Historia pojedynków toruńsko lubelskich to 47 meczów. Bilans był niezwykle wyrównany, bo dwadzieścia cztery razy górą byli torunianie, natomiast pozostałe 23 pojedynki padły łupem Koziołków. Nie zanotowano żadnego remisu. Oczywiście w samym Toruniu dużo lepiej wypadają już żółto-niebiesko-biali, choć spotkanie w mieście Kopernika, rozegrane po powrocie lublinian do elity, zostało wygrane przez zespół ze stolicy województwa lubelskiego. Jednak nie tylko ten fakt wskazywał na wygraną gości, choć nie stawiał ich w roli zdecydowanego faworyta. Lublinianie dysponowali lepszą, a przede wszystkim bardziej wyrównaną kadrą od zespołu toruńskiego. Szansą dla Aniołów miało być jednak to, że Koziołki zdecydowanie gorzej raziły sobie na obcych torach niż u siebie. Analizując statystyki zawodników lubelskiego klubu "gołym okiem" było widać, że wyrównany zespół nie posiadał wyraźnego lidera. Najskuteczniejszy Mikkel Michelsen ze średnią na poziomie nieco ponad dwóch "oczek" na bieg zajmował 13 pozycję w klasyfikacji indywidualnej najlepszej ligi świata. Motor miał jednak ogromną przewagę nad resztą ligi (z pominięciem Włókniarza Częstochowa) w aspekcie formacji młodzieżowej, dlatego brak lidera z prawdziwego zdarzenia nie stwarzał drużynie większych problemów.
Dla Apatora kalendarz ułożył się tak, że dwa domowe mecze z bezpośrednimi
rywalami w walce o utrzymanie torunianie mieli zaraz na początku rozgrywek. Oba
starcia zgodnie z planem wygrali, jednak później punktów nie przybywało i na
kolejne dwa oczka kibice musieli czekać do rewanżowego meczu w Grudziądzu skąd
Anioły wywiozły jedno "oczko" i bonus. Mimo tego remisu seria siedmiu meczów bez
zwycięstwa nie była powodem do dumy. W ekipie gospodarzy znaki zapytania stały
przy nazwisku Jacka Holdera, który zaliczył poważny wypadek w poprzedniej
kolejce. Adam Krużyński tak komentował dyspozycję Australijczyka: "Jack
przylatuje do nas w piątek i wieczorem będzie trenował po to, żeby zobaczyć, na
ile ta kontuzja może wpływać na jego kondycję fizyczną i możliwość startu w
niedzielnym meczu. Wydaje się, że wszystko jest w porządku, ale trzeba mieć
pewność, czy ta faktycznie jest".
O ile występ młodszego z braci Holderów był wielce prawdopodobny, o tyle na pozycji młodzieżowej jazda Karola Żupińskiego stała pod dużym znakiem zapytania z powodu urazu,
jakiego gdański wychowanek nabawił się przed Turniejem Zaplecza Kadry
Juniorów w Ostrowie. W tej sprawie również głos zabrał Adam Krużyński:
"Podczas
rozgrzewki, w zasadzie bawiąc się piłką, doznał kontuzji barku. Nie będziemy
mogli skorzystać z Karola Żupińskiego w tym meczu. Z jednej strony podchodzimy
optymistycznie do niedzielnego spotkania, z drugiej, jak to w sporcie bywa, są
rzeczy, które potrafią zaskoczyć. Nie powinniśmy ulegać jakimś specjalnym
emocjom i pojedziemy najlepiej, jak potrafimy. Jeśli cały zespół spełni
oczekiwania i pojedzie na swoim normalnym poziomie, to uważam, że ten mecz
jesteśmy w stanie rozstrzygnąć na swoją korzyść".
W zaistniałej sytuacji wszystkie oczy były zwrócone na Chrisa Holdera, który
ciągle szukał przyczyn swojej słabszej dyspozycji. Starszy z braci odstawił
silniki Ryszarda Kowalskiego na półkę i przesiadł się na sprzęt Ashley'a
Holloway'a. Były indywidualny mistrz świata miał okazję testować jego sprzęt już
w lidze szwedzkiej, w której to sprawował się bardzo dobrze. Holder wystąpił na
tymże sprzęcie w dwóch meczach, w których zapisał na swoim koncie kolejno 14 i 9
punktów. Choć wyniki te budowały mały optymizm, to taki ruch nie do końca
pasował przedstawicielom Apatora Toruń, którzy traktowali Kowalskiego iście po
królewsku. Aby załagodzić sytuację nawet menedżer zespołu, Tomasz Bajerski
uwikłał się w gierki słowne i nie chciał powiedzieć w przedmeczowym wywiadzie na
jakim sprzęcie Holder wystąpi: "Nie wiem na czym pojedzie Chris Holder i nie
interesuje mnie to. Zależy mi na wyniku drużyny, a to na czyim sprzęcie kto
startuje mało mnie obchodzi. Dla mnie liczą się punkty". Chris Holder jednak
łapał się wszystkiego, by tylko zyskać w oczach działaczy klubu z Torunia,
zabłysnąć formą i wywalczyć i tak już mało prawdopodobny angaż na sezon 2022.
Ostatecznie mecz był thrillerem w pełnym
wydaniu, bo było w nim wszystko -
upadki, zaskakujące zwroty i emocje trzymające do samego końca. W trakcie
spotkania ton rywalizacji nadawali goście. Już po pierwszej serii startów menedżer gospodarzy miał
nietęgą minę, bo Apator przegrywał
9:15. W drugiej serii startów torunianie pozbierali się i pokazali znacznie
lepszą dyspozycją, a na brawa zasłużyli przede wszystkim Jack Holder i Paweł
Przedpełski, którzy ograli gości podwójnie w siódmej gonitwie. Chwilę później
para Holder-Przedpełski znów przywiozła do mety 5:1 i tym samym na tablicy
wyników widniał remis 27:27. Od tego momentu zespoły jechały cios za cios.
Motor dwukrotnie wygrywa 4:2, ale miejscowi odpowiadali indywidualną walką
rewelacyjnej pary Paweł Przedpełski - Jack Holder, ale to Lublin cały czas
pozostawał na minimalnym prowadzeniu.
Znakomity speedway zawodnicy pokazali m.in. w biegu numer jedenaście, kiedy
Grigorij Łaguta długo "dobierał" się do prowadzącego Chrisa Holdera i w końcu
udało mu się go wyprzedzić. Australijczyk prezentował ładną jazdę defensywną,
jednak lider Motoru był bardzo szybki. Po tym biegu było 35:31 dla Motoru i
mylili się ci, którzy mówili, że losy spotkania zostały rozstrzygnięte. Goście z
Lublina co prawda praktycznie przez całe spotkanie mieli wynik po swojej
stronie, ale wymiana ciosów doprowadziła do tego, że przed biegami nominowanymi
Motor prowadził tylko 40:38. W czternastej gonitwie torunianie spłatali psikusa
gościom i trafili z piekła do nieba. Wyścig zaczął się od podwójnego prowadzenia
gości, ale Dominik Kubera stracił panowanie nad motocyklem po wjechaniu w
dziurę, a Jarosław Hampel był niesamowicie wolny. Skorzystali z tego Przedpełski
i Lambert i gospodarze rzutem na taśmę objęli prowadzenie w meczu 43:41, dając
swoim kibicom nadzieję na końcowy sukces. Niestety sukces ten skutecznie wybili
z głowy gospodarzom Grigorij Łaguta oraz Mikkel Michelsen, którzy wygrali podwójnie i to lubelacy ostatecznie cieszyli się ze
zdobycia pełnej puli punktów i byli o krok od fazy play-off.
Podsumowując. Apator przegrał, choć była to kolejna ładna porażka. Rywal był jednak z najwyższej półki i w sezonie 2021 poza zasięgiem większości zespołów. Siła Motoru wynikała z fenomenalnej pary juniorów, a wynik spotkania niewiele wnosił do pozycji Aniołów na koniec sezonu. Nie można jednak ponownie przejść obojętnie obok postawy Chrisa Holdera, za którym kolejny fatalny występ na domowym torze. Gdyby postawa Australijczyka była choć odrobinę lepsza, z pewnością beniaminek Ekstraligi biłby się w tym sezonie nie o utrzymanie, ale i być może nawet o pierwszą czwórkę. Nic więc dziwnego, że w Grodzie Kopernika wszyscy czekali na kolejny sezon, w którym miały objawić się talenty tegorocznego ligowego debiutanta Krzysztofa Lewandowskiego oraz Mateusza Affelta, który w roku 2021 skończył 15 lat i mówiło się, że śmiało mógłby wskoczyć na żużlowy motocykl i jak równy z równym rywalizować ze starszymi od siebie rywalami w Ekstralidze. Nic więc dziwnego, że na trybunach dało się słyszeć komentarze w których kibice snuli marzenia o równie silnej jak lubelska toruńskiej formacji młodzieżowej.
Po
meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel toruńskiego klubu - Piękne widowisko. Do
drugiego okrążenia 15 wyścigu wygrywaliśmy ten mecz dwoma punktami. Co mam
powiedzieć po takim meczu? Kolejna piękna porażka. Taka porażka boli. Znów
zabrakło nam jednego punktu, by mieć spokojne utrzymanie w Ekstralidze. Chris
Holder jest w drużynie. Jeździ i stara się. Nie zawsze mu niestety wychodzi, ale
trzeba powiedzieć, że ma słaby rok, jednak z decyzjami poczekajmy, kiedy
będziemy pewni pozostania lidze. A jesteśmy blisko i jednocześnie daleko. Nie
wiemy, jak potoczą się dwie ostatnie kolejki. A tak naprawdę to mamy jeszcze tak
naprawdę jeden mecz realnej szansy na punkty z Gorzowem. Stal po derbach z Falubazem też do końca nie przekonywała. W porównaniu do Motoru Lublin ma
zdecydowanie słabszych juniorów, ale za to lepszych seniorów. Spodziewam się na
koniec sezonu zaciętego meczu. Pamiętajmy, że jeden defekt czy nie daj Boże
kontuzja któregoś z zawodników może zmienić wszystko. Gdybyśmy w niedzielę
wygrali czy choćby zremisowali, mielibyśmy utrzymanie w Ekstralidze, czyli
przedsezonowy cel, zostałby zrealizowany. A tak nadal nie mamy pewności.
Strasznie przykro jest po tym meczu. Po tym, jak obie drużyny walczyły, remis
byłby takim sprawiedliwym kompromisem. Zawsze brakuje nam tego jednego punktu. W
Grudziądzu był remis, ale zwycięstwo rozstrzygnęłoby już nasze utrzymanie, tak
samo jak w meczu z Motorem. Jeden punkt więcej i mielibyśmy spokój. Cały czas
problem jest jednego małego punktu.
Paweł Przedpełski - Toruń - Szkoda, że przegraliśmy. Zabrakło, szczerze mówiąc, tych czterech nieszczęsnych punktów, ale taki jest sport. Każdy z nas gdzieś pogubił punkty w każdym biegu. Jeśli chodzi o tor, to było trochę inaczej, niż wcześniej. Nie ukrywam, że ten krawężnik był mocno namoczony. Koleiny, które nigdy nie robiły się na MotoArenie, teraz się pojawiły. Fajnie było jak, można było je wykorzystać, tylko trzeba było być czujnym. Ten deszczyk te pierwsze trzy metry wewnątrz toru odmoczył i dzięki temu też można było fajnie wyskoczyć z krawężnika, ale też można było mijać szerzej i było sporo tych mijanek. Nie miałem okazji tu trenować, bo liga szwedzka była bardzo napięta, że przyjechaliśmy w piątek o 22:00.
Dominik Kubera - Lublin - Nigdy nie radziłem sobie jakoś dobrze na MotoArenie, ale kiedy zobaczyłem tor przed tym meczem to byłem uśmiechnięty, ponieważ start był przygotowany idealnie, a ja lubię takie przyczepne pola startowe. Bardzo szkoda mi mojego ostatniego wyścigu, bo cel był taki, aby tak walnąć ze startu, żeby już do końca biegu nie oddać prowadzenia. Niestety źle wjechałem w łuk i prawie spadłem z motocykla, przez co straciłem zwycięstwo i przyjechałem aż na trzeciej pozycji. Moje wcześniejsze wyścigi były całkiem dobre, zważywszy też na to, że mam numer startowy, którego bardzo nie lubię. Jadąc z numerem 8. na cztery wyścigi w rundzie zasadniczej trzy jadę po równaniu toru, a ja nienawidzę jeździć po równaniu. Muszę jednak też ćwiczyć to, aby być lepszym zawodnikiem i na tym będę się skupiał. Dwa punkty przewagi to troszkę mało, mogliśmy wykorzystać więcej szans, które mieliśmy, jednak są one niezwykle ważne w kontekście rundy play-off, o którą bardzo będziemy walczyć. Na pewno nadal mamy troszeczkę rezerwy, bo na pewno po tym spotkaniu nie będzie zadowolony Jarosław Hampel czy Krzysztof Buczkowski, a wiemy bardzo dobrze, że potrafią jeździć na żużlu, tylko jeszcze czegoś trzeba poszukać. Jeżeli uda nam się wejść do play-off i akurat wtedy wszystko zagra tak, jak ma być, to dopiero wtedy możemy pokazać jak silną drużyną jesteśmy.
Mikkel Michelsen - Lublin - Zamierzam wystąpić w barwach swojego klubu z dzieciństwa, czyli Slangerup w duńskiej Metal Speedway League. Nie mogę się doczekać wznowienia wyścigów w Danii. Ostatnio skupiłem się na mistrzostwach Europy. Teraz gdy już zwyciężyłem, mogę skupić się z powrotem na wyścigach ligowych zarówno dla Lublina, jak i Slangerup. Równocześnie jestem w trakcie przygotowań do Indywidualnych Mistrzostw Świata w przyszłym roku. Jestem mistrzem Europy i jestem gotowy na Grand Prix w 2022 roku. Ale nadal w największym stopniu skupiam się teraz na wyścigach ligowych z Lublinem i zdobyciu medalu. Od ostatniego minęło 30 lat, więc zdecydowanie to jest nasz cel.