Po tych swoistego rodzaju wspomnieniach zaczęto
szacować siłę poszczególnych
zespołów. A było, co analizować, bowiem historia 101 pojedynków obu ekip
wywodzących się ze struktur LPŻ była niezwykle ciekawa, ale zarazem burzliwa. I
tak pierwszy raz w Zielonej Górze miał miejsce 1959 roku w III Lidze, gdy
triumfowali miejscowi (39:33). Przez kilkanaście kolejnych lat żużlowcy z obu
miast ścigali się w tej klasie, a także w II Lidze. Pierwszą wyjazdową wygraną
toruńska Stal odniosła w 1968 roku (42:36). Kolejnych dziesięć odniosła już w
najwyższej lidze, w której startuje nieprzerwanie od 1976 roku. Drugą jednak
dopiero w mistrzowskim dla siebie roku 1990, gdy padł wynik 59:31 dla Apatora.
Choć dla zielonogórzan bezwzględnie najważniejszymi meczami w każdej ligowej
kampanii są derby przeciwko Stali Gorzów, to jednak bardzo ważne były także
potyczki z toruńskimi Aniołami. Odkąd Falubaz na stałe powrócił do krajowej
czołówki, co roku toczy z zawodnikami z grodu Kopernika zacięte boje. Od 2007
roku oba zespoły mierzyły się ze sobą cztery razy w rundzie play-off: dwa razy w
finale, raz o brązowy medal i raz w półfinale. Mecze Falubazu i Unibaxu
elektryzowały jednak żużlową Polskę nie tylko poprzez aspekt sportowy, o którym
wspomniano na początku. Warto wspomnieć, że rok wcześniej także towarzyszyły
walce obu zespołów wielkie emocje. W sezonie 2012 kwestia brązowych krążków
rozstrzygnęła się na... ostatnich metrach. Prezentujący heroiczną postawę
kapitan Unibaxu Ryan Sullivan (jadący z kontuzjowanym nadgarstkiem) szaleńczym
atakiem tuż przed metą wyprzedził Andreasa Jonssona i zapewnił swojemu zespołowi
miejsce na końcowym podium.
W roku 2016 w roli faworyta startowała drużyna Get Well i choć wszyscy
przypisywali, co najmniej punkt bonusowy po stronie gości, Falubaz nie stał na
straconej pozycji mimo, że stracił atut w postaci zastępstwa zawodnika za
Jarosława Hampela. W składzie pozostawali bowiem Protasiewicz, Doyle, Dudek, Karpow oraz juniorzy na czele z Krystianem Pieszczkiem, który wygrał dzień
wcześniej pierwszą rundę IMŚJ. Falubaz zdając sobie sprawę, że może mieć spory
kłopot z wystawianiem silnej drużyny w najbliższych meczach, postanowił
zakontraktować Justina Sedgmena, który choć zdążył zwiedzić w polskiej lidze już
trzy kluby, to łącznie wystartował w zaledwie pięciu meczach, zdobywając w nich
wraz z bonusami 29 punktów. Innym rozwiązaniem dla Falubazu było posłanie w bój
trzech juniorów, kosztem 24-letniego Australijczyka. Jak się jednak okazało
Sedgmen dostał swoją szansę. Nowej twarzy w zielonogórskim klubie miał pomóc
jego partner z pary - Patryk Dudek. "Duzers" pod kątem średniej biegowej
był
najskuteczniejszym żużlowcem Falubazu (1,977, 15. pozycja w klasyfikacji
najlepszych zawodników PGE Ekstraligi), a więc zestawienie go z Sedgmenem nie
mogło nikogo dziwić. Stworzenie pary Dudek - Sedgmen sprawiło, że w drugim
duecie wystartowali Jason Doyle i Andriej Karpow, a z juniorem został zestawiony Piotr Protasiewicz.
W zespole toruńskim jeszcze w połowie tygodnia wydawało się, że zespół pojedzie
do winnego Grodu w najsilniejszym składzie i na tej bazie właściciel
toruńskiego klubu Przemysław Termiński był przekonany o wygranej swojego
zespołu. Niestety w kilka dni kontuzje dały znać o sobie, bowiem drugi rybnicki
Turniej Zaplecza Kadry Juniorów zakończył się pechowo dla Dawida
Krzyżanowskiego. Junior Get Well Toruń po upadku trafił do szpitala z
podejrzeniem urazu nogi. Po szczegółowych badaniach złamań i pęknięć nie było,
ale zawodnika czekała kilkudniowa przerwa w startach. Tym samym menedżer Get
Well Toruń miał problem z drugim juniorem, bowiem cały czas kłopoty ze zdrowiem
miał Norbert Krakowiak, z którym działacze i sztab szkoleniowy wiązali duże
nadzieje, ale można powiedzieć, że zawodnik więcej "leżał na torze niż po nim
jeździł". W tej sytuacji pole manewru toruńczyków było mocno ograniczone i w
Zielonej Górze musiał pojechać ktoś z dwójki Igor Kopeć-Sobczyński -
Marcin Kościelski.
Na domiar złego Paweł Przedpełski zanotował groźny upadek podczas finału
Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w King's Lynn, kiedy to zahaczył w
dwunastym wyścigu o tylne koło Krystiana Pieszczka i z dużym impetem uderzył o
tor. Zawodnik Get Well Toruń został na noszach przeniesiony do karetki, a
następnie przewieziony do szpitala. Najważniejsza informacja jednak była taka,
że lekarze nie stwierdzili u niego żadnych złamań ani pęknięć, a zawodnik był
jedynie poobijany. Nie było też przeciwwskazań, żeby wypisać zawodnika ze
szpitala. Torunianie częściowo odetchnęli z ulgą. Na dłuższą przerwę w startach
u Przedpełskiego się jednak nie zanosiło, bo po powrocie do Polski i badaniach
przeprowadzonych przez lekarza klubowego Paweł pojawił się w protokole zawodów i
na torze. Wiadomym było jednak, że ciężar walki o punkty na swoje barki musiała
wziąć piątka seniorów.
A punkty były potrzebne obu zespołom, choć to zielonogórzanie mieli większą
presję, bowiem zdawali sobie sprawę, że starcie było bardzo ważne w kontekście
awansu do play-off. Torunianie zajmowali drugie miejsce w ligowej tabeli z
bilansem pięciu zwycięstw i dwóch porażek. Falubaz natomiast posiadał na swoim
koncie jedną wygraną mniej, a także jedną przegraną więcej.
W pierwszym meczu sezonu 2016 drużyn z Zielonej Góry i Torunia na Motoarenie
górą byli gospodarze i wygrali 51:39. Zielonogórzanom nie pomogła nawet świetna
dyspozycja Krystiana Pieszczka, który wywalczył wówczas 15 oczek. Nic więc
dziwnego, że w opinii wielu, Anioły jechały na ziemię lubuską co najmniej po
punkt bonusowy. I wydawało się po dwóch pierwszych wyścigach, w których
zgromadzeni na stadionie kibice nie doświadczyli mijanek, gdy torunianie
prowadzili 7:5, że przedmeczowe spekulacje okażą się prawdą. Jednak gospodarze
nie zamierzali oddawać punktów bez walki i szybko nadrobili jednak straty, by po
pierwszej serii wygrywać już 14:10. W trzeciej gonitwie pierwszy łuk świetnie
rozegrał Jason Doyle, który zrobił miejsce dla Andrieja Karpowa, znacznie
przyczyniając się do podwójnego zwycięstwa zielonogórzan. W czwartym biegu z
kolei ładną akcję zaprezentował Piotr Protasiewicz, który po zewnętrznej części
toru łatwo poradził sobie z Gregiem Hancockiem.
Po mocnych uderzeniach w postaci zwycięstw w stosunku 5:1 w wykonaniu obu
drużyn, fani byli świadkami pierwszego punktu w barwach Falubazu
zdobytego przez debiutującego Justina Sedgmena. Australijczyk obronił się przed
atakami Pawła Przedpełskiego, a że w wyścigu tym triumfował Patryk Dudek,
gospodarze na półmetku spotkania prowadzili 24:18. Jak się później okazało, dla
Sedgmena była to ostatnia możliwość zaprezentowania się w meczu z Aniołami,
bowiem w kolejnej fazie zawodów nowy żużlowiec Falubazu był zmieniany
przez dobrze spisującego się Krystiana Pieszczka.
Gdy wydawało się, że w dziewiąta gonitwa zakończy się indywidualnym zwycięstwem
Patryka Dudka i biegowym remisem, "Duzers" tuż przed metą zanotował defekt
sprzętu, co bezlitośnie wykorzystał duet gości. Anioły wówczas zbliżyły się do
zielonogórzan na różnicę zaledwie dwóch oczek. W kolejnym wyścigu świetną pracę,
po raz kolejny, wykonała jednak para Doyle - Karpow, wyprowadzając swój zespół
na czteropunktową przewagę.
Przed gonitwami nominowanymi Falubaz wygrywał 43:35 i tak naprawdę w
meczu tym możliwy był jeszcze każdy scenariusz. Gospodarze byli bardzo bliscy
ligowego zwycięstwa, z kolei torunianie znajdowali się niedaleko od punktu
bonusowego.
Decydujące wyścigi były prawdziwą kwintesencją żużla. W czternastym biegu duet
zielonogórzan na dystansie minął Martina Vaculika, z kolei w ostatniej gonitwie
Falubaz odniósł podwójne zwycięstwo, przez co obok dwóch dużych oczek
za ligową wygraną, zgarnął także punkt bonusowy.
Po meczu powiedzieli:
Przemysław Termiński - właściciel
klubu z Torunia - nasi zawodnicy lepiej nie potrafią pojechać. Wydawało się, że
mamy w składzie przynajmniej czterech zawodników, o których możemy powiedzieć,
że są liderami. Tymczasem punktowali oni na poziomie uzupełniających parę. Nie
mieliśmy przed meczem żadnych sygnałów, że coś może być nie tak. Wierzę, że
zawodnicy pojechali najlepiej jak na ten moment potrafili. Widocznie na więcej
nas nie stać. Myślę, że o porażce zadecydowało kilka czynników takich jak
przypadek czy forma dnia. Nie demonizowałbym umiejętności trenerskich Marka
Cieślaka. Jeżeli zawodnicy jadą dobrze, to nawet mój syn może poprowadzić
zespół. Jak nie mają formy, to nawet Marek Cieślak nie pomoże. Nie wybiegamy
myślami naprzód. Po meczu w Rybniku wydawało się, że wszystko wróciło do normy.
Mecz w Zielonej Górze zweryfikował nasze możliwości. Teraz skupiamy się na
pojedynku z Unią Leszno. Na szczęście pierwsze diagnozy się nie potwierdziły.
Paweł przeszedł badania, które nie wykazały żadnych złamań i urazów. Podjął
decyzję, że chce jechać i mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie wsparciem
dla drużyny.
Jacek Gajewski - menadżer z Torunia - Jestem rozczarowany. Z przegraną można było się liczyć, bo w Zielonej Górze nikomu nie jedzie się łatwo. Porażką jest jednak brak punktu bonusowego. Brak lidera czy liderów był w tym meczu największym problemem. Wystarczy spojrzeć, jak punktowali Vaculik czy Holder. Były zera przeplatane z trójkami. Hancock nie wygrał z kolei żadnego biegu. Punkt bonusowy przegraliśmy w 14 wyścigu. Mieliśmy wtedy korzystny układ pól startowych i należało po prostu wygrać. Nie miałem w składzie zawodnika, który byłby zdolny do przekroczenia bariery 10 punktów. W takiej sytuacji trudno było myśleć o zbliżeniu się do wyniku na poziomie 40 "oczek" w całym meczu. Robienie zmian taktycznych to byłoby zwykłe strzelanie. Trudno było przewidzieć, kto może wygrać dany bieg, a kto przyjechać w nim do mety jako ostatni. Tak było między innymi z Holderem. Wygrał, a w kolejnym starcie był czwarty. Wielu dostrzega, że nieźle pojechał Doyle, ale uważam, że w jego przypadku z ocenami należy jeszcze poczekać. W Toruniu doszło do takiej sytuacji, że on sam nie był do końca zainteresowany. Uznałem, że ze względów nie tylko sportowych trzeba zastanowić się nad zmianą. W niedzielę rzeczywiście pojechał dobry mecz, chociaż niektóre biegi były na krawędzi. Był bliski popełnienia faulu, ale na szczęście nie doszło do kolizji. Odejście Doyle'a nie było błędem. Kwestie sportowe i punktowe to jedno. Trzeba także spojrzeć na inne sprawy, które dotyczącą funkcjonowania drużyny i panującej w niej atmosfery. A co do liczby startów, to rzeczywiście był problem. Moim zdaniem w tej chwili aż tak dużo nie jeździ, bo jest mniej meczów w Anglii. To się jednak zmieni. W pewnym momencie sezonu wszystko się skumuluje. Nie ma siły, żeby było inaczej.
Robert Kościecha - trener z Torunia - Chciałbym pogratulować zielonogórskiej drużynie znakomitego spotkania. Mecz był dosyć wyrównany. W pewnym momencie gospodarze uciekli nam na cztery czy sześć punktów. Staraliśmy się nadgonić straty i zbliżyliśmy się wynikiem. Jednak ostatnie trzy biegi okazały się dla nas zabójcze. Wygrali je wszystkie podwójnie przez co uciekł nam punkt bonusowy. Wiadomo było, że będzie to ciężki mecz. Jednak chcieliśmy przyjechać tu po wygraną. Wygląda jednak na to, że byliśmy w tym pojedynku tą słabszą drużyną. Mieliśmy zbyt wiele dziur. Nie udało się wygrać, ale dalej walczymy o play-off.
Martin Vaculik - Toruń - Gratuluję gospodarzom. To były równe zawody. Można było zauważyć, że pierwsze i trzecie pole były lepsze. Czasem przed biegiem było już wiadomo kto dobrze wystartuje, a kto nie. Tor był jednak równy dla wszystkich. Nie ma więc co się tłumaczyć. Jeśli chodzi o mój występ to biegi dobre przeplatałem z gorszymi. Absolutnie zepsułem ostatni występ, ponieważ dobrze wystartowałem, ale jechałem najbardziej niekorzystną ścieżką. Myślałem, że po równaniu będzie to szybka linia. To był mój błąd i przyznaję się do tego otwarcie, żeby nikt nie myślał, że się tłumaczę. W tym sezonie liga jest niesamowicie wyrównana. Zobaczymy po ostatniej rundzie kto spotka się w fazie play-off. My zrobimy wszystko, żeby tam właśnie się znaleźć.
Paweł Przedpełski - Toruń - Przegraliśmy, Falubaz był lepszy i gratulacje dla zielonogórzan. Czego zabrakło? Punktów i startów, bo zostawaliśmy na początku biegu. W polu gospodarze byli naprawdę szybcy i trudno było ich wyprzedzać. Jak już wyskoczyli ze startu, to później trudno było ich wyprzedzać. Ja jechał po upadku, a wiadomo, jak to jest w takiej sytuacji. Jest się poobijanym, więc jazda wielkiej przyjemności nie sprawia. Jak się jednak jedzie, to szczerze mówiąc się o tym nie myśli. Już tak nie bolało i można było jechać normalnie.
Kacper Gomólski - Toruń - Zawsze jadąc do Zielonej Góry wiemy, że będzie ciężko. Wiadomo, że Falubaz u siebie jedzie bardzo dobrze. Naszym jedynym problemem było to, że nie mieliśmy lidera, który zrobiłby dwucyfrowy wynik. Wszyscy jechaliśmy równo, ale nikt nie wyskoczył przed szereg. Równe punktowanie nie wystarczyło, by zdobyć chociaż bonus, a tym bardziej wygrać. Wiadomo, jednak że w każdym meczu jedziemy po to, by walczyć o zwycięstwo i tutaj nie ma co się oszukiwać. W tym spotkaniu lepsi byli zielonogórzanie i gratulacje dla nich. Ja ze swego występu mogę być zadowolony, ale w Zielonej Górze przeważnie dobrze mi idzie. Szkoda mojego ostatniego biegu, bo jechałem trzeci, ale nie chciałem przyjechać też tylko przed Gregiem, próbowałem wyjechać na zewnętrzną, ale dostałem szprycę, stanąłem w miejscu i przyjechałem czwarty. No cóż, bywa.
Igor Kopeć-Sobczyński - Toruń - Zdobyłem punkt na wyjeździe, udało się nawet przez chwilę powalczyć z Pieszczkiem. Nie ma co skakać z radości, bo wiele przede mną, ale cieszę się z pierwszego występu po kontuzji.
Marek Cieślak - trener z Zielonej Góry -
Wróciliśmy w przeciągu dwóch tygodni z dalekiej podróży. Wygraliśmy za trzy
punkty w meczu ze Spartą, a teraz zwycięstwo z bonusem z ekipą toruńską.
Marzyłem o tym, by wygrać to spotkanie. Nie za bardzo myślałem, że uda nam się z
kolei wywalczyć bonusa. Jednak chłopcy zrobili w tym pojedynku dobrą robotę,
dzięki czemu możemy cieszyć się ze zwycięstwa. Czytałem te proroctwa i opinie,
że jesteśmy skazywani na sromotną porażkę. Wynik tej drużyny jest efektem tego,
że jest to naprawdę kolektyw, w którym wszyscy ze sobą współpracują. Każdy sobie
pomaga, czy jest to Karpow czy Doyle czy ktokolwiek inny. Mamy duże oparcie w
kapitanie, który od niedzieli ma ksywę "saper". Przed biegami nominowanymi
zapytał mnie dlaczego ustawiam go na czwarte pola. Odpowiedziałem, że on jest
niczym saper i musi rozbroić miny. Drużyna jest fajna, a to pomaga. W końcówce
spotkania, mieliśmy dobry układ pól startowych. Pola pierwsze i trzecie były
lepsze. Jednakże w biegu XIV również startowaliśmy z pola 2 i 4. Jechał tam
Doyle z Protasiewiczem. Nasz kapitan nie jest może wybitnym startowcem, ale jak
pójdzie po "szerokiej" to liście z drzewa spadają. To było dobre pociągnięcie z
naszej strony. Piotr troszkę się krzywił, ale ostatecznie przywieźli podwójne
zwycięstwo. W ostatniej odsłonie Patryk z Andriejem dołożyli cegiełkę. To nie
był przypadek. Zawodnicy po prostu dobrze pojechali. Przed meczem wszyscy
złożyliśmy mu gratulacje za sobotni wynik. Czuję, że ten chłopak zostanie
mistrzem świata juniorów. Przed nim zawody w Pardubicach, gdzie tor będzie mu
odpowiadał. Ostatni finał ma zaś u siebie w Gdańsku, gdzie zawsze dobrze jedzie.
Powiedziałem mu, że nie może być tak, że zdobędzie tytuł, a w lidze nie będzie
wiedział kim jest Adrian Gała, bo ten będzie jechał przed nim trzydzieści metrów
z przodu. Nie powinno być takiej sytuacji, że taki jeździec, który potrafi
jeździć robi jeden punkt w zawodach ligowych. W tym spotkaniu popełnił trochę
błędów, ale był to zawodnik, który nam pomógł.
Z kolei Justin Sedgmen wystąpił w dwóch biegach zdobywając w sumie jedno
"oczko", ale dla niego to była czarna magia i inny świat w tym pierwszym
spotkaniu. Na treningach jechał poprawnie, wręcz nieźle. W drugim biegu był
wolny pomimo, iż jechał trzeci. Pieszczek z kolei był agresywny, stąd zastąpił
go w dalszej części spotkania.
Piotr Protasiewicz - Zielona Góra - Myślę, że
mało było takich niepoprawnych optymistów, przynajmniej ja w drużynie czy klubie
takich głosów nie słyszałem. Wszyscy raczej zastanawialiśmy się, czy podołamy i
czy uda się zwyciężyć. Wiemy, jaka jest sytuacja kadrowa. Obecne mecze są o
wszystko, jeśli chodzi o fazę play-off. Trzy ostatnie biegi były nokautem. Gdy
dowiedziałem się długo po ostatnim wyścigu, że mamy bonus, to nie wierzyłem.
Myślałem, że to jakieś czary i ktoś mnie wpuszcza w maliny, a tu rzeczywiście
się udało. Cała drużyna pojechała naprawdę świetne zawody, zaczynając od Karpowa,
który pojechał mecz życia, jeśli chodzi o polską ligę, takie jest moje zdanie.
Ja z Patrykiem i Jasonem też przywoziliśmy cenne punkty. Krystian w końcu
pokazał czołówkę juniorów na świecie, bo tak trzeba sobie powiedzieć. Już teraz
mogę stwierdzić, że jeśli nie wydarzy się nic losowego, to mamy kolejnego
mistrza świata juniorów. Zdajemy sobie sprawę, że jeden, dwóch czy nawet trzech
zawodników meczu nie wygra. Wiemy, jaka jest sytuacja w Falubazie. Pomagamy
sobie, rozmawiamy, nie ma czarowania na treningu czy podczas spotkań.
Przekazujemy sobie informacje i jak widać, są one trafne
Justin jechał na moim silniku, który jest dobry. Nie wykopałem tej jednostki,
tylko był jednym z moich silników. Staramy się mu jakoś pomagać, byli przy nim
mechanicy Jarka Hampela. Z drugiej strony trener Cieślak potrafi zaskakiwać i tu
jest prosty przykład: kto przed sezonem postawiłby, że Andriej Karpow w takim
meczu zrobi z bonusami 13 punktów? Wszyscy pukaliby się w czoło, a trener po raz
kolejny trafił i na tym polega jego fenomen i klasa.
Patryk Dudek - Zielona Góra - Kogo nie było na ty meczu, niech żałuje, bo była fenomenalna atmosfera, fajne ściganie i pokonanie trudnego rywala za trzy punkty. Było wszystko to, co najlepsze. Ja również pojechałem nieźle i byłoby fajnie, gdyby nie ten defekt. On strasznie mnie podrażnił. Na szczęście dobrze odczytaliśmy tor, bo podczas sobotniego treningu męczyłem się, nie miałem takiej prędkości, jakiej sobie wyobrażałem. Zawody były dla mnie pod znakiem zapytania, więc niezmiernie cieszę się ze swojego występu. Szkoda jednak defektu, ale w trakcie biegu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo sprzęt zaczął mi defektować już na wyjściu z pierwszego łuku ostatniego okrążenia. Już wtedy szukałem rywali, czy są za mną. Zaryzykowałem, zjechałem w krawężnik. Na środku łuku widziałem, że wszyscy także jadą przy krawężniku, więc chciałem spróbować, aby nie odjeżdżać od wewnętrznej części toru. Dobrze, że dojechaliśmy cało i zdrowo. Takie wpadki się zdarzają.
Andriej Karpow - Zielona Góra - Robiłem to, co potrafię najlepiej. Udało mi się dobrze wystąpić i zapunktować. Tor odpowiadał naszym możliwościom, dzięki czemu jechaliśmy gdzie chcieliśmy. Nie o wszystkim decydował start i można było wywalczyć punkty także na trasie.
Źródło:
www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl
www.sportowefakty.pl