Zanim jednak doszło do potyczki, zielonogórscy kibice oraz żużlowi działacze już od piątku spoglądali na niebo i na bieżąco analizowali prognozy pogody. Od tego dnia w Winnym Grodzie przebywał także komisarz toru Zbigniew Kuśnierski, który nadzorował prace nad przygotowaniem nawierzchni. W sobotę w Zielonej Górze co prawda padał deszcz, jednak nie zaszkodził nawierzchni i pojedynek Aniołów z Myszami mógł dojść do skutku.
Spotkanie rozpoczęło się od podziału punktów,
bowiem wygrał Dudek przed Hancockiem, a powracający po kontuzji Hampel nie dał
rady Jensenowi. W biegu młodzieżowym doskonale spisała się para toruńska, która
wygrała 4:2 i goście objęli dwupunktowe prowadzenie. Kolejne trzy biegi to popis
jazdy gospodarzy którzy po pięciu gonitwach prowadzili już ośmioma punktami. W
biegach tych totalnie zawiedli Holder, Miedziński i Hancock. Z niezłej strony
pokazali się za to Igor Kopeć-Sobczyński i Michael Jensen. Zwłaszcza postawa
toruńskiego młodzieżowca budziła zachwyt, bowiem w biegu czwartym walczył jak
równy z równym z Protasiewiczem i tylko brak doświadczenia sprawił, że żużlowy
weteran pokonał mniej utytułowanego rywala.
Do nietypowej sytuacji doszło w wyścigu szóstym. Po wyjściu spod taśmy
pewnie prowadził Piotr Protasiewicz, ale na pierwszym łuku ostatniego okrążenia
upadł na tor, a z motocykla kapitana Falubazu wydobyły się iskry i ogień.
Okazało się, że był to nietypowy defekt silnika, który praktycznie rozsypał się
na trze jak puzzle. Protasiewicz rzecz jasna tego biegu nie ukończył, przez co
podwójne zwycięstwo odnieśli torunianie.
Zielonogórzanie szybko jednak odrobili stracone punkty, już w kolejnym biegu,
bowiem Adrian Miedziński jadący na drugiej pozycji, dzielnie odpierał ataki
Patryka Dudka, ale zielonogórzanin czekał na błąd rywala i na ostatnim łuku
wykonał skuteczny manewr, doprowadzając na podwójnego triumfu miejscowych i
euforii publiczności.
Kolejne biegi obnażały słabość liderów gości, a napędzały zawodników
gospodarzy. Zielonogórzanie dysponowali zdecydowanie lepszym momentem startowym
od Get Well, co skutecznie pomagało w budowaniu przewagi nad wicemistrzami
Polski. Niemoc torunian trwała do jedenastego wyścigu, w którym Jacek Gajewski
zdecydował się na rezerwę taktyczną i za bezbarwnego Chrisa Holdera wprowadził
Jensena. Zmiana ta przyniosła ona zamierzony rezultat, bo Jepsen Jensen wspólnie
z Walaskiem dowieźli pięć punktów do mety, odrabiając straty.
W pierwszym z biegów nominowanych doszło do upadku. Po starcie na
pierwszym łuku Karpow przykleił się do krawężnika i niby jechał swoją ścieżką,
gdy nagle na dziurze, wykontrował swój motocykl i bezpardonowo wpakował swoje
tylne koło w ścinającego do krawężnika Adriana Miedzińskiego. Wielu komentatorów
uznało, że zawodnik Get Well pojechał ostro i trochę bez głowy, bo zwyczajnie
wpakował się rywalowi w jego tor jazdy. Prawda jednak była zapisana w TV i
sędzia wyrzucił Karpowa. Osamotniony Protasiewicz poradził jednak sobie z
Miedzińskim i Kaczmarkiem i Falubaz utrzymał czternastopunktową przewagę. W
ostatniej odsłonie dnia najlepsza toruńska para mogła doprowadzić do mniejszej
porażki Aniołów, jednak duet torunian podwójnie poległ z bezbłędnymi tego dnia
Doylem i Dudkiem.
Podsumowując.
Sobotnie spotkanie w Zielonej Górze pokazało, siłę gospodarzy, którzy nie
mieli z kolei dziur wśród seniorów. Każdy z żużlowców Falubazu pojechał na
dobrym poziomie, co znalazło odzwierciedlenie w końcowym rezultacie. Nieco
słabiej spisali się co prawda zielonogórscy juniorzy, choć i oni dowozili do
mety ważne oczka.
Z kolei ekipa toruńska, to Jacek Gajewski,
który miał menadżerskiego nosa, jeśli chodzi o roszady w składzie, bowiem
liderami Get Well w Winnym Grodzie byli Walasek oraz Jepsen Jensen. Niestety
Kompletnie zawiedli bezbarwni Chris Holder i Greg Hancock. To właśnie punktów
Amerykanina i Australijczyka najbardziej zabrakło Get Well, by powalczyć o
lepszy rezultat.
Niestety po dwóch kolejkach Get Well był jedyny zespołem, który odjechał swoje
mecze, ale jazda Aniołów nie napawała optymizmem. Menadżer Jacek Gajewski po
wysokiej porażce w Zielonej Górze sam przyznał, że do końca nie rozumie
kiepskiej jazdy swoich liderów. O ile w przypadku Grega Hancocka można wierzyć,
że była to jednorazowa wpadka (choć takiej gwarancji nie było), o tyle w przypadku
Chrisa Holdera kłopoty wydawały się być głębsze. Niestety Gajewski nie mógł spać
spokojnie, bowiem nawet gdyby Australijczyk z dnia na dzień powróci do świetnej
jazdy inni zawodnicy po dwóch meczach nadal byli nieprzewidywalni. Bo to, że
świetnie w grodzie Bachusa zaprezentował się Grzegorz Walasek, nie oznaczało że
w następnych meczach będzie jednym z liderów. Podobnie rzecz dotyczyła Michaela
Jepsena Jensena i Adriana Miedzińskiego. Najwierniejszy z najwierniejszych
Aniołów "Adi Miedziak" nigdy praktycznie nie gwarantował stabilnej jazdy na
wysokim poziomie przez cały sezon. Nie wspominając o jego, chwilami,
nieskoordynowanej jeździe. Do tego w kryzysie był Paweł Przedpełski, dla którego
pierwszy sezon w gronie seniorów zapowiadał się na naprawdę trudny sportowy
okres. Jeszcze niedawno na równo walczył on z kolegami z młodzieżowej
reprezentacji Polski. A u progu sezonu 2017, choćby Piotrek Pawlicki czy Bartosz
Zmarzlik, objeżdżali najbardziej utalentowanego żużlowca Get Well ostatnich lat,
praktycznie "z zamkniętymi oczami".
Problemem torunian niestety nie była tylko słaba dyspozycja tych co powinni
zdobywać punkty, ale dwa pierwsze mecze pokazały, że Anioły nie były drużyną z
prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, ten stan rzeczy mógł w trakcie sezonu się
zmienić, ale w innych klubach też nie próżnowano. Toruńscy kibice nie
szczędzili cierpkich słów swoim ulubieńcom, ale z drugiej strony problemy Get
Well nie wzięły się znikąd. Zimą, zamiast ciężko pracować w pocie czoła, w
Toruniu ciągle trwały dyskusje na temat ubiegłorocznego finałowego meczu w
Gorzowie. Potem całą energię skupiono na odejściu Martina Vaculika do Gorzowa. A
szkoda, że w tym czasie nie rozmawiano i nie przeanalizowano błędów w
prowadzeniu zespołu podczas finału w Gorzowie. Menadżer widocznie uznał się za
osobę nieomylną, a przecież każdy nawet nieomylny może wyciągać wnioski, aby być
jeszcze lepszym. Trzeba tylko umieć przyjąć naukę i zamknąć temat, uprzednio
wyciągając wnioski. Zaskakujące było również to, że można było odnieś wrażenie,
że nie starano się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ostatnich latach tacy
zawodnicy jak
Emil Sajfutdinow,
Grigorij Łaguta,
Jason Doyle czy wspomniany
wcześniej
Martin Vaculik grzecznie odchodzili z drużyny po zaledwie jednorocznej
przygodzie? I dlaczego nagle w innych drużynach zaczęli radzić sobie na ogół
lepiej niż na wypielęgnowanej Motoarenie? Zapewne gdyby to uczyniono, byłby inny
skład, bardziej przewidywalny i gwarantujący skuteczniejszą jazdę.
W tej sytuacji najjaśniejszym punktem zespołu i nadzieją na lepsze jutro była
postawa młodzieżowców, bowiem Daniel Kaczmarek i Igor Kopeć-Sobczyński oraz
pozostający w rezerwie Marcin Kościelski wykonali kolosalną pracę i efekty tego
było widać na torze. Co prawda tylko Daniel i Igor mieli okazję startować w
lidze, ale obiektywnie trzeba przyznać, że radzili sobie doskonale, rywalizując
jak równy z równym nie tylko z juniorami, ale też seniorzy musieli napocić się,
aby sprostać toruńskiej młodzieży.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer Torunia - Trudno mi powiedzieć, czy to był
najbardziej optymalny skład naszej drużyny. Po pierwszym meczu należało zrobić
zmiany. Walasek wskoczył do zespołu i pojechał bardzo dobry mecz. Trzeba jednak
przyznać, że dyspozycja naszych zawodników jest w tej chwili bardzo
nieprzewidywalna. Trudno być w tej chwili czegokolwiek pewnym. Nikt nie ma
pewnego miejsca w składzie i za chwilę może być naprawdę różnie. Problem jest
zresztą głębszy. Holder nie jedzie również nic wielkiego w Anglii. Nie wiem, co
zrobię przed kolejnym meczem. W kolejną sobotę jest turniej Grand Prix. Czekam
na przebudzenie i mam nadzieję, że ono nastąpi. Bez jego punktów będzie nam w
tym roku bardzo trudno. Na ten moment nie potrafię powiedzieć, co będzie z jego
startem w kolejnym spotkaniu. Będę uważnie obserwować wszystko, co się wydarzy w
nowym tygodniu i na tej podstawie podejmę konkretne decyzje.
Robert Kościecha - trener Torunia - Co tu dużo mówić, kiedy sromotnie przegraliśmy ten mecz. Wynik mówi tak naprawdę sam za siebie. Przede wszystkim widać, że mamy w drużynie problemy z zawodnikami prowadzącymi parę. Mam na myśli między innymi Grega Hancocka i Chrisa Holdera. Ciężko w tym momencie określić czy zawodnicy borykają się ze sprzętem czy też ze sobą. Chciałbym z kolei pochwalić występy Grzegorza Walaska czy też Michela Jepsena Jensena, gdyż próbowali walczyć i jechali na takim poziomie, jaki nas zadowalał. Wielkim plusem są także po raz kolejny juniorzy, którzy robią punkty. Wygrali bieg młodzieżowy na 4:2, co bardzo mnie cieszy.
Greg Hancock - Toruń - Początek
sezonu nie układa się po mojej myśli. Cały czas pracuję nad swoimi maszynami.
Próbuję różnych ustawień. Szukam rozwiązań, które zapewnią mi lepsze wyniki na
torze. Najbardziej zależy mi na poprawieniu mojej prędkości. Zwyczajnie czuję,
że jestem na torze wolniejszy od większości rywali. Nie oszczędzałem pieniędzy
na sprzęt. Naprawdę dużo zainwestowałem w motocykle. Mam sześć motocykli.
Niestety na razie nie sprawują się tak, jakbym sobie tego życzył. Sezon tak
naprawdę dopiero się rozpoczął. Liczę na to, że wkrótce na torze będę znów
solidnie punktującym zawodnikiem.
Grzegorz Walasek - Toruń - Jeżdżę na żużlu ponad dwadzieścia lat, ale tego dnia
zachowywałem się tak jakbym dopiero co zdawał licencję. Dość nerwowo
podchodziłem do tego spotkania. Zapewne to też przez to, iż mecz był akurat w
Zielonej Górze. Poza tym potrzebuję chyba tej pewności, że będę jeździł, że
znajdę się w składzie. Wówczas wszystko się może jakoś poukłada. Wracam na tory
ekstraligowe po roku czasu i czasami ta rzeczywistość wygląda inaczej niż w
pierwszej lidze. Potrzebuję po prostu jeszcze trochę czasu.
Patryk Dudek - Zielona Góra - Podobnie jak kierownik uważam, że ważne jest to, by dobrze wejść w sezon. Cieszę się więc niezmiernie zarówno z postawy swojej, jak i moich kolegów. Przed tym pojedynkiem było sporo niewiadomych, szczególnie jeśli chodzi o mnie. Byłem bardzo podenerwowany, gdyż nie do końca wiedziałem jakie warunki torowe będą panowały podczas tego spotkania. Z tego co wiem, całą noc padał tu deszcz, stąd byłem przekonany, że nawierzchnia będzie nieco inna od tej na treningu. Najważniejsze jest jednak to, że nasi zawodnicy kończą te zawody cali i raczej zdrowi. Mam nadzieję, że w XIV biegu nic poważniejszego się nie stało. Obecnie nie ma co na nas narzekać, gdyż wszyscy pojechaliśmy całkiem dobrze. Jedziemy więc dalej i walczymy o kolejne punkty.
Jacek Frątczak - były menadżer Zielonej Góry - Jestem zdania, że Jacek Gajewski niczym nie zawinił w meczach Get Well. Trzeba też jednak zadać pytanie, kto na temat drużyny Get Well wie więcej od Jacka. Dlatego uważam, że nie ma sensu dyskutować nad zmianą Jacka, bo nie znajduję dla niego alternatywy. Naprawdę. Tylko ktoś naprawdę zdesperowany zdecydowałby się zająć stołek Jacka. Zresztą, z szacunku dla menedżera Get Well, nikt nie powinien się na podjęcie takiego zadania zdecydować. Trzeba dać Gajewskiemu i jego drużynie trochę czasu. Nie jest dobrze, bo styl był słaby, ale są też plusy. Tylko liderzy nie jadą. Może to kwestia silników Petera Johnsa. Z oceną tego tunera trzeba jednak poczekać do Grand Prix, gdzie zobaczymy jak radzi sobie ten najważniejszy klient Johnsa, czyli Tai Woffinden. Wracając jednak do toruńskiego menadżera to trzeba powiedzieć, że o ile Hancock i Holder nie jadą, to jednak udało się menedżerowi poprawić to, co nie funkcjonowało zbyt dobrze przed rokiem. Jeśli uda się Gajewskiemu zdiagnozować problem i postawić liderów na nogi, to Get Well będzie miał wartość dodaną.
Wojciech Dankiewicz - żużlowy menadżer, ekspert TV - Podstawowy problem Get Well jest taki, że tam nie ma drużyny Zawodnik z Torunia walczyli między sobą o punkty, źle to wyglądało. Drużyny nie ma, bo nie ma wyniku. To samo działo się w Fogo Unii Leszno. Jak w 2015 wszystko grało, to nawet Nicki Pedersen nie przeszkadzał, a rok później przestało iść i poleciała głowa menedżera Adama Skórnickiego. Nie chciałbym być w skórze Jacka Gajewskiego, menedżera Get Well, ale on za chwilę też może mieć kłopoty. Jak przegra dwa następne mecze, a to jest możliwe, to zaczną się dyskusje. Swoją drogą to jego roszady zadziały. Wstawił Walaska i ten pojechał. W ostatniej chwili zmienił Przedpełskiego na Jensena i to też zagrało. Dobrze pojechali juniorzy. Niestety zabrakło punktów liderów. Więcej można też było oczekiwać od Miedzińskiego. Najbardziej jednak zawiedli Hancock z Holderem. Tydzień temu Greg uśmiechał się mimo porażki, teraz idąc do wywiadu minę miał nietęgą.
Źródło:
www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl
www.sportowefakty.pl