Na fali takiego optymizmu zawodnicy Apatora przygotowywali się do kolejnego spotkania, a wyzwanie trzeciej kolejki było nie byle jakie, bo pojedynek miał odbyć się na torze Drużynowego Mistrza Polski czyli w Lesznie. Spotkanie oprócz sportowej rywalizacji miało dodatkowy podtekst, bowiem początkowy plan działaczy Apatora zakładał, że po wywalczeniu awansu do Ekstraligi z wypożyczenia wróci Jason Doyle. Dość niespodziewanie w życie wszedł jednak przepis o obowiązkowym zawodniku do 24 roku życia i wielu ekspertów i kibiców nie mogło zrozumieć, dlaczego toruński klub oddał do Leszna Jasona Doyla oi postawił na borykającego się od kilku lat z problemami Chrisa Holdera, rezygnując tym samym z jednej z największych gwiazd rozgrywek. Spotkanie w Lesznie miało dać odpowiedź czy podjęte przed sezonem decyzje były trafne, bo miało dojść do pierwszego bezpośredniego starcia Doyla ze starszym z braci Holderów. Niestety na Chrisie ciążyła spora presja, bo po całkiem udanym początku sezonu w wykonaniu "Aniołów", nie brakowało głosów, że z Jasonem Doylem w składzie toruńska drużyna mogłaby powalczyć o coś więcej. Jednak Chripsy odjechał dwa solidne mecze i choć nie było w jego jeździe błysku z okresu kiedy walczył o mistrzostwo świata, to punkty jakie wywalczył były na przyzwoitym poziomie. Dużym problemem w przypadku toruńskiehgo Australijczyka były jednak spotkania wyjazdowe. Leszczyński tor w ostatnich latach raczej nie należy do jego ulubionych, bo w przeszłości notował na nim bardzo przeciętne rezultaty. Ostatni raz dwucyfrówkę na popularnym "Smoczyku" zdobył w 2013 roku - 11 punktów z 2 bonusami, ale uczynił to aż 7 biegach, nie notując przy tym indywidualnego zwycięstwa. W Lesznie zaliczył jednak także kilka znakomitych występów - czysty komplet w 2012, czy 11 "oczek" z bonusem w 2011. Co istotne - patrząc na historię tych spotkań - kiedy dorobek Holdera był przyzwoity lub dobry, toruński zespół zwykle wywoził z Leszna niezłe wyniki, a nawet punkty. Nic więc dziwnego, że Chris Holder chciał utrzeć nosa wielu krytykom i na rywalizację w spotkaniu nastawiał się bardzo bojowo, by ostatecznie wypaść lepiej od swojego rodaka.
Mistrzowie Polski byli jednak bardzo zmotywowani na walkę z beniaminkiem. Unia rozpoczęła sezon od niespodziewanej przegranej na własnym torze ze Stalą
Gorzów, by później odnieść wygraną w Częstochowie i zamierzali wrócić na ścieżkę
zwycięstw na domowym obiekcie i potrzebowali do tego punktów całej piątki
seniorów, bo leszczyńska formacja juniorów nie była już tak skuteczna jak w
mistrzowskich latach. Zatem oprócz wspomnianego Jasona Doyle'a punkty Aniołom
mieli odbierać, często "niełapani" przez rywali na "Smoczyku" Janusz Kołodziej i
Jaimon Lidsey czy Piotr Pawlicki.
Torunianie nie zamierzali jednak składać broni przed meczem i ponownie otwarcie mówili o
tym, że jadą do Leszna po dobry wynik. I nie były to obietnice bez pokrycia, bo
świetne wejście w sezon zaliczyli Jack Holder i Paweł Przedpełski i to właśnie
ci zawodnicy pokazywali w przeszłości, że potrafią ścigać się na torze w
Lesznie. Szczególnie Przedpełski miał świetnie wspomnienia ze stadionu im. Alfreda Smoczyka, gdy osiem lat temu wywalczył na tym obiekcie 16 punktów i 2 bonusy w
siedmiu startach. I choć w żużlu osiem lat to sportowa przepaść, to Przedpełski
był w dobrej formie i miał predyspozycja by nawiązać do swojego najlepszego
występu w karierze na leszczyńskim owalu.
