W tej sytuacji działacze skierowali swoje zainteresowanie w kierunku Artura Mroczki i wiele wskazywało na to, że grudziądzanin z pochodzenia zamierzał podjąć walkę o skład w Toruniu, co również oznajmił toruński menadżer: "Artur Mroczka ma w czwartek i piątek treningi w Toruniu. Będziemy chcieli dogadać się w kwestiach finansowych. Jeśli deklaruje chęć walki o skład, to niech próbuje. Nie mogę przecież przesądzać, że będzie słabszy od innych. Widzę, że Artur ma ogromne chęci, żeby podjąć u nas wyzwanie. Teraz jedyna kwestia to dogadanie warunków finansowych. Będziemy próbować".
Mimo, że rozmowy o wzmocnieniach były dość
zaawansowane działacze postanowili dać jeszcze szansę dotychczasowym riderom i z
respektem podchodzono do kolejnego rywala, bowiem historia pojedynków obu ekip
pokazywała, że pojedynki obu ekip należały niemal zawsze do emocjonujących, a te
na MotoArenie potrafiły przyprawiać kibiców obu ekip o drżenie rąk.
Obie drużyny mierzyły się ze sobą już 76 razy, po raz pierwszy w 1961 roku w II
Lidze, kiedy to toruńczycy debiutowali byli wówczas nowicjuszami w rozgrywkach ligowych.
OD tego momentu tarnowianie odnieśli w
Toruniu dwa zwycięstwa (1969-1970). Po tym jak w drugiej połowie lat
siedemdziesiątych, Stal (następnie pod nazwą Apator) wywalczyła awans do I Ligi,
wszystkie kolejne pojedynki odbyły się już wśród najlepszych, pierwszy raz w
1986 roku, po tym jak klub z Małopolski po wielu latach powrócił do krajowej
czołówki. Unia przez kolejne kilkanaście lat nie
potrafiła znaleźć sposobu na torunian na ich terenie i zawsze wracała na
południe kraju z pustymi rękoma. Apator słynął z tego, że rzadko przegrywał na
własnych śmieciach, a z tarnowianami najczęściej nie miał jakichkolwiek
problemów. Dopiero w 2004 roku w Ekstralidze, gdy rywale wzmocnili się Tomaszem
i Jackiem Gollobami, a także sprowadzonym z Torunia Tony’m Rickardssonem,
zdołali pokazać swoją siłę i wygrali w grodzie Kopernika 49:41. Była to jednak
trzecia i zarazem ostatnia wygrana "jaskółek" na stadionie przy ulicy Broniewskiego.
Odkąd toruńscy żużlowcy ścigają się na
Motoarenie, Unia Tarnów jest po Falubazie Zielona Góra najskuteczniejszym
zespołem przyjezdnym, jaki gościł na obiekcie przy ulicy Pera
Jonssona. Na osiem spotkań, dwa wygrała i dwa zremisowała. W ostatnich latach,
gdy Jaskółki wyjeżdżały z Torunia z bagażem punktowym, za każdym razem zajmowały
wyższe miejsce na koniec rozgrywek. Tak było przed czterema laty, gdy zdobywali
trzeci w historii tytuł i tak było w ostatnim sezonie, gdy obie ekipy walczyły o
brązowy medal. Należy wspomnieć, że trójka obecnych zawodników Get Wellu,
doskonale pamięta starty na Mościcach. Martin Vaculik ścigał się tam w latach
2010-2015, Kacper Gomólski w 2012-2014, a Greg Hancock w 2012 i 2014.
Respekt do rywala był tym większy, że wszyscy mieli świeżo w pamięci, gdy przed
rokiem w rundzie zasadniczej Unia Tarnów wygrała na własnym torze 50:40, a w
rewanżu w Toruniu zanotowała remis. Do prawdziwego zaskoczenia doszło natomiast
w play-offach PGE Ekstraligi. W pierwszym meczu o trzecie miejsce Jaskółki
wygrały na MotoArenie różnicą dziesięciu oczek. Rewanż, który był formalnością,
zakończył się kolejnym zwycięstwem zespołu Pawła Barana.
Trudno było jednak przypuszczać, aby historia mogła się powtórzyć nawet, jeśli
ekipa z Torunia miała swoje problemy na początku sezonu. A owe problemy, to brak
formy sprzed roku u Pawła Przedpełskiego, a na domiar złego kontuzji doznał Igor
Kopeć-Sobczyński, który od początku sezonu wskoczył do ligowego składu i
wydawało się, że zadomowił się w nim na dłużej. W tej sytuacji na pozycji
rezerwowego młodzieżowca pojawił się
Norbert Krakowiak. Nowy jeździec Get Well
Toruń miał tym samym pierwszą okazję do zaprezentowania się w Ekstralidze i
Jacek Gajewski z liczył, że będzie on w stanie dorzucić jakieś punkty do dorobku
liderującego drużynie w poprzednich latach Przedpełskiego.
Z kolei po drugiej stronie stali przybysze z
województwa małopolskiego, którzy chcieli jednak pokazać, że wyjazdowy blamaż na
torze w Grudziądzu nie czynił z nich chłopców do bicia, w meczach wyjazdowych.
Drużynie prowadzona przez Pawła Barana miała podobnie jak torunianie problemy z
drugą linią zespołu, a jedynie Janusz Kołodziej oraz Leon Madsen jeździli na
przyzwoitym poziomie.
Nieco optymizmu wlewała w serca Jaskółek wygrana z mistrzem Polski, choć
należy pamiętać, że był to tryumf przed własną publicznością, a Unii Tarnów
zawsze jeździ się dużo lepiej na własnym specyficznym torze. Starcie z Bykami
pokazało, że ważne punkty mogą zdobywać Kenneth Bjerre oraz Krystian Rempała. I
na postawę formacji juniorskiej trener gości liczył najbardziej, bowiem powinni
wygrywać przynajmniej z Krakowiakiem.
Pierwsze biegi wskazywały na to, że będzie to
mecz przede wszystkim szybki. Już w inauguracyjnej gonitwie Leon Madsen wykręcił
czas ledwie o 0,09 s. gorszy od sześcioletniego rekordu toru Tomasza Golloba. Co
nie udało się Duńczykowi oraz Pawłowi Przedpełskiemu w kolejnej odsłonie, zrobił
Chris Holder w trzecim biegu. Australijczyk jako pierwszy na Motoarenie,
przynajmniej oficjalnie,
zszedł z czasem poniżej 57 sekund (56,83 s.), a w
następnym wyścigu Greg Hancock poprawił ustanowiony co dopiero rekord o ponad
dwie dziesiąte sekundy (56,40 s.).
Zgodnie z oczekiwaniami, miejscowi mieli wyraźną przewagę. W drużynie gospodarzy
poprawnie funkcjonował właściwie każdy element. Swoje w drugim biegu dnia zrobił
nawet debiutujący w Ekstralidze, siedemnastoletni Norbert Krakowiak. Goście z
kolei mieli swoje problemy. Tak naprawdę tylko Janusz Kołodziej i wspomniany już Madsen poprawnie wywiązywali się ze swoich zadań. Brakowało indywidualnych
zwycięstw ze strony trzeciego lidera, Kennetha Bjerre, oraz jakichkolwiek
zdobyczy na rywalach od młodzieżowców.
Nie dziwi więc fakt, że gdy przed ósmym biegiem nadarzyła się okazja, Paweł
Baran zmienił słabego Piotra Świderskiego i z Madsenem pojechał Kołodziej.
Na tamten moment był to jedyny sposób na to, aby zacząć odrabianie strat. Na
nieszczęście kibiców Jaskółek, "Koldi" nie wytrzymał ciśnienia i wjechał w
taśmę. Za kapitana Unii pojechał Krystian Rempała i dość nieoczekiwanie wygrał,
ale dla odmiany ostatni do mety dojechał Madsen. Nie było więc punktu
przełomowego dla tarnowian. Trener Baran próbował ratować wynik kolejnymi
zmianami taktycznymi, ale po trzeciej serii przewaga gospodarzy wzrosła do
dwunastu punktów.
Torunianie nieco lepiej radzili sobie na starcie, a nawet jak w tym elemencie
zawodzili, to wykazywali się na tyle dobrą znajomością toru, że potrafili
odbijać pozycje na dystansie. Nawet jeśli oznaczało to pogoń do ostatnich
metrów, co potwierdził Kacper Gomólski, który w gonitwie dziewiątej na kresce
minął Mikkela Michelsena.
Dziesiątą gonitwę goście wprawdzie przegrali 2:4 i przewaga wzrosła do 12
"oczek", ale... później kibice Get Wellu przecierali oczy ze zdumienia, jak ich
zawodnicy zaczęli trwonić zaliczkę. Najpierw bowiem Madsen i Bjerre pokonali 4:2
duet Gomólski - Hancock, a chwilę potem Rempała z Madsenem podwójnie zwyciężyli
Holdera i Krakowiaka.
Ostatnia przed biegami nominowanymi seria na pewno wlała trochę nadziei w
serca tarnowskich kibiców. Zmiany taktyczne Pawła Barana dały efekt, bo Madsen i
Bjerre odrobili dwa punkty, a później ten pierwszy z równie rozpędzonym Rempałą
triumfowali podwójnie. Mimo że później znów przewagę powiększyli gospodarze
(43:35), goście zdawali się być dużo lepiej dopasowani do toru. W tej jednej
serii to oni lepiej czuli ścieżki, a wśród gospodarzy na szybkich wyglądali
tylko Gomólski i Miedziński. Mogło to być niepokojące w kontekście wyścigów
nominowanych.
I rzeczywiście, w czternastej odsłonie para Kołodziej - Rempała napsuła rywalom
sporo krwi, ale ostatecznie Vaculik i Holder dowieźli do mety remis gwarantujący
drużynie Get Well zwycięstwo. Nie da się jednak ukryć, że byli zdecydowanie
wolniejsi, niż w pierwszej części meczu. Ostatni bieg dnia rozpoczął się z kolei
od fatalnego upadku Madsena i Hancocka. Na szczęście nic nikomu się nie stało, a
osamotniony Amerykanin przegrał 2:4 i gospodarze odnieśli dość skromne, zaledwie
sześciopunktowe zwycięstwo.
Podsumowując. Torunianie choć wygrali kolejny
mecz na własnym torze, uczynili to w mało porywającym stylu. Potwierdziło się,
że forma zwłaszcza polskich riderów jest daleka od co najmniej dobrej.
Zastanawiający był brak zwycięstw Vaculika. Na pocieszenie dla kibiców Holder i
Hancock pokazali swoją szybkość na MotoArenie i bili rekordy toru w pięknym
stylu. Uznanie zyskał zwłaszcza długo oklaskiwany Holder, który złamał po blisko
sześciu latach złamał po raz kolejny barierę prędkości na toruńskiej MotoArenie.
Od dnia 23 maja 2010 roku najszybciej cztery okrążenia na torze w Toruniu
pokonał Tomasz Gollob, a uczynił to w czasie 57,07 sek. Helder jednak tak jak
wspomniano w trzeciej gonitwie pokonał dystans 1300 metrów szybciej i
potrzebował na to 56,83 sek. Australijczyk nie cieszył się zbyt długo tytułem
najszybszego jeźdźca MotoAreny, bowiem już w kolejnym biegu jeszcze szybciej, bo
w czasie 56,40 sek. cztery okrążenia pokonał Greg Hancock. Warto dodać, że
Amerykanin uwzględniając na przestrzeni lat wszystkich rekordzistów toru na
wszystkich trzech obiektach żużlowych w Toruniu, stał się tym samym 90 jeźdźcem,
który wygrywał z czasem i rywalami.
W ekipie gości walecznością wykazało się trio Madsen - Bjerre - Kołodziej.
Dzielnie wtórował im Krystian Rempała, który wchodził w zawody dopiero od
siódmego biegu, bowiem w starciu młodzieżowców dotknął taśmy. W Tarnowie trener
miał jednak podobny problem jak turyńczycy, bowiem borykał się ze skutecznością
drugiej linii. Postawa Świderskiego i Michelsena, którzy razem zdobyli 1 pkt nie
wymaga komentarza.
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer toruńczyków - mamy zwycięstwo, ale w drugiej
części zawodów pogubiliśmy punkty. Nie jestem do końca zadowolony. Dwa punkty są
ważne, ale pojechaliśmy trochę za słabo, żeby wypracować większą przewagę.
Niepotrzebne było między innymi wykluczenie Miedzińskiego. Efekt jest taki, że
mamy tylko sześć punktów zaliczki. Martin nie ma problemów ze sprzętem jak to
sugerowano, bo był u swojego tunera. Po Lesznie zrobił przeglądy. Wszystko
zostało odpowiednio sprawdzone, ale w tym meczu jego największym kłopotem były
starty. Tylko raz dobrze wyjechał. Na treningach czy innych zawodach to był
zawsze jego duży atut. Musi pewnie rzeczy uporządkować. Widzę, że wkrada się u
niego trochę nerwowości. Bardzo mocno mu zależy i nakłada sobie presję. To nie
był jego dzień. Potrafi jechać o wiele lepiej. Na dystansie próbował się ścigać,
ale Bjerre, Kołodziej, Madsen była bardzo szybka. Trudno było ich wyprzedzić.
Zmieniliśmy nieco nawierzchnię i rekordy nie były dziełem przypadku. Czasy na
początku zawodów były bardzo dobre. Tor był przyczepniejszy. Nie wiem, czy
pójdziemy w tym kierunku w kolejnych meczach. Patrzymy, jak nasi zawodnicy
zachowują się w różnych warunkach. Dużo na ten temat rozmawiamy. Nie byliśmy
zadowoleni z toru, który był na inaugurację z Falubazem. Trzeba też pamiętać, że
ten tor cały czas się układa i był inny w pierwszej i drugiej części
rywalizacji.
Norbert Krakowiak - Toruń - Jeśli chodzi o zdrowie, to wszystko jest już w porządku. Miałem taki tydzień, gdzie musiałem odpocząć. Bez sensu jechać na siłę. Lepiej zrobić sobie przerwę i wrócić silniejszym. Przed zawodami było trochę stresu, ale myślę, że nie wyszło najgorzej. Muszę jeszcze popracować nad startami, bo w Ekstralidze ten element jest niezwykle ważny i trzeba to nadrobić. Jeździłem wcześniej w niższej klasie rozgrywek i wszędzie jeździ się tak samo. W Ekstralidze na pewno są nieco bardziej zaostrzone przepisy. Poza tym na zapleczu nie ma tej całej otoczki, jest dużo więcej luzu. Idzie się jednak przyzwyczaić i mi się to już udało. Nawet jeden ze sparingów był tak zorganizowany, żeby przestrzegać wszelkich zasad panujących w rozgrywkach ligowych.
Greg Hancock - Toruń - Dobrze, że znowu udało
nam się wygrać przed własną publicznością. Myślę, że to jest dobry wynik.
Oczywiście, że zawsze chcemy wygrywać i to wyżej, ale rywale zachowywali się
bardzo dobrze i stosowali dobre zmiany taktyczne. To spowodowało, że osiągnęli
przewagę w drugiej części zawodów, do czego nie możemy dopuszczać zbyt często.
Ze swojej postawy jestem zadowolony, przecież byłem najszybszy na torze. Nigdy
nie chcesz zabierać długoterminowego rekordu, szczególnie takiej postaci jak
Tomaszowi Gollobowi, który jest dla mnie prawdziwą legendą, ale to wspaniałe
zrobić to w takim stylu. Prawdopodobnie osiągnąłem to, ponieważ Janusz Kołodziej
bardzo mnie naciskał z tyłu i musiałem zrobić coś wielkiego, aby zostać na
prowadzeniu. To wspaniałe uczucie, zobaczymy jak długo ten rekord się utrzyma.
Po dwóch pierwszych biegach, które były niemal perfekcyjne przyszedł delikatny
kryzys. Problemem były starty, bo nie mogłem tak dobrze wyjechać ze startu i
było mi bardzo ciężko poprawić pozycję na dystansie. Jest dużo łatwiej wygrywać,
kiedy prowadzisz od początku, szczególnie po tych zmianach, które teraz zaszły
na toruńskim torze. Teraz jest mniej ścieżek do wyprzedzania. Jestem pewien, że
z czasem będzie coraz lepiej. Moim zdaniem teraz jest trudniej, ale z drugiej
strony tor jest bardzo szybki i to sprawia, że jeździ się na nim bardzo
przyjemnie
Adrian Miedziński - Toruń - Każdy z nas miał
trochę problemu z ustawieniami motocykla. Nie mamy jeszcze w pełni handicapu
własnego toru. Musimy nad tym popracować. Mam nadzieję, że go znajdziemy i każdy
będzie jechał jeszcze lepiej. Pracujemy dalej i ważne, że mecz jest do przodu.
Musimy starać się wygrywać wyżej, żeby na wyjazdach walczyć o punkty bonusowe.
Liczyliśmy na więcej, ale wiedzieliśmy, że jak będziemy prowadzić to rywale
zaczną stosować rezerwy taktyczne. Tarnowianie jechali naprawdę dobrze. Dobrze
startowali, ciężko nam było ich mijać na dystansie. Musimy nad tym popracować,
aby ten tor dawał nam jeszcze większy atut po przegranym starcie.
Szkoda ostatniego biegu. Był tam kontakt, poza tym miałem jeszcze dosyć mocny
dojazd do pierwszego łuku. Sędzia mógł to zinterpretować tak lub inaczej. Podjął
jednak taką decyzję i dobrze, że chociaż Greg przyjechał w tym wyścigu drugi, bo
musiał jechać w powtórce na innym motocyklu.
Za tydzień Gorzów, który jest mocną drużyną. Widać, że wszyscy jadą dobrze.
Powalczymy tam o jak najlepszy wynik. Pojedziemy do Gorzowa bez nastawienia
bycia faworytem, tak jak przed tygodniem do Leszna. Każdy może wygrać z każdym i
trzeba do tego podchodzić spokojniej, bo Ekstraliga jest naprawdę bardzo mocna i
wyrównana, bo w każdej ekstraligowej drużynie są zawodnicy, którzy potrafią się
ścigać. To nie jest tak, że oni będą od nas odstawać. Widać to szczególnie po
sobotniej Grand Prix w Krsko, w której punktacja była bardzo mocno rozłożona i
każdy może wygrać z każdym. To wszystko jest naprawdę bardzo wyrównane. To jest
gra niuansów, kto będzie popełniać mniej błędów to będzie wygrywać.
Martin Vaculik - Toruń - To był bardzo ciężki
mecz. Nie mogłem wygrywać startów, jedynie w ostatnim biegu mi się to udało,
kiedy zmieniłem motor. Starty są moim dużym atutem, a w tym spotkaniu zupełnie
mi nie wychodziły. W efekcie nie wygrałem żadnego biegu, co jest dla mnie trochę
niewyobrażalne. Co mogę więcej powiedzieć, nie wiem co nie zadziałało, bo
silniki mam bardzo szybkie, na treningach wszystko było bardzo dobrze, a w meczu
zupełnie to nie zadziałało. Nie wiem, o co chodziło.
Tor był bardzo szybki, a ja zupełnie nie potrafiłem tej szybkości wykorzystać.
Jestem zdziwiony tym co się stało w to niedzielne popołudnie, bo to był bardzo
słaby wynik i bardzo słaby występ.
Najważniejsze, że jest wygrana u siebie i dwa punkty. Nic się nie bójcie, my na
pewno powalczymy w Tarnowie o wygraną.
Kacper Gomólski - Toruń - Ścigałem się kiedyś w Tarnowie, ale nie ma żadnych sentymentów, wszystko zostawiam w domu i cieszę się z wygranej. Na ostatni bieg zmieniłem motocykl i czułem się lepiej. Szykowałem się już na bieg nominowany, gdybym miał w ogóle w nim wystąpić i sądzę, że zaprezentowałbym się dobrze. Pan Jacek zdecydował jednak, że pojadą inni i nie pojechali wcale gorzej. Na pewno byłoby lepiej, gdyby to były same dwójki z bonusami, ale najważniejsze, że nie przywoziłem zer i stoczyłem trochę walki na trasie. Starty w moim wykonaniu to była jednak męczarnia. Co bieg wybierałem inną koleinę, ale niestety nie mogłem trafić.
Paweł Baran - trener tarnowian - Dziękuję
zawodnikom z Torunia za fajny mecz. Dlaczego początek był trudny? Jeśli chodzi o
mnie, to ja jeszcze nigdy na takim torze na Motoarenie nie byłem. Na początku
ciężko było go rozgryźć. Na próbie toru wszystko wyglądało przyjemnie, ale to
tylko próba. Zawodnicy szukali ustawień i fajnie, że udało się wrócić, bo na
początku nie wyglądało to ciekawie. Potem pokazali, iż nie są chłopcami do
bicia, tak jak wszyscy mówili przez pół zimy. Drugi mecz wyjazdowy i co mogę
powiedzieć, w Grudziądzu baty, tutaj nawiązaliśmy równorzędną walkę i musimy
jeszcze poczekać na wygraną. Dziś dziury udało się łatać rezerwami taktycznymi.
Gdybyśmy mieli silnego Polaka, to być może nie moglibyśmy robić rezerw i wynik
mógłby iść w podobną stronę. Fajnie, że powalczyliśmy i pokazaliśmy się z dobrej
strony. Może teraz inni popatrzą na nas trochę inaczej, że Unii Tarnów wcale nie
można lekceważyć.
Co do Krystiana Rempały, to zawsze będę powtarzał,
że jest to młody chłopak, który może wygrać z każdym, a potem jak będziemy na
niego liczyć, to może zawalić bieg. Takie jest prawo młodości. Na pewno szkoda
taśmy Krystiana. Następnym jego biegiem była dopiero siódma gonitwa i można
powiedzieć, że pierwszy start zaliczył dopiero w połowie zawodów. Niestety,
nawierzchnia do tego czasu trochę się zmieniła. Pojechał jednak kilka biegów
podrząd i fajnie to wyglądało. Krystian to jest młody zawodnik, który może
wygrać z każdym, a w momencie kiedy każdy będzie na niego liczył może zawalić
bieg. To jest prawo młodości i brak doświadczenia w ekstralidze. Jeżeli taki
wspaniały zawodnik jak Greg Hancock czasami przyjeżdża czwarty, to też nie
dziwmy się młodzieżowcowi
Kenneth Bjerre - Tarnów - Nie postrzegam tego tak, że jechało mi się łatwo. Włożyłem w ten mecz sporo pracy oraz było sporo miejsca na taktyczną jazdę. Na początku brakowało mi szybkości, próbowałem zmienić motocykl na mój drugi start, ale ten spisywał się jeszcze gorzej, więc wróciłem do pierwszego. Wystartowałem na tych samych ustawieniach i wszystko zaczęło działać. To były dla mnie udane zawody, porażka sześcioma punktami jest jasnym sygnałem dla reszty ligi, że nie są bezpieczni w starciach z nami.
Artur Mroczka - zawodnik związany z klubem
toruńskim bez gwarancji startu w lidze - Myślę, że usiądziemy i będziemy
dyskutować na temat warunków, na jakich miałbym dołączyć do drużyny. Wszyscy
wiedzą, jakim jestem zawodnikiem. Mam atomowe starty i z pewnością poradzę sobie
w Ekstralidze. Do końca sezonu jest jeszcze daleko, a drużyna walcząca o medale
musi być do tego gotowa. Sądzę, że jestem w stanie pomóc toruńskiej ekipie w
rywalizacji o każdy krążek, a najlepiej o złoty.
Wiadomo, że Ekstraliga wystartowała trochę później i nie wszystkie drużyny mają
pełny ogląd swoich składów. W związku z tym odzywały się jedynie kluby
pierwszoligowe, ale mnie nie interesują starty na zapleczu. Nie chcę obniżać
swojego poziomu sportowego, a poza tym Ekstraliga zapewnia odpowiednie warunki
do rozwoju i pozwala dysponować sprzętem z najwyższej półki.
Źródło:
www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl
www.sportowefakty.pl