W grodzie Kopernika
panowały bardzo dobre nastroje. Po pokonaniu tydzień wcześniej Unii Tarnów,
awans do fazy play-off Anioły miały na wyciągnięcie ręki. Znakomite zawody w
starciu ze swoim byłym klubem pojechał Martin Vaculik, który chciał potwierdzić,
że przeciętne wejście w sezon ma już za sobą. Kibice z liczyli również, że na
własnym torze liderem będzie Chris Holder. W ostatnich trzech spotkaniach przed
własną publicznością Australijczyk tylko raz został pokonany przez zawodnika
drużyny przeciwnej. Szczęśliwcem był Grigorij Łaguta. W Tarnowie bardzo dobrze
funkcjonowała też druga linia Aniołów. Jacek Gajewski mógł być zadowolony z
postawy Adriana Miedzińskiego, a ważne punkty przywiózł również Kacper Gomólski.
Nie zawiódł także Igor Kopeć-Sobczyński, który dwukrotnie przyjeżdżał przed
juniorami "Jaskółek", ale w meczu z Gorzowem zadanie miał o wiele trudniejsze,
gdyż w Stali pozycje juniorskie były bardzo mocno obsadzone.
Z kolei ekipa Stali Gorzów miała już zapewnioną jazdę o medale w sezonie
2016. Stanisław Chomski zdawał sobie jednak sprawę, że w ostatnich meczach
jego zespół nieco obniżył loty. Wprawdzie udało się pokonać gorzowianom pokonać
Betard Spartę Wrocław, ale różnica zaledwie sześciu punktów na własnym torze
nikogo na kolana nie rzuciła. W klubie z województwa lubuskiego wielu miało
świadomość, że fantastyczne dokonania w tym sezonie obciążyły mocno budżet, ale
gorzowianie nie zamierzali oszczędzać na wynikach.
Jubileuszowe dziewięćdziesiąte spotkanie torunian i gorzowian w rozgrywkach
ligowych było okazją do podreperowania toruńskiej statystyki, bowiem
minimalnie lepszy ogólny bilans mieli Stalowcy, którzy wygrali przy tym
dokładnie 25% meczów rozgrywanych w Toruniu, ale na osiem batalii wygrali tylko
raz na Motoarenie. Miało to miejsce w sezonie 2010, gdy pomimo wyniku 19:29 po
ośmiu biegach, Stal z doskonale czującym się na nowoczesnym toruńskim obiekcie
Tomaszem Gollobem, zdołała odwrócić losy meczu, wygrywając 47:43. Był to też
jedyny mecz, w którym gorzowianie zdołali przekroczyć granicę 40 zdobytych
"oczek" na nowym toruńskim stadionie. Tylko dwukrotnie oba kluby mierzyły się
między sobą w Toruniu w niższej lidze. W latach 1960-1961 roku, gdy Stal i
ówczesny LPŻ (wkrótce MKŻ) rywalizowały w II Lidze. Gorzowski zespół wygrał
wtedy w grodzie Kopernika w obu meczach, potwierdzając swoje pierwszoligowe
aspiracje. Na kolejne pojedynki trzeba było czekać do 1976 roku, gdy toruński
zespół po raz pierwszy zawitał w najwyższej klasie. Choć gorzowianie
niespodziewanie polegli (47:48), w kolejnych latach ponownie wygrywali w Toruniu
- do 1982 roku czyniąc to pięć razy. Role odwróciły się w latach 1983-1995, gdy
Apator nie poniósł już ani jednej domowej porażki. Stal (jeżdżąca wkrótce pod
szyldem Pergo), zdołała jeszcze wygrać przy Broniewskiego w sezonach 1996, 1998
i 2000. W kolejnych dwóch Apator nie dał szans rywalom, którzy w 2002 roku
spadli z Ekstraligi, powracając do niej po sześciu latach. Wtedy też Unibax i
Stal spotkały się w pierwszej rundzie play-off. Zdecydowanie lepsze okazały się
wtedy Anioły, które niedługo potem świętowały zdobycie mistrzostwa kraju. W
ostatnich trzech potyczkach na Motoarenie gorzowianie nie potrafili ani razu
nawiązać równorzędnej walki z dobrze dysponowanymi gospodarzami i wyraźnie
przegrywali. Dlatego też pomimo świetnego sezonu, w faworytem kolejnej potyczki
był Get Well.
Na meczu z liderem ekstraklasy swoją obecność zaanonsował Darcy Ward, po czym na kilka dni przed meczem odwołał swój przyjazd, ale ostatecznie pojawił się na MotoArenie, a dwudziestoczterolatkowi w wyprawie do Torunia pomógł Joe Parsons z Monster Energy. Zawodnik, którego żużlowej Polsce pokazał klub z Torunia, w którym później zawodnik spędził większą część sportowego życia został bardzo gorąco przywitany przez kibiców, a wywiadom i wspólnym zdjęciom nie było końca. Kontuzjowany żużlowiec również nie kryła radości z wspierania swoich kolegów w parkingu i tymi słowami przywitał się z kibicami: „Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę być tutaj z Wami. Dziękuję Wam bardzo za te wszystkie lata spędzone w klubie i za to, że ciągle jesteście ze mną. Nie zapomnę ani jednej chwili spędzonej w Toruniu. Drużyna toruńska jest ciągle bliska mojemu sercu. Dziękuję Toruń! Kocham Was bardziej niż możecie sobie wyobrazić”. Po meczu rzecznik prasowy prezydenta Torunia, poinformowała, że „Darky” następnego dnia spotka się z Prezydentem Michałem Zaleskim i kibicami na Rynku Staromiejskim, gdzie będzie ponownie okazja do porozmawiania i wspólnego zdjęcia. Zanim jednak to nastąpiło oczy wszystkich zwrócone były na tor przy ul Pera Jonssona 7, bowiem spotkanie z Get Well ze Stalą zapowiadało się bardzo emocjonująco.
Niestety w trakcie meczu okazało się, że
emocji było jak na lekarstwo. Po pierwszej serii startów prowadzili już
sześcioma punktami. W kolejnych biegach przewaga gospodarzy utrzymywała się i w
ósmym wyścigu Stanisław Chomski posłał w bój w ramach rezerwy taktycznej
Krzysztofa Kasprzaka, ale strat nie udało się jednak zmniejszyć, gdyż Kasprzaka
ograł na dystansie mający niesamowitą szybkość Greg Hancock. Kolejne rezerwy
gorzowian też na niewiele się zdały, bowiem torunianie dominowali na torze i z
pomysłem rozgrywali kolejne biegi. To powodowało, że z toru wiało nudą, a
zazwyczaj na Motoarenie fani oglądają bardzo ciekawe wyścigi, jednak tym razem
decydował głównie start i mądre pokonanie pierwszego okrążenia. Potem
wystarczyło nie popełniać błędów, odpowiednio ustawić parę i obierać optymalne
ścieżki. Fakt, że gospodarze byli nieźle dopasowani do własnej nawierzchni to
jedno, ale trzeba przyznać, że mieli nieco ułatwione zadanie.
Sporym problemem gorzowskiej drużyny był brak komunikacji na torze.
Niewielkie nieporozumienia było widać między Matejem Zagarem i Przemysławem
Pawlickim, a w siódmym biegu niesamowicie ostrą walkę stoczyli ze sobą Krzysztof
Kasprzak i Bartosz Zmarzlik. Obaj gorzowianie rywalizowali niemal tak, jakby
byli największymi wrogami, a należy dodać, że Stalowcy w opisywanym wyścigu
jechali dość blisko prowadzącego Martina Vaculika i gdyby lepiej się dogadywali,
mogliby ten bieg wygrać. Goście mieli również problem z pokonywaniem drugiego
wirażu MotoAreny. Nawet, jeśli dobrze rozegrali pierwszy łuk, w drugi wchodzili
zdecydowanie za szeroko, co gospodarze bezwzględnie wykorzystywali. Tak było
choćby w wyścigach dziewięć i dziesięć, gdy dodatkowe punkty dzięki temu zdobyli
Kacper Gomólski, Chris Holder oraz Adrian Miedziński i dzięki temu torunianie
powiększyli a potem utrzymali dziesięciopunktowe prowadzenie.
Na drugim biegunie w zespole Aniołów, było widać mocną współpracę, co pokazał
chociażby wspomniany bieg dziesiąty. Para Aniołów najpierw w znakomity sposób
wyprzedziła Zmarzlika, choć ten po stracie pozycji kąsał gospodarzy do samej
mety i junior Stali na ostatnim okrążeniu niemal wyprzedził Miedzińśkiego, ale w
pogotowiu był Holder, który na ostatnim łuku i prostej mocno zablokował
dwudziestojednolatka i to "Miedziak" wjechał trzeci na metę.
Całe spotkanie było bardzo czystym od strony jeździeckiej meczem, ale na
torze zaiskrzyło jednak w ostatnim wyścigu. Kasprzak ostro zaatakował
Hancocka, doprowadzając do upadku Amerykanina. Arbiter nie miał wątpliwości i
wykluczył z powtórki Polaka, choć Krzysztof się z tym nie zgadzał i doszło do
ostrego spięcia między nim i Rafałem Hajem, mechanikiem Hancocka. Obaj żużlowcy
wyjaśnili sobie całą sytuację, Kasprzak przeprosił Hancocka i można było
dokończyć spotkanie, które zakończyło się dziesięciopunktowym tryumfem
gospodarzy.
Podsumowując. Przewaga gospodarzy widoczna była od początku. Dość
powiedzieć, że pierwsze biegowe zwycięstwo gorzowianie odnieśli dopiero w
trzynastej gonitwie. W szeregach Aniołów najwidoczniej wdarło się delikatne
rozprężenie, bo także kolejny bieg padł łupem przyjezdnych. Od początku znany
był jednak los punktu bonusowego. Stal u siebie pokonała Get Well, aż 62:28 i po
dziesiątym biegu wiadomo było, że tylko kataklizm odebrałby dodatkowy punkt
gorzowianom. Jednak dzięki zwycięstwu i dwom meczowym punktom, torunianie
umocnili swoją pozycję w czołowej czwórce Ekstraligi, zaś dla gorzowian była to
dopiero druga porażka w lidze i warto podkreślić, że pogromcami Stalowców były
kluby z województwa kujawsko-pomorskiego.
Drużyna Jacka Gajewskiego nie miała żadnych dziur. Punktów nie dorzucił tylko
młodziutki Igor Kopeć-Sobczyński, ale można mu wybaczyć porażki z bardziej
doświadczonymi juniorami Stali. Indywidualne zwycięstwa notowała trójka liderów:
Vaculik, Holder i Hancock, a niezwykle ważne punkty dorzuciła też druga linia.
Tego brakowało po stronie gości, gdzie tylko Iversen i Kasprzak nawiązywali
równorzędną walkę z gospodarzami. Zabrakło "oczek" i spokoju zazwyczaj
świetnego Zmarzlika, który jechał bardzo nerwowo i gołym okiem widać było, że ma
to negatywny wpływ na jego postawę. Nie można mu odmówić ambicji, jednak
szarpana jazda nie dawała efektu. Kompletnie zawiedli zaś dość niepewni w tym
sezonie Zagar, Pawlicki i Jensen.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Jestem zadowolony z wyniku. Jechaliśmy
z naprawdę mocnym zespołem i to było widać. Stal nie jest liderem Ekstraligi
przez przypadek. Gorzowianie dominowali te rozgrywki, a my zanotowaliśmy z nimi
pewne zwycięstwo. Rozczarowany nie jestem. Przed meczem nastawialiśmy się na
wygraną i powiedzieliśmy sobie, że byłoby idealnie przekroczyć granicę 50
punktów. Bardzo blisko tego celu byliśmy. Z przebiegu meczu było widać, że Stal
jechała solidnie. Pojawiły się u nich problemy, ale Kasprzak, Zmarzlik czy
Iversen byli bardzo groźni na naszym torze
Jeśli chodzi o Adriana, to musi zrobić trochę porządku w sferze mentalnej. W
meczach wyjazdowych jedzie solidne lub nawet bardzo dobrze. W Toruniu coś jest
nie tak. Nie wiem, czy nie wywiera na sobie zbyt dużej presji. Nie wydaje mi się
natomiast, żeby jego problemem był sprzęt. Jest trochę rozkojarzony i czasami
może dokonywać złych wyborów. Silników ma jednak dużo i podchodzą one od dobrych
tunerów. To nie jest główna przyczyna.
Przed kolejnymi meczami jestem zwolennikiem tezy, że zwycięskiego składu nie
powinno się zmieniać. Kacper Gomólski po jednym meczu pauzy ostatnie dwa
spotkania pojechał naprawdę dobrze. Wywiązał się z roli zawodnika drugiej linii.
Na ten moment nie widzę potrzeby robienia zmian. Trzeba by się najpierw
zastanowić, co jakiekolwiek roszady miałyby teraz dać drużynie.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Cieszę się bardzo, że wygraliśmy. O punkcie bonusowym nie było nawet mowy. Wiedzieliśmy to już po starciu w Gorzowie. Zrobiliśmy wszystko żeby to spotkanie wygrać, ja obstawiałem trochę niższy wynik, koło 46-48, ale udało się zwyciężyć dziesięcioma punktami. Cieszy to, że mamy w miarę wyrównany zespół. Kacper Gomólski radzi sobie coraz lepiej na tym torze, a jest drugą linią i ciężko jest w takiej sytuacji zdobywać punkty. Igor Kopeć-Sobczyński ma jeszcze trochę czasu. Postęp jest o tyle, że nawiązuje coraz częściej walkę. Drużyna z Gorzowa wygrała tylko raz w stosunku 4:2 i to nas musi radować. Od kilku meczów mamy w Toruniu prawdziwych liderów, zwłaszcza Greg Hancock jest ostatnio kapitalny. Chris Holder może zgubił kilka punktów, a zmiany Martina Vaculika, które poczynił w przerwie ewidentnie wywołują postęp. Z optymizmem patrzymy na play-offy.
Greg Hancock - Toruń - Zawsze miło jest
zwyciężać, a szczególnie jak rywalizuje się z taką drużyną jak Stal Gorzów,
która dominuje przez całe rozgrywki. Czapki z głów przed nimi. Pokonanie ich w
tych zawodach jest bardzo dobre dla naszej drużyny. Przed nami jeszcze długa
droga, aby wycisnąć wszystko z tego potencjału, który w nas drzemie.
Dla mnie było bardzo ważne, aby zdobyć maksymalną liczbę punktów. Darcy Ward
pojawił się na tym meczu i to zdecydowanie podziałało jako dodatkowa inspiracja.
Nie dane mi było jeździć z nim w tej drużynie, ale startowaliśmy wspólnie w
Anglii i Szwecji. On jest traktowany jak bohater na toruńskim torze. Przez cały
czas myślę o tym chłopaku.
W ostatnim wyścigu poniosło Krzysztofa Kasprzaka i choć na początku nie zgadzał
się z tym co zrobił, jego podejście bardzo szybko się zmieniło. Kiedy
rozmawialiśmy na torze powiedział mi zupełnie co innego, niż potem na sali, w
obecności was wszystkich. To trochę zabawne, bo wcześniej twierdził, że był dużo
szybszy ode mnie i ja mu zamknąłem drzwi, a następnie opowiada inną historię. Na
szczęście nic mi się nie stało, a sędzia podjął słuszną decyzję. Tak to już
bywa.
Kacper Gomólski - Toruń - Początek sezonu, jeszcze na sparingach, był super i sądziłem, że przełoży się to na rozgrywki. Ekstraliga nie wybacza jednak błędów i cały czas jest mi bardzo ciężko. Szczególnie, że pierwsze wyścigi zawsze jadę z zewnętrznych pól. Ostatnio włożyłem dużo wysiłku w trening startów. Właściwie bez przerwy, czy to w Gnieźnie, czy w Toruniu, jechałem start-łuk, start-łuk, aż zaczynało się palić sprzęgło. W tej kwestii jest już dużo lepiej i oby tak dalej. Zmiennik w osobie Artura Mroczki dał mi to pozytywny impuls. Wiadomo, że jeśli czujesz na plecach oddech kogoś, kto czeka na twoje potknięcie, to trzeba pracować jeszcze intensywniej. Odpoczywałem, gdy drużyna pojechała do Grudziądza i oglądałem mecz w telewizji. Nie było to fajne uczucie, bo nawet mimo że moje zdobycze nie rzucają na kolana, nie byłem w stanie pomóc kolegom. Wykonałem jednak trochę zmian i to dało efekt. Z Gorzowem miałem nadzieję, że pojadę w biegu nominowanym, bo nie prezentowałem się przecież źle. Wszyscy jednak dobrze jechali i pan Jacek zadecydował, że wystartuje Paweł.
Paweł Przedpełski - Toruń -
Najważniejsze jest to, że dwa punkty zostają w u nas. Jak widać po punktacji,
dwa pierwsze biegi w moim wykonaniu były dobre, a kolejne już nie za bardzo. Tak
się ułożyło, że raz po starcie delikatnie zderzyłem się z Bartkiem Zmarzlikiem i
potem ciężko było to nadrobić. Lubię jeździć z Gregiem, świetnie współpracuje mi
się z nim na torze i nie tylko. Gdy obejrzę się na trasie i zobaczę go obok, to
wiem, że na pewno będzie mi trochę łatwiej. Greg zawsze pomoże, kiedy tylko jest
w stanie, a ja staram się odpłacać tym samym. Na pewno widać tego efekty w
wyniku. U nas przede wszystkim jest zgrany zespół. Panują między nami super
relacje. Sądzę, że dobra i spokojna atmosfera może być kluczem do sukcesu.
Miejmy nadzieję, że zaprocentuje to w dalszej, najbardziej istotnej fazie
sezonu.
Teraz jedziemy do poznania na tor, który trudno mi ocenić, bo nigdy na nim nie
jeździłem. Z obserwacji wydaje się być normalny. Na pewno do Poznania jedziemy
walczyć o zwycięstwo. Nie będzie jednak łatwo, bo chłopaki z Wrocławia doskonale
sobie tam radzą
Stanisław Chomski - trener z Gorzowa - Obawialiśmy się tego meczu. Toruń jedzie coraz lepiej. To jest trudny tor. Jak sięgam pamięcią, to Stal Gorzów wygrała na tym torze tylko raz. Wiadomo, media, atmosfera, spotkanie kolejki, drużyna z Torunia wygląda coraz lepiej, a nasz występ przeciwko ekipie z Wrocławia oceniono negatywnie. To jest sport, to jest żużel i tutaj nie ma pewniaków. Na pewno tego meczu wszyscy się obawialiśmy. Ciśnienie było duże. Nie przyjechaliśmy do Torunia żeby się położyć, bo być może jeszcze będziemy rywalizować w fazie play-off. Trzeba było ciągnąć wynik dwoma liderami. Przyjechaliśmy tworzyć widowisko, a nie na jakieś testy. Mieliśmy do czynienia z szachami taktycznymi, ale niestety nie wszystko nam wychodziło tak jakbyśmy chcieli. Były wyścigi, kiedy udawało nam się trzymać rezultat oraz sporadyczne zwycięstwa. Trzeba podkreślić, że nasi juniorzy byli w tym meczu lepsi. Każdy wymaga od Bartosza Zmarzlika jak najwięcej, ale to jest trudne. Wynik 50:40 nie jest najgorszy, no ale przyjeżdża się zawsze po zwycięstwo.
Niels Kristian Iversen - Gorzów - W Toruniu zawsze się ciężko jeździ, szczególnie w roli drużyny przyjezdnej. Dla mnie to był jeden z najlepszych ligowych meczów na tym torze. Niestety ponieśliśmy porażkę i musimy wciąż ciężko pracować. Mamy przynajmniej punkt bonusowy.
Krzysztof Kasprzak - Gorzów - Chcę przeprosić Grega, bo przecież nie chciałem w niego uderzyć specjalnie. Chris Holder mnie bardzo mocno atakował i ja zjeżdżałem w lewo, a tam zawsze jest start przyczepniejszy. Mój motocykl chwycił luźnej nawierzchni, a Greg już zjeżdżał z górki i spotkaliśmy się w złym punkcie. Jeszcze raz przepraszam i najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Szkoda, bo mogłem śmiało dowieźć dwa punkty A co do meczu, to w Toruniu zawsze się ciężko jeździ. Gospodarze są u siebie bardzo dobrze spasowani i jest to specyficzny tor pod kątem, niby twardy, ale zawsze jest tam problem ze znalezieniem odpowiednich ustawień. Pierwsze dwa biegi męczyłem się, nie mogłem dopasować się do toru. Później było już lepiej. Zabrakło paru punktów. Toruń okazał się lepszy i gratuluję zwycięstwa.
Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali Gorzów - Takiego wyniku się spodziewałem. O zaskoczeniu nie ma zatem mowy. Niedosyt jednak jest, bo zawodnicy gubili frajersko punkty. Mają też rację komentatorzy, którzy słusznie zauważyli, że drużyna zajęła się bardziej walką wewnętrzną niż rywalizacją z przeciwnikiem. To jest niepokojące. Jestem jednak przekonany, że zarząd zbierze te rozpalone głowy i wyleje na nie kubeł zimnej wody. Trzeba też pomyśleć o Jensenie, bo jedzie już od dłuższego czasu do tyłu. Można powiedzieć, że to jego poziom. Kompletnie rozczarował jednak Zagar. Jak na uczestnika Grand Prix jego występ jest bardzo słaby. Martwi mnie drugi nieudany mecz Pawlickiego. Jego stać jest na zdecydowanie więcej. Daleko zresztą szukać nie trzeba. W sobotę w Daugavpils potrafił walczyć jak równy z równym z Sajfutdinowem, a dzień później w lidze, która jest najważniejsza, spisywał się bardzo słabo. Trener Chomski musi z nim porozmawiać. Nie obawiam się jednak o ten zespół. Zgadzam się z trenerem Chomskim. Jest ogromna liczba imprez i szkoleniowiec nie ma kiedy scalić zespołu. Jestem głęboko przekonany, że przed meczem z Falubazem zbierze i ustawi drużynę. Na pewno zdoła zrobić to przed fazą play-off, kiedy będą ważyć się losy medali. To będzie całkiem inna ekipa. Wrócą do poziomu z początku tego sezonu. Jestem tego pewny.
Leszek Demski - sędzia weryfikujący
pracę sędziów podczas meczów - w biegu w którym upadł Hancock, nie ulega jednak
wątpliwości, że Kasprzak był bohaterem negatywnym tego wyścigu. Absolutnie
prawidłowe wykluczenie. Było uderzenie i kontakt. Poszerzał tor jazdy i był
winnym upadku Hancocka. Po wyścigu doszło do jakichś utarczek mechanika z
zawodnikiem z Gorzowa. Należy pamiętać, że za mechanika odpowiada zawodnik.
Jeżeli doszłoby do czegoś więcej, jak na przykład uderzenie, to za to
odpowiadałby zawodnik i to on poniósłby karę.
Z kolei w trzecim biegu tego meczu z lotnego startu wystartował Przemysław
Pawlickii sędzia Remigiusz Substyk nie powinien przerwać tego wyścigu. Podjął
prawidłową decyzję. Pawlicki wyszedł spod taśmy jako ostatni, więc jak to się
potocznie mówi sam się ukarał. Ostrzeżenie zawodnik Stali otrzymał po biegu i to
też jest właściwe zachowanie arbitra.
Darcy Ward - były zawodnika z Torunia - Jestem bardzo zadowolony, to dla mnie
wzruszające, że mogę tu z wami być. Chcę podziękować MotoArenie i kibicom, za
atmosferę i za to, że jesteście. Jestem bardzo wdzięczny, że pamiętacie o mnie.
Klub i kibice z Torunia są głęboko w moim sercu. Kocham was bardziej niż sobie
to wyobrażacie.
Tak
jak zapowiedziano następnego dnia po meczu na toruńskiej starówce, Darcy Ward
spotkał się z kibicami. Na spotkanie ze swoim idolem przyszło kilkaset osób.
Oprócz zwykłych kibiców nie zabrakło jego kolegów z toru w osobach Chrisa
Holdera, Adriana Miedzińskiego, Pawła Przedpełskiego, pojawił się także menedżer
Get Well Toruń Jacek Gajewski. Gospodarzem wieczoru był prezydent Torunia
Michał Zaleski, który przywitał byłego zawodnika tymi słowami: "nasze
miasto czekało na ciebie cały rok. Reprezentowałeś Toruń i byłeś zawodnikiem,
który zawsze dawał nam wiele radości i szczęścia. Pamiętaj, że są tu ludzie,
którzy cię kochają i chcą żebyś do nich przyjeżdżał", po czym wręczył
Darcy'emu Wardowi pamiątkowe upominki: kosz toruńskich pierników oraz obraz z
podobizną żużlowca na tle ratuszowej wieży.
Australijczyk był w bardzo dobrym humorze i autentycznie cieszył się ze
spotkania z fanami i komentował całą sytuację: "Bardzo
się cieszę z powrotu do tego miasta. Zawsze będę tutaj wracał, to właśnie tu,
czuję się jak w domu. W toruńskim
klubie spędziłem jedne z piękniejszych chwil mojego życia. To, że już się nie
ścigam, nie oznacza, że nie będę się już z wami spotykał.
Mogę zapewnić, że co roku będę starał się być w Toruniu, może z wyjątkiem
przyszłego, ponieważ będę musiał załatwić jeszcze kilka spraw.
Jestem wdzięczny, że tu przyszliście. Bardzo
dziękuję wam za wsparcie i za to spotkanie. To bardzo uderzające w piersi, że
tak wielu tu was przybyło".
Spotkanie z poszkodowanym żużlowcem
trwało ponad półtorej godziny, a wśród pytań zadawanych przez fanów nie
brakowało zarówno tych poważniejszych, o przebieg rehabilitacji sparaliżowanego
żużlowca, ale pytano, też o najzabawniejsze wspomnienie związane z Toruniem.
Pojawiły się również pytania typowo sportowe, w których "Darky" odpowiadając na
jedno z nich zdradził, że ma stały kontakt z innymi byłymi australijskimi
zawodnikami, gdyż jego bliskim sąsiadem jest
Ryan Sullivan, a kilka ulic dalej mieszka
Jason
Crump. Z kolei na pytanie jak postrzega szanse Get Well w ligowej
rywalizacji Kangur odpowiedział: "Na pewno w tym sezonie istnieje duża szansa
dla Get Well i gorąco w to wierzę. Typuję, że finał odbędzie się między Get Well
i Stalą Gorzów Wielkopolski. Drużyna, do której dołączyli: Greg Hancock i Martin
Vaculik ma wszelkie predyspozycje ku temu, aby pojechać w finale i wygrać go"
Dwudziestoczterolatek po wizycie w Toruniu uda się do Anglii, skąd w przyszłym
tygodniu wróci do Australii wraz ze swoją dziewczyną Lizzie Turner, która była z
nim obecna w Toruniu.
Źródło:
sportowefakty.pl
nowosci.com.pl
zuzelend.com
espeedway.pl
nicesport.pl