SAJDAK Dariusz (Jack)
Urodzony w Toruniu 27 czerwca 1976.
Wielu kibiców może zastanawiać się dlaczego nazwisko Darka Sajdaka znalazło się w gronie mechaników. Przecież ten skromny chłopak rodem z Torunia, nie był klubowym mechanikiem, nie prowadził własnego warsztatu w którym tuningowałby żużlowe rumaki. Wielu widziało, Go tylko jak kręci się w parkingu podczas zawodów i pracuje przy motocyklach zawodników z którymi współpracował.
Jednak w galerii fachowców strojących żużlowe rumaki Darek Sajdak osiągnął sam szczyt.
Żużlem interesował się od zawsze,
a zapachem metanolu i kamyczkami za kołnierzem zaraził go Ojciec, który zabierał
swoją latorośl na zawody przy ulicy Broniewskiego w Toruniu. Młody Darek
kilkukrotnie próbował zapisać się do szkółki żużlowej, a pierwsze próby poczynił
już w wieku dziewięciu lat. Wówczas w Toruniu nie była, tak jak w późniejszym
okresie rozwinięta szkółka miniżużla, dlatego mały Darek musiał sobie odpuścić
jazdę na żużlu, bo był za młody. Jednak w wieku piętnastu lat, gdy spełnił
postawiony przez mamę warunek (czerwony pasek na świadectwie kończącym szkołę
podstawową) pojawił się ponownie w klubie i jak twierdzi po latach "próbował
jeździć na żużlu, ale czynne uprawianie tego sportu nie było Jego
przeznaczeniem, dlatego po kilkukrotnym złamaniu obojczyka zrezygnował z jazdy".
Pozostał jednak w parkingu, gdzie poznawał tajniki maszyn żużlowych, by w
przyszłości zostać mechanikiem wyścigowym, który doradza zawodnikom podczas
zawodów oraz dba o sprawność techniczną motocykli i dostarczenie ich na zawody.
Swój żużlowy kunszt w zakresie wiedzy o motocyklach zdobywał pomagając
Jackowi Krzyżaniakowi,
Krzysztofowi Kuczwalskiemu,
Wiesławowi Jagusiowi,
Tomaszowi Bajerskiemu czy
Markowi Loramowi. Opiekował się
też motocyklami
Ryana Sullivana na początku jego
polskiej kariery, a w latach (1998-2000) przyszła współpraca
Robertem Sawiną
W roku 2001 wypłynął jednak na szerokie wody i został członkiem teamu
Tony Rickardssona, by po czterech latach
przenieść się do teamu
Jasona Crumpa z którym pracował
do końca kariery w roku 2012.
Z ostatnią dwójką zawodników "Jack" święcił największe sukcesy i do dzisiaj
pozostaje jedynym mechanikiem wyścigowym, który miał udział w zdobyciu 4 tytułów
Mistrza Świata przez wymienionych riderów.
Po
zakończeniu kariery przez "Crupiego", w roku 2013 został główny mechanikiem
zespołu VC Racing Team, którego założycielem, a zarazem głównym sponsorem jest
Rafael Wojciechowski, były żużlowy działacz i adept żużlowej szkółki. Celem VCRT
jest promocja speedway'a oraz wyławianie młodych talentów speedway'a, a także
działanie na rzecz klubu Start Gniezno poprzez pomoc i opiekę
sponsorsko-techniczną dla młodych jeźdźców.
Wróćmy jednak do okresu, kiedy to "Jack" współpracował bezpośrednio z ukształtowanymi już zawodnikami, a jest do czego wracać, gdyż każdego z kim miał okazję współpracować wspomina bardzo miło. Potrafił z każdym dojść do porozumienia, a świadczyć o tym może długoletnia współpraca z wyżej wymienionymi zawodnikami. Każdy z jeźdźców, gdy Darek doglądał jego maszyn osiągał większe lub mniejsze sukcesy. Oczywiście, każdy z zawodników miał niezaprzeczalny talent do jazdy na żużlu, ale to m.in. Sajdak dbał o sprawność sprzętu, co w latach dziewięćdziesiątych nie było takie proste, a defekty maszyn były na porządku dziennym. Na przykład Robert Sawina współpracując z toruńskim mechanikiem, osiągał najlepsze wyniki w karierze. Natomiast Wiesław Jaguś (Darek Sajdak, określa Wiesława Jagusia swoim sportowym HERO), stawał się lepszym żużlowcem z roku na rok. Niewielu kibiców pamięta lub wie, że to właśnie Darek Sajdak był z "Małym Wojownikiem" w Częstochowie, kiedy to doznał najcięższej kontuzji w karierze (złamanie uda) i to on wspierał zawodnika w ponownym wchodzeniu na żużlowy szczyt.
Jednak jak po latach z nutką refleksji Darek przyznaje, że najwięcej nauczył się pracując dla Tonego Rickardssona. Wyjeżdżając do Szwecji w 2001 roku trafił do innego świata. Było to dla niego nie do pomyślenia, że chłopak z polski, chłopak z Torunia, jedzie do Szwecji pracować dla Mistrza Świata. Miał strach w oczach, zadawał sobie pytanie czy sobie poradzi, ze sprzętem mechanicznie, z językiem, z inną mentalnością, z innym stylem bycia, z inną kulturą. W tamtym czasie niewielu polskich mechaników wyścigowych pracowało dla zagraniczny zawodników. Dla "Jacka" był to prawdziwy szok!!! Jednak pokazał na co go stać i po latach z dumą mówi, że "udało się", a to co zobaczył i czego się nauczył, to był krok milowy w porównaniu z tym czego doświadczał w Polsce. Światowej klasy sprzęt, osprzęt, innowacyjne warsztaty, niespotykana dotąd perfekcja w przygotowaniu maszyn do zawodów, treningi przed sezonem w słonecznej Italii, tego nikt wcześniej nie robił.... wszystko było jak z bajki, ale jednak prawdziwe i Darek "Jack" Sajdak tego doświadczył.
Zatem na czym polegała praca
"Jacka" dla najlepszych żużlowców świata. W Rickardsson Racing w latach gdy
Szwed startował w angielskim Poole (2001-2004), był odpowiedzialny ogólnie za
sprzęt mistrza oraz logistykę w Anglii (transport Tonego Rickardssona z i na
lotnisko, transport silników do tunerów, przygotowanie wszystkiego włącznie z
praniem kombinezonów i drobiazgowym myciem sprzętu). Podobne czynności były do
wykonania w czasie turniejów GP, na które latał najczęściej samolotem. Najwięcej
pracy było jednak przed sezonem, bowiem jako mechanik musiał dostrajać i
kompletować w Szwecji motocykle, sugerować zakupy na cały sezon.
Dla Crumpa można powiedzieć, że Darek robił dokładnie to samo, z takim
wyjątkiem, że wszystko działo się w Polsce, ale doszły obowiązki związane z
zamawianiem podzespołów do motocykli, kevlarów, osłon motocykli, błotników,
organizacja minbusa itd... Można powiedzieć, że Jason przed sezonem tylko
negocjował kontrakty, a w trakcie sezonu przyjeżdżał, zdobywał punkty i
wyjeżdżał w międzyczasie wypłacając pensję swoim zaufany mechanikom. Niestety
Australijczyk, dość niespodziewanie zakończył żużlową karierę i ..... "Jack"
został na krótko bez pracy.
Obecnie tak jak wyżej wspomniano, Darek Sajdak pracuje dla zespołu VC Racing
Team i robi dokładnie to samo co robił u mistrzów świata, ale w przypadku
jeźdźców VCRT stara się jeszcze doradzać, a czasem i wywierać wpływ na młodych
zawodników, aby dokonywali właściwych wyborów, które pozwolą im zbudować coś
więcej niż tylko karierę, podczas której największym sukcesem będzie zdobycie
licencji i pierwszych ligowych punktów. Niewątpliwie na efekty pracy całego
zespołu VCRT trzeba będzie poczekać kilka lat, ale już dziś można powiedzieć, że
młodzi zawodnicy mogą czerpać z bogatego doświadczenia kogoś, kto pracował dla
najlepszych.
W
roku 2013 Darek rozpoczął rozmyślania na temat osłony żużlowego
tłumika. Powód był dość prozaiczny.
Gdy pojawił się przepis nakazujący używania osłon i "Jack" próbował dokonać
zakupu osłony tłumika i zdębiał. Cena, którą trzeba było zapłacić za osłonę (540
zł netto, powaliła go z nóg, tym bardziej, że sam tłumik kosztował około 800 zł!
Postanowił
więc zmierzyć się z procedurami FIM-u i zaczął tworzyć coś co będzie
alternatywą dla "zachodniej" produkcji, a także możliwym rozwiązaniem dla
zawodników młodych i tych mniej zarabiających. Cena osłony wyprodukowanej przez
Darka wynosiła 150 zł
netto.
Polski mechanik nie miał jednak lekko, ale po 5 miesiącach produkt uzyskał
rekomendacje FIM! Jednak stało się to już po rozpoczęciu sezonu AD 2014 i większość
zawodników dokonała zakupu drogiej osłony. "Jack" nie uznał jednak tego okresu za
stracony, gdyż doświadczenia z w homologacji rozwiązań żużlowych na szczeblu FIM pozwoliły
mu przed sezonem 2015 uzyskać akceptację w okresie niespełna miesiąca i nowa,
lepsza, tańsza, bardziej estetyczna osłona tłumika spod ręki POLSKIEGO mechanika
została wprowadzona do powszechnego użycia przez zawodników światowego formatu
i mogła mieć zastosowanie zarówno do tłumików KINGA, DEP czy rodzimego POLDEMU,
a co najważniejsze była trzykrotnie tańsza.
W trakcie sezonu 2023, po
ligowej potyczce GKMU Grudziądz z Apatorem Toruń, były trener kadry narodowej
Marek Cieślak zaapelował do krajowego lidera Apatora -Patryka Dudka: "Byłeś moim zawodnikiem
przez wiele lat w kadrze. Reprezentacja z tobą odniosła wiele sukcesów. Myślę,
że masz chłopaku team, ale czy jesteś pewny, że oni wiedzą wszystko, co
potrzebujesz, czego szukasz? Może potrzebny jest jakiś inny człowiek, który nie
będzie ci robił przy sprzęcie, ale będzie przy tobie, będzie podpowiadał i
jednocześnie doglądał tego wszystkiego. Potrzeba, żebyś komuś zawierzył. To jest
trudna sprawa, żeby znaleźć dzisiaj kogoś takiego kto ma doświadczenie i
"wejdzie w ciebie". Są dwie sprawy. Kwestia sprzętu i twoja, czy ty jako
zawodnik nie rozstroiłeś się po prostu mentalnie. To wszystko trzeba by
pozbierać i ułożyć z tego jakąś całość".
Po tych słowach "Duzers" podziękował za współpracę Markowi Hućko i Sajdaka,
który wracał do zdrowia po problemach kardiologicznych. Co prawda, nie był
jeszcze gotowy, by zaangażować się w stu procentach w pracę fizyczną, ale mógł
służyć "Duzersowi" swoim doświadczeniem i pomagać pozostałym mechanikom. W roku 2023
doświadczony mechanik, miał pomagać
Oskarowi Fajferowi,
ale podczas pierwszego treningu w Gorican objawiły się u niego problemy z
arytmią. Kłopoty zdrowotne spowodowały konieczność poddania się operacji i na
kilka miesięcy wykluczyły mechanika z pracy. Wrócił jednak i miał odmienić obraz
Duzersa. I odmienił. Niestety po trzech meczach okazało się, że silniki jakie
użyczył Darek Patrykowi mogą być kradzione i zostały zabezpieczone przez policję
jako dowód w sprawie.
Do kradzieży miało dojść w roku 2022 z warsztatu Krzysztofa Lewandowskiego,
który złożył na komisariacie
policji zawiadomienie o utracie swoich dwóch najlepszych motocykli. Był to
efekt awantury z jednym z byłych sponsorów. Okazuje się, że teraz jeden z
silników odnalazł się w boksie Patryka Dudka. Oskarżenie w kierunku Sajdaka
na antenie TV skierował Mirosław Jabłoński mówiąc: "Mam informację z pierwszej ręki, kto tym silnikiem się opiekował.
Były zmienione i przebite numery. Na cylindrze było wyryte nazwisko Krzysztofa
Lewandowskiego, bo tak był oznakowany ten silnik. To niestety nowy członek
teamu, który przyłączył się do teamu i ponoć sam zaoferował pracę Patrykowi
Dudkowi. Następnie zjawił się na pierwszym treningu z silnikami. Kiedy te
silniki trafiły już na serwis, to mechanik, który je rozebrał, zgłosił się do
pana Kowalskiego, wiedząc, że jest to silnik, który nie powinien być w tych
rękach". Jabłońskiemu nie spodobał się również fakt, że choć przedstawiciele Apatora Toruń wiedzieli o całej sprawie
i nie zareagowali w żaden
sposób: "Wszyscy wiedzą o kogo chodzi, a ta osoba jest akceptowana w parku
maszyn tego klubu, gdzie zginęły te silniki. Nikt się nawet z tą osobą nie wita,
bo to widać, jak jest się w parku maszyn. Nikt nie rozmawia z tą osobą, więc dla
mnie jest to bardzo złe, że klub nie chce tego wyjaśnić. Powiedzmy sobie
szczerze. Nie chcieli reagować, bo Dudek zaczął jechać".
Po tych słowach Darek Sajdak przedstawił swoją wersję zdarzeń: "Zacznijmy od tego, że do wtorku a więc do chwili wypowiedzi Mirosława
Jabłońskiego w programie telewizyjnym do sądu nie wpłynął żaden pozew w tej
sprawie, a przecież od zakończenia współpracy minęło już prawie pół roku. Daleko
posuniętą konfabulacją jest więc stwierdzenie, że przeciwko mojej osobie toczy
się proces. Fajfer mówi, że wziąłem pieniądze za pół roku, ale już nie wyjaśnia,
że poza pierwszą dużą transzą, kolejne były wypłacane co miesiąc. Taką mieliśmy
umowę, a ja się ze wszystkiego wywiązałem. Jedną czwartą wartości mojego
kontraktu dostałem pierwszego dnia, a resztę miałem płaconą co miesiąc.
Pracowałem 30 lat, aby stawiać takie warunki i Oskar wiedział, że bez tego nie
dołączyłbym do jego teamu. Na każdą płatność mam potwierdzenie na fakturze.
Nasza umowa też została spisana na piśmie i obie strony wywiązywały się ze
wszystkich postanowień.
Wydaje mi się, że podejrzenie padło na mnie, bo wszyscy wiedzą, że od ponad 30
lat znam się z człowiekiem, który jest w konflikcie z Krzysztofem Lewandowskim i
odebrał mu dwa silniki. Przypadek sprawił, że ten człowiek zawiózł mój sprzęt na
pierwszy serwis u pana Gromowskiego. Poprosiłem go o pomoc, bo po meczu pan
Witold był już w łóżku, a ja chciałem wracać do domu w Gnieźnie. Zostawiłem go
więc u kolegi, a ten następnego dnia wyświadczył mi przysługę i zawiózł sprzęt
do tunera. Myślę, że niektórzy mogli skojarzyć te dwa fakty i dlatego pojawiły
się takie insynuacje. Nie chcę tego komentować. Proszę jednak zwrócić uwagę, że
jestem pracownikiem Patryka Dudka i to dla niego pracuję.
Mam już swoje lata i przyzwyczaiłem się do zazdrości ze strony innych
mechaników. Przez lata pracowałem dla najlepszych zawodników na świecie, stąd ta
zawiść. Nie przywiązuje do tego wagi i zapewniam, że poradzę sobie z tym.
Zresztą dziwnie się składa, ale oschłe w stosunku do mnie są przede wszystkim
teamy współpracujące z tunerem Ryszardem Kowalskim. Z resztą rozmawiam zupełnie
normalnie.
Jeśli chodzi o całą tę sytuację, to jeszcze raz powtórzę, że nie wiedziałem o
tym, że ten silnik może być kradziony. Nie mogę mówić o wszystkim, bo sprawa
jest wyjaśniana przez policję.
W tej sprawie jestem jedynie świadkiem. Zostałem wezwany na komisariat i
złożyłem zeznania. Powiedziałem, że to mój silnik, który kupiłem jakiś czas temu
za własne pieniądze, a później wynajmowałem Patrykowi Dudkowi. Z mojej wiedzy
wynika, że nikomu w tej sprawie nie postawiono zarzutów i nikt nie jest nawet
podejrzany. Sprawa wciąż nie trafiła do sądu. Oficjalnie nie dostałem nawet
informacji, czy to rzeczywiście mój silnik został zajęty przez policję.
Ja nie wiem, co było w środku, bo nigdy nie otwierałem tego silnika. Nie mam żadnej
wiedzy o rzekomo przebitych numerach tego silnika. Zresztą, gdyby tak było, to
tuner zorientowałby się, że coś jest nie tak już po pierwszym serwisie. Problem
w tym, że policja została poinformowana o wszystkim dopiero, gdy silnik znalazł
się na serwisie za drugim razem. Kompletnie tego nie rozumiem. Jak to możliwe,
że za pierwszym razem napisu nie było, a dopiero potem się pojawił? Wcześniej nie dostałem żadnych
wiadomości, że coś jest nie tak. Początkowo bałem się, że ukradł go ktoś kto
podawał się za policję, ale następnego dnia rano po moim telefonie na komisariat
otrzymałem potwierdzenie, że taka akcja służb faktycznie miała miejsce. Złożyłem
wniosek o wydanie mi mojej własności, ale do nie otrzymałem odpowiedzi. Znam jednak źródło zakupu silnika i jestem pewny, że niedługo okaże
się, że wszystko jest w porządku, a sprzęt zostanie mi zwrócony.
Na policji powiedziałem od kogo kupiłem ten silnik. Co prawda nie był to
zawodnik, ale źródło jest całkiem pewne. Nie chcę zdradzać wszystkiego, ale
przecież w Polsce każdy może kupić lub sprzedać silnik żużlowy. Czasem zresztą
celowo sprzedający ukrywa się, bo słabe wyniki poprzedniego właściciela mogą
wpłynąć na cenę. Często więc sprzęt sprzedaje się przez pośredników. Ja kupiłem
dokładnie to, czego szukałem. Mogę zdradzić, że chodziło mi o starszy silnik
przygotowany przez Ryszarda Kowalskiego.
Nie jest szczególną tajemnicą, że ostatnie dwa lata Ryszarda Kowalskiego, to
zupełna porażka, jeśli chodzi o innowacje inżynieryjne. Nowe silniki spisują się
znacznie gorzej niż te robione kilka lat temu. Nowe pomysły RK Racing nie zdają
egzaminu na torze, dlatego tak cenne są starsze jednostki. Proszę spytać o to
klientów tego tunera. Silniki kosztują kosmiczne pieniądze, a po prostu nie jadą
tak jak trzeba. Gdybym jednak miał podejrzenie, że z tym sprzętem jest coś nie
tak, to na pewno bym go nie kupił i nie oddawałbym go do serwisu do prawej ręki
Ryszarda Kowalskiego, czyli Witolda Gromowskiego. To byłoby
kompletnie bez sensu.
Myślę, że wyjaśniłem już większość tych zarzutów. Mogę też zapewnić, że sprawa
będzie miała ciąg dalszy, a mój prawnik tego nie zostawi. Mogę być podirytowany
na dziennikarzy, którzy opisali sprawę, ale to coś zupełnie innego niż
kierowanie w stosunku do mojej osoby bezpodstawnych, nieprawdziwych i
zasłyszanych oskarżeń, które poniżają mnie w oczach opinii publicznej. Wypowiedź
Mirosława Jabłońskiego odbieram jako niezrozumiały atak personalny na moją
osobę, który spowodował lawinę hejtu w przestrzeni medialnej. Na swój sukces
zawodowy pracowałem wiele lat i nie pozwolę, aby krzywdząca plotka to
zniweczyła. Będę domagał się przeprosin. Do tej pory narracja była bardzo
jednostronna i krzywdząca dla mnie. Mam nadzieję, że gdy ludzie poznają moją
wersję, to spojrzą na tę sprawę zupełnie inaczej".
Po całym zamieszaniu Patryk niestety wrócił do swojej sprzętowej niedyspozycji, a w sytuacji Darka należało zadać sobie pytanie komu zależało na oszczerstwach w jego kierunku i kiedy nastąpi oczyszczenie dobrego imienia uznanego żużlowego majstra.
Na zakończenie należy nie
wspomnieć o pseudonimie, pod którym Darek Sajdak znany jest w środowisku
żużlowym.
JACK to pozostałość po pracy u Tonego Rickardsona, który sprytnie skrócił
nazwisko swojego mechanika, Sajdak = say Jack (Jack)
Poza żużlem "Jack" każdą wolną chwilę stara się poświęcić rodzinie, a zimą, gdy śnieg zalega na żużlowych owalach, robi to co lubi najbardziej czyli pracuje przy motocyklach żużlowych, serwisując je dla juniorów, amatorów czy prowadząc renowację jednośladów dla kolekcjonerów.