ŻUPIŃSKI Karol
pozyskany z Gdańska
Urodzony 3 czerwca 2002 roku.
Choć Gdańsk może kojarzyć się
bardziej z żeglarstwem czy nurkowaniem, to okazuje się, że nad morzem nie
brakuje zapaleńców sportowych bardziej związanych z lądem niż wodą. I takim
zapaleńcem jest
Karol Żupiński, który bakcyla "czarnego sportu" złapał w wieku kilku lat. Był jednym z tych
chłopców, którym nie wystarczyło oglądanie wyścigów z trybun. Do szkółki mini
żużla zapisał się w wieku 9 lat i nie miał problemów z przekonaniem rodziców do
swojej pasji, bo jak mówił: "Już jako dziecko jeździłem na quadzie, więc było mi
łatwiej przekonać rodziców, aby pozwolili mi spróbować jazdy na motocyklu".
Gdy
zaraził się żużlem był to moment, w którym szkolenie w Gdańsku było na fali
wznoszącej, a szlaki w mini żużlu przecierali swoimi sukcesami Krystian
Pieszczek i Dominik Kossakowski. Młody Karol, a było to w roku 2011 roku, trafił pod skrzydła
Jarosława Olszewskiego, który w latach 90 był idolem tysięcy kibiców Wybrzeża. Żużlowy adept szybko stał się czołowym
miniżużlowym zawodnikiem w
kraju, bo w wieku 10 lat został drużynowym wicemistrzem Polski. Wiedział jednak,
że to pierwszy mały sukces i aby dojść do większych rzeczy musi ciężko pracować.
Starał się więc łączyć treningi z obowiązkami szkolnymi, a także dbaniem o
motocykl. Samo ich mycie i przygotowanie do jazdy zajmowało mu nawet 10-12
godzin w tygodniu. Ale nie zniechęcał się i w roku 2015 zanotował kolejne "duże
sukcesy" w "małym żużlu" i cieszył się z mistrzostwa kraju w drużynie oraz
indywidualnie, a także ze zwycięstwa w Pucharze Polski par klubowych. Rok
później powtórzył z kolegami wynik w drużynie i w parach, a do tego na torze w
Toruniu wywalczył brąz indywidualnych mistrzostw świata w klasie 125 ccm i po
zdobyciu pierwszego medalu mistrzostw świata ogłosił, że "Chciałbym kiedyś
zostać mistrzem świata". I usilnie do tego dążył odnosząc kolejne spektakularne miniżużlowe tryumfy,
których w początkowym okresie kariery zebrało się całkiem sporo, a do
najważniejszych należą:
2012 drużynowe
wicemistrzostwo Polski
2015 drużynowe
mistrzostwo Polski
2015 Puchar Polski par
klubowych
2015 brązowy medal
indywidualnych mistrzostw Polski
2016 drużynowe
mistrzostwo Polski
2016 Puchar Polski par
klubowych
2016 brązowy medal
indywidualnych mistrzostw świata w klasie 125 ccm
Osiągnięcia te dla młodego, zapalonego żużlowca były dobrym wstępem i zachętą, by myśleć o karierze w dorosłym żużlu, dlatego rozpoczął treningi na dużym owalu mówiąc: "Myślę, że w żużlu pociąga mnie przede wszystkim prędkość. Rozpocząłem treningi na dużym torze. Tu wszystko zaczyna się od nowa, moje sukcesy z mini toru nie mają znaczenia. Nie miałem jednak problemu z przesiadką z motocykli o mniejszej pojemności na "dorosły" sprzęt. Jeździ się szybciej i tyle. 3 czerwca kończę 15 lat i będę mógł przystąpić do egzaminu na licencję żużlową". Swoje umiejętności w tym czasie rozwijał pod okiem Piotra Szymko, Grzegorza Dzikowskiego Mirosława Kowalika. Ta trenerska różnorodność kształtowała go sportowo i mimo, że trenował na torze dwa razy w tygodniu, do tego dochodziły zajęcia siłowe i na motocrossie, ciągle mu było mało. Wiedział jednak, że żużel to ciężki kawałek chleba, a składają się na niego: ciężka praca, duże wydatki i olbrzymie ryzyko. W końcu przyszedł ten dzień w roku 2017, gdy będąc piętnastolatkiem, podczas drugiego w sezonie czerwcowego egzaminu na torze w Grudziądzu zdał żużlową licencję. Z kolei 6 lipca debiutował już w zawodach młodzieżowych Nice Cup, zaliczając bardzo dobry występ na Stadionie im. Zbigniewa Podleckiego w Gdańsku. W osiągnięciu tego wyniki na pewno pomogła mu doskonała znajomość gdańskiego toru, co dodało mu pewności i zmniejszyło stres związany z pierwszym startem w dorosłym żużlu i dzięki temu świeżo upieczony żużlowiec w klasie 500 ccm, mógł pokazać swoje niemałe umiejętności żużlowe. Zdobył wówczas 13 punktów, a lepszy okazał się od niego tylko bardziej doświadczony Dawid Wawrzyniak. Warto w tym miejscu dodać, że w kolejnych odsłonach cyklu, gdańszczanin utrzymał formę i punktował w każdych zawodach i dość niespodziewanie został tryumfatorem całego siedmioturniejowego cyklu Nice Cup.
Kolejny rok 2018 był dla Karola, przełomowy ze względu na to, że 3 czerwca,
kończył 16 lat, i mógł startować ramię w ramię ze wszystkim żużlowcami na
świecie. Była to kolejna szansa i kolejne sportowe wyzwanie dla młodego
zawodnika, by pokazać swoje możliwości szerszemu gronu kibiców i
sponsorów. A trzeba przyznać, że po doskonałych występach oczekiwania wobec
wychowanka Wybrzeża rosły z każdym dniem. Zawodnik starał się jednak
podchodzić do swojego debiutu spokojnie: "Chce pojechać jak najlepiej i w
debiucie pokazać się z dobrej strony. Nigdy jednak nie wiadomo, co może się
stać. Będę traktował pierwsze starty jako wdrożenie się w ligę. Pewnego rodzaju
trening". Młody bohater gdańskich kibiców zadebiutował w lidze spotkaniem
Wybrzeża Gdańsk ze Start Gniezno i zdobył 5 pkt, z których w pełni mógł być
zadowolony. Z dobrej strony gdańszczanin pokazał się też pod koniec sezonu, gdy
wystartował w Memoriale Henryka Żyto, w którym zdobył 9 punktów i wygrywając dwa
ostatnie swoje wyścigi mówił: "Bardzo się cieszę, że tak mi poszło w tych zawodach.
Kolejny raz brałem udział w turnieju z seniorami i fajnie, że tak to wyglądało".
Kolejne lata to dalszy rozwój zawodnika w pierwszoligowym Wybrzeżu. W roku 2019
zdobywa swój pierwszy medal w ważnej młodzieżowej imprezie w Polsce i jest to
srebro wywalczone w
Brązowym Kasku. Ciekawego jeźdźca wypatrzyli też działacze ekstraligowi i składali mu propozycje
zmiany barw klubowych, ale zgodnie z wcześniej nakreślonym planem Karol i jego team,
który tworzyli również rodzice nie zamierzał zmieniać otoczenia do końca roku
2020, o czym mówił senior rodu Mariusz Żupiński: "Mamy ważny kontrakt do 2020
roku i nic nie wskazuje na to, byśmy mieli go nie wypełnić. Nie zależy nam na
specjalnym nakładaniu presji, a jazda w macierzystym klubie sprzyja rozwojowi".
I było to słuszne podejście bo zawodnik mógł skupić się na pracy i eliminowaniu
błędów, a nie na oswajaniu się z nowym otoczeniem i środowiskiem żużlowym.
Czas jednak szybko mijał i gdy nadszedł rok 2020 okazało się, że dla Karola jak i dla wielu innych
zawodników będzie to trudny okres. Powodem była pandemia wirusa Covid-19
powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne
żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza
Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął
obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak
naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat,
Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji
zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów
na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do
odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W
międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji
kontraktów, odwołano wiele zawodów młodzieżowy. Ostatecznie sezon wystartował i
zawodnik był wyróżniającym się juniorem na pierwszoligowych torach. Wystąpił w
14 meczach swojej drużyny, 51biegach, w których zdobył 64 pkt z bonusami i ze
średnią 1,255 pkt/bieg znalazł się w pierwszej piątce młodzieżowców na zapleczu
ekstraligi. Ponadto wystartował w swoim pierwszym finale
międzynarodowym, bowiem dotarł do
finału IMEJ, gdzie był rezerwowym i pojechał tylko w jednym biegu.
Trzeba jednak przyznać, że w trakcie sezonu, oprócz pandemicznej niepewności
zawodnika dopadł pech. Oto bowiem po ligowym meczu w Ostrowie bus jego teamu
miał wypadek na drodze pomiędzy Górznem a Sobótką. Podczas wypadku sam zawodnik
oraz jego team uszli bez większych obrażeń. Zniszczeniu uległy jednak motocykle
oraz osprzęt żużlowy. Co w czasie pandemii, przy ograniczonych środkach
finansowych u zawodników na sportowym dorobku, było sporym problemem. Team
zawodnika nie załamywał jednak rąk i ogłosił zbiórkę funduszy na portalu zrzutka.pl: "W tej sytuacji najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, jednak
nie będę ukrywał, przez wypadek ponieśliśmy spore koszty. Będę bardzo wdzięczny
zarówno za każdą pojedynczą wpłatę, jak i za podjęcie dłuższej współpracy ze mną
i z naszym teamem" - powiedział Karol Żupiński w jednym z wywiadów.
Sezon 2020 jednak szybko dobiegł końca i nastał okres transferowy, w którym
Karol Żupiński był "chłopakiem do wzięcia". Z miejsca ustawiła się
kolejka chętnych na trzyletni okres młodzieżowych usług utalentowanego juniora. Prezes gdańskiego klubu
jednak ze spokojem tak komentował
całą sytuację: "Karola chce pół ligi. Wciąż
są szansę, że zostanie u nas. Oceniam je pół na pół. Jeżeli się nie dogadamy, to
będziemy żądali zwrotu za wyszkolenie, dokładnie tyle, ile przewiduje regulamin.
Szczerze mówiąc, to dziwi mnie to, że pół Ekstraligi chce Żupińskiego, bo to
pokazuje, że mamy ogromne braki szkoleniowe. Podobno jesteśmy żużlową potęgą.
Jak się jednak okazuje tak nie jest, bo widać, że jest problem z juniorami. Jest
pod dostatkiem Duńczyków, ale nie Polaków. W Danii co chwilę ktoś wyskakuje, a u
nas nie. Dlatego ta słowa potęga, trochę mi do nas nie pasuje. Kluby nie mają
juniorów, więc biją się o Żupińskiego".
Ostatecznie wyścig o podpis Karola Żupińskiego, pod kontraktem wygrał Apator
i władze toruńskiego klubu mogły świętować sukces w postaci pozyskania lidera
formacji młodzieżowej na najbliższe trzy lata. Nikt się jednak nie dziwił, że
zawodnik został zmotywowany do trzyletniej umowy, bo
Przemysław Termiński
musiał
zapłacić gdańskiego młodzieżowca ponad 200 tysięcy złotych jako ekwiwalent za
wyszkolenie, a przy tak dużej kwocie jasne było, że liczył na zwrot tych
pieniędzy poprzez dobre występy juniora w swoim zespole. Aktywność Aniołów na
rynku młodzieżowym pokazała, że działacze w mieście Kopernika zdawali sobie
sprawę z zaniedbań przeszłości i starali się nie popełnić tych samych błędów w przyszłość. Zespół w
sezonie 2021 miał utrzymać się w Ekstralidze, ale w kolejnych latach miał
walczyć o coś więcej. Kluczową postacią w tych planach był właśnie Żupiński, bo
wszyscy zdawali sobie sprawę, że przy pomocy trenera
Tomasza Bajerskiego, jego
talent powinien rozkwitnąć, a gdańszczanin w ciągu najbliższych lat miał szansę
stać się najlepszym młodzieżowcem rozgrywek. Nikt w Apatorze nie chciał też
dopuścić, do sytuacji w której co roku toczyłaby się licytacja o kontrakt
zawodnika z innymi klubami. Zatem długoletni kontrakt z Żupińskim stawiał
torunian w naprawdę komfortowej sytuacji, bo Tomaszowi Bajerskiemu nie
pozostawało nic innego jak wyszkolić w najbliższych latach jednego solidnego
zawodnika, by klub dysponował znakomitym zestawem juniorskim, który otworzy
drogę do walki najwyższe cele.
A oto co mówił zawodnik
po
podpisaniu umowy: "inne kluby ekstraligowe również kontaktowały się ze
mną i były zainteresowane współpracą. Wraz z moim teamem podjęliśmy jednak
decyzję, by dołączyć do Apatora Toruń. Oprócz tego, że dobrze czuję się na
toruńskim torze, bardzo dużym atutem była logistyka i bliskość Torunia z mojego
miejsca zamieszkania. W tym przypadku wszyscy wiedzieliśmy do czego dążymy i już
na pierwszym spotkaniu z władzami toruńskiego klubu doszliśmy do porozumienia.
Uważam, że tak i mam nadzieję, że podczas sezonu pokażę na co mnie stać. Przy
okazji będę się szkolił i rozwijał swoje umiejętności. Zaplecze sprzętowe jest u
mnie zawsze na wysokim poziomie i nic w tej kwestii nie zmieni się przed
kolejnym sezonem. Przez najbliższe trzy lata chcę pokazać się z jak najlepszej
strony. Moimi celami indywidualnymi jest to, by stanąć na podium w
Indywidualnych Mistrzostwach Europy Juniorów oraz w Indywidualnych Mistrzostwach
Świata Juniorów".
Niestety sezon na ekstraligowych torach mocno zweryfikował umiejętności
gdańszczanina.
Zanim dziewiętnastolatek rozpoczął ligowe zmagania z Aniołem na plastronie, pojawiły się
mały zgrzyt. Prezes Wybrzeża przypominał bowiem, że należy mu się 240 tysięcy
złotych w ramach ekwiwalentu za wyszkolenie żużlowca. Niewielki pożar został
szybko ugaszony i Żupiński mógł spokojnie przygotować się do sezonu. Wydawało
się, że debiut przeciwko Falubazowi Zielona Góra to akurat najlepsze,
co mogło się przydarzyć. Po stronie gości, na pozycjach juniorskich zobaczyliśmy
Fabiana Ragusa i Jakuba Osyczkę. Fani Apatora liczyli, że Lewandowski z
Żupińskim będą w stanie wypracować przewagę nad przeciętnymi na papierze
zawodnikami. Tymczasem już wyścig numer dwa przyniósł triumf... Ragusa i kiepską
postawę wychowanka Wybrzeża. Czy to był zwiastun całego sezonu? Niestety tak. -
"Lewy" super, "Żupek" troszeczkę słabiej, ale znamy przyczynę tego. Troszeczkę
pracy z psychologiem i będziemy to mieli – mówił po meczu Tomasz Bajerski.
O
ile jeszcze początek sezonu 2021 nie był taki najgorszy (wygrany bieg
juniorski w Lesznie) o tyle z każdym kolejnym meczem było gorzej. Podwójny
triumf w biegu juniorskim podczas domowego starcia z
GKM-em Grudziądz był białym krukiem, a i tam lwią część pracy wykonał Krzysztof
Lewandowski. Żupiński jeździł bojaźliwie, momentami zamykając gaz i
przypominając kibicom o klątwie, której niektórzy fani z Motoareny do tej pory
się boją. Panuje przekonanie, że każdy junior trafiający do tego klubu zalicza
regres. "Żupka" zaczęto porównywać coraz częściej do Igora
Kopcia-Sobczyńskiego, który wsławił się głównie tym, że zamykał gaz i bał się
odważnie atakować. O psychologicznym aspekcie problemów Żupińskiego coraz
częściej mówiło się nie tylko w toruńskim środowisku. Efekt? Ostatnie miejsce
pod względem średniej w Ekstralidze.
Czarę goryczy przelał występ
dziewiętnastolatka podczas MIMP w Opolu, gdzie
przegrywał z zawodnikami, którzy byli świeżo po zdaniu licencji. To tylko pokazało, że problem u
Karola Żupińskiego był bardzo duży i bardziej złożony niż tyko sprzęt i przeskok
do wyższej ligi.
Aż strach pomyśleć, jak wyglądałyby zdobycze
punktowe toruńskich juniorów, gdyby nie dobra postawa debiutanta
Krzysztofa
Lewandowskiego. Karol kompletnie zawiódł oczekiwania nie tylko całego
żużlowego Torunia, ale również swoje.
Pozytywnym aspektem sezonu dla Żupińskiego mógł być start z pozycji
rezerwowego w
dziesiątej rundzie cyklu SGP w
Toruniu. Gdy zmienił kontuzjowanego
Martina Vaculika pokazał
bardzo odważną jazdę i świetną walkę z Fredrikiem
Lindgrenem, której efektem był ostry atak Szweda na toruńskiego juniora, za co
został wykluczony. W powtórce
zawodnik Apatora jechał po punkt i w niegroźnej sytuacji.... upadł na prostej.
Nikt po tej sytuacji nie miał wątpliwości, że w głowie Karola Żupińskiego dzieje się coś
niedobrego i wymaga on nie tylko sesji z psychologiem, ale również spokojnej
weryfikacji celów jakie sam sobie nakreślił.
Po sezonie w trakcie testów
okazało się, że żużlowiec w trakcie
sezonu zupełnie zignorował kwestie przygotowania do kolejnych startów i stracił
kontrolę nad swoją wagą. Efekt był taki, że wskazania pod koniec sezonu
pokazały, że młody zawodnik był nawet o siedem kilogramów cięższy niż jego
idealna waga. Sytuacja byłaby usprawiedliwiona, gdyby w trakcie sezonu żużlowiec
mocniej pracował nad siłą i dodatkowe kilogramy wynikały z większej masy
mięśniowej. Wiadomo jednak, że przyczyny takiego stanu rzeczy, były zupełnie
inne, bo zawodnik mocno się zaniedbał, a nadwaga jeszcze bardziej utrudniała mu
dobrą jazdę, bo dziewiętnastolatek i miał problemy ze startami, a z dodatkowym
balastem nie miał szans dorównać choćby swoim rówieśnikom.
Sztab szkoleniowy Apatora miał
spory dylemat co zrobić z transferowym niewypałem. Pojawiły się nawet głosy,
że zawodnik może wrócić do Gdańska, ale ostatecznie został w Toruniu, bo po
analizie faktów, okazało się że winnym w całej sytuacji został nie sam Karol,
ale trener Tomasz Bajerski, któremu po sezonie zarzucono brak kontroli nad
zawodnikiem. W tej sytuacji decyzją właściciela klubu przed sezonem 2022 odpowiedzialność za przygotowanie
gdańskiego wychowanka spoczęła na barkach dyrektora
sportowego, Krzysztofa Gałańdziuka. Dodatkowo działacze postanowili zmotywować
zawodnika sprowadzając jako alternatywę
Denisa Zielińskiego, by Żupiński musiał wygrać
rywalizację nie tylko z Mateuszem Affeltem, który mógł startować w lidze od czerwca
2022 roku, ale również z bardziej utytułowanym jeźdźcem, który liznął już
ekstraligowego żużla.
Niestety okres zimowy sprawił, że w sparingach Karol odstawał od swoich
rówieśników i zawodnik nie znalazł miejsca w składzie Aniołów na pierwszy mecz w
sezonie ze Spartą we Wrocławiu. Trener Robert Sawina zadecydował tym samym, że
podstawową formację juniorską stanowić będą Krzysztof Lewandowski oraz Denis
Zieliński. Tym samym można powiedzieć, że dwa sezony spędzone w Toruniu
były dla juniora fatalne. Mimo korzystania z silników przygotowywanych przez
jednego z topowych tunerów, Ryszarda Kowalskiego wystąpił jedynie w siedmiu
biegach w barwach Apatora, po czym został wypożyczony do Wybrzeża Gdańsk, z
którego rok wcześniej został wykupiony. Tam jednak również nie zachwycił. Po
sezonie okazało się jednak, że przyczyną fatalnych wyników Karola Żupińskiego w
ostatnich dwóch sezonach mogło być dokuczające uraz nogi. Tak przynajmniej
uważał sam zawodnik, który w przerwie zimowej przeszedł operację. Kontuzja ta
mogła również mieć wpływ na problemy z wagą, gdy startował jeszcze dla Apatora
Toruń. Toruński klub jednak nie chciał sprawdzać tej hipotezy i postanowiono, że
zawodnik trafi całkowicie za darmo do PSŻ-u Poznań, pod warunkiem, że zrezygnuje
z umownych 200 tysięcy złotych na przygotowanie do sezonu. Tak też się stało, a
Karol powrócił pod skrzydła Tomasza Bajrskiego, który w czasie, gdy był trenerem
Aniołów, orędował za sprowadzeniem obiecującego juniora do Torunia.
Oto jak niespełnioną karierę zawodnika
ocenił
Krystian Plech - żużlowy
menadżer z Gdańska - To jest chłopak, który zapowiadał się bardzo dobrze. Świadczy o tym to, że w
klasie 250cc potrafił zdobyć tytuł wicemistrza świata. Bardzo dobrze wyglądał
też jako początkujący junior. Tak na dobrą sprawę to ciężko powiedzieć, co się z
nim stało. Na pewno zapowiadał się lepiej, niż jest to widoczne od kilku
sezonów. Wydaje mi się, że przyczyn trzeba jednak szukać trochę szybciej,
jeszcze w Gdańsku. Pewne kwestie mogły sprawić, że nie był gotowy na PGE Ekstraligę. Czasami
zawodnicy dostają oferty z PGE Ekstraligi i patrzą na kwoty, ale pieniądze to
nie wszystko. W mojej ocenie jest wiele składowych, które też wpływają na
powodzenie takiego transferu. Nie wiem, czy Karol był przygotowany na ten poziom
rozgrywek. On w 1. lidze miał problemy z uregulowaniem formy. Wydawało się, że
powinien być wiodącym juniorem 1. ligi tak jak choćby teraz Wiktor Przyjemski.
Uważam, że oni byli na tym samym poziomie w swoich czasach. Karol bardzo dobrze radził sobie na minitorze i w 250cc. W momencie wejścia do
pierwszej drużyny, a byłem wtedy blisko klubu, wydawało się, że Karol jest w
stanie być juniorem, który zrobi różnicę. Niestety też się wtedy męczył i tych
dwucyfrówek, jak teraz w przypadku Wiktora Przyjemskiego, nie przywoził. Jeszcze
na poziomie 1. ligi zdarzały mu się wpadki i nie był pewnym punktem Wybrzeża.
Wydaje mi się, że w Gdańsku był moment, w którym brakowało dobrej jakości i
ilości treningów i pod okiem dobrych trenerów, którzy umieliby tych juniorów
poprowadzić i wyeliminować pewne błędy. To też mogło mieć wpływ na to, że w
ważnym momencie Karol nie miał wsparcia. W Gdańsku były duże rotacje. Był trener Kowalik, Kędziora,
Berliński. Tych rotacji na poziomie trenerskim było sporo. Kwestie szkoleniowe
były różnie rozbite, bo inny trener był od prowadzenia pierwszej drużyny, inny
od szkółki. To też mogło mieć wpływ na to, że Karol nie był gotowym zawodnikiem
pod względem technicznym i jeździeckim do ataku na PGE Ekstraligę. Były też duże oczekiwania ze strony władz
klubu. Kwota, za jaką został wykupiony z Wybrzeża, nie była mała. To gdzieś się
odczuwa, że ktoś w kogoś zainwestował, więc trzeba się dobrze pokazać. Czasami
to może być paraliż. Taki młody zawodnik mógł sobie z tym nie poradzić. To jest
raczej chłopak spokojny, poukładany, cichy. Zejście do eWinner 1. Ligi może
wiązać się z tym, że myślał, że tutaj będzie miał spokojniej o punkty, ale też w
głowie może się blokować, bo przyszedł z Ekstraligi więc pewnie na mnie mogą
liczyć, a słaby wynik to będzie wstyd. I znowu może dochodzi do paraliżu. Wydaje mi się, że w Toruniu próbowano mu pomóc, bo w pewnym momencie dołączył
do niego Darek Sajdak, czyli osoba nietuzinkowa w sporcie żużlowym. W Toruniu
wiedzieli, że muszą mu pomóc, by te pieniądze, które zainwestowano, jakiś skutek
i zwrot przyniosły. Na barkach Karola spoczywała wielka presja. Ten chłopak
wiedział, że były duże oczekiwania względem jego osoby".
Tak więc kolejny
sezon na niższym poziomie rywalizacji był ostatnią szansą dla młodego zawodnika,
który miał wykorzystać ostatni rok w gronie juniorów i pokazać, że drzemią w nim
spore możliwości, by otrzymać szanse na zatrudnienie jako jeździec do lat 24 w
kolejnych latach i zbudować swoją pozycję w polskim żużlu. Niestety tak się nie
stało i Karol nie wykorzystał swojej szansy w
PSŻ-cie i poważnie musiał zastanowić się nad tym,
czy kontynuowanie kariery ma w ogóle sens.
Po sezonie 2023, nie znalazł uznania w oczach polskich działaczy i jeśli w okresie zimowym nie zdecyduje się na zakończenie kariery to na angaż w Polsce będzie musiał poczekać do roku 2024.
Osiągnięcia
|
Kluby w lidze polskiej
2015- -2020 |
2021- -2022 2022 - gość |
2023 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
Średnia biegowa |
Miejsce w ligowym rankingu |
punkty U24 |
Średnia U24 |
|
2021 | 13 | 33 | 13 | 5 | 0,546 | 53 | - | - | |
2022 | 6 | 7 | 1 | - | 0,143 | nklas 20 | 56 | 1,931 |
Notka biograficzna powstała na
bazie
felietonu Agnieszki Wojciechowskiej w cyklu "Młodzi Gniewni" na
www.speedwaynews.pl
oraz
www.sportowefakty.pl