2022-05-22 runda zasadnicza
Fogo Unia Leszno - for Nature Solution Apator Toruń
   
Nr
Start
NAZWISKO I IMIĘ
ZAWODNIKA

B          I          E          G          I

PKT
IND
BON C
Z
A
S
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13p 14 15
klub Goście 3 5 9 11 16 21 23 26 29 32 35 37 38 39 43    
1 Przedpełski Paweł 0     2   3     1   0     1   7   61,21
2 Holder Jack     3     2'   2 2     2     1 12 1 61,80
3 Dudek Patryk 3       2'     1'     3   w 0   9 2 61,00
4 zastępstwo zawodnika
z Rosji
      ZZ ZZ     ZZ     ZZ         -   60,53
RT
5 Lambert Robert     1   3   2     3     1   3 13   62,06
6 Lewandowski Krzysztof   2   0           0           2   60,75
7R Zieliński Denis   0         0         0       0   60,76
8R Cook Zach                               -   61,39
klub Gospodarze 3 7 9 13 14 15 19 22 25 28 31 35 40 45 47     60,27
RT
9 Doyle Jason 1'           1   d4   1'         3 2 60,80
10 Kołodziej Janusz       3     3   3       3   2 14   61,82
11 Bellego David 2       1         1'   3     0 7 1 61,76
12 Lindsey Jaimon     2   0         2 2     2'   8 1 60,95
13 Pawlicki Piotr     0     1   3         2' 3   9 1 61,71
14 Ratajczak Damian   1'   1       0               2 1 61,07
15R Jabłoński Hubert   3       0           1       4    
16R Rew Keynan                               -    
Wariant Toru 2 Sędzia

Krzysztof Meyze

T - Taśma     DS - Def Start      P - Powtórka Biegu      SU - Spowodował U      d - Defekt      w - Wykluczenie      SS - Świeca Start      U - Upadek      ( ' ) - pkt bonusowy
F - Falstart      cz - limit czasu 2 min     K  - Kontuzja     ! -  Ostrzeżenie     RZ - Rezerwa Zwykła      RT - Rezerwa Taktyczna     ZZ -  Zastępstwo Zawodnika
żółta kartka      czerwona kartka
Goście
Kask Ż / B
Nr: 1-7
A
B
B
A
B
A
A
B
B
A
A
B
B
A
D
C
C
D
C
D
D
C
C
D
B
A
A
B
B
A
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru
C
D
D
C
D
C
C
D
D
C
C
D
D
C
B
A
A
B
A
B
B
A
A
B
D
C
C
D
D
C
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru
Gospodarze
Kask C / N
Nr: 9-1
5
B
A
C
D
A
B
D
C
C
D
D
C
A
B
A
B
D
C
B
A
C
D
D
C
C
D
B
A
A
B
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru
D
C
A
B
C
D
B
A
A
B
B
A
C
D
C
D
B
A
D
C
A
B
B
A
A
B
D
C
C
D
1 Wariant Toru
2 Wariant Toru

Unia Leszno i Apator Toruń do spotkania szóstej kolejki przystępowały w zgoła odmiennych nastrojach. Spektakularne zwycięstwo w derbach i zimny prysznic w meczu o fotel lidera - tak wyglądały ostatnie mecze kolejno torunian i lesznian. Podopieczni Roberta Sawiny przełamali się w Grudziądzu i pokonali GKM. Pozwoliło to drużynie na złapanie kontaktu z pozostałą częścią ekstraligowej stawki. Nic więc dziwnego, że w Lesznie Anioły liczyły na trzeci w sezonie triumf i awans w tabeli. Lesznianie z kolei, choć nie mieli wielkich oczekiwań przed meczem w Lublinie, to wydarzenia z Alei Zygmuntowskich zszokowały środowisko. Unia została zupełnie rozbita i tylko zrywy jej liderów pozwoliły na uratowanie honoru i przekroczenie 30 punktów. Tak więc mecz z "Aniołami" był dla wicelidera tabeli, doskonałą okazją do powrotu na zwycięską ścieżkę.

Pojedynki Unii i Apatora przez lata urosły do miana absolutnego ligowego klasyka, bowiem zawsze elektryzowały kibiców. "Byki" i "Anioły" przez lata mierzyły się w finałach czy półfinałach i tworzyły kapitalne widowisko. Nie inaczej było przed rokiem. W Lesznie biało-niebiescy wygrali zaledwie 47:43, także mecz w Toruniu trzymał w napięciu, a ostatecznie padł wynik 49:41 dla lesznian. Na triumf w Lesznie Apator czekał od 2015 roku, kiedy to do zwycięstwa poprowadził ich Jason Doyle, który w sezonie 2022 był liderem Unii. Patrząc jednak występy zawodników Apatora w przeszłości nie trudno było odnieść wrażenie, że liderzy Aniołów dobrze czuli się na Smoczyku. W gronie tych zawodników był również Patryk Dudek, który jeszcze w barwach Falubazu zazwyczaj nie zawodził. To właśnie w Lesznie został indywidualnym mistrzem Polski. Kibice jednak zadawali sobie pytania, jak cała czwórka toruńskich seniorów spisze się na tle wspomnianego Jasona Doyle'a i Janusza Kołodzieja, którzy razem potrafili w jednym meczu zapewnić Bykom kapitał w postaci ponad 25 punktów. Oba zespoły liczyły także na punkty juniorów, które w wielu meczach decydowały o końcowym rezultacie. Po stronie Unii podstawową parę tworzyli Hubert Jabłoński i Damian Ratajczak. Co prawda Ratajczak w ostatnim czasie miewał pewne kłopoty, ale Piotr Baron zapewnił, że sztab szkoleniowy wie, w czym tkwił problem. Toruńscy juniorzy z kolei chcieli wreszcie pokazać, że potrafią wygrywać z rówieśnikami, zwłaszcza, że do składu po kontuzji wracał Krzysztof Lewandowski.

Ostatecznie Unia wygrała z Apatorem 47:43, a antybohaterem spotkania był sędzia Krzysztof Meyze. Zanim jednak doszło do sędziowskiego skandalu Apator na "Smoczyku" punktował Unię ja wytrawny bokser, bo uderzał wtedy, kiedy należało to robić, stawiał gardę gdy należało unikać ciosów .

Już pierwsze biegi pokazały, że spotkanie będzie obfitować w interesujące pojedynki. W pierwszym wyścigu całkiem niezłym startem wykazał się Jason Doyle, jednak wkrótce po starcie podniosło jego koło i spadł na ostatnią pozycję. To wykorzystał Patryk Dudek, który ostatecznie został zwycięzcą biegu, przyjeżdżając przed duetem gospodarzy. Drugi start dnia pokazał, że dobre wyjścia spod taśmy nie są gwarancją sukcesu. Choć w starciu młodzieżowców najlepszym refleksem popisał się Krzysztof Lewandowski, nie mógł się cieszyć z trzech punktów na mecie, bo te sprzątnął mu sprzed nosa Hubert Jabłoński, który początkowo wściekle gonił go wraz z Damianem Ratajczakiem i ostatecznie uporał się z toruńskim rówieśnikiem. Tak więc po pierwszym biegu, który ułożył się remisowo, w kolejnym na konto gospodarzy wpadły cztery oczka i było 7:5 dla Unii. W trzecim biegu do akcji wkroczyli Jack Holder i Robert Lambert, którzy nie przestraszyli się Jaimona Lidseya i Piotra Pawlickiego, a raczej ich dobrych pozycji po starcie. Australijczyk śmiało ruszył do przodu, a jego odwaga zaowocowała trzema punktami zgarniętymi na mecie. Lambert jednopunktową zdobyczą przeważył szalę wygranej na stronę gości. Tym samym obie drużyny miały po dziewięć punktów. W czwartym biegu, po raz drugi pod taśmą pojawił się Paweł Przedpełski i zaprezentował znacznie lepszą dyspozycję. W przeciwieństwie do pierwszego wyjazdu na tor, popisał się świetnym startem, ale Janusz Kołodziej wściekle gonił toruńskiego kapitana i ostatecznie udało mu się osiągnąć cel, bo Krzysztof Lewandowski od początku musiał jednak uznać wyższość rywali Damiana Ratajczaka, który zdobył jeden punkt.
Druga seria zaczęła się dwoma solidnymi ciosami wyprowadzonymi przez żółto-niebiesko-białych, bo najpierw duet Lambert-Dudek, po chwili Przedpełski-Holder dali podwójne zwycięstwa gościom. W ciągu dwóch wyścigów meczowa sytuacja zmieniła się diametralnie i torunianie, który przegrywali dwoma punktami, po sześciu biegach mieli sześć punktów przewagi. Serię mocnym akcentem zakończyli jednak lesznianie, bo świetnie spisujący się Janusz Kołodziej i Jason Doyle zgarnęli z toru cztery punkty i zmniejszyli prowadzenie Aniołów do czterech punktów. Na tablicy wyników w połowie meczu widniał wynik 19:23.
Trzecia seria ułożyła się remisowo.
Najpierw po starcie na przeciwległej prostej Pawlicki zamknął bramę przed Dudkiem i przedarł się na drugą pozycję. Były kapitan Byków na trzeci okrążeniu zdołał wyprzedzić Holdera i zagwarantował Unii biegowy remis. Bieg dziewiąty to lepszy start pary gości, ale na drugim łuku niesamowitym atakiem na czoło stawki przedarł się Kołodziej, który powiększał przewagę nad Aniołami. A ponieważ na pierwszym okrążeniu defekt zanotował Jason Doyle w biegu ponownie zanotowano remis. W biegu tym padł kolejny rekord toru ustanowiony przez Janusza Kołodzieja - 60,27. Trzeci remis na zamknięcie serii stał się za sprawą Lamberta. Ty razem ze startu najlepiej wyszły Byki, ale Anglik wszedł między parę gospodarzy i przedarł się na czoło stawki. Po trzeciej serii cały czas na prowadzeniu byli goście - 28:32, a Bykom porażka zaczęła coraz poważniej zaglądać w oczy. Torunianie dobrze czuli się na dość mocno zmoczonym torze, który pozwalał na harce na całej szerokości i zawodnicy z umiejętnie z tego korzystali. O wszystkim nie musiał decydować start i pierwszy łuk. Gospodarze nie spodziewali się takiego obrotu sprawy, a nawierzchnia ich toru była dla nich zaskoczeniem, bo poza Kołodziejem trudno było szukać w ich szeregach pozytywów.
Czwarta seria również zaczęła się od remisu. Od startu do mety prowadził Patryk Dudek dla którego było to drugie indywidualne zwycięstwo w tym meczu. Do samej kreski Przedpełski próbował wyprzedzić Doyle'a. Bieg dwunasty to zwycięstwo gospodarzy w stosunku 4:2. Ze startu najlepiej wyszedł Jack Holder, ale na przeciwległej prostej na pierwszą lokatę przedarł się Bellego. Francuz powiększał przewagę. Za jego plecami Jabłoński na chwilę wyprzedził Australijczyka. Niestety bieg przed wyścigami nominowanymi przyniósł sporo kontrowersji i można powiedzieć ustawił wynik meczu. W biegu tym nie pierwszy raz przeszarżował Pawlicki, który na drugim wirażu zdecydowanie wywiózł w dmuchaną bandę Dudka, który tylko sobie znanym sposobem i wspinając się na wyżyny swoich umiejętności nie spadł z motocykla i uratował się przed upadkiem. Sędzia Krzysztof Meyze jednak w całym zdarzeniu uznał winę Duzersa i wykluczył go z powtórki. Było to o tyle dziwne, że jak pokazały kamery TV Piotra Pawlicki, po przerwanym biegu, został w swoim boksie, gdy usłyszał werdykt, był mocno zdziwiony decyzją i szybko zaczął przygotowywać się do powtórki. Patryk Dudek tak skomentował przed kamerami całą sytuację: "Ja tak naprawdę ratowałem się, aby nie upaść. Nie chcę za dużo mówić, aby nie zrobić gównoburzy w mediach. Czasem tak jest, że jak ktoś na kogoś poluje, to ten drugi zawodnik musi się ratować. Dobrze, że tu w Lesznie łuki są szerokie, bo mogłem wyjechać w karetce. Może to są za mocne słowa, mógłbym powiedzieć wiele, ale nie chcę, bo mogę dostać karę. Przepraszam kibiców, bo pewnie chcieliby usłyszeć więcej. Z drugiej strony nie wiem po co bieg został przerwany skoro mnie wykluczono. Było 3:3, a w powtórce 5:1. Końcowy wynik mógłby być inny". Sędzia tym samym swoją decyzją potwierdził, że rok 2022 to prawdziwe zatrzęsienie pomyłek osób zasiadających na wieżyczce. Rozpoczęła się dyskusja i analiza powtórek, ale na nic to się zdało. Mimo przerwy i możliwości zebrania myśli, torunianie zostali zupełnie wytrąceni z równowagi. Po ponownym zwolnieniu taśmy Lambert walczył z dwójką rywali, zajmował momentami drugą pozycję, ale ostatecznie to zawodnicy w niebieskim i czerwonym kasku byli górą i z pomocą sędziego przed wyścigami nominowanymi gospodarze ponownie wyszli na dwupunktowe prowadzenie (40:38).
W biegach nominowanych najpierw triumfował Pawlicki, a lwi pazur raz jeszcze pokazał Lidsey, który wyprzedził obu zawodników z Torunia i to zamknęło sprawę zwycięstwa. Na koniec sposób na do tej pory ultraszybkiego i będącego jak wino Kołodzieja znalazł Lambert i waleczny Apator zmniejszył rozmiary porażki do czterech punktów.

Gdy zawodnicy zjechali z toru nie cichły echa fatalnej pomyłki sędziowskiej. Powtórki wyraźnie pokazały, że pomiędzy zawodnikami nie doszło do bezpośredniego kontaktu, którego wszyscy się spodziewali. Jednak jazda Pawlickiego była na tyle niebezpieczna, że torunianin ratował się przed upadkiem. Sędzia uznał jednak, że skoro nie było kontaktu między zawodnikami, to nie było w całym zdarzeniu winy Pawlickiego, to winnym przerwania wyścigu był właśnie Dudek. Choć było pewne, że sędzia wykluczył nie tego zawodnika co trzeba, to wielu zadawało sobie również pytanie dlaczego bieg został przerwany skoro nikt nie upadł. Jeśli arbiter pozwoliłby zawodnikom na dokończenie wyścigu, to wygrałby Lamber dając Apatorowi biegowy remis, a po biegu sędzia mógłby na spokojnie przeanalizować całą sytuację i ukarać zawodnika z Torunia lub Leszna, za stworzenie niebezpiecznej sytuacji na torze. Tak więc Krzysztof Meyze, aż cztery razy w jednej sytuacji skrzywdził drużynę Apatora. Po pierwsze nie wykluczył Pawlickiego, po drugie nie pozwolił Dudkowi jechać (być może dogoniłby któregoś z rywali), po trzecie wykluczył Dudka, po czwarte przerwał bieg, gdy zdecydowanie prowadził zawodnik Apatora (Lambert). Toruńscy włodarze w pierwszej chwili nie zamierzali składać odwołania, bowiem wiedzieli, że "wynik zostaje na torze" i zmiana sędziowskiego werdyktu graniczyła z cudem, a Przemysław Termiński tak komentował całą sytuację: "nie ma sensu składać żadnych protestów. Mecz zakończył się takim wynikiem, jakim się zakończył. Jeszcze tylko sędzia Leszek Demski użyje jakiejś okrągłej formułki i sprawa trafi pod dywan".
Po kilku dniach właściciel toruńskiego klubu zmienił jednak zdanie mówiąc: "Chcemy wystąpić o weryfikację, bo uważamy, że zostaliśmy w tym meczu pokrzywdzeni. Pierwsza z możliwości, którą mamy jest taka, że rywalizacja w duchu sportu odbywała się do dwunastego biegu, a następnie z uwagi na decyzję sędziego została wypaczona. Wtedy kolejne biegi uznajemy za niebyłe i wygrana jest po naszej stronie. Ja sercem byłbym za tym rozwiązaniem, ale też uważam, że jest to sprawiedliwe. Druga z opcji jest z kolei taka, że w biegu trzynastym nie uznajemy punktów Piotra Pawlickiego, bo on powinien być wykluczony. Wtedy w biegu 13 mamy wynik 3:2, bo Patryk fizycznie nie jechał. Końcowy wynik to 45:44 dla Unii. Naruszenie regulaminu było ewidentne. To nawet było poza regulaminem! Arbitralne rozstrzygnięcie sędziego. Jeśli to pozostanie bez konsekwencji i wynik nie zostanie zweryfikowany, to ja rozumiem, że sędzia może zawsze wykluczyć dowolnego zawodnika w dowolnym momencie, wpisać sobie "inna przyczyna nieopisana w regulaminie" i najdelikatniej mówiąc, nic nie można mu zrobić. To nie może zostać bez reakcji grona sędziowskiego i GKSŻ. Skoro wszyscy wiedzą, że tak to wyglądało, to oczekuję reakcji. Chodzi o zasady i zwrócenie uwagi na ten problem. Pewnie byśmy ten mecz wygrali, gdyby nie taka decyzja. W skrajnym wypadku byłoby 3:3, a wiadomo, że Patryk i Robert na samego Janusza Kołodzieja to zupełnie inna sytuacja. Potem z wyniku meczu wiemy, że byłby co najmniej remis. Decyzja sędziego całkowicie wypaczyła wynik. Dudek został wykluczony chyba za to, że spadł na czwartą pozycję, bo innej przyczyny nikt nie jest w stanie wskazać. Rozstrzygnięcie kompletnie poza regulaminem!"
Niestety protesty nie zmieniły wyniku meczu i Apatorowi pozostała tylko satysfakcja z dobrej postawy na torze oraz szansa na punkt bonusowy w rewanżu.

Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel toruńskiego klubu - Atmosferę w klubie mamy dobrą, bo i my i kibice wiemy, że ten mecz wygraliśmy. Patryk jest natomiast rozczarowany i zdenerwowany… Czuje się oszukany. On poniósł odpowiedzialność mimo, że nie było w tym zdarzeniu żadnej jego winy. Jedziemy z meczu na mecz lepiej, zawodnicy się rozkręcają, docierają i wszystko zaczyna coraz lepiej wyglądać. Przegraliśmy bo tak postanowił sędzia, który swoją decyzją wypaczył wynik meczu. Proszę zwrócić uwagę, że do momentu ataku Piotra Pawlickiego na Patryka Dudka, nasi zawodnicy prowadzili podwójnie. To oznaczałoby sześciopunktowe prowadzenie przed dwoma ostatnimi wyścigami. Jestem przekonany, że w normalnych okolicznościach wygralibyśmy te zawody, ale ktoś zdecydował, że będzie inaczej. To był gwóźdź do trumny, bo absurdalna decyzja sędziego zupełnie zdekoncentrowała naszą drużynę. Przyznam szczerze, że wyniki kolejnych meczów powoli stają się dla mnie obojętne. Błędem sędziego nie jestem specjalnie zdziwiony, bo doskonale wpisuje się w całą serię decyzji krzywdzących Apator. Najpierw wykluczono z ligi Emila Sajfutdinowa, a im dłużej trwają rozgrywki tym więcej wyników jest wypaczanych przez sędziów. Może po prostu lepiej zakończyć sezon i rozdać już medale w drodze losowania? Wielkie brawa należą się naszej drużynie, bo pięknie walczyli. Szkoda tylko, że ktoś nie pozwolił uzyskać zasłużonej wygranej w meczu.

Ilona Termińska - prezes z Torunia - Co możemy zrobić? Oprócz złożenia odwołania jedynie zaprosić na Motoarenę 3 czerwca, na mecz z Włókniarzem Częstochowa. Nasi prawnicy przygotowują odwołanie, raczej w kierunku weryfikacji wyniku. Ale czy da to jakiś rezultat?

Robert Sawina - trener z Torunia - Unia nie była lepsza, to my jesteśmy moralnym zwycięzcą tych zawodów. Każdy, kto przeanalizuje wyścig trzynasty dojdzie do wniosku, że nie w ten sposób powinna wyglądać powtórka. W ogóle nie powinno do tej powtórki dojść. Jej efekt jest taki, że przegraliśmy mecz. Żaden komentarz nawet nie ma sensu w tym przypadku. Do wybronienia była decyzja, by ten wyścig pojechał dalej. W innym przypadku nawet nie ma tego jak bronić. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką decyzją sędziego. To precedens na miarę wielu lat. Cuda się zadziały w interpretacji sędziego. Muszę to powiedzieć, bo w innym przypadku będzie dochodziło do sytuacji, w których zawodnicy będą się przewracać, będą się łamać po to, by ktoś kogoś wykluczył. Jestem pełen uznania dla mojego całego zespołu, łącznie z juniorami. Starali się, by zdobyć co tylko było w ich mocy. Lewandowski zdobył ważne dwa punkty, a Denis Zieliński w pewnym momencie jechał z kolegą z pary na 5:1. To są pozytywy. Pracując ciężko w przyszłości będziemy jeszcze lepszą drużyną, niż jesteśmy obecnie

Patryk Dudek - Toruń - w trzynastym biegu, tak naprawdę ratowałem się, aby nie upaść. Każdy z zawodników będzie chronił siebie. Ja będę chronił swojego zdania, Piotrek będzie bronił swojego. Pytanie do sędziów, bo sędzia dzisiaj był i on to mógłby skomentować. Nie lubię się wywracać i nie chciałbym być z wyjścia z łuku wkomponowany. Nie chcę za dużo mówić, aby nie zrobić gównoburzy w mediach. Czasem tak jest, że jak ktoś na kogoś poluje, to ten drugi zawodnik musi się ratować. Dobrze, że tu w Lesznie łuki są szerokie, bo mogłem wyjechać w karetce. Może to są za mocne słowa, mógłbym powiedzieć wiele, ale nie chcę, bo mogę dostać karę. Przepraszam kibiców, bo pewnie chcieliby usłyszeć więcej. Z drugiej strony nie wiem po co bieg został przerwany skoro mnie wykluczono. Było 3:3, a w powtórce 5:1. Ja też nie jestem z tych, którzy gdzieś tam upadają. Staram się jechać fair i utrzymywać na motorze. Z drugiej strony, jeśli byłem wykluczony, to po co był ten bieg zatrzymywany. Było 3:3, a w powtórce 5:1, więc teraz ten wynik mógłby być inny. Dużo chciałbym powiedzieć, ale nie mogę.

Paweł Przedpełski - Toruń - Jeśli odpowiednio trafisz z przełożeniami i udanie rozpoczniesz mecz, to dobrze czujesz się na każdym torze, nawet jeśli do tej pory go nie lubiłeś. Ja jestem zadowolony z tego, że wracam do domu do rodziny cały i zdrów. Z wyniku nie ma powodu, żeby być zadowolonym. Apetyt był naprawdę spory, żeby tutaj wygrać te zawody no ale nie udało się. Z pewnością jest to dobry prognostyk jak się wygrywa mecze na wyjazdach, więc jakby szczerze nie wiadomo czy my się u siebie gubimy czy po prostu lepiej nam się jeździ na wyjazdach. Czy obecnie jest z nami lepiej, bo dosyć dawno nie jeździliśmy u siebie na torze, więc dwa mecze z rzędu wyjazdowe. Może teraz w ogóle u siebie będzie nam się super jeździło. Wiadomo zgranie z czasem będzie co raz lepsze także żużel jest taki, że nie ma reguły. Czasami jest tak, że wygrywa się biegi zupełnie nie wiadomo dlaczego. Ciężko jest mi powiedzieć, bo dawno nie jechaliśmy u siebie. Nie mamy troszeczkę takiego punktu zaczepienia. Oczywiście mimo tego, że mecz dzisiaj przegrany to dawaliśmy z nas wszystko. Koniec końców to Unia jest dzisiaj lepsza.

Piotr Baron - trener z Leszna - Mieliśmy możliwość popracowania z drużyną na własnym torze. Te dwa tygodnie się przydały, bo potrzebowaliśmy trochę odpocząć od tego, co wydarzyło się w ostatnim meczu. Toruń zwykle dobrze jeździ w Lesznie. Spodziewam się zaciętego meczu. Mam mieszane odczucia po tym spotkaniu, bo spodziewaliśmy się ciężkiego meczu i nasze oczekiwania zostały niestety spełnione. W końcówce wszystko się nam jednak pokleiło, mieliśmy sporo szczęścia. Nasi zawodnicy również pokazali ambicję, wolę walki oraz włożyli mnóstwo pracy, by jak najlepiej pojechać. W Lesznie spadło 35 milimetrów deszczu na metr kwadratowy przez ostatnie dwa dni, a mimo tego tor był świetnie przygotowany do jazdy i mieliśmy tu mnóstwo walki. Sędzia podejmował odpowiednie decyzje odnośnie toru, bo widział, że idą chmury. Dlatego też przestał lać wodę na tor. Zresztą prognozy pogody mówiły, że około 17:00 może spaść deszcz. Stąd sędzia z komisarzem to przewidzieli i dobrze zrobili nie polewając dodatkowo toru. W trzynastym biegu myślę, że sędzia chciał zobaczyć czy Piotr Pawlicki faktycznie Patryka Dudka nie dotknął. Z tego co widziałem nie doszło do kontaktu. Wydaje mi się, że musiał kogoś wykluczyć. Nie wiem czy Patryk Dudek był winnym przerwania wyścigu, ale skoro sędzia go wykluczył, to wychodzi na to, że chyba tak.

Janusz Kołodziej - Leszno - Tor był dzisiaj po opadach, a więc mógł generować taką prędkość. Podejrzewam, że gdyby Bartek Zmarzlik tu przyjechał to jeszcze szybciej by jechał. Napewno miałem wiadomo końcówki biegów, więc jechałem w trzecim biegu po równaniu to też sprzyjało temu, żeby robić co raz lepsze czasy. Generalnie przegrywałem starty, ale na trasie musiałem tylko myśleć którędy jechać, żeby wyprzedzić. Tor dzisiaj też był troszeczkę inny. Inne warunki też mieliśmy z tego względu, że wczoraj mieliśmy zupełnie inną pogodę taką bardziej górską czyli - słońce, deszcz, chmury, zimno znowu słońce ciepło. Po prostu taka była pogoda, że tor dzisiaj też się zachował inaczej pomimo dużych starań. Dzisiaj jechałem na silniku Ashley'a, który w tym roku jest sprawdzony. Miałem tak, że mogłem założyć takie same ustawienia albo podobnie jak miałem na treningach. Ale koledzy z drużyny musieli ciągle szukać i nie mogli znaleźć tych ustawień. David też wczoraj miał upadek jest obolały. Damian po kontuzji cały czas też się rozkręca. Myślę, więc że na taką ocenę przyjdzie czas. Jeszcze wszyscy się rozkręcamy.

Piotr Pawlicki - Leszno - Wjechałem szybko w łuk, zrobiłem długą prostą. Po dziesiątym biegu po równaniu troszkę nawierzchni było jeszcze zostawione i na wejściu dostałem niezłego kopa. Wyjechałem trochę szerzej. Myślę, że każdy mógł się zachować nieco inaczej. Patryk mógł przycinać, ja... nie wiem czy mogłem aż tak daleko nie wyjeżdżać, ale nad wszystkim panowałem. Sędzia podjął taką decyzję, a nie inną. Wiadomo, ze ona będzie zła dla ekipy toruńskiej, a dla nas szczęśliwa, bo w powtórce wygraliśmy 5:1. Na pewno będzie dużo spekulacji na ten temat. Było ciasno, ostro. Myślę, że takie sytuacje się zdarzają na torze.

Leszek Demski - szef sędziów - Zacznijmy od tego, czy bieg powinien być przerwany, czy kontynuowany. Uważam za słuszną decyzję, że bieg został przerwany. Nie da się ukryć, że za ostro Piotr Pawlicki wywiózł Patryka Dudka. Ten bieg należało przerwać. Zwracam uwagę, że na przerwanie biegu sędzia ma ułamki sekund, bo później jest już mleko rozlane i temat pozamiatany. Tutaj decyzja sędziego była prawidłowa, ponieważ bieg został przerwany. Natomiast to, co stało się później, to niestety nie mogę się zgodzić z decyzją sędziego. Mimo że kontaktu nie było i zawodnik nie upadł, to tutaj do wykluczenia był Piotr Pawlicki. Zatem sędzia prawidłowo przerwał wyścig, ale błąd polegał na tym, że nie ten zawodnik został wykluczony. Sędzia wpisał w protokole zawodów wykluczenie za inną przyczynę, niewskazaną w regulaminie. Tym samym żadna z sytuacji zawartych w regulaminie nie została wskazana w tym konkretnym przypadku

Tomasz Gollob - ekspert TV, były zawodnika Apatora - Ja tutaj czegoś nie rozumiem. Może za mało jeździłem na żużlu. Jeżeli Patryk Dudek nie przewrócił się, to sędzia nie musiał przerywać tego biegu. Przecież Patryk był między Piotrkiem, a bandą. Jeżeli stracił pozycję, to sędzia mógł uznać, że to jest jego strata, że sam się ukarał. Skoro jednak sędzia przerwał bieg, to wykluczenie Dudka jest dla mnie nie do końca zrozumiałe.

Marek Cieślak - wieloletni selekcjoner reprezentacji Polski - Dudek nie mógł przycinać do krawężnika dlatego, że Piotrek wręcz wisiał na rywalu. Oni mieli między sobą praktycznie kontakt, tam jeden od drugiego był tylko o koło z tyłu. Przymknięcie gazu w takiej sytuacji powoduje, że od razu się idzie na zewnątrz. Piotruś niech nie opowiada bajek

Jacek Gajewski - były menadżer z Torunia - Tyle ostatnio dyskutuje się o tym, że zawodnik wcale nie musi się przewrócić, żeby sędzia przerwał wyścig i wykluczył za jazdę faul. Tutaj mieliśmy tego idealny przykład, a arbiter wykluczył Patryka Dudka. Kuriozum, totalne kuriozum. Najpierw sędzia podjął prawidłową decyzję, przerywając wyścig, ale zabrakło mu trochę "cojones", żeby wykluczyć Piotra Pawlickiego, który ewidentnie faulował Patryka Dudka. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Jeżeli sędzia uważał, że w tej sytuacji nie było faulu, to powinien puścić ten bieg i go nie przerywać. Pierwsza reakcja arbitra była taka, że przerywa wyścig, by wykluczyć Pawlickiego. Później arbiter zaczął oglądać długo powtórki. Nie wiem, co on tam zobaczył, że wykluczył Dudka. Przecież powtórki są puszczane w zwolnionym tempie. Akcje na żywo odbywają się o wiele szybciej i dynamiczniej. W powtórkach pewne rzeczy się gubi. Z powtórki sędzia mógł wywnioskować, że Dudek miał szansę, żeby wyratować się z tej sytuacji. Tyle tylko, że arbiter oglądał to o wiele, wiele wolniej. Jak coś się ogląda w zwolnionym tempie, to wydaje się, że nie było tam żadnego zagrożenia - wyjaśnia nasz rozmówca.

Leszek Tyllinger - były prezes kluby z Bydgoszczy - Sytuacja na torze była taka, że z automatu należało przerwać bieg i sędzia to zrobił. Widać było, że Pawlicki nastawił się na Dudka, który musiał zamknąć gaz. Skoro jednak arbiter przerwał bieg, to powinien wykluczyć Pawlickiego. Jeżeli nie chciał wykluczać Pawlickiego, to po co przerywał bieg? Przecież Dudek kontynuował wyścig. Najlepsze jest to, ze do dzisiaj nie wiemy, dlaczego sędzia Meyze, którego uważam, za dobrego arbitra, wykluczył Dudka. Mamy czeski film. Arbiter wybrnął z tego po mistrzowsku. W protokole zapisał, że decyzja była inna, to znaczy z powodu sytuacji "nie ujętej w regulaminie". Wydaje mi się, ze uczciwość wymaga, aby przekazać kibicom, dlaczego naprawdę wyrzucił z biegu Dudka. Najwyższy czas, powiedzieć prawdę, bo z uzasadnienia sędziego w protokole nic nie wynika. Generalnie poziom sędziowania w minionym weekendzie był słaby. W Częstochowie należało wykluczyć Kasprzaka, a nie Worynę. Kontrowersja była też we Wrocławiu, gdy wykluczono Woffindena, a nie Hansena. Wreszcie w 1. LŻ Miedziński w meczu Falubaz - Polonia, też nie powinien być wykluczony. Co bym doradził Apatorowi? W zasadzie, nic, bo nic nie wskórają. Wiem to po sobie. Wiele razy miałem sytuację z sędziami, a niemal zawsze GKSŻ stałą po ich stronie, a nie klubów. To jest walka z wiatrakami.

Wojciech Stępniewski - prezes Ekstraligi Żużlowej - Chcemy zmian. Pracujemy nad nimi od pewnego czasu. To, co się wydarzyło w ostatnich meczach, jest wręcz dowodem na to, że tak dalej z sędziowaniem w polskich ligach być nie może i na pewno temat sędziowania w polskim żużlu zabrnął za daleko w skali pomyłek. To nie jest tak, że tylko patrzymy z boku na kolejne mecze i czekamy nie wiadomo na jaką poprawę, bo ona sama się nie pojawi. Wraz z GKSŻ wyciągamy wnioski z ostatnich tygodni. Czasy się zmieniły, więc potrzebujemy sędziowskiego systemu VAR, bo nie tylko ważność decyzji jest dziś inna niż kilkanaście lat temu, gdy nie było transmisji, Internetu lub tak dużych pieniędzy w tym sporcie, ale też presja na arbitrach oraz procedury ich oceny i podejmowania decyzji są dziś diametralnie inne niż wtedy. Chcemy wprowadzić w eWinner 1. Lidze i PGE Ekstralidze system VAR polegający na oglądaniu meczów przez byłych arbitrów - ekspertów lub byłych zawodników w trybie live, aby na wypadek kontrowersji można było doradzić sędziemu, skonsultować jego decyzje przez taki zespół. Już od jakiegoś czasu pracujemy nad doborem odpowiednich osób, ale to wymaga czasu. Może to będą na przykład dwie osoby do konsultacji podczas całej kolejki w obu klasach rozgrywkowych, które pracowałyby w zespołach. Na razie mamy kilka pomysłów, które trzeba skonsultować.

Po tak kontrowersyjnej decyzji doszło jednak do niespotykanej i nieakceptowanej napaści hejterów na Krzysztofa Meyze. Oto bowiem arbiter i jego najbliżsi praktycznie zaczęli otrzymywać obraźliwe wiadomości, życzenia śmierci i pogróżki. Dodatkowo karygodne było zachowanie kibiców Apatora Toruń, którzy postanowili odegrać się na arbitrze, a tak naprawdę na prowadzonej przez niego działalności gospodarczej. W Internecie zaczęli wystawiać negatywne recenzje produktów jego firmy. Kibice "Aniołów" nie tylko krytycznymi komentarzami próbowali poniżyć i obrazić sędziego Mey, ale swoimi komentarzami zadziałali na szkodę prowadzonej przez niego działalności gospodarczej i firma Krzysztofa Meyze usunęła swój fanpage z Facebooka co dowodziło, że została przekroczona granice zdrowego rozsądku. Była to już nie pierwsza taka sytuacja w polskim żużlu, bo spirala nienawiści wobec sędziów rozkręcała się praktycznie co tydzień i trwała co najmniej kilka dni po każdym spotkaniu. Nie ma przy tym szczególnego znaczenia, czy dany arbiter popełnił błąd, czy poprawnie zinterpretował wydarzenia na torze. Dodatkowo zaatakowani sędziowie nie mogli bronić się, bo władze polskiego żużla zakazywały im publicznych wypowiedzi.

Krzysztof Meyze - sędzia spotkania (wypowiedź kilka dni po meczu) - Oglądając ten wyścig na żywo byłem przekonany, że pomiędzy Piotrem Pawlickim a Patrykiem Dudkiem dwukrotnie doszło do kontaktu. Proszę pamiętać, że na torze wszystko dzieje się w ułamkach sekund, a ja na przerwanie biegu również miałem raptem sekundę. Pole widzenia miałem ograniczone, bo wszystko działo się przynajmniej 100-150 metrów od wieżyczki sędziowskiej. Gdybym nie zdecydował się przerwać wyścigu, to po jego zakończeniu nie mógłbym już nikogo wykluczyć.
Być może za bardzo skupiłem się na jednej powtórce, może umknęła mi inna, ale uznałem, że pomiędzy zawodnikami nie doszło do kontaktu. Można powiedzieć nawet, że jak na żużel jechali w sporej odległości, a Patryk Dudek miał jeszcze miejsce pod bandą, by kontynuować ściganie. Zdecydowałem więc, że winnym przerwania biegu nie jest Pawlicki, a wobec tego, że musiałem znaleźć winnego przerwania tego biegu, więc wykluczyłem Dudka.
Po tym co przeszedłem w ostatnich dniach nawet, gdybym dalej uważał inaczej, to i tak wolałbym cofnąć czas i podjąć inną decyzję. Po chłodnej analizie już wiem jednak, że popełniłem błąd. Jestem jednak tylko człowiekiem i wiedziałem, że ten dzień musiał w końcu nadejść. Mało kto zdaje sobie sprawę, w jakich warunkach podejmujemy decyzje w czasie meczów. Sędzia nie może sobie wybrać powtórek sam i ogląda te same ujęcia, które oglądają widzowie w telewizji. Z tą różnicą, że my mamy do dyspozycji mały ekran. Dodatkowo trudno skupić się tylko na oglądaniu powtórek, bo na stadionie panuje wrzawa, ktoś mówi na słuchawkach, trzeba odbierać telefony z parku maszyn, które dzwonią bez przerwy, a ktoś inny ponagla, by szybko podjąć decyzję.
W tym roku sędziowałem już dziewięć zawodów, a do tej pory każdy mój występ przełożeni oceniali na 10 punktów na 10 możliwych. Byłem przygotowany, że w końcu i ja będę musiał się pomylić, ale nigdy nie sądziłem, że spadnie na mnie aż taka fala hejtu, a już nigdy nie przypuszczałem, że ja i moja rodzina będziemy zastraszani. Od niedzielnego wieczora na mój profil oraz profile mojej żony i syna w mediach społecznościowych wysłano blisko tysiąc mówiąc bardzo delikatnie - obraźliwych wiadomości. Grożono nam śmiercią, wyzywano całą moją rodzinę, kibice grozili, że zniszczą nam życie. Wiadomości i telefonów było tak dużo, że wykasowanie ich wszystkich zajęło nam kilka godzin. Problem w tym, że choć od meczu minęły już cztery dni, to kolejne wiadomości wciąż spływają. Fani najpierw zasypywali mnie negatywnymi komentarzami, a gdy zablokowałem możliwość komentowania, to obniżali mi noty. Rzeźbienie w drewnie to moje hobby, a dzięki profilowi poznałem wielu wartościowych ludzi, często również dzięki niemu ludzie prosili żebym przekazał jakąś prace na cele charytatywne i zawsze tak robiłem. Atak był jednak tak duży, że uznałem, że to nie ma sensu i wykasowałem ten profil. To jednak nie koniec, bo później fani przerzucili się na firmę o podobnej nazwie i ją również zaczęli atakować. Właściciel nie wiedział, co się dzieje, bo został ofiarą ataku tylko dlatego, że jego działalność miała zbliżoną nazwę do mojej. Boli mnie, że jeden z toruńskich portali opisał atak z uznaniem dla zaradności kibiców. Moja żona i syn bardzo mnie wspierają, ale faktycznie oboje uważają, że sprawy zaszły za daleko i namawiają mnie, bym porzucił pracę jako sędzia. To dla mnie dodatkowe zajęcie, ale z każdym tygodniem staje się coraz bardziej uciążliwe. Zastanawiam się, co będzie dalej i chyba po raz pierwszy w życiu mam obawy o swoje bezpieczeństwo, a nawet życie. Wyzwiska to jedno, ale grożenie śmiercią całej mojej rodzinie, to przegięcie. To tragiczne i chore.
Sędziuje od 13 lat i w tym czasie pracowałem dokładnie podczas 298 zawodów. Popełniłem w tym czasie pewnie kilkanaście błędów i nigdy nie miałem problemu, by później podejść do zawodnika i przeprosić go za swój błąd. W ubiegłym roku niesłusznie ukarałem upomnieniem Wiktora Lamparta, a przed kolejnym meczem podszedłem do niego i choć ja mam prawie 50 lat, a on 19, to nie miałem problemu, by przeprosić go za błąd. Szacunek do drugiego człowieka to elementarz, nie tylko w pracy sędziego, ale zawsze. To jednak zawsze sprawa między mną a zawodnikiem. Wbrew oczekiwaniom nigdy nie będę tego ogłaszał w formie oświadczeń.

Z miejsca ruszyła kontrakcja wspierająca sędziego feralnej decyzji: "Jako przedstawiciele środowiska żużlowego zdecydowanie sprzeciwiamy się takim pseudokibicom, którzy nie rozumieją podstaw sportu. Sędziowie popełniali błędy, popełniają i popełniać będą. Absolutnie nie jest to jednak powód, by wysyłać im pogróżki czy życzyć śmierci. W sporcie nie ma miejsca dla takich widzów" - mówi menadżer portalu Po Bandzie, Łukasz Malaka.

Na podstawie relacji
www.sportowefakty.pl
www.przeglądsportowy.pl
www.speedwayekstraliga.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt