|
Zmiany regulaminowe Kontrakty 2021 Przygotowania do sezonu Liga seniorów Liga juniorów Rozgrywki ligowe, Wyniki Kadra 2021 Tabela sezonu 2021 Statystyka i Regulaminy |
||||
Kapitan | Nowe twarze | Powrót do macierzy |
ZMIANY REGULAMINOWE W SEZONIE 2021
W ostatnim dziesięcioleciu Ekstraliga stała się zdecydowanie najlepszą żużlową ligą świata. Nic więc dziwnego, że starty w elicie generowały spore koszty, bo aby liczyć choćby na utrzymanie w rozgrywkach należało przygotować budżet na poziomie przynajmniej 6-7 milionów złotych. Czołowe zespoły miały jednak do dyspozycji nawet 12 milionów i więcej. Niestety coraz mniej klubów było stać na takie wydatki i coraz wyraźniej było widać dysproporcje pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi zespołami. Sytuacja była o tyle niebezpieczna, że lidze groziło nawet naturalne zamknięcie, bo po prostu mogło zabraknąć drużyn na odjechanie sezonu. Zwłaszcza po awansie, bo pierwszy sezon w elicie był dla drużyn najtrudniejszy nie tylko pod względem sportowym (konieczność zbudowania składu praktycznie od początku), ale także finansowym. Wszystko przez to, że z wypłaty dla beniaminka od władz ligi, była potrącana "opłata", która wynosiła około 1,2 mln złotych. Wynikało to uregulowań spółki i nowa drużyna musiała ponosić większy ciężar finansowy i w pierwszym sezonie, aby udowodnić, że nie odstaje od poziomu innych ekstraligowców. Wartość "wpisowego" ustanowiono na poziomie pięciu procent wszystkich rocznych przychodów ligi z tytułu praw sponsorskich i telewizyjnych. Zatem jeśli w roku 2020 przychody wynosiły 23 miliony, to beniaminek musiał liczyć się z potrąceniem na poziomie około 1,15 mln złotych. Co prawda drużyna awansująca do ekstraligo otrzymywała około 2,5 mln, ale do jej kasy, wpływało tylko około 1,3 mln złotych.
Po roku 2021 problem stawał się jeszcze większy, bo Ekstraliga doszła do porozumienia z telewizją i kwota z tytułu praw telewizyjnych znacząco wzrosła. Jak donosiły media - trzyletni pakiet praw telewizyjnych wart był 120 milionów złotych, a to oznaczało dla beniaminka potrącane aż 2,15 mln zł. To nie był jednak koniec wydatków beniaminka, bo drużyna po awansie musiała nabyć udziały w spółce. Dotychczas koszt licencji na starty wśród najlepszych wynosił 100 tysięcy złotych, ale w roku 2021 wzrósł on dwukrotnie, a w roku 2022 wykupienie praw dla nowego klubu wiązało się z wydatkiem rzędu 400-500 tysięcy złotych. Oczywiście nie oznaczało to, że żadna z drużyn nie miała szans dołączyć do elity, ale droga ta w przyszłości miała być znacznie trudniejsza niż kilka lat wcześniej. Chętny ośrodek musiał być bowiem przygotowany na bardzo duże nakłady w pierwszym sezonie, bo kolejne lata startów na najwyższym żużlowym szczeblu rywalizacji drużynowej w Polsce spłaszczały wydatki wszystkich drużyn.
Oczywiście oprócz wydatków drużyny mogły liczyć też na spore przychody. Żużel przez lata stał się produktem bardzo medialnym i nikogo nie dziwiły ogromne pieniądze z praw do transmisji telewizyjnych. Z drugiej strony telewizja chciała mieć w swojej ofercie dyscyplinę, której skumulowana oglądalność transmitowanych spotkań w nSport+ i ELEVEN SPORTS w sezonie 2020 wynosiła ponad 8,6 mln widzów. Z kolei wszystkie wydarzenia związane z Ekstraligą w obu stacjach (mecze i magazyny, jak również emisje powtórkowe) obejrzało 12,2 mln widzów, a to oznaczało, że w całym sezonie 2020 średnia oglądalność Ekstraligi w obu kanałach wyniosła blisko 132 tys. widzów. Ponadto współpraca Ekstraligi z Wirtualną Polską jako partnerem medialnym - licząc tylko materiały wideo - to blisko 400 produkcji, które przyniosły 41,6 mln odtworzeń. 19 magazynów "Bez hamulców", które emitowano na żywo ze strony głównej Wirtualnej Polski przyniosło 7,4 mln odtworzeń. Aplikacja Ekstraligi globalnie przyniosła rekordową liczbę użytkowników - 117 tys. i ponad 7,5 mln zdarzeń w okresie od czerwca do października. Znaczne grono kibiców było również zaangażowanych na oficjalnym profilu Ekstraligi na Facebooku - ponad 106 tys. Na Instagramie ta liczba osiągnęła z kolei blisko 42 tys., na Twitterze 15,8 tys., a na YouTube 13,1 tys. W trakcie krótkiego sezonu 2020 oficjalna witryna internetowa Ekstraligi zanotowała 3,3 mln odsłon.
Jednak prawa do pieniędzy z mediów to nie było wszystko na co mogli liczyć ekstraligowcy. Spółka bowiem od lat posiadała sponsora tytularnego i nie inaczej miało być w kolejnych latach. Oto bowiem Polska Grupa Energetyczna, która sponsorem tytularnym najwyższej polskiej żużlowej klasy rozgrywkowej była od 2015 roku, nie kryła zadowolenia z dotychczasowej współpracy i postanowiła przedłużyć swoją obecność w nazwie rozgrywek na kolejne lata: "Sponsorowanie PGE Ekstraligi wiąże się z realizacją wszystkich celów działań sponsoringowych ze szczególnym uwzględnieniem propagowania upowszechniania i wzmacniania marki PGE poprzez zwiększenie stopnia znajomości marki i zasięgu jej oddziaływania. Budowanie znajomości marki PGE jest działaniem długofalowym, które ma stworzyć warunki do pozyskiwania klientów oraz wsparcie działań zmierzających do powiększenia rynku sprzedaży. Zagwarantowane umową świadczenia na rzecz PGE służyć będą budowie relacji z klientami w powiązaniu z meczami PGE Ekstraligi. Żużel jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin sportowych w Polsce budzącą silne, pozytywne emocje. Wszystkie mecze PGE Ekstraligi transmitowane są w ogólnopolskich stacjach telewizyjnych. Dzięki zawarciu umowy sponsoringu tytularnego nastąpi przeniesienie na markę PGE pozytywnych skojarzeń ze sponsorowanego - poinformowała państwowa spółka na portalu wirtualnemedia.pl.
Nic więc dziwnego, że gdy dokonał się drugi historyczny awans Apatora Toruń do najwyższej klasy rozgrywek, można śmiało napisać, że był to najbardziej dogodny moment, który pozwolił właścicielowi Przemysławowi Termińskiemu i jego żonie Ilonie "wkupić się" do elitarnego grona po cenach sprzed "podwyżek". A jednocześnie po utrzymaniu statusu ekstraligowca w roku 2022 klub mógł liczyć na naprawdę ciekawe pieniądze. O ile Anioły były przygotowane na spore wydatki i na tyle zabezpieczone finansowo, że mogły poczekać na dodatkowe wsparcie finansowe do następnego roku, o tyle zadanie zbudowania drużyny, która utrzyma się w elicie i w kolejnym roku było już zadaniem niezwykle trudnym. Pomocny w tym aspekcie miał być zmieniony regulamin rozgrywek, w którym niektóre zapisy choć wydawały się trochę dziwne, to wprowadzono je nie przypadkowo, a najważniejsze zmiany dotyczyły:
Obowiązki organizatora meczu
Rozdział 2 Art. 3.
pkt
2. Klub organizator meczu jest zobowiązany do zapewnienia jednolitych maseczek
ochronnych dla wszystkich osób funkcyjnych wyznaczanych przez klub, o ile wymóg
ich stosowania określa Regulamin Sanitarny
PZM.
Ekstraliga chciał tym samym poprawić wizerunek i tłumaczyła, że przed rokiem
panowały pod tym względem zbyt duże różnice. Kiedy wszyscy korzystali z różnych
maseczek, to w świat szedł kiepski obrazek zwłaszcza, że niektóre maseczki miały
wątpliwej jakości przekaz w postaci rysunków.
Rozdział 3 Art. 8.
pkt
3. Na czas odbywania zawodów oraz oficjalnego treningu przed zawodami (w tym
próby toru przed zawodami) organizator wyznacza za pomocą widocznej przez całe
zawody linii granice strefy serwisowej na torze przy parku maszyn, w której mogą
przed biegiem przebywać członkowie teamów zawodników biorących udział w biegu
oraz sztabów szkoleniowych drużyn. Z zastrzeżeniem przepisów określających osoby
uprawnione do przebywania na płycie wewnątrz toru niedozwolone jest
przemieszczanie się ww. osób w inne części toru poza wyznaczoną strefę.
Umiejscowienie granic strefy serwisowej na torze musi być zatwierdzone przez
weryfikatora toru przed rozpoczęciem sezonu.
Rozdział 4 Art. 11.
pkt
1. Zawodnicy drużyny ubrani są obowiązkowo w jednakowe kevlary, których wzór
zatwierdza SE. Od sezonu 2021 każda drużyna może posiadać dwa wzory jednakowych
kevlarów. W razie konieczności zasady i sposób wyboru wzoru kevlaru do danego
meczu określi SE.
Przepisy dotyczące zawodników
Rozdział 7 Art. 24.
pkt
7. Zawodnikom, wszystkim osobom z ekipy zawodnika oraz sztabu szkoleniowego
zabrania się korzystania w parku maszyn, paddocku i podczas obchodu toru z
hulajnogi, roweru lub innego rodzaju pojazdu.
Organ zarządzający wprowadzenie tego przepisu uzasadniał tym, że hulajnogi i
rowery były w parku maszyn całkowicie zbędne, a już tym bardziej trudno
zrozumieć sens ich używania podczas obchodu toru. W czasach pandemii zawodnikom
bardzo zależało na tym, żeby zapoznać się ze stanem nawierzchni. A przecież, jak
sama nazwa wskazuje, do przeprowadzenia obchodu konieczne jest wyjście na tor i
krótki spacer.
Art. 36.
pkt
3. Zabrania się korzystania w boksach zawodników z jakichkolwiek ekranów o
przekątnej większej niż 6,9 cala do oglądania przebiegu meczów oraz odczytywania
wyników telemetrii. Ponadto żadne urządzenia używane do oglądania przebiegu
meczów oraz odczytywania wyników telemetrii nie mogą być mocowane w obrębie
boksów zawodniczych, ustawiane na stolikach lub statywach w tychże boksach, jak
również umieszczone w jakikolwiek inny sposób w tym miejscu.
Uregulowanie to wydawało się jak najbardziej słuszne, bowiem od dawna na
stadionach istniały mix-zony, które powstały z myślą o żużlowcach, ich teamach i
klubach. To tam wszyscy zainteresowani mieli przyglądać się wydarzeniom na torze
i oglądać powtórki. Dzięki temu kamery częściej skupiały swoją uwagę na tych
osobach i przy okazji pokazywały reklamy sponsorów znajdujących się w
specjalnych strefach. Przepis zatem miał względy czysto marketingowe.
Ponadto od roku 2020 w parku maszyn zaczęło przybywać urządzeń elektronicznych i kabli, które były
konieczne do prowadzenia monitoringu telemetrycznego, który miał towarzyszyć
wszystkim meczom Ekstraligi. Dla klubów nie było to zaskoczeniem, bowiem już
przed rokiem podczas kluczowych spotkań rozgrywek testowany był elektroniczny
pomiar czasu, a także narzędzie, dzięki któremu można było określić, który z
zawodników minął jako pierwszy linię mety. O całym systemie mówił
Wojciech
Stępniewski: "Telemetria na pewno ułatwi pracę sędziom, bo przecież sytuacji,
kiedy zawodnicy wpadali niemal równocześnie na metę, mieliśmy całe mnóstwo.
Arbitrzy mieli problemy i zdarzało się, że bardzo długo oglądali powtórki, by
wyłonić zwycięzcę. Teraz będą mieć jedno zmartwienie mniej, bo dostaną
narzędzie, które załatwi temat w mgnieniu oka. Poza tym telemetria uatrakcyjni
transmisje telewizyjne. Kibice zyskają dostęp do niepublikowanych do tej pory
danych. Część z nich znajdzie się także w aplikacji Ekstraligi. Poza tym
będą one widoczne dla żużlowców i sztabów szkoleniowych, którzy będą oglądać
spotkania w mix-zonie. Kibiców na pewno zainteresują średnie prędkości,
maksymalne prędkości zawodników, dystans pokonywany na torze, czasy okrążeń oraz
wiele innych danych, które możemy wygenerować i będziemy je udostępniać w
trakcie transmisji telewizyjnych oraz w aplikacji mobilnej Ekstraligi".
Przepisy dotyczące systemu rozgrywek i przynależności klubowej
odstąpienie od rozgrywania meczów barażowych. To oznaczało, że awans mieli
zapewniony wyłącznie zwycięzcy I i II ligi. Spadać do niższych lig miały
natomiast tylko ostatnie zespoły w Ekstralidze i na jej zapleczu. Zapis ten był
podyktowany faktem, że rozgrywki miały toczyć się w cieniu ciągle trwającej
pandemii koronawirusa COVID-19 i żużlowe władze komunikatem chciały już na
początku sezonu jasno określić zasadę spadków i awansów.
ograniczenie ilości lig w których startował zawodnik:
art. 216 pkt
1. Zawodnik może być potwierdzony do udziału w zawodach żużlowych tylko wtedy,
gdy został zgłoszony i ma ustaloną przynależność klubową stosownie do przepisów
rozdziału 3, złoży roczną kartę zgłoszenia wg wzoru określonego w załącznikach
do niniejszego regulaminu oraz:
4) w przypadku zawodników DMP - zobowiąże się w kontrakcie do ograniczenia
liczby startów w zawodach ligowych do dwóch różnych lig krajowych (włączywszy w
to ligę polską), a w wypadku zawodników DM I i II - ligi trzech różnych lig
krajowych (włączywszy w to ligę polską).
Powyższy zapis nie był wielką nowością, bowiem już wcześniej zawodnicy mogli
startować co najwyżej w trzech ligach. W roku 2021 postanowiono podejść do
tematu jeszcze bardziej restrykcyjnie, bo ekstraligowocom ograniczono starty do
dwóch lig. Nie był to jednak zapis bezpodstawny, a podyktowany tym co
wydarzyło się w sezonie 2020, kiedy to rozgrywki ligowe odbywały się w Szwecji,
Czechach, Rosji oraz Polsce. Z powodu pandemii koronawirusa nie udało się
przeprowadzić zmagań o mistrzostwa Danii, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Wielu
czołowych żużlowców startowało wówczas tylko w Polsce i sporadycznie pojawiając
się w zmaganiach ligi szwedzkiej.
Oczywiście wprowadzony zapis spowodował oburzenie nie tylko zagranicznych
żużlowców, którzy mówili, że jest to "socjalistyczny zapis, zabraniający
pracować i zarabiać", ale również promotorów i sponsorów klubów w lidze
szwedzkiej i brytyjskiej.
Ekstraliga nie robiła sobie jednak nic z tych
komentarzy, bowiem nie nakazywała zagranicznym jeźdźcom startów w Polsce i nie
zakazywała startów w innych ligach. Wszelkie decyzje były wolnymi wyborami
zawodników, którzy chcieli startować w kraju nad Wisłą z uwagi na finanse. Zatem
zagraniczni promotorzy mogli przyciągnąć do siebie każdego zawodnika
rekompensując mu finansową stratę wynikającą z absencji w lidze polskiej.
Niestety słabość finansowa klubów w innych krajach była tak wielka, że żaden
liczący się zawodnik nie zdecydował się na opuszczenie polskich rozgrywek
żużlowych.
Najtrafniej zmianę tę skomentował Włoch, Armando Castagna - Dyrektor wyścigów
torowych FIM: "Wszyscy mówią, że Polacy dyktują warunki, bo mają pieniądze.
Oczywiście. Tylko co mieli dziesięć czy dwadzieścia lat temu? Niewiele.
Zaowocowała ich praca w rozwój dyscypliny. We Włoszech mieliśmy osiem torów,
teraz mamy dwa. Podobnie sytuacja wygląda w innych krajach. Uważam, że każda
federacja powinna najpierw spojrzeć na siebie i zacząć porządki od swojego
ogródka. Pozytywnym przykładem jest Francja. Mają teraz 6-7 torów i własną ligę.
Nie mówię, że Anglia, Szwecja czy Dania robią złą robotę. Zamiast jednak wtykać
palce w sprawy polskie, powinny pomyśleć jak poprawić żużel u siebie i
zainteresować nim sponsorów, telewizje czy kibiców. Poza tym, nikt nie ma
obowiązku startować w Polsce. Może jechać w: Szwecji, Danii, Anglii, Francji,
Czechach czy Niemczech. Nikt nikogo nie zmusza do Polski i nie jest jej winą, że
ten sport tak doskonale w niej wygląda. Polacy organizując ligę w tak trudnych
warunkach z jakimi mieliśmy do czynienia w 2020 roku, otworzyli sobie autostradę
do zmian. Za to co zrobili, jeśli chodzi o żużel, można ich tylko podziwiać".
W roku 2021 w każdej drużynie musi być zgłoszonych
co najmniej 4 zawodników
spełniających łącznie następujące kryteria:
1. są zawodnikami krajowymi,
2. nie posiadają licencji międzynarodowych wydanych przez inną FMN niż
PZM,
3. są zgłoszeni z numerami 1 -7 lub 9 -15
instytucja gościa tylko w II lidze. W składzie każdej drużyny mógł być
zgłoszony tylko jeden zawodnik biorący udział w danych zawodach jako "gość". A
mógł być on zgłoszony wyłącznie w przypadku, gdy u co najmniej jednego zawodnika
spośród pięciu z najwyższymi średnimi indywidualnymi stwierdzono pozytywny wynik
na obecność koronowirusa COVID-19.
Żużlowe
władz wzięły pod lupę również przygotowanie toru do zawodów. Art. 752 pkt 3.
W sytuacjach szczególnych podmiot zarządzający ma prawo podjąć decyzję dotyczącą
odstąpienia od zasad rozgrywania przez drużynę meczów po jednym razie na torze
własnym i przeciwnika (ust. 1 pkt 1. powyżej oraz art. 755 ust. 1) według
własnego uznania, kierując się dobrem sportu, zasadami: fair-play, uczciwej
rywalizacji sportowej i sprawiedliwości.
Oznaczało to ni mniej ni więcej, że jeżeli na dwie godziny przed zawodami
sędzia i komisarz toru (w przypadku braku Jury Zawodów) lub całe Jury Zawodów
jednogłośnie stwierdzą, że z winy organizatora nie ma możliwości przygotowania
na zawody toru zgodnego z regulaminem, sędzia lub Jury Zawodów orzeka walkower
na korzyść drużyny gości. Poza tym, jeżeli mecz został przerwany ze względu na
nieregulaminowy stan toru spowodowany warunkami atmosferycznymi, mecz uważa się
za rozegrany, jeśli zakończyło się co najmniej 8 biegów w części zasadniczej lub
co najmniej 12 biegów w części finałowej. Jeżeli mecz został przerwany z innych
powodów, decyzję co do tego meczu podejmie podmiot zarządzający według własnego
uznania, kierując się dobrem sportu, zasadami: fair-play, uczciwej rywalizacji
sportowej i sprawiedliwości.
Podczas każdego meczu będą wykonywane u zawodników obowiązkowe
badanie na
obecność alkoholu w organizmie.
Kierujący ligowymi rozgrywkami w Polsce otrzymały zgodę i upoważnienie na
przerwanie i zakończenie rozgrywek, gdyby wystąpiły szczególne okoliczności.
Przepis ten uwzględniał "zdarzenia o charakterze siły
wyższej" czyli łatwo się domyśleć mógł być użyty przez władze Ekstraligi, gdyby
np. pandemia koronawirusa nie pozwoliła przeprowadzić rozgrywek.
Zapis ten został wprowadzony w ostatnim momencie przed publikacją regulaminu, a
wynikał z doświadczeń innych lig. Oto bowiem, gdy wiosną koronawirus
rozprzestrzeniał się po Polsce, w trybie natychmiastowym zakończono rozgrywki
m.in. siatkarskiej PlusLigi i ręcznej PGNiG Superligi. Speedway
Ekstraliga
chciała być przygotowana również na taką możliwość i choć wprowadziła ów zapis,
to miała nadzieję, że nigdy przepis
ten nie zostanie zastosowany.Zawodnik do lat 24 w każdym zespole.
Art. 759 pkt 7. W składzie każdej drużyny uczestniczącej w rozgrywkach DM I i
II Ligi pod numerem 1-5 lub 9-13 musi być zgłoszony jeden zawodnik krajowy lub
obcokrajowiec do lat 24 (biorąc pod uwagę rok urodzenia). Zawodnik ten nie jest
liczony do limitu zawodników, o którym mowa w ust. 1 i 2.
Art. 767 pkt 5. W biegach I, III-XIII zawodnika do lat 24 może zastąpić tylko
rezerwa zwykła, taktyczna (bez biegu nr I) lub zastępująca tylko odpowiednio z
numerami startowymi 6, 7, 8 i 14, 15, 16. Natomiast raz w meczu zawodnika do lat
24 w biegach III-XIII może zastąpić rezerwa taktyczna z numerami 1-5 i 9-13.
Wyjaśniając oba powyższe paragrafy w każdej drużynie pod numerem 1-5 lub
9-13 musiał być zgłoszony jeden zawodnik krajowy lub obcokrajowiec do lat 24
(biorąc pod uwagę rok urodzenia). Zawodnik ten nie był liczony do limitu
zawodników polskich. Oznaczał to, że jeżeli na tej pozycji pojawi się Polak, to
pod numerami 1-5 (9-13) w składzie i tak będzie musiało znaleźć się miejsce jeszcze dwóch żużlowców
z licencją "Ż".
O ile większość regulaminowych nowości była zwykłą kosmetyką wynikającą z
bieżących wydarzeń i potrzeb o tyle wprowadzenie do składów zawodnika do lat 24
na pozycji seniora, wywołało sporo komentarzy.
Ekstraliga i
GKSŻ chciały
poprawić sytuację beniaminka i doprowadzić do większej rotacji żużlowców. Było
to kompromisowe rozwiązanie pomiędzy Kalkulowaną Średnią Meczową i wyrównaniem
siły zespołów startujących w rozgrywkach ligowych. Nad kształtem zapisów
pracował zespół ekspertów, który swoje prace zakończył w marcu 2020 roku, a w
jego skład wchodzili:
Wojciech Stępniewski (Prezes Ekstraligi Żużlowej), Piotr
Szymański (Przewodniczący GKSŻ), Ryszard Kowalski (Wiceprezes Ekstraligi
Żużlowej), Krzysztof Cegielski (reprezentant zawodników, Stowarzyszenie
Metanol), Leszek Demski (szef sędziów), Rafał Dobrucki (trener kadry juniorów),
Ireneusz Igielski (Fogo Unia Leszno), Arkadiusz Ładziński (SpecHouse PSŻ
Poznań), Piotr Mikołajczak (Car Gwarant Kapi Meble Budex Start Gniezno), Andrzej
Rusko (Betard Sparta Wrocław), Michał Świącik - (Eltrox Włókniarz Częstochowa)
oraz dziennikarze.
Wojciech Stępniewski
- prezes PGE Ekstraligi, przewodniczący Zespołu Ekspertów:
"Zespół Ekspertów to ciało doradcze powołane przez Polski Związek Motorowy
jeszcze w 2012 roku. Od tamtego czasu jego grono znacznie się powiększyło.
Zespół zajmuje się nie tylko regulaminami sportowymi, ale również innymi ważnymi
obszarami, na których są pewne sprawy do poprawy. Chcieliśmy poznać zdanie o
regulaminie szerokiego spektrum osób w polskim żużlu. Nie tylko tych z
PZM,
klubów, Ekstraligi czy niższych lig, ale także dziennikarzy oraz
przedstawicieli zawodników. Stąd prace robocze przeprowadziliśmy po
konsultacjach, które bardzo sobie cenię, bo wniosły dużo pozytywnych uwag.
Wprowadzone zmiany pozwolą na poprawę sytuacji beniaminka w Ekstralidze. Ten
przepis na pewno spowoduje większą rotację zawodników powyżej 24. roku życia.
Tym samym większe możliwości dla drużyn - beniaminków, których jak w Rybniku w
tym sezonie, nie środki finansowe były ograniczeniem, ale "zabetonowany" rynek
transferowy.
Nowa kategoria zawodników był kompromisem pomiędzy KSM i chęcią znalezienia
przestrzeni dla drużyn kompletujących składy od podstaw. Jeżeli klub szkolił
zawodników, inwestował w nich dużo pieniędzy i ma sukcesy na gruncie
wychowywania talentów, to my tym przepisem wychodzimy naprzeciw jego
oczekiwaniom. Zobaczymy, jak ta regulacja będzie oddziaływać na rynek zawodniczy
w ciągu najbliższych trzech lat"
Piotr Szymański - przewodniczący
GKSŻ i członek zespołu ekspertów:
"Od początku
wiedzieliśmy, że zmiany są konieczne, a Polska to główna siła światowego żużla z
trzema ligami, gdzie skupieni są zawodnicy nie tylko podnosząc swoje
umiejętności sportowe, ale także - wpływając na wzajemny przepływ środków
finansowych w dyscyplinie, bo nie oszukujmy się - w dużej mierze nasz żużel
kształtuje realia żużla na całym świecie, a wielu młodych zawodników dzięki
polskim ligom i polskim sponsorom wypływa na szerokie wody także na arenie
międzynarodowej.
Ta kategoria wiekowa jest pojemna i to chciałbym bardzo podkreślić. Mamy w niej
obecnie w trzech polskich ligach 57 zawodników, którzy będą mieli okazję do
występów na nowych zasadach, a jeśli policzymy zawodników w Polsce, Szwecji,
Danii i Anglii, to tych żużlowców razem do wyboru jest aż 81 na trzy klasy
rozgrywkowe. Tym, którzy mówią, że tacy żużlowcy będą się cenić - odpowiadam, że
wolę, aby młody żużlowiec, na dorobku i rozwijający się, zarobił więcej za to,
że jest zdolny i rokuje nadzieję. Stawiam to w opozycji do dawnego przepisu o
KSM, który generował wysokie oczekiwania zawodników tylko za to, że ich średnia
pasowała do określonego składu.
W regulaminie funkcjonowanie zawodników w kategorii U24 miało podlegać normalnym
zasadom jak w przypadku zawodników zgłoszonych do składu z numerami 1-5 / 9-13.
- A tym, którzy zastanawiają się co będzie w przypadku kontuzji, odpowiadamy: na
tej pozycji można desygnować do zespołu również juniora, a dodatkowo utrzymana
zostaje pozycja zawodnika rezerwowego U23, a więc tak naprawdę młodych polskich
i zagranicznych zawodników w drużynie będzie co najmniej czterech. - Pojawia się
pytanie czy kluby w 2. Lidze Żużlowej powinny mieć również ósmego zawodnika, ale
ten temat pozostawiam już na spotkanie z klubami".
W cieniu zmian regulaminowych kluby walczyły o przetrwanie
w dobie pandemii COVID-19 i swoje finanse.
Miejskie budżety zostały zdemolowane przez koronawirusa. Prezydenci miast żużlowych
liczyli straty. Niektórzy oszczędzali robiąc cięcia w dotacjach na sport. A to z
kolei powodowało, że polski żużel od dawna mocno zależny od wsparcia samorządów,
drżał o swój byt. W ostatnich latach na konta klubów regularnie trafiały
miliony. Prezesi chętnie wyciągali po nie ręce i najczęściej je dostawali, bo
miejscy rajcy chcieli przypodobać się lokalnej społeczności. To miało swoje
konsekwencje, bo w dużej mierze z tego powodu Polacy płacili najwięcej gwiazdom
światowego żużla, a Ekstraliga uchodziła za najlepszą ligę świata. W innych
krajach, gdzie takiego wsparcia nie było, dyscyplina przeżywa głęboki kryzys i
nic nie wskazywało na to, żeby miało coś zmienić się w tej materii. Niestety
wspomniana pandemia spowodowała to, że w Polsce można było dostrzec poważny
kryzys finansowy w klubowych budżetach opartych na miejskich dotacjach.
Wybawieniem miało być większe wsparcie lokalnych przedsiębiorców (oni również
musieli przewartościować swoje cele finansowe w dobie pandemii) oraz jak
największa liczba kibiców na trybunach. Sytuacja ta dotyczyła również
toruńskiego klubu, jednak
Adam Krużyński
- członek rady nadzorczej uspokajał
kibiców w jednym z wywiadów: "Toruński klub od wielu lat słynie z tego, że nie
ma problemów finansowych i realizuje swoje zobowiązania oraz jest klubem
wiarygodnym. Widząc, co dzieje się na rynku transferowym, nie było jednak tak
łatwo. Być może w innych klubach ta sytuacja finansowa wygląda nieco inaczej i
to też widać po niektórych kontraktach. Ceny nie spadły, a powiem szczerze, że
wzrosły nawet w porównaniu do poprzedniego sezonu. Przed startem w sezon 2022,
nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Ciężko będzie być w 100% gotowym.
Myślę, że to co zrobił w tym roku Polski Związek Motorowy oraz
Ekstraliga,
czyli tak naprawdę uruchomienie rozgrywek, było bardzo ważne i kluczowe dla tej
dyscypliny i rozsądne z punktu widzenia funkcjonowania wszystkich klubów.
Patrząc na Anglię i ich roczny rozbrat z żużlem to byłby dla nas ogromny problem
i być może spowodowałby zapaść, jeśli chodzi o funkcjonowanie i rozwój żużla.
Każdy z klubów jest w innej sytuacji i inaczej konstruuje swój budżet, inaczej
generuje przychody i ma swój pomysł na to. Myślę, że najważniejsze jest to,
abyśmy zagwarantowali stabilność całej dyscyplinie, a skoro większość pieniędzy
pochodzi z Polski i utrzymuje ten sport w pewnym stopniu, no to kluczowe będzie
to, abyśmy potrafili wypłacić kontrakty, które zostały podpisane. Moim zdaniem
warto by było również rozważyć start rozgrywek przy chociaż minimalnym udziale
publiczności. Żużel bez kibiców na stadionach, co już mieliśmy okazję widzieć w
sezonie 2021, nie jest tak samo atrakcyjnym sportem, produktem, jak zawody,
które odbywają się przy udziale publiczności. Zresztą cały sport jest po to, by
dawać satysfakcję i radość kibicom. Wierzę, że przez te kilka miesięcy, które są
przed nami sytuacja się ustabilizuje i władze pozwolą nam oglądać zawody żużlowe
przy co najmniej 50% wypełnieniu stadionu".
Obawy o obecność kibiców na trybunach były jak najbardziej zasadne, bowiem
jeszcze na kilka dni przed startem rozgrywek wszystko wskazywało na to, że liga
pojedzie bez udziału kibiców. Niektórzy prezesi naciskali, by w związku z tym
przesunąć inaugurację rozgrywek, ale
Ekstraliga miała inne zdanie, o czym
poinformował
Wojciech Stępniewski:
"Rząd podejmuje decyzje stosownie do
aktualnej sytuacji epidemiologicznej i niewiele zależy od nas. Porównując
sytuację obecną i tzw. trzecią falę koronawirusa, która jest już nie tylko w
Europie zachodniej, ale także w Polsce do sytuacji z wiosny 2020 roku, widzimy,
że jesteśmy na zupełnie innym poziomie liczby zakażeń. Nie należy się
spodziewać, że ktokolwiek podejmie nierozsądne decyzje i weźmie na siebie
odpowiedzialność za wzrost zakażeń.
Na pewno sezon rozpoczniemy w ścisłym reżimie sanitarnym, który aktualnie
dostosowujemy do obecnych realiów. Testy na obecność koronawirusa wśród
zawodników przed zawodami Ekstraligi na pewno będą robione. Strefy na stadionach
też muszą nadal funkcjonować. Na pewno dostosujemy też nasze wytyczne sanitarne
do rekomendacji Ministerstwa Zdrowia w zakresie maseczek. Z instytucji gościa
kluby będą mogły korzystać tylko w przypadku zakażenia zawodnika koronawirusem.
Będziemy dobrze przygotowani do rozgrywek. Mamy już wiele doświadczeń z
ubiegłego roku, ale nadal chcemy być czujni i dlatego poprawiamy jeszcze wiele
spraw .
Jeśli chodzi o przełożenie startu rozgrywek, to rok temu o mały włos nie udało
się rozegrać Ekstraligi ze względu na to, że zaczęliśmy sezon w czerwcu i był to
bardzo szybko przebiegający sezon. Przykład SoN w Lublinie pokazał, co stało się
raptem tydzień po zakończeniu Ekstraligi, które miało miejsce 11 października.
Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko. Dwie, trzy kolejki opóźnienia, bo nie
wiemy przecież jaka będzie pogoda pod koniec marca - nie są problemem, aby je
przełożyć i ulokować w terminarzu nowe terminy. Ale nie mamy żadnej gwarancji,
że gdybyśmy teraz przełożyli inaugurację na czerwiec, to w czerwcu pojawiliby
się kibice na stadionach. Nie możemy również przewidzieć, czy bezpiecznie
zakończylibyśmy sezon i rozgrywali mecze rundy finałowej w odpowiednich
warunkach atmosferycznych. Pamiętajmy, że jesienią przeszkodą nie są tylko opady
deszczu, ale przede wszystkim niskie temperatury, które powodują, że czasami nie
można rozegrać meczu na zalanym wodą torze nawet po tygodniu prowadzenia na nim
prac".
Tak jasna deklaracja ucięła wszelkie dyskusje i jak pokazało, życie była nader słuszna, bowiem w marcu pandemia nieco odpuściła i kibice wrócili na trybuny, choć reżim sanitarny pozostał.
Spektakularne kontrakty i drużyna złożona z
najlepszych zawodników wymagała niemałych nakładów finansowych. Po spadku w sezonie
2020 torunianie mogli liczyć
zaledwie na 0,5 mln złotych pomocy z budżetu miasta, czyli blisko dziesięć razy
mniej niż choćby Motor Lublin (4,8 mln złotych). Po
awansie do Ekstraligi zespół nie dość, że nie mógł liczyć na choćby
minimalną podwyżkę, to na domiar złego stracił nawet to co miał do tej pory, bo
w miejskiej kasie Torunia na pierwszą połowę roku przeznaczono na żużel zaledwie
230 tysięcy złotych. Nikt nie wiedział jakie plany miasto miało na drugą część roku,
ale jeśli nawet radni zgodziliby się na utrzymanie dotacji na tym samym poziomie, to klub
w ciągu roku miał dostać zaledwie 460 tysięcy złotych.
Oczywiście należało pamiętać, że decyzje te wynikały z trudnej sytuacji
gospodarczej spowodowanej pandemią, a klub dodatkowo był wspierany kwotą 1,5 mln
złotych przeznaczają na zakup licencji do organizacji rund Grand Prix, gdzie cały
zysk z imprezy trafiał do kasy Apatora Toruń. Jednak z drugiej strony Apator był jednym z nielicznych klubów żużlowych
w elicie, który musiał płacić olbrzymie pieniądze za wynajęcie stadionu. W
Toruniu opłaty do tej pory były na tyle wysokie, że z pomocy miasta na inne cele
nie zostawało praktycznie nic.
Na szczęście
z drużyną został legalnym polski bukmacher eWinner, który od 2020
sponsorował polski sport, ze szczególnym przywiązaniem do żużla. W środowisku
żużlowym marka zaistniała przede wszystkim w sponsoringu toruńskiej drużyny oraz
jako Oficjalny Sponsor PGE Ekstraligi i eWinner 1. Ligi. Tak więc rok 2021 niewiele zmienił w na bankowych kontach Apatora i w ramach kolejnej, rocznej umowy, eWinner mógł prowadzić szeroki zakres brandingu na
Motoarenie, prezentację
logotypu na kombinezonie oraz motocyklu, a także szereg działań w mediach
elektronicznych i około stadionowych. Zadowolenia z tej decyzji nie krył Dariusz Rompa, manager Sponsoringu eWinner Sp. z o.o.:
"Już na początku naszej drogi
szukaliśmy drużyny oraz szukaliśmy sponsoringu sportowego, który będzie blisko
naszej marki, będzie dynamiczną dyscypliną sportową, jednocześnie będzie dawać
gwarancję na polu sportowym. Naturalnie nasza uwaga skierowała się w kierunku
Torunia, który akurat przechodził ciężki rok. My jednak byliśmy również
beniaminkiem na rynku bukmacherskim, stąd też postanowiliśmy połączyć się z
marką, która wspólnie z nami będzie awansowała coraz wyżej i będzie nam
gwarantowała sukcesy na polu biznesowym.
Liczymy, że w 2021 roku będziemy bardziej aktywni oraz bardziej widzialni jeśli
chodzi o przestrzeń około stadionową. Chcemy podejść bliżej naszych kibiców i
pokazać im nieco więcej jeśli chodzi o kwestie związane z samym sportem
żużlowym. Chcemy pokazać jeszcze szersze możliwości rozrywki związane i z
zakładami bukmacherskimi i z czasem spędzonym wokoło stadionu".
Tak więc Anioły na "żużlowe łowy transferowe",
ruszyły ze stabilną kasą, ale była to kasa nie tak obfita jak w innych
ekstraligowych klubach, dlatego też torunian nie było stać było na zatrudnienie
największych gwiazd. Jednak tak jak wspomniano na wstępie rocznika 2021 co roku, z drobnymi wyjątkami, sytuacja w przypadku beniaminka
Ekstraligi na
rynku transferowym wygląda identycznie i wcale nie najważniejsze były w tym przypadku
pieniądze. Klub który awansował musiał bazować na zawodnikach, którzy wywalczyli
awans, a ponieważ trudno było pozyskać klasowych jeźdźców przywiązanych do
klubowych barw pozostawało zakontraktowanie tych, którzy nie znaleźli uznania w
innych klubach z nadzieją, że akurat w kolejnym sezonie zaczną ponownie zdobywać
punkty. Nie inaczej było przypadku Apatora Toruń po awansie do najlepszej ligi
świata. Choć zespół w końcówce sezonu 2020 mocno spuścił z tonu, w klubie
panowało przekonanie, że nie rewolucja, a stopniowa ewolucja może dać w
przyszłości największe sukcesy. Niestety sprawy nie ułatwiał działaczom nowy
przepis o obowiązkowym zawodniku do lat 24 w składzie, który miał swoje
uzasadnienie, bo wyraźnie było czuć brak dopływu nowych młodych zawodników,
którzy byliby zmiennikami dla seniorów na szczeblu ekstraligowym. Tym samym przepis o zawodniku do 24 roku życia
nieco zamieszał w w składach. bo wypchnął do 1 Ligi
Nielsa
Kristiana Iversena,
Rune Holte czy
Michaela Jepsena Jensena,
i Ekstralidze pojawiły się nowe twarze. Dodatkowo koniec wieku juniora przestał
kojarzyć się z zakończeniem żużlowych karier, bo nowe regulacje sprawiały, że
zawodnicy otrzymywali kolejną szansę i mogli w spokoju pracować nad swoim
rozwojem na różnych poziomach rywalizacji przez kolejne trzy lata. Tak więc w
roku 2021 giełda transferowa była zdecydowanie ciekawsza. Ruchy kadrowe zostały wymuszone
i kibice mieli więcej emocji. Skorzystała także 1 Liga, gdzie jak wspomniano
trafiło kilka markowych nazwisk. A to oznaczało, że zwycięzca rozgrywek miał
nieco mniejszy problem ze zbudowaniem składu na Ekstraligę po wywalczeniu
awansu.
Warto też wspomnieć, że przepis o zawodniku do 24 roku życia w połączeniu z
ograniczeniem liczby lig w których ekstraligowcy mogli startować, miał wpływ na
rozgrywki w innych krajach. Nieźle odnalazła się w całej sytuacji liga szwedzka,
która dla zawodnika w większości przypadków była ligą drugiego wyboru. Większych
perturbacji nie było również w Danii, gdzie od dawna szkolenie miało swoją
ciągłość i koncepcję. Największy kłopot pojawił się jednak u Anglików, którzy w
sezonie jechali bardzo dużo spotkań, a Brexit nie służył swobodnemu
przemieszczaniu. Pojawił się w tej sytuacji logistyczny problem, bo jedna ekipa
mechaników mogła obsłużyć Polskę, Szwecję czy Danię, ale na wyspach zawodnicy
musieli budować drugi team od podstaw. Brytyjscy promotorzy w tej sytuacji
sięgnęli po zawodników z Australii i innych nacji, a to miało przyciągnąć nowe
nazwiska na kontynent europejski.
Ograniczenie liczby lig w których mógł startować zawodnik, budziło wiele
kontrowersji wśród zawodników, ale w Toruniu nie było, żadnych problemów zarówno
w kwestii wyboru rozgrywek priorytetowych, a także znacznie wcześniej zadbano o
wartościowe nazwisko na pozycji zawodnika do lat 24 i jak się miało okazać po
sezonie transferowym był to strzał w przysłowiową dziesiątkę. Nikogo to jednak
nie dziwiło, bo
Adam Krużyński przed laty nie raz
zostawał królem giełdy transferowej. Niestety przewodniczący Rady Nadzorczej
Apatora Toruń w sezonie 2021 oprócz
kontraktu z jeźdźcem do lat 24 nie miał łatwych negocjacji, Pod względem
liczby przeprowadzonych rozmów działacz nie miał zapewne sobie równych, bo jeszcze przed otwarciem oficjalnego okienka
transferowego kusił najlepszych zawodników na świecie i w sumie negocjacje
toczyły się aż z 19 jeźdźcami i poza ośmioma żużlowcami, z którymi ostatecznie
ustalono warunki startów, torunianie próbowali skusić jeszcze jedenaście innych
nazwisk.
Na trudny ekstraligowy sezon Apatora najbardziej potrzebował Polaków i to właśnie z tymi zawodnikami prowadzono najmocniejsze negocjacje. Hitami mogłyby okazać się transfery Janusza Kołodzieja i Piotra Pawlickiego, którzy podjęli rozmowy, ale ostatecznie uznali, że lepiej będzie im zostać w Unii Leszno. Kolejni na liście życzeń byli Dominik Kubera, Bartosz Smektała, ale w ich przypadki rozmowy zakończyły się jedynie na wstępnym zapytaniu, a działacze szybko zdali sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Znacznie ciekawiej było w przypadku negocjacji z Szymonem Woźniakiem, bo 27-letni żużlowiec dostał naprawdę dobre warunki i długo zastanawiał się nad ofertą torunian. Opcja była kusząca, a z tym zawodnikiem w składzie, klub mógłby śmiało walczyć o awans do play-off. W międzyczasie wyjaśniła się jednak przyszłość klubowa Pawła Przedpełskiego i szybko okazało się, że wychowanek wraca do swojego macierzystego ośrodka. Jednocześnie Krużyński mocno walczył o kolejnego zawodnika do lat 24 oraz juniorów. Po Frederika Jakobsena udał się specjalnie na mecz Startu Gniezno, a zawodnik miał możliwość przejścia do Torunia nawet po uzgodnieniu warunków umowy z Robertem Lambertem i mógłby pełnić rolę rezerwowego. Wśród obcokrajowców można powiedzieć tradycyjnie podjęto kolejne próby przekonania do transferu Artioma Łagutę i Emila Sajfutdinowa. Obaj żużlowcy byli kuszeni na transfer do grodu Kopernika mniej więcej od czterech lat, ale konsekwentnie odmawiali. Ponadto długo pewniakiem do składu Aniołów był Jason Doyle, a w kontekście juniorskim nie było tajemnicą, że Apator mocno liczył na transfer Mateusza Cierniaka i choć torunianie złożyli zawodnikowi najkorzystniejszą ofertę, ten postanowił skorzystać z propozycji częstochowskiej.
Ostatecznie klub niewiele zmienił w swoim składzie i do Krzysztofa Lewandowskiego i Kamila Marcińca, którzy mieli ważne kontrakty dołączyli bracia Holderowie, Robert Lambert, Patr Chlupac, Pawł Przedpełski, Tobiasz Musielak, Adrian Miedzińsk oraz Karol Żupiński i Paweł Łaguta. Niestety zabrakło miejsca w zespole dla lidera Apatora na poziomie pierwszoligowym - Wiktora Kułakowa. Rosjanin miał nadzieję, że po awansie utrzyma miejsce w składzie i naturalnie, po dwóch bardzo dobrych sezonach przeniesie się do elity. Niestety musiał te plany odłożyć na później. Włodarze toruńskiego kluby były zainteresowane przedłużeniem umowy z zawodnikiem, ale oczekiwali, że przystanie on na zmianę obywatelstwa i będzie w rozgrywkach występował jako Polak. Wiktor pozostał jednak wierny barwom ojczystym i postanowił poszukać nowego pracodawcy ponownie na pierwszoligowym froncie, ale w Toruniu pozostał jako gość, który miał występować z Aniołem na piersi w sytuacji, gdyby których z zawodników zapadł na Covid-19. Z drużyną pożegnał się również Igor Kopeć Sobczyński, który w 1 lidze nie pokazał się z wystarczająco dobrej strony, a dodatkowo zakończył starty w gronie juniorów.
Jako
pierwszy w gabinecie Pani Prezes zasiadł
Jack Holder, którego zatrzymanie było
pierwszym i najważniejszym celem przed sezonem 2021. Australijczyk miał za sobą
świetne miesiące, przez co jego nazwisko było zapisane w notesach wielu
prezesów. Ostatecznie na pozostanie w Toruniu zdecydowali się nie tylko Jack,
ale również jego brat
Chris. Przez lata jazdy w Toruniu Holderowie, a zwłaszcza
Chris, zapracowali sobie na miano kogoś więcej niż miano zawodnika. Wszyscy
pracownicy klubu szanowali ich nie tylko za postawę na torze, ale także
lojalność i troskę o dobro klubu. Choć starszy z braci Holderów miał odjechać w
Toruniu swój czternasty sezon, to do tej pory działacze nigdy nie mieli z nim
żadnych problemów. Dodatkowo Australijczycy byli pierwszymi zawodnikami, którzy
porozumieli się co do warunków kontraktu na starty w I lidze i nawet przez
moment nie myśleli o opuszczeniu zespołu w trudnej chwili. Gdy zespół żegnał się
z elitą, oni do końca robili wszystko, by uniknąć spadku. To w Toruniu pamiętali
im wszyscy od działaczy na kibicach kończąc. Działacze byli zachwyceni ich postawą na torze i poza nim oraz troską o
klub. Starszy z braci traktowany był w Toruniu jak wychowanek. Ważnym argumentem
była także cena, bo starszy z braci Holderów nie należał do zbyt drogich
zawodników, ale wynikało to też z faktu, że jego forma w ostatnich latach była
daleka od optymalnej. To obniżało jego pozycję negocjacyjną i zawodnik zdawał sobie
z tego sprawę od bardzo dawna i
nie windował swoich oczekiwań finansowych. Poza tym również bardzo mocno zżył
się z toruńskim otoczeniem i nie wyobrażał sobie jazdy w innym zespole, a na
odejście nie zdecydowałby się nawet, gdyby otrzymał dużo wyższą propozycję z
innego zespołu.
Tym samym było pewne, że
Jason Doyle nie wróci do eWinner
Apatora Toruń.
Wielu kibiców i komentatorów mimo, że miało w pamięci zasługi starszego z braci,
nie mogło zrozumieć angażu
Chrisa Holdera, kosztem
Jasona Doyla.
Jacek Gajewski,
były toruński menadżer mówił wprost o złym wyborze: "Nie zazdroszczę działaczom
z Torunia. To trudna decyzja, bo Holder jest zżyty w tym klubem, wiele osób
darzy do sympatią. Nie można jednak żyć sentymentami i nadziejami, że może teraz
się uda, może w końcu się pozbiera. Ten regres formy trwa już za długo. Moim
zdaniem jeśli Apator nie chce popaść w kłopoty, powinien zacząć budować drużynę
na Ekstraligę od dwóch ludzi:
Jasona Doyle'a i
Jacka Holdera i do nich
dokładać kolejne cegiełki. Osobiście bardzo lubię Chrisa, ale mam wątpliwości
czy jest w stanie wrócić do tego poziomu sprzed kilku lat. Na pewno jego dużym
atutem jest to, że dobrze jeździ na
Motoarenie, ale traci 50% wartości w meczach
wyjazdowych. Przy regulaminowej zmianie jaka będzie obowiązywała od przyszłego
sezonu (zawodnik do lat 24 w podstawowym składzie) pozycje dla zagranicznych
seniorów trzeba obsadzić zawodnikami, którzy gwarantują spory bagaż punktowy".
Działacze jednak wierzyli w Australijczyka, bowiem w sezonie 2020 całkiem dobrze
radził sobie w Sparcie Wrocław, gdzie osiągnął średnią 1,745, a w I lidze był
jedną z gwiazd, która dzięki średniej 2,322 pkt/bieg została trzecim zawodnikiem
tego poziomu rozgrywek. Zestawiono więc jego wyniki z
Jasonem Doylem (średnia
2,00 pkt/bieg w Ekstralidze) i okazało się, że wydawanie ogromnych pieniędzy
na tego zawodnika może okazać się złym pomysłem. Doyle w barwach Włókniarza
Częstochowa pokazał, że nie należy do zawodników ze stabilną formą i jego
obecność w składzie Apatora wcale nie gwarantowałaby walki o medale. Torunianie
uznali więc, że płacenie ponad dwa razy więcej byłoby po
prostu nierozsądne.
Zaoszczędzone
pieniądze torunianie w tej sytuacji wykorzystali na sprowadzenie do
Roberta Lamberta, który jako zawodnik do lat 24 miał zastępować w składzie
zawodników, którzy danego dnia nie byli w najlepszej dyspozycji. Anglik, był objawieniem Ekstraligi w sezonie 2020, a
dzięki nowemu regulaminowi i uprzywilejowanej pozycji jeźdźców do 24 lat,
otrzymał z końcem sezonu oferty z siedmiu ekstraligowych klubów w tym od walczącego o awans Apatora
Toruń. Jedynym zespołem, który nie złożył Lambertowi oferty była Unia Leszno.
Tak duże zainteresowanie wynikało z tego, że Anglik zaskakiwał dobrą jazdą na
torze, ale zaskoczył kilku prezesów oczekiwaniami finansowymi,, które sięgały
800 tysięcy złotych za podpis i 7 tysięcy za każdy zdobyty punkt, co przy
podobnej formie do tegorocznej dałoby mu szansę na zarobienie w Ekstralidze
1,8 mln złotych. W Toruniu osiągnięto porozumienie na znacznie niższym poziomie
co komentował
Adam Krużyński:
"Oczywiście, że Robert miał wiele ofert. My
rozmawialiśmy z nim bardzo konkretnie. Nie ukrywam, że dla nas był to pierwszy
wybór. Wchodząc do Ekstraligi, po zmianie przepisów, wiedzieliśmy, że
decyzja o zakontraktowaniu zawodnika do lat 24 z najwyższej półki, może być
kluczowa dla wyniku, jaki uda nam się zrealizować. Zawodnik miał bardziej
lukratywne oferty, przekraczające naszą pod względem finansowym nawet o 30
procent. Wybrał Toruń z innych powodów niż pieniądze (nieoficjalnie mówiło się,
że wybranka zawodnika pochodzi z Torunia), co nas cieszy, bo większość klubów
będzie miała słabszego zawodnika albo takiego, który buduje dopiero swoją
karierę. Wybór najskuteczniejszego, a
Robert Lambert wydaje się być na dzień
dzisiejszy najlepszą alternatywą. Toruński klub zaoferował także Lambertowi
pomoc w rozwoju jego kariery. Stąd też kontrakt obejmuje dwa lata i
ukierunkowany jest na długofalową współpracę. Toruń jest areną cyklu Grand Prix,
w którym
Robert Lambert chce zafunkcjonować i odegrać rolę takiego challengera z
sukcesem. Wszystkie te aspekty zaważyły na tym, że Robert był przekonany do
oferty toruńskiego klubu".
Z kolei sam zawodnik po podpisaniu umowy powiedział: "W ostatnich dwóch sezonach
w Ekstralidze zmagałem się z jeżdżeniem z pozycji nr 8 lub 16. Nie było to
najlepsze rozwiązanie dla mnie. Teraz tak naprawdę przed rozpoczęciem rozmów z
jakimkolwiek klubem pytałem o moją pozycję w zespole. Było to dla mnie wręcz
kluczowe. Z osobami z toruńskiego klubu od początku miałem dobry kontakt, a
relacje między mną a klubem układały się bardzo dobrze. Naprawdę czuję się
szczęśliwy, że mogłem podpisać kontrakt z tym klubem. Nie będę krył, że dla mnie
istotne jest to, żeby wokół siebie mieć przyjazne otoczenie. Duch w drużynie i
atmosfera jest bardzo ważna, by odnosić sukcesy i wygrywać kolejne mecze.
Doskonale znamy się z Jackiem i Chrisem Holderami. To taki mały bonus kontraktu
w Toruniu, że będę jeździł z nimi w jednym zespole. Dodatkowo z
Motoareną w
Toruniu mam świetne wspomnienia, dzięki sukcesowi jaki świętowałem w tym roku na
tym obiekcie. Lubię ten tor. Czuję się na nim dobrze i wiem, że może być na nim
naprawdę dobre ściganie. Myślę, że mamy silny zespół. Tworzymy przede wszystkim
bardzo młodą i głodną sukcesów drużynę. To może nam pomóc w osiąganiu dobrych
wyników. Myślę, że jak każdy zespół stawiamy sobie za cel awans do play-off.
Zawsze trzeba przystępować do sezonu z ambitnym planem".
Po uzgodnieniu kontraktów z obcokrajowcami przyszedł czas na kontrakty z zawodnikami krajowymi. Jako pierwszy transfer ogłoszono powrót po dwóch latach do macierzy Pawła Przedpełskiego, który w ciepłych słowach pożegnał się z Częstochow: "Chciałbym podkreślić, że Częstochowa była dla mnie domem przez ostatnie dwa sezony. Chcę podziękować kibicom, prezesowi, trenerowi, całemu zarządowi za wiarę we mnie, za szansę rozwoju, wsparcie i niesamowitą atmosferę. Jestem bardzo wdzięczny i bardzo doceniam, że miałem szansę reprezentować ten klub. Dziękuję z Częstochowy, bo wielu z nich życzyło mi powodzenia. Dostałem też sporo wiadomości od kibiców z Torunia, którzy napisali, że się cieszą z mojego powrotu. To na pewno dało mi dodatkowego kopa. Nastawienie jest zatem bojowe. Teraz chcę zrobić wszystko, żeby się jak najlepiej przygotować. Na razie plany nieco krzyżują zamknięte siłownie, ale jakoś sobie z tym poradzę. Będę miał miejsce na treningi. Poza tym mam swój tor crossowy pod domem, więc mogę jeździć. Jeśli chodzi o sprzęt, to nie planuję zmian i zostaję przy tym, co mam". W słowach tych nie było zbędnej kokieterii, bo w czasie rozstania z Toruniem, ostatni wartościowy wychowanek Apatora, nie raz udowodnił, że potrafi wygrywać z najlepszymi żużlowcami Ekstraligi, a jedyne czego wciąż mu brakowało to stabilizacja formy. Po bardzo dobrym początku sezonu 2020, w kolejnych meczach szło mu nieco gorzej, ale ostatecznie wystąpił w 13 meczach częstochowskiego klubu. Z 57 biegów wygrał 14. Łącznie z bonusami wywalczył 90 punktów, co przełożyło się na średnią biegopunktową równą 1,579. W Toruniu działacze nie mieli wątpliwości co do słuszności swojej decyzji i obiecując Pawłowi pewne miejsce w składzie, kreowali go na lidera drużyny. Angaż Przedpełskiego skomentował inny były toruński wychowanek Robert Sawina: "Mogę powiedzieć, że moim najgorszym momentem w karierze był powrót po latach do Torunia. Wówczas więcej straciłem niż zyskałem. Wiadomo, że nie można porównywać mnie i Pawła na tej samej płaszczyźnie, bo ja jeździłem w zupełnie innych latach. Teraz zawodnicy są bardziej odporni na różnoraką opinię kibiców. Kiedyś tego nie było. Każdy musiał radzić sobie sam. Tak jak wspomniałem, jeśli Paweł jest mentalnie gotów wrócić do Torunia, to być może to mu się opłaci. Ja osobiście nie obciążałbym go rolą lidera. To jest jeszcze młody, perspektywiczny zawodnik, który w przyszłości ma prawo być zawodnikiem, który w tych najtrudniejszych momentach może ponieść drużynę do zwycięstwa, ale na tę chwilę Paweł potrzebuje ugruntowania swojej pozycji w zespole po całkiem niezłym sezonie w Częstochowie. Na pewno potrzebuje jeszcze trochę czasu".
Zakontraktowanie
krajowego lidera i trójki obcokrajowców wymagało podpisania umowy z jeszcze
jednym polskim zawodnikiem. Trener
Tomasz Bajerski
nie miał specjalnego wyboru na rynku transferowym, ale w swojej talii miał dwa
ciekawe nazwiska -
Adrian
Miedziński i
Tobiasz Musielak. Żaden z zawodników nie chciał siedzieć na ławce
rezerwowych, dlatego szkoleniowiec miał spory ból głowy, bo musiał wybrać
pomiędzy wychowankiem, który nie raz pokazał co znaczy dla niego Apator, a
zawodnikiem, który w rozgrywkach pierwszoligowych uzyskał lepsze wyniki. W
Toruniu, mimo sceptycznych opinii ekspertów na temat skuteczności obu jeźdźców w
ekstralidze, panował spokój i postanowiono przyglądać się obu jeźdźcom w
trakcie przygotowań, o czym poinformował trener: "co do Tobiasza i Adriana, przy
większym spokoju jestem przekonany, że udźwignęliby jazdę w najlepszej lidze
świata. "Miedziak" na pewno, "Tofeek" z kolei dysponuje niepodważalnym atutem w
postaci świetnego wyjścia spod taśmy, co w Ekstralidze jest szczególnie
pożądaną cechą. Dlatego ja bym ich obu nie skreśla, choć pewnie nie ma takiej
opcji, żeby zostali obaj. Chcę mieć jednego. Ja nie pracuję tak, żeby moi
zawodnicy na treningach walczyli o skład. Walczyć mają z przeciwnikami, a skład
ma być ustalony i pewny". Tak więc ostatecznie obaj jeźdźcy podpisali kontrakty w
Toruniu, a działacze postanowili los zawodników zostawić w ich własnych rękach.
To Adrian i Tobiasz musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcą spędzić zimę
na treningach, nie mając przy tym pewności czy dostaną szansę na jazdę w elicie.
Wydawało się, że większy dylemat miał
Adrian Miedziński w którym było mnóstwo
determinacji by pozostać w klubie który go wychował, bo jak przyznał, miał dość
jazdy w I lidze i już nie mógł się doczekać powrotu do elity. Torunianin budził
jednak skrajnie uczucia. Nie można było przejść obok niego obojętnie - albo się
go kochało, albo nienawidziło. Zdecydowaną większość swych miłośników żużlowiec
miał w Toruniu, swoim macierzystym mieście, gdzie w latach 2002-2017 klub
przechodził kadrowe rewolucje, zmieniali się właściciele, nazwa drużyny, trenerzy, a nawet stadion. Jedynym stałym elementem był właśnie
Miedziński.
Można
zaryzykować stwierdzenie, że Adrian był skazany na Apator. Podstaw żużlowego
rzemiosła nauczył go ojciec
Stanisław, legenda toruńskiego speedwaya.
Senior rodu był podporą drużyny w latach osiemdziesiątych i miał spory wkład w
pierwsze w historii Aniołów Drużynowe Mistrzostwo Polski zdobyte w sezonie 1986.
Z kolei "Adi" pierwszy ekstraligowy punkt - jako niespełna
siedemnastolatek - zdobył w derbowym pojedynku z Polonią Bydgoszcz. Później
miłość kibiców do niego tylko rosła, szczególnie gdy wraz z
Karolem Ząbikiem
tworzyli jedną z najlepszych par młodzieżowych w kraju. Po 21 urodzinach
Miedziński zdecydował się zostać w Apatorze, choć nigdy nie był zawodnikiem
wybitnym, mającym zadatki na lidera zespołu, to zawsze szybko dochodził do
porozumienia z działaczami. Nikomu nie przeszkadzało, że tylko raz - w sezonie 2013 - udało mu się wykręcić
średnią powyżej dwóch punktów na bieg, bo przeciętną skuteczność przyćmiewał przywiązaniem do barw klubowych - 15 lat z rzędu w jednej drużynie,
było jak na
standardy XXI-wiecznego żużla prawdziwym ewenementem. Cechowała go też wielka chęć
wygrywania i serce zostawiane na torze. W swojej niesamowitej ambicji
często zdarzało mu się szarżować nieco na wyrost. Złośliwi żartowali niekiedy, że
ten żużlowiec nie uzna zawodów za zaliczone bez choćby jednego przywitania z
bandą lub nawierzchnią. Niekiedy do groźnych wypadków z jego udziałem dochodziło
w sytuacjach zupełnie abstrakcyjnych. Niestety po 15 latach stałego związku z
Aniołami, przyszedł czas na rozbrat. Pomysłodawcą
rozwodu Miedzińskiego z Toruniem byli państwo Termińscy, którzy nie byli
zadowoleni z wyników zawodnika (średnia 1,549 punktu na bieg) i wpajali mu, że
to dobry moment na spróbowanie chleba z innego pieca i Miedziński trafił do
Częstochowy. Liczył na rozwinięcie skrzydeł pod okiem Marka Cieślaka. Ten ruch
nie dał jednak zbyt wiele, żadnej ze stron. Miedziński poprawił swoją średnią o
niecałą 0,1 punktu, a Get Well Toruń po raz kolejny nie awansował do play-offów. Adrian został jednak pod Jasną Górą, ale sezon 2019 był dla niego
tragedią na całej linii, bo tak słabo punktował w Ekstralidze jeszcze
jako młodzieżowiec. Wcale nie lepiej wyglądała sytuacja jego macierzystego klubu
- torunianie pierwszy raz w historii zaznali goryczy spadku do niższej klasy
rozgrywkowej. Dlatego trzeba było puścić w niepamięć medialną wymianę zaczepek pomiędzy
żużlowcem a
Przemysławem Termińskim,
bo dla wszystkich stało się jasne, że
wychowanek musi wrócić do Grodu Kopernika. Tak więc toruński klub wrócił nie tylko do
współpracy z wychowankiem, ale także do historycznej nazwy - wystartował w
pierwszej lidze jako eWinner Apator Toruń. Zgodnie z przewidywaniami zwyciężył
ją w cuglach, ale dyspozycja Miedziaka daleko była od wybitnej. Wbrew
oczekiwaniom kibiców, nie udało mu się zdobywać średnio 2 punktów na bieg. Znów
problemem stała się gorąca głowa coraz starszego zawodnika. Gdyby 35-latkowi
udało się trzymać nerwy na wodzy, to jego zdobycz punktowa mogłaby prezentować
się o wiele okazalej. Co było powodem takiego stanu rzeczy wiedział toruński
trener: "Z
Adrianem jest taki problem, że w tym sezonie przekombinował. Miał dobre, a nawet
świetne mecze, a później zaczęło się u niego bardzo duże kombinowanie z
przełożeniami, ustawieniami. Niepotrzebnie. Przez to miał taki sezon jaki miał.
Jego upadki i wykluczenia były spowodowane właśnie tym, że za dużo kombinował.
Adrian chce jeździć w Ekstralidze, więc zostaje w Apatorze, pod warunkiem,
że nie będzie już u niego kombinacji. Wierzę, że już nie będzie tego robił.
Trzeba trzymać za niego kciuki. Najmniejszym problemem jest u niego sprzęt,
który jest świetny".
Słowa te nie uspokoiły ani kibiców, ani działaczy, bo ciągle tkwiła niepewność czy zawodnik sobie
poradzi w najlepszej lidze świata. Dlatego władze klubowe zabiegały o
polskie obywatelstwo dla
Wiktora Kułakowa. Jednak Rosjanin nie kwapił się ze
zmianą paszportu i po tym jak wprowadzono
przepis uniemożliwiający
Wiktorowi Kułakowowi i innym obcokrajowcom starty z
polską licencją, los uśmiechnął się do Miedzińskiego, bo to definitywnie wyeliminowało głównego kandydata do pozycji
polskiego seniora w Apatorze. Gdy torunianom odmawiali kolejno coraz to
słabsi krajowi zawodnicy - od wspomnianego Kołodzieja, po Buczkowskiego,
podpisano kontrakt z "Miedziakiem", jednak miał on walczyć o miejsce w składzie
Tobiaszem Musielakiem, który po dobrym sezonie w I lidze również chciał sprawdzić się na tle najlepszych żużlowców świata.
"Tofik" zdawał sobie sprawę, że
rywalizacja o miejsce w składzie z wychowankiem Apatora będzie bardzo trudna,
jednak odrzucił bardzo ciekawą ofertę z
pierwszoligowego Wybrzeża Gdańsk, gdzie miał pełnić rolę krajowego lidera z
całkiem dobrymi warunkami finansowymi. Tak więc jak wspomniano w klubie
zostali obaj jeźdźcy, a decyzję tę uzasadniał
Adam Krużyński, który był
odpowiedzialny za kontrakty ze wszystkimi zawodnikami: "Zobaczymy, co wyjdzie na
wiosnę z Adrianem i Tobiaszem. Decyzje, na którego z nich postawić będzie
podejmował trener
Tomasz Bajerski. Trudno w tej chwili przewidywać, co się
wydarzy w przyszłym roku. Zdaję sobie sprawę, że dla zawodników to może być
kłopot. Jest wiele znaków zapytania, jak będzie wyglądał przyszły sezon, kiedy
się zacznie i jak będą przebiegały rozgrywki. Zakontraktowanie trzech polskich
seniorów na dzień dzisiejszy daje klubowi więcej możliwości".
Po
skompletowaniu składu seniorów przyszedł czas na formację młodzieżową, która
przez ostatnie sezony była bolączką Apatora. Po tym jak wiek juniora skończył
się dla
Igora Kopeć-Sobczyńskiego, działacze z miasta Kopernika poinformowali za pośrednictwem mediów społecznościowych, że w
drużynie na sezon 2021 zostają
Kamil Marciniec i
Krzysztof Lewandowski.
Pierwszy z nich był wychowankiem szkółki Janusza Kołodzieja. W swojej
karierze reprezentował Speedway Wandę Kraków, Orła Łódź oraz w
ubiegłym sezonie drużynę Apatora Toruń i zgromadził wówczas 21 punktów i 4 bonusy w 38 startach, co dało średnią 0,658 pkt/bieg
(53 miejsce wśród sklasyfikowanych zawodników). Drugi z kolei
był wychowankiem miniżuzlowej szkółki BTŻ-u Bydgoszcz, lecz przed sezonem 2020 trafił do
toruńskiej ekipy i pod tym szyldem Apatora zyskał żużlową licencję w klasie 500
ccm. Z uwagi na to, że
nie miał skończonych 16 lat w sezonie 2020 jeździł jedynie w zawodach
juniorskich, w których pokazywał niemały potencjał. Rok 2021 zatem dla niego
pierwszym na szczeblu ligowym.
Wiadomym
było jednak, że te dwa nazwiska nie dają gwarancji sukcesu, bo młodzieżowcy w
ekstralidze ścigali się nie tylko między sobą, ale z powodzeniem potrafili
odbierać punkty seniorom i to bardzo utytułowanym. W klubie trwały więc usilne
starania o zakontraktowanie zawodnika do lat 21 ze znacznie większym
doświadczeniem niż Lewandowski i Marciniec. Wybór padł na
Karola Żupińskiego, który podpisał kontrakt
wmyśli którego miał reprezentować Anioły do końca wieku juniora czyli przez
najbliższe trzy sezony. Tak jasna i długa deklaracja kontraktowa wynikała z
faktu, że gdański klub nie chciał wypuścić obiecującego jeźdźca i postawili twarde
warunki, w których władze Apatora musiały zapłacić za młodzieżowca ponad 200
tysięcy złotych jako ekwiwalent za wyszkolenie. Torunianie zapłacili oczekiwaną
kwotę, ale przy tak dużej sumie liczyli
na zwrot pieniędzy poprzez dobre występy juniora w ich zespole. Również sam
zawodnik dostał w Toruniu bardzo dobry kontrakt indywidualny, ale przez
najbliższe lata nie miał możliwości odejścia bez zgody Apatora. O odstąpieniu od
kontraktu z Żupińskim nikt w Toruniu jednak nie myślał, bo o ile rok 2021 był
rokiem "na utrzymanie", o tyle w kolejnych latach zespół miał walczyć o
najwyższe cele i długoletni kontrakt z Żupińskim stawiał Anioły w komfortowej
sytuacji, bo wystarczyło jedynie wyszkolić w najbliższych latach jednego
solidnego zawodnika i klub mógł dysponować znakomitym zestawem juniorskim.
Dla wychowanka gdańskiego Wybrzeża, Apator był drugim klubem w Polsce, a zawodnik do żużla
trafił tuż po swoich dziewiątych urodzinach i Wybrzeże Gdańsk reprezentował już
jak miniżużlowiec, dla którego zdobywał medale mistrzostw świata w klasie 125 i 250 ccm,
by tuż po szesnastych urodzinach zadebiutować w lidze. Dla Wybrzeża
Gdańsk jeździł przez trzy sezony, w których stopniowo rozwijał swoje
umiejętności. W rozgrywkach AD 2020 osiągnął średnią biegową 1,255, co dało mu
44 miejsce w klasyfikacji jeźdźców 1 ligi. Co ciekawe, tuż za nim uplasował się
Igor Kopeć-Sobczyński, którego Żupiński miał zastąpić na pozycji juniora w
Apatorze i komentował swoją decyzję: "Inne kluby ekstraligowe również
kontaktowały się ze mną i były zainteresowane współpracą. Wraz z moim teamem
podjęliśmy jednak decyzję, by dołączyć do Apatora Toruń. Zawsze dobrze jeździło
mi się na toruńskim torze. W tym przypadku wszyscy wiedzieliśmy do czego dążymy
i już na pierwszym spotkaniu z władzami toruńskiego klubu doszliśmy do
porozumienia".
Kontrakt z obiecującym juniorem zamknął podstawowy skład żółto-niebiesko-białych, a zakontraktowani jeźdźcy mogli liczyć
na duże pieniądze, ale tylko pod warunkiem spełnienia pokładanych w nich
nadziei. Działacze Apatora już dwa lata temu przekonali się, że kontrakty
motywacyjne to dobra droga, bo dzięki temu uniknięto wypłacania sowitych
kontraktów za sezon, w którym klub spadał z Ekstraligi. W większości klubów
zawodnicy negocjowali kwoty za podpis, a do tego ewentualne bonusy, które były
wypłacane po spełnieniu celów drużyny, czyli po awansie do play-off, zdobyciu
medalu lub mistrzostwa Polski. W Toruniu działacze poszli nieco inną drogą i
wypłatę uzależnili od średniej biegopunktowej każdego zawodnika na koniec
sezonu. Zawodnicy drugiej linii, jeśli marzyli o naprawdę zarobkach, musieli
zdobywać średnio w każdym wyścigu przynajmniej 1,70 pkt/bieg. Nieco wyższe
wymagania mieli zawodnicy z wyższymi kwotami za podpis, którzy byli stawiani w
roli liderów drużyny. Ci żużlowcy, aby zarobić więcej, musieli zakończyć sezon
ze średnią co najmniej 1,90 pkt/bieg. Tym samym w pierwszej grupie zawodników
znaleźli się Polacy, czyli
Paweł Przedpełski,
Tobiasz Musielak i
Adrian
Miedziński, a w drugiej
Jack i
Chris Holderowie oraz
Robert Lambert.
To jednak nie był jednak koniec benefitów jakie mogli uzyskać toruńscy jeźdźcy, bo każdy z
zawodników miał zapewnione dodatkowe profity w razie sezonu życia. Dla żużlowców
z drugiej linii dodatkowe pieniądze przewidziano w razie osiągnięcia średniej
2,00 pkt/bieg, a dla liderów 2,20 pkt/bieg. W
ten sposób klub nie tylko zabezpieczał się na wypadek słabszej formy jednego z
jeźdźców, ale zarazem motywował swoich podopiecznych do osiągania jak
najlepszych rezultatów. Dzięki dobrej formie różnica w premiach mogła wynieść
nawet 150 tysięcy złotych, a w przypadku bardzo dobrego sezonu żużlowcy mogli
zarobić nawet 300-400 tysięcy złotych więcej za same punkty zdobywane w lidze,
bo średnia stawka za punkty w Ekstralidze wynosiła 5 tysięcy złotych, ale
największe gwiazdy mogły liczyć nawet na 7 tysięcy za każdy punkt.
Zatem żużlowcy Apatora wiedzieli, że ich zarobki zależą tylko od nich samych, a to
znacznie bardziej motywowało niż uzależnianie wypłaty od sukcesu drużyny, bo
przecież ten w dużej mierze uzależniony był od kontuzji czy zdarzeń losowych.
Gdy wydawało się, że torunianie przystąpią do przedsezonowych przygotowań w ostatnich dniach okienka transferowego obwieszczono, jeszcze jeden kontrakt, a była to umowa z Pawłem Łagutą, bratankiem Artioma i Grigorija Łagutów. Dwudziestolatek w sezonie 2021 miał poważnie potraktować żużel oraz swoją karierę i planował przyjechać do Polski na cały sezon. Toruński klub miał tym samym wobec niego poważne plany i liczył, że będzie reprezentował klub w rozgrywkach Ekstraligi w roli zawodnika rezerwowego pod numerem 8. Rosjanin miałby więc realną szansę na występy z Aniołem na piersi w razie kłopotów Roberta Lamberta lub innego zawodnika z podstawowego składu. Kontrakt z Pawłem Łagutą, był jednak inwestycją w przyszłość, bo żużlowiec miał olbrzymi talent, a świadczył o tym choćby to, że we wrześniu 2020 został mistrzem Rosji juniorów. Polscy kibice znali go dobrze, bo w 2018 roku startował w I lidze w barwach Polonii Piła, a osobistą opiekę sprawował wtedy nad nim Piotr Świst. Ostatecznie przygoda najmłodszego żużlowca w rodzinie Łagutów w Polsce zakończyła się po trzech meczach, w których zdobył w sumie 11 punktów. Przez ostatnie dwa sezony żużlowiec jeździł tylko w macierzystym klubie w Rosji (Wostok Władywostok), ale w końcu podjął decyzję o podboju Europy i uznał że oferta toruńskiego klubu w której działacze brali na siebie odpowiedzialność za sprzęt i sprawy logistyczne jest dla jego rozwoju bardzo korzystna. Przed Rosjaninem otwierała się tym samym okazja do występów na jednym z ponad 30 klubowych silników od Ryszarda Kowalskiego oraz opieka bardzo dobrych mechaników. Rozwój jego kariery osobiście nadzorować miał trener Tomasz Bajerski. Nic więc dziwnego, że w klubie panowało przekonanie, że w sezonie 2021 talent zawodnika może eksplodować, zwłaszcza że młody Łaguta mógł liczyć na wsparcie swojego wujka Artioma, który już wcześniej pożyczał mu sprzęt i wspierał fachową radą. Działacze dopilnowali także, by Rosjanin miał z kim rywalizować na treningach i podpisali umowę także Petrem Chlupacem. Tym samym w Toruniu zbudowano kadrowe zaplecze z przyszłościowych zawodników, którzy wzorem lat poprzednich mieli być wypożyczeni do niższych lig, by ci mieli okazję zebrać doświadczenie.
Tak zbilansowany zespół stał się najmłodszą drużyną w ekstralidze, bo średnia wieku wynosiła 23,9 lat. Najstarszy: Chris Holder urodził się w roku 1987, a najmłodszy: Krzysztof Lewandowski w 2005. Niestety drużyna choć miała jednego z najlepszych zawodników do lat 24 - Roberta Lamberta, nie posiadała zdecydowanego lidera.
Cały okres transferowy skomentował w jednym
z wywiadów
Adam Krużyński:
"Według mnie to jest optymalny skład, który byliśmy w
stanie zbudować jako beniaminek Ekstraligi oraz biorąc pod uwagę sytuację,
jaką jest na rynku. Pandemia wcale nie wprowadziła uspokojenia wyścigu zbrojeń i
schłodzenia dość wysokich stawek, które funkcjonują w sporcie żużlowym. Staliśmy
się połączyć nasze pozytywne emocje i chęć zbudowania jak najsilniejszej
drużyny, ale mieliśmy cały czas na uwadze rozsądek i finanse, którymi klub
dysponuje. Zawsze byliśmy znani z solidności i tego, że realizujemy wszystkie
zobowiązania. Dla nas to jest priorytetem i chcemy nadal być tak postrzegani.
Generalnie okres transferowy był moim zdaniem dla nas sukcesem. Pozyskaliśmy
chyba najlepszego i najbardziej wartościowego zawodnika do lat 24 na rynku,
czyli
Roberta Lamberta. Dla nas bardzo ważny jest także powrót
Pawła
Przedpełskiego. Wraca do Torunia wzmocniony, jako lepszy zawodnik. Nasza polska
formacja będzie dzięki temu zdecydowanie mocniejsza niż ta, którą mieliśmy
podczas sezonu spadkowego z Ekstraligi. Pozyskanie
Karola Żupińskiego to także
sukces. Duże nadzieje wiążemy także z dwoma innymi młodzieżowcami. Zarówno
Kamil
Marciniec jak i
Krzysztof Lewandowski to juniorzy z dużym potencjałem, którzy
powinni pokazać się z bardzo dobrej strony. Obaj mogą być pozytywnym objawieniem
Ekstraligi, zważywszy na to, że jakość młodzieżowców w większości klubów może
być problemem.
Chcielibyśmy zaskoczyć wszystkich i wjechać do play-offów. Uważam, że to jest
realny cel. Każdego z zawodników, których mamy w składzie, stać na zrobienie
progresu. Ten zespół właśnie został tak skonstruowany, że liczymy na rozwój
naszych żużlowców.
Jack Holder,
Paweł Przedpełski czy
Robert Lambert, a nawet
Chris Holder, jak również
Tobiasz Musielak czy
Adrian Miedziński, w zależności,
kto wywalczy miejsce w składzie, to zawodnicy, którzy mogą zrobić progres. Stać
ich na to, by byli lepszymi zawodnikami niż w zeszłym sezonie. Jeżeli każdy z
nich podciągnie się nawet minimalnie, to wcale nasze marzenie o tym, by być w play-offach, nie jest nierealne. Jesteśmy pełni nadziei przed nowym sezonem.
Uważamy, że nazwiska wcale nie jadą. Nie patrzmy tylko na średnie z poprzedniego
sezonu. Spójrzmy na to szerzej, co ci zawodnicy robili 2-3 lata temu. Na jakim
etapie kariery byli wtedy, a gdzie są teraz. Dajmy im po prostu szansę na to,
żeby nas zaskoczyli".
O potransferowy komentarz pokusił się również trener Tomasz Bajerski, który wierzył w zespół który stworzył i z którym miał walczyć w lidze: "Mogę powiedzieć, że ze składu, który udało nam się zbudować jestem zadowolony. Pozyskaliśmy jednego z lepszych zawodników na pozycji U24. Dołączył do nas także Paweł Przedpełski. Zostali bracia Holderowie i Tobiasz Musielak. Wciąż będzie z nami Adrian Miedziński, który wie co poprawić, aby nie popełnić takich błędów jak w zeszłym roku. Priorytetem przy kompletowaniu drużyny i główną ideą była dobra atmosfera w zespole, ale także wyrównany i perspektywiczny zespół. Będziemy pracować na pełnych obrotach. Mając młodych zawodników możemy mieć nadzieję, że jeden czy dwóch z nich wyskoczy z formą i osiągniemy dużo lepszy wynik, niż sobie zakładaliśmy przed sezonem. Najważniejsza jest dla mnie drużyna jednak całość i tak jak powiedziałem dobra atmosfera w zespole. Myślę, że po awansie mimo wszystko naszym podstawowym celem będzie utrzymanie się w Ekstralidze. Jesteśmy beniaminkiem, więc takie zadanie wydaje się oczywistym priorytetem. Nie ukrywam jednak, że chciałbym abyśmy sprawiali trudności rywalom w każdym spotkaniu, niezależnie czy będzie się ono rozgrywać u nas w Toruniu czy na wyjeździe. Jesteśmy sportowcami, więc będziemy walczyć. Po cichu liczę też, że może uda nam się zakręcić w play-offach".
W realizacji celów o których mówili
Adam Krużyński i
Tomasz Bajerski pomóc miał
dodatkowo wysokiej klasy sprzęt, od najlepszego tunera na świecie -
Ryszarda
Kowalskiego. Żużlowy mechanik miał słabość do Torunia, bowiem swoją żużlową
przygodę rozpoczynał na żużlowym owalu przy ulicy Broniewskiego. Dlatego od lat
mocno współpracował z działaczami toruńskimi, a w warsztatach klubowych
znajdowało się kilkadziesiąt silników najwyższej jakości przygotowywanych przez
pracowników RK Racing. Dość powiedzieć, że sprzęt był tak dobry, że niektórym
juniorom Apatora silników zazdrościły największe gwiazdy. Przed dwoma laty było
tak choćby z
Nielsem-Kristianem Iversenem, który okazyjnie pożyczał jednostki od
Igora Kopcia-Sobczyńskiego, bo uważał, że młodzieżowiec ma znacznie lepszy sprzęt
od niego. Dzięki współpracy Apatora z
najlepszym tunerem świata, do współpracy z Apatorrem udało się nawiązać
Jasonowi Doyle'owi.
Jack Holder
podpisując pierwszy kontakt w polskiej lidze również od pierwszego meczu jeździ
na silnikach przygotowanych w Cierpicach. Ze składu Apatora zbudowanego na rok
2021, ze znakomitych jednostek od zaprzyjaźnionego z klubem inżyniera korzystać
mieli:
Jack i
Chris Holder,
Paweł Przedpełski,
Adrian Miedziński,
Karol Żupiński
oraz
Kamil Marciniec. Porównywalną liczbę klientów RK Racing w składzie swojego
zespołu miała jedynie Sparta Wrocław, w której na tym sprzęcie startowali Maciej
Janowski, Tai Woffinden, Artiom Łaguta, Gleb Czugunow.
Co ciekawe dla starszego z braci Holderów, mariaż z Kowalskim był pierwszym w
jego karierze. Australijczyk od ponad trzech sezonów próbował bezskutecznie
dostać się do grona jeźdźców Kowalskiego, ale za każdym razem inżynier znajdował
powód, by odmówić byłemu mistrzowi świata, bowiem miał sztywne zasady współpracy
i bardzo rzadko zgadzał się na poszerzenie eksluzywnego grona swoich klientów.
Przed sezonem 2021 w rozmowy włączył się klub i udało się dopracowano warunki
współpracy, a to zwiastowało, że zawodnik może osiągnąć wyniki porównywalne, a
nawet lepsze od tych jakie uzyskał w roku 2020 będąc wypożyczonym do Wrocławia,
gdzie miał okazje startować na pożyczonym od Macieja Janowskiego motocyklu
serwisowanym ręką tunera z Cierpic.
Transferowe okienko ocenił także Wojciech Żabiałowicz - ikona toruńskiego klubu, którego statystyki punktowe prawdopodobnie nie zostaną nigdy pobite: "Chciałem Jasona Doyle'a w roli jednego z liderów, ale nawet bez niego Apator wcale nie musi być skazany na walkę o utrzymanie. W zespole jest teraz odpowiednia mieszanka doświadczenia i młodości. Myślę, że torunianie mogą zaskoczyć niejednokrotnie i wjechać nawet do play-off. Adrian Miedzieński czy Chris Holder nie z jednego pieca chleb jedli i powinni być odpowiednim wsparciem mentalnym dla młodszych żużlowców, takich jak Robert Lambert. Na pewno kluczem to sukcesów zespołu będzie solidne wsparcie trenerskie. Wiadomo, że toruńskim klubie w ostatnich kilku latach menadżerów zmieniano jak rękawiczki, a kolejne zmiany nie miały dobrego wpływu na zawodników. Bajerski ma duże doświadczenie, jako żużlowiec i co ważne, również jako menadżer. Wykonywał solidną robotę podczas pracy w PSŻ Poznań i teraz widać tego efekty. Bardzo dobrze, że przejął klub już w zeszłym sezonie, ponieważ na pewno zdążył dotrzeć się już z zawodnikami i działaczami. Na pewno przed nim jeszcze sporo pracy, pod względem taktyki, ale sądzę, że z nim klub może ustabilizować swoją pozycję w Ekstralidze. Najważniejsze jest, jednak aby w Toruniu zaczęto się ścigać i aby tor był odpowiednio przygotowany co najmniej 24 godziny przed zawodami. Tor musi być wilgotny i tą wilgotność trzeba utrzymywać przez cały czas do rozpoczęcia zawodów. Wtedy zawodnicy będą mieli o co oprzeć tylne koło, które przez cały czas pracuje na najwyższych obrotach. MotoArena jest położona w takim miejscu, że słońce naprawdę pali i toromistrz musi absolutnie pilnować, aby tor na długo przed zawodami otrzymywał już wodę i nie może dać mu się za bardzo wysuszyć. Wtedy w Toruniu będzie ściganie, kibice wrócą na trybuny, a w mieście zacznie być ponowie zapotrzebowanie na wielki żużel".
W słowach lidera toruńskich statystyk wszechczasów było wiele prawdy. Trudno jednak było znaleźć jednoznaczną receptę na bolączki toruńskiego klubu, to działacze robili wszystko by zadowolić swoich fanów i by trybuny MotoAreny nie świeciły pustkami. W klubie zdawano sobie sprawę, że w ostatnim roku część widzów została zniechęconych przez pandemię, a pozostali uznawali, że nie ma sensu kibicować drużynie, bo i tak bez problemu poradzi sobie z rywalami. Prawda jednak była taka, że ogromna większość meczów torunian na własnym obiekcie była przerażająco nudna, a drużyna bez żadnych problemów deklasowała kolejnych rywali. W Ekstralidze miało być inaczej i władze klubu zachęcały kibiców do powrotu na trybuny. Pierwszym krokiem miała być atrakcyjna cena karnetów i kibice, którzy posiadali stałe wejściówki na sezon 2020, mogli obejrzeć siedem meczów rundy zasadniczej zaledwie za 180 zł (130 zł ulgowy dla studentów). W przypadku fanów, którzy nie mieli karnetów w tym roku ceny będą tylko niewiele wyższe (210 i 160 zł). Prezes klubu Ilona Termińska tak oto komentowała tę decyzję: "Zależy nam na kibicach i chcemy, żeby każdy nasz domowy mecz oglądało jak najwięcej fanów. W minionym sezonie mieliśmy problem z frekwencją, więc tym razem postanowiliśmy wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanów i dać możliwość obejrzenia wszystkich meczów za naprawdę korzystną cenę". O tym jak torunianie mocno poszli na rękę swoim kibicom widać było choćby, przez porównanie cen karnetów z tymi oferowanymi przez inne kluby. Dla przykładu za oglądanie wszystkich meczów wicemistrzów Polski Stali Gorzów kibice musieli zapłacić przynajmniej 290 złotych, a klub nie przewidział zniżek dla studentów. Tak więc w Toruniu wykonano duży ukłon w kierunku kibiców. Trzeba było jednak pamiętać, że puste trybuny na MotoArenie to nie był tylko problem żużla, bo podczas innych wydarzeń sportowych również kibice nie kwapili się do oglądania zawodów na żywo. Jeszcze przed pandemią ogromny problem z wypełnieniem trybun miały drużyny w hokeju, koszykówce i piłce nożnej, a to mogło być sygnałem, że z roku na rok społeczność sportowa w Toruniu staje się coraz uboższa, albo oferta telewizyjna zaczęła być na tyle atrakcyjna, że widowisko sportowe w TV z pozycji kanapy stało się bardziej atrakcyjne.
Gdy wydawało się, że końcowa faza okresu
przygotowawczego będzie spokojna media żużlowe obiegła wiadomość, że
Paweł
Łaguta nie będzie mógł startować w barwach Aniołów. O całej sytuacji
poinformował
toruński klub w stosownym oświadczeniu: Z przykrością informujemy, że nasza współpraca z zawodnikiem
Pawłem Łagutą w
nadchodzącym sezonie niestety nie dojdzie do skutku. Wedle naszej najlepszej
wiedzy i informacji, które udało nam się uzyskać od organów administracji
publicznej, zawodnik nie będzie mógł pojawić się w Polsce w najbliższym czasie z
przyczyn natury obiektywnej i niezależnej od woli Klubu Sportowego Toruń S.A.
Jednocześnie deklarujemy, że dołożyliśmy wszelkich starań, aby umożliwić
przyjazd
Pawłowi Łagucie do Polski i jest nam niezmiernie przykro, że nie
będziemy mogli zobaczyć go na torze toruńskiej
Motoareny.
Z dyplomatycznej wypowiedzi Zarząd Klubu Sportowego Toruń S.A. niewiele
wynikało, ale jak donosiły media zawodnik popadł w poważne tarapaty w swoim
kraju, a w efekcie tego przez najbliższe trzy lata nie miał szans na wjazd do
Polski. Taki obrót sprawy oznaczał dla niego koniec marzeń o profesjonalnej
karierze na najwyższym żużlowym poziomie. Rosjanin nie miał szans na uzyskanie
do roku 2023 wizy wraz z pozwoleniem na pracę w Polsce oraz innych krajach
europejskich - jak choćby w Wielkiej Brytanii i Szwecji, czyli krajów, gdzie
żużel stał na znacznie wyższym poziomie niż w Rosji. Brak zdolnego zawodnika na
pozycji rezerwowego było sporym zmartwieniem dla Apatora. Działacze zatrudniając
go w listopadzie nie mieli pojęcia o tym, że jego problemy są aż tak poważne i
mogą zagrozić realizacji kontraktu, dlatego bez żalu odpuścili walkę o transfer
innego zdolnego Rosjanina - Marka Kariona, bo skupili się na transferze młodszego z klanu Łagutów,
licząc że
jego wielki talent w eksploduje i będą mieć żużlowca na lata. Niestety tarapaty
w jakie wpadł zawodnik praktycznie zaprzepaściły jego szanse na rozwój w
najlepszej lidze świata.
W tej sytuacji torunianie zaczęli szukać zastępstwa dla Łaguty. W przeszłości Apator słynął z tego, że wyławiał na rynku młodych, obiecujących Australijczyków. Jednak postanowiono zmienić kierunek poszukiwań wszyscy wartościowi zawodnicy młodego pokolenia z Antypodów byli już podzieleni między klubami. Wiele klubów preferowało młodych obiecujących Duńczyków, dlatego w Toruniu postanowiono nadal szukać jeźdźców za wschodnią granicą, gdzie Rosjanie uchodzili za nację, która posiadała wiele nieodkrytych talentów wymagających oszlifowani, a historia choćby Emila Sajfutdinowa, który w przeszłości reprezentował klub z miasta Kopernika, pokazywała dobitnie, że zawodnicy gdy podchodzą profesjonalnie do swojej kariery, to najczęściej mają szansę zostać wartościowymi żużlowcami. Kierunek obrany przez toruńskich działaczy okazał się nader bogaty w talenty i szybko pojawiło się nazwisko Jewgienija Sajdullina, który miał rozwijać się w Toruniu pod okiem Tomasza Bajerskiego. "Jewgienij nie jest żużlowcem, który od razu stanie się zawodnikiem meczowym w jakiejkolwiek lidze w Polsce. Musi się zweryfikować w kolebce żużlowej. Jeśli okaże się, że potwierdzi swój potencjał, trenując i startując u nas, to pozyskanie takiego perspektywicznego żużlowca jest uzasadnione chociażby w kontekście przyszłego roku, gdy będzie trzeba zgłosić drugą drużynę złożoną z zawodników do lat 24" - komentował Adam Krużyński.
Na zakończenie warto wspomnieć, po dwóch absurdach
jakie miał miejsce w ostatnich latach latach w aspekcie negocjacji kontaktowych.
Pierwszy z nich dotyczył tego, że kluby i zawodnicy rozmawiali ze sobą na temat
przynależności klubowej jeszcze w trakcie trwania rozgrywek, co było niezgodne z
regulaminem. Obowiązywał bowiem przepis, który jasno precyzował, że podpisywanie
kontraktów i oficjalne rozmowy klubów z zawodnikami mogą toczyć się dopiero po
ogłoszeniu okienka transferowego. Działacze wiedzieli, że był to zapis
abstrakcyjny, bo chcąc walczyć o medale w Ekstralidze, negocjacje z najlepszymi
zawodnikami trzeba było rozpoczynać już w lipcu, a czasem nawet wcześniej. Choć
od kilku lat okres transferowy oficjalnie rozpoczynał się 1 listopada i trwa
zaledwie dwa tygodnie, to w 99% wszystkie karty pomiędzy klubami i zawodnikami,
były rozdane już pod koniec września. Nic więc dziwnego, że z obowiązujących
reguł od lat śmiali się nie tylko działacze, ale także zawodnicy, bo wszyscy ze
sobą rozmawiali, ale oficjalnie zapewniali, że z nikim nie rozmawiają i w
kuluarach podpisywano wstępne porozumienia. Najlepszym przykładem był w roku
2021 Artiom Łaguta, który już na początku sierpnia zdecydował, że w przyszłym
sezonie zamierza ścigać się w Sparcie Wrocław.
Tej fikcji miały już dość PZM oraz
Ekstraliga i od roku 2022 chciały
uniemożliwić działaczom prowadzenie negocjacji jeszcze w trakcie rozgrywek. Owo
utrudnienie miało polegać na tym, że ostateczny kształt regulaminu na kolejny
sezon, kluby miały poznać dopiero pod koniec października. To miałoby utrudnić
wcześniejsze rozmowy, bo przecież przedstawiciele klubów nie wiedzieliby jaki
regulamin będzie obowiązywać w nadchodzącym sezonie.
I choć zmiany przepisów zwykle nie były znaczące, to jednak odrobina niepewności
miała sprawić, że kluby do końca nie byłyby pewne, czego mogą się spodziewać i
musiałby przygotować się na kilka opcji. To z kolei utrudniłoby szybkie
dogadywanie się z zawodnikami i ułatwiłoby zadanie przede wszystkim ekipie
beniaminka, która o awansie do Ekstraligi dowiaduje się w pod koniec września
lub na początku października. Czyli w okresie kiedy najczęściej najlepsi
zawodnicy mieli już wybrane kluby na nowy sezon.
Drugi z absurdów związany był z polonizacją
obcokrajowców. Oczywiście, nikt nie zamierzał cofać praw już nabytych, a więc
Rune Holta, Wiktor Trofimow,
Gleb Czugunow czy Josh Grajczonek
nadal mogli startować w polskiej lidze jako polscy seniorzy. Jednak coraz
głośniej mówiło się, że Artiom Łaguta, Leon Madsen czy
Wiktor Kułakow kuszeni byli przez
włodarzy klubowych do startów w Ekstralidze jako Polacy. Rzecz jasna żaden
z wymienionych zawodników nie powiedział wprost, że zamierza ubiegać licencję Ż
i startować w Ekstraldze jako polski senior, jednak
PZM i
Ekstraliga uważnie
przyglądały się całej sytuacji i od 1 listopada 2021 wprowadziły zapis, mówiący
o tym, że żużlowcy zagraniczni z licencją federacji macierzystej, z polskim
paszportem będą mogli otrzymać również licencję Ż, ale nie będą liczeni do
limitu Polaków w zawodach pod auspicjami
Polskiego Związku Motorowego, czyli na
wszystkich trzech poziomach rozgrywek. I było to słuszne podejście, bo szastanie
narodowym obywatelstwem z płytkich pobudek biznesowo-sportowych było
deprecjonowaniem narodowej tożsamości.
Co prawda np.
Emil Sajfutdinow również posiadał polski paszport i mógłby
starować w lidze jaki zawodnik polski, jednak Rosjanin obywatelstwo w naszym
kraju otrzymał po tym jak zamieszkał nad Wisłą, tu skoncentrował swoje życie,
nauczył się języka i co najważniejsze otrzymując drugą przynależność narodową
jasno zadeklarował, że nie będzie Polskim żużlowcem, a Rosyjskim. Polski
paszport potrzebny był mu jednak do tego, aby w pełni korzystać z praw kraju w
którym żyje oraz do swobodnego podróżowania po Unii Europejskiej do której Rosja
nie należała.
Czy owe zasady się sprawdzą, przekonamy się już pod koniec roku 2021.
Niestety
okres transferowy można powiedzieć zakończył się bolesną stratą. Oto bowiem 22 stycznia 2021 roku media społecznościowe i lokalne gazety pisały -
Kamil Pulczyński
nie żyje... Ta wiadomość spadła na kibiców jak grom z jasnego
nieba. Wychowanek Apatora Toruń miał zaledwie 28 lat. Zmarł we śnie, w nocy z
czwartku na piątek (21/22 stycznia 2021), a przyczyną były problemy
kardiologiczne. Jego śmierć odkrył nad ranem jego
brat bliźniak Emil.
Oto jak na wieść o śmierci
Kamila zareagowało środowisko żużlowe:
Przemysław Termiński - Bardzo smutna wiadomość. Tylko 28 lat....
Pamietam jak jeździł w Toruniu, jeszcze zanim zostałem właścicielem Klubu i
tylko jako widz obserwowałem mecze..... najszczersze kondolencje dla całej
rodziny. [R.I.P.]
Jan Ząbik - Kamil położył się
normalnie wieczorem. Niestety, w nocy miał zawał serca. Ostatnio prowadził
aktywny tryb życia, udzielał się między innymi w hokeju na lodzie. Jestem
zszokowany tą informacją
Paweł Przedpełski -
Dowiedziałem się o śmierci Kamila rano i od tego momentu nie mogłem się na
niczym skupić. Byłem w szoku i nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak się stało. Z
Kamilem znaliśmy się od wielu lat, gdy jako młodzi chłopcy spotkaliśmy się w
szkółce Apatora. Sporo czasu spędzaliśmy zresztą także w ostatnim roku, bo obaj
widzieliśmy się przy okazji treningów i meczów Włókniarza, a ja zawsze
wiedziałem, że mogę na niego liczyć. Miał papiery na dobrego żużlowca. Na mnie
największe wrażenie robiła jego sylwetka. Kamil jeździł bardzo dobrze
technicznie i nie ma co ukrywać, że trochę mu tego zazdrościłem. Szkoda, że nie
udało mu się zrobić większej kariery. Już na zawsze będę go pamiętał jako bardzo
wesołego kolegę. Będzie mi go brakowało.
W tamtym czasie w Toruniu ścigały się dwa braterskie duety, czyli Emil i Kamil
Pulczyńscy oraz ja z bratem Łukaszem. Rywalizowaliśmy na torze, ale nawet na
treningach stanowiliśmy zgraną ekipę. Byliśmy dobrymi kumplami i dość często
zdarzało nam się wyjeżdżać w czwórkę na saunę do Ciechocinka. W pewnym okresie
tradycją były też piątkowe wyjścia do kina – dodaje zawodnik eWinner Apatora.
Jacek Gajewski - To dla mnie szok. Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze
pierwszy mówił dzień dobry, dziękuję i proszę. Poza torem był grzeczny,
życzliwy, kontaktowy, pogodny i dobrze wychowany. Nieco za grzeczny jak na
żużlowca, ale wydawało się, że z bliźniaczej mąki jaka pojawiła się w klubie
będzie chleb. Zaczynali, kiedy mieli 12 lat. Kariery jeden i drugi nie zrobił.
Swoją drogą to o tyle ciekawe, że gdyby ich połączyć w jednego żużlowca, to
mielibyśmy ideał i kogoś, kto nadal kontynuowałby karierę. Emil był błyskotliwy
na starcie. To był jego największy atut. Kamil jechał bardzo dobrze na
dystansie. Teraz przy przepisie o zawodniku do 24. roku życia zapewne byłoby mu
łatwiej. Poza tym bracia trafili na trudny okres. Ich początki to jeszcze czas,
kiedy można było korzystać z juniora zagranicznego. A wtedy w klubie jeździł
Darcy Ward. Rywalizacja z nim była wielkim wyzwaniem. Niewielu młodzieżowców
byłoby w stanie nawiązać z nim walkę. A wiadomo, że w warunkach ekstraligowych
liczy się wynik. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Poza tym na pewno nie
pomagała im presja środowiska, które miało wielkie nadzieje. Dziś pozostaje
tylko smutek i żal.
Michał Zaleski - Fatalne informacje obiegły dzisiaj żużlową Polskę. W
nocy zmarł torunianin Kamil Pulczyński, doskonale znany kibicom Apatora,
wychowanek naszego klubu. Pięciokrotny medalista drużynowych mistrzostw Polski
odszedł nagle, we śnie. To niespodziewany cios i ogromna strata dla toruńskiej
żużlowej rodziny. Bliskich Kamila proszę o przyjęcie wyrazów współczucia.
Msza pogrzebowa w intencji Kamila odbyła się 30 stycznia 2021 w toruńskim kościele św. Jakuba, a Jego ciało spoczęło na cmentarzu komunalnym nr 1 przy ul. Grudziądzkiej 22-30.
W marcu Emil przekazał kevlar zmarłego brata, na licytację Matildy Salejko siedmioletniej dziewczynki z niezwykle rzadką choroba Charcota-Mariego-Tootha, która zagraża jej życiu. Mała mieszkanka Silna w gminie Obrowo została zakwalifikowana do terapii w Stanach Zjednoczonych. Choroba Matildy prowadził do stopniowego zaniku mięśni. A to dla dziecka oznacza najczarniejszy scenariusz. Ratunkiem na zachowanie zdrowia Matildy miała być terapia genowa, poprzedzona badaniami przedklinicznymi w USA w Miami na Florydzie. Jej koszt był jednak ogromy, bo wynosił 8 mln.
Choć przed rokiem Ekstraliga mimo pandemii odjechała cały sezon, to lockdowny i zamknięte siłownie nadal były problem dla żużlowców. Wprawdzie rząd zezwolił sportowcom na korzystanie z siłowni w ramach szykowania się do zawodów, to i tak wiele sieciówek pozostawało zamkniętych. Koronawirus mocno zmienił życie żużlowców. Zawodnikom w przeciwieństwie do wiosny 2020 roku, trudno było prowadzić treningi na zewnątrz, bo zima w Polsce nie rozpieszczała, a nie każdy zawodnik miał też możliwość, by zakupić sprzęt i urządzić sobie siłownię w domowych warunkach. Zmieniła się zatem forma treningu. Zawodnicy trenowali przede wszystkim w samotności, a trenerzy przygotowania fizycznego dawali wytyczne do ćwiczeń i monitorowali zdalnie zawodników. Tym samym żużlowcy przesiedli się na rowery szosowe, zaczęli więcej biegać w terenie, a wszystko po to by uniknąć kontaktu z innymi osobami i ograniczyć prawdopodobieństwo zakażenia. Sytuacja nie zmieniła się w trakcie rozgrywek, bo ze względu na intensywność meczów, również należało zachować wielką ostrożność i reżim sanitarny. Niestety wielu zawodników mimo obostrzeń zaraziło się wirusem Covid-19. Pechowcami byli m.in. Artiom Łaguta z Wrocławia czy Patryk Dudek z Zielonej Góry.
W
Toruniu również stosowano się do obostrzeń i wszystkie treningi odbywały się w
ścisłym reżimie sanitarnym. Zawodnicy w większości otrzymali wytyczne co do
zakresu ćwiczeń i byli monitorowani przez trenera
Radka Smyka.
Działacze Apatora wyciągnęli wnioski z wcześniejszych pomyłek i przed nowym
sezonem przeorganizowano sposób przygotowań. Do rozgrywek w sezonie 2021 wszyscy
zawodnicy mieli przygotowywać się w klubie, a zwolnieni z tej formy treningów
dostali tylko
Chris i
Jack Holder, którzy zimę spędzali w Australii z
rodzinami. Tak więc we wspólnych treningach uczestniczyć mieli mieszkający w
grodzie Kopernika
Adrian Miedziński,
Paweł Przedpełski oraz juniorzy. Pozostali
zawodnicy, czyli
Tobiasz Musielak,
Robert Lambert i
Karol Żupiński mieli
regularnie przyjeżdżać na treningi do Torunia i przygotowywać się pod okiem
Tomasza Bajerskiego. Trener drużyny co prawda nie prowadził zajęć, bo od lat w
klubie zatrudniony był do tego wspomniany specjalista od przygotowania kondycyjnego,
a dodatkowo żużlowcy nie mogli sobie pozwolić na odpuszczanie, bo... Bajerski
był na każdych zajęciach i trenował razem ze swoimi podopiecznymi i tak
komentował zimowe przygotowania zespołu: "Wszyscy zawodnicy przyjeżdżają na piątkowe treningi.
Oczywiście oprócz braci Holderów. Trenujemy, sprawdzamy naszych zawodników, jak
się przygotowują. Do celów na sezon 2021 też podchodzimy z dystansem. Bierzemy
to wszystko na spokojnie. Mamy swoje założenia i plan do wykonania. Chcemy to
zrobić. Jak to będzie wyglądało, przekonamy się na wiosnę. Na razie wszystko to
jest wróżenie z fusów. Nazwiska nie jeżdżą. Trzeba to zapamiętać raz na zawsze.
Staramy się scalić tę drużynę. Raz w tygodniu mamy grupowe treningi. W
pozostałych dniach zawodnicy ćwiczą indywidualnie. Pod koniec lutego mamy
przewidziany obóz w Zakopanem. Oczywiście będziemy na bieżąco śledzić kwestie
związane z pandemią. Czekamy na rozwój sytuacji, ale liczę, że uda nam się tam
pojechać i wszystko uda się zrealizować, by w sezonie zrealizować plan minimum
jakim jest utrzymanie".
Żeby jednak toruńscy kibice nie przeżywali sportowych rozczarowań oprócz nazwisk
drużyna musiała być jeszcze monolitem, który miał walczyć w każdym spotkaniu i
finalnie zrealizować cel jaki postawiono przed zespołem, a było to utrzymanie
ekstraligi na kolejny rok. Dlatego w Toruniu bardzo mocno stawiano na atmosferę, a wspólne treningi
pierwszego zespołu miały bardzo pomóc zbudować silniejszą więź i sprawić, że w
trakcie rozgrywek zawodnicy mogli porozumiewać się bez słów. Apator poszedł
zresztą śladem zespołów z Leszna i Wrocławia, które od lat dbały, by w
treningach zespołu regularnie brali udział nie tylko miejscowi zawodnicy i
młodzieżowcy, ale wszyscy zawodnicy. Kulminacyjnym punktem scalającym zespół
miał być obóz integracyjny. Pandemia
na szczęście nie pokrzyżowała Apatorowi wyjazdu na obóz, który zorganizowano nie
ciepłych krajach i nie jak zazwyczaj w Krynicy Zdrój, a w Zakopanem. A termin w
którym wszyscy zawodnicy spotkali się w stolicy polskich gór to początek marca.
I był to termin nieprzypadkowy, bowiem trenerowi zależało by w zgrupowaniu
udział mogli wziąć wszyscy jego podopieczni. Chodziło przede wszystkim o
Jacka Holdera, bo tak jak wspomniano Australijczyk jako jedyny przygotowywał się do
sezonu poza Europą. Jego brat
Chris miał również wyjechać do krainy kangurów,
ale ostatecznie przygotowywał się w Wielkiej Brytanii, bo nie zdecydował się na
start w mistrzostwach swojego kraju. Pobyt w Zakopanem miał przede wszystkim
scalić zespół, a zawodnicy mieli się po prostu zżyć i zaprzyjaźnić poza torem.
Tak więc w okresie 5-6 dni treningów nie chodziło o wypracowanie
odpowiedniej formy, a jedynie o nauczenie się współpracy i lepsze zrozumienie
wśród zawodników. Skorzystać na tym miały przede wszystkim nowe ogniwa w
drużynie czyli
Robert Lambert,
Paweł
Przedpełski oraz
Karol Żupiński i to właśnie dla tych żużlowców miało to być
najbardziej produktywny czas. Nikt oczywiście nie zapominał o formie i
wraz z zespołem do Zakopanego pojechał trener Smyk oraz psycholog
Marek Graczyk.
Po powrocie ze stolicy Tatr, zawodnicy trafili na sesję zdjęciową podczas której po raz pierwszy zaprezentowano nowe kevlary drużyny. Jednak słowo "nowy" w kontekście wyglądu kevlarów było na wyrost, bo strój praktycznie nie różni się od tego, w którym zawodnicy wywalczyli awans do Ekstraligi. Najwięcej miejsca na piersi zajmował nadal klubowy herb oraz nazwa, a głównymi kolorami były biały i niebieski.
W
czasie, gdy zawodnicy pracowali nad formą i brali udział w promocyjnych eventach,
włodarze toruńskiego klubu wyciągali wnioski z wcześniejszych niepowodzeń i
postanowili nawiązać do lat gdy toruński żużel sypał jak z rękawa talentami,
którym można by obdzielić każdy ligowy klub w Polsce. O wnioskach opowiedział
Adam Krużyński w jednym z wywiadów:
"Dzisiaj mamy szkoleniowy problem. A w
zasadzie to jest problem młodego pokolenia, a nie tego, czy kluby mają
wystarczająco dużo pieniędzy i pomysłu, by szkolić adeptów. Przede wszystkim
trzeba tych młodych ludzi zainteresować sportem, przyciągnąć do szkółki,
wyszkolić, a przy tym nie zepsuć. Przecież w wielu przypadkach pobudką do
uprawiania żużla są potencjalne pieniądze, które może zawodnik zarobić. Kiedyś,
jak do szkółki przychodzili Wiesław Jaguś czy
Tomasz Bajerski, to oni z tyłu
głowy nie mieli kasy, tylko chcieli szybko jeździć na motocyklach. Jeśli już
były inne pobudki to, to żeby być osobami rozpoznawalnymi czy popularnymi.
Pieniądze wtedy nie były motorem napędowym do uprawiania sportu. Oni robili to z
olbrzymiej pasji.
Popyt na zawodników do lat 21 jest duży, bo są oni potrzebni w każdym klubie. To
powoduje taką koniunkturę. Ciężko jest "wyprodukować" swojego wychowanka, bo to
nie jest tylko kwestia pieniędzy, ale także know how o szkoleniu. Nie sztuką
jest doprowadzić młodego człowieka do egzaminu. Chodzi przecież o jakość samego
szkolenia, wytrwałość tych juniorów, ich zaangażowanie i skupienie na sporcie.
Jednocześnie trzeba zmotywować kluby do szkolenia. Moim zdaniem jeśli nie będzie
solidnego ekwiwalentu dla klubu, który szkoli wychowanków, to też nie namówimy
nikogo, by inwestował mocno w szkółkę żużlową. Oczywiście musimy wyodrębnić
niektóre przypadki, gdy obok klubu, rodzice są bardzo zaangażowani w szkolenie.
Mamy przecież sytuacje, że zdarzają się adepci, którzy od najmłodszych lat
prowadzeni są przez rodziców, czy wspierani finansowo przez inne osoby. Wtedy ta
rola klubu w inwestowaniu w takiego chłopaka jest zupełnie inna. Wydaje mi się,
że takie sytuacje trzeba byłoby też usankcjonować prawnie, bo to pokazuje o
płytkości tego rynku, jeśli chodzi o juniorów, bowiem kluby wyrywają sobie
zawodników którzy cokolwiek rokują w tym sporcie".
Zmieniono zatem podejście do procesu szkolenia. W działania szkolenie został
zaangażowany
Tomasz Bajerski, który miał wyszkolić kilku młodych jeźdźców,
którzy będą znaczyć w gronie juniorów tyle ile znaczyli przed laty
Wiesław
Jaguś,
Mirosław Kowalik,
Robert Sawina,
Krzysztof Kuczwalski
czy sam szkoleniowiec
Tomasz Bajerski. Ogłoszono zatem nabór do żużlowej szkółki, w którym
uczestniczyło ponad 40 chłopców w wielu od 7 do 16 lat. Selekcja rozpoczęła się
od rozgrzewki, a następnie przeprowadzono testy sprawnościowe, nad którymi
czuwał Radosław Smyk. Po sprawdzeniu formy fizycznej kandydatów zweryfikował
trener
Tomasz Bajerski, który poprowadził teoretyczny wstęp do jazdy na motocyklu
żużlowym i sprawdził kandydatów na torze. Ostatecznie po dość sporej selekcji
pięciu chętnych otrzymało szansę na dalsze żużlowe kształcenie. Co ciekawe
wśród adeptów trenował syn "Bajera", który wiosną miał przystąpić do
licencji. Trener Bajerski śmiał się, że jego syn nie miał lekkiego życia, bo na
treningach wszyscy oczekiwali od niego dwa razy więcej, by nikomu nawet nie
przeszło przez myśl, że jest faworyzowany, a ojciec tak mówił o swoim synu:
"Oskar wygląda na motocyklu zupełnie inaczej niż ja i ma inną technikę. Wszystko
przez wzrost, bo jest ode mnie o ponad pięć centymetrów wyższy. Z mojej strony
nie ma żadnej presji na to, by był żużlowcem, ale widzę, że jest bardzo
zdeterminowany. Zobaczymy, co z tego wyjdzie". Czasu na szkolenie Oskar Bajerski
nie miał jednak zbyt wiele, bo o karierze żużlowej pomyślał dopiero w 2019 roku,
kiedy to zrobił pierwsze kółka na torze i był już niemal pełnoletnim adeptem
żużlowym. Co prawda przez cały rok 2020 pilnie trenował wraz z innymi szkółkowiczami i osiągnął całkiem wysoki poziom, ale w młodym Bajerskim trudno
było dopatrzeć się sylwetki i zadziorności toruńskiego idola sprzed lat.
Okres przygotowawczy choć działo się w nim sporo, szybko minął i tuż po ogłoszeniu kalendarza, do Torunia zaczęli pukać sparingpartnerzy, bowiem trening na Motoarenie był gwarancją jazdy w dobrych warunkach bez względu na warunki atmosferyczne. Beniaminek zatem mógł sobie wybrać treningowych rywali zależnie od tego kiedy jaki rywal miał pojawić się w Toruniu na meczu ligowym. Ostatecznie ustalono, że drużyna sprawdzi się w sześciu testowych pojedynkach, a sparingpartnerami miały być zespoły Ostrowa, Bydgoszczy i Gorzowa.
Taki zestaw sparingpartnerów spowodował, że
chętnych kibiców i dziennikarzy na oglądanie treningowych jazd było bardzo dużo
i choć klub bardzo chciał wpuścić na treningi dziennikarzy, fotoreporterów i
kibiców, to okazało się to niemożliwe, bowiem Ministerstwo Zdrowia
poinformowało o nowych przypadkach zakażenia koronawirusem i bramy stadionu dla
osób postronnych zostały zamknięte. Pierwsze jazdy jednak się odbyły przy
ogromnym rygorze sanitarnym, ściśle z wytycznymi Ekstraligi Żużlowej, a w
treningu wzięli udział: bracia
Chris i
Jack Holderowie,
Paweł Przedpełski,
Adrian Miedziński,
Tobiasz Musielak,
Petr
Chlupac. Zabrakło jedynie
Roberta
Lamberta, który miał kłopoty z dojazdem.
Niestety mimo obostrzeń z końcem marca Covid-19 dotknął trzech żużlowców i
mechanika Apatora Toruń, a poinformowała o tym w oficjalnym komunikacie
Ekstraliga:
"Jack i
Chris Holderowie,
Kamil Marciniec oraz jeden z mechaników w EWINNER APATORZE Toruń uzyskali pozytywny wynik testu PCR na obecność wirusa
SARS-CoV-2 (COVID-19). W związku z tym Klub i
Ekstraliga Żużlowa sp. z o. o.
wdrożyły procedury kryzysowe przewidziane na taką okoliczność, a wszystkie osoby
zostały poddane natychmiastowej izolacji". Badania u toruńczyków przeprowadzono 23 marca w
godzinach porannych. Po otrzymaniu wyników nastąpiło niezwłoczne skierowanie
zawodników i mechanika na izolację oraz zgłoszenie do klubowego Komisarza
Sanitarnego i Koordynatora Sanitarnego Ekstraligi Żużlowej, a także lekarza. U
zawodników i mechanika nie było żadnych objawów klinicznych i czuli
się dobrze. Izolacja oznaczała jeednak, że wszyscy zostali wykluczeni z udziału w
treningach do czasu uzyskania statusu ozdrowieńca, a więc do 2 kwietnia.
Ostatecznie Covid zaburzył nieco harmonogram treningów, a do skutku doszły tylko trzy kontrolne potyczki:
|
Toruńscy żużlowcy nie byli jednak jedynymi pechowcami, którzy zachorowali na zdradliwą chorobę, dlatego GKSŻ monitorowała sytuację pandemiczną i wprowadzała stosowne do okoliczności dodatkowe środki zaradcze, aby okres przygotowawczy mógł przebiegać bez zakłóceń. Tak więc zgodnie z Regulaminem Sanitarnym PZM, w przypadku organizacji zawodów sparingowych wszystkie osoby w nich uczestniczące musiały posiadać negatywne wyniki testu na obecność koronawirusa SARS-CoV-techniką RT-PCR (przeprowadzonego na 48 godzin przed sparingiem) i stosować się do zapisów Regulaminu Sanitarnego dotyczącego organizacji zawodów. Rownież przed pierwszą rundą rozgrywek Ekstraligi każdy klub był zobowiązany przeprowadzić testy na obecność koronowirusa wszystkim osobom uczestniczącym w meczu i uprawnionym do przebywania w strefach stadionu, w których było to wymagane regulaminowo, a test musiał zostać przeprowadzony na 48 godzin przed meczem.
Na zakończenie okresu przygotowawczego głos
zabrał właściciel drużyny
Przemysław Termiński:
"Kryzys w żużlu już jest. Może
jeszcze nie widać go aż tak bardzo na zewnątrz, ale w klubach da się go odczuć.
Mamy przecież drastyczny spadek wpływów ze sprzedaży biletów i karnetów, czy
mniejsze wsparcie ze strony samorządów. Kryzys uwidoczni się, gdy sezon ruszy
bez kibiców. Nowych sponsorów specjalnie do żużla nie przybywa. Oczywiście
słyszymy informacje o nowej umowie telewizyjnej na kolejne lata, co powinno
trochę wyrównać te mniejsze wpływy z innych źródeł. Generalnie jednak kryzys w
żużlu widać.
W naszym klubie na dzisiaj nie ma problemu ze środkami na szkolenie, a kłopot jest z kandydatami
do tego szkolenia. Dobrych juniorów po prostu nie ma i tyle. Problemem żużla
jest to, że coraz mniej młodych ludzi się do niego garnie. Chcą poczuć się jak
żużlowiec, to sobie zagrają na Playstation. Taka jest brutalna prawda. Kiedyś
jak w szkółce było dziesięciu adeptów, to jeden zostawał żużlowcem. Teraz
czasami jednego adepta trudno doprowadzić do egzaminu.
Generalnie da się odczuć brak klasowych zawodników, a w zasadzie może nie
tyle brak, co kontekst ich podziału pomiędzy drużynami. Te kluby, które mają
wsparcie samorządów lokalnych idące w miliony złotych, są w stanie zbudować
zdecydowanie mocniejsze zespoły, przez co powstanie liga dwóch czy nawet trzech
prędkości. A to nie dostarcza już tylu emocji. Najlepsi żużlowcy pójdą tam, gdzie
dostaną więcej pieniędzy. To logiczne. W Toruniu za kontrakty odpowiadały
wyznaczone osoby, ale dla mnie najważniejsze było to, aby drużyna była ciekawa,
a budżet zbilansowany i abyśmy jako zespół ustabilizowaliśmy się sportowo.
Musieliśmy zrezygnować z
Jasona Doyle'a, nad czym
ubolewam, bo bardzo lubię tego zawodnika. Drużyna nie jest jednak z gumy i
wszyscy się w niej nie zmieścili. Ostatecznie mamy jeden z
młodszych zespołów w lidze. Środek tabeli to jest cel realny do osiągnięcia".
Gdy torunianie w 2019 roku spadali z Ekstraligi, na osłodę pokonali w swoim ostatnim meczu Falubaz Zielona Góra. Po powrocie w szeregi najlepszych drużyna w kraju w roku 2021 mieli na inaugurację zmierzyć się ponownie z zielonogórzanami. Niestety przed sezonem jedni i drudzy byli stawiani w roli tych, którzy mieli walczyć o utrzymanie. W Toruniu nikt sobie jednak nie robił nic z tych typowań i przed meczem wszyscy zastanawiali się jak spiszą się bracia Holderowie, którzy na dwa dni przed meczem powrócili na ścigania po Covidowej izolacji. Niewiadomą było również to na kogo z polskich seniorów postawi trener Tomasz Bajerski. W zespole było bowiem trzech zawodników, którzy przed sezonem w sparingach pojechali na zbliżonym poziomie. Pewniakiem do składu wydawał się Paweł Przedpełski, którzy powrócił do Torunia po dwóch latach z ścigania się dla częstochowskich Lwów. Zatem zagadka miała był rozwiązana w obrębie dwóch nazwisk Miedziński - Musielak. Ostatecznie rywalizację w trenerskim notesie wygrał Adrian Miedziński wygrał i to on wystąpił w inauguracji Ekstraligi. Ponadto oczy wszystkich były skierowane na debiutanta Krzysztofa Lewandowskiego, który wypadł bardzo okazale zdobywając 4 pkt i 1 bonus czym tchnął spore nadzieje kibiców na bardziej skuteczną formację juniorską. Ostatecznie Toruń pokonał Zieloną Górę i było to niezwykle cenne zwycięstwo, bo tak jak napisano wyżej zdobyte punkty były na rywalu z którym Apator miał walczyć o ekstraligowy byt.
39 : 51 - niesamowity Holder Jack.
Po zwycięstwie na własnym torze w drugiej kolejce Anioły miały przejść "test sportowej mocy", bowiem we Wrocławiu mierzyli się z pretendentem do złota DMP. Brązowy medalista rozgrywek AD 2020 z uwagi to, że koronawirus "odwołał" spotkanie pierwszej kolejki w Grudziądzu, inaugurował rozgrywki ligowe z beniaminkiem na własnym torze. W pierwszej dekadzie XXI wieku, mecze Torunian i Wrocławian rozgrzewały kibiców do czerwoności. Co ciekawe, mimo że Apator przed rokiem ścigał się w pierwszej lidze, podstawi zawodnicy Apatora mieli okazję wystąpić na torze we Wrocławiu. Jack Holder, był bowiem "gościem" w Stali Gorzów i pojawił się na Dolnym Śląsku nawet dwukrotnie. Lepiej spisał się w fazie play-off, zdobywając 10 punktów i bonus. Jeszcze więcej, bo 12 oczek, z tą różnicą, że w sześciu startach, wywalczył we Wrocławiu dla ROW-u Rybnik Robert Lambert. W tym samym meczu rybniczan jako "gość" wspomagał również Adrian Miedziński, ale on mógł się pochwalić o połowę mniejszym dorobkiem punktowym. W barwach częstochowskich do Wrocławia zawitał za to Paweł Przedpełski. Na torze pojawił się wówczas trzykrotnie, raz mijał linię mety jako pierwszy, ale generalnie tamtego występu do udanych zaliczyć nie mógł. Jednak w porównaniu z rokiem 2020 Spartanie bardzo się wzmocnili, bo nakłonili do przywdziana dolnośląskiego plastronu, wieloletniego lidera GKM-u Grudziądz – Artioma Łagutę. To nie zdeprymowało przyjezdnych i choć gospodarze zapewnili sobie zwycięstwo przed biegami nominowanymi, zawodnicy z Torunia ani myśleli o odpuszczaniu w dwóch ostatnich gonitw i w efekcie udało im się nieco zminimalizować straty, kończąc spotkanie wynikiem 51:39. Z dobrej strony w meczu zgodnie z przewidywaniami pokazali się bracia Holderowie, Paweł Przedpełski oraz Robert Lambert, który tym samym zrehabilitował się za nieco słabszy występ na Motoarenie przeciwko Falubazowi. Z kolei bardzo słabo zaprezentował się Adrian Miedziński. Wychowanek Aniołów w swoim trzecim i czwartym biegu był zmieniony przez Jacka Holdera oraz Lamberta. To stawiało pozycję Adriana, w kolejnych meczach, pod dużym znakiem zapytania. Zawodnik ciągle mógł być bowiem wypożyczony, a w rezerwie Tomasz Bajerski miał oczekującego na swoją szansę Tobiasza Musielaka.
47 : 43 - Tobiasz Musielak odchodzi.
Zwycięstwo i honorowa porażka eWinner Apatora Toruń w dwóch pierwszych kolejkach Ekstraligi, umiejscowiła beniaminka na trzecim miejscu w tabeli. To spowodowało wzrost zainteresowania wynikami Aniołów, do tego stopnia, że choć nie było wiadomo, kiedy kibice wrócą na trybuny, w Toruniu wznowiono sprzedaż karnetów: "Zapytań było naprawdę dużo, dlatego wraz z zarządem zdecydowałem, że ponownie uruchomimy sprzedaż karnetów. Oczywiście karnety nabyte po rozpoczęciu rozgrywek nabierają takich samych praw, jak te zakupione przed rozgrywkami" - komentował Przemysław Termiński. Mistrzowie Polski byli jednak bardzo zmotywowani na walkę z beniaminkiem, ale torunianie nie zamierzali jednak składać broni przed meczem. W ekipie Aniołów przed meczem dużo mówiło się o piątym seniorze w składzie czyli o Adrianie Miedzińskim, który zaliczył doskonały mecz w pierwszej kolejce na MotoArenie, ale kompletnie zawiódł we Wrocławiu. Wielu oczekiwało, że trener Tomasz Bajerski postawi na czekającego na swoją szansę Tobiasza Musielaka. Leszczyńskiego wychowanka widziało jednak w swoich szeregach kilka klubów pierwszo ligowych i Tofik nie palił się do jazdy w drużynie w której ciągle musiałby udowadniać swoją wartość. Ale torunianie w roku 2021 nie mieli zamiaru być tak łaskawi dla innych klubów, jak w zeszłym roku, gdy szybko oddawali zawodników jako gości do Ekstraligi. Dlatego cierpliwie czekano z wypożyczeniem zawodnika na naprawdę zdeterminowany klub i doczekano się, bo intratną propozycję złożyły Wilki Krosno, które fatalnie rozpoczęły sezon I ligi i musiały rozglądać się za innymi rozwiązaniami. Początkowo Apator nie chciał odkrywać kart przed starciem w Lesznie i trzymał tę informacje w tajemnicy, jednak pogoda storpedowała trzecią kolejkę spotkań, która została przesunięta na kolejny weekend i włodarze z miasta Kopernika nie chcieli dłużej trzymać w niepewności działaczy z Krosna odkryli swoją strategię na Leszno. Po wypożyczeniu Tobiasza Musielaka, w Toruniu zapanował kadrowy spokój. Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski mogli spokojnie przygotowywać się do kolejnych meczów, a najważniejszym był ten najbliższy w Lesznie, gdzie już od pierwszego wyścigu zawodnicy zgotowali kibicom bardzo dobre ściganie. Emocje były do tego stopnia, że gdy przedostatni bieg padł łupem Roberta Lamberta, a trzeci metę przekroczył Chris Holder, wynik brzmiał 44:40 i Apator ciągle był w grze o duże punkty, a losy spotkania miał rozstrzygnąć dopiero bieg ostatni. Goście marząc o wywiezieniu z Leszna remisu musieli wygrać podwójnie wyścig piętnasty. Tak się jednak nie stało. Wygrał Jack Holder, który podczas sobotnich zawodów znakomicie czuł się na Smoczyku. Australijczyk dysponował świetnymi startami i był szybki na dystansie. Jego klubowy kolega minął metę dopiero na czwartej pozycji i tym samym to lesznianie cieszyli się ze zwycięstwa.
55 : 35 - Chris Holder jak za dawnych lat.
W
czwartej klejcie spotkań Apator wracał na MotoArenę, a rywalem miał być trzeci
kandydat do spadku GKM Grudziądz. Przed Derbami Pomorza nastroje w obu zespołach mimo
podobnej zdobyczy punktowej były zgoła odmienne.
Gdyby tylko stadiony mogły być otwarte dla kibiców, najpewniej MotoArena
przeżywałaby spore oblężenie. Derbowe pojedynki pomiędzy klubami z Torunia i
Grudziądza bywały w ostatnich latach ciekawe i choć nie tak
mocno osadzone na Pomorzu jak derby z Bydgoszcz, to Toruń i Grudziądz stając w lidze
pod taśmą 14 razy stwarzały wręcz historyczne widowiska, wspomniane przez
kibiców latami. Nie inaczej miało być przed starciem w roku 2021. Niestety mecz w Toruniu był
jednostronnym pojedynkiem. Apator pewnie i
spokojnie pokonał GKM i udowodnił wszystkim, że dobre wyniki na wyjazdach nie były
dziełem przypadku. W meczu najszybszymi zawodnikami
byli Chris Holder i Robert Lambert. Australijczyk na torze prezentował się tak,
jak wtedy gdy zdobywał tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Starszy z toruńskich
braci był szybki, waleczny i jechał zgodnie z przedsezonowymi obietnicami
trenera Tomasza Bajerskiego. Z kolei Brytyjczyk pokazał prędkość z zeszłego
sezonu, popisał się najlepszym czasem dnia i tylko raz przekroczył metę za
plecami rywala. Na pochwałę zasługiwał także Adrian Miedziński, który ponownie
solidnie zapunktował, jednak skazę na jego występie pozostawia upadek z
dziesiątym biegu. Co prawda Jack Holder i Paweł Przedpełski pojechali nieco w
kratkę, ale pozostali zawodnicy, a zwłaszcza juniorzy zbierając swoje punkty
nadrobili straty tej dwójki. Warto też wspomnieć o Denisie Zielińskim, który
wspólnie z Nicki Pedersen, był liderem gości. Janusz Ślączka przy słabej
postawie Bjerre i Kasprzaka wolał stawić na Denisa
Zielińskiego, który jeździł bez kompleksów. Wychowanek toruńskiego klubu, jeżdżący w barwach GKM-u imponował formą nie tylko podczas meczów Ekstraligi, ale także świetnie
jechał w trakcie zawodów juniorskich. Widać było, że przez zimę nabrał pewności
siebie i jeździ znacznie odważniej niż jeszcze rok temu. Takiego postępu w
ostatnich miesiącach nie wykonał żaden inny zawodnik w najlepszej żużlowej lidze
świata. Jednak przemiana nie wzięła się znikąd, bo stało za nią zatrudnienie
doświadczonego mechanika, który potrafi nie tylko perfekcyjnie zadbać o sprzęt,
ale przede wszystkim podejmować perfekcyjne decyzje o dopasowaniu odpowiednich
ustawień silnika do nawierzchni. Do fachowości Dołkowskiego nikt w środowisku
żużlowym nie miał żadnych zastrzeżeń, bo mechanik przez lata przechodził
najtrudniejszą szkołę, będąc w przeszłości szefem teamu Nickiego Pedersena.
51 : 39 - Robert Lambert wyrasta na lidera Aniołów
Spotkanie
Lublina z Toruniem z uwagi na warunki atmosferycznie nie doszło do skutku w
pierwszym termie i rozegrano je dwa tygodnie później. Jednak nie przeszkodziło
to ekspertom stawiać podopiecznych trenera Macieja Kuciapy w roli faworytów.
Lublinianie od początku rozgrywek prezentowali solidną formę i wygraną nad
Apatorem chcieli zaznaczyć swój cel, jakim było wywalczenie miejsca w pierwszej
czwórce po fazie zasadniczej. Tego samego życzyli sobie torunianie, jednak w ich
przypadku sytuacja była nieco trudniejsza. Przegrany na własnym torze mecz z
Włókniarzem Częstochowa obnażył pewne słabości beniaminka, a zmazanie plany
plamy na lubelszczyźnie uznane byłoby za sensację, gdyż Motor był drużyną z
potencjałem i celująca w wysoką wygraną. A Argumentem przemawiającym za gospodarzami była dyspozycja formacji juniorskiej.
Ciekawa walka zapowiadała się również pomiędzy Robertem Lambertem, a Dominikiem
Kuberą, którzy to uznawani byli za najlepszych jeźdźców na pozycji U-24 i oba
kluby nie miały problemów z tą formacją.
Ostatecznie tryumf przypadł Koziołkom, a wśród gości, oprócz Roberta Lamberta,
przebłyski dobrej jazdy mieli Adrian Miedziński oraz Jack Holder. Równo
punktował również Paweł Przedpełski. Zabrakło jednak wsparcia ze strony
juniorów, którzy zapisaliby na swoim koncie tylko jeden punkt (“z urzędu").
Na osobną analizę zasługiwał postawa Chrisa Holdera, dla którego początek
sezonu był obiecujący i wielu zapomniało, że rywalizował on o miejsce w składzie
z Jasonem Doyle. Ostatecznie zadecydował sentyment i …. pieniądze. Niestety
Chris jechał coraz słabiej, ale torunianie nie mieli wyjścia i musieli "połknąć tę
żabę", kontynuując sezon z nadzieją, że indywidualny mistrz świata z 2012 roku
przypomni sobie jak to jest być liderem zespołu. Problem w tym, że były to
pobożne życzenia, bo Holder już dawno wypadł ze światowej czołówki i raczej nie
miał szans, by do nie j powrócić, ale chyba też nie miał ochoty na ten powrót. Wystarczyło spojrzeć na średnie.
Od lat zawodnik jechał na tym samym poziomie, a ostatni błysk wielkiej formy
zdarzył mu się w 2016 roku, gdy poprowadził torunian do srebrnego medalu w
lidze. Niestety Australijczyk, był też jednym z reżyserów spadku Apatora do
niższej ligi po sezonie 2019 roku. W sezonie 2020 miał być solidną druga linią i
z roli tej wywiązywał się dobrze, ale jego forma pikowała w dół z każdym biegiem
i widać było jak starszy z braci Holderów męczy się nawet w walce z juniorami, a
to nie wróżyło dobrze Apatorowi przed kolejnymi spotkaniami.
41 : 49 - Jack Holder to za mało
Po
dwóch wygranych i trzech ładnych porażkach, Apator na własnym torze w ramach
szóstej kolejki spotkań miał podjąć Włókniarza Częstochowa, który notował
rozczarowujący początek sezonu i po czterech spotkaniach miał na swoim koncie
zaledwie 2 punkty. Fani Aniołów liczyli w tej sytuacji na kolejne ligowe punkty,
a kibice z Częstochowy nie mieli powodów do optymizmu, zwłaszcza po ostatnim
starciu ze Spartą Wrocław, która osłabiona brakiem jednego z liderów pewnie
pokonała częstochowian na ich własnym torze. Za wyjątkiem juniorów większe lub
mniejsze problemy w ekipie Lwów, mieli wszyscy zawodnicy, także liderzy.
Włókniarz nie zamierzał się jednak poddawać przed spotkaniem i chciał się odbudować,
by wrócić do gry o play-off. Nic więc dziwnego, że przyjechał do miasta Kopernika niezwykle zdeterminowany, bo kolejna porażka
oznaczała, że osiągnięcie dobrego wyniku w roku 2021 byłoby mocno zagrożone. W
ekipie Apatora wszyscy zawodnicy wywiązywali się ze swoich zadań na MotoArenie w
mniejszym lub większym stopniu, dlatego dla końcowego wyniku duże znaczenie
miała postawa toruńskiej młodzieży, która miała zmierzyć się z druga parą
juniorską Ekstraligi.
Sam mecz budził spore zainteresowanie, bo na przestrzeni lat mecze obu ekip
decydowały o końcowym układzie tabeli DMP. Analizując całą historię pojedynków
częstochowsko-toruńskich,
górą byli jednak gospodarze (42-40), ale od powrotu Włókniarza
do Ekstraligi, Apator wygrał tylko jedno z sześciu i starć z biało-zielonymi i niestety
kolejnego pojedynku również nie rozstrzygnął swoją korzyść. Kluczowy dla losów spotkania był bez wątpienia wyścig
dwunasty. Dobrze spisujący się
do tamtego momentu Adrian Miedziński na wyjściu z pierwszego wirażu wjechał
twardo pomiędzy dwójkę zawodników gości, powodując upadek Mateusza Świdnickiego. Wychowanek Apatora został wykluczony, a
w powtórce osamotniony Krzysztof Lewandowski nie miał szans z parą Jeppesen-Świdnicki
i Włókniarz odskoczył Apatorowi na osiem punktów, by w pierwszym wyścigu
nominowanym, dzięki remisowi przypieczętować zwycięstwo w całym spotkaniu.
Po pięciu meczach oba zespoły miały na koncie po 4 punkty. Odniosły po dwa
zwycięstwa, doznały trzech porażek i w tabeli zajmowali miejsca 5-6. Po stronie
toruńskiej kolejny świetny występ zanotował Jack Holder. O punkty dzielnie
walczyli Paweł Przedpełski oraz Adrian Miedziński. Zawiedli natomiast juniorzy,
którzy na własnym torze powinni byli zdobyć więcej punktów. Rozczarował również
Chris Holder, który tuż przed wyścigami nominowanymi został zmieniony przez
Pawła Przedpełskiego.
50 : 40 - znajomość gorzowskiego toru była atutem Jacka Holdera
Po
dwóch porażkach z rzędu żużlowcy Apatora Toruń marzyli o przełamaniu. Jednak o zwycięstwo w wyjazdowym starciu z drużyną Stali Gorzów było szalenie trudno.
Optymizmem nie napawały też wyniki z ostatnich konfrontacji na torze w Gorzowie.
Po raz ostatni zespół z Torunia zwyciężył na terenie gorzowian w 2015 roku.
Kluczowe role w tamtym spotkaniu odegrali jednak Grigorij Łaguta i Jason Doyle,
czyli zawodnicy, których w zespole Tomasza Bajerskiego w sezonie 2021 nie było.
Trzecim z filarów był Paweł Przedpełski, jeżdżący wówczas jeszcze jako junior.
Od tego czasu w pięciu kolejnych pojedynkach w Gorzowie lepsi okazywali się
gospodarze.
Sezon 2021 było to nowe rozdanie i choć nikt nie stawiał Apator w roli
faworyta, to kibice liczyli podobnie jak w poprzednich meczach wyjazdowych na
wyśmienite ściganie. Największe nadzieje w obozie toruńskim związane były z Jackiem Holderem, który przed rokiem występował w barwach Stali jako
"gość" i znakomicie się z tej roli wywiązywał. Oraz liczono na punkty Roberta Lamberta, który na
wyjazdach spisywał się równie dobrze, a nawet nieco lepiej od Kangura.
Niestety to były jedyne armaty w talii Tomasza Bajerskiego. Na domiar złego
Karol Żupiński uczestniczył w dwóch upadkach w rundzie DMPJ w Grudziądzu i
nabawił się urazu dłoni. Młodzieżowiec Aniołów przechodził intensywną
rehabilitację i jego występ w starciu ze Stalą był wykluczony.
Ostatecznie mimo przeciwności Apator Toruń tak jak oczekiwano pokazał się z dobrej strony w
kolejnym meczu wyjazdowym, ale punktów do tabeli ponownie nie dopisał. Stal
można powiedzieć przez cały mecz kontrolowała wynik, ale torunianie odrobili dwa "oczka", niwelując
stratę w meczu do czterech punktów, na cztery biegi przed końcem konfrontacji.
To dodało jeszcze większych skrzydeł Aniołom, które zwietrzyli swoją szansę, ale gorzowianie ani myśleli oddawać pola
i na dwa biegi przed końcem meczu prowadziła 42:36, by po biegach nominowanych
wypracować dziesięciopunktową
zaliczkę przed meczem rewanżowym w Toruniu.
Niestety na wyniku cieniem kładły się wydarzenia z czwartego wyścigu, gdy doszło
do fatalnego karambolu z winy juniora Stali, Kamila Nowackiego, który wpadł na
jadącego przed nim Krzysztofa Lewandowskiego. Sytuacja miała miejsce na drugim
łuku pierwszego okrążenia. Gorzowianin nie opanował motocykla, po czym wjechał
w tylne koło młodego Anioła. Obaj z dużym impetem uderzyli o tor.
Motocykl Nowackiego wylądował za bandą. Całe zdarzenie wyglądało koszmarnie, a
po upadku zarówno jeden, jak i drugi młodzieżowiec, długo leżeli na torze. Jako pierwszy wstał
torunianin, który
trzymał się za prawą stronę klatki piersiowej. Dłużej medycy zajmowali się
Nowackim, który uskarżał się na ból w lewym nadgarstku. Lewandowski po przejściu badań lekarskich został dopuszczony do powtórki
wyścigu, a Kamil był niezdolny do dalszej jazdy, jednak wcześniej sędzia podjął
decyzję o wykluczeniu zawodnika gospodarzy. Oznaczało to,
że gorzowianie w dwóch kolejnych wyścigach z udziałem Nowackiego musieli sobie radzić w okrojonym składzie.
Lewandowski wyjechał do powtórki, w której zdobył jeden punkt,
jednak później okazało się, że również on jest niezdolny do kontynuowania
zawodów. Po meczu na szczęście okazało się, że obaj juniorzy nie odnieśli większych
obrażeń, ale dla Apatora w trakcie trwającego meczu, brak juniora był sporym osłabieniem.
48 : 42 - mistrz taktyki Tomasz Bajerski
Pierwszy mecz rewanżowy Apator rozpoczął od
przegranej, ale dopisał w tabeli punkt bonusowy. Rywalem był Falubaz, dla
którego mecz z Apatorem jawił się jako najważniejszy od blisko trzech lat.
Przegrana stawiała żużlowców spod znaku "Mickey
Mouse" w tragicznej sytuacji w walce o utrzymanie, bo drużyna ta zwodziła na całej linii.
W ostatnim meczu "Moto Myszy" zostały zmiażdżone na własnym torze przez Spartę
Wrocław (27:63), ponosząc najwyższą domową porażkę w historii, ale wówczas przekombinowali z torem.
Nic więc dziwnego, że przed meczem większy
spokój panował w Toruniu. Anioły łapały stabilizację, a poszczególni
zawodnicy byli w coraz lepszej formie, a trener Bajerski mógł liczyć na trzech żużlowców, czyli Jacka Holdera, Roberta Lamberta i Pawła Przedpełskiego
i choć nie mówiono o tym głośno, po cichu liczono na zwycięstwo które
uspokoiłoby sytuację w tabeli i dało komfort do dalszej pracy. Niestety juniorzy Apatora, choć
nie należeli do ligowych przodowników mocno ucierpieli w
rozgrywkach o DMPJ (Zupiński) i w ostatnim meczu z Gorzowem (Lewandowski),
dlatego pojawił się problem ze skompletowaniem
tej formacji, bo zdrowych zawodników do lat 21 było zaledwie dwóch.
W tej sytuacji wszyscy liczyli na znacznie lepszy występ Chrisa Holdera i
Adriana Miedzińskiego od których nikt nie nie wymagał dwucyfrowych zdobyczy na
wyjazdach, natomiast za każdym razem brakowało dobrej postawy któregoś z nich,
aby "Anioły" wracały do Torunia z punktami. Niestety wspomniana dwójka seniorów
nie była w stanie zdobyć dodatkowych punktów, a poobijani juniorzy, ponownie
upadali w swoich biegach i to gospodarze od początku nadawali ton meczowej
rywalizacjiPo pierwszych, czterech wyścigach Falubaz wypracował sześciopunktową
przewagę i trzeba przyznać, że w dużej mierze była to zasługa zielonogórskich
młodzieżowców. W kolejnej serii startów torunianie odrobili część strat za
sprawą umiejętnych rezerw taktycznych, jakie stosował menedżer Tomasz Bajerski,
ale przed biegami nominowanymi Falubaz ponownie prowadził sześcioma punktami
i w biegach nominowanych zdołał obronić tę przewagę. Punkt bonusowy
pojechał jednak do Torunia
Warto
w tym miejscu wspomnieć o osiągnięciach
Piotra Protasiewicza,
który do sezonu przystępował z dorobkiem 4956 punktów i w ósmym spotkaniu w
sezonie 2021, przekroczył imponującą granicę 5000 "oczek" zdobytych w polskiej
lidze w całej karierze. Co warte podkreślenie "PePe" dokonał tej sztuki w
starciu z byłym klubem. Przed dwoma laty w sierpniu zawodnik świętował
imponujący jubileusz, zaliczając swój mecz numer 500 w karierze na najwyższym szczeblu
rozgrywek w Polsce i pod tym względem był niekwestionowanym rekordzistą w
historii Drużynowych Mistrzostw Polski. Śrubujący statystyczne rekordy
Protasiewicz w wywiadzie telewizyjnym zdążył tylko skwitować,
że na razie dokonania statystyczne go nie za bardzo interesują, a na
podsumowania przyjdzie czas po zakończeniu kariery.
36 : 54 - Paweł Przedpełski w końcu liderem, ale wszyscy mówili o oponach
W
dziewiątej kolejce spotkań do Torunia przyjechał rozpędzony pociąg pod nazwą
Sparta Wrocław. Brązowi medaliści z ubiegłego roku z uwagi kontuzję Taia Woffindena przegrali w
Grudziądzu i nie poradzili sobie w Lublinie. Zanim jednak utytułowany Brytyjczyk
wrócił do składu, ekipa z Dolnego Śląska zdążyła się pozbierać i to do tego
stopnia, że rozbiła na wyjeździe Włókniarz Częstochowa oraz przekonująco wygrała
u siebie z niepokonaną do tamtego momentu Stalą Gorzów. Gdy indywidualny
wicemistrz świata wrócił, siła zespołu jeszcze bardziej wzrosła, a to dało
spartanom trzy kolejne wygrane,
z czego dwie ostatnie okazały się prawdziwymi pogromami. Szczególnie zwycięstwo
w Zielonej Górze nad Falubazem było czymś zjawiskowym. Apator Toruń po starciu z Falubazem
choć obronił punkt bonusowy nie miał powodów do zadowolenia. W Winnym Grodzie wyszły stare
grzechy Apatora, czyli słabsi juniorzy i brak wsparcia ze strony dwóch seniorów.
Nic więc dziwnego, że choć trener Tomasz Bajerski był pełen optymizmu, to faworytami konfrontacji
od początku byli goście, a przemawiały za tym
nie tylko liczby, miejsce w tabeli czy aktualna dyspozycja obu drużyn, ale też
fakt, że torunianie mieli za sobą domową przegraną ze znacznie słabszym Włókniarzem
Częstochowa. W tej sytuacji bez
wyciągnięcia daleko idących wniosków, na każdym polu pokonanie gości z Dolnego
Śląska było zadaniem z zakresu misji specjalnej dla żółto-niebiesko-białych. I
niestety misja ta się nie powiodła. Optymizm toruńskiego trenera szybko został sprowadzony niemal do
poziomu rozpaczy, bo Apator, nie nawet przez moment nie zbliżył się do
zwycięstwa i to mimo posiadania atutu własnego toru i wyśmienitego Pawła
Przedpełskiego. Już pierwsze biegi
pokazały, że wrocławianie zamierzają wyjechać z MotoAreny z trzema punktami, bo
trio Janowski-Łaguta-Woffinden wysoko zawiesiła poprzeczkę gospodarzom i Sparta
wygrała całe spotkania 36:54. Warto w tym miejscu wspomnieć, że od czasu gdy
klubem zarządzała rodzina Termińskich czyli w latach 2018-2019 przegrana z
wrocławianami była najwyższą w historii. Wcześniej ligowe spotkania Toruń
przegrał dwa razy po 37:53. W 2021 mecz ze Spartą był 110 pojedynkiem na najpiękniejszym żużlowym obiekcie na
świecie i 20 przegraną. 87 razy Anioły okazywały się lepsze od przyjezdnych,
padły też 3 wyniki remisowe. Znamienne było to, że z sześciu najwyższych
przegranych (tabela widoczna poniżej), aż pięć miało miejsce od 2015 roku, czyli
odkąd klubem rządził Przemysław Termiński z żoną Iloną.
O ile dla Sparty Wrocław spotkanie w Toruniu było kolejnym dniem w pracy i
zwycięstwo gości na MotoArenie nie powinno nikogo dziwić, o tyle
dla "Aniołów" utrata punktów na własnym obiekcie stawała się
kłopotliwa w kontekście
walki o utrzymanie w najlepszej lidze świata. Niestety dla Aniołów była to już
piąta porażka z rzędu i siódma w całym sezonie. Co prawda podopieczni Tomasza Bajerskiego
z dorobkiem 5 punktów zajmowali w ligowej tabeli 6 miejsce, ale tylko
nieznacznie wyprzedzali Falubaz i GKM i wcale nie oznaczało to, że byli w lepszym położeniu
od konkurentów, bo ciągle nie byli pewni pozostania w elicie.
Gdy zawodnicy zjechali z toru po piętnastym biegu, mecz trwał nadal.
Kontrolerzy motocykli wyznaczeni przez Ekstraligę Żużlową, zabrali wszystkie opony,
które używano w meczu i skierowali je do laboratorium celem sprawdzenia ich
zgodności z homologacją. Było to pokłosiem coraz częściej
pojawiających się informacji, jakoby na rynku żużlowym funkcjonowały opony nie
spełniające norm. Po wnikliwych badaniach okazało się jednak, że
ogumienie choć różniło się między sobą zależnie od producenta, to spełniało
wszystkie normy przewidziane w homologacji.
41 : 49 - mecz sezonu Adriana Miedzińskiego, ale Apator ponownie przegrał
Sezon zasadniczy w Ekstralidze wchodził w decydującą fazę i Apator Toruń zajmując siódme miejsce w tabeli musiał szukać punktów, by spokojnie utrzymać się w najlepszej żużlowej lidze świata. Na własnym torze czekały go jeszcze trudne mecze z drużynami walczącymi o utrzymanie, ale do Torunia przyjeżdżały też zespoły z medalowymi aspiracjami. Taki zespołem była m.in. Unia Leszno. Przemysław Termiński miał dość kolejnych porażek w pięknym stylu i zorganizował spotkanie ze wszystkimi członkami zespołu, na którym postawił przed drużyną cel - zwycięstwo w choćby jednym meczu do końca sezonu. To według jego obliczeń powinno zapewnić torunianom utrzymanie w lidze bez konieczności oglądania się na rywali. Jednak patrząc na klasę przeciwnika serca toruńskich kibiców mówiły "Apator wygra", ale rozum podpowiadał "to będzie misja niemożliwa do wykonania". Zwłaszcza, że ostatni raz torunianie pokonali Unię Leszno 26 czerwca 2016 roku. Biorąc pod uwagę ekstraligowe drużyny, jedynym zespołem, na pokonanie którego w Toruniu czekano dłużej był tylko Motor Lublin. Z kolei na punkt bonusowy z drużyną Unii Leszno Apator czekał od 2014 roku. To również był najdłuższy okres bez bonusa z ekstraligową drużyną (nie licząc Motoru). Od tamtego sezonu oba zespoły rywalizowały 12 razy, a torunianie byli lepsi tylko trzykrotnie.45 : 45 - Pierwszy komplet punktów Roberta Lamberta
Do rewanżowych Derbów Pomorza GKM i Apator przystępowały trzy razy. Za pierwszym razem stan toru po opadach deszczu i rzekomo niekorzystne prognozy spowodowały, że spotkanie zostało przełożone. Decyzja ta była o tyle dziwna, że rodziła szereg podtekstów wynikających z absencji Nickiego Pedersena, który po konflikcie z arbitrem w lidze duńskiej został przez macierzystą federację zawieszony w prawach zawodnika. Zawodnik wspólnie ze swoim prawnikiem odwołał się od tej decyzji, ale sprawa nie należała do prostych, bowiem w duńskim środowisku zawodnik uchodził za recydywistę. Na kilka dni przed meczem zakaz startów został cofnięty i GKM mógł przystąpić do rywalizacji w pełnym składzie. Dla Aniołów wyjazd do Grudziądza był niezwykle ważny, bowiem wywalczenie co najmniej punktu bonusowego, przesądzał o utrzymaniu ekstraligi przez żółto-niebiesko-białych. Ponadto torunianie chcieli przełamać złą passę, bowiem od 49 miesięcy nie wygrali meczu wyjazdowego w Ekstralidze. Ostatni raz Apator Toruń wracał do domu z tarczą 4 czerwca 2017 roku właśnie z Grudziądza. Pokonał wówczas gospodarzy w spotkaniu przerwanym z powodu opadów deszczu - 45:33. W końcowym rozrachunku uniknął dzięki temu degradacji po pamiętnych kłopotach ROW-u Rybnik. Od tamtej pory w Grodzie Kopernika nie poznano smaku zwycięstwa na obcym torze.44 : 46 - Paweł Przedpełski ponownie liderem
Spotkanie dwunastej kolejki spotkań w Ekstralidze pomiędzy miejscowym Apatorem Toruń, a Motorem Lublin miało spore znaczenie dla obu stron, jednak punktów bardziej potrzebowali przyjezdni, którzy walczyli o fazę play-off. Apator z kolei swój plan na sezon 2021, a więc utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, miał już niemal zrealizowany i tylko kataklizm mógł zdegradować Anioły do niższej ligi. Tak więc spotkanie mimo, że nie miało wielkiej wagi, budziło spore zainteresowanie, przede wszystkim w Zielonej Górze i Grudziądz, gdzie po cichu liczyły na porażkę "Aniołów". Natomiast w Częstochowie kalkulowano wpadkę lubelskich "Koziołków", bo to przedłużałoby nadzieje Włókniarza na miejsce w fazie play-off, a Zielonogórzan i Grudziądzan na utrzymanie.58 : 32 - Robert Lambert ratuje honor Aniołów.
Przedostatni mecz Apatora w sezonie pod Jasną Górą z Włókniarzem Częstochowa, nie miał większego znaczenia dla układu tabeli. Mecz przed sezonem zaplanowano innym terminie, jednak gdy ogłoszono zmiany w terminarzu cyklu Grand Prix i Lublin otrzymał dodatkową rundę wyłaniającą mistrza świata, stało się jasne, że mecz ligowy który był niższy rangą od IMŚ musi być przełożony, a nową datą stał się kolejny dzień czyli 8 sierpnia.50 : 40 - Paweł Przedpełski wraca po kontuzji i zostaje bohaterem Torunia Toruń - Gorzów
Ostatni mecz w sezonie na Motoarenie, w którym Apator Toruń podejmował ekipę Moje Bermudy Stal Gorzów nie miał większego znaczenia dla układu tabeli, ale celem Aniołów był co najmniej remis, który miał przypieczętować utrzymanie w Ekstralidze na kolejny sezon bez oglądania się na wyniki innych meczów, bo czysto teoretycznie Anioły mogły jeszcze opuścić ekstraligę. Jednak, aby tak się stało, musiałyby zostać spełnione jednocześnie, aż trzy warunki, a dwa z nich były mało prawdopodobne. Po pierwsze zespół z Zielonej Góry zajmujący ostatnie miejsce w tabeli, musiałby wygrać we Wrocławiu ze Spartą która tabeli liderowała. Po drugie GKM Grudziądz w pojedynku z częstochowianami musiałby przegrać i stracić punkt bonusowy. Po trzecie Apator musiałby w ostatnim meczy nie zdobyć nawet punktu. W praktyce, zaistnienie tych trzech zdarzeń było mało prawdopodobne. Dodatkowo dużym kapitałem Apatora były też punkty bonusowe wywalczone na Zielonej Górze i Grudziądzu, bo w przypadku równości punktów meczowych z tymi ekipami, żółto-niebiesko-biali byli w uprzywilejowanej sytuacji. Zatem można powiedzieć, że w perspektywie całego sezonu kluczowym do utrzymania okazał się zremisowany mecz derbowy w Grudziądzu.Podsumowując cały sezon można uznać, że był to udany rok dla Apatora. Przed drużyną został postawiony cel utrzymania Ekstraligi po awansie i to się udało, bo zespół zakończył rozgrywki na szóstym miejscu, z dorobkiem dziewięciu punktów. Zdobyte punkty pozwoliły jednak utrzymać Ekstraligę, a trzeba pamiętać, że w trójce drużyn stawianych w gronie zespołów walczących o utrzymanie Apator jako beniaminek prezentował się najlepiej, choć przed sezonem był w trudnej sytuacji, bo musiał oprzeć budowę składu w dużej mierze na składzie pierwszoligowym. Zatem można powiedzieć, że działacze zrobili wszystko co mogli w aspekcie kadrowy, a po sezonie okazało się, że sprowadzenie Pawła Przedpełskiego i zakontraktowanie najbardziej wartościowego zawodnika U24, czyli Roberta Lamberta, okazało się strzałem w dziesiątkę. Zwłaszcza angaż Anglika okazał się dla końcowego wyniku niezwykle ważny, bo "Lambo" stał się liderem drużyny, a na tle innych jeźdźców do lat 24 w całej Ekstralidze okazał się najskuteczniejszych ogniwem tej formacji:
Na przeciwległym biegnie do Lamberta i Przedpełskiego pozostawali dwaj najbardziej doświadczeni żużlowcy toruńskiej ekipy, którzy z Apatorem związali się w sezonie 2020 by wypełnić misję związana z awansem i w roku 2021 stanowić drugą linię Aniołów na Ekstraligowych torach. Niestety Chris Holder i Adrian Miedziński, bo o nich mowa, nigdy notowali nie tak niskich średnich biegowych na koniec sezonu. Pierwszy z nich ze średnią 1,594 uplasował się dopiero na 31. miejscu w lidze. Australijczyk przy splamił swoją karierę serią aż 30 wyścigów (6 meczów) bez indywidualnej wygranej, co wcześniej nie miało w jego karierze w Polsce miejsca. Ostatecznie już pod koniec sezonu wiadomym było, że dla sportowej higieny Chris mysi rozstać się z Toruniem i nie otrzyma angażu w klubie na sezon 2022. Tym samym skończyła się jego co by nie pisać pozytywna era 14 sezonów, 228 meczów i 2077 punktach biegowych z Aniołem na piesi. Z Apatorem po raz drugi po sezonie pożegnał się również Adrian Miedziński, który trzeba przyznać, że niekiedy był zbyt ostro oceniany przez sędziów i kibiców za swoją brawurową jazdę. Miedziak jednak lepsze występy przeplatał gorszymi, przy czym tych drugich było nieco więcej, a średnia 1,450 wyłączając okres juniorski była najniższą w jego karierze.
Osobnym rozdziałem, który był bolączką Apatora od kilku sezonów pozostawała toruńska formacja młodzieżowa. Zatrudnienie Karola Żupińskiego, który miał być wzmocnieniem okazało się nieco kłopotliwe, bo Przemysław Termiński zainwestował spore pieniądze, których zawodnik nie spłacił na torze. Aż strach pomyśleć jak wyglądałyby biegi juniorskie, gdyby nie udany ekstraligowy debiut szesnastolatka Krzysztofa Lewandowskiego. To właśnie ten młokos wziął na siebie ciężar walki o młodzieżowe punkty i skutecznie wygryzł ze składu Kamila Marcińca. W trakcie sezonu licencję uzyskał również Mateusz Affelt, jednak ów młodzieniec miał dopiero 15 lat i w lidze mógł ścigać się dopiero od czerwca 2022. Udanie zadebiutował jednak w rozgrywkach młodzieżowych i właśnie ta dwójka był nadzieją na młodzieżowe lepsze jutro w Apatorze.
W całej toruńskiej układance kadrowej nie można pominąć faktu, że dużym atutem zespołu była osoba trenera Tomasza Bajerskiego, który potrafił podejmować jasne i jednoznaczne decyzje, co scementowało zespół, a także umiejętnie czytał mecz i skutecznie żonglował rezerwami, gdy drużyna tego potrzebowała. To spowodowało, że po pięciu kolejkach spotkań oczekiwania kibiców wzrosły. Wygrane z Grudziądzem i Zieloną Górą były niejako zaplanowane, jednak przegrane w niewielkich rozmiarach w Lesznie czy we Wrocławiu trzymały w emocjach do samego końca, a drużyna Aniołów na tle ligowych pretendentów do DMP prezentowała się naprawdę dobrze. Później jednak nastąpił okres dużej niemocy. Przegrane na MotoArenie z Włókniarzem Częstochowa, Spartą Wrocław, Unią Leszno i Motorem Lublin, bolały nie tylko kibiców, ale też zawodników, bo mecze te były do wygrania i nawet zmysł taktyczny Tomasza Bajerskiego nie był w stanie nic zdziałać, bo w drugiej części sezonu mocno spuścił z tonu Jack Holder, który miał być liderem drużyny. Chris Holder taj jak wyżej wspomniano udowodnił, że polska ekstraliga, po jego wypadku w 2013 roku odjechała mu i chyba dostał za dużo szans, a Adrian Miedziński w zasadzie spełnił oczekiwania tylko w i tak przegranym meczu z Lesznem na MotoArenie.
Tak więc w końcowym bilansie Apator zapisał na swoim koncie 4 porażki na Motoarenie i to z rzędu, co było najgorszą serią w historii obiektu oddanego do użytku w 2009. Jedną z przegranych była ta ze Spartą Wrocław (36:54), która okazała się najwyższą, odkąd drużyna jeździła na torze przy ul. Pera Jonssona. Dodatkowo w pojedynku ze Spartą, gospodarze nie zdołali wygrać zespołowo ani jednego biegu, co przytrafiło im się po raz pierwszy na MotoArenie. Ponadto w maju, czerwcu i lipcu Anioły nie wygrały żadnego spotkania i seria 9 meczów bez wiktorii została przerwana dopiero w ostatniej kolejce, kiedy w Toruniu poległa Stal Gorzów. Niemniej sezon kibice i działacze uznali za udany, bo oprócz utrzymania ekstraligi na plus należało zapisać awans Pawła Przedpełskiego, do cyklu Grand Prix, wykreowanie Roberta Lamberta na lidera drużyny, który z powodzeniem mógł zastąpić odchodzącego Chrisa Holdera i wespół z Jackiem Holderem mógł stanowić silny trzon zespołu w kolejnych latach oraz nastąpił powiew nadziei w formacji młodzieżowej, bowiem debiuty Krzysztofa Lewandowskiego i Mateusza Affelata jawiły się bardzo obiecująco.
Tomasz
Bajerski po sezonie w jednym z wywiadów tak podsumował występy swoich
podopiecznych w rozgrywkach AD 2021: "Mieliśmy bardzo dobry początek sezonu, bo nieźle jeździliśmy również na
wyjazdach. Narobiliśmy sobie i kibicom apetytu, lecz ostatecznie skończyło się,
jak skończyło, czyli na szóstym miejscu, bo dwa dobre mecze z Falubazem i GKM-em dały nam utrzymanie w lidze.
W pozostałych meczach zawsze nam czegoś brakowało. Albo zawodził jeden zawodnik, albo każdy w jednym -
dwóch wyścigach. Przegrywaliśmy niewiele, a byłoby inaczej, gdyby jeden
zawodzący zawodnik zdobył tyle punktów, co jego koledzy albo każdy po dwa
punkciki więcej. Na najwyższe noty zasłużyli
Robert Lambert,
Jack Holder i
Paweł Przedpełski, dlatego cała trójka zostaje w Toruniu. Lamberta -
nie znałem wcześniej, ale jak zobaczyłem na zgrupowaniu przed sezonem, to
wiedziałem, że będzie to spore wzmocnienie. Mimo młodego wieku okazał się świetnie
zorganizowanym zawodnikiem. Dał radę ogarnąć starty ligowe, Grand Prix i SEC.
Powiedział mi kiedyś, że cel ma jeden - zdobyć tytuł mistrza świata. I jest na
dobrej drodze do realizacji tego celu. Z kolei Jack Holder nieco spuścił z tonu w końcówce sezonu,
a było to efektem wypadku w Grudziądzu. Mocno się wtedy poobijał, musiało minąć trochę
czasu, zanim doszedł do siebie. Dużym z kolei zaskoczeniem była postawa Pawła
Przedpełskiego, któremu bardzo dużo dały mu te dwa lata spędzone w Częstochowie. Zobaczył, jak
to jest gdzieś indziej, odbudował formę. Zaczął jeździć pewniej, dojrzalej.
Paweł to stuprocentowy profesjonalista, ma świetny team i sprzęt i to była tylko
kwestia czasu, kiedy znowu "odpali". I to się udało w tym sezonie.
W drugiej linii mieliśmy
Adriana Miedzińskiego i
Chrisa Holdera. Oceny tego
pierwszego są różne, ale już przed sezonem widzieliśmy, że Adrian może mieć kłopoty w spotkaniach
wyjazdowych. Dlatego liczyliśmy na jego punkty w meczach na Motoarenie i
możemy powiedzieć, że w 90 procentach spełnił nasze oczekiwania. Nie możemy mieć
do niego większych zastrzeżeń za postawę u siebie, a dodatkowo trzeba pochwalić
go za to jak wybornie pojechał w
arcyważnym meczu w Grudziądzu. Z kolei o Chrisie z mojej perspektywy oraz doświadczeń innych zawodników mogę
powiedzieć tyle, że długie zasiedzenie się w jednym zespole nie jest dobre. A jaka
przyszłość przed nim? Zobaczymy, porozmawiamy z nim o tym.
W trakcie sezonu mieliśmy nieco kłopotu z formacją młodzieżową, która nieźle
zaczęła, ale
Karol
Żupiński zaliczał z każdym meczem regres. Przyczyna tkwiła chyba w nim samym. Na
treningach jeździł bardzo dobrze, w zawodach młodzieżowych też nie najgorzej,
a gdy przychodził mecz ligowy tracił swoje atuty i nie istniał. Nie wytrzymał
ciśnienia. natomiast
Krzysiek Lewandowski wystartował w lidze w wieku 16 lat i jak na debiut pojechał w
mojej ocenie przyzwoicie. Trochę na początku sezonu media zrobiły z niego wielką gwiazdę, były
wywiady, artykuły i to wszystko go nieco przerosło. Nie wiem, czy nie popłynął
na tych laurach. Ale przynajmniej zobaczył, jak wiele pracy trzeba włożyć w to,
żeby trzymać dobry poziom.
Swojej roli w zespole nie będę oceniał, a to czy zostanę w klubie okaże się
wkrótce".
Tradycyjnie zwieńczeniem sezonu była coroczna Gala PGE Ekstraligi. Kibice mogli oddawać swoje głosy w w pięciu, a ogłoszenie wyników i uroczyste podsumowanie sezonu miało miejsce w Holtelu Hilton w Warszawie. Transmisję z wydarzenia przeprowadził nSport+, a ostateczna klasyfikacja plebiscytu w którym Apator Toruń otrzymał nominacje w czterech kategoriach wyglądała następująco:
Niespodzianka Sezonu: Daniel Bewley (BETARD SPARTA Wrocław) Jakub Miśkowiak (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa) Mateusz Świdnicki (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa) Paweł Przedpełski (EWINNER APATOR Toruń) Damian Ratajczak (FOGO UNIA Leszno)
Zwycięzca:
Paweł Przedpełski
|
Najlepszy Junior Sezonu: Mateusz Cierniak (MOTOR Lublin) Wiktor Jasiński (MOJE BERMUDY STAL Gorzów) Wiktor Lampart (MOTOR Lublin) Jakub Miśkowiak (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa) Mateusz Świdnicki (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa)
Zwycięzca: Jakub Miśkowiak |
Najlepszy Trener/Menedżer Sezonu: Tomasz Bajerski (EWINNER APATOR Toruń) Piotr Baron (FOGO UNIA Leszno) Stanisław Chomski (MOJE BERMUDY STAL Gorzów) Jacek Ziółkowski (MOTOR Lublin) Janusz Ślączka (ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM Grudziądz)
Zwycięzca: Jacek Ziółkowski |
Najlepszy Zagraniczny Zawodnik Sezonu: Jason Doyle (FOGO UNIA Leszno) Artem Laguta (BETARD SPARTA Wrocław) Robert Lambert (EWINNER APATOR Toruń) Leon Madsen (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa) Martin Vaculik (MOJE BERMUDY STAL Gorzów)
Zwycięzca: Artiom Łaguta |
Skład kapituły SZCZAKIELE 2021
- NAGRODY PGE EKSTRALIGI: • Tomasz Dryła (dziennikarz CANAL+) • Tomasz Gollob (ekspert CANAL+) • Marcin Majewski (szef żużla CANAL+) • Anita Mazur (dziennikarka Eleven Sports) • Dariusz Ostafiński (dziennikarz Interia) • Jarosław Galewski (dziennikarz WP Sportowe Fakty) • Przemysław Szymkowiak (PGE Ekstraliga) |
Najlepszy Polski Zawodnik Sezonu: Patryk Dudek (MARWIS.PL FALUBAZ Zielona Góra) Maciej Janowski (BETARD SPARTA Wrocław) Janusz Kołodziej (FOGO UNIA Leszno) Paweł Przedpełski (EWINNER APATOR Toruń) Bartosz Zmarzlik (MOJE BERMUDY STAL Gorzów)
Zwycięzca: Bartosz Zmarzlik |
Złoty Szczakiel: Zwycięzca: Marek Cieślak |
Wyścig Sezonu - nagroda redakcji sportowej Canal+ Zwycięzca: Daniel Bewley
Zawodnik nie mógł
przyjechać na Galę, bo miał zakontraktowany mecz w lidze
angielskiej. W nagraniu przed Galą powiedział: Gdy dowiedziałem się, że to ja wygrałem statuetkę, prześledziłem
wszystkie inne wyścigi w tej kategorii. To świetne uczucie znaleźć
się w tym gronie, ale nie można zapominać o innych uczestnikach tego
wyścigu - Woffindenie, Hampelu i Kuberze. Dziękuję jeszcze raz. |
Kategoria specjalna - drużyna sezonu
Zwycięzca: Sparta Wrocław |
Przed nowymi rozgrywkami o DMPJ wprowadzono kilka dość istotnych dla młodzieżowej rywalizacji zmian. Pierwszą z nich, był rozbudowany system rywalizacji w którym wszystkie ekipy, zostały podzielone na cztery grupy czterozespołowe i piątą, w której było pięć drużyn, bowiem Leszno zgłosiło do rywalizacji dwie formacje. W eliminacjach każdy na torze gospodarza rozgrywano dwa turnieje dzień po dniu, a to oznaczało, że wszystkie zespoły czekało co najmniej 8 rund. W drugiej części najlepsza "szesnastka" (trzy czołowe zespoły oraz najlepszy z czwartego miejsca) rywalizowało w ćwierćfinałach, gdzie po 8 rundach po dwie najlepsze drużyny trafiały do półfinałów. W tej fazie zaplanowano cztery turnieje, z których po dwie drużyny awansowały do finałów. Ostateczną rywalizację również zmieniono, bowiem o medalach w przeciwieństwie do lat minionych miał zadecydować nie jeden turniej, a cztery - na torze każdego z finalistów. Zatem jak łatwo policzyć najlepsze drużyny miały przed sobą do rozegrania aż 24 turnieje, prowadzone w formie czwórmeczów. Było to jak najbardziej słuszne rozwiązanie, bo przez większą częstotliwość startów młodzi zawodnicy choć w części mieli okazję nadrobić brak startów w sezonie 2020.
Inną ciekawą zmianą, która wywołała nieco
zamieszania i dyskusji, było wprowadzenie możliwości występu jednego
zawodnika do lat 23. Podobna regulacja miała miejsce w sezonie 2016 w
Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski, szybko się jednak z tego
wycofano. Tym razem ten przepis obowiązywał jednak tylko w konkretnym przypadku
i brzmiał następująco:
"Wyłącznie w rundach eliminacyjnych w przypadku, gdy:
- kadra klubu liczy mniej niż 4 zawodników młodzieżowych
lub
- przedstawione zostanie 9-dniowe zwolnienie lekarskie co najmniej jednego
zawodnika młodzieżowego kadry klubu i na dzień zawodów klub posiada mniej niż 4
zawodników młodzieżowych zdolnych do jazdy, klub musi skorzystać z instytucji
gościa, a jeśli nie istnieje aktualnie możliwość jego pozyskania, klub może
zgłosić do zawodów DMPJ jednego zawodnika krajowego do 23 lat (tylko w sezonie
2021), biorąc pod uwagę rok urodzenia."
Decydując się na taki ruch żużlowa centrala miała świadomość, że w rundach
eliminacyjnych trudno byłoby klubom pozyskać młodzieżowego "gościa", dlatego w
klubach, w których juniorów w sezonie 2021 było mniej.
Poza eliminacjami w DMPJ, wypożyczenie
zawodnika było niejako obowiązkowe i regulował to zapis:
"Klub, który ma w swojej kadrze więcej niż 5 zawodników młodzieżowych lub
zakończył swój udział w rozgrywkach DMPJ, ma obowiązek udzielenia zgody na start
jako "gość" swoim zawodnikom za wyjątkiem sytuacji, gdy zawodnik przebywa na
9-dniowym zwolnieniu lekarskim. W przypadku odmowy udzielenia takiej zgody lub
nieusprawiedliwionego niestawienia się zawodnika "gościa" na zawodach, klub do
którego przynależność ma "gość" wnosi opłatę na Fundusz Szkoleniowy Sportu
Żużlowego w wysokości:
- klub Ekstraligi - 7.500 zł
- klub DM I ligi - 5.000 zł
- klub DM II ligi - 2.500 zł."
Zatem ośrodki były zobligowane do wypożyczania swoich zawodników do gościnnych
występów w barwach innych ekip, gdy tylko będzie taka kadrowa możliwość lub gdy
dany klub już nie będzie brał udziału w zmaganiach o DMPJ. "Gość" mógł być
jednak tylko zawodnikiem krajowym do lat 21 i w całym sezonie rozgrywkowym, mógł
reprezentować barwy tylko jednego klubu. Wyjątkiem była sytuacja, gdy ośrodek w
którym zawodnik startował jako "gość" zakończył rozgrywki o DMPJ. Wówczas mógł
on rywalizować w kolejnej ekipie.
Kolejną z nowości, którą warto podkreślić, było dopuszczenie udział jednego zawodnika młodzieżowego obcokrajowca w drugiej drużynie zgłoszonej przez dany klub do rozgrywek. Jednak w praktyce z tego przepisu mogli skorzystać tylko lesznianie, gdyż jedynie ten ośrodek wystawił do rozgrywek o DMPJ w sezonie 2021 dwie ekipy.
ELIMINACJE | |||||||||||||||||
Grupa A | Grupa B | Grupa C | Grupa D | Grupa E | |||||||||||||
Zespół |
pkt zespołu |
Zespół |
pkt zespołu |
20.04 Gda |
21.04 Gda |
27.04 Byd |
28.04 Byd |
11.05 Tor 01.06 |
12.05 Tor 02.06 |
18.05 Gru 07.06 |
19.05 Gru 26.05 |
Zespół |
pkt zespołu |
Zespół |
pkt zespołu |
Zespół |
pkt zespołu |
Lublin |
26 +284 |
Toruń |
25 +261 |
3 | 3 | 4 | 4 | 2 | 2 | 4 | 3 |
Cze-wa |
29 +349 |
Dau-pils |
29 +314 |
Gorzów |
27,5 +295 |
Tarnów |
24 +261 |
Grudziądz |
22,5 +250 |
2 | 2 | 2 | 2 | 4 | 3,5 | 3 | 4 |
Wrocław |
37 +306 |
Ostrów |
22,5 +270 |
Leszno I |
27 +275 |
Rzeszów |
17 +199 |
By-szcz |
16,5 +177 |
1 | 1 | 3 | 3 | 3 | 3,5 | 1 | 1 |
Rybnik |
16 +192 |
Gniezno |
20 +221 |
Zielona Góra |
22 +272 |
Krosno |
12 +142 |
Gdańsk |
14 +154 |
4 | 4 | n.klas | n.klas | 1 | 1 | 2 | 2 |
Opole |
7 +81 |
Łódź |
6,5 +107 |
LesznoII |
15,5 +195 |
Poznań |
4 +52 |
||||||||||||||||
ĆWIERĆFINAŁY | |||||||||||||||||
Grupa I | Grupa II | Grupa III | Grupa IV | ||||||||||||||
Zespół |
pkt zespołu |
Zespół |
pkt zespołu |
15.06 Tor 11.07 |
16.06 Tor 11.07 |
22.06 Les |
23.06 Les |
06.07 Rze |
06.07 Rze |
14.07 Les |
14.07 Raw |
Zespół |
pkt zespołu |
Zespół |
pkt zespołu |
||
Lublin |
26 +247 |
Toruń |
28 +304 |
4 | 4 | 4 | 3 | 4 | 4 | 3 | 2 |
Cze-wa |
32 +347 |
Dau-pils |
27 +286 |
||
Ostrów |
20,5 +255 |
LesznoII |
24 +281 |
3 | 3 | 2 | 2 | 3 | 3 | 4 | 4 |
Tarnów |
22,5 +233 |
Wrocław |
22 +252 |
||
Zielona Góra |
15,5 +227 |
Leszno I |
18 +201 |
2 | 2 | 3 | 4 | 2 | 2 | 2 | 3 |
Grudziądz |
16 +169 |
Gorzów |
15 +202 |
||
Rybnik |
13 +194 |
Rzeszów |
7 +53 |
1 | 1 | 1 | 1 | 1 | 1 | 1 | 1 |
Gniezno |
9,5 +99 |
By-szcz |
15 +157 |
||
PÓŁFINAŁY | |||||||||||||||||
Grupa A | Grupa B | ||||||||||||||||
Zespół |
pkt zespołu |
27.07 Tar |
29.07 Tor |
10.08 Ostr 11.08 |
12.08 Ost |
Zespół |
pkt zespołu |
||||||||||
Dau-pils |
14 +145 |
3 | 4 | 4 | 4 |
Cze-wa |
14 +156 |
||||||||||
Ostrów |
12 +130 |
2 | 3 | 3 | 3 |
Lublin |
13 +136 |
||||||||||
Tarnów |
9 +116 |
4 | 1 | 2 | 1 |
Wrocław |
7 +79 |
||||||||||
Toruń |
5 +85 |
1 | 2 | 1 | 2 |
LesznoII |
6 +77 |
||||||||||
FINAŁY 07.09.2021 |
|||||||||||||||||
Zespół |
pkt zespołu |
||||||||||||||||
Cze-wa |
4 +43 |
||||||||||||||||
Lublin |
3 +34 |
||||||||||||||||
Ostrów |
2 +28 |
||||||||||||||||
Dau-pils |
1 +10 |
Indywidualne Mistrzostwa Świata - Grand Prix | ||
Indywidualne Mistrzostwa Europy | ||
Speedway of Nations (MŚP) | torunianie nie startowali w finale | |
Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów | ||
Nice Cup |
2021-06-05 MEPJ
-
torunianie nie startowali w finale
2021-07-24 MEP
-
torunianie nie startowali w finale
2021-08-29 DMEJ
-
torunianie nie startowali w finale
2021-09-10 DMŚJ
-
torunianie nie startowali w finale
2021-08-07 IMEJ
- (Żupiński, Chlupać)
2021 - cykl
MACEC
2021-06-19 IMME
- Toruń - (Przedpełski, J. Holder,
Lewandowski)
2021-07-11 IMP
- Leszno - (Przedpełski)
2021-08-25 MMPPK
- Częstochowa
- (Lewandowski, Żupiński, Marciniec)
2021-09-03 MPPK - Grudziądz -
(Przedpełski, Lewandowski, Żupiński)
2021-09-08 MIMP
-
torunianie nie startowali w finale
2021-06-21 ZK
- Zielona Góra - (Przedpełski)
2021-05-01 BK - Gdańsk
- (Lewandowski, Żupiński)
2021-05-20 SK - Bydgoszcz -
(Lewandowski, Żupiński)
2021-03-30 Kryterium Asów -
Bydgoszcz (Musielak)
2021-07-17
Memoriał Edwarda Jancarza - Gorzów
- (Miedziński)
2021-08-21 GP Challange - Żarnowica
- (Przedpełski)
2021-08-29 Słowacka Zlata Prilba -
Żarnowica
- (Lewandowski)
2021-09-04 mecz narodów -
Łódź- (Lambert)
2021-09-13 Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego -
Gniezno
- (Przedpełski)
2021-09-13
Memoriał Rycerzy Speedwaya -
Zielona Góra
- (Lewandowski)
2021-09-22 memoriał Rifa Saitgariejewa -
Ostrów
- (Alffelt)
2021-10-03 Zlata Prilba -
Pardubice
(Holder J, Holder C, Chlupac)
2021-10-09 Polska vs Reszta Świata -
Rybnik
- (Przedpełski)
2021-10-10 Łańcuch Herbowy -
Ostrów
-
torunianie nie startowali w finale
2021-10-10 memoriał Idzikowskiego i Czernego -
Częstochowa
- (Przedpełski, Miedziński)
2021-06-08
Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Zielona Góra
- (Lewandowski, Żupiński)
2021-06-09 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Zielona Góra
- (Lewandowski, Żupiński)
2021-07-20 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Ostrów
- (Lewandowski, Żupiński)
2021-07-21 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Ostrów
- (Lewandowski)
2021-08-03 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Rawicz
- (Lewandowski)
2021-08-17
Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Bydgoszcz
- (Affelt)
2021-08-18
Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Bydgoszcz
- (Affelt)
2021-09-01
Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Bydgoszcz
- (Lewandowski, Affelt, Żupiński)
2021-09-22 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Częstochowa
- (Żupiński, Lewandowski, Alffelt)
2021-10-05 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Lublin
- (Żupiński, Lewandowski, Alffelt)
2021-10-06 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów -
Lublin
- (Żupiński, Lewandowski, Alffelt)
WYNIKI MECZÓW LIGOWYCH ROZEGRANYCH Z UDZIAŁEM TORUŃSKIEJ DRUŻYNY W SEZONIE 2021
Kolejka | Data | Rywale | Wynik |
Runda Zasadnicza | |||
I | 04.04.2021 |
Toruń -Zielona Góra |
51 : 39 |
II | 09.04.2021 |
Wrocław - Toruń |
51 : 39 |
III |
16.04.2021 przełożony 24.04.2021 |
Leszno - Toruń |
47 : 43 |
IV | 30.04.2021 |
Toruń - Grudziądz |
55 : 35 |
V |
07.05.2021 przełożony 21.05.2021 |
Lublin - Toruń |
51 : 39 |
VI | 16.05.2021 |
Toruń - Częstochowa |
41 : 49 |
VII | 28.05.2021 |
Gorzów - Toruń |
50 : 40 |
VIII | 06.06.2021 |
Zielona Góra - Toruń |
48 : 42 |
IX | 11.06.2021 |
Toruń - Wrocław |
36 : 54 |
X | 25.06.2021 |
Toruń - Leszno |
41 : 49 |
XI |
04-07.2021 przełożony 09.07.2021 13.07.2021 |
Grudziądz - Toruń |
45 : 45 |
XII | 25.07.2021 |
Toruń - Lublin |
44 : 46 |
XIII |
30.07.2021 przełożony 08.08.2021 |
Częstochowa - Toruń |
58 : 32 |
XIV | 22.08.2021 |
Toruń - Gorzów |
50 : 40 |
Runda finałowa | |||
1 runda finałowa | 05.09.2021 |
Apator Toruń
nie zakwalifikował się do rundy finałowej, w której medale zdobyły zespoły |
|
2 runda finałowa | 12.09.2021 | ||
3 runda finałowa | 19.09.2021 | ||
4 runda finałowa | 26.09.2021 |
KADRA
TORUŃSKICH ANIOŁÓW W SEZONIE 2021
Zawodnik - Działacz | mecze | biegi | punkty | bonusy |
średnia biegowa |
miejsce w ligowym rankingu (53 zaw.) |
komentarz/ocena po sezonie |
HOLDER Jack Australia |
14 | 70 | 128 | 8 | 1,943 | 15 |
Jack Holder wszedł w sezon dobrze, przez jakiś czas był w pierwszej 10. wg średnich biegowych. Niestety miał słabszą drugą część rozgrywek, przez co nie zrobił postępów w porównaniu do tego co uzyskał w roku 2020 w barwach Stali Gorzów (średnia 2,052 i 11 miejsce). Mimo wszystko młodszy z Holderów nie zawiódł, toczył zwycięskie pojedynki z liderami rywali. I choć ciężko przyczepić się do skuteczności Australijczyka, to po sezonie pozostaje lekki niedosyt, bowiem stać go na znacznie więcej. Być może obecność nieco bezradnego brata Chrisa, rozpraszała go na tyle, że nie miał większej motywacji do poprawy swojej skuteczności. Niestety sezon kończył z kontuzją, której nabawił się w Grudziądzu już w pierwszym starcie, gdy doszło do starcia z Nickim Pedersenem i Kennethem Bjeree. Po sezonie jako jeden z pierwszych zadeklarował, że zostaje Aniołem i uczynił to pomimo, że drużynę opuścił jego brat, a wielu spekulowało, że Holder Brothers jest nierozłączny i może być zatrudniony tylko w "pakiecie" |
HOLDER Chris Australia |
14 | 64 | 88 | 14 | 1,594 | 31 |
Dla Chrisa Holdera i jego kibiców sezon 2021 był rokiem kolejnego rozczarowania. Był to najsłabszy sezon od debiutu w 2007 roku. Najgorsza średnia w karierze - 1,594, ale jeśli rozbić ją na domową (1,733) i wyjazdową (1,471) to nie wyglądało to tak źle - zwłaszcza w Toruniu. Trzeba jednak przyznać, że od kilku już lat zawodnik pikował w dół z wynikami, jednak zawsze trzymał pewien poziom - powyżej, 1,6 punktu na bieg. Australijczyk, przez 14 sezonów stał się prawdziwą ikoną Aniołów. Mimo niepowodzeń w ostatnich latach, kibice emocjonalnie traktowali starszego z braci Holder tak samo jak wielkie gwiazdy sprzeda lat w osobach Wiesława Jagusia, Pera Jonssona czy Wojtka Żabiałowicza. Niestety, od sezonu 2013 roku, w którym starszy z braci odniósł groźną kontuzję, nie był już tym samym, walecznym zawodnikiem, który został mistrzem świata. Kibice uwielbiali go za efektowną i skuteczną jazdę z prawdziwą ekwilibrystyką na motocyklu. W sezonie 2021 udowodnił, że ekstraliga to na tym etapie kariery już za wysokie progi. Oczywiście traktując Chrisa jako zawodnika drugiej linii należy uznać, że spełnił swoje zadanie. Jednak Apator mierzył znacznie wyżej niż środek tabeli, a Chris mimo całej sympatii toruńskiego środowiska do jego osoby blokował miejsce w składzie dla bardziej perspektywicznych jeźdźców, którzy przynajmniej w teorii gwarantowali znacznie wyższe zdobycze punktowe. Czternasty sezon startów był dla Chrisa Holdera ostatnim sezonem z Aniołem na piersi i choć wielu żałowało jego odejścia, każdy włącznie z zawodnikiem wiedział, że ten swoisty "rozwód" jest koniecznością dla obu stron. |
PRZEDPEŁSKI Paweł Polska |
14 | 66 | 116 | 10 | 1,909 | 16 |
Paweł Przedpełski wrócił do Torunia po dwóch latach przerwy mocno odmieniony. O ile w Częstochowie pełnił rolę zawodnika drugiej linii, to w Toruniu wyrósł na jednego z trzech liderów. Pewny punkt drużyny, lider wśród zawodników krajowych. Fakt, zdarzały się wpadki w postaci biegów z zerami, w tym także na MotoArenie, jednak pokazywał, że były to tylko wypadki przy pracy - zaraz po takim biegu dokonywał odpowiednich poprawek i przywoził cenne punkty. Na plus trzeba mu zapisać mecz w Grudziądzu, gdzie po upadku Jacka Holdera, wszedł w buty drugiego lidera i pociągnął toruński team do ważnego remisu, a także mecz w Gorzowie - dwa razy ogrywając Bartosza Zmarzlika na jego domowym torze! Bardzo solidny sezon wychowanka Unibaxu, z dużym "przytupem" na koniec, bo najpierw urodziła mu się córka, a po kilku dniach wygrał turniej Grand Prix Challenge i awansował do cyklu Grand Prix, a finalnie został objawieniem sezonu, za co otrzymał statuetkę Jerzego Szczakiela podczas Gali PGE Ekstraligi. Niemal zaraz po zakończeniu sezonu Paweł zadeklarował, że nie zamierza rozstawać się z Apatorem i w roku 2022 ze wzmocnionym teamem Aniołów powalczy o coś więcej niż tylko środek tabeli. |
MIEDZIŃSKI Adrian Polska |
14 | 60 | 76 | 11 | 1,450 | 37 |
Do Adriana Miedzińskiego przed sezonem nikt nie oczekiwał dwucyfrowych zdobyczy, miał po prostu dorzucać do dorobku drużyny po kilka punktów. I - generalnie - z tego zadania się, wywiązał. Na starcie sezonu trochę kłopotów z meczami wyjazdowymi i musiał stoczyć walkę o skład z Tobiaszem Musielakiem, co skutkowało tym, że ciągle był w ocenach konfrontowany z wynikami wychowanka Unii Leszno. Od połowy sezonu ustabilizował swoją formę zdarzały mu się mecze, w których zdobywał z bonusami dwucyfrówki, a trzy razy pojechał w ostatnim wyścigu. Niestety wyniki Adriana mogłyby być znacznie lepsze gdyby nie jego skłonność do głupich wykluczeń za upadki czy za spowodowanie upadków innych zawodników. Faktem było też to, że czasami sędziowie działali z automatu na zasadzie "Jechał Miedziński. Był upadek. Miedziński wykluczony". Porównując jego średnią do Chrisa Holdera wypada słabiej, jednak Miedziak w znacznie większym stopniu wywiązał się z przedsezonowych założeń. Jego wartość podnosi dodatkowo duża lojalność względem Torunia - wrócił, gdy drużyna spadła i pomógł jej wrócić tam gdzie jej miejsce - do Ekstraligi. Wielokrotnie zostawiał dla Aniołów zdrowie i serce na torze i kto wie, czy gdyby w sezonie 2019 w składzie był "Adi", a nie Holta to zespół nie musiałby przeżywać goryczy porażki? Po sezonie stracił miejsce w składzie Aniołów i po raz drugi w karierze zmienił sportowe otoczenie. |
LAMBERT Robert Anglia |
14 | 72 | 137 | 13 | 2,083 | 9 |
"Lambo" po sezonie okazał się jednym z najlepszych o ile nie najlepszym transferem w ekstralidze. Anglik z całą pewnością był najlepszym jeźdźcem do lat 24. Skończył sezon w pierwszej 10 wyprzedzając w tej klasyfikacji m. in. takich zawodników, jak Patryk Dudek, Tai Woffinden, Mikkel Michelsen, Emil Sajfutdinow czy Nicki Pedersen. Co prawda nie startował w najtrudniejszych, ostatnich wyścigach i nie był typowym "jokerem" który wchodził i wygrywał, ale to właśnie on po wielu latach posuchy zdobył ponownie czysty komplet jako Anioł, a to co zrobił w 14 biegu w Grudziądzu, holując przez 4 okrążenia Chrisa Holdera, by wygrać ten bieg 1:5… było mistrzowskim majstersztykiem! . Był jedynym zawodnikiem Apatora, który na wyjazdach zanotował średnią powyżej 2 punktów na bieg. Zatem można z całą pewnością powiedzię Lider przez wielkie "L". Zasłużył na pseudonim "Lambo-Jet". Niestety sezon 2021 był ostatnim, w którym Lambert spełniał wymóg U-23, i w roku następny nie będzie mógł startowac jako jeździec rezerwowy pod numerami 8 lub 16. Tym samym Tomasz Bajerski nie będzie mógł zastąpić Lambertem innego zawodnika pod numerami 1-5 lub 9-13. W sezonie 2022 ponownie będzie jeździł w Toruniu jako zawodnik U24 i gdy utrzyma formę z całą pewnością działacze toruńscy będą chcieli przedłużyć tę współpracę na kolejne lata. |
CHLUPAĆ Petr Czechy |
- | - | - | - | - | - |
W sezonie teoretycznie wystąpił w trzech meczach, bo praktycznie w żadnym z nich nie wyjechał na tor, bowiem był wpisywany do programu jako obowiązkowy zawodnik U-24. Trudno wystawić jednoznaczną ocenę Petrowi, bo trener nie do końca ufaj jego możliwościom i nie dał mu szansy spróbować ekstraligowej szlaki. W turniejach w których wystartował pokazał się z całkiem dobrej strony - 12 z 23 punktów, całej reprezentacji Czech w finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów i pokonanie najlepszego polskiego juniora Jakuba Miśkowiaka pokazuje, że młody Czech wie jak jeździć na żużlu. W cyklu wyłaniającego IMŚJ zajął piąte miejsce. Niestety zdecydowanie słabiej wypadł w półfinale SoN - tylko raz przyjechał na punktowanej pozycji, pokonując kolegę z reprezentacji. Trzeba też wspomnieć o największym jego sukcesie jak na razie czyli o brązowym medalu Indywidualnych Mistrzostw Czech, gdzie przegrał tylko z Vaclavem Milikiem i z Jozefem Francem. W kolejnym sezonie zapewnie zawodnik zapewne nadal będzie w głębokiej rezerwie, bo raczej nie wygra rywalizacji o skład z Robertem Lambertem, a pomysł na starty juniora zagranicznego do lat 21 w Ekstralidze został odłożony w czasie. |
LEWANDOWSKI Krzysztof Polska |
14 | 46 | 39 | 7 | 1,000 | 46 |
Z początkiem sezonu szesnastolatek był na ustach wszystkich kibiców w Polsce, gdy na inaugurację zdobył 4+1 pkt, pokonując m. in. Piotra Protasiewicza, a w trzecim meczu wraz z Karolem Żupińskim triumfował podwójnie w wyścigu młodzieżowców w Lesznie, co było wyczynem którego młode Anioły dokonały, po bardzo długim czasie. Narobił tym samym apetytu na doskonałe wyniki nie tylko sobie, ale również kibicom. Druga część sezony była jednak znacznie gorsza. Triumfował zaledwie w jednym wyścigu juniorskim (u siebie z GKM-em), a punkty zdobywał praktycznie tylko na juniorach. Trzeba jednak pamiętać, że był to debiutancki sezon Krzysztofa i średnia 1,000, przy czym 0,750 na wyjeździe, i aż 1,273 w domu, wstydu mu nie przynosi. Nie był to co prawda junior na miarę debiutu trenera Aniołów - Tomasza Bajerskiego, ale niewątpliwie w Toruniu objawił się jeden z lepszych młodzieżowców, który w ostatnim czasie zadebiutowali w rozgrywkach ligowych. Najlepszy mecz "Levego" to wyjazd do Grudziądza, gdzie zastępował kontuzjowanego Jacka Holdera i zdobywając 6 pkt z 1 bonusem w 5 startach trzeba przyznać, że sprostał zadaniu, a przecież presja tego meczy była spora. Bezsprzecznie zapracował na miano lidera toruńskiej formacji młodzieżowej.. |
ŻUPIŃSKI Karol Polska |
13 | 33 | 13 | 5 | 0,546 | 53 |
Absolutny niewypał transferowy. Początek sezonu Karol miał nawet niezły, ale od meczu z GKM-em w czwartej kolejce, w którym zdobył 3 pkt i bonus, zupełnie się pogubił i zablokował. Do końca sezonu pojechał jeszcze w 21 wyścigach i z rywali pokonał tylko Mateusza Bartkowiaka i Kamila Pytlewskiego! Miał najniższą średnią ze wszystkich sklasyfikowanych zawodników Ekstraligi. W Toruniu liczono na dużo więcej, zwłaszcza że Karol przychodził do miasta Kopernika jako zawodnik z kilkuletnim doświadczeniem i miał stanowić o sile toruńskiej formacji młodzieżowej. To, że ma talent i potencjał pokazywał od 2018 roku w Gdańsku w 1 Lidze (średnie 1,000, 1,025 i 1,255), klasyfikowały go jako jednego z lepszych juniorów na tym poziomie rozgrywek. Zderzenie z Ekstraligą okazało się bardzo brutalne. Dobry występ w Lesznie, gdzie wygrał bieg juniorski i pomniejsze przebłyski jak choćby ten w toruńskiej rundzie GP, gdy wiózł za swoimi plecami Fredrika Lindgrena, który ostatecznie sfaulował młodego zawodnika, to było wszystko co pokazał i było to zdecydowanie za mało, aby zadowolić oczekiwania wymagających toruńskich kibiców. W kolejnym roku, choć mocno zabiegało o powrót swojego wychowanka gdańskie Wybrzeże, toruński sztab szkoleniowy postanowił dać mu jeszcze jedną szansę wierząc, że większa konkurencja wśród młodych Aniołów odblokuje Karola na tyle, ze będzie w stanie nawiązać do wyników takich jakie osiągał w nadmorskim klubie. |
MARCINIEC Kamil Polska |
12 | 9 | 1 | 1 | 0,222 | 13 nklas |
Kamil Marciniec to można powiedzieć sezonowy ewenement. Wystartował bowiem na wszystkich trzech poziomach rozgrywek (Rzeszów, Krosno, Toruń). W barwach Aniołów pojechał jednak tylko w dziewięciu biegach, w których osiem razy był ostatni, a raz zdobył punkt z bonusem. Biegi w których wystartował niejako w prezencie, bo zastępował kontuzjowanych kolegów z zespołu. W pozostałych meczach był wpisywany do protokołu jako zawodnik U-24, ale zmieniał go Robert Lambert. Na koniec sezonu został wypożyczony do Wilków Krosno, gdzie miał być w rundzie finałowej, zmiennikiem dla dwóch innych Aniołów - Aleksa Rydlewskiego i Jakuba Janika Szału jednak nie było i w dwóch meczach, w 6 startach nie zdobył co prawda kompletu zer, ale było znacznie gorzej bo do 5 ostatnich miejsc na mecie sędzia dopisał mu wykluczenie za dotknięcie taśmy. Po sezonie Tomasz Bajerski mający w swojej młodzieżowej talii znacznie młodszych i bardziej perspektywicznych jeźdźców postanowił zrezygnować z usług Kamila dla którego miał to być ostatni rok w gronie juniorów. |
AFFELT Mateusz Polska |
- | - | - | - | - | - |
Zawodnik uzyskał w roku 2021 licencję w klasie 500 ccm i wystartował w
kilku imprezach młodzieżowych. Pokazał się w nich z dobrej strony,
jednak na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie,, choć
wielu upatrywało w nim sporego talentu, na miarę podstawowego juniora w
składzie ligowym. W roku 2021 zgodnie z regulaminem nie miał możliwości startować w rozgrywkach logowych, bowiem nie miał ukończonych 16 lat. |
RUMIŃSKI Oskar Polska |
- | - | - | - | - | - |
Zawodnik uzyskał w roku 2021 licencję w klasie 250 ccm, a kilka miesięcy później w klasie 500 ccm i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie. W roku 2021 zgodnie z regulaminem nie miał możliwości startować w rozgrywkach logowych, bowiem nie miał ukończonych 16 lat. |
CZAJKOWSKI Kacper Polska |
- | - | - | - | - | - | Zawodnik uzyskał licencję w roku 2021 i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie. |
KRAJEWSKI Pascal Polska |
- | - | - | - | - | - | Zawodnik uzyskał licencję w roku 2021 i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie. |
MAKOWSKI Kacper Polska |
- | - | - | - | - | - | Zawodnik uzyskał licencję w roku 2021 i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Pojawił się też w awizowanym składzie Apatora, ale przed meczem został zmieniony. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie. |
TERMIŃSKI Przemysław właściciel klubu |
Właściciel klubu po awansie drużyny do
najwyższej klasy rozgrywkowej zmienił swój medialny przekaz i
powstrzymywał się od złośliwych komentarzy, a sprawy z zawodnikami załatwiał
w zaciszu klubowych gabinetów. Jeśli media usłyszały jakoś komentarz to było
to odniesienie do faktów i stroniło o personaliów. Zachowanie to wpłynęło
bardzo pozytywnie na wizerunek klubu w oczach zawodników, który nie byli już
tak negatywni nastawieni do drużyny z miasta Kopernika. Termiński wykazał się też doskonałym zmysłem taktyczny, bo spadając z ekstraligi zatrzymał najważniejszych zawodników i po awansie mógł oprzeć budowę składu na tym co już posiadał w swoich zasobach kadrowych. Zatem do braci Holderów i Adriana Miedzińskiego dołączyli Robert Lambert i Paweł Przedpełski, którzy okazali się rewelacją ekstraligowych rozgrywek w sezonie 2021 i choć dyspozycja Chrisa Holdera i Adriana Miedzińskiego była daleka od oczekiwanej, to nakreślony przed sezonem cel - czyli utrzymanie w ekstralidze - został zrealizowany, a to z kolei wskazuje, że decyzje podejmowane przez właściciela w sezonie 2021 były jak najbardziej słuszne. |
||||||
TERMIŃSKA Ilona prezes |
Pani Prezes kolejny rok pokazała, że jest
właściwą osobą na właściwym miejscu. Klub działał jak szwajcarski zegarek.
Drużyna jaką zbudowano osiągnęła wyznaczony cel czyli utrzymanie i sezon
kończyła stabilna finansowo i organizacyjnie. Zawodnicy mogli spokojnie
skupić się na sportowym rozwoju i nie mieli powodów do narzekania na
cokolwiek. Klub podjął też szerokie działania mające wypromować kolejne
gwiazdy z toruńskiej szkółki żużlowej. Co prawda w lidze ciągle Apator nie
miał silnej formacji młodzieżowej, ale pojawienie się Krzysztofa
Lewandowskiego i Mateusza Affelta było zwiastunem na lepsze czasy również w
tym elemencie. Klub zaczął poprawiać też swój medialny wizerunek, co było niezwykle istotne w przypadku rozmów kontraktowych z zawodnikami przed kolejnymi sezonami. Niestety drużynie ciągle brakowało spektakularnego sukcesu, by w większym stopniu zapełnić MotoArenę. Niestety toruński kibic oczekiwał czegoś więcej niż tylko walki o utrzymanie. |
||||||
BAJERSKI Tomasz menadżer drużyny |
Drugi rok Bajerskiego w Apatorze okazał się
bardzo dobry. Zbierał pozytywne opnie wśród kibiców, lubiły go media, a co
najważniejsze miał dobry kontakt z zawodnikami. Cały sezon pokazał też , że
toruński wychowanek jako trener potrafił podejmować jasne i jednoznaczne
decyzje, co scementowało zespół i przełożyło się na atmosferę i pełne
zrozumienie, że celem w DMP jest drużyna, a nie indywidualności. "Bajer"
pokazał również, że wie na czym polega taktyka meczowa, bowiem umiejętnie
czytał mecz i skutecznie żonglował rezerwami, gdy drużyna tego potrzebowała. |
||||||
2021-03-30 Leszno - egzamin na licencję "Ż"
2021-04-12 Toruń - egzamin na licencję "Ż"
2021-04-29 - egzamin na licencję "Ż"
2021-05-27 Bydgoszcz - egzamin na licencję
"Ż" oraz 250cc
2021-06-07 Gorzów - egzamin na licencję "Ż"
2021-06-28 Toruń - egzamin na licencję "Ż"
oraz 250cc
2021-06-28 Toruń - egzamin na licencję "Ż"
oraz 250cc
2021-08-30 Wrocław - egzamin na licencję
"Ż"
oraz 250cc
2021-09-27 Rybnik - egzamin na licencję "Ż"
oraz 250cc |
Toruńskie podprowadzające w sezonie 2021
Joanna Nowakowska
Kaja Sikorska
Magda Milewska
Oliwia Łucka
Weronika Bartkowska
TABELA PGE EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2021
zespół | mecze | zw. | rem. | por. |
pkt duże |
bon. | razem |
pkt małe |
|
Betard Sparta Wrocław | 14 | 12 | - | 2 | 24 | 6 | 30 | +173 | |
Motor Lublin | 14 | 9 | 1 | 4 | 19 | 5 | 24 | +44 | |
Moje Bermudy Stal Gorzów | 14 | 9 | - | 5 | 18 | 5 | 23 | +43 | |
Fogo Unia Leszno | 14 | 9 | - | 5 | 18 | 4 | 22 | +54 | |
Eltrox Włókniarz Częstochowa | 14 | 7 | - | 7 | 14 | 4 | 18 | +28 | |
eWinner Apator Toruń | 14 | 3 | 1 | 10 | 7 | 2 | 9 | -64 | |
Zooleszcz DVP Logistic GKM Grudziądz | 14 | 2 | 3 | 9 | 7 | - | 7 | -158 | |
Marwis.pl Falubaz Zielona Góra | 14 | 2 | 1 | 11 | 5 | 1 | 6 | -120 |
OSTATECZNA TABELA PGE EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2021
bilans zwycięstw i przegranych oraz
małych punktów ma charakter czysto poglądowy
w drugiej fazie rozgrywek rywalizacja odbywała się systemem play-off
zespół | mecze | zw. | rem. | por. |
pkt duże |
bon. | razem |
pkt małe |
|
Betard Sparta Wrocław | 18 | 15 | 1 | 2 | 31 | 2 | 33 | +195 | |
Motor Lublin | 18 | 11 | 2 | 5 | 24 | 6 | 30 | +46 | |
Moje Bermudy Stal Gorzów | 18 | 11 | - | 7 | 22 | 6 | 28 | +47 | |
Fogo Unia Leszno | 18 | 9 | - | 9 | 18 | 4 | 22 | +26 | |
Eltrox Włókniarz Częstochowa | 14 | 7 | - | 7 | 14 | 4 | 18 | +28 | |
eWinner Apator Toruń | 14 | 3 | 1 | 10 | 7 | 2 | 9 | -64 | |
Zooleszcz DVP Logistic GKM Grudziądz | 14 | 2 | 3 | 9 | 7 | - | 7 | -158 | |
Marwis.pl Falubaz Zielona Góra | 14 | 2 | 1 | 11 | 5 | 1 | 6 | -120 |
STATYSTYKA I REGULAMINY OBOWIĄZUJĄCE W SPORCIE ŻUŻLOWYM W SEZONIE 2021
statystyka Aniołów
(rar ok. 150 kb)
średnie punktowe wszystkich zawodników startujących w polskich ligach
regulaminy i komunikaty sportu żużlowego
SSSM STAL TORUŃ
Mateusz Affelt |
KS
TORUŃ |
Żużel w Toruniu, to również ten w wersji mini
i choć sukcesy na tym etapie rywalizacji nie są najważniejsze, to każdy z
młodych jeźdźców chciał wygrywać i promować miasto Toruń w kraju, w
Europie i na świecie. W sezonie 2021 w klasie
80-125cc nie można było jednak pochwalić się spektakularnymi sukcesami. W klasie 250cc zawodnicy
na krajowym "podwórku" rywalizowali w sezonie 2021 w dwóch imprezach - Pucharze
Ekstraligi oraz Indywidualnym Pucharze Polski. Pierwsze rozgrywki składały się z
ośmiu rund, po jednej na torze każdego ekstraligowego klubu. Triumfator - Antoni
Kawczyński z Wybrzeża Gdańsk zgromadził w sumie 106 ze 120 możliwych do zdobycia
punktów. W tabeli sklasyfikowano czwórkę torunian, którzy niestety nie
awansowali do finału. Najlepszy okazał się
Oskar Rumiński,
który stracił do triumfatora 57 punktów.
Rumiński wystartował we wszystkich ośmiu rundach i zgromadził 49 "oczek", co
pozwoliło mu zająć dziewiąte miejsce. Kolejni reprezentanci Apatora zajęli
odpowiednio: dwunaste miejsce (Franciszek Majewski, 31 punktów w 5
występach), trzynaste (Mateusz Affelt, 25 punktów w 2 występach) i siedemnaste (Jakub Breński, 13 punktów w 5 występach).
Piętnastoletni Rumiński był również najlepszym torunianinem w Pucharze Polski. Tym
razem w trzech rundach na jego koncie pojawiło się 26 punktów, a do podium
stracił tylko sześć oczek. Franciszek Majewski wystartował dwukrotnie,
inkasując 18 punktów, co dało mu dwunastą lokatę. Jakub Breński zbierający
doświadczenie w klasie 250cc musiał zadowolić się 14 lokatą z ośmioma oczkami.
To co nie udało się młodym przedstawicielom z Grodu Kopernika w PE i IPP, udało
się w Indywidualnych
Mistrzostw Polski, bowiem awansowali do finału, ale nie odegrali w nim znaczącej roli.
Mikołaj Duchiński z
pięcioma punktami zajął dopiero dwunaste miejsce, a Ksawery Słomski z dwoma -
szesnaste.
W tym miejscu trzeba też odnotować
dwa międzynarodowe występy
Mateusza Affelta, który
reprezentował Polskę w Indywidualnych Mistrzostwach Świata oraz Pucharze
Europy w klasie 250cc. W finale IMŚ, choć zaczął od trójki, to później dorzucił
tylko dwa punkty i z pięcioma punktami zajął dopiero dwunaste miejsce. Znacznie
lepiej powiodło mu się w IPE, gdzie z dziesięcioma punktami zajął piąte miejsce.
Mateusz Affelt
został jednak w trakcie sezony posiadaczem licencji w klasie 500cc i miniżuzlowe
starty były dla niego tylko epizodem, bowiem rozwijał swoją karierę pod okiem
Tomasza Bajerskiego pukając do ekstraligowego składu.
Oprócz w/w jeźdźców pierwsze kroki w sezonie 2021 w miniżużlu stawiał Nikodem Leśnik.
Wyniki opublikowanych rozgrywek miniżużlowych |
Inne wybrane rozgrywki miniżużlowe |
|||||||||
DMP 250 ccm |
DMP 80-125 ccm |
puchar ekstraligi 250ccm | IMP | IPP | ||||||
2021-05-22 Wawrów | 2021-05-29 Toruń | 2021-06-24 Lublin | 2021-06-19 Częstochowa | ??? |
2021-07-17
2021-08-28
2021-07-24 |
|||||
2021-05-29 Gdańsk | 2021-06-06 Rybnik | 2021-08-13 Wrocław | 2021-07-10 Toruń |
??? |
||||||
2021-06-06 Rędziny | 2021-07-08 Zielona Góra | 2021-09-18 Bydgoszcz | 2021-09-18 Bydgoszcz | |||||||
Do rywalizacji DMP
przystąpiło 8 drużyn. |
2021-07-28 Leszno | |||||||||
2021-08-09 Częstochowa | ||||||||||
2021-08-11 Grudziądz | ||||||||||
2021-08-19 Gorzów | ||||||||||
2021-09-15 Toruń | ||||||||||
Ostateczna klasyfikacja medalowa |
||||||||||
GUKS
Speedway Wawrów Speedway Rędziny Rybki Rybnik |
Antoni Kawczyński (Gda) Kevin Małkiewicz (Gru) Mateusz Łopuski (Gda) |
Kevin Małkiewicz (Gru) Bartosz Bańbor (Rze) Mateusz Łopuski (Gda) |
Z końcem roku 2021 wystartował
projekt cykl żużlowych warsztatów pod nazwą "Polska Szkoła Żużla"
Inauguracja miała miejsce 3 października w Gdańsku, kolejne spotkania odbyły się
9 października w Toruniu, a dzień później w Bydgoszczy. Kluby zaangażowane
w projekt przy okazji wydarzenia mogły prowadzić nabór do szkółek żużlowych.
Imprezy organizował Speedwayevents.pl we współpracy z GKŻ Wybrzeżem Gdańsk,
Stalą Toruń i BTŻ Polonią Bydgoszcz, a zajęcia z młodymi kandydatami dla
żużlowców prowadzili Rafał Dobrucki i
Robert Kościecha .
Projekt miał na celu doskonalenie umiejętności najzdolniejszych zawodników,
próbujących swoich sił na minitorach. Udział w projekcie był bezpłatny, a w
zajęciach brali udział adepci jeżdżący na motocyklach służących do miniżużla,
jak również ci, którzy szkolili się na pit bike'ach i sprzęcie do flat tracka.
Warsztaty podzielono na część dydaktyczną i praktyczną pod okiem wspomnianych
trenerów, ćwiczenia uzupełniające, konsultacje, porady dietetyka i psychologa.
Zawodnicy dodatkowo rywalizowali w zawodach, które miały formę turnieju par (mini żużel) oraz turnieju indywidualnego (pit bike i flat track).
Rafał Dobrucki - trener reprezentacji Polski - Każda inicjatywa, wspierająca rozwój młodych adeptów sportu żużlowego, jest godna pochwały i z przyjemnością przyjąłem propozycję udziału w tym projekcie, gdzie odpowiadam za zawartość merytoryczną treningów na torze. Będę też oczywiście do dyspozycji uczestników, których serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w zajęciach Polskiej Szkoły Żużla.
Źródło:
przegladsportowy.pl
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl