zespół | mecze | zw. | rem. | por. |
pkt duże |
bon. | razem |
pkt małe |
|
Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra | 14 | 9 | 2 | 3 | 20 | 5 | 25 | +48 | |
Betard Sparta Wrocław | 14 | 9 | 1 | 4 | 19 | 6 | 25 | +75 | |
Stal Gorzów | 14 | 8 | 2 | 4 | 18 | 5 | 23 | +70 | |
Fogo Unia Leszno | 14 | 9 | 0 | 5 | 18 | 5 | 23 | +86 | |
Eko-Dir Włókniarz Częstochowa | 14 | 7 | 1 | 6 | 15 | 2 | 17 | -61 | |
ROW Rybnik | 14 | 4 | 1 | 9 | 9 | 2 | 11 | -70 | |
mr Garden GKM Grudziądz | 14 | 4 | 1 | 9 | 9 | 1 | 10 | -63 | |
KS Get Well Toruń | 14 | 3 | 0 | 11 | 6 | 2 | 8 | -74 |
Wszyscy jednak wiedzieli, że tabela ekstraligo po rozegraniu 14 kolejek spotkań,
była tabelą przed podjęciem decyzji w sprawie weryfikacji wyników ROW-u Rybnik,
który posiadał w swoich szeregach Grigorija Łagutę, w organizmie którego wykryto
niedozwoloną substancję, a który po przyłapaniu na zażywaniu środków
dopingujących bronił się wytaczając ciężkie działa, co przedłużało podjęcie
ostatecznej decyzji w sprawie. Sytuacja w tabeli była o tyle skomplikowana, że oprócz tego, że nie był znany
spadkowicz z Ekstraligi, to po zakończeniu rundy zasadniczej drugie miejsce
zajmowali wrocławianie, a trzecie gorzowianie.
Spekulacji na temat ilości punktów jakie miały być odjęte rybniczanom było
wiele. Brak weryfikacji wyników RKM-u skutkował tym, że Ekstralige opuszczał
Toruń, a w barażach miał jechać Grudziądz. Jednak najbardziej prawdopodobnym
scenariuszem było odjęcie "Rekinom" 3 lub 5 pkt. W każdej korekcie RKM opuszczał
Ekstraligę, ale tracąc 5 pkt, dochodziło do kolejnego zamieszania w ligowej
tabeli. Jeśli po weryfikacji meczów ROW-u Stal zyskałaby dodatkowe 2 "oczka", to
po 25 punktów miały trzy zespoły i decydujące były spotkania pomiędzy drużynami
- Falubazu Zielona Góra, Sparty Wrocław i Stali Gorzów. W tzw. Małej tabeli
niezmiennie rundę zasadniczą wygrała Zielona Góra, ale drugi byłby Gorzów, a
trzecia Wrocław. To z kolei oznaczało, że w półfinałach na pewno Falubaz miał
walczyć z Unią Leszno, a Sparta ze Stalą. Zatem teoretycznie nic się nie
zmieniało, poza ewentualnym pierwszym gospodarzem meczu Wrocław - Gorzów. Nie to
było jednak problemem, a fakt że układ tabeli miał kolosalne znaczenie, gdyby w
tej półfinałowej parze padł remis w dwumeczu, bowiem do finału awansowała miała
drużyna która zajmowała wyższe miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej.
Zatem po rozegraniu rundy zasadniczej poza Częstochową i Lesznem, pozostałe
zespoły nie mogły być pewne tego co wywalczyły po czternastu kolejkach.
15 września 2017 roku, nastąpił jednak przełom w sprawie, bowiem Ekstraliga poinformowała, że unieważniono wyniki indywidualne Grigorija Łaguty uzyskane przez zawodnika podczas meczu ROW Rybnik - Włókniarz Vitroszlif CrossFit Częstochowa! To oznacza, że rybniczanie stracili trzy punkty meczowe i spadli na ostatnie miejsce w tabeli Ekstraligi. Swoją decyzję żużlowe władze uzasadniły w stosownym komunikacie: nr 54 / 2017 z dnia 15.09.2017, a najważniejszy dla dalszej rywalizacji fragment komunikatu brzmiał następująco: weryfikuje się wyniki poniższego meczu DMP - zgodnie z wynikami osiągniętymi na torze, z uwzględnieniem dostępnych dokumentów i materiałów (w tym wyników analiz próbki moczu zawodnika Grigorija Łaguty o numerze 6273941, pism POLADA dotyczących naruszenia przez niego przepisów antydopingowych i postanowienia Panelu Dyscyplinarnego przy POLADA z dnia 12.09.2017 r., sygn. akt 37/2017) oraz wskazanych powyżej, wynikających z Przepisów Antydopingowych POLADA, a także Kodeksu Antydopingowego FIM 2017 i Światowego Kodeksu Antydopingowego WADA 2015, konsekwencji stwierdzenia naruszenia obowiązujących przepisów antydopingowych przez zawodnika Grigorija Łagutę (ROW Rybnik) i uznania go przez Panel Dyscyplinarny przy POLADA winnym naruszenia art. 2.1 Przepisów Antydopingowych POLADA, polegających na unieważnieniu jego wyników indywidualnych oraz odjęciu tych wyników indywidualnych zawodnika od wyników drużyny ROW Rybnik: CZĘŚĆ ZASADNICZA runda nr 8; data 11.06.2017; gospodarz ROW Rybnik; gość Włókniarz Vitroszlif CrossFit Częstochowa; wynik 38:41, w związku z powyższym ustala się końcową tabelę rozgrywek DMP po rundzie zasadniczej:
zespół | mecze | zw. | rem. | por. |
pkt duże |
bon. | razem |
pkt małe |
|
Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra | 14 | 9 | 2 | 3 | 20 | 5 | 25 | +48 | |
Betard Sparta Wrocław | 14 | 9 | 1 | 4 | 19 | 6 | 25 | +75 | |
Stal Gorzów | 14 | 8 | 2 | 4 | 18 | 5 | 23 | +70 | |
Fogo Unia Leszno | 14 | 9 | 0 | 5 | 18 | 5 | 23 | +86 | |
Eko-Dir Włókniarz Częstochowa | 14 | 7 | 1 | 6 | 15 | 2 | 17 | -61 | |
mr Garden GKM Grudziądz | 14 | 4 | 1 | 9 | 9 | 1 | 10 | -63 | |
KS Get Well Toruń | 14 | 3 | 0 | 11 | 6 | 2 | 8 | -74 | |
ROW Rybnik | 14 | 3 | 1 | 10 | 7 | 1 | 8 | -81 |
ponadto, weryfikuje się treść protokołu z meczu objętego niniejszą decyzją weryfikacyjną, tj. ROW Rybnik-Włókniarz Vitroszlif CrossFit Częstochowa w dniu 11.06.2017 r., uwzględniając unieważnienie punktów zdobytych przez zawodnika Grigorija Łagutę (ROW Rybnik) w tym meczu.
Mając na uwadze powyższe oraz to, że zgodnie z art. 706 ust. 1 RSŻ:
Po zakończeniu rozgrywek Ekstraligi:
1) drużyna sklasyfikowana na ósmym miejscu zostaje zdegradowana z Ekstraligi i
uzyskuje prawo do uczestniczenia w rozgrywkach DM I Ligi w następnym sezonie,
2) drużyna, która zajęła siódme miejsce w Ekstralidze rozegra dwa mecze barażowe
z drużyną DM I Ligi, określoną w ust. 2 pkt 2 poniżej, z zastrzeżeniem ust. 7.
ustala się, że drużyna Get Well Toruń rozegra dwa mecze barażowe z drużyną DM I Ligi o utrzymanie się w rozgrywkach Ekstraligi, natomiast drużyna ROW Rybnik zostaje zdegradowana z rozgrywek Ekstraligi i uzyskuje prawo do uczestniczenia w rozgrywkach DM I Ligi w następnym sezonie.
Była to dobra, choć jak mówił Jacek
Frontczak spodziewana decyzja: "wszystkim odpowiadałem, że jestem
spokojny i życzyłem im tego samego. Nerwy były od początku kompletnie
niepotrzebne. Żadnego kamienia na sercu ani duszy na ramieniu nie miałem. Byłem
pewny, że uczciwość w sporcie powinna na samym końcu i tak zwyciężyć. Czekamy
teraz na decyzję ze strony Ekstraligi i bierzemy się do pracy.
Toruński menago mimo pewności startu w barażach nie próżnował i ostatnie
tygodnie poświęcał na stworzenie planu przygotowań pod kątem meczów barażowych.
"Przyszły tydzień traktujemy bardziej w kategoriach rozruszania kości. Musimy w
najbliższym czasie regularnie eksploatować tor, żeby później nie było
zaskoczenia nawierzchnią . Dla juniorów będą też DMPJ jako element przygotowania
tej formacji. Chodzi też o odpowiedni serwis toru. Nie można tego tematu
załatwić lepiej niż poprzez jazdę. Całym zespołem będziemy jeździć w czwartek,
piątek i sobotę. Drugi dzień będzie w dalszym ciągu próbą generalną, a trzecia
sesja będzie przeznaczona dla tych, którzy będą chcieli jeszcze coś sprawdzić.
Na treningach znowu nie zabraknie ostrego ścigania i gości z zewnątrz. Jestem po
słowie z kilkoma świetnymi zawodnikami, którzy chcą się sprawdzić na
Motoarenie".
Prawda była jednak smutna bo Anioły po raz piąty miały w historii miały wystąpić
w barażach i trzeba uczciwie powiedzieć, że nie był to powód do dumy. Dla
Aniołów sezon 2017 był katastrofalny i w głównej mierze dzięki postawie
niegodnej sportowca zawodnika innej drużyny nie spadli oni bezpośrednio na
pierwszoligowy front. Tak niskiego miejsca w lidze żółto-niebiesko-biali nie
zajęli nigdy, a w historii walka o utrzymanie najczęściej ich nie dotyczyła.
Ostatni raz, gdy zajęli miejsce niższe niż piąte, miał miejsce w 2006
roku. Wówczas wskutek pogarszającej się sytuacji finansowej klubu, żużlowcy z
Broniewskiego 98 zajęli siódme miejsce w tabeli i ścigali się barażach. Jednak
wówczas pokonanie KM Ostrów odbyło się bezproblemowo.
Równie bezproblemowy przebieg miało
zwycięstwo nad ZKŻ-tem Zielona Góra w 1999 roku. Początki barażowych wojaży nie były jednak dla Aniołów tak
udane. W latach 1973 i
1975 drugoligowy wtedy Apator przegrywał batalie z
Polonią Bydgoszcz o prawo jazdy w najwyższej klasie, z tą różnicą, że drugie
podejście pomimo porażki nie zakończyło marzeń o awansie. Decyzją centrali
ówczesna I Liga została powiększona i Apator został promowany. Od tamtej pory
torunianie nigdy nie zaznali goryczy spadku z grona najlepszych drużyn w Polsce.
Sezon | Stawka | Rywal | 1 mecz | 2 mecz |
wynik dwumeczu |
1973 | awans | Bydgoszcz | 44:34 (dom) | 6:39 (wyjazd) | 50:73 |
1975 | awans | Bydgoszcz | 28:50 (wyjazd) | 46:32 (dom) | 74:82 |
1999 | utrzymanie | Zielona Góra | 50:40 (wyjazd) | 53:37 (dom) | 103:77 |
2006 | utrzymanie | Ostrów | 50:40 (wyjazd) | 58:32 (dom) | 108:72 |
Rok 2017 niestety nie zapowiadał się tak różowo jak było to przed potyczką w Ostrowem i Zieloną Górą, bowiem Get Well był autentycznie słaby i czekała go ciężka przeprawa. Szansy upatrywano w różnicy poziomów sportowych, organizacyjnych i finansowych. Choć rywal GKS Wybrzeże, był jednym z najsilniejszych i najbogatszych ośrodków na zapleczu, dodatkowo z ekstraligowymi aspiracjami, to przynajmniej na papierze dość wyraźnie odstawał od czterokrotnych mistrzów Polski i pokonanie Aniołów, byłoby niewątpliwie dużą sensacją. Nadmorski team w przeciwieństwie do Aniołów miał duże doświadczenie w barażowych potyczkach i był w tej rywalizacji rekordzistą, bowiem gdańszczanie mieli wystąpić w nich już po raz czternasty, ale nigdy dotychczas nie trafili na drużynę z miasta Kopernika.
Sezon | Stawka | Rywal | 1 mecz | 2 mecz |
wynik dwumeczu |
1961 | utrzymanie | Tarnów | 44:34 (wyjazd) | 49:29 (dom) | 93:63 |
1970 | utrzymanie | Rzeszów | 56:19 (dom) | 37:41 (wyjazd) | 93:60 |
1971 | utrzymanie | Częstochowa | 28:47 (wyjazd) | 47:30 (dom) | 75:77 |
1972 | awans | Zielona Góra | 41:35 (dom) | 22:56 (wyjazd) | 63:91 |
1974 | awans | Zielona Góra | 54:24 (dom) | 31:44 (wyjazd) | 85:68 |
1976 | utrzymanie | Świętochłowice | 39:57 (wyjazd) | 63:33 (dom) | 102:90 |
1980 | utrzymanie | Rzeszów | 43:65 (wyjazd) | 79:29 (dom) | 122:94 |
1991 | awans | Rybnik | 51:39 (dom) | 42:48 (wyjazd) | 93:87 |
2002 | utrzymanie | Gniezno | 41:49 (wyjazd) | 48:35 (dom) | 89:84 |
2003 | utrzymanie | Tarnów | 42:48 (wyjazd) | 42:48 (dom) | 84:96 |
2005 | utrzymanie | Ostrów | 46:44 (wyjazd) | 53:37 (dom) | 99:81 |
2008 | awans | Rzeszów | 54:37 (dom) | 45:47 (wyjazd) | 99:84 |
2010 | awans | Częstochowa | 47:43 (dom) | 29:61 (wyjazd) | 76:104 |
Obie drużyny mobilizowały siły na najważniejszy pojedynek w sezonie, a sam mecz
miał wiele podtekstów.
Oto bowiem zespół gdański prowadzony był przez
wieloletniego lidera, a później niechcianego w Toruniu trenera
Mirosława
Kowalika. Dodatkowo po sezonie 2016 zbyt słabym ogniwem wydawał się
Kacper Gomólski, który przeniósł się do Gdańska, gdzie stał się jednym z liderów. W
nadmorskim składzie od dwóch lat, był też doskonale znany w Toruniu z okresu
juniorskiego
Oskar Fajfer
oraz
Marcin Turowski, który przeniósł się nad morze przed sezonem, ale
obaj zawodnicy zasiadali na ławce
kontuzjowanych i byli wykluczeni z barażowej rywalizacji do końca sezonu. Jednak Mirosław Kowalik i Kacper Gomólski mocno mobilizowali siebie
i drużynę, aby udowodnić swoją wartość na tle bardziej pożądanych w Toruniu
zawodników, trenerów, menadżerów.
Należy też dodać, że barażowa porażka Torunia ucieszyłaby wielu, bowiem można
było odnieść wrażenie, że cała żużlowa Polska była za Gdańskiem, bowiem wielu
uważało, że Toruń nie udowodnił swojej sportowej wartości na przestrzeni sezonu,
a jazda w barażach była zbiegiem okoliczności wynikającym z nieuczciwości
Grigorija Łaguty oraz przychylności byłego prezesa toruńskiego klubu, a obecnie
prezesa ekstraligi
Wojciecha Stępniewskiego. Niestety wielu zapomniało, gdy ten
sam Stepniewski podpisywał się pod nieregulaminowymi karami dla toruńskiego
zespołu przekładając ich konsekwencje na kolejne sezony. Wyraźnie też należało
podkreślić, że to nie toruńskie środowisko podało środki dopingujące
zawodnikowi, który swą nieodpowiedzialnością pogrążył drużynę, która powinna
zająć szóste, a nie ostatnie miejsce w lidze.
Obiektywnie jednak należało powiedzieć, że toruńska pewność co do wygrania
meczu barażowego, granicząca niemal z butą, nie przysparzała sympatii drużynie. W Toruniu niby szanowano przeciwników
z Gdańska, niby o swych szansach wyrażano się wyjątkowo ostrożnie, ale
jednocześnie dość głośno mówiono o spektakularnych wzmocnieniach i walce o
mistrzostwo Polski w roku 2018. Ta pewność siebie i plotki mówiące o tym, że żółto-niebiesko-białe barwy przywdzieje Max Fricke (dotychczas ROW Rybnik) oraz
Jason Doyle (w ostatnich sezonach Falubaz Zielona Góra) sprawiały, że poza
Grodem Kopernika kibice raczej dobrze nie życzyli Aniołom. Wszyscy ściskali
kciuki za drużynę Mirosława Kowalika, który wiedział, że przy absencji Grega
Hancocka i Adriana Miedzińskiego Get Well nie był tak mocny jak wydawało się
toruńskim działaczom i ze spokojem zapowiadał walkę o jak najlepszy wynik.
Niestety, chociaż barażowy dwumecz wzbudza o wiele większe emocje niż mecz o
trzecie miejsce w Ekstralidze, to nie pokazała go żadna telewizja. Umowa z
nSport+ nie obejmowała bowiem spotkań barażowych, a dodatkowego przetargu na
transmisję nie udało się rozpisać.
W awizowanym zestawieniu torunian zabrakło wspomnianego Grega Hancocka. Aktualny mistrz świata z powodu problemów z barkiem zakończył sezon i po
operacji czekał na rehabilitację. Było to spore osłabienie Aniołów, bowiem
Amerykanin legitymował się najwyższą średnią w zespole. Get Well co prawda mógł
za niego zastosować za Hancocka zastępstwo zawodnika, ale ostatecznie postawił
na młodszego z braci Holderów - Jacka. Miejsce "Miedziaka" zajął natomiast
Grzegorz Walasek, który niestety wchodził do składu z ławki rezerwowych tylko w
sytuacji, gdy inni zawodnicy byli kontuzjowani i jego forma była sporą zagadką.
Torunianie
jednak rozpoczęli baraż od trzech szalenie mocnych ciosów, po których goście na pewno zachwiali
się, ale nie złożyli broni. Nadzieje w serca gdańskich kibiców tknął Kacper Gomólski. Wychowanek Startu Gniezno przypomniał sobie, jak fruwać na Motoarenie
i w czwartej odsłonie dnia bez najmniejszego kłopotu pokonał Chrisa Holdera i
Daniela Kaczmarka. Mimo to sytuacja podopiecznych Mirosława Kowalika nadal była
nie do pozazdroszczenia. Menedżer gości, zważając na słabą jazdę swoich
zawodników, już w wyścigu piątym skorzystał z pierwszego manewru taktycznego. Do
boju posłany został Gomólski, który jako jedyny potrafił wygrać w pierwszej serii
startów.
Roszada nie przyniosła żadnego efektu - "Ginger" spuścił z tonu, mijając linię
mety na ostatniej pozycji. Wygrał za to Troy Batchelor. A później... Później
wydarzyło się coś, o czym nie myśleli nawet najwięksi optymiści wspierający
drużynę z Gdańska. To było istne trzęsienie ziemi. Wybrzeże wróciło z bardzo
dalekiej podróży, wygrywając dwukrotnie 5:1. Styl tych zwycięstw to była poezja speedwaya. Nie brakowało ścigania
na doskonale przygotowanej nawierzchni. Mieliśmy też pokaz rozsądnej jazdy, chociażby
w wykonaniu Dominika Kossakowskiego, który w siódmym wyścigu rozstawiał rywali
tak, jakby był żużlowym weteranem.
Po drugiej serii sytuacja gości z Trójmiasta była już znacznie lepsza, co
prawda nadal
przegrywali ale już tylko 19:23. Po kolejnej przerwie Kowalik znów zdecydował się na
rezerwę, tym razem zwykłą. Kiepsko jadącego w swoim pierwszym wyścigu Huberta Łęgowika zastąpił Dominik Kossakowski. Tym razem większej niespodzianki nie
sprawił, choć zdołał pokonać Kaczmarka. Później kolejnych emocji dostarczył duet
Thomsen-Bech. Zaciąg obcokrajowców Wybrzeża wygrał 4:2 i zmniejszył straty do
dwóch "oczek". Przewaga torunian ponownie wzrosła w dziesiątej odsłonie dnia.
Wówczas nie obyło się bez kontrowersji. Gdy podwójnie prowadzili gospodarze, na
ostatnim miejscu upadł Aureliusz Bieliński. Według kibiców z Torunia, kraksa
była celowa. W powtórce jednak Kacper Gomólski nie zdołał nic więcej wskórać i
ponownie przegrał z obydwoma rywalami.
Kibice na stadionie przeżywali nie lada emocje, choć obiektywnie trzeba
przyznać, że ścigania na MotoArenie było jak na lekarstwo. Gomólski jechał "w kratkę". Duże wpadki przytrafiały się też doświadczonemu
Chrisowi Holderowi. Australijczyk rozczarował w jedenastej odsłonie dnia, kiedy
to przegrał start i na dystansie nie zdołał przedzielić rywali, którzy
świętowali kolejne zwycięstwo 5:1. Emocje z biegu na bieg stawały się coraz
większe, bowiem nikt nie spodziewał się, że gdańszczanie w tak dobrym stylu
podniosą się po ciosach przyjętych na początku meczu. Przed wyścigami
nominowanymi sytuacja zespołu z Trójmiasta była całkiem niezła. Gospodarze
prowadzili zaledwie czterema punktami i jeszcze każdy scenariusz był możliwy.
Zwycięzcę pierwszego meczu barażowego poznaliśmy w czternastej odsłonie dnia, w
której to Przedpełski i Holder nie pozostawili złudzeń, pewnie pokonując Becha i
Thomsena. Na koniec gdańszczanie wyprowadzili piekielnie mocne uderzenie -
Gomólski i Batchelor wygrali 5:1, ustalając wynik spotkania na 47:43 i przed
rewanżem w Gdańsku, jeszcze wszystko było możliwe! Jednak wśród toruńskich
kibiców każdy pytał, ile można marnować szans od losu na utrzymanie ekstraligi.
Wśród Aniołów zawiedli ci którzy mieli ciągnąć wynik. Bracia Holderowie choć
zbierali punkty, byli cieniami samych siebie na tle pierwszoligowych rywali.
Paweł Przedpełski, zaczął bardzo dobrze, ale druga część zawodów była w jego
wykonaniu po prostu słaba. Jacek Frątczak wymagał znacznie więcej od zawodnika,
który był kreowany na lidera Get Well. O dwójce zawodników na pozycjach
juniorskich, nawet nie warto wspominać, bowiem ich dorobek z bonusami był
identyczny jak przyjezdnego Dominika Kossakowskiego. Po meczu można było odnieść
wrażenie, że tylko dwójka zawodników z żółto-niebiesko-białym plastronem chciała
utrzymać Toruń w ekstralidze, a byli to kontraktowani przed sezonem na rotacyjną
ławkę rezerwowych Michael Jepsen Jensen i Grzegorz Walasek. Zwłaszcza
zielonogórski wychowanek pojechał mecz sezonu i wcielił się w rolę lidera Get
Well. Nawet gdy inni przegrywał, u doświadczonego Walaska widać było wolę walki,
a dwanaście punktów mówiło samo
za siebie.
Wśród gości wszyscy poza Hubertem Łegowikiem zrobili co do nich należało, a
klasą dla ekstraligowych rywali byli Troy Batchelor, Kacper Gomólski, Dominik
Kossakowski. Australijczyk niechciany przed sezonem w ekstralidze pokazał klasę
na bardzo wymagającym torze i tym samym udowodnił, że nadal potrafi ścigać się z
rywalami. Z kolei niechciany w Toruniu Gomólski przyznał po meczu, że jechał w
kratkę, ale koniec końców wyszło znakomicie. Dwanaście punktów to wynik, który
wskazywał jasno, że był prawdziwym liderem Wybrzeża. Dzięki jego wygranej z
biegu czwartego, gdańszczanie przerwali fatalną serię trzech porażek w stosunku
1:5 i wrócili do meczu. Z kolei po Kossakowskim mało kto się spodziewał takiego
wyniku. Pięć punktów i trzy bonusy w czterech startach było świetnym rezultatem.
Wielu kibiców z Torunia liczyło, że nawet nie powalczy z juniorami gospodarzy, a
on potrafił przywieźć za plecami parę Przedpełski - Jack Holder.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak - menadżer z Torunia - Przed spotkaniem nie było żadnej buty,
pychy, niczego. To że snuliśmy plany na kolejny rok wynika z tego, że trzeba
myśleć o różnych wariantach. Nie można, jak niektóre kluby, czekać na to, co się
wydarzy. Dlatego działania na kilku frontach. Najważniejszy był jednak mecz,
stąd treningi i sprzętowe wzmocnienia. Zaproszenie Woffindena i Doyle na trening
też miało nam pomóc. Zasadniczo nie do końca rozumiem, skąd taki ton w mediach
po wygranym meczu. Skarciłem na konferencji Mirka Kowalika, trenera Wybrzeża,
który mówił, że drugi mecz będzie formalnością. Dwumecz się nie skończył i nie
zgadzam się, że Gdańsk jest bliżej Ekstraligi. Jednak to my mamy cztery punkty
zaliczki. Gdzieś przeczytałem nawet, że moja kariera wisi na włosku. Jednak ja
nie robię żadnej kariery. Inna sprawa, że nie zamierzam się nad sobą rozczulać.
Dostałem propozycję i próbuję się zmierzyć z trudną materią. Zdaję sobie sprawę
z odpowiedzialności. Jak nie wyjdzie, to wiem, co to znaczy. Na razie jednak
jeszcze nic się nie skończyło. Pierwszy mecz był bardzo słaby w naszym wykonaniu
i w żadnym z wariantów nie wyobrażałem sobie takiego zakończenia. Zakładałem, że
wygramy z piątką z przodu, więc teraz nie będę opowiadał dyrdymałów i uciekał w
banał. Przede wszystkim zabrakło punktów poszczególnych zawodników. Nie da się
ukryć, że liczyliśmy na większą zdobycz pierwszej pary. Do tej pory Jack Holder
był znakomity, został zresztą nominowany do rewelacji sezonu na Gali Ekstraligi.
W niedzielę pojechał jednak najsłabsze jak dotąd zawody. I to nie jest tak, że
ja wymagałem, żeby zastąpił Grega Hancocka jeden do jednego. Swoją drogą, to
absencja Hancocka i Adriana Miedzińskiego też jest jedną z przyczyn porażki.
Początek jednak był niezły. Uczulałem zawodników na to, że trzeba nam dobrego
otwarcia, bo żartów nie będzie. 15:3 po trzech biegach, było tym, o co chodziło.
To było marzenie. Z rytmu wybił nas szósty bieg, gdzie jechaliśmy na 5:1, ale
Chris Holder miał defekt i jeszcze przeszkodził tym Igorowi
Kopciowi-Sobczyńskiemu. Zrobiło się 5:1, ale dla gości. Wybrzeże się dopasowało,
Kacper Gomólski i Troy Batchelor pojechali świetne zawody i tyle. Przyznam, że
Batchelor był dla mnie zaskoczeniem, tak jak Grzegorz Walasek w naszym zespole.
Nie ukrywam, że siedząc na konferencji prasowej obok Grześka, miałem taki moment
refleksji, że coś tu nie do końca gra, ale zostawmy to. Wstrzymajmy się z
ocenami do ostatniego meczu.
Grzegorz Walasek - Toruń - Dobrze mi się startowało i jeździło w tym meczu. Dziękuję Kacprowi Gomólskiemu za miłe słowa i gratuluję chłopakom z Gdańska, bo pojechali naprawdę fajne zawody. Nam pozostaje tydzień na przygotowanie się do rewanżu. To jest tylko sport, różne rzeczy się zdarzają. Może w drugim meczu to my lepiej będziemy wychodzić spod taśmy i będziemy uciekać rywalom.
Chris Holder - Toruń - Wszystko przebiegało dobrze, ale goście prawdopodobnie dopasowali się do toru. W drugim moim starcie motocykl zaczął zwalniać i z każdym okrążeniem było gorzej. W efekcie, obaj mnie wyprzedzili, a ja nic nie mogłem zrobić. Goście nie dawali za wygraną, a my odpowiadaliśmy na ich ciosy i ostatecznie skończyło się czteropunktową zaliczką. Oczywiście, że fajnie by było, jakby ta przewaga była większa, ale najważniejsza jest sama wygrana i czekamy teraz na rewanż. Lubię jeździć w Gdańsku i wiem, że stać nas na wyjazdowe zwycięstwo.
Paweł Przedpełski - Toruń - Mieliśmy problemy z dopasowaniem się do tego toru. Z pewnością swoje zrobiła pogoda. Raz jest deszczowo, innym razem słonecznie i ciężko przygotować odpowiednio nawierzchnię. Mijanek niemalże nie było, raz mi się udało wyprzedzić. Musiałem zaryzykować i pojechałem trochę nie w moim stylu, ale trzeba było tak pojechać, żeby łapać jakiekolwiek punkty. Każdy mógł być na wagę złota. Ja miałem wzloty i upadki. Wiadomo, kontuzja mi nie pomogła, ale taki jest sport żużlowy. Nigdy nie będzie tak, że sezony jeden po drugim będą równe. Jacek Frątczak mi zaufał, sporo przepracowaliśmy i dużo dałem od siebie, aby te punkty się pojawiały
Tadeusz Zdunek - prezes z Gdańska - Na stadion wpadłem w ostatniej chwili i
mówiąc szczerze po trzecim biegu poszedłem na obiad, bo byłem głodny. Jak
zobaczyłem jednak co się dzieje na torze wiedziałem, że trzeba będzie wracać na
stadion. Opłacało się.
Po porażce z Unią, do spotkań z Get Well podchodziliśmy spokojniejsi niż do
meczów finałowych. Gdybyśmy wysoko przegrali, to nikt nie powiedziałby złego
słowa. Nasi zawodnicy się jednak zmobilizowali, a bohaterem był Dominik
Kossakowski, który zrobił fajne punkty. Każdy spełnił swoją rolę na torze.
Wiele razy powtarzałem, że w żużlu walczy się do końca. Jeden ma lepsze, drugi
słabsze dni. Musimy być w pełni zmobilizowani i walczyć do ostatniego wyścigu.
Torunianie czuli, że mecze z nami to będzie formalność. Mówiąc wprost: myśleli,
że nas rozjadą. Chyba niemiło się zaskoczyli, a nie są słabą drużyną i nie
odstawali od innych zespołów z Ekstraligi, bo często mieli pecha. Nasi zawodnicy
dali radę przeciwstawić się głośnym nazwiskom. Wcześniej rywalizowaliśmy z Unią
Tarnów, która oprócz braku Janusza Kołodzieja miała silniejszą drużynę jak przed
rokiem w Ekstralidze. Przy niewielkim wzmocnieniu poradzimy sobie w elicie,
szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę to, że mamy jedną z najmłodszych drużyn na
wszystkich poziomach rozgrywek w Polsce.
Na sto procent kibiców było więcej. Samych zgłoszeń nazwisk z peselami było 660,
a wielu, szczególnie starszych kibiców nie wysłało e-maila, tylko dopisało się
na listę na stadionie lub siedziało na sektorach toruńskich. Po meczu na
bramkach przy autostradzie zrobił się korek, tylu kibiców nas wspierało. Było
spokojnie ponad 1000 osób z Gdańska. Przed rewanżem wszystkich kibiców zachęcamy
do kupna biletu w przedsprzedaży, szczególnie, że przez budowę na bocznym boisku
zmienia się logistyka wokół stadionu. Mamy też zgłoszenia kilkuset osób, które
chcą przyjechać do Gdańska po Grand Prix w Toruniu. Wiele osób z Polski
zapowiada, że do nas zawita. Myślę, że spokojnie przyjmiemy 10 tysięcy osób.
Zwłaszcza, że cała żużlowa Polska oprócz Torunia trzyma za nas kciuki. Zewsząd
spływają do nas życzenia sukcesów i wygrania baraży. Nigdy nic do nikogo nie
mam, ale to jak potraktowano naszych kibiców było niezwykle nieeleganckie. O
godzinie 16:05 zamknięto kasy, a przez korki wiele osób się spóźniło. Nie
chciano jednak wpuszczać kolejnych kibiców z Gdańska. Żenujące było też to, że
zamknięto toalety z umywalkami na naszym sektorze, a setki kibiców z Gdańska
korzystało z dwóch czy trzech toi-toiów. Nie pozwolono też fanom wnieść
normalnych flag na płot, z którymi jeżdżą po całej Polsce.
W Gdańsku jednak Ekstraliga, bez pomocy miasta nie jest możliwa. Potrzebne jest
wsparcie, jak dla każdej ekstraligowej drużyny w kwocie rzędu 3-4 milionów
złotych, w przypadku takiego wsparcia jak teraz, rywalizacja jak równy z równym
w elicie nie byłaby możliwa. Nie jesteśmy w stanie własnymi środkami zapełnić
tej różnicy. Brak tych środków pokłada również w wątpliwość sens prowadzenia
drużyny w pierwszej lidze. Ja mam swoją firmę, która musi się dobrze kojarzyć.
Grupa Lotos czy inni potencjalni sponsorzy też nie chcą wspierać zespołu, który
przegrywa i doskonale to rozumiem, bo każdy chce być dobrze postrzegany na
rynku. Jeśli nadal odstawalibyśmy od reszty ośrodków, rozpatrywałbym wycofanie
się z żużla, a pieniądze przekazałbym tam, gdzie zobaczyłbym efekt. Jak
wcześniej mówiłem, nic u nas nie dzieje się przez przypadek. To wszystko jest
częścią szczegółowo zaplanowanych działań, których efekty zaczęliśmy odczuwać.
Miasto Gdańsk przez wiele lat mocno wspierało żużel, gdy klub startował w
Ekstralidze, więc wierzę, że teraz mogłoby być podobnie.
Mirosław Kowalik - trener Gdańska, były zawodnik
i trener z Torunia - Gratuluję
drużynie z Torunia. Widowisko było fajne. Przegraliśmy trzy pierwsze biegi w
stosunku 1:5, co nas zdopingowało. Zmieniliśmy przełożenia i wykonaliśmy plan,
który sobie założyliśmy.
Szczególnie ucieszyła mnie postawa Dominika Kossakowskiego. Przyznaję, że nie
stawiałem na niego, a zdobył tak ważne punkty. W momencie kiedy przyjechał na
dobrej pozycji, to od razu spróbowałem to wykorzystać, a on przywoził kolejne
"oczka" z bonusami. Świetny mecz w jego wykonaniu.
Jesteśmy bliżej Ekstraligi, ale jeszcze mamy jeden trudny mecz i w żadnym
wypadku nie podejdziemy do niego lekceważąco. Get Well to drużyna z Ekstraligi i
na własnym torze spróbujemy dopełnić formalności, ale to z pewnością nie będzie
prosta sprawa. Ja się za bardzo nie cieszę. Zrobiliśmy super wynik, naprawdę
fajnie pojechaliśmy, ale to jest dopiero mecz wyjazdowy. Od tej sekundy już
myślę o rewanżu.
Troy Batchelor - Gdańsk - trudno powiedzieć, czy jesteśmy zadowoleni. Żadna porażka nie powinna cieszyć. Niemniej jednak spójrzmy na naszych kibiców. Byli szczęśliwi, więc my też jesteśmy. Nadal jednak wszystko może się zdarzyć. Fakt, że rozgrywamy teraz mecz u siebie jest dla nas pewnym przywilejem, ale nic jeszcze nie jest przesądzone. Na razie nie ma się czym zachwycać. Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że będziemy tak blisko rywala. KS Toruń to zeszłoroczny medalista mistrzostw Polski, naprawdę silna drużyna. Jednak pokazaliśmy, że różnica lig wcale nie musi oznaczać różnicy poziomów. Musimy dać z siebie absolutnie wszystko w niedzielę i podejść do rewanżu ze śmiertelną powagą. To jedyna droga do sukcesu. Początek zawodów nas nieco zaskoczył, ale wiele razy takie rzeczy widziałem. Nie załamaliśmy się, obserwowaliśmy tor i dobrze się przełożyliśmy. Tor był tym razem inny niż zwykle w Toruniu, bardziej przyczepny. Cieszę się, że tak szybko potrafiliśmy znaleźć właściwe rozwiązania. Mój występ też był ok, oby tak w rewanżu.
Kacper Gomólski - Gdańsk - Nawet niezły ten mój wynik. Przeplatałem dobre
biegi z gorszymi, co mnie mocno denerwowało, ale w piętnastym biegu udało się
wygrać start. Wcześniej trzy biegi przegrałem z Grzegorzem Walaskiem, co dało mi
niesamowitego kopa mobilizującego, żeby chociaż raz go ukąsić i to się udało,
choć on był tego dnia bardzo szybki. Jeździłem w Toruniu dwa lata i pierwszy raz
spotkałem się z takim torem. Było bardzo przyczepnie, a ja zawsze lubiłem takie
nawierzchnie. Uzyskaliśmy fajny wynik. Każdy mógł gdzieś tam poprawić swoje
biegi, ale generalnie myślę, że to jest dobry wynik i tyle. Mamy tydzień, by
dojść do siebie, bo pojechaliśmy naprawdę dobry mecz. Nikt na nas nie stawiał.
Każdy myślał, że przegramy do trzydziestu i już po pierwszym meczu wszystko
będzie jasne. Widocznie nadzieja umiera ostatnia. Jesteśmy silnym teamem samym w
sobie. Cały czas wspieramy się i to jest naszą mocną stroną Kiedyś mówiłem, że w
Tarnowie była naprawdę dobra atmosfera. Myślę, że ta, która panuje w Gdańsku,
już jej dorównała, a może nawet przeskoczyła. Super się czujemy w tym zespole -
każdy z każdym rozmawia. Ponadto spędzamy wspólnie wiele czasu. Jesteśmy nie
tylko drużyną, ale też dobrymi kolegami. Nie widujemy się jedynie na meczach i
treningach, ale spotykamy się również poza sportem.
Jakby ktoś z boku popatrzył na nas podczas zawodów, to dojrzałby, że raz jest
duże skupienie, a po chwili potrafimy też pożartować. Rozluźniamy atmosferę.
Podobnie było i tym razem. Pierwsze trzy biegi dostaliśmy 1:5, a później było
3:3. Następnie zgromadziliśmy się i powyzywaliśmy oraz dodaliśmy do tego trochę
dobrego słowa. Później szło już lepiej.