Odmienne nastroje były w Toruniu choć trzeba przyznać, że Anioły miały również
swoje problemy. Postawa polskich seniorów Apatora była mało stabilna. Paweł
Przedpełski po bardzo solidnym początku sezonu zaliczył słabszy występ w
derbowym spotkaniu z GKMem Grudziądz. Z kolei Adrian Miedziński na Motoarenie
prezentował się bardzo dobrze, ale w każdym z meczów zaliczył wpadkę. Kibice z
Torunia mogli być spokojni o postawę Roberta Lamberta i braci Holderów.
Dodatkowo Tomasz
Bajerski zapewniał, że problemy, z którymi zmagał się na MotoArenie Brytyjczyk zostały
rozwiązane i można spodziewać się od niego coraz lepszych wyników, a Chris
Holder przeżywa drugą młodość. Niestety Jack Holder, którzy na wyjazdach był wyraźnym
liderem Apatora, w meczach domowych jechał bez błysku.
W tej sytuacji wiadomym stało się, że dla końcowego wyniku duże znaczenie
miała postawa toruńskiej młodzieży, która na MotoArenie miała zmierzyć się z druga parą
juniorską Ekstraligi. Na papierze Jakub Miśkowiak i Bartłomiej Kowalski
wyglądali zdecydowanie lepiej niż toruński duet, jednak Krzysztof Lewandowski
mimo młodego wieku pokazywał wysokie żużlowe IQ. Swoją jazdą wielokrotnie
ułatwiał zadanie Karolowi Żupińskiemu i wygrywał Aniołom wyścigi juniorskie.
Doświadczenie jednak przemawiało za parą zawodników Piotra Świderskiego i to
właśnie częstochowscy juniorzy mieli zniwelować różnicę, której brakowało
częstochowianom na
pozycjach seniorskich, zwłaszcza że Miśkowiak miał trzecią średnią w zespole
Włókniarza.
Sam mecz budził spore zainteresowanie, bo gdyby zapytać
kibiców żużla o najbardziej emocjonujące spotkanie ostatnich lat, z pewnością w
czołówce znalazłby się rewanżowy mecz półfinałowy Włókniarza Częstochowa z Unibaxem Toruń z 2013 roku. Był to ostatni raz, kiedy obie drużyny walczyły
między sobą o medale Drużynowych Mistrzostw Polski. Jednak w przeszłości bezpośrednie
pojedynki tych drużyn decydowały o tym, kto będzie mógł nazywać się mistrzem. Tamte czasy
już minęły i w ostatnich kilku sezonach ani Lwów, ani Aniołów nie stawiano w
roli faworyta do tytułu. Analizując całą historię pojedynków
częstochowsko-toruńskich,
górą byli gospodarze spotkania (42-40), jednak od powrotu Włókniarza
do Ekstraligi, Apator wygrał tylko jedno z sześciu i starć z biało-zielonymi i niestety
kolejnego pojedynku też nie rozstrzygnął swoją korzyść.
Pierwsza seria startów była niezwykle wyrównana, a jej ozdobę stanowił bez
wątpienia wyścig trzeci. W pierwszym podejściu Robert Lambert próbował założyć się na Fredrika Lindgrena. Szwed nie chciał odpuścić i w efekcie zanotował niegroźny
uślizg. Bieg został przerwany, a sędzia uznał, że winnym całego zajścia jest
reprezentant Włókniarza i wykluczył go z powtórki. W drugim podejsciu pozytywnie
zaskoczył Jonas Jeppesen, który tuż po starcie wysforował się na drugą pozycję,
a w dalszej fazie wyścigu tasował się raz za razem z Robertem Lambertem by
ostatecznie pokazać Anglikowi plastron na plecach i zapisać przy swoim nazwisku cenną trójkę.
Do prawdziwej wymiany ciosów doszło w drugiej serii startów. Najpierw, w wyścigu
piątym para Miedziński-Lambert wygrała podwójnie ze Smektałą oraz Woryną i w efekcie
dała swojej drużynie pierwsze w tym meczu prowadzenie. Włókniarze nie pozostali
dłużni, bowiem już w kolejnym biegu początkowo na prowadzeniu jechał Chris
Holder, lecz już na pierwszym łuku drugiego okrążenia Jonas Jeppesen
podręcznikowo wywiózł Australijczyka, robiąc miejsce dla Leona Madsena,
dzięki czemu para gości cieszyła się z podwójnego triumfu. Apator zrewanżował
się w wyścigu siódmym, choć Paweł Przedpełski przez cały czas musiał odpierać
wściekłe ataki Fredrika Lindgrena. Ostatecznie zdołał się wybronić i w
konsekwencji jego drużyna Apatora odzyskała dwupunktowe prowadzenie.
W kolejnej fazie meczu wynik wciąż oscylował wokół remisu, jednak z lekkim
wskazaniem na gości. Kapitalnie spisywał się Leon Madsen, który po dziewiątym
wyścigu pozostawał nieomylny. Duńczyk zrehabilitował się za poprzedni, nieudany
mecz ze Spartą Wrocław i potwierdził zarazem, że uwielbia ścigać się na
Motoarenie. Co prawda, w wyścigu jedenastym dowiózł do mety "zerówkę", jednak nie
zmienia to faktu, że stanowił mocne ogniwo swojej drużyny.
Kluczowy dla losów spotkania był bez wątpienia wyścig dwunasty. Dobrze spisujący się
do tamtego momentu Adrian Miedziński na wyjściu z pierwszego wirażu wjechał
twardo pomiędzy dwójkę zawodników gości, powodując upadek Mateusza Świdnickiego
(zastępującego Bartłomieja Kowalskiego). Wychowanek Apatora został wykluczony, a
w powtórce osamotniony Krzysztof Lewandowski nie miał szans z parą Jeppesen-Świdnicki
i Włókniarz odskoczył Apatorowi na osiem
punktów. Torunianie mieli jeszcze szansę, by przed biegami nominowanymi wrócić
do gry, jednak w biegu trzynastym Paweł Przedpełski dał się wyprzedzić na trasie Fredrikowi
Lindgrenowi i w efekcie rozmiary zwycięstwa biegowego Apatora zmalały z 5:1 do
4:2. W pierwszym wyścigu nominowanym, dzięki remisowi częstochowski "Lwy" przypieczętowały
zwycięstwo w całym spotkaniu i po pięciu meczach oba zespoły miały na koncie po 4 punkty. Odniosły po dwa
zwycięstwa, doznały trzech porażek i w tabeli zajmowali miejsca 5-6. Po stronie
toruńskiej kolejny świetny występ zanotował Jack Holder. O punkty dzielnie
walczyli Paweł Przedpełski oraz Adrian Miedziński. Zawiedli natomiast juniorzy,
którzy na własnym torze powinni byli zdobyć więcej punktów. Rozczarował również
Chris Holder, który tuż przed wyścigami nominowanymi został zmieniony przez
Pawła Przedpełskiego.
W ekipie gości, rewelacyjnie spisał się Jakub Miśkowiak, który doznał tylko
jednej przegranej z liderem Apatora Jackiem Holderem. Zdobycie 13 "oczek" i
bonusu oznacza dla juniora Włókniarza najlepszy ligowy występ w karierze i
Młodzieżowy Indywidualny Mistrz Polski z 2019 roku osiągnął najlepszy wynik
punktowy juniora z Częstochowy na głównym szczeblu Drużynowych Mistrzostw Polski
w spotkaniu wyjazdowym od 1979 roku. Wcześniej przed nim lepszy wyniki osiągnął
Józef Kafel, gdy w Świętochłowicach zdobył 17 punktów. W ekipie gości nie zawiedli też Duńczycy w osobach Madsena i
Jeppesena. Ten ostatni swój sukces zawdzięczał pomocy Darcy Warda, od którego
odkupił silnik i jak widać sprzęt kontuzjowanego Australijczyka nadal świetnie
spisywał się nawet po kilku latach. Co ciekawe, Jonas Jeppesen miał patent na
toruńską drużynę, bo w minionym sezonie pogrążył torunian ścigając się w
barwach Ostrowa, by w rok później w barwach częstochowskich być niepokonanym w swoich dwóch pierwszych
wyścigach.
Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Nie mam żalu do sędziego,
ale równie dobrze mógł wykluczyć Mateusza Świdnickiego. Miedziński był już o
długość motocykla z przodu. Włókniarz wygrał jednak zasłużenie, bo miał
świetnych juniorów. Pojedynek był świetnym widowiskiem. Mógł się podobać
publiczności. Szkoda zwłaszcza wyścigu trzeciego, w którym nie powinna nam się
zdarzyć taka wpadka, że Jonas Jeppesen wyprzedził obu naszych zawodników.
Przegraliśmy ośmioma punktami. Prawda jest taka, że o dzisiejszym wyniku
przesądzili juniorzy Włókniarza, którzy pojechali bardzo dobre spotkanie. Punkty
seniorów były bowiem na zbliżonym poziomie. Wielki szacunek dla Jakuba
Miśkowiaka, a także Mateusza Świdnickiego, który w końcówce meczu wygrał ważny
wyścig. Brakło na pewno zwycięstw Chrisa Holdera, ale generalnie cała drużyna
pojechała o jeden szczebel niżej niż zwykle jeździ na Motoarenie. Być może
wynikało to z gorszego spasowania z torem? Zmieniła się trochę pogoda w stosunku
do soboty. Popadał deszcz. Pewnie wiele zmiennych wpłynęło na to, że nie byli
tak szybcy jak normalnie. Wygrał Włókniarz, bo był lepszy, zwłaszcza w formacji
juniorskiej. Nie czarujmy się, Włókniarz pokazał w tym meczu klasę. Był
zdecydowanie lepszym zespołem. To jest tylko sport. Byliśmy wolniejsi, zwłaszcza
na trasie. Tomasza Bajerskiego czeka z pewnością rozmowa z mechanikami, dlaczego
nasi zawodnicy byli wolniejsi na własnym torze. Zespół z Częstochowy wygrał
zasłużenie, ale skoro oni potrafili wygrać u nas, to my możemy zwyciężyć na ich
torze.
Adam Krużyński - członek Rady Nadzorczej z Torunia - Zdania sprzed sezonu nie zmieniamy. Ekstraligę chcemy obronić meczami domowymi. Porażka z Włókniarzem na pewno jest wstrząsem dla całej drużyny i nas wszystkich. Ja osobiście przestrzegałem przed hurraoptymizmem po czterech kolejkach. Zimny prysznic podziałał na całą drużynę mobilizująco. Myślę, że do meczu z Włókniarzem przystąpiliśmy za bardzo ufając dotychczasowym wynikom, może nawet trochę zbyt pewni siebie. Apator nie będzie faworytem najbliższych meczów wyjazdowych, ale odbyło się minizgrupowanie dla naszych zawodników w Toruniu. Każdy z członków drużyny rozumie, jak ważne są to spotkania, czy w ogóle jak ważny jest to sezon dla klubu. Jestem optymistą przed tymi wyjazdami, ale wiadomo, że trzeba patrzeć realnie na potencjał i to co możemy zwojować w tych meczach na obcych torach. Nikt z nas broni nie składa i nie czujemy się pewniakiem do spadku, bo kilku ekspertów po jednym przegranym naszym meczu na własnym torze, zdążyło już zmienić swoje opinie o 180 stopni. Będziemy starali się jechać tak, jak planowaliśmy przed sezonem, gdzie zakładaliśmy, że mecze domowe będą kluczowe. Po serii trzech wyjazdów, będziemy jechać w domu i na tych meczach skupimy się szczególnie, bo właśnie tam upatrujemy szansy, żeby punktować i zająć bezpieczne miejsce w tabeli, które pozwoli nam uniknąć spadku.
Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Wychodziliśmy dobrze ze startu, ale
popełnialiśmy dużo błędów na trasie. Mieliśmy wyrównaną drużynę, ale w tej
gorszej odsłonie. Poza Jackiem Holderem nie wygrywaliśmy biegów. Trzeba
pogratulować gościom, bo byli dziś naprawdę szybcy. [...] Każda przegrana
motywuje i mobilizuje do pracy. Zawodnicy bardzo się starają i robią wszystko,
żeby wygrywać mecze. Dzisiaj Częstochowa była po prostu lepsza. Przegraliśmy to
spotkanie i zostawmy to tak.
Paweł Przedpełski - Toruń - Naprawdę ja gdzieś tam przed biegami nominowanymi
wierzyłem mocno w to, że gdzieś tam dźwigniemy temat, ale Włókniarz jest
naprawdę bardzo mocną ekipą, mimo tego że gdzieś tam się mówi, że na początku
sezonu mieli jakieś problemy, ale kto tych problemów w Ekstralidze nie ma, więc
ciężke bardzo spotkanie. Szkoda bo w pewnym momecie było gdzieś to w zasięgu
ręki, ale zabrakło. Ja też parę byków popełniłem w niektórych biegach i punkty
pojedyncze pouciekały i stąd ten wynik. Ostro się zbroimy do następnego
spotkania, więc oczywiście są lepsze i gorsze biegi i tak będzie do końca
sezonu, ale tak jak mówię, w Częstochowie nikt przypadkowy nie jeździ w tym
zespole. Tam są naprawdę mocni zawodnicy i oni nie zapomnieli, jak się jeździ
ani jak się wygrywa biegi, więc nie jest to dla mnie niespodzianką, że dzisiaj
byli tutaj u nas bardzo szybcy.
Adrian Miedziński - Toruń - Każdy mecz jest trudny, na każdym trzeba być
skupionym. My też możemy pojechać bardzo dobre spotkanie w Częstochowie. W głupi
sposób pogubiliśmy punkty. Szkoda mojego biegu. Co prawda zmieniłem tor jazdy,
ale Jeppesen przymknął gaz i go podniosło. Musiałem odbić, chciałem się
rozpędzać, a nie mam lusterek, nie wiem czy na prawo ktoś jedzie. Jestem zły.
Szkoda mojego wykluczenia, bo można było uskrobać więcej punktów i to spotkanie
wygrać. Nie powinniśmy przegrać u siebie, ale stało się.
Piotr Świderski - trener z Częstochowy - Cała drużyna dobrze pojechała, byli
zawodnicy punktujący lepiej i gorzej, ale wygraliśmy jako zespół. Jesteśmy
bardzo ambitną drużyną, nie zadowalały nas dotychczasowe wyniki i byliśmy bardzo
zmotywowani. [...] Cel się nie zmienia cały czas jedziemy o playoff.
Jakub Miśkowiak - Częstochowa - Cieszę się, że udało nam się dzisiaj wygrać, bo też ciężki początek sezonu mieliśmy. Jeden mecz wygrany, dzisiaj udało nam się wygrać na wyjeździe, z czego jestem zadowolony. Ze swojej jazdy też jestem bardzo zadowolony, ponieważ motory też świetnie się spisują, też dobrze się czuję na motocyklu, ale też kilka rzeczy jeszcze muszę poprawić i myślę że będzie jeszcze lepiej i jeszcze szybciej. (...) Dzisiaj przyjechaliśmy szybcy i naładowani i było widać tą chęć zwycięstwa. Taka energia była w zespole, więc myślę pozytywnie.
Fredrik Lindgren - Częstochowa - Upadając w moim pierwszym biegu doznałem
kontuzji i to był dla mnie bardzo trudny mecz. Maiłem pewnie około 40 procent
siły w ręce i problem, by trzymać kierownicę. Wracam właśnie do Częstochowy, ale
przede mną długa noc i mam nadzieję, że badania nie wykażą niczego poważnego.
Uraz jest jednak na tyle poważny, że rękę zabezpieczono opatrunkiem. Usztywniono
ją na dzień lub dwa, a w międzyczasie będą badania w Krakowie.
Leon Madsen - Częstochowa - Długo zastanawiałem się co wybrać postawiłem na
Flemminga który pasuje do tej nawierzchni. Były dyskusje o Kargerze, ale to nie
jest tak, jak wszyscy myślą. Z Kargerem przygotowywałem się także na Grand Prix
i na tory twarde. Początek sezonu pokazał, że nawierzchnie są bardziej mokre i
przyczepne. Dlatego ten sprzęt nie funkcjonował jak należy.
Rober Sawina - były zawodnik z Torunia - Początek był dla Apatora bardzo spokojny, ale teraz czekają ich kłopoty. W takim momencie jeszcze ważniejsza jest konsolidacja nie tylko całej drużyny, ale także wszystkich pracowników klubu i środowiska. W obecnej sytuacji trzeba być przygotowanym, że klub za chwilę będzie na dnie tabeli i trzeba przygotować pod ten scenariusz dokładny plan działania. W takich okolicznościach trzeba wiedzieć, co się robi. Ważny w tym przypadku będzie mecz z Zieloną Górą, bo ta drużyna ewidentnie ma kryzys i nie jest zbyt mocna na własnym torze. Apator musi zrobić wszystko, by nie tylko spróbować tam wygrać, ale przede wszystkim zdobyć punkt bonusowy. To sprawiłoby, że nieco spokojniej będzie można podchodzić do walki o utrzymanie. I tak można być pewnym, że w drużynie będzie wrzało, a wtedy nawet iskra może spowodować olbrzymie problemy.
Jacek Gajewski - były menadżer z Torunia i Częstochowy - Na pewno dla Częstochowy był to bardzo ważny mecz w kontekście walki o pierwszą czwórkę. Przegrana w Toruniu bardzo mocno oddalałaby ich od tej czwórki, jednak uratowali się i przedłużyli szanse na to, żeby jechać w tym roku w play-offach. Częstochowa wyglądała w Toruniu tak, jak Wrocław tydzień temu w Częstochowie. Jeppesen, Madsen, Miśkowiak naprawdę imponowali szybkością, prędkością na dystansie. Tydzień temu nieporadni, bezbarwni u siebie, a w Toruniu role się odwróciły. Godne zauważenia jest to, że Leon Madsen przeprosił się z silnikami Flemminga Graversena i widać prędkość, luz i zadowolenie. Nie wygrywając biegu w zeszłej kolejce w Częstochowie, sam chyba zauważył, że coś jest nie tak
Marian Maślanka - były prezes z Częstochowy - Po tym meczu nie można się do niczego przyczepić. Wszystko było trafione w punkt. Drużyna pojechała z ogromnym zacięciem. Słowa uznania także dla trenera, którego niektórzy już zwalniali. Tym razem taktyka na mecz była perfekcyjna. Juniorzy dostali dodatkowe starty w idealnym momencie i zostali wykorzystani do maksimum. Widać, że udało się wyciągnąć bardzo dobre wnioski. Moim zdaniem trenerowi Świderskiemu należy dać spokojnie pracować. Duńczyk, który przesiadł się z silników Briana Kargera na jednostki Flemminga Graversena, odjechał najlepsze spotkanie w tym roku. A to sprawia, że teraz słowa prezesa Michała Świącika na temat jego silników nabierają trochę innego znaczenia. Był za to mocno krytykowany, ale wygląda na to, że właściwie zdiagnozował problemy zawodnika. Wiedział, w czym rzecz. Madsen jechał naprawdę kapitalnie. Poza tym był niesłychanie zmotywowany zarówno na torze, jak i w parku maszyn. Energia tryskała z niego na każdym kroku. Wiem również, że prezes robił wszystko, by zintegrować ten zespół po ostatnich niepowodzeniach. Odbyło się chyba nawet małe zgrupowanie, na którym zapewne padło wiele ważnych słów. Włókniarz wyglądał zupełnie inaczej. W końcu był drużyną. To wielki sukces żużlowców, sztabu szkoleniowego i zarządu.