2017-04-17 Runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - Cash Broker Stal Gorzów
 
W ramach pierwszej kolejki spotkań PGE Ekstraligi miały odbyć się mecze w Częstochowie, Lesznie, Zielonej Górze i Toruniu. Niestety prognozy pogody w niektórych miastach nie były zbyt optymistyczne. W związku z tym władze ligi przeniosły trzy spotkania na inny termin i żużlową ekstraligę w sezonie 2017 inaugurowało tylko jedno spotkanie rozgrywane w Toruniu, gdzie tor przed opadami deszczu chronił dach. W niektórych miastach była co prawda szansa na odjechanie zawodów, ale wszystkim zależało na tym, żeby ligowa inauguracja odbyła się z odpowiednim przytupem.

Dla Torunia inauguracja ligi zapowiadała się od mocnego uderzenia i to aż w czterech pierwszych kolejkach.
Kibice żużla w całej Polsce pamiętali ubiegłoroczny finał ze Stalą Gorzów, kiedy to gospodarze okazali się lepsi od gości z Torunia. Drużyna z miasta Anioła, nie szczędziła krytycznych uwag pod kątem przygotowanej na finał nawierzchni. Komisja Orzekająca Ligi przyznała po tych zawodach m.in. Stanisławowi Chomskiemu karę w zawieszeniu, co potwierdziło, że zastrzeżenia drużyny z miasta Anioła były słuszne.
Dodatkowego smaczku toruńsko-gorzowskiej rywalizacji w sezonie 2017 dodawał fakt, że Martin Vaculik w mało sympatycznych okolicznościach zamienił Toruń na Gorzów. Słowak swoje losy z toruńskim klubem związał przed sezonem 2016. Kontraktowany był w roli lidera drużyny, bowiem w kilku poprzednich sezonach wyrósł na jednego z najmocniejszych zawodników Ekstraligi. Tymczasem w grodzie Kopernika zdobywał średnio dwa punkty na wyścig i choć nie był to wynik zły, to jednak zdecydowanie poniżej oczekiwań toruńskiego środowiska żużlowego. Kibice mieli Martinowi za złe zwłaszcza bardzo nierówną postawę w meczach finałowych. Czarę goryczy w postawie Słowaka, przelały kolejne tygodnie po finałowym meczu sezonu 2016, kiedy to Vaculik związał się umową właśnie z gorzowianami, co wywołało lawinę spekulacji. Robert Dowhan, były prezes Falubazu Zielona Góra, na Facebooku napisał, że Słowak dogadał się ze Stalą jeszcze przed finałowym dwumeczem. To z kolei wznieciło lawinę spekulacji, że zawodnik mógł nieco odpuścić finałowe spotkania. Nic więc dziwnego, że Vaculik nie mógł liczyć na gorące przywitanie w Toruniu. Wręcz przeciwnie - kibice przygotowali dla swojego byłego zawodnika specjalny transparent o treści: "Ambicja, charakter, honor - pojęcia ci nieznane, sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem".
Wiele kontrowersji przed meczem wzbudziły też słowa Przemysława Termińskiego, który nie szczędził uszczypliwości pod kątem Słowaka: "Vaculik jest świetny, ale tylko w jego własnym mniemaniu. Miałem go przez rok i mogę powiedzieć, że to nie jest gwiazda, ale solidny zawodnik podobnej klasy, jak Adrian Miedziński. Przesadzam? To proszę sobie zobaczyć ubiegłoroczne średnie Adriana i Martina. Są blisko. Martinowi życzę jak najlepiej, ale ja w niego nie wierzę". Słowa te niezwykle rozsierdziły Vaulika, ale były też przysłowiową wodą na młyn dla toruńskich kibiców.

W cieniu potyczki z gorzowianami kibice analizowali też kalendarz, a ten był niezwykle trudny dla Aniołów. Właściciel klubu Przemysław Termiński tymi oto słowy komentował ligowy start swojej drużyny: "Pierwszy mecz mamy u siebie ze Stalą Gorzów? I dobrze. Potem jedziemy do Zielonej Góry? Jeszcze lepiej. Zaczynamy z grubej rury. Stal dostanie w palnik. Zemsta za finał? Raczej sprawiedliwość dziejowa. No dobra, ale żarty na bok. Zobaczymy, jak to będzie. Na pewno ten mecz będzie wielkim deserem pierwszej kolejki, potraktowano nas jak rodzynka. Przynajmniej od razu będzie wiadomo, jaki mamy potencjał. Zresztą ja się nie doszukuję w tym terminarzu żadnych sensacji. Bez względu na to czy o wyborze decydował przypadek, czy też ktoś tak ustalił to nie ma co lamentować. Władze Ekstraligi Żużlowej chcą mieć ciekawe pierwsze kolejki, a nas doceniają dając nam takich rywali".
Choć właściciel toruńskiego zespołu w swoim stylu komentował żużlową rzeczywistość to tak naprawdę drużyna z miasta Kopernika miała niezwykle ciężką przeprawę na początku sezonu, a Jacek Gajewski wspólnie z Robertem Kościechą mieli spory ból głowy na których jeźdźców postawić w pierwszym spotkaniu. Jeszcze kilka dni wcześniej wydawało się, że zawodnikiem, który będzie musiał usiąść na ławce, okaże się Grzegorz Walasek. Doświadczony senior uporał się jednak z problemami sprzętowymi i w sparingu z Grudziądz (56:34) zdobył komplet punktów. Swoją postawą sprawił, że menadżer Get Well miał mętlik w głowie, bowiem wytypowanie jednego zawodnika, którzy miał grzać ławkę było zadaniem niezwykle trudnym i na pewno pozostawało w psychice zawodnika odstawionego od inauguracyjnego składu. Holder, Hancock byli pewniakami do składu, w miarę solidnie spisywali się też Miedziński oraz niechciany w Gorzowie ojciec złotego medalu Jensen. Gajewski ostatecznie zdecydował jednak, że w składzie na inauguracyjne spotkanie sezonu 2017 w składzie znajdzie się wkraczający w wiek sportowego seniora Paweł Przedpełski. Kibice z Torunia wierzyli, też że ich drużyna zdobędzie przewagę w duecie młodzieżowców - Daniel Kaczmarek i Igor Kopeć-Sobczyński. Młodzieżowy Mistrz Polski bardzo dobrze wprowadził się do zespołu, a wychowanek klubu z Torunia błysnął szczególnie w sparingu z Orłem Łódź. Sam menedżer Gajewski podkreślał, że nie spodziewał się tak komfortowej sytuacji.

Po stronie gości trener Stanisław Chomski zdecydował się na zmiany w porównaniu z meczami sparingowymi. Prowadzącym parę został znajdujący się u progu sezonu w bardzo dobrej dyspozycji Przemysław Pawlicki, a pod numerem 2 wystartował Krzysztof Kasprzak. Warto jednak podkreślić, że po wejściu Bartosza Zmarzlika w wiek seniora, znacznie osłabła młodzieżowa siła rażenia gorzowian. Zmarzlik nie miał jednak takich problemów jak jego równolatek z Torunia - Przedpełski i bez problemów poradził sobie ze swoją nową rolą. Minusem dla zespołu było jednak to, że nie mógł już wchodzić jako rezerwa zwykła i zmieniać gorzej dysponowanych kolegów. Niemniej jednak zarówno on, jak i reszta seniorów w talii trenera Chomskiego prezentowała się u progu sezonu bardzo dobrze.
Stal jednak niezbyt dobrze radziła sobie na MotoArenie. Ostatni raz z Torunia wyjechała z wygraną w roku 2010, kiedy to dzięki skutecznej jeździe Tomasza Golloba i Przemysława Pawlickiego, zdołała odrobić straty (przegrywała już 22:32) i wygrała 47:43. Rok wcześniej, a także podczas ośmiu kolejnych wizyt w Toruniu, gorzowscy żużlowcy nie zdołali już zbliżyć się do tego osiągnięcia. Dość powiedzieć, że średnia zdobytych punktów przez Stal wynosi 39,2 i aż pięciokrotnie padał wynik 40:50. W finałowym meczu Ekstraligi w minionym sezonie, drużyna Stanisława Chomskiego zanotowała jednak drugi najlepszy swój występ w Toruniu (41:49), odkąd istniała Motoarena. Sezon 2017 był jednak nowym rozdaniem, a nawet najgorsza passa przecież nie trwała wiecznie.

Zapowiadało się zatem niezwykle pasjonujące widowisko i licznie zgromadzeni fani żużla przy ul. Pera Jonssona 7 nie zwiedli się. Choć toruńska część publiczności nie mogła być usatysfakcjonowana, bowiem ich pupile przegrali mimo, że w trakcie meczu prowadzili już 6 oczkami. Co prawda pierwsze dwa biegi zwiastowały dość jednostronne widowisko na korzyść Aniołów, jednak potem niesamowitą klasę pokazali goście i jasne stało się, że triumf nie przyjdzie gospodarzom tak łatwo. W biegu otwarcia Greg Hancock i Michael Jepsen Jensen pokonali parę Krzysztof Kasprzak - Niels Iversen w stosunku 4:2. Następnie toruńska młodzież pokonała swoich rywali w stosunku 5:1, a Igor Kopeć-Sobczyński pobił rekord toru. Na ripostę gorzowian nie trzeba było czekać, bo para Vaculik-Pawlicki pokonała 5:1 Miedzińskiego i Przedpełskiego. Na niemal każdy cios zawodników Get Well, ich rywale z Gorzowa potrafili odpowiedzieć równie mocno. Kibice nie pomylili się w swoich przedmeczowych ocenach, bo kluczową wydawała się postawa młodzieżowców. W pierwszej części meczu Igor Kopeć-Sobczyński i Daniel Kaczmarek spisywali się o niebo lepiej niż Rafał Karczmarz i Hubert Czerniawski. Warto jednak zaznaczyć, że ten ostatni, który w Ekstralidze był absolutnym debiutantem, w gonitwie dziesiątej znakomicie poradził sobie z licznymi atakami Pawła Przedpełskiego, sprawiając tym samym niemałą niespodziankę. Ostatecznie w rywalizacji juniorów wygrali gospodarze 8:2.
Przegrana Przedpełskiego była jednak niczym, bo wśród miejscowych raziła dość nierówna forma całej formacji seniorskiej. Po dwóch świetnych biegach Greg Hancock stracił swój blask, który odzyskał dopiero na sam koniec. Dobre wyścigi ze słabymi przeplatali Przedpełski, Adrian Miedziński i Chris Holder, a bezbarwny występ zanotował Jensen. Gospodarze osłabli zwłaszcza w drugiej części meczu. Goście odwrotnie - rozkręcali się i mieli niesamowicie szybkiego i bezbłędnego Vaculika, którego chyba podwójnie zmotywował transparent toruńskich kibiców. Jego współpraca z Przemysławem Pawlickim wyglądała wręcz wzorowo. Jeśli dorzucić do tego zawsze szybkiego Bartosza Zmarzlika i pojedyncze punkty dorzucane przez resztę zawodników, nikogo nie dziwił dobry rezultat gorzowskiej ekipy.
W trzeciej serii startów odnotowano trzy remisy z rzędu. Swoje biegi wygrali Chris Holder, Martin Vaculik i Adrian Miedziński. W biegu jedenastym ważne punkty wywalczył Krzysztof Kasprzak przyjeżdżając za plecami Przemysława Pawlickiego i tym samym kolejny bieg podwójnie wygrali goście. W biegu dwunastym biegowe zwycięstwo odnieśli torunianie, od mety Miedziński-Sobczyński prowadzili podwójnie jednak na trasie zdołał ich przedzielić Niels Iversen. Żółto-niebiescy na prowadzenie wyszli przed biegami nominowanymi, gdy para Vaculik-Zmarzlik podwójnie pokonała Hancocka i Przedpełskiego, który tego dnia był cieniem zawodnika z ubiegłego sezonu.
W biegu czternastym nokautujące uderzenie zadali Pawlicki z Iversenem, gdy pokonali Holdera i Jensena. Ten drugi zdecydowanie zawiódł oczekiwania toruńskich kibiców nie nawiązując w ogóle walki z zawodnikami Stali.
W ostatnim wyścigu dnia, który mógł dać torunianom remis w całym spotkaniu, doszło do wykluczenia Bartosza Zmarzlika. Zawodnik gorzowskiej Stali w drugim łuku wywrócił się po walce z Gregiem Hancockiem. Zaraz po tym zdarzeniu Zmarzlik telefonował do sędziego Tomasza Proszowskiego i nie zgadzał się z jego decyzją. Zdaniem dwudziestodwulatka, Hancock zahaczył o jego nogę i nie pozwolił mu się odpowiednio złożyć w łuk. Choć Amerykanin i sędzia był innego zdania, to trener gości w ostrych słowach komentował decyzję arbitra w parku maszyn, nazwał sędziego Tomasza Proszowskiego drukarzem, czym naruszył Przepisy Dyscyplinarne Sportu Żużlowego, a konkretnie artykuł 317, punkt 6. Za znieważenie osoby urzędowej Stanisławowi Chomskiemiu groziła kara pieniężna od 5 do 10 tysięcy złotych, kara zawieszenia od 6 miesięcy do 2 lat, a nawet dyskwalifikacja.
Całą sprawę skomentował Łukasz Kowalski - adwokat: "W nomenklaturze sportowej słowo drukarz to najcięższy kaliber. Kiedyś mówiło się sędzia kalosz, teraz drukarz. Wszelkie próby tłumaczenia tej sytuacji przez trenera Chomskiego naraziłyby go na śmieszność, bo kontekst sytuacji był oczywisty. Bartosz Zmarzlik stał w budce i rozmawiał z sędzią, więc wiadomo do kogo szkoleniowiec adresował słowa. Teraz będzie miał problem. Swoją drogą, to jak pracowałem we Włókniarzu Częstochowa mieliśmy podobny kłopot. Trener Grzegorz Dzikowski, także po meczu w Toruniu, powiedział, że gospodarze jechali w siedmiu zawodników plus sędzia. Później pisaliśmy do Ekstraligi Żużlowej pismo z przeprosinami tłumacząc to emocjami. Skończyło się na pogrożeniu palcem".
Po kilkudziesięciu minutach, gdy spotkanie się już zakończyło, Stanisław Chomski nieco ochłonął i zwrócił uwagę, że w podobnej sytuacji w biegu numer dwanaście, gdy upadł Adrian Miedziński, sędzia zarządził powtórkę w pełnej obsadzie. Zdaniem Chomskiego, o kontakcie Zmarzlika z Hancockiem najlepiej świadczyła poszarpana nogawka w kombinezonie zawodnika Stali Gorzów. Do tych kontrowersji w studiu nSport+ odniósł się też Leszek Demski, który ocenia pracę arbitrów w Ekstralidze i mówił: "Upadek Adriana nastąpił po lekkim kontakcie z Iversenem. Adrian wykorzystał ten kontakt i to były artystyczne przewrotki. Gdyby pojechał dalej, wyjechałby czwarty z tego łuku. Gdyby sędzia go wykluczył, nie byłby to jego błąd. Sytuacja Zmarzlik - Hancock była trudna dla sędziego. Jakiej decyzji by nie podjął, każdy by narzekał. Nie mogę się zgodzić z komentarzem, że Greg jechał swoje, ale trochę poszerzył tor jazdy. Albo jechał swoje, albo poszerzył tor. Nie ma w regulaminie pojęcia, że prowadzący dyktuje warunki. Greg był trochę z przodu, ale to nie znaczy, że może poszerzać tor jazdy. On wiedział, że Bartek jedzie obok niego i lekko poszerzał tor jazdy, to doprowadziło do upadku. Nie zgodzę się też z opinią, że Bartek miał dużo miejsca na torze i mógł jechać dalej, bo Miedziński też miał dużo miejsca w dwunastym biegu i w obu przypadkach powinniśmy wykluczyć zawodnika gospodarzy".
Wracając jednak do spotkania. Torunianie aby myśleć o remisie i punkcie do tabeli, musieli podwójnie pokonać niepokonanego do tej pory, ale osamotnionego Vaculika. Niespodzianki nie było - Słowak ponownie wygrał start i choć Hancock na dystansie go wyprzedził, gorzowianie wrócili nad Wartę ze zwycięstwem.

Wygrana gorzowian w Toruniu 46:44 była niespodzianką, ale dla wielu nie stanowiła jednak zaskoczenia. I to nie tylko ze względu na poziom prezentowany przez podopiecznych trenera Stanisława Chomskiego na początku sezonu, lecz sportową mentalność zawodników. Torunianie personalnie nie należeli do słabeuszy ligi, ale też nie byli faworytem rozgrywek. Jednak Stalowcy przyjechali do grodu Kopernika z jasnym celem: wygrać! I cel ten realizowali. Zawodnicy z grodu wielkiego Astronoma jechali jakby takiego celu nie mieli. Goście po pierwszej serii, tracili tylko dwa oczka do gospodarzy, mając już za sobą połowę startów juniorów. A przecież ta formacja była najsłabsza w zespole gorzowskim. Dlatego przegrywając podwójnie drugi wyścig i broniąc niewielkiej różnicy punktowej w dwóch kolejnych startach już na początku spotkania żółto-niebiescy znaleźli się w bardzo korzystnej sytuacji.
Piątka seniorów Stali u progu sezonu była zdecydowanie lepsza od piątki seniorów Get Well. Dlatego różnica punktowa na poziomie juniorów (8:2 dla torunian) nie mogła zmienić końcowego rozstrzygnięcia.
W ekipie Get Well Toruń można wyróżnić juniorów, którzy w sumie zdobyli osiem oczek a ich jazda był bardzo przekonywująca. Największym odkryciem meczu okazał się Igor Kopeć-Sobczyński, który wpisał się na listę rekordzistów toru. Dobre zawody pojechał także Adrian Miedziński, który walecznością pracował za kolegów. Przebłyski miał Jensen, ale ogólnie był mało przekonujacy. Reszta seniorów Get Well jeździła mocno poniżej oczekiwań. Stal zapędziła seniorów Gajewskiego mających być liderami, do narożnika i posłała na deski Zastanawiające było jednak to, że patrząc w TV na uśmiechniętych zawodników Get Well Toruń można by pomyśleć, że prowadzą w meczu z bezpieczną przewagą. Sęk był jednak w tym, że wynik był na styku i potrzeba było nadzwyczajnej mobilizacji, a zadowolone miny gospodarzy przed biegami nominowanymi wyglądały dziwnie. Po meczu można było gdybać, czy opłacało się stawiać na Pawła Przedpełskiego. Nikt jednak miał ochoty czynić wyrzutów toruńskiemu menago za tę decyzję, bo wybór był naprawdę trudny. Było jednak widać że Przedpełskiemu potrzebne było wsparcie i pomoc.
Uwagę obserwatorów zwracał tez toruński tor. Wiosenna praca związana z przebudową drugiego łuku przyniosła efekty, bo choć przygotowanie nawierzchni nie sprzyjało zbyt dużej liczbie wyprzedzeni, kibice oglądali naprawdę kapitalne ściganie. Pozycję można było zyskać i stracić jadąc właściwie każdą częścią toru. Liczył się nie tylko start, ale i duża inteligencja oraz przebiegłość na dystansie. Akcje na ostrzu noża, mijanki i kapitalna parowa jazda - taki żużel fani chcieli, bo była to świetna wizytówka żużlowej Ekstraligi.

Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel klubu z Torunia - Ziścił się najgorszy scenariusz. Goście byli lepsi. U nas zawiedli Holder z Hancockiem. Oni muszą się zmobilizować i poprawić co trzeba. Słabo startowali, a potem ciężko im było zdobywać punkty na trasie. Świetny był Adrian Miedziński, kapitalni juniorzy, ale reszta ma o czym myśleć. Jednak pierwsze koty za płoty. Chociaż ciężko mi przeboleć to, że po dwóch, czy nawet trzech latach twierdza MotoArena padła. Ze Stalą u siebie też już dawno nie przegraliśmy. Sypiemy jednak głowy popiołem, zrobimy analizę i do roboty.
Co do Vaculika to przyznaję, pomyliłem się, ale porównanie go do Miedzińskiego było jednak słuszne, bo to byli liderzy drużyn w meczu otwarcia. Vaculik nauczył się rok temu jeździć na Motoarenie i teraz błyszczał. Szkoda, że rok temu tak nie jeździł. Niemniej trzeba przyznać, że wyszedł mu mecz życia.
Jeśli chodzi o transparent jaki wywiesili toruńscy kibice to jego treść była adekwatna do tego co się stało. Wiemy, jak było. Kamery nie kłamią. Proszę sobie zobaczyć ubiegłoroczny finał. Vaculik był jedynym zawodnikiem Get Well, który poszedł się ściskać z zawodnikami Stali. Cieszył się, bo jego drużyna wygrała.

Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Nie oceniam porażki przez pryzmat, kto był po drugiej stronie i przyczynił się do tego, że rywal wygrał. Bardziej boli mnie to, że przegraliśmy, a nie występ Vaculika. O postawie Słowaka nie ma co mówić, skoro nie potrafił się nawet przywitać z żadnym z naszych zawodników czy ludzi z klubu. Trudno mi jednak powiedzieć, co zmobilizowało Vaculika. Szkoda, że takich spotkań nie jechał w ubiegłym roku w Toruniu. Jeśli takie rzeczy tak go motywują, to może powinien porozmawiać z Przemysławem Termińskim, żeby przed każdą kolejką ligową wygłaszał podobne opinie. Mówiąc trochę żartem, być może właściciel naszego klubu jest dla Vaculika najlepszym psychologiem.
Nam brakowało liderów. Nie było żużlowców, którzy byliby w stanie zdobyć 10 lub więcej punktów. Udało się tylko Hancockowi. To jest główna przyczyna porażki. Po drugiej stronie tacy zawodnicy byli. Wystarczy wymienić Vaculika, Zmarzlika czy Pawlickiego. Na pewno więcej oczekujemy od Holdera. Rok temu na Motoarenie jeździł bardzo dobrze, a to spotkanie mu nie wyszło.
Nie żałuję jednak zestawionego składu na ten mecz. Po meczu każdy jest mądry i mówi, co by było gdyby. Nie wiem, czy Grzegorz byłby w stanie pojechać lepiej od Pawła. Pewnie dostanie swoją szansę w najbliższym spotkaniu i wtedy będziemy go oceniać. Mecz z Gorzowem to już historia. Nie powinniśmy się zajmować tym, kto pojechał lub czy ktoś inny zrobiłby to lepiej. Tego już się nie dowiemy

Robert Kościecha - trener z Torunia - Gratulacje dla trenera Stali Gorzów i jego zespołu. Trzeba przełknąć tę gorzką pigułkę. Na pewno nie jest dobrze rozpocząć sezon od porażki u siebie. Tym bardziej, że teraz czekają nas dwa ciężkie wyjazdy. Pozytyw jest taki, że cieszę się, że juniorzy dobrze pojechali na bardzo dobrym poziomie. Punkty nie kłamią. Mieliśmy problem w formacji seniorskiej, niepotrzebnie pogubiliśmy kilka punktów na trasie. W zespole z Gorzowa na pochwałę zasługuje przede wszystkim Martin Vaculik. Zdobył prawie komplet punktów i to praktycznie przeważyło o końcowym wyniku. Moim zdaniem biegi jedenasty i trzynasty przegrane przez nas podwójnie to były kluczowe biegi, które zadecydowały o naszej porażce dwoma punktami.

Greg Hacnock - Toruń - Przede wszystkim gratulacje dla Stali Gorzów i dla Przemka Pawlickiego, byli lepszą drużyną tego wieczora. Musimy te porażkę przyjąć "na klatę". Nienawidzę przegrywać. Pozostali zawodnicy naszej drużyny też nie czują się z tym dobrze. Nie możemy wskazywać palcem jednego winnego. Musimy to zostawić za sobą. Nie jest łatwo, ja ze swojego wyniku cieszę się, ale też popełniłem wiele błędów i muszę to naprawić. Wiadomo, to był pierwszy mecz.
W ostatnim biegu upadł Zmarzlik i myślę, że sędzia podjął słuszną decyzję o wykluczenia Bartka, bo ja zostawiłem sporo miejsca. Arbiter widział, iż nie miałem złych intencji. Pojechałem tak, że trafiłem na niego w momencie, w którym próbował zmienić tor jazdy i wpadliśmy na siebie. Pechowa sprawa, gdyż Zmarzlik jest świetnym zawodnikiem i czasami chciałoby się, żeby przepisy dopuszczały w takich trudnych sytuacjach powtórkę w czteroosobowym składzie

Chris Holder - Toruń - Nasi rywale byli fantastyczni na starcie i dysponowali dobrą szybkością - komentuje Holder. - Mecz był na styku i obie drużyny mogły to wygrać, ale to oni okazali się lepsi w końcówce. Dla mnie to nie był udany wieczór. W pierwszych biegach byłem wolny, później nastąpiło przełamanie, ale zaraz po nim przyszedł kolejny gorszy moment. To jeden z takich dni. W kolejnych meczach może i presja będzie, ale to jest normalne, szczególnie w polskim żużlu, gdzie mamy do czynienia z nią przez cały czas. Początek zawsze jest trudny, chcieliśmy zwyciężyć, szczególnie u siebie, ale nam się to nie udało. Czujemy się dobrze i pojedziemy na wyjazdy z nadzieją na dobre wyniki. W Lany Poniedziałek to po prostu nie był dzień naszej drużyny.

Paweł Przedpełski - Toruń - Powodów do zadowolenia z pewnością mieć nie możemy. Przegraliśmy pierwszy mecz i to w dodatku u siebie. To jednak nie oznacza, że się poddamy. Mamy dopiero początek sezonu. Nie można nas w tej chwili przekreślać. Równie dobrze to my możemy wygrać w Gorzowie. Pokazaliśmy w ostatnich latach, że stać nas na to. Mam nadzieję, że historia się powtórzy. O swojej postawie mogę powiedzieć tylko tyle, że nie jestem z siebie zadowolony. Popełniłem zdecydowanie za dużo błędów jak choćby ten, kiedy w jednym z wyścigów po wyjściu z pierwszego łuku myśląc ze Bartek Zmarzlik pojedzie szeroko, wyniosłem się na zewnętrzną. On to wykorzystał i wjechał mi pod łokieć. Żużel to gra błędów. Wygrywa ten, który zrobi ich najmniej. Muszę wyciągnąć wnioski i wykonać kilka korekt w sprzęcie przed kolejnymi meczami

Daniel Kaczmarek - Toruń - wpis z portalu społecznościowego - Za nami inauguracja pełna walki i emocji zakończona niestety naszą minimalną przegraną i wynikiem 44:46. Do dorobku drużyny dorzuciłem 4 punkty i jeden bonus. Nie pozostaje nam nic innego, jak skupiać się na dalszej, ciężkiej pracy przed wyjazdowym spotkaniem przeciwko Falubaz Zielona Góra. Dziękuję wszystkim kibicom, którzy szczelnie wypełnili trybuny toruńskiej Motoareny. Wasze wsparcie jest nieocenione i bardzo go potrzebujemy.

Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - wpis z portalu społecznościowego - Emocje opadły, ale nie mogę zasnąć. Mimo zdobytych 4 punktów (3,0,1), mojej pierwszej 3 w Ekstralidze, przegrywamy ze Stałą Gorzów 44:46. Dziękuję wszystkim za bardzo miłe wiadomości, które otrzymałem po meczu. To daje mi przysłowiowego kopa do dalszej ciężkiej pracy. Aha i szkoda 12 biegu, trochę mnie "wyciągnęło", co wykorzystał Iversen.

Wojciech Dankiewicz - żużlowy menadżer z Wrocławia - Terminarz drużyny Jacka Gajewskiego jest nie do pozazdroszczenia. Skoro torunianom nie udało się wygrać inauguracji u siebie, to tym trudniej będzie im o dobry wynik na wyjazdach. Może się spełnić czarny scenariusz, że po trzech, czterech kolejkach, ta drużyna nie będzie miała na koncie żadnej wygranej. Falubaz jest personalnie bardzo mocnym zespołem i zwłaszcza u siebie będzie trudny do pokonania. Pewną niewiadomą jest natomiast Sparta. Ta drużyna nie miała wielu okazji do jazdy na własnym, przebudowanym torze i tak naprawdę trudno powiedzieć, jak spisze się przeciwko Get Well. Może torunianie zdołają to wykorzystać. Na pewno z tyłu głowy zawodnikom będzie teraz siedzieć, że nie pojechali na inaugurację na swoim dobrym poziomie. Do kolejnych zawodów przystąpią więc z negatywnym bagażem. Dobrze byłoby go szybko zrzucić. Inaczej z każdym kolejnym meczem będzie coraz bardziej nerwowo.

Stanisław Chomski - manager z Gorzowa - Derby to pikuś, w stosunku do tego, co zgotowali nam wiszący nad nami kibice w Toruniu. Mimo zwracaniu uwagi do kierownika zawodów, reakcja była zerowa. Atmosfera była napięta już przed meczem - mam tu na myśli osobę Martina Vaculika, różne co do tego komentarze i podteksty. Spotkanie to nazywano rewanżem za finał. Zaczęto to podsycać i wszystkim udzieliła się niezdrowa atmosfera. To mi w pewien sposób nie pomagało, a zawodników może i mobilizowało. Świetnie pojechali i Vaculik, i Pawlicki, jest to zasługa całej drużyny ale trzeba koniecznie zauważyć, że bez punktu Huberta Czerniawskiego nie wygralibyśmy tego meczu. A byli to juniorzy, którzy byli ogłoszeni dziurą w składzie ale tej dziury nie ma. To są młodzi chłopacy, którzy zbierają pierwsze szlify, bardzo też mi się podobał Igor Kopeć-Sobczyński. Pierwsza para Iversen - Kasprzak miała trochę problemów i wyglądała słabo na tle torunian, którzy nie zwykli przegrywać na własnym torze. W końcu obaj znaleźli jednak to co trzeba i pojawił się dylemat na kogo postawić w biegach nominowanych ponieważ Iversen był waleczny na trasie a Kasprzak potem znalazł właściwe ustawienia. Przy trochę słabszej dyspozycji gospodarzy czuliśmy, że nie możemy wypuścić z rąk swojej szansy. Wygraliśmy przede wszystkim zespołem i walką na dystansie.
Nie będę się tłumaczył za to co powiedziałem w ostatnim biegu. Trudno powiedzieć, by mecze, w obliczu tak rozwiniętej technologii, były ustawiane, zwłaszcza przez sędziów. Nie ma nawet dyskusji. Niemniej nie mogłem się zgodzić z pewnymi decyzjami, które arbiter zastosował, ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Człowiek był podbuzowany tym wszystkim, co robili kibice. Nie powiedziałem tego do słuchawki i nie nazwałem nikogo imiennie. Padło pewne określenie idąc w drodze od parkingu, które nie pasowało do tej sytuacji. Przeprosiłem sędziego. Komuś, kto siedzi na fotelu i ocenia, łatwo powiedzieć, że nie powinniśmy dać się sprowokować, ale jeżeli lecą dosadne wulgaryzmy i wyzwiska nie tylko pod moim adresem, to człowiek może pęknąć i nie wytrzymać

Przemysław Pawlicki - Gorzów - Co do jednej mojej wpadki, to mamy przecież Święta Wielkanocne i było trzeba zostawić na torze jakieś jajeczko (śmiech), a tak całkowicie poważnie to jeden bieg pomyliliśmy się i poszliśmy w tę stronę, w którą powinniśmy. To początek sezonu i każdy szuka czegoś odpowiedniego ponieważ pogoda jest inna i różnie motocykle się zachowują. Czy to będzie mój sezon? Ciężko powiedzieć. Cały czas ciężko pracuje na to, aby to był mój sezon. Najważniejsze, żeby zdrowie dopisywało, a myślę, że reszta się poukłada.

Martin Vaculik - Gorzów - "Ambicja, charakter, honor - pojęcia Ci nieznane. Sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem". Jestem uodporniony na takie rzeczy. Zakładam kask i mam swój świat. Trochę się jednak z tego śmiałem. Patrząc z boku podziwiam ludzi, którzy skupiają się na hejcie, zamiast kibicować swojej drużynie, całą energię wkładają w zło zamiast dobro. Nie rozumiem skąd w ludziach tyle agresji i złości. Życzę kibicom z Torunia dużo miłości, niech kibicują swojej drużynie. Ja żyję swoim życiem i jestem z tego szczęśliwy. Jeżeli ktoś ma problem, to nie jest to moja sprawa. Zaczęło się poważne ściganie, wiem jaki mam cel i do niego zmierzam - komentował Vaculik.

Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali Gorzów - Martin Vaculik pokazał, że jest kompletnym zawodnikiem. Chcę pogratulować całemu zarządowi, który wychowałem na swojej piersi, tego transferu. Zrobili genialną zamianę. Jensen poszedł do Torunia, a my mamy żużlowca, który już w pierwszej kolejce został bezsprzecznie bohaterem Stali Gorzów.
Słów pana Termińskiego na temat Martina komentować nie zamierzam. Nie chcę się zniżać do tego poziomu. To nie jest po prostu mój styl. Ja o Vaculiku zawsze mówiłem z uznaniem. Cieszę się, że wreszcie jest w Stali. Gołym okiem widać, że ten młody człowiek potrzebował takiej zmiany. On czuje się doskonale w otoczeniu ludzi, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu organizacji sportowej na tym najwyższym poziomie. Uważam, że torunianie pomogli Stali wygrać, bo sami "nakręcili" przed tym meczem Vaculika. To była najlepsza z możliwych form motywacji. Słowak na takie opinie sobie po prostu nie zasłużył i pokazał to całemu światu. To jest zawodowiec, który będzie nie tylko rządzić w lidze, ale także pokaże się z dobrej strony w Grand Prix.

Jerzy Synowiec - Były prezes Stali Gorzów - dotąd mecze Stali z Get Well, a wcześniej Apatorem, nie miały takiego ładunku emocji. Kibice z Torunia uchodzili za spokojnych. Teraz czytam, że pluli i wyzywali. Może to ta zimna temperatura im zaszkodziła? Inna sprawa, że wszyscy po trochu przyłożyli rękę do tego co stało się na Motoarenie. Tego, że kibice plują i krzyczą nie widać, ale za to cała Polska zobaczyła rzeczy, których nie powinna była doświadczyć.
Transparent obrażający Martina Vaculika z jednej strony oraz zachowanie trenera Stanisława Chomskiego i zawodnika Bartosza Zmarzlika z drugiej. Osoby publiczne muszą pokazać klasę, muszą zachowywać się przyzwoicie. Jestem adwokatem, nie mam do czynienia z tłumami, ale czasami jest gorąco, lecą inwektywy, ktoś chce mi dokuczyć. Nie mogę jednak dać upustu emocjom. To samo odnosi się do trenera i zawodnika. Nie może Zmarzlik dzwonić do sędziego, przeklinać, mówić do niego na "ty". To są zbędne emocje, zwłaszcza, że nie zdarzyło się, żeby arbiter zmienił decyzję po jej podjęciu. Wiadomo, że sytuacja była dyskusyjna, z gatunku 50 na 50. Można o niej rozmawiać na argumenty, ale nie wolno robić czegoś takiego. Trener się nie popisał, a na dokładkę dał przyzwolenie na złe zachowanie swojego zawodnika. Mam taki wniosek, że chamstwo wśród kibiców zaczyna się przenosić na poziom trenerów i prezesów. Jak to się utrzyma, to będzie źle. Sport niesie emocje, ale tak złych już dawno nie było. Z jednej strony mamy wielkie słowa, mówi się o profesjonalizmie, ale z drugiej strony jest chamstwo i słoma w butach, która przedostaje się do parkingu. Władze żużla muszą zareagować. Jak w piłce zawodnik pyskuje do sędziego to wylatuje z czerwoną kartką. Tu powinno być podobnie. I nic nie może usprawiedliwiać takiego zachowania, ani plucie, ani wyzwiska. Ludzie, którzy są pokazywani opinii publicznej, którzy są na świeczniku, powinni stanowić wzór.

Wojciech Stępniewski - były prezes klubu z Torunia, obecnie prezes Ekstraligi Żużlowej - Chamstwo zostało niestety zupełnie niepotrzebnie wykreowane przez niektóre osoby, w tym także przez niektórych dziennikarzy. Nie było mnie przy trenerze Chomskim i nie mam powodu nie wierzyć, że był prowokowany przez kilku kibiców, ale i trener, z tego co widziałem, nie pozostał im dłużny. Poza tą wąską grupką, pozostałe 13500 kibiców obecnych na tym meczu zachowywało się bardzo dobrze. Mieliśmy kulturalny doping, zarówno ze strony grupy gorzowskiej i toruńskiej. To, że stadion gwizdał na Martina Vaculika? Takie prawo kibica. Prawem zawodnika jest z kolei wybierać sobie pracodawców w sporcie zawodowym. Martinowi gwizdanie w niczym nie przeszkodziło, a wręcz dodało mu skrzydeł, bo jeździł fantastycznie w tych zawodach.
Można powiedzieć, że to co dzieje się na stadionach to kwestia wychowania, które wynosi się z domu. Z drugiej strony wydarzenie sportowe to nie teatr przyzwoitości i emocje są obecne. Oczywiście te pozytywne są najmilej widziane, a przy negatywnych poziom ich wyrażania bywa różny. Te niezgodne z prawem i regulaminem obiektu powinny być zdecydowanie karane. Na pewno zwrócimy uwagę klubowi z Torunia aby w przyszłości większa liczba ochroniarzy czuwała nad bezpieczeństwem osób funkcyjnych nad boksami gości na stadionie w Toruniu. Istnieją niestety takie a nie inne konstrukcje stadionowe, które pozwalają na większą swobodę wyrażania myśli przez kibica. Takim miejscem jest również wyjazd przez tunel na tor na stadionie w Gorzowie, gdzie również przez całe dwie godziny można słuchać litanii krewkiej grupy kilku kibiców Stali. Takie sytuacje mają niestety miejsce i nad tym ubolewamy. Z tego co wiem, klub z Gorzowa otrzymał zalecenie postawienia tam odpowiedniego murku, bo niestety ochroniarze w poprzednim sezonie średnio się sprawdzili. Jednak co do zasady to wszystko są incydenty, nie reguła. Robienie z tego cotygodniowego standardu jest niszczeniem wizerunku kibica żużlowego, który w Polsce nieżużlowej zyskał przez lata olbrzymi szacunek. Czasami mam wrażenie, że po inauguracji  Ekstraligi niektórzy zapomnieli o sporcie i żyją niepotrzebnymi incydentami.

Po meczu Komisja Orzekająca Ligi na posiedzeniu, które miało miejsce 27 kwietnia w Bydgoszczy, podjęła decyzję dotyczącą zachowania trenera drużyny Stali Gorzów oraz zachowaniem toruńskich kibiców.
W wyniku ustaleń podjęto decyzję, że Stanisław Chomski, za podburzanie publiczności oraz publiczne znieważenie sędziego podczas meczu, został ukarany dwutygodniowym zawieszeniem. Kara weszła w życie z dniem podjęcia orzeczenia. Oznaczało to, że Stanisław Chomski przez dwa tygodnie nie mógł pełnić żadnej funkcji podczas zawodów żużlowych, a tym samym przebywać w parku maszyn. Szkoleniowiec Stali wskutek kary musiał opuścić dwa ligowe spotkania 30 kwietnia z Rybnikiem i wyjazdowy mecz Stali 7 maja we Wrocławiu.
Decyzję skomentował Zbigniew Owsiany z KOL - Reakcja Komisji musiała być natychmiastowa, ponieważ nie możemy dopuszczać do eskalacji podobnych zachowań w przyszłości Wierzymy, że tak doświadczony trener, jakim jest Stanisław Chomski wyciągnie odpowiednie wnioski ze swojego postępowania podczas meczu w Toruniu.
Druga decyzja Komisji wynikała z zachowania podczas prezentacji miejscowych kibiców, którzy przywitali Martina Vaculika solidną porcją gwizdów. Później zawodnik był wygwizdywany przy każdym wyjeździe na tor. Ponadto na pierwszym łuku wywieszono transparent z napisem: "Ambicja, charakter, honor - pojęcia Ci nieznane. Sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem".
KOL postanowiła ukarać za to zachowanie toruński klub karą finansową, która jednak nie podlegała publikacji i jej wysokość nie była znana.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt