Urodzony 25 maja 1978 w Golubiu - Dobrzyniu.
Przylgnął do niego przydomek "Puzon", którym namaścił go trener Jan Ząbik. Sportowy wychowawca wołał na początku do Mariusza "Puzi", aż w końcu został "Puzonem". Spodobało się wszystkim i tak zostało. To taki typowo żużlowy przydomek. Tylko koledzy z podstawówki nie wiedzą o kim mowa, bo oni wołali na niego "Siwy".
Popularny "Puzon", został wychowankiem toruńskiego Apatora.
Zainteresowanie sportem żużlowym rozpoczęło się u niego w 1991 roku, kiedy to po
raz pierwszy był na zawodach Indywidualnych Mistrzostwach Polski, na które
trafił przypadkiem, bo jak wspomina: "Mieliśmy jechać do cyrku, ale kolega
szwagra trochę wypił i nie mógł jechać samochodem. Nastąpiła więc zmiana planów.
Poszliśmy na żużel. Byłem zniesmaczony sytuacją, ale koniec końców wyszło mi to
na korzyść. Zakochałem się w speedwayu od pierwszego wejrzenia". Pierwsze kroki
stawiał na motocyklach typu Komar czy WSK, a do szkółki żużlowej zapisał się
dopiero w wieku 18 lat, przez co początkowo trener Jerzy Kniaź nie dawał mu
szans. Niestety na domiar złego pierwszy rok nie był zbyt udany dla Puszakowskiego, gdyż na drugim treningu
zaliczył upadek i przez miesiąc nie jeździł. Kiedy wrócił, pojechał jesienią na
egzamin licencyjny, który zakończył z wynikiem pozytywnym. Zafascynowany był
wówczas Mirkiem Kowalikiem, który uchodził za "mistera elegancji". Puzonowi, tak
podobały się kolory jego kombinezonu, że niemal do końca jeździł w kolorach
różowo-niebieskich.
Po zdobyciu licencji Puszakowski pierwszy raz w składzie pojawił się w
pierwszej rundzie MDMP, 3 czerwca 1997 roku w Lesznie z numerem 19. Na torze
jednak się nie pojawił. Prawdziwy debiut miał miejsce jednak w lidze, 22
czerwca 1997 w wygranym 51:38 meczu z Włókniarzem-Malmą Częstochowa w Toruniu.
Puszakowski jechał z numerem 9 i pojawił się na torze 2 razy, w obu startach
przyjeżdżając ostatni. Pierwszy swój punkt zawodnik zdobył w następnym meczu
ligowym w Bydgoszczy, wygranym przez Polonię 48:41. Puszakowski wystartował
w jednym wyścigu, w którym to przyjechał trzeci. Do końca sezonu Mariusz
startował tylko w MDMP i eliminacjach Srebrnego Kasku, w których to zajął 15
miejsce i nie awansował do finału.
W pierwszych latach kariery Puszakowskiego w drużynie Apatora Toruń pierwszymi
juniorami byli Robert Kościecha, Remigiusz Wronkowski, Marcin Kowalik, później
też Tomasz Chrzanowski, przez co Puszakowski na torze pojawiał się stosunkowo
rzadko.
Przez
pierwsze trzy sezony swojej kariery próbował przebić się do pierwszego składu Aniołów. Nie
sprostał konkurencji i w roku 2000 przenosi się na dwa sezony do
ŁTŻ Łódź,
gdzie zdobywał cenne doświadczenie. Powraca do
Torunia w roku 2002,
jednak w meczach ligowych startuje sporadycznie. Swoją szansę dostaje w trzech
ostatnich potyczkach sezonu. Z godnością podniósł rękawicę jaką rzucili mu
działacze i odwdzięczył się zdobyczami punktowymi na jakie nikt nie liczył
(łącznie z pkt bonusowymi wywalczył w trzech meczach 30 pkt).
Po tak udanym zakończeniu sezonu w kolejnym roku ponownie zabrakło miejsca dla "Puszaka"
w teamie z grodu Kopernika. Armia zaciężna w osobach Rickardssona, Crumpa czy
Protasiewicza była poza zasięgiem zawodnika, dlatego klub postanawia
wypożyczyć go do pobliskiego
Grudziądza. Drugoligowy wówczas GTŻ przechodził
zmiany, które miały spowodować wyjście z kryzysu organizacyjno-finansowego. "Puszak"
znalazł swoje miejsce w grudziądzkim teamie stając się jednym z liderów, a
zarazem ojcem awansu do pierwszej ligi.
Sezon 2004 to w karierze zawodnika ponownie na piersi plastron grudziądzki. I
ponownie przyzwoity wynik ligowy. Był podporą drużyny, a przy tym okazał się
rewelacją MPPK w roku 2004, gdzie
potrafi wyjść zwycięsko z walki z najlepszymi jeźdźcami w kraju
(zdobył w 6 startach 13 punktów-przy jednym
defekcie).
Nic więc dziwnego, że w okresie
transferowym "Puzon" powraca do klubu, który go wychował, ale jego powrót
przebiega w zupełnie innej atmosferze niż przed dwoma laty. "Puszak" ma zapewnione miejsce w składzie i sprzęt,
na którym może walczyć z najlepszymi. Jak sam przyznał, powrót go Torunia to
najważniejszy moment w jego karierze i otrzymanej szansy, nie chciałby
zmarnować.
W roku 2006 nie mógł znaleźć formy, a gdy wydawało się że jest już na
dobrej drodze do solidnego punktowania, doznał kontuzji która wyeliminowała go
niemal na cały sezon ze startów na żużlowym owalu. Wystartował co prawda przy
kłopotach kadrowych toruńskiego klubu, w pierwszym meczu play-off i nawet wygrał
wyścig, ale po tym spotkaniu stwierdził, że żużlowego rumaka dosiądzie dopiero w
sezonie 2007. I jak powiedział tak zrobił, jednak Puzon w sezonie 2007 przywidział
ponownie plastron z gołębiem i wspólnie z doskonale znanym w Toruniu Jackiem
Krzyżaniakiem miał stanowić o sile grudziądzkiego GTŻ-tu. Niestety kontuzje
wyeliminowały zawodnika z najważniejszych spotkań co znacznie osłabiło
grudziądzan. Jednak urazy nie przeszkodziły zawodnikowi w parafowaniu kontraktu
na kolejny sezon w grudziądzkim klubie i wspólnie z "Krzyżakiem" również
w
sezonie 2008 miał stanowić o obliczu grudziądzkiego teamu i tak było w istocie.
Niestety ponownie nie ominęły go kontuzje, a przy tym Puzon nie miał wsparcia w
kolegach i GTŻ musiał bronić się przed ligowym spadkiem. Mariusz znalazł jednak
uznanie w oczach działaczy i w oparciu m.in. o jego osobę budowano grudziądzki
skład na sezon 2009. Mariusz postanowił jednak zmienić klimat i przeniósł się do Gniezna, gdzie wystartował w 37 biegach i ze średnią 1 pkt/bieg nie zrobił wrażenia na żużlowych decydentach.
Dlatego na sezon 2010 trudno mu było znaleźć klub, który zagwarantował by mu odbudowanie sportowej formy sprzed lat.
Jednak doświadczenie zawodnika wzięli pod uwagę działacze z
Lublina i zatrudnili
go w swoich szeregach. Na drugoligowym froncie Puzon okazał się klasą samą w
sobie i ze średnią 2,313 uplasował się na liście najbardziej skutecznych
drugoligowców na trzecim miejscu, walnie przyczyniając się do walki w barażach o
pierwszą ligę dla Lublina. Przed kolejnym sezonem rozum podpowiada, że Mariusz powinien zostać w klubie w którym się
sportowo odbudował. Jednak z drugiej strony działacze lubelscy nie do końca
widzieli w składzie zawodnika z wysokim KSM. W tej sytuacji zawodnik trafił
do Piły, która po awansie miała rywalizować w pierwszej lidze. Jednak
perturbacje z uzyskaniem licencji spowodowały, że najpierw pilanie mieli być nie
dopuszczeni do ligowych startów, by ostatecznie zacząć rozgrywki ponownie od
drugiej ligi. Puzon przygotował się do ligowej batalii na miarę pierwszoligowca
i gdy przyszło startować mu na drugoligowym froncie, ze średnią 2,404 stał się z miejsca ponownie
najskuteczniejszym zawodnikiem ligi wprowadzając ponownie pilski żużel do grona
pierwszoligowców.
Sezon 2013 to jednak ponownie zmiana barw przez "Puzona". Tym razem wybór
padł na Rawicz i niestety mimo, że toruński wychowanek był jednym ze
skuteczniejszych jeźdźców w drużynie "Niedźwiadków" nie uchroniło to rawiczan
przed spadkiem do niższej klasy rozgrywek. Kolejny rok dla Mariusza to powrót
do Łodzi, gdzie doskonałą postawą na torze przyczynił się do walki w
play-off. Orły jednak otwarcie mówiły, że nie stać ich na starty w żużlowej
elicie i walkę o awans potraktowały na luzie. Puzon pozostał jednak w Łodzi w
sezonie 2015, gdzie po odejściu do Torunia Jasona Doyla, wyrastał
na krajowego lidera. Niestety na jednym z treningów Orła Łódź tuż po starcie na
pierwszy łuku, zawodnik szczepił się motocyklem z innym zawodnikiem i uderzył
w tor w wyniku czego doznał złamania uda z przemieszczeniem. Trening ten miał decydować o tym kto pojedzie w
niedzielnym meczu z Lokomotivem Daugavpils i choć Mariusz miał niezagrożoną pozycję w
składzie, to feralny trening niestety okazał się dla niego pechowy.
Pierwsze diagnozy mówiły tym, że zawodnik musi przejść skomplikowaną operację, a sezon z jego
udziałem niestety dobiegł końca. W tej sytuacji zawodnik przyjął z pokorą
lekarską diagnozę i czekał na rok 2017, bowiem prezes Orła Łódź - Witold
Skrzydlewski jasno deklarował, że w sezonie 2017 znajdzie się miejsce dla
zawodnika, który w meczu dla jego klubu stracił zdrowie. Niestety Puzon
sportowo długo wchodził w kolejny sezon i choć wystąpił już w marcowych meczach sparingowych Orła Łódź,
skutki kontuzji dawały znać o sobie. Na szczęście dla zawodnika dobre wyniki
zespołu, a co za tym idzie doskonała atmosfera w łódzkim zespole sprzyjała
spokojnemu dochodzeniu do pełnej sprawności. Niestety sezon szybko uciekał i
Mariusz wystartował tylko w pięciu ligowych meczach i choć z czternastu biegów
wygrał cztery, to średnia na poziomie 1,571 nie była poziomem z którego ambitny
zawodnik mógłby być dumny. Nic więc dziwnego, że po
turniej
pożegnalnym Piotra Śwista, który był dla Mariusza ostatnimi zawodami w
sezonie, zawodnik wyznał, że czuje się nieco
wypalony i zastanawia się nad dalszym sensem uprawiania sportu żużlowego: Po upadku
w Opolu siedziałem chyba drugi raz na motocyklu. Przedtem jeździłem raz w
miesiącu. Żużel przestaje mnie bawić. Fizycznie czuje się dobrze. Psychicznie
też jest nie najgorzej. Po prostu są takie, a nie inne realia. Nie będę ukrywał,
że gdzieś da się lepiej zarobić niż na żużlu. Robię to wiele lat i kocham to.
Szkoda mi podjąć szybko decyzję. Mam miesiąc na głębokie przemyślenia i zobaczę
wtedy, co dalej".
Na szczęście ten sympatyczny zawodnik podjął
decyzję o kontynuowaniu kariery i po trzech lata startów w pierwszej lidze
zrobił tak jak przed laty krok wstecz i przeniósł się do najniższej ligi. Tym razem miał jednak przywdziewać plastron wilków z
Krosna, a działacze z Podkarpacia nie kryli nadziei na to, że Mariusz będzie
czołową postacią zespołu. A sam zawodnik tak komentował swoją decyzję w
jednym z wywiadów: "Motywację mam cały czas. Kocham to co robię i chcę
się nadal ścigać, nie czuję się na to za stary. Te słowa były powiedziane pod
wpływem emocji, kilka czynników się na to złożyło. Straciłem cały poprzedni rok,
a w tym jeździłem tyle, co kot napłakał. Byłem tym zdruzgotany, przeszkadzało mi
to. Postanowiłem odbudować swoją formę, ale moim przypadku w grę wchodziła tylko
II liga. Najważniejsza jest dla mnie możliwość jazdy. A jeśli chodzi o I ligę,
to najlepiej byłoby do niej wrócić właśnie z drużyną z Krosna. Wiadomo, że na
papierze są silniejsze zespoły, ale tor wszystko zweryfikuje. Nie chciałbym na
razie wybiegać daleko w przyszłość. Nie oszukujmy się, przez dwa lata
praktycznie nie jeździłem na żużlu i w dodatku jestem po ciężkiej kontuzji.
Uważam, że mam możliwości aby jeździć na dobrym poziomie, ale potrzebuję
regularnego ścigania. Bardzo chcę jeździć i już w połowie sezonu mówiłem, że
idealnym rozwiązaniem dla mnie byłby powrót do trzech lig. Tak się stało i
cieszę się, że jestem w Krośnie. Przy okazji dziękuję działaczom z Grudziądza i
Torunia, za możliwość trenowania na ich torach oraz Krzysiowi Buczkowskiemu za
to, że czasami ratował mnie sprzętem. Nie będę ukrywał, że przed podpisaniem
umowy z Wilkami, rozmawiałem na ten temat z Tomkiem Chrzanowskim i on
wyraził bardzo dobrą opinię o tym klubie. W Krośnie chyba już z dziesięć lat
umawialiśmy się, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Teraz w końcu się
udało. KSM był pierwszym klubem, który się do mnie zgłosił. Rozmowa z panem
prezesem Wojtkiem Zychem była konkretna i dałem słowo, że jeśli będę jeździł na
żużlu, to będę to robił w Krośnie. Przy
okazji muszę podziękować panu Witkowi Skrzydlewskiemu, to jest też jego zasługa,
że podpisałem ten kontrakt. Miałem miejsce w łódzkiej drużynie, ale wiązałoby
się to z tym, że pewnie znowu bym za dużo nie jeździł. Pan Witek zadeklarował mi
pomoc i polecił, żebym przeszedł do KSM. To był jeden z czynników, który
przekonał mnie do tego klubu".
W kolejny sezon Puzon wszedł bardzo dobrze.
Już w pierwszych startach pokazał, że nie zapomniał jak się ściga na motocyklu,
a w
benefisie Roberta Kościechy zaskoczył wszystkich walecznością i pokazał, że
potrafi skutecznie rywalizować z zawodnikami z wysokiej półki.
Turniej Kostka był jednak dla trzydziestoośmiolatka czymś szczególnym, gdyż
obaj panowie przyjaźnili się od lat; "Znamy się wiele lat. Dzięki Robertowi też
jeżdżę. Zaprzyjaźniliśmy się niemal od początku. Wiele nocy spędziłem u Roberta,
wiadomo, u Roberta, a nie z nim, bo jak wracaliśmy z meczów to już nie miałem
możliwości powrotu do domu. Za to mu dziękuję, a my odjechaliśmy fajny turniej.
Myślę, że wśród tylu ekstraligowców nie wypadłem z tym numerem najgorzej".
Niestety pech ponownie dał znać o sobie, bowiem Mariusz nie będzie miło
wspominał spotkania w Gnieźnie. Już w czwartym biegu podczas próby ataku na
Patryka Fajfera zawodnik KSM-u Krosno zanotował groźnie wyglądający upadek.
Ucierpiała ręka, która od razu po zdarzeniu została włożona w temblak. Diagnoza
okazała się gorsza niż przypuszczano, bo "Puzon", został wykluczony ze startów
do końca sezonu, ponieważ doznał uszkodzenia więzozrostu obojczykowo-barkowego
lewego trzeciego stopnia. Przy tak skomplikowanej kontuzji czekało go kilka
miesięcy przerwy i przerwa w startach przynajmniej do końca sezonu. Mariusz nie
zamierzał jednak kończyć kariery i po sezonie ponownie parafował
kontrakt w Krośnie i planował pomóc "Wilkom" w drugoligowych bojach w
roku 2018.
Pomimo, że zawodnik od lat nie startował w Toruniu, chętnie przypominał się toruńskim kibicom, przy okazji turniejów jubileuszowych, na które był zapraszany przez kolegów z toru. Tak było w roku 2010, kiedy to ścigał się w turnieju pożegnalnym Jacka Krzyżaniaka, gdzie z dorobkiem 5 pkt zajął trzynaste miejsce oraz w roku 2015, gdy otrzymał zaproszenie od Adriana Miedzińskiego na jubileusz XV-lecia starów "Miedziaka" na żużlowych torach.
Niestety występy "Puzona" od sezonu 2017 w
stały się mało regularne, a sam zawodnik bardziej niż o rywalizacji o punkty
coraz częściej myślał o tym, by po prostu nie nabawić się kontuzji ani nie
spowodować jej u kolegów z toru. Dlatego zaczęła dojrzewać w nim decyzja o
zakończeniu kariery i po sezonie 2018, tydzień po toruńskiej rundzie Grand
Prix, on sam zaprosił swoich kolegów z toru i fanów do Torunia na jubileuszowy
turniej pożegnalny: "Podjąłem
decyzję o zakończeniu kariery. Była to ciężka decyzja, ponieważ czuję się na
siłach, żeby pokręcić jeszcze kilka okrążeń.
Oczywiście nadal mógłbym jeździć, ale doszedłem do
wniosku, że w tym momencie to już nie ma dla mnie sensu. Jazda w II lidze
sprawiała mi przyjemność, ale to już nie było to samo. Na pewno nie będzie
odwrotu od tej decyzji Ciągnęła się za mną już od zeszłego sezonu. W pewnym
momencie głowa przestała pracować tak, jak powinna. Moje myśli zaczęły odbiegać
od tego sportu. Swoje zrobiła też kontuzja, której doznałem w Łodzi. To było
skomplikowane złamanie uda, więc znaczną część sezonu przesiedziałem na ławce.
Potem próbowałem wrócić, ale chyba trochę na siłę. Oczywiście nie chciałem
podejmować żadnej pochopnej decyzji. O zakończeniu przeze mnie kariery
rozmawialiśmy już od roku. Cały czas odczuwam żal i nostalgię, bo przecież
rozstaję się z czymś, czemu poświęciłem ostatnie dwadzieścia lat swojego życia.
To nie była łatwa decyzja, ale kiedyś musiałem ją podjąć. Rozmawiałem na ten
temat z wieloma byłymi zawodnikami. Mam bardzo dobry kontakt z Mirkiem
Kowalikiem, Jackiem Krzyżaniakiem czy Robertem Kościechą. Mówili, że szybko mi
przejdzie. Na to liczę, bo na razie nie ma się z czego cieszyć.
Wybór już zapadł i nie ma o czym
rozmawiać. Najlepsze momenty z mojej kariery? Nie chcę nazywać tego nawet
karierą, a bardziej przygodą ze sportem żużlowym. Ciężko wybrać, ponieważ już
wcześniej mówiłem, że było mnóstwo dobrych i złych sytuacji. Wiadomo, że były
wzloty i upadki, ale gdybym mógł cofnąć czas, niczego nie zmieniłbym. Staram się
jednak wszystko pozytywnie odbierać. Po zakończeniu kariery żużlowcy wybierają
różne ścieżki. Nic jeszcze nie planowałem. Najpierw czekają mnie dwumiesięczne
wakacje. Wybieram się do kolegi do Ameryki, a dokładnie do Kalifornii. Jak
wrócę, to się okaże. Na razie nie składam żadnych deklaracji. Powiem szczerze,
że na żużlu świat się nie kończy, ale na pewno przy nim zostanę.
Mogę robić wszystko, żadnej pracy się nie boję. Mogę pomyć motocykle, poskładać
je, doradzić komuś... Na tę chwilę nie chciałbym się określać. Jak pojawią się
propozycje, to się zastanowię. Może będę doradzał jakimś młodym zawodnikom? Mam
w domu warsztat, przez 20 lat trochę skrzynek mi się pozbierało i nie zamierzam
ich wyrzucać. Udało się też odłożyć trochę pieniędzy podczas kariery, więc nie
jest najgorzej, bo nie muszę teraz kombinować. Właśnie skończyłem budowę domu w
Ciechocinie. Miał to być remont, ale skończyło się praktycznie na budowie. Nie
jest źle, nie mogę na nic narzekać".
Po skończonej karierze przy żużlu Puzon nie został. A szkoda bo z całą pewnością lata spędzone na torze mogły być cennym wsparciem w szkoleniu młodych jeźdźców. Śledził jedna wydarzenia z żużlowych torówi pojawiał się na stadionach podczas ważnych wydarzeń żużlowych. Ne bał się również wyjechać na tor i ścigać się z byłymi kolegami z toru, jak choćby podczas retro derbów w roku 2019 organizowanych przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Toruniu, Stal Toruń oraz Bohaterów Czarnego Gryfa.
Zawodnik występował również poza granicami kraju,
broniąc barw zespołów w:
Smederna
Eskilstuna, Piraterna Motala, GriparnaNykoping
MC Nordstern Stralsund
AK Slany
Ipswitch
Witches, Arena Essex
Holsted,
Brovst
Wostok Władywostok
Znakomity występ zanotował Mariusz w roku 2004 w
turnieju Endlauf Ostsee-Pokal rozgrywanym
w Strasslundzie. W końcowej klasyfikacji zajął drugie miejsce przegrywając jedynie
z kolegą klubowym
- Billy Hamilem, a w pokonanym polu pozostawił takich zawodników jak Hampel, Smith
czy Andersen. Sukces ten powtórzył w roku 2006.
Osiągnięcia
1998/4; 1999/3 | |
DPP | 1999/2 |
MPPK | 2004/4; 2005/5; 2007/5; 2008/7; 2012/5 |
ZK | 2013/11 |
MEP | 2012/4; 2013/2 |
KPE | 2002 (rep. klub z Torunia) /3 |
Kluby w lidze polskiej
1997- -1999 |
2000- -2001 |
2002 |
2003- -2004 |
2005- -2006 |
2007- -2008 |
2009 |
2010- -2011 |
2012 | 2013 |
2014- -2016 |
2017- -2018 |
Wyniki ligowe zawodnika w barwach toruńskich
Sezon | mecze | biegi | punkty | bonusy |
Średnia biegowa |
Miejsce w ligowym rankingu |
1997 | 2 | 3 | 1 | 0 | 0,333 | - |
1998 | 9 | 19 | 10 | 2 | 0,632 | - |
1999 | 13 | 28 | 20 | 4 | 0,857 | - |
2002 | 6 | 28 | 33 | 6 | 1,393 | - |
2005 | 17 | 73 | 84 | 13 | 1,329 | 36 |
2006 | 6 | 21 | 16 | 3 | 0,905 | nklas(11) |
Turniej pożegnalny
nice challaenge -
PUZON Last Cup
autorem zdjęć jest Łukasz Trzeszczkowski i
zdjęcia są chronione prawem autorskim
Zdjęcia zostały nabyte
na stadionowym stoisku z pamiątkami
lub
pochodzą z profilu Mariusza na FB
Zdjęcia z turnieju pożegnalnego
zamieszczone za zgodą autora Łukasza Trzeszczkowskiego