GŁOWACKI Marcin

Urodzony 6 marca 1983 roku.

Wychowanek toruńskiego Apatora. Jednak plastron toruńskiej drużyny przywdziewał tylko w eliminacjach do młodzieżowych finałów i w Pomorskiej Lidze Młodzieżowej

Wystartował jednak w rozgrywkach ligowych w 2003 roku w barwach Gwardii Warszawa.

Do żużla trafił w 1991 roku, dzięki tacie - Krzysztofowi, który pracował jako mechanik klubowy w Apatorze Toruń. Jak wspomina w tym samym roku miał okazję obejrzeć pierwsze w swoim życiu zawody, Indywidualne Mistrzostwa Polski rozgrywane na toruńskim owalu i jak pewnie każdy młody kibic, chciał zostać żużlowcem. To marzenie się spełniło i w 1995 roku trafił do szkółki żużlowej. Pierwsze okrążenia kręcił po okiem Jerzego Kniazia, a do licencji żużlowej przygotowywał go już Jan Ząbik. Łącznie spędził na torze 10 lat i sam nie chce tego czasu nazywać karierą, a raczej przygodą, dzięki której praktycznie całe swoje życie oparł na pasji do sportów motorowych.

Marcin nie rozwinął się jako zawodnik, ale znalazł swoje miejsce jako mechanik żużlowy. Pracował u wielu zawodników, a za największy prestiż uznaje współpracę u Bjarne Pedersena, wówczas zawodnika cyklu Grand Prix. W teamie tym zdobył ogromne doświadczenie jako mechanik. Poprawił się też jego angielski, bo tylko w tym języku była możliwa komunikacja. Z czasem zaowocowało to współpracą z kolejnymi jeźdźcami, w tym tą najważniejszą w teamie Darcy’ego Warda, którego poznał w Anglii. Był to rok 2011, kiedy Australijski jeździec trafił do drużyny z Gdańska. Darcy miał już wówczas za sobą kilka sezonów, w których pomagali mu Łukasz Pawlikowski i Łukasz Groszewski. W 2010 roku Marcin usłyszał, że Darcy szuka mechanika, napisał maila i tak rozpoczęła się jego pięcioletnia współpraca, z Australijskim mistrzem świata juniorów, która z czasem przerodziła się w przyjaźń.

Oto co Marcin sądzi o Australijczyku , którego karierę brutalnie przerwała kontuzja: "Dla mnie to gość, który urodził się do żużla. Był mega talentem, któremu nie udało się przypieczętować tego zdobyciem tytułu IMŚ. Chociaż dwa złote medale IMŚJ oraz zdobyte medale DPŚ wskazują na to, że to światowa klasa. Prywatnie to wyluzowany koleś, zabawny z wieloma pomysłami, jak zwłaszcza w kwestii spędzania wolnego czasu. Moje najlepsze wspomnienia z pracy jako mechanik w jego teamie, to Grand Prix w Auckland, kiedy Darcy bardzo chciał, żebym poznał jego ziomków z 4300 . Wygrana Darcy’ego w Grand Prix Danii, kiedy wrócił po kontuzji. Nie można też zapomnieć o słynnym meczu w Gorzowie Wielkopolskim, kiedy spóźniony zdobył 20 punktów. Generalnie z każdym zawodnikiem, u którego pracowałem mam jakieś wspomnienia, można by było długo opowiadać. Darcy utkwił mi w pamięci najbardziej, tutaj nie było relacji pracownik – pracodawca. W teamie Darcy’ego było, jak w rodzinie. Niestety 23 sierpnia 2015 roku w Zielonej Górze zakończył się pewien rozdział. Pamiętam każdy szczegół tego zdarzenia i te słowa Darcy’ego, kiedy podbiegłem do niego i usłyszałem "Marcin nie jest dobrze, przeszył mnie prąd i nie czuje nóg". On nawet nie wiedział, że ma inne złamania. Potem długie godziny spędzone w szpitalu podczas operacji i konsultacja z lekarzem, który pokazał zdjęcie RTG i wniosek - Darcy nie będzie chodził. Nie mogłem w to uwierzyć. W tamtym momencie rozsypały się wszystkie klocki, przeżyłem to bardzo. Jeszcze się nie zdarzyło od 2015 roku, żebym regularnie nie rozmawiał z Darcym. Co dwa tygodnie rozmawiamy na Messengerze. Czasem jest to kilka słów, co słychać, czy wszystko ok, ale to wystarczy. Mam świadomość, że "Darky" ma wiele zajęć, odkąd zaczął prężnie działać w speedwayu w Australii i odkąd został szczęśliwym ojcem, ale staram się być na bieżąco z tym, jak sobie radzi, jak sprawy zawodowe. Duży kontakt mam też z jego ojcem, Georgem. Zawsze kiedy piszę z Darcym, zaprasza mnie do Australii. Może przyjdzie ten czas, że się zbiorę i polecę. Na razie liczę na to, że to on wybierze się do Europy i będę mógł się z nim spotkać".

Po tragedii Australijskiego mistrza Marcin nawet nie myślał o tym, żeby szukać pracy u kolejnego zawodnika. Nadarzyła się jednak okazja by zmienić otoczenie i na dwa sezony trafił do Formuły 3. Ale tam pomimo zdobytego doświadczenia męczyło go to, że w ogóle nie było go w domu z żonę i dziećmi, stąd zdecydował się na powrót do żużla, ale trwało to tylko dwa lata. W międzyczasie zaliczył też epizod w Moto GP2, a obecnie pracuje z Łukaszem Pawlikowskim w teamie pitbike.pl, co traktuje jako nowe wyzwanie. Cały czas się uczy motorsportu. Jest doradcą handlowym marki Kayo. Zajmuje się obsługą klienta, doborem odpowiedniego sprzętu do wieku i umiejętności. Opiekuje się ponadto serwisem dirt bike’ów i quadów Kayo, organizuje jazdy testowe, czynnie uczestniczy w różnych wydarzeniach w regionie promując markę Kayo. 
 

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt