Urodzony 10 marca 1979 roku
Dziennikarz Radia Eska oraz prezenter podczas meczów toruńskich "Aniołów" na MotoArenie.
Żużlem i sportem interesował się zawsze. W jednym z wywiadów z uśmiechem wyznał,
że jest niespełnionym sportowcem, bowiem jako młody chłopach ciągle w coś grał
lub gdzieś biegał. Nic więc dziwnego, że próbował swoich sił jako piłkarz,
wioślarz, hokeista na trawie, a także jako kolarz. Uwielbiał zbierać wycinki prasowe, programy żużlowe, a
prowadzenie zeszytu z wynikami i tabelami było dla niego swoistym rytuałem.
Jednak jak z czasem musiał wybrać i w mieście z żużlowymi tradycjami
najbliżej miał właśnie do speedwaya. Ów pociąg do jazdy w lewo potęgował
dodatkowo fakt, że sąsiadem "Puły" był
Robert Kościecha, za którym podążał na jego pierwsze trening oraz kiedy
jeździł na... czerwonej "motorynce", której wielu chłopaków z osiedla mu
zazdrościło.
Marcin
jednak na żużlowy tor nie trafił, ale mocno wsiąkł w żużel jak prezenter i
konferansjer żużlowych eventów. Stało się tak za sprawą doświadczenia jakie
wyniósł z radia, do którego trafił kilka lat wcześniej. Jego radiowa
przygoda zaczęła się zupełnie przypadkowo bowiem pewnego jesiennego popołudnia,
a był to rok 1995, redakcja młodzieżowa Radia Toruń poszukiwała chętnych do
współpracy. Marcin nie był przekonany do tego wyzwania, ale za namową znajomych
wziął udział w przesłuchaniu i …. został przyjęty. Najpierw prowadził poranne
wiadomości z toruńskich szkół, potem wciągnął się w redaktorski fach i tak
zostało. Połknął radiowy "haczyk" na całego gdy 10 lat temu rozpoczął pracę w
Radiu "Eska" i jak mówi trudno mu się wymiksować z zajęcia które spraw mu
megaprzyjemność, bowiem robi to co lubi, robi to co kocha i ..
jeszcze mu za to płacą!
Nadszedł jednak rok 2011, kiedy to Radio Eska zostało oficjalnym partnerem KST Unibax Toruń. Dzięki temu klub zyskał możliwość dodatkowej profesjonalnej promocji imprez żużlowych, a na antenie Radia Eska Toruń pojawiać zaczęły się specjalne pozycje programowe wśród których najbardziej wymowną była audycja "Eska Speedway News". Wówczas to Marcin na całego zaczął dawać upust swoich nieprzeciętnych możliwości redaktorskich, ale też zachęcania słowem do doskonałej zabawy na toruńskiej MotoArenie. "Gadający Pan z murawy" pamięta doskonale swój debiut, a był to mecz ligowy ze Spartą, a później ogólnopolska impreza - finał Złotego Kasku w 2011 roku, kiedy to ku uciesze toruńskich kibiców zwycięzca turnieju Adrian Miedziński po biegu dodatkowym pozostawił w pokonanym polu Piotra Protasiewicza.
Po latach
pracy z mikrofonem Marcin dostrzega trudy swego zawodu i ma wiele pokory do tego co robi.
Wie, że jego los jest w rękach kibiców, dlatego stara się jak może czytać to
czego oczekują w danej chwili trybuny, ale podejmuje też współpracę z tzw.
sektorem dopingującym. Jako spiker na MotoArenie i dziennikarz Radia Eska
współpracował z kibicami ze Stowarzyszenia "Krzyżacy" przy wielu kibicowskich
inicjatywach. I choć nie wszystko zawsze udało się wdrożyć, to było kila akcji,
jak choćby ta przy okazji meczu z Falubazem Zielona Góra, gdy tysiące
kibiców założyło białe koszulki w ramach hasła "wszyscy na biało".
Zawsze
jednak podkreśla, że mimo toruńskich korzeni najważniejszy jest dla niego jako
redaktora obiektywizm i bezstronność. Choć z miejsca przyznaje, że trudno
nie okazywać emocji, kiedy ukochana drużyna przegrywa lub wygrywa bieg 5:1 – bo
rozum w takich sytuacjach nie idzie w parze z tym co podpowiada serce.
Obserwując jednak pracę toruńskiego spikera z całą pewnością można stwierdzić,
że potrafi on zachować zdrowe proporcje, a kibice przyjezdni nie mogą zarzucić
mu szowinistycznej stronniczości.
W swej pracy do każdych zawodów podchodzi tak samo, czyli z pełnym
profesjonalizmem i z pełnym przygotowaniem do zawodów. Marcin przed każdym
meczem układa sobie scenariusz konferansjerki, który uzgadnia z osobami których
nie widać, a które obsługują telebim, muzykę, spikerkę itd. Marcin przed każdymi
zawodami również wiele czyta, analizuje, aby zaciekawić kibiców ciekawostkami
związanymi ze spotkaniem, które ma okazję prowadzić. Nic więc dziwnego, że nie
ma dla Marcina różnicy jakie zawody prowadzi, ale jak podkreśla, również on
czuje większy dreszczyk emocji, gdy pracuje dla kompletu publiczności. Pełne
trybuny jednak go cieszą, bo łatwiej wówczas wprowadzić atmosferę sportowego
święta. Ma jednak świadomość, że najlepszą atmosferę i entuzjazm na trybunach
budują sami zawodnicy, bo nic tak nie ucieszy kibiców jak 3 punkty toruńskiego
juniora w biegu z najlepszym zawodnikiem gości.
Marcin uwielbia też wyzwania jakie stawiają przed nim wielkie imprezy, a do
takich należy zaliczyć Grand Prix. Wówczas
jak sam mówi: "atmosfera na trybunach jest naprawdę niesamowita! Kibice
otwarci na głośny doping i zabawę na trybunach. Do dzisiaj przechodzą mnie
ciarki na wspomnienie GP w Toruniu. O stresie chyba się nie myśli, choć na pewno
on jest, ale to właśnie ten stres; czy wszystko się uda? Czy wszystko wyjdzie
tak jak powinno? Jest potrzebny. Osobiście - jak żużlowcy - też lubię
adrenalinę, która działa na mnie motywująco. Turniej SGP dla spikera to nie
tylko 2 -3 godziny na płycie. Praca rozpoczyna się długo przed samym turniejem.
Spotkania z organizatorami - BSI, przygotowanie scenariusza, przygotowanie
odpowiedniej muzyki, prezentacji na telebim. Praca przy GP to "ciężki kawałek
chleba", ale dająca megafrajdę i wielką satysfakcję."
"Puła" to jednak nie tylko "głos Pana z murawy" na MotoArenie, ale również
wszelkiego rodzaju sportowe mitingi i to nie tylko te żużlowe, choć trzeba
przyznać, że czarny sport
króluje w repertuarze Marcina. Sylwester w Toruniu, DJ Puła w klubie Hipnoza,
czy video czwartki, spotkania z kibicami w toruńskich galeriach oraz prezentacje
drużyny Aniołów przed sezonem, to eventy na których nie może zabraknąć "tego
głosu" który znają wszyscy.
Z początkiem sezonu 2017 można powiedzieć, że Marcin spiął pewien etap swojej żużlowej fascynacji i pracy zawodowej. Oto bowiem poprowadził z murawy benefis Roberta Kościechy z którym dzielił przydomowe podwórko, a za którym biegał na stadion. Po 21 latach żużlowego ścigania "Kostek" postanowił oddać się trenerskiemu wyzwaniu. I tu dla Marcina Pułaczewskiego skończył się również pewien etap, bowiem można powiedzieć, że razem z Robertem przeszedł pełną zawodową karierę sportowego konferansjera w trakcie, której zdefektował mu niejeden mikrofon. Marcin jednak nie schodzi ze sceny, ale obiecuje, że swoją fachowością w kolejnych latach nie zejdzie poniżej konferansjerskiego podium.
I tego wypada mu życzyć w kolejnych latach.
Autorami zdjęć udostępnionych
przez "Pułę" są
Łukasz Trzeszczkowski i Sławek Kowalski