Dodatkowo w ekipie Aniołów przed meczem dużo mówiło się o piątym seniorze w
składzie czyli o Adrianie Miedzińskim, który zaliczył doskonały mecz
w pierwszej kolejce na MotoArenie, ale kompletnie zawiódł we Wrocławiu. Wielu oczekiwało, że trener Tomasz Bajerski postawi na czekającego na swoją
szansę Tobiasza Musielaka. Leszczyńskiego wychowanka widziało jednak w swoich
szeregach kilka klubów pierwszo ligowych i Tofik nie palił się do jazdy w
drużynie w której ciągle musiałby udowadniać swoją wartość. Ale torunianie w roku 2021 nie mieli
zamiaru być tak łaskawi dla innych klubów, jak w zeszłym roku, gdy szybko
oddawali zawodników jako gości do Ekstraligi, a w zamian oczekiwali jedynie
czterech tysięcy złotych za każdy mecz, w którym ich zawodnik wystąpił. Dlatego
cierpliwie czekano z wypożyczeniem zawodnika na naprawdę zdeterminowany klub i
doczekano się, bo intratną propozycję złożyły Wilki Krosno, które fatalnie
rozpoczęły sezon I ligi i musiały rozglądać się za innymi rozwiązaniami. Zanim
jednak doszło do wypożyczenia Tobiasz trenował na podkarpackim owalu, a Tomasz
Bajerski nie chcąc odkrywać taktyki na mecz w Lesznie, tajemniczo komentował:
"Tobiasz Musielak jest nadal naszym zawodnikiem, a jego trening w Krośnie nie
były niczym nadzwyczajnym. Wiemy o jego treningu w Krośnie. Miał na to zgodę
klubu. Musi jeździć, bo jeśli nie pojedzie z 4-5 meczów w lidze, to ciężko
będzie go utrzymać w formie. Podkreślam Tobiasz Musielak jest nadal naszym
zawodnikiem i jeszcze nim będzie. Skład na to spotkanie w Lesznie jest już
ustalony, ale nie mogę go zdradzić. Mogę tylko powiedzieć, że zapadła decyzja,
który z krajowych zawodników wystartuje w tym meczu. Za wcześnie, by mówić o
konkretach i tym, czy Tobiasz dostanie szansę w naszej drużynie. Myślę, że około
czwartej kolejki może zapaść decyzja, co dalej z Tobiaszem Musielakiem".
Pogoda storpedowała jednak trzecią kolejkę spotkań, która została przesunięta na
kolejny weekend. W tej sytuacji Apator nie chciał dłużej trzymać w niepewności działaczy
z Krosna i wypożyczając Tobiasza odkryli swoją strategię na Leszno. Tym samym
Adrian Miedziński utrzymał miejsce w Apatorze, a Tomasz Bajerski tłumaczył ten
ruch: "W drużynie został Adrian, bo na treningach i sparingach spisywał się
lepiej, co udowodnił w meczu z Falubazem. Padło na Miedzińskiego. Całą
odpowiedzialność za ten wybór biorę na siebie. W tym roku jesteśmy przez wielu
skazywani na pożarcie. My nastawiamy się głównie na tor toruński, byśmy na nim
wygrywali spotkania. Cel, który mamy do zrealizowania, jest w naszym zasięgu.
Adrian został, bo lepiej spisywał się na Motoarenie. To było widać gołym okiem.
Pojedziemy do Leszna, by walczyć o zwycięstwo. Nie chcemy przynieść wstydu
klubowi, kibicom i miastu. Łatwo skóry nie sprzedamy".
Z kolei Tobiasz uzasadniał swoją decyzję: "Rozmawiałem z trenerem Bajerskim, że
chce jeszcze dać szansę Adrianowi Miedzińskiemu po tym kiepskim meczu we
Wrocławiu. No cóż, muszę się zgodzić z taką decyzją i przyjąć ją na klatę. Na
pewno nie czuję się gorszy od Adriana. Nie liczyłem bardzo mocno na szansę w
Lesznie, ale cień nadziei był. Stało się inaczej i muszę skromnie przyjąć
decyzję. Jeszcze miesiąc temu nie spodziewałem się takiego rozwoju wydarzeń, ale
w żużlu zawsze dzieje się wiele nieobliczalnych rzeczy. Wilki były zmotywowane,
ja też, więc ostatecznie doszliśmy do porozumienia. Cieszę się, że trafiam do
Krosna. W końcu będę mógł spokojnie zwiedzić Bieszczady".
W nowej drużynie zawodnik, który dał przed rokiem awans Apatorowi miał być
wzmocnieniem, ale prezes Wilków Grzegorz Leśniak, podchodził do tego angażu ze
spokojem: "Zdecydowaliśmy się rozszerzyć nasz skład z racji przepisów
wprowadzonych na sezon 2021. Mamy inny regulamin w eWinner 1. Lidze niż ten w
Ekstralidze. Nie ma możliwości sięgnięcia po gościa, więc w razie potrzeby
zastępstwa zawodnika z powodu kontuzji czy covidu, możliwości ograniczają się
tylko do tego z najwyższą średnią. W najwyższej lidze nie dość, że funkcjonuje
instytucja gościa, to zastępstwa w razie covidu lub kontuzji można stosować za
aż trzech zawodników. Nie możemy sobie pozwolić na taki problem, bo udział
konkretnego żużlowca w danym meczu może mieć znaczenie na końcowy wynik drużyny
nawet w całym sezonie. Pokazał to przypadek absencji Jepsena Jensena w drużynie
z Rybnika i jego wpływu na wynik meczu Wybrzeża z ROW-em".
Po wypożyczeniu Tobiasza Musielaka, w Toruniu zapanował kadrowy spokój.
Adrian
Miedziński i Paweł Przedpełski mogli spokojnie przygotowywać się do
kolejnych meczów, a najważniejszym był ten najbliższy w Lesznie, gdzie już od
pierwszego wyścigu zawodnicy zgotowali kibicom bardzo dobre ściganie. W
pierwszym biegu dnia doskonałą walkę stoczył duet Sajfutdinow - Przedpełski, z
której zwycięsko wyszedł Rosjanin. To nie był koniec emocji na torze w pierwszej
serii startów, bowiem w drugim wyścigu - juniorskim doskonale spod taśmy wyszedł
duet Apatora, a wychowanek Unii Leszno - Kacper Pludra dwoił się i troił, by
przedzielić parę gości. Kiedy już wydawało się, że tego dokona, niedoświadczony
młodzieżowiec zahaczył motocyklem o bandę i upadł na tor, a młodzieżowa para
Apatora Toruń, po długim czasie ponownie wygrała swój bieg 5:1 i to na
wyjeździe!!! Ostatni raz sztuki tej "młode Anioły" dokonały 26 sierpnia
2018, kiedy to duet Damian Kaczmarek - Igor Kopeć-Sobczyński na toruńskiej
MotoArenie, pokonali swoich rywali z Gorzowa. To nie był koniec emocji w
pierwszej serii startów. W trzeciej odsłonie dnia doskonałą walkę stoczyli
Australijczycy - Jason Doyle i Jack Holder. Pomiędzy zawodnikami iskrzyło i
walczyli na żyletki, a ostatecznie to młodszy z braci Holderów okazał się lepszy
na mecie. Pierwsza seria startów skończyła się dwupunktowym prowadzeniem
gospodarzy, ale po równaniu toru Anioły ponownie objęły prowadzenie za sprawą
podwójnej wygranej pary Przedpełski-Chris Holder. Goście znakomicie wyszli ze
startu i wysforowali się na czoło stawki. Jadący za nimi Jason Doyle rzucił się
w pogoń za Australijczykiem, przez cztery okrążenia zaciekle atakował swojego
rodaka, lecz ostatecznie nie zdołał rozdzielić toruńskiej pary.
Do groźnie wyglądającego upadku doszło w kolejnym biegu gdy na drugim wirażu,
Adrian Miedziński atakował jadącego szerzej Piotra Pawlickiego. I być może ta
szarża przyniosłaby skutek gdyby nie fakt, że zawodnika Apatora na wyjściu z
łuku pociągnęło i Miedziak nie panując nad swoim motocyklem, doprowadził do
upadku kapitana Unii Leszno. Choć, co nie był to zamierzony manewr, to mówiąc
wprost Adrian wpakował rywala w płot. Zawodnik gospodarzy miał sporo szczęścia w
nieszczęściu, bo uderzył w końcówkę dmuchanej bandy. Zabrakło nieco ponad metr,
a wylądowałby poza pneumatyczną bandą. Sędzia rzecz jasna nie mógł podjąć innej
decyzji, jak tylko wykluczyć z wyścigu Adriana Miedzińskiego. W powtórce Piotr
Pawlicki, wziął udział choć narzekał na ból w nadgarstku i długo przewodził
stawce tego biegu, ale na ostatnim wirażu, zdecydowanym atakiem przy krawężniku,
wyprzedził go Robert Lambert.
