Dla Torunia inauguracja ligi zapowiadała się od mocnego uderzenia i to aż
w czterech pierwszych kolejkach.
Kibice żużla w całej Polsce pamiętali ubiegłoroczny
finał ze Stalą Gorzów, kiedy to
gospodarze okazali
się lepsi od gości z Torunia. Drużyna z miasta Anioła, nie szczędziła krytycznych uwag pod kątem
przygotowanej na finał nawierzchni. Komisja Orzekająca Ligi przyznała po tych
zawodach m.in.
Stanisławowi Chomskiemu karę w zawieszeniu, co potwierdziło, że
zastrzeżenia drużyny z miasta Anioła były słuszne.
Dodatkowego smaczku toruńsko-gorzowskiej rywalizacji w sezonie 2017 dodawał
fakt, że
Martin Vaculik w mało sympatycznych okolicznościach zamienił Toruń na
Gorzów. Słowak swoje losy z toruńskim klubem związał przed sezonem 2016.
Kontraktowany był w roli lidera drużyny, bowiem w kilku poprzednich sezonach
wyrósł na jednego z najmocniejszych zawodników Ekstraligi. Tymczasem w grodzie
Kopernika zdobywał średnio dwa punkty na wyścig i choć nie był to wynik zły, to
jednak zdecydowanie poniżej oczekiwań toruńskiego środowiska żużlowego. Kibice
mieli Martinowi za złe zwłaszcza bardzo nierówną postawę w meczach finałowych.
Czarę goryczy w postawie Słowaka, przelały kolejne tygodnie po finałowym meczu sezonu 2016, kiedy to
Vaculik związał się umową właśnie z gorzowianami, co wywołało lawinę spekulacji.
Robert Dowhan, były prezes Falubazu Zielona Góra, na Facebooku napisał, że
Słowak dogadał się ze Stalą jeszcze przed finałowym dwumeczem. To z kolei
wznieciło lawinę spekulacji, że zawodnik mógł nieco odpuścić finałowe spotkania.
Nic więc dziwnego, że Vaculik nie mógł liczyć na gorące przywitanie w Toruniu.
Wręcz przeciwnie - kibice przygotowali dla swojego byłego zawodnika specjalny
transparent o treści: "Ambicja, charakter, honor - pojęcia ci nieznane,
sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem".
Wiele kontrowersji przed meczem wzbudziły też słowa
Przemysława Termińskiego,
który nie szczędził uszczypliwości pod kątem Słowaka: "Vaculik jest świetny, ale
tylko w jego własnym mniemaniu. Miałem go przez rok i mogę powiedzieć, że to nie
jest gwiazda, ale solidny zawodnik podobnej klasy, jak Adrian Miedziński.
Przesadzam? To proszę sobie zobaczyć ubiegłoroczne średnie Adriana i Martina. Są
blisko. Martinowi życzę jak najlepiej, ale ja w niego nie wierzę".
Słowa te niezwykle rozsierdziły Vaulika, ale były też przysłowiową wodą na młyn
dla toruńskich kibiców.
W cieniu potyczki z gorzowianami kibice analizowali też kalendarz, a ten był
niezwykle trudny dla Aniołów. Właściciel klubu Przemysław Termiński tymi oto
słowy komentował ligowy start swojej drużyny: "Pierwszy mecz mamy u siebie ze
Stalą Gorzów? I dobrze. Potem jedziemy do Zielonej Góry? Jeszcze lepiej.
Zaczynamy z grubej rury. Stal dostanie w palnik. Zemsta za finał? Raczej
sprawiedliwość dziejowa. No dobra, ale żarty na bok. Zobaczymy, jak to będzie.
Na pewno ten mecz będzie wielkim deserem pierwszej kolejki, potraktowano nas jak
rodzynka. Przynajmniej od razu będzie wiadomo, jaki mamy potencjał. Zresztą ja
się nie doszukuję w tym terminarzu żadnych sensacji. Bez względu na to czy o
wyborze decydował przypadek, czy też ktoś tak ustalił to nie ma co lamentować.
Władze Ekstraligi Żużlowej chcą mieć ciekawe pierwsze kolejki, a nas doceniają
dając nam takich rywali".
Choć właściciel toruńskiego zespołu w swoim stylu komentował żużlową
rzeczywistość to tak naprawdę drużyna z miasta Kopernika miała niezwykle ciężką
przeprawę na początku sezonu, a
Jacek Gajewski wspólnie z
Robertem Kościechą
mieli spory ból głowy na których jeźdźców postawić w pierwszym spotkaniu.
Jeszcze kilka dni wcześniej wydawało się, że zawodnikiem, który będzie musiał
usiąść na ławce, okaże się
Grzegorz Walasek. Doświadczony senior uporał się
jednak z problemami sprzętowymi i w sparingu z Grudziądz (56:34) zdobył komplet
punktów. Swoją postawą sprawił, że menadżer Get Well miał mętlik w głowie,
bowiem wytypowanie jednego zawodnika, którzy miał grzać ławkę było zadaniem
niezwykle trudnym i na pewno pozostawało w psychice zawodnika odstawionego od inauguracyjnego składu.
Holder,
Hancock byli pewniakami do
składu, w miarę solidnie spisywali się też
Miedziński oraz niechciany w Gorzowie
ojciec złotego medalu
Jensen. Gajewski ostatecznie
zdecydował jednak, że w składzie na inauguracyjne spotkanie sezonu 2017
w składzie znajdzie się wkraczający w wiek sportowego seniora
Paweł
Przedpełski.
Kibice z Torunia wierzyli, też że ich drużyna zdobędzie przewagę w duecie
młodzieżowców -
Daniel Kaczmarek
i
Igor Kopeć-Sobczyński. Młodzieżowy
Mistrz Polski bardzo dobrze wprowadził się do zespołu, a wychowanek klubu z
Torunia błysnął szczególnie w sparingu z Orłem Łódź. Sam menedżer Gajewski
podkreślał, że nie spodziewał się tak komfortowej sytuacji.
Po stronie gości trener Stanisław Chomski zdecydował się na zmiany w porównaniu
z meczami sparingowymi. Prowadzącym parę został znajdujący się u progu sezonu w
bardzo dobrej dyspozycji Przemysław Pawlicki, a pod numerem 2 wystartował
Krzysztof Kasprzak. Warto jednak podkreślić, że po wejściu Bartosza Zmarzlika w
wiek seniora, znacznie osłabła młodzieżowa siła rażenia gorzowian. Zmarzlik nie
miał jednak takich problemów jak jego równolatek z Torunia - Przedpełski i bez problemów
poradził sobie ze swoją nową rolą. Minusem dla zespołu było jednak to, że
nie mógł już wchodzić jako rezerwa zwykła i zmieniać gorzej dysponowanych
kolegów. Niemniej jednak zarówno on, jak i reszta seniorów w talii trenera Chomskiego prezentowała się u progu sezonu bardzo dobrze.
Stal jednak niezbyt dobrze radziła sobie na MotoArenie. Ostatni raz z Torunia
wyjechała z wygraną w roku 2010, kiedy to dzięki skutecznej jeździe
Tomasza
Golloba i Przemysława Pawlickiego, zdołała odrobić straty (przegrywała już
22:32) i wygrała 47:43. Rok wcześniej, a także podczas ośmiu kolejnych wizyt
w Toruniu, gorzowscy żużlowcy nie zdołali już zbliżyć się do tego osiągnięcia.
Dość powiedzieć, że średnia zdobytych punktów przez Stal wynosi 39,2 i aż
pięciokrotnie padał wynik 40:50. W finałowym meczu Ekstraligi w minionym sezonie, drużyna Stanisława Chomskiego zanotowała jednak drugi najlepszy swój
występ w Toruniu (41:49), odkąd istniała Motoarena. Sezon 2017 był jednak nowym
rozdaniem, a nawet najgorsza passa przecież nie trwała wiecznie.
Zapowiadało się zatem niezwykle pasjonujące widowisko i licznie zgromadzeni fani
żużla przy ul. Pera Jonssona 7 nie zwiedli się. Choć toruńska część publiczności
nie mogła być usatysfakcjonowana, bowiem ich pupile przegrali mimo, że w trakcie
meczu prowadzili już 6 oczkami. Co prawda pierwsze dwa biegi zwiastowały dość
jednostronne widowisko na korzyść Aniołów, jednak potem niesamowitą klasę
pokazali goście i jasne stało się, że triumf nie przyjdzie gospodarzom tak
łatwo. W biegu otwarcia Greg Hancock i Michael Jepsen Jensen pokonali parę
Krzysztof Kasprzak - Niels Iversen w stosunku 4:2. Następnie toruńska
młodzież pokonała swoich rywali w stosunku 5:1, a Igor Kopeć-Sobczyński pobił
rekord toru. Na ripostę gorzowian nie trzeba było czekać,
bo para
Vaculik-Pawlicki pokonała 5:1 Miedzińskiego i Przedpełskiego. Na niemal każdy
cios zawodników Get Well, ich rywale z Gorzowa potrafili odpowiedzieć równie
mocno. Kibice nie pomylili się w swoich przedmeczowych ocenach, bo kluczową
wydawała się postawa młodzieżowców. W pierwszej części meczu Igor
Kopeć-Sobczyński i Daniel Kaczmarek spisywali się o niebo lepiej niż Rafał
Karczmarz i Hubert Czerniawski. Warto jednak zaznaczyć, że ten ostatni, który w
Ekstralidze był absolutnym debiutantem, w gonitwie dziesiątej znakomicie
poradził sobie z licznymi atakami Pawła Przedpełskiego, sprawiając tym samym
niemałą niespodziankę. Ostatecznie w rywalizacji juniorów wygrali gospodarze
8:2.
Przegrana Przedpełskiego była jednak niczym, bo wśród miejscowych raziła dość nierówna forma całej formacji
seniorskiej. Po dwóch świetnych biegach Greg Hancock stracił swój blask, który
odzyskał dopiero na sam koniec. Dobre wyścigi ze słabymi przeplatali
Przedpełski, Adrian Miedziński i Chris Holder, a bezbarwny występ
zanotował Jensen. Gospodarze osłabli zwłaszcza w drugiej części meczu. Goście
odwrotnie - rozkręcali się i mieli niesamowicie szybkiego i bezbłędnego Vaculika,
którego chyba podwójnie zmotywował transparent toruńskich kibiców. Jego
współpraca z Przemysławem Pawlickim wyglądała wręcz wzorowo. Jeśli dorzucić do
tego zawsze szybkiego Bartosza Zmarzlika i pojedyncze punkty dorzucane przez
resztę zawodników, nikogo nie dziwił dobry rezultat gorzowskiej ekipy.
W trzeciej serii startów odnotowano trzy remisy z rzędu. Swoje biegi wygrali
Chris Holder, Martin Vaculik i Adrian Miedziński. W biegu jedenastym ważne
punkty wywalczył Krzysztof Kasprzak przyjeżdżając za plecami Przemysława
Pawlickiego i tym samym kolejny bieg podwójnie wygrali goście. W biegu dwunastym
biegowe zwycięstwo odnieśli torunianie, od mety Miedziński-Sobczyński prowadzili
podwójnie jednak na trasie zdołał ich przedzielić Niels Iversen.
Żółto-niebiescy na prowadzenie wyszli przed biegami nominowanymi, gdy para
Vaculik-Zmarzlik podwójnie pokonała Hancocka i Przedpełskiego, który tego dnia
był cieniem zawodnika z ubiegłego sezonu.
W biegu czternastym nokautujące uderzenie zadali Pawlicki z Iversenem, gdy
pokonali Holdera i Jensena. Ten drugi zdecydowanie zawiódł oczekiwania
toruńskich kibiców nie nawiązując w ogóle walki z zawodnikami Stali.
W ostatnim wyścigu dnia, który mógł dać torunianom remis w całym spotkaniu,
doszło do wykluczenia Bartosza Zmarzlika. Zawodnik gorzowskiej Stali w drugim
łuku wywrócił się po walce z Gregiem Hancockiem. Zaraz po tym zdarzeniu Zmarzlik
telefonował do sędziego Tomasza Proszowskiego i nie zgadzał się z jego decyzją.
Zdaniem dwudziestodwulatka, Hancock zahaczył o jego nogę i nie pozwolił mu się odpowiednio
złożyć w łuk. Choć Amerykanin i sędzia był innego zdania, to trener gości w
ostrych słowach komentował decyzję arbitra w parku maszyn, nazwał sędziego
Tomasza Proszowskiego drukarzem, czym naruszył Przepisy Dyscyplinarne
Sportu Żużlowego, a konkretnie artykuł 317, punkt 6. Za znieważenie osoby
urzędowej Stanisławowi Chomskiemiu groziła kara pieniężna od 5 do 10 tysięcy
złotych, kara zawieszenia od 6 miesięcy do 2 lat, a nawet dyskwalifikacja.
Całą sprawę skomentował
Łukasz Kowalski - adwokat: "W nomenklaturze sportowej słowo drukarz to
najcięższy kaliber. Kiedyś mówiło się sędzia kalosz, teraz drukarz. Wszelkie
próby tłumaczenia tej sytuacji przez trenera Chomskiego naraziłyby go na
śmieszność, bo kontekst sytuacji był oczywisty. Bartosz Zmarzlik stał w budce i
rozmawiał z sędzią, więc wiadomo do kogo szkoleniowiec adresował słowa. Teraz
będzie miał problem. Swoją drogą, to jak pracowałem we Włókniarzu Częstochowa
mieliśmy podobny kłopot. Trener Grzegorz Dzikowski, także po meczu w Toruniu,
powiedział, że gospodarze jechali w siedmiu zawodników plus sędzia. Później
pisaliśmy do Ekstraligi Żużlowej pismo z przeprosinami tłumacząc to emocjami.
Skończyło się na pogrożeniu palcem".
Po kilkudziesięciu minutach, gdy spotkanie się już zakończyło, Stanisław Chomski
nieco ochłonął i zwrócił uwagę, że w podobnej sytuacji w biegu numer dwanaście,
gdy upadł Adrian Miedziński, sędzia zarządził powtórkę w pełnej obsadzie.
Zdaniem Chomskiego, o kontakcie Zmarzlika z Hancockiem najlepiej świadczyła
poszarpana nogawka w kombinezonie zawodnika Stali Gorzów. Do tych kontrowersji w
studiu nSport+ odniósł się też Leszek Demski, który ocenia pracę arbitrów w
Ekstralidze i mówił: "Upadek Adriana nastąpił po lekkim kontakcie z Iversenem.
Adrian wykorzystał ten kontakt i to były artystyczne przewrotki. Gdyby pojechał
dalej, wyjechałby czwarty z tego łuku. Gdyby sędzia go wykluczył, nie byłby to
jego błąd. Sytuacja Zmarzlik - Hancock była trudna dla sędziego. Jakiej decyzji
by nie podjął, każdy by narzekał. Nie mogę się zgodzić z komentarzem, że Greg
jechał swoje, ale trochę poszerzył tor jazdy. Albo jechał swoje, albo poszerzył
tor. Nie ma w regulaminie pojęcia, że prowadzący dyktuje warunki. Greg był
trochę z przodu, ale to nie znaczy, że może poszerzać tor jazdy. On wiedział, że
Bartek jedzie obok niego i lekko poszerzał tor jazdy, to doprowadziło do upadku.
Nie zgodzę się też z opinią, że Bartek miał dużo miejsca na torze i mógł jechać
dalej, bo Miedziński też miał dużo miejsca w dwunastym biegu i w obu przypadkach
powinniśmy wykluczyć zawodnika gospodarzy".
Wracając jednak do spotkania. Torunianie aby myśleć o remisie i punkcie do
tabeli, musieli podwójnie pokonać niepokonanego do tej pory, ale osamotnionego
Vaculika. Niespodzianki nie było - Słowak ponownie wygrał start i choć Hancock
na dystansie go wyprzedził, gorzowianie wrócili nad Wartę ze zwycięstwem.
Wygrana gorzowian w Toruniu 46:44 była niespodzianką, ale dla wielu
nie stanowiła jednak zaskoczenia. I to nie tylko ze względu na poziom prezentowany przez
podopiecznych trenera Stanisława Chomskiego na początku sezonu, lecz sportową
mentalność zawodników. Torunianie personalnie nie należeli do słabeuszy ligi, ale też nie byli
faworytem rozgrywek. Jednak Stalowcy przyjechali do grodu Kopernika z jasnym
celem: wygrać! I cel ten realizowali. Zawodnicy z grodu wielkiego Astronoma jechali jakby takiego celu nie
mieli. Goście po pierwszej serii, tracili tylko dwa oczka do gospodarzy, mając już za sobą połowę
startów juniorów. A przecież ta formacja była najsłabsza w zespole gorzowskim. Dlatego
przegrywając podwójnie drugi wyścig i broniąc niewielkiej różnicy punktowej w dwóch
kolejnych startach już na początku spotkania żółto-niebiescy znaleźli się w
bardzo korzystnej sytuacji.
Piątka seniorów Stali u progu sezonu była zdecydowanie
lepsza od piątki seniorów Get Well. Dlatego różnica punktowa na poziomie
juniorów (8:2 dla torunian) nie mogła zmienić końcowego rozstrzygnięcia.
W ekipie Get Well Toruń można wyróżnić juniorów, którzy w sumie zdobyli osiem
oczek a ich jazda był bardzo przekonywująca. Największym odkryciem meczu okazał
się Igor Kopeć-Sobczyński, który wpisał się na listę rekordzistów toru. Dobre
zawody pojechał także Adrian Miedziński, który walecznością pracował za kolegów.
Przebłyski miał Jensen, ale ogólnie był mało przekonujacy. Reszta seniorów Get Well
jeździła mocno poniżej oczekiwań. Stal
zapędziła seniorów Gajewskiego mających być liderami, do narożnika i posłała na
deski Zastanawiające było jednak to, że patrząc w TV na uśmiechniętych zawodników Get
Well Toruń można by pomyśleć, że prowadzą w meczu z bezpieczną
przewagą. Sęk był jednak w tym, że wynik był na styku i potrzeba było nadzwyczajnej
mobilizacji, a zadowolone miny gospodarzy przed biegami
nominowanymi wyglądały dziwnie. Po meczu można było gdybać, czy opłacało się
stawiać na Pawła Przedpełskiego. Nikt jednak miał ochoty czynić wyrzutów
toruńskiemu menago za tę decyzję, bo wybór był naprawdę trudny. Było jednak
widać że Przedpełskiemu potrzebne było wsparcie i pomoc.
Uwagę obserwatorów zwracał tez toruński tor. Wiosenna praca związana z
przebudową drugiego łuku przyniosła efekty, bo choć przygotowanie nawierzchni
nie sprzyjało zbyt dużej liczbie wyprzedzeni, kibice oglądali naprawdę kapitalne
ściganie. Pozycję można było zyskać i stracić jadąc właściwie każdą częścią
toru. Liczył się nie tylko start, ale i duża inteligencja oraz przebiegłość na
dystansie. Akcje na ostrzu noża, mijanki i kapitalna parowa jazda - taki żużel
fani chcieli, bo była to świetna wizytówka żużlowej Ekstraligi.
Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Ziścił się najgorszy
scenariusz. Goście byli lepsi. U nas zawiedli Holder z Hancockiem. Oni muszą się
zmobilizować i poprawić co trzeba. Słabo startowali, a potem ciężko im było
zdobywać punkty na trasie. Świetny był Adrian Miedziński, kapitalni juniorzy,
ale reszta ma o czym myśleć. Jednak pierwsze koty za płoty. Chociaż ciężko mi
przeboleć to, że po dwóch, czy nawet trzech latach twierdza MotoArena padła. Ze
Stalą u siebie też już dawno nie przegraliśmy. Sypiemy jednak głowy popiołem,
zrobimy analizę i do roboty.
Co do Vaculika to przyznaję, pomyliłem się, ale porównanie go do Miedzińskiego
było jednak słuszne, bo to byli liderzy drużyn w meczu otwarcia. Vaculik nauczył
się rok temu jeździć na Motoarenie i teraz błyszczał. Szkoda, że rok temu tak
nie jeździł. Niemniej trzeba przyznać, że wyszedł mu mecz życia.
Jeśli chodzi o transparent jaki wywiesili toruńscy kibice to jego treść była
adekwatna do tego co się stało. Wiemy, jak było. Kamery nie kłamią. Proszę sobie
zobaczyć ubiegłoroczny finał. Vaculik był jedynym zawodnikiem Get Well, który
poszedł się ściskać z zawodnikami Stali. Cieszył się, bo jego drużyna wygrała.
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Nie
oceniam porażki przez pryzmat, kto był po drugiej stronie i przyczynił się do
tego, że rywal wygrał. Bardziej boli mnie to, że przegraliśmy, a nie występ Vaculika. O postawie Słowaka nie ma co mówić, skoro nie potrafił się nawet
przywitać z żadnym z naszych zawodników czy ludzi z klubu. Trudno mi jednak
powiedzieć, co zmobilizowało Vaculika. Szkoda, że takich spotkań nie jechał w
ubiegłym roku w Toruniu. Jeśli takie rzeczy tak go motywują, to może powinien
porozmawiać z Przemysławem Termińskim, żeby przed każdą kolejką ligową wygłaszał
podobne opinie. Mówiąc trochę żartem, być może właściciel naszego klubu jest dla
Vaculika najlepszym psychologiem.
Nam brakowało liderów. Nie było żużlowców, którzy byliby w stanie zdobyć 10 lub
więcej punktów. Udało się tylko Hancockowi. To jest główna przyczyna porażki. Po
drugiej stronie tacy zawodnicy byli. Wystarczy wymienić Vaculika, Zmarzlika czy
Pawlickiego. Na pewno więcej oczekujemy od Holdera. Rok temu na Motoarenie
jeździł bardzo dobrze, a to spotkanie mu nie wyszło.
Nie żałuję jednak zestawionego składu na ten mecz. Po meczu każdy jest mądry i
mówi, co by było gdyby. Nie wiem, czy Grzegorz byłby w stanie pojechać lepiej od
Pawła. Pewnie dostanie swoją szansę w najbliższym spotkaniu i wtedy będziemy go
oceniać. Mecz z Gorzowem to już historia. Nie powinniśmy się zajmować tym, kto
pojechał lub czy ktoś inny zrobiłby to lepiej. Tego już się nie dowiemy
Robert Kościecha - trener z Torunia - Gratulacje dla trenera Stali Gorzów i jego zespołu. Trzeba przełknąć tę gorzką pigułkę. Na pewno nie jest dobrze rozpocząć sezon od porażki u siebie. Tym bardziej, że teraz czekają nas dwa ciężkie wyjazdy. Pozytyw jest taki, że cieszę się, że juniorzy dobrze pojechali na bardzo dobrym poziomie. Punkty nie kłamią. Mieliśmy problem w formacji seniorskiej, niepotrzebnie pogubiliśmy kilka punktów na trasie. W zespole z Gorzowa na pochwałę zasługuje przede wszystkim Martin Vaculik. Zdobył prawie komplet punktów i to praktycznie przeważyło o końcowym wyniku. Moim zdaniem biegi jedenasty i trzynasty przegrane przez nas podwójnie to były kluczowe biegi, które zadecydowały o naszej porażce dwoma punktami.
Greg Hacnock - Toruń - Przede wszystkim
gratulacje dla Stali Gorzów i dla Przemka Pawlickiego, byli lepszą drużyną
tego wieczora. Musimy te porażkę przyjąć "na klatę". Nienawidzę
przegrywać. Pozostali zawodnicy naszej drużyny też nie czują się z tym dobrze.
Nie możemy wskazywać palcem jednego winnego. Musimy to zostawić za sobą. Nie
jest łatwo, ja ze swojego wyniku cieszę się, ale też popełniłem wiele błędów i
muszę to naprawić. Wiadomo, to był pierwszy mecz.
W ostatnim biegu upadł Zmarzlik i myślę, że sędzia podjął słuszną decyzję o
wykluczenia Bartka, bo ja zostawiłem sporo miejsca. Arbiter widział, iż nie
miałem złych intencji. Pojechałem tak, że trafiłem na niego w momencie, w którym
próbował zmienić tor jazdy i wpadliśmy na siebie. Pechowa sprawa, gdyż Zmarzlik
jest świetnym zawodnikiem i czasami chciałoby się, żeby przepisy dopuszczały w
takich trudnych sytuacjach powtórkę w czteroosobowym składzie
Chris Holder - Toruń - Nasi rywale byli fantastyczni na starcie i dysponowali dobrą szybkością - komentuje Holder. - Mecz był na styku i obie drużyny mogły to wygrać, ale to oni okazali się lepsi w końcówce. Dla mnie to nie był udany wieczór. W pierwszych biegach byłem wolny, później nastąpiło przełamanie, ale zaraz po nim przyszedł kolejny gorszy moment. To jeden z takich dni. W kolejnych meczach może i presja będzie, ale to jest normalne, szczególnie w polskim żużlu, gdzie mamy do czynienia z nią przez cały czas. Początek zawsze jest trudny, chcieliśmy zwyciężyć, szczególnie u siebie, ale nam się to nie udało. Czujemy się dobrze i pojedziemy na wyjazdy z nadzieją na dobre wyniki. W Lany Poniedziałek to po prostu nie był dzień naszej drużyny.
Paweł Przedpełski - Toruń - Powodów do zadowolenia z pewnością mieć nie możemy. Przegraliśmy pierwszy mecz i to w dodatku u siebie. To jednak nie oznacza, że się poddamy. Mamy dopiero początek sezonu. Nie można nas w tej chwili przekreślać. Równie dobrze to my możemy wygrać w Gorzowie. Pokazaliśmy w ostatnich latach, że stać nas na to. Mam nadzieję, że historia się powtórzy. O swojej postawie mogę powiedzieć tylko tyle, że nie jestem z siebie zadowolony. Popełniłem zdecydowanie za dużo błędów jak choćby ten, kiedy w jednym z wyścigów po wyjściu z pierwszego łuku myśląc ze Bartek Zmarzlik pojedzie szeroko, wyniosłem się na zewnętrzną. On to wykorzystał i wjechał mi pod łokieć. Żużel to gra błędów. Wygrywa ten, który zrobi ich najmniej. Muszę wyciągnąć wnioski i wykonać kilka korekt w sprzęcie przed kolejnymi meczami
Daniel Kaczmarek - Toruń - wpis z portalu społecznościowego - Za nami inauguracja pełna walki i emocji zakończona niestety naszą minimalną przegraną i wynikiem 44:46. Do dorobku drużyny dorzuciłem 4 punkty i jeden bonus. Nie pozostaje nam nic innego, jak skupiać się na dalszej, ciężkiej pracy przed wyjazdowym spotkaniem przeciwko Falubaz Zielona Góra. Dziękuję wszystkim kibicom, którzy szczelnie wypełnili trybuny toruńskiej Motoareny. Wasze wsparcie jest nieocenione i bardzo go potrzebujemy.
Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - wpis z portalu społecznościowego - Emocje opadły, ale nie mogę zasnąć. Mimo zdobytych 4 punktów (3,0,1), mojej pierwszej 3 w Ekstralidze, przegrywamy ze Stałą Gorzów 44:46. Dziękuję wszystkim za bardzo miłe wiadomości, które otrzymałem po meczu. To daje mi przysłowiowego kopa do dalszej ciężkiej pracy. Aha i szkoda 12 biegu, trochę mnie "wyciągnęło", co wykorzystał Iversen.
Wojciech Dankiewicz - żużlowy menadżer z Wrocławia - Terminarz drużyny Jacka Gajewskiego jest nie do pozazdroszczenia. Skoro torunianom nie udało się wygrać inauguracji u siebie, to tym trudniej będzie im o dobry wynik na wyjazdach. Może się spełnić czarny scenariusz, że po trzech, czterech kolejkach, ta drużyna nie będzie miała na koncie żadnej wygranej. Falubaz jest personalnie bardzo mocnym zespołem i zwłaszcza u siebie będzie trudny do pokonania. Pewną niewiadomą jest natomiast Sparta. Ta drużyna nie miała wielu okazji do jazdy na własnym, przebudowanym torze i tak naprawdę trudno powiedzieć, jak spisze się przeciwko Get Well. Może torunianie zdołają to wykorzystać. Na pewno z tyłu głowy zawodnikom będzie teraz siedzieć, że nie pojechali na inaugurację na swoim dobrym poziomie. Do kolejnych zawodów przystąpią więc z negatywnym bagażem. Dobrze byłoby go szybko zrzucić. Inaczej z każdym kolejnym meczem będzie coraz bardziej nerwowo.
Stanisław Chomski - manager z Gorzowa - Derby
to pikuś, w stosunku do tego, co zgotowali nam wiszący nad nami kibice w
Toruniu. Mimo zwracaniu uwagi do kierownika zawodów, reakcja była zerowa.
Atmosfera była napięta już przed meczem - mam tu na myśli osobę Martina Vaculika,
różne co do tego komentarze i podteksty. Spotkanie to nazywano rewanżem za
finał. Zaczęto to podsycać i wszystkim udzieliła się niezdrowa atmosfera. To mi
w pewien sposób nie pomagało, a zawodników może i mobilizowało. Świetnie
pojechali i Vaculik, i Pawlicki, jest to zasługa całej drużyny ale trzeba
koniecznie zauważyć, że bez punktu Huberta Czerniawskiego nie wygralibyśmy tego
meczu. A byli to juniorzy, którzy byli ogłoszeni dziurą w składzie ale tej
dziury nie ma. To są młodzi chłopacy, którzy zbierają pierwsze szlify, bardzo
też mi się podobał Igor Kopeć-Sobczyński. Pierwsza para Iversen - Kasprzak miała
trochę problemów i wyglądała słabo na tle torunian, którzy nie zwykli przegrywać
na własnym torze. W końcu obaj znaleźli jednak to co trzeba i pojawił się
dylemat na kogo postawić w biegach nominowanych ponieważ Iversen był waleczny na
trasie a Kasprzak potem znalazł właściwe ustawienia. Przy trochę słabszej
dyspozycji gospodarzy czuliśmy, że nie możemy wypuścić z rąk swojej szansy.
Wygraliśmy przede wszystkim zespołem i walką na dystansie.
Nie będę się tłumaczył za to co powiedziałem w ostatnim biegu. Trudno
powiedzieć, by mecze, w obliczu tak rozwiniętej technologii, były ustawiane,
zwłaszcza przez sędziów. Nie ma nawet dyskusji. Niemniej nie mogłem się zgodzić
z pewnymi decyzjami, które arbiter zastosował, ale punkt widzenia zależy od
punktu siedzenia. Człowiek był podbuzowany tym wszystkim, co robili kibice. Nie
powiedziałem tego do słuchawki i nie nazwałem nikogo imiennie. Padło pewne
określenie idąc w drodze od parkingu, które nie pasowało do tej sytuacji.
Przeprosiłem sędziego. Komuś, kto siedzi na fotelu i ocenia, łatwo powiedzieć,
że nie powinniśmy dać się sprowokować, ale jeżeli lecą dosadne wulgaryzmy i
wyzwiska nie tylko pod moim adresem, to człowiek może pęknąć i nie wytrzymać
Przemysław Pawlicki - Gorzów - Co do jednej mojej wpadki, to mamy przecież Święta Wielkanocne i było trzeba zostawić na torze jakieś jajeczko (śmiech), a tak całkowicie poważnie to jeden bieg pomyliliśmy się i poszliśmy w tę stronę, w którą powinniśmy. To początek sezonu i każdy szuka czegoś odpowiedniego ponieważ pogoda jest inna i różnie motocykle się zachowują. Czy to będzie mój sezon? Ciężko powiedzieć. Cały czas ciężko pracuje na to, aby to był mój sezon. Najważniejsze, żeby zdrowie dopisywało, a myślę, że reszta się poukłada.
Martin Vaculik - Gorzów - "Ambicja, charakter, honor - pojęcia Ci nieznane. Sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem". Jestem uodporniony na takie rzeczy. Zakładam kask i mam swój świat. Trochę się jednak z tego śmiałem. Patrząc z boku podziwiam ludzi, którzy skupiają się na hejcie, zamiast kibicować swojej drużynie, całą energię wkładają w zło zamiast dobro. Nie rozumiem skąd w ludziach tyle agresji i złości. Życzę kibicom z Torunia dużo miłości, niech kibicują swojej drużynie. Ja żyję swoim życiem i jestem z tego szczęśliwy. Jeżeli ktoś ma problem, to nie jest to moja sprawa. Zaczęło się poważne ściganie, wiem jaki mam cel i do niego zmierzam - komentował Vaculik.
Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali
Gorzów - Martin Vaculik pokazał, że jest kompletnym zawodnikiem. Chcę
pogratulować całemu zarządowi, który wychowałem na swojej piersi, tego
transferu. Zrobili genialną zamianę. Jensen poszedł do Torunia, a my mamy
żużlowca, który już w pierwszej kolejce został bezsprzecznie bohaterem Stali
Gorzów.
Słów pana Termińskiego na temat Martina komentować nie zamierzam. Nie chcę się
zniżać do tego poziomu. To nie jest po prostu mój styl. Ja o Vaculiku zawsze
mówiłem z uznaniem. Cieszę się, że wreszcie jest w Stali. Gołym okiem widać, że
ten młody człowiek potrzebował takiej zmiany. On czuje się doskonale w otoczeniu
ludzi, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu organizacji sportowej na tym
najwyższym poziomie. Uważam, że torunianie pomogli Stali wygrać, bo sami
"nakręcili" przed tym meczem Vaculika. To była najlepsza z możliwych form
motywacji. Słowak na takie opinie sobie po prostu nie zasłużył i pokazał to
całemu światu. To jest zawodowiec, który będzie nie tylko rządzić w lidze, ale
także pokaże się z dobrej strony w Grand Prix.
Jerzy Synowiec - Były prezes Stali Gorzów -
dotąd mecze Stali z Get Well, a wcześniej Apatorem, nie miały takiego ładunku
emocji. Kibice z Torunia uchodzili za spokojnych. Teraz czytam, że pluli i
wyzywali. Może to ta zimna temperatura im zaszkodziła? Inna sprawa, że wszyscy
po trochu przyłożyli rękę do tego co stało się na Motoarenie. Tego, że kibice
plują i krzyczą nie widać, ale za to cała Polska zobaczyła rzeczy, których nie
powinna była doświadczyć.
Transparent obrażający Martina Vaculika z jednej strony oraz zachowanie trenera
Stanisława Chomskiego i zawodnika Bartosza Zmarzlika z drugiej. Osoby publiczne
muszą pokazać klasę, muszą zachowywać się przyzwoicie. Jestem adwokatem, nie mam
do czynienia z tłumami, ale czasami jest gorąco, lecą inwektywy, ktoś chce mi
dokuczyć. Nie mogę jednak dać upustu emocjom. To samo odnosi się do trenera i
zawodnika. Nie może Zmarzlik dzwonić do sędziego, przeklinać, mówić do niego na
"ty". To są zbędne emocje, zwłaszcza, że nie zdarzyło się, żeby arbiter zmienił
decyzję po jej podjęciu. Wiadomo, że sytuacja była dyskusyjna, z gatunku 50 na
50. Można o niej rozmawiać na argumenty, ale nie wolno robić czegoś takiego.
Trener się nie popisał, a na dokładkę dał przyzwolenie na złe zachowanie swojego
zawodnika. Mam taki wniosek, że chamstwo wśród kibiców zaczyna się przenosić na
poziom trenerów i prezesów. Jak to się utrzyma, to będzie źle. Sport niesie
emocje, ale tak złych już dawno nie było. Z jednej strony mamy wielkie słowa,
mówi się o profesjonalizmie, ale z drugiej strony jest chamstwo i słoma w
butach, która przedostaje się do parkingu. Władze żużla muszą zareagować. Jak w
piłce zawodnik pyskuje do sędziego to wylatuje z czerwoną kartką. Tu powinno być
podobnie. I nic nie może usprawiedliwiać takiego zachowania, ani plucie, ani
wyzwiska. Ludzie, którzy są pokazywani opinii publicznej, którzy są na
świeczniku, powinni stanowić wzór.
Wojciech Stępniewski - były prezes klubu z
Torunia, obecnie prezes Ekstraligi Żużlowej - Chamstwo zostało niestety zupełnie
niepotrzebnie wykreowane przez niektóre osoby, w tym także przez niektórych
dziennikarzy. Nie było mnie przy trenerze Chomskim i nie mam powodu nie wierzyć,
że był prowokowany przez kilku kibiców, ale i trener, z tego co widziałem, nie
pozostał im dłużny. Poza tą wąską grupką, pozostałe 13500 kibiców obecnych na
tym meczu zachowywało się bardzo dobrze. Mieliśmy kulturalny doping, zarówno ze
strony grupy gorzowskiej i toruńskiej. To, że stadion gwizdał na Martina
Vaculika? Takie prawo kibica. Prawem zawodnika jest z kolei wybierać sobie
pracodawców w sporcie zawodowym. Martinowi gwizdanie w niczym nie przeszkodziło,
a wręcz dodało mu skrzydeł, bo jeździł fantastycznie w tych zawodach.
Można powiedzieć, że to co dzieje się na stadionach to kwestia wychowania, które
wynosi się z domu. Z drugiej strony wydarzenie sportowe to nie teatr
przyzwoitości i emocje są obecne. Oczywiście te pozytywne są najmilej widziane,
a przy negatywnych poziom ich wyrażania bywa różny. Te niezgodne z prawem i
regulaminem obiektu powinny być zdecydowanie karane. Na pewno zwrócimy uwagę
klubowi z Torunia aby w przyszłości większa liczba ochroniarzy czuwała nad
bezpieczeństwem osób funkcyjnych nad boksami gości na stadionie w Toruniu.
Istnieją niestety takie a nie inne konstrukcje stadionowe, które pozwalają na
większą swobodę wyrażania myśli przez kibica. Takim miejscem jest również wyjazd
przez tunel na tor na stadionie w Gorzowie, gdzie również przez całe dwie
godziny można słuchać litanii krewkiej grupy kilku kibiców Stali. Takie sytuacje
mają niestety miejsce i nad tym ubolewamy. Z tego co wiem, klub z Gorzowa
otrzymał zalecenie postawienia tam odpowiedniego murku, bo niestety ochroniarze
w poprzednim sezonie średnio się sprawdzili. Jednak co do zasady to wszystko są
incydenty, nie reguła. Robienie z tego cotygodniowego standardu jest niszczeniem
wizerunku kibica żużlowego, który w Polsce nieżużlowej zyskał przez lata
olbrzymi szacunek. Czasami mam wrażenie, że po inauguracji Ekstraligi
niektórzy zapomnieli o sporcie i żyją niepotrzebnymi incydentami.
Po meczu Komisja Orzekająca Ligi na
posiedzeniu, które miało miejsce 27 kwietnia w Bydgoszczy, podjęła decyzję
dotyczącą zachowania trenera drużyny Stali Gorzów oraz zachowaniem toruńskich
kibiców.
W wyniku ustaleń podjęto decyzję, że Stanisław Chomski, za podburzanie
publiczności oraz publiczne znieważenie sędziego podczas meczu, został ukarany
dwutygodniowym zawieszeniem. Kara weszła w życie z dniem podjęcia orzeczenia.
Oznaczało to, że Stanisław Chomski przez dwa tygodnie nie mógł pełnić żadnej
funkcji podczas zawodów żużlowych, a tym samym przebywać w parku maszyn.
Szkoleniowiec Stali wskutek kary musiał opuścić dwa ligowe spotkania 30 kwietnia
z Rybnikiem i wyjazdowy mecz Stali 7 maja we Wrocławiu.
Decyzję skomentował Zbigniew Owsiany z KOL - Reakcja Komisji musiała być
natychmiastowa, ponieważ nie możemy dopuszczać do eskalacji podobnych zachowań w
przyszłości Wierzymy, że tak doświadczony trener, jakim jest Stanisław Chomski
wyciągnie odpowiednie wnioski ze swojego postępowania podczas meczu w Toruniu.
Druga decyzja Komisji wynikała z zachowania podczas prezentacji miejscowych
kibiców, którzy przywitali Martina Vaculika solidną porcją gwizdów. Później
zawodnik był wygwizdywany przy każdym wyjeździe na tor. Ponadto na pierwszym
łuku wywieszono transparent z napisem: "Ambicja, charakter, honor - pojęcia Ci
nieznane. Sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem".
KOL postanowiła ukarać
za to zachowanie toruński klub karą finansową, która jednak nie podlegała
publikacji i jej wysokość nie była znana.