2017-05-28 Runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - ROW Rybnik
 
Anioły przegrały dwa pierwsze mecze na domowym torze. W Toruniu wygrały Stal Gorzów (46:44) i Unia Leszno (46:44). Nic więc dziwnego, że przed spotkaniem z ROW-em Rybnik, wszyscy liczyli na przełamanie.

Ponieważ zawody odbywały się w przeddzień "Dnia Dziecka" toruński klub zorganizował moc atrakcji dla najmłodszych fanów, o czym informowała prezes Ilona Termińska - Tego dnia planujemy organizację Dnia Dziecka na Motoarenie. Zgodnie ze zwyczajem, na przełomie maja i czerwca zapraszamy wszystkie maluchy do Strefy Małego Kibica, która będzie mieściła się na terenach EDF-u, naprzeciwko Motoareny. Właśnie w ten sposób chcemy uczcić to święto dla najmłodszych. Przygotowaliśmy szereg atrakcji dla naszych kibiców. Oprócz dmuchańców, trampolin, zabawy z ekipą cyrkową dostępne będą dla dzieciaków motorki pitbike oraz zabawy piłkarskie. Całość poprowadzą znani wszystkim z anteny Radia Gra - Mariusz Składanowski i Marcin "Martinez" Wiśniewski. Myślę, że warto będzie tego dnia zajrzeć w okolice Motoareny.
Sam mecz również miał być wyjątkowy dla toruńskiej drużyny. Ekipa Jacka Gajewskiego wystąpiła w nim z niebieskimi opaskami, które oznaczały wsparcie walki z autyzmem.

Dla fanów speedwaya liczyła się jednak rywalizacja na torze, a w tej Rekiny nie miały najlepszych wspomnień z Torunia. Jeszcze na starym stadionie przy ul. Broniewskiego, torunianie dali się pokonać Ślązakom tylko dwukrotnie - w latach lata 1988 i 1990. Autorem tej drugiej wygranej (56:34) był trener ROW-u Mirosław Korbel, który zdobył wówczas 15 punktów. Anioły nigdy nie były łatwym rywalem dla rybniczan, czego dowodem są także statystyki bezpośrednich starć w Ekstralidze. Na osiem spotkań, toruńscy żużlowcy wygrali, aż siedmiokrotnie.
Trzeba jednak dodać, że w sezonie 2017 Rekiny prezentowały się zdecydowanie lepiej niż Anioły. Pokazały to zwłaszcza w Częstochowie gdzie napsuły sporo krwi gospodarzom. Prawdziwe show od początku sezonu robił przede wszystkim młodzieżowiec Kacper Woryna, który przewodzi w klasyfikacji najlepszych jeźdźców Ekstraligi. Świetnie spisywał się też lider cyklu Grand Prix, Fredrik Lindgren. Rezerwy tkwiły też w będącym w dość przeciętnej formie Grigoriju Łagucie, który na Motoarenie zawsze dobrze czuł się w roli gościa.
Anioły miały zatem się kogo obawiać. Zwłaszcza, że w drużynie Get Well próżno było szukać zawodników gwarantujących podobną stabilizację. Ponadto na gospodarzach ciążyła spora presja bowiem mecz z nieco słabszym na papierze rywalem, był szansą na złapanie oddechu i włączenie się do gry o coś więcej niż tylko honor. Get Well jako jedyny zespół w lidze pozostawał bez punktów i ewentualna porażka mogła wywołać w Toruniu prawdziwe trzęsienie ziemi.
Słabej postawy Aniołów dopatrywano się w kiepskim sprzęcie, który tuningował Peter Johns. Niestety silniki ze stajni tego tunera w sezonie 2017 nie służyły żadnemu zawodnikowi na świecie , a niestety w Toruniu z jego usług korzystali Hancock, Holder i wspomniany Przedpełski. Problem Johnsa polegał na tym, że do ubiegłego roku sprowadzał sprężyny zaworowe ze Stanów Zjednoczonych. Miał swoje źródło, które świetnie mu się sprawdzało. W sezonie 2017 z nieznanych przyczyn, Johns nie miał już amerykańskiego dostawcy i bezskutecznie szukał sprężyn w innych źródłach. Poszukiwania Johnsa odbijały się jednak na wynikach żużlowców. Tuner był bardzo przejęty ich sytuacją i nawet kontaktował się z Pawłem Przedpełskim i oferował mu ponowny serwis widząc, że motocykle Polaka nie jadą.

Przed meczem w obu zespołach doszło do kilu zmian w składach. Od początku sezonu bardzo słabo prezentuje się Paweł Przedpełski, który zawodził nawet w spotkaniach na własnym torze, ale także w innych turniejach w których miał okazję stratować. Dlatego menadżer Jacek Gajewski postawił na Grzegorza Walaska. Dla doświadczonego żużlowca był to tym samym debiut w barwach Get Well w meczu na Motoarenie. Do tej pory 40-latek wystąpił w dwóch meczach, ale wyjazdowych.
Należy wspomnieć też o zmianach w zestawieniu Rekinów. Prowadzącym parę niejako z konieczności został Damian Baliński, który zmienił kontuzjowanego lidera cyklu Grand Prix Fredrika Lindgrena. Ponadto pod numerem 7 rybniczanie wystawili dwudziestoletniego Larsa Skupienia, dla którego był to ligowy debiut w PGE Ekstralidze.

Ostatecznie torunianie odnieśli pierwsze zwycięstwo w lidze i nie pobili niechlubnego rekordu z roku 1988, kiedy to przegrali cztery pierwsze mecze na otwarcie sezonu. Kluczem do sukcesu torunian była równa jazda seniorów. W całym meczu tylko jeden z nich minął linię mety jako ostatni, a wydarzyło się to dopiero w piętnastym wyścigu. Nic więc dziwnego, że Get Well szybko budował przewagę nad Rekinami. Rybniczanie stracili kontakt z rywalem już po pierwszej serii, bo gubili się na dystansie.
W pierwszym biegu Damian Baliński i Rafał Szombierski wieźli za plecami Chrisa Holdera i Michaela Jepsena Jensena, ale najpierw dali się wyprzedzić Australijczykowi, a później to samo zrobił z nimi Duńczyk. W piątym wyścigu punkty stracił znowu Szombierski, którego minął Miedziński, a w szóstym Musielak, dla którego zbyt szybki okazał się Hancock. Do Tobiasza trudno mieć jednak pretensje. Obok Grigorija Łaguty i Damiana Balińskiego tylko on potrafił przywozić do mety trójki, a jego atak na Adriana Miedzińskiego w trzeciej odsłonie dnia śmiało może aspirować do akcji kolejki.
Sztab szkoleniowy gości robił co mógł. Pierwsza rezerwa taktyczna poszła w ruch w wyścigu ósmym, ale nic z niej nie wyszło. Łaguta ścigał prowadzącego Hancocka. Decydujący atak chciał przeprowadzić na ostatniej prostej. Plan był dobry, bo Rosjanin wpadł na metę niemal równo z Amerykaninem. Sędzia obejrzał powtórki i słusznie przyznał trzy punkty zawodnikowi gospodarzy.
Później przewaga Get Well systematycznie rosła, bo goście przez długi czas nie byli w stanie wygrać indywidualnie biegu. Nie udało się to po zastosowaniu żadnej z rezerw taktycznych, a warto dodać, że w całym meczu trener Mirosław Korbel zdecydował się na nie trzy razy. Najgorzej wypadła ta z udziałem Tobiasza Musielaka, który w wyścigu jedenastym nie wytrzymał i wjechał w taśmę. W powtórce Get Well znowu wygrał i powiększył przewagę do 14 punktów. Wygraną gospodarze zapewnili sobie już przed biegami nominowanymi.
ROW przegrał na Motoarenie wysoko, bo miał zbyt wiele dziur w składzie. Nie pomogła nawet dobra jazda Damiana Balińskiego i Tobiasza Musielaka. Obaj mogli zakończyć mecz z dorobkiem 10 punktów, gdyby nie defekt tego pierwszego w ostatnim starcie. Mecz zawalili Max Fricke i Rafał Szombierski. Tym razem niewiele punktów dorzucili juniorzy. Kacper Woryna jeździł bardzo chaotycznie i aż trzy razy dojechał do mety jako ostatni.
Przesadą byłoby stwierdzenie, że wygrana u siebie z osłabionym ROW-em to znaczący krok w stronę awansu do fazy play-off, ale z pewnością jednak ta wygrana była Toruniowi bardzo potrzebna, nie tylko z racji punktów do tabeli, ale również z psychologicznego punktu widzenia. Torunianie przynajmniej na moment oddalili zagrożenie spadku i mogli złapać oddech przed kolejnymi meczami. Piąta kolejna porażka byłaby dla drużyny Jacka Gajewskiego katastrofą. Ostatecznie udało się wygrać, a co najważniejsze wicemistrzowie Polski zrobili to w naprawdę niezłym stylu. Podobać mogła się przede wszystkim jazda Chrisa Holdera i Grega Hancocka, który odstawił na bok silnik Petera Johnsa, zaprosił do boksu mechanika Vaclava Milika i pojechał wreszcie tak, jak tego oczekiwał menedżer Get Well. W motocyklach obu liderów toruńskiego teamu wreszcie było widać odpowiednią moc, ale na słowa uznania zasłużył przede wszystkim zdobywca 11 punktów Adrian Miedziński.

Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński
- właściciel klubu z Torunia - Początek sezonu nam się tak ułożył, że mieliśmy mecze z czterema najsilniejszymi drużynami ligi. Nie udało się wygrać żadnego z nich. Bądźmy jednak dobrej myśli

Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Nie chcę zbyt wiele głośno mówić, ale byłem zdziwiony, na czym jechał Greg. Nie chodzi jednak tylko o niego. Poprawa w kwestiach sprzętowych była widoczna w całym zespole. Funkcjonować zaczęły zarówno te nowe jak i stare silniki. Poza tym, coś zmieniło się w postawie samych zawodników. W końcu pojechali z zębem
Z torem nie do końca było tak jak chcieliśmy. Torów nie można ubijać na cztery godziny przed zawodami. Trzeba dać trochę więcej czasu, żeby wilgoć trzymała. Ubicie powoduje, że woda nie wchodzi do środka, tylko momentalnie paruje. Zawsze dbamy o to, żeby tor w Toruniu był równy. Wczoraj nie do końca tak było, ale zapewniam, że nie było to intencją nikogo, kto pracuje w naszym klubie. Uważam, że przy takiej pogodzie i takich przepisach tory będą przesychać i się rwać. Problem wziął się z tego, że zmieniły się realia dotyczące sposobu przygotowywania nawierzchni. Jeśli ma być ona gotowa i oddana na cztery godziny przed startem zawodów, a później jedynym dozwolonym zabiegiem jest roszenie, to niestety, ale koleiny będą się tworzyć. W naszym przypadku było widać je przy krawężniku.

Robert Kościecha - trener z Torunia - Miejmy nadzieję, że najgorszy okres za nami. Obawialiśmy się tego spotkania, tym bardziej, że pogoda, a zwłaszcza tor, który robił się coraz twardszy nam średnio pasuje. Udało się w miarę bezpiecznie wygrać. Gratulacje dla całego zespołu, chłopacy pojechali bardzo dobrze. Przeczytałem w internecie, że Chris Holder myślał, iż żużel jest łatwiejszy. Zapytałem go przed piętnastym biegiem czy teraz tak jest i odpowiedział twierdząco. Czasem tak jest, że jak nie idzie, to nie wiadomo czego się złapać, ale w niedzielne popołudnie nasi zawodnicy się spięli i to wszystko wypaliło. W końcu mamy dwa punkty i możemy ze spokojem położyć się spać.

Greg Hancock - Toruń - Jak wszyscy wiedzą, mieliśmy bardzo trudny początek sezonu, więc bez wątpienia to niezwykle ważne zwycięstwo. Przeżywaliśmy wspólnie z Chrisem Holderem czarne dni w ostatnich tygodniach. Teraz złapaliśmy nieco świeżości i wszystko gra. Bardzo długo dyskutowaliśmy w nocy, która poprzedzała mecz z Rybnikiem. Rozmawialiśmy o różnych kwestiach. Ja sam musiałem popracować nad wieloma drobiazgami, które decydują o tym, czy coś działa poprawnie. Czasami trzeba spróbować czegoś innego, także od innych tunerów. Tor jednak był zupełnie inny od tego, na którym zazwyczaj jeździmy w meczach u siebie. Na szczęście dość szybko dopasowaliśmy się do niego i można było odnieść wrażenie, że czujemy się na nim jakbyśmy zawsze na takim startowali. Ale to nie było takie oczywiste, dlatego bardzo jesteśmy zadowoleni z tego jak to się wszystko ułożyło. No i oczywiście bardzo cieszymy się z tej długo wyczekiwanej pierwszej wygranej. Mamy nadzieję - począwszy od władz klubu, przez zawodników, sponsorów i na kibicach kończąc - że to będzie dla nas punkt zwrotny. Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa i liczymy, że w dalszej części sezonu będzie tak jak wszyscy tego oczekujemy. Przed nami jeszcze wiele wyścigów do wygrania i sporo punktów do zdobycia. Ani przez moment nie traciliśmy nadziei na odwrócenie naszych losów. Nie wolno opuszczać głowy, trzeba ją trzymać wysoko i wierzyć w powodzenie.

Adrian Miedziński - Toruń - Nieważne, z kim przyszła ta pierwsza ligowa wygrana. Każdy jest mocny i każdego trzeba szanować. Dobrze kończy się ten tydzień, bo byłem bardzo zapracowany i tak naprawdę nie było kiedy potrenować. Ale z drugiej strony zawody są najlepszym treningiem. Cieszymy się z tej wygranej i z tego, że wszelkie korekty przy motocyklach szły w dobrą stronę. Teraz przed nami dwa wyjazdowe mecze i mamy ogromną nadzieję, że uda nam się przywieźć jakieś punkty. Tor tuż po polaniu wodą, a był polewany dość obficie bo taka była temperatura, nie sprzyjał wyprzedzaniu. Ale mi kilka razy udała mi się ta sztuka. Korzystałem z prędkości swojego motocykla, bo na starcie nie było za idealnie. Trochę mnie to zmartwiło, bo w tym tygodniu gdziekolwiek jeździłem czy to w lidze szwedzkiej, czy w Landshut, czy w Poznaniu zazwyczaj dobrze ruszałem spod taśmy. Ale po meczu widzę, że nad tym elementem trzeba jeszcze popracować.

Michael Jepsen Jensen - Toruń - Byłem lekko zawiedziony, ale wiem, że powinienem przywieźć kilka punktów więcej. Przespałem dwa ostatnie starty, a tak po prawdzie, to w pierwszym też nie wyjechałem najlepiej spod taśmy. Jestem jednak przekonany, iż będzie lepiej

Sławomir Kryjom - były menadżer z Torunia - Vaclav Milik pożyczył silnik Gregowi Hancockowi i ten odpalił w meczu zdobywając 13 punktów. Sytuacja wydaje się o tyle dziwna, że Milik jest żużlowcem Betardu Sparta Wrocław. Pożyczanie sprzętu, w takim przypadku, jest co najmniej dziwnym pomysłem. Zawodnicy powinni unikać pożyczania sobie sprzętu zwłaszcza gdy sąz różnych klubów. Gdyby to była impreza indywidualna, to nie byłoby żadnego problemu. Chodzi jednak o ligę. Regulaminowo nie ma się czego przyczepić, ale etycznie trudno to bronić.

Krzysztof Mrozek - prezes z Rybnika - Zważywszy na pech i absencję Lindgrena poszło nam w Toruniu nieźle. Po meczu wolałbym jednak nie mówić o pechu, tylko o dobrym wyniku. Jednak Damian Baliński stracił dwa silniki, Grigorij Łaguta jeden, a Maxowi Fricke w jednym biegu urwał się łańcuch i nawet nie ruszył ze startu. Z Lindgrenem, byłoby pewnie lepiej, ale Fredrik czuł dyskomfort w jeździe, a występ na pół gwizdka nie miał sensu. Na szczęście, jest szansa, że na następne spotkanie z Fogo Unią Leszno powinien być gotowy.

Mirosław Korbel - trener z Rybnika - Można powiedzieć, że "Anioły" od początku były w dobrych rękach i miały sporo szczęścia. My wręcz przeciwnie - defekty, taśma, przegrane o centymetry na linii mety. Na torze nie było widać aż tak dużej różnicy między zespołami, jaką ostatecznie zakończył się ten mecz. Wynik jest jednak już zapisany. Na pewno zabrakło Fredrika Lindgrena, ale zastępujący go Damian Baliński zaprezentował się z dobrej strony. Przegraliśmy, ale nie będzie rozdzierać szat.

Grigorij Łaguta - Rybnik - Zawody bardzo fajne, nie tak jak podczas pierwszej rundy Speedway Best Pairs, kiedy było zimno. Sprzęt był dobrze przygotowany na tak twardą nawierzchnię. Trochę zabrakło szczęścia. Kacper Woryna nie pojechał za dobrze, Max Fricke wyczyniał głupoty na torze. Musimy się skupić na naszej drużynie, żeby nie przegrywać tak wysoko. Będzie bardzo ciężko odrobić te straty u siebie.

Tobiasz Musielak - Rybnik - Zdecydowanie zabrakło nam Fredrika Lindgrena. Gdyby on pojechał, mecz byłby bardziej wyrównany. Dodatkowo ja trafiłem w taśmę i przez to musiał jechać Kacper Woryna. Trochę nam to zamieszało. Trudno być zadowolonym z takiego meczu. W Rybniku trzeba zawalczyć o bonus.

Max Fricke - Rybnik - Zdecydowanie to nie był mój dzień. To trochę frustrujące, bo zmieniałem, robiłem co mogłem, a nie potrafiłem wyjechać ze startu. Niestety taki jest ten sport. Jednego dnia jest wszystko dobrze, a później przychodzi gorszy występ. Mam nadzieję, że za tydzień wrócimy do normalności. W końcu zanotowaliśmy już bardzo wysokie zwycięstwo przed naszą publicznością. Jeśli forma wszystkich zawodników dopisze, to z pewnością stać nas na zdobycie bonusa w tym dwumeczu.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt