MARCINIEC (wcześniej KIEŁBASA) Kamil pozyskany z krosna
Urodzony 30 czerwca 2001 roku.
Kamil to wychowanek żużlowej szkółki Janusza Kołodzieja, który żużlową licencję uzyskał w roku 2017.
Gdy w 2015 roku oznajmił, ze chce zostać
żużlowcem, rodzice początkowo bali o syna i nie byli zachwyceni tym pomysłem,
ale później przyzwyczaili się do tej myśli i oswoili się z jego decyzją. Dzięki
temu mógł liczyć na pełne zrozumienie i wsparcie z ich strony. W rodzinie
tarnowianina nie było jednak nikogo, kto w przeszłości uprawiałby żużel, dlatego
młodziutki adept miał znacznie trudniejsze wejście do świata czarnego sportu niż
koledzy, którzy mogli korzystać z pomocy i doświadczenia swoich najbliższych.
Potrzebował zatem osoby, która pokierowałaby nim i poprowadzi na początkowym
etapie kariery, żeby mógł rozwijać się bez niepotrzebnego błądzenia i tak trafił
do szkółki, wychowanka Unii Tarnów, Janusza Kołodzieja, co komentował w taki oto
sposób: "W pewnym momencie został ogłoszony nabór, więc rodzice dogadali się z
trenerem Januszem i załatwili wszystkie formalności. Od samego początku miałem
naprawdę świetnego przewodnika. Bardzo dużo trenowaliśmy na tarnowskim torze
oraz na prywatnym owalu Janusza Kołodzieja, gdzie zyskałem obycie z motocyklem.
Przy okazji każdego treningu pracowaliśmy również intensywnie przy sprzęcie.
Wiadomo, że w dzisiejszych czasach to jest bardzo ważne, żeby umieć wprowadzać
jakieś modyfikacje, zmieniać przełożenia czy doprowadzać motocykl do ładu przed
zawodami i po zawodach. Możliwość obcowania z tak doświadczonym zawodnikiem, jak
Janusz Kołodziej to była wielka sprawa. Trener dawał nam wskazówki jak mamy
jeździć oraz dopracowywać wszystko na torze i poza torem. Dzięki temu coraz
lepiej orientowałem się, co powinienem robić w danym momencie. To naprawdę dużo
mi dawało i widziałem, że procentowało w późniejszym czasie. Od samego początku
postrzegałem go jako swojego idola i powiem szczerze, że w dalszym ciągu
podpatruję go przy okazji każdych zawodów, a następne staram się wyciągać z tego
jak najwięcej dla siebie. Jego podejście do żużla, charakter i profesjonalizm
robią na mnie naprawdę spore wrażenie."
Po taki słowach trudno się dziwić, że nauka i treningi u tak doświadczonego
trenera, a zarazem zawodnika, utwierdziły młodego adepta w przekonaniu, że
chciałby zostać żużlowcem i rozpocząć poważną przygodę z czarnym sportem. Tym
sposobem pod koniec maja 2017 roku podszedł do niezbędnych egzaminów i uzyskał
licencję w barwach Wandy Kraków. Niestety
wówczas o zawodniku przypomniała sobie Unia Tarnów i nieporozumienia na linii szkółka Mirosława Ciernika w tarnowskiej Unii – szkółka
Janusza Kołodzieja, spowodowały, że młody licencjonowany zawodnik czekał na
wydanie licencji do 18 lipca, a przez to nie mógł jeździć w DMPJ oraz w lidze.
Warto jednak wskazać szerszy obraz nieporozumień na linii Unia Tarnów - Szkółka
Janusza Kołodzieja - Zawodnik. Otóż wynikały one z tego, że rodzice Kamila chcieli traktować pierwsze
starty syna, jako zabawę i przygotowanie do jazdy na żużlu, jednak w pewnym
momencie zauważyli, że trener Cierniak zaczął wprowadzać dziwne zasady, a
finalnie młody adept został zawieszony za to, że podczas spotkania w
szkole powiedział, że jego idolem jest Janusz Kołodziej. Rodzice jednak wzięli
sprawę w swoje ręce i po kilku rozmowach wyjaśniających z prezesem UKS Jaskółki
- Ireneusz Sznajem i ponad miesięcznym zawieszeniu, Kamil został przywrócony do
treningów. Niestety ze względu na złą atmosferę i nierówne traktowanie adeptów,
rodzice podjęli decyzję o rezygnacji z dalszych treningów w UKS Jaskółki Tarnów,
o czym poinformowali trenera Cierniaka i tym sposobem od lipca 2015 roku
zapisali syna na
treningi do Akademii Janusza Kołodzieja. Przez dwa lata Mirosław Cierniak nie
rościł żadnych praw do szkolenia Kamila, do czasu, kiedy zdał licencję w maju
2017 roku w barwach Wandy Kraków. Stowarzyszenie UKS Jaskółki wysłało pismo do
PZM, że w świetle podpisanych dokumentów, Kamil nadal był zawodnikiem UKS, a
nie Speedway Wandy Kraków. Polski Związek Motorowy po przeanalizowaniu sprawy
podjął jednak decyzję o dopuszczeniu Kamila do startów w barwach Speedway
Wandy Kraków. Na
debiut nie czekał długo, bowiem na przełomie lipca i sierpnia wystąpił w dwóch
meczach małopolskiej drużyny na pierwszoligowym froncie, a były to mecze
przeciwko Unii Tarnów i Orłowi Łódź. Po zakończeniu rundy zasadniczej został
wypożyczony do
Stali Rzeszów,
która miał problemy z formacją juniorską i tym sposobem na początku października
wziął udział w barażach o prawo startu na zapleczu Ekstraligi. Z "Żurawiem" na plastronie, Kamil
startował także podczas zawodów Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów,
ale po sezonie szukał drużyny w której mógłby startować znacznie częściej, bo
jego zachwyt do czarnego sportu rósł z każdym dniem: "Od razu bardzo
polubiłem taką formę rywalizacji. Najbardziej spodobało mi się, że mogliśmy
ścigać się między sobą w tak bliskim kontakcie, niekiedy jadąc ramię w ramię,
czy koło w koło. To mnie bardzo nakręcało, dlatego z każdym kolejnym biegiem
chciałem to powtarzać i pokazywać coraz więcej na torze. Być może w dzisiejszych
czasach zbyt wielu chłopaków nie garnie się do żużla, ale polecam tę dyscyplinę
każdemu, kto lubi adrenalinę i twardą walkę".
Ponieważ wielu wieszczyło mu ciekawą karierę nie musiał długo czekać na
konkretne oferty i tuż przed inauguracją dołączył ponownie na zasadach
wypożyczenia, do drużyny
krośnieńskich Wilków. W drużynie tej był czwartym juniorem w kadrze,
dlatego plastron z Podkarpacia przywdziewał tylko w rozgrywkach drugoligowych,
natomiast w turniejach młodzieżowych nadal zdobywał punkty dla drużyny z
Krakowa. Z perspektywy czasu można uznać, że w rozwoju młodego jeźdźca była to
dobra decyzja, bowiem wystąpił w 12 spotkaniach, zaliczając 51 biegów, w których
wywalczył 40 punktów i 5 bonusów, co dało średnią biegową 0,882 pkt/bieg. Nie
był to wynik oszałamiający, ale należało pamiętać, że dla Kamila był to dopiero
pierwszy pełny sezon na ligowych torach.
Wiedzieli o tym działacze z Torunia, którzy po przejściu w wiek seniora Daniela Kaczmarka mieli kadrową lukę na pozycji młodzieżowca. Co prawa w sezonie 2019 miejsce to miał otrzymać pozyskany z Gniezna, Maksymilian Bogdanowicz, ale w roku 2020 zwalniało się w zespole kolejne miejsce dla juniora, bo w klubie Igor Kopeć-Sobczyński miał być jedynym wartościowym zawodnikiem do lat dwudziestu jeden. Niestety szkoleniowa niemoc w ostatnich latach w toruńskim klubie spowodowała, że nie było miejscowych zmienników i po raz kolejny musiał posiłkować się juniorami z zewnątrz. Pocieszające dla toruńskich kibiców było to, że zaczęto w klubie myśleć perspektywicznie, bo pozyskanie obiecującego siedemnastoletniego Kamila (Kiełbasy) Marcińca, gwarantowało drużynie zawodnika na kilka lat. Sam zawodnik tak komentował swoje przenosiny na Pomorze: "Pod koniec sezonu 2018 w Toruniu rozgrywano juniorski turniej parowy, na który zostałem zaproszony przez ówczesnego menadżera drużyny, Jacka Frątczaka. Po zawodach mieliśmy okazję trochę porozmawiać, a zimą przyszła propozycja kontraktu, którą ostatecznie zaakceptowałem. Dla mnie to było wielkie wyróżnienie, że tak utytułowany i powszechnie znany klub składa mi ofertę, dlatego musiałem z tego skorzystać. Wiedziałem, że to wywoła małą rewolucję w moim życiu, ale trzeba było iść do przodu. Od samego początku nastawiałem się na ciężką pracę, żeby pokazać co potrafię i sprostać wszystkim wymaganiom". Menadżer, Jacek Frątczak wiedział jednak, że aby młody zawodnik mógł się rozwijać, musi startować. Dlatego wychowanek szkółki Kołodzieja, trafił do Orła Łódź. W trakcie sezonu miał pojawiać się jednak na treningach toruńskiej drużyny, a w sezonie 2020 miał powrócić do Torunia jako zawodnik bardziej ukształtowany i sportowo lepiej przygotowany do startów w ekstralidze. Czy był to właściwy ruch? Z perspektywy czasu można powiedzieć, że nie do końca, bo Bogdanowicz zawiódł kompletnie, a Kamil zyskałby niezbędne obycie z Aniołami. Po sezonie zawodnik tak skomentował kolejny rok startów: "Przenosiny do nieco bardziej odległego zakątka kraju, ponowne wchodzenie do nowego środowiska, stykanie się z odmiennym klimatem żużlowym oraz napotykanie na swojej drodze całej masy nowych spojrzeń trenerskich i zawodniczych było sporym wyzwaniem i było mi znacznie trudniej, ponieważ to był dla mnie okres rozpoznawczy, podczas którego oswajałem się ze wszystkimi nowościami. Nigdy nie byłem na dłużej w Toruniu czy Łodzi, dlatego musiałem odnaleźć się w całkowicie innej rzeczywistości. Prawda jest jednak taka, że w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy trzeba się usamodzielnić i wyfrunąć nieco dalej od domu. Teraz jest mi znacznie łatwiej, ponieważ wszystkich już poznałem. Trochę tu poprzebywałem, zatem czuję się znacznie bardziej swojsko. Wiem jak to wygląda, dzięki czemu nie muszę iść bez przerwy w nieznane. Nie ukrywam, że pod względem punktowym to był słaby sezon, ale wiele się nauczyłem, więc łatwiej było to przełknąć. Momentami brakowało mi po prostu umiejętności i doświadczenia, które bez przerwy nabywałem. To był kolejny etap mojej żużlowej edukacji, dlatego nie zamierzałem zniechęcać się słabszymi wynikami. Prawda jest taka, że nabytą przed rokiem wiedzę mogę wykorzystywać teraz, dlatego pobyt w Łodzi oceniam na plus".
W roku 2020, po pierwszym w historii spadku toruńskiej drużyny na ekstraligowe zaplecze, Kamil miał być jedną z czołowych postaci formacji młodzieżowej. Ciekawostką było to, że przed sezonem u Kamil Kiełbasy doszło do rzadko spotykanej zmiany o której zawodnik poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych: "Drodzy kibice! Rok 2020 dopiero co się rozpoczął, a już spotkały mnie pewne zmiany. Z przyczyn prywatnych zmieniam nazwisko". Tak więc do rozgrywek z Aniołem na piersi przystąpił dziewiętnastoletni Kamil Marciniec, dla którego był to trudny rok, bowiem oczekiwano od niego, że łódzkie doświadczenie zaprocentuje w walce z pierwszoligowymi juniorami. Niestety w całym sezonie zawodnikowi tylko raz udało się dojechał do mety na pierwszej pozycji, a liczba czwartych miejsc w wykonaniu Kamila była większa niż liczba wszystkich zdobytych punktów. Ostatecznie zawodnik uzyskał najsłabszą średnią biegową pośród wszystkich klasyfikowanych żużlowców w pierwszej lidze żużlowej, ale wrażenie jakie po sobie pozostawił i tak było dobre. W początkowej fazie sezonu często był zastępowany w jednym z biegów przez juniora znajdującego się na rezerwie, ale potem mógł liczyć na pełną pulę startów przewidzianych dla młodzieżowca. Trener Bajerski doszedł bowiem do wniosku, że warto stawiać na tarnowskiego chłopaka, ponieważ z doświadczenia jakie zdobywał mógł zrobić użytek w kolejnych meczach i w przyszłości zaoferować coś więcej drużynie niż tylko walka w biegu juniorskim. Co prawda nie zawsze przekładało się to na konkretne zdobycze punktowe, ale tarnowianin znacznie lepiej prowadził motocykl, obierał korzystniejsze ścieżki, trzymał się w kontakcie z rywalami, szukał swojej szansy i wielokrotnie wydawał się gotowy do przeprowadzenia ataku. Marciniec wykazywał się coraz większą skutecznością w rywalizacji z rówieśnikami, a niekiedy potrafił podgryzać również seniorów. W pewnym momencie zaliczał coraz mniej wyścigów bez punktów na koncie, a na jego jazdę patrzyło się przyjemniej, ponieważ była znacznie bardziej ofensywna, a niekiedy nawet widowiskowa. Można było sądzić, że młodzieżowiec powoli zrywa z pasywną sylwetką prezentowaną w pierwszych biegach sezonu i okazuje się dużo aktywniejszy na torze. Niestety po serii dobrych biegów, pod koniec rozgrywek Marcińcowi przydarzyły się kompletnie nieudane mecze wyjazdowe w Łodzi oraz w Gnieźnie, którymi nawiązał trochę do nienajlepszych początków tego sezonu. Ponadto w ostatnim domowym meczu z Unią Tarnów również nie zachwycał, ale wierzył, że to były jedynie wypadki przy pracy, które od czasu do czasu muszą się zdarzać na tym etapie kariery. Toruński młodzieżowiec podkreślał również, że ciągle uczy się panować nad stresem, który czasami bierze górę i negatywnie wpływa na jego postawę i po sezonie mówił: "Starałem się podchodzić do tego sezonu na spokojnie i traktować go normalnie. Po pierwszych meczach zdałem sobie sprawę, że jesteśmy naprawdę mocnym zespołem i musimy po prostu trzymać poziom, żeby było dobrze W zeszłym roku obyłem się z pierwszą ligą i poznałem swoje miejsce w szeregu, więc teraz wiedziałem jak to wszystko wygląda i mogłem skupić się wyłącznie na walce o punkty oraz dalszej nauce. Wydaje mi się, że w tej sytuacji mogę nabrać znacznie większej pewności siebie w kontekście kolejnego sezonu, który spędzę już w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po sezonie na pewno dostrzegam progres względem minionych lat, ale wiem, że stać mnie na dużo więcej. Początek rozgrywek nie układał się po mojej myśli, jednakże z meczu na mecz czułem się coraz lepiej na motocyklu. Na pewno chciałem dokładać trochę więcej punktów do dorobku zespołu. Przed sezonem zakładałem sobie, że będę zdobywał od pięciu do sześciu oczek, ale rzeczywistość trochę mnie zweryfikowała. Sprzęt mam praktycznie na poziomie ekstraligowym, dlatego pod tym względem nie mogę mieć żadnych zarzutów. Silniki pracują świetnie, a motocykle są szybkie, więc koncentruję się na eliminowaniu błędów, które niestety ciągle się zdarzają. Myślę, że stać mnie na znacznie lepsze wyniki, ale muszę włożyć w to jeszcze mnóstwo pracy. Muszę jeszcze wiele poprawić w swojej jeździe, żeby zaspokoić własne oczekiwania. Zdaję sobie sprawę, że przede mną nadal jest daleka droga, ale nie zamierzam się poddawać. Zauważyłem też, że jeżeli mam mniej stresu, to jestem znacznie bardziej skoncentrowany i potrafię więcej zdziałać. W przeciwnym wypadku moja jazda staje się dużo sztywniejsza i brakuje mi swobody na motocyklu. Przede mną jeszcze dwa sezony na pozycji juniora, podczas których chciałbym stać się pewnym punktem mojej drużyny, a indywidualnie powalczyć o medale albo chociaż o korzystne wyniki w młodzieżowych Mistrzostwach Polski. Ktoś może się ze mnie śmiać, ale marzę, żeby kiedyś być najlepszym zawodnikiem w kraju, a następnie awansować do Grand Prix. Napędza mnie chęć rozwoju i stawania się coraz lepszym żużlowcem. Na pewno nie przestanę pracować, a potem zobaczę co z tego wyjdzie. Chciałbym utrzymać się w żużlu przez długie lata".
Trener i działacze w Toruniu dostrzegali
postępy zawodnika i po powrocie do ekstraligi zawodnik miał mieć ponownie
miejsce w podstawowym składzie. W okresie przygotowawczym młody
żużlowiec nie wskoczył jednak na poziom ekstraligowy. Być może wpływ na jego
dyspozycje miał fakt, że tuż przed sezonem zachorował na Covid i gdy wielu
zawodników już miało za sobą pierwsze jazdy treningowe Kami dopiero podejmował
próby oswojenia się z motocyklem po zimowej przerwie. Ostatecznie do składu
Aniołów nie zdobył się przebić, a dziewięć biegów w których wystartował, były
efektem niedyspozycji podstawowej dwójki juniorów Apatora.
We wrześniu przypomnieli sobie o zawodniku działacze z
Krosna, które
walczyło o awans do ekstraligi. Niestety formacja młodzieżowa (o ironio
stworzona z toruńskich juniorów nie mieszczących się w składzie) była piętą
achillesową podkarpackich Wilków. Nic więc dziwnego, że włodarze klubu wraz ze
sztabem szkoleniowym zdecydowali się wzmocnić skład przed najważniejszymi
meczami w sezonie i na finałowy dwumecz przeciwko Ostrovi Ostrów, krośnian na
zasadzie wypożyczenia z wzmocnił właśnie Kamil, który powiedział: "Ani przez
moment nie zastanawiałem się teraz nad propoycją z Krosna. Zrobię co w mojej
mocy by pomóc Wilkom. Tor w Krośnie ma swoją specyfikę. Wiele razy już na nim
jeździłem. Na pewno podczas treningów przed rewanżowym finałem będę chciał
solidnie potrenować i przypomnieć sobie ścieżki". Choć w słowach
zawodnika było wiele ambicji, to jednak nie zdołał sobie przypomnieć ścieżek i
wypożyczenie okazało się kompletnym niewypałem. Nic więc dziwnego, że po sezonie
zabrakło miejsca dla, co by nie pisać zbyt słabego na ekstraligowe tory
zawodnika. Zwłaszcza, że ambicją Apatora była walka o finał ligi, a do tego
potrzebne były punkty każdego zawodnika, a tych Kamil nie gwarantował.
Zawodnik jednak długo nie czekał na znalezienie nowego klubu w niższej lidze i
po konsultacji ze swoimi mentorami Januszem Kołodziejem i Krzysztofem Cegielskim
zasilił szeregi pierwszoligowego
Wybrzeża Gdańsk.
Sezon 2022 był dla niego ostatnim w gronie juniorów i w pierwszej lidzemiał zawalczyć o przyszłość.
Sztuka ta jednak nie powiodła się i na kolejny rok nie znalazł nigdzie zatrudnienia, choć
mógł ścigać się, zarówno w roli zawodnika U23, jak i U24. W teorii mógłby być
wypełnieniem składów dla klubów z U24 Ekstraligi. Chętnych jednak brakowało i
po sezonie 2022 postanowił zakończyć karierę, a swoje miejsce znalazł w firmie
Karola Ząbika, gdzie podjął pracę jako mechanik.
Osiągnięcia i starty w finałach
BK | 2019/8 |
MMPPK | 2021/5 |
Kluby w lidze polskiej:
2017 | 2018 | 2019 |
2018- -2022 2021 |
2022 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
Średnia biegowa |
Miejsce w ligowym rankingu |
2019 | - | - | - | - | - | - |
2020 | 14 | 38 | 21 | 4 | 0,658 | 53 |
2021 | 12 | 9 | 1 | 1 | 0,222 | 13 nklas |
Wypowiedzi zawodnika na
podstawie wywiadu
jaki przeprowadził Karol Śliwiński