W biegu kończącym drugą serię startów Emil Sajfutdinow z Januszem Kołodziejem
zgarnęli pełną pulę. Podczas przerwy w trakcie narady w szeregach Unii nerwowo
rozmawiano na temat przełożeń, co poskutkowało tym, że mimo niskiej skuteczności
Jasona Doyle'a, odpowiednie ustawienia znalazł Jaimon Lidsey. W drugą, złą
stronę, poszedł z kolei Robert Lambert, który w biegu dziewiątym przyjechał
daleko za parą Sajfutdinow - Kołodziej. Po dziesięciu wyścigach przewaga Unii
wzrosła do ośmiu "oczek". To dało możliwości taktyczne trenerowi Tomaszowi Bajerskiemu, który pierwszego do boju w ramach rezerwy taktycznej posłał Jacka
Holdera, w miejsce najsłabszego w formacji seniorów Adriana Miedzińskiego.
Zmiana ta okazała się słusznym posunięciem, bo Holder przywiózł zwycięstwo,
jednak to Unia kontrolowała przebieg spotkania, choć nie na tyle, by przed
biegami nominowanymi być pewna zwycięstwa.
Przedostatni bieg padł łupem Roberta Lamberta, a trzeci metę przekroczył Chris
Holder. Wynik brzmiał 44:40. eWinner Apator ciągle był w grze o duże punkty, a
losy spotkania miał rozstrzygnąć dopiero bieg ostatni. Goście marząc o wywiezieniu z
Leszna remisu musieli wygrać podwójnie wyścig piętnasty. Tak się jednak nie
stało. Wygrał Jack Holder, który podczas sobotnich zawodów znakomicie czuł się
na Smoczyku. Australijczyk dysponował świetnymi startami i był szybki na
dystansie. Jego klubowy kolega minął metę dopiero na czwartej pozycji i tym
samym to lesznianie cieszyli się ze zwycięstwa.
Podsumowując. Apatorowi po meczu należały się duże słowa uznania i wielkie brawa
za postawę i walkę do samego końca. Podopieczni Tomasza Bajerskiego byli blisko
sprawienia wielkiej sensacji w Lesznie. Wszyscy zawodnicy stanowili drużynowy
monolit, a punkty których nie zdobył Adrian Miedziński nadrobili juniorzy i to
pokazywało, że w zespole Aniołów drzemią jeszcze rezerwy.
W ekipie dowodzonej przez Piotra Barona na uznanie zasługiwała postawa Emila
Sajfutdinowa, który zdobył 14 oczek. Rosjanin nawet po gorszym stracie
potrafił wyjść zwycięsko z walki na torze. Bardzo dobrze spisał się także jego
parowy kompan - Janusz Kołodziej. Para ta dwukrotnie zwyciężyła podwójnie, tylko
raz - w ostatnim biegu dnia oglądając plecy rywala - Jacka Holdera. Również
poturbowany kapitan Byków spisywał się doskonale w pierwszej fazie zawodów, a
gdyby nie defekt w trzynastym biegu, jego zdobycz punktowa mogła być jeszcze
lepsza. Pawlicki na swój ostatni wyścig zmuszony był zmienić gaźnik, przez co
nie zdołał zapunktować. Słabo spisał się z kolei Jason Doyle, który zapisał na
swoim koncie zaledwie 3 "oczka". Jak przyznał sam Australijczyk - postawił na
zły silnik.
Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Wynik 43:47 w Lesznie jest
rewelacyjny na analizę przedmeczową. Po meczu czuję ogromny niedosyt, bo
mogliśmy, a może nawet powinniśmy go wygrać. Zabrakło tak niewiele. Drużyna
pojechała super. Przed meczem 43 punkty brałbym w ciemno. Z przebiegu meczu
powinniśmy jednak wygrać. Gdyby nie szkolne błędy, które nasza drużyna
popełniła, wygralibyśmy to spotkanie. Straciliśmy na tym dwa punkty.
Przegraliśmy w sumie czterema, czyli gdyby nie to wykluczenie, byłby co najmniej
remis. Było tak blisko. Nasze cele są jednak wciąż te same, czyli spokojne
utrzymanie w Ekstralidze. Ten wynik z Leszna daje nam szanse na punkt bonusowy w
Toruniu. Apetyty jednak nam się nie zmieniają i choć nadal celujemy w 5-6
miejsce i bezpieczne utrzymanie, to apetyt rośnie. Powtórzę raz jeszcze, że
czuję niedosyt. Po tym jak Gorzów wygrał w Lesznie, też mogliśmy pokusić się o
niespodziankę.
