Gdy menadżerowie awizowali meczowe składy, sprawdziło się to co sygnalizowano
już wcześniej, a mianowicie w toruńskim teamie zabrakło kontuzjowanego
Rune Holty. W jego miejsce Jacek Frątczak zdecydował się włączyć do składu Get Well
Filipa Nizgorskiego, dla którego był to pierwszy kontakt z ekstraligowym
speedwayem, bo zawodnik dopiero przed rokiem zdał licencję i nie miał realnych
szans na starty. Jednak nominacją tą, menedżer Jacek Frątczak chciał docenić
progres, jaki podczas zimowych przygotowań poczynił ten młody jeździec i w
przedmeczowym wywiadzie uzasadniał swoją decyzję: "To nie jest przypadek, że
Filip znalazł się w składzie. Fakt, iż dostanie on szanse wyjścia z chłopakami
do prezentacji jest sygnałem, że jego praca idzie w dobrym kierunku. Mam
nadzieję, że nie będzie potrzeby, aby Filip pojawił się na torze. Chłopak ma
niespełna 17 lat, jest niezwykle pracowity i w nagrodę jedzie z nami do Zielonej
Góry. Mam plan na ten mecz. To żadna tajemnica, że w miejsce Nizgorskiego od
pierwszego startu będzie wskakiwał Holder. Ćwiczyliśmy to ustawienie na
sparingach. Nasz "szablon" się sprawdzał. Nie widzę powodu by dokonywać w tej
kwestii zmian".
Wracając jednak do nieobecnego
Holty, w
mieście Kopernika można było usłyszeć
plotki, że problemem kontuzjowanego Norwega, nie jest odma płucna, ale złamana w
ubiegłym roku noga. Klub zaprzeczał tym doniesieniom, ale fakty były takie, że Holty w składzie Aniołów nie było, ale wszyscy mieli nadzieję, że w okolicach
Wielkanocy zawodnik będzie gotowy do ścigania. Absencja czołowego polskiego
zawodnika, mocno komplikowała sytuację Aniołów, ponieważ toruńska drużyna nie
mogła liczyć na to, że dziurę po Holcie załatają juniorzy, bo w Get Well ta
formacja w drużynie była delikatnie mówiąc wielką niewiadomą. W tej sytuacji
całe nadzieje pokładano w rezerwowym
Jacku Holderze, jednak Australijczyk u
progu sezonu nie był w optymalnej formie i kibice drżeli o wynik drużyny w
pierwszych meczach sezonu. Zwłaszcza, że kalendarz rozgrywek był dla Aniołów
niezbyt sprzyjający. Paradoksalnie kontuzja Holty miała swoje plusy, bo bez
zbędnej presji na zawodnikach, toruńskie menadżer mógł na początku sezonu
sprawdzić w warunkach bojowych Norberta Kościucha. Nowy zawodnik znakomicie
spisywał się w sezonie przygotowawczym i mógł okazać się silnym punktem drużyny.
Przed meczem szanse Get Well ocenił
Wojciech Żabiałowicz, legenda
toruńskiego
żużla lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych: "Inauguracja zawsze jest
niewiadomą i Get Well ma zdecydowanie większe szanse wygrać w Zielonej Górze w
pierwszej kolejce niż choćby w dziesiątej. Po zmianach w Falubazie, ten zespół
będzie potrzebował sporo czasu, by zacząć jeździć zgodnie z oczekiwaniami i w
tym jest właśnie szansa torunian".
I z nadzieją na "inauguracyjne szczęście" żółto-niebiesko-biali pojechali do Zielonej Góry, która ciągle miała za złe toruńskiemu liderowi Jasonowi Doyle'owi, że ten po sezonie 2017 w kiepskich relacjach rozstał się z zielonogórskim klubem. Nic więc dziwnego, że Australijczyka przed meczem przywitał oryginalny baner "Ja$on we remember", który został wywieszony na wejściu w pierwszy łuk. Było to już drugie tego typu "przywitanie" byłego mistrza świata, przez fanów Myszki Mickey, bo przed rokiem, niemal w tym samym miejscu także pojawił się napis "Jason, why? For money!!!"
Banery nie zdeprymowały toruńskiego lidera, bo po biegu otwarcia kibice Falubazu
przecierali oczy ze zdumienia, gdy
Jason Doyle
już w pierwszym biegu popisał się rakietowym startem i
tyle go zielonogórscy zawodnicy widzieli. Ozdobą pierwszej serii były pojedynki
juniorów, ubiegłorocznych jeźdźców Startu Gniezno, Norberta Krakowiaka z
Maksymilianem Bogdanowiczem. Po biegu młodzieżowym prowadził 1:0 Bogdanowicz,
który śmiałym atakiem "na pikę" tak postraszył Krakowiaka, który z kolei nie
zrozumiał się z Mateuszem Tonderem i na trzecim kółku upadł niebezpiecznie na
prostej przeciwległej. Zawodnikowi Falubazu na szczęście nic poważnego się nie
stało i poza siniakami nie odniósł on poważniejszych obrażeń. Z powtórki
Krakowiak został wykluczony, co było jedyną możliwą oceną sytuacji.
Po niezłych dwóch biegach na tablicy wyników widniał meczowy remis 6:6, a kibice
z Torunia liczyli, że bracia Holderowie w trzeciej odsłonie dnia wywalczą co
najmniej remis. Menedżer Get Well Jacek Frątczak przed meczem tłumaczył przed
telewizyjnymi kamerami, że w drużynie nie było wielu zmian, bo trzeba wydobyć
wartość dodaną, z tego, co jest. A było to tłumaczenie między innymi kontraktu
na kolejny sezon z
Chrisem Holderem, który od kilku sezonów zawodził. Niestety w
mieście Bachusa przełomu u Chrisa nie było, a mistrz świata z 2012 roku był
wolny i bezbarwny. Na nieszczęście gości jeszcze gorzej prezentował się jego
brat Jack, który przed rokiem sprawdzał się w roli dżokera w anielskiej talii.
Tak wiec już po pierwszej serii startów, okazało się, że Get Well Toruń nie ma
wystarczających atutów, by walczyć jak równy z równym z mocno zmotywowanymi
żużlowcami spod znaku Disnejowskiej Myszki. Zwłaszcza że nawet szybkiemu
Nielsowi Kristianowi Iversenowi już w pierwszym starcie przytrafił się błąd, bo
zostawił po starcie, metrową ścieżkę przy krawężniki, w którą wjechał Nicki
Pedersen i pomknął do mety po trzy punkty. W biegu tym była też, mała
kontrowersja, a jej reżyserem był Krakowiak, jednak tym razem to nie on upadł na
tor, a jadący za nim debiutujący w Maksymilian Bogdanowicz. Na drugim łuku
trzeciego okrążenia lekko postawiło Krakowiaka, a zawodnik Get Well Toruń nie
chcąc w niego uderzyć, również musiał mocno skontrować kierownicę, ale zahaczył
o motocykl rywala i upadł. Sędzia Słupski nie analizował długo powtórek i jako
winnego przerwania biegu wskazał Bogdanowicza, choć całe zamieszanie sprokurował
jeździec Falubazu. Sam zainteresowany w wywiadzie telewizyjnym skwitował taki
werdykt krótko: "Powiem dyplomatycznie. Sytuacja do dyskusji".
Co by jednak nie powiedzieć o toruńskich juniorach, wstydu oni swojej drużynie
nie przynieśli. Spisali się nawet odrobinę lepiej (o bonus) od swoich
rówieśników z Zielonej Góry. Gościom zabrakło jednak seniorskich argumentów.
W połowie spotkania Falubaz miał ośmiopunktową przewagę i był to wynik
zadowalający gości, którzy ku zaskoczeniu mimo bezbarwnej jazdy trzymali wynik
na styku. Jednak w trzecim i czwartym meczowym rozdaniu, żadna z drużyn nie
potrafiła zmienić przewagi punktowej, bowiem zanotowano sześć biegowych remisów.
Anioły trzymały dystans do zielonogórzan głównie dzięki świetnej postawie
Nielsa
Kristiana Iversena, który zanotował trzy wygrane sprawiając, że żaden z
żużlowców gospodarzy nie mógł cieszyć się z kompletu punktów.
Decydujące ciosy zielonogórzanie zadali jednak w samej końcówce. W biegach
nominowanych zawodnicy ZKŻ-tu popisali się świetnymi akcjami, którymi z
zadziwili pewnością
Jason Doyle, który w czternastym wyścigu nagle zobaczył
plecy Piotra Protasiewicza. W biegu piętnastym świetnie na dystansie spisał się
z kolei inny ulubieniec kibiców gospodarzy, a był to Patryk Dudek, który
startujący tego dnia na silnikach Joachima Kugelmanna, zdołał obronić pierwszą
pozycję, przed bardzo szybkim
Iversenem i drugie podwójne zwycięstwo gospodarzy
w w dwóch ostatnich biegach stało się faktem.
Po meczu zdecydowanie więcej powodów do radości na inaugurację mieli kibice
sympatyzujący z ekipą Adama Skórnickiego. W szeregach Falubazu świetnie spisała
się czwórka zawodników, na których spoczywa ciężar zdobywania punktów. Pedersen,
Dudek, Vaculik i Protasiewicz zdobyli razem 45 punktów. Martwić mogli z kolei
juniorzy, którzy na swoim torze zainkasowali tylko 3 oczka.
Po stronie gości tak naprawdę nie było widać nawet wiary w sukces. Menedżer
Jacek Frątczak nie miał zbytnio pola manewru. Duże plusy można postawić
właściwie tylko przy
Doyle’u i
Iversenie. Ci dwaj zawodnicy przez długi czas
sprawiali, że goście mogli myśleć o wywiezieniu z Zielonej Góry ponad
czterdziestu punktów. Niestety bardzo ospale wyglądali bracia Holderowie, którzy
mieli być ważnym elementem toruńskiej układanki. Niestety wyglądali na
zawodników kompletnie nie przygotowanych do rozgrywek. Na szczęście w ekipie
Aniołów ambitnie walczył
Norbert Kościuch, choć z wyniku 2+2 na pewno nie był
zadowolony.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Frątczak - manager z Torunia - To jest początek sezonu i zawsze będę to
powtarzał. To jeszcze nie są zawodnicy w optymalnej formie. Takie błędy na torze
się zdarzają. Moim zdaniem wynik nie odzwierciedla przebiegu meczu. Nie
odstawaliśmy aż tak bardzo od zielonogórzan. Zawsze się trudno jedzie, zwłaszcza
w sytuacji, kiedy są dynamiczne zmiany, jeśli chodzi o pogodę. Tydzień temu były
inne warunki pogodowe, więc i tor był inny, ale to nie jest wytłumaczenie.
Wygrała drużyna zdecydowanie lepsza, odjechała na biegach nominowanych.
Gratulacje dla gospodarzy. Wiadomo, że gospodarz ma zawsze łatwiej, bo zna swój
tor, wie na czym jedzie. Z czytaniem toru nie było większych problemów, ale w
żużlu jest tak, że decydują małe korekty o tym czy ktoś jedzie z przodu i po Iversenie to było widać. Minimalna korekta spowodowała, że nie było już tego
startu. To jest Ekstraliga, wszystko jest możliwe. Bardzo liczyłem na parę Chris
- Jack. Tym bardziej, że w sparingach w Toruniu i na wyjazdach prezentowali się
bardzo dobrze. Młodszy z braci miał problemy, czekał na sprzęt, który dotarł w
tygodniu poprzedzającym mecz. Podczas spotkania kompletnie nie mógł się
dopasować. Nie wierzę, że chodzi tu o brak formy jeździeckiej. On potrafi to
robić bardzo dobrze. Musimy przeanalizować mecz w Zielonej Górze pod kątem
sprzętowym. U niektórych zawodników po prostu nie reagował odpowiednio. Nie ma
co się załamywać i płakać nad rozlanym mlekiem. W 14. i 15. biegu jadą najlepsi
zawodnicy na świecie, więc każdy może wygrać, każdy może przegrać. Nie
wygraliśmy tego meczu. Przegraliśmy trochę za wysoko jednak, trzeba wyciągnąć
wnioski. Zdecydowanie zabrakło nam tych trójek na koncie zawodników, którzy
powinni ciągnąć ten zespół.
Norbert Kościuch – Toruń - Było ciężko. Wiadomo, że troszeczkę nie tak sobie to wyobrażałem i na tym bym zakończył. Ja do tej pory nie miałem możliwości do częstej jazdy na ekstraligowych torach, więc dla mnie to trochę większa przeszkoda. Z drugiej strony to żadne wytłumaczenie. Łatwiej jest zaczynać sezon na domowym torze i myślę, że każdy to potwierdzi, bez dwóch zdań. Nowy sezon to są nowe jednostki napędowe, więc wiadomo, że u siebie się ten tor zna i wiadomo czego można się spodziewać. Na wyjeździe jest zawsze trudniej i nie ma co ukrywać. Trzeba jechać tu i tu. Na pewno spodziewaliśmy się zaciętego pojedynku, takiego jaki był do 13. biegu. Każdy z nas próbował rozszyfrować tor i chyba jako jedyny to zrobił Niels i wyczuł go w 100%, bo zaczął mieć fajną prędkość i w miarę ze startów wychodzić. My cały czas szukaliśmy. Nie było źle. Ten wynik cały czas trzymaliśmy, aczkolwiek nie było tego "wow". Pierwsze śliwki robaczywki. Zachowuję spokój, w teamie nie generujemy dodatkowego ciśnienia. Wiadomo, co nas jeszcze czeka.
Maksymilian Bogdanowicz – Toruń - Myślę, że nie ma sensu wypowiadać się na temat ten sytuacji z czwartego biegu, gdy upadłem, dlatego zostawię to bez komentarza. Nie mam wpływu na to, co się stało, a teraz jest już po fakcie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że to temat do dyskusji w magazynie. Doszło do tego, do czego doszło. Zostałem wykluczony ja, nie Norbert. Nie ma co tu więcej dokładać. Musiałbym się bardziej dokształcić, aby powiedzieć coś konkretnego na temat tej sytuacji. Szkoda, że przegraliśmy, ale wszystko jest do odrobienia. Skoro przegraliśmy w Zielonej Górze różnicą 16 punktów, to
Per Jonsson – były zawodnik z Torunia - Chris jest dobrym zawodnikiem, ale mam wątpliwości, czy drużynę w Toruniu należało budować w ten sposób. Chodzi mi o dobór zawodników. Możesz zakontraktować Nickiego Pedersena, który zdobywa mnóstwo punktów, ale to nie oznacza, że masz zespół. Zawodnicy muszą chcieć razem pracować i mieć przyjemność z tego, że przebywają razem. Kiedy patrzę na Get Well, to widzę zbyt wiele indywidualności. Gdyby to ode mnie zależało, to poukładałbym to inaczej. Mógłbym powiedzieć, że do toruńskiej układanki brakuje mi kogoś takiego jak Greg Hancock. Na tym statku przydałby się prawdziwy kapitan. Kiedy spoglądam na obecny kształt tej drużyny, to nie widzę kogoś takiego. Mają nazwiska, ale to nie przekłada się na wyniki na torze
Patryk Dudek – Zielona Góra - To był trudny mecz. Dobry wynik trzymał między innymi Niels Kristian Iversen, który spasował się świetnie i był dość szybki. Gdyby bracia Holderowie dobrze się dopasowali, mielibyśmy większe problemy. Jednak na szczęście to my przechytrzyliśmy rywala, wykorzystaliśmy nasz atut toru i wygraliśmy. Było dużo nerwów, ale udało się zwyciężyć. Podołaliśmy sytuacji, jednak naprawdę nie było lekko. Po pierwszym moim biegu było sporo niepewności. Jeśli miałbym wypowiedzieć się na swój temat, to przyznam, że było nerwowo. Później już kamień spadł mi z serca, bo dwie trójki dały mi komfort i luz. Cały czas trzeba jednak czuwać i patrzeć jak zmienia się tor, bo ekstraliga jest tak wyrównana, że mały błąd powoduje, że dojeżdżasz ostatni. Gdybym w pierwszym biegu miał lepsze pole startowe, na przykład pierwsze, to byłoby dla mnie lepsze i nie przyjechałbym trzeci. Wiemy jednak, że Doyle jest dobrym startowcem, więc trzeba pamiętać, że w Zielonej Górze pierwszy bieg toczy się głównie na pierwszym okrążeniu i jazdą przy krawężniku, nic za bardzo nie da się zrobić. Jak się wyjedzie ze startu, to tak się później jedzie całe cztery okrążenia. Tor fajnie się odsypywał i parę świetnych akcji mogliśmy jednak podziwiać, trzeba jednak pamiętać, że tor nigdy nie jest powtarzalny, wiecznie się zmienia. Jechaliśmy jednak tak jak na treningu. Jeśli sprzęt jest dobry, to szybciej i łatwiej szuka się przełożeń. Jeśli ma się dobry silnik pod "czterema literami", to wtedy łatwiej się jedzie. Dużo pracy jeszcze przede mną jeśli chodzi o komfort psychiczny na każdym torze.
Nicki Pedersen - Zielona Góra - Marzyłem o tym, by znów jeździć w tej drużynie. Zawsze byłem tu dobrze traktowany, nawet kiedy jechałem przeciwko. Bardzo cieszę się z powrotu do Zielonej Góry. My znamy Get Well Toruń. Jeśli tworzą drużynę, to wszędzie jadą dobrze. Team spirit w naszym zespole jest w tym momencie niesamowity, rozmawiamy ze sobą, omawiamy strategie. Mecz z Toruniem był fantastyczny, każdego cieszy taki wynik. Była wielka presja nakładana na mnie, Patryka Dudka i Piotra Protasiewicza. Testowaliśmy tor przez kilka dni, szukaliśmy odpowiednich ustawień, ale nadal nie jest taki, jaki być powinien. Jednak mam nadzieję, że będzie wiele dobrych wyścigów w tym sezonie w Zielonej Górze.
Piotr Protasiewicz – Zielona Góra - Cieszymy się z wygranej, bo było duże ciśnienie, balonik był mocno napompowany. Też to odczuliśmy, szczególnie w dniu meczu. Wytrzymaliśmy jednak ciśnienie, odjechaliśmy dobre, jeśli nie bardzo dobre zawody.