W połowie lat pięćdziesiątych sport żużlowy w Polsce "leżał na łopatkach". Brak sprzętu, gasił zapał młodzieży pragnącej poświęcić się rajdom, corssowi czy wyścigom. Jeżdżono głównie na tak zwanych motocyklach przystosowanych, ale nie mogło to trwać wiecznie. Zaczęto więc myśleć o budowie własnych, polskich silników do motocykli. Okoliczności jakie się pojawiły zaczęły sprzyjać takim wyzwaniom, bowiem w 1951 roku nastąpiła reorganizacja polskiego sportu i decyzją Wydziału Kultury Fizycznej przy Centralnej Radzie Związków Zawodowych powstały centralne sekcje żużlowe zrzeszeń sportowych. I tylko one miały prawo startu na szczeblu centralnym. Była to pierwsza liga, gdyż drugą zlikwidowano. Zrzeszenie Stal początkowo umiejscowiono w Ostrowie, potem trafiło do Świętochłowic. Wszyscy inni chętni mogli jeździć w ligach okręgowych i niestety był to początek upadku wielu ośrodków. Problem ten dotknął również sekcję gorzowskiej Stali, której zawodnicy startowali na przystosowanych "rozsypujących" się maszynach i nie mogli brać w poważnych mistrzowskich rozgrywkach żużlowych. Dlatego zarówno zawodnicy, działacze jak i pasjonaci żużlowi, aby zaspokoić swe ambicje zaczęli szukać możliwości zmiany tej niekorzystnej sytuacji i zaczęli podpatrywać upragnione JAP-y. Niestety brak funduszy i dostępu do sprzętu który był reglamentowany przez PZM, wymusił na gorzowskiej myśli technicznej czyli członach SM Stal przy Zakładach Mechanicznych Gorzów stworzenia własnego motocykla. To dzięki temu sprzętowi Stal Gorzów mogła zgłosić się w 1955 roku do drugoligowych rozgrywek i rozpocząć zapisywanie poszczególnych kart pięknej historii klubu, a z czasem polskiego i światowego speedway’a.
Początkowo oczy wszystkich w Polsce zwrócone były w stronę Rzeszowa, gdzie czyniono mozolne próby skonstruowania FIS-a, dlatego nikt nie zauważył cichej i zaledwie dwumiesięcznej pracy gorzowskich stalowców, którzy w okresie luty-marzec wykonali szkice, montaż i pierwsze próby motocykla żużlowego, które wykazały, że gorzowska konstrukcja nie ustępuje importowanym JAP-om.
Punktem zaczepienia dla pierwszych prototypów, był model cylindra zrobiony przez Kazimierza Wiśniewskiego - na zdjęciu, Czesława Rymszę - na zdjęciu i ??? Stencla. W gorzowskim "Ursusie", na bazie którego odlano formę, a potem gotowy już cylinder. W całej inicjatywnie niespotykany był stosunek Dyrekcji i Rady Zakładowej do sekcji motocyklowej, bowiem Dyrektor zakładu towarzysz Guzek, dyrektor techniczny inż. Giesse oraz główny mechanik towarzysz Kołosiewicz byli nie tylko przysłowiowymi "protektorami", ale prawdziwymi działaczami, którzy rozumieli potrzeby motoryzacji i wspierali inicjatywę dając przyzwolenie na korzystanie z parku obrabiarek i zakładowej infrastruktury.
Konstruktorzy usatysfakcjonowani tym jak
wypadły cylindrowe prototypy, zaczęli robić również kartery. Brakowało
jednak magnet, dlatego w motocyklach zainstalowano przerywacze i
akumulatory. Ale ten wariant nie do końca się sprawdzał i Wiśniewski wpadł
na pomysł, by zamiast akumulatorów instalować płaskie baterie. Prace nad
budową motocykla trwały kilka miesięcy. Pierwszy egzemplarz pojawił się 19
marca 1955 roku, a test został wykonany na turnieju w Wągrowcu. Budowa
kolejnych motocykli nabrała rozpędu. Przygotowano oprzyrządowanie do małej
produkcji sześciu kompletnych maszyn, trzech silników zapasowych oraz
części i podzespołów. Wykonano wiele cylindrów żeliwnych i aluminiowych oraz
głowic, których część rozeszła się po kraju jako cenne części zapasowe do
JAP-ów. Mając trzy egzemplarze gorzowianie zgłosili się do drugoligowych
rozgrywek. Potem zbudowali jeszcze dwa motocykle, ale w pierwszym sezonie
jazdy mieli mnóstwo kłopotów. Zwłaszcza z korbowodami, które robili... ze
śmigieł lotniczych. Natomiast koła wykonywali takie, że szerokość przednich
była taka sama jak tylnych. Ciekawostką
było to że motocykle budowano w całości z odpadów produkcyjnych.
Silnik, rama, widelec, szprychy i piasty wykonane zostały w gorzowskich
zakładach. Tylko niektóre części silnika jak tłok, dźwignie zaworowe, zawory
do produkcji których brakowało oprzyrządowania i dokumentacji oraz obręcze
kół, do produkcji których zakład nie był przystosowany pochodziły z
angielskich konstrukcji żużlowych.
Kazimierz
Wiśniewski tak wspomina ten okres: "Mieliśmy problem ze sprzęgłami. Dużo nam
wówczas pomógł jeżdżący już w Warszawie Marian Kaiser, który w trakcie
budowy motocykla przywoził nam różne części, w tym też sprzęgła.
Przywoziliśmy też w zwojach blachę do felg, cięliśmy ją i montowaliśmy
własne szprychy. Potem na takich kołach jeździliśmy. Będąc już w drugiej
lidze trochę pomagały nam władze żużlowe, które zaopatrywały w niektóre
części wszystkie ligowe drużyny".
W następnym roku stalowcy wyprodukowali kolejną partię własnego sprzętu z
nadzieją, że nowe motocykle nie będą tak awaryjne jak te pierwsze. Różnie z
tym jednak bywało. Czasami dochodziło do niecodziennych sytuacji jak w
Częstochowie. Jadącemu na prowadzeniu Stercelowi nagle z przedniego
zawieszenia wypadła ośka. Koło pojechało samo, a zawodnik przednimi
widelcami zarył w tor. Niemniej w sezonie zasadniczym Stal zajęła drugie
miejsce w grupie północnej i awansowała do finałowego etapu walki o awans do
ekstraklasy. Już w pierwszym spotkaniu z Włókniarzem Częstochowa,
rozgrywanym w ostatnim dniu października w niskiej temperaturze, gorzowianie
stracili kilka silników, gdyż nie pogrzali wcześniej oleju i sprzęt uległ
zatarciu. Przez to musieli oddać kolejne dwa mecze walkowerem.
Motocykle ZMG służyły nadwarciańskim żużlowcom przez kilka lat, a opiekę nad
nimi sprawował klubowy mechanik Czesław Rymsza. To jedna z tych
historycznych postaci gorzowskiego żużla, bez której zapewne trudno byłoby
wystartować w drugiej lidze. Pochodził z Wasilewszczyzny, wsi znajdującej
się na przedmieściach Mińska. Już jako nastolatek interesował się mechaniką.
W czasie wojny walczył w Armii Krajowej. Potem trafił z młodszym o dwa lata
bratem Antonim do łagrów na Syberii, gdzie o mało co nie stracił życia.
Tylko dzięki desperacji brata udało mu się przetrwać najtrudniejszy czas i
wyjść z ciężkiej choroby. Po wojnie razem z nim i resztą rodziny przyjechał
do Gorzowa i zaczął pracować w ,,Ursusie’’. Kochał silniki, był bardzo
lubiany, wesoły. Nie do końca udało się jednak mu oraz wszystkim pracującym
w zakładzie przy motocyklu zbudować na tyle dobry sprzęt, żeby mógł on wejść
do seryjnej produkcji. Ze względu na dużą awaryjność zawodnicy Stali po
kilku latach przerzucili się na zdecydowanie lepsze silniki FIS, choć przez
pewien czas budowali jeszcze własne podwozia.
Zdjęcia i opis pochodzą z gazety Motor z 1955
roku
oraz Magazynu Żużel