Urodzony 5 kwietnia 1990 w Żarnovicy.
Ten niezwykle sympatyczny Słowak, płynnie mówiący i czytający po polsku w
dzieciństwie, choć wiedział co to speedway nie myślał, że zostanie zawodowym
żużlowcem, bowiem pasjonował go uwielbiany na Słowacji - hokej. Los chciał
jednak inaczej. Oto bowiem w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych na torach
ówczesnej Czechosłowacji ścigał się ojciec Martina - Zdenko Vaculik. Nic więc
dziwnego, że syn poszedł w ślady ojca podtrzymując tradycje rodzinne i po dwóch dekadach
kibice czarnego sportu mogli ponownie w programie zawodów zapisywać punkty przy
nazwisku Vaculik.
Martin choć wykazywał sporą smykałkę do jazdy w lewo nie miał wielu okazji do
startów we własnym kraju, bowiem słowacki czarny sport nigdy nie należał do
potentatów, a Martin w pewnym momencie stał się jedynym rozpoznawalnym
zawodnikiem w swojej ojczyźnie.
Martin urodził się w Żarnowicy, która słynęła z ciekawych turniejów żużlowych, a
w rodzinnym domu wychował
się wspólnie z dwoma siostrami, Tatianą i Henrietą, które dziś są jego
najwierniejszymi fankami. Jednak zamiast bawić się z rodzeństwem, mały chłopak
zaczął biegać na żużlowy stadion, ale pierwszy kontakt ze speedwayem
zakończył się płaczem i powrotem do domu w trakcie zawodów. Wynikło to z tego,
że mały Martin sporadycznie rozstawał się z mamą, na szczeście szybko "odczepił" się od
maminej spódnicy i zapałał miłością do jazdy na motocyklu, ale tylko w lewą
stronę ;-).
W okresie szkoły podstawowej późniejszy Mistrz Europy nie był zainteresowany tym, aby
ścigać się na żużlowym rumaku. Choć bez problemów skończył pierwszy etap kształcenia i
uczył się dobrze, to w szkole średniej zaczął przedkładać naukę na rzecz miłości
do speedwaya i coraz częściej brakowało go na lekcyjnych listach obecności. Kto
wie na jakim etapie zakończyłaby się jego edukacja, gdyby nie dyrektor szkoły, a
zarazem sąsiad Państwa Vaculików, który przygotował swojemu podopiecznemu
indywidualny tok nauczania i choć nie było łatwo Martin zdał egzamin maturalny i
mógł całkowicie oddać się żużlowemu szaleństwu. Gdyby nie sport pewnie jak wielu jego
rówieśników z Żarnowicy zostałby prawnikiem lub ekonomistą, ale na szczęście
swoją zawodową przyszłość związał ze speedwayem. Nie spotkało się to z aprobatą
rodziny, zwłaszcza mamy, która uważała, że jeden żużlowiec w rodzinie wystarczy.
Ojciec również nie był zachwycony wyborem syna, ale dał się ostatecznie
przekonać i wspierał syna w jego pasji, zapożyczając się postawił wszystko na
jedną kartę, aby zapewnić Martinowi wszystko co jest potrzebne do uprawiania speedwaya.
Tata zdawał sobie też sprawę, że aby Martin mógł się rozwijać
nie mógł wiecznie ścigać się w Żarnowicy. Dlatego kilkunastoletniego chłopaka
wysłał do Czech, gdzie miał szlifować swoje umiejętności. Czesi przyjęli Martina
z otwartymi ramionami, jednak gdy jedyny żużlowiec ze Słowacji
pokonał w Indywidualnych Mistrzostwach Czech wszystkich
rywali, poczuli się urażeni i zaczęli nieco chłodniej traktować przybysza ze
wschodu. Martin jednak w wywiadach podkreślał, że w Czechach dużo się nauczył,
rozwinął się jeździecko, a jego relacje z sąsiadami się nie zmieniły.
Jednak,
aby wejść na wyższy poziom Martin musiał zmienić żużlowe otoczenie. Nic,
więc dziwnego, że po sąsiedzku trafił nad Wisłę, gdzie dalej rozwijał swój
jeździecki kunszt, by po latach zapukać na światowe salony żużlowe.
W polskiej lidze zadebiutował w barwach zespołu z
Krosna, gdzie spędził w lata
2006-2007 uzyskując średnie biegowe 0,952 i 2,259. Doskonały sezon zaowocował
kontraktem w najwyższej lidze i w roku 2008, Martin choć miał ścigać się w
Tarnowie, w ostatniej chwili podpisał kontrakt ze
Stalą Rzeszów.
Tarnowscy
kibice długo nie mogli wybaczyć Słowakowi zmiany decyzji i podczas spotkania w
barwach rzeszowskich na torze w Tarnowie otrzymał potężną porcję gwizdów.
Historia jednak miał zatoczyć koło i ostatecznie zawodnik i tak trafił do Tarnowa,
ale wcześniejsza decyzja o podpisaniu kontraktu z "Żurawiami" miała spory wpływ na dalsze
życie Martina, bowiem na podkarpaciu poznał swoją sympatię Kingę, dzięki której
mógł szlifować swój język polski. Ponadto podkarpaccy działacze zakontraktowali
Słowaka, jako obcokrajowca, jednak postanowili zgłosić go do egzaminu na polską
sportową licencję żużlową, która dawała mu uprawnienia do startu w zawodach w
Polsce na zasadach zawodnika krajowego bez konieczności wcześniejszego uzyskania
polskiego obywatelstwa. Taki zabieg był możliwy, bowiem Słowak doskonale znał
język polski i bez problemu poradził sobie z egzaminem pisemny, a oczywistą
sprawą było, że z egzaminem praktycznym na torze nie miał najmniejszych
problemów. Oto jak Martin komentował swoje nowe żużlowe uprawnienia: Przez
tydzień wkuwałem w Rzeszowie polskie regulaminy. Po polsku umiem nie tylko
mówić, ale także czytać. Jeżeli czegoś nie rozumiałem, to pytałem. W teście
mogłem popełnić najwyżej jeden błąd, ale jeżeli tak rzeczywiście było, to
pomyłka ta wynikła z niezrozumienia do końca pytania, niż nieznajomości tematu.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że w speedway ekstralidze z polską licencją startowało wielu zawodników
zagranicznych, którzy wcześniej zdobywali polskie obywatelstwo, aby później uzyskać polski żużlowy
certyfikat. Przykładem może być Norweg Rune Holta, który po polsku umie
powiedzieć "dzień dobry", cześć i jeszcze kilka innych wyrazów. Wcześniej na
torach nad Wisłą jeździł z polskim paszportem Anglik
Andy Smith. Vaculik był
jednak pierwszym obcokrajowcem nieposiadającym polskiego obywatelstwa, ale
posiadał licencją "Ż" i co ciekawe z obcokrajowców posiadających tę licencję
potrafił mówić po polsku.
Niestety rzeszowianie mimo zabiegów licencyjnych w sprawie Vaculika (który
obniżył loty i uzyskał średnią 1,258), nie utrzymali miejsca w najsilniejszej
lidze świata i w sezonie 2009 Słowak przenosi się do
beniaminka Wybrzeża Gdańsk. Mimo, że znacząco podniósł swoją średnią biegopunktową
(1,662), nadmorski klub również nie podołał trudom ekstraligowym i spadł do
pierwszej ligi. Martin nadal chciał jednak pozostać wśród najlepszych i trafia
klubu którego ofertę wcześniej odrzucił, a mianowicie do
Unii Tarnów, dla której zdobywał punkty w latach 2010-2015, będąc liderem i
dobrym duchem zespołu. Średnie, jakie Słowak uzyskał z jaskółką na plastronie -
1,859; 1,708; 2,028; 1,464; 2,306; 2,242 - pokazują jak ważnym ogniwem w
drużynie Unii był najlepszy słowacki żużlowiec i jak bardzo dojrzał sportowo i ustabilizował swoją ligową formę.
Dostrzegając ten potencjał, działacze toruńscy poszukujący lidera złożyli
Słowakowi propozycję, która została przez Martina zaakceptowana i po sześciu
latach zawodnik zmienił "Jaskółkę" na "Anioła" i był to najbardziej
spektakularny ligowy transfer przed sezonem 2016. Oto co powiedział zawodnik po
podpisaniu kontraktu: "Nie mogłem sobie wymarzyć lepszej ekipy. Wszyscy
dobrze się znamy. Z Adrianem Miedzińskim jeździłem w Czechach czy w Szwecji,
więc wszystko jest w porządku. Jeśli zawodnicy dadzą z siebie wszystko i cała
drużyna będzie się bawić tym sportem, to szykuje się bardzo fajny sezon dla
nas".
W trakcie sezonu nowy jeździec z Aniołem dał się poznać jako zawodnik
o dwóch obliczach ligowych. Pierwsze to
oblicze zawodnika, który do szóstej kolejki ligowej męczył się niesamowicie. Na
szczęście przed rundą rewanżową Słowak poczynił nowe inwestycje w sprzęt, które
okazały się trafione i powrócił do ligowego ścigania na poziomie jaki
prezentował w poprzednich sezonach i pokazał, że stać go na rywalizację z
każdym zawodnikiem na świecie, dlatego w trakcie sezonu
pojawiły się też sygnały, że zawodnik znajdzie miejsce w składzie Aniołów na
kolejny sezon. Niestety sam zainteresowany po awansie do cyklu GP szukał dla
siebie optymalnego rozwiązania i szybko podjął decyzję o zmianie barw
klubowych i opuścił Toruń na rzecz Stali Gorzów, co spotkało się ze sporym
rozczarowaniem wśród kibiców i działaczy z Torunia. Swoją decyzję zawodnik
ogłosił za pośrednictwem portalu społecznościowego: "w sezonie 2017 nie będę
reprezentować barw toruńskiego Klubu. Jednocześnie pragnę podziękować za ten rok
władzom Klubu, trenerom, chłopakom z drużyny oraz przede wszystkim kibicom!".
W kuluarach mówiło się, że
zmiana otoczenia była podyktowana krytyką na jaką zdobył się właściciel klubu po
pierwszych nieudanych meczach sezonu oraz propozycją obniżenia kontraktu na
kolejny rok. Wiadomym jednak było, że Martin przez wiele lat w Tarnowie był
niekwestionowanym liderem, a w Toruniu przy pełnym blasku Hancocka, Holdera i
toruńskiego wychowanka Przedpełskiego był dopiero czwartym jeźdźcem w drużynie,
a to było poniżej ambicji słowackiego żużlowca.
Decyzja Vaculika o zmianie klubu
rozkręciła transferową karuzelę, ale wielu zarzucało zawodnikowi, że rozstał się
z Toruniem w mało elegancki sposób, a najdotkliwiej skomentował decyzję Vacukila
były prezes zielonogórskiego klubu Robert Dowhan twierdząc, że zawodnik już w
trakcie sezonu był "dogadany" ze Stalą, a to mogło rodzić wątpliwości co do
jego postawy w rundzie finałowej. Sam zainteresowany jednak dementował te
sugestie i tak komentował całą sytuację wysyłając nieco uszczypliwe sygnały w
kierunku toruńskiego środowiska żużlowego: "Jeździłem
długo w Tarnowie. Rozmowy o przejściu do Gorzowa były już w tamtych czasach.
Wtedy jednak jeszcze sam do końca nie wiedziałem, czy chcę odejść z Tarnowa. To
był praktycznie mój drugi dom. Znałem bardzo dobrze tor, wszystko mi tam
pasowało. Nauczyłem się tam wszystkiego, czego tylko mogłem. Zdałem sobie
sprawę, że już niczego więcej się tam nie nauczę i dla dalszego rozwoju chciałem
znaleźć tor i klub, który da mi to, czego nie dał mi Tarnów. Tam zebrałem sporo
doświadczenia. Jeśli jednak chcę się stać uniwersalnym zawodnikiem, to muszę też
szukać innych owali, innych nawierzchni. Jednym z takich torów jest gorzowski.
Nie jestem zawodnikiem, który lubi co rok zmieniać klub. W Toruniu też chciałem
być na dłużej. To mój szósty klub, ale wcześniejsze zmiany były spowodowane
spadkami drużyn. Chciałem jeździć w ekstralidze, dlatego odszedłem z Krosna.
Gdybym chciał tam jeździć, to pewnie i do teraz bym się ścigał w Krośnie. Ale to
tylko, jeśli nie chciałbym startować w najlepszej lidze. A tego chciałem,
dlatego to mój szósty klub. Za bardzo nie chcę wracać do tematu Torunia.
Naprawdę bardzo dużo dał mi ten rok, ale nie było tak, jakbym to sobie
wyobrażał. Klub też może liczył na więcej ode mnie i możliwe, że nie spełniłem
oczekiwań w stu procentach. Tak po prostu musiało być.
Nie jest prawdą, że porozumiałem się ze Stalą jeszcze w trakcie sezonu! Jak
przeczytałem to za pierwszym razem, to byłem naprawdę zły. Coś takiego obraża
mnie jako sportowca i człowieka. Chciałem się nawet wcześniej do tego odnieść,
ale stwierdziłem, że nie ma sensu reagować na takie hejty. Jestem w stu
procentach profesjonalistą. Kocham to, co robię. Zawsze daję z siebie wszystko.
Nieważne, czy to ostatni mecz w danym klubie, czy pierwszy. W każdym spotkaniu
dałem z siebie wszystko, w finale w Gorzowie także. Absolutnie nie byłem
dogadamy ze Stalą przed finałem".
Niestety w słowa Martina trudno było uwierzyć bowiem podczas gali Ekstraligi Krzysztof Kasprzak, robiąc sobie ze
Słowakiem zdjęcie, wspominał, że będzie on nowym zawodnikiem Stali. Większość
zgromadzonych potraktowała ten komentarz jako żart. Czas jednak pokazał, że
słowa reprezentanta Polski spełniły się i żużlowiec, który w sezonie 2017 był
stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix, podpisał z zespołem mistrza Polski AD 2016
dwuletni kontrakt. Zatem coś mogło być na rzeczy w słowach Senatora Dowhana.
Vaculik pokazał się również w międzynarodowym towarzystwie. 23 czerwca
2012 roku na torze w Gorzowie będąc zawodnikiem rezerwowym odniósł
pierwsze zwycięstwo w
cyklu Grand Prix. Zawodnik wystąpił także w pięciu kolejnych rundach notując
dobre wyniki, w efekcie czego zakończył sezon na jedenastym miejscu.
W sezonie
2013 był już jednak stały uczestnikiem Grad Prix, ale jego jazda nie była już
tak spektakularna i zajmując czternaste miejsce w końcowej klasyfikacji, wypadł
z rywalizacji o tytuł championa globu na rok następny.
Nieco słabsze występy Grand Prix, Słowak zrekompensował sobie
w mistrzostwach
Europy i w roku 2013 tryumfował w całym cyklu pozostawiając za swoimi plecami
wyżej notowanych rywali. Tryumfując w europejskim cyklu SEC, Martin udowodnił
swoją przynależność nie tylko do europejskiej, ale też światowej czołówki i tak
komentował swój sukces "w SEC czuję radość z jazdy. Może nawet określiłbym to
tak, że żużlowcy tutaj naprawdę bawią się żużlem. To oczywiście zasługa
organizatorów. Cykl jest wciąż młody, ale już prestiżowy. Atmosfera jest
wspaniała, o czym mówię przy każdej okazji". W kolejnych latach mistrzostwa
europy nie były już tak udane, ale Słowak skupił się na powrocie do Grand Prix.
Sztuka ta powiodła się w sezonie 2016 i po trzech latach Martin powrócił do
cyklu i jak sam po latach podkreślał,
w sezonie 2017 będzie zawodnikiem bardziej dojrzałym, a co za tym idzie lepiej
przygotowanym sportowo i i logistycznie na wyzwanie jakiem jest walka o światowy
prymat. Niestety powrót Słowaka na światowe salony nie udał się, bowiem wypadł
on z ósemki premiowanej awansem do startów w roku 2018. Martin mógł jednak
liczyć na dziką kartę od organizatora cyklu.
Znacznie lepiej Vaculik spisał się w Stali Gorzów i udowodnił, że warto było
o niego walczyć zimą. Inwestycja zwróciła się już w pierwszej kolejce.
Vaculik na Motoarenie pojechał jak natchniony, a później na fali tego sukcesu
punktował znakomicie w wielu kolejnych spotkaniach. Jak większość drużyny wpadł
w kryzys, ale w odróżnieniu od Przemysława Pawlickiego dość szybko się z nim
uporał i w play-off był najlepszym zawodnikiem gorzowskiego klubu, przebijając
nawet lidera Bartosza Zmarzlika. Doskonała dyspozycja wynikała m.in. z tego, że
w połowie lipca Martin Vaculik zdradził, że zażegnał już problemy sprzętowe i z
optymizmem patrzy w przyszłość. Dwudziestosiedmiolatek w trakcie sezonu
zdecydował się bowiem na zmianę tunera, wracając do współpracy z Finnem Rune
Jensenem. O czym poinformował w jednym z wywiadów: "Decyzja o zmianie tunera
nie była trudna. Byłem w sytuacji, gdzie nic nie pracowało tak, jak należy.
Musiałem coś zrobić, bo gdy puszczałem sprzęgło, w ogóle nie miałem prędkości.
Jensen przygotowuje dla mnie naprawdę świetne, bardzo szybkie jednostki.
Pracowaliśmy razem już cztery lata temu i wiem, że tuner ten przygotowuje niezły
sprzęt. Jestem mu bardzo wdzięczny za jego pracę. Jego praca zbudowała moją
pewność siebie. Bardzo dobrze czuję się na motocyklu i wiem, że mogę wygrywać.
Znów wszystko się układa po mojej myśli."
To właśnie poważne zmiany sprzętowe i dobra dyspozycja Słowaka doprowadziła
gorzowian do play-off i brązowego medalu, a sam zawodnik śmiało mógł zaliczyć
sezon 2017 do udanych, bowiem po raz kolejny otarł się o pierwszą dziesiątkę
Ekstraligi, a kibice w Gorzowie mogli cieszyć się z jego dwucyfrowych wyników
punktowych. Jednak i jemu zdarzały się dwie solidne wpadki, bowiem w Grudziądzu
i Rybniku zdobył zaledwie po trzy punkty. To jednak nie zniechęciło "Stalowych
działaczy", i wiązali oni nadzieję na kontynuowanie współpracy z Vaculikiem w
kolejnych latach.
Niestety start w sezon 2018 nie był udany dla Słowaka, bowiem w połowie kwietnia, w spotkaniu Premiership między Swindon Robins a Leicester
Lions, zawodnik uczestniczył w wypadku. Po badaniach zdiagnozowano u niego złamanie kostki. Kość dodatkowo przebiła skórę na nodze zawodnika,
przez co oprócz zabiegu jej zespolenia, konieczne było też przeprowadzenie
zabiegu polegającego na przeszczepie skóry w miejscu, gdzie doszło do pęknięcia.
Po interwencjach lekarskich zawodnik tak komentował całe zdarzenie: "To był po prostu pech, zwykły pech, bo nie było tam dużej prędkości, chyba tak
miało być. Miałem 100 gorszych wypadków od tego, przy większej prędkości. Nie
potrafię tego wytłumaczyć, jak to mogło się stać. Nie jestem załamany, po prostu
nie rozumiem jak to mogło się wydarzyć przy tak niewinnym upadku. Mimo tego
pecha czuję się bardzo dobrze, rehabilitacja przebiega pomyślnie, zgodnie z
planem. Niedawno byłem na kolejnych badaniach u lekarza, który jest bardzo
zadowolony z tego, jak to wszystko wygląda, jak się wszystko szybko goi.
Doświadczyłem już wielu takich kontuzji i zawsze szybko wracałem do zdrowia.
Wiadomo, że złamanie złamaniu nie jest równe, ale mam nadzieję, że w tym
przypadku będzie tak samo, jak w przeszłości".
