Dla Aniołów finał AD 2016 był już szóstym w rywalizacji o złoty medal
Drużynowych Mistrzostw Polski. Niestety ilość startów w finale nie przekładała
się na jakość bilans finałowych batalii nie był dla żużlowców z grodu Kopernika
korzystny i wynosił 1-4. Jedyny zwycięski dwumecz na korzyść Aniołów padł w 2008
roku, gdy ówczesny Unibax zrewanżował się Unii Leszno za porażkę rok wcześniej.
Pierwszą finałową potyczkę Anioły zanotowały w roku 1990 i wówczas okazały się
najlepszym zespołem w I lidze (najwyższa klasa rozgrywek). Jednak wówczas
rywalizacja nosiła miano rundy finałowej, a nie play-off. Klasyczny finał
play-off Toruń zaliczył w roku 1996 roku. Również w I lidze dość nieoczekiwanie
lepsi od Apatora Toruń okazali się wówczas zawodnicy Włókniarza Częstochowa.
Finał 2016 był dla Get Well trzecim z rzędu, w którym mierzył się z drużyną z
województwa lubuskiego. Tym razem jednak rywalem była gorzowska Stal, a nie jak
dotychczas Falubaz Zielona Góra z którym Unibax dwukrotnie przegrywał batalię o
złoty medal. Najpierw w 2009 roku, a następnie cztery lata później. W obu
przypadkach nie brakowało kontrowersji. Pierwszy dwumecz odbywał się po
czterokrotnym przełożeniu meczu w Winnym Grodzie, drugi zaś odbył się
połowicznie. Przed rewanżem Unibax odmówił jazdy i po walkowerze zwycięzcą
rozgrywek został Falubaz.
Bez kontrowersji nie obyło się również przed kolejnym finałem w roku 2016 i można powiedzieć, że gdy jakaś lubuska drużyna startuje w finale ligi żużlowej, to emocje pozasportowe będą gwarantowane. Oto bowiem okazało się, że działacze gorzowscy postanowili sprzedać niemal wszystkie bilety swoim kibicom, nie udostępniając regulaminowej puli wejściówek kibicom drużyny przeciwnej. Takie postępowanie oburzyło działacze Get Well Toruń, bowiem zamiast 725, do rąk kibiców przyjezdnych trafić trafiło zaledwie 370 wejściówek. A przecież o tym, ilu kibiców gości powinno mieć możliwość obejrzenia zawodów na żywo na obiekcie gospodarza, mówił jasno regulamin licencyjny. Właściciel Get Well, Przemysław Termiński tak komentował tę sytuację: "Stal chciała ograniczyć do minimum liczbę gości z Torunia i dokładnie to zrobiła. Notabene bilety w liczbie 370 były sprzedawane przez Internet i tak naprawdę nie mam żadnej pewności, czy faktycznie trafiły w ręce kibiców Torunia. To już wyjaśni się w dniu meczu... Swoją droga akurat ze strony Stali takiego postępowania się nie spodziewałem. My wyszliśmy z założenia, że chętni z Gorzowa mają również prawo obejrzeć mecz i pomimo nacisków, nie ograniczyliśmy w żaden sposób strefy gości. Przygotowaliśmy ok. 800 miejsc siedzących i 100 stojących". Z kolei prezes Stali Ireneusz Maciej Zmora, kontrargumentował, że strona toruńska nie zgłaszała żadnego zapotrzebowania na wejściówki dla grupy zorganizowanej: "Przygotowaliśmy dla kibiców gości 885 miejsc. Klub z Torunia nie skorzystał z nich i nie zgłosił swoich fanów. Zgodnie z regulaminem, mieliśmy prawo rozdysponować wszystkie te miejsca, włącznie z tymi w strefie buforowej. Dokładnie taki zapis znajduje się w przepisach. Do tematu podeszliśmy zresztą rozsądnie. Sprawdziliśmy, ilu fanów toruńskiego zespołu było w Gorzowie na naszym pierwszym meczu. W rundzie zasadniczej przyjechało do nas 45 osób. Uznaliśmy, że 375 wejściówek na finał to wystarczająca liczba. Przesunęliśmy strefy buforowe. Do sprzedaży trafiła dzięki temu dodatkowa pula biletów dla naszych fanów, która zniknęła natychmiast. Naprawdę nie chcemy awantury przed finałem, ale tej sprawy już nie odkręcimy. Nie można przesunąć na poprzednie miejsce strefy buforowej, bo kibice zajęli już te miejsca". Jednak jak tłumaczyły władze Ekstraligi, jeśli Get Well nie zgłosił grupy zorganizowanej, klub z Gorzowa nie ma obowiązku wydzielania sektora dla kibiców przyjezdnych. Tym niemniej nie było to równoznaczne ze zwolnieniem Stali z obowiązku zapewnienia dla fanów drużyny gości 5% biletów i nie musiały to być wejściówki na wydzielony sektor.
Nic więc dziwnego, że strona toruńska w geście solidarności z Kibicami, których pozbawiono możliwości obejrzenia "na żywo" meczu w Gorzowie, podjęła wspólnie decyzję, że nikt z działaczy Klubu nie weźmie udziału w niedzielnym spotkaniu w Gorzowie. Taką samą decyzje podjął Prezydent Miasta Torunia Michał Zaleski, inni przedstawiciele Miasta Torunia oraz duże grono sponsorów toruńskiego klubu, którzy planowali wyjazd do Gorzowa. Swoją decyzję klubowi działacze przedstawili w stosownym oświadczeniu, podpisanym przez właściciela i prezesa klubu:
Pełna treść oświadczenia:
Kilka zdań w związku z ograniczeniem możliwości zakupu biletów przez naszych
Kibiców na mecz finałowy PGE Ekstraligi, który 25 września br. odbędzie się w
Gorzowie Wielkopolskim.
Po pierwsze nie jest prawdą, że dostaliśmy jakiekolwiek zapytanie ze strony
gorzowskiej, odnośnie naszego zapotrzebowania biletowego na mecz w Gorzowie.
Takie zapytanie nie miało miejsca, dlatego też nie mogliśmy się do tego odnieść
w jakikolwiek sposób. Jednocześnie nigdy nie wyrażaliśmy zgody ani na
zmniejszenie sektora gości w Gorzowie ani nie potwierdzaliśmy braku
zainteresowania biletami ze strony naszych Kibiców. Potwierdzamy natomiast, ze
nie zgłaszaliśmy zorganizowanej grupy kibiców.
Zgodnie z zapisami Regulaminu Licencyjnego Klub w Gorzowie miał obowiązek
zapewnić możliwość nabycia co najmniej 5% tj. 725 biletów dla Kibiców z Torunia.
I nie ma żadnego znaczenia, jaka była forma organizacji Kibiców. Jednocześnie
normalną praktyką jest przyjmowanie kibiców gości na sektor bez wcześniejszego
zgłoszenia. Sami tak zrobiliśmy w ostatnią niedzielę i do głowy nam nie
przyszło, że ktokolwiek może postąpić inaczej.
Poza praktyką jest jeszcze zwykła ludzka uczciwość. Tu jej ewidentnie zabrakło.
Co ważne nikt z Klubu z Gorzowa nawet nie próbował podjąć z nami jakichkolwiek
rozmów, jak możemy rozwiązać tą kwestię.
W rozmowie podczas meczu w Toruniu proponowaliśmy, że nasz Klub weźmie na siebie
sprzedaż biletów dla kibiców z Torunia. Analogiczną propozycję skierowaliśmy
zresztą tydzień wcześniej do Klubu w Gorzowie, tak aby Kibice z Gorzowa mogli
kupić bilety u siebie w kasach, a nie w dniu meczu w Toruniu. W obu wypadkach
nasze propozycje pozostały bez odzewu. Zwracaliśmy też uwagę, że wprowadzenie
sprzedaży sektora gości przez internet umożliwia przechwycenie znacznej części
biletów przez osoby spoza grona Kibiców i Sympatyków naszego Klubu. Z tych
powodów nigdy nie udostępnialiśmy takiej formy sprzedaży biletów na Sektor Żółty
(Gości) w Toruniu.
Przed tygodniem staraliśmy się przyjąć gości z Gorzowa najlepiej jak tylko
potrafiliśmy. W dniu 18 września 2016 roku, pomimo braku zgłoszenia
wcześniejszego zapotrzebowania, nasz Klub zagwarantował Kibicom drużyny Stal
Gorzów 772 wejściówek siedzących oraz ponad 100 wejściówek stojących, które
można było nabyć od godziny 15.00 w kasie w sektorze przeznaczonym dla kibiców
gości. Z tego sprzedaliśmy około 600 biletów. Dodatkowo Klub Sportowy Toruń
zgodnie z oczekiwaniami Stali Gorzów, przeznaczył dla działaczy i sponsorów
Klubu Stal Gorzów 45 biletów na trybunę główną i do lóż.
Oczywistym dla nas był fakt, że reguła wzajemności pomiędzy klubami, na którą
kilkukrotnie powoływała się strona gorzowska przed tegorocznym finałem, będzie
zachowana, a Kibice toruńscy w komplecie będą mieli możliwość obejrzenia meczu
na stadionie imienia Edwarda Jancarza. Finału, na który wszyscy czekaliśmy tak
długo. Jak się okazało reguły obowiązywały tylko naszą stronę. W ramach dziwnie
rozumianej zasady "wzajemności" Klub Stal Gorzów nie tylko, że zmniejszył
bezprawnie sektor gości, to jeszcze przeprowadził sprzedaż w internecie
pozostałych 370 (lub 375 - mamy tu sprzeczne informacje) biletów. Komu je
sprzedał? Nie wiadomo. Aby nabyć bilet wystarczyło "z ręki" wpisać kod pocztowy
Torunia. Czy byli to faktycznie kibice Torunia, czy też kibice Gorzowa, dla
których zabrakło biletów w pozostałych sektorach - dowiemy się dopiero w
niedzielę. Do tej chwili udało się nam potwierdzić raptem może kilkadziesiąt
biletów, które trafiły w ręce naszych Kibiców. Mamy nadzieję, że faktycznie jest
ich więcej. Z drugiej strony nie udało się nam potwierdzić jakichkolwiek
zaproszeń dla władz Torunia, działaczy Klubu czy naszych sponsorów - w ramach
puli opisanej powyżej. Odpowiedzialny za to Wiceprezes Klubu z Gorzowa przez
cały dzień nie znalazł czasu, żeby oddzwonić lub choćby wysłać SMS-a.
Faktycznie - "wzajemność" jak się patrzy.
Argumenty dotyczące braku zgłoszenia zorganizowanej grupy kibiców uznajemy za
zwykła próbę odwrócenia "kota ogonem" i rozmydlania problemu. Należy rozumieć i
rozróżniać, że kibice skupiający się w grupach zorganizowanych to nie to samo co
kibice jadący na mecz wyjazdowy indywidualnie, swoim prywatnym transportem. I o
bilety dla nich właśnie toczy się spór. Przez cały sezon nasi Kibice jeździli na
mecze i ani razu nie było konieczności zgłaszania ich obecności przed imprezą.
Również przed dwoma tygodniami w Zielonej Górze nasi kibice bez najmniejszych
problemów weszli na stadion przy ulicy Wrocławskiej 69. Zielona Góra potrafiła
zachować się "z klasą" i postąpić po ludzku fair. Klub w Gorzowie tego nie
potrafił. Czujemy się zażenowani całą ta sytuacją. Obowiązuje filozofia:
"Sprzedaliśmy wasze bilety i co nam zrobicie."; "Wasi kibice pod stadionem to
problem Policji a nie nasz."; "Cieszcie się, że w ogóle cokolwiek wam daliśmy."
Tymczasem zgodnie z treścią Załącznika nr 3 do Regulaminu przyznawania, odmowy
przyznania i pozbawiania licencji uprawniających do udziału we współzawodnictwie
w sporcie żużlowym dla klubów Ekstraligi oraz I i II ligi żużlowej z dnia
26.09.2016 r. - Kryteria dotyczące infrastruktury sportowej I.9 - kategoria
kryterium A tj. kryterium obowiązkowe, Stal Gorzów jest zobligowana na podstawie
powyższych zapisów do stworzenia na stadionie udogodnień dotyczących wejścia i
przyjęcia kibiców drużyny gości oraz do zapewnienia minimum 5% miejsca dla nich.
W mojej ocenie ilość biletów, które zostały przeznaczone dla toruńskich kibiców,
tj. 375 (o ile faktycznie je kupili) nie spełnia tego wymogu i nie odpowiada
ilości miejsc jaka powinna być udostępniona dla kibiców drużyny gości w świetle
postanowień regulaminu licencyjnego.
Czujemy się oszukani i z pewnością decyzje działaczy z Gorzowa będą miały dalsze
konsekwencje. W dniu 23 września wystosowaliśmy odpowiednie pismo do strony
gorzowskiej, na które jednak - co nas nawet specjalnie nie zaskoczyło -
odpowiedzi nie dostaliśmy. Po weekendzie oczekujemy oceny postępowania Klubu z
Gorzowa w ramach procedury postępowania dyscyplinarnego - regulamin przyznawania
licencji został złamany, a to wszystko uderza bezpośrednio w Kibiców toruńskich.
Na takie traktowanie zgody nie ma i nie będzie.
W geście solidarności z naszymi Kibicami, których pozbawiono możliwości
obejrzenia "na żywo" meczu w Gorzowie, podjęliśmy wspólnie decyzję, że nikt z
działaczy Klubu (w tym my oboje) nie weźmiemy udziału w niedzielnym spotkaniu w
Gorzowie. Taką samą decyzje według naszej wiedzy podjął Pan Prezydent Miasta
Torunia Michał Zaleski, inni przedstawiciele Miasta Torunia oraz duże grono
sponsorów naszego Klubu, którzy planowali wyjazd do Gorzowa. W najbliższą
niedzielę Klub zaprasza do wspólnego oglądania meczu na Motoarenie wszystkich
Kibiców KS Toruń. Wspólnie będziemy dopingować naszych zawodników podczas walki
o złoto. Razem chcemy zdobywać laury, razem chcemy się cieszyć z medalu, które
nasi zawodnicy odbiorą w niedzielę w Gorzowie. RAZEM tworzymy ten Klub i w pełni
solidaryzujemy się z tymi Kibicami, którzy mimo szczerych chęci nie mogli
pojechać na mecz finałowy. Jednocześnie ściskam kciuki za tych, którzy pojawią
się na stadionie imienia Edwarda Jancarza - prosimy Państwa o głośny doping dla
naszych "Aniołów". Są tego warci, a Wasza wiara i wsparcie mogą unieść ich
naprawdę wysoko!
Dodatkowo chcielibyśmy złożyć serdeczne podziękowania grupie Kibiców z Gorzowa,
która próbując ratować reputację swojego Klubu oraz widowisko, jakim jest
nadchodzący Finał, zaproponowała, aby blisko 100 Kibiców z Torunia obejrzało
mecz na strefie Kibiców Gorzowskich, gdzie jak rozumiemy pozostała pewna ilość
wolnych miejsc. Dziękujemy. Wielka rzecz. Szkoda, że Wasza inicjatywa została
zablokowana przez władze Klubu z Gorzowa. Nasi Kibice są wam wdzięczni za tą
próbę wsparcia.
Przemysław Termiński -
Właściciel KS Toruń SA
Ilona Termińska -
Prezes Zarządu KS Toruń SA
Głos w sprawie zabrał również prezydent Torunia Michał Zalewski, który zapraszał wszystkich fanów Get Well Toruń na Motoarenę: "organizatorzy meczu żużlowego w Gorzowie za nic mają regulamin Ekstraligi i nie zapewnili toruńskim kibicom należnych 725 miejsc. Torunianie nie pojadą na rewanżowy mecz o złoto - nie pojadę i ja. Mecz będę oglądał na MOTOARENIE, na telebimach, w towarzystwie toruńskich kibiców. Jestem przekonany, że stworzymy niezapomnianą i prawdziwie sportową atmosferę! NIECH NASI ZDOBĘDĄ ZŁOTO!"
W cieniu pozasportowych kontrowersji prawdziwi fani analizowali szanse obu
zespołów. W Gorzowie rzecz jasna przez wszystkie przypadki odmieniano liczbę 49,
bowiem tyle punktów potrzebowali gospodarze, by po dwóch latach ponownie cieszyć
się ze złotego medalu DMP i aby na stadionie im. Edwarda Jancarza odbyła się
wielka feta. Dla torunian magiczną liczbą było 42, ponieważ zdobycie tylu
punktów sprawiało, że po ośmiu latach złoto mogło wrócić do Torunia.
W pierwszym meczu w rundzie zasadniczej kibice obu zespołów byli świadkami
sromotnej klęski zespołu z miasta Kopernika. Wynik 62:28 mówił sam za siebie i
wywołał małe trzęsienie ziemi w Toruniu. Jednak po tym swoistym "sportowym
laniu" drużyna toruńska notowała głównie zwycięstwa. Patrząc jednak w przeszłość
trudno było znaleźć w składzie torunian zawodnika, który byłby "pewniakiem" na
gorzowskim owalu. Naturalnymi liderami byli oczywiście Chris Holder, Greg
Hancock oraz Martin Vaculik, ale w rundzie zasadniczej również to trio zawiodło.
Ponadto na przestrzeni sześciu ostatnich lat żaden z nich nie uzyskał
imponującej średniej na torze Stali. Wszyscy byli jednak przekonani, że motorem
napędowym drużyny Aniołów powinien być Amerykanin, któremu gorzowski tor mógł
kojarzyć się z kontuzją, wskutek której opuścił jak dotąd swą pierwszą i jedyną
rundę Grand Prix. Co ciekawe, najwięcej punktów w meczach na ziemi lubuskiej
zdobywał junior Paweł Przedpełski. I to właśnie on miał być kluczowym ogniwem w
ostatniej ligowej rywalizacji.
Języczkiem u wagi była z całą pewnością postawa Adriana Miedzińskiego, który
można powiedzieć dał torunianom finał w Zielonej Górze. Pozycję "Miedziaka"
wzmacniało również to, że historycznie patrząc, wygrywał on wiele biegów przy
Śląskiej, a w roku 2013 był liderem swojego zespołu zdobywając 12 punktów. Za
czasów startów w Unii Tarnów dobre rezultaty notował również Kacper Gomólski,
ale niestety w barwach toruńskiego klubu zawodził i kibice oraz działacze nie
liczyli na wiele w jego wykonaniu. Kacper jednak po pierwszym meczu finałowym
zapewne chciał udowodnić, że niesłusznym posunięciem menadżera Jacka
Gajewskiego, było odstawienie go po dwóch biegach, bowiem "GinGer" czuł, zwyżkę
formy, a jednocześnie chciał się pokazać z dobrej strony przed sezonem
transferowym. Zatem jak widać, kluczem do złotego sukcesu była druga linia
toruńskiego teamu oraz postawa juniora.
Jednak na własnym torze to gorzowianie byli faworytem. Wyrównany skład i niemal
bezbłędny lider ekstraligowych statystyk Bartosz Zmarzlik miały bez problemu
uporać się z ośmiopunktową stratą i poprowadzić Stal do kolejnego tytułu
Drużynowego Mistrza Polski.
Pierwsze biegi pokazały jednak, że pojedynek sprzed kilku miesięcy można puścić
w zapomnienie, a zaliczka z MotoAreny może okazać się wystarczająca, aby złoto
pojechało do grodu Kopernika. Toruńscy liderzy znakomicie odczytali tor i wręcz
dominowali nad gospodarzami. Drużynie Jacka Gajewskiego do wyjścia na
prowadzenie brakowało punktów juniorów i drugiej linii, która z kolei miała
spore problemy z gospodarzami. To spowodowało, że przynajmniej na początku wynik
meczu oscylował w okolicach remisu.
W pierwszej części meczu recepta na sukces była zresztą prosta - dobry start i
trzymanie się krawężnika. Gorzowianie starali się wykorzystywać znajomość
własnej nawierzchni, ale każde odejście na środek toru kończyło się stratą
metrów do prowadzącego. Nawet gdy byli szybsi niż rywale, jak Bartosz Zmarzlik
od Martina Vaculika w gonitwie czwartej, to i tak nie potrafili znaleźć na nich
recepty.
Gospodarze z pewnością liczyli na to, że na torze powstaną kolejne ścieżki i
start nie będzie aż tak kluczowy, bo w tym elemencie w pierwszych wyścigach
spisywali się dość kiepsko. Podopieczni Stanisława Chomskiego wyjścia spod taśmy
poprawili dopiero w okolicach siódmego biegu. To właśnie wtedy para Niels
Kristian Iversen - Michael Jepsen Jensen pokonała podwójnie Vaculika i Pawła
Przedpełskiego i wysforowała Stal na sześciopunktowe prowadzenie (24:18).
Wówczas rozpoczął się prawdziwy spektakl, w którym udział miała też gorzowska
nawierzchnia. Biegi wygrywali głownie ci, którzy unikali błędów i dziur.
Prowadziło to też do dość niebezpiecznych sytuacji, jak w biegu dziewiątym, w
którym prowadzący Vaculik w jednym momencie spadł na koniec stawki, bo ratował
się przed groźną kolizją z bandą. Akurat w tym momencie gospodarze mogli
wykorzystać znajomość swojej nawierzchni i radzili
sobie z nią lepiej od gości. Po biegu ósmym odrobili bowiem straty z pierwszego meczu,
a po kolejnym wyszli na prowadzenie w całym dwumeczu, którego nie oddali aż do
końca.
Wśród gości zdecydowanie zabrakło punktów solidnego juniora. Paweł Przedpełski
dobrze pojechał tylko w jednym wyścigu. Zawiodła też druga linia, która
niejednokrotnie w tym sezonie robiła różnicę. Trójka liderów na finał
najsilniejszej ligi na świecie to za mało, choć Jacek Gajewski nie miał okazji
wszystkich wykorzystać w stu procentach. Greg Hancock odjechał bowiem tylko pięć
biegów i nie skorzystano z niego w ramach rezerwy taktycznej. Byłoby to możliwe,
gdyby Martin Vaculik w 13. biegu puścił przed siebie Chrisa Holdera. Wówczas
Gajewski mógłby desygnować Amerykanina do ostatniej gonitwy i puścić go z
rezerwy wyścig wcześniej. Anioły zaliczyły jednak sporą wpadkę i w 14. biegu
Kacpra Gomólskiego zmienił słaby tego dnia Przedpełski.
Jednak z perspektywy czasu torunianie nie mogli być smutni. Tytuł był o krok, ale
biorąc pod uwagę problemy Get Well w trakcie sezonu, srebrny medal można było uznać
za ogromny sukces.
Gorzowianie z kolei wrócili z ogromnego dołka, jaki zanotowali w poprzednim
sezonie tuż po zdobyciu ósmego tytułu DMP. I to wrócili w świetnym stylu,
powiększając liczbę złotych medali do dziewięciu. Mecz finałowy był idealnym
odwzorowaniem tego, jak wyglądał rok 2016 w wykonaniu zawodników trenera Chomskiego. Solidne występy seniorów, którzy uzupełniali siebie nawzajem, a
prowadzeni byli przez rewelacyjnego juniora, Bartosza Zmarzlika, najlepszego
żużlowca PGE Ekstraligi, dla którego podobnie jak dla Pawła Przedpełskiego sezon
2016 był ostatnim w gronie juniorów.
Obaj zawodnicy obrali inną ścieżkę rozwoju. Zmarzlik pierwsze szlify zbierał na
minitorze jako zawodnik GUKS Speedway Wawrów. Z kolei Przedpełski trenował
motocross, a do spróbowania swoich sił na torze żużlowym przekonał go trener Jan
Ząbik. Co ciekawe, z czasem Zmarzlik również zaczął sporo jeździć na crossówce.
Do takiej formy treningu namówił go... Tomasz Gollob, który łączy postać
Zmarzlika i Przedpełskiego. Zawodnik Stali Gorzów zetknął się z byłym mistrzem
świata już na początku swojej kariery, kiedy to "Chudy" startował w gorzowskim
zespole. Zmarzlik w wielu wywiadach podkreślał, że sporo czerpie ze wspólnych
startów z Gollobem. Obaj żużlowcy wiele razy tworzyli parę w meczach Stali.
Podobnie było w przypadku Przedpełskiego. Po tym jak Gollob zdecydował się na
odejście z gorzowskiego klubu, trafił do Torunia. W tym samym momencie
eksplodował talent juniora "Aniołów". Jednak z czasem uczeń przerósł mistrza. W
sezonie 2014 wyniki Golloba w barwach ówczesnego Unibaxu były coraz słabsze i
niejednokrotnie Przedpełskiemu przychodziło zastępować bardziej doświadczonego
kolegę z drużyny.
Bez wątpienia Bartosz Zmarzlik kończył starty w gronie juniorów jako zawodnik
spełniony. Wychowanek Stali Gorzów czterokrotnie startował w cyklu
Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów (2011, 2012, 2013, 2015) sięgając po
złoty medal. W roku 2015 Zmarzlik awansował również do cyklu Speedway Grand
Prix, w efekcie, czego Polak zrezygnował obrony młodzieżowego championatu.
Ponadto Zmarzlik czterokrotnie prowadził polską reprezentację do triumfu w
Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Jedynie w sezonie 2013 Polacy nie
zdobyli złota i z czeskich Pardubic przywieźli srebrne medale. Trudno jednak
winić za tamtą porażkę gorzowianina, który zdobył 13 punktów.
W przypadku Przedpełskiego trudno o tak okazałe sukcesy na arenie
międzynarodowej. W roku 2015 zawodnik Get Well Toruń zajął czwarte miejsce w
IMŚJ, a jego strata do trzeciego Mikkela Michelsena wyniosła aż pięć punktów.
Mimo, że w roku 2016 toruński junior nadal walczył o juniorską koronę mistrza na
świecie jego występy były przeciętne i tytuł mistrzowski przeszedł mu koło nosa.
Przedpełski trzykrotnie był członkiem polskiej reprezentacji, która sięgała po
wygrane w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów. Żużlowiec z Torunia,
podobnie jak Zmarzlik, miał też na swoim koncie srebrny medal z sezonu 2013,
kiedy to Polacy w finale DMŚJ musieli uznać wyższość Duńczyków.
Zmarzlik zaistniał również w dorosłym żużlu, kiedy to dwukrotnie reprezentował
barwy Polski w Drużynowym Pucharze Świata i tu również mógł cieszyć się z tytułu
mistrzowskiego. Przedpełski na swoje pierwsze powołanie do reprezentacji Polski
na DPŚ musiał jeszcze poczekać.
Zmarzlika i Przedpełskiego łączy fakt, że ich kluby są organizatorami rund Grand
Prix w Polsce. W efekcie obaj otrzymali możliwość zapoznania się z elitą
światowego speedwaya. Gorzowianin już w sezonie 2012 jako "dzika karta" stanął
na najniższym stopniu podium, w finale pokonując swojego idola - Tomasza
Golloba. W roku 2014 Zmarzlik wygrał turniej w Gorzowie. W tym sezonie, już jako
stały uczestnik zmagań o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata, Zmarzlik dwa razy
stał na podium.
Przedpełski kilkukrotnie pełnił funkcję zawodnika rezerwowego w trakcie zawodów
w Toruniu. Na pierwszy start musiał czekać do sezonu 2014, kiedy to jako rezerwa
trzykrotnie pojawiał się na torze, zdobywając łącznie 4 punkty. Warto jednak
docenić fakt, że już w swoim pierwszym starcie torunianin sięgnął po
indywidualne zwycięstwo. W pokonanym polu pozostawił m. in. Chrisa Holdera oraz
Chrisa Harrisa. W sezonie 2015 Przedpełski miał pełnić funkcję "dzikiej karty" w
Toruniu, jednak na przeszkodzie stanęła kontuzja. W efekcie dopiero w roku 2016
młody żużlowiec doczeka się pierwszego, pełnego startu w turnieju SGP i niestety
zabrakło mu jednego punktu, aby awansować do półfinałów.
W rozgrywkach ligowych Zmarzlik zdobył już trzy medale Drużynowych Mistrzostw
Polski. W debiutanckim sezonie 2011 był to brąz, rok później gorzowianie w
finale PGE Ekstraligi ulegli tarnowskiej Unii i wywalczyli srebro. Aż w końcu w
2014 roku Stal została mistrzem Polski, przy znacznym udziale Zmarzlika - jego
średnia biegowa wyniosła wtedy 2,055. W ostatnim juniorskim sezonie 21-latek
dorzuci do swojego dorobku kolejny medal DMP.
Przedpełski kończył wiek juniora z dwoma medalami DMP na koncie. W sezonie 2012
torunianie sięgnęli po trzecie miejsce w rozgrywkach, jednak wtedy jego wkład w
sukces był niewielki. Był to dopiero pierwszy rok startów Przedpełskiego w lidze
i wystąpił on w zaledwie trzech biegach. Znacznie lepiej było rok później.
Torunianie zdobyli wówczas srebrny medal DMP, a Przedpełski brał udział w 22
spotkaniach. Wtedy też eksplodował jego talent, o czym najdobitniej świadczy
dość wysoka średnia biegowa (1,750).
Czy obaj doskonali jeźdźcy pokażą klasę w dorosłym żużlu? Przekonamy się już w sezonie 2017.
Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel klubu z Torunia - Srebro, które zdobyliśmy,
bardzo nas cieszy. Pozostaje oczywiście niedosyt po finale, ale to zupełnie
normalne. Byliśmy blisko, jednak ostatecznie nie udało nam się obronić zaliczki.
Mieliśmy szanse, by w pierwszym spotkaniu wygrać jeszcze wyżej, ale teraz nie ma
już sensu gdybać i do tego wracać. Trudno bronić wyniku w rewanżu, gdy jedzie 2
i pół zawodnika. W Gorzowie zawiodła druga linia (Adrian Miedziński i Kacper
Gomólski) Poniżej oczekiwań spisał się także Paweł Przedpełski, który w pięciu
startach zdobył cztery punkty. - Mam pewne zastrzeżenia co do postawy Pawła. Nie
chodzi tu tylko o ten mecz, bo cały sezon był po prostu słabszy w jego
wykonaniu. Widać to zresztą po średniej biegopunktowej, która w tym roku spadła.
W Gorzowie przegrał trzy biegi, a w jednym z nich wpadł na metę za dużo niżej
sklasyfikowanym juniorem. Nie radził sobie na gorzowskim torze i tych punktów
brakowało.
Jeśli chodzi o tor, to jestem zwolennikiem tego, by tory przygotowywała firma z
zewnątrz. Nawierzchnia powinna być jednolita i pozwalająca na walkę na całej
szerokości, a w niedzielę tak nie było. Tor w Gorzowie odstawał od tych, jakie
przygotowują inne zespoły. Przykładem dobrej nawierzchni jest Zielona Góra,
gdzie byliśmy na półfinale. Przegraliśmy z Falubazem, ale nie mogliśmy mieć
żadnych zastrzeżeń do toru. W Gorzowie natomiast liczył się tylko krawężnik. Kto
pierwszy zdołał do niego dojechać i się przy nim utrzymać, po prostu wygrywał.
Ten mecz pokazał, że komisarz toru jest po prostu zbędny. Płacąc mu, wyrzucamy
pieniądze w błoto. Po co nam taka osoba, skoro gospodarz zawodów i tak robi na
torze to, co chce?. Prezes Gorzowskiego klubu twierdzi, że nawierzchnia była
taka sama dla wszystkich, i w pełni z prezesem Zmorą się zgadzam. Rzeczywiście
nawierzchnia była równa dla wszystkich. Pozostaje jednak pytanie: czy o to nam w
żużlu chodzi? Naprawdę w ten sposób chcemy promować ten sport? Oglądaliśmy
finał, w którym zawodnicy walczyli głównie z torem, a nie ze sobą.
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - To było zacięte widowisko. W pewnym
momencie wydawało się, że straciliśmy szansę, ale przed biegami nominowanymi
"wróciliśmy" i gdzieś tliła się jeszcze nadzieja. Bieg trzynasty kosztował nas
to, że nie mogliśmy wykorzystać dwa razy Grega. Z całą pewnością to nie powinno
było się wydarzyć. Być może nasze szanse wzrosłyby, gdyby Greg jechał dwa razy.
Już się tego nie dowiemy. Co zawiodło? Na analizy przyjdzie czas. Mogę jednak
zapewnić, że dokładnie omówimy całą sytuację z zespołem i wyciągniemy wnioski.
Widowiska jednak w meczu za wiele nie było. Każdy widział, jaki był tor, a
zwłaszcza drugi łuk, na którym problemy mieli nawet miejscowi zawodnicy. Trudno
było płynnie tam jechać. Moje obawy się potwierdziły. Na Jury zgłaszałem swoje
uwagi. Komisarz i całe gremium było innego zdania. Uważam jednak, że miałem
trochę racji, bo było kilka niebezpiecznych sytuacji. Poza tym niech ktoś w
Gorzowie w końcu zrobi porządek z krawężnikiem. Czasami tej białej linii nie
widać. Były kwestie sporne. Można się było zastanawiać, czy ktoś przejechał
kołem czy nie. Co ciekawe, komisarz twierdził, że linii nie widać. Zadzwoniłem
do sędziego, a ten uznał, że widzi ją bardzo dobrze. Dwie osoby, a zupełnie inne
stanowisko. To trochę śmieszne, a mówimy o białej kresce, czyli czymś łatwym do
zauważenia
Mam też zastrzeżenia, jeśli chodzi o starty, które na MotoArenie były powtarzane
w nieuzasadnionych sytuacjach. Tym razem nie było żadnej powtórki, a mam
wrażenie, że w niektórych sytuacjach się o to prosiło. Inna sprawa to maszyna
startowa. Taśma nie zawsze szła równo. Zgłaszałem to sędziemu. Powiedział, że
różnica była niewielka i nie miało to wpływu na przebieg biegu.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Mieliśmy dobry początek, ale wiedzieliśmy, że drużyna z Gorzowa dopasuje się do końca zawodów i będzie ciężej zdobywać te punkty. Mamy na razie osiem "oczek" przewagi i jedziemy na mecz rewanżowy z nadziejami na złoto. Tak jak mówił trener Chomski, my jesteśmy na razie bliżej sukcesu. Będziemy robić wszystko, żeby za tydzień pojechać świetne zawody i walczyć o złoty medal.
Greg Hancock - Toruń - Gratulacje dla Gorzowa, zasłużenie zdobyli mistrzostwo,
bo dominowali przez cały sezon. Jestem zadowolony z naszej drużyny, bo od
dłuższego czasu mówiłem, że mamy potencjał, aby pokazać prawdziwą siłę i w play-offach tak się stało. Mieliśmy trochę pecha z wykluczeniami Kacpra,
bardzo mi go szkoda, bo jechał ambitnie.
Tor na początku był w porządku, ale później zrobił się trudniejszy do jazdy.
Gorzowianie przygotowują nawierzchnię tak, jak im odpowiada, wiedzą jak na niej
jechać i są na wszystko gotowi. My też powinniśmy być na to przygotowani, ale
potraciliśmy kilka punktów przez głupie błędy. Ja nie pojechałem z rezerwy taktycznej, a być może wtedy byłoby lepiej. Nie jestem
jednak osobą, która podejmuje decyzje. Nasi trenerzy starają się wykonać swoją
pracę jak najlepiej. Ten dodatkowy bieg byłby pomocny, ale łatwo teraz o tym
mówić.
Martin Vaculik - Toruń - Trudniejszego konkurenta do finału nie mogliśmy sobie wybrać. Na pewno jak jedziemy w finale, to chęć jest na złoto. Bardzo chciałbym pogratulować drużynie z Gorzowa złotego medalu, bo pojechała świetny sezon. Stal pojechała bardzo dobrze nie tylko w finale, ale jechała tak przez cały rok. Myślę, że powinniśmy się cieszyć ze srebrnego medalu, bo to bardzo dobry wynik. Ten sezon mieliśmy różny i po tych wszystkich perypetiach, które mieliśmy, to srebro jest w porządku
Paweł Przedpełski - Toruń - Wiadomo, że jak złoto jest w zasięgu, to odbierając srebrne medale jest troszeczkę przykro. Nie ma jednak, co rozpamiętywać. Przyjechaliśmy do Gorzowa z taką przewagą, a nie inną i to mieliśmy obronić. Niestety się nie udało. Pozostało nam się cieszyć ze srebra. I my się niezmiernie cieszymy z tego medalu. Mamy kolejne lata przed sobą, żeby walczyć o złoto
Ireneusz Maciej Zmora - prezes z Gorzowa - Ten mecz kosztował mnie wiele nerwów.
To była huśtawka nastrojów. Przyznam szczerze, że najbardziej denerwowałem się
przed ostatnim biegiem, bo widziałem już całkiem sporo wyścigów zakończonych
wynikiem 5:0. Chciałbym jednak podziękować całej drużynie. Nie będę
indywidualnie oceniać zawodników. W tym meczu liczył się zespół i 49 punktów.
Pojechali wszyscy i spełnili nasze przedsezonowe założenia. Kiedy budowaliśmy
zespół, zależało nam na drużynie, która będzie wyrównana. Jeśli ktoś jechał
słabiej, to ktoś inny miał go godne zastępować. W niedzielę punkty zdobyli
zawodnicy w teorii słabsi, na których niektórzy nawet nie liczyli. Przy okazji
gratuluję ekipom z Torunia i Zielonej Góry zdobycia medali. To zawsze jest
ogromny sukces.
Sprawa związana z tematem biletów dla gości nie miała wpływu na stronę sportową.
U nas jest całkowity rozdział obowiązków. Pion sportowy ma swoje zadania, a
resztą głowę zawracać muszą sobie inne osoby. Dla nas największym wyzwaniem było
zorganizowanie sesji treningowych. Kalendarz układał się tak, że mieliśmy po
drodze turnieje Grand Prix. Nie wszyscy mogli trenować i to było momentami
widoczne. Ten problem towarzyszył nam zresztą przez cały sezon, bo mieliśmy
trzech uczestników cyklu w kadrze. Na domiar złego w Sztokholmie o punkty
walczył jeszcze Michael Jepsen Jensen.
Stanisław Chomski - trener z Gorzowa - Można powiedzieć, że to mój ostatni
skalp. W swojej karierze trenerskiej zdobywałem tytuły juniorskie, seniorskie w
różnych kategoriach. Były też puchary świata. To był ostatni, którego mi
brakowało.
To był mecz godny finałów. Mieliśmy naprawdę godnego rywala. Wiedziałem, że nie
będzie łatwo. Chociaż przewidywałem nieco inny scenariusz. Myślałem, że od
początku wypracujemy sobie przewagę i będziemy jej bronić. Okazało się, że tej
przewagi nie było. Co prawda, cały czas prowadziliśmy, ale nieznacznie.
Początkowo zawodnicy z Torunia to lepiej wykorzystywali start. Jednak osiem
zwycięstw indywidualnych po naszej stronie to dobry wynik. A kropką nad "i" były
tylko cztery zera i to zadecydowało, że moja drużyna wygrała.
Po zakończeniu spotkania pojawiły się w parkingu głosy, że tor nie był do końca
odpowiednio przygotowany, ale chciałoby się zrobić wszystko dla zawodników, tak
jak oni tego oczekują. Ten tor jest cały czas powtarzalnie robiony i trudno było
wymagać, żeby było coś innego. Rywale wypuścili w eter wici i trzeba było
zadowolić grono osób oceniających nawierzchnię oraz naszych zawodników, a to nie
do końca się udało.
Przemysław Pawlicki - Gorzów - Przede wszystkim dziękuję chłopakom za świetną walkę i dobry mecz. Wszyscy kończymy te zawody cało i zdrowo, a to jest najważniejsze, gdyż było kilka nieprzyjemnych sytuacji. Mój występ nie jest może jakiś najlepszy i taki o jakim marzyłem w finale, ale początek nie był po prostu udany. Ciężko mi było wyjechać ze startu, cały czas szukałem rozwiązania. Znaleźliśmy odpowiednie ustawienia na dwa ostatnie biegi i teraz wiem, w jakim kierunku źle szedłem. Znowu wychodzę z nowym doświadczeniem.
Krzysztof Kasprzak - Gorzów - nie brakowało nerwów. Po siedmiu biegach w Toruniu
były obawy. Cały rok mogliśmy przegrać jednym meczem, ale później wszyscy się
zebraliśmy i obroniliśmy punkty. To wszystko pokazało jednak, że finał był
strasznie mocny, bo decydował ostatni bieg. Przed piętnastym wyścigiem,
musieliśmy dowieźć punkt. Może nawet za szybko się cieszyliśmy, bo przecież
jakiś defekt czy taśma... Udało się wszystko i jesteśmy zadowoleni.
Dziękuję wszystkim kibicom. Zeszły rok był kiepski, a nadal chodzili na mecze.
Dziękuję też wszystkim moim sponsorom, gorzowskim i leszczyńskim, całemu mojemu
teamowi, zarządowi, fizjoterapeutom. Po prostu wszystkim.
Matej Zagar - Gorzów - Bardzo się cieszę i jestem dumny z tego medalu. Stal to jest, można powiedzieć, mój domowy klub w Polsce. Dwa razy osiągnęliśmy ten sukces razem. Ja miałem straszny problem w tym meczu, bo spaliłem dwa sprzęgła. Była też kwestia tego, że nie miałem okazji trenować, bo non stop zawody w Anglii, Grand Prix. Cały czas byłem poza Polską. Nie byłem za dobrze przygotowany, ale cieszę się, że miałem zmienników i wygraliśmy jako drużyna i to się liczy. Pochwała należy się zwłaszcza Michaelowi. Zerwał się w momencie, kiedy nie tylko klub, ale też inni zawodnicy potrzebowali. Nadrobił punkty, które straciliśmy i to się liczy. Pełen szacunek dla niego. Cały rok naprawdę dobrze jechaliśmy i fajnie, że tak to zakończyliśmy. Jeden mecz był słabszy, w Grudziądzu. Trochę też w Toruniu, ale to tyle. Mamy kolejne złoto. Mam nadzieję, że na przyszły sezon zostanie ta sama ekipa. Tak się buduję drużynę, atmosferę i wyniki. Od roku 2014 nie zmieniło się dużo, widać, że to gra.
Michael Jepsen Jensen - Gorzów - Jestem super szczęśliwy. Byłem jednak przez godzinę na kontroli antydopingowej i trochę mnie to wszystko ominęło. Jeśli pijesz za dużo w ciągu dnia i podczas spotkania, to nie mogą wtedy użyć tych próbek. Tak było w moim przypadku. Oddałem dwie próbki, zamiast jednej. "Miedziak" zrobił tak samo. Takie kontrole powinny być, a badane powinny być też motocykle. To jest fair. Było fajnie przejechać się pojazdami militarnymi, być razem z zespołem. Nie będzie dużego świętowania. W poniedziałek mam coś do zrobienia w Danii. To jednak wspaniały czas. To naprawdę miłe i rzecz w tym, że potrzebuję zakończyć sezon w dobry sposób. To był najlepszy możliwy sposób na to. Wciąż mam jeszcze GP i zobaczymy, jak mi pójdzie, ale zdobycie złotego medalu w polskiej Ekstralidze jest czymś wielkim. To najlepsza liga świata i fajnie stanąć na najwyższym stopniu podium. W meczu motocykle dobrze się spisywały. Pogubiłem się nieco w pierwszym starcie i zmieniłem maszynę. Drugi motocykl był lepszy. Na ostatni wyścig tor zmienił się dość mocno, ale wiedziałem, że wygraliśmy, więc motywacja była już na innym poziomie.
Władysław Komarnicki - honorowy prezes klubu z Gorzowa - Sam siebie podziwiam, że moje stare, skołatane serce to wytrzymało. Tak bardzo się cieszę i nie ukrywam tego. Wiedziałem, że będzie bardzo trudno od początku. To jest finał. Nasi spisali się na złoto i to jest absolutnie święto Ziemi Lubuskiej. Mamy złoto, a Falubaz brąz i trzeba powiedzieć, że odjechaliśmy wielu zespołom do przodu. To jest ciężka praca. Gratuluję moim wychowankom. Jak ja ich przyjąłem do klubu, to mieli po 20-30 lat, a teraz mają po 30-40. Proszę nie zapominać, że kiedyś był tu taki mały stadion na 5800 kibiców i w tamtym czasie nie pasował on do tego, co żeśmy zrobili. Mamy piękny stadion i kolejnego mistrza Polski. Zawodnicy, którzy doprowadzili do ostatnich sukcesów, mogą stworzyć drużynę na wiele lat. Jednak po to pracowaliśmy 16 lat od podstaw i układali klub ekonomicznie. Mówiliśmy, że przyjdą medale, tylko trzeba być cierpliwym. Mamy największą widownię stadionu żużlowego na świecie. Nie ma takich kibiców, jakich ma Stal Gorzów. Po drobnych korektach to jest drużyna, która będzie na lata.
Krzysztof Cegielski - były zawodnik z Gorzowa, komentator TV nc+ - Nie
chciałbym, by kwestia przygotowania toru stała się głównym tematem po
zakończeniu finału, bo uważam, że obserwowaliśmy w tym dwumeczu wiele
przyjemnych momentów, o których nie można zapominać. Trudno oczywiście nie
podzielać zastrzeżeń co do nawierzchni, jaką widzieliśmy w Gorzowie.
Najważniejsze pytanie brzmi jednak, czy tor miał wpływ na wynik rywalizacji.
Moim zdaniem jej nie wypaczył. Tak naprawdę swoje problemy przeżywali na tej
nawierzchni zarówno goście, jak i gospodarze. Obie ekipy miały jednak czas, by
do tych trudnych warunków się dostosować.
Zwracam jednak uwagę, że w początkowej fazie zawodów było widać, że tor pomaga
tak naprawdę torunianom. Większe błędy popełniali w pierwszych biegach
gorzowianie i to oni mieli większe problemy. Goście wygrywali natomiast starty i
gdyby pozostało tak do końca zawodów, to oni cieszyliby się z mistrzostwa.
Problemy miał przecież nawet Bartek Zmarzlik. Zwykliśmy oglądać, jak napędza się
po zewnętrznej stronie toru, ale akurat na tej nawierzchni nawet w połowie
zawodów było o to trudno. Stal koniec końców dostosowała się do tych nietypowych
warunków i uzyskała przewagę. Jeśli chodzi o koleiny, które pojawiły się zarówno
na drugim, jak i pierwszym łuku, to wpadali w nie zawodnicy obu drużyn.
Wyciągało przez to Zmarzlika i Iversena, a jeśli chodzi o torunian - Grega
Hancocka i Vaculika. Martin ucierpiał na tym najbardziej, tracąc cenną pozycję.
O torze głośno mówią teraz przyjezdni, którzy ostatecznie przegrali.
Gorzowianom, którzy osiągnęli swój cel, trudniej poruszać ten aspekt. Tak jak
wspomniałem, na torze problemy mieli jednak i jedni, i drudzy.
Leszek Demski - szef polskich sędziów żużlowych - W mojej ocenie tor był
"gorzowski". Miałem wątpliwości czy wytrzyma on całe zawody. Wydaje mi się, że
moje obawy się potwierdziły. Nawierzchnia pozostawiała wiele do życzenia. Można
było odnieść wrażenie, że problemy mieli z nią nawet miejscowi zawodnicy.
Goście zwracali również uwagę, że w trakcie niedzielnego meczu bardzo słabo
widoczna była linia krawężnika. Podejście regulaminowe jest jasne. Linia
wewnętrzna nie musi być białym krawężnikiem. Może być on płaski, ale na pewno
należy go odnawiać. Troska o widoczność w trakcie zawodów jest konieczna.
Odpowiednie zabiegi można stosować nawet co bieg, jeśli jest taka potrzeba.
Jeśli chodzi o starty w biegu drugim, piątym i siódmym, to wszystko było bardzo
dobrze widoczne w zwolnionym tempie na powtórkach. W pierwszych dwóch
przypadkach nie miało to wpływu na start zawodników. Taśma podchodziła wolniej w
górnej części słupka. Sam moment zwolnienia i pierwszy metr był taki sam.
Prędkość podchodzenia była po jednej stronie szybsza dopiero w dalszej fazie.
Zawodnik nie patrzy w górę przed startem, więc to nie miało wpływu. Biegi nie
nadawały się do powtórki.
Piotr Protasiewicz - Zielona Góra, były zawodnik Apatora Toruń, brązowym medalista DMP 2016 - Gratuluję finalistom, bo byli najlepsi w tym roku i zasłużenie awansowali do finału. Drużynie gorzowskiej gratuluję szczególnie, bo wygrali rundę zasadniczą oraz dwumecz finałowy. Wielkie słowa uznania. Na tym musiałbym zakończyć moje fajne wypowiedzi pod kątem tego "widowiska". Jeśli ktoś chce czarować, że było emocjonująco i było to zacięte spotkanie na najwyższym poziomie, to ja tego nie łykam. Oczy bolały patrząc na to, co się działo na torze. Przez 15 wyścigów było tyle mijanek z walki, co w Zielonej Górze w jednym wyścigu bądź dwóch. Nawierzchnia była nieprzygotowana. Nie chcę za głęboko wchodzić w sferę przygotowania, ale tor był nieregulaminowy i nie stwarzał możliwości do walki. Nie wiem kto był odpowiedzialny za przygotowanie, ale totalnie się na tym nie zna. Było niebezpiecznie, nawierzchnia na całej długości nie była tak samo przyczepna. Stare grzechy sprzed kilku lat pojawiły się ponownie. Dziwię się bardzo, bo przy takich warunkach pogodowych i tej nawierzchni, można ją w 40 minut przygotować i byłoby równo jak stół, i do ścigania. Mogło być widowisko dla kibiców. Po czwartym wyścigu można było włączyć radio i byłoby ciekawiej. Były sytuacje, gdzie zawodnicy z Gorzowa mijali się za tylnym kołem, bo wyrywało ich na koleinach i w najlepszym przypadku mogło się skończyć szpitalem czy gipsem. Mogło dojść do tragedii. Dziwię się, że musiałem oglądać taki finał. Byłem zażenowany poziomem sportowym tego widowiska
Mecz finałowy o Drużynowe Mistrzostwo Polski na żużlu nie skończył się jednak wraz ze zgaszeniem światła w gorzowskim parkingu. Włodarze Get Well Toruń oczekiwali, bowiem że spór biletowy zostanie rozstrzygnięty się w postępowaniu dyscyplinarnym i zgłosili sprawę, wysyłając pismo do Ekstraligi z prośbą o wszczęcie postępowania art. 316 pkt. 5 RSŻ. zgodnie, z którym za nieprzestrzeganie, nie wykonywanie lub nienależyte wykonywanie przepisu regulaminu przyznawania i pozbawiania licencji dla klubów Ekstraligi żużlowej i DM I i II Ligi możliwa jest kara pieniężna od trzech tysięcy do stu tysięcy złotych. A właściciel toruńskiego klubu komentował tę decyzję następująco: "Muszę przyznać, że z niecierpliwością będziemy czekać na to, jak zachowają się organy dyscyplinarne. Od ich stanowiska zależeć będzie to, czy można bezkarnie likwidować strefę gości. Kluby przy meczach na szczycie mają ten problem, że spora część krzesełek jest wyłączona ze sprzedaży, ponieważ trzeba utworzyć strefę buforową. Jeżeli z orzeczenia dowiemy się, że Stal nie złamała zapisów regulaminu, to naszym zdaniem będzie to oznaczać, że kluby mogą bezkarnie rezygnować z przyjmowana kibiców na sektor gości. Jeżeli jednak to nam przyzna się rację, Stal będzie musiała ponieść konsekwencje swego działania."
Również najwyższe władze Ekstraligi podjęło stanowcze kroki po finale w związku
z przygotowaną nawierzchnią na najważniejszy mecz w sezonie, uznając, że finał
odbył się na niebezpiecznym torze i wszczęto odrębne postępowanie w ramach
którego szybko zostały wyciągnięte konsekwencje względem komisarza toru
Grzegorza Janiczaka. O złym przygotowaniu nawierzchni na niedzielny finał jako
pierwsi zaczęli mówić torunianie. Spore zastrzeżenia do stanu toru miał ich
menedżer Jacek Gajewski. Jego zdanie podzielało później wiele osób ze środowiska
żużlowego. Głos w całej sprawie postanowiły zabrać również szef Ekstraligi
Wojciech Stępniewski: "Odniosłem wrażenie, że wróciły dawne koszmary. Kilka lat
temu w Ekstralidze byliśmy świadkami notorycznego przygotowywania
niebezpiecznych torów. Później sytuacja się uspokoiła, a teraz to wróciło. Mam
wrażenie, że ponownie przyjdzie nam się zmierzyć z chorą mentalnością, gdzie dla
niektórych atut toru oznacza niebezpieczny tor. Cała Polska widziała ten mecz.
Strona gorzowska nie powinna udowadniać, że wszystko było w porządku. Zgadzam
się, że tor był jednakowy dla wszystkich, ale dodam że jednakowo dla wszystkich
niebezpieczny. Jeśli tak doświadczeni zawodnicy jak Greg Hancock czy Martin
Vaculik wchodzą w łuk i po chwili jadą wyprostowanym motocyklem w bandę, to
oznacza, że nawierzchnia nie została przygotowana we właściwy sposób. Mam
również wrażenie, że niektórzy bardzo łatwo zapomnieli o tragedii, która
spotkała całe środowisko żużlowe w maju tego roku. Wtedy wszyscy stawiali się
tłumnie na pogrzebie Krystiana Rempały. Minęło kilka miesięcy i jestem
zaskoczony, że tak szybko zapominamy, że bezpieczeństwo zawodników jest
najważniejsze.
Teoretycznie tor miał ocenę dobrą. Byłem na III i IV Jury. Prawdą jest, że
menedżer Jacek Gajewski zgłaszał zastrzeżenia. Jury uznało, że tor jest w
porządku, jednak przebieg meczu pokazał, iż w ocenie bezpieczeństwa toru się
pomyliło. Nie mamy zamiaru chować głowy w piasek i udawać, że wszystko było jak
należy. Pierwsze konsekwencje spotkały już komisarza toru, pana Grzegorza
Janiczaka, który osobiście przeze mnie został już poinformowany, iż dalsza jego
współpraca z PGE Ekstraligą musi się zakończyć. Co do jego dalszej obecności
przy innych rozgrywkach, to decyzje należą do GKSŻ. Kroki muszą być radykalne.
Nie może być również tak, że trener gospodarzy udziela wywiadu, w którym mówi,
że musiał zrobić taki tor, bo w przeciwnym razie straciłby pracę. Jak mamy to
traktować, jako Ekstraliga? To przyznanie się do oszustwa? To jeszcze wyjaśnimy,
ale pewnym jest to, że komisarz powinien stać na straży bezpieczeństwa toru,
czasami nawet kosztem widowiska. Argumenty dotyczące niedopasowanych motocykli
do mnie w ogóle nie trafiają, bo są po prostu absurdalne. Na przyszłość
zastanowimy się nad dalszymi krokami. Jeśli jednak będzie dochodzić do takich
sytuacji, to potrzebne będą zdecydowane działania. Tor niebezpieczny nie
powinien być dopuszczany do zawodów. W sprawie niedzielnego meczu przeprowadzone
zostanie postępowanie dyscyplinarne. Poinformowałem już o tym prezesa Stali
Gorzów pana Ireneusza Macieja Zmorę. Ekstraliga zajmie się także tematem
dotyczących biletów dla kibiców drużyny gości. Obie sprawy zostaną bardzo
dokładnie wyjaśnione".
Sprawę faktycznie dogłębnie zbadano, ale
niestety dla żużla wymiarem kary żużlowe władze pokazały, że "karomierz" zależał
od aktualnej sytuacji finansowej klubów, a nie od faktycznych przewinień. bo
cóż ż tego, że po finale wielu nie kryło oburzenia, skoro 23 grudnia 2016 roku
Ekstaliga zasądziła śmieszną karę dla gorzowskiego klubu i ludzi
odpowiedzialnych za kadłubowy finał. I cóż z tego, że wielu po tragedii
Krystiana Rempały u progu sezonu grzmiało, że należy przygotowywać bezpieczne
tory, skoro Ekstraliga swoją decyzją dała przyzwolenie na łamanie regulaminu i
walkę o medale za cenę zdrowia zawodników. Być może to ostre słowa, ale wina
organizatorów i decydentów w żużlowym finale AD 2016 była potwierdzona
komunikatem w który podano, że komisja orzekająca ligi prowadziła postępowanie w
dziewięciu różnych wątkach by ostatecznie wskazać winnych i orzec:
- wyrok dyscyplinarny dla Stali Gorzów w postaci kary finansowej 50 tysięcy
złotych w zawieszeniu na rok oraz wymianę nawierzchni, która i tak musiała być
wymieniona, bowiem uznano, że aktualny stan nawierzchni w Gorzowie sprzyja
błędom w sztuce przygotowaniu bezpiecznego toru.
- roczne odebranie licencji trenerowi
Stanisławowi Chomskiemu, kierownikowi zawodów Sławomirowi Jacha i toromistrzowi
Jarosławowi Gale. We wszystkich przypadkach kara była również w zawieszeniu, a
nałożona kara została w związku niedopełnieniem regulaminowych obowiązków, które
spowodowały błąd w sztuce przygotowania toru do zawodów.
- za niedostateczny nadzór nad przestrzeganiem regulaminów ostrzeżenie
oraz zakaz pełnienia funkcji Przewodniczącego Jury przez okres siedmiu miesięcy
spotkały Stanisława Bazelę, który podczas meczu Stali z Get Well Toruń pełnią
funkcję Przewodniczącego Jury.
- za niedopełnienie regulaminowych obowiązków
komisarza toru, które spowodowało błąd w sztuce przygotowania toru do zawodów bezwzględne, siedmiomiesięczne zawieszenie licencji komisarza toru orzeczono w
stosunku do Grzegorza Janiczaka.
- w stosunku do sędziego zawodów
Krzysztofa Meyze, komisja orzekając ligi skierowała wniosek o wszczęcie postępowania
dyscyplinarnego do GKSŻ.
- za nie udostępnienie 5 procent miejsc dla drużyny gości, gorzowski klub
ukarano grzywną w wysokości 10 tysięcy złotych. Wykonanie
tej kary również zawieszono.
I w tym miejscu rodzi się pytanie jak orzeczona kara dla kluby balansującego na skraju wypłacalności, miała się do kary z 2013 roku dla klubu uchodzącego za finansowego potentata ligi żużlowej. Odpowiedź jest jedna ma się nijak. Jednak żużlowe władze powinny zdawać sobie sprawę, że swoimi decyzjami pozbywają się możnych mecenasów sportu, którzy nie chcą być "dojnymi krowami" tylko dlatego, że ich na to stać.
Nic więc dziwnego, że oburzenia z orzeczonego werdyktu komisji nie krył właściciel toruńskiego klubu Przemysław Termiński: "Te kary to jakaś kpina! Zawieszenie na siedem miesięcy w trakcie których nie ma rozgrywek, tak aby na pewno od kwietnia winni mogli wrócić do sportu i dalej go psuć. Teraz przynajmniej już wiem ze spreparowanie toru na finał nic nie kosztuje (bo zabawna co do samej wysokości kara 50.000 tez została zawieszona); a wywalenie kibiców gości to koszt raptem 10.000. Właściwie na finale to się opłaca. Warto zapamiętać. Jak w tym sporcie ma być dobrze? Zwykle dziadostwo i tyle".
Źródło:
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl
zuzelend.com
espeedway.pl
nicesport.pl