2022-08-28 runda play-off ćwierćfinał
Moje Bermudy Stal Gorzów - for Nature Solution Apator Toruń
   
Nr
Start
NAZWISKO I IMIĘ
ZAWODNIKA

B          I          E          G          I

PKT
IND
BON C
Z
A
S
1 2 3 4 5 6 7 8p 9 10 11 12 13 14 15
klub Goście 1 4 5 8 11 14 18 21 25 27 30 33 35 38 39    
1 Holder Jack 0     2   1'     3   2     3 0 11 1 60,11
2 Przedpełski Paweł     1     2   1 1     RT   0   5   60,81
3 Dudek Patryk 1       1'     2     1'   0 RT   5 2 59,10
4 zastępstwo zawodnika
z Rosji
      ZZ ZZ     ZZ     ZZ         -   60,56
5 Lambert Robert     0   2   3     2   3 2   1 13   59,85
6 Lewandowski Krzysztof   1'   1'     1     0           3 2 60,18
7R Zieliński Denis   2         RT         0       2   60,33
8R Affelt Mateusz                               -   60,32
klub Gospodarze 5 8 13 16 19 22 24 27 29 33 36 39 43 46 51     60,74
9 Woźniak Szymon 2'       0   2   2   0     2   8 1 60,39
10 Hansen Patrick       0     0   RZ       RZ RZ   0   60,77
11 Vaculik Martin 3   2'   3         3   2     2' 15 2 60,76
12 Thomsen Anders     ZZ   ZZ         ZZ ZZ         -   60,74
13 Zmarzlik Bartosz     3     3   3     3   3   3 18   61,42
14 Paluch Oskar   3   3       u4|w               6   60,89
15R Bartkowiak Mateusz   0       0           1'       1 1  
16R Jasiński Wiktor                 0 1     1 1   3 1  
Wariant Tor 1 Sędzia

Paweł Słupski

T - Taśma     DS - Def Start      P - Powtórka Biegu      SU - Spowodował U      d - Defekt      w - Wykluczenie      SS - Świeca Start      U - Upadek      ( ' ) - pkt bonusowy
F - Falstart      cz - limit czasu 2 min     K  - Kontuzja     ! -  Ostrzeżenie     RZ - Rezerwa Zwykła      RT - Rezerwa Taktyczna     ZZ -  Zastępstwo Zawodnika
żółta kartka      czerwona kartka
Goście
Kask Ż / B
Nr: 1-7
A
B
B
A
B
A
A
B
B
A
A
B
B
A
D
C
C
D
C
D
D
C
C
D
B
A
A
B
B
A
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru
C
D
D
C
D
C
C
D
D
C
C
D
D
C
B
A
A
B
A
B
B
A
A
B
D
C
C
D
D
C
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru
Gospodarze
Kask C / N
Nr: 9-1
5
B
A
C
D
A
B
D
C
C
D
D
C
A
B
A
B
D
C
B
A
C
D
D
C
C
D
B
A
A
B
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru
D
C
A
B
C
D
B
A
A
B
B
A
C
D
C
D
B
A
D
C
A
B
B
A
A
B
D
C
C
D
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru

Wielu sądziło, że torunianie rozstrzygną kwestię awansu do półfinału play-off przed własną publicznością. Jednak dość niespodziewanie miały jednak ogromne problemy z osłabioną Stalą, pokonując ją tylko 46:44. W tej sytuacji Anioły na rewanżowe spotkanie w ćwierćfinale play-off jechały mocno podrażnione, bo przewaga wypracowania na własnym torze mimo osłabienia rywala nie pozwalała spokojnie myśleć o kolejnej fazie rozgrywek. Ostatni mecz na Jancarzu ekipa Roberta Sawiny mogła zaliczyć do bardzo udanych, bowiem torunianie do ostatniego wyścigu mieli szanse na wywiezienie z trudnego terenu punktów meczowych. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 47:43 i można mówić tu o sporym niedosycie, gdyż przez ostatnią gonitwą na tablicy widniał wynik 42:42. Warto zwrócić jednak uwagę na to, że to właśnie Apator przez znaczą część meczu kontrolował wynik. Na taki sukces złożyła się wówczas równa postawa całej drużyny. Wszyscy seniorzy zapunktowali na dobrym poziomie, o czym świadczył fakt, że cała formacja seniorska Apatora zebrała łącznie 37 punktów i 2 bonusy. Dodatkowo solidne wsparcie młodzieżowców, którzy wygrywali rywalizacje z gorzowskimi juniorami czym zaskarbili sobie szacunek toruńskich fanów.

W play-off było jednak nowe sportowe rozdanie, w którym wiele zależało od Jacka Holdera, który słabo pojechał w pierwszym meczu na MotoArenie przywożąc zaledwie 5 punktów. Młodszy z braci Holderów miał zatem szansę rehabilitacji, a ułatwienie dla niego miało być doświadczenie jakie wyniósł z Gorzowa, gdy reprezentował Stali w 2020 w ramach tzw. "zawodnka gościa". Wówczas punktował na poziomie 2,052 pkt/bieg i wraz z Bartoszem Zmarzlikiem poprowadził ekipę Stanisława Chomskiego, aż do finału. Kibice Aniołów oczekiwali więc, że Jack Holder pojedzie na dobrym poziomie, bo to premiowało ekipę Aniołów dalszej dalszej gry o medale. Niestety Australijczyk dzień przed meczem we wrocławskiej rundzie Grand Prix zanotował groźny upadek, po tym jak zahaczył o tylne koło Roberta Lamberta i przeleciał przez kierownicę motocykla. Po upadku długo nie podnosił się z toru, ale ostatecznie kontynuował zawody i nieco poobijany stawił się w Gorzowie.

Stalowcy mimo, ze w ich składzie miało ponownie zabraknąć Andreasa Thomsena, byli faworytem rewanżowego starcia. Do składu powracał bowiem Martin Vaculik, a także Oskar Paluch, którzy na na swoim domowym torze byli bardzo mocni i zdobycie 46 punktów choć było wyzwaniem, to pod wodzą Bartka Zmarzlika było zadaniem możliwym do zrealizowania. I tak też się stało, choć mecz otrzymał status zagrożonego z uwagi na opadu deszczu, ale plandeka którą w położono na gorzowski nie przeszkodziła zmotywowanej świetnym występem w Toruniu drużynie gospodarzy, którzy ruszyli "z kopyta" już od pierwszego biegu i zaczęli pokazywać, że ani myślą o tym, by przegrać dwumecz i ryzykować odpadnięciem z Ekstraligi już na etapie ćwierćfinału play-off.

Po pierwszej serii ekipa Stanisława Chomskiego prowadziła aż 16:8, dominując pod taśmą i pokazując, że powrót do składu Martina Vaculika oraz Oskara Palucha odmienił oblicze zespołu. Obaj rekonwalescenci pojechali na początku zawodów dwukrotnie i nie przegrali ani razu. Za to po stronie gości w oczy rzucała się bezradność całej czwórki seniorów, a na przekór temu co działo się przez cały sezon jedyny plus można było postawić przy nazwiskach młodzieżowców. Po pierwszym równaniu toru w ekipie gospodarzy nadal imponował Martin Vaculik. W trzecim swoim starcie, po raz trzeci był niepokonany. Lepiej zaprezentował się Robert Lambert, który tym razem dojechał na drugim miejscu i był w kontakcie ze Słowakiem. W serii remisów, ofensywnie zaprezentował się Paweł Przedpełski, ale klasą dla siebie był Bartosz Zmarzlik, który dowiózł drugą "trójkę". Pierwsze zwycięstwo gości przyszło w wyścigu numer siódmym, w którym świetnie wystartował Robert Lambert, który z biegu na bieg prezentował się coraz lepiej. Drugi raz Patricka Hansena pokonał Krzysztof Lewandowski, który startował w ramach rezerwy taktycznej, a to oznaczało 4:2 dla Apatora i zmniejszenie straty do 6 punktów.
Kolejna seria startów rozpoczęła się od upadku. Jadący na ostatnim miejscu Oskar Paluch popełnił błąd, w konsekwencji którego upadł. Na szczęście wstał o własnych siłach i udał się do parku maszyn. W powtórce po raz kolejny świetnie poradził sobie Bartosz Zmarzlik i zapewnił swojej drużynie remis. Torunianie drugie biegowe zwycięstwo odnieśli w biegu dziewiątym, kiedy to Jack Holder świetnie zaatakował Szymona Woźniaka i wysforował się na prowadzenie, którego nie oddał do mety. Trzeci zameldował się Paweł Przedpełski, tym samym prowadzenie gospodarzy stopniało do 4 "oczek". Odpowiedź gorzowian przyszła natychmiastowo, bowiem już w kolejnym wyścigu nieuchwytny Martin Vaculik pokonał Roberta Lamberta, a Wiktor Jasiński Krzysztofa Lewandowskiego, co oznaczało powrót do sześciopunktowej przewagi.
Mijały kolejne wyścigi, ale forma Bartosza Zmarzlika nie traciła na wartości. Po raz kolejny nie pozostawił złudzeń swoim rywalom w biegu jedenastym, gdy dowiózł czwarte zwycięstwo. Jego partner z pary Szymon Woźniak starał się jak mógł, jednak nie udało mu się przyjechać na trzeciej pozycji. W gonitwie dwunastej Martin Vaculik pierwszy raz znalazł swojego pogromcę, a był nim Robert Lambert, który świetnie wystartował i prowadził przez cztery okrążenia. To zwycięstwo nie przełożyło się na triumf drużynowy, ponieważ Denis Zieliński przegrał z Mateuszem Bartkowiakiem. W ostatnim biegu zasadniczej serii zawodów, kibice w Gorzowie byli świadkami niespodzianki. Wiktor Jasiński wyskoczył ze startu równo z Bartoszem Zmarzlikiem i gnał po podwójne zwycięstwo. W pogoń za nim rzucił się Robert Lambert. Brytyjczyk wysforował się przed dwudziestodwulatka dopiero kilkanaście centymetrów przed metą. Mimo to wychowanek gorzowskiej drużyny zostawił za swoimi plecami Patryka Dudka i praktycznie zapewnił Stali awans do kolejnej rundy play-off.
Pierwszy bieg nominowany rozstrzygnął kwestię zwycięstwa w meczu, a zarazem w dwumeczu. Wygrał co prawda Jack Holder, jednak za jego plecami na metę dojechali Woźniak i Jasiński, co oznaczało, że już nic nie było w stanie odebrać triumfu gospodarzom. Stal dopełniła dzieła i wygrała w ostatniej gonitwie 5:1 ustalając wynik na 51:39. Co w dwumeczu oznaczało dziesięciopunktową przewagę nad Apatorem i awans do półfinału.

Podsumowując. W dwumeczu klasą dla siebie był Bartosz Zmarzlik, który w rewanżu zdobył komplet 18 punktów, a w dwumeczu z Apatorem stracił tylko dwa oczka. W rewanżu świetnie jechał także Martin Vaculik. Z kolei fani żółto-niebiesko-białych zdążyli już przywyknąć do tego, że Robert Lambert brał na swoje barki walkę z rywalami. Po wpadce w pierwszym biegu, w kolejnych pokazywał, że na stadionie im. Edwarda Jancarza czuje się bardzo dobrze i na swoim koncie miał dwa z trzech indywidualnych zwycięstw Apatora. W Gorzowie do swojej nominalnej dyspozycji powrócił Jack Holder, który przy swoim nazwisku zapisał 11 punktów. Kibiców nieco zawiódł z kolei Patryk Dudek, który nie wygrał żadnego biegu, a przy jego nazwisku zapisano zaledwie jedną "dwójkę" i to przy wykluczeniu młodzieżowca Stali. Nic więc dziwnego, że wielu czuło niedosyt, bo krajowy lider Apatora nie powinien notować tak słabych występów w najważniejszej części sezonu.

Na szczęście dla Apatora wynik dwumeczu i rozstrzygnięcia z pozostałych dwóch żużlowych aren, premiowały Anioły do dalszej fazy play-off jako "lucky loser" i paradoksalnie rola, którą przed toruńsko-gorzowską potyczką przypisywano Stalowcom stała się szczęściem Aniołów. Ostatecznie do półfinału play-off oprócz Gorzowa i Torunia awans wywalczyła również ekipa Motoru Lublin, która pokonała dwukrotnie Unię Leszno (na wyjeździe 49:41, u siebie 51:39). W spotkaniach tych Koziołki miały cały czas wszystko pod kontrolą, choć przez moment Byki w Lublinie prowadziły, co mogło najbardziej szokować kibiców w… Toruniu, bo przez moment lesznianie w wirtualnej tabeli bardzo zbliżyli się do Aniołów i gdyby poszli za ciosem, to zostaliby niespodziewanym "lucky loserem". W decydujących momentach Motor wrzucił jednak wyższy bieg i pewnie pomknął w kierunku półfinałów. Niepokonany w pierwszej rundzie był również Włókniarz Częstochowa, który najpierw zdobył stadion Olimpijski, a później "wypunktował" u siebie Spartę Wrocław wygrywając aż 52:38. I choć wynik z Częstochowy był najwyższą wygraną w tej fazie rozgrywek, to nie dał on częstochowianom zwycięstwa w fazie ćwierćfinałowej, bo o cztery małe punkty więcej zgromadził Motor Lublin.

zespół mecze zw. rem. por. pkt
duże
bon. razem pkt
małe
Motor Lublin 2 2 - - 4 1 5 +20
zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa 2 2 - - 4 1 5 +16
Moje Bermudy Stal Gorzów 2 1 - 1 2 1 3 +10
for Nature Solution Apator Toruń 2 1 - 1 2 - 2 -10
Betard Sparta Wrocław 2 - - 2 0 - 0 -16
Fogo Unia Leszno 2 - - 2 0 - 0 -20

Tak więc zgodnie z tabelą ćwierćfinałów play-off, w półfinale torunianie trafili na najmocniejszą ekipę fazy zasadniczej czyli Motor Lublin i raczej nie byli faworytem tej potyczki. Stal Gorzów z kolei jechała na pierwsze półfinałowe starcie do Częstochowy, a Unia Leszno i Sparta mogły rezerwować wakacyjne bilety, bo zakończyły sezon.

Niestety sezon zakończył się również dla Adrian Miedzińskiego, który opuścił Apator i związał się kontraktem z Polonią Bydgoszcz. W fazie zasadniczej zaawodnik spisywał się przeciętnie, ale przywoził dla Gryfów ważne punkty. Niestety w pierwszym półfinałowym meczu play-off w eWinner 1 lidze, w którym Polonia Bydgoszcz mierzyła się z na torze w Zielonej Górze z Falubazem, zawodnik upadł i wprost ze stadionu został odwiedziony do szpitala i niemal natychmiast został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, bowiem został stwierdzony uraz aksonalny, który stanowi najcięższą postać urazu zamkniętego mózgu. Dodatkowe testy wykluczyły na szczęście złamania kości, ale ucierpiał kręgosłup zawodnika, a dokładnie odcinki szyjne i piersiowe. Do upadku doszło w biegu ósmym, z winy Adriana, który stracił kontrolę nad motocyklem i wpadł na jadącego po zewnętrznej Maksa Fricke'a. Obaj zawodnicy upadli, ale bezwład z jakim ciało Miedziaka uderzyło o tor było dramatycznym obrazem. Na domiar złego do zdarzenia doszło na prostej, czyli w tej części toru, która nie jest osłonięta dmuchanymi bandami, a prędkość zawodników największa. O ile Australijczyk szybko dał znać, że wszystko jest dobrze, to z Miedzińskim sytuacja była znacznie gorsza i od razu trafił na nosze, a potem został odwieziony do szpitala.
Niestety to nie było pierwsze zdarzenie w karierze trzydziestosiedmioletniego zawodnika. Jak policzyli statystycy, Adrian w trakcie swojej żużlowej kariery miał ponad 150 upadków, a od lat uchodzi za wyjątkowo pechowego żużlowca. Najwięcej problemów miał właśnie przez ofensywne ułożenie ciała na wyjściach z łuków, gdzie często zdarzało mu się stracić kontrolę nad motocyklem. Nikt jednak nie pamiętał Adrianowi tych zdarzeń, bowiem wszyscy byli zaniepokojeni stanem zdrowia byłego reprezentanta kraju. Z różnych stron napływały słowa wsparcia, często proszące o modlitwę za zawodnika, bo choć jego stan był stabilny to 90% pacjentów po tego typu urazach nigdy nie odzyskiwało przytomności. Dla tych zaś, którym się to udało, powrót do zdrowia był bardzo długotrwałym procesem.
Wsparcie dla Adriana płynęło również od toruńskich fanów, którzy po meczu w Gorzowie udali się do Zielonej Góry, gdzie pod szpitalem wywiesili okazały transparent z napisem "Miedziak walcz! Apator z Tobą!". Z poszkodowanym kolegą mentalnie łączyli się również zawodnicy Aniołów, którzy na obchód toru w Gorzowie założyli koszulki z napisem "Miedziak, Trzymaj się", a po meczu Robert Sawina powiedział: "Jeszcze w czwartek smsowałem z Adrianem i jest mi bardzo przykro, że stało się to, co się stało. Adrian – jesteśmy z tobą! Wierzymy, że wyjdziesz obronną ręką z tego przepotężnego karambolu. Nasze myśli od momentu wypadku cały czas są związane z Adrianem. Jest jednym z nas. Gdziekolwiek nie startuje, zawsze będzie jednym z nas i to się nie zmieni".
Wsparcie dla Adriana w mediach społecznościowych popłynęło również do byłego zawodnika Apatora Darcy Warda, który właśnie na torze w Zielonej Górze zakończył karierę z urazem kręgosłupa: "Pomyślałem, że i ja powiem coś o moim koledze. Miedziak, spędziłem z tobą dobre czasy. Ścigaliśmy się razem w Toruniu przez 5 lat (…) Wszystkiego najlepszego, bracie".
A stan zdrowia Adriana był bardzo poważny, a powiedział o tym prof. Konrad Rejdak, który na co dzień był kierownikiem Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie: "Przyczyną obecnych problemów jest niedawny uraz, a wcześniejsze wypadki nie mają aż takiego istotnego znaczenia. Oczywiście niewielkie urazy mózgu, rodzą ryzyko w przyszłości i po wielu latach mogą wpływać na przyspieszenie procesu neurozwyrodnienia mózgu. Dużo o tym mówi się choćby w futbolu amerykańskim. Mówimy jednak o zmianach na przestrzeni dziesiątków lat, które nie wpływają na aktualny stan zdrowia pacjenta. Jeśli u pacjenta pojawiały się odruchy obronne i wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną dla jego bezpieczeństwa w celu wprowadzenia procedur leczniczych, to może być przesłanką o lepszym rokowaniu niż gdyby stan kliniczny byłby tak ciężki, że stan śpiączki był bezpośrednim skutkiem urazu mózgu. Wówczas pacjent nie wymaga sedacji lekami gdyż nie reaguje na żadne bodźce. Dopiero jednak po przebudzeniu okaże się, czy są obecne cechy uszkodzenia mózgu w postaci na przykład niedowładów, czy pacjent spontanicznie otwiera oczy i potrafi spełnić podstawowe polecenia. Jeśli pacjent zostanie wybudzony, otworzy oczy i nawiąże kontakt słowny z otoczeniem, to będzie to znakomity sygnał i prosta droga do rehabilitacji. Jeśli pacjent usłyszy i wykona choćby nawet najprostsze polecenia, jak skurcze palców, to będzie szansa na podjęcie aktywnej rehabilitacji, która znacznie przyspieszy proces powrotu do sprawności. W przypadkach, w których nie doszło do poważnych stłuczeń czy krwiaków, znaczną poprawę zdrowia można zauważyć już po kilku tygodniach. Często zdarzają się także przypadki, że pacjent po wybudzeniu ma pełną świadomość, ale w mózgu wystąpił krwiak, a to co zwykle wiąże się z czasowym niedowładem kończyn i jest analogiczną sytuacją do udaru mózgu. Takie zmiany można jednak rehabilitować".
Ostatecznie po niemal dwóch tygodniach zawodnik został wybudzony, a stan pacjenta był zaskoczeniem dla lekarzy, bo nie dość, że Adrian Miedziński oddychał samodzielnie, poruszał kończynami, to dodatkowo miał pełną świadomość. Wykonywał podstawowe polecenia, mówił i poznawał swoich najbliższych. To otwierało drogę do dość szybkiego powrotu do pełnej sprawności. W najtrudniejszych momentach przy łóżku żużlowca przez cały czas czuwali najbliżsi, a tuż po przebudzeniu doszło do dość zabawnej historii. Tata zawodnika, Stanisław, widząc wybudzonego syna, nie wiedział zupełnie, czego ma się spodziewać i dość nieśmiało zapytał syna, czy go poznaje. W odpowiedzi miał usłyszeć: "Toć ty nic się nie zmieniłeś". Po wybudzeni Adrian został przeniesiony z oddziału intensywnej opieki medycznej na oddział neurochirurgii, co oznaczało, że stan zagrożenia życia już minął, a zawodnikowi nie groziło już niebezpieczeństwo z końcem września, został przetransportowany do szpitala w Toruniu, gdzie został poddany intensywnej rehabilitacji, w której kluczowe było przywrócenie funkcji kojarzeniowej i pełnej świadomości.
Gdy stan "Miedziaka" się poprawił zawodnik po opuszczenia szpitala, powiedział: "Jak wiecie, mam się dobrze. Od 23 września jestem w domu. Widzieliście po zdjęciach, że funkcjonuję, że wszystko jest OK. Chciałbym podziękować za profesjonalną opiekę lekarzom i pielęgniarkom z zielonogórskiego szpitala i Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu. Dzięki waszej walce i opiece wróciłem. Podziękowania należą się całemu środowisku żużlowemu, moim kolegom z toru, włodarzom klubowym. Za słowa wsparcia - dziękuję bardzo. Kłaniam się każdemu kibicowi za ilość maili, komentarzy, zdjęć, relacji i oprawę podczas zawodów. Dziękuję również moim najbliższym i przyjaciołom za to, że byliście ze mną. Pomagacie mi wrócić w 100 proc. z powrotem. Jestem wam wdzięczny, że jesteście ze mną od samego początku i wierzyliście, że znów mnie z powrotem zobaczycie. Teraz przede mną szereg ćwiczeń rehabilitacyjnych z moją ekipą, gdzie włożę mnóstwo serca, by wróciło wszystko w 101 proc. z powrotem. Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia niebawem".
Po tych słowach można  powiedzieć, że Adrian zakpił z losu. Gdyby ktoś po upadku powiedział, że Adrian Miedziński pod koniec września będzie w stanie normalnie funkcjonować, spotykać się z ludźmi i rozmawiać, zapewne zostałby wyśmiany.

Po meczu powiedzieli:
Robert Sawina
- trener Apatora Toruń - "Adrian jesteśmy z tobą" chciałbym od tych słów zacząć. (Adrian Miedziński trafił do szpitala po upadku). Do wygranej zabrakło równej dyspozycji całego zespołu. Początek był kluczowy w kontekście całego meczu. Nie trafiliśmy z przełożeniami, później bardzo trudno było dogonić. Kiedy wydawało nam się, że w końcówce złapaliśmy rytm, dostaliśmy strzały, które spowodowały, że wynik nie był taki, o jakim marzyliśmy. Myśleliśmy o rezultacie w okolicach remisu, a nawet o wygranej. Jak się przyjrzymy, to widać dziury w składzie, które objawiły się w trakcie meczu. Dla przykładu jeżeli przyjrzymy się biegowi młodzieżowemu to zauważymy, że po trasie Krzysztof Lewandowski był szybszy od Denisa. Ja wiedząc jak trudne to będzie spotkanie postawiłem na Krzysztofa. Z pewnością Denis nie był zadowolony z tego powodu, ale cóż jechaliśmy jako drużyna nie jako indywidualności. Wiedzieliśmy, że każdy punkt jest na wagę złota, bo nie wiedzieliśmy jak ułożą się te spotkania, które miały zadecydować z której pozycji startujemy i czy w ogóle wystartujemy w play-off dalej. Rozmawialiśmy też z Patrykiem i wspólnie zdecydowaliśmy o zmianie w biegu nominowanym. To on zasugerował, żebyśmy poszukali innych rozwiązań, bo on i jego team nie mogą znaleźć odpowiednich ustawień na ten tor. Chylę czoła przed taką samokrytyką Patryka. Życzyłbym sobie, aby każdy zawodnik tak szczerze podchodził do przyszłości drużyny. To pomogłoby mi w decyzjach, bo każda decyzja w której trzeba zmienić lidera jest bardzo trudna. Ja muszę myśleć o tym, co będzie później, ale również o tym, co w danym momencie jest najlepsze dla drużyny. Wiadomo było, że każdy punkt będzie na wagę złota, bo nie wiedzieliśmy, jak to się ułoży w pozostałych meczach. Po czasie można powiedzieć, że można było zrobić inaczej, ale ja muszę patrzeć tu i teraz.
Cieszy mnie jednak, że po wpadce na MotoArenie, było to dobre spotkanie w wykonaniu Jack'a Holdera. Staraliśmy się Jack'owi stworzyć warunki, żeby mógł się podnieść się z tego trudnego momentu po meczu w Toruniu. To zaprocentowało i mamy takiego Jack'a Holdera, którego chcielibyśmy oglądać. W tej chwili będziemy się koncentrować na tym co przed nami, a więc budujemy zespół na nowo i staramy przygotować się do tych trudnych meczów co przed nami. Ja jestem niepoprawnym marzycielem. Wierzę w to, że przyjdzie ten dzień kiedy będziemy walczyć z Lublinem. Będziemy najlepszą drużyną najlepszego wydania w tym sezonie. To jest moje spojrzenie na każde zawody, które przede mną. Wolałem trafić na Lublin, bo jakoś to w tej chwili w Częstochowie jakoś słabo wyglądaliśmy.

Jack Holder - Toruń - Mój występ oceniam pozytywnie, ale liczy się przede wszystkim wynik drużyny. Jeśli o mnie chodzi, to w sobotę podczas Grand Prix miałem poważny upadek i mogłem opuścić niedzielny mecz, ale zrobiłem to dla kibiców z Torunia. Robiłem co mogłem. Szkoda, że skończyło się porażką. Dzisiaj pojawił się aplauz, bo mi dobrze poszło. Ostatnio było dużo gorzej. Zdaję sobie sprawę, że zawaliłem mecz w Toruniu i zawiodłem drużynę. Kibice zareagowali, tak jak zareagowali i szczerze sądzę, że tak nie powinno być, bo ja się zawsze staram. W niedzielę poszło lepiej i fani byli zadowoleni. Taki już jest żużel, takie jest życie. Trzeba przyjmować wzloty i upadki.

Bartosz Zmarzlik - Gorzów - Po tych sytuacjach co nam się zdarzyły jako zespół bez Andersa i bez Martina byliśmy w dużych kłopotach. Mówiąc szczerze wszyscy na mecz do Torunia jechaliśmy z mieszanymi uczuciami. Wyszło to mega pozytywnie jak u takiego rywala jak Toruń. Mega fajnie się udało zdobyć tam 44 punkty. Wiadomo jadąc u siebie nie, że było jakoś łatwiej. Wiadomo jakiś handicap. Do tego wrócił też Martin i to było bardzo fajne. W nominowanych Martin chciał pierwsze pole ja wziąłem to na siebie, że muszę sobie poradzić z trzeciego pola. Na koniec zawodów było ono na pewno trudniejsze do rozegrania w pierwszym łuku. Tym bardziej z takimi rywalami z jakimi jechaliśmy w 15 biegu. Bardzo mocno też się z tego cieszę, że udało się przywieźć z Martinem 5:1 z tych trudniejszych warunków, które sam sobie wziąłem. Nie lubię przegrywać, dlatego cieszymy się bardzo, że jesteśmy w półfinale. Naprawdę trzeba jako team się napocić i powyrywać trochę włosów, których i tak już prawie nie mam, żeby to dobrze działało. Teraz znowu karty są otwarte. Trzeba kawał roboty zrobić w piątek i w niedzielę. Chciałbym dołączyć tutaj do pierwszych słów trenera - "Adrian jesteśmy z tobą".

Martin Vaculik - Gorzów - Bardzo się cieszę, że udało nam się wygrać to spotkanie. Podstawą to był pierwszy mecz w Toruniu i jeszcze raz podkreślę: ogromne gratulacje dla chłopaków z drużyny. W Toruniu pokazali coś niesamowitego. Jestem z nich bardzo dumny i zrobili taki wynik, że w rewanżu było nam lżej. Oczywiście, w Ekstralidze są same ciężkie mecze, ale naprawdę pojechaliśmy bardzo dobre spotkanie i jedziemy dalej. Bardzo lubię tor w Częstochowie. Dla mnie to bez znaczenia z którym rywalem pojedziemy. Kluby, które są w półfinale, one tam nie znalazły się przypadkowo. Wszyscy teraz dochodzą do swojego topu. Ten czy tamten, to bez znaczenia. Trzeba się skupić na sobie, ale też pomóc kolegom. Ja pomagałem Patrickowi, ale to też nie jest łatwe dla niego. Kiedy siada się na sprzęcie kogoś innego, to trzeba się do tego dostosować. W Toruniu to się udało, ale w Gorzowie był inny dzień i trochę to nie zagrało. Nie będę mówił, czy Patrick jechał na moim sprzęcie, czy nie, ale miał inny sprzęt do dyspozycji. Patrick jest w kryzysie sprzętowym. Ja też nie raz w nim byłem. Potrzeba spokoju i czystej głowy. Patrick to bardzo dobry zawodnik. Ma dobrą technikę i styl jazdy. Jest agresywny na torze. Tylko brakuje mu tego sprzętu.

Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali Gorzów - Zabrałem na stadion cygaro, które palę zawsze, gdy wygrywamy. To cygaro przed meczem na stadionie pokazywałem wszystkim sceptykom. Natomiast po 13 wyścigu spokojnie to cygaro sobie zapaliłem. Przyznaję jednak, że Patrick Hansen rozczarował mnie kompletnie. Uczciwie muszę przyznać, że nie mogę go rozpracować. Myślę, że gdyby od początku jechał Jasiński, to zdobyłby jeszcze więcej punktów. Usprawiedliwiam jednak trenera Chomskiego, bo skoro Hansen zdobył 9 punktów w Toruniu, to trener miał prawo oczekiwać podobnego wyniku w Gorzowie. Jazda Hansena w Gorzowie, wyglądała jednak żenująco. Jeżeli on przegrywa z przeciętnym juniorem gości, to coś jest nie tak.

Na podstawie relacji
www.sportowefakty.pl
www.przeglądsportowy.pl
www.speedwayekstraliga.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt