Urodził się 24 lutego 1927 roku.
Był pierwszym żużlowcem, którym szczycił się Toruń. Rozpoczął karierę wraz z Alojzym Zakrzewskim na żużlowej bieżni starego boiska Pomorzanina przy ul. gen. Bema. Jeździł na NSU 600, a Zakrzewski na Rudge, tylko częściowo przystosowanymi do uprawiania czarnego sportu. Dopiero kiedy obaj bronili barw Gwardii Bydgoszcz siadali na profesjonalnych Japach-Martin.
Pierwsze kroki w karierze zawodniczej stawiał w Toruńskim Klubie Motocyklowym jako dziewiętnastolatek. W oficjalnych zawodach zadebiutował po raz pierwszy 20 października 1946 kiedy to torunianie zostali zaproszeni do Bydgoszczy na turniej indywidualny. Raniszewski odniósł dwa spektakularne zwycięstwa w klasie 100ccm i 250ccm. Ponowny udany start "Binio" - bo tak nazywa go w swoich wspomnieniach Jerzy Wierzchowski, zanotował w ostatnich zawodach sezonu 1946. Tradycyjnie na torze w Bydgoszczy udało się zorganizować turniej o charakterze pozaregionalnym. W imprezie brali udział zawodnicy z Pomorza, Wybrzeża i Poznania. Bieg zwycięzców wygrał gdynianin Gburek. Jednak sensacją zawodów okazał się torunianin Raniszewski, który ponownie wygrał, aż dwie kategorie - 100ccm i 250ccm.
Wiosną 1951 roku
zapadła decyzja o utworzeniu ligi zrzeszeniowej. Najlepsi zawodnicy skupieni
zostali w tzw. centralnych sekcjach. Gwardia posiadała taką w Bydgoszczy.
Miejscowych zawodników odtąd w ligowych meczach zasilili "gwardziści" z innych
ośrodków: Nazimek z Rzeszowa, Kurek z Krotoszyna oraz Jeżewski i Raniszewski z
Torunia. Dla toruńczyka była to wielka szansa bowiem
bydgoska Gwardia startowała w drużynowych
mistrzostwach Polski i zawodnik liczył na starty wśród najlepszych i na
dosiadanie prawdziwego żużlowego motocykla. "Ranicha" nie zawiódł oczekiwań. Już pierwsze ligowe występy dowiodły, że z młodego, bo 24-letniego
torunianina zespół Gwardii mieć będzie wielką pociechę. 15 lipca we Wrocławiu
Gwardia wygrała z Górnikiem 35:19, a Raniszewski zdobył pierwszy komplet 9 pkt.
To samo powtórzył 12 sierpnia w wygranym meczu znów we Wrocławiu ze Spójnią
32:20. Z uwagi na te rezultaty, płynące zewsząd pochwały, nastąpił błyskawiczny
awans! 26 sierpnia Zbigniew Raniszewski zadebiutował w Reprezentacji Polski w
meczu ze Szwecją w Oerebro. Wypadł tam, jak cała drużyna słabo, ale Szwedzi byli
wówczas nie lada potęgą.
14 października we
Wrocławiu odbywał się finał indywidualnych mistrzostw Polski. Młody gwardzista
sprawił ogromną niespodziankę, plasując się na trzeciej pozycji! Wyprzedzili go
jedynie Szwendrowski i Spyra. Był to naprawdę błyskotliwy awans dla zawodnika,
który w I lidze startował dopiero pierwszy sezon i w pokonanym polu pozostawił
takich zawodników jak Glapiak, Fijałkowski, Bonin, Suchecki, Dziura, Olejniczak. Tę rewelacyjną dyspozycję
potwierdził 11 listopada na bydgoskim torze, tryumfując z kompletem punktów w I Criterium Asów. Nie było co prawda Kapały, Szwendrowskiego, Spyry, Olejniczaka,
ale nie umniejsza to wartości zwycięstwa.
Jednak najważniejszy sukces
zawodnika to przede wszystkim to że m.in. On wywalczył pierwszą ligę
żużlową dla Bydgoszczy. A było to 23 kwietnia 1951 roku kiedy to
bydgoscy działacze zaproponowali współdziałanie gwardzistom z Torunia i doszło
do testmeczu Rzeszów - Bydgoszcz - Poznań, który miał rozstrzygnąć o awansie do
pierwszej ligi. W składzie obok jednego zawodnika
bydgoskiego (Józef Buda) pojawił się Raniszewski (wspólnie z innym torunianinem
Zakrzewskim) i ekipa pod nazwą Gwardia Bydgoszcz awansowała do najwyższej klasy
rozgrywkowej.
Po awansie bydgoszczan do pierwszej ligi Raniszewski przez 5 sezonów ścigał się na dwóch frontach. W lidze na JAP-ach reprezentował Bydgoszcz, natomiast w imprezach towarzyskich i mistrzowski na tzw. "maszynach przystosowanych", jeśli akurat termin pozwalał, walczył o laury dla Gwardii Toruń.
Następny sezon był już mniej udany. Bydgoska drużyna cierpiała na brak dobrych motocykli, stąd słabsza postawa jej jeźdźców i w lidze, i w turniejach indywidualnych. W finale IMP 17 sierpnia we Wrocławiu Raniszewski z 7 pkt. uplasował się na ósmej pozycji. Jeszcze gorzej było podczas prestiżowego turnieju o Puchar Kongresu Ziem Odzyskanych 21 września na tym samym torze - tylko 4 pkt. W kończącym sezon Criterium Asów tym razem zajął dopiero piątą lokatę.
Lepszy, przynajmniej w lidze, był rok kolejny. Gwardia
walczyła o mistrzostwo Polski. 6 września we Wrocławiu wobec 70 tysięci widzów
miejscowa Spójnia rywalizowała z Gwardią. Po VII biegach prowadzili
bydgoszczanie 22:20. Po następnym było 22:25 - Nazimek miał defekt, a Kurek
został wykluczony. Stracone szanse? W ostatnim biegu jadą Spyra i Raniszewski.
Nie dają szans Frachowi i Gwardia wygrywa 27:26! Dwa tygodnie później ostatni
mecz ligowy w Bydgoszczy z Unią. Gwardziści mogą przegrać nawet różnicą 13 pkt.,
a i tak tytuł mistrzowski dostanie się w ich ręce. Przegrywają 16:37. Dramat
przeżywa Raniszewski. Bierze udział w kraksie, potem defekuje sprzęt. Nie kończy
żadnego wyścigu...
W indywidualnych mistrzostwach kraju "Ranicha" zajmuje 10 miejsce.
Rewanżuje się krajowej czołówce 11 października na III Criterium Asów. Ma 14 pkt.,
tyle samo co Kapała i Kupczyński, ale legitymuje się lepszą od nich sumą czasów,
co przesądza o jego zwycięstwie w zawodach. Dwa tygodnie później zajmuje piąte
miejsce w mistrzostwach stolicy, 23 października wygrywa puchar Gwardii na
bydgoskim torze, podczas zawodów, które zapisały się w historii tym, że pierwszy
raz na tym stadionie ścigano się przy sztucznym oświetleniu.
Wiosną 1954 r. Raniszewski nadal zaliczany jest do ścisłej polskiej czołówki jeźdźców. 30 maja bierze udział we wrocławskim meczu Polska A - Polska B. Wyznaczony zostaje do startu w IMP, rozgrywanych w formule 5 turniejów. We Wrocławiu zajmuje 7 miejsce, w Katowicach - 3, w Lesznie - 6, w Bydgoszczy (jest to zarazem IV Criterium Asów) - 2 i w Warszawie - 9. Wystarczyło to jednak tylko do... 8 miejsca w łącznej punktacji, mimo że tylko 4 punkty dzieliły Raniszewskiego od brązowego medalu.
To niepowodzenie zrekompensował sobie w kolejnym sezonie, 1955. Przede wszystkim z drużyną, wzmocnioną Połukardem i braćmi Świtałami, zdobył mistrzostwo Polski, pierwsze w dziejach bydgoskiego żużla. W indywidualnych mistrzostwach kraju, rozgrywanych znów systemem turniejowym zdobył po raz drugi w karierze brązowy medal, mając na koncie tyle samo "oczek" co drugi - Krzesiński z Leszna. W pokonanym polu zostawił takie sławy jak Kapała, Kupczyński, Połukard... 15 maja wystąpił z białym orłem na plastronie we wrocławskim meczu Polska - CSRS (41:24), a 21 czerwca w spotkaniu Polska - Finlandia (79:29). 12 ssierpnia w Warszawie startował w turnieju, któremu nadano niebywałą rangę propagandową - w ramach II Światowych Igrzysk Młodzieży. Udział zakończył niepowodzeniem, po kolizji z Kaiserem w XI wyścigu musiał wycofać się z zawodów.
Niestety pasja jaką były niewątpliwie dla Raniszewskiego
motocykle, doprowadziła do tragedii.
Rok 1956 przyniósł nowe nadzieje polskim żużlowcom. Po raz pierwszy wystartować
mieli w eliminacjach indywidualnych mistrzostw świata, zmierzyć swe siły z całą
światową czołówką. Raniszewski był pewny swojego miejsca w kadrze. 29-letni
zawodnik utrzymywał od dwóch sezonów wysoką, równą formę.
W kwietniu jeszcze przed rozpoczęciem ligi, w ramach przygotowań do startu w IMŚ,
reprezentacja Polski udała się do Austrii (zdjęcie z lewej zrobione
podczas prezentacji na torze w Wiedniu) na trzy mecze z drużyną tego
kraju, wzmocnioną Niemcem Seidlem i Anglikiem Bishopem. Reprezentacje krajów
miały zmierzyć się na wiedeńskim Praterze.
Obiekt, na którym rozegrano pamiętne zmagania nosił nazwę Praterstadion do
roku 1992. Dziś znany jest jako Ernst-Happel-Stadion – od nazwiska słynnego
austriackiego piłkarza i trenera. Jest stadionem narodowym tego kraju. Służy
bowiem meczom piłkarskiej reprezentacji Austrii w eliminacjach do mistrzostw
Europy bądź świata. Tak więc dziś z żużlem ma niewiele wspólnego, a
właściwie nic, bo został całkowicie przebudowany – niejednokrotnie z resztą.
Powstawał w latach 1929-1931. Początkowo gościł olimpiady robotnicze i
narodowosocjalistyczne wiece. W okresie drugiej wojny światowej służył…
niemieckiemu Gestapo do… przetrzymywania Żydów.
Raniszewski
mimo bolesnego upadku w ligowym spotkaniu z Ogniwem
w Łodzi, z obandażowanymi żebrami decyduje się na austriacką eskapadę, jednak
nie czuje się na wiedeńskim torze najlepiej, odczuwa skutki upadku w Łodzi.
Pierwszy mecz zaplanowano na
sobotę 21 kwietnia we Wiedniu. Jak twierdzą obserwatorzy, jeden z liderów
polskiego zespołu, dwudziestodziewięcioletni Zbigniew Raniszewski nie miał
ochoty na start w zawodach. Nie wynikało to z braku chęci zmierzenia się z
rywalami, bowiem bojowości i sportowego ducha nigdy Raniszewskiemu nie
brakowało. Żużlowiec bydgoskiej Gwardii obawiał się po prostu o bezpieczeństwo
wszystkich startujących i nie były to obawy nieuzasadnione.
Wiedeński tor, co dziś może dziwić i jednocześnie przerażać, nie posiadał wtedy bandy. Band nie było nigdzie, nawet na łukach, gdzie o kolizje najłatwiej. Ograniczenie toru stanowiły jedynie znajdujące się na pewnej wysokości trybuny, zakończone niewysoką betonową ścianką. W kilku miejscach znajdowały się przerwy, w których zlokalizowano betonowe schody prowadzące na widownię. Jak podawała ówczesna prasa do tego meczu w ogóle nie powinno dojść. Kierownictwo polskiej ekipy zwracało organizatorom uwagę na fakt, że tor nie spełnią międzynarodowych przepisów gwarantujących bezpieczeństwo. Polacy protestowali, że na tak niebezpiecznym torze nie pojadą. I wcale nie chodzi o stan nawierzchni, a o infrastrukturę. Polacy chcieli, by obłożyć je belami słomy. Organizatorzy nie ugięli się po protestach reprezentantów Polski. Presja publiczności, która w komplecie wypełniła stadion "Prater" była większa. I tak urządzono "igrzyska śmierci", których ofiarą był Raniszewski.
W 2012 roku dla Gazety Wyborczej
Włodzimierz Szwendrowski, kapitan reprezentacji Polski w tym spotkaniu tak
mówił: Tor żużlowy na wiedeńskim Praterze nie był w ogóle dostosowany do
organizowania zawodów żużlowych - zarówno pod względem geometrii toru, jak i
bezpieczeństwa startujących zawodników. Wiraże otoczone były betonowymi
schodami z poręczami, prowadzącymi na trybuny. Wszyscy zawodnicy oraz
kierownictwo ekipy - byliśmy tym stanem przerażeni. Dziwiliśmy się, jak taki
obiekt mógł posiadać licencję FIM.
Nachodzi pytanie, czemu w ogóle taki obiekt
dopuszczany był do zawodów, skoro na pierwszy rzut oka widać bezpośrednie
zagrożenia, stwarzane przez elementy stadionu. Były dyskusje dzień przed
zawodami. Po treningu kadrowicze przekazali kierownictwu polskiej ekipy swoje
uwagi. Niestety, nie mieliśmy żadnego wpływu na odwołanie meczu. O odmowie
startu nie mogło być mowy. Mecz musiał dojść do skutku. Cały Wiedeń był
oblepiony plakatami reklamującymi spotkanie, a wszelkie rozmowy naszego
kierownictwa z Austriakami oraz Warszawą nie przyniosły skutku.
Działacze i zawodnicy jednak zgodzili się wystartować, bowiem wiedzieli, że
na tym samym obiekcie latem rozegrane zostaną eliminacje do mistrzostw świata.
Na start zgodził się również Zbigniew Raniszewski, choć tak doświadczonemu
zawodnikowi, konstrukcja wiedeńskiego toru musiała przypominać arenę śmierci i
tak jak wspomniano "Ranicha" naprawdę nie miał ochoty startować w tych zawodach. W
końcu jednak dwukrotny wicemistrz Polski zdecydował się na start. Chciał poznać
bliżej tor, na którym miał walczyć o przepustkę do indywidualnych
mistrzostw świata. Potraktował jednak te zawody typowo szkoleniowo, o czym świadczą uzyskiwane przez niego wyniki.
W drugim wyścigu
przyjeżdża na trzeciej pozycji, ustępując parze gospodarzy. Potem nie kończy
piątego wyścigu na skutek defektu. Następnie w ósmej odsłonie dnia ponownie
melduje się na mecie na trzecim miejscu, tuż za kolegą z zespołu Połkardem.
Kolejny start Raniszewskiego, to wyścig trzynasty, w którym nie zdobywa punktu.
Do tego momentu zawody przebiegają bez upadków. W biegu czternastym dochodzi do pierwszej wywrotki. Na tor upada dobrze spisujący się do tej pory Krzesiński. Upadek wygląda groźnie i Polaka zabiera pogotowie. Na szczęście w szpitalu okazuje się, że obrażenia nie są tak groźne jak przypuszczano. Upadek Krzesińskiego kończy się na kontuzji barku i lekkim wstrząśnieniu mózgu. Gdy publiczność nie zdążyła jeszcze ochłonąć po upadku Krzesińskiego, na tor do piętnastego wyścigu wyjechały kolejne dwie pary. Od krawężnika ustawiają się Kapała, Bishop, Raniszewski i Sidlo. Po starcie zdecydowanie na czoło wysuwa się Kapała, ale za jego plecami rozpoczyna się zacięta walka Raniszewskiego z parą gospodarzy. Raniszewski, który początkowo zszedł do krawężnika, nagle zmienia zamiar i przesuwa się do zewnętrznej. W momencie zmiany toru jazdy, Polak zahacza przednim kołem swojego Jappa o tył maszyny jadącego nieco z przodu Bishopa. Motocykl Raniszewskiego wymyka się spod kontroli i zaczyna podążać w kierunku trybun. Zawodnik próbuje się ratować, ale wjeżdża na niego jadący po zewnętrznej Sidlo, co ostatecznie wytrąca polskiego zawodnika z równowagi. Nie mając możliwości opanowania maszyny pędzi prosto w trybuny. Widząc zbliżające się betonowe schody instynktownie pochyla głowę, jednak nie jest w stanie uchronić się przed uderzeniem z betonową przeszkodą i całym impetem wjeżdża pod betonowe schody. Zginął na miejscu. Nie miał szans na przeżycie, bo w tym czasie nie było jeszcze zabezpieczeń w postaci siatki, nie mówiąc o dmuchanych bandach.
Kapitan reprezentacji Polski we wspomnianym wywiadzie oglądał całe wydarzenie z parku maszyn: Całą sytuację widziałem z parkingu, gdzie już było nerwowo po wcześniejszym upadku Andrzeja Krzesińskiego. Był taki pomysł, aby przerwać zawody po jego upadku. Decyzja była odgórna, podjęta po konsultacji z Warszawą. Wtedy zawodnicy mieli bardzo mało do powiedzenia. Czuć było presję i oczekiwania związane z naszymi dalszymi startami. Doszło do kontaktu między Raniszewskim i przeciwnikiem jadącym przed nim. Zbyszek po zetknięciu się z rywalem nie był w stanie zamknąć gazu. Odprostowało go, przymusowo stracił rytm jazdy, a potem doszło do kolizji z Sidlo. Następnie skulony Polak z całym impetem uderzył w betonowe schody. Obraz był wstrząsający. O wszystkim decydowały ułamki sekund i skończyło się, tak jak się skończyło. Nie było szans, aby się uchronić przed uderzeniem w beton, gdyż w tym miejscu nie było żadnej bandy. Moja interpretacja zdarzenia jest odwrotna niż to, co zeznawał w prokuraturze Austriak, Sidlo. Nie było czasu i możliwości na zamknięcie "gazu" przez Zbyszka. Musiałby zdjęć prawą rękę z manetki gazu, która sama będąc na odpowiedniej sprężynie, zamknęłaby przepustnicę gazu. Tak samo niejasne jest oświadczenie Sidlo, że jechał na czwartej pozycji i został uderzony w tylne koło przez jadącego za nim Raniszewskiego. Gdyby nawet tak było - to zawodnik austriacki musiałby znajdować się na trzecim miejscu, a Raniszewski na czwartym. W tej sytuacji Raniszewski wywróciłby się natychmiast, zaś Sidlo mógł sam zderzyć się ze schodami".
Wobec śmiertelnego wypadku zawody przerwano przy stanie 45:38 dla gospodarzy. O oto jak przebiegały te nieszczęśliwe zawody bieg po biegu:
Wyścig |
Kolejność na mecie |
Wynik biegu |
Wynik meczu |
|
1 |
Krzesiński, Hofmeister, Kaiser, Dirtl (d) |
2:4 |
||
2 |
Bishop, Unterkofler, Raniszewski, Połkard |
5:1 |
7:5 |
|
3 |
Seidl, Kamper, Szwendrowski, Kupczyński |
5:1 |
12:6 |
|
4 |
Kaiser, Unterkofler, Bishop, Krzesiński |
3:3 |
15:9 |
|
5 |
Kamper, Połkard, Seidl, Raniszewski (d) |
4:2 |
19:11 |
|
6 |
Dirtl, Kupczyński, Szwendrowski, Hofmeister |
3:3 |
22:14 |
|
7 |
Kamper, Krzesiński, Seidl, Kaiser |
4:2 |
26:16 |
|
8 |
Dirtl, Połkard, Raniszewski, Hofmeister |
3:3 |
29:19 |
|
9 |
Kupczyński, Szwendrowski, Bishop, Unterkofler |
0:5 |
29:24 |
|
10 |
Kapała, Kamper, Seidl, Połkard |
3:3 |
32:27 |
|
11 |
Dirtl, Hofmeister, Krzesiński, Kaiser |
5:1 |
37:28 |
|
12 |
Kupczyński, Szwendrowski, Sidlo, Unterkofler |
1:5 |
38:33 |
|
13 |
Kapała, Dirtl, Hofmeister, Raniszewski |
3:3 |
41:36 |
|
14 |
Kamper, Kaiser, Seidl, Krzesiński (u) |
4:2 |
45:38 |
|
15 |
Kolejność
na starcie |
--- |
--- |
Źródło: Świat żużla nr 31-32; Panorama Żużlowa nr 11, Krzysztof Błażejewski,
Oto jak opisywał ten tragiczny wypadek Stefana
Kubiak z warszawskiego tygodnika "Motor". Tekst ten został opublikowany przez
londyński "Speedway Star & News" w dnia 19.05.1956.
Dodatkowo
z prawej prezentowane jest ostatnie zdjęcie jakie wykonano zawodnikowi na torze.
"Podczas żużlowego meczu w Austrii, 19 kwietnia 1956, dwójka polskich
zawodników, Raniszewski i Krzesiński uczestniczyła w poważnych wypadkach na
torze. Krzesiński został zawieziony do szpitala i jego kontuzje, jak się
okazało, nie są groźne dla życia. Raniszewski natomiast nie odzyskał
przytomności i wkrótce zmarł.
Tor żużlowy we Wiedniu z powodu twardej nawierzchni, ostrych wiraży i betonowych kolumn zewnętrznych ścian należał do jednego z najtrudniejszych i najniebezpieczniejszych. Kierownictwo polskiej ekipy wiedząc o tym nie było przychylne temu aby spotkanie rozegrać właśnie na tym stadionie. Dopiero zapewnienia austriackiej federacji, ze tor spełnia wymagania międzynarodowych przepisów FIM, zgodziło się na występ polskiej reprezentacji. Decyzja poparta była także tym, ze na wiedeńskim torze miało dojść do jednej z eliminacji do indywidualnych mistrzostw świata.
Polscy zawodnicy otrzymali wytyczne aby jeździć spokojnie i bezpiecznie, co tez wykonywali. Austriacy byli wzmocnieni zawodnikami z Republiki Federalnej Niemiec. Po przerwie, kiedy to austriacki zespół objął prowadzenie w polskiej zespole zakradła się nerwowość. Po trzynastym wyścigu rezultat brzmiał 45 : 38 na korzyść Austrii. Na tym etapie zawodów doszło do tragicznych wydarzeń.
W wyścigu czternastym upadek Krzesińskiego
zakończył się odwiezieniem go do szpitala. Nadszedł tragiczny 15 wyścig:
"na starcie ze strony polskiej staja : Raniszewski i Kapała, a ze strony
austriackiej Bishop i Seidel. Ze startu najszybciej do przodu pomknął Florian
Kapała, tuz za nim był Bishop. W malej odległości za nimi był Seidel i tuz za
nim Raniszewski. Na wyjściu na przeciwległą prostą przed Raniszewskim upada
Sidlo. Polski zawodnik traci równowagę i wylatując w powietrze uderza w
betonowa ścianę ogradzająca tor ze skutkiem śmiertelnym."
Podziękowania dla Silvestrus za przesłany tekst.
Sport żużlowy stracił jednego z najwybitniejszych zawodników. Nazwisko jego przez wiele lat przewijało się na kartach historii. Dwukrotnie w 1951v i 1955 roku zdobył zaszczytną szarfę wicemistrza Polski. Również dwukrotnie (1951 i 1953) tryumfował w wówczas wielkiej imprezie najlepszych żużlowców "Criterium Asów". Polacy byli z niego dumni, gdy broniąc barw narodowych odnosił sukcesy na torach krajowych i zagranicznych. jednak sukcesy nigdy go nie zmieniły, zawsze był takim samym skromnym i zdyscyplinowanym Zbyszkiem, który osiem lat wcześniej stawiał pierwsze kroki w sporcie żużlowym w toruńskiej Gwardii.
Rodzina i działacze mieli ogromny problem ze sprowadzeniem zwłok bowiem chodziło o zapłatę za transport oraz władze Austriackie prowadziły badania nad dokładnym ustaleniem klinicznym przyczyn zgonu. Ostatecznie udało się odzyskać ciało, ale okoliczności przewozu ciała Zbigniewa Raniszewskiego do Polski były skandaliczne i wstrząsające. Trumnę wysłano wagonem towarowym i nagle ślad po niej zaginął. Rodzina po tygodniu odnalazła ją na bocznicy w Czechach i po kilku dniach ciało przyjechało do Torunia, do domu przy ul. Grudziądzkiej (słynna restauracja "U Ranichy"). Tam kibice mieli okazję pożegnania się z Raniszewskim, gdyż spoczywał w trumnie, w której umieszczono szybę i była możliwość spojrzenia po raz ostatni na wielkiego sportowca. Wszyscy byli w głębokim szoku, bowiem Austriackie służby tak przygotowały ciało zmarłego żużlowca, że nie było żadnego śladu po wypadku "Wyglądał, jakby był z wosku".
Spore zamieszanie było również z datą pogrzebu, którego organizatorem pogrzeby był PZM okręg w Bydgoszczy, który jak podawała prasa nie wiedzieć czemu najpierw nie podawał do publicznej wiadomości daty pogrzebu, a potem dwukrotnie przekładał datę pogrzebu, by ostatecznie ustalić ją na 2 maja 1956 roku o godzinie 17.00. Pogrzeb żużlowca był wielkim wydarzeniem, zgromadził tłumy. Kondukt pogrzebowy uformował się na ul. Kościuszki. Na czele spowity kirem szedł biało-czerwono-niebieski sztandar Zrzeszenia Sportowego Gwardia. Dalej delegacja i wieniec zarządu zrzeszenia, wieńce kół Gwardii z Torunia i Bydgoszczy wieńce WKKF, WRZZ zrzeszeń sportowych, delegacji PZM, Komendy MO w Bydgoszczy, a także wieniec sportowców z Austrii i Niemiec. Na samochodzie ciężarowym w powodzi kwiatów, zieleni i wieńców od rodziny, okryta sztandarem Gwardii spoczywała trumna ze zwłokami Zbigniewa Raniszewskiego. Po obu stronach w skórzanych żużlowych uniformach kroczyli zawodnicy bydgoskiej Gwardii. Za trumną podążała żona i najbliższa rodzina oraz nieprzebrane tłumy mieszkańców Torunia. Ostatnia droga wielkiego sportowca przebiegła trasą do kościoła Chrystusa Króla, a potem Grudziądzką, Szosą Chełmińską na cmentarz przy ul. Wybickiego. U zbiegu ulic Kościuszki i Grudziądzkiej głowy wszystkich zwróciły się w stronę domu żałoby, gdzie z okien mieszkania, żegnał ojca osiemnastomiesięczny synek. Trumnę na cmentarz wnieśli koledzy z toru, a nad grobem w obecności tłumów, zmarłego pożegnał przedstawiciel Zarządu Głównego PZM Marek Manczarski i wiceprzewodniczący Zarządu Wojewódzkiego ZS Gwardia ??? Grabelski.
W tygodniku Motor z 3 czerwca 1956 roku znaleźć można artykuł pt. "Zmowa milczenia" w którym gazeta domagała się powołania specjalnej komisji, która zbadałaby i wyjaśniła sprawę samego wypadku, jak i trwającego skandalicznie długo transportu zwłok zawodnika z Wiednia do Bydgoszczy. Niestety MS, GKKF, PZM, a nawet sama Gwardia Bydgoszcz milczała. Co prawda GKKF powołał trzyosobową komisję w skład której mieli wejść przedstawiciele GKKF, PZM i Gwardii, jednak komisja ta z różnych powodów miała trudności, aby się zebrać. Tak więc sprawa Raniszewskiego poszła w zapomnienie, chociaż GKKF wyznaczyła termin wyjaśnienia sprawy do dnia 5 maja 1956 roku.
Po latach sprawę Raniszewskiego wspomina Benon Frąckowski, nestor toruńskich przewodników: - Ze sprowadzeniem zwłok były kłopoty - chodziło o zapłatę za transport. Po kilku dniach uzgodniono tę kwestię i ciało przyjechało do Torunia, do domu przy ul. Grudziądzkiej (słynna restauracja U Ranichy). Tam kibice mieli okazję pożegnania się z Raniszewskim, gdyż spoczywał w trumnie, w której umieszczono szybę, co umożliwiło spojrzenie po raz ostatni na wielkiego sportowca. Ja też żegnałem Zbyszka i nigdy tego nie zapomnę. Pogrzeb żużlowca był wielkim wydarzeniem, zgromadził tłumy. Kondukt pogrzebowy przeszedł trasą do kościoła Chrystusa Króla, a potem Grudziądzką, Szosą Chełmińską na cmentarz przy ul. Wybickiego. Raniszewski był pierwszym żużlowcem, którym szczycił się Toruń. Rozpoczął karierę wraz z Alojzym Zakrzewskim na żużlowej bieżni starego boiska Pomorzanina przy ul. gen. Bema. Jeździł na NSU 600, a Zakrzewski - na Rudge, tylko częściowo przystosowanymi do uprawiania czarnego sportu. Dopiero kiedy obaj bronili barw Gwardii Bydgoszcz, siadali na profesjonalnych Jap-Martin.
Śmierć Zbigniewa Raniszewskiego przez
wiele lat była owiana tajemnicą.
Kibice, a zwłaszcza rodzina pamiętali o wiedeńskiej tragedii, choć
od tragedii minęło 55 lat podjęto działania, aby wyjaśnić okoliczności śmierci,
która wpisała się w annały nie tylko toruńskiej, ale też polskiej
historii żużlowej. Rodzina uruchomiła
stronę internetową, na której
informuje, o tym co udało się ustalić w sprawie wyjaśnienia okoliczności
śmierci, a czego niestety nie można zrobić z powodu
różnych przeszkód. Rodzina w swoich działaniach pozostaje sama czasem bezradnie
puka do osób i archiwów skupiających informacje o tym tragicznym wydarzeniu i niestety
nie może liczyć na szeroką pomoc klubów czy władz motorowych. Nikt nie che
udostępnić dokumentów związanych z
wypadkiem. Brak jest jakiejkolwiek informacji i próby kontaktu. Żaden list
polecony, a było ich kilka, nie doczekał się odpowiedzi. Nie pomaga wysyłanie
próśb e-mailem. Ciągle zero odpowiedzi ze strony PZMot., tak jakby zdarzenie nie
miało miejsca.
Z początkiem roku 2012, Rodzinie zawodnika udało się dotrzeć do filmu, na którym widać, jak zginął na torze w Austrii na torze. Rodzina nawiązała kontakt przez polską ambasadę w Wiedniu i dotarła do archiwów austriackiej kroniki filmowej. Niestety w Polsce w pierwszym momencie nikt nie był zainteresowany, aby pomóc w uzyskaniu dostępu do nagrania. Rodzina jednak nie zrezygnowała dotarła nie tylko do austriackiej gazety, w której zrobiono zdjęcia stadionu przed zawodami, ale też do całości nagrania.
Nie od dziś wiadomo, a zebrane materiały tylko to potwierdzają, że współcześni żużlowi włodarze nie dopuściłby ówczesnego wiedeńskiego obiektu nie tylko do rozgrywania zawodów, ale nawet jakichkolwiek treningów. Żużlowy owal był nietypowy, z obecnej perspektywy niemożliwy do rywalizacji. Nie miał żadnych band - nawet na łukach, gdzie kolizje są najbardziej prawdopodobne. Jedynym ograniczeniem dla pędzących zawodników były trybuny dla widzów. Co gorsze, w kilku miejscach - na torze! - były w nich luki i betonowe schody prowadzące prosto na widownię.
Ujawnienie filmu sprawiło, że uczestnicy zawodów zaczęli
mówić.
Włodzimierz Szwendrowski dla Gazety Wyborczej: "Całą sytuację widziałem z
parkingu, gdzie już było nerwowo po wcześniejszym upadku Andrzeja Krzesińskiego.
Doszło do kontaktu między Raniszewskim i przeciwnikiem jadącym przed nim.
Zbyszek po zetknięciu się z rywalem nie był w stanie zamknąć gazu. Odprostowało
go, przymusowo stracił rytm jazdy, a potem doszło do kolizji z Sidlo. Następnie
skulony Polak z całym impetem uderzył w betonowe schody. Obraz był wstrząsający.
O wszystkim decydowały ułamki sekund i skończyło się, tak jak się skończyło. Nie
było szans, aby się uchronić przed uderzeniem w beton, gdyż w tym miejscu nie
było żadnej bandy".
Florian Kapała wypowiedź z książki "Asy Żużlowych Torów": "Pamiętam
doskonale tamten wyścig. Przed jego rozpoczęciem Zbyszek poprosił, abyśmy
zamienili się torami. Zgodziłem się. Wystartowałem jako pierwszy i cały wypadek
zarejestrowałem kąta oka. Dojechałem jeszcze do następnego wirażu i zatrzymałem
się. Wiedziałem, że stało się coś strasznego. Do dziś nie mogę zrozumieć
dlaczego pochylił głowę i uderzył w beton, a nie próbował podnieść motocykla i
nim zamortyzować uderzenie. Może wtedy żyłby? Po tym wszystkim czułem się
okropnie". Z udostępnionych zeznań wynikało jednak zupełnie co innego.
Trener Polaków, Alfred Fredenheim, opisywał śledczym, że w miejscu zderzenia
były bele słomy prasowanej (jak wyżej napisano Polacy domagali się ułożenia
słomianych bali, ale tego nie zrobiono). Zeznanie Fredenheima zapisano "Na
optykę, jak oglądaliśmy tor w przeddzień wypadku, ta ułożona ilość bel słomy
wydawała się względnie wystarczająca". Ponadto by dopełnić kłamstwa jeden z
organizatorów dodał, że "po wypadku na torze miało znajdować się sporo słomy
porozrywanej po uderzeniu przez polskiego żużlowca".
Do dzisiaj nikt nie poniósł odpowiedzialności za śmierć Raniszewskiego.
Do rodziny nigdy też nie dotarły pieniądze z polisy ubezpieczeniowej. Zajmujący
się tą sprawą prezydent Leszna Łukasz Borowiak miał zresztą dziwne telefony z
zastrzeżonych numerów. Namawiano go, by odpuścił zajmowanie się tym tematem.
Po tragicznej śmierci Zbigniewa Raniszewskiego, w latach 1957-75 z przerwą w roku 1764 oraz w roku 1984 na torze w Bydgoszczy rozgrywano zawody memoriałowe poświęcone pamięci zawodnika Gwardii Toruń, a później Gwardii Bydgoszcz. Zwycięzców Memoriału Zbigniewa Raniszewskiego w latach 1957-59 wyłaniano przy okazji rozgrywanego w Bydgoszczy Criterium Asów, a zwycięzcami byli zawodnicy którzy uzyskiwali najlepsze czasy dnia podczas Kryterium. Od 1960 rozgrywano osobne turnieje poświecone pamięci zawodnika, z wyjątkiem roku 1984 gdy zwycięzcę wyłoniono w trzech biegach dodatkowych po czwórmeczu kadry narodowej. W kolejnych latach zaprzestano upamiętniania turniejem żużlowym pamięci popularnego "Ranichy".
Zdobywcami czołowych lokat w Memoriale Zbigniewa Raniszewskiego byli:
Rok |
Tryumfatorzy Memoriału |
Klub |
Norbert Świtała |
Polonia Bydgoszcz |
|
Mieczysław Połkard |
Polonia Bydgoszcz |
|
Stanisław Tkocz |
Górnik Rybnik |
|
Edward Kupczyński |
Polonia Bydgoszcz |
|
Joachim Maj |
Górnik Rybnik |
|
Mieczysław Połkard |
Polonia Bydgoszcz |
|
Andrzej Pogorzelisk |
Stal
Gorzów |
|
1964 |
Memoriału nie rozgrywano |
|
Bengt Jansson |
Szwecja |
|
Marian
Rose |
Stal Toruń |
|
Henryk Gluecklich |
Polonia Bydgoszcz |
|
Henryk
Gluecklich |
Polonia Bydgoszcz |
|
Walery
Gordiejew |
ZSRR |
|
Walery Gordiejew |
ZSRR |
|
Henryk
Gluecklich |
Polonia Bydgoszcz |
|
Henryk
Gluecklich |
Polonia Bydgoszcz |
|
Henryk Gluecklich |
Polonia Bydgoszcz |
|
Henryk Gluecklich |
Polonia Bydgoszcz |
|
Jiri Stancl |
CSRS |
|
1976-1983 |
Memoriału nie rozgrywano |
|
Roman Jankowski |
Unia Leszno |
P
odziękowania dla Andrzeja KorzybskiegoPodziękowania dla
Oliwi Raniszewskiej
wnuczki Zbigniewa Raniszewskiego
oraz Wiesława Ruhnke
za udostępnienie zdjęć