Vaculika w zespole gorzowskim zastąpił sprowadzony w ramach wypożyczenia
Grzegorz Walasek,
jednak nie był tak skuteczny jak Słowak i wszyscy w Stali czekali na jego
powrót. A po powrocie na tor Martin powalał wręcz skutecznością i na koniec
sezonu był był jednym z najskuteczniejszych zawodników żółto-niebieskich
(trzecia średnia w drużynie, jedenasta w całej lidze). Po sezonie jednak w
atmosferze małego skandalu zdecydował się na zmianę barw i dołączył na dwa
kolejne sezony do zespołu zza gorzowskiej miedzy, czyli do
Zielonej Góry, o
czym informował tymi słowami: "Byłem dogadany w Stali Gorzów, ale na gali
Ekstraligi trener
Chomski przekazał mi, że mam szukać sobie innego klubu. Absolutnie
zaprzeczam, że chciałem podwyżki w Stali Gorzów. Stal miała pierwszeństwo w
rozmowach, negocjowaliśmy, mieliśmy ustalone wszystkie punkty kontraktu, z
finansowymi włącznie. Gdy ktoś mówi, że poszedłem tam, gdzie dano mi najwięcej,
to absolutna nieprawda. Powoli zaczyna mnie denerwować. Kibice niech sobie
gadają. Ja wiem, jaka jest prawda, zarząd i trener Stali także. Nie jest tak, że
wskoczę tam, gdzie ktoś da mi kilka złotych więcej. Nie jest tajemnicą, że
pytały o mnie różne kluby. Gdy prezes Falubazu przekazał mi, jakie są cele
drużyny, nie widziałem dla siebie lepszej możliwości. Falubaz kojarzy mi się od
zawsze z olbrzymim wsparciem kibiców. Tutejsi fani są kolejnym zawodnikiem
swojej drużyny. W Zielonej Górze jest też fantastyczny tor, na którym bardzo
dobrze mi się jeździ. Falubaz to potężny klub o niesamowitych możliwościach. Ja
zawsze mówiłem, że lubię duże wyzwania, gdzie wszystko nastawione jest na to,
aby osiągać wysokie cele. Przechodząc do Zielonej Góry, chcę powalczyć o jak
najlepszy wynik i być mocnym ogniwem tej drużyny".
Prezes Ireneusz Maciej Zmora odpowiedział na te zarzuty stwierdzając, że
Vaculik kłamie. Wyjaśnił, że to zawodnik wycofywał się z ustaleń
kontaktowych i unikał kontaktu z działaczami. Gdyby tego było mało, miał on za
plecami namawiać do transferu kolegów z zespołu. Wzajemne oskarżenia trwały
kilka dni, ale niestety dla gorzowian, a może na szczęście zawodnik, który
okazywał się w przeszłości mało lojalny nie tylko względem Stali, stał się
jeźdźcem z Motomyszą na plastronie. I po sezonie chwalił sobie tę decyzję:
"Jestem zadowolony z decyzji, którą podjąłem rok temu. To najlepszy ruch jaki
mogłem zrobić. Przenosiny do Zielonej Góry bardzo mi pomogły. Jestem tu
szczęśliwy. Czuję się w Falubazie bardzo dobrze, zostałem świetnie przyjęty nie
tylko przez drużynę czy osoby pracujące w klubie, ale przede wszystkim przez
kibiców. Do dzisiaj pamiętam ubiegłoroczną prezentację, która odbywała się w
niskiej temperaturze. Przywitanie mojej osoby było jednak tak gorące, że nawet
przez chwilę nie czułem zimna. Od tego momentu poczułem tą wyjątkową atmosferę
panującą w Zielonej Górze. Chcę dla tej drużyny, w każdych zawodach jechać jak
najlepiej, być jej silnym punktem, a także zdobywać jak najwięcej punktów, a w
Grand Prix, by zająć jak najwyższe miejsce w klasyfikacji i zostać kiedyś
mistrzem świata i dla tego celu zrobię wiele. Co
roku jestem innym zawodnikiem. Jeżeli się spojrzy na moją karierę, to od 2014
roku trzymam poziom. W GP bywa różnie, bo tam trzeba dojrzeć. Może jestem typem
zawodnika, u którego delikatnie dłużej to trwa, ale dążę do celu. Każdego roku
widać progres i to jest dobre oraz pozytywne. Czuję, że moja forma jest
ustabilizowana, ale zdarzają się gorsze mecze. To jest sport i ja jestem
wdzięczny za to, co jest. To także dotyczy kwestii \Ekstraligi – cenię sobie
wygraną, a z każdego niepowodzenia wyciągam wnioski i zapominam o nich. Ważne,
żeby wyeliminować to, co było problematyczne i nie powtarzać tych błędów.
W tym roku cieszę się więc z mojej części indywidualnej. To był bardzo dobry
sezon w moim wykonaniu, ale są też zawody drużynowe. Moim zdaniem drużyna z
Zielonej Góry też zrobiła niesamowity postęp. Rok temu była jedną nogą w
pierwszej lidze, do tego poważna kontuzja Patryka Dudka, który nie mógł pomóc
zespołowi. Ale inni wykonali ciężką pracę, żeby utrzymać się w Ekstralidze.
Później przyszedł prezes Adam Goliński, który zrobił kawał dobrej roboty w
okresie transferowym i zapewnił to, że Falubaz mógł poważnie walczyć o play-off.
I to się udało. Patrząc na to, co było rok temu, a co jest teraz, to mało która
drużyna zanotowała taki progres. Trzeba sobie zdać z tego sprawę.
I w opinii Słowaka było wiele prawdy, bo jako lider zespołu wiedział co
mówi. Oprócz ligi zawodnik
również doskonale spisał się Grand Prix, bowiem nie musiał liczyć na dziką
kartę, jak przed rokiem, ale w pewnym momencie włączył się do walki o medale, by
ostatecznie zająć piątą lokatę. Sukcesy Martina były z całą pewnością poparte
ciężką pracą i dbałością o sprzęt, a w jednym z wywiadów wyjawił co
najbardziej relaksuje go przed zawodami: "Dużo ludzi myśli, że żużlowcy w
ogóle nie potrafią czytać, a ja bardzo lubię czytać książki na przykład o fizyce
kwantowej! Jestem fanem takich rzeczy. Dzisiaj czytałem fajną pracę psychologa o
funkcjonowaniu myśli człowieka. W ogóle dużo czytam. Nie mam ulubionego autora
lub gatunku. Będąc w domu nie mam czasu na czytanie. Mam dwoje małych dzieci,
które pochłaniają mnóstwo czasu i każdy rodzic przyzna mi racje. Z kolei będąc w
podróży, które są z reguły długie, wykorzystuje ten czas na czytanie".
Przy takim podejściu zawodnika do swoich obowiązków i przy wysokiej
skuteczności punktowej, działacze z Zielonej Góry nie mieli wątpliwości, że w
oparciu o Słowaka należy budować skład na sezon 2020 i zaproponowali mu kontrakt
na nowy sezon, który zawodnik przyjął z zadowoleniem: "Już wielokrotnie
mówiłem w wywiadach czy podczas różnych rozmów, że w Zielonej Górze czuję się
niesamowicie. Na pewno to jest miejsce, w którym chciałbym zostać na dłużej.
Jeżeli klub też wyrazi taką chęć, to z mojej strony nic nie stoi na
przeszkodzie, bym związał się z Falubazem na dłuższy czas".
Niestety jak miało się okazać sezon 2020 był ostatnim w zielonogórskim teamie dla Słowaka. Zanim jednak rozstał się z Zieloną Górą sezon 2020 dla Martina podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Ostatecznie sezon wystartował, a Vaculik jeździł wybornie. Wystąpił w 18 meczach swojej drużyny, 89 biegach, w których zdobył 169 pkt z bonusami i ze średnią 2,202 pkt/bieg był najskuteczniejszym zawodnikiem "MotoMyszy" i 5 w całej lidze. Po sezonie okazało się jednak, że Falubaz po porażce w play-offach w kolejnym sezonie postawił na oszczędności i nie był w stanie sprostać oczekiwaniom Słowaka i ten postanowił dalej zdobywać punkty w regionie lubuskim, ale wybrał odwiecznego rywala zielonogórzan czyli Stal Gorzów.
I był to świetny wybór. Zawodnik znacząco
wzmocnił siłę uderzeniową teamu pod wodzą Bartosza Zmarzlika, bowiem drużyna
od początku rozgrywek nadawała ton drużynowej rywalizacji w Polsce, by
ostatecznie spotkać się z Unią Leszno i wywalczyć brązowy medal DMP. Niestety na
drodze do walki o złoto stanęły kontuzje w gorzowskim zespole. Urazy leczyli
bowiem Szymon Woźniak, podstawi juniorzy, a także Martin, który ucierpiał w
sezonie dwukrotnie. Najpierw pech dotknął go podczas GP w Lublinie, a później w
przedostatniej rundzie cyklu w Toruniu. Upadki te spowodowały, że nie mógł
wystartować w trzech turniejach wyłaniających Mistrza Świata i zajmując dwunaste
miejsce wypadł z rywalizacji na sezon 2022. Otrzymał jednak dziką kartę od
organizatorów i kibice mogli oklaskiwać jego żużlowe akcje również w roku 2022.
Wracając jednak upadków w sezonie 2021 reprezentant Słowacji zapoznał się
z lubelską nawierzchnią w dwunastym wyścigu, po
tym, jak Fredrik Lindgren poszerzył mu i
Jasonowi Doyle'owi tor jazdy na
wejściu w pierwszy łuk. Żużlowiec Stali Gorzów od razu po wypadku podtrzymywał prawą rękę i narzekał na ból w
stawie obojczykowo-barkowym i został
przewieziony do szpitala, gdzie potwierdzono kontuzję obojczyka, który został
złamany w czterech miejscach: "Już wszystko OK, rano przeszedłem operację
u mojego lekarza, który wykonał świetną robotę. Obojczyk ponownie jest w jednej
całości. Teraz tylko czekam na moment, w którym będę mógł rozpocząć
rehabilitację. Zrobię wszystko, by wrócić nawet mocniejszy niż przed upadkiem.
Niebawem widzimy się na torze". Jednak na szybki powrót zawodnika nikt nie
liczył, bo Stal miała do rozegrania ostatnim meczu rundy zasadniczej na wyjeździe z Apatorem
Toruń i mecz ten nie miał większego znaczenia dla układu tabeli, w której
gorzowianie w najgorszym układzie zająć mieli trzecie miejsce po rundzie
zasadniczej. Dlatego czyniono starania by zawodnik wrócił na tor w rundzie
play-off. I sztuka ta się udała, choć zawodnik stracił Niestety kontuzja
spowodowała, że . Martin wrócił i choć w pierwszym meczu play-off w Lublinie
zdobył tylko 5 pkt to w kolejnych meczach ścigał się już na poziomie jaki
prezentował przed kontuzją. Niestety słabsza dyspozycja Słowaka w Lublinie nie
została zrekompensowana przez pozostałych zawodników gorzowskich i Stal
przegrała dwumecz o wejście do finału z Motorem Lublin zaledwie 4 punktami. W
meczach o trzecie miejsce z broniącą tytułu Drużynowego Mistrza Polski - Unią
Leszna, Martin pojechał już na wysokim poziomie i gorzowianie mogli cieszyć się
z brązowego medalu, który przy ilości kontuzji jakie dotknęły zespół uznawany
był za wielki sukces. Po sezonie Vaculik legitymował się średnia biegowa
2,209 pkt i będąc czwartym najskuteczniejszym obcokrajowcem w lidze, został
sklasyfikowany na szóstym miejscu wśród ekstraligowców. Dlatego działacze
jak i sam zawodnik nie mieli wątpliwości, że współpraca powinna być kontynuowana
i zawodnik jako jeden z pierwszych parafował kontrakt na rok 2022. Co ciekawe
Gorzów miał niejako na wyłączność Słowaka, bowiem ten zdecydował się po raz
kolejny na starty tylko w lidze polskiej oraz GP, gdzie miał mu pomagać kończący
karierę Bjarne Pedersen:
"Na ten moment będę ścigał się tylko w Polsce i Grand Prix. Taki model działa u
mnie całkiem nieźle. Korzystam z niego od 2019 roku. Jeśli będzie mi mało,
przemyślę to. Ale w tej chwili nie mam takiego poczucia. W Stali jest bardzo
dobra atmosfera, w zespole jest świetny duch, jesteśmy grupą przyjaciół,
rodziną. To świetne. Dzięki temu traktujemy żużel nie jako pracę, a spotkanie z
przyjaciółmi i wspólne spędzanie czasu. Dlatego wszystko działa tak dobrze. W GP
z kolei będzie pomagał mi Bjarne z
którym pierwszy raz rozmawialiśmy o tym przed sezonem 2020, gdy Bjarne chciał
zakończyć karierę. Wtedy jednak "uderzył" w nas koronawirus i wszystko się
zmieniło. Plany Bjarnego również uległy nieco zmianie i do tego tematu
wróciliśmy po zakończeniu ubiegłego sezonu, bo mamy mamy podobny punkt widzenia
na wiele spraw. To z pewnością coś pozytywnego, a on sam jest legendą żużla. Był
w tym sporcie przez tak długi okres i cały czas spisywał się bardzo dobrze. To
wielki profesjonalista. Sam chciałbym taki być, dlatego nie mogę się już
doczekać współpracy z nim. Jeśli w speedwayu chce się osiągnąć jak najlepszy
wynik, należy mieć przy sobie kogoś, kto obserwuje motocykl na torze i dzieli
się swoimi odczuciami. Można przekazać mu ocenę tego, co działo się w czasie
jazdy, a później on przestawia swój punkt widzenia na sprawy sprzętowe i ocenia
choćby warunki torowe. Dodatkowo lubię Bjarnego, jako osobę. Może być bardziej
cichy od innych osób, ale przy tym mocniej skupiony, a to coś, co lubię".
I mariaż Słowaka z Duńczykiem był strzałem w dziesiątkę. Co prawda w GP
Martin zajął dopiero 9 miejsce, ale w ekstralidze zdobywając 202 pkt w 89
biegach, poprawił swoją średnią i na koniec sezonu legitymował się wynikiem
2,270 pkt/bieg. W trakcie rozgrywek los jednak nie oszczędzał Vaculika, bo uległ
wypadkowi, który wyeliminował go z jednej rundy GP oraz jednego spotkania w
lidze polskiej. Nie przeszkodziło mu to jednak w wywalczeniu mistrzostwa
Słowacji i srebrnego medalu w DMP ze Stalą Gorzów, dla której po sezonie
nastała nowa rzeczywistość. Zespół opuścił bowiem lider Bartosz Zmarzlik i w
sezonie 2023, Vaculik miał być jeźdźcem wokół którego budowany będzie skład
drużyny na kolejne lata. Słowak został kapitanem zespołu i zroli tej wywiązywał
się znakomicie nie tylko w parkingu, ale również na torze. Przed sezonem
zmienił tunera i trafił do stajni Ryszarda Kowalskiego, na sprzęcie którego
nie miał sobie równych na żużlowych torach. Słowak od wielu lat marzył o
dołączeniu do elitarnego grona klientów Kowalskiego, ale ostatecznie został
przyjęty dopiero po sezonie 2022, gdy z Gorzowa odszedł Bartosz Zmarzlik, a
tuner miał zasadę, że nie chce, by wszyscy czołowi zawodnicy w drużynie
korzystali z jego sprzętu. Zatem paradoksalnie nie dość, że odejście Zmarzlika
pozwoliło Słowakowi wynegocjować kontrakt życia, to dodatkowo pomogło u dostać
się do warsztatu Kowalskiego. Ale opłacało się to wszystkim, bo Martin
prezentował wyborną formę i jeszcze w trakcie rozgrywek postanowił przedłużyć
umowę ze Stalą na rok 2024. I cóż to był za sezon w wykonaniu Słowaka!!! Stał
się prawdziwym liderem Stali i można powiedzieć przejął schedę po Bartku
Zmarzliku, bowiem w 16 meczach pod taśmą stanął w 84 biegach w których wywalczył
181 pkt i 10 bonusów, co dało średnią 2,274 pkt/bieg i czwarte miejsce wśród
najskuteczniejszych żużlowców w najsilniejszej lidze świata. Niestety jego Stal
na skutek kontuzji Andreasa Thomsena odpadła w ćwierćfinale i gorzowianie
musieli obejść się medalowym smakiem. Martin stratę tę powetował sobie jednak w
GP bowiem po raz pierwszy w karierze w końcowym rozrachunku został
sklasyfikowany na trzecim miejscu i cieszył się brązowego medalu mówiąc: "to
fantastyczne uczucie, po prostu fantastyczne. Medal to zasługa całego mojego
teamu, bez żadnego wyjątku. To też między innymi wieloletnia praca mechaników i
wyciągania wniosków. Wielkie słowa podziękowania należy również kierować pod
adresem Daniela i Ryszarda Kowalskich, jak i całego RK Racing. Przygotowują mi
doskonałe silniki. Jestem od roku w ich stajni i od razu widać wyniki. Mój
sukces to wynik pracy i wsparcia całego teamu, rodziny, Stali Gorzów, tych
wszystkich pozytywnych ludzi, którzy są wokół mnie. Jeszcze raz wszystkim
dziękuje. Wpisaliśmy się na stałe w historię słowackiego motosportu. To tak
naprawdę historyczny moment dla Słowacji. Słowami nie jest łatwo oddać
towarzyszące temu uczucia. Pamiętaj jednak o jednym – że taki sukces to dla mnie
również w pewien sposób zobowiązanie automatycznie podjęte na przyszłość – muszę
pracować tak, aby wyniki były dalej dobre, o ile jeszcze nie lepsze. Jak to się
mówi, sukces zobowiązuje".
W roku 2024, działacze Stali nie wyobrażali sobie zespołu bez Słowackiego lidera, dlatego szybko parafowali z nim umowę i wokół jego osoby budowali potencjał drużyny na kolejne lata.
Czy kolejny sezon w barwach Stali sprawi, że Martin ponownie będzie liderem zespołu?
Czy obroni podium IMŚ lub wskoczy na wyższy stopień?
Z całą pewnością są na to duże szanse.
Martin nie wyobraża sobie życia bez speedwaya, ale ceni też sobie odpoczynek, podczas którego najchętniej relaksuje się ze słuchawkami na uszach. Każdy, kto choć raz miał do czynienia ze Słowakiem odbiera go bardzo pozytywnie. Słowak jest zawsze skory do rozmowy, otwarty i wprost zaraża optymizmem. Prywatnie Martin mimo uznanej już marki w żużlowej hierarchii, ciągle pozostaje uśmiechniętym i życzliwym chłopakiem. Lubi kuchnię Słowacką, Włoską i Meksykańską, którą popija wodą mineralną. Jak sam podkreśla nie ma zbyt wiele czasu na rozrywkę, ale jego ulubiony filmem jest Kac Vegas oraz filmy z udziałem Johnny Depp’a. W wolnych chwilach jeździ na nartach, które wyzwalają w nim taką samą adrenalinę jak żużel czy motocross. Lubi też wygodnie usiąść przed telewizorem i obejrzeć poczynania hokeistów, Formułę 1 czy MotoGP. Nie stroni też od regularnego czytania Tygodnika Żużlowego lub Speedway Star’a. Poza torem też lubi szybką i wygodną jazdę, bowiem zasiada za kierownicą BMW X6.
Poza Polską Martin Vaculik startował również w lidze:
szwedzkiej - Smederna Eskilstuna , Elit Vetlanda, Vargarna
Norrkoping, Rospiggarna Hallstavik
czeskiej - AK Slany, AMK Bezloupy, Mseno, Pardubice
rosyjskiej - Mega Lada Togliatti
duńskiej - Holsted
Osiągnięcia
2012/1 2013/3; 2014/3; 2016/2; 2017/3; 2018/2; 2021/3; 2022/2 | |
IMME | 2020/13; 2021/11; 2022/7; 2023/2 |
MPPK | 2022/4 |
2008/3 | |
MMPPK | 2008/3 |
IMLJ | 2008/8 |
DMLJ | 2008/2 |
SGP - IMŚ | 2012/11; 2013/14; 2017/9; 2018/13; 2019/5; 2019/9; 2020/9; 2021/12; 2022/9; 2023/3 |
SGP2 - IMŚJ | 2008/5; 2010/5; 2011/7 |
IMEJ U-19 | 2009/3 |
SEC - IME | 2013/1; 2014/4; 2015/4; 2016/11 |
Ponadto Martin Vaculik na swoim koncie tytuły Drużynowego Mistrza Szwecji, Czech, Rosji, a także złoty medal wywalczony w mistrzostwach Czech seniorów oraz srebrny i brązowy medal wśród czeskich juniorów.
Kluby w lidze polskiej
2006- -2007 |
2008 | 2009 |
2009- -2015 |
2016 |
2017- -2018 |
2019- -2020 |
2021- 2024 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
Średnia biegowa |
Miejsce w ligowym rankingu |
2016 | 19 | 93 | 174 | 12 | 2,00 | 12 |
Fragmenty tekstu w biografii pochodzą z czasopisma Super Speedway
Autorem zdjęć jest Jarek Pabijan