Toruński tor przy ulicy
Broniewskiego, należy
do grona bezpieczniejszych żużlowych aren w Polsce. Pomimo to, również
w Toruniu dwaj żużlowcy zapłacili najwyższą cenę za chęć ścigania się i
bycia najlepszym. Smutek związany z tymi dramatycznymi chwilami jest tym
większy, że zazwyczaj żużlowcy ci stali u progu być może wielkiej kariery. |
|
Pierwszy
śmiertelny wypadek na torze w Toruniu miał miejsce 27 czerwca 1970 roku.
Na zajęciach szkółki
Benedykt
Błaszkiewicz nie opanował motocykla i wjechał w siatkę.
Niestety motocykl spadł na głowę młodego żużlowca i spowodował uraz
czaszki. Po przewiezieniu do szpitala chłopak zmarł. Miał zaledwie 18 lat.
Wypadek ten był tym bardziej tragiczny, że kilka tygodni wcześniej
na torze w Rzeszowie zginął lider toruńskiej ekipy
Marian Rose, tym samym toruński
żużel po raz drugi okrył się żałobnym kirem w roku w 1970. |
powrót na gore strony |
|
22 lata później
ponownie na zajęciach treningowych doszło do kolejnego tragicznego w
skutkach wypadku. W dniu 3 września 1992 roku na wyjściu z pierwszego
łuku, prosto w słupek bramy wjazdowej dla ciągników, "pociągnęło" maszynę
Grzegorza Kowszewicza,
który posiadał już licencję żużlową i doświadczenie wyniesione z zawodów
młodzieżowych. Uderzenie było tak niefortunne, że po kilku minutach
zawodnik zmarł. Miał zaledwie 17 lat |
powrót na gore strony
|
Niestety "Anioł
Śmierci zebrał żniwo wśród toruńskich zawodników nie tylko na torze w
Toruniu. Obok dwójki wspomnianych juniorów na torze w Gnieźnie poniósł
śmierć 24-letni wychowanek rawickiego kolejarza
Stanisław Domaniecki.
Owe tragiczne wydarzenie miało miejsce 15 sierpnia 1962 roku i było to
dziesiąte śmiertelne zdarzenie na torach żużlowych.
|
powrót na gore strony |
|
W roku 1970 na zawsze z torem
pożegnał się w wieku 37 lat jeden z bardziej utytułowanych zawodników
toruńskiego klubu -
Marian Rose.
19
kwietnia w Rzeszowie podczas meczu ligowego, Rose wyprowadzając toruńską
drużynę do prezentacji wierzył w końcowy sukces swojego zespołu. Niestety
los zadecydował inaczej. Do pierwszego biegu wyjechali pod taśmę startową
ze strony Stali Toruń: Rose i Jankowski, ze strony gospodarzy: Ciepiela i
Happ. Ze startu najlepiej wyszedł lider Torunian zdobywając wyraźną
przewagę nad Ciepielą. Na pierwszym wirażu nie opanował motocykla. Upadł
uderzając głową w drewnianą bandę. Dwóch jadących za nim zawodników
zdołało Go ominąć, niestety ostatni - Happ- nie zmieścił się pomiędzy
żużlowcem, a bandą i uderzył w leżącego zawodnika. Mimo natychmiastowej
akcji reanimacyjnej i przewiezienia do szpitala nie udało się utrzymać
przy życiu "Rosiaka". Jan Ząbik, który miał wystartować w następnym biegu
odnotował w programie: "Godzina 15.15 - Marian Rose nie żyje".
|
powrót na gore strony |
|
Do tej czarnej
listy w dniu 25 lipca 1976 roku - czyli w pierwszym roku startów torunian
w najwyższej klasie rozgrywkowej - dopisał się
Kazimierz
Araszewicz. Do tragedii doszło na torze w Częstochowie, podczas
meczu ligowego z miejscowym Włókniarzem. W piątym biegu Araszewicz upadł
na tor i wpadł na niego kolega z zespołu. Obrażenia były na tyle poważne,
że w drodze do szpitala 21-letni zawodnik zmarł. Wiadomość dotarła na
stadion po siódmym biegu - zawody przerwano. W wywiadzie udzielony miesiąc
wcześniej Araszewicz wyznał, że chciałby zostać mistrzem Polski, niestety
i w tym przypadku los okazał się bezlitosnym reżyserm i unicestwił
marzenia młodego chłopaka. |
powrót na gore strony |
|
W tym smutnym
miejscu należy odnotować także wypadek wychowanka Gwardii Toruń
Zbigniewa
Raniszewskiego. W dniu 21 kwietnia 1956 roku w Wiedniu
reprezentacja Polski spotkała się z drużyną austriacko-niemiecką. W
piętnastym biegu w betonowe schody wpadł popularny w Toruniu "Ranicha".
Tragiczna śmierć dwudziestosześciolatka wstrząsnęła całą żużlową
Polską. Podczas pogrzebu w dniu 2 maja na cmentarzu odprowadziło Go
kilkanaście tysięcy ludzi. |
powrót na gore strony |
|