ANDERSEN Hans Noergaard
Dania Serwis Polski www.Hans-Andersen.pl Serwis Duński www.Hans-Andersen.com


Urodzony 3 listopada 1980 w Odense w Dania. W trakcie sezonu najczęściej przebywa w angielskim Peterborough.
Wzorem sportowca dla Duńczyka jest Michael Jordan, wśród aktorów ceni Meg Ryan i Jima Carreya

Swoją karierę rozpoczął startując na minitorach w wieku zaledwie dziewięciu lat. W 1995 roku został indywidualnym mistrzem Danii w tej odmianie sportu żużlowego (przeznaczonej dla zawodników do 16 roku życia). Rok później został mistrzem Danii juniorów w żużlu na torach klasycznych.
Do Polski trafił w 1999 roku, kiedy to znalazł zatrudnienie w Starcie Gniezno, po roku zmienia klub i trafia do wówczas drugoligowego Opola. Jednak opolski klimat również nie zachwycił Duńczyka i w roku 2001 reprezentuje już barwy gorzowskie. Niestety po nieudanym sezonie na rok znika z polskich torów żużlowych by pojawić się ponownie w roku 2003 w TŻ-cie Lublin.

Jak się później miało okazać rok 2003 był przełomowy w karierze zawodnika, bowiem po raz pierwszy wystartował w cyklu Grand Prix, niestety zajął dopiero siedemnaste miejsce. Odległa lokata nie podłamała duńskiego zawodnika i w następnym roku po otrzymaniu dzikiej karty na występy w cyklu, niespodziewanie stanął na podium GP Słowenii w Krsko oraz wygrał GP Skandynawii w Goeteborgu, wygrywając m.in. z późniejszym mistrzem świata Jasonem Crumpem. Ostatecznie w całym cyklu zajął 9 miejsce, z jednym punktem straty do ósemki zawodników premiowanych awansem do przyszłorocznego cyklu. W tym samym roku zdobył również brązowy medal indywidualnych mistrzostw Europy.

Niewielka strata do czołówki najlepszych żużlowców na świecie spowodowała, że Andersen w roku 2005 ponownie został obdarzony zaufaniem organizatorów cyklu GP, jednak nie powtórzył swoich sukcesów z roku poprzedniego, zajął bowiem 12 miejsce, notując pechowe występy w Cardiff, gdzie jadąc w finale na drugiej pozycji wpadł w koleinę, czy w Bydgoszczy, gdzie dwa razy w jednym wyścigu zanotował upadek na pierwszym łuku.
Odległa lokata w rywalizacji o koronę mistrza świata spowodowała, że w roku 2006 Duńczyk nie startował w cyklu Grand Prix jako stały uczestnik. Otrzymał jednak "dziką kartę" na występ w GP Danii. Zawody te wygrał, powtarzając wyczyn Marka Lorama z 1999 i Martina Dugarda z 2000, stając się trzecim zawodnikiem, który wygrał turniej Grand Prix nie będąc stałym uczestnikiem cyklu. W kolejnych rundach los nadal sprzyjał zawodnikowi z półwyspu Jutlandzkiego. Oto bowiem nieoczekiwanie, po ogłoszeniu - w trakcie sezonu - zakończenia kariery przez Tony Rickardssona, Andersen (jako pierwszy rezerwowy) wystartował także w GP Włoch, gdzie zajął trzecią lokatę. Po dwóch udanych turniejach otrzymał ponownie dziką kartę na GP Skandynawii, gdzie ostatecznie zajął drugie miejsce. Jednak uwielbienie - dla jak go okrzyknięto następcy Hansa Nielsena - przyszło po turnieju w Czechach kiedy to Andersen ponownie stanął na najwyższym stopniu podium. W tym momencie zawodnik stał się bohaterem cyklu, gdyż po ośmiu turniejach, startując jedynie w czterech zajmował miejsce premiowane awansem do startów w GP w roku 2007. Ostatecznie Andersen biorąc udział w sześciu (na dziesięć) turniejach z cyklu Grand Prix, zakończył sezon jako szósty zawodnik Świata. Hans nie zamierzał jednak czekać na rozstrzygnięcia w GP w roku 2006 i równolegle ze startami w cyklu ścigał się w eliminacjach, które ukończył na trzecim miejscu premiowanym awansem do cyklu w roku 2007. Warto dodać, że finałowe zawody eliminacji GP 2007 wygrał wówczas Wiesław Jaguś.
Po tak udanym roku, obfitującym w sukcesy, wśród znawców speedwaya Andersen dostał miano nieoficjalnego "wicemistrza świata" sezonu 2006, bowiem obok wyśmienitych występów w GP został także Drużynowym Mistrzem Polski, Mistrzem Elite League z Peterborough Panthers i brązowym medalistą Drużynowych Mistrzostw Szwecji z Luxo Stars. Szacunek wzbudza również fakt, że jego średnia biegopunktowa w żadnej lidze nie spadła poniżej 2,4 punktu na wyścig, co pozwoliło zawodnikowi w Polsce, a także w Szwecji i Anglii uplasować się w czołowej piątce zawodników ligi.

Po wywalczeniu "podwójnego" awansu do GP w roku 2007 Andersen zajął 5 miejsce, choć początek cyklu wskazywał, że strefa medalowa jest w zasięgu Duńczyka. To co udało się Hansowi zdobyć w GP w roku 2007 zawodnik powtórzył w roku 2008, jednak jego jazda była już bardziej pewna wskazywała że w kolejnych latach zawodnik powalczy o wyższe lokaty. Niestety kolejna walka o mistrzostwo świata, podobnie zresztą jak i rozgrywki logowe w których startował Duńczyk były sportową porażką. Ostatecznie zawodnik wypadł z grona stałych uczestników cyklu. Jednak organizatorzy znając sportową wartość Andersena postanowili dać mu po raz trzeci szanse i na rok 2010 przyznali mu ponownie stałą dziką kartę.

Powróćmy jednak do występów ligowych Duńczyka na polskich torach. Pomimo tego, że Andersen w roku 2004 uzyskał wyniki najlepsze w dotychczasowej karierze, nie znalazł uznania w oczach polskich działaczy żużlowych i nie pojawił się w żadnych zawodach ligowych nad Wisłą. Jednak osiągnięcia żużlowca docenili działacze ze śląska i w roku 2005, Andersen podpisał kontrakt we Wrocławiu, którego barw bronił nieprzerwanie do roku 2007. Trzeba jednak przyznać, że w pierwszym roku startów działacze wrocławscy mieli niemały problem do rozwiązania. Hans spisywał się przeciętnie, ale ówczesny trener ślązaków Marek Cieślak zdał się na swoją trenerską intuicję i zaufał Duńczykowi, który w kolejnych dwóch sezonach był podstawowym zawodnikiem w składzie wrocławskiego teamu, wydatnie przyczyniając się do zdobycia Drużynowego Mistrzostwa Polski przez WTS.
W roku 2008 zawodnik trafił do grodu Kopernika i już w pierwszym sezonie startów wywalczył złoty medal DMP. Jednak podobnie jak na Śląsku zawodnik rewelacyjne występy przeplatał bardzo słabymi. I reguła ta dotyczyła głownie meczów rozgrywanych na torze w Toruniu. Jednak w końcowym rozliczeniu zawodnik został oceniony pozytywnie i po zakończonym sezonie rozpoczęły się negocjacje odnośnie angażu na kolejne sezony. Niestety finansowe żądania zawodnika znacznie wzrosły, a dotyczyły głównie tzw. "ryczałtu" za starty, jednak toruński  klub nie zamierzał płacić za pracę której efekty były nieznane. Dlatego rozmowy kontraktowe zostały zerwane i zawodnik trafił do Gdańska. Start w szeregach beniaminka okazał się startem nie najwyższych lotów, a jednocześnie wynagrodzenie jakiego żądał zawodnik pozostawiał wiele do życzenia mimo zapisów w kontrakcie i po rocznej banicji Hans powrócił rozmów z Unibaxem Toruń.
Duńczyk pozyskany przed sezonem miał zastąpić Kościechę i być wzmocnieniem zespołu. I tak pewnie by się stało. Jednak na skutek spadku formy u Jagusia, Miedzińskiego i Holdera postawa Andersena często decydowała o przechyleniu szali zwycięstwa na korzyść Unibaxu. Niestety sportowa forma raczej kwalifikowała duńskiego uczestnika GP w grupie ligowych średniaków.
Na arenie międzynarodowej Andersen również nie zachwycał, przeplatając dobre występy słabymi z przewagą występów przeciętnych. W rywalizacji o światowy championat "Ando" podobnie jak w polskiej lidze nic nie zwojował i odpadł z rywalizacji o koronę najlepszego na świecie.
Mimo przeciętnego sezonu Duńczyk przy odpowiednim przygotowaniu sprzętowym, logistycznym i kondycyjnym nadal mógł być wartościowym ogniwem zespołu. I na tę wartość liczyli w Gorzowie. Niestety zawodnik zawiódł, gdy w dziesięciu spotkaniach zdobył zaledwie 26 pkt., dlatego przed sezonem AD 2012 Andersen postanowił poszukać szczęścia w niższej lidze i trafił do Grudziądza i podpisali kontrakt z zawodnikiem licząc na to, że wprowadzi GTŻ na żużlowe salony. Sztuka awansu niemal się udała, a zawodnik choć nieco poprawił swój ligowy wizerunek to jednak przeplatał występy dobre bardzo słabymi.
W roku 2012 Hans miał sporo szczęścia, bowiem z uwagi na zmianę przepisów w polskiej lidze, w myśl których ligowym spotkaniu mógł występować tylko jeden zawodnik z cyklu GP, wielu zawodników zrezygnowało z walki o mistrzowski tytuł na rzecz pieniędzy jakie można było zarobić w polskiej lidze. W tej sytuacji żużlowe władze zaprosiły do cyklu zawodników stanowiących na świecie "drugą linię żużlową". Wśród tych riderów znalazł się właśnie Andersen, który mimo usilnych starań nie zawojował światowych żużlowych salonów, tak jak czynił to kilka lat wcześniej. Zawodnik nie jednak zwojował zbyt wiele i w kolejnym roku wypadł z żużlowej elity. W zamian podjął wyzwanie walki w cyklu turniejów o Indywidualne Mistrzostwo Europy oraz w polskiej ekstralidze, zasilając Polonię Bydgoszcz. O ile starty na europejskiej arenie Hans przypieczętował miejscem tuż za podium, o tyle w nie uchronił Polonii Bydgoszcz przed spadkiem do pierwszej ligi. Pozostał jednak z Gryfami na kolejny rok, jednak klub znad Brdy borykał się z problemami organizacyjno-finanowymi
W sezonie 2015 zmienił otoczenie zasilając łódzkiego Orła. Nowy zespół tchnął nowe sportowe życie w "Ugly Duck" i ze średnią 2,354 pkt/bieg zajął drugie miejsce wśród najskuteczniejszych jeźdźców zaplecza ekstraligi. Ponadto zawodnik wystartował w cyklu turniejów o indywidualne mistrzostwo europy, ale wśród najlepszych żużlowych europejczyków nie zawojował Starego Kontynentu i z 26 pkt. zajął w ostatecznej klasyfikacji 9 miejsce. Nie przeszkodziło to jednak w obdarzeniu przez niezwykle bezpośredniego prezesa Witolda Skrzydlewskiego kredytem zaufania na rok 2016 i Hans ponownie podpisał kontrakt z Orłami. Żeby jednak trzymać kontakt ze światową czołówką zawodnik podpisał również kontrakty w Szwecji - Lejonen Gislaved, Danii - Munkebo Speedway Club oraz Wielkiej Brytanii - Poole Pirates. Deklarował również chęć awans do cyklu Indywidualnych Mistrzostw Europy i walkę o stałe uczestnictwo w cyklu Grad Prix i licznych turniejach towarzyskich. Duża liczba starów sprzyjała Duńczykowi, bowiem prezentował się wybornie w swoich zespołach. W Nice Polskiej Liga Żużlowej Hans Andersen sezon zakończył ze średnią biegopunktową 2,200. Był czwartym najskuteczniejszym żużlowcem na zapleczu Ekstraligi i drugim w barwach Orła. Lepszy wynik w łódzkim zespole wykręcił od niego tylko Robert Miśkowiak. Zapewne średnia ta byłaby jeszcze wyższa gdyby nie dzień 29 sierpnia, w którym to podczas meczu Elite League pomiędzy Leicester Lions a Poole Pirates (52:38) w szóstym wyścigu w Duńczyka uderzył Max Fricke. W wyniku tego zdarzenia doszło do złamania kości śródręcza u Andersena i konieczna była operacja i miesięczna przerwa w startach. Zawodnik powrócił na ostatni rewanżowy mecz play-off w którym łodzianie walczyli z Lokomotivem Daugavpils o ekstraligowy awans. Dla Duńczyka był to pierwszy mecz po kontuzji ręki. W konfrontacji z Łotyszami były uczestnik cyklu Grand Prix robił, co mógł, ale zdobył zaledwie trzy punkty. Orzeł wygrał mecz 46:44, ale w dwumeczu lepsi okazali się żużlowcy Lokomotivu. Z występów w lidze polskiej mógł być jednak zadowolony. Nieco gorzej było w zawodach indywidualnych. Z powodu kontuzji zabrakło go w finale Grand Prix Challenge, a także musiał pauzować w ostatniej rundzie mistrzostw Europy przez co nie mógł poprawić swojej ubiegłorocznej pozycji wśród zawodników starego kontynentu.
Nikogo zatem nie zdziwiło, gdy tuż po skończonym sezonie jeździec z kraju Hamleta, jako jeden z pierwszych zadeklarował chęć pozostania w zespole na kolejny rok, komplementując współpracę z Witoldem Skrzydlewskim: "Najpierw trzeba zakończyć sezon, by myśleć o kolejnym. Jednak muszę powiedzieć, że jestem zadowolony z jazdy w Łodzi. To mój drugi sezon spędzony w Orle. Jestem tutaj szczęśliwy. Wszyscy są przyjaźnie nastawieni, panuje tu miła atmosfera. Mamy niesamowitych kibiców. I szefa który dba o wszystko. To dobry człowiek. Jest twardym biznesmenem, jak wielu ludzi w tym środowisku. Jego największą zaletą jest dotrzymywanie słowa. Jeśli coś powie, to tak jest. To mi najbardziej odpowiada. Przekonałem się o tym już w poprzednim sezonie. Nigdy nie złamał żadnej obietnicy. Tak samo było w tym roku. To jeden z głównych powodów, że chcę być nadal w Łodzi".

W sezonie 2017 "brzydkie kaczątko" ponownie przywdziewa "orle skrzydła". Były czołowy zawodnik cyklu Grand Prix, w którym swego czasu potrafił wygrywać pojedyncze rundy na zapleczu ekstraligi ponownie pokazał niezłą skuteczność i był pewnym punktem Orła Łódź, z którym w obecnym sezonie rzutem na taśmę awansował do najlepszej czwórki. Było widać, że na dobre zadomowił się w klubie zarządzanym przez wymagającego i bezkompromisowego Witolda Skrzydlewskiego. Na wizerunku zawodnika zaczęły pojawiać się jednak rysy. Najpierw spóźnił się na ważny mecz swojego zespołu z Unią Tarnów. Później miał udowodnić swoją klasę w międzynarodowych indywidualnych mistrzostwach pierwszej ligi, ale na zawody nie przyjechał twierdząc, że nie dotarło do niego powołanie na zawody oraz wymagane dokumenty. Za swoją absencję w turnieju, przeprosił łódzkich kibiców:
"Chcę szczerze przeprosić kibiców za moją nieobecność w Pile, ale ten problem powstał nie z mojej winy.
Zostałem poinformowany w sobotę, że nikt nie będzie reprezentować Orła Łódź w zawodach w Pile. Klub miał przekazać moją licencję oraz książeczkę zdrowotną mojemu mechanikowi. Okazało się jednak, że ich nie dostałem i nie miałem jakiegokolwiek dokumentu, potrzebnego do ścigania.
Przekazałem, że nie mam dokumentów i nie mogę jechać w Pile. Poinformowałem klub z Łodzi o 3 nad ranem w niedzielę, że nie jadę do Piły, bo i tak nie mógłbym się ścigać.
Miałem przyjemność startować w Pucharze Nice 1. Ligi Żużlowej przed rokiem i była to dla mnie niezwykła przyjemność. Dlatego też nie było dla mnie problemem, że byłem na liście startowej tegorocznego turnieju w Pile.
Mam nadzieję, że moje słowa wyjaśniają, dlaczego nie pojawiłem się na zawodach.
Hans Andersen"
Mimo przeprosin wizerunkowy problem pozostał i decydenci pierwszej ligi żużlowej postanowili zgodnie z regulaminem ukarać Andersena. Zawodnik ni zamierzał jednak kary płacić i odwoływał się do Trybunału związku żużlowego, a to oznaczało, że do czasu decyzji lub zapłacenia zasądzonej kwoty, w roku 2018 mogło zabraknąć Hansa w polskiej lidze i wielu fanów Andersena zadawało sobie pytanie co uczyni niemłody już zawodnik. Hans zdawał sobie jednak sprawę z konsekwencji jakie mu groziły i zwrócił się z prośbą o prolongatę terminu w którym miał uiścić karę. Jednak z drugiej strony nonszalancko podchodził do swojego odwołania nie stawiając się na postępowanie dyscyplinarne, twierdząc że termin mu nie odpowiada. Nie ustanowił też swojego pełnomocnika, ale nadal chciał się bronić i udowadniać swoją niewinność. Ostatecznie zawodnik zgodnie z regulaminem uiścił regulaminową karę i w całym zamieszaniu zupełnie niezrozumiałe było jego podejście do całej sprawy.
Nie przeszkodziło mu to skutecznie rywalizować w pierwszej lidze i w sezonie 2018 i przywdziewając ponownie plastron z "Orłem" i cieszył swoją jazdą łódzkich kibiców. Niestety mimo dobrej jazdy Duńczyka (średnia biegowa 2,000 pkt/bieg i 17 pozycja w lidze) jego drużyna borykała się do połowy sezonu z brakiem własnego stadionu i zapewne było to sporą przeszkodą, aby wywalczyć awans do play-pff i o awans do ekstraligi, drużyna musiała powalczyć w kolejnym roku. Właściciel i główny sponsor Orła - Witold Skrzydlewski, widział w tej walce Andersena, dlatego "Ugly Duck" w sezonie 2019 ponownie znalazł się w kadrze drużyny z Łodzi.
Duńczyk pojechał tylko w pięciu meczach, w których wykręcił średnią bieg. 1,476. Zdobywał kolejno: 6+1, 5+1, 5+2, 10 i 1 punkt. Z wyjątkiem jednego spotkania nie mógł być więc zadowolony z wyników. Niestety kontuzje skutecznie wytrąciły trzydziestodziewięciolatka z rytmu startowego, osłabiły siłę rażenia drużyny, która musiała walczyć w barażach o utrzymanie statusu pierwszoligowca. Pech Duńczyka rozpoczął się w czerwcu kiedy podczas meczu duńskiej Metal Speedway League pomiędzy Region Varde Elitesport a GSK Liga, gdzie na trudnym torze już w pierwszym wyścigu doszło do groźnego upadku Hansa Andersena i Michaela Jepsena Jensena. Po tym zdarzeniu na torze żużlowiec Orła Łódź opuścił tor w karetce, a po meczu w szpitalu lekarze stwierdzili uraz prawej łopatki. Gdy zawodnik wyleczył uraz, doznał kolejnego tym razem na torach angielskich, w meczu pomiędzy Peterborough Panthers - Ipswich Witches. Reprezentant gospodarzy w dziesiątej odsłonie dnia zaliczył groźny upadek, a oprócz Duńczyka, z nawierzchnią toru zapoznał się też Cameron Heeps. Za winnego kolizji uznano Andersena. Duński żużlowiec stracił po niej przytomność i został przewieziony do szpitala i pozostał pod opieką neurochirurgów, którzy badali go tomografem. Wstępne badania nie wykazały wewnętrznych uszkodzeń miednicy i nadgarstka na ból którego narzekał zawodnik, ale problemem okazał się głowa. Te wszystkie kraksy z udziałem zawodnika wpłynęły na jego kolejne starty, a po meczu w Ostrowie przegranym 39:51, gdzie dotychczasowy lider Orła zdobył tylko 1 punkt na swoim fanpagu wyraził swoją niemoc i przepraszając za swój występ żegnał się z łódzkimi kibicami pisząc: "Chcę podziękować Orłowi za pięć ostatnich sezonów, z czego cztery były pełne frajdy, a ostatni był koszmarem pełnym kontuzji. Chcę też przeprosić za mecz w Ostrowie i podkreślić, że moja głowa nadal nie jest w 100 proc. zdrowa. To był trudny sezon. Razem z niedzielnym meczem wystąpiłem jedynie w pięciu meczach tego sezonu. Dwa z nich wygraliśmy, trzy przegraliśmy. To nie jest satysfakcjonujący rezultat. Jednak nadal będę pracować, by być odpowiednio przygotowanym. Mam nadzieję, że fani będą pamiętać te moje dobre momenty.
Po sezonie wydawało się, że Andersen zmieni barwy klubowe. Zwłaszcza, że Witold Skrzydlewski planował zakontraktować tylko sześciu seniorów. Ostatecznie jednak umowa z nim została przedłużona, a Duńczyk w wywiadzie dla "Speedway Star" wyznał co było powodem regresu formy i jak przygotowuje się do kolejnego sezonu: "
Mogę śmiało przyznać, że 2019 rok był moim najgorszym w życiu. Nie mówię tylko o żużlu, ale ogólnie. Zaczął się od śmierci mojego ukochanego taty, który wprowadził mnie do żużla i wszystkiego nauczył. Potem umarł jeden z moich sponsorów w Polsce (właściciel firmy Gloss), z którym spędziłem na rozmowach wiele godzin i z którym byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Jakby tego było mało, po chwili dowiedziałem się, że walkę z rakiem przegrał także bliski kolega mojego taty, który towarzyszył mi od dziecka i bardzo mi pomagał. Potem wydarzył się wypadek w Peterborough. Uderzyłem tak mocno głową o tor, że początkowo nie wiedziałem nawet jaki jest dzień, to zdarzyło się raptem trzy tygodnie od powrotu na tor po poważnej kontuzji ramienia. W tym samym czasie otrzymałem informację, że w bardzo poważnym stanie do szpitala trafił inny z moich sponsorów, z którym utrzymywałem relacje od 18 lat i z którym też byłem bardzo zżyty. Zdążyłem odwiedzić Joannę Tomlin (Meridian Lifts) w szpitalu, a po tygodniu dowiedziałem się o jej śmierci. Wiem, że w życiu trzeba się godzić ze śmiercią, ale inaczej się ją przyjmuje, jeśli chodzi o osoby, które znamy bardzo dobrze od wielu lat i jesteśmy w stałym kontakcie. Straciłem kompletnie zainteresowanie żużlem. Stwierdziłem jednak, że rezygnacja ze ścigania byłaby nie fair wobec wszystkich, z którymi podpisałem umowę. Udało się dokończyć sezon, a bardzo pomogli mi w tym inni ludzie, z którymi rozmawiałem i którym mogłem się wypłakać. Ostatecznie jednak, gdy obudziłem się 1 stycznia i zorientowałem się, że właśnie zaczął się kolejny rok, po prostu odetchnąłem z ulgą.
Teraz
moim głównym celem na rok 2020 jest ściganie się przez cały sezon na najwyższym poziomie. Ważne, aby ominęły mnie kontuzję i wtedy na pewno będzie wszystko ok. W przerwie zimowej dużo trenuję, chodzę na siłownię i basen, dużo biegam. Jazda wciąż sprawia mi wiele radości i satysfakcji. Po tych tegorocznych problemach, jestem przekonany, że może być tylko lepiej. To sport z prostymi zasadami i dużą dawką adrenaliny podczas wyścigów. Oglądam wiele sportów motorowch, uwielbiam AMA Supercross. Żużel jest ważny, ale najważniejsza jest rodzina. Mam w niej bardzo duże wsparcie, szczególnie w dzieciach. Zaraziłem ich miłością do sportu i uprawiają gimnastykę oraz piłkę nożną. W towarzystwie najbliższych najlepiej się relaksuję. Spędzam w trasie bardzo wiele czasu i kiedy mam możliwość być z żoną i dziećmi, to dla mnie idealny odpoczynek po ciężkim sezonie. Obserwuję jak dorastają i zmieniają się moi synowie. Marzę, aby zrealizowali swoje plany i mogą liczyć w każdej sytuacji na moje wsparcie".

Niestety sezon 2020 dla Hansa, był równie ciężki jak rok 2019, bo podobnie jak dla wielu zawodników stanął pod znakiem zapytania. Powodem była pandemia wirusa Covid-19 powszechnie nazwanego koronawirusem, który na całym świecie zbierał śmiertelne żniwa. O tym jak poważna była sytuacja niech świadczy orędzie Premiera Mateusza Morawieckiego i wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, który zaczął obowiązywać w nocy 14 na 15 marca i miał obowiązywać przez 10 dni, ale tak naprawdę obowiązywał do odwołania. Konsekwencją powyższej decyzji był komunikat, Głównej Komisji Sportu Żużlowego w którym poinformowano o zakazie organizacji zawodów treningowych (sparingów) oraz przeprowadzania zorganizowanych treningów na torach żużlowych początkowo do dnia 1 kwietnia 2020 r., a finalnie do odwołania. W tej sytuacji cały żużel zatrzymał się na 13 długich tygodni. W międzyczasie doszło do wielu nowych ustaleń regulaminowych, renegocjacji kontraktów. Ostatecznie sezon wystartował, a Hans nie mógł odnaleźć się w lidze polskiej. Wystąpił w tylko w 3 meczach swojej drużyny, 14 biegach, w których zdobył 22 pkt z bonusami i ze średnią 1,571pkt/bieg nie został sklasyfikowany na liście zawodników pierwszej ligi. To było za mało dla łódzkich Orłów, które mierzły znacznie wyżej niż tylko jazda w pierwszej lidze i mimo dużej sympatii do Duńczyka, szef łódzkiego żużla Witold Skrzydlewski i trener Adam Skórnicki, dali szybko dali do zrozumienia "Ugly Duck", że ich drużyna potrzebuje bardziej skutecznych jeźdźców i nie będzie dla niego miejsca w drużynie. Hans szybko rozpoznał potencjał ligowy drużyn startujących w lidze polskiej i uznał, że na odbudowanie formy najlepszym rozwiązaniem będą starty w drugiej lidze. Tym samym w siódmym dniu okienka transferowego porozumiał się z pierwszoligowym spadkowiczem i po sześciu latach, po raz trzynasty zmienił klub w lidze polskiej zostając zawodnikiem Lokomotivu Daugavpils. Seon nie ułożył się po myśli Hansa. 27 pkt w 23 biegach i średnia 1,391 pkt/bieg nie mogła zadowolić zawodnika, który jeszcze nie tak dawno ścigał się na równi z uczestnikami GP. Dlatego po sezonie eksperci zgodnie twierdzili, że zgasł jego potencjał. Widzieli to również kibice jak i klubowi prezesi w Polsce, dlatego Duńczyk nie znalazł zatrudnienia na sezon 2022. A doświadczenie Andersena przydałoby się w niejednym polskim klubie, a szczególnie w drugiej lidze. Niestety zabrakło chętnych na jego usługi i sezon 2022 ścigał się tylko w Danii oraz w Wielkiej Brytanii. Radził sobie nieźle, a to spowodowało, że na sezon 2023 trafił do Rawicza, gdzie liczono na  jego spore doświadczenie. Niestety problemy rawiczan sprawiły, że zawodnik wystąpił tylko w 4 meczach, zaliczając 19 biegów w których zdobył 24 pkt i 1 bonus, co dało średnią na poziomie 1,316 pkt/bieg. Ten przeciętny, żeby nie napisać słaby wynik sprawił, że po sezonie Duńczyk nie otrzymał oferty z żadnego polskiego klubu i był to po raz kolejny wyraźny sygnał, że kariera zawodnika chyliła się ku końcowi.

Czy ponowne zainteresowania żużlowymi usługami Hansa sprawią, że wróci do dawnej skuteczności?
Z odpowiedzią na te pytania należy poczekać przynajmniej do kolejnego okienka transferowego w sezonie 2024.

W dotychczasowej karierze obok startów w trzech najważniejszych ligach żużlowych i Grand Prix, Andersen startował i zdobywał medale w rozgrywkach duńskich, ale również w IMŚJ czy mistrzostwach Europy. W DPŚ stanowił o sile duńskiej reprezentacji, która od 2002 roku nieprzerwanie zdobywa medale w tej odmianie żużlowej rywalizacji ze złotem w 2006 i 2008 roku włącznie.

Od początku kariery Andersen wypracował sobie oryginalną technikę jazdy, z wysoko podniesionymi do góry łokciami, stąd jego pseudonim "Ugly Duck" (ang. brzydkie kaczątko).

Poza Polską, Andersen reprezentowały m.in. kluby w lidze
   
Peterborough Panthers, Ipswich Witches, Coventry Bees, Poole Pirates
        Dackarna Malilla, Lejonen Gislaved
           Fjelsted, Munkebo, Vojens, Slangerup

Osiągnięcia

DMP

2006/1; 2007/3; 2008/1; 2010/3; 2012/10
IMŚ GP 2003/17; 2004/9; 2005/12; 2006/6 (rez); 2007/5; 2008/5, 2009/10; 2010/12; 2012/10
IMŚJ 1999/4; 2000/R
DPŚ 2002/2; 2003/3; 2004/3; 2005/3; 2006/1; 2007/2; 2008/1; 2010/2
IME 2004/3; 2013/4; 2015/9; 2016/11
IMEJ 1998/3; 1999/5
KPE 2006 (rep. klub z Tarnowa)/1

Kluby w lidze polskiej
bez klubu w Polsce
1999 2000 2001 2003 2005-
-2007
2008 2009 2010 2011 2012 2013-
-2014
2015-
-2020
2021 2022 2023

Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon mecze biegi punkty bonusy Średnia
biegowa
Miejsce w
ligowym rankingu
2008 20 98 180 19 2,000 13
2010 18 85 124 20 1,694 24

Zdjęcie zostało nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt