Wiadomym było jednak, że nowolicencjonowani zawodnicy nie wystąpią w potyczce z Unią Leszno, a właśnie tym pojedynkiem, żyły rzesze fanów w Lesznie i Toruniu. Pomimo problemów zdrowotnych faworytami spotkania byli lesznianie, którzy celowali w piątą wygraną z rzędu, a jednocześnie potwierdzili już na początku sezonu, że mają mistrzowskie aspiracje. Drużyna Adama Skórnickiego wygrała na własnym torze z GKM Grudziądz i tarnowską Unią, ale swój prawdziwy potencjał pokazała na wyjeździe. Byki rozprawiły się najpierw z gorzowską Stalą oraz zainkasowały dwa punkty w Rzeszowie.
Torunianie nie składali jednak broni i
jechali do Leszna po zwycięstwo. Drużyna Jacka Gajewskiego podobnie jak Unia wygrała
wyjazdowy mecz z Gorzowie i był to najlepszy występ
Aniołów w pierwszej części sezonu. KS Toruń pokonał też na MotoArenie rzeszowian, ale wcześniej
przegrał w Zielonej Górze (43:47) i stracił punkt w konfrontacji ze
Spartą Wrocław (45:45).
Menedżer Jacek Gajewski był jednak w komfortowej sytuacji, bo miał do
dyspozycji wszystkich swoich zawodników. Do ścigania po miesięcznej przerwie
wrócił Adrian Miedziński, który zdobył w ostatnim meczu z gorzowianami sześć
punktów i bonus.
Wśród gospodarzy miało zabraknąć kapitana - Tobiasza
Musielaka, który przechodził nadal rehabilitację. Zdolny do jazdy mimo problemów
z kolanem miał być natomiast Tomas Jonasson.
Dodatkowych emocji toruńsko-leszczyńskiej konfrontacji dodawał fakt, że w
przedsezonowej przerwie
Emil Sajfutdinow zmienił barwy
klubowe z toruńskich na leszczyńskie i meczem z Aniołami miał debiutować na Stadionie Smoczyka,
bowiem dotychczas wspierał Byki jedynie w
meczach wyjazdowych.
Samo spotkanie, które stało na wysokim
poziomie, a wynik ważył się do ostatniego biegu w którym szala zwycięstwa
została przechylona na korzyść gości i mecz zakończył się sporą
niespodzianką, bowiem KS Toruń pokonał faworyzowaną miejscową Unię Leszno, a do
zwycięstwa żółto-niebiesko-białych walnie przyczynił się Jason Doyle.
Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że cały mecz ustawiły pierwsze dwa
wyścigi. Zupełnie niespodziewanie podwójne zwycięstwa odnieśli w nich
torunianie. Gospodarze sami jednak byli sobie winni, bowiem kompletnym
niezrozumieniem wykazali się w pierwszej gonitwie dnia Piotr Pawlicki oraz Nicki
Pedersen. Kolejne dwa biegi potoczyły się remisowo, ale w biegu piątym kibice
oglądali niezwykle ciekawą walkę, w której po starcie błysnął niezwykle skuteczny tego dnia Jason Doyle.
Niesamowity przebieg miał też bieg siódmy. Najpierw genialnie ze
startu wyszli zawodnicy Unii jednak Pedersen na wyjściu z pierwszego łuku
tak mocno poszerzył tor jazdy, że Przemysław Pawlicki musiał przymknąć gaz i
spadł na ostatnie miejsce. Pawlicki ambitnie ścigał parę gości i najpierw uporał
się z Przedpełskim, a później był bardzo blisko wyprzedzenia Łaguty. Rosjanin
jednak na
ostatniej prostej przed metą przymknął gaz, aby przyblokować zawodnika Unii,
przez co już za linią mety Pawlicki upadł na tor. Z parku maszyn Przemkowi z
pomocą wyruszył młodszy brat Piotr, ale zamiast wesprzeć brata z pięściami chciał ruszyć na Rosjanina, jednak
powstrzymywał go menadżer zespołu Adam Skórnicki, a Przemysław Pawlicki po
chwili wstał o własnych siłach z toru. – To są młode i gorące
chłopaki. Czasem lepiej odpuścić gaz i dowieźć do mety dwa
punkty, ale pojechać w kolejnych wyścigach – komentował sytuację po
meczu Łaguta.
Przed trzecią serią startów przewaga Aniołów stopniała do czterech punktów.
Jednak dzięki Adrianowi Miedzińskiemu KS Toruń uciekł Unii na sześć "oczek".
Miedziak obok Jasona Doyle'a był jedynym zawodnikiem, który zdołał pokonać
ubiegłorocznego Anioła - Emila Sajfutdinowa.
Para Pawlicki - Pedersen po nieporozumieniach w pierwszym starcie dała popis
jazdy w
dziewiątej gonitwie. Przywieźli wówczas za swoimi plecami niezwykle ambitnego
Chrisa Holdera. Kolejny raz serca lesznian mocniej zabiły podczas jedenastego biegu. Tam, na
drugim łuku, atakujący po zewnętrznej Holdera dwudziestoletni Pawlicki najechał na
tylne koło rywala, przez co wyprostowanym motocyklem z pełną prędkością uderzył w
bandę. Zderzenie było tak mocne, że otworzyła się brama wyjazdowa z parku
maszyn, a sam zawodnik wpadł do parkingu. Wychowanek Unii Leszno szybko jednak
wstał i pobiegł do swojego boksu. Z powtórki biegu został jednak wykluczony.
Zwycięstwo 4:2 za sprawą Doyle'a i Przedpełskiego w gonitwie dwunastej
zwiększyło przewagę gości do czterech punktów. Szybko tym samym odpowiedzieli
jednak gospodarze i tak przed biegami nominowanymi na tablicy wyników widniał
wynik 38:40.
Wyścig czternasty rozgrywano, aż czterokrotnie. Głównym winowajcą tych zdarzeń
był Grigorij Łaguta. Pierwsza próba wstrzelenia się w start zakończyła się
szczęśliwie dla rosyjskiego żużlowca, bowiem był o włos od dotknięcia taśmy.
Niemal identyczna sytuacja nastąpiła w powtórce biegu, po której kibice domagali
się wykluczenia torunianina. Ten otrzymał jednak ostrzeżenie. W kolejnej
odsłonie Grisza nie wytrzymał jednak ciśnienia i wjechał w taśmę. Po raz czwarty
rozgrywany wyścig wreszcie udało się zakończyć. Ale do głosu doszedł zmiennik
Łaguty, rezerwowy Paweł Przedpełski, który wygrał wyścig stawiając biało-niebieskich w
trudnym położeniu.
Ostatnia gonitwa, podobnie jak poprzednie, przyniosły kibicom mnóstwo emocji za
sprawą byłego toruńczyka Sajfutdinowa i obecnego Doyla.
Zawodnicy zmieniali się na prowadzeniu jak w kalejdoskopie. Ostatecznie
Australijczyk, który w pięciu swoich startach wywalczył trzynaście "oczek", na linie mety wjechał na pierwszym miejscu czym
zapewnił końcowy sukces swojej drużynie.
Podsumowując.
Zespół gości zasłużenie wygrał to spotkanie. Po bardzo dobrym
początku "Anioły" nawet na chwilę nie oddały prowadzenia w pojedynku. I choć
mecz zakończył się ich tryumfem zastanawiała postawa dwójki
gnieźnieńskich wychowanków startujących w barwach toruńskich. Zarówno Kacper
Gomólski jak i Oskar Fajfer nie dostosowali się swoim poziomem do reszty zespołu
w którym klasą dla wszystkich był niezwykle waleczny Jason Doyle.
Ekipie
gospodarzy zabrakło naprawdę niewiele do końcowego sukcesu. Wydaje się, że w
główniej grubo poniżej swoich możliwości pojechał Nicki Pedersen. Popularny
"Power" zdobył dla "Byków" tylko dziewięć "oczek". Sam zawodnik po meczu nie
ukrywał swojego niezadowolenia.
Ogromnego pecha mieli w tym pojedynku bracia Przemysław i Piotr Pawlicki. Obaj
żużlowcy uczestniczyli w bardzo groźnie wyglądających upadkach. Lekarz zawodów
co prawda pozwolił im na kontynuowanie jazdy w zawodach, jednak dalsza jazda nie sprawiała tym bardzo utalentowanym żużlowcom już takiej radości, jak
na początku starcia z toruńskimi "Aniołami".
Po spotkaniu podjęto w całej Polsce dyskusję
na zasadnością przepisu o lotnym starcie. Dyskusję tę wywołał bieg
czternasty, w którym Grisza Łaguta, trzy razy wystartował równo z maszyną
startową, ale
sędzia zrobił swoiste "polowanie na taśmę" Łaguty i za czwartym razem dopiął
swego. Jednak nie tylko ta decyzja arbitra wzbudziła sporo wątpliwości. W ocenie
wielu obserwatorów Rosjanin stał pod taśmą nieruchomo i jego start był zarówno w
pierwszym jak i drugim przypadku regulaminowy. Sytuacja była o tyle dziwna, że
sędzia mimo, że mógł ukarać upomnieniem toruńskiego zawodnika już po pierwszej
próbie startu, uczynił to dopiero przy drugim podejściu do tej gonitwy. Zatem
zgodnie z regulaminem trzecie podejście do biegu i przerwanie go z winy Łaguty
powinno skończyć się wykluczeniem Rosjanina. Nic więc dziwnego, że konsternację
wywołał komunikat ekstraligi, który brzmiał:
W związku z błędnymi interpretacjami zdarzeń przez kibiców i dziennikarzy,
wyjaśniamy, iż czym innym jest nieprawidłowy start, a czy innym stwierdzone
przez sędziego utrudnianie startu. Powtórka wyścigu XIV w Lesznie wynikała z
faktu, iż arbiter uznał start za nierówny. Kolejna powtórka XIV wyścigu to efekt
tego, że Grigorij Laguta dopuścił się tzw. lotnego startu (i otrzymał
ostrzeżenie od sędziego za utrudnianie startu).
Na pytanie jaka jest różnica pomiędzy nierównym startem, a startem
lotnym niestety żużlowi włodarze nie potrafili odpowiedzieć.
Dlaczego zatem powód przerwania wyścigu za pierwszym razem jest tak istotny? Kwestię
tę reguluje art. 65 regulaminu sportu żużlowego, który brzmi:
3) jeżeli zdaniem sędziego zawodnik utrudnia prawidłowe przeprowadzenie startu,
to:
a) w przypadku, gdy jest to pierwsze takie przewinienie danego zawodnika w
zawodach, sędzia nie wyklucza zawodnika z biegu, lecz:
- przerywa procedurę startu, nie zwalniając taśm maszyny startowej lub
- przerywa bieg najpóźniej w czasie pierwszego okrążenia toru i w każdym
przypadku udziela zawodnikowi ostrzeżenia, przy czym, jeżeli sędzia przerwał
procedurę startową lub przerywał bieg w czasie pierwszego okrążenia toru, to
przed powtórką startu do biegu osoba naprowadzająca zawodników na pola startowe
bądź inna osoba wykonująca funkcję w obrębie pola startowego pokazuje
ostrzeżonemu zawodnikowi tablicę z napisem "ostrzeżenie / warning", Regulamin
Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych 47
b) w przypadku, gdy jest to kolejne takie przewinienie danego zawodnika w
zawodach, sędzia wyklucza zawodnika z biegu; wykluczenie to powinno nastąpić
przed zwolnieniem taśm maszyny startowej bądź najpóźniej w czasie pierwszego
okrążenia toru i jest równoznaczne z ukaraniem zawodnika "żółtą kartką", o
której mowa w art. 69,
Zatem jeśli sędzia przerwał w pierwszym podejściu wyścig ze względu na postawę Łaguty,
to Rosjanin powinien otrzymać ostrzeżenie. W tej sytuacji, przy takim samym
przewinieniu w kolejnej odsłonie, "Grisza" powinien zostać wykluczony. Wtedy nie
mógłby go zastąpić Paweł Przedpełski, który ostatecznie wygrał bieg 14, bo to
byłoby możliwe tylko w przypadku dotknięcia taśmy przez Łagutę. Precyzuje to
artykuł 718 Regulaminu DMP, gdzie czytamy że:
1. W biegach I - XV, zawodnik z numerem startowym 1 - 5 lub 9 - 13, który po
zapaleniu zielonego światła startowego dotknie motocyklem taśmy maszyny
startowej, będzie wykluczony z biegu lecz w biegu powtórzonym może być
zastąpiony przez zawodnika rezerwy zwykłej. Zastępstwo takie jest zawsze rezerwą
zwykłą, niezależnie od rodzaju rezerwy zawodnika wykluczonego.
Od lat mówiło się o zmianie żużlowego regulaminu - wręcz napisaniu od nowa wszystkich ustaleń, a że jest to zabieg konieczny wyraźnie widać w sezonie 2015, bowiem problemy z jego interpretacją mają nie tylko sędziowie, ale również organ zarządzający Ekstraligą.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer KS Toruń -
Wykorzystaliśmy problemy naszych rywali. Jesteśmy w dobrej sytuacji. Gonimy i
odrabiamy. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że wykorzystaliśmy też
problemy Leszna, które było osłabione. Bardzo dobrze zaczęliśmy mecz, co nam
później trochę przeszkadzało, bo gospodarze dzięki temu mieli duże pole manewru
i mogli stosować rezerwy taktyczne za Jonassona. Później wynik trzymał się w
okolicach remisu. Jestem zadowolony. Znowu pojechała cała drużyna. W Gorzowie
ojcem zwycięstwa był Grisza Łaguta, a w Lesznie w tej roli wystąpił Jason Doyle.
Mieliśmy lidera, ale punktowali wszyscy i to był klucz do sukcesu.
Sporo kontrowersji wzbudził 14 wyścig. Idealnie spod taśmy dwukrotnie ruszył
wtedy Grigorij Łaguta. Sędzia jednak bieg przerwał i zarządził powtórkę. Trzecie
podejście to już wykluczenie Rosjanina. Nie ma co komentować tej sytuacji. Kiedyś był taki bardzo
mądry trener piłkarski pan Wojciech Łazarek, który mówił, że nie ma sensu kopać
się z koniem. Ja wychodzę z podobnego założenia. Nie będę tego zatem komentować.
Niech zrobią to eksperci. Ja byłem nim rok temu, a teraz występuję w innej roli.
Mój punkt patrzenia się zmienił. Nie chcę wkładać kija w mrowisko, bo mogę
narazić się na kary dyscyplinarne.
Jacek Krzyżaniak - trener KS Toruń - Wrażenia po tym meczu są niesamowite, bo udało nam się zwyciężyć na torze, który możemy nazwać jaskinią byka. Jestem bardzo szczęśliwy wygraliśmy bardzo trudny mecz wyjazdowy. Zespół z Leszna jest uważany za jednego z głównych faworytów do wywalczenia w tym roku Drużynowego Mistrzostwa Polski. Nie przyjechaliśmy jednak do Leszna przegrać i gdybyśmy wyjeżdżali stąd bez punktów, nie bylibyśmy zadowoleni. Pierwsze dwa biegi, które wygraliśmy 5:1, to był rewelacyjny początek meczu w stosunku do przeciwnika. Nasi zawodnicy byli dobrze spasowani, a na trasie jechali zgodnie parą. Były biegi, w których przegrywaliśmy, ale później to odrabialiśmy, to był mecz na styku. Był to bardzo zacięty pojedynek ogromy wkład w nasz końcowy sukces miał Jason Doyle. W najważniejszym wyścigu tego spotkania stanął na wysokości zadania i w nim triumfował.
Jason Doyle - Toruń - Jestem bardzo zadowolony z mojej postawy w tym spotkaniu, na co też wskazuje mój dorobek punktowy. Tor był perfekcyjnie i profesjonalnie przygotowany, tak więc w tym przypadku dobrze mi się tutaj jeździło.
Chris Holder - Toruń - Wygraliśmy kolejne spotkanie. To jednak był ciężki mecz. Unia Leszno jest przecież świetną drużyną. Niezwykle cieszymy się z tej wygranej. Początek spotkania ułożył się po naszej myśli. Mieliśmy dużą przewagę i naszym zadaniem było jej utrzymanie. Nie było to łatwe, ale na szczęście się udałoZe swojego występu jednak nie jestem zadowolony. Najważniejszy jest jednak końcowy wynik meczu, który był dla nas bardzo korzystny. Doskonale w Lesznie pojechał Jason Doyle. Zresztą cały zespół zaprezentował się świetnie. Wierzę w to, że możemy w tym roku naprawdę osiągnąć świetny wynik w lidze.
Grigorij Łaguta - Toruń - Gdy jechaliśmy na ten mecz, ludzie dzwonili i pytali, na jaki liczę wynik. Jak mówiłem, że wygramy, to się dziwili. Wiedziałem, że będziemy walczyć, a tor był naprawdę dobrze przygotowany. Można było wyprzedzać i przy bandzie, i przy krawężniku. Kibice na stadionie i w telewizji oglądali naprawdę ciekawe zawody. Walczyłem ostro z Pawlickim, ale toon pierwszy zaczął i w czasie biegu chciał mnie wypchnąć na zewnętrzną. Cieszę się, że dobrze zareagowałem, bo mogłoby skończyć się to gorzej i obaj byśmy leżeli. Jeśli chodzi o Pawlickich to są to fajne chłopaki, ale na torze trzeba jeździć trochę z głową. Lepiej czasem trochę przytrzymać gaz i pomyśleć. Jutro przecież też są zawody. W ostatnim moim biegu sędzia powtarzał trzy razy bieg, ale ja nie kradłem startu. Po prostu mam dobry refleks. Chcę wystartować jak najlepiej i co na to poradzę? Mam czekać, aż wszyscy ruszą i dopiero puszczać sprzęgło? \
Paweł Przedpełski - Toruń - Na początku było w porządku. W pierwszym biegu jechaliśmy z Oskarem, ładnie
się ustawiliśmy w parę i dowieźliśmy 5 punktów. Te kolejne biegi nie do końca
ułożyły się po mojej myśli. Można powiedzieć, że jechałem sztywno i niemrawo. Na
ostatni bieg się "spiąłem" i wygrałem z bardzo szybkim Nickim Pedersenem,
co mnie bardzo cieszy. Przed meczem było duże ciśnienie, bo przyjechaliśmy tu z
nastawieniem na bardzo ciężkie zawody. Jakoś tak się ułożyło, że przez cały mecz
utrzymywaliśmy małą przewagę. Ostatni bieg zadecydował o wszystkim. Najlepszą
robotę wykonał Jason Doyle. Jemu w szczególności należą się gratulacje. Lesznianie
przygotowali świetnie tor. W
poprzednich latach było co prawda nieco bardziej przyczepnie, ale ważne jednak,
że było dużo mijanek.
Jeśli chodzi o moje zdrowie to nie odczuwam już skutków tej kontuzji. Nie raz
wiadomo, że trochę zaboli, ale nie ma żadnego dyskomfortu, więc nie pozostaje mi
nic innego, jak wsiadać na motocykl i się ścigać.
Kacper Gomólski - Toruń - miałem trochę pretensji do trenera, bo wiadomo, że chciałem jechać, tym bardziej, że startowałbym z pierwszego pola. Ostatecznie zostałem jednak zmieniony. Cóż poradzić, taki jest żużel. Liczy się wynik drużyny. Później miałem przerwę i odpocząłem. W swoim trzecim starcie przywiozłem dwójkę. Mimo że pojechałem zaraz potem w następnym wyścigu, zrobiło się znacznie bardziej twardo i sucho. Nie zrobiłem przez to takiej zmiany, jaką powinienem. Taki był to mecz, że cała nasza drużyna pojechała równo i w końcu pokonaliśmy lesznian, którzy w tym roku wręcz latają. Ja czekam na moment, w którym będę punktował na wysokim poziomie. Jazda dla mnie jest najważniejsza. Jeśli chodzi o inne ligi, to w zeszłym sezonie miałem tylko dwa mecze w Szwecji pod koniec sezonu. Teraz cały czas jeżdżę w tygodniu. Do piątku czekają mnie mecze w ligach zagranicznych. Potem potrenuję w Toruniu. Przed kolejnym spotkaniem ligowym będę miał dzień przerwy i myślę, że to wystarczy,
Oskar Fajfer - Toruń - Cztery punkty, ale w trzech biegach, więc też ciężko było mi coś więcej wskórać. Po drugim biegu miałem do tego bardzo długą przerwę, przez co nieco przespałem z ustawieniami. Liczy się jednak wynik drużyny. Nikt w naszych szeregach nie zawiódł. Wszyscy dali z siebie, ile mogli i cieszymy się, że odnieśliśmy zwycięstwo. Zdecydowanie łatwiej nam się jeździ z Adrianem i Pawłem w składzie. Myślę, że jest to widać. Przyjechaliśmy przecież do lidera rozgrywek i po ciężkim meczu zwyciężyliśmy. Aż ciarki mnie przechodzą na myśl o tym. Przed kolejnym meczem ligowym trzeba trenować, trenować i jeszcze raz trenować.
Mrosław Kowalik - były zawodnik i trener Torunia - Wg mnie przepis o lotnym jest bzdurny. Bo albo zawodnik przechytrzył sędziego i jadą dalej, albo wjechał w taśmę. Czemu ten system jest zero-jedynkowy ze wskazaniem na korzyść sędziego. W przypadku Griszy oglądałem na zwolnionych obrotach te starty i powiem jedno - na moje oko były to starty idealne i nie wiedziałem tam czołgania. Czy stał 7,51 cm od taśmy czy moze 2,34 cm, moim zdaniem to nie miało znaczenia, bo się nie czołgał. A z drugiej strony nawet podprowadzający dodatkowo kazał Łagucie podjeżdżać bliżej pod taśmę, czyli chyba był ustawiony tuż pod taśmą. Po prostu on 3x tak wyczuł moment, że szedł razem z taśmą. Szukałem w tym wszystkim czołgania i nie widziałem. A że go nie było to dowód na to, że puszczał sprzęgło ułamek sekundy później niż szła taśma. Niestety w ostatnim starcie tak jak napisałem puścił ułamek sekundy wcześniej i wjechał w taśmę. Niestety sędzia widział to inaczej w trzech startach, gdy zarządzał powtórki, a gdy przypilnował Griszę i w końcu musiał go wykluczyć, zrobił krzywdę gospodarzom, bo jak było każdy widział.
Piotr Rusiecki - prezes Unii Leszno - Gdyby nie kontuzje, ten mecz mógłby potoczyć się inaczej. Trzeba przyznać, że widzieliśmy w Lesznie wspaniałe widowisko, które wszystkim mogło się podobać. Chcielibyśmy oglądać takie mecze co dwa tygodnie na naszym stadionie. Jedynym problemem jest wynik, bo życzylibyśmy sobie tego, żeby był on znacznie bardziej korzystny. Nie ma co ukrywać, że mamy w Lesznie szpital. Gdyby nie kontuzje, ten mecz mógłby potoczyć się inaczej. Poza tym w czasie zawodów mieliśmy upadki Przemka i Piotrka Pawlickiego, co musiało wybić ich z rytmu. W czternastej gonitwie, Łaguta po 3 lotnych startach, 2x dostał od sędziego upomnienie w końcu nie wytrzymał i wjechał w taśmę.Uważam, że gdyby na miejscu Łaguty był Nicki Pedersen, nie byłoby taryfy ulgowej. Przy pierwszej spornej sytuacji mielibyśmy do czynienia z wykluczeniem. Nie poddajemy się jednak i w kolejnych meczach będziemy walczyć dalej. Czasem takie porażki są potrzebne, by drużyna była jeszcze bardziej zmotywowana.
Adam Skórnicki - menedżer Unii Leszno - Goście szybko objęli prowadzenie w tym spotkaniu. My robiliśmy wszystko co było w naszej mocy, aby zniwelować tą stratę. Niestety to się nam nie udało. Punkty odjechały nam już na samym początku, a rywalizując z takim przeciwnikiem, ciężko się to odrabia. Przegraliśmy pierwszy w tym rok mecz ligowy, ale się nie załamujemy. Szczęście na ogół sprzyja lepszym i było to zasłużone zwycięstwo torunian. Jeśli chodzi o nas, to musimy wyciągnąć po tym meczu wnioski. Muszę pogratulować zawodnikom, bo stworzyli naprawdę wspaniałe widowisko.
Grzegorz Zengota - Leszno - Po dwóch przegranych biegach 5:1 zaczęła się nerwowa atmosfera i praktycznie każdy bieg jechaliśmy z dużym ciężarem i to nam nie pomagało. Staraliśmy się gonić przeciwników, bo wiedzieliśmy, że to jest nasz tor i gdzie, jak nie na naszym torze, mamy walczyć. Goście od samego początku czuli się jednak u nas bardzo dobrze i nie udało nam się odrobić tych punktów, które straciliśmy na samym początku. Jeśli chodzi o moją postawę, paru "oczek" brakowało. Piotr i Przemek się poobijali i życzę im szybkiego powrotu do zdrowia. Nic poważnego im się nie stało, ale takie upadki ślad pozostawiają. Mam nadzieję, że na mecz w Zielonej Górze będziemy już w komplecie i będziemy mogli powalczyć o zwycięstwo.
Nicki Pedersen - Leszno - Przegraliśmy pierwszy w tym roku mecz w lidze. Szkoda, że na własnym torze. Tor nie był tym razem naszym atutem. Wiemy, że nie jest to żadna wymówka, ale nawierzchnia rzeczywiście była dla nas pewnym zaskoczeniem i musieliśmy próbować różnych ustawień. Zdaję sobie też sprawę, ze nie był to najlepszy mecz w moim wykonaniu. Nie tylko ja, ale i cała drużyna zmagała się z problemami. Jedna porażka i jeden słabszy dzień niczego jednak nie zmieniają. Nie mam wątpliwości, że szybko się z tego otrząśniemy.
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl
www.nowosci.com.pl