Dla Aniołów wyjazd do Grudziądza był niezwykle ważny, bowiem wywalczenie co
najmniej punktu bonusowego, przesądzał o utrzymaniu ekstraligi przez
żółto-niebiesko-białych. Ponadto torunianie chcieli przełamać złą passę, bowiem
od 49 miesięcy nie wygrali meczu wyjazdowego w Ekstralidze. Ostatni raz
Apator Toruń wracał do domu z tarczą 4 czerwca 2017 roku właśnie z Grudziądza.
Pokonał wówczas gospodarzy w spotkaniu przerwanym z powodu opadów deszczu - 45:33. W
końcowym rozrachunku uniknął dzięki temu degradacji po pamiętnych kłopotach ROW-u Rybnik. Od tamtej pory w Grodzie Kopernika nie poznano smaku zwycięstwa na
obcym torze.
Niestety wygrana Apatora oznaczała poważne kłopoty GKM-u, który musiał liczyć na
przegrane Falubazu Zielona Góra w Gorzowie i we Wrocławiu oraz na własnym torze
z Lesznem. Zanim jednak doszło do rywalizacji kibice musieli uzbroić się w
cierpliwość i poczekać na trzecie podejście do spotkania, bowiem na przeszkodzie
do rozegrania meczu ponownie stanęła pogoda. A decyzje o kolejnym przełożeniu
Derbów Pomorza, wyjaśnił sam prezes ekstraligi Wojciech Stępniewski: "Zgodnie z
regulaminem, kierujemy się najpierw prognozami pogody. Sprawdzane są one w dwóch
niezależnych źródłach: IMGW i yr.no, a więc jednym z Polski, drugim z Norwegii.
Prognozy są sporządzane przez fachowców, nie widzimy powodów, dla których - a
pojawiły się takie pytania i sugestie - mielibyśmy dodatkowo zatrudniać do pracy
lub uzasadniania tych prognoz meteorologów. Każdorazowo Ekstraliga Żużlowa - na
podstawie prognoz pogody - może (do 48 godzin przed każdym meczem) nadać takiemu
meczowi status meczu zagrożonego, co skutkuje określonymi wytycznymi dot. ubicia
i przygotowania nawierzchni, ale wyłącznie na podstawie załączonej do takiej
decyzji prognozy, która musi dokumentować realne zagrożenie deszczem. Zdarza się
czasami, że taki status jest nadawany, a po kilku czy kilkunastu godzinach jest
on "zdejmowany", bo prognozy się zmieniają. W każdym przypadku, niezależnie od
statusu meczu, organizator jest zobowiązany do przygotowania toru biorąc pod
uwagę aktualne prognozy pogody.
Kiedy prognozy są bardzo niekorzystne i wskazują na mocno i jednoznaczne opady
deszczu bez frontów burzowych, to bywa również tak, że - chcąc ograniczyć koszty
organizacji meczu dla klubów, niepotrzebne dojazdy zawodników i kibiców, a także
telewizji - odwołujemy mecz dzień lub dwa dni przed terminem. Chciałbym jednak
podkreślić, że dzieje się tak wtedy, gdy jednoznacznie wskazują na to prognozy,
nie przewidują one frontów burzowych, jak to miało miejsce w ostatnich dniach w
Polsce. Burze mają to do siebie, że niosą opady deszczu, czasami bardzo silne i
gwałtowne, ale też mogą być te opady w zupełnie innym miejscu niż prognozowane,
czasami mówiąc prosto - pada w jednym mieście i to gwałtownie, a 30 czy 50
kilometrów dalej, mimo wcześniejszych prognoz, opadów brak, a burzy... nie ma.
Mecz to 15 wyścigów. Mamy punkty bonusowe za dwumecz i bardzo ważną sprawę: trzy
drużyny rywalizują obecnie o uniknięcie miejsca ósmego na koniec sezonu i tym
samym chcą się utrzymać w Ekstralidze. Który z kibiców, kto z ludzi z klubów
i dziennikarzy nie skrytykowałby sytuacji, gdyby w Grudziądzu było po 8. biegu
np. 25:23 i sędzia miałby zakończyć mecz? My nie chcemy takich sytuacji. Naszym
zdaniem każdy mecz powinien być rozgrywany na bezpiecznym torze, każdy mecz
powinien, jeśli to jest możliwe, być rozgrywany w ramach 15 wyścigów.
Czytam też sporo komentarzy w mediach społecznościowych, które wskazują na brak
wiedzy dotyczący plandek i odwodnienia. Plandeki - dodajmy certyfikowane przez
PZM - będą obowiązkowe od sezonu 2022 na wszystkich obiektach Ekstraligi
wraz z odwodnieniem liniowym, co na pewno pomoże organizatorom w przypadku złych
prognoz pogody i opadów deszczu. Dziś nie są one wymagane regulaminem
licencyjnym, a z tej racji, że koszty zakupienia plandeki sięgają 250 - 350 tys.
zł (w zależności od wielkości toru) odstąpiono, mam tu na myśli regulamin
licencyjny PZM, od obowiązku ich posiadania w sezonie 2021. Spowodowane było to
wyłącznie sytuacja pandemiczną w 2020 roku. Dodam jeszcze, że obecnie jedynym
klubem posiadającym certyfikowaną plandekę jest klub z Wrocławia. Aby plandeka
dobrze zafunkcjonowała, potrzebne jest odwodnienie liniowe. Takiego nie mają
jeszcze ośrodki z Zielonej Góry, Leszna, Częstochowy i Gorzowa. Jego koszty
także są znaczne, ale jest to nierozłączny system: plandeka i odwodnienie.
Już pięć lat temu regulamin licencyjny zawierał tego typu wymogi, tzn. plandek i
odwodnienia, kluby i samorządy wiedziały o tym z wyprzedzeniem, potem świat
stanął w obliczu pandemii i priorytety się zmieniły. Jeśli mogę zrozumieć trudną
sytuację samorządów po 2020 roku, to wychodzę teraz naprzeciw nowemu kontraktowi
TV i mówię, że od 2022 roku będą w każdym klubie pieniądze na odwodnienie i
plandeki".
Ostatecznie w trzecim terminie udało się rozegrać mecz. W drużynie gospodarzy
nie było żadnej niespodzianki. W awizowanym składzie znalazł się Nicki Pedersen,
nad którym ciągle wisiało widmo zawieszenia przez duńską federację. Ponadto
trener Janusz Ślączka zdecydował, że swoją szansę dostanie Krzysztof Kasprzak, a
nie Paweł Miesiąc. Z kolei trener Tomasz Bajerski zastosował standardowy manewr,
w którym w składzie znalazł się Kamil Marciniec, którego od początku miał
zastępować Robert Lambert. Ponadto w składzie znalazł się młody Kacper Makowski,
który miał dostać szansę na ligowy debiut, ale była to tylko zasłona, bowiem
mimo słabej postawy, doświadczenie Karola Żupińskiego, było znacznie większe i
to ten zawodnik ostatecznie został wpisany do programu zawodów.
Spotkanie od początku było bardzo nerwowe i toczyło się na przysłowiowym styku.
Dzięki bardzo dobrej dyspozycji Krzysztofa Kasprzaka i Norberta Krakowiaka
gospodarze uratowali remis, który co prawda nie zadowalał gospodarzy, ale dawał
minimalne nadzieje na utrzymanie.
Po remisie w biegu pierwszym i wygranej gospodarzy 4:2 w biegu młodzieżowym w
odsłonie dnia doszło do fatalnego wypadku z udziałem Nickiego Pedersena, Jacka
Holdera oraz Kennetha Bjerre. Na wyjściu z pierwszego łuku Bjerre zawęził tor
jazdy i wjechał w Jacka Holdera, a w to wszystko wmieszał się jeszcze Pedersen,
który najbardziej ucierpiał w tym zdarzeniu. Trzykrotny mistrz świata na moment
stracił nawet przytomność. Z kolei Australijczyk był bardzo mocno oszołomiony.
W jego motocyklu rozpadł się łańcuch i sprzęgło. Siła uderzenia była tak duża,
że choć miało ono miejsce w połowie prostej, ogniwka łańcucha leżały przy
wjeździe do parku maszyn na drugim łuku. Decyzją lekarza zawodów obaj zawodnicy
nie zostali dopuszczeni do dalszych startów. Pedersen z powodu chwilowej utraty
świadomości, Jack Holder z racji podejrzenia urazu żeber. Po tym jak zawodnicy ochłonęli,
obaj zostali odwiezieni na badania do grudziądzkiego szpitala. Bjerre został
wykluczony z powtórki, ale mógł kontynuować jazdę, jednak sportowo już nie
istniał w meczu, bo zapisał przy na swoim koncie tylko 1 punkt i bonus.
Nieobecność liderów nie wpłynęła na jakość widowiska, a spotkanie było bardzo
wyrównane. Gospodarze przygotowali wymagającą nawierzchnię. W trakcie meczu
zawodnicy obu drużyn wielokrotnie mieli problemy z opanowaniem motocykli. Na
takiej nawierzchni zupełnie nie radził sobie wspomniany Kenneth Bjerre, a także
Chris Holder. Błyszczeli za to Przemysław Pawlicki, świetnie radził sobie
Krzysztof Kasprzak, ważne punkty dorzucał Roman Lachbaum, ale również Norbert
Krakowiak, który bezpośrednio zastępował Pedersena. Wynik pozostawał remisowy do
biegu dziewiątego, kiedy Pawlicki do spółki z Lachbaumem podwójnie pokonali
Pawła Przedpełskiego i Karola Żupińskiego.
W dwunastej gonitwie miał miejsce kolejny dramat grudziądzan. Przy stanie 35:31
miejscowi w osobach Krzysztofa Kasprzaka i Denisa Zielińskiego prowadzili
podwójnie, jednak na ostatnim okrążeniu groźny wypadek zanotował ten ostatni. Na
wyjściu z pierwszego łuku podniosło mu przednie koło i uderzył w bandę, a na
domiar złego tyłem motocykla uderzył go jadący z tyłu Żupiński. Pierwsza
diagnoza postawiona przez lekarza zawodów - niestety, wizualnie można było ją
potwierdzić - mówiła o złamaniu kości przedramienia i był to koniec sezonu dla
zawodnika.
Przed biegami nominowanymi gospodarze prowadzili czterema punktami i zaliczka ta
dawała im pewien komfort. Jednak w gonitwie czternastej kapitalny popis jazdy
parą dał Robert Lambert, który niemal przez cztery kółka "holował" Chrisa
Holdera i Apator dowiózł do mety drużynowo pięć punktów, doprowadzając do
kolejnego remisu w meczu. Wszystko miało się zatem rozstrzygnąć w ostatnim
biegu. Grudziądzanie chcieli walczyć o wygraną i przez moment prowadzili
podwójnie, by za chwilę wygrywać 4:2. Z przodu jechał Krzysztof Kasprzak, o
jedno "oczko" walczył natomiast Przemysław Pawlicki, ale zawodnik GKM-u na
trzecim okrążeniu zamiast skupić się na obronie zajmowanej pozycji, próbował po
zewnętrznej wyprzedzić Adriana Miedzińskiego i zanotował uślizg. Sędzia w
tej sytuacji przerwał wyścig i z powtórki wykluczył wychowanka Unii Leszno. Tym
samym grudziądzanie mogli liczyć już tylko na pozostawiający niedosyt remis i
właśnie takim rezultatem zakończyło się derbowe starcie. Wszystko za sprawą
Krzysztofa Kasprzaka, który swoim występem "wykupił" sobie miejsce w składzie GKM-u na kolejny rok.
Podsumowując. Remis zadowala torunian, bo oprócz jednego punktu meczowego otrzymali także drugi - bonusowy, a taka zdobycz stawia ich w całkiem dobrej sytuacji w kontekście walki o pozostanie w lidze. A GKM? Znacznie skomplikował sobie swoją sytuację, ale ciągle miał szanse na utrzymanie, ale jego los zależał od kolejnych potyczek Falubazu Zielona Góra.
Po spotkaniu kibice obu zespołów drżeli o stan zdrowia poszkodowanych zawodników. Na szczęście obyło się bez poważniejszych urazów u liderów i po kilku dniach rehabilitacji obaj żużlowy mogli wrócić do ścigania. Australijczyk został mocno poturbowany i miał zbite płuco, dlatego młodszy z braci Holderów został w szpitalu na obserwacji i odpuścił starty w spotkaniu brytyjskiej Premiership, by być gotowym na konfrontację Apatora z Motorem Lublin. Z kolei u Nickiego Pedersena również obeszło się bez złamań, ale Duńczyk był także mocno poobijany. Zawodnik narzekał na ból głowy, szyi, brzucha i ramienia, ale postanowił wypisać się ze szpitala i udał się ze swoją partnerką do Hiszpanii, skąd miał wrócić na mecz GKM-u w Lesznie. Niestety u Denisa Zielińskiego potwierdziło się złamanie kości ramiennej z przemieszczeniem oraz dwóch żeber. Zawodnik przeszedł operację w grudziądzkim szpitalu i kontuzją zakończył sezon.
Po spotkaniu powiedzieli:
Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Absolutnie nie czujemy się pewni utrzymania
w Ekstralidze, cały czas trzeba jeszcze walczyć, przewaga w tabeli jest
niewielka. Po upadku Jacka i Nickiego wiedziałem, że obie drużyny są równo
osłabione. W tym meczu potwierdziło się to, co wiem od lat, że jak drużyna traci
lidera, to reszta jedzie jakby ponad stan. Nam udało się zdobyć punkt bonusowy
plus jeszcze jeden za remis, a niewiele zabrakło, abyśmy wygrali to spotkanie.
Nie zmienia to jednak faktu, że jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy. Co do toru,
nie mieliśmy i nie mamy żadnych zastrzeżeń. Był on dobrze przygotowany. Upadki
nie miały z tym żadnego związku. Jeżeli chodzi o karambol z początku meczu, to
po prostu trzech zawodników spotkało się w jednym miejscu. Zrobiło się ciasno.
Trudno mi nawet komentować czy była kogoś wina. Na pewno był to dla mnie
najbardziej dramatyczny mecz w mojej karierze trenerskiej. Zawodniczej nie.
Pamiętam kiedyś mecz w Grudziądzu, który kończyliśmy w trójkę.
Robert Lambert - Toruń - Wiedzieliśmy, jak bardzo ważny jest ten wyścig czternasty. Mieliśmy pewną rozmowę w parku maszyn. Ten mecz musiał trwać i odpowiednio się zakończyć. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia wszystkim kontuzjowanym zawodnikom. Robert kontrolował i patrzył na wynik spotkania. Później trzeba było odrabiać te straty i udało się je odrobić.
Janusz Ślączka - trener z Grudziądza - Nicki nie czuł się najlepiej. Zdrowie
jest najważniejsze. Wynik sportowy jest dla nas ważny, ale to zdrowie jest na
pierwszym miejscu
Krzysztof Kasprzak - Grudziądz - Finał w Lesznie pokazał czego brakuje - tylko
dopasowania motocykla. Jechałem na silniku Flemminga Graversena, mam też silniki
od Ashleya. Dziękuję za pomoc obu tunerom. Każdy z nas ćwiczy, trenuje, biega,
jeździ rowerem, pilnuje diety itd. A jeśli trafisz ze sprzętem i na wejściu
jesteś pierwszy, to trzymasz gaz i jedziesz do przodu. Cały czas trzeba walczyć,
szukać nowości, brać przykład z Bartka Zmarzlika Na pewno dużo pomogły mi starty
w Szwecji. Potrzebowałem meczów. Dzisiaj musimy wygrać. Ciężkie miałem wejście w
sezon, ale postaram się, aby zakończenie było dobre. Mieliśmy wygrać te zawody
ale nie udało się. Dzisiaj jednak popełniłem parę błędów, ale cieszę się z tego
remisu, bo chociaż to nam zostało.
Nicki Pedersen - Grudziądz - Brałem udział w niebezpiecznym upadku w ostatnim meczu w lidze polskiej. Po uderzeniu z dużą prędkością w ogrodzenie byłem nieprzytomny. Na początku zacząłem mamrotać, a po kilku minutach mój kolega z zespołu Kenneth Bjerre, który również brał udział w upadku, powiedział, że totalnie "odcięło mi prąd". Pamiętam jedynie moment wypadku zanim uderzyłem głową i całym ciałem w ogrodzenie. Następnie nie pamiętam nic aż do momentu podróży do szpitala, gdzie mnie prześwietlono. Nie ma żadnych złamań, ale towarzyszy mi dużo bólu - szyi, głowy, ramion i brzucha. Mam wewnętrzny skrzep krwi na wątrobie i muszę być świadomy, że będzie towarzyszył mi duży ból. Wypisałem się już ze szpitala, chociaż lekarze zasugerowali, że powinien zostać na obserwacji. Pięć godzin później byłem już na lotnisku w Berlinie, skąd odleciałem do mojej dziewczyny Anny w Hiszpanii. Szukamy tam nowego mieszkania. Myślę, że w kolejny tydzień mini pod znakiem bólu i powrotu do zdrowia. Po takim niebezpiecznym upadku muszę jednak patrzeć pozytywnie na tę sytuację, ponieważ mogło potoczyć się o wiele gorzej.
Piotr Markuszewski - wychowanek z GKM-u, były zawodnik Apatora - Remis jak porażka. Liczyłem, że GKM wygra z Apatorem. Początek zawodów ułożył się bardzo źle. Zespół stracił Nickiego. Być może na to miało wpływ zamieszanie z licencją. To mogło wpłynąć na koncentrację i psychikę samego zawodnika. Najważniejsze, że nie stało mu się nic poważnego. Szkoda Denisa Zielińskiego. Wpadł w koleinę, nie utrzymał motocykla, puścił gaz i go pociągnęło. Szkoda też biegu juniorskiego. GKM mógł wygrać 5:1 a wynik byłby inny. Mecz mógł być spokojnie wygrany, a tak się ułożyło, że mamy remis.Z drugiej strony Kenneth bardzo zawiódł i ciężko powiedzieć o nim coś dobrego. Jak nie ma się stabilnych zawodników to trudno marzyć o czymkolwiek. To największy problem. Możemy być zadowoleni z postawy Romana Lachbauma i Norberta Krakowiaka, bo stanęli na wysokości zadania. Tak samo jak Krzysztof Kasprzak, którego sprzęt w końcu zaczął jechać. Teraz GKM musi pojechać na maksimum możliwości, ale będzie o wiele trudniej niż z Apatorem. Apator ma bardziej wyrównany skład i kosmicznych juniorów.
Jacek Frątczak - były menadżer z Torunia - Tor był wymagający ze względu na ulewy, które panowały w Grudziądzu. Byli jednak tacy zawodnicy, jak Robert Lambert, którzy świetnie radzili sobie na nim. I to jest odpowiedź na ewentualne pytania dotyczące nawierzchni. Co innego, gdyby wszyscy zawodnicy przewracali się na niej, ale tak nie było, dlatego dla mnie nie ma tutaj żadnej dyskusji. Matematycznie GKM ma jeszcze szanse, ale realnie oceniam, że braknie Grudziądzowi tego punku. Szkoda, bo w drużynie narodził się poważny zawodnik w postaci Norberta Krakowiaka. Przede wszystkim trzeba mieć nadzieję, że chłopaki będą zdrowi, bo wypadek był koszmarny. Wygląda na to, że Grudziądz tym meczem pogrzebał sobie szanse na pozostanie w Ekstralidze. Krzysztof Kasprzak, uratował gospodarzom remis w ostatniej gonitwie. Widać, że jeździ na nowych silnikach od Fleminga Graversena. Widać było, że w Lesznie, jak i w Grudziądzu jechał podobnie - szybki dojazd do pierwszego łuku ze startu, natomiast na trasie po jednej regulacji było też w porządku. Wszystko wskazuje na to, że Krzysiek złapał formę i Grudziądz może tylko żałować, że nie wykorzysta tego do końca sezonu.