KURECKI Witold
dziennikarz, spiker zawodów


Urodzony w 1926 roku.

Toruński dziennikarz w trakcie zawodów prowadził spikerkę. Do dziś w uszach starszych kibiców brzmi jego głos zapowiadający kolejne biegi i nie bez emocji ogłaszający kolejność na mecie.

Tak m.in. pisał o śmierci Kazimierza Araszewicza
Chciałeś być mistrzem - Witold Kurecki
Wiadomość nadesłana przez Polską Agencję Prasową była lakoniczna.
"Mecz o mistrzostwo pierwszej ligi żużlowej między Włókniarzem (Częstochowa) i Stalą (Toruń) został przerwany na skutek tragicznego wypadku na torze, w którym zginął Kazimierz Araszewicz".
Dla postronnego kibica sportowego była to wiadomość smutna, dla miłośników czarnego sportu w Toruniu szokująca. Zginął ich ulubieniec zawodnik, który w ostatnich tygodniach wyrastał na bohatera żużlowych meczów ligowych, który ich zdaniem był uosobieniem odwagi i brawury. Dwudziestojednoletni Kazimierz walczył na torze już nie tylko z fantazją, ale z wielką brawurą. Po cichu mówiono, że nieco przesadza, że przecież ligowe punkty nie mogą być celem samym w sobie, że warto wyjechać na tor z postanowieniem wygrania biegu i rozsądniej równocześnie jazdy. Jedno drugiego przecież nie wyklucza.
Rozmawiałem po wypadku w Częstochowie z wieloma ludźmi, którzy każdego niemal dnia stykają się z żużlowcami, rozmawiają z kibicami, którzy co pewien czas przychodzą na zawody, płaca za bilety i chcą mieć widowisko, które ich porwie, dostarczy tematu do opowiadań na cały tydzień. Rozmawiałem z poważnymi działaczami sportu żużlowego i trenerami, zawodnikami "czarnego sportu" i innych dyscyplin. We wszystkich tych rozmowach przejawiała się nutka smutku, żal za straconym młodym życiem, przewijały się refleksje na temat bezpieczeństwa na torze, metod szkolenie i wychowywania młodych ludzi. Usłyszałem sporo słów goryczy pod adresem niektórych wychowawców, wspominano o pogoni za punktami na żużlowych torach, o "serdeczności" kibiców, którzy podjudzają do kawaleryjskiej szarży miedzy bandami. Nie wytykano palcami, nie padały nazwiska, nie wspominano faktów, ale i tak wiemy, że żużel jest sportem, który w naszym kraju zbiera najobficiej tragiczne żniwo. Tylko w Toruniu zanotowano pięć śmiertelnych wypadków. Po każdej tragicznej kraksie budzi się żywiołowa dyskusja w gronie ludzi związanych z tym sportem, wśród zawodników i trenerów. Tylko kibice pozostają obojętni na to wszystko. Oni pragną widowiska, cyrku, walki koło w koło. A to - czego ukryć się nie da - imponuje młodym, mało jeszcze doświadczonym zawodnikom, tym którzy stawiają pierwsze kroki na drodze do błyskotliwej kariery. Tym którzy mają po dwadzieścia lat. Chciałeś być mistrzem Polski - powiedział jeden z kolegów nad trumną 21-letniego Kazimierza i nie doczekałeś się. Każdy z tych młodych ludzi śni o zwycięstwach, mistrzowskich szarfach, międzynarodowych sukcesach, rekordach toru i nie każdy jest na tej drodze właściwie prowadzony.
Wypadkiem w Częstochowie zajmuje się specjalna komisja i GKKFiT, zajmują się władze sportowe. Ustalą przyczyny tragicznego wypadku, opiszą dokładnie przebieg ostatniego wyścigu i … obawiam się, że wszystko wróci do normy. To znaczy, nadal ścigać się będą młodzi ludzie, nadal tłumy będą żądać zwycięstw za wszelka cenę, nadal będzie liczyć się punkty i wpływy kasowe z meczów. Nadal mało będzie się mówić o konieczności zachowania ostrożności, o tym, że na czarnym torze śmierć jest bardzo blisko i nie trzeba jej prowokować. Jestem przekonany, że nie uczynione jeszcze wszystkiego, aby do minimum ograniczyć ilość wypadków. Żużel jak każdy inny sport, ma w sobie element ryzyka. Tego nie da się uniknąć. Rzecz w tym, aby w codziennej pracy szkoleniowej i wychowawczej w klubach pamiętano o szczególnym niebezpieczeństwie, jakie grozi właśnie na żużlowym torze. Jeżeli nie wystarcza perswazja, to można stosować sankcje administracyjne, usuwać z drużyny, karać za zbędną brawurę. Innymi słowy czynić wszystko, aby pogrzeby 21-letnich sportowców należałyby do wielkiej rzadkości. Odwaga nie może graniczyć z brawurą, a licencję zawodnika ligowego powinien otrzymać ten, kto w pełni posiadł umiejętność prowadzenia maszyny i poznał tajniki walki na torze... Powie ktoś, że to są sprawy oczywiste i będzie mieć rację, tylko doświadczenie uczy, że te oczywiste prawdy nie zawsze docierają do ludzi, którzy powinni się nimi przejąć. Życie jest najcenniejszym skarbem człowieka, chrońmy je tak długo jak to jest tylko możliwe. W sporcie również.

Przez wiele lat miałem dotrzeć do Pana Witolda. Zawsze odkładałem to na później. Nie zdążyłem. Z tego co słyszałem miał przebogatą wiedzę o toruńskim sporcie żużlowym.

Zmarł w roku 2016.

zdjęcie Andrzej Kamiński

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt