Zmiany regulaminowe
Kontrakty 2021
Przygotowania do sezonu
Liga seniorów
Liga juniorów
Rozgrywki ligowe,
Wyniki
Kadra 2021
Tabela sezonu 2021

Statystyka i Regulaminy

Toruń - miniżużel

Kapitan Nowe twarze Powrót do macierzy

ZMIANY REGULAMINOWE W SEZONIE 2021góra strony


W ostatnim dziesięcioleciu Ekstraliga stała się zdecydowanie najlepszą żużlową ligą świata. Nic więc dziwnego, że starty w elicie generowały spore koszty, bo aby liczyć choćby na utrzymanie w rozgrywkach należało przygotować budżet na poziomie przynajmniej 6-7 milionów złotych. Czołowe zespoły miały jednak do dyspozycji nawet 12 milionów i więcej. Niestety coraz mniej klubów było stać na takie wydatki i coraz wyraźniej było widać dysproporcje pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi zespołami. Sytuacja była o tyle niebezpieczna, że lidze groziło nawet naturalne zamknięcie, bo po prostu mogło zabraknąć drużyn na odjechanie sezonu. Zwłaszcza po awansie, bo pierwszy sezon w elicie był dla drużyn najtrudniejszy nie tylko pod względem sportowym (konieczność zbudowania składu praktycznie od początku), ale także finansowym. Wszystko przez to, że z wypłaty dla beniaminka od władz ligi, była potrącana "opłata", która wynosiła około 1,2 mln złotych. Wynikało to uregulowań spółki i nowa drużyna musiała ponosić większy ciężar finansowy i w pierwszym sezonie, aby udowodnić, że nie odstaje od poziomu innych ekstraligowców. Wartość "wpisowego" ustanowiono na poziomie pięciu procent wszystkich rocznych przychodów ligi z tytułu praw sponsorskich i telewizyjnych. Zatem jeśli w roku 2020 przychody wynosiły 23 miliony, to beniaminek musiał liczyć się z potrąceniem na poziomie około 1,15 mln złotych. Co prawda drużyna awansująca do ekstraligo otrzymywała około 2,5 mln, ale do jej kasy, wpływało tylko około 1,3 mln złotych.

Po roku 2021 problem stawał się jeszcze większy, bo Ekstraliga doszła do porozumienia z telewizją i kwota z tytułu praw telewizyjnych znacząco wzrosła. Jak donosiły media - trzyletni pakiet praw telewizyjnych wart był 120 milionów złotych, a to oznaczało dla beniaminka potrącane aż 2,15 mln zł. To nie był jednak koniec wydatków beniaminka, bo drużyna po awansie musiała nabyć udziały w spółce. Dotychczas koszt licencji na starty wśród najlepszych wynosił 100 tysięcy złotych, ale w roku 2021 wzrósł on dwukrotnie, a w roku 2022 wykupienie praw dla nowego klubu wiązało się z wydatkiem rzędu 400-500 tysięcy złotych. Oczywiście nie oznaczało to, że żadna z drużyn nie miała szans dołączyć do elity, ale droga ta w przyszłości miała być znacznie trudniejsza niż kilka lat wcześniej. Chętny ośrodek musiał być bowiem przygotowany na bardzo duże nakłady w pierwszym sezonie, bo kolejne lata startów na najwyższym żużlowym szczeblu rywalizacji drużynowej w Polsce spłaszczały wydatki wszystkich drużyn.

Oczywiście oprócz wydatków drużyny mogły liczyć też na spore przychody. Żużel przez lata stał się produktem bardzo medialnym i nikogo nie dziwiły ogromne pieniądze z praw do transmisji telewizyjnych. Z drugiej strony telewizja chciała mieć w swojej ofercie dyscyplinę, której skumulowana oglądalność transmitowanych spotkań w nSport+ i ELEVEN SPORTS w sezonie 2020 wynosiła ponad 8,6 mln widzów. Z kolei wszystkie wydarzenia związane z Ekstraligą w obu stacjach (mecze i magazyny, jak również emisje powtórkowe) obejrzało 12,2 mln widzów, a to oznaczało, że w całym sezonie 2020 średnia oglądalność Ekstraligi w obu kanałach wyniosła blisko 132 tys. widzów. Ponadto współpraca  Ekstraligi z Wirtualną Polską jako partnerem medialnym - licząc tylko materiały wideo - to blisko 400 produkcji, które przyniosły 41,6 mln odtworzeń. 19 magazynów "Bez hamulców", które emitowano na żywo ze strony głównej Wirtualnej Polski przyniosło 7,4 mln odtworzeń. Aplikacja Ekstraligi globalnie przyniosła rekordową liczbę użytkowników - 117 tys. i ponad 7,5 mln zdarzeń w okresie od czerwca do października. Znaczne grono kibiców było również zaangażowanych na oficjalnym profilu Ekstraligi na Facebooku - ponad 106 tys. Na Instagramie ta liczba osiągnęła z kolei blisko 42 tys., na Twitterze 15,8 tys., a na YouTube 13,1 tys. W trakcie krótkiego sezonu 2020 oficjalna witryna internetowa Ekstraligi zanotowała 3,3 mln odsłon.

Jednak prawa do pieniędzy z mediów to nie było wszystko na co mogli liczyć ekstraligowcy. Spółka bowiem od lat posiadała sponsora tytularnego i nie inaczej miało być w kolejnych latach. Oto bowiem Polska Grupa Energetyczna, która sponsorem tytularnym najwyższej polskiej żużlowej klasy rozgrywkowej była od 2015 roku, nie kryła zadowolenia z dotychczasowej współpracy i postanowiła przedłużyć swoją obecność w nazwie rozgrywek na kolejne lata: "Sponsorowanie PGE Ekstraligi wiąże się z realizacją wszystkich celów działań sponsoringowych ze szczególnym uwzględnieniem propagowania upowszechniania i wzmacniania marki PGE poprzez zwiększenie stopnia znajomości marki i zasięgu jej oddziaływania. Budowanie znajomości marki PGE jest działaniem długofalowym, które ma stworzyć warunki do pozyskiwania klientów oraz wsparcie działań zmierzających do powiększenia rynku sprzedaży. Zagwarantowane umową świadczenia na rzecz PGE służyć będą budowie relacji z klientami w powiązaniu z meczami PGE Ekstraligi. Żużel jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin sportowych w Polsce budzącą silne, pozytywne emocje. Wszystkie mecze PGE Ekstraligi transmitowane są w ogólnopolskich stacjach telewizyjnych. Dzięki zawarciu umowy sponsoringu tytularnego nastąpi przeniesienie na markę PGE pozytywnych skojarzeń ze sponsorowanego - poinformowała państwowa spółka na portalu wirtualnemedia.pl.

Nic więc dziwnego, że gdy dokonał się drugi historyczny awans Apatora Toruń do najwyższej klasy rozgrywek, można śmiało napisać, że był to najbardziej dogodny moment, który pozwolił właścicielowi Przemysławowi Termińskiemu i jego żonie Ilonie "wkupić się" do elitarnego grona po cenach sprzed "podwyżek". A jednocześnie po utrzymaniu statusu ekstraligowca w roku 2022 klub mógł liczyć na naprawdę ciekawe pieniądze. O ile Anioły były przygotowane na spore wydatki i na tyle zabezpieczone finansowo, że mogły poczekać na dodatkowe wsparcie finansowe do następnego roku, o tyle zadanie zbudowania drużyny, która utrzyma się w elicie i w kolejnym roku było już zadaniem niezwykle trudnym. Pomocny w tym aspekcie miał być zmieniony regulamin rozgrywek, w którym niektóre zapisy choć wydawały się trochę dziwne, to wprowadzono je nie przypadkowo, a najważniejsze zmiany dotyczyły:

Obowiązki organizatora meczu
Rozdział 2 Art. 3. pkt 2. Klub organizator meczu jest zobowiązany do zapewnienia jednolitych maseczek ochronnych dla wszystkich osób funkcyjnych wyznaczanych przez klub, o ile wymóg ich stosowania określa Regulamin Sanitarny PZM.
Ekstraliga chciał tym samym poprawić wizerunek i tłumaczyła, że przed rokiem panowały pod tym względem zbyt duże różnice. Kiedy wszyscy korzystali z różnych maseczek, to w świat szedł kiepski obrazek zwłaszcza, że niektóre maseczki miały wątpliwej jakości przekaz w postaci rysunków.
Rozdział 3 Art. 8. pkt 3. Na czas odbywania zawodów oraz oficjalnego treningu przed zawodami (w tym próby toru przed zawodami) organizator wyznacza za pomocą widocznej przez całe zawody linii granice strefy serwisowej na torze przy parku maszyn, w której mogą przed biegiem przebywać członkowie teamów zawodników biorących udział w biegu oraz sztabów szkoleniowych drużyn. Z zastrzeżeniem przepisów określających osoby uprawnione do przebywania na płycie wewnątrz toru niedozwolone jest przemieszczanie się ww. osób w inne części toru poza wyznaczoną strefę. Umiejscowienie granic strefy serwisowej na torze musi być zatwierdzone przez weryfikatora toru przed rozpoczęciem sezonu.
Rozdział 4 Art. 11. pkt 1. Zawodnicy drużyny ubrani są obowiązkowo w jednakowe kevlary, których wzór zatwierdza SE. Od sezonu 2021 każda drużyna może posiadać dwa wzory jednakowych kevlarów. W razie konieczności zasady i sposób wyboru wzoru kevlaru do danego meczu określi SE.

Przepisy dotyczące zawodników
Rozdział 7 Art. 24. pkt 7. Zawodnikom, wszystkim osobom z ekipy zawodnika oraz sztabu szkoleniowego zabrania się korzystania w parku maszyn, paddocku i podczas obchodu toru z hulajnogi, roweru lub innego rodzaju pojazdu.
Organ zarządzający wprowadzenie tego przepisu uzasadniał tym, że hulajnogi i rowery były w parku maszyn całkowicie zbędne, a już tym bardziej trudno zrozumieć sens ich używania podczas obchodu toru. W czasach pandemii zawodnikom bardzo zależało na tym, żeby zapoznać się ze stanem nawierzchni. A przecież, jak sama nazwa wskazuje, do przeprowadzenia obchodu konieczne jest wyjście na tor i krótki spacer.
Art. 36. pkt 3. Zabrania się korzystania w boksach zawodników z jakichkolwiek ekranów o przekątnej większej niż 6,9 cala do oglądania przebiegu meczów oraz odczytywania wyników telemetrii. Ponadto żadne urządzenia używane do oglądania przebiegu meczów oraz odczytywania wyników telemetrii nie mogą być mocowane w obrębie boksów zawodniczych, ustawiane na stolikach lub statywach w tychże boksach, jak również umieszczone w jakikolwiek inny sposób w tym miejscu.
Uregulowanie to wydawało się jak najbardziej słuszne, bowiem od dawna na stadionach istniały mix-zony, które powstały z myślą o żużlowcach, ich teamach i klubach. To tam wszyscy zainteresowani mieli przyglądać się wydarzeniom na torze i oglądać powtórki. Dzięki temu kamery częściej skupiały swoją uwagę na tych osobach i przy okazji pokazywały reklamy sponsorów znajdujących się w specjalnych strefach. Przepis zatem miał względy czysto marketingowe.
Ponadto od roku 2020 w parku maszyn zaczęło przybywać urządzeń elektronicznych i kabli, które były konieczne do prowadzenia monitoringu telemetrycznego, który miał towarzyszyć wszystkim meczom Ekstraligi. Dla klubów nie było to zaskoczeniem, bowiem już przed rokiem podczas kluczowych spotkań rozgrywek testowany był elektroniczny pomiar czasu, a także narzędzie, dzięki któremu można było określić, który z zawodników minął jako pierwszy linię mety. O całym systemie mówił Wojciech Stępniewski: "Telemetria na pewno ułatwi pracę sędziom, bo przecież sytuacji, kiedy zawodnicy wpadali niemal równocześnie na metę, mieliśmy całe mnóstwo. Arbitrzy mieli problemy i zdarzało się, że bardzo długo oglądali powtórki, by wyłonić zwycięzcę. Teraz będą mieć jedno zmartwienie mniej, bo dostaną narzędzie, które załatwi temat w mgnieniu oka. Poza tym telemetria uatrakcyjni transmisje telewizyjne. Kibice zyskają dostęp do niepublikowanych do tej pory danych. Część z nich znajdzie się także w aplikacji Ekstraligi. Poza tym będą one widoczne dla żużlowców i sztabów szkoleniowych, którzy będą oglądać spotkania w mix-zonie. Kibiców na pewno zainteresują średnie prędkości, maksymalne prędkości zawodników, dystans pokonywany na torze, czasy okrążeń oraz wiele innych danych, które możemy wygenerować i będziemy je udostępniać w trakcie transmisji telewizyjnych oraz w aplikacji mobilnej Ekstraligi".

Przepisy dotyczące systemu rozgrywek i przynależności klubowej
odstąpienie od rozgrywania meczów barażowych. To oznaczało, że awans mieli zapewniony wyłącznie zwycięzcy I i II ligi. Spadać do niższych lig miały natomiast tylko ostatnie zespoły w Ekstralidze i na jej zapleczu. Zapis ten był podyktowany faktem, że rozgrywki miały toczyć się w cieniu ciągle trwającej pandemii koronawirusa COVID-19 i żużlowe władze komunikatem chciały już na początku sezonu jasno określić zasadę spadków i awansów.
ograniczenie ilości lig w których startował zawodnik: art. 216 pkt 1. Zawodnik może być potwierdzony do udziału w zawodach żużlowych tylko wtedy, gdy został zgłoszony i ma ustaloną przynależność klubową stosownie do przepisów rozdziału 3, złoży roczną kartę zgłoszenia wg wzoru określonego w załącznikach do niniejszego regulaminu oraz: 4) w przypadku zawodników DMP - zobowiąże się w kontrakcie do ograniczenia liczby startów w zawodach ligowych do dwóch różnych lig krajowych (włączywszy w to ligę polską), a w wypadku zawodników DM I i II - ligi trzech różnych lig krajowych (włączywszy w to ligę polską).
Powyższy zapis nie był wielką nowością, bowiem już wcześniej zawodnicy mogli startować co najwyżej w trzech ligach. W roku 2021 postanowiono podejść do tematu jeszcze bardziej restrykcyjnie, bo ekstraligowocom ograniczono starty do dwóch lig. Nie był to jednak zapis bezpodstawny, a podyktowany tym co wydarzyło się w sezonie 2020, kiedy to rozgrywki ligowe odbywały się w Szwecji, Czechach, Rosji oraz Polsce. Z powodu pandemii koronawirusa nie udało się przeprowadzić zmagań o mistrzostwa Danii, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Wielu czołowych żużlowców startowało wówczas tylko w Polsce i sporadycznie pojawiając się w zmaganiach ligi szwedzkiej. Oczywiście wprowadzony zapis spowodował oburzenie nie tylko zagranicznych żużlowców, którzy mówili, że jest to "socjalistyczny zapis, zabraniający pracować i zarabiać", ale również promotorów i sponsorów klubów w lidze szwedzkiej i brytyjskiej. Ekstraliga nie robiła sobie jednak nic z tych komentarzy, bowiem nie nakazywała zagranicznym jeźdźcom startów w Polsce i nie zakazywała startów w innych ligach. Wszelkie decyzje były wolnymi wyborami zawodników, którzy chcieli startować w kraju nad Wisłą z uwagi na finanse. Zatem zagraniczni promotorzy mogli przyciągnąć do siebie każdego zawodnika rekompensując mu finansową stratę wynikającą z absencji w lidze polskiej. Niestety słabość finansowa klubów w innych krajach była tak wielka, że żaden liczący się zawodnik nie zdecydował się na opuszczenie polskich rozgrywek żużlowych.
Najtrafniej zmianę tę skomentował Włoch, Armando Castagna - Dyrektor wyścigów torowych FIM: "Wszyscy mówią, że Polacy dyktują warunki, bo mają pieniądze. Oczywiście. Tylko co mieli dziesięć czy dwadzieścia lat temu? Niewiele. Zaowocowała ich praca w rozwój dyscypliny. We Włoszech mieliśmy osiem torów, teraz mamy dwa. Podobnie sytuacja wygląda w innych krajach. Uważam, że każda federacja powinna najpierw spojrzeć na siebie i zacząć porządki od swojego ogródka. Pozytywnym przykładem jest Francja. Mają teraz 6-7 torów i własną ligę. Nie mówię, że Anglia, Szwecja czy Dania robią złą robotę. Zamiast jednak wtykać palce w sprawy polskie, powinny pomyśleć jak poprawić żużel u siebie i zainteresować nim sponsorów, telewizje czy kibiców. Poza tym, nikt nie ma obowiązku startować w Polsce. Może jechać w: Szwecji, Danii, Anglii, Francji, Czechach czy Niemczech. Nikt nikogo nie zmusza do Polski i nie jest jej winą, że ten sport tak doskonale w niej wygląda. Polacy organizując ligę w tak trudnych warunkach z jakimi mieliśmy do czynienia w 2020 roku, otworzyli sobie autostradę do zmian. Za to co zrobili, jeśli chodzi o żużel, można ich tylko podziwiać".
W roku 2021 w każdej drużynie musi być zgłoszonych co najmniej 4 zawodników spełniających łącznie następujące kryteria:
        1. są zawodnikami krajowymi,
        2. nie posiadają licencji międzynarodowych wydanych przez inną FMN niż PZM,
        3. są zgłoszeni z numerami 1 -7 lub 9 -15
instytucja gościa tylko w II lidze. W składzie każdej drużyny mógł być zgłoszony tylko jeden zawodnik biorący udział w danych zawodach jako "gość". A mógł być on zgłoszony wyłącznie w przypadku, gdy u co najmniej jednego zawodnika spośród pięciu z najwyższymi średnimi indywidualnymi stwierdzono pozytywny wynik na obecność koronowirusa COVID-19.
Żużlowe władz wzięły pod lupę również przygotowanie toru do zawodów. Art. 752 pkt 3. W sytuacjach szczególnych podmiot zarządzający ma prawo podjąć decyzję dotyczącą odstąpienia od zasad rozgrywania przez drużynę meczów po jednym razie na torze własnym i przeciwnika (ust. 1 pkt 1. powyżej oraz art. 755 ust. 1) według własnego uznania, kierując się dobrem sportu, zasadami: fair-play, uczciwej rywalizacji sportowej i sprawiedliwości.
Oznaczało to ni mniej ni więcej, że jeżeli na dwie godziny przed zawodami sędzia i komisarz toru (w przypadku braku Jury Zawodów) lub całe Jury Zawodów jednogłośnie stwierdzą, że z winy organizatora nie ma możliwości przygotowania na zawody toru zgodnego z regulaminem, sędzia lub Jury Zawodów orzeka walkower na korzyść drużyny gości. Poza tym, jeżeli mecz został przerwany ze względu na nieregulaminowy stan toru spowodowany warunkami atmosferycznymi, mecz uważa się za rozegrany, jeśli zakończyło się co najmniej 8 biegów w części zasadniczej lub co najmniej 12 biegów w części finałowej. Jeżeli mecz został przerwany z innych powodów, decyzję co do tego meczu podejmie podmiot zarządzający według własnego uznania, kierując się dobrem sportu, zasadami: fair-play, uczciwej rywalizacji sportowej i sprawiedliwości.
Podczas każdego meczu będą wykonywane u zawodników obowiązkowe badanie na obecność alkoholu w organizmie.
Kierujący ligowymi rozgrywkami w Polsce otrzymały zgodę i upoważnienie na przerwanie i zakończenie rozgrywek, gdyby wystąpiły szczególne okoliczności. Przepis ten uwzględniał "zdarzenia o charakterze siły wyższej" czyli łatwo się domyśleć mógł być użyty przez władze Ekstraligi, gdyby np. pandemia koronawirusa nie pozwoliła przeprowadzić rozgrywek. Zapis ten został wprowadzony w ostatnim momencie przed publikacją regulaminu, a wynikał z doświadczeń innych lig. Oto bowiem, gdy wiosną koronawirus rozprzestrzeniał się po Polsce, w trybie natychmiastowym zakończono rozgrywki m.in. siatkarskiej PlusLigi i ręcznej PGNiG Superligi. Speedway Ekstraliga chciała być przygotowana również na taką możliwość i choć wprowadziła ów zapis, to miała nadzieję, że nigdy przepis ten nie zostanie zastosowany.Zawodnik do lat 24 w każdym zespole.
Art. 759 pkt 7. W składzie każdej drużyny uczestniczącej w rozgrywkach DM I i II Ligi pod numerem 1-5 lub 9-13 musi być zgłoszony jeden zawodnik krajowy lub obcokrajowiec do lat 24 (biorąc pod uwagę rok urodzenia). Zawodnik ten nie jest liczony do limitu zawodników, o którym mowa w ust. 1 i 2.
Art. 767 pkt 5. W biegach I, III-XIII zawodnika do lat 24 może zastąpić tylko rezerwa zwykła, taktyczna (bez biegu nr I) lub zastępująca tylko odpowiednio z numerami startowymi 6, 7, 8 i 14, 15, 16. Natomiast raz w meczu zawodnika do lat 24 w biegach III-XIII może zastąpić rezerwa taktyczna z numerami 1-5 i 9-13.
Wyjaśniając oba powyższe paragrafy w każdej drużynie pod numerem 1-5 lub 9-13 musiał być zgłoszony jeden zawodnik krajowy lub obcokrajowiec do lat 24 (biorąc pod uwagę rok urodzenia). Zawodnik ten nie był liczony do limitu zawodników polskich. Oznaczał to, że jeżeli na tej pozycji pojawi się Polak, to pod numerami 1-5 (9-13) w składzie i tak będzie musiało znaleźć się miejsce jeszcze dwóch żużlowców z licencją "Ż". O ile większość regulaminowych nowości była zwykłą kosmetyką wynikającą z bieżących wydarzeń i potrzeb o tyle wprowadzenie do składów zawodnika do lat 24 na pozycji seniora, wywołało sporo komentarzy. Ekstraliga i GKSŻ chciały poprawić sytuację beniaminka i doprowadzić do większej rotacji żużlowców. Było to kompromisowe rozwiązanie pomiędzy Kalkulowaną Średnią Meczową i wyrównaniem siły zespołów startujących w rozgrywkach ligowych. Nad kształtem zapisów pracował zespół ekspertów, który swoje prace zakończył w marcu 2020 roku, a w jego skład wchodzili: Wojciech Stępniewski (Prezes Ekstraligi Żużlowej), Piotr Szymański (Przewodniczący GKSŻ), Ryszard Kowalski (Wiceprezes Ekstraligi Żużlowej), Krzysztof Cegielski (reprezentant zawodników, Stowarzyszenie Metanol), Leszek Demski (szef sędziów), Rafał Dobrucki (trener kadry juniorów), Ireneusz Igielski (Fogo Unia Leszno), Arkadiusz Ładziński (SpecHouse PSŻ Poznań), Piotr Mikołajczak (Car Gwarant Kapi Meble Budex Start Gniezno), Andrzej Rusko (Betard Sparta Wrocław), Michał Świącik - (Eltrox Włókniarz Częstochowa) oraz dziennikarze.
Wojciech Stępniewski - prezes PGE Ekstraligi, przewodniczący Zespołu Ekspertów: "Zespół Ekspertów to ciało doradcze powołane przez Polski Związek Motorowy jeszcze w 2012 roku. Od tamtego czasu jego grono znacznie się powiększyło. Zespół zajmuje się nie tylko regulaminami sportowymi, ale również innymi ważnymi obszarami, na których są pewne sprawy do poprawy. Chcieliśmy poznać zdanie o regulaminie szerokiego spektrum osób w polskim żużlu. Nie tylko tych z PZM, klubów, Ekstraligi czy niższych lig, ale także dziennikarzy oraz przedstawicieli zawodników. Stąd prace robocze przeprowadziliśmy po konsultacjach, które bardzo sobie cenię, bo wniosły dużo pozytywnych uwag. Wprowadzone zmiany pozwolą na poprawę sytuacji beniaminka w Ekstralidze. Ten przepis na pewno spowoduje większą rotację zawodników powyżej 24. roku życia. Tym samym większe możliwości dla drużyn - beniaminków, których jak w Rybniku w tym sezonie, nie środki finansowe były ograniczeniem, ale "zabetonowany" rynek transferowy. Nowa kategoria zawodników był kompromisem pomiędzy KSM i chęcią znalezienia przestrzeni dla drużyn kompletujących składy od podstaw. Jeżeli klub szkolił zawodników, inwestował w nich dużo pieniędzy i ma sukcesy na gruncie wychowywania talentów, to my tym przepisem wychodzimy naprzeciw jego oczekiwaniom. Zobaczymy, jak ta regulacja będzie oddziaływać na rynek zawodniczy w ciągu najbliższych trzech lat"
Piotr Szymański - przewodniczący GKSŻ i członek zespołu ekspertów: "Od początku wiedzieliśmy, że zmiany są konieczne, a Polska to główna siła światowego żużla z trzema ligami, gdzie skupieni są zawodnicy nie tylko podnosząc swoje umiejętności sportowe, ale także - wpływając na wzajemny przepływ środków finansowych w dyscyplinie, bo nie oszukujmy się - w dużej mierze nasz żużel kształtuje realia żużla na całym świecie, a wielu młodych zawodników dzięki polskim ligom i polskim sponsorom wypływa na szerokie wody także na arenie międzynarodowej. Ta kategoria wiekowa jest pojemna i to chciałbym bardzo podkreślić. Mamy w niej obecnie w trzech polskich ligach 57 zawodników, którzy będą mieli okazję do występów na nowych zasadach, a jeśli policzymy zawodników w Polsce, Szwecji, Danii i Anglii, to tych żużlowców razem do wyboru jest aż 81 na trzy klasy rozgrywkowe. Tym, którzy mówią, że tacy żużlowcy będą się cenić - odpowiadam, że wolę, aby młody żużlowiec, na dorobku i rozwijający się, zarobił więcej za to, że jest zdolny i rokuje nadzieję. Stawiam to w opozycji do dawnego przepisu o KSM, który generował wysokie oczekiwania zawodników tylko za to, że ich średnia pasowała do określonego składu. W regulaminie funkcjonowanie zawodników w kategorii U24 miało podlegać normalnym zasadom jak w przypadku zawodników zgłoszonych do składu z numerami 1-5 / 9-13. - A tym, którzy zastanawiają się co będzie w przypadku kontuzji, odpowiadamy: na tej pozycji można desygnować do zespołu również juniora, a dodatkowo utrzymana zostaje pozycja zawodnika rezerwowego U23, a więc tak naprawdę młodych polskich i zagranicznych zawodników w drużynie będzie co najmniej czterech. - Pojawia się pytanie czy kluby w 2. Lidze Żużlowej powinny mieć również ósmego zawodnika, ale ten temat pozostawiam już na spotkanie z klubami".

W cieniu zmian regulaminowych kluby walczyły o przetrwanie w dobie pandemii COVID-19 i swoje finanse. Miejskie budżety zostały zdemolowane przez koronawirusa. Prezydenci miast żużlowych liczyli straty. Niektórzy oszczędzali robiąc cięcia w dotacjach na sport. A to z kolei powodowało, że polski żużel od dawna mocno zależny od wsparcia samorządów, drżał o swój byt. W ostatnich latach na konta klubów regularnie trafiały miliony. Prezesi chętnie wyciągali po nie ręce i najczęściej je dostawali, bo miejscy rajcy chcieli przypodobać się lokalnej społeczności. To miało swoje konsekwencje, bo w dużej mierze z tego powodu Polacy płacili najwięcej gwiazdom światowego żużla, a Ekstraliga uchodziła za najlepszą ligę świata. W innych krajach, gdzie takiego wsparcia nie było, dyscyplina przeżywa głęboki kryzys i nic nie wskazywało na to, żeby miało coś zmienić się w tej materii. Niestety wspomniana pandemia spowodowała to, że w Polsce można było dostrzec poważny kryzys finansowy w klubowych budżetach opartych na miejskich dotacjach. Wybawieniem miało być większe wsparcie lokalnych przedsiębiorców (oni również musieli przewartościować swoje cele finansowe w dobie pandemii) oraz jak największa liczba kibiców na trybunach. Sytuacja ta dotyczyła również toruńskiego klubu, jednak Adam Krużyński - członek rady nadzorczej uspokajał kibiców w jednym z wywiadów: "Toruński klub od wielu lat słynie z tego, że nie ma problemów finansowych i realizuje swoje zobowiązania oraz jest klubem wiarygodnym. Widząc, co dzieje się na rynku transferowym, nie było jednak tak łatwo. Być może w innych klubach ta sytuacja finansowa wygląda nieco inaczej i to też widać po niektórych kontraktach. Ceny nie spadły, a powiem szczerze, że wzrosły nawet w porównaniu do poprzedniego sezonu. Przed startem w sezon 2022, nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Ciężko będzie być w 100% gotowym. Myślę, że to co zrobił w tym roku Polski Związek Motorowy oraz Ekstraliga, czyli tak naprawdę uruchomienie rozgrywek, było bardzo ważne i kluczowe dla tej dyscypliny i rozsądne z punktu widzenia funkcjonowania wszystkich klubów. Patrząc na Anglię i ich roczny rozbrat z żużlem to byłby dla nas ogromny problem i być może spowodowałby zapaść, jeśli chodzi o funkcjonowanie i rozwój żużla. Każdy z klubów jest w innej sytuacji i inaczej konstruuje swój budżet, inaczej generuje przychody i ma swój pomysł na to. Myślę, że najważniejsze jest to, abyśmy zagwarantowali stabilność całej dyscyplinie, a skoro większość pieniędzy pochodzi z Polski i utrzymuje ten sport w pewnym stopniu, no to kluczowe będzie to, abyśmy potrafili wypłacić kontrakty, które zostały podpisane. Moim zdaniem warto by było również rozważyć start rozgrywek przy chociaż minimalnym udziale publiczności. Żużel bez kibiców na stadionach, co już mieliśmy okazję widzieć w sezonie 2021, nie jest tak samo atrakcyjnym sportem, produktem, jak zawody, które odbywają się przy udziale publiczności. Zresztą cały sport jest po to, by dawać satysfakcję i radość kibicom. Wierzę, że przez te kilka miesięcy, które są przed nami sytuacja się ustabilizuje i władze pozwolą nam oglądać zawody żużlowe przy co najmniej 50% wypełnieniu stadionu".
Obawy o obecność kibiców na trybunach były jak najbardziej zasadne, bowiem jeszcze na kilka dni przed startem rozgrywek wszystko wskazywało na to, że liga pojedzie bez udziału kibiców. Niektórzy prezesi naciskali, by w związku z tym przesunąć inaugurację rozgrywek, ale Ekstraliga miała inne zdanie, o czym poinformował Wojciech Stępniewski: "Rząd podejmuje decyzje stosownie do aktualnej sytuacji epidemiologicznej i niewiele zależy od nas. Porównując sytuację obecną i tzw. trzecią falę koronawirusa, która jest już nie tylko w Europie zachodniej, ale także w Polsce do sytuacji z wiosny 2020 roku, widzimy, że jesteśmy na zupełnie innym poziomie liczby zakażeń. Nie należy się spodziewać, że ktokolwiek podejmie nierozsądne decyzje i weźmie na siebie odpowiedzialność za wzrost zakażeń.
Na pewno sezon rozpoczniemy w ścisłym reżimie sanitarnym, który aktualnie dostosowujemy do obecnych realiów. Testy na obecność koronawirusa wśród zawodników przed zawodami Ekstraligi na pewno będą robione. Strefy na stadionach też muszą nadal funkcjonować. Na pewno dostosujemy też nasze wytyczne sanitarne do rekomendacji Ministerstwa Zdrowia w zakresie maseczek. Z instytucji gościa kluby będą mogły korzystać tylko w przypadku zakażenia zawodnika koronawirusem. Będziemy dobrze przygotowani do rozgrywek. Mamy już wiele doświadczeń z ubiegłego roku, ale nadal chcemy być czujni i dlatego poprawiamy jeszcze wiele spraw .
Jeśli chodzi o przełożenie startu rozgrywek, to rok temu o mały włos nie udało się rozegrać Ekstraligi ze względu na to, że zaczęliśmy sezon w czerwcu i był to bardzo szybko przebiegający sezon. Przykład SoN w Lublinie pokazał, co stało się raptem tydzień po zakończeniu Ekstraligi, które miało miejsce 11 października. Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko. Dwie, trzy kolejki opóźnienia, bo nie wiemy przecież jaka będzie pogoda pod koniec marca - nie są problemem, aby je przełożyć i ulokować w terminarzu nowe terminy. Ale nie mamy żadnej gwarancji, że gdybyśmy teraz przełożyli inaugurację na czerwiec, to w czerwcu pojawiliby się kibice na stadionach. Nie możemy również przewidzieć, czy bezpiecznie zakończylibyśmy sezon i rozgrywali mecze rundy finałowej w odpowiednich warunkach atmosferycznych. Pamiętajmy, że jesienią przeszkodą nie są tylko opady deszczu, ale przede wszystkim niskie temperatury, które powodują, że czasami nie można rozegrać meczu na zalanym wodą torze nawet po tygodniu prowadzenia na nim prac".

Tak jasna deklaracja ucięła wszelkie dyskusje i jak pokazało, życie była nader słuszna, bowiem w marcu pandemia nieco odpuściła i kibice wrócili na trybuny, choć reżim sanitarny pozostał.

KONTRAKTY 2021


Spektakularne kontrakty i drużyna złożona z najlepszych zawodników wymagała niemałych nakładów finansowych. Po spadku w sezonie 2020 torunianie mogli liczyć zaledwie na 0,5 mln złotych pomocy z budżetu miasta, czyli blisko dziesięć razy mniej niż choćby Motor Lublin (4,8 mln złotych). Po awansie do Ekstraligi zespół nie dość, że nie mógł liczyć na choćby minimalną podwyżkę, to na domiar złego stracił nawet to co miał do tej pory, bo w miejskiej kasie Torunia na pierwszą połowę roku przeznaczono na żużel zaledwie 230 tysięcy złotych. Nikt nie wiedział jakie plany miasto miało na drugą część roku, ale jeśli nawet radni zgodziliby się na utrzymanie dotacji na tym samym poziomie, to klub w ciągu roku miał dostać zaledwie 460 tysięcy złotych. Oczywiście należało pamiętać, że decyzje te wynikały z trudnej sytuacji gospodarczej spowodowanej pandemią, a klub dodatkowo był wspierany kwotą 1,5 mln złotych przeznaczają na zakup licencji do organizacji rund Grand Prix, gdzie cały zysk z imprezy trafiał do kasy Apatora Toruń. Jednak z drugiej strony Apator był jednym z nielicznych klubów żużlowych w elicie, który musiał płacić olbrzymie pieniądze za wynajęcie stadionu. W Toruniu opłaty do tej pory były na tyle wysokie, że z pomocy miasta na inne cele nie zostawało praktycznie nic.
Na szczęście z drużyną został legalnym polski bukmacher eWinner, który od 2020 sponsorował polski sport, ze szczególnym przywiązaniem do żużla. W środowisku żużlowym marka zaistniała przede wszystkim w sponsoringu toruńskiej drużyny oraz jako Oficjalny Sponsor PGE Ekstraligi i eWinner 1. Ligi. Tak więc rok 2021 niewiele zmienił w na bankowych kontach Apatora i w ramach kolejnej, rocznej umowy, eWinner mógł prowadzić szeroki zakres brandingu na Motoarenie, prezentację logotypu na kombinezonie oraz motocyklu, a także szereg działań w mediach elektronicznych i około stadionowych. Zadowolenia z tej decyzji nie krył Dariusz Rompa, manager Sponsoringu eWinner Sp. z o.o.: "Już na początku naszej drogi szukaliśmy drużyny oraz szukaliśmy sponsoringu sportowego, który będzie blisko naszej marki, będzie dynamiczną dyscypliną sportową, jednocześnie będzie dawać gwarancję na polu sportowym. Naturalnie nasza uwaga skierowała się w kierunku Torunia, który akurat przechodził ciężki rok. My jednak byliśmy również beniaminkiem na rynku bukmacherskim, stąd też postanowiliśmy połączyć się z marką, która wspólnie z nami będzie awansowała coraz wyżej i będzie nam gwarantowała sukcesy na polu biznesowym.
Liczymy, że w 2021 roku będziemy bardziej aktywni oraz bardziej widzialni jeśli chodzi o przestrzeń około stadionową. Chcemy podejść bliżej naszych kibiców i pokazać im nieco więcej jeśli chodzi o kwestie związane z samym sportem żużlowym. Chcemy pokazać jeszcze szersze możliwości rozrywki związane i z zakładami bukmacherskimi i z czasem spędzonym wokoło stadionu".

Tak więc Anioły na "żużlowe łowy transferowe", ruszyły ze stabilną kasą, ale była to kasa nie tak obfita jak w innych ekstraligowych klubach, dlatego też torunian nie było stać było na zatrudnienie największych gwiazd. Jednak tak jak wspomniano na wstępie rocznika 2021 co roku, z drobnymi wyjątkami, sytuacja w przypadku beniaminka Ekstraligi na rynku transferowym wygląda identycznie i wcale nie najważniejsze były w tym przypadku pieniądze. Klub który awansował musiał bazować na zawodnikach, którzy wywalczyli awans, a ponieważ trudno było pozyskać klasowych jeźdźców przywiązanych do klubowych barw pozostawało zakontraktowanie tych, którzy nie znaleźli uznania w innych klubach z nadzieją, że akurat w kolejnym sezonie zaczną ponownie zdobywać punkty. Nie inaczej było przypadku Apatora Toruń po awansie do najlepszej ligi świata. Choć zespół w końcówce sezonu 2020 mocno spuścił z tonu, w klubie panowało przekonanie, że nie rewolucja, a stopniowa ewolucja może dać w przyszłości największe sukcesy. Niestety sprawy nie ułatwiał działaczom nowy przepis o obowiązkowym zawodniku do lat 24 w składzie, który miał swoje uzasadnienie, bo wyraźnie było czuć brak dopływu nowych młodych zawodników, którzy byliby zmiennikami dla seniorów na szczeblu ekstraligowym. Tym samym przepis o zawodniku do 24 roku życia nieco zamieszał w w składach. bo wypchnął do 1 Ligi Nielsa Kristiana Iversena, Rune Holte czy Michaela Jepsena Jensena,  i Ekstralidze pojawiły się nowe twarze. Dodatkowo koniec wieku juniora przestał kojarzyć się z zakończeniem żużlowych karier, bo nowe regulacje sprawiały, że zawodnicy otrzymywali kolejną szansę i mogli w spokoju pracować nad swoim rozwojem na różnych poziomach rywalizacji przez kolejne trzy lata. Tak więc w roku 2021 giełda transferowa była zdecydowanie ciekawsza. Ruchy kadrowe zostały wymuszone i kibice mieli więcej emocji. Skorzystała także 1 Liga, gdzie jak wspomniano trafiło kilka markowych nazwisk. A to oznaczało, że zwycięzca rozgrywek miał nieco mniejszy problem ze zbudowaniem składu na Ekstraligę po wywalczeniu awansu.
Warto też wspomnieć, że przepis o zawodniku do 24 roku życia w połączeniu z ograniczeniem liczby lig w których ekstraligowcy mogli startować, miał wpływ na rozgrywki w innych krajach. Nieźle odnalazła się w całej sytuacji liga szwedzka, która dla zawodnika w większości przypadków była ligą drugiego wyboru. Większych perturbacji nie było również w Danii, gdzie od dawna szkolenie miało swoją ciągłość i koncepcję. Największy kłopot pojawił się jednak u Anglików, którzy w sezonie jechali bardzo dużo spotkań, a Brexit nie służył swobodnemu przemieszczaniu. Pojawił się w tej sytuacji logistyczny problem, bo jedna ekipa mechaników mogła obsłużyć Polskę, Szwecję czy Danię, ale na wyspach zawodnicy musieli budować drugi team od podstaw. Brytyjscy promotorzy w tej sytuacji sięgnęli po zawodników z Australii i innych nacji, a to miało przyciągnąć nowe nazwiska na kontynent europejski.
Ograniczenie liczby lig w których mógł startować zawodnik, budziło wiele kontrowersji wśród zawodników, ale w Toruniu nie było, żadnych problemów zarówno w kwestii wyboru rozgrywek priorytetowych, a także znacznie wcześniej zadbano o wartościowe nazwisko na pozycji zawodnika do lat 24 i jak się miało okazać po sezonie transferowym był to strzał w przysłowiową dziesiątkę. Nikogo to jednak nie dziwiło, bo Adam Krużyński przed laty nie raz zostawał królem giełdy transferowej. Niestety przewodniczący Rady Nadzorczej Apatora Toruń w sezonie 2021 oprócz kontraktu z jeźdźcem do lat 24 nie miał łatwych negocjacji, Pod względem liczby przeprowadzonych rozmów działacz nie miał zapewne sobie równych, bo jeszcze przed otwarciem oficjalnego okienka transferowego kusił najlepszych zawodników na świecie i w sumie negocjacje toczyły się aż z 19 jeźdźcami i poza ośmioma żużlowcami, z którymi ostatecznie ustalono warunki startów, torunianie próbowali skusić jeszcze jedenaście innych nazwisk.

Na trudny ekstraligowy sezon Apatora najbardziej potrzebował Polaków i to właśnie z tymi zawodnikami prowadzono najmocniejsze negocjacje. Hitami mogłyby okazać się transfery Janusza Kołodzieja i Piotra Pawlickiego, którzy podjęli rozmowy, ale ostatecznie uznali, że lepiej będzie im zostać w Unii Leszno. Kolejni na liście życzeń byli Dominik Kubera, Bartosz Smektała, ale w ich przypadki rozmowy zakończyły się jedynie na wstępnym zapytaniu, a działacze szybko zdali sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Znacznie ciekawiej było w przypadku negocjacji z Szymonem Woźniakiem, bo 27-letni żużlowiec dostał naprawdę dobre warunki i długo zastanawiał się nad ofertą torunian. Opcja była kusząca, a z tym zawodnikiem w składzie, klub mógłby śmiało walczyć o awans do play-off. W międzyczasie wyjaśniła się jednak przyszłość klubowa Pawła Przedpełskiego i szybko okazało się, że wychowanek wraca do swojego macierzystego ośrodka. Jednocześnie Krużyński mocno walczył o kolejnego zawodnika do lat 24 oraz juniorów. Po Frederika Jakobsena udał się specjalnie na mecz Startu Gniezno, a zawodnik miał możliwość przejścia do Torunia nawet po uzgodnieniu warunków umowy z Robertem Lambertem i mógłby pełnić rolę rezerwowego. Wśród obcokrajowców można powiedzieć tradycyjnie podjęto kolejne próby przekonania do transferu Artioma Łagutę i Emila Sajfutdinowa. Obaj żużlowcy byli kuszeni na transfer do grodu Kopernika mniej więcej od czterech lat, ale konsekwentnie odmawiali. Ponadto długo pewniakiem do składu Aniołów był Jason Doyle, a w kontekście juniorskim nie było tajemnicą, że Apator mocno liczył na transfer Mateusza Cierniaka i choć torunianie złożyli zawodnikowi najkorzystniejszą ofertę, ten postanowił skorzystać z propozycji częstochowskiej.

Ostatecznie klub niewiele zmienił w swoim składzie i do Krzysztofa Lewandowskiego i Kamila Marcińca, którzy mieli ważne kontrakty dołączyli bracia Holderowie, Robert Lambert, Patr Chlupac, Pawł Przedpełski, Tobiasz Musielak, Adrian Miedzińsk oraz Karol Żupiński i Paweł Łaguta. Niestety zabrakło miejsca w zespole dla lidera Apatora na poziomie pierwszoligowym - Wiktora Kułakowa. Rosjanin miał nadzieję, że po awansie utrzyma miejsce w składzie i naturalnie, po dwóch bardzo dobrych sezonach przeniesie się do elity. Niestety musiał te plany odłożyć na później. Włodarze toruńskiego kluby były zainteresowane przedłużeniem umowy z zawodnikiem, ale oczekiwali, że przystanie on na zmianę obywatelstwa i będzie w rozgrywkach występował jako Polak. Wiktor pozostał jednak wierny barwom ojczystym i postanowił poszukać nowego pracodawcy ponownie na pierwszoligowym froncie, ale w Toruniu pozostał jako gość, który miał występować z Aniołem na piersi w sytuacji, gdyby których z zawodników zapadł na Covid-19. Z drużyną pożegnał się również Igor Kopeć Sobczyński, który w 1 lidze nie pokazał się z wystarczająco dobrej strony, a dodatkowo zakończył starty w gronie juniorów.

Jako pierwszy w gabinecie Pani Prezes zasiadł Jack Holder, którego zatrzymanie było pierwszym i najważniejszym celem przed sezonem 2021. Australijczyk miał za sobą świetne miesiące, przez co jego nazwisko było zapisane w notesach wielu prezesów. Ostatecznie na pozostanie w Toruniu zdecydowali się nie tylko Jack, ale również jego brat Chris. Przez lata jazdy w Toruniu Holderowie, a zwłaszcza Chris, zapracowali sobie na miano kogoś więcej niż miano zawodnika. Wszyscy pracownicy klubu szanowali ich nie tylko za postawę na torze, ale także lojalność i troskę o dobro klubu. Choć starszy z braci Holderów miał odjechać w Toruniu swój czternasty sezon, to do tej pory działacze nigdy nie mieli z nim żadnych problemów. Dodatkowo Australijczycy byli pierwszymi zawodnikami, którzy porozumieli się co do warunków kontraktu na starty w I lidze i nawet przez moment nie myśleli o opuszczeniu zespołu w trudnej chwili. Gdy zespół żegnał się z elitą, oni do końca robili wszystko, by uniknąć spadku. To w Toruniu pamiętali im wszyscy od działaczy na kibicach kończąc. Działacze byli zachwyceni ich postawą na torze i poza nim oraz troską o klub. Starszy z braci traktowany był w Toruniu jak wychowanek. Ważnym argumentem była także cena, bo starszy z braci Holderów nie należał do zbyt drogich zawodników, ale wynikało to też z faktu, że jego forma w ostatnich latach była daleka od optymalnej. To obniżało jego pozycję negocjacyjną i zawodnik zdawał sobie z tego sprawę od bardzo dawna i nie windował swoich oczekiwań finansowych. Poza tym również bardzo mocno zżył się z toruńskim otoczeniem i nie wyobrażał sobie jazdy w innym zespole, a na odejście nie zdecydowałby się nawet, gdyby otrzymał dużo wyższą propozycję z innego zespołu.
Tym samym było pewne, że Jason Doyle nie wróci do eWinner Apatora Toruń. Wielu kibiców i komentatorów mimo, że miało w pamięci zasługi starszego z braci, nie mogło zrozumieć angażu Chrisa Holdera, kosztem Jasona Doyla. Jacek Gajewski, były toruński menadżer mówił wprost o złym wyborze: "Nie zazdroszczę działaczom z Torunia. To trudna decyzja, bo Holder jest zżyty w tym klubem, wiele osób darzy do sympatią. Nie można jednak żyć sentymentami i nadziejami, że może teraz się uda, może w końcu się pozbiera. Ten regres formy trwa już za długo. Moim zdaniem jeśli Apator nie chce popaść w kłopoty, powinien zacząć budować drużynę na Ekstraligę od dwóch ludzi: Jasona Doyle'a i Jacka Holdera i do nich dokładać kolejne cegiełki. Osobiście bardzo lubię Chrisa, ale mam wątpliwości czy jest w stanie wrócić do tego poziomu sprzed kilku lat. Na pewno jego dużym atutem jest to, że dobrze jeździ na Motoarenie, ale traci 50% wartości w meczach wyjazdowych. Przy regulaminowej zmianie jaka będzie obowiązywała od przyszłego sezonu (zawodnik do lat 24 w podstawowym składzie) pozycje dla zagranicznych seniorów trzeba obsadzić zawodnikami, którzy gwarantują spory bagaż punktowy".
Działacze jednak wierzyli w Australijczyka, bowiem w sezonie 2020 całkiem dobrze radził sobie w Sparcie Wrocław, gdzie osiągnął średnią 1,745, a w I lidze był jedną z gwiazd, która dzięki średniej 2,322 pkt/bieg została trzecim zawodnikiem tego poziomu rozgrywek. Zestawiono więc jego wyniki z Jasonem Doylem (średnia 2,00 pkt/bieg w Ekstralidze) i okazało się, że wydawanie ogromnych pieniędzy na tego zawodnika może okazać się złym pomysłem. Doyle w barwach Włókniarza Częstochowa pokazał, że nie należy do zawodników ze stabilną formą i jego obecność w składzie Apatora wcale nie gwarantowałaby walki o medale. Torunianie uznali więc, że płacenie ponad dwa razy więcej byłoby po prostu nierozsądne.

Zaoszczędzone pieniądze torunianie w tej sytuacji wykorzystali na sprowadzenie do Roberta Lamberta, który jako zawodnik do lat 24 miał zastępować w składzie zawodników, którzy danego dnia nie byli w najlepszej dyspozycji. Anglik, był objawieniem Ekstraligi w sezonie 2020, a dzięki nowemu regulaminowi i uprzywilejowanej pozycji jeźdźców do 24 lat, otrzymał z końcem sezonu oferty z siedmiu ekstraligowych klubów w tym od walczącego o awans Apatora Toruń. Jedynym zespołem, który nie złożył Lambertowi oferty była Unia Leszno. Tak duże zainteresowanie wynikało z tego, że Anglik zaskakiwał dobrą jazdą na torze, ale zaskoczył kilku prezesów oczekiwaniami finansowymi,, które sięgały 800 tysięcy złotych za podpis i 7 tysięcy za każdy zdobyty punkt, co przy podobnej formie do tegorocznej dałoby mu szansę na zarobienie w Ekstralidze 1,8 mln złotych. W Toruniu osiągnięto porozumienie na znacznie niższym poziomie co komentował Adam Krużyński: "Oczywiście, że Robert miał wiele ofert. My rozmawialiśmy z nim bardzo konkretnie. Nie ukrywam, że dla nas był to pierwszy wybór. Wchodząc do Ekstraligi, po zmianie przepisów, wiedzieliśmy, że decyzja o zakontraktowaniu zawodnika do lat 24 z najwyższej półki, może być kluczowa dla wyniku, jaki uda nam się zrealizować. Zawodnik miał bardziej lukratywne oferty, przekraczające naszą pod względem finansowym nawet o 30 procent. Wybrał Toruń z innych powodów niż pieniądze (nieoficjalnie mówiło się, że wybranka zawodnika pochodzi z Torunia), co nas cieszy, bo większość klubów będzie miała słabszego zawodnika albo takiego, który buduje dopiero swoją karierę. Wybór najskuteczniejszego, a Robert Lambert wydaje się być na dzień dzisiejszy najlepszą alternatywą. Toruński klub zaoferował także Lambertowi pomoc w rozwoju jego kariery. Stąd też kontrakt obejmuje dwa lata i ukierunkowany jest na długofalową współpracę. Toruń jest areną cyklu Grand Prix, w którym Robert Lambert chce zafunkcjonować i odegrać rolę takiego challengera z sukcesem. Wszystkie te aspekty zaważyły na tym, że Robert był przekonany do oferty toruńskiego klubu".
Z kolei sam zawodnik po podpisaniu umowy powiedział: "W ostatnich dwóch sezonach w Ekstralidze zmagałem się z jeżdżeniem z pozycji nr 8 lub 16. Nie było to najlepsze rozwiązanie dla mnie. Teraz tak naprawdę przed rozpoczęciem rozmów z jakimkolwiek klubem pytałem o moją pozycję w zespole. Było to dla mnie wręcz kluczowe. Z osobami z toruńskiego klubu od początku miałem dobry kontakt, a relacje między mną a klubem układały się bardzo dobrze. Naprawdę czuję się szczęśliwy, że mogłem podpisać kontrakt z tym klubem. Nie będę krył, że dla mnie istotne jest to, żeby wokół siebie mieć przyjazne otoczenie. Duch w drużynie i atmosfera jest bardzo ważna, by odnosić sukcesy i wygrywać kolejne mecze. Doskonale znamy się z Jackiem i Chrisem Holderami. To taki mały bonus kontraktu w Toruniu, że będę jeździł z nimi w jednym zespole. Dodatkowo z Motoareną w Toruniu mam świetne wspomnienia, dzięki sukcesowi jaki świętowałem w tym roku na tym obiekcie. Lubię ten tor. Czuję się na nim dobrze i wiem, że może być na nim naprawdę dobre ściganie. Myślę, że mamy silny zespół. Tworzymy przede wszystkim bardzo młodą i głodną sukcesów drużynę. To może nam pomóc w osiąganiu dobrych wyników. Myślę, że jak każdy zespół stawiamy sobie za cel awans do play-off. Zawsze trzeba przystępować do sezonu z ambitnym planem".

Po uzgodnieniu kontraktów z obcokrajowcami przyszedł czas na kontrakty z zawodnikami krajowymi. Jako pierwszy transfer ogłoszono powrót po dwóch latach do macierzy Pawła Przedpełskiego, który w ciepłych słowach pożegnał się z Częstochow: "Chciałbym podkreślić, że Częstochowa była dla mnie domem przez ostatnie dwa sezony. Chcę podziękować kibicom, prezesowi, trenerowi, całemu zarządowi za wiarę we mnie, za szansę rozwoju, wsparcie i niesamowitą atmosferę. Jestem bardzo wdzięczny i bardzo doceniam, że miałem szansę reprezentować ten klub. Dziękuję z Częstochowy, bo wielu z nich życzyło mi powodzenia. Dostałem też sporo wiadomości od kibiców z Torunia, którzy napisali, że się cieszą z mojego powrotu. To na pewno dało mi dodatkowego kopa. Nastawienie jest zatem bojowe. Teraz chcę zrobić wszystko, żeby się jak najlepiej przygotować. Na razie plany nieco krzyżują zamknięte siłownie, ale jakoś sobie z tym poradzę. Będę miał miejsce na treningi. Poza tym mam swój tor crossowy pod domem, więc mogę jeździć. Jeśli chodzi o sprzęt, to nie planuję zmian i zostaję przy tym, co mam". W słowach tych nie było zbędnej kokieterii, bo w czasie rozstania z Toruniem, ostatni wartościowy wychowanek Apatora, nie raz udowodnił, że potrafi wygrywać z najlepszymi żużlowcami Ekstraligi, a jedyne czego wciąż mu brakowało to stabilizacja formy. Po bardzo dobrym początku sezonu 2020, w kolejnych meczach szło mu nieco gorzej, ale ostatecznie wystąpił w 13 meczach częstochowskiego klubu. Z 57 biegów wygrał 14. Łącznie z bonusami wywalczył 90 punktów, co przełożyło się na średnią biegopunktową równą 1,579. W Toruniu działacze nie mieli wątpliwości co do słuszności swojej decyzji i obiecując Pawłowi pewne miejsce w składzie, kreowali go na lidera drużyny. Angaż Przedpełskiego skomentował inny były toruński wychowanek Robert Sawina: "Mogę powiedzieć, że moim najgorszym momentem w karierze był powrót po latach do Torunia. Wówczas więcej straciłem niż zyskałem. Wiadomo, że nie można porównywać mnie i Pawła na tej samej płaszczyźnie, bo ja jeździłem w zupełnie innych latach. Teraz zawodnicy są bardziej odporni na różnoraką opinię kibiców. Kiedyś tego nie było. Każdy musiał radzić sobie sam. Tak jak wspomniałem, jeśli Paweł jest mentalnie gotów wrócić do Torunia, to być może to mu się opłaci. Ja osobiście nie obciążałbym go rolą lidera. To jest jeszcze młody, perspektywiczny zawodnik, który w przyszłości ma prawo być zawodnikiem, który w tych najtrudniejszych momentach może ponieść drużynę do zwycięstwa, ale na tę chwilę Paweł potrzebuje ugruntowania swojej pozycji w zespole po całkiem niezłym sezonie w Częstochowie. Na pewno potrzebuje jeszcze trochę czasu".

Zakontraktowanie krajowego lidera i trójki obcokrajowców wymagało podpisania umowy z jeszcze jednym polskim zawodnikiem. Trener Tomasz Bajerski nie miał specjalnego wyboru na rynku transferowym, ale w swojej talii miał dwa ciekawe nazwiska - Adrian Miedziński i Tobiasz Musielak. Żaden z zawodników nie chciał siedzieć na ławce rezerwowych, dlatego szkoleniowiec miał spory ból głowy, bo musiał wybrać pomiędzy wychowankiem, który nie raz pokazał co znaczy dla niego Apator, a zawodnikiem, który w rozgrywkach pierwszoligowych uzyskał lepsze wyniki. W Toruniu, mimo sceptycznych opinii ekspertów na temat skuteczności obu jeźdźców w ekstralidze, panował spokój i postanowiono przyglądać się obu jeźdźcom w trakcie przygotowań, o czym poinformował trener: "co do Tobiasza i Adriana, przy większym spokoju jestem przekonany, że udźwignęliby jazdę w najlepszej lidze świata. "Miedziak" na pewno, "Tofeek" z kolei dysponuje niepodważalnym atutem w postaci świetnego wyjścia spod taśmy, co w Ekstralidze jest szczególnie pożądaną cechą. Dlatego ja bym ich obu nie skreśla, choć pewnie nie ma takiej opcji, żeby zostali obaj. Chcę mieć jednego. Ja nie pracuję tak, żeby moi zawodnicy na treningach walczyli o skład. Walczyć mają z przeciwnikami, a skład ma być ustalony i pewny". Tak więc ostatecznie obaj jeźdźcy podpisali kontrakty w Toruniu, a działacze postanowili los zawodników zostawić w ich własnych rękach. To Adrian i Tobiasz musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcą spędzić zimę na treningach, nie mając przy tym pewności czy dostaną szansę na jazdę w elicie. Wydawało się, że większy dylemat miał Adrian Miedziński w którym było mnóstwo determinacji by pozostać w klubie który go wychował, bo jak przyznał, miał dość jazdy w I lidze i już nie mógł się doczekać powrotu do elity. Torunianin budził jednak skrajnie uczucia. Nie można było przejść obok niego obojętnie - albo się go kochało, albo nienawidziło. Zdecydowaną większość swych miłośników żużlowiec miał w Toruniu, swoim macierzystym mieście, gdzie w latach 2002-2017 klub przechodził kadrowe rewolucje, zmieniali się właściciele, nazwa drużyny, trenerzy, a nawet stadion. Jedynym stałym elementem był właśnie Miedziński.
Można zaryzykować stwierdzenie, że Adrian był skazany na Apator. Podstaw żużlowego rzemiosła nauczył go ojciec Stanisław, legenda toruńskiego speedwaya. Senior rodu był podporą drużyny w latach osiemdziesiątych i miał spory wkład w pierwsze w historii Aniołów Drużynowe Mistrzostwo Polski zdobyte w sezonie 1986. Z kolei "Adi" pierwszy ekstraligowy punkt - jako niespełna siedemnastolatek - zdobył w derbowym pojedynku z Polonią Bydgoszcz. Później miłość kibiców do niego tylko rosła, szczególnie gdy wraz z Karolem Ząbikiem tworzyli jedną z najlepszych par młodzieżowych w kraju. Po 21 urodzinach Miedziński zdecydował się zostać w Apatorze, choć nigdy nie był zawodnikiem wybitnym, mającym zadatki na lidera zespołu, to zawsze szybko dochodził do porozumienia z działaczami. Nikomu nie przeszkadzało, że tylko raz - w sezonie 2013 - udało mu się wykręcić średnią powyżej dwóch punktów na bieg, bo przeciętną skuteczność przyćmiewał przywiązaniem do barw klubowych - 15 lat z rzędu w jednej drużynie, było jak na standardy XXI-wiecznego żużla prawdziwym ewenementem. Cechowała go też wielka chęć wygrywania i serce zostawiane na torze. W swojej niesamowitej ambicji często zdarzało mu się szarżować nieco na wyrost. Złośliwi żartowali niekiedy, że ten żużlowiec nie uzna zawodów za zaliczone bez choćby jednego przywitania z bandą lub nawierzchnią. Niekiedy do groźnych wypadków z jego udziałem dochodziło w sytuacjach zupełnie abstrakcyjnych. Niestety po 15 latach stałego związku z Aniołami, przyszedł czas na rozbrat. Pomysłodawcą rozwodu Miedzińskiego z Toruniem byli państwo Termińscy, którzy nie byli zadowoleni z wyników zawodnika (średnia 1,549 punktu na bieg) i wpajali mu, że to dobry moment na spróbowanie chleba z innego pieca i Miedziński trafił do Częstochowy. Liczył na rozwinięcie skrzydeł pod okiem Marka Cieślaka. Ten ruch nie dał jednak zbyt wiele, żadnej ze stron. Miedziński poprawił swoją średnią o niecałą 0,1 punktu, a Get Well Toruń po raz kolejny nie awansował do play-offów. Adrian został jednak pod Jasną Górą, ale sezon 2019 był dla niego tragedią na całej linii, bo tak słabo punktował w Ekstralidze jeszcze jako młodzieżowiec. Wcale nie lepiej wyglądała sytuacja jego macierzystego klubu - torunianie pierwszy raz w historii zaznali goryczy spadku do niższej klasy rozgrywkowej. Dlatego trzeba było puścić w niepamięć medialną wymianę zaczepek pomiędzy żużlowcem a Przemysławem Termińskim, bo dla wszystkich stało się jasne, że wychowanek musi wrócić do Grodu Kopernika. Tak więc toruński klub wrócił nie tylko do współpracy z wychowankiem, ale także do historycznej nazwy - wystartował w pierwszej lidze jako eWinner Apator Toruń. Zgodnie z przewidywaniami zwyciężył ją w cuglach, ale dyspozycja Miedziaka daleko była od wybitnej. Wbrew oczekiwaniom kibiców, nie udało mu się zdobywać średnio 2 punktów na bieg. Znów problemem stała się gorąca głowa coraz starszego zawodnika. Gdyby 35-latkowi udało się trzymać nerwy na wodzy, to jego zdobycz punktowa mogłaby prezentować się o wiele okazalej. Co było powodem takiego stanu rzeczy wiedział toruński trener: "Z Adrianem jest taki problem, że w tym sezonie przekombinował. Miał dobre, a nawet świetne mecze, a później zaczęło się u niego bardzo duże kombinowanie z przełożeniami, ustawieniami. Niepotrzebnie. Przez to miał taki sezon jaki miał. Jego upadki i wykluczenia były spowodowane właśnie tym, że za dużo kombinował. Adrian chce jeździć w Ekstralidze, więc zostaje w Apatorze, pod warunkiem, że nie będzie już u niego kombinacji. Wierzę, że już nie będzie tego robił. Trzeba trzymać za niego kciuki. Najmniejszym problemem jest u niego sprzęt, który jest świetny".
Słowa te nie uspokoiły ani kibiców, ani działaczy, bo ciągle tkwiła niepewność czy zawodnik sobie poradzi w najlepszej lidze świata. Dlatego władze klubowe zabiegały o polskie obywatelstwo dla Wiktora Kułakowa. Jednak Rosjanin nie kwapił się ze zmianą paszportu i po tym jak wprowadzono przepis uniemożliwiający Wiktorowi Kułakowowi i innym obcokrajowcom starty z polską licencją, los uśmiechnął się do Miedzińskiego, bo to definitywnie wyeliminowało głównego kandydata do pozycji polskiego seniora w Apatorze. Gdy torunianom odmawiali kolejno coraz to słabsi krajowi zawodnicy - od wspomnianego Kołodzieja, po Buczkowskiego, podpisano kontrakt z "Miedziakiem", jednak miał on walczyć o miejsce w składzie Tobiaszem Musielakiem, który po dobrym sezonie w I lidze również chciał sprawdzić się na tle najlepszych żużlowców świata. "Tofik" zdawał sobie sprawę, że rywalizacja o miejsce w składzie z wychowankiem Apatora będzie bardzo trudna, jednak odrzucił bardzo ciekawą ofertę z pierwszoligowego Wybrzeża Gdańsk, gdzie miał pełnić rolę krajowego lidera z całkiem dobrymi warunkami finansowymi. Tak więc jak wspomniano w klubie zostali obaj jeźdźcy, a decyzję tę uzasadniał Adam Krużyński, który był odpowiedzialny za kontrakty ze wszystkimi zawodnikami: "Zobaczymy, co wyjdzie na wiosnę z Adrianem i Tobiaszem. Decyzje, na którego z nich postawić będzie podejmował trener Tomasz Bajerski. Trudno w tej chwili przewidywać, co się wydarzy w przyszłym roku. Zdaję sobie sprawę, że dla zawodników to może być kłopot. Jest wiele znaków zapytania, jak będzie wyglądał przyszły sezon, kiedy się zacznie i jak będą przebiegały rozgrywki. Zakontraktowanie trzech polskich seniorów na dzień dzisiejszy daje klubowi więcej możliwości".


Po skompletowaniu składu seniorów przyszedł czas na formację młodzieżową, która przez ostatnie sezony była bolączką Apatora. Po tym jak wiek juniora skończył się dla Igora Kopeć-Sobczyńskiego, działacze z miasta Kopernika poinformowali za pośrednictwem mediów społecznościowych, że w drużynie na sezon 2021 zostają Kamil Marciniec i Krzysztof Lewandowski. Pierwszy z nich był wychowankiem szkółki Janusza Kołodzieja. W swojej karierze reprezentował Speedway Wandę Kraków, Orła Łódź oraz w ubiegłym sezonie drużynę Apatora Toruń i zgromadził wówczas 21 punktów i 4 bonusy w 38 startach, co dało średnią 0,658 pkt/bieg (53 miejsce wśród sklasyfikowanych zawodników). Drugi z kolei był wychowankiem miniżuzlowej szkółki BTŻ-u Bydgoszcz, lecz przed sezonem 2020 trafił do toruńskiej ekipy i pod tym szyldem Apatora zyskał żużlową licencję w klasie 500 ccm. Z uwagi na to, że nie miał skończonych 16 lat w sezonie 2020 jeździł jedynie w zawodach juniorskich, w których pokazywał niemały potencjał. Rok 2021 zatem dla niego pierwszym na szczeblu ligowym.
Wiadomym było jednak, że te dwa nazwiska nie dają gwarancji sukcesu, bo młodzieżowcy w ekstralidze ścigali się nie tylko między sobą, ale z powodzeniem potrafili odbierać punkty seniorom i to bardzo utytułowanym. W klubie trwały więc usilne starania o zakontraktowanie zawodnika do lat 21 ze znacznie większym doświadczeniem niż Lewandowski i Marciniec. Wybór padł na Karola Żupińskiego, który podpisał kontrakt wmyśli którego miał reprezentować Anioły do końca wieku juniora czyli przez najbliższe trzy sezony. Tak jasna i długa deklaracja kontraktowa wynikała z faktu, że gdański klub nie chciał wypuścić obiecującego jeźdźca i postawili twarde warunki, w których władze Apatora musiały zapłacić za młodzieżowca ponad 200 tysięcy złotych jako ekwiwalent za wyszkolenie. Torunianie zapłacili oczekiwaną kwotę, ale przy tak dużej sumie liczyli na zwrot pieniędzy poprzez dobre występy juniora w ich zespole. Również sam zawodnik dostał w Toruniu bardzo dobry kontrakt indywidualny, ale przez najbliższe lata nie miał możliwości odejścia bez zgody Apatora. O odstąpieniu od kontraktu z Żupińskim nikt w Toruniu jednak nie myślał, bo o ile rok 2021 był rokiem "na utrzymanie", o tyle w kolejnych latach zespół miał walczyć o najwyższe cele i długoletni kontrakt z Żupińskim stawiał Anioły w komfortowej sytuacji, bo wystarczyło jedynie wyszkolić w najbliższych latach jednego solidnego zawodnika i klub mógł dysponować znakomitym zestawem juniorskim.
Dla wychowanka gdańskiego Wybrzeża, Apator był drugim klubem w Polsce, a zawodnik do żużla trafił tuż po swoich dziewiątych urodzinach i Wybrzeże Gdańsk reprezentował już jak miniżużlowiec, dla którego zdobywał medale mistrzostw świata w klasie 125 i 250 ccm, by tuż po szesnastych urodzinach zadebiutować w lidze. Dla Wybrzeża Gdańsk jeździł przez trzy sezony, w których stopniowo rozwijał swoje umiejętności. W rozgrywkach AD 2020 osiągnął średnią biegową 1,255, co dało mu 44 miejsce w klasyfikacji jeźdźców 1 ligi. Co ciekawe, tuż za nim uplasował się Igor Kopeć-Sobczyński, którego Żupiński miał zastąpić na pozycji juniora w Apatorze i komentował swoją decyzję: "Inne kluby ekstraligowe również kontaktowały się ze mną i były zainteresowane współpracą. Wraz z moim teamem podjęliśmy jednak decyzję, by dołączyć do Apatora Toruń. Zawsze dobrze jeździło mi się na toruńskim torze. W tym przypadku wszyscy wiedzieliśmy do czego dążymy i już na pierwszym spotkaniu z władzami toruńskiego klubu doszliśmy do porozumienia".

Kontrakt z obiecującym juniorem zamknął podstawowy skład żółto-niebiesko-białych, a zakontraktowani jeźdźcy mogli liczyć na duże pieniądze, ale tylko pod warunkiem spełnienia pokładanych w nich nadziei. Działacze Apatora już dwa lata temu przekonali się, że kontrakty motywacyjne to dobra droga, bo dzięki temu uniknięto wypłacania sowitych kontraktów za sezon, w którym klub spadał z Ekstraligi. W większości klubów zawodnicy negocjowali kwoty za podpis, a do tego ewentualne bonusy, które były wypłacane po spełnieniu celów drużyny, czyli po awansie do play-off, zdobyciu medalu lub mistrzostwa Polski. W Toruniu działacze poszli nieco inną drogą i wypłatę uzależnili od średniej biegopunktowej każdego zawodnika na koniec sezonu. Zawodnicy drugiej linii, jeśli marzyli o naprawdę zarobkach, musieli zdobywać średnio w każdym wyścigu przynajmniej 1,70 pkt/bieg. Nieco wyższe wymagania mieli zawodnicy z wyższymi kwotami za podpis, którzy byli stawiani w roli liderów drużyny. Ci żużlowcy, aby zarobić więcej, musieli zakończyć sezon ze średnią co najmniej 1,90 pkt/bieg. Tym samym w pierwszej grupie zawodników znaleźli się Polacy, czyli Paweł Przedpełski, Tobiasz Musielak i Adrian Miedziński, a w drugiej Jack i Chris Holderowie oraz Robert Lambert. To jednak nie był jednak koniec benefitów jakie mogli uzyskać toruńscy jeźdźcy, bo każdy z zawodników miał zapewnione dodatkowe profity w razie sezonu życia. Dla żużlowców z drugiej linii dodatkowe pieniądze przewidziano w razie osiągnięcia średniej 2,00 pkt/bieg, a dla liderów 2,20 pkt/bieg. W ten sposób klub nie tylko zabezpieczał się na wypadek słabszej formy jednego z jeźdźców, ale zarazem motywował swoich podopiecznych do osiągania jak najlepszych rezultatów. Dzięki dobrej formie różnica w premiach mogła wynieść nawet 150 tysięcy złotych, a w przypadku bardzo dobrego sezonu żużlowcy mogli zarobić nawet 300-400 tysięcy złotych więcej za same punkty zdobywane w lidze, bo średnia stawka za punkty w Ekstralidze wynosiła 5 tysięcy złotych, ale największe gwiazdy mogły liczyć nawet na 7 tysięcy za każdy punkt.
Zatem żużlowcy Apatora wiedzieli, że ich zarobki zależą tylko od nich samych, a to znacznie bardziej motywowało niż uzależnianie wypłaty od sukcesu drużyny, bo przecież ten w dużej mierze uzależniony był od kontuzji czy zdarzeń losowych.

Gdy wydawało się, że torunianie przystąpią do przedsezonowych przygotowań w ostatnich dniach okienka transferowego obwieszczono, jeszcze jeden kontrakt, a była to umowa z Pawłem Łagutą, bratankiem Artioma i Grigorija Łagutów. Dwudziestolatek w sezonie 2021 miał poważnie potraktować żużel oraz swoją karierę i planował przyjechać do Polski na cały sezon. Toruński klub miał tym samym wobec niego poważne plany i liczył, że będzie reprezentował klub w rozgrywkach Ekstraligi w roli zawodnika rezerwowego pod numerem 8. Rosjanin miałby więc realną szansę na występy z Aniołem na piersi w razie kłopotów Roberta Lamberta lub innego zawodnika z podstawowego składu. Kontrakt z Pawłem Łagutą, był jednak inwestycją w przyszłość, bo żużlowiec miał olbrzymi talent, a świadczył o tym choćby to, że we wrześniu 2020 został mistrzem Rosji juniorów. Polscy kibice znali go dobrze, bo w 2018 roku startował w I lidze w barwach Polonii Piła, a osobistą opiekę sprawował wtedy nad nim Piotr Świst. Ostatecznie przygoda najmłodszego żużlowca w rodzinie Łagutów w Polsce zakończyła się po trzech meczach, w których zdobył w sumie 11 punktów. Przez ostatnie dwa sezony żużlowiec jeździł tylko w macierzystym klubie w Rosji (Wostok Władywostok), ale w końcu podjął decyzję o podboju Europy i uznał że oferta toruńskiego klubu w której działacze brali na siebie odpowiedzialność za sprzęt i sprawy logistyczne jest dla jego rozwoju bardzo korzystna. Przed Rosjaninem otwierała się tym samym okazja do występów na jednym z ponad 30 klubowych silników od Ryszarda Kowalskiego oraz opieka bardzo dobrych mechaników. Rozwój jego kariery osobiście nadzorować miał trener Tomasz Bajerski. Nic więc dziwnego, że w klubie panowało przekonanie, że w sezonie 2021 talent zawodnika może eksplodować, zwłaszcza że młody Łaguta mógł liczyć na wsparcie swojego wujka Artioma, który już wcześniej pożyczał mu sprzęt i wspierał fachową radą. Działacze dopilnowali także, by Rosjanin miał z kim rywalizować na treningach i podpisali umowę także Petrem Chlupacem. Tym samym w Toruniu zbudowano kadrowe zaplecze z przyszłościowych zawodników, którzy wzorem lat poprzednich mieli być wypożyczeni do niższych lig, by ci mieli okazję zebrać doświadczenie.

Tak zbilansowany zespół stał się najmłodszą drużyną w ekstralidze, bo średnia wieku wynosiła 23,9 lat. Najstarszy: Chris Holder urodził się w roku 1987, a najmłodszy: Krzysztof Lewandowski w 2005. Niestety drużyna choć miała jednego z najlepszych zawodników do lat 24 - Roberta Lamberta, nie posiadała zdecydowanego lidera.

Cały okres transferowy skomentował w jednym z wywiadów Adam Krużyński: "Według mnie to jest optymalny skład, który byliśmy w stanie zbudować jako beniaminek Ekstraligi oraz biorąc pod uwagę sytuację, jaką jest na rynku. Pandemia wcale nie wprowadziła uspokojenia wyścigu zbrojeń i schłodzenia dość wysokich stawek, które funkcjonują w sporcie żużlowym. Staliśmy się połączyć nasze pozytywne emocje i chęć zbudowania jak najsilniejszej drużyny, ale mieliśmy cały czas na uwadze rozsądek i finanse, którymi klub dysponuje. Zawsze byliśmy znani z solidności i tego, że realizujemy wszystkie zobowiązania. Dla nas to jest priorytetem i chcemy nadal być tak postrzegani. Generalnie okres transferowy był moim zdaniem dla nas sukcesem. Pozyskaliśmy chyba najlepszego i najbardziej wartościowego zawodnika do lat 24 na rynku, czyli Roberta Lamberta. Dla nas bardzo ważny jest także powrót Pawła Przedpełskiego. Wraca do Torunia wzmocniony, jako lepszy zawodnik. Nasza polska formacja będzie dzięki temu zdecydowanie mocniejsza niż ta, którą mieliśmy podczas sezonu spadkowego z Ekstraligi. Pozyskanie Karola Żupińskiego to także sukces. Duże nadzieje wiążemy także z dwoma innymi młodzieżowcami. Zarówno Kamil Marciniec jak i Krzysztof Lewandowski to juniorzy z dużym potencjałem, którzy powinni pokazać się z bardzo dobrej strony. Obaj mogą być pozytywnym objawieniem Ekstraligi, zważywszy na to, że jakość młodzieżowców w większości klubów może być problemem.
Chcielibyśmy zaskoczyć wszystkich i wjechać do play-offów. Uważam, że to jest realny cel. Każdego z zawodników, których mamy w składzie, stać na zrobienie progresu. Ten zespół właśnie został tak skonstruowany, że liczymy na rozwój naszych żużlowców. Jack Holder, Paweł Przedpełski czy Robert Lambert, a nawet Chris Holder, jak również Tobiasz Musielak czy Adrian Miedziński, w zależności, kto wywalczy miejsce w składzie, to zawodnicy, którzy mogą zrobić progres. Stać ich na to, by byli lepszymi zawodnikami niż w zeszłym sezonie. Jeżeli każdy z nich podciągnie się nawet minimalnie, to wcale nasze marzenie o tym, by być w play-offach, nie jest nierealne. Jesteśmy pełni nadziei przed nowym sezonem. Uważamy, że nazwiska wcale nie jadą. Nie patrzmy tylko na średnie z poprzedniego sezonu. Spójrzmy na to szerzej, co ci zawodnicy robili 2-3 lata temu. Na jakim etapie kariery byli wtedy, a gdzie są teraz. Dajmy im po prostu szansę na to, żeby nas zaskoczyli".

O potransferowy komentarz pokusił się również trener Tomasz Bajerski, który wierzył w zespół który stworzył i z którym miał walczyć w lidze: "Mogę powiedzieć, że ze składu, który udało nam się zbudować jestem zadowolony. Pozyskaliśmy jednego z lepszych zawodników na pozycji U24. Dołączył do nas także Paweł Przedpełski. Zostali bracia Holderowie i Tobiasz Musielak. Wciąż będzie z nami Adrian Miedziński, który wie co poprawić, aby nie popełnić takich błędów jak w zeszłym roku. Priorytetem przy kompletowaniu drużyny i główną ideą była dobra atmosfera w zespole, ale także wyrównany i perspektywiczny zespół. Będziemy pracować na pełnych obrotach. Mając młodych zawodników możemy mieć nadzieję, że jeden czy dwóch z nich wyskoczy z formą i osiągniemy dużo lepszy wynik, niż sobie zakładaliśmy przed sezonem. Najważniejsza jest dla mnie drużyna jednak całość i tak jak powiedziałem dobra atmosfera w zespole. Myślę, że po awansie mimo wszystko naszym podstawowym celem będzie utrzymanie się w Ekstralidze. Jesteśmy beniaminkiem, więc takie zadanie wydaje się oczywistym priorytetem. Nie ukrywam jednak, że chciałbym abyśmy sprawiali trudności rywalom w każdym spotkaniu, niezależnie czy będzie się ono rozgrywać u nas w Toruniu czy na wyjeździe. Jesteśmy sportowcami, więc będziemy walczyć. Po cichu liczę też, że może uda nam się zakręcić w play-offach".

W realizacji celów o których mówili Adam Krużyński i Tomasz Bajerski pomóc miał dodatkowo wysokiej klasy sprzęt, od najlepszego tunera na świecie - Ryszarda Kowalskiego. Żużlowy mechanik miał słabość do Torunia, bowiem swoją żużlową przygodę rozpoczynał na żużlowym owalu przy ulicy Broniewskiego. Dlatego od lat mocno współpracował z działaczami toruńskimi, a w warsztatach klubowych znajdowało się kilkadziesiąt silników najwyższej jakości przygotowywanych przez pracowników RK Racing. Dość powiedzieć, że sprzęt był tak dobry, że niektórym juniorom Apatora silników zazdrościły największe gwiazdy. Przed dwoma laty było tak choćby z Nielsem-Kristianem Iversenem, który okazyjnie pożyczał jednostki od Igora Kopcia-Sobczyńskiego, bo uważał, że młodzieżowiec ma znacznie lepszy sprzęt od niego. Dzięki współpracy Apatora z najlepszym tunerem świata, do współpracy z Apatorrem udało się nawiązać Jasonowi Doyle'owi. Jack Holder podpisując pierwszy kontakt w polskiej lidze również od pierwszego meczu jeździ na silnikach przygotowanych w Cierpicach. Ze składu Apatora zbudowanego na rok 2021, ze znakomitych jednostek od zaprzyjaźnionego z klubem inżyniera korzystać mieli: Jack i Chris Holder, Paweł Przedpełski, Adrian Miedziński, Karol Żupiński oraz Kamil Marciniec. Porównywalną liczbę klientów RK Racing w składzie swojego zespołu miała jedynie Sparta Wrocław, w której na tym sprzęcie startowali Maciej Janowski, Tai Woffinden, Artiom Łaguta, Gleb Czugunow.
Co ciekawe dla starszego z braci Holderów, mariaż z Kowalskim był pierwszym w jego karierze. Australijczyk od ponad trzech sezonów próbował bezskutecznie dostać się do grona jeźdźców Kowalskiego, ale za każdym razem inżynier znajdował powód, by odmówić byłemu mistrzowi świata, bowiem miał sztywne zasady współpracy i bardzo rzadko zgadzał się na poszerzenie eksluzywnego grona swoich klientów. Przed sezonem 2021 w rozmowy włączył się klub i udało się dopracowano warunki współpracy, a to zwiastowało, że zawodnik może osiągnąć wyniki porównywalne, a nawet lepsze od tych jakie uzyskał w roku 2020 będąc wypożyczonym do Wrocławia, gdzie miał okazje startować na pożyczonym od Macieja Janowskiego motocyklu serwisowanym ręką tunera z Cierpic.

Transferowe okienko ocenił także Wojciech Żabiałowicz - ikona toruńskiego klubu, którego statystyki punktowe prawdopodobnie nie zostaną nigdy pobite: "Chciałem Jasona Doyle'a w roli jednego z liderów, ale nawet bez niego Apator wcale nie musi być skazany na walkę o utrzymanie. W zespole jest teraz odpowiednia mieszanka doświadczenia i młodości. Myślę, że torunianie mogą zaskoczyć niejednokrotnie i wjechać nawet do play-off. Adrian Miedzieński czy Chris Holder nie z jednego pieca chleb jedli i powinni być odpowiednim wsparciem mentalnym dla młodszych żużlowców, takich jak Robert Lambert. Na pewno kluczem to sukcesów zespołu będzie solidne wsparcie trenerskie. Wiadomo, że toruńskim klubie w ostatnich kilku latach menadżerów zmieniano jak rękawiczki, a kolejne zmiany nie miały dobrego wpływu na zawodników. Bajerski ma duże doświadczenie, jako żużlowiec i co ważne, również jako menadżer. Wykonywał solidną robotę podczas pracy w PSŻ Poznań i teraz widać tego efekty. Bardzo dobrze, że przejął klub już w zeszłym sezonie, ponieważ na pewno zdążył dotrzeć się już z zawodnikami i działaczami. Na pewno przed nim jeszcze sporo pracy, pod względem taktyki, ale sądzę, że z nim klub może ustabilizować swoją pozycję w Ekstralidze. Najważniejsze jest, jednak aby w Toruniu zaczęto się ścigać i aby tor był odpowiednio przygotowany co najmniej 24 godziny przed zawodami. Tor musi być wilgotny i tą wilgotność trzeba utrzymywać przez cały czas do rozpoczęcia zawodów. Wtedy zawodnicy będą mieli o co oprzeć tylne koło, które przez cały czas pracuje na najwyższych obrotach. MotoArena jest położona w takim miejscu, że słońce naprawdę pali i toromistrz musi absolutnie pilnować, aby tor na długo przed zawodami otrzymywał już wodę i nie może dać mu się za bardzo wysuszyć. Wtedy w Toruniu będzie ściganie, kibice wrócą na trybuny, a w mieście zacznie być ponowie zapotrzebowanie na wielki żużel".

W słowach lidera toruńskich statystyk wszechczasów było wiele prawdy. Trudno jednak było znaleźć jednoznaczną receptę na bolączki toruńskiego klubu, to działacze robili wszystko by zadowolić swoich fanów i by trybuny MotoAreny nie świeciły pustkami. W klubie zdawano sobie sprawę, że w ostatnim roku część widzów została zniechęconych przez pandemię, a pozostali uznawali, że nie ma sensu kibicować drużynie, bo i tak bez problemu poradzi sobie z rywalami. Prawda jednak była taka, że ogromna większość meczów torunian na własnym obiekcie była przerażająco nudna, a drużyna bez żadnych problemów deklasowała kolejnych rywali. W Ekstralidze miało być inaczej i władze klubu zachęcały kibiców do powrotu na trybuny. Pierwszym krokiem miała być atrakcyjna cena karnetów i kibice, którzy posiadali stałe wejściówki na sezon 2020, mogli obejrzeć siedem meczów rundy zasadniczej zaledwie za 180 zł (130 zł ulgowy dla studentów). W przypadku fanów, którzy nie mieli karnetów w tym roku ceny będą tylko niewiele wyższe (210 i 160 zł). Prezes klubu Ilona Termińska tak oto komentowała tę decyzję: "Zależy nam na kibicach i chcemy, żeby każdy nasz domowy mecz oglądało jak najwięcej fanów. W minionym sezonie mieliśmy problem z frekwencją, więc tym razem postanowiliśmy wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanów i dać możliwość obejrzenia wszystkich meczów za naprawdę korzystną cenę". O tym jak torunianie mocno poszli na rękę swoim kibicom widać było choćby, przez porównanie cen karnetów z tymi oferowanymi przez inne kluby. Dla przykładu za oglądanie wszystkich meczów wicemistrzów Polski Stali Gorzów kibice musieli zapłacić przynajmniej 290 złotych, a klub nie przewidział zniżek dla studentów. Tak więc w Toruniu wykonano duży ukłon w kierunku kibiców. Trzeba było jednak pamiętać, że puste trybuny na MotoArenie to nie był tylko problem żużla, bo podczas innych wydarzeń sportowych również kibice nie kwapili się do oglądania zawodów na żywo. Jeszcze przed pandemią ogromny problem z wypełnieniem trybun miały drużyny w hokeju, koszykówce i piłce nożnej, a to mogło być sygnałem, że z roku na rok społeczność sportowa w Toruniu staje się coraz uboższa, albo oferta telewizyjna zaczęła być na tyle atrakcyjna, że widowisko sportowe w TV z pozycji kanapy stało się bardziej atrakcyjne.

Gdy wydawało się, że końcowa faza okresu przygotowawczego będzie spokojna media żużlowe obiegła wiadomość, że Paweł Łaguta nie będzie mógł startować w barwach Aniołów. O całej sytuacji poinformował toruński klub w stosownym oświadczeniu: Z przykrością informujemy, że nasza współpraca z zawodnikiem Pawłem Łagutą w nadchodzącym sezonie niestety nie dojdzie do skutku. Wedle naszej najlepszej wiedzy i informacji, które udało nam się uzyskać od organów administracji publicznej, zawodnik nie będzie mógł pojawić się w Polsce w najbliższym czasie z przyczyn natury obiektywnej i niezależnej od woli Klubu Sportowego Toruń S.A. Jednocześnie deklarujemy, że dołożyliśmy wszelkich starań, aby umożliwić przyjazd Pawłowi Łagucie do Polski i jest nam niezmiernie przykro, że nie będziemy mogli zobaczyć go na torze toruńskiej Motoareny.
Z dyplomatycznej wypowiedzi Zarząd Klubu Sportowego Toruń S.A. niewiele wynikało, ale jak donosiły media zawodnik popadł w poważne tarapaty w swoim kraju, a w efekcie tego przez najbliższe trzy lata nie miał szans na wjazd do Polski. Taki obrót sprawy oznaczał dla niego koniec marzeń o profesjonalnej karierze na najwyższym żużlowym poziomie. Rosjanin nie miał szans na uzyskanie do roku 2023 wizy wraz z pozwoleniem na pracę w Polsce oraz innych krajach europejskich - jak choćby w Wielkiej Brytanii i Szwecji, czyli krajów, gdzie żużel stał na znacznie wyższym poziomie niż w Rosji. Brak zdolnego zawodnika na pozycji rezerwowego było sporym zmartwieniem dla Apatora. Działacze zatrudniając go w listopadzie nie mieli pojęcia o tym, że jego problemy są aż tak poważne i mogą zagrozić realizacji kontraktu, dlatego bez żalu odpuścili walkę o transfer innego zdolnego Rosjanina - Marka Kariona, bo skupili się na transferze młodszego z klanu Łagutów, licząc że jego wielki talent w eksploduje i będą mieć żużlowca na lata. Niestety tarapaty w jakie wpadł zawodnik praktycznie zaprzepaściły jego szanse na rozwój w najlepszej lidze świata.

W tej sytuacji torunianie zaczęli szukać zastępstwa dla Łaguty. W przeszłości Apator słynął z tego, że wyławiał na rynku młodych, obiecujących Australijczyków. Jednak postanowiono zmienić kierunek poszukiwań wszyscy wartościowi zawodnicy młodego pokolenia z Antypodów byli już podzieleni między klubami. Wiele klubów preferowało młodych obiecujących Duńczyków, dlatego w Toruniu postanowiono nadal szukać jeźdźców za wschodnią granicą, gdzie Rosjanie uchodzili za nację, która posiadała wiele nieodkrytych talentów wymagających oszlifowani, a historia choćby Emila Sajfutdinowa, który w przeszłości reprezentował klub z miasta Kopernika, pokazywała dobitnie, że zawodnicy gdy podchodzą profesjonalnie do swojej kariery, to najczęściej mają szansę zostać wartościowymi żużlowcami. Kierunek obrany przez toruńskich działaczy okazał się nader bogaty w talenty i szybko pojawiło się nazwisko Jewgienija Sajdullina, który miał rozwijać się w Toruniu pod okiem Tomasza Bajerskiego. "Jewgienij nie jest żużlowcem, który od razu stanie się zawodnikiem meczowym w jakiejkolwiek lidze w Polsce. Musi się zweryfikować w kolebce żużlowej. Jeśli okaże się, że potwierdzi swój potencjał, trenując i startując u nas, to pozyskanie takiego perspektywicznego żużlowca jest uzasadnione chociażby w kontekście przyszłego roku, gdy będzie trzeba zgłosić drugą drużynę złożoną z zawodników do lat 24" - komentował Adam Krużyński.

Na zakończenie warto wspomnieć, po dwóch absurdach jakie miał miejsce w ostatnich latach latach w aspekcie negocjacji kontaktowych.
Pierwszy z nich dotyczył tego, że kluby i zawodnicy rozmawiali ze sobą na temat przynależności klubowej jeszcze w trakcie trwania rozgrywek, co było niezgodne z regulaminem. Obowiązywał bowiem przepis, który jasno precyzował, że podpisywanie kontraktów i oficjalne rozmowy klubów z zawodnikami mogą toczyć się dopiero po ogłoszeniu okienka transferowego. Działacze wiedzieli, że był to zapis abstrakcyjny, bo chcąc walczyć o medale w Ekstralidze, negocjacje z najlepszymi zawodnikami trzeba było rozpoczynać już w lipcu, a czasem nawet wcześniej. Choć od kilku lat okres transferowy oficjalnie rozpoczynał się 1 listopada i trwa zaledwie dwa tygodnie, to w 99% wszystkie karty pomiędzy klubami i zawodnikami, były rozdane już pod koniec września. Nic więc dziwnego, że z obowiązujących reguł od lat śmiali się nie tylko działacze, ale także zawodnicy, bo wszyscy ze sobą rozmawiali, ale oficjalnie zapewniali, że z nikim nie rozmawiają i w kuluarach podpisywano wstępne porozumienia. Najlepszym przykładem był w roku 2021 Artiom Łaguta, który już na początku sierpnia zdecydował, że w przyszłym sezonie zamierza ścigać się w Sparcie Wrocław.
Tej fikcji miały już dość PZM oraz Ekstraliga i od roku 2022 chciały uniemożliwić działaczom prowadzenie negocjacji jeszcze w trakcie rozgrywek. Owo utrudnienie miało polegać na tym, że ostateczny kształt regulaminu na kolejny sezon, kluby miały poznać dopiero pod koniec października. To miałoby utrudnić wcześniejsze rozmowy, bo przecież przedstawiciele klubów nie wiedzieliby jaki regulamin będzie obowiązywać w nadchodzącym sezonie. I choć zmiany przepisów zwykle nie były znaczące, to jednak odrobina niepewności miała sprawić, że kluby do końca nie byłyby pewne, czego mogą się spodziewać i musiałby przygotować się na kilka opcji. To z kolei utrudniłoby szybkie dogadywanie się z zawodnikami i ułatwiłoby zadanie przede wszystkim ekipie beniaminka, która o awansie do Ekstraligi dowiaduje się w pod koniec września lub na początku października. Czyli w okresie kiedy najczęściej najlepsi zawodnicy mieli już wybrane kluby na nowy sezon.

Drugi z absurdów związany był z polonizacją obcokrajowców. Oczywiście, nikt nie zamierzał cofać praw już nabytych, a więc Rune Holta, Wiktor Trofimow, Gleb Czugunow czy Josh Grajczonek nadal mogli startować w polskiej lidze jako polscy seniorzy. Jednak coraz głośniej mówiło się, że Artiom Łaguta, Leon Madsen czy Wiktor Kułakow kuszeni byli przez włodarzy klubowych do startów w Ekstralidze jako Polacy. Rzecz jasna żaden z wymienionych zawodników nie powiedział wprost, że zamierza ubiegać licencję Ż i startować w Ekstraldze jako polski senior, jednak PZM i Ekstraliga uważnie przyglądały się całej sytuacji i od 1 listopada 2021 wprowadziły zapis, mówiący o tym, że żużlowcy zagraniczni z licencją federacji macierzystej, z polskim paszportem będą mogli otrzymać również licencję Ż, ale nie będą liczeni do limitu Polaków w zawodach pod auspicjami Polskiego Związku Motorowego, czyli na wszystkich trzech poziomach rozgrywek. I było to słuszne podejście, bo szastanie narodowym obywatelstwem z płytkich pobudek biznesowo-sportowych było deprecjonowaniem narodowej tożsamości.
Co prawda np. Emil Sajfutdinow również posiadał polski paszport i mógłby starować w lidze jaki zawodnik polski, jednak Rosjanin obywatelstwo w naszym kraju otrzymał po tym jak zamieszkał nad Wisłą, tu skoncentrował swoje życie, nauczył się języka i co najważniejsze otrzymując drugą przynależność narodową jasno zadeklarował, że nie będzie Polskim żużlowcem, a Rosyjskim. Polski paszport potrzebny był mu jednak do tego, aby w pełni korzystać z praw kraju w którym żyje oraz do swobodnego podróżowania po Unii Europejskiej do której Rosja nie należała.

Czy owe zasady się sprawdzą, przekonamy się już pod koniec roku 2021.

Niestety okres transferowy można powiedzieć zakończył się bolesną stratą. Oto bowiem 22 stycznia 2021 roku media społecznościowe i lokalne gazety pisały - Kamil Pulczyński nie żyje... Ta wiadomość spadła na kibiców jak grom z jasnego nieba. Wychowanek Apatora Toruń miał zaledwie 28 lat. Zmarł we śnie, w nocy z czwartku na piątek (21/22 stycznia 2021), a przyczyną były problemy kardiologiczne. Jego śmierć odkrył nad ranem jego brat bliźniak Emil.
Oto jak na wieść o śmierci Kamila zareagowało środowisko żużlowe:
Przemysław Termiński -
Bardzo smutna wiadomość. Tylko 28 lat.... Pamietam jak jeździł w Toruniu, jeszcze zanim zostałem właścicielem Klubu i tylko jako widz obserwowałem mecze..... najszczersze kondolencje dla całej rodziny. [R.I.P.]
Jan Ząbik - Kamil położył się normalnie wieczorem. Niestety, w nocy miał zawał serca. Ostatnio prowadził aktywny tryb życia, udzielał się między innymi w hokeju na lodzie. Jestem zszokowany tą informacją
Paweł Przedpełski - Dowiedziałem się o śmierci Kamila rano i od tego momentu nie mogłem się na niczym skupić. Byłem w szoku i nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak się stało. Z Kamilem znaliśmy się od wielu lat, gdy jako młodzi chłopcy spotkaliśmy się w szkółce Apatora. Sporo czasu spędzaliśmy zresztą także w ostatnim roku, bo obaj widzieliśmy się przy okazji treningów i meczów Włókniarza, a ja zawsze wiedziałem, że mogę na niego liczyć. Miał papiery na dobrego żużlowca. Na mnie największe wrażenie robiła jego sylwetka. Kamil jeździł bardzo dobrze technicznie i nie ma co ukrywać, że trochę mu tego zazdrościłem. Szkoda, że nie udało mu się zrobić większej kariery. Już na zawsze będę go pamiętał jako bardzo wesołego kolegę. Będzie mi go brakowało.
W tamtym czasie w Toruniu ścigały się dwa braterskie duety, czyli Emil i Kamil Pulczyńscy oraz ja z bratem Łukaszem. Rywalizowaliśmy na torze, ale nawet na treningach stanowiliśmy zgraną ekipę. Byliśmy dobrymi kumplami i dość często zdarzało nam się wyjeżdżać w czwórkę na saunę do Ciechocinka. W pewnym okresie tradycją były też piątkowe wyjścia do kina – dodaje zawodnik eWinner Apatora.
Jacek Gajewski - To dla mnie szok. Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze pierwszy mówił dzień dobry, dziękuję i proszę. Poza torem był grzeczny, życzliwy, kontaktowy, pogodny i dobrze wychowany. Nieco za grzeczny jak na żużlowca, ale wydawało się, że z bliźniaczej mąki jaka pojawiła się w klubie będzie chleb. Zaczynali, kiedy mieli 12 lat. Kariery jeden i drugi nie zrobił. Swoją drogą to o tyle ciekawe, że gdyby ich połączyć w jednego żużlowca, to mielibyśmy ideał i kogoś, kto nadal kontynuowałby karierę. Emil był błyskotliwy na starcie. To był jego największy atut. Kamil jechał bardzo dobrze na dystansie. Teraz przy przepisie o zawodniku do 24. roku życia zapewne byłoby mu łatwiej. Poza tym bracia trafili na trudny okres. Ich początki to jeszcze czas, kiedy można było korzystać z juniora zagranicznego. A wtedy w klubie jeździł Darcy Ward. Rywalizacja z nim była wielkim wyzwaniem. Niewielu młodzieżowców byłoby w stanie nawiązać z nim walkę. A wiadomo, że w warunkach ekstraligowych liczy się wynik. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Poza tym na pewno nie pomagała im presja środowiska, które miało wielkie nadzieje. Dziś pozostaje tylko smutek i żal.
Michał Zaleski - Fatalne informacje obiegły dzisiaj żużlową Polskę. W nocy zmarł torunianin Kamil Pulczyński, doskonale znany kibicom Apatora, wychowanek naszego klubu. Pięciokrotny medalista drużynowych mistrzostw Polski odszedł nagle, we śnie. To niespodziewany cios i ogromna strata dla toruńskiej żużlowej rodziny. Bliskich Kamila proszę o przyjęcie wyrazów współczucia.

Msza pogrzebowa w intencji Kamila odbyła się 30 stycznia 2021 w toruńskim kościele św. Jakuba, a Jego ciało spoczęło na cmentarzu komunalnym nr 1 przy ul. Grudziądzkiej 22-30.

W marcu Emil przekazał kevlar zmarłego brata, na licytację Matildy Salejko siedmioletniej dziewczynki z niezwykle rzadką choroba Charcota-Mariego-Tootha, która zagraża jej życiu. Mała mieszkanka Silna w gminie Obrowo została zakwalifikowana do terapii w Stanach Zjednoczonych. Choroba Matildy prowadził do stopniowego zaniku mięśni. A to dla dziecka oznacza najczarniejszy scenariusz. Ratunkiem na zachowanie zdrowia Matildy miała być terapia genowa, poprzedzona badaniami przedklinicznymi w USA w Miami na Florydzie. Jej koszt był jednak ogromy, bo wynosił 8 mln.

PRZYGOTOWANIA DO SEZONUgóra strony


Choć przed rokiem Ekstraliga mimo pandemii odjechała cały sezon, to lockdowny i zamknięte siłownie nadal były problem dla żużlowców. Wprawdzie rząd zezwolił sportowcom na korzystanie z siłowni w ramach szykowania się do zawodów, to i tak wiele sieciówek pozostawało zamkniętych. Koronawirus mocno zmienił życie żużlowców. Zawodnikom w przeciwieństwie do wiosny 2020 roku, trudno było prowadzić treningi na zewnątrz, bo zima w Polsce nie rozpieszczała, a nie każdy zawodnik miał też możliwość, by zakupić sprzęt i urządzić sobie siłownię w domowych warunkach. Zmieniła się zatem forma treningu. Zawodnicy trenowali przede wszystkim w samotności, a trenerzy przygotowania fizycznego dawali wytyczne do ćwiczeń i monitorowali zdalnie zawodników. Tym samym żużlowcy przesiedli się na rowery szosowe,  zaczęli więcej biegać w terenie, a wszystko po to by uniknąć kontaktu z innymi osobami i ograniczyć prawdopodobieństwo zakażenia. Sytuacja nie zmieniła się w trakcie rozgrywek, bo ze względu na intensywność meczów, również należało zachować wielką ostrożność i reżim sanitarny. Niestety wielu zawodników mimo obostrzeń zaraziło się wirusem Covid-19. Pechowcami byli m.in. Artiom Łaguta z Wrocławia czy Patryk Dudek z Zielonej Góry.

W Toruniu również stosowano się do obostrzeń i wszystkie treningi odbywały się w ścisłym reżimie sanitarnym. Zawodnicy w większości otrzymali wytyczne co do zakresu ćwiczeń i byli monitorowani przez trenera Radka Smyka. Działacze Apatora wyciągnęli wnioski z wcześniejszych pomyłek i przed nowym sezonem przeorganizowano sposób przygotowań. Do rozgrywek w sezonie 2021 wszyscy zawodnicy mieli przygotowywać się w klubie, a zwolnieni z tej formy treningów dostali tylko Chris i Jack Holder, którzy zimę spędzali w Australii z rodzinami. Tak więc we wspólnych treningach uczestniczyć mieli mieszkający w grodzie Kopernika Adrian Miedziński, Paweł Przedpełski oraz juniorzy. Pozostali zawodnicy, czyli Tobiasz Musielak, Robert Lambert i Karol Żupiński mieli regularnie przyjeżdżać na treningi do Torunia i przygotowywać się pod okiem Tomasza Bajerskiego. Trener drużyny co prawda nie prowadził zajęć, bo od lat w klubie zatrudniony był do tego wspomniany specjalista od przygotowania kondycyjnego, a dodatkowo żużlowcy nie mogli sobie pozwolić na odpuszczanie, bo... Bajerski był na każdych zajęciach i trenował razem ze swoimi podopiecznymi i tak komentował zimowe przygotowania zespołu: "Wszyscy zawodnicy przyjeżdżają na piątkowe treningi. Oczywiście oprócz braci Holderów. Trenujemy, sprawdzamy naszych zawodników, jak się przygotowują. Do celów na sezon 2021 też podchodzimy z dystansem. Bierzemy to wszystko na spokojnie. Mamy swoje założenia i plan do wykonania. Chcemy to zrobić. Jak to będzie wyglądało, przekonamy się na wiosnę. Na razie wszystko to jest wróżenie z fusów. Nazwiska nie jeżdżą. Trzeba to zapamiętać raz na zawsze. Staramy się scalić tę drużynę. Raz w tygodniu mamy grupowe treningi. W pozostałych dniach zawodnicy ćwiczą indywidualnie. Pod koniec lutego mamy przewidziany obóz w Zakopanem. Oczywiście będziemy na bieżąco śledzić kwestie związane z pandemią. Czekamy na rozwój sytuacji, ale liczę, że uda nam się tam pojechać i wszystko uda się zrealizować, by w sezonie zrealizować plan minimum jakim jest utrzymanie".
Żeby jednak toruńscy kibice nie przeżywali sportowych rozczarowań oprócz nazwisk drużyna musiała być jeszcze monolitem, który miał walczyć w każdym spotkaniu i finalnie zrealizować cel jaki postawiono przed zespołem, a było to utrzymanie ekstraligi na kolejny rok. Dlatego w Toruniu bardzo mocno stawiano na atmosferę, a wspólne treningi pierwszego zespołu miały bardzo pomóc zbudować silniejszą więź i sprawić, że w trakcie rozgrywek zawodnicy mogli porozumiewać się bez słów. Apator poszedł zresztą śladem zespołów z Leszna i Wrocławia, które od lat dbały, by w treningach zespołu regularnie brali udział nie tylko miejscowi zawodnicy i młodzieżowcy, ale wszyscy zawodnicy. Kulminacyjnym punktem scalającym zespół miał być obóz integracyjny. Pandemia na szczęście nie pokrzyżowała Apatorowi wyjazdu na obóz, który zorganizowano nie ciepłych krajach i nie jak zazwyczaj w Krynicy Zdrój, a w Zakopanem. A termin w którym wszyscy zawodnicy spotkali się w stolicy polskich gór to początek marca. I był to termin nieprzypadkowy, bowiem trenerowi zależało by w zgrupowaniu udział mogli wziąć wszyscy jego podopieczni. Chodziło przede wszystkim o Jacka Holdera, bo tak jak wspomniano Australijczyk jako jedyny przygotowywał się do sezonu poza Europą. Jego brat Chris miał również wyjechać do krainy kangurów, ale ostatecznie przygotowywał się w Wielkiej Brytanii, bo nie zdecydował się na start w mistrzostwach swojego kraju. Pobyt w Zakopanem miał przede wszystkim scalić zespół, a zawodnicy mieli się po prostu zżyć i zaprzyjaźnić poza torem. Tak więc w okresie 5-6 dni treningów nie chodziło o wypracowanie odpowiedniej formy, a jedynie o nauczenie się współpracy i lepsze zrozumienie wśród zawodników. Skorzystać na tym miały przede wszystkim nowe ogniwa w drużynie czyli Robert Lambert, Paweł Przedpełski oraz Karol Żupiński i to właśnie dla tych żużlowców miało to być najbardziej produktywny czas. Nikt oczywiście nie zapominał o formie i wraz z zespołem do Zakopanego pojechał trener Smyk oraz psycholog Marek Graczyk.

Po powrocie ze stolicy Tatr, zawodnicy trafili na sesję zdjęciową podczas której po raz pierwszy zaprezentowano nowe kevlary drużyny. Jednak słowo "nowy" w kontekście wyglądu kevlarów było na wyrost, bo strój praktycznie nie różni się od tego, w którym zawodnicy wywalczyli awans do Ekstraligi. Najwięcej miejsca na piersi zajmował nadal klubowy herb oraz nazwa, a głównymi kolorami były biały i niebieski.

W czasie, gdy zawodnicy pracowali nad formą i brali udział w promocyjnych eventach, włodarze toruńskiego klubu wyciągali wnioski z wcześniejszych niepowodzeń i postanowili nawiązać do lat gdy toruński żużel sypał jak z rękawa talentami, którym można by obdzielić każdy ligowy klub w Polsce. O wnioskach opowiedział Adam Krużyński w jednym z wywiadów: "Dzisiaj mamy szkoleniowy problem. A w zasadzie to jest problem młodego pokolenia, a nie tego, czy kluby mają wystarczająco dużo pieniędzy i pomysłu, by szkolić adeptów. Przede wszystkim trzeba tych młodych ludzi zainteresować sportem, przyciągnąć do szkółki, wyszkolić, a przy tym nie zepsuć. Przecież w wielu przypadkach pobudką do uprawiania żużla są potencjalne pieniądze, które może zawodnik zarobić. Kiedyś, jak do szkółki przychodzili Wiesław Jaguś czy Tomasz Bajerski, to oni z tyłu głowy nie mieli kasy, tylko chcieli szybko jeździć na motocyklach. Jeśli już były inne pobudki to, to żeby być osobami rozpoznawalnymi czy popularnymi. Pieniądze wtedy nie były motorem napędowym do uprawiania sportu. Oni robili to z olbrzymiej pasji.
Popyt na zawodników do lat 21 jest duży, bo są oni potrzebni w każdym klubie. To powoduje taką koniunkturę. Ciężko jest "wyprodukować" swojego wychowanka, bo to nie jest tylko kwestia pieniędzy, ale także know how o szkoleniu. Nie sztuką jest doprowadzić młodego człowieka do egzaminu. Chodzi przecież o jakość samego szkolenia, wytrwałość tych juniorów, ich zaangażowanie i skupienie na sporcie.
Jednocześnie trzeba zmotywować kluby do szkolenia. Moim zdaniem jeśli nie będzie solidnego ekwiwalentu dla klubu, który szkoli wychowanków, to też nie namówimy nikogo, by inwestował mocno w szkółkę żużlową. Oczywiście musimy wyodrębnić niektóre przypadki, gdy obok klubu, rodzice są bardzo zaangażowani w szkolenie. Mamy przecież sytuacje, że zdarzają się adepci, którzy od najmłodszych lat prowadzeni są przez rodziców, czy wspierani finansowo przez inne osoby. Wtedy ta rola klubu w inwestowaniu w takiego chłopaka jest zupełnie inna. Wydaje mi się, że takie sytuacje trzeba byłoby też usankcjonować prawnie, bo to pokazuje o płytkości tego rynku, jeśli chodzi o juniorów, bowiem kluby wyrywają sobie zawodników którzy cokolwiek rokują w tym sporcie".

Zmieniono zatem podejście do procesu szkolenia. W działania szkolenie został zaangażowany Tomasz Bajerski, który miał wyszkolić kilku młodych jeźdźców, którzy będą znaczyć w gronie juniorów tyle ile znaczyli przed laty Wiesław Jaguś, Mirosław Kowalik, Robert Sawina, Krzysztof Kuczwalski czy sam szkoleniowiec Tomasz Bajerski. Ogłoszono zatem nabór do żużlowej szkółki, w którym uczestniczyło ponad 40 chłopców w wielu od 7 do 16 lat. Selekcja rozpoczęła się od rozgrzewki, a następnie przeprowadzono testy sprawnościowe, nad którymi czuwał Radosław Smyk. Po sprawdzeniu formy fizycznej kandydatów zweryfikował trener Tomasz Bajerski, który poprowadził teoretyczny wstęp do jazdy na motocyklu żużlowym i sprawdził kandydatów na torze. Ostatecznie po dość sporej selekcji pięciu chętnych otrzymało szansę na dalsze żużlowe kształcenie. Co ciekawe wśród adeptów trenował syn "Bajera", który wiosną miał przystąpić do licencji. Trener Bajerski śmiał się, że jego syn nie miał lekkiego życia, bo na treningach wszyscy oczekiwali od niego dwa razy więcej, by nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że jest faworyzowany, a ojciec tak mówił o swoim synu: "Oskar wygląda na motocyklu zupełnie inaczej niż ja i ma inną technikę. Wszystko przez wzrost, bo jest ode mnie o ponad pięć centymetrów wyższy. Z mojej strony nie ma żadnej presji na to, by był żużlowcem, ale widzę, że jest bardzo zdeterminowany. Zobaczymy, co z tego wyjdzie". Czasu na szkolenie Oskar Bajerski nie miał jednak zbyt wiele, bo o karierze żużlowej pomyślał dopiero w 2019 roku, kiedy to zrobił pierwsze kółka na torze i był już niemal pełnoletnim adeptem żużlowym. Co prawda przez cały rok 2020 pilnie trenował wraz z innymi szkółkowiczami i osiągnął całkiem wysoki poziom, ale w młodym Bajerskim trudno było dopatrzeć się sylwetki i zadziorności toruńskiego idola sprzed lat.

Okres przygotowawczy choć działo się w nim sporo, szybko minął i tuż po ogłoszeniu kalendarza, do Torunia zaczęli pukać sparingpartnerzy, bowiem trening na Motoarenie był gwarancją jazdy w dobrych warunkach bez względu na warunki atmosferyczne. Beniaminek zatem mógł sobie wybrać treningowych rywali zależnie od tego kiedy jaki rywal miał pojawić się w Toruniu na meczu ligowym. Ostatecznie ustalono, że drużyna sprawdzi się w sześciu testowych pojedynkach, a sparingpartnerami miały być zespoły Ostrowa, Bydgoszczy i Gorzowa.

Taki zestaw sparingpartnerów spowodował, że chętnych kibiców i dziennikarzy na oglądanie treningowych jazd było bardzo dużo i choć klub bardzo chciał wpuścić na treningi dziennikarzy, fotoreporterów i kibiców, to okazało się to niemożliwe, bowiem Ministerstwo Zdrowia poinformowało o nowych przypadkach zakażenia koronawirusem i bramy stadionu dla osób postronnych zostały zamknięte. Pierwsze jazdy jednak się odbyły przy ogromnym rygorze sanitarnym, ściśle z wytycznymi Ekstraligi Żużlowej, a w treningu wzięli udział: bracia Chris i Jack Holderowie, Paweł Przedpełski, Adrian Miedziński, Tobiasz Musielak, Petr Chlupac. Zabrakło jedynie Roberta Lamberta, który miał kłopoty z dojazdem.
Niestety mimo obostrzeń z końcem marca Covid-19 dotknął trzech żużlowców i mechanika Apatora Toruń, a poinformowała o tym w oficjalnym komunikacie Ekstraliga: "Jack i Chris Holderowie, Kamil Marciniec oraz jeden z mechaników w EWINNER APATORZE Toruń uzyskali pozytywny wynik testu PCR na obecność wirusa SARS-CoV-2 (COVID-19). W związku z tym Klub i Ekstraliga Żużlowa sp. z o. o. wdrożyły procedury kryzysowe przewidziane na taką okoliczność, a wszystkie osoby zostały poddane natychmiastowej izolacji". Badania u toruńczyków przeprowadzono 23 marca w godzinach porannych. Po otrzymaniu wyników nastąpiło niezwłoczne skierowanie zawodników i mechanika na izolację oraz zgłoszenie do klubowego Komisarza Sanitarnego i Koordynatora Sanitarnego Ekstraligi Żużlowej, a także lekarza. U zawodników i mechanika nie było żadnych objawów klinicznych i czuli się dobrze. Izolacja oznaczała jeednak, że wszyscy zostali wykluczeni z udziału w treningach do czasu uzyskania statusu ozdrowieńca, a więc do 2 kwietnia.

Ostatecznie Covid zaburzył nieco harmonogram treningów, a do skutku doszły tylko trzy kontrolne potyczki:



Abramczyk Polonia Bydgoszcz

2021-03-25

49 : 41


eWinner Apator Toruń

wyniki turnieju



eWinner Apator Toruń

2021-03-27

60 : 30


Abramczyk Polonia Bydgoszcz

wyniki turnieju



eWinner Apator Toruń

2021-04-01

48 : 41


Moje Bermudy Stal Gorzów

wyniki turnieju

       

Toruńscy żużlowcy nie byli jednak jedynymi pechowcami, którzy zachorowali na zdradliwą chorobę, dlatego GKSŻ monitorowała sytuację pandemiczną i wprowadzała stosowne do okoliczności dodatkowe środki zaradcze, aby okres przygotowawczy mógł przebiegać bez zakłóceń. Tak więc zgodnie z Regulaminem Sanitarnym PZM, w przypadku organizacji zawodów sparingowych wszystkie osoby w nich uczestniczące musiały posiadać negatywne wyniki testu na obecność koronawirusa SARS-CoV-techniką RT-PCR (przeprowadzonego na 48 godzin przed sparingiem) i stosować się do zapisów Regulaminu Sanitarnego dotyczącego organizacji zawodów. Rownież przed pierwszą rundą rozgrywek Ekstraligi każdy klub był zobowiązany przeprowadzić testy na obecność koronowirusa wszystkim osobom uczestniczącym w meczu i uprawnionym do przebywania w strefach stadionu, w których było to wymagane regulaminowo, a test musiał zostać przeprowadzony na 48 godzin przed meczem.

Na zakończenie okresu przygotowawczego głos zabrał właściciel drużyny Przemysław Termiński: "Kryzys w żużlu już jest. Może jeszcze nie widać go aż tak bardzo na zewnątrz, ale w klubach da się go odczuć. Mamy przecież drastyczny spadek wpływów ze sprzedaży biletów i karnetów, czy mniejsze wsparcie ze strony samorządów. Kryzys uwidoczni się, gdy sezon ruszy bez kibiców. Nowych sponsorów specjalnie do żużla nie przybywa. Oczywiście słyszymy informacje o nowej umowie telewizyjnej na kolejne lata, co powinno trochę wyrównać te mniejsze wpływy z innych źródeł. Generalnie jednak kryzys w żużlu widać.
W naszym klubie na dzisiaj nie ma problemu ze środkami na szkolenie, a kłopot jest z kandydatami do tego szkolenia. Dobrych juniorów po prostu nie ma i tyle. Problemem żużla jest to, że coraz mniej młodych ludzi się do niego garnie. Chcą poczuć się jak żużlowiec, to sobie zagrają na Playstation. Taka jest brutalna prawda. Kiedyś jak w szkółce było dziesięciu adeptów, to jeden zostawał żużlowcem. Teraz czasami jednego adepta trudno doprowadzić do egzaminu.
Generalnie da się odczuć brak klasowych zawodników, a w zasadzie może nie tyle brak, co kontekst ich podziału pomiędzy drużynami. Te kluby, które mają wsparcie samorządów lokalnych idące w miliony złotych, są w stanie zbudować zdecydowanie mocniejsze zespoły, przez co powstanie liga dwóch czy nawet trzech prędkości. A to nie dostarcza już tylu emocji. Najlepsi żużlowcy pójdą tam, gdzie dostaną więcej pieniędzy. To logiczne. W Toruniu za kontrakty odpowiadały wyznaczone osoby, ale dla mnie najważniejsze było to, aby drużyna była ciekawa, a budżet zbilansowany i abyśmy jako zespół ustabilizowaliśmy się sportowo. Musieliśmy zrezygnować z Jasona Doyle'a, nad czym ubolewam, bo bardzo lubię tego zawodnika. Drużyna nie jest jednak z gumy i wszyscy się w niej nie zmieścili. Ostatecznie mamy jeden z młodszych zespołów w lidze. Środek tabeli to jest cel realny do osiągnięcia".

ROZGRYWKI LIGOWE SENIORÓWgóra strony


     
51 : 39 - Ligowy debiut Krzysztofa Lewandowskiego.

Gdy torunianie w 2019 roku spadali z Ekstraligi, na osłodę pokonali w swoim ostatnim meczu Falubaz Zielona Góra. Po powrocie w szeregi najlepszych drużyna w kraju w roku 2021 mieli na inaugurację zmierzyć się ponownie z zielonogórzanami. Niestety przed sezonem jedni i drudzy byli stawiani w roli tych, którzy mieli walczyć o utrzymanie. W Toruniu nikt sobie jednak nie robił nic z tych typowań i przed meczem wszyscy zastanawiali się jak spiszą się bracia Holderowie, którzy na dwa dni przed meczem powrócili na ścigania po Covidowej izolacji. Niewiadomą było również to na kogo z polskich seniorów postawi trener Tomasz Bajerski. W zespole było bowiem trzech zawodników, którzy przed sezonem w sparingach pojechali na zbliżonym poziomie. Pewniakiem do składu wydawał się Paweł Przedpełski, którzy powrócił do Torunia po dwóch latach z ścigania się dla częstochowskich Lwów. Zatem zagadka miała był rozwiązana w obrębie dwóch nazwisk Miedziński - Musielak. Ostatecznie rywalizację w trenerskim notesie wygrał Adrian Miedziński wygrał i to on wystąpił w inauguracji Ekstraligi. Ponadto oczy wszystkich były skierowane na debiutanta Krzysztofa Lewandowskiego, który wypadł bardzo okazale zdobywając 4 pkt i 1 bonus czym tchnął spore nadzieje kibiców na bardziej skuteczną formację juniorską. Ostatecznie Toruń pokonał Zieloną Górę i było to niezwykle cenne zwycięstwo, bo tak jak napisano wyżej zdobyte punkty były na rywalu z którym Apator miał walczyć o ekstraligowy byt.

39 : 51 - niesamowity Holder Jack.

Po zwycięstwie na własnym torze w drugiej kolejce Anioły miały przejść "test sportowej mocy", bowiem we Wrocławiu mierzyli się z pretendentem do złota DMP. Brązowy medalista rozgrywek AD 2020 z uwagi to, że koronawirus "odwołał" spotkanie pierwszej kolejki w Grudziądzu, inaugurował rozgrywki ligowe z beniaminkiem na własnym torze. W pierwszej dekadzie XXI wieku, mecze Torunian i Wrocławian rozgrzewały kibiców do czerwoności. Co ciekawe, mimo że Apator przed rokiem ścigał się w pierwszej lidze, podstawi zawodnicy Apatora mieli okazję wystąpić na torze we Wrocławiu. Jack Holder, był bowiem "gościem" w Stali Gorzów i pojawił się na Dolnym Śląsku nawet dwukrotnie. Lepiej spisał się w fazie play-off, zdobywając 10 punktów i bonus. Jeszcze więcej, bo 12 oczek, z tą różnicą, że w sześciu startach, wywalczył we Wrocławiu dla ROW-u Rybnik Robert Lambert. W tym samym meczu rybniczan jako "gość" wspomagał również Adrian Miedziński, ale on mógł się pochwalić o połowę mniejszym dorobkiem punktowym. W barwach częstochowskich do Wrocławia zawitał za to Paweł Przedpełski. Na torze pojawił się wówczas trzykrotnie, raz mijał linię mety jako pierwszy, ale generalnie tamtego występu do udanych zaliczyć nie mógł. Jednak w porównaniu z rokiem 2020 Spartanie bardzo się wzmocnili, bo nakłonili do przywdziana dolnośląskiego plastronu, wieloletniego lidera GKM-u Grudziądz – Artioma Łagutę. To nie zdeprymowało przyjezdnych i choć gospodarze zapewnili sobie zwycięstwo przed biegami nominowanymi, zawodnicy z Torunia ani myśleli o odpuszczaniu w dwóch ostatnich gonitw i w efekcie udało im się nieco zminimalizować straty, kończąc spotkanie wynikiem 51:39. Z dobrej strony w meczu zgodnie z przewidywaniami pokazali się bracia Holderowie, Paweł Przedpełski oraz Robert Lambert, który tym samym zrehabilitował się za nieco słabszy występ na Motoarenie przeciwko Falubazowi. Z kolei bardzo słabo zaprezentował się Adrian Miedziński. Wychowanek Aniołów w swoim trzecim i czwartym biegu był zmieniony przez Jacka Holdera oraz Lamberta. To stawiało pozycję Adriana, w kolejnych meczach, pod dużym znakiem zapytania. Zawodnik ciągle mógł być bowiem wypożyczony, a w rezerwie Tomasz Bajerski miał oczekującego na swoją szansę Tobiasza Musielaka.

47 : 43 - Tobiasz Musielak odchodzi.

Zwycięstwo i honorowa porażka eWinner Apatora Toruń w dwóch pierwszych kolejkach Ekstraligi, umiejscowiła beniaminka na trzecim miejscu w tabeli. To spowodowało wzrost zainteresowania wynikami Aniołów, do tego stopnia, że choć nie było wiadomo, kiedy kibice wrócą na trybuny, w Toruniu wznowiono sprzedaż karnetów: "Zapytań było naprawdę dużo, dlatego wraz z zarządem zdecydowałem, że ponownie uruchomimy sprzedaż karnetów. Oczywiście karnety nabyte po rozpoczęciu rozgrywek nabierają takich samych praw, jak te zakupione przed rozgrywkami" - komentował Przemysław Termiński.  Mistrzowie Polski byli jednak bardzo zmotywowani na walkę z beniaminkiem, ale torunianie nie zamierzali jednak składać broni przed meczem. W ekipie Aniołów przed meczem dużo mówiło się o piątym seniorze w składzie czyli o Adrianie Miedzińskim, który zaliczył doskonały mecz w pierwszej kolejce na MotoArenie, ale kompletnie zawiódł we Wrocławiu. Wielu oczekiwało, że trener Tomasz Bajerski postawi na czekającego na swoją szansę Tobiasza Musielaka. Leszczyńskiego wychowanka widziało jednak w swoich szeregach kilka klubów pierwszo ligowych i Tofik nie palił się do jazdy w drużynie w której ciągle musiałby udowadniać swoją wartość. Ale torunianie w roku 2021 nie mieli zamiaru być tak łaskawi dla innych klubów, jak w zeszłym roku, gdy szybko oddawali zawodników jako gości do Ekstraligi. Dlatego cierpliwie czekano z wypożyczeniem zawodnika na naprawdę zdeterminowany klub i doczekano się, bo intratną propozycję złożyły Wilki Krosno, które fatalnie rozpoczęły sezon I ligi i musiały rozglądać się za innymi rozwiązaniami. Początkowo Apator nie chciał odkrywać kart przed starciem w Lesznie i trzymał tę informacje w tajemnicy, jednak pogoda storpedowała trzecią kolejkę spotkań, która została przesunięta na kolejny weekend i włodarze z miasta Kopernika nie chcieli dłużej trzymać w niepewności działaczy z Krosna odkryli swoją strategię na Leszno. Po wypożyczeniu Tobiasza Musielaka, w Toruniu zapanował kadrowy spokój. Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski mogli spokojnie przygotowywać się do kolejnych meczów, a najważniejszym był ten najbliższy w Lesznie, gdzie już od pierwszego wyścigu zawodnicy zgotowali kibicom bardzo dobre ściganie. Emocje były do tego stopnia, że gdy przedostatni bieg padł łupem Roberta Lamberta, a trzeci metę przekroczył Chris Holder, wynik brzmiał 44:40 i Apator ciągle był w grze o duże punkty, a losy spotkania miał rozstrzygnąć dopiero bieg ostatni. Goście marząc o wywiezieniu z Leszna remisu musieli wygrać podwójnie wyścig piętnasty. Tak się jednak nie stało. Wygrał Jack Holder, który podczas sobotnich zawodów znakomicie czuł się na Smoczyku. Australijczyk dysponował świetnymi startami i był szybki na dystansie. Jego klubowy kolega minął metę dopiero na czwartej pozycji i tym samym to lesznianie cieszyli się ze zwycięstwa.

55 : 35 - Chris Holder jak za dawnych lat.

W czwartej klejcie spotkań Apator wracał na MotoArenę, a rywalem miał być trzeci kandydat do spadku GKM Grudziądz. Przed Derbami Pomorza nastroje w obu zespołach mimo podobnej zdobyczy punktowej były zgoła odmienne.
Gdyby tylko stadiony mogły być otwarte dla kibiców, najpewniej MotoArena przeżywałaby spore oblężenie. Derbowe pojedynki pomiędzy klubami z Torunia i Grudziądza bywały w ostatnich latach ciekawe i choć nie tak mocno osadzone na Pomorzu jak derby z Bydgoszcz, to Toruń i Grudziądz stając w lidze pod taśmą 14 razy stwarzały wręcz historyczne widowiska, wspomniane przez kibiców latami. Nie inaczej miało być przed starciem w roku 2021. Niestety mecz w Toruniu był jednostronnym pojedynkiem. Apator pewnie i spokojnie pokonał GKM i udowodnił wszystkim, że dobre wyniki na wyjazdach nie były dziełem przypadku. W meczu najszybszymi zawodnikami byli Chris Holder i Robert Lambert. Australijczyk na torze prezentował się tak, jak wtedy gdy zdobywał tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Starszy z toruńskich braci był szybki, waleczny i jechał zgodnie z przedsezonowymi obietnicami trenera Tomasza Bajerskiego. Z kolei Brytyjczyk pokazał prędkość z zeszłego sezonu, popisał się najlepszym czasem dnia i tylko raz przekroczył metę za plecami rywala. Na pochwałę zasługiwał także Adrian Miedziński, który ponownie solidnie zapunktował, jednak skazę na jego występie pozostawia upadek z dziesiątym biegu. Co prawda Jack Holder i Paweł Przedpełski pojechali nieco w kratkę, ale pozostali zawodnicy, a zwłaszcza juniorzy zbierając swoje punkty nadrobili straty tej dwójki. Warto też wspomnieć o Denisie Zielińskim, który wspólnie z Nicki Pedersen, był liderem gości. Janusz Ślączka przy słabej postawie Bjerre i Kasprzaka wolał stawić na Denisa Zielińskiego, który jeździł bez kompleksów. Wychowanek toruńskiego klubu, jeżdżący w barwach GKM-u imponował formą nie tylko podczas meczów Ekstraligi, ale także świetnie jechał w trakcie zawodów juniorskich. Widać było, że przez zimę nabrał pewności siebie i jeździ znacznie odważniej niż jeszcze rok temu. Takiego postępu w ostatnich miesiącach nie wykonał żaden inny zawodnik w najlepszej żużlowej lidze świata. Jednak przemiana nie wzięła się znikąd, bo stało za nią zatrudnienie doświadczonego mechanika, który potrafi nie tylko perfekcyjnie zadbać o sprzęt, ale przede wszystkim podejmować perfekcyjne decyzje o dopasowaniu odpowiednich ustawień silnika do nawierzchni. Do fachowości Dołkowskiego nikt w środowisku żużlowym nie miał żadnych zastrzeżeń, bo mechanik przez lata przechodził najtrudniejszą szkołę, będąc w przeszłości szefem teamu Nickiego Pedersena.

51 : 39 - Robert Lambert wyrasta na lidera Aniołów

Spotkanie Lublina z Toruniem z uwagi na warunki atmosferycznie nie doszło do skutku w pierwszym termie i rozegrano je dwa tygodnie później. Jednak nie przeszkodziło to ekspertom stawiać podopiecznych trenera Macieja Kuciapy w roli faworytów. Lublinianie od początku rozgrywek prezentowali solidną formę i wygraną nad Apatorem chcieli zaznaczyć swój cel, jakim było wywalczenie miejsca w pierwszej czwórce po fazie zasadniczej. Tego samego życzyli sobie torunianie, jednak w ich przypadku sytuacja była nieco trudniejsza. Przegrany na własnym torze mecz z Włókniarzem Częstochowa obnażył pewne słabości beniaminka, a zmazanie plany plamy na lubelszczyźnie uznane byłoby za sensację, gdyż Motor był drużyną z potencjałem i celująca w wysoką wygraną. A Argumentem przemawiającym za gospodarzami była dyspozycja formacji juniorskiej. Ciekawa walka zapowiadała się również pomiędzy Robertem Lambertem, a Dominikiem Kuberą, którzy to uznawani byli za najlepszych jeźdźców na pozycji U-24 i oba kluby nie miały problemów z tą formacją.
Ostatecznie tryumf przypadł Koziołkom, a wśród gości, oprócz Roberta Lamberta, przebłyski dobrej jazdy mieli Adrian Miedziński oraz Jack Holder. Równo punktował również Paweł Przedpełski. Zabrakło jednak wsparcia ze strony juniorów, którzy zapisaliby na swoim koncie tylko jeden punkt (“z urzędu"). Na osobną analizę zasługiwał postawa Chrisa Holdera, dla którego początek sezonu był obiecujący i wielu zapomniało, że rywalizował on o miejsce w składzie z Jasonem Doyle. Ostatecznie zadecydował sentyment i …. pieniądze. Niestety Chris jechał coraz słabiej, ale torunianie nie mieli wyjścia i musieli "połknąć tę żabę", kontynuując sezon z nadzieją, że indywidualny mistrz świata z 2012 roku przypomni sobie jak to jest być liderem zespołu. Problem w tym, że były to pobożne życzenia, bo Holder już dawno wypadł ze światowej czołówki i raczej nie miał szans, by do nie j powrócić, ale chyba też nie miał ochoty na ten powrót. Wystarczyło spojrzeć na średnie. Od lat zawodnik jechał na tym samym poziomie, a ostatni błysk wielkiej formy zdarzył mu się w 2016 roku, gdy poprowadził torunian do srebrnego medalu w lidze. Niestety Australijczyk, był też jednym z reżyserów spadku Apatora do niższej ligi po sezonie 2019 roku. W sezonie 2020 miał być solidną druga linią i z roli tej wywiązywał się dobrze, ale jego forma pikowała w dół z każdym biegiem i widać było jak starszy z braci Holderów męczy się nawet w walce z juniorami, a to nie wróżyło dobrze Apatorowi przed kolejnymi spotkaniami.

41 : 49 - Jack Holder to za mało

Po dwóch wygranych i trzech ładnych porażkach, Apator na własnym torze w ramach szóstej kolejki spotkań miał podjąć Włókniarza Częstochowa, który notował rozczarowujący początek sezonu i po czterech spotkaniach miał na swoim koncie zaledwie 2 punkty. Fani Aniołów liczyli w tej sytuacji na kolejne ligowe punkty, a kibice z Częstochowy nie mieli powodów do optymizmu, zwłaszcza po ostatnim starciu ze Spartą Wrocław, która osłabiona brakiem jednego z liderów pewnie pokonała częstochowian na ich własnym torze. Za wyjątkiem juniorów większe lub mniejsze problemy w ekipie Lwów, mieli wszyscy zawodnicy, także liderzy. Włókniarz nie zamierzał się jednak poddawać przed spotkaniem i  chciał się odbudować, by wrócić do gry o play-off. Nic więc dziwnego, że przyjechał do miasta Kopernika niezwykle zdeterminowany, bo kolejna porażka oznaczała, że osiągnięcie dobrego wyniku w roku 2021 byłoby mocno zagrożone. W ekipie Apatora wszyscy zawodnicy wywiązywali się ze swoich zadań na MotoArenie w mniejszym lub większym stopniu, dlatego dla końcowego wyniku duże znaczenie miała postawa toruńskiej młodzieży, która miała zmierzyć się z druga parą juniorską Ekstraligi.
Sam mecz budził spore zainteresowanie, bo na przestrzeni lat mecze obu ekip decydowały o końcowym układzie tabeli DMP. Analizując całą historię pojedynków częstochowsko-toruńskich, górą byli jednak gospodarze (42-40), ale od powrotu Włókniarza do Ekstraligi, Apator wygrał tylko jedno z sześciu i starć z biało-zielonymi i niestety kolejnego pojedynku również nie rozstrzygnął swoją korzyść. Kluczowy dla losów spotkania był bez wątpienia wyścig dwunasty. Dobrze spisujący się do tamtego momentu Adrian Miedziński na wyjściu z pierwszego wirażu wjechał twardo pomiędzy dwójkę zawodników gości, powodując upadek Mateusza Świdnickiego. Wychowanek Apatora został wykluczony, a w powtórce osamotniony Krzysztof Lewandowski nie miał szans z parą Jeppesen-Świdnicki i Włókniarz odskoczył Apatorowi na osiem punktów, by w pierwszym wyścigu nominowanym, dzięki remisowi przypieczętować zwycięstwo w całym spotkaniu.  Po pięciu meczach oba zespoły miały na koncie po 4 punkty. Odniosły po dwa zwycięstwa, doznały trzech porażek i w tabeli zajmowali miejsca 5-6. Po stronie toruńskiej kolejny świetny występ zanotował Jack Holder. O punkty dzielnie walczyli Paweł Przedpełski oraz Adrian Miedziński. Zawiedli natomiast juniorzy, którzy na własnym torze powinni byli zdobyć więcej punktów. Rozczarował również Chris Holder, który tuż przed wyścigami nominowanymi został zmieniony przez Pawła Przedpełskiego.

50 : 40 - znajomość gorzowskiego toru była atutem Jacka Holdera

Po dwóch porażkach z rzędu żużlowcy Apatora Toruń marzyli o przełamaniu. Jednak o zwycięstwo w wyjazdowym starciu z drużyną Stali Gorzów było szalenie trudno. Optymizmem nie napawały też wyniki z ostatnich konfrontacji na torze w Gorzowie. Po raz ostatni zespół z Torunia zwyciężył na terenie gorzowian w 2015 roku. Kluczowe role w tamtym spotkaniu odegrali jednak Grigorij Łaguta i Jason Doyle, czyli zawodnicy, których w zespole Tomasza Bajerskiego w sezonie 2021 nie było. Trzecim z filarów był Paweł Przedpełski, jeżdżący wówczas jeszcze jako junior. Od tego czasu w pięciu kolejnych pojedynkach w Gorzowie lepsi okazywali się gospodarze.
Sezon 2021 było to nowe rozdanie i choć nikt nie stawiał Apator w roli faworyta, to kibice liczyli podobnie jak w poprzednich meczach wyjazdowych na wyśmienite ściganie. Największe nadzieje w obozie toruńskim związane były z Jackiem Holderem, który przed rokiem występował w barwach Stali jako "gość" i znakomicie się z tej roli wywiązywał. Oraz liczono na punkty Roberta Lamberta, który na wyjazdach spisywał się równie dobrze, a nawet nieco lepiej od Kangura. Niestety to były jedyne armaty w talii Tomasza Bajerskiego. Na domiar złego Karol Żupiński uczestniczył w dwóch upadkach w rundzie DMPJ w Grudziądzu i nabawił się urazu dłoni. Młodzieżowiec Aniołów przechodził intensywną rehabilitację i jego występ w starciu ze Stalą był wykluczony.
Ostatecznie mimo przeciwności Apator Toruń tak jak oczekiwano pokazał się z dobrej strony w kolejnym meczu wyjazdowym, ale punktów do tabeli ponownie nie dopisał. Stal można powiedzieć przez cały mecz kontrolowała wynik, ale torunianie odrobili dwa "oczka", niwelując stratę w meczu do czterech punktów, na cztery biegi przed końcem konfrontacji. To dodało jeszcze większych skrzydeł Aniołom, które zwietrzyli swoją szansę, ale gorzowianie ani myśleli oddawać pola i na dwa biegi przed końcem meczu prowadziła 42:36, by po biegach nominowanych wypracować dziesięciopunktową zaliczkę przed meczem rewanżowym w Toruniu.
Niestety na wyniku cieniem kładły się wydarzenia z czwartego wyścigu, gdy doszło do fatalnego karambolu z winy juniora Stali, Kamila Nowackiego, który wpadł na jadącego przed nim Krzysztofa Lewandowskiego. Sytuacja miała miejsce na drugim łuku pierwszego okrążenia. Gorzowianin nie opanował motocykla, po czym wjechał w tylne koło młodego Anioła. Obaj z dużym impetem uderzyli o tor. Motocykl Nowackiego wylądował za bandą. Całe zdarzenie wyglądało koszmarnie, a po upadku zarówno jeden, jak i drugi młodzieżowiec, długo leżeli na torze. Jako pierwszy wstał torunianin, który trzymał się za prawą stronę klatki piersiowej. Dłużej medycy zajmowali się Nowackim, który uskarżał się na ból w lewym nadgarstku. Lewandowski po przejściu badań lekarskich został dopuszczony do powtórki wyścigu, a Kamil był niezdolny do dalszej jazdy, jednak wcześniej sędzia podjął decyzję o wykluczeniu zawodnika gospodarzy. Oznaczało to, że gorzowianie w dwóch kolejnych wyścigach z udziałem Nowackiego musieli sobie radzić w okrojonym składzie. Lewandowski wyjechał do powtórki, w której zdobył jeden punkt, jednak później okazało się, że również on jest niezdolny do kontynuowania zawodów. Po meczu na szczęście okazało się, że obaj juniorzy nie odnieśli większych obrażeń, ale dla Apatora w trakcie trwającego meczu, brak juniora był sporym osłabieniem.

48 : 42 - mistrz taktyki Tomasz Bajerski

Pierwszy mecz rewanżowy Apator rozpoczął od przegranej, ale dopisał w tabeli punkt bonusowy. Rywalem był Falubaz, dla którego mecz z Apatorem jawił się jako najważniejszy od blisko trzech lat. Przegrana stawiała żużlowców spod znaku "Mickey Mouse" w tragicznej sytuacji w walce o utrzymanie, bo drużyna ta zwodziła na całej linii. W ostatnim meczu "Moto Myszy" zostały zmiażdżone na własnym torze przez Spartę Wrocław (27:63), ponosząc najwyższą domową porażkę w historii, ale wówczas przekombinowali z torem. Nic więc dziwnego, że przed meczem większy spokój panował w Toruniu. Anioły łapały stabilizację, a poszczególni zawodnicy byli w coraz lepszej formie, a trener Bajerski mógł liczyć na trzech żużlowców, czyli Jacka Holdera, Roberta Lamberta i Pawła Przedpełskiego i choć nie mówiono o tym głośno, po cichu liczono na zwycięstwo które uspokoiłoby sytuację w tabeli i dało komfort do dalszej pracy. Niestety juniorzy Apatora, choć nie należeli do ligowych przodowników mocno ucierpieli w rozgrywkach o DMPJ (Zupiński) i w ostatnim meczu z Gorzowem (Lewandowski), dlatego pojawił się problem ze skompletowaniem tej formacji, bo zdrowych zawodników do lat 21 było zaledwie dwóch. W tej sytuacji wszyscy liczyli na znacznie lepszy występ Chrisa Holdera i Adriana Miedzińskiego od których nikt nie nie wymagał dwucyfrowych zdobyczy na wyjazdach, natomiast za każdym razem brakowało dobrej postawy któregoś z nich, aby "Anioły" wracały do Torunia z punktami. Niestety wspomniana dwójka seniorów nie była w stanie zdobyć dodatkowych punktów, a poobijani juniorzy, ponownie upadali w swoich biegach i to gospodarze od początku nadawali ton meczowej rywalizacjiPo pierwszych, czterech wyścigach Falubaz wypracował sześciopunktową przewagę i trzeba przyznać, że w dużej mierze była to zasługa zielonogórskich młodzieżowców. W kolejnej serii startów torunianie odrobili część strat za sprawą umiejętnych rezerw taktycznych, jakie stosował menedżer Tomasz Bajerski, ale przed biegami nominowanymi Falubaz ponownie prowadził sześcioma punktami i w biegach nominowanych zdołał obronić tę przewagę. Punkt bonusowy pojechał jednak do Torunia
Warto w tym miejscu wspomnieć o osiągnięciach Piotra Protasiewicza, który do sezonu przystępował z dorobkiem 4956 punktów i w ósmym spotkaniu w sezonie 2021, przekroczył imponującą granicę 5000 "oczek" zdobytych w polskiej lidze w całej karierze. Co warte podkreślenie "PePe" dokonał tej sztuki w starciu z byłym klubem. Przed dwoma laty w sierpniu zawodnik świętował imponujący jubileusz, zaliczając swój mecz numer 500 w karierze na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce i pod tym względem był niekwestionowanym rekordzistą w historii Drużynowych Mistrzostw Polski. Śrubujący statystyczne rekordy Protasiewicz w wywiadzie telewizyjnym zdążył tylko skwitować, że na razie dokonania statystyczne go nie za bardzo interesują, a na podsumowania przyjdzie czas po zakończeniu kariery.

36 : 54 - Paweł Przedpełski w końcu liderem, ale wszyscy mówili o oponach

W dziewiątej kolejce spotkań do Torunia przyjechał rozpędzony pociąg pod nazwą Sparta Wrocław. Brązowi medaliści z ubiegłego roku z uwagi kontuzję Taia Woffindena przegrali w Grudziądzu i nie poradzili sobie w Lublinie. Zanim jednak utytułowany Brytyjczyk wrócił do składu, ekipa z Dolnego Śląska zdążyła się pozbierać i to do tego stopnia, że rozbiła na wyjeździe Włókniarz Częstochowa oraz przekonująco wygrała u siebie z niepokonaną do tamtego momentu Stalą Gorzów. Gdy indywidualny wicemistrz świata wrócił, siła zespołu jeszcze bardziej wzrosła, a to dało spartanom trzy kolejne wygrane, z czego dwie ostatnie okazały się prawdziwymi pogromami. Szczególnie zwycięstwo w Zielonej Górze nad Falubazem było czymś zjawiskowym. Apator Toruń po starciu z Falubazem choć obronił punkt bonusowy nie miał powodów do zadowolenia. W Winnym Grodzie wyszły stare grzechy Apatora, czyli słabsi juniorzy i brak wsparcia ze strony dwóch seniorów. Nic więc dziwnego, że choć trener Tomasz Bajerski był pełen optymizmu, to faworytami konfrontacji od początku byli goście, a przemawiały za tym nie tylko liczby, miejsce w tabeli czy aktualna dyspozycja obu drużyn, ale też fakt, że torunianie mieli za sobą domową przegraną ze znacznie słabszym Włókniarzem Częstochowa. W tej sytuacji bez wyciągnięcia daleko idących wniosków, na każdym polu pokonanie gości z Dolnego Śląska było zadaniem z zakresu misji specjalnej dla żółto-niebiesko-białych. I niestety misja ta się nie powiodła.  Optymizm toruńskiego trenera szybko został sprowadzony niemal do poziomu rozpaczy, bo Apator, nie nawet przez moment nie zbliżył się do zwycięstwa i to mimo posiadania atutu własnego toru i wyśmienitego Pawła Przedpełskiego. Już pierwsze biegi pokazały, że wrocławianie zamierzają wyjechać z MotoAreny z trzema punktami, bo trio Janowski-Łaguta-Woffinden wysoko zawiesiła poprzeczkę gospodarzom i Sparta wygrała całe spotkania 36:54. Warto w tym miejscu wspomnieć, że od czasu gdy klubem zarządzała rodzina Termińskich czyli w latach 2018-2019 przegrana z wrocławianami była najwyższą w historii. Wcześniej ligowe spotkania Toruń przegrał dwa razy po 37:53. W 2021 mecz ze Spartą był 110 pojedynkiem na najpiękniejszym żużlowym obiekcie na świecie i 20 przegraną. 87 razy Anioły okazywały się lepsze od przyjezdnych, padły też 3 wyniki remisowe. Znamienne było to, że z sześciu najwyższych przegranych (tabela widoczna poniżej), aż pięć miało miejsce od 2015 roku, czyli odkąd klubem rządził Przemysław Termiński z żoną Iloną.
O ile dla Sparty Wrocław spotkanie w Toruniu było kolejnym dniem w pracy i zwycięstwo gości na MotoArenie nie powinno nikogo dziwić, o tyle dla "Aniołów" utrata punktów na własnym obiekcie stawała się kłopotliwa w kontekście walki o utrzymanie w najlepszej lidze świata. Niestety dla Aniołów była to już piąta porażka z rzędu i siódma w całym sezonie. Co prawda podopieczni Tomasza Bajerskiego z dorobkiem 5 punktów zajmowali w ligowej tabeli 6 miejsce, ale tylko nieznacznie wyprzedzali Falubaz i GKM i wcale nie oznaczało to, że byli w lepszym położeniu od konkurentów, bo ciągle nie byli pewni pozostania w elicie.
Gdy zawodnicy zjechali z toru po piętnastym biegu, mecz trwał nadal. Kontrolerzy motocykli wyznaczeni przez Ekstraligę Żużlową, zabrali wszystkie opony, które używano w meczu i skierowali je do laboratorium celem sprawdzenia ich zgodności z homologacją. Było to pokłosiem coraz częściej pojawiających się informacji, jakoby na rynku żużlowym funkcjonowały opony nie spełniające norm. Po wnikliwych badaniach okazało się jednak, że ogumienie choć różniło się między sobą zależnie od producenta, to spełniało wszystkie normy przewidziane w homologacji.

41 : 49 - mecz sezonu Adriana Miedzińskiego, ale Apator ponownie przegrał

Sezon zasadniczy w Ekstralidze wchodził w decydującą fazę i Apator Toruń zajmując siódme miejsce w tabeli musiał szukać punktów, by spokojnie utrzymać się w najlepszej żużlowej lidze świata. Na własnym torze czekały go jeszcze trudne mecze z drużynami walczącymi o utrzymanie, ale do Torunia przyjeżdżały też zespoły z medalowymi aspiracjami. Taki zespołem była m.in. Unia Leszno. Przemysław Termiński miał dość kolejnych porażek w pięknym stylu i zorganizował spotkanie ze wszystkimi członkami zespołu, na którym postawił przed drużyną cel - zwycięstwo w choćby jednym meczu do końca sezonu. To według jego obliczeń powinno zapewnić torunianom utrzymanie w lidze bez konieczności oglądania się na rywali. Jednak patrząc na klasę przeciwnika serca toruńskich kibiców mówiły "Apator wygra", ale rozum podpowiadał "to będzie misja niemożliwa do wykonania". Zwłaszcza, że ostatni raz torunianie pokonali Unię Leszno 26 czerwca 2016 roku. Biorąc pod uwagę ekstraligowe drużyny, jedynym zespołem, na pokonanie którego w Toruniu czekano dłużej był tylko Motor Lublin. Z kolei na punkt bonusowy z drużyną Unii Leszno Apator czekał od 2014 roku. To również był najdłuższy okres bez bonusa z ekstraligową drużyną (nie licząc Motoru). Od tamtego sezonu oba zespoły rywalizowały 12 razy, a torunianie byli lepsi tylko trzykrotnie.
Gdy wiosna Apator Toruń jechał do Leszna na mecz z Unią, wszyscy zakładali łatwe zwycięstwo gospodarzy. Torunianie jednak pokazali pazur i Byki nie były pewne zwycięstwa do końca ostatniego wyścigu. Przed spotkaniem rewanżowym było podobnie, ale role się odwróciły. Na początku sezonu Anioły były chwalone za niespodziewanie dobrą jazdę, a Byki miały mały kryzys. W drugiej części sezonu zawodnicy Leszna odbudowali się, a w Toruniu jedynymi żużlowcami w dobrej formie byli Paweł Przedpełski, który otarł się o wygraną w Złotym Kasku i awansował do Grand Prix Challenge oraz Robert Lambert. Języczkiem u wagi miała być postawa młodzieżowców obu drużyn. Apator wiedział, ze myśląc o zwycięstwie musi "uruchomić" przede wszystkim Karola Żupińskiego. Niestety to się nie udało. Beniaminek Ekstraligi nie zatrzymał mistrzów Polski i przegrał 41:49, a jednym z tych, który pogrążył Anioły był wypożyczony do Leszna z Torunia Jason Doyle.
Wygrana w Toruniu mocno zbliżyło lesznian do najlepszej czwórki sezonu. Dla torunian była to już szósta porażka z rzędu, a ósma w sezonie. Anioły ciągle nie mogły być pewne utrzymania w elicie i musiały wszystkie siły skoncentrować przygotowaniach do kolejnego meczu w Grudziądzu.

45 : 45 - Pierwszy komplet punktów Roberta Lamberta

Do rewanżowych Derbów Pomorza GKM i Apator przystępowały trzy razy. Za pierwszym razem stan toru po opadach deszczu i rzekomo niekorzystne prognozy spowodowały, że spotkanie zostało przełożone. Decyzja ta była o tyle dziwna, że rodziła szereg podtekstów wynikających z absencji Nickiego Pedersena, który po konflikcie z arbitrem w lidze duńskiej został przez macierzystą federację zawieszony w prawach zawodnika. Zawodnik wspólnie ze swoim prawnikiem odwołał się od tej decyzji, ale sprawa nie należała do prostych, bowiem w duńskim środowisku zawodnik uchodził za recydywistę. Na kilka dni przed meczem zakaz startów został cofnięty i GKM mógł przystąpić do rywalizacji w pełnym składzie. Dla Aniołów wyjazd do Grudziądza był niezwykle ważny, bowiem wywalczenie co najmniej punktu bonusowego, przesądzał o utrzymaniu ekstraligi przez żółto-niebiesko-białych. Ponadto torunianie chcieli przełamać złą passę, bowiem od 49 miesięcy nie wygrali meczu wyjazdowego w Ekstralidze. Ostatni raz Apator Toruń wracał do domu z tarczą 4 czerwca 2017 roku właśnie z Grudziądza. Pokonał wówczas gospodarzy w spotkaniu przerwanym z powodu opadów deszczu - 45:33. W końcowym rozrachunku uniknął dzięki temu degradacji po pamiętnych kłopotach ROW-u Rybnik. Od tamtej pory w Grodzie Kopernika nie poznano smaku zwycięstwa na obcym torze.
Ostatecznie w trzecim terminie udało się rozegrać mecz, który toczył się na przysłowiowym styku i był okupiony kontuzjami zarówno w ekipie gości jak i gospodarzy. Do pierwszego fatalnego w skutkach wypadku doszło w biegu trzecim Na wyjściu z pierwszego łuku Bjerre zawęził tor jazdy i wjechał w Jacka Holdera, a w to wszystko wmieszał się jeszcze Pedersen, który najbardziej ucierpiał w tym zdarzeniu. Trzykrotny mistrz świata na moment stracił nawet przytomność. Z kolei Australijczyk był bardzo mocno oszołomiony. W jego motocyklu rozpadł się łańcuch i sprzęgło. Siła uderzenia była tak duża, że choć miało ono miejsce w połowie prostej, ogniwka łańcucha leżały przy wjeździe do parku maszyn na drugim łuku. Decyzją lekarza zawodów obaj zawodnicy nie zostali dopuszczeni do dalszych startów. Pedersen z powodu chwilowej utraty świadomości, Jack Holder z racji podejrzenia urazu żeber. Po tym jak zawodnicy ochłonęli, obaj zostali odwiezieni na badania do grudziądzkiego szpitala. Bjerre został wykluczony z powtórki, ale mógł kontynuować jazdę, jednak sportowo już nie istniał w meczu, bo zapisał przy na swoim koncie tylko 1 punkt i bonus. Nieobecność liderów nie wpłynęła na jakość widowiska, a spotkanie było bardzo wyrównane. Jednak przy stanie 35:31, gdy gospodarze w osobach Krzysztofa Kasprzaka i Denisa Zielińskiego prowadzili podwójnie, na ostatnim okrążeniu groźny wypadek zanotował ten ostatni. Na wyjściu z pierwszego łuku podniosło mu przednie koło i uderzył w bandę, a na domiar złego tyłem motocykla uderzył go jadący z tyłu Żupiński. Pierwsza diagnoza postawiona przez lekarza zawodów - niestety, wizualnie można było ją potwierdzić - mówiła o złamaniu kości przedramienia i był to koniec sezonu dla zawodnika.
Przed biegami nominowanymi gospodarze prowadzili czterema punktami i zaliczka ta dawała im pewien komfort. Jednak w gonitwie czternastej kapitalny popis jazdy parą dał Robert Lambert, który niemal przez cztery kółka "holował" Chrisa Holdera i Apator dowiózł do mety drużynowo pięć punktów, doprowadzając do kolejnego remisu w meczu. Wszystko miało się zatem rozstrzygnąć w ostatnim biegu. Grudziądzanie chcieli walczyć o wygraną i przez moment prowadzili podwójnie, by za chwilę wygrywać 4:2. Z przodu jechał Krzysztof Kasprzak, o jedno "oczko" walczył natomiast Przemysław Pawlicki, ale zawodnik GKM-u na trzecim okrążeniu zamiast skupić się na obronie zajmowanej pozycji, próbował po zewnętrznej wyprzedzić Adriana Miedzińskiego i zanotował uślizg. Sędzia w tej sytuacji przerwał wyścig i z powtórki wykluczył wychowanka Unii Leszno. Tym samym grudziądzanie mogli liczyć już tylko na pozostawiający niedosyt remis i właśnie takim rezultatem zakończyło się derbowe starcie.

44 : 46 - Paweł Przedpełski ponownie liderem

Spotkanie dwunastej kolejki spotkań w Ekstralidze pomiędzy miejscowym Apatorem Toruń, a Motorem Lublin miało spore znaczenie dla obu stron, jednak punktów bardziej potrzebowali przyjezdni, którzy walczyli o fazę play-off. Apator z kolei swój plan na sezon 2021, a więc utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, miał już niemal zrealizowany i tylko kataklizm mógł zdegradować Anioły do niższej ligi. Tak więc spotkanie mimo, że nie miało wielkiej wagi, budziło spore zainteresowanie, przede wszystkim w Zielonej Górze i Grudziądz, gdzie po cichu liczyły na porażkę "Aniołów". Natomiast w Częstochowie kalkulowano wpadkę lubelskich "Koziołków", bo to przedłużałoby nadzieje Włókniarza na miejsce w fazie play-off, a Zielonogórzan i Grudziądzan na utrzymanie.
Ostatecznie mecz był thrillerem w pełnym wydaniu, bo było w nim wszystko - upadki, zaskakujące zwroty i emocje trzymające do samego końca. W trakcie spotkania ton rywalizacji nadawali goście, ale w czternastej gonitwie torunianie spłatali psikusa gościom i trafili z piekła do nieba. Wyścig zaczął się od podwójnego prowadzenia gości, ale Dominik Kubera stracił panowanie nad motocyklem po wjechaniu w dziurę, a Jarosław Hampel był niesamowicie wolny. Skorzystali z tego Przedpełski i Lambert i gospodarze rzutem na taśmę objęli prowadzenie w meczu 43:41, dając swoim kibicom nadzieję na końcowy sukces. Niestety sukces ten skutecznie wybili z głowy gospodarzom Grigorij Łaguta oraz Mikkel Michelsen, którzy wygrali podwójnie i to lubelacy ostatecznie cieszyli się ze zdobycia pełnej puli punktów i byli o krok od fazy play-off. Apator przegrał, choć była to kolejna ładna porażka. Rywal był jednak z najwyższej półki i w sezonie 2021 poza zasięgiem większości zespołów. Siła Motoru wynikała z fenomenalnej pary juniorów, a wynik spotkania niewiele wnosił do pozycji Aniołów na koniec sezonu. Nie można jednak ponownie przejść obojętnie obok postawy Chrisa Holdera, za którym kolejny fatalny występ na domowym torze. Gdyby postawa Australijczyka była choć odrobinę lepsza, z pewnością beniaminek Ekstraligi biłby się w tym sezonie nie o utrzymanie, ale i być może nawet o pierwszą czwórkę. Nic więc dziwnego, że w Grodzie Kopernika wszyscy czekali na kolejny sezon, w którym miały objawić się talenty tegorocznego ligowego debiutanta Krzysztofa Lewandowskiego oraz Mateusza Affelta, który w roku 2021 skończył 15 lat i mówiło się, że śmiało mógłby wskoczyć na żużlowy motocykl i jak równy z równym rywalizować ze starszymi od siebie rywalami w Ekstralidze. Nic więc dziwnego, że na trybunach dało się słyszeć komentarze w których kibice snuli marzenia o równie silnej jak lubelska toruńskiej formacji młodzieżowej.

58 : 32 - Robert Lambert ratuje honor Aniołów.

Przedostatni mecz Apatora w sezonie pod Jasną Górą z Włókniarzem Częstochowa, nie miał większego znaczenia dla układu tabeli. Mecz przed sezonem zaplanowano innym terminie, jednak gdy ogłoszono zmiany w terminarzu cyklu Grand Prix i Lublin otrzymał dodatkową rundę wyłaniającą mistrza świata, stało się jasne, że mecz ligowy który był niższy rangą od IMŚ musi być przełożony, a nową datą stał się kolejny dzień czyli 8 sierpnia.
Niestety torunianie do rywalizacji musieli przystąpić bez swojego krajowego lidera Pawła Przedpełskiego, który nabawił się kontuzji w lidze szwedzkiej i leczył złamaną kość przedramienia: "Moja przerwa od żużla potrwa około dwa tygodnie. Mam złamaną kość przedramieniową oraz śródstopie. Większym problemem jest oczywiście ręka, ale szczęście w nieszczęściu, że obecnie można to leczyć na wiele sposobów, dlatego jestem pełny optymizmu jeśli chodzi o moją rekonwalescencję. Na pewno nie wystąpię w meczu w Częstochowie, ale zrobię wszystko, by na Gorzów być w pełni sił. Wiemy jak ważne jest to dla nas spotkanie, dlatego zrobię wszystko, by być w pełni gotowy do tych zawodów" - powiedział Paweł Przedpełski za pośrednictwem klubowej strony internetowej. W Toruniu choć martwiono się o zdrowie zawodnika, nikt nie robił tragedii z tytułu jego absencji, bowiem mecz w Częstochowie choć mógł zapewnić przy wygranej spokojne utrzymanie zespołu w ekstralidze, to przed sezonem nikt rozsądny nie zakładał wygranej pod Jasną Górą. Kluczem do utrzymanie miało natomiast ostatnie spotkanie na MotoArenie ze Stalą Gorzów i na ten mecz miał wrócić krajowy lider Apatora.
Zanim jednak doszło do spotkania doszło do małego zgrzytu w teamie Roberta Lamberta.
Incydent miał miejsce podczas pierwszego dnia Grand Prix w Lublinie, kiedy to na 30 sekund przed startem do trzeciego biegu zgasł motocykl Roberta Lamberta, a mechanicy nie mieli uruchomionego rezerwowego motocykla. Żużlowiec nie zdążył ustawić się pod taśmą maszyny startowej w regulaminowym czasie 2 minut i i został wykluczony. Rozwścieczony po zajściach Lambert rozstał się z mechanikiem, rzucając mu 200 złotych na pociąg powrotny do domu. W mediach zawrzało, bo nikt nie spodziewał się takiego zachowania po dotychczas niezwykle opanowanym Indywidualnym Mistrzu Europy. Następnego dnia szybko pojawiło się zastępstwo w teamie zawodnika, a był to Wojciech Malak - wieloletni mechanik Tomasza Golloba, który w ekspresowym tempie przyjechał prosto z Bydgoszczy. Kibice z Torunia zastanawiali się jak ta zmiana w parkingu wpłynie na dyspozycję Anglika w meczach ligowych. Obawy były bezpodstawne, bo "Lambo" w końcówce sezonu nie zawiódł, a w Częstochowie był najskuteczniejszym jeźdźcem w Anielskim teamie. Niestety do poziomu IME nie dostosowali się pozostali zawodnicy i po dwóch seriach startów było już w zupełności jasne, kto w tym spotkaniu odniesie zwycięstwo. Pod nieobecność Przedpełskiego mało kto spodziewał się wygranej, ale liczono też na nieco lepszą postawę Aniołów. Żużlowcy Apatora Toruń na przestrzeni całego meczu wyglądali jak dzieci we mgle, a jedynym, który mógł być zadowolony ze swojego występu był Robert Lambert, choć i on w początkowej fazie spotkania nie ustrzegł się błędów.

50 : 40 - Paweł Przedpełski wraca po kontuzji i zostaje bohaterem Torunia Toruń - Gorzów

Ostatni mecz w sezonie na Motoarenie, w którym Apator Toruń podejmował ekipę Moje Bermudy Stal Gorzów nie miał większego znaczenia dla układu tabeli, ale celem Aniołów był co najmniej remis, który miał przypieczętować utrzymanie w Ekstralidze na kolejny sezon bez oglądania się na wyniki innych meczów, bo czysto teoretycznie Anioły mogły jeszcze opuścić ekstraligę. Jednak, aby tak się stało, musiałyby zostać spełnione jednocześnie, aż trzy warunki, a dwa z nich były mało prawdopodobne. Po pierwsze zespół z Zielonej Góry zajmujący ostatnie miejsce w tabeli, musiałby wygrać we Wrocławiu ze Spartą która tabeli liderowała. Po drugie GKM Grudziądz w pojedynku z częstochowianami musiałby przegrać i stracić punkt bonusowy. Po trzecie Apator musiałby w ostatnim meczy nie zdobyć nawet punktu. W praktyce, zaistnienie tych trzech zdarzeń było mało prawdopodobne. Dodatkowo dużym kapitałem Apatora były też punkty bonusowe wywalczone na Zielonej Górze i Grudziądzu, bo w przypadku równości punktów meczowych z tymi ekipami, żółto-niebiesko-biali byli w uprzywilejowanej sytuacji. Zatem można powiedzieć, że w perspektywie całego sezonu kluczowym do utrzymania okazał się zremisowany mecz derbowy w Grudziądzu.
Niestety obie ekipy do spotkania przystępowały w niepewności spowodowanej kontuzjami. W znacznie gorszym położeniu byli goście dla których ostatnie dwa tygodnie były niezwykle trudne. Pod koniec lipca kontuzji nabawili się Wiktor Jasiński, w lidze szwedzkiej upadł i doznał kontuzji kciuka Szymon Woźniak, a na domiar złego podczas Grand Prix w Lublinie urazu doznał Martin Vaculik. Dodatkowo wciąż do zdrowia wracał Kamil Nowacki co sprawiało, że na zwolnieniach lekarskich przebywała niemalże połowa kadry. Ekipa toruńska choć nie cieszyła się z nieszczęścia rywala, to w niedyspozycji zawodników gości upatrywała swojej szansy na wygraną, dlatego do składu Apatora miał powrócić Paweł Przedpełski, który pauzował w poprzedniej rundzie po urazie jakiego doznał w lidze szwedzkiej. W zaistniałej sytuacji niespodziewanie w roli faworyta spotkania stawiano toruńczyków, a ewentualna porażka miała być przyjęta jako klęska gospodarzy i kiepskie podsumowanie sezonu. Apator wykorzystał swoją szansę wygrywając 50:40 czym pozbawił gorzowian punktu bonusowego i przerwał najgorszą serię porażek w historii MotoAreny i w ogóle drugą najgorszą w występach ligowych (gorzej było tylko w 1970 roku, tj. brak wygranej w dwunastu spotkaniach z rzędu). Mecz rozpoczął się od biegowego remisu, bo wygrał Bartek Zmarzlik nie pozostawiając złudzeń kto jest mistrzem świata, dlatego trener Stanisław Chomski postanowił pójść za ciosem i desygnował swojego lidera do startu w biegu numer trzy, a w nim kapitanowi gości zdefektował motocykl. Było to niemal sensacyjne wydarzenie, bo ostatni defekt Zmarzlikowi przydarzył się w roku 2014. Przełożyło się to na porażkę gości 1:5, a torunianie wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca zawodów, a zwycięstwo zapewnił sobie jeszcze przed biegami nominowanymi, które były ozdobą całego meczu, choć gorzowianie zaprzepaścili w nich szansę na zdobycie bonusa. W obu tych biegach pogoń Roberta Lamberta oraz Chrisa Holdera za dwukrotnym mistrzem świata, była tym co kibice lubią najbardziej i cała MotoArena zgotowała owacje tryumfatorowi z Gorzowa Bartkowi Zmarzlikowi.
Po meczu dla Stali Gorzów rozpoczynała się walka z czasem, kontuzjami i przed półfinałowym starcie z Motorem Lublin. Apator Toruń kończył sezon 2021 w dobrych nastrojach, bo cel utrzymania w ekstralidze został zrealizowany. W ostatnim meczu kluczem do sukcesu podopiecznych Tomasza Bajerskiego był wyrównany skład i bardzo dobra postawa liderów. W końcu dobrze zaprezentował się również Chris Holder, który był szybki i zupełnie nie przypominał zawodnika sprzed kilku tygodni. Widać było, że ostatnim meczem zawodnik walczy o kontrakty na sezon 2022, ale wiadomym było że rozstanie Australijczyka z Toruniem po 14 latach jest nieuniknione i ostatni mecz rundy zasadniczej w sezonie 2021 miał być ostatnim w barwach Apatora. Podobnie miało być z Adrianem Miedzińskim, który w dniu meczu obchodził 36 urodziny i choć jak Holder odjechał całkiem dobre zawody miał stracić miejsce w składzie w kolejnym sezonie. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja powracającego po kontuzji Pawła Przedpełskiego. Torunianin, który kilka dni wcześniej został ojcem, zdobył w starciu ze Stalą 5 punktów z dwoma bonusami, ale co ważniejsze dla miejscowych kibiców, poinformował, że w przyszłym roku dalej będzie zdobywał punkty dla macierzystej drużyny. Były to dobre informacje dla kibiców Apatora, ale Paweł po kilku dniach w Żarnowicy wprowadził swoich fanów w prawdziwą euforię bo wywalczył awans do Grand Prix i miał walczyć o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Tym samym toruński zawodnik był czwartym wychowankiem z Apatora, po Tomaszu Bajerskim, Tomaszu Chrzanowskim i Wiesławie Jagusiu, który został pełnoprawnym uczestnikiem cyklu i dokonał tego po awansie z GP Challange. Żaden inny polski klub nie mógł poszczycić się takim wynikiem.
Paweł Przedpełski po awansie do piętnastki jeźdźców którzy mieli rozdzielić na torze pomiędzy sobą medale IMŚ powiedział: "Przed kilkoma laty po zwycięstwie w eliminacjach Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Pardubicach nie zagrano mi po zwycięstwie hymnu, teraz akurat udało się go odsłuchać. Naprawdę jest to super uczucie. Dodatkowo we wtorek urodziła mi się córeczka Rozalia, więc chyba nie mogłem sobie wymarzyć lepszego tygodnia. Jeśli miałbym zadedykować komuś ten sukces, to chyba przede wszystkim mojej narzeczonej, bo ona mi dała tę piękną córeczkę. Wracam do domu szybko się nimi nacieszyć i mam nadzieję, że w drodze powrotnej szybko do mnie dotrze, że w przyszłym roku będę stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Co do zawodów w Żarnowicy to jeździłem na tym torze pierwszy raz. Był to totalnie nieznany mi teren, ale okazał się dla mnie szczęśliwy. Poranny trening na pewno coś wniósł. Można było sobie znaleźć jakieś - jak to my mówimy - kąty na torze. Ja zbyt wiele na treningu nie jeździłem, tylko robiłem start i okrążenie, bo nadal strasznie bolały mnie noga i ręka. Końcowa satysfakcja jednak jak najbardziej jest, bo odczuwam ogromną satysfakcję, bo ten sukces osiągnąłem tak naprawdę z kontuzją. Trzy tygodnie temu zarówno śródstopie, jak i ręka były złamane, więc jest to wszystko całkiem świeże, ale jest ta ogromna radość z tego, że sobie to wywalczyłem sam. W końcu będę stałym uczestnikiem cyklu, a nie zawodnikiem z "dziką kartą".

Podsumowując cały sezon można uznać, że był to udany rok dla Apatora. Przed drużyną został postawiony cel utrzymania Ekstraligi po awansie i to się udało, bo zespół zakończył rozgrywki na szóstym miejscu, z dorobkiem dziewięciu punktów. Zdobyte punkty pozwoliły jednak utrzymać Ekstraligę, a trzeba pamiętać, że w trójce drużyn stawianych w gronie zespołów walczących o utrzymanie Apator jako beniaminek prezentował się najlepiej, choć przed sezonem był w trudnej sytuacji, bo musiał oprzeć budowę składu w dużej mierze na składzie pierwszoligowym. Zatem można powiedzieć, że działacze zrobili wszystko co mogli w aspekcie kadrowy, a po sezonie okazało się, że sprowadzenie Pawła Przedpełskiego i zakontraktowanie najbardziej wartościowego zawodnika U24, czyli Roberta Lamberta, okazało się strzałem w dziesiątkę. Zwłaszcza angaż Anglika okazał się dla końcowego wyniku niezwykle ważny, bo "Lambo" stał się liderem drużyny, a na tle innych jeźdźców do lat 24 w całej Ekstralidze okazał się najskuteczniejszych ogniwem tej formacji:

 

Zawodnicy

Mecze Biegi Pkt Bon Bilans U24 Śr. bieg
Lambert 14 72 137 13 30:6 2,083
Bewley, Czugunow 14 132 206 34 25:18 1,818
Kubera, Karion 14 60 87 16 15:13 1,717
Lidsey, Szlauderbach 14 59 75 11 14:11 1,457
Jeppesen, Smektała 14 118 145 18 18:23 1,381
Krakowiak, Lachbaum 14 68 79 14 7:16 1,367
Pawliczak, Kvech, Tonder 14 55 49 8 7:17 1,036
Karczmarz, Birkemose 14 55 35 7 4:14 0,763

Na przeciwległym biegnie do Lamberta i Przedpełskiego pozostawali dwaj najbardziej doświadczeni żużlowcy toruńskiej ekipy, którzy z Apatorem związali się w sezonie 2020 by wypełnić misję związana z awansem i w roku 2021 stanowić drugą linię Aniołów na Ekstraligowych torach. Niestety Chris Holder i Adrian Miedziński, bo o nich mowa, nigdy notowali nie tak niskich średnich biegowych na koniec sezonu. Pierwszy z nich ze średnią 1,594 uplasował się dopiero na 31. miejscu w lidze. Australijczyk przy splamił swoją karierę serią aż 30 wyścigów (6 meczów) bez indywidualnej wygranej, co wcześniej nie miało w jego karierze w Polsce miejsca. Ostatecznie już pod koniec sezonu wiadomym było, że dla sportowej higieny Chris mysi rozstać się z Toruniem i nie otrzyma angażu w klubie na sezon 2022. Tym samym skończyła się jego co by nie pisać pozytywna era 14 sezonów, 228 meczów i 2077 punktach biegowych z Aniołem na piesi. Z Apatorem po raz drugi po sezonie pożegnał się również Adrian Miedziński, który trzeba przyznać, że niekiedy był zbyt ostro oceniany przez sędziów i kibiców za swoją brawurową jazdę. Miedziak jednak lepsze występy przeplatał gorszymi, przy czym tych drugich było nieco więcej, a średnia 1,450 wyłączając okres juniorski była najniższą w jego karierze.

Osobnym rozdziałem, który był bolączką Apatora od kilku sezonów pozostawała toruńska formacja młodzieżowa. Zatrudnienie Karola Żupińskiego, który miał być wzmocnieniem okazało się nieco kłopotliwe, bo Przemysław Termiński zainwestował spore pieniądze, których zawodnik nie spłacił na torze. Aż strach pomyśleć jak wyglądałyby biegi juniorskie, gdyby nie udany ekstraligowy debiut szesnastolatka  Krzysztofa Lewandowskiego. To właśnie ten młokos wziął na siebie ciężar walki o młodzieżowe punkty i skutecznie wygryzł ze składu Kamila Marcińca. W trakcie sezonu licencję uzyskał również Mateusz Affelt, jednak ów młodzieniec miał dopiero 15 lat i w lidze mógł ścigać się dopiero od czerwca 2022. Udanie zadebiutował jednak w rozgrywkach młodzieżowych i właśnie ta dwójka był nadzieją na młodzieżowe lepsze jutro w Apatorze.

Ranking juniorów Ekstraligi 2021 po rundzie zasadniczej:

  Klasyfikacja wyścigów juniorskich po rundzie zasadniczej:
Drużyna Zawodnicy Pkt Bon Śr. mecz Pokonani seniorzy   Drużyna Śr. pkt Pkt 5:1 4:2 3:3 2:4 1:5 Lider
formacji
Miśkowiak, Świdnicki, Kowalski    159 24 11,36 23   4,286 60 8 3 2 1 - Miśkowiak - 2,643
Lampart, Cierniak 142 24 10,14 18   4,214 59 7 3 4 - - Lampart - 2,500
Liszka, Curzytek, Panicz 75 10 5,36 8   3,357 47 6 2 - 3 3 Liszka - 2,000
Ratajczak, Pludra, Sadurski 66 8 4,71 8   2,643 38 1 3 5 1 4 Jasiński - 2,077
Stal Jasiński, Nowacki, Pytlewski, Ralcewicz  64 4 4,57 8   2,5000 35 - 3 5 2 4 Bartkowiak - 1,750
Bartkowiak, Zieliński, Orgacki, Wysocki 55 11 3,93 5   2,286 34 1 3 2 3 5 Ratajczak - 1,667
Lewandowski, Żupiński, Marciniec 53 13 3,79 6   2,249 32 2 - 2 6 4 Lewandowski - 1,714
Ragus, Tufft, Osyczka 45 6 3,21 4   2,143 30 2 - 3 2 7 Ragus - 1,636

W całej toruńskiej układance kadrowej nie można pominąć faktu, że dużym atutem zespołu była osoba trenera Tomasza Bajerskiego, który potrafił podejmować jasne i jednoznaczne decyzje, co scementowało zespół, a także umiejętnie czytał mecz i skutecznie żonglował rezerwami, gdy drużyna tego potrzebowała. To spowodowało, że po  pięciu kolejkach spotkań oczekiwania kibiców wzrosły. Wygrane z Grudziądzem i Zieloną Górą były niejako zaplanowane, jednak przegrane w niewielkich rozmiarach w Lesznie czy we Wrocławiu trzymały w emocjach do samego końca, a drużyna Aniołów na tle ligowych pretendentów do DMP prezentowała się naprawdę dobrze. Później jednak nastąpił okres dużej niemocy. Przegrane na MotoArenie z Włókniarzem Częstochowa, Spartą Wrocław, Unią Leszno i Motorem Lublin, bolały nie tylko kibiców, ale też zawodników, bo mecze te były do wygrania i nawet zmysł taktyczny Tomasza Bajerskiego nie był w stanie nic zdziałać, bo w drugiej części sezonu mocno spuścił z tonu Jack Holder, który miał być liderem drużyny. Chris Holder taj jak wyżej wspomniano udowodnił, że polska ekstraliga, po jego wypadku w 2013 roku odjechała mu i chyba dostał za dużo szans, a Adrian Miedziński w zasadzie spełnił oczekiwania tylko w i tak przegranym meczu z Lesznem na MotoArenie.

Tak więc w końcowym bilansie Apator zapisał na swoim koncie 4 porażki na Motoarenie i to z rzędu, co było najgorszą serią w historii obiektu oddanego do użytku w 2009. Jedną z przegranych była ta ze Spartą Wrocław (36:54), która okazała się najwyższą, odkąd drużyna jeździła na torze przy ul. Pera Jonssona. Dodatkowo w pojedynku ze Spartą, gospodarze nie zdołali wygrać zespołowo ani jednego biegu, co przytrafiło im się po raz pierwszy na MotoArenie. Ponadto w maju, czerwcu i lipcu Anioły nie wygrały żadnego spotkania i seria 9 meczów bez wiktorii została przerwana dopiero w ostatniej kolejce, kiedy w Toruniu poległa Stal Gorzów. Niemniej sezon kibice i działacze uznali za udany, bo oprócz utrzymania ekstraligi na plus należało zapisać awans Pawła Przedpełskiego, do cyklu Grand Prix, wykreowanie Roberta Lamberta na lidera drużyny, który z powodzeniem mógł zastąpić odchodzącego Chrisa Holdera i wespół z Jackiem Holderem mógł stanowić silny trzon zespołu w kolejnych latach oraz nastąpił powiew nadziei w formacji młodzieżowej, bowiem debiuty Krzysztofa Lewandowskiego i Mateusza Affelata jawiły się bardzo obiecująco.

Tomasz Bajerski po sezonie w jednym z wywiadów tak podsumował występy swoich podopiecznych w rozgrywkach AD 2021: "Mieliśmy bardzo dobry początek sezonu, bo nieźle jeździliśmy również na wyjazdach. Narobiliśmy sobie i kibicom apetytu, lecz ostatecznie skończyło się, jak skończyło, czyli na szóstym miejscu, bo dwa dobre mecze z Falubazem i GKM-em dały nam utrzymanie w lidze. W pozostałych meczach zawsze nam czegoś brakowało. Albo zawodził jeden zawodnik, albo każdy w jednym - dwóch wyścigach. Przegrywaliśmy niewiele, a byłoby inaczej, gdyby jeden zawodzący zawodnik zdobył tyle punktów, co jego koledzy albo każdy po dwa punkciki więcej. Na najwyższe noty zasłużyli Robert Lambert, Jack Holder i Paweł Przedpełski, dlatego cała trójka zostaje w Toruniu. Lamberta - nie znałem wcześniej, ale jak zobaczyłem na zgrupowaniu przed sezonem, to wiedziałem, że będzie to spore wzmocnienie. Mimo młodego wieku okazał się świetnie zorganizowanym zawodnikiem. Dał radę ogarnąć starty ligowe, Grand Prix i SEC. Powiedział mi kiedyś, że cel ma jeden - zdobyć tytuł mistrza świata. I jest na dobrej drodze do realizacji tego celu. Z kolei Jack Holder nieco spuścił z tonu w końcówce sezonu, a było to efektem wypadku w Grudziądzu. Mocno się wtedy poobijał, musiało minąć trochę czasu, zanim doszedł do siebie. Dużym z kolei zaskoczeniem była postawa Pawła Przedpełskiego, któremu bardzo dużo dały mu te dwa lata spędzone w Częstochowie. Zobaczył, jak to jest gdzieś indziej, odbudował formę. Zaczął jeździć pewniej, dojrzalej. Paweł to stuprocentowy profesjonalista, ma świetny team i sprzęt i to była tylko kwestia czasu, kiedy znowu "odpali". I to się udało w tym sezonie.
W drugiej linii mieliśmy Adriana Miedzińskiego i Chrisa Holdera. Oceny tego pierwszego są różne, ale już przed sezonem widzieliśmy, że Adrian może mieć kłopoty w spotkaniach wyjazdowych. Dlatego liczyliśmy na jego punkty w meczach na Motoarenie i możemy powiedzieć, że w 90 procentach spełnił nasze oczekiwania. Nie możemy mieć do niego większych zastrzeżeń za postawę u siebie, a dodatkowo trzeba pochwalić go za to jak wybornie pojechał w arcyważnym meczu w Grudziądzu. Z kolei o Chrisie z mojej perspektywy oraz doświadczeń innych zawodników mogę powiedzieć tyle, że długie zasiedzenie się w jednym zespole nie jest dobre. A jaka przyszłość przed nim? Zobaczymy, porozmawiamy z nim o tym.
W trakcie sezonu mieliśmy nieco kłopotu z formacją młodzieżową, która nieźle zaczęła, ale Karol Żupiński zaliczał z każdym meczem regres. Przyczyna tkwiła chyba w nim samym. Na treningach jeździł bardzo dobrze, w zawodach młodzieżowych też nie najgorzej, a gdy przychodził mecz ligowy tracił swoje atuty i nie istniał. Nie wytrzymał ciśnienia. natomiast Krzysiek Lewandowski wystartował w lidze w wieku 16 lat i jak na debiut pojechał w mojej ocenie przyzwoicie. Trochę na początku sezonu media zrobiły z niego wielką gwiazdę, były wywiady, artykuły i to wszystko go nieco przerosło. Nie wiem, czy nie popłynął na tych laurach. Ale przynajmniej zobaczył, jak wiele pracy trzeba włożyć w to, żeby trzymać dobry poziom.
Swojej roli w zespole nie będę oceniał, a to czy zostanę w klubie okaże się wkrótce".

Tradycyjnie zwieńczeniem sezonu była coroczna Gala PGE Ekstraligi. Kibice mogli oddawać swoje głosy w w pięciu, a ogłoszenie wyników i uroczyste podsumowanie sezonu miało miejsce w Holtelu Hilton w Warszawie. Transmisję z wydarzenia przeprowadził nSport+, a ostateczna klasyfikacja plebiscytu w którym Apator Toruń otrzymał nominacje w czterech kategoriach wyglądała następująco:

 

  
Niespodzianka Sezonu:

Daniel Bewley (BETARD SPARTA Wrocław)
Jakub Miśkowiak (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa)
Mateusz Świdnicki (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa)
Paweł Przedpełski (EWINNER APATOR Toruń)
Damian Ratajczak (FOGO UNIA Leszno)

Zwycięzca: Paweł Przedpełski
- Ciężko mi cokolwiek spleść, bo pierwszy raz się tu znajduję. Zawsze marzyłem żeby się znaleźć w tym miejscu. Obecny sezon był dla mnie pełen wrażeń. Awansowałem do Grand Prix, a także wydarzyło się coś, czego nic nie przebije - narodziny mojej małej córeczki. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali i we mnie wierzyli.
  

  
Najlepszy Junior Sezonu:

Mateusz Cierniak (MOTOR Lublin)
Wiktor Jasiński (MOJE BERMUDY STAL Gorzów)
Wiktor Lampart (MOTOR Lublin)
Jakub Miśkowiak (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa)
Mateusz Świdnicki (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa)

Zwycięzca: Jakub Miśkowiak
- Jest mi niezmiernie miło dostać nagrodę, to bardzo miłe. Zaszczytem jest, że mogę stać wśród najlepszych zawodników świata. Dziękuję wszystkim kibicom za głosy.
  

   
Najlepszy Trener/Menedżer Sezonu:
Tomasz Bajerski (EWINNER APATOR Toruń)
Piotr Baron (FOGO UNIA Leszno)
Stanisław Chomski (MOJE BERMUDY STAL Gorzów)
Jacek Ziółkowski (MOTOR Lublin)
Janusz Ślączka (ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM Grudziądz)

Zwycięzca: Jacek Ziółkowski
- Jestem zaskoczony nagrodą, ale to statuetka dla mnie i dla Macieja Kuciapy, bo razem ciągniemy ten wózek. Dziękuję moim zawodnikom. To ich jazda i ich wyniki przyprowadziły mnie tutaj. Dziękuję rodzinie, bo ta ma mnie tylko między październikiem, a marcem.
   

  
Najlepszy Zagraniczny Zawodnik Sezonu:
Jason Doyle (FOGO UNIA Leszno)
Artem Laguta (BETARD SPARTA Wrocław)
Robert Lambert (EWINNER APATOR Toruń)
Leon Madsen (ELTROX WŁÓKNIARZ Częstochowa)
Martin Vaculik (MOJE BERMUDY STAL Gorzów)

Zwycięzca: Artiom Łaguta
- Dużo nagród dostałem w tym roku i nie mam ich gdzie wstawiać. Dziękuję kibicom, swojej rodzinie oraz ludziom, którzy mi pomagali. Ten sezon był dla mnie najlepszy. Jestem z niego dumny. Po wygraniu mistrzostwa świata zadzwoniłem do rodziców i płakałem razem z nimi ze szczęścia. To piękne chwile.
  

Skład kapituły SZCZAKIELE 2021 - NAGRODY PGE EKSTRALIGI:
• Tomasz Dryła (dziennikarz CANAL+)
• Tomasz Gollob (ekspert CANAL+)
• Marcin Majewski (szef żużla CANAL+)
• Anita Mazur (dziennikarka Eleven Sports)
• Dariusz Ostafiński (dziennikarz Interia)
• Jarosław Galewski (dziennikarz WP Sportowe Fakty)
• Przemysław Szymkowiak (PGE Ekstraliga)
   
Najlepszy Polski Zawodnik Sezonu:
Patryk Dudek (MARWIS.PL FALUBAZ Zielona Góra)
Maciej Janowski (BETARD SPARTA Wrocław)
Janusz Kołodziej (FOGO UNIA Leszno)
Paweł Przedpełski (EWINNER APATOR Toruń)
Bartosz Zmarzlik (MOJE BERMUDY STAL Gorzów)

Zwycięzca: Bartosz Zmarzlik
- Wszystko co dzieje się po raz pierwszy smakuje najlepiej. Dlatego też pierwszy Szczakiel smakował najlepiej
  

  
Złoty Szczakiel
:

Zwycięzca: Marek Cieślak
- Gdybym wiedział, że tak szybko będę przemawiał strzeliłbym sobie jeszcze jedną lufkę, bo mam tremę - powiedział z uśmiechem na twarzy Marek Cieślak. - Jestem zadowolony z tej statuetki. Brałem odpowiedzialność zawsze za naszą kadrę. Wygrywaliśmy razem, a jak przegrywaliśmy, to ja brałem odpowiedzialność. Widzę na gali Tomka Golloba, który trzymał ją w ryzach. To była dla mnie frajda. Wspierał mnie także Piotr Szymański. Był ze mną, a niełatwo ze mną wytrzymać
.
  

  
Wyścig Sezonu - nagroda redakcji sportowej Canal+

Zwycięzca: Daniel Bewley
Finał - Motor Lublin - Betard Sparta Wrocław - wyścig 14

Zawodnik nie mógł przyjechać na Galę, bo miał zakontraktowany mecz w lidze angielskiej. W nagraniu przed Galą powiedział: Gdy dowiedziałem się, że to ja wygrałem statuetkę, prześledziłem wszystkie inne wyścigi w tej kategorii. To świetne uczucie znaleźć się w tym gronie, ale nie można zapominać o innych uczestnikach tego wyścigu - Woffindenie, Hampelu i Kuberze. Dziękuję jeszcze raz.
  

  
Kategoria specjalna - drużyna sezonu

Zwycięzca: Sparta Wrocław
- Jestem dumny z tego, że mogę reprezentować taką drużynę, a także z tego, że jestem jej kapitanem. Dziękuję zespołowi, że mogłem być jego częścią
(powiedział kapitan Maciej Janowski)
  

ROZGRYWKI LIGOWE JUNIORÓWgóra strony


Przed nowymi rozgrywkami o DMPJ wprowadzono kilka dość istotnych dla młodzieżowej rywalizacji zmian. Pierwszą z nich, był rozbudowany system rywalizacji w którym wszystkie ekipy, zostały podzielone na cztery grupy czterozespołowe i piątą, w której było pięć drużyn, bowiem Leszno zgłosiło do rywalizacji dwie formacje. W eliminacjach każdy na torze gospodarza rozgrywano dwa turnieje dzień po dniu, a to oznaczało, że wszystkie zespoły czekało co najmniej 8 rund. W drugiej części najlepsza "szesnastka" (trzy czołowe zespoły oraz najlepszy z czwartego miejsca) rywalizowało w ćwierćfinałach, gdzie po 8 rundach po dwie najlepsze drużyny trafiały do półfinałów. W tej fazie zaplanowano cztery turnieje, z których po dwie drużyny awansowały do finałów. Ostateczną rywalizację również zmieniono, bowiem o medalach w przeciwieństwie do lat minionych miał zadecydować nie jeden turniej, a cztery - na torze każdego z finalistów. Zatem jak łatwo policzyć najlepsze drużyny miały przed sobą do rozegrania aż 24 turnieje, prowadzone w formie czwórmeczów. Było to jak najbardziej słuszne rozwiązanie, bo przez większą częstotliwość startów młodzi zawodnicy choć w części mieli okazję nadrobić brak startów w sezonie 2020.

Inną ciekawą zmianą, która wywołała nieco zamieszania i dyskusji, było wprowadzenie możliwości występu jednego zawodnika do lat 23. Podobna regulacja miała miejsce w sezonie 2016 w Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski, szybko się jednak z tego wycofano. Tym razem ten przepis obowiązywał jednak tylko w konkretnym przypadku i brzmiał następująco:
"Wyłącznie w rundach eliminacyjnych w przypadku, gdy:
- kadra klubu liczy mniej niż 4 zawodników młodzieżowych
lub
- przedstawione zostanie 9-dniowe zwolnienie lekarskie co najmniej jednego zawodnika młodzieżowego kadry klubu i na dzień zawodów klub posiada mniej niż 4 zawodników młodzieżowych zdolnych do jazdy, klub musi skorzystać z instytucji gościa, a jeśli nie istnieje aktualnie możliwość jego pozyskania, klub może zgłosić do zawodów DMPJ jednego zawodnika krajowego do 23 lat (tylko w sezonie 2021), biorąc pod uwagę rok urodzenia."

Decydując się na taki ruch żużlowa centrala miała świadomość, że w rundach eliminacyjnych trudno byłoby klubom pozyskać młodzieżowego "gościa", dlatego w klubach, w których juniorów w sezonie 2021 było mniej.

Poza eliminacjami w DMPJ, wypożyczenie zawodnika było niejako obowiązkowe i regulował to zapis:
"Klub, który ma w swojej kadrze więcej niż 5 zawodników młodzieżowych lub zakończył swój udział w rozgrywkach DMPJ, ma obowiązek udzielenia zgody na start jako "gość" swoim zawodnikom za wyjątkiem sytuacji, gdy zawodnik przebywa na 9-dniowym zwolnieniu lekarskim. W przypadku odmowy udzielenia takiej zgody lub nieusprawiedliwionego niestawienia się zawodnika "gościa" na zawodach, klub do którego przynależność ma "gość" wnosi opłatę na Fundusz Szkoleniowy Sportu Żużlowego w wysokości:
- klub Ekstraligi - 7.500 zł
- klub DM I ligi - 5.000 zł
- klub DM II ligi - 2.500 zł."

Zatem ośrodki były zobligowane do wypożyczania swoich zawodników do gościnnych występów w barwach innych ekip, gdy tylko będzie taka kadrowa możliwość lub gdy dany klub już nie będzie brał udziału w zmaganiach o DMPJ. "Gość" mógł być jednak tylko zawodnikiem krajowym do lat 21 i w całym sezonie rozgrywkowym, mógł reprezentować barwy tylko jednego klubu. Wyjątkiem była sytuacja, gdy ośrodek w którym zawodnik startował jako "gość" zakończył rozgrywki o DMPJ. Wówczas mógł on rywalizować w kolejnej ekipie.

Kolejną z nowości, którą warto podkreślić, było dopuszczenie udział jednego zawodnika młodzieżowego obcokrajowca w drugiej drużynie zgłoszonej przez dany klub do rozgrywek. Jednak w praktyce z tego przepisu mogli skorzystać tylko lesznianie, gdyż jedynie ten ośrodek wystawił do rozgrywek o DMPJ w sezonie 2021 dwie ekipy.
ELIMINACJE
Grupa A Grupa B Grupa C Grupa D Grupa E
Zespół pkt
zespołu
Zespół pkt
zespołu
20.04
Gda
21.04
Gda
27.04
Byd
28.04
Byd
11.05
Tor
01.06
12.05
Tor
02.06
18.05
Gru
07.06
19.05
Gru
26.05
Zespół pkt
zespołu
Zespół pkt
zespołu
Zespół pkt
zespołu

Lublin
26
+284

Toruń
25
+261
3 3 4 4 2 2 4 3
Cze-wa
29
+349

Dau-pils
29
+314

Gorzów
27,5
+295

Tarnów
24
+261

Grudziądz
22,5
+250
2 2 2 2 4 3,5 3 4
Wrocław
37
+306

Ostrów
22,5
+270

Leszno I
27
+
275

Rzeszów
17
+199

By-szcz
16,5
+177
1 1 3 3 3 3,5 1 1
Rybnik
16
+192

Gniezno
20
+
221

Zielona Góra
22
+
272

Krosno
12
+142

Gdańsk
14
+154
4 4 n.klas n.klas 1 1 2 2
Opole
7
+81

Łódź
6,5
+107

LesznoII
15,5
+
195
                               
Poznań
4
+
52
ĆWIERĆFINAŁY    
Grupa I Grupa II Grupa III Grupa IV  
Zespół pkt
zespołu
Zespół pkt
zespołu
15.06
Tor
11.07
16.06
Tor
11.07
22.06
Les
23.06
Les
06.07
Rze
06.07 Rze 14.07
Les
14.07
Raw
Zespół pkt
zespołu
Zespół pkt
zespołu
   

Lublin
26
+247

Toruń
28
+304
4 4 4 3 4 4 3 2
Cze-wa
32
+347

Dau-pils
27
+286
   

Ostrów
20,5
+255

LesznoII
24
+281
3 3 2 2 3 3 4 4
Tarnów
22,5
+233

Wrocław
22
+252
   

Zielona Góra
15,5
+227

Leszno I
18
+201
2 2 3 4 2 2 2 3
Grudziądz
16
+169

Gorzów
15
+202
   

Rybnik
13
+194

Rzeszów
7
+53
1 1 1 1 1 1 1 1
Gniezno
9,5
+99

By-szcz
15
+157
   
PÓŁFINAŁY                    
Grupa A Grupa B                    
Zespół pkt
zespołu
27.07
Tar
29.07
Tor
10.08
Ostr
11.08
12.08
Ost
Zespół pkt
zespołu
                   

Dau-pils
14
+145
3 4 4 4
Cze-wa
14
+156
                   

Ostrów
12
+130
2 3 3 3
Lublin
13
+136
                   

Tarnów
9
+116
4 1 2 1
Wrocław
7
+79
                   

Toruń
5
+85
1 2 1 2
LesznoII
6
+77
                   
FINAŁY
07.09.2021
                               
Zespół pkt
zespołu
                               

Cze-wa
4
+43
                               

Lublin
3
+34
                               

Ostrów
2
+28
                               

Dau-pils
1
+10
                               

ROZGRYWKI POZALIGOWE góra strony


    
Indywidualne Mistrzostwa Świata - Grand Prix
Indywidualne Mistrzostwa Europy
Speedway of Nations (MŚP) torunianie nie startowali w finale
Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów
Nice Cup

2021-06-05 MEPJ - torunianie nie startowali w finale
2021-07-24 MEP
- torunianie nie startowali w finale
2021-08-29 DMEJ
- torunianie nie startowali w finale
2021-09-10 DMŚJ - torunianie nie startowali w finale
2021-08-07 IMEJ
- (Żupiński, Chlupać)
2021 - cykl  MACEC

2021-06-19 IMME - Toruń - (Przedpełski, J. Holder, Lewandowski)
2021-07-11 IMP - Leszno - (Przedpełski)
2021-08-25 MMPPK - Częstochowa - (Lewandowski, Żupiński, Marciniec)
2021-09-03 MPPK
- Grudziądz - (Przedpełski, Lewandowski, Żupiński)
2021-09-08 MIMP - torunianie nie startowali w finale

2021-06-21 ZK - Zielona Góra - (Przedpełski)
2021-05-01 BK -
Gdańsk - (Lewandowski, Żupiński)
2021-05-20 SK
- Bydgoszcz - (Lewandowski, Żupiński)

2021-03-30 Kryterium Asów - Bydgoszcz (Musielak)
2021-07-17 Memoriał Edwarda Jancarza -
Gorzów - (Miedziński)
2021-08-21 GP Challange - Żarnowica - (Przedpełski)
2021-08-29 Słowacka Zlata Prilba - Żarnowica - (Lewandowski)
2021-09-04 mecz narodów - Łódź- (Lambert)
2021-09-13 Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego - Gniezno - (Przedpełski)
2021-09-13 Memoriał Rycerzy Speedwaya - Zielona Góra - (Lewandowski)
2021-09-22 memoriał Rifa Saitgariejewa - Ostrów - (Alffelt)
2021-10-03 Zlata Prilba - Pardubice (Holder J, Holder C, Chlupac)
2021-10-09 Polska vs Reszta Świata - Rybnik - (Przedpełski)
2021-10-10 Łańcuch Herbowy - Ostrów - torunianie nie startowali w finale
2021-10-10 memoriał Idzikowskiego i Czernego - Częstochowa - (Przedpełski, Miedziński)

2021-06-08 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Zielona Góra - (Lewandowski, Żupiński)
2021-06-09 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Zielona Góra - (Lewandowski, Żupiński)
2021-07-20 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Ostrów - (Lewandowski, Żupiński)
2021-07-21 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Ostrów - (Lewandowski)
2021-08-03 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Rawicz - (Lewandowski)
2021-08-17 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Bydgoszcz - (Affelt)
2021-08-18 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Bydgoszcz - (Affelt)
2021-09-01 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Bydgoszcz - (Lewandowski, Affelt, Żupiński)
2021-09-22 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Częstochowa - (Żupiński, Lewandowski, Alffelt)
2021-10-05 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Lublin - (Żupiński, Lewandowski, Alffelt)
2021-10-06 Turniej Zaplecza Kadry Juniorów - Lublin - (Żupiński, Lewandowski, Alffelt)

WYNIKI MECZÓW LIGOWYCH ROZEGRANYCH Z UDZIAŁEM TORUŃSKIEJ DRUŻYNY W SEZONIE 2021


   
Kolejka Data Rywale Wynik
Runda Zasadnicza
I 04.04.2021
Toruń -Zielona Góra

 
51 : 39
II 09.04.2021  
Wrocław - Toruń
 
51 : 39
III 16.04.2021
przełożony
24.04.2021
 
Leszno - Toruń
 
47 : 43
IV  30.04.2021
Toruń - Grudziądz

 
55 : 35
07.05.2021
przełożony
21.05.2021
 
Lublin - Toruń
 
51 : 39
VI  16.05.2021  
Toruń - Częstochowa

 
41 : 49
VII  28.05.2021  
Gorzów - Toruń

 
50 : 40
VIII 06.06.2021  
Zielona Góra - Toruń
 
48 : 42
IX 11.06.2021  
Toruń - Wrocław
 
36 : 54
X 25.06.2021  
Toruń - Leszno
 
41 : 49
XI 04-07.2021
przełożony
09.07.2021
13.07.2021
  
Grudziądz - Toruń
45 : 45
XII 25.07.2021  
Toruń - Lublin
 
44 : 46
XIII 30.07.2021
przełożony
08.08.2021
 
Częstochowa - Toruń
 
58 : 32
XIV 22.08.2021  
Toruń - Gorzów
 
50 : 40
Runda finałowa
1 runda finałowa 05.09.2021 Apator Toruń nie zakwalifikował się
do rundy finałowej, w której medale zdobyły zespoły

Awans do Ekstraligi wywalczył zespół

2 runda finałowa 12.09.2021
3 runda finałowa 19.09.2021
4 runda finałowa 26.09.2021


KADRA TORUŃSKICH ANIOŁÓW W SEZONIE 2021


   
Zawodnik - Działacz mecze biegi punkty bonusy średnia
biegowa
miejsce w
ligowym rankingu

(53 zaw.)
komentarz/ocena po sezonie
obcokrajowcy

HOLDER Jack
Australia
14 70 128 8 1,943 15   
Jack Holder wszedł w sezon dobrze, przez jakiś czas był w pierwszej 10. wg średnich biegowych. Niestety miał słabszą drugą część rozgrywek, przez co nie zrobił postępów w porównaniu do tego co uzyskał w roku 2020 w barwach Stali Gorzów (średnia 2,052 i 11 miejsce). Mimo wszystko młodszy z Holderów nie zawiódł, toczył zwycięskie pojedynki z liderami rywali. I choć ciężko przyczepić się do skuteczności Australijczyka, to po sezonie pozostaje lekki niedosyt, bowiem stać go na znacznie więcej. Być może obecność nieco bezradnego brata Chrisa, rozpraszała go na tyle, że nie miał większej motywacji do poprawy swojej skuteczności.
Niestety sezon kończył z kontuzją, której nabawił się w Grudziądzu już w pierwszym starcie, gdy doszło do starcia z Nickim Pedersenem i Kennethem Bjeree.
Po sezonie jako jeden z pierwszych zadeklarował, że zostaje Aniołem i uczynił to pomimo, że drużynę opuścił jego brat, a wielu spekulowało, że Holder Brothers jest nierozłączny i może być zatrudniony tylko w "pakiecie"
 
 
HOLDER Chris
Australia
14 64 88 14 1,594 31   
Dla Chrisa Holdera i jego kibiców sezon 2021 był rokiem kolejnego rozczarowania. Był to najsłabszy sezon od debiutu w 2007 roku. Najgorsza średnia w karierze - 1,594, ale jeśli rozbić ją na domową (1,733) i wyjazdową (1,471) to nie wyglądało to tak źle - zwłaszcza w Toruniu. Trzeba jednak przyznać, że od kilku już lat zawodnik pikował w dół z wynikami, jednak zawsze trzymał pewien poziom - powyżej, 1,6 punktu na bieg.  Australijczyk, przez 14 sezonów stał się prawdziwą ikoną Aniołów. Mimo niepowodzeń w ostatnich latach, kibice emocjonalnie traktowali starszego z braci Holder tak samo jak wielkie gwiazdy sprzeda lat w osobach Wiesława Jagusia, Pera Jonssona czy Wojtka Żabiałowicza.
Niestety, od sezonu 2013 roku, w którym starszy z braci odniósł groźną kontuzję, nie był już tym samym, walecznym zawodnikiem, który został mistrzem świata. Kibice uwielbiali go za efektowną i skuteczną jazdę z prawdziwą ekwilibrystyką na motocyklu. W sezonie 2021 udowodnił, że ekstraliga to na tym etapie kariery już za wysokie progi. Oczywiście traktując Chrisa jako zawodnika drugiej linii należy uznać, że spełnił swoje zadanie. Jednak Apator mierzył znacznie wyżej niż środek tabeli, a Chris mimo całej sympatii toruńskiego środowiska do jego osoby blokował miejsce w składzie dla bardziej perspektywicznych jeźdźców, którzy przynajmniej w teorii gwarantowali znacznie wyższe zdobycze punktowe.
Czternasty sezon startów był dla Chrisa Holdera ostatnim sezonem z Aniołem na piersi i choć wielu żałowało jego odejścia, każdy włącznie z zawodnikiem wiedział, że ten swoisty "rozwód" jest koniecznością dla obu stron.
   
polscy zawodnicy powyżej 23 lat

PRZEDPEŁSKI Paweł
Polska
14 66 116 10 1,909 16   
Paweł Przedpełski wrócił do Torunia po dwóch latach przerwy mocno odmieniony. O ile w Częstochowie pełnił rolę zawodnika drugiej linii, to w Toruniu wyrósł na jednego z trzech liderów. Pewny punkt drużyny, lider wśród zawodników krajowych. Fakt, zdarzały się wpadki w postaci biegów z zerami, w tym także na MotoArenie, jednak pokazywał, że były to tylko wypadki przy pracy - zaraz po takim biegu dokonywał odpowiednich poprawek i przywoził cenne punkty. Na plus trzeba mu zapisać mecz w Grudziądzu, gdzie po upadku Jacka Holdera, wszedł w buty drugiego lidera i pociągnął toruński team do ważnego remisu, a także mecz w Gorzowie - dwa razy ogrywając Bartosza Zmarzlika na jego domowym torze! Bardzo solidny sezon wychowanka Unibaxu, z dużym "przytupem" na koniec, bo najpierw urodziła mu się córka, a po kilku dniach wygrał turniej Grand Prix Challenge i awansował do cyklu Grand Prix, a finalnie został objawieniem sezonu, za co otrzymał statuetkę Jerzego Szczakiela podczas Gali PGE Ekstraligi.
Niemal zaraz po zakończeniu sezonu Paweł zadeklarował, że nie zamierza rozstawać się z Apatorem i w roku 2022 ze wzmocnionym teamem Aniołów powalczy o coś więcej niż tylko środek tabeli.
  

MIEDZIŃSKI Adrian

Polska
14 60 76 11 1,450 37
Do Adriana Miedzińskiego przed sezonem nikt nie oczekiwał dwucyfrowych zdobyczy, miał po prostu dorzucać do dorobku drużyny po kilka punktów. I - generalnie - z tego zadania się, wywiązał. Na starcie sezonu trochę kłopotów z meczami wyjazdowymi i musiał stoczyć walkę o skład z Tobiaszem Musielakiem, co skutkowało tym, że ciągle był w ocenach konfrontowany z wynikami wychowanka Unii Leszno. Od połowy sezonu ustabilizował swoją formę zdarzały mu się mecze, w których zdobywał z bonusami dwucyfrówki, a trzy razy pojechał w ostatnim wyścigu.
Niestety wyniki Adriana mogłyby być znacznie lepsze gdyby nie jego skłonność do głupich wykluczeń za upadki czy za spowodowanie upadków innych zawodników. Faktem było też to, że czasami sędziowie działali z automatu na zasadzie "Jechał Miedziński. Był upadek. Miedziński wykluczony".
Porównując jego średnią do Chrisa Holdera wypada słabiej, jednak Miedziak w znacznie większym stopniu wywiązał się z przedsezonowych założeń. Jego wartość podnosi dodatkowo duża lojalność względem Torunia - wrócił, gdy drużyna spadła i pomógł jej wrócić tam gdzie jej miejsce - do Ekstraligi. Wielokrotnie zostawiał dla Aniołów zdrowie i serce na torze i kto wie, czy gdyby w sezonie 2019 w składzie był "Adi", a nie Holta to zespół nie musiałby przeżywać goryczy porażki?
Po sezonie stracił miejsce w składzie Aniołów i po raz drugi w karierze zmienił sportowe otoczenie.
   
zawodnicy do lat 23 uprawnieni do startu jako rezerwowy

LAMBERT Robert
Anglia
14 72 137 13 2,083 9    
"Lambo"  po sezonie okazał się jednym z najlepszych o ile nie najlepszym transferem w ekstralidze. Anglik z całą pewnością był najlepszym jeźdźcem do lat 24. Skończył sezon w pierwszej 10 wyprzedzając w tej klasyfikacji m. in. takich zawodników, jak Patryk Dudek, Tai Woffinden, Mikkel Michelsen, Emil Sajfutdinow czy Nicki Pedersen. Co prawda nie startował w najtrudniejszych, ostatnich wyścigach i nie był typowym "jokerem" który wchodził i wygrywał, ale to właśnie on po wielu latach posuchy zdobył ponownie czysty komplet jako Anioł, a to co zrobił w 14 biegu w Grudziądzu, holując przez 4 okrążenia Chrisa Holdera, by wygrać ten bieg 1:5… było mistrzowskim majstersztykiem! . Był jedynym zawodnikiem Apatora, który na wyjazdach zanotował średnią powyżej 2 punktów na bieg. Zatem można z całą pewnością powiedzię Lider przez wielkie "L". Zasłużył na pseudonim "Lambo-Jet". Niestety sezon 2021 był ostatnim, w którym Lambert spełniał wymóg U-23, i w roku następny nie będzie mógł startowac jako jeździec rezerwowy pod numerami 8 lub 16. Tym samym Tomasz Bajerski nie będzie mógł zastąpić Lambertem innego zawodnika pod numerami 1-5 lub 9-13.
W sezonie 2022 ponownie będzie jeździł w Toruniu jako zawodnik U24 i gdy utrzyma formę z całą pewnością działacze toruńscy będą chcieli przedłużyć tę współpracę na kolejne lata.
   

CHLUPAĆ Petr
Czechy
- - - - - -   
W sezonie teoretycznie wystąpił w trzech meczach, bo praktycznie w żadnym z nich nie wyjechał na tor, bowiem był wpisywany do programu jako obowiązkowy zawodnik U-24. Trudno wystawić jednoznaczną ocenę Petrowi, bo trener nie do końca ufaj jego możliwościom i nie dał mu szansy spróbować ekstraligowej szlaki. W turniejach w których wystartował pokazał się z całkiem dobrej strony - 12 z 23 punktów, całej reprezentacji Czech w finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów i pokonanie najlepszego polskiego juniora Jakuba Miśkowiaka pokazuje, że młody Czech wie jak jeździć na żużlu. W cyklu wyłaniającego IMŚJ zajął piąte miejsce. Niestety zdecydowanie słabiej wypadł w półfinale SoN - tylko raz przyjechał na punktowanej pozycji, pokonując kolegę z reprezentacji. Trzeba też wspomnieć o największym jego sukcesie jak na razie czyli o brązowym medalu Indywidualnych Mistrzostw Czech, gdzie przegrał tylko z Vaclavem Milikiem i z Jozefem Francem.
W kolejnym sezonie zapewnie zawodnik zapewne nadal będzie w głębokiej rezerwie, bo raczej nie wygra rywalizacji o skład z Robertem Lambertem, a pomysł na starty juniora zagranicznego do lat 21 w Ekstralidze został odłożony w czasie.
  
juniorzy polscy uprawnieni do startu na pozycji młodzieżowaca oraz zawodnika rezerwowego

LEWANDOWSKI Krzysztof
Polska
14 46 39 7 1,000 46   
Z początkiem sezonu szesnastolatek był na ustach wszystkich kibiców w Polsce, gdy na inaugurację zdobył 4+1 pkt, pokonując m. in. Piotra Protasiewicza, a w trzecim meczu wraz z Karolem Żupińskim triumfował podwójnie w wyścigu młodzieżowców w Lesznie, co było wyczynem którego młode Anioły dokonały, po bardzo długim czasie. Narobił tym samym apetytu na doskonałe wyniki nie tylko sobie, ale również kibicom. Druga część sezony była jednak znacznie gorsza. Triumfował zaledwie w jednym wyścigu juniorskim (u siebie z GKM-em), a punkty zdobywał praktycznie tylko na juniorach.
Trzeba jednak pamiętać, że był to debiutancki sezon Krzysztofa i średnia 1,000, przy czym 0,750 na wyjeździe, i aż 1,273 w domu, wstydu mu nie przynosi. Nie był to co prawda junior na miarę debiutu trenera Aniołów - Tomasza Bajerskiego, ale niewątpliwie w Toruniu objawił się jeden z lepszych młodzieżowców, który w ostatnim czasie zadebiutowali w rozgrywkach ligowych. Najlepszy mecz "Levego" to wyjazd do Grudziądza, gdzie zastępował kontuzjowanego Jacka Holdera i zdobywając 6 pkt z 1 bonusem w 5 startach trzeba przyznać, że sprostał zadaniu, a przecież presja tego meczy była spora. Bezsprzecznie zapracował na miano lidera toruńskiej formacji młodzieżowej..
 

ŻUPIŃSKI Karol
Polska
13 33 13 5 0,546 53    
Absolutny niewypał transferowy. Początek sezonu Karol miał nawet niezły, ale od meczu z GKM-em w czwartej kolejce, w którym zdobył 3 pkt i bonus, zupełnie się pogubił i zablokował. Do końca sezonu pojechał jeszcze w 21 wyścigach i z rywali pokonał tylko Mateusza Bartkowiaka i Kamila Pytlewskiego! Miał najniższą średnią ze wszystkich sklasyfikowanych zawodników Ekstraligi. W Toruniu liczono na dużo więcej, zwłaszcza że Karol przychodził do miasta Kopernika jako zawodnik z kilkuletnim doświadczeniem i miał stanowić o sile toruńskiej formacji młodzieżowej.
To, że ma talent i potencjał pokazywał od 2018 roku w Gdańsku w 1 Lidze (średnie 1,000, 1,025 i 1,255), klasyfikowały go jako jednego z lepszych juniorów na tym poziomie rozgrywek. Zderzenie z Ekstraligą okazało się bardzo brutalne. Dobry występ w Lesznie, gdzie wygrał bieg juniorski i pomniejsze przebłyski jak choćby ten w toruńskiej rundzie GP, gdy wiózł za swoimi plecami Fredrika Lindgrena, który ostatecznie sfaulował młodego zawodnika, to było wszystko co pokazał i było to zdecydowanie za mało, aby zadowolić oczekiwania wymagających toruńskich kibiców.
W kolejnym roku, choć mocno zabiegało o powrót swojego wychowanka gdańskie Wybrzeże, toruński sztab szkoleniowy postanowił dać mu jeszcze jedną szansę wierząc, że większa konkurencja wśród młodych Aniołów odblokuje Karola na tyle, ze będzie w stanie nawiązać do wyników takich jakie osiągał w nadmorskim klubie.
 

MARCINIEC Kamil

Polska
12 9 1 1 0,222 13 nklas
Kamil Marciniec to można powiedzieć sezonowy ewenement. Wystartował bowiem na wszystkich trzech poziomach rozgrywek (Rzeszów, Krosno, Toruń). W barwach Aniołów pojechał jednak tylko w dziewięciu biegach, w których osiem razy był ostatni, a raz zdobył punkt z bonusem. Biegi w których wystartował niejako w prezencie, bo zastępował kontuzjowanych kolegów z zespołu. W pozostałych meczach był wpisywany do protokołu jako zawodnik U-24, ale zmieniał go Robert  Lambert. Na koniec sezonu został wypożyczony do Wilków Krosno, gdzie miał być w rundzie finałowej, zmiennikiem dla dwóch innych Aniołów - Aleksa Rydlewskiego i Jakuba Janika Szału jednak nie było i w dwóch meczach, w 6 startach nie zdobył co prawda kompletu zer, ale było znacznie gorzej bo do 5 ostatnich miejsc na mecie sędzia dopisał mu wykluczenie za dotknięcie taśmy.
Po sezonie Tomasz Bajerski mający w swojej młodzieżowej talii znacznie młodszych i bardziej perspektywicznych jeźdźców postanowił zrezygnować z usług Kamila dla którego miał to być ostatni rok w gronie juniorów.
  

AFFELT Mateusz
Polska
- - - - - - Zawodnik uzyskał w roku 2021 licencję w klasie 500 ccm i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Pokazał się w nich z dobrej strony, jednak na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie,, choć wielu upatrywało w nim sporego talentu, na miarę podstawowego juniora w składzie ligowym.
W roku 2021 zgodnie z regulaminem nie miał możliwości startować w rozgrywkach logowych, bowiem nie miał ukończonych 16 lat.

RUMIŃSKI Oskar
Polska
- - - - - -


Zawodnik uzyskał w roku 2021 licencję w klasie 250 ccm, a kilka miesięcy później w klasie 500 ccm i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie.
W roku 2021 zgodnie z regulaminem nie miał możliwości startować w rozgrywkach logowych, bowiem nie miał ukończonych 16 lat.

CZAJKOWSKI Kacper
Polska
- - - - - - Zawodnik uzyskał licencję w roku 2021 i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie.

KRAJEWSKI Pascal
Polska
- - - - - - Zawodnik uzyskał licencję w roku 2021 i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie.

MAKOWSKI Kacper
Polska
- - - - - - Zawodnik uzyskał licencję w roku 2021 i wystartował w kilku imprezach młodzieżowych. Pojawił się też w awizowanym składzie Apatora, ale przed meczem został zmieniony. Na ocenę jego umiejętności w roku 2021 było za wcześnie.
osoby funkcyjne z pierwszych stron gazet

TERMIŃSKI Przemysław
właściciel klubu
Właściciel klubu po awansie drużyny do najwyższej klasy rozgrywkowej zmienił swój medialny przekaz i  powstrzymywał się od złośliwych komentarzy, a sprawy z zawodnikami załatwiał w zaciszu klubowych gabinetów. Jeśli media usłyszały jakoś komentarz to było to odniesienie do faktów i stroniło o personaliów. Zachowanie to wpłynęło bardzo pozytywnie na wizerunek klubu w oczach zawodników, który nie byli już tak negatywni nastawieni do drużyny z miasta Kopernika.
Termiński wykazał się też doskonałym zmysłem taktyczny, bo spadając z ekstraligi zatrzymał najważniejszych zawodników i po awansie mógł oprzeć budowę składu na tym co już posiadał w swoich zasobach kadrowych. Zatem do braci Holderów i Adriana Miedzińskiego dołączyli Robert Lambert i Paweł Przedpełski, którzy okazali się rewelacją ekstraligowych rozgrywek w sezonie 2021 i choć dyspozycja Chrisa Holdera i Adriana Miedzińskiego była daleka od oczekiwanej, to nakreślony przed sezonem cel - czyli utrzymanie w ekstralidze - został zrealizowany, a to z kolei wskazuje, że decyzje podejmowane przez właściciela w sezonie 2021 były jak najbardziej słuszne.

TERMIŃSKA Ilona
prezes
Pani Prezes kolejny rok pokazała, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Klub działał jak szwajcarski zegarek. Drużyna jaką zbudowano osiągnęła wyznaczony cel czyli utrzymanie i sezon kończyła stabilna finansowo i organizacyjnie. Zawodnicy mogli spokojnie skupić się na sportowym rozwoju i nie mieli powodów do narzekania na cokolwiek. Klub podjął też szerokie działania mające wypromować kolejne gwiazdy z toruńskiej szkółki żużlowej. Co prawda w lidze ciągle Apator nie miał silnej formacji młodzieżowej, ale pojawienie się Krzysztofa Lewandowskiego i Mateusza Affelta było zwiastunem na lepsze czasy również w tym elemencie.
Klub zaczął poprawiać też swój medialny wizerunek, co było niezwykle istotne w przypadku rozmów kontraktowych z zawodnikami przed kolejnymi sezonami. Niestety drużynie ciągle brakowało spektakularnego sukcesu, by w większym stopniu zapełnić MotoArenę. Niestety toruński kibic oczekiwał czegoś więcej niż tylko walki o utrzymanie.

BAJERSKI Tomasz
menadżer drużyny

Drugi rok Bajerskiego w Apatorze okazał się bardzo dobry. Zbierał pozytywne opnie wśród kibiców, lubiły go media, a co najważniejsze miał dobry kontakt z zawodnikami. Cały sezon pokazał też , że toruński wychowanek jako trener potrafił podejmować jasne i jednoznaczne decyzje, co scementowało zespół i przełożyło się na atmosferę i pełne zrozumienie, że celem w DMP jest drużyna, a nie indywidualności. "Bajer" pokazał również, że wie na czym polega taktyka meczowa, bowiem umiejętnie czytał mecz i skutecznie żonglował rezerwami, gdy drużyna tego potrzebowała.
Po sezonie coś zaiskrzyło na linii klub - Bajerski i umowa na nowy sezon długo oczekiwała na parafki obu stron. Z czasem okazało się, że problemy osobiste trenera mogą mieć wpływ na wizerunek klubu i ewentualny angaż Tomasza Bajerskiego przesunięto na styczeń 2022.
Nie umniejszało to jednak roli Bajerskiego w sezonie 2021 i zarówno kibice jak i drużyna oczekiwali, że trener pozostanie na swoim stanowisku.

Zawodnicy którzy zdali licencję w sezonie 2021

2021-03-30 Leszno - egzamin na licencję "Ż"
                 Leszno - Maksym Borowiak, Hubert Jabłoński, Antoni Mencel, Olivier Buszkiewicz
                 Gorzów - Oliwier Ralcewicz
                 Częstochowa - Franciszek Karczewski, Kajetan Kupiec
                 Gniezno - Oskar Hurysz, Mateusz Jabłoński

2021-04-12 Toruń - egzamin na licencję "Ż"
                 500 ccm - Toruń - Kacper Makowski,
                 250 ccm - Toruń - Oskar Rumiński, Jakub Breński

2021-04-29 - egzamin na licencję "Ż"
                 odwołany z powodu zbyt małej liczby zgłoszeń

2021-05-27 Bydgoszcz - egzamin na licencję "Ż" oraz 250cc
                 ??????

2021-06-07 Gorzów - egzamin na licencję "Ż"
                 Gorzów - Oskar Paluch

2021-06-28 Toruń - egzamin na licencję "Ż" oraz 250cc
                 500 ccm - Toruń - Kacper Czajkowski (2004), Mateusz Affelt (2006) i Pascal Krajewski (2006)
                 250 ccm - Bydgoszcz - Aaron Grysiak (2006), Częstochowa - Kacper Halkiewicz (2007)

2021-06-28 Toruń - egzamin na licencję "Ż" oraz 250cc
                 500 ccm - Krosno - Patryk Nater (2004)
                 250 ccm - Krosno - Miłosz Grygolec (20.09.2006)

2021-08-30 Wrocław  - egzamin na licencję "Ż" oraz 250cc
                 500 ccm - Kacper Teska (2006) Leszno, Tobiasz Musielak (2006) Leszno, Oskar Stępień (2005) Opole,
                                Dawid Rybak (2004) Wrocław, Jakub Wiatrowski (2004) Wrocław, Oskar Kołak (2002) Łódź
                 250 ccm - Kamil Witkowski (2008) Leszno, Krystian Buczyński (2008) Leszno,  Krzysztof Skorczyk (2007) Leszno, Eryk Farański (2008) Wrocław

2021-09-27 Rybnik - egzamin na licencję "Ż" oraz 250cc
                 500 ccm - Lech Chlebowski (2005) Rybnik, Seweryn Artur Grabarczyk (2006) Rybnik, Kacper Warduliński (2006) Grudziądz, Oskar Ajtner - Gollob (1995) Bydgoszcz
                 250 ccm - Kacper Rafał Król (2008) Gdańsk, Eryk Kamiński (2008) Gdańsk, Szymon Tomaszewski (2008)Rybnik, Konrad Pawłowski (2007) Grudziądz,
                                Nikodem Kosma Chorzępa (2007) Rzeszów
  


Toruńskie podprowadzające w sezonie 2021

Joanna Nowakowska
Kaja Sikorska
Magda Milewska
Oliwia Łucka
Weronika Bartkowska

TABELA PGE EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2021


       
zespół mecze zw. rem. por. pkt
duże
bon. razem pkt
małe
Betard Sparta Wrocław 14 12 - 2 24 6 30 +173
Motor Lublin 14 9 1 4 19 5 24 +44
Moje Bermudy Stal Gorzów 14 9 - 5 18 5 23 +43
Fogo Unia Leszno 14 9 - 5 18 4 22 +54
Eltrox Włókniarz Częstochowa 14 7 - 7 14 4 18 +28
eWinner Apator Toruń 14 3 1 10 7 2 9 -64
Zooleszcz DVP Logistic GKM Grudziądz 14 2 3 9 7 - 7 -158
Marwis.pl Falubaz Zielona Góra 14 2 1 11 5 1 6 -120

OSTATECZNA TABELA PGE EKSTRALIGI ŻUŻLOWEJ W SEZONIE 2021
bilans zwycięstw i przegranych oraz małych punktów ma charakter czysto poglądowy
w drugiej fazie rozgrywek rywalizacja odbywała się systemem play-off
zespół mecze zw. rem. por. pkt
duże
bon. razem pkt
małe
Betard Sparta Wrocław 18 15 1 2 31 2 33 +195
Motor Lublin 18 11 2 5 24 6 30 +46
Moje Bermudy Stal Gorzów 18 11 - 7 22 6 28 +47
Fogo Unia Leszno 18 9 - 9 18 4 22 +26
Eltrox Włókniarz Częstochowa 14 7 - 7 14 4 18 +28
eWinner Apator Toruń 14 3 1 10 7 2 9 -64
Zooleszcz DVP Logistic GKM Grudziądz 14 2 3 9 7 - 7 -158
Marwis.pl Falubaz Zielona Góra 14 2 1 11 5 1 6 -120

STATYSTYKA I REGULAMINY OBOWIĄZUJĄCE W SPORCIE ŻUŻLOWYM W SEZONIE 2021


       
lista zawodników zastępowanych

statystyka Aniołów (rar ok. 150 kb)
średnie punktowe wszystkich zawodników startujących w polskich ligach
         

regulaminy i komunikaty sportu żużlowego

  

MINIŻUŻEL W TORUNIU



SSSM STAL TORUŃ

Mateusz Affelt
Mikołaj Duchiński
Ksawery Słomski
Oskar Rumiński

 

KS TORUŃ

Jakub Breński
Franciszek Majewski
Kacper Makowski
Oskar Swobodziński

Żużel w Toruniu, to również ten w wersji mini i choć sukcesy na tym etapie rywalizacji nie są najważniejsze, to każdy z młodych jeźdźców chciał wygrywać i promować miasto Toruń w kraju, w Europie i na świecie. W sezonie 2021 w klasie 80-125cc nie można było jednak pochwalić się spektakularnymi sukcesami. W klasie 250cc zawodnicy na krajowym "podwórku" rywalizowali w sezonie 2021 w dwóch imprezach - Pucharze Ekstraligi oraz Indywidualnym Pucharze Polski. Pierwsze rozgrywki składały się z ośmiu rund, po jednej na torze każdego ekstraligowego klubu. Triumfator - Antoni Kawczyński z Wybrzeża Gdańsk zgromadził w sumie 106 ze 120 możliwych do zdobycia punktów. W tabeli sklasyfikowano czwórkę torunian, którzy niestety nie awansowali do finału. Najlepszy okazał się Oskar Rumiński, który stracił do triumfatora 57 punktów. Rumiński wystartował we wszystkich ośmiu rundach i zgromadził 49 "oczek", co pozwoliło mu zająć dziewiąte miejsce. Kolejni reprezentanci Apatora zajęli odpowiednio: dwunaste miejsce (Franciszek Majewski, 31 punktów w 5 występach), trzynaste (Mateusz Affelt, 25 punktów w 2 występach) i siedemnaste (Jakub Breński, 13 punktów w 5 występach). Piętnastoletni Rumiński był również najlepszym torunianinem w Pucharze Polski. Tym razem w trzech rundach na jego koncie pojawiło się 26 punktów, a do podium stracił tylko sześć oczek. Franciszek Majewski wystartował dwukrotnie, inkasując 18 punktów, co dało mu dwunastą lokatę. Jakub Breński zbierający doświadczenie w klasie 250cc musiał zadowolić się 14 lokatą z ośmioma oczkami.
To co nie udało się młodym przedstawicielom z Grodu Kopernika w PE i IPP, udało się w Indywidualnych Mistrzostw Polski, bowiem awansowali do finału, ale nie odegrali w nim znaczącej roli. Mikołaj Duchiński z pięcioma punktami zajął dopiero dwunaste miejsce, a Ksawery Słomski z dwoma - szesnaste.

W tym miejscu trzeba też odnotować dwa międzynarodowe występy Mateusza Affelta, który reprezentował Polskę w Indywidualnych Mistrzostwach Świata oraz Pucharze Europy w klasie 250cc. W finale IMŚ, choć zaczął od trójki, to później dorzucił tylko dwa punkty i z pięcioma punktami zajął dopiero dwunaste miejsce. Znacznie lepiej powiodło mu się w IPE, gdzie z dziesięcioma punktami zajął piąte miejsce. Mateusz Affelt został jednak w trakcie sezony posiadaczem licencji w klasie 500cc i miniżuzlowe starty były dla niego tylko epizodem, bowiem rozwijał swoją karierę pod okiem Tomasza Bajerskiego pukając do ekstraligowego składu.

Oprócz w/w jeźdźców pierwsze kroki w sezonie 2021 w miniżużlu stawiał Nikodem Leśnik.

  
Wyniki opublikowanych rozgrywek miniżużlowych
  
Inne wybrane
rozgrywki miniżużlowe
DMP
250 ccm
DMP
80-125 ccm
puchar ekstraligi 250ccm IMP IPP
2021-05-22 Wawrów   2021-05-29 Toruń   2021-06-24 Lublin 2021-06-19 Częstochowa   ???


2021-06-23
Orlen Goilden Trophy
Gdańsk

2021-07-17
Puchar Europy
Toruń

2021-08-28
Puchar Polski Par Klubowych
Wawrów

2021-07-24
IMŚ
Cloppenburg

2021-05-29 Gdańsk   2021-06-06 Rybnik   2021-08-13 Wrocław 2021-07-10 Toruń  

???

  2021-06-06 Rędziny 2021-07-08 Zielona Góra 2021-09-18 Bydgoszcz   2021-09-18 Bydgoszcz

Do rywalizacji DMP przystąpiło 8 drużyn.
Ze względu na dużą liczbę zawodników i drużyn oraz covid, stawkę podzielono na dwie grupy.
Grupa 1: Wawrów, Gdańsk, Bydgoszcz, Częstochowa
Grupia 2: Rybnik, Rędziny, Toruń, Przemyśl
W finale ścigały się dwie najlepsze drużyny z grupy.

2021-07-28 Leszno
2021-08-09 Częstochowa
2021-08-11 Grudziądz          
2021-08-19 Gorzów          
2021-09-15 Toruń

Ostateczna klasyfikacja medalowa
  
GUKS Speedway Wawrów
Speedway Rędziny
Rybki Rybnik
Antoni Kawczyński (Gda)
Kevin Małkiewicz (Gru)
Mateusz Łopuski (Gda)

klasyfikacja generalna

  Kevin Małkiewicz (Gru)
Bartosz Bańbor (Rze)
Mateusz Łopuski (Gda)

Z końcem roku 2021 wystartował projekt cykl żużlowych warsztatów pod nazwą "Polska Szkoła Żużla"
Inauguracja miała miejsce 3 października w Gdańsku, kolejne spotkania odbyły się 9 października w Toruniu, a dzień później w Bydgoszczy. Kluby zaangażowane  w projekt przy okazji wydarzenia mogły prowadzić nabór do szkółek żużlowych.
Imprezy organizował Speedwayevents.pl we współpracy z GKŻ Wybrzeżem Gdańsk, Stalą Toruń i BTŻ Polonią Bydgoszcz, a  zajęcia z młodymi kandydatami dla żużlowców prowadzili Rafał Dobrucki i Robert Kościecha .
Projekt miał na celu doskonalenie umiejętności najzdolniejszych zawodników, próbujących swoich sił na minitorach. Udział w projekcie był bezpłatny, a w zajęciach brali udział adepci jeżdżący na motocyklach służących do miniżużla, jak również ci, którzy szkolili się na pit bike'ach i sprzęcie do flat tracka. Warsztaty podzielono na część dydaktyczną i praktyczną pod okiem wspomnianych trenerów, ćwiczenia uzupełniające, konsultacje, porady dietetyka i psychologa.

Zawodnicy dodatkowo rywalizowali w zawodach, które miały formę turnieju par (mini żużel) oraz turnieju indywidualnego (pit bike i flat track).

Rafał Dobrucki - trener reprezentacji Polski - Każda inicjatywa, wspierająca rozwój młodych adeptów sportu żużlowego, jest godna pochwały i z przyjemnością przyjąłem propozycję udziału w tym projekcie, gdzie odpowiadam za zawartość merytoryczną treningów na torze. Będę też oczywiście do dyspozycji uczestników, których serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w zajęciach Polskiej Szkoły Żużla.

góra strony

    

Źródło: przegladsportowy.pl
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl

 

         strona główna        

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt