2017-04-22 Runda zasadnicza
ekantor.pl Falubaz Zielona Góra - KS Get Well Toruń
 
W lany poniedziałek Get Well Toruń przegrał na własnym torze ze Stalą Gorzów i do Zielonej Góry jechał z nietęgą miną. Nikt co prawda nie zakładał wygranej z mocnym rywalem, ale każdy liczył na przebudzenie drużyny. W zestawieniu Aniołów na MotoArenie zabrakło Grzegorza Walaska, który do końca walczył o miejsce w podstawowym składzie. W starciu z gorzowianami pojechali jednak, ale spisali się poniżej oczekiwań Paweł Przedpełski i Michael Jepsen Jensen, którzy wywalczyli po 5 punktów. W tej sytuacji Menadżer Jacek Gajewski uznał, że w spotkaniu na ziemi lubuskiej zabraknie miejsca dla Duńczyka, a zastąpi go właśnie Walasek, który tym samym miał zadebiutować z zółto-niebiesko-białym plastronem na piersi. Duńczyk jednak nie składał broni i zapowiadał walkę o skład do samego końca: "Zdawałem sobie sprawę, że po słabym występie w Toruniu mogę stracić miejsce w składzie na mecz w Zielonej Górze. Walczyłem podczas spotkania ze Stalą, jak tylko mogłem. Oglądałem ten mecz we wtorek na spokojnie i wiem, że nie miałem żadnej pomocy ze strony sprzętu. Zupełnie nie czułem go. Tuner już dostał sprzęt z powrotem i czekamy na informację, co jest nie tak. Rozmawiałem z Gregiem Hancockiem i on przyznał, że na 100 proc. pojawiła się jakaś usterka w silniku. Moja reakcja spod taśmy była dobra, ale w ogóle nie miałem szybkości na łukach. Teraz trzymam kciuki i nadal mam nadzieję, że pojadę w kolejnym spotkaniu ligowym w Polsce. W tym sezonie czuję się świetnie na motocyklu i chcę wykonywać dobrą robotę. Cały czas jestem gotowy do występu w Zielonej Górze i chciałbym dobrym występem w duńskich eliminacjach do Grand Prix 2018 przekonać trenera do zmiany decyzji".
Trener zielonogórzan Marek Cieślak jednak nic sobie nie robił z tej zmiany i mimo, że Walasek wychował się na zielonogórskim torze nie uważał aby było to znaczące wzmocnienie siły rażenia Aniołów: "Wydaje mi się, że to rozpaczliwe próby ratowania sytuacji. Kto może powiedzieć, co pojedzie Walasek, a co pojechałby Jepsen Jensen? Tego nie wie ani Jacek Gajewski, ani ja. Ja mogę tylko przypuszczać, że robi się coś, by robić - Get Well przegrał mecz, trzeba odstawić najsłabszego w ocenie menedżera i dać szansę drugiemu. To nie jest dobre, gdy po pierwszym spotkaniu robi się roszady w drużynie. To znaczy, że zespół zawalił".
Z słowami trenera kadry narodowej można było polemizować, ale pewnym było, że sam Walasek, nawet gdyby wykręcił komplet 18 pkt meczu nie był w stanie wygrać. Torunianie musieli zadbać o dobrą dyspozycję Chrisa Holdera, który był w wyraźnym dołku sportowym. O ile z powodu słabszej jazdy Pawła Przedpełskiego czy Michaela Jepsena Jensena, menedżer Jacek Gajewski niekoniecznie musiał rwać włosy z głowy, o tyle kryzys jednej z dwóch lokomotyw wzbudzał spore drżenie rąk. Problemy Chrisa było widać już w turnieju Speedway Best Pairs, gdzie co prawda zdobywał punkty, ale jazdą nie zachwycał. Niestety nie udało mu się w tym czasie znaleźć złotego środka na przebudowany tor. Ponadto występy w Premiership pokazały, że problem Holdera dotyczył nie tylko Motoareny, a to niestety nie napawało toruńskich fanów optymizmem przed pierwszym wyjazdowym spotkaniem. Każdy bowiem widział, że jak trudno było pokonać Falubaz na jego torze. Get Well Toruń, który ostatnią i zarazem jedenastą w historii wygraną w Winnym Grodzie odniósł w rundzie zasadniczej sezonu 2013 (46:43). Wówczas bohaterską postawą wykazał się duet Tomasz Gollob i Darcy Ward, który podwójnie wygrał w piętnastym biegu. Od tamtej pory Anioły nie mogły wywieźć z Zielonej Góry ligowych punktów. Niezłe występy przeplatali słabszymi albo… beznadziejnie słabymi. Ponadto zielone Myszy przystępowały do kolejnej potyczki z zamiarem rewanżu za przegrany dwumecz półfinałowy z ubiegłego sezonu. Zielonogórzan widziano w finale zarówno przed rozpoczęciem rywalizacji, jak i nawet w jej trakcie. ZKŻ miał z łatwością odrobić straty z pierwszego meczu rozegranego w Toruniu i potwierdzić wysoką dyspozycję z drugiej części sezonu. W play-off toruńska drużyna sprawiła jednak drużynie Marka Cieślaka sporego psikusa i spisała się o wiele lepiej niż w rundzie zasadniczej, wygrywając dwumecz premiowany awansem do finału. Nic więc dziwnego, że zielonogórscy żużlowcy na inauguracje ligi na własnym torze chcieli w 105 potyczce pokonać przeciwnika po raz 54 w historii bezpośrednich starć i przy tym po raz 41 na swoim owalu.
Wracając jednak do drużyny toruńskiej, należy podkreślić, że Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski na dwa dni przed ligowym spotkaniem mieli okazję ścigać się na zielonogórskim torze w ramach finału Złotego Kasku. Miało to być pewnego rodzaju przetarcie i ostateczna podpowiedź dla Jacka Gajewskiego na jakie nazwiska postawić w ligowej walce. Niestety o ile Miedziak walczył z rywalami jak równy z równym i ostatecznie zajął piąte miejsce, o tyle Paweł niestety spisał się słabo. W tej sytuacji toruński menadżer zdecydował się na zmianę toruńskiego wychowanka na Michaela Jensena.

Zanim jednak doszło do potyczki, zielonogórscy kibice oraz żużlowi działacze już od piątku spoglądali na niebo i na bieżąco analizowali prognozy pogody. Od tego dnia w Winnym Grodzie przebywał także komisarz toru Zbigniew Kuśnierski, który nadzorował prace nad przygotowaniem nawierzchni. W sobotę w Zielonej Górze co prawda padał deszcz, jednak nie zaszkodził nawierzchni i pojedynek Aniołów z Myszami mógł dojść do skutku.

Spotkanie rozpoczęło się od podziału punktów, bowiem wygrał Dudek przed Hancockiem, a powracający po kontuzji Hampel nie dał rady Jensenowi. W biegu młodzieżowym doskonale spisała się para toruńska, która wygrała 4:2 i goście objęli dwupunktowe prowadzenie. Kolejne trzy biegi to popis jazdy gospodarzy którzy po pięciu gonitwach prowadzili już ośmioma punktami. W biegach tych totalnie zawiedli Holder, Miedziński i Hancock. Z niezłej strony pokazali się za to Igor Kopeć-Sobczyński i Michael Jensen. Zwłaszcza postawa toruńskiego młodzieżowca budziła zachwyt, bowiem w biegu czwartym walczył jak równy z równym z Protasiewiczem i tylko brak doświadczenia sprawił, że żużlowy weteran pokonał mniej utytułowanego rywala.
Do nietypowej sytuacji doszło w wyścigu szóstym. Po wyjściu spod taśmy pewnie prowadził Piotr Protasiewicz, ale na pierwszym łuku ostatniego okrążenia upadł na tor, a z motocykla kapitana Falubazu wydobyły się iskry i ogień. Okazało się, że był to nietypowy defekt silnika, który praktycznie rozsypał się na trze jak puzzle. Protasiewicz rzecz jasna tego biegu nie ukończył, przez co podwójne zwycięstwo odnieśli torunianie.
Zielonogórzanie szybko jednak odrobili stracone punkty, już w kolejnym biegu, bowiem Adrian Miedziński jadący na drugiej pozycji, dzielnie odpierał ataki Patryka Dudka, ale zielonogórzanin czekał na błąd rywala i na ostatnim łuku wykonał skuteczny manewr, doprowadzając na podwójnego triumfu miejscowych i euforii publiczności.
Kolejne biegi obnażały słabość liderów gości, a napędzały zawodników gospodarzy. Zielonogórzanie dysponowali zdecydowanie lepszym momentem startowym od Get Well, co skutecznie pomagało w budowaniu przewagi nad wicemistrzami Polski. Niemoc torunian trwała do jedenastego wyścigu, w którym Jacek Gajewski zdecydował się na rezerwę taktyczną i za bezbarwnego Chrisa Holdera wprowadził Jensena. Zmiana ta przyniosła ona zamierzony rezultat, bo Jepsen Jensen wspólnie z Walaskiem dowieźli pięć punktów do mety, odrabiając straty.
W pierwszym z biegów nominowanych doszło do upadku. Po starcie na pierwszym łuku Karpow przykleił się do krawężnika i niby jechał swoją ścieżką, gdy nagle na dziurze, wykontrował swój motocykl i bezpardonowo wpakował swoje tylne koło w ścinającego do krawężnika Adriana Miedzińskiego. Wielu komentatorów uznało, że zawodnik Get Well pojechał ostro i trochę bez głowy, bo zwyczajnie wpakował się rywalowi w jego tor jazdy. Prawda jednak była zapisana w TV i sędzia wyrzucił Karpowa. Osamotniony Protasiewicz poradził jednak sobie z Miedzińskim i Kaczmarkiem i Falubaz utrzymał czternastopunktową przewagę. W ostatniej odsłonie dnia najlepsza toruńska para mogła doprowadzić do mniejszej porażki Aniołów, jednak duet torunian podwójnie poległ z bezbłędnymi tego dnia Doylem i Dudkiem.

Podsumowując.
Sobotnie spotkanie w Zielonej Górze pokazało, siłę gospodarzy,
którzy nie mieli z kolei dziur wśród seniorów. Każdy z żużlowców Falubazu pojechał na dobrym poziomie, co znalazło odzwierciedlenie w końcowym rezultacie. Nieco słabiej spisali się co prawda zielonogórscy juniorzy, choć i oni dowozili do mety ważne oczka.

Z kolei ekipa toruńska, to Jacek Gajewski, który miał menadżerskiego nosa, jeśli chodzi o roszady w składzie, bowiem liderami Get Well w Winnym Grodzie byli Walasek oraz Jepsen Jensen. Niestety Kompletnie zawiedli bezbarwni Chris Holder i Greg Hancock. To właśnie punktów Amerykanina i Australijczyka najbardziej zabrakło Get Well, by powalczyć o lepszy rezultat.
Niestety po dwóch kolejkach Get Well był jedyny zespołem, który odjechał swoje mecze, ale jazda Aniołów nie napawała optymizmem. Menadżer Jacek Gajewski po wysokiej porażce w Zielonej Górze sam przyznał, że do końca nie rozumie kiepskiej jazdy swoich liderów. O ile w przypadku Grega Hancocka można wierzyć, że była to jednorazowa wpadka (choć takiej gwarancji nie było), o tyle w przypadku Chrisa Holdera kłopoty wydawały się być głębsze. Niestety Gajewski nie mógł spać spokojnie, bowiem nawet gdyby Australijczyk z dnia na dzień powróci do świetnej jazdy inni zawodnicy po dwóch meczach nadal byli nieprzewidywalni. Bo to, że świetnie w grodzie Bachusa zaprezentował się Grzegorz Walasek, nie oznaczało że w następnych meczach będzie jednym z liderów. Podobnie rzecz dotyczyła Michaela Jepsena Jensena i Adriana Miedzińskiego. Najwierniejszy z najwierniejszych Aniołów "Adi Miedziak" nigdy praktycznie nie gwarantował stabilnej jazdy na wysokim poziomie przez cały sezon. Nie wspominając o jego, chwilami, nieskoordynowanej jeździe. Do tego w kryzysie był Paweł Przedpełski, dla którego pierwszy sezon w gronie seniorów zapowiadał się na naprawdę trudny sportowy okres. Jeszcze niedawno na równo walczył on z kolegami z młodzieżowej reprezentacji Polski. A u progu sezonu 2017, choćby Piotrek Pawlicki czy Bartosz Zmarzlik, objeżdżali najbardziej utalentowanego żużlowca Get Well ostatnich lat, praktycznie "z zamkniętymi oczami".
Problemem torunian niestety nie była tylko słaba dyspozycja tych co powinni zdobywać punkty, ale dwa pierwsze mecze pokazały, że Anioły nie były drużyną z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, ten stan rzeczy mógł w trakcie sezonu się zmienić, ale w innych klubach też nie próżnowano. Toruńscy kibice nie szczędzili cierpkich słów swoim ulubieńcom, ale z drugiej strony problemy Get Well nie wzięły się znikąd. Zimą, zamiast ciężko pracować w pocie czoła, w Toruniu ciągle trwały dyskusje na temat ubiegłorocznego finałowego meczu w Gorzowie. Potem całą energię skupiono na odejściu Martina Vaculika do Gorzowa. A szkoda, że w tym czasie nie rozmawiano i nie przeanalizowano błędów w prowadzeniu zespołu podczas finału w Gorzowie. Menadżer widocznie uznał się za osobę nieomylną, a przecież każdy nawet nieomylny może wyciągać wnioski, aby być jeszcze lepszym. Trzeba tylko umieć przyjąć naukę i zamknąć temat, uprzednio wyciągając wnioski. Zaskakujące było również to, że można było odnieś wrażenie, że nie starano się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ostatnich latach tacy zawodnicy jak Emil Sajfutdinow, Grigorij Łaguta, Jason Doyle czy wspomniany wcześniej Martin Vaculik grzecznie odchodzili z drużyny po zaledwie jednorocznej przygodzie? I dlaczego nagle w innych drużynach zaczęli radzić sobie na ogół lepiej niż na wypielęgnowanej Motoarenie? Zapewne gdyby to uczyniono, byłby inny skład, bardziej przewidywalny i gwarantujący skuteczniejszą jazdę.
W tej sytuacji najjaśniejszym punktem zespołu i nadzieją na lepsze jutro była postawa młodzieżowców, bowiem Daniel Kaczmarek i Igor Kopeć-Sobczyński oraz pozostający w rezerwie Marcin Kościelski wykonali kolosalną pracę i efekty tego było widać na torze. Co prawda tylko Daniel i Igor mieli okazję startować w lidze, ale obiektywnie trzeba przyznać, że radzili sobie doskonale, rywalizując jak równy z równym nie tylko z juniorami, ale też seniorzy musieli napocić się, aby sprostać toruńskiej młodzieży.

Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski
- menadżer Torunia - Trudno mi powiedzieć, czy to był najbardziej optymalny skład naszej drużyny. Po pierwszym meczu należało zrobić zmiany. Walasek wskoczył do zespołu i pojechał bardzo dobry mecz. Trzeba jednak przyznać, że dyspozycja naszych zawodników jest w tej chwili bardzo nieprzewidywalna. Trudno być w tej chwili czegokolwiek pewnym. Nikt nie ma pewnego miejsca w składzie i za chwilę może być naprawdę różnie. Problem jest zresztą głębszy. Holder nie jedzie również nic wielkiego w Anglii. Nie wiem, co zrobię przed kolejnym meczem. W kolejną sobotę jest turniej Grand Prix. Czekam na przebudzenie i mam nadzieję, że ono nastąpi. Bez jego punktów będzie nam w tym roku bardzo trudno. Na ten moment nie potrafię powiedzieć, co będzie z jego startem w kolejnym spotkaniu. Będę uważnie obserwować wszystko, co się wydarzy w nowym tygodniu i na tej podstawie podejmę konkretne decyzje.

Robert Kościecha - trener Torunia - Co tu dużo mówić, kiedy sromotnie przegraliśmy ten mecz. Wynik mówi tak naprawdę sam za siebie. Przede wszystkim widać, że mamy w drużynie problemy z zawodnikami prowadzącymi parę. Mam na myśli między innymi Grega Hancocka i Chrisa Holdera. Ciężko w tym momencie określić czy zawodnicy borykają się ze sprzętem czy też ze sobą. Chciałbym z kolei pochwalić występy Grzegorza Walaska czy też Michela Jepsena Jensena, gdyż próbowali walczyć i jechali na takim poziomie, jaki nas zadowalał. Wielkim plusem są także po raz kolejny juniorzy, którzy robią punkty. Wygrali bieg młodzieżowy na 4:2, co bardzo mnie cieszy.

Greg Hancock - Toruń - Początek sezonu nie układa się po mojej myśli. Cały czas pracuję nad swoimi maszynami. Próbuję różnych ustawień. Szukam rozwiązań, które zapewnią mi lepsze wyniki na torze. Najbardziej zależy mi na poprawieniu mojej prędkości. Zwyczajnie czuję, że jestem na torze wolniejszy od większości rywali. Nie oszczędzałem pieniędzy na sprzęt. Naprawdę dużo zainwestowałem w motocykle. Mam sześć motocykli. Niestety na razie nie sprawują się tak, jakbym sobie tego życzył. Sezon tak naprawdę dopiero się rozpoczął. Liczę na to, że wkrótce na torze będę znów solidnie punktującym zawodnikiem.
Grzegorz Walasek - Toruń - Jeżdżę na żużlu ponad dwadzieścia lat, ale tego dnia zachowywałem się tak jakbym dopiero co zdawał licencję. Dość nerwowo podchodziłem do tego spotkania. Zapewne to też przez to, iż mecz był akurat w Zielonej Górze. Poza tym potrzebuję chyba tej pewności, że będę jeździł, że znajdę się w składzie. Wówczas wszystko się może jakoś poukłada. Wracam na tory ekstraligowe po roku czasu i czasami ta rzeczywistość wygląda inaczej niż w pierwszej lidze. Potrzebuję po prostu jeszcze trochę czasu.

Patryk Dudek - Zielona Góra - Podobnie jak kierownik uważam, że ważne jest to, by dobrze wejść w sezon. Cieszę się więc niezmiernie zarówno z postawy swojej, jak i moich kolegów. Przed tym pojedynkiem było sporo niewiadomych, szczególnie jeśli chodzi o mnie. Byłem bardzo podenerwowany, gdyż nie do końca wiedziałem jakie warunki torowe będą panowały podczas tego spotkania. Z tego co wiem, całą noc padał tu deszcz, stąd byłem przekonany, że nawierzchnia będzie nieco inna od tej na treningu. Najważniejsze jest jednak to, że nasi zawodnicy kończą te zawody cali i raczej zdrowi. Mam nadzieję, że w XIV biegu nic poważniejszego się nie stało. Obecnie nie ma co na nas narzekać, gdyż wszyscy pojechaliśmy całkiem dobrze. Jedziemy więc dalej i walczymy o kolejne punkty.

Jacek Frątczak - były menadżer Zielonej Góry - Jestem zdania, że Jacek Gajewski niczym nie zawinił w meczach Get Well. Trzeba też jednak zadać pytanie, kto na temat drużyny Get Well wie więcej od Jacka. Dlatego uważam, że nie ma sensu dyskutować nad zmianą Jacka, bo nie znajduję dla niego alternatywy. Naprawdę. Tylko ktoś naprawdę zdesperowany zdecydowałby się zająć stołek Jacka. Zresztą, z szacunku dla menedżera Get Well, nikt nie powinien się na podjęcie takiego zadania zdecydować. Trzeba dać Gajewskiemu i jego drużynie trochę czasu. Nie jest dobrze, bo styl był słaby, ale są też plusy. Tylko liderzy nie jadą. Może to kwestia silników Petera Johnsa. Z oceną tego tunera trzeba jednak poczekać do Grand Prix, gdzie zobaczymy jak radzi sobie ten najważniejszy klient Johnsa, czyli Tai Woffinden. Wracając jednak do toruńskiego menadżera to trzeba powiedzieć, że o ile Hancock i Holder nie jadą, to jednak udało się menedżerowi poprawić to, co nie funkcjonowało zbyt dobrze przed rokiem. Jeśli uda się Gajewskiemu zdiagnozować problem i postawić liderów na nogi, to Get Well będzie miał wartość dodaną.

Wojciech Dankiewicz - żużlowy menadżer, ekspert TV - Podstawowy problem Get Well jest taki, że tam nie ma drużyny Zawodnik z Torunia walczyli między sobą o punkty, źle to wyglądało. Drużyny nie ma, bo nie ma wyniku. To samo działo się w Fogo Unii Leszno. Jak w 2015 wszystko grało, to nawet Nicki Pedersen nie przeszkadzał, a rok później przestało iść i poleciała głowa menedżera Adama Skórnickiego. Nie chciałbym być w skórze Jacka Gajewskiego, menedżera Get Well, ale on za chwilę też może mieć kłopoty. Jak przegra dwa następne mecze, a to jest możliwe, to zaczną się dyskusje. Swoją drogą to jego roszady zadziały. Wstawił Walaska i ten pojechał. W ostatniej chwili zmienił Przedpełskiego na Jensena i to też zagrało. Dobrze pojechali juniorzy. Niestety zabrakło punktów liderów. Więcej można też było oczekiwać od Miedzińskiego. Najbardziej jednak zawiedli Hancock z Holderem. Tydzień temu Greg uśmiechał się mimo porażki, teraz idąc do wywiadu minę miał nietęgą.

Źródło: www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl

www.sportowefakty.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt