2021-04-30 runda zasadnicza
eWinner Apator Toruń - ZOOLeszcz DVP Logistic GKM Grudziądz
   
Przed Derbami Pomorza pomiędzy Apatorem, a GKM-em nastroje w obu zespołach mimo podobnej zdobyczy punktowej były zgoła odmienne.
Gdyby tylko stadiony mogły być otwarte dla kibiców, najpewniej MotoArena przeżywałaby spore oblężenie. Derbowe pojedynki pomiędzy klubami z Torunia i Grudziądza bywały w ostatnich latach ciekawe i choć nie tak mocno osadzone na Pomorzu jak derby z Bydgoszcz, to Toruń i Grudziądz stając w lidze pod taśmą 14 razy stwarzały wręcz historyczne widowiska, wspomniane przez kibiców latami. Fanom zapewne najbardziej zapadł w pamięć mecz z 31 lipca 1996 roku, niestety nie z powodu walki na torze, a festiwalu upadków. Spotkanie przerwano po upadku Roberta Dadosa w 12 biegu. Był to 6 upadek w całym meczu, a wcześniej stadion przy Hallera 4 w karetce opuścił Piotr Markuszewski po makabrycznie wyglądającym upadku, który zahamował karierę dobrze zapowiadającego się młodego zawodnika. Kolejnym pamiętnym meczem było ostatnie starcie obu drużyn, do którego doszło 28 czerwca 2019 w Toruniu. Była to pierwsza wygrana GKM-u Grudziądz na wyjeździe w najwyższej klasy rozgrywkowej. Ten wynik przypieczętował również pierwszy spadek Torunian.

Rok 2021 pisał jednak zupełnie nową ligową historię. GKM opuścił bowiem wieloletni lider Artiom Łaguta, a atmosfera w grudziądzkim parkingu była daleka od pozytywnej. Tarcia pomiędzy Nickim Pedersenem, a Przemysławem Pawlickim nie pomagały w budowaniu zespołu, ale tym, co było największym zmartwieniem sztabu szkoleniowego to postawa Kennetha Bjerre i Krzysztofa Kasprzaka. Duńczyk nie wygrał żadnego z 19 ostatnich wyścigów w Ekstralidze. Z kolei Polak, który przed rokiem ponownie awansował do cyklu Grand Prix zawodził na całej linii. Jako że derbowe starcie określane było mianem drugiej najważniejszej wyjazdowej batalii dla GKM-u po zielonogórskiej, postawa wspomnianej dwójki musiała ulec znaczącej poprawie. Bez tego o korzystnym rezultacie Gołębie mogły tylko pomarzyć.

Na drugim biegunie był zespół Apatora, który był co prawda po dwóch przegranych na wyjeździe, ale nie brakowało opinii, że zespół Aniołów zostawił po sobie dobre wrażenie. Szczególnie w Lesznie, gdzie Unia do samego końca nie była pewna końcowego tryumfu. Jednak i toruński sztab szkoleniowy miał o czym myśleć, a najwięcej obaw dotyczyło Adriana Miedzińskiego. Trener Bajerski nie ukrywał, że najbardziej liczy na punkty "Miedziaka" w spotkaniach domowych. Tak, jak było to przy okazji inauguracji z Zieloną Górą, gdy zdobył 9 punktów z bonusem. Tak więc derbowa potyczka, po dwóch nieudanych wyjazdach miała być dla kapitana Aniołów swoistym egzaminem.

Początek spotkania pokazał, że torunianie doskonale czują się na domowym torze, a potwierdzały to indywidualne zwycięstwa gospodarzy w pierwszej serii startów. Kreatorem największych emocji był wspomniany Adrian Miedziński, który już w pierwszym wyścigu minął doskonałym atakiem na dystansie Przemysława Pawlickiego i pomknął po pewne trzy punkty. Kolejne emocje Adi zaserwował w wyścigu, w którym stanął do walki z Nickim Pedersenem. Wychowanek Apatora prowadził przez dwa okrążenia, ale popełnił błąd i upadł na tor. To nie zraziło do walki ambitnego torunianina, bowiem w dwunastym biegu dnia stoczył wyborną walkę z Denisem Zielińskim, wychodząc z niej zwycięsko, a ostatni wyścig dnia to genialna, zwycięska batalia z Przemysławem Pawlickim.
Apator oprócz widowiskowej jazdy "Adika" miał wielu liderów tego dnia, bo doskonale punktowali Robert Lambert, który przegrał tylko jeden wyścig z Nickim Pedersenem oraz Chris Holder. Cały mecz ułożył się tak naprawdę po pierwszej serii startów, która zakończyła się wynikiem 16:8 choć grudziądzanie mogli ugrać z niej znacznie więcej, bowiem w czwartym biegu doskonale spod taśmy ruszyła para Krakowiak i Zieliński, nie dając szans Jackowi Holderowi. Niestety na wyjściu z drugiego łuku Norbert Krakowiak popełnił błąd, przez który spadł na ostatnią lokatę, a na dystansie junior GKM-u dał się minąć młodszemu z braci Holderów. Wówczas zamiast dwóch punktów straty, goście musieli odrabiać, aż osiem oczek, których zawodnicy Apatora nie oddali już do końca meczu.
Trener Janusz Ślączka umiejętnie w czujnie korzystał rezerw taktycznych, a mógł to uczynić już w piątym biegu, kiedy zastąpił Krakowiaka - Pawlickim. Zmiana ta nie przyniosła jednak spodziewanych efektów, bo torunianie triumfowali podwójnie. Kolejne gonitwy również nie dawały nadziei grudziądzkim kibicom na satysfakcjonujący wynik. Długo wyścigu nie był w stanie wygrać nawet Nicki Pedersen, który w pierwszym meczach sezonu spisywał się rewelacyjnie.
Na koniec trzeciej serii startów doszło do ciekawego pojedynku Przedpełskiego i Pawlickiego. Zawodnicy zmieniali się pozycjami, aż na tor w teatralny sposób upadł kapitan GKM-u. Po analizie powtórek sędzia Paweł Słupski, widząc, że nie było kontaktu między żużlowcami, wykluczył Pawlickiego. W powtórce para Przedpełski-Jack Holder bez większych problemów ograła Kasprzaka. Po trzech seriach na tablicy wyników widniał rezultat 38:22, a triumf gospodarzy był pewny już po dwunastym biegu. W nim coach gości zdecydował się puścić w bój duet juniorski. I była to cenna nauka dla młodzieżowców, bo świetnie spisał się Denis Zieliński, który długo bronił się przed Miedzińskim. Junior nie utrzymał prowadzenia, ale po dorzuceniu kolejnej "dwójki" miał na swoim koncie sześć oczek, czym zapewnił sobie szósty start w meczu.
Przed wyścigami nominowanymi goście odnieśli drugie zwycięstwo. Po ciekawym biegu i pojedynkach Nickiego Pedersena z Chrisem Holderem oraz Kennetha Bjerre z Jackiem Holderem, GKM wygrał 4:2 i zmniejszył przewagę Apatora do 16 oczek. Jednak ostatnie dwa wyścigi potwierdziły dominację Apatora, który chciał mieć jak największą zaliczkę przed rewanżem w którym celem był do zdobycie co najmniej punktu bonusowego. Dlatego najpierw Lambert i Jack Holder ograli Bjerre i Zielińskiego 4:2, a następnie w takim samym stosunku duet Chris Holder-Miedziński pokonał Pedersena i Pawlickiego.

Podsumowując. Mecz w Toruniu był jednostronną rywalizacją. Apator pewnie i spokojnie pokonał GKM Grudziądz 55:35. Drużyna Apatora udowodniła wszystkim, że dobre wyniki na wyjazdach nie były dziełem przypadku. W meczu najszybszymi zawodnikami byli Chris Holder i Robert Lambert. Australijczyk na torze prezentował się tak, jak wtedy gdy zdobywał tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Starszy z toruńskich braci był szybki, waleczny i jechał zgodnie z przedsezonowymi obietnicami trenera Tomasza Bajerskiego. Z kolei Brytyjczyk pokazał prędkość z zeszłego sezonu, popisał się najlepszym czasem dnia i tylko raz przekroczył metę za plecami rywala. Na pochwałę zasługiwał także Adrian Miedziński, który ponownie solidnie zapunktował, jednak skazę na jego występie pozostawia upadek z dziesiątym biegu. Co prawda Jack Holder i Paweł Przedpełski pojechali nieco w kratkę, ale pozostali zawodnicy, a zwłaszcza juniorzy zbierając swoje punkty nadrobili straty tej dwójki.
Na drugim biegunie pozostawał wynik gości. Włodarze GKM-u Grudziądz mieli o czym myśleć, bowiem w ich zespole na pochwałę zasługiwał tylko Denis Zieliński, a liderem zespołu był tradycyjnie Nicki Pedersen. Niestety poza wymienioną dwójką ciężko szukać pozytywów. Nic więc dziwnego, że kibice GKM-u nie mogli być zadowoleni z postawy swoich ulubieńców. Krzysztof Kasprzak i Norbert Krakowiak prezentowali się tak słabo, że Janusz Ślączka wolał postawić na Denisa Zielińskiego. Torunianin jeżdżący w barwach GKM-u jechał bardzo przyzwoicie. Zawodnik imponował formą nie tylko podczas meczów Ekstraligi, ale także świetnie jechał w trakcie zawodów juniorskich. Widać było, że przez zimę nabrał pewności siebie i jeździ znacznie odważniej niż jeszcze rok temu. Takiego postępu w ostatnich miesiącach nie wykonał żaden inny zawodnik w najlepszej żużlowej lidze świata. Jednak przemiana nie wzięła się znikąd, bo stało za nią zatrudnienie doświadczonego mechanika, który potrafi nie tylko perfekcyjnie zadbać o sprzęt, ale przede wszystkim podejmować perfekcyjne decyzje o dopasowaniu odpowiednich ustawień silnika do nawierzchni. Do fachowości Dołkowskiego nikt w środowisku żużlowym nie ma żadnych zastrzeżeń, bo mechanik przez lata przechodził najtrudniejszą szkołę, będąc szefem teamu Nickiego Pedersena.

Po zawodach powiedzieli
Ilona Termińska
- prezes klubu z Torunia - Mamy młody i perspektywiczny skład, który powinien się rozwijać. Pamiętajmy, że zawodnicy z roku na rok mogą robić postępy i stanowić coraz większą wartość dla zespołu. Nie mam nic przeciwko temu, żeby ten rozwój przebiegał w szeregach naszego klubu. Myślę, że taka drużyna jest w stanie zapewnić znacznie więcej radości kibicom niż najdroższy na świecie dream team. Najlepiej by było gdybyśmy z każdym kolejnym sezonem minimalnie się poprawiali i małymi krokami przebijali się coraz wyżej. Zamierzamy przywracać blask toruńskiemu żużlowi, ale chcemy robić to stopniowo i bez większej presji. Myślę, że to jest odpowiedni kierunek, Nie chodzi o to, żeby co chwilę dokładać jakieś mocniejsze ogniwa i robić rewolucję. Na kolejne osiągnięcia warto pracować przy pomocy naszych chłopaków, którzy utożsamiają się z klubem i wiele znaczą dla Torunia.

Adam Krużyński - członek rady nadzorczej - Cel jest jasno postawiony. Ta drużyna ma się cementować i się utrzymać. Podstawowego założenia nie zmieniamy. Spokojnie mamy się utrzymać w PGE Ekstralidze. Na bazie tych doświadczeń i tego, że ten zespół się buduje, w przyszłym roku będziemy starali się walczyć o wyższe cele i takie sobie je postawimy. Cieszymy się z tego, co mamy. Nie ma hurraoptymizmu. Trzeba mieć pokorę w sporcie, szczególnie w żużlu, który jest nieprzewidywalny. Jedna kontuzja, jedna sytuacja losowa, której możemy nie przewidzieć, potrafią zmienić wszystko.
My mamy równy zespół. Nawet przy nieco słabszych zawodach Jacka Holdera, inni zawodnicy tę lukę wypełniają. To, co podkreślaliśmy od początku, nasz zespół ma być mocniejszy z meczu na mecz i to widać. Jest chemia w zespole i mamy wsparcie w młodzieży. Bez względu na to, kto przegrywa, a kto wygrywa, widać w parku maszyn współpracę w naszym zespole. Fajnie to wszystko Tomek Bajerski prowadzi. To, jak ułożył wyścigi nominowane, też jest najlepszym dowodem na to, że można również w tych biegach, myśląc i przewidując tak zestawić pary, żeby dawały sukces. Przed sezonem wielu ekspertów mówiło, że nie mamy zawodników na biegi nominowane. My w tym sezonie we wszystkich czterech meczach 14. i 15. wyścigi globalnie wygrywaliśmy, z czego bardzo się cieszymy - podkreśla działacz z grodu Kopernika.
Decyzja o pozostawieniu Chrisa Holdera też się broni sama. Zostawiając w zespole starszego z braci Holderów wiedzieliśmy, że on na toruńskim torze poradzi sobie i będzie jednym z najlepszych, jeśli nie czasami nawet najlepszym naszym zawodnikiem. Chris to tylko potwierdza. Poprzedni sezon, gdzie jeździł jako gość we Wrocławiu, zebrał sporo doświadczeń. Wierzymy, że te mecze wyjazdowe nie będą już tak słabe w tym sezonie. Nie popełniliśmy błędu kontraktując akurat tego żużlowca. Do tego Robert Lambert ewidentnie już się dogadał się ze sprzętem. Te cztery wygrane wyścigi to bardzo dobry prognostyk. Taki zawodnik do lat 24 będzie robił różnicę w lidze. Z taką też nadzieją kontraktowaliśmy tego żużlowca. Patrząc na to, co w Lublinie robi Dominik Kubera, widać jak to jest ważna pozycja w każdym zespole.

Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Jeżeli chodzi o derby to nie było stresu. Każdy przeciwnik jest mocny, może przewaga punktowa tego nie pokazuje, ale widać, że Grudziądz ma kilku zawodników, którzy potrafili nam zagrozić. Komisarz był tu od wczoraj, wszystko było robione tak jak ja chciałem. Nie wiem kto i dlaczego pisał takie rzeczy o naszym torze. Znam przyczynę dobrego wyniku Roberta Lamberta, pracowaliśmy nad tym od meczu w Lesznie. Ustaliliśmy plan na trening i dziś to zaprocentowało.
Musimy popracować nad postawą juniorów w dalszej części zawodów. Dobry początek często ich demotywuje. Na pewno Krzysztof Lewandowski nie będzie już udzielał wywiadów w trakcie spotkania.

Robert Lambert - Toruń - Intensywne treningi, które odbywamy w tygodniu w końcu przyniosły oczekiwane efekty. Na początku sezonu miałem problem z odnalezieniem regularności w swoich startach, ale mam nadzieje, że już je zażegnałem co potwierdza dzisiejszy występ. Potrzebowałem się wyluzować, ponieważ za dużo myślałem o startach, zamiast podejść do nich ze spokojem. Jestem zadowolony z wyniku swojego jak i drużyny. To bardzo miłe wygrać u siebie. [...] Od kiedy jako dziecko oglądałem Nickiego Pedersena w zawodach Grand Prix, wywierał na mnie spore wrażenie i starałem się naśladować go na motorze. To wspaniała sprawa móc ścigać się na torze ze swoim idolem, a dziś udało mi się go pokonać.

Jack Holder - Toruń - Mamy dobry, wszechstronny zespół. Jeśli wszyscy będą robić co do nich należy, nie ma powodu, dla którego mielibyśmy nie wejść do fazy play-off - powiedział Australijczyk zdradzając najprostszą z możliwych recept na sukces. - Zaczęliśmy od domowej wygranej w dobrym stylu z Falubazem Zielona Góra. Później przegraliśmy z jednym z najsilniejszych zespołów we Wrocławiu, ale porażka ta nie była za wysoka. Wszystko idzie dobrze. Dopóki wszyscy będą robić co trzeba, będzie "ok".
Jeżdżę do Torunia od dawna, obserwowałem brata, gdy byłem młodszy. Bycie jednym z liderów w tej drużynie to całkiem niezłe uczucie. Przed sezonem różnie się mówiło o mojej formie, ale udowadniam, że wszyscy się mylili! Po prostu mam pod sobą dobry sprzęt i wszystko w tym momencie idzie dobrze. Pozostaje mi tylko trzaskać punkty i pokazywać ludziom co potrafię

Adrian Miedziński - Toruń - Zespół mogę oceniać tylko pozytywnie. Wygraliśmy wysoko, cieszymy się bardzo z tej wygranej. Cieszę się przede wszystkim, że juniorzy pod wodzą Tomka Bajerskiego rozwijają się i idą do przodu. To jest na pewno jeden z większych plusów w Toruniu i mam nadzieję, że z biegiem sezonu będziemy jeszcze mocniejsi Gdy znajdowałem się na prowadzeniu w biegu dziesiątym, popełniłem błąd. Wjechałem, spojrzałem w lewo i na początku zobaczyłem Lamberta. Na kolejnym okrążeniu zobaczyłem Nickiego i trochę wybiłem się z rytmu. Podniosło mnie z wyjścia, drugi łuk chciałem pokonać przy krawężniku, a tor był trochę po opadach. To nie powinno się jednak wydarzyć. Za nerwowo zareagowałem. Zrobiłem taki automatyczny odruch, że chciałem dać motocyklowi jechać. Odchyliłem się i przez to uniosło mi się przednie koło. Musiałem przymknąć gaz, a że w motocyklu brakowało już wtedy mocy, to wyciągnęło mnie. Mogłem bardziej się na to przygotować. W tym roku mamy pogodę i możemy się cieszyć, że odjechaliśmy wszystko zgodnie z planem. Nie jestem jeszcze w stuprocentowej formie, że mogę jeździć z zamkniętymi oczami. Dwa dotychczasowe mecze jechaliśmy po opadach deszczu. Mamy dach, ale deszcz zacina zawsze na krawężnik i dlatego był odmoczony. Jeżeli będzie normalna pogoda, to myślę, że ten tor będzie jeszcze lepszy do walki i życzyłbym sobie tego, żeby był taki jak kiedyś, gdzie było wiele ścieżek.

Paweł Przedpełski - Toruń - Wydaje mi się, że potrzebowałem przewietrzenia. W toruńskim klubie mieliśmy delikatnie podzielone zdania z menadżerem i nie znaleźliśmy płaszczyzny porozumienia w zakresie dalszej współpracy. To był impuls do zmiany otoczenia i spróbowania czegoś innego. Czułem, że muszę to zrobić, ale nie ukrywam, że to było bolesne doświadczenie. Odchodziłem z miejsca, w którym żyłem, gdzie wszystko się zaczęło. Na pewno siedziało mi to z tyłu głowy, ale jakoś sobie z tym poradziłem. Przekonałem się jednak, że zmiana klubu chociażby w Szwecji przychodzi znacznie łatwiej. W Toruniu wiele rzeczy zmieniło się na korzyść. Na pewno można wyczuć pozytywną energię. Atmosfera jest przyjazna i wszyscy się dogadujemy. Nowi zawodnicy bardzo dobrze się odnaleźli i szybko stali się integralną częścią zespołu. Uważam, że tworzymy zgraną ekipę i możemy dzięki temu wiele zyskać. Wszyscy złapaliśmy też bardzo dobry kontakt z trenerem, a to jest jeden z kluczy do sukcesu.

Zdzisław Cichoracki - członek rady nadzorczej z Grudziądza - Jeśli spojrzymy na wynik, to trudno o pozytywy. Nie widać ich także w jeździe większości zawodników. Występ Kennetha był ciut lepsze od ostatnich, ale nadal mocno się męczył. A jego przygotowanie do sezonu? Trudno w ogóle stawiać takie pytanie w przypadku zawodowca. On powinien pokazać to zdobyczami na torze. Jeśli one były marne, to wiadomo, że przygotowanie nie jest odpowiednie. Czy sprzętowe, czy fizycznie? To już on powinien sobie na to odpowiedzieć. Mówimy o żużlowcu, który jeździ od dawna. Ktoś taki powinien wiedzieć, jakie wnioski należy wyciągnąć. Pochwalić można w sumie tylko Nickiego Pedersena, który robi swoje, a także Denisa Zielińskiego. Nasz junior pojechał bardzo fajny mecz. Jakieś przebłyski miał jeszcze Przemysław Pawlicki. Występ całej reszty trudno komentować. Wypada tylko przeprosić kibiców za taką postawę drużyny.
Przed kolejnym meczem w zespole potrzebne są zmiany. Jesteśmy dopiero po czwartej kolejce. Niech trener o tym spokojnie pomyśli i zastanowi się, czy taki ruch cokolwiek wniesie do drużyny. Na pewno trzeba poważnie porozmawiać z zawodnikami, których mamy w kadrze i coś z nich wykrzesać. To może oznaczać szansę dla Romana Lachbauma. Pytanie tylko, w jakiej jest formie. Być może będzie trzeba dać mu wszystkie wyścigi do odjechania i to sprawdzić. Decyzję podejmie trener, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że to już czas, by mocniej zamieszać składem.

Janusz Ślączka - trener z Grudziądza - Na próbie toru Kasprzakowi rozleciał się silnik. Wygrywaliśmy za mało biegów, jedynie Nicki Pedersen był w stanie przywozić trójki, a to za mało by wygrać mecz. Tor był dziś bardzo dobrze przygotowany, nie można zwalać winy na nawierzchnię bo torunianie jechali na niej bardzo dobrze. Nie udało nam się znaleźć odpowiednich przełożeń. To był bardzo dobry mecz w wykonaniu Denisa, jechał pewnie i dlatego otrzymał sporo szans. Jest to młody zawodnik, który bardzo ciężko pracuje. Trzeba pomagać takim żużlowcom. Mam w głowie jakiś pomysł, nie ma zbyt wielu dostępnych zawodników, ale być może od następnego meczu szansę otrzyma Roman Lakhbaum.

Nicki Pedersen - Grudziądz - Zdobyłem dziś niemal połowę punktów zespołu, tak nie może być. Postawa drużyny pozostawia dziś wiele do życzenia, moi koledzy mieli dziś problemy z przełożeniami i sprzętem. Nie możemy odbierać tego negatywnie, bo wszyscy w drużynie dają z siebie wszystko. Ja mam za sobą wiele lat doświadczenia i wiem co może mi pomóc a co zaszkodzić, ale żużel jest sportem drużynowym i robię co mogę, aby pomóc zawodnikom Grudziądza. [...] Jestem bardzo dobrze przygotowany fizycznie do sezonu, żużel sprawia mi sporo frajdy, sprzęt spisuje się tak jak powinien. Czuje się pewnie i dzięki temu udało mi się mijać rywali i czułem się na torze jak ryba w wodzie.

Jan Krzystyniak - były zawodnik z Leszna - Przemysław Pawlicki, zaatakowany przez Pawła Przedpełskiego. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że winnym przerwania biegu był zawodnik gospodarzy, którzy nie wykazał należytej ostrożności przy wyprzedzeniu i trącił zawodnika GKM-u. Telewizyjne powtórki wykazały jednak wyraźnie, że grudziądzanin po prostu zasymulował faul, a żadnego kontaktu pomiędzy zawodnikami nie było. Nie tylko ja, ale też Krzystof Cegielski i inni eksperci uważamy, że mamy już do czynienia z plagą tego typu zachowań w żużlu. Tego typu marne aktorstwo pojawia się prawie w każdych zawodach i powinno być surowo karane. Ci marni aktorzy mają pecha, że wszystkie mecze pokazuje telewizja i powtórki mogą obnażyć każdy szwindel. Mimo, że Pawlicki jest leszczynianinem, tak jak ja, to nie mogę mieć żadnego usprawiedliwienia dla jego zachowania. To było niedopuszczalne, nie fair, absolutnie niesportowe zagranie. Przedpełski miał wolny tor, więc mu wjechał przy krawężniku. Nawet go nie musnął, a ten się przewrócił. Jeśli Ekstraliga szybko czegoś nie zrobi z tymi "symulkami" to problem będzie narastał. Ja bym wczoraj za niesportowe zachowanie po prostu dał mu karę meczu. Dziś żużlowcy wszystko przeliczają na pieniądze. Gdyby zatem nie mógł pojechać w paru biegach, a tym samym dostał po kieszeni, to może by zrozumiał, że tak sportowiec zachowywać się nie powinien.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt