się z tym tematem i
wcześniejsze doświadczenia na pewno się przydały.
Często można usłyszeć, że zawodnicy, którzy przez dłuższy czas nie mogli ścigać
się na żużlu gubią pewien rytm, zatracają wyczucie w wielu istotnych kwestiach i
miewają mniejsze lub większe zaległości do nadrobienia. Patrząc jednak na Twoją
tegoroczną postawę trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że Ciebie to chyba za
bardzo nie dotyczy. Czy Ty mimo wszystko masz wrażenie, że coś straciłeś przez
tę zeszłoroczną przerwę i niektóre rzeczy Ci pouciekały?
No właśnie niespecjalnie. Myślałem, że coś stracę w zakresie sprzętu czy
nadążania za różnymi nowinkami, które dynamicznie pojawiają się w żużlu, ale na
szczęście nie czuję, żeby tak było. Okazuje się, że to co znalazłem pod koniec
sezonu 2021, czy to co sprawdzałem w ostatnim czasie działa bardzo dobrze i
nadal mogę z powodzeniem tego używać. Tak naprawdę nie musiałem dokonywać
żadnych wielkich zmian. Praktycznie wszystko zostało po staremu.
Można odnieść wrażenie, że powrót do regularnej jazdy przyszedł Ci dość
swobodnie. Chyba nie potrzebowałeś dużo czasu, żeby znowu się w to wszystko
wdrożyć i poczuć się komfortowo na motocyklu.
Myślę, że nie. W czasie przerwy jeździłem na różnych motocyklach, więc nie
straciłem z tym całkowicie kontaktu. Już po pierwszych tegorocznych przejazdach
na żużlu czułem się w porządku. Na szczęście warunki pozwoliły nam dosyć szybko
wyjechać na tor i sporo pojeździć przed startem rozgrywek. Mieliśmy trochę
sparingów, a do tego doszły też inne zawody, więc mogłem dobrze się rozjeździć.
Dla mnie to było bardzo korzystne rozwiązanie. Ja po zimie lubię właśnie
odjechać sobie najpierw jakieś pojedyncze spokojniejsze treningi, żeby wszystko
rozruszać i rozprostować, a potem jak najszybciej przejść do rywalizacji z
innymi. Wtedy ta koncentracja jest zupełnie inna i można lepiej zweryfikować, w
jakim miejscu aktualnie się jest.
Ostatni sezon, który przejeździłeś w Ekstralidze przed zawieszeniem -
jeszcze w barwach Fogo Unii Leszno - nie był jednak dla Ciebie tak udany jak te
wcześniejsze. Twoja średnia spadła poniżej dwóch punktów na bieg i zapewne
czułeś, że wielokrotnie jechałeś poniżej poziomu, do którego zdążyłeś
przyzwyczaić siebie oraz kibiców. Patrząc na Twoją obecną dyspozycję widać
zatem, że wyciągnąłeś trafne wnioski i potrafiłeś stawić temu czoła, skoro teraz
zaliczasz tak wyraźny progres. Zdradziłbyś co wtedy było nie tak, w jaki sposób
to na Ciebie wpływało i jak zdołałeś to naprawić?
W tamtym czasie dopadły mnie niemałe problemy sprzętowe. Wtedy ewidentnie nie
było widać u nas odpowiedniej prędkości. Nie mogliśmy znaleźć właściwych
ustawień. Dokonywaliśmy różnych zmian, ale to nie działało w taki sposób jak
byśmy oczekiwali. Nie czułem tych motocykli tak dobrze, jak powinienem. To
wszystko nie pracowało tak jak należy i trudno było wyciągnąć z tego tyle, ile
potrzebowaliśmy. Nie ukrywam, że byłem tym porządnie zmęczony. Cała ta sytuacja
wydawała się bardzo skomplikowana i generowała sporo stresu. Momentami nie
wiedzieliśmy już co zrobić, żeby było lepiej. Silniki, którymi wówczas
dysponowaliśmy po prostu okazały się nieodpowiednie i kompletnie się nie
sprawdzały. Przeanalizowaliśmy to wszystko i doszliśmy do wniosku, że trzeba
poszukać czegoś innego. To wiązało się ze sporymi inwestycjami, więc odczuliśmy
to w naszym budżecie, ale nie było innego wyjścia. Na szczęście pod koniec
sezonu zaczęliśmy wychodzić na prostą i notować lepsze wyniki. Przetestowaliśmy
nowe jednostki i przekonaliśmy się, że one działają zupełnie inaczej oraz dają
mi całkowicie inne odczucia. Zyskaliśmy dostęp do czegoś, co zaczęło spisywać
się dużo lepiej i naszym zdaniem mogło pomóc poprawić moją skuteczność. Wiadomo,
że wtedy to wszystko było jeszcze bardzo świeże, ale uznaliśmy, że warto iść w
tym kierunku. Poświęciliśmy temu trochę czasu i teraz posiadam silniki, które
odpowiadają moim preferencjom oraz potrzebom. Widzę, że nawet jak nie trafimy
perfekcyjnie z ustawieniami, to nadal jestem w stanie powalczyć z rywalami. To
mi się podoba. Dzięki temu cały czas mogę zaliczać się do ligowej czołówki.
Podejrzewam, że korzystne wyniki, które notujesz w tym sezonie, pozwalają Ci
odetchnąć z ulgą, a przy okazji zapewniają też dużo spokoju i komfortu
psychicznego.
Ja podchodzę do tego z pokorą. Korzystne wyniki na pewno mnie cieszą, ale nie
zamierzam się nimi zachłysnąć czy spoczywać na laurach. Po dobrych zawodach
uznaję, że to już należy do przeszłości i teraz trzeba skupić się na kolejnym
starcie, aby znowu było jak najlepiej. Tam trzeba będzie od nowa odczytywać tor
i szukać odpowiedniej prędkości. To, że dzisiaj zdobywam dobre punkty nie
gwarantuje, że jutro będzie tak samo. Mogę na przykład nie trafić z
przełożeniami lub mieć gorszy dzień. Cały czas trzeba być czujnym i wszystkiego
pilnować. Nigdy nie wiadomo, czy coś nas nie zaskoczy lub nagle się nie
rozreguluje. Wiadomo, że chciałbym co mecz osiągać jak najlepszy wynik, ale mam
świadomość, że w żużlu utrzymywanie równowagi i stabilności wcale nie należy do
najłatwiejszych. Dokładamy jednak wszelkich starań, żeby nam się to udawało.
W jaki sposób dążysz do podtrzymywania wysokiej formy?
Trzeba ciężko pracować na wszystkich istotnych polach, to znaczy skrupulatnie
się przygotowywać, regularnie analizować to, co dzieje się wokół nas,
wystarczająco dużo myśleć o tym, co się robi, reagować, jeśli zachodzi taka
potrzeba, właściwie trenować, czy odpowiednio się regenerować. Wszystkie te
składniki staram się łączyć ze sobą jak najlepiej, żeby one zebrane w jedną
całość mogły przeradzać się w sukces. Myślę, że w moim przypadku całkiem nieźle
to działa. Zarówno z mojej strony, jak i mojego teamu, jest naprawdę duże
poświęcenie, które niejednokrotnie rozciąga się nie tylko na całe dnie, ale też
noce. Często kładziemy się spać z różnorodnymi myślami, bo chcemy wszystko jak
najlepiej przetrawić i dopiąć na ostatni guzik. To jest jak prowadzenie biznesu,
w którym każdy dąży do tego, żeby całość funkcjonowała w możliwie najlepszy
sposób. Jeśli przepracujemy cały dostępny czas najlepiej jak możemy, to jesteśmy
w stanie zapewnić sobie nieco więcej spokoju. Kiedy widzimy, że to przynosi
efekty i przekłada się na korzystne wyniki, to przepełnia nas wewnętrzna radość,
że wszystko, co wcześniej wykonaliśmy zaprocentowało i doprowadziło nas do tego
sukcesu.
Statystyki wskazują, że obecnie jesteś zdecydowanym liderem toruńskiej drużyny i
drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w całej PGE Ekstralidze. Przywiązujesz do
tego dużą wagę?
Na pewno fajnie mieć świadomość, że znalazłem się w takim miejscu i zdołałem
osiągnąć taki poziom. To przyjemne odczucie, które daje niemałą satysfakcję i
potężnego kopa do dalszego działania. Wiem jednak, że dobre statystyki same z
siebie nie sprawią, że w każdych kolejnych zawodach będę prezentował się równie
dobrze, dlatego skupiam się przede wszystkim na swojej pracy. Zdaję sobie
sprawę, że w Toruniu w momencie podpisywania ze mną kontraktu oczekiwano, że
będę mocnym punktem tego zespołu, a najlepiej jego liderem. Staram się zatem
potwierdzać, że jestem do tego zdolny i wywiązywać się ze swojego zadania.
Toruńska drużyna na papierze bez wątpienia dysponuje obiecującym składem.
Dotychczasowe wyniki zespołu raczej jednak nie idą w parze z oczekiwaniami i nie
dają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Do Ciebie rzecz jasna trudno mieć
jakiekolwiek zastrzeżenia, bo znajdujesz się w świetnej dyspozycji, ale
wielokrotnie brakuje punktów pozostałych zawodników. Jak myślisz, z czego to
wynika? Dlaczego przeważnie nie jesteście w stanie jechać na miarę Waszego
potencjału?
Każdy po prostu walczy ze sprzętem. Moim zdaniem to jest główna przyczyna. Ja
akurat dobrze wiem co to znaczy, gdy motocykle nie jadą tak jak by się chciało,
bo niedawno sam tego doświadczałem. W takich sytuacjach pojawia się dużo nerwów
i stresu. Wszyscy na ciebie liczą, a mimo wysiłku i zaangażowania twoje wyniki
nie są takie jak powinny. Wiele rzeczy nakłada się wtedy na siebie, co na pewno
nie pomaga. Mogę jednak zapewnić, że nikt nie zamierza odpuszczać i jako drużyna
będziemy walczyć do końca. Przez cały czas wspieramy się jak możemy i troszczymy
się o atmosferę.
Czy Wy jesteście w stanie sobie jakoś nawzajem pomóc? Czy Ty, jako ten
zdecydowany lider, możesz stanowić dla swoich kolegów pewnego rodzaju bazę, na
której oni będą mogli się oprzeć?
Staramy się dyskutować na temat trapiących nas problemów. Wymieniamy się
informacjami odnośnie ustawień i dokonywanych zmian. Wspólnymi siłami próbujemy
odczytywać warunki torowe. Rozważamy jak to wszystko działa, czy ktoś ma za
mocne, czy za słabe motocykle. Razem zastanawiamy się, w którą stronę należałoby
pójść. Dążymy do tego, żeby te dyskusje były owocne, jak najwięcej wnosiły do
naszego zespołu i mogły nas w pewien sposób ukierunkowywać. Wiadomo jednak, że w
zakresie sprzętu każdy musi też w dużym stopniu samodzielnie dochodzić do tego,
co u niego najlepiej się sprawdzi. Nawet jeśli ktoś zastosuje ustawienia, które
na przykład u mnie zdają egzamin, to jest mało prawdopodobne, że u niego będą
działały równie dobrze. Każdy ma silniki o różnej charakterystyce, a do tego
jeszcze inne preferencje. Jak porównuję się z chłopakami, to widzę, że oni
trochę inaczej czują motocykle i lubią silniki w nieco innym stylu. Na pewno
robimy tyle, ile możemy, żeby to odpowiednio funkcjonowało. To jednak nigdy nie
są łatwe sprawy, które dają się tak od ręki pozałatwiać.
W tym sezonie często bywało tak, że po meczu Ty miałeś powody do zadowolenia, bo
pokazałeś się z dobrej strony, ale reszta zespołu już niekoniecznie. Jak czuje
się zawodnik, któremu idzie bardzo dobrze, ale jego drużyna nie zawsze osiąga
korzystne wyniki? To chyba nie jest szczególnie komfortowe położenie?
Nie ukrywam, że zawsze się cieszę, jeśli osiągnąłem dobry wynik i dołożyłem dużo
punktów do dorobku zespołu. Wiadomo jednak, że w takich sytuacjach ta radość
jest połowiczna, bo nasze indywidualne zdobycze to jedno, ale dążymy również do
tego, żeby zespołowo wypracowywać jak najlepsze rezultaty. Nigdy jednak nie
czuję się od nikogo lepszy, bo wiem, że w każdej chwili ja też mogę mieć gorszy
moment. Zawsze potrafię zrozumieć chłopaków i wyobrazić sobie, co oni przeżywają
w takiej chwili. Każdy z nich się stara i chciałby zdobyć jak najwięcej punktów,
ale czasami po prostu nie wychodzi i trudno tak od razu temu zaradzić.
Najważniejsze, żeby wzajemnie obdarzać się wsparciem, a nie wytykać się palcami
i mówić, że ja jestem taki, a ty jesteś taki. Każdy musi wierzyć, że mimo
gorszych momentów wszystko jest jeszcze możliwe, a konsekwentna praca ma sens i
może przynieść spodziewane efekty. W żużlu to nie jest nic nadzwyczajnego, że
dzisiaj robisz pięć punktów, a jutro piętnaście.
Jak wiele, Twoim zdaniem, toruńska drużyna będzie w stanie zdziałać w tym
sezonie? Myślisz, że jeszcze się rozkręcicie i zdołacie powalczyć o wysoką
lokatę, czy patrząc jak to teraz wygląda uważasz, że może być trudno?
Sezon dopiero nabiera rozpędu, więc jeszcze wszystko przed nami. Na pewno nie
stoimy na straconej pozycji. Widać, że momentami jakby zaczynało być lepiej,
choć wielokrotnie to jeszcze nie jest to, czego byśmy chcieli. Na razie
znajdujemy się w niełatwym położeniu, ale mamy jeszcze trochę czasu, żeby
wszystko dopracować i znaleźć najlepsze rozwiązania sprzętowe. Każdy z seniorów
dąży do tego, żeby dokładać od siebie jak najwięcej, a dodatkowo próbujemy też
budować juniorów. Myślę, że wiemy co mamy robić i na tym się koncentrujemy. Tak
naprawdę dopiero za jakiś czas przekonamy się jaki wynik będzie w naszym
zasięgu. Pamiętajmy, że wszystko rozstrzyga się na koniec, kiedy przychodzi
decydująca faza sezonu. Dużo zależy od tego, w jakim miejscu wtedy będziemy.
Teraz skupiamy się na tym, żeby regularnie dorzucać punkty do tabeli i na
spokojnie wjechać do play-off, a potem spróbujemy zawalczyć tam o jak najlepsze
miejsce. Cele niezmiennie mamy wysokie i na pewno będziemy starać się
zrealizować nasze ambitne przedsezonowe założenia.
Trochę czasu już minęło, odkąd dołączyłeś do toruńskiej drużyny. Jak
czujesz się w tym zespole?
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że znowu mogę być częścią drużyny. W zeszłym
roku nie było takiej możliwości, więc dla mnie to jest fajne uczucie. Jeszcze
przed zawieszeniem byłem na obozie z resztą zespołu, przed tym sezonem mieliśmy
kolejne zgrupowanie, a do tego również inne spotkania i wspólne aktywności, więc
zdążyliśmy się lepiej poznać i zakolegować. Z mojej perspektywy wszystko jest w
porządku. Mamy dobrą atmosferę i myślę, że z każdym kolejnym tygodniem rośniemy
jako zespół.
Zmiana barw klubowych i wchodzenie do nowego środowiska bywają dla Ciebie
czymś stresującym?
Myślę, że nie. Aczkolwiek wiadomo, że w takiej sytuacji trzeba zaakceptować nowe
warunki czy reguły, które tworzą się w drużynie. W takich momentach stykasz się
z innym trenerem, masz wielu nowych ludzi wokół siebie, więc musisz odnaleźć się
w tym zmienionym otoczeniu. Należy obgadać niektóre tematy, wdrożyć się we
wszystko i po prostu przyjąć pewne rzeczy. Ja jednak nigdy nie miałem z tym
problemu. Zawsze staram się dostosować i pomagać w czym tylko mogę. Na tym
polega współpraca i budowanie drużyny. To nie jest rywalizacja indywidualna,
więc wychodzę z założenia, że trzeba patrzeć na wszystko przez pryzmat zespołu.
Warto też troszczyć się o atmosferę, bo to naprawdę wiele znaczy.
Ty jesteś zawodnikiem, który zwraca dużą uwagę na najmłodszych żużlowców
wchodzących w skład Twojej aktualnej drużyny. Widać, że ich żużlowe losy nie są
Ci obojętne. Pokazujesz, że potrafisz wspierać tych chłopaków na różne sposoby
czy oddawać im pojedyncze biegi, kiedy dane spotkanie jest już rozstrzygnięte.
Wielokrotnie podkreślasz, że trzeba troszczyć się o ich rozwój, bo to może
zaprocentować w przyszłości. Masz świadomość, że oni będą Wam potrzebni.
Nawiązując do tego tematu chciałbym zapytać, jak Twoim okiem wypadają zawodnicy,
którzy w tym sezonie tworzą formację młodzieżową Apatora? Nie jest wielką
tajemnicą, że w Toruniu od długiego czasu jest spory problem ze skutecznością
juniorów oraz ich systematycznym rozwojem.
Ja myślę, że oni mają potencjał i potrafią jeździć na żużlu. Wiadomo jednak, że
to są młodzi zawodnicy i czasami niestety nie radzą sobie jeszcze z niektórymi
rzeczami. Krzysiek Lewandowski zebrał już trochę doświadczenia, ale raz wychodzi
mu lepiej, a raz gorzej. Przed nim wciąż sporo pracy, żeby nabrać stabilizacji i
podnieść swój poziom. Mateusz Affelt dopiero zaczyna poważną jazdę, więc od
niego nie możemy jeszcze za dużo wymagać. Widać, że trzeba mu pomóc, bo ostatnio
jakby się trochę zablokował. Potrzeba mu znacznie więcej luzu na motocyklu, a
poza tym musi się jeszcze bardziej rozjeździć. Obu tych zawodników stać na
wiele, tylko muszą się spiąć i być może poświęcać jeszcze więcej czasu na pracę
i naukę we wszystkich istotnych żużlowych wymiarach. Myślę, że oni zdają sobie
sprawę co należy dopracować, wiedzą co powinni zrobić i małymi krokami będą szli
do przodu.
Wiadomo, że przed laty Ty też byłeś młokosem, który musiał przebić się w
żużlu i zbudować swoją pozycję w tym sporcie. Ostatecznie zdołałeś tego dokonać,
czego najlepszym dowodem są Twoje korzystne wyniki i liczne osiągnięcia. Na co
zatem w szczególności zwróciłbyś uwagę młodemu zawodnikowi, który - podobnie jak
Ty - chciałby stopniowo napędzać swoją karierę, wchodzić na właściwe tory i
stawać się coraz lepszy? Często słyszymy, że potrzeba trafionego sprzętu,
zgranego teamu, odrobiny szczęścia, trochę talentu, nieco zaangażowania, ale to
na pewno nie są jedyne klucze do sukcesu.
Uważam, że w miarę szybko trzeba pomyśleć o zagranicznych ligach. Chodzi o to,
żeby poznawać inne tory, poczuć inny żużlowy klimat, mierzyć się z innym
stresem, zdobywać nowe doświadczenia i poszerzać horyzonty. To wszystko na pewno
wiele wnosi do żużlowego rzemiosła. Nie można zamykać się w jakiejś określonej
przestrzeni, bo nie zrobi się żadnego kroku naprzód. Wiadomo, że w Polsce młodzi
zawodnicy mają wiele okazji do startów, bo są liczne zawody juniorskie, a do
tego liga u24. Oni tam rywalizują między sobą i mogą zbudować sobie solidną bazę
pod dalszą karierę. W pewnym momencie potrzeba jednak czegoś więcej, żeby
poszerzyć swoje umiejętności i podbudować się w roli żużlowca. Warto spojrzeć
wtedy chociażby w kierunku Anglii, Szwecji czy Danii. W Polsce jest tendencja do
przygotowywania lżejszych i łatwiejszych torów, które bywają równe jak stół, ale
młodzi potrzebują też obycia na trudniejszych nawierzchniach, gdzie jest parę
dziurek czy kolein. Widać, że podczas zawodów, gdzie tory z różnych względów
okazują się bardziej wymagające, oni miewają problemy, zaczynają się przewracać,
nie do końca potrafią się odnaleźć, nie za bardzo wiedzą jak się zachować i
zwyczajnie się boją. Jeśli jednak pojeżdżą trochę na takich nawierzchniach, to
się z nimi oswoją. Dzięki temu na lżejszym torze będą czuli się jeszcze pewniej,
a te trudniejsze owale nie będą ich tak bardzo zaskakiwać. W ten sposób
wyeliminują swoje braki i staną się lepiej przygotowani do rywalizacji. Z
własnego doświadczenia wiem, że bardzo ważne jest to, aby przez cały czas uczyć
się tego żużla w najróżniejszych wymiarach. Nie można myśleć, że jeśli raz coś
się wygrało, to jest się już wystarczająco dobrym zawodnikiem, który nie musi
się doskonalić. Bez przerwy trzeba cisnąć, żeby zapracować na dobre wyniki. Ja
widzę po sobie, że mimo wielu lat w tym sporcie ciągle odkrywam coś nowego i
zgłębiam wiele tajników. Nie ukrywam, że gdzieniegdzie czasami trudniej mi się
jeździ, więc niejednokrotnie muszę szukać tego właściwego stylu i wprowadzać
różnorodne modyfikacje. Mam wrażenie, że to niekończąca się nauka i praca nad
sobą.
Wracając do wątków związanych z toruńską drużyną, chciałbym zapytać, jak
postrzegasz pracę Waszego trenera, Roberta Sawiny? Wiadomo, że on wrócił do
pracy trenerskiej po wieloletniej przerwie i sam niejednokrotnie zastanawia się,
czy wnosi wystarczająco dużo do zespołu.
My poznaliśmy się już wcześniej, bo przed laty mieliśmy okazję współpracować w
Bydgoszczy. W tamtym czasie nigdy nie było między nami żadnych problemów i teraz
jest dokładnie tak samo. To jest nie tylko dobry trener, ale też wspaniały
człowiek. Wiadomo, że jak nie ma wyniku, to każdy nakłada na niego dodatkową
presję i krytykuje, ale tak to już niestety jest w tym sporcie. On przeżywa to
wszystko tak samo jak my i stara się nam jak najwięcej pomagać. Widać, że jest
bardzo zaangażowany w to, co robi. Ja nie czuję, żeby coś było nie tak. To
jednak nie jest moja rola, aby oceniać jego pracę. Trener ma swoje obowiązki i
stara się wywiązywać z nich najlepiej jak może. Ja nie zamierzam rozstrzygać czy
robi to dobrze, czy może nie do końca, bo od tego są władze klubu. Podchodzę do
tego w taki sposób, że trener jest osobą, której ja mam słuchać. To on
przydziela mi numer startowy na zawody i wyznacza zadania, a ja skupiam się na
tym, żeby jak najlepiej wykonać tę pracę, którą on dla mnie zaplanował.
Jak odnajdujesz się na toruńskim torze? Wszyscy dobrze wiemy, że w ostatnim
czasie nawierzchnia na Motoarenie okazywała się nieco problematyczna i stała się
tematem, który był dość mocno wałkowany w mediach.
Jak dla mnie tor jest w porządku i ja nie mam z nim problemu. Zawsze staram się
zaakceptować go takim, jaki jest w dniu zawodów i się do niego dostosować.
Wiadomo, że on potrafi różnić się od tego, co mieliśmy na ostatnim meczu czy
treningu, ale ja nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Uważam, że praktycznie
wszędzie mamy z czymś takim do czynienia i w zasadzie każdy musi się z tym
zmagać. Po pierwsze, zmienia się pogoda, a po drugie, przychodzą różni komisarze
toru, którzy mogą wpływać na prace kosmetyczne. Trudno jest sprawić, żeby
nawierzchnia zawsze była taka sama. Ja jednak nie traktuję tego jako powodu do
narzekania i nie zamierzam się tym ekscytować. Raczej nie zaliczam się też do
zawodników, którzy jakieś swoje niepowodzenia czy potknięcia tłumaczyliby tym,
że tor był taki lub taki. Wiem, że trener z toromistrzem dążą do tego, żeby on
był jak najlepszy do walki i nigdy nie robią go przeciwko komuś. Ja na pewno
lubię ten owal, choć tak naprawdę staram się polubić każdy tor, na którym
startuję. Tam wykonuję swoją pracę, więc muszę umieć odnaleźć się w każdych
warunkach, aby wykonać ją w odpowiedni sposób. Zastanawianie się czy dany tor mi
pasuje czy może niekoniecznie kompletnie nic mi nie da, dlatego wolę
koncentrować się na swoim zadaniu.
Dlaczego tak w ogóle po sezonie 2021 zdecydowałeś się na zmianę klubu i
odejście z Leszna?
Po siedmiu latach w jednym klubie po prostu potrzebowałem już jakiejś zmiany.
Tak jak wcześniej rozmawialiśmy, ostatni sezon w Lesznie nie był dla mnie
najlepszy i mocno mnie zmęczył. Czułem, że moja forma spada, więc musiałem
złapać nowy oddech i zapewnić sobie świeże bodźce w innym otoczeniu. Głównym
powodem na pewno nie były finanse. Wiadomo, że to jest ważna kwestia, bo
potrzebujemy odpowiedniego budżetu, aby wystarczająco dobrze przygotować się pod
względem sprzętowym i nie tylko, ale ja nigdy nie kieruję się wyłącznie tym
aspektem. Myślę, że przez lata zdążyłem udowodnić, że nie jestem zawodnikiem,
który co roku zmienia kluby, żeby tylko wykorzystać atrakcyjną ofertę i zarobić
trochę więcej. Na te sprawy zawsze staram się patrzeć znacznie szerzej. Wybieram
takie rozwiązania, które mogą przynosić wiele różnorodnych korzyści i wszystkim
wychodzić na dobre. Lata spędzone w Lesznie na zawsze pozostaną dla mnie
wyjątkowe. W tym czasie zdobyliśmy pięć tytułów Drużynowego Mistrza Polski, co
jest wielkim osiągnięciem. Cieszę się, że mogłem być częścią tej niesamowitej
drużyny, ale przyszedł taki moment, kiedy trzeba było zamknąć ten rozdział i
zrobić krok w inną stronę.
Dlaczego wybrałeś przenosiny akurat do Torunia?
Nie ukrywam, że miałem wiele innych ofert, ale w Toruniu bardzo o mnie
zabiegano. Zainteresowanie ze strony tego klubu było już we wcześniejszych
latach. Wtedy jednak nie czułem potrzeby, żeby odchodzić z Leszna, więc
odmawiałem. Dopiero jak tam pewna formuła się wyczerpała to uznałem, że warto
pójść w tym kierunku. Widziałem, że oni bardzo mnie chcą i strasznie im zależy,
żebym startował w tym zespole. Doszedłem do wniosku, że to będzie dobry wybór i
na ten moment na pewno tego nie żałuję. Wiadomo, że na co dzień mieszkam w
Bydgoszczy, więc teraz mam klub znacznie bliżej swojego domu, co nie pozostaje
bez znaczenia. Na pewno spodobała mi się też koncepcja drużyny, a poza tym
stwierdziłem, że Motoarena, do której trzeba umieć dobrze się dopasować, może
zrobić ze mnie jeszcze lepszego zawodnika. Wiele rzeczy fajnie poskładało się w
jedną całość i pchnęło mnie w tę stronę.
Dla Ciebie to jest tak naprawdę powrót do Torunia po kilkuletniej przerwie, bo w
2014 roku występowałeś już w barwach tego zespołu. Jak zapamiętałeś tamten czas?
To był specyficzny sezon, bo przystępowaliśmy do niego z ośmioma ujemnymi
punktami na koncie. To była kara nałożona na klub za to, że rok wcześniej nie
przystąpił do rewanżowego meczu finałowego w Zielonej Górze. Mimo niełatwego
położenia na starcie plan był taki, żeby walczyć o najwyższe cele. Mieliśmy
bardzo mocny skład, w którym każdy mógł być potencjalnym liderem. Startowanie w
takim dream-teamie było ciekawym doświadczeniem. Pod względem sportowym niestety
jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Wielokrotnie nie dopisywało nam
szczęście, bo zmagaliśmy się z różnymi problemami, a na dodatek trapiły nas
kontuzje. W pewnym momencie zaczęliśmy się rozkręcać, ale po drodze pogubiliśmy
za dużo punktów i ostatecznie nie zdołaliśmy wjechać do fazy play-off, aby
powalczyć o medale. Mimo tego niepowodzenia ja jednak dobrze wspominam tamten
okres.
Dlaczego wtedy skończyło się tylko na jednorocznej współpracy?
W toruńskim klubie zmienił się właściciel i po prostu nie mogliśmy się dogadać.
Takie rzeczy czasami się zdarzają i nie ma sensu tego roztrząsać czy
rozpamiętywać. Ja wtedy dostałem ciekawą ofertę z Leszna, która bardzo mi się
spodobała, więc postanowiłem z niej skorzystać. Zależało mi też na tym, żeby w
końcu powalczyć z drużyną o najwyższe cele, a tam szanse na to wydawały się
znacznie większe niż w Toruniu. To jednak nie było tak, że rozstawaliśmy się
pokłóceni i potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby emocje opadły. Nikt z nas nie
spalił za sobą żadnych mostów. Potem wielokrotnie się widywaliśmy i normalnie
rozmawialiśmy. Żużlowy świat jest bardzo mały, więc tak naprawdę wszyscy
pozostajemy w stałym kontakcie.
Myślisz, że tym razem możesz zostać w Toruniu na dłużej? Podejrzewam, że
zatrzymanie Ciebie w składzie będzie priorytetem dla włodarzy Apatora.
Na razie staram się za bardzo nie wybiegać w przyszłość. Aktualnie skupiam się
na tym, żeby jak najlepiej wypełnić mój obecny kontrakt, a co będzie potem to
się okaże. Na te sprawy przyjdzie jeszcze czas. Trzeba będzie usiąść,
porozmawiać i przekonać się czy dla obu stron wszystko odpowiednio się zazębia.
Myślę, że z przebiegu mojej kariery widać, że zmieniam kluby tylko wtedy, kiedy
z różnych względów faktycznie jest taka konieczność i nie widzę innej
możliwości. Wiadomo, że dobrze mieć pewnego rodzaju stabilizację i zawsze
próbuję do tego dążyć. Czasami przychodzi jednak taki moment, że trzeba
zdecydować się na jakiś ruch. Na tę chwilę nie potrafię jeszcze powiedzieć jak
będzie w tym przypadku. Musimy poczekać i zobaczyć jak sprawy się rozwiną.
Wiadomo, że w toruńskiej drużynie miałeś pojawić się już przed rokiem, ale ze
względu na wybuch wojny w Ukrainie nie było takiej możliwości, bo zostałeś
zawieszony, podobnie jak inni rosyjscy żużlowcy. Jak z Twojej perspektywy
wyglądał tamten okres, kiedy nie mogłeś startować?
To był trudny czas, nie ma co się oszukiwać. Nagle straciłem możliwość
wykonywania swojej pracy, choć oczywiście miałem świadomość dlaczego tak się
stało i musiałem to zaakceptować. Najtrudniejsza była ta niepewność dotycząca
tego co będzie dalej i jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość. Nie
wiedziałem co mnie czeka i na co się przygotować - czy będę miał iść w lewo, czy
w prawo, czy może prosto. Trudno było wykonać jakieś większe ruchy czy podjąć
konkretniejsze działania, bo nie było za bardzo wiadomo na czym w zasadzie się
stoi i czy niebawem nie będzie się przywróconym do jazdy. W tej sytuacji
skupiałem się po prostu na swoich codziennych treningach, a poza tym spędzałem
czas z rodziną i starałem się cieszyć z tego co mam. Nie mogłem wpadać w panikę
i podejmować pochopnych decyzji. Skoro byłem zawieszony i nie mogłem jeździć, to
uznałem, że moja obecność na meczach czy w przestrzeni medialnej jest
niepotrzebna. Byłem jednak związany z toruńskim klubem, więc pozostawaliśmy w
kontakcie, a ja starałem się wspierać drużynę jak tylko mogłem. W razie czego
zawsze byłem pod telefonem, wpadałem też na treningi, więc jeżeli pojawiała się
jakaś potrzeba, to próbowałem pomagać.
Jakiś czas temu wspomniałeś, że gdyby w tym roku nie było możliwości powrotu do
jazdy, to najpewniej zakończyłbyś karierę. Naprawdę byłbyś w stanie zdecydować
się na taki krok?
Raczej tak, bo nie miałbym innego wyjścia. Nie chciałem czekać w nieskończoność
na możliwość powrotu do sportu. To zresztą nie miałoby sensu. Nie zamierzałem
siedzieć, tupać i płakać, żeby pozwolono mi znowu jeździć. Musiałbym żyć dalej,
poszukać dla siebie innego zajęcia i wyznaczyć sobie jakieś nowe cele.
Ostatecznie jednak nie musiałeś wcielać tego scenariusza w życie, bo Rosjanie z
polskimi paszportami, do których się zaliczasz, zostali dopuszczeni do
rywalizacji w polskiej lidze. Możliwość powrotu do żużla zapewne wiele dla
Ciebie znaczy.
Oczywiście, że tak. Dla mnie to jest bardzo ważne, dlatego chciałbym podziękować
wszystkim osobom, które się do tego przyczyniły. Żużel od wczesnego dzieciństwa
jest wpisany w moje życie i odgrywa w nim olbrzymią rolę. To jest nie tylko moja
pasja, ale też praca. Pokochałem ten sport i poświęciłem mu mnóstwo czasu. Wiele
rzeczy mu podporządkowałem. Na pewno trudno byłoby tak z marszu zacząć
funkcjonować bez niego. Wiedziałem, że dalej chcę jeździć i bardzo tego
potrzebowałem. Czuję, że mogę jeszcze wiele osiągać i dużo się nauczyć, dlatego
jestem wdzięczny, że mam taką możliwość i bardzo to doceniam.
Z jakim odbiorem ze strony innych ludzi spotykasz się na stadionach czy w życiu
codziennym? Wiadomo, że w obliczu tego, co dzieje się w Ukrainie spojrzenie na
sportowców wywodzących się z Rosji może być różne.
Myślę, że wszystko jest w porządku i nie mam powodów do narzekań. Na szczęście
nigdy nie czułem, żeby mnie lub moim najbliższym cokolwiek zagrażało. Ludzie
nadal do mnie podchodzą, rozmawiają czy proszą o wspólne zdjęcie. Wiadomo, że
czasami zdarzają się jakieś gwizdy czy niepochlebne opinie, ale w sporcie to nie
jest nic nadzwyczajnego. To nie w moim stylu, żebym obawiał się takich rzeczy
czy się nimi przejmował. Jestem twardym facetem, więc nie przywiązuję do tego
wielkiej wagi. Każdy jest świadomy tego, co robi i ma prawo reagować w taki
sposób, jaki uważa za stosowny. Ja w tym wszystkim muszę po prostu koncentrować
się na swojej pracy.
Wiadomo, że w internecie możesz natknąć się na różne komentarze. To
jednak przeważnie są głosy osób, z którymi nie masz na co dzień do czynienia, bo
one pozostają dla Ciebie anonimowe. Zastanawiam się jednak czy po wybuchu wojny
w Ukrainie dużo ludzi z Twojego bliższego otoczenia odwróciło się od Ciebie
wyłącznie ze względu na kraj, z którego pochodzisz?
Nie odnoszę takiego wrażenia. Praktycznie wszyscy nadal są przy mnie i bardzo im
za to dziękuję. Od samego początku mogłem liczyć na ich wsparcie i odczuwam je
do dzisiaj. Nadal utrzymuję kontakt ze wszystkimi, z którymi przedtem go
utrzymywałem. Prawda jest taka, że ja pozostałem takim samym człowiekiem, jakim
byłem wcześniej. Na pewno w żaden sposób się nie zmieniłem i nie zamierzam się
zmieniać, dlatego bardzo się cieszę, że tak wiele osób nie widzi powodu, aby
zmieniać się w stosunku do mnie.
Ważne jest też chyba to, że mimo rocznej przerwy udało się utrzymać cały Twój
team. W naszej rozmowie wielokrotnie sygnalizowałeś, że on odgrywa ogromną rolę
w Twoim żużlowym życiu i sporo mu zawdzięczasz.
W pełni się z tym zgadzam. Bardzo się cieszę, że chłopacy nadal są ze mną i mogę
liczyć na ich wsparcie. Myślę, że wszyscy staliśmy się dla siebie przyjaciółmi,
którzy wspólnie dążą do tych samych celów i razem ciągną ten wózek w jedną
stronę. Wiadomo, że miewamy trudniejsze momenty, ale jeśli pojawiają się jakieś
problemy, to wspólnymi siłami próbujemy je rozwiązać. W tym sporcie nie chodzi
tylko o to, żeby być dobrym żużlowcem, ale trzeba mieć też zgrany team. Na tym
polega profesjonalizm. Żaden żużlowiec nie osiągnie niczego w pojedynkę. Jeśli
masz odpowiednich ludzi wokół siebie, to wszystko zaczyna lepiej działać i
myślenie o poszczególnych sprawach też staje się zupełnie inne.
W tym roku poza Polską ścigasz się również w lidze angielskiej, do której
wróciłeś po wieloletniej przerwie. Opowiesz o kulisach dołączenia do tych
rozgrywek i podzielisz się swoimi wrażeniami związanymi ze startami w tym kraju?
Ten pomysł już od dawna chodził mi po głowie, ale przedtem nie miałem na to za
bardzo czasu, bo był szereg innych zawodów do objechania. Teraz jednak nie mogę
rywalizować na arenie międzynarodowej, czy w innych ligach, więc postanowiłem
skorzystać z okazji, że w Anglii była taka możliwość. Na ten moment jazda w tym
kraju bardzo mi się podoba. Dzięki temu wciąż mogę się wiele nauczyć i
doskonalić swoje umiejętności. Tam są krótkie i techniczne tory, więc staram się
dostosowywać do tych warunków i zbierać nowe doświadczenia. Rywalizacja w tej
lidze na pewno okazuje się wymagająca. Po części wynika to z tych specyficznych
owali, ale tam jest też wielu ambitnych i obeznanych w tamtejszych realiach
zawodników, którzy chcą wygrywać i nie dają się tak łatwo pokonywać. To nie jest
tak, że po prostu tam przyjedziesz i z marszu będziesz zdobywał dobre punkty.
Przy okazji każdych zawodów trzeba się solidnie napracować, poszukiwać
odpowiednich ustawień i utrzymywać koncentrację na wysokim poziomie.
Czujesz, że starty w Anglii pozwoliły Ci wypełnić luki po zawodach, które
siłą rzeczy musiały wypaść z Twojego kalendarza i teraz masz wystarczająco dużo
jazdy?
Myślę, że pod tym względem wszystko jest jak trzeba. Ja wolę nie mieć zbyt wielu
startów, żeby nie było przesytu i przesadnie dużego zmęczenia. Obecnie mam
wystarczająco dużo czasu, żeby między kolejnymi meczami odbywać swoje treningi,
posiedzieć trochę z rodziną i odpowiednio się regenerować. Taki system na pewno
mi odpowiada i jak na razie dobrze się sprawdza.
Jak odnosisz się do tego, że Twój powrót do żużla tak naprawdę jest na
razie tylko połowiczny, bo wciąż nie wszędzie możesz się ścigać, o czym zresztą
sam przed chwilą wspomniałeś? Liczysz, że w najbliższym czasie znowu będziesz
mógł pokazać się chociażby w Grand Prix, którego pewnie najbardziej Ci brakuje?
Ja o tym nie myślę i kompletnie się tym nie zajmuję. Nie mam na to
żadnego wpływu, więc nie zaprzątam sobie tym głowy. Mogę jedynie czekać na
rozwój wypadków i zadowalać się tym co jest. W tym momencie skupiam się na
ligach, w których mogę startować i to jest dla mnie najważniejsze. Chcę zdobywać
jak najwięcej punktów dla moich drużyn i przyczyniać się do osiągania przez nie
korzystnych wyników.
Na arenie międzynarodowej dotychczas zdążyłeś wywalczyć po dwa tytuły
Mistrza Świata Juniorów i Mistrza Europy, razem z kadrą trzy razy wygrywałeś też
Speedway of Nations i stawałeś na podium Drużynowego Pucharu Świata, a do tego
masz jeszcze trzy brązowe medale Mistrzostw Świata. Czy te sukcesy zaspokajają
Twoje apetyty?
Coś na pewno udało się osiągnąć, więc mogę być z tego zadowolony. Nie ukrywam
jednak, że zawsze chciałem zostać Mistrzem Świata, więc pod tym względem mam
pewien niedosyt. Ten tytuł nadal pozostaje moim celem, ale nie wiem czy w
obecnych realiach jeszcze kiedyś będę mógł spróbować o niego zawalczyć. Na razie
muszę poczekać i zobaczyć co przyniesie przyszłość.
Skoro rozmawiamy o Twoich osiągnięciach, to na pewno możesz być dumny z
tego, że przez lata jesteś w stanie utrzymywać wysoką formę i zaliczać się do
absolutnej światowej czołówki. Niewielu zawodników potrafi tego dokonać.
Tak jak wspominałem wcześniej, to efekt ciężkiej pracy z mojej strony
oraz mojego teamu, a także ciągłego życia żużlem. Nikt nie daje nam tych
rezultatów za darmo. Cały czas szukamy tej stabilności. Staramy się jak możemy i
próbujemy co tylko się da. Czasami nie jest łatwo, ale dajemy z siebie wszystko,
żeby nasze wyniki utrzymywały się na odpowiednim poziomie.
Masz jakieś odskocznie od żużla?
Myślę, że to moje treningi, zwłaszcza jazda na innych motocyklach, a także
spędzanie czasu z rodziną czy prace przy domu. Ostatnio na przykład kosiłem
trawę czy robiłem porządek w ogrodzie. To są takie przyziemne zajęcia, ale
czuję, że one pomagają mi łapać oddech, oczyszczać głowę i ładować akumulatory.
Na razie nie podejmuję żadnych większych czy bardziej spektakularnych
aktywności, bo jednak żużel pochłania mi najwięcej czasu i to na nim najbardziej
chcę się skupić. Myślę, że trudno byłoby łączyć uprawianie tego sportu z jakimiś
innymi dużymi przedsięwzięciami.
Czy żużel po latach wciąż tak samo Cię bawi oraz inspiruje?
Na pewno nadal podoba mi się ten sport. Wiadomo jednak, że wszystko zmienia się
w nim bardzo dynamicznie. Cały czas trzeba być na bieżąco i nadążać za
nowinkami, żeby nie zostać w tyle. Nie ukrywam, że bywały takie momenty, kiedy
miałem dosyć, ale jednak zawsze potrafię znaleźć w sobie wewnętrzną motywację,
żeby dalej walczyć o jak najlepszy wynik.
Na koniec powiedz proszę, jak w obecnych warunkach zapatrujesz się na swoją
najbliższą żużlową przyszłość? Z jakimi założeniami do niej podchodzisz?
Podejrzewam, że teraz trudniej snuć Ci jakieś plany i projektować swoją dalszą
karierę, skoro wiele furtek masz na razie pozamykanych i walka o sukcesy na
niektórych polach stała się dla Ciebie niedostępna.
W tej chwili chcę po prostu cieszyć się żużlem w takim wydaniu, do jakiego mam
dostęp i czerpać z tego sportu jak najwięcej dobrego. Tam, gdzie będę mógł się
pokazywać, zamierzam wyciskać z siebie wszystko co najlepsze i cały czas
poszerzać swoją wiedzę o tym sporcie.
Rozmawiał: Karol Śliwiński
Na podstawie relacji
www.sportowefakty.pl
www.przeglądsportowy.pl
www.speedwayekstraliga.pl