Paweł Przedpełski - Toruń - Wszyscy wiemy jak ciężko się jeździ w Lesznie. Jeden błąd i tylu ilu rywali miałeś za sobą, tylu cię wyprzedza. Trzeba być tu bezbłędnym. Jak się fajnie zawodnik czuje na motocyklu i sprawia to wszystko radość to od razu jedzie się luźno i nie robi się zbędnych ruchów, które spowalniają. W 15 biegu lekko mnie podniosło i od razu dwóch zawodników mnie wyprzedziło. Cieszę się tylko, że "lamersko" tego biegu nie oddałem, ale zrobiłem błąd, zwłaszcza że Janek Kołodziej chyba był wszędzie. Widziałem tylko te jego światełka w tyrystorze
Emil Sajfutdinow - Leszno - Ciężkie spotkanie, miałem chęci na piętnaście punktów, od zeszłego roku nie mogę zrobić czystego kompletu. Wiemy jaki jest żużel, dobrze, że mam taki głód na piętnaście oczek. Po ostatnim meczu w Częstochowie pogrzebałem w silnikach i dobrze mi dzisiaj się jechało. (...) Zima została dobrze przepracowana. Teraz potrzebuje tylko więcej meczów. Czekam na Grand Prix, aby pościgach się indywidualnie. (...) Tor zmienił się w stosunku do meczu z Gorzowem. Było więcej ścieżek przy krawężnik czy przy płocie. Dziękuję bardzo toromistrzowi i trenerowi za przygotowanie naprawdę fajnego toru.
Piotr Pawlicki - Leszno - Po samym upadku jak adrenalina trzyma to ból jest mniejszy. Obiłem sobie tylko nadgarstek i cofnął mi się kciuk. Lekki dyskomfort odczuwam. To jednak żaden powód, żeby się tłumaczyć przegraną na przykład z Robertem Lambertem.
Robert Sawina - były zawodnik z Torunia -
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony wynikami Apatora. Nawet mecze, w których
Apator przegrał należy zaliczyć do udanych. Na pewno ich wyniki dają nadzieje na
punkty bonusowe w rewanżach. Jeżeli o indywidualnych zawodników, to przede
wszystkim rzuca się w oczy ogromna determinacja u braci Holderów.
Z kolei Leszno to już zupełnie inna ekipa niż w latach poprzednich. Juniorzy są
słabsi, a to powoduje, że aby myśleć o sukcesie drużyny, to seniorzy muszą
jechać bezbłędnie, a to nie zawsze się udaje. Apator to właśnie wykorzystał, a
mógł wygrać. Z pewnością Musielak w Lesznie zrobiłby więcej od Adriana. Ale
decyzja już została podjęta i Tobiasza nie ma w Toruniu. Wiadomo czym została
podyktowana. Że Adrian jest wychowankiem, ma szereg sponsorów w Toruniu i tak
dalej. Po prostu jest zawodnikiem stąd i to spowodowało, że postawiono na niego
Marcin Kościelski - wychowanek klubu z Torunia, w trakcie meczu ekspert TV - Wypadek Adriana i Piotra to efekt tego, że na wyjściu z drugiego łuku zrobiła się koleina i ta "rynienka" spowodowała, że motocykl Adriana nabrał niespodziewanie przyczepności. Nie powinno coś takiego się zdarzyć. Całe szczęście, że nie wyglądało to groźnie. Gdyby jednak Piotr był delikatnie z przodu, to mogło się to skończyć źle. Taki wypadek ma to do siebie, że wybija zawodnika z rytmu.
Jan Krzystyniak - były zawodnik z Leszna - Własny tor przestał być atutem lesznian. Jeśli błyskawicznie nie wrócą do przygotowania nawierzchni z poprzednich lat, to będą mieli problem w każdym domowym meczu. Tor w Lesznie jest jednym z najszybszych w Polsce, z szerokimi prostymi i podniesionymi łukami. Można na nim fajnie się napędzić. Niestety u leszczynian tej prędkości nie widać. Niby mówi się, że dobra drużyna powinna sobie poradzić w każdych warunkach, ale widać wyraźnie, że zawodnicy Unii mają problem z nawierzchnią. Według moich obserwacji to nie jest ten tor z poprzednich sezonów, czy nawet z przedsezonowych treningów. Tak na marginesie, to wydaje mi się, że w PGE Ekstralidze toczy się jakaś dodatkowa rywalizacja o mistrzostwo w kategorii "kto najbardziej ubije". Wszyscy starają się przygotować tak twardą nawierzchnię, jak się da. Efekt jest taki, że potem nagle pojawiają się małe dziurki i zawodnicy mają kłopot by utrzymać się na motocyklach. Oglądamy jakieś dziwne upadki. Kiedyś tego nie było i oby ten trend jak najszybciej się skończył, to tylko może to dyscyplinie zaszkodzić.
Na podstawie relacji
www.sportowefakty.pl
www.przeglądsportowy.pl
www.speedwayekstraliga.pl