![]() ![]()
|
W roku 1931 kontynuowano zawody
z roku poprzedniego. Pierwszą imprezę zorganizowano wiosną 10 maja. Tym razem
do rywalizacji stanęli tylko torunianie, a walczyli o mistrzostwo swego klubu
(KM Toruń). Mimo dobrej pogody, na
stadion miejski przybyło tylko kilkuset widzów, gdyż imprezę słabo reklamowano.
Zawody zaczęły się od części rozrywkowej. Wyścig z jajkiem na jedno okrążenie
wygrał Benoit (46 sek.) przed
Hozakowskim 46,5 sek.) i Gustowskim. W konkursie przestawiania butelek najlepszy okazał się Hozakowski, podobnie jak w oryginalnej konkurencji polegającej na jak najwolniejszej jeździe. Hozakowski jedno okrążenie o długości 400 metrów przejechał nie zatrzymując się i nie podpierając w czasie 8:02,8. Wasilewski którzy zajął drugie miejsce był szybszy o ponad minutę 6:43,8. Jadę z parasolem i cylindrem wygrał ponownie Hozakowski czasem 49 sekund i wyprzedził Benoita. Po zabawie przyszedł czas na poważne ściganie. Jak zwykle eliminacje (przedbiegi) rozgrywano na dystansie 5 okrążeń (2 km), a finał na dystansie dwa razy dłuższym (10 okrążeń - 4 km). W klasie 300ccm najszybciej dystans 2 km pokonał Nadolny na Jamesie 196 ccm w czasie 3:02,9. Tuż za nim przyjechał Neumann na Puchu 200ccm 3:03,4, a jako trzeci na mecie zameldował się Fogel na Raleighu 300ccm. |
Impreza zakończyła się pogonią za lisem, w której po raz kolejny tryumfował Hozakowski, który przez 10 minut skutecznie uciekał grupce ścigających go zawodników. Nie dziwił nikogo zatem fakt, że Hozakowski został uznany zwycięzcą w każdej kategorii i zbierał za swoje osiągnięcia zasłużone gratulacje i uściski dłoni.
W ostatnim dniu maja
żużlowcy z Pomorza zawitali do Grudziądza. Na starcie zabrakło niestety
awizowanych wcześniej zawodników KM Bydgoszcz dlatego na torze ścigali się
jedynie zawodnicy miejscowej Olimpii Grudziądz i KM Toruń. W eliminacjach do
finału rywalizowano na dystansie dziesięciu okrążeń, a w finale na dwadzieścia.
Oto zwycięzcy poszczególnych wyścigów:
Klasa motocykli turystycznych - Gajewski -
Grudziądz
Klasa motocykli turystycznych - Lewandowski -
Toruń
Klasa motocykli turystycznych - Scholz -
Toruń
Klasa motocykli wyścigowych do 350 ccm - Jakubowski -
Grudziądz
Klasa motocykli wyścigowych powyżej 350 ccm - Vetter - Grudziądz; Szczerbowski -
Toruń
Finał na dystansie 20 okrążeń - Jakubowski -
Grudziądz, Szczerbowski - Toruń,
Vetter - Grudziądz
Po niewątpliwym sukcesie z początku maja działacze KMT głowili się jak zorganizować kolejną imprezę i jak nadać jej jeszcze większy wymiar i rozgłos, aby na trybunach zasiadły jeszcze większe rzesze kibiców. Kibice byli tu bardzo istotnym elementem ponieważ organizatorzy żyli wyłącznie ze sprzedanych biletów. Termin w którym zaplanowano kolejnie ściganie to 2 sierpień. Szeroko nagłaśniano tę imprezę, a zaproszono na nią drit-trackowców z Bydgoszczy, o których było już głośno na Pomorzu. Obok Bydgoszczan zaproszono również zawodników z Poznania i Grudziądza no i oczywiście gospodarzy czyli Torunian. Zawody miały być największymi i najciekawszymi spośród dotychczas organizowanych przez toruński klub. Złudne były jednak nadzieje organizatorów na temat wysokiej frekwencji ponieważ na zawodach rozegranych 2 sierpnia zjawiło się zaledwie 500 osób, podczas gdy w pobliskiej Bydgoszczy na podobne imprezy przychodziły tysiące. Komisję sędziowską stanowili nadkomisarz Kaczorowski, prezes KMB Borowski, radca Katafias, obywatel Kośmierski, obywatel Vogel i dodatkowo po jednym delegacie z każdego klubu. Nieco światła na ówczesny żużel i obowiązujący styl jazdy rzuca krótka uwaga zamieszczona na łamach "Słowa Pomorskiego": Imprezy urządzane na torach żużlowych są bardzo niebezpieczne i wymagają nadzwyczajnej uwagi ze strony motocyklistów, tym bardziej że tory są wąskie i mijanie jest utrudnione ze względu na wyrzucanie na zakrętach tyłów maszyn.
Od początku zawodów szwankowała organizacja zawodów, bowiem już ich początek przesunął się o godzinę na skutek „zatargów między klubami” o to kto w którym wyścigu miał startować. Ten chaos trwał i po rozpoczęciu imprezy. Sprawozdawca prasowy odnotował, że kłócono się przed każdym wyścigiem, niejednokrotnie zawodnicy samowolnie przyłączali się do wyznaczonej już stawki jeźdźców. Taka sytuacja spowodowała przerwy między wyścigami dochodzące nawet do 20 minut, ale taka sytuacja była już w Toruniu tradycją.
Tym razem już w przedbiegach na
życzenie gości ścigano się na dystansie 10 okrążeń.
W klasie 250ccm wygrał
Eryk Pokolm z KM Bydgoszcz (Rudge - 5:16) przed kolegą klubowym Pawłem Łabickim (Rudge
- 5:16,5) oraz Glansorem z Grudziądza (James). Drugi na mecie Łabicki był
postacią doskonale znaną w Bydgoszczy, bowiem już przed wojną porzucił ściganie
się na motocyklu na rzecz mechaniki i trzeba przyznać że szło mu całkiem nieźle.
Od 1946 roku był prawdziwą „złotą rączką” w warsztatach bydgoskiej Polonii i
Gwardii, wnosząc cenny wkład w sukcesy zawodników tej drużyny, aż do lat
siedemdziesiątych, kiedy to przeszedł na emeryturę. Łabicki zmarł w połowie lat
osiemdziesiątych.
W klasie350 ccm pierwszy na
mecie był Helmut Zimmermann również z KM Bydgoszcz (OK. Supreme - 4:43) przed
Słomińskim (Rudge - 5:07,5).
Pierwszą serię pięćsetek w której udział wzięli
sami torunianie wygrał Hozakowski (Ariel - 4:40) przed Kazimierzem Lewandowskim
(New Hudson - 4:42).
W drugiej serii tryumfował Helmut Zimmermann (Supreme - 4:37,5) przed Hubertem Beitschem (OK. Supreme
- 4:52) i R. Szczerbowskim z
Torunia (AJS - 5:18). Zawodnik Toruński dysponował bardzo szybkim motocyklem,
jednak na trasie zanotował upadek i w rezultacie stracił sporo dystansu, do
pozostałych zawodników.
Po tych wyścigach odbył się
jeszcze jeden wyścig, dla tzw. maszyn wyścigowych. W tej klasie nie miała
znaczenia pojemność silnika. W tej konkurencji okazał się najlepszy Alfons
Ziółkowski (Rudge Uster 500 - 4:25), który startował ze skaleczoną ręką, a
reprezentował Unię Poznań. Za Ziółkowskim przyjechał Kazimierz Lewandowski (New
Hudson 500 - 4:39) i Maksymilian Szydłowski z Grudziądza (AJS 350 - 5:00)
Ziółkowski był bardzo znaną postacią w całym kraju. Karierę zaczynał w KM
Bydgoszcz podczas służby wojskowej. Potem wrócił do rodzinnego Poznania i
przystąpił do tamtejszego klubu Unia. W 1932 roku w Mysłowicach został
wicemistrzem Polski w klasie 350ccm. Po tym sukcesie Ziółkowski zajął się
wyścigami na szosie i tu również odniósł sukces ustanawiając rekord Polski
prędkości na 1 km. Pod koniec lat trzydziestych zawodnik ten przesiadł się z
motocykla do samochodu. Po wojnie w 1948 roku Alfons Ziółkowski powrócił do
motocykla i żużla. Udało mu się nawet wystartować w eliminacjach do ligi
żużlowej w barwach GKM Gdańsk.
Ale powróćmy do sierpniowych
zawodów w 1931 roku w Toruniu. Finał imprezy odbył się na dystansie 20 okrążeń z
udziałem czterech zawodników, którzy w ostatnich trzech biegach uzyskali
najlepsze czasy. I tu bezkonkurencyjny okazał się Ziółkowski (8:25,00), osiągając
rekordowy i jak dotąd
jedyny czas na tym dystansie na toruńskim obiekcie. Drugi był
Lewandowski
(4:40,50), a dopiero trzeci Hozakowski (5:00,00). Czwarty zawodnik Zimmermann po
upadku wycofał się z biegu. Na koniec rozegrano jeszcze wyścigi maszyn z
przyczepkami (po australijsku, czyli z dwóch startów). W tej konkurencji
najlepszy okazał się Paweł Sikorski z Bydgoszczy (Harley-Davidson 4:09,50) przed
innym bydgoszczaninem Pawłem Cieszyńskim również na Harleyu o pojemności 1200ccm.
Cierszyński otrzymał za drugie miejsce medal prezentowany obok.
Fatalna organizacja sprawiła że część publiczności opuściła stadion jeszcze przed biegami finałowymi. Spory między organizatorami i zawodnikami przeniosły się na uroczystą kolację do Dworu Artusa, gdzie okazało się że torunianie nie mają zamiaru wręczać nagród zwycięzcom pochodzącym z Bydgoszczy. Prezes KMB Ksawery Borowski zarządził więc opuszczenie sali przez swoją ekipę. Pożegnano się ostrymi słowami i zapowiedziano, że od tej pory zostają zerwane wszelkie kontakty bydgosko-toruńskie na płaszczyźnie żużla.
Niesnaski wewnątrzklubowe i brak zainteresowania widzów wobec szwankującej organizacji zawodów sprawiły, że ówczesny zarząd KM Toruń nie podjął się już nigdy więcej organizacji imprezy dirt-trackowej. W tej sytuacji żużlowe życie zamarło w Toruniu całkowicie. Działacze toruńscy nie potrafili stworzyć dobrej drużyny i nie zgłosili zespołu do eliminacji ligowych. Było to zupełnie odmienna sytuacja niż u sąsiadów zza miedzy czyli w Bydgoszczy. Działacze KMB regularnie sprowadzali nad Brdę najlepszych zawodników Toruńskich, którzy ścigali się na motocyklach przystosowanych. Klub bydgoski tak dynamicznie zaczął się rozwijać że zaczęto myśleć o stworzeniu filii KMB właśnie w Toruniu. Doszło nawet do organizacyjnego spotkania w tej kwestii, a miało ono miejsce w hotelu „Polonia” przy ul Chełmińskiej dn. 24.04.1934 roku. Powołano tam toruńską delegaturę Klubu Motocyklistów Bydgoszcz, która miała obudzić z letargu sport motorowy w Toruniu. Już 3 maja zaplanowane zostały pierwsze zawody, które jednak nie doszły do skutku, a i sama delegatura została rozwiązana, bowiem nie znaleziono w Toruniu osób chętnych do współpracy z klubem Bydgoskim. Ta sytuacja doprowadziła do tego iż motocykle w grodzie Kopernika zamilkły do roku 1936.
Oprac. Na podst. TŻ nr 469 (autor - Krzysztof Błażejewski)