2016-05-22 Runda zasadnicza
KS Get Well Toruń - Betard Sparta Wrocław 
 
Przed meczem ze Spartą Wrocław wszyscy w Toruniu na moment zapomnieli o niedyspozycji zawodników w Gorzowie, bowiem Darcy Ward publicznie wypowiedział się niezbyt przychylnie o toruńskim klubie, zamieszczając na swoim profilu społecznościowym wpis, z którego wynikało, że Get Well Toruń nie rozliczył się z nim za turniej, z którego dochód miał być przeznaczony na jego leczenie: "Ciągle nie mogę dowiedzieć się, ile pieniędzy zebrano na moje leczenie podczas meczu charytatywnego w Toruniu".
Całą sprawę wyjaśniał właściciel klubu Przemysław Termiński: "Problem polega na tym, że nie mamy wszystkich faktur związanych z tym turniejem. Zawodnicy nie wystawili swoich, bo płacą podatek VAT i się im nie śpieszy. Druga sprawa to streaming. On jeszcze kilka tygodni po meczu był aktywny. Australijczycy, którzy to organizowali również nie śpieszyli się z rozliczeniem. Wszystko trwa, bo każdy z kontrahentów ma czas.
Wypowiedź Darcego jest bardzo niegrzeczna. Mam maila, w którym Ward poinformował nas, że go ta akcja generalnie nie interesuje. Kiedy prosiliśmy o nagranie filmu zapraszającego na mecz, to negocjacje w tej sprawie trwały 3 miesiące. Teraz publicznie nas atakuje. Nie rozumiem tego."

Ostatnie słowa właściciela klub wydają się dość ostre, jednak Termiński, miał prawo się zdenerwować, bo - w sumie - mógł nic nie robić w temacie Warda. Przecież zawodnik stracił zdrowie w momencie, gdy nie reprezentował toruńskiego klubu, a nawet trochę go zrobił w konia. Bo obiecał przecież, że wróci do Torunia po odbyciu zawieszenia, a jak przyszło co do czego, to, tłumacząc się tym, że nie chce zabierać miejsca w składzie Chrisowi Holderowi (do dziś kibice są podzieleni, czy to był szlachetny gest, czy tylko wymówka) wybrał konkurencyjną propozycję Falubazu Zielona Góra, akurat największego rywala Klubu Sportowego Toruń w walce o play off. Termiński mógłby powiedzieć - proszę, to niech się teraz o Warda martwi Zielona Góra. Zwłaszcza że przecież on w klubie na współpracę z Australijczykiem się nie załapał - przejął drużynę, gdy Ward był już zawieszony. Ale nie - klub z Torunia najaktywniej włączył się w pomoc po tragedii, która spotkała żużlowca. A teraz jeszcze miał z tego powodu nieprzyjemności
Szybko więc rozliczono mecz wspierający zawodnika i szkoda tylko, że pani prezes Ilona Termińska przyznała, że z Wardem klub kontaktuje się jedynie poprzez fundację #DW43. To oznaczało bowiem, że między obiema stronami nie ma się co spodziewać jakiejś dalszej współpracy. Szkoda, bo to może zniechęcić kibiców do dalszego kupowania koszulek, gadżetów itp., może po prostu utrudnić działanie wspaniałym ludziom ze wspomnianej fundacji, którzy od początku dramatu Warda poświęcili wiele serca i czasu, a teraz kładzie im się kłody pod nogi. A jak wyglądały wydatki klubowe w opinii Prezes klubu: "Wszystko odbywa się zgodnie z harmonogramem. Na stadionie było około 12 tysięcy widzów. Bilety kosztowały 10 zł, co daje przychód ze sprzedaży biletów, reklam, programów oraz liczne wpłaty od partnerów łącznie wyniosły ok. 200 tysięcy złotych. Jeżeli odejmiemy od tego VAT, podatek dochodowy, bezpośrednie koszty organizacji turnieju w kwocie ok. 140 tysięcy złotych, mecz, koncert, zwroty dla zawodników, to przelew dla Darcy'ego Warda będzie wynosił nieco ponad 48 tysięcy złotych, a ze zbiórki doliczamy jeszcze ponad 25 tysięcy, co łącznie daje kwotę ok. 74 tysięcy złotych. Pieniądze powinny wpłynąć na jego konto do końca tego tygodnia."
A przecież wszystko mogłoby wyglądać inaczej, jednak przez brak rozmowy i nieporozumienia, po kilku miesiącach stworzyło się przekonanie, że niewdzięczny Ward czeka tylko na pieniądze, nie chcąc nawet specjalnie promować... meczu charytatywnego, z którego dochód miał być przeznaczony na jego leczenie. Tylko że nie jest to takie proste. Na pewno delikatnym tematem jest to, że Get Well to produkt konkurencyjny dla Monstera. Cokolwiek by nie mówić, Monster po wypadku Australijczyka zachował się znakomicie. Położył ogromne pieniądze na stół jeszcze wtedy, gdy zaraz po wypadku Australijczyk przebywał w klinice w Anglii, w której każdy spędzony dzień trzeba było liczyć w tysiącach funtów. I pewnie na tej pomocy się nie skończyło. W każdym razie zawodnik znalazł się w dość niekomfortowej sytuacji. Wspierać wizerunkowo Get Well, z którego sprzedaży mógłby liczyć na jakieś pieniądze, czy swojego starego, sprawdzonego przyjaciela, czyli Monster? Poza tym należało mieć na względzie sytuację w jakiej znajdował się Ward. Jego wpis mógł być przejawem "słabszego dnia", a być może byłemu zawodnikowi zaczyna brakować środków na rehabilitację. Ale tego można było się spodziewać, że z miesiąca na miesiąc po tragedii zapał do akcji charytatywnych na całym świecie będzie coraz mniejszy, a skuteczna może być jedynie stała działalność fundacji - np. w Polsce. Niestety Ward tak jak przez całą swoją karierę "chlapnął" coś na Twitterze i zrobiła się afera. To jednak to trzeba zrozumieć, bo najwyraźniej pożałował, publikując drugi wpis, łagodzący sprawę: "Chcę, żeby było jasne, że ja nie atakuję klubu, który kocham. Stwierdziłem tylko, że nie otrzymałem powiadomienia dotyczącego, ile pieniędzy zostało zebranych, pomimo wielokrotnych zapytań. Próbujemy uzyskać odpowiedź o spotkaniu i stream do spotkania na żywo, które było kilka tygodni temu. Jeżeli będę oskarżany o to, że "tylko chcę pieniędzy" czy "atakuję klub" to przestanę być uczciwym wobec moich fanów. Właśnie zarezerwowaliśmy lot do Torunia. To smutne."
Niestety, jak się okazuje, wyjaśnienia były już trochę spóźnione, bo temat został podjęty i kontynuowany przez żądne sensacji media. Generalnie obie strony popełniły błąd, rozmawiając ze sobą poprzez portale społecznościowe czy media. A przecież nie od dawien dawna wiadomo, że ustalenia finansowe niewątpliwie najlepiej załatwiać między sobą w życzliwej rozmowie. W całej sprawie należało mimo wszystko mieć nadzieję, że ten przykry incydent nie wpłynie na kibiców, którzy mogą zniechęcić się do kupowania charytatywnych gadżetów.

Na drugim biegunie toczyła się jednak dyskusja na temat tego co można zrobić z Aniołami po niezbyt udanym początku sezonu. Wielu twierdziło, że należy zmienić menagera, poszukać wzmocnień wśród zawodników, którzy byli jeszcze do "wzięcia" na transferowym rynku. sugerowano zmianę sposobu przygotowania nawierzchni na toruńskiej MotoArenie. Dwutygodniowa przerwa sprzyjała różnym przemyśleniom i toruńscy działacze postanowili nieco mocniej zaangażować się w negocjacje finansowe z Arturem Mroczką. Co prawda pojawiły się głosy, że wychowanek GKM-u Grudziądz może trafić do Zielonej Góry, jednak właściciel toruńskiego klubu dementował te doniesienia: Nie planujemy wypożyczenia Artura Mroczki do innego klubu. To nasze stanowisko i nie przewiduję, aby do końca sezonu uległo ono zmianie. Nie jest wykluczone, że Mroczka dostanie szansę startu w barwach naszego zespołu. Wszystko zależy jednak od tego, czy dogadamy się odnośnie warunków finansowych. Jeżeli tak się stanie, to zastąpi jednego z zawodników, którzy nas w tym sezonie zawodzą. Jednak jego wypożyczenia do innego klubu nie przewidujemy. Po takich słowach, to co zakomunikował toruński Senator stało się faktem i Mroczka stał się pełnoprawnym zawodnikiem potwierdzonym do startów już od piątej kolejki ligowych zmagań. W Toruniu zatem zapowiada się ciekawa rywalizacja o miejsce w składzie i co ważne nie dotyczyła ona tylko najbliższego spotkania, ale także kolejnych meczów. Jacek Gajewski był jednak przekonany, że nie wpłynie to na atmosferę w zespole: "Wszystko musi odbywać się na zdrowych zasadach. Wtedy nie będzie problemu z atmosferą. Decydować o miejscu w składzie będzie wiele kwestii: dyspozycja dnia czy wyniki osiągane na poszczególnych torach w przeszłości. Nie przewiduję walki o skład na treningach. To nie są okoliczności, w których zawodnicy powinni się eliminować. O wszystkim ma decydować szersza perspektywa. Na treningu żużlowcy mają jedynie potwierdzić, że decyzja menedżera jest dobra. Nie jest to jedyny i najważniejszy czynnik". To, że słowa te nie były pustymi frazesami zawodnicy mieli przekonać się już przed meczem z Wrocławiem, bowiem menadżer Get Well Toruń nie chciał mówić tym który z zawodników wystartuje w meczu, bowiem czekał to co pokażą zawodnicy podczas treningów oraz w półfinałach IMP. Ostatecznie w indywidualnej rywalizacji spośród trójki Mroczka - Miedziński - Gomólski najlepiej epiej wypadł ten ostatni i to "Ginger" wespół z Miedziakiem znaleźli się w ligowym składzie na piątą kolejkę żużlowych zmagań o DMP.

W ty miejscu warto też podkreślić, że toruński menadżer, który mimo nacisków ze strony kibiców otrzymał dalszy kredyt zaufania od właściciela klubu i mając oręż w postaci roszad w składzie, bowiem stworzona została ławka rezerwowych, zapowiadał również zmiany w przygotowaniu toru, bowiem ten nie był stuprocentowym atutem jego zespołu: Korekty i poprawki będą. Zamierzam zastosować rozwiązanie, które sprawi, że na dystansie będzie więcej ścigania. W meczu z Falubazem nie było tego zbyt wiele, a podczas rywalizacji z Unią w większości biegów wszystko rozstrzygało się na starcie i w pierwszym łuku. Start to czasami loteria. Wiele zależy od pogody, która ma wpływ na przygotowanie pól startowych. Jest kłopot, żeby za każdym razem były one jednakowe. Czasami jedne są lepsze, a inne gorsze. To był dla nas problem. Nie mamy doskonałych startowców, ale niektórzy są skuteczni w tym elemencie. Mimo wszystko, jestem przekonany, że lepszym rozwiązaniem na własnym torze będzie stworzenie zawodnikom warunków, które pozwalają na więcej walki". I jak się okazało z zapowiedzi tych zrealizowano całkiem sporo, bowiem kibice mogli emocjonować się walką zawodników już od pierwszego biegu, a to po zawodach był niemal w nienaruszonym stanie. Co prawda czasy były znacznie gorsze od rekordów toru jakie "wykręcili" zawodnicy w meczu z Tarnowem, ale dla kibiców liczyło się widowisko, a nie szybka jazda.
W Toruniu wszyscy jednak przed spotkaniem ze Spartą Wrocław drżeli o formę Aniołów, ale obawy te okazały się bezpodstawne, bowiem torunianie od początku nadawali ton rywalizacji i tak jak przed tygodniem gorzowianie, zadali serię nokautujących ciosów, po których zawodnicy z Dolnego Śląska, nie byli w stanie złapać meczowego rytmu. Żółto-niebiesko-biali po dziesiątym biegu prowadzili, aż 41:19 i tylko kataklizm mógł spowodować wypuszczenie triumfu z rąk. Poza tym po stronie gości, poza młodym Drabikiem, naprawdę nie było widać ogniw, które mogłyby wywalczyć dla Sparty korzystny rezultat w kontekście walki o punkt bonusowy. Doskonałą dyspozycję młodego "Drabssona" potwierdził wyścig dwunasty, w którym osiemnastolatek stoczył fenomenalny bój o zwycięstwo z Chrisem Holderem, a rywalizację tę oglądał jadący za nimi bez werwy mistrz świata Woffinden. Ostatecznie niemal na linii mety wygrał Holder, ale po tym biegu zagadką pozostawały już tylko rozmiary pogromu, jaki Anioły szykowały Spartanom.
Niedzielny mecz pokazał, że przynajmniej na tę chwilę Toruń przezwyciężył większość problemów, jakie w ostatnich trzech tygodniach dręczyły drużynę Jacka Gajewskiego. Liderzy byli wręcz niepokonani, a ważne punkty dorzucała też druga linia. Wrażenie robiła zwłaszcza jazda Kacpra Gomólskiego, dla którego był to niezwykle istotny mecz w kontekście rywalizacji o skład z Arturem Mroczką.
Prawdziwym fenomenem był jednak popis mistrza świata z roku 2012 Chrisa Holdera, który nie znalazł pogromcy i zainkasował komplet punktów. Był to kolejny pełny komplet punktów toruńskiego zawodnika po wielu latach "posuchy" i aż trudno uwierzyć, że na przestrzeni dziewięciu sezonów był to dopiero trzeci taki wyczyn Kangura i choć daleko mu było do 39 kompletów Wojtka Żabiałowicza, to wielu toruńskich kibiców widziało w jeździe Holdera powrót do dawnej sportowej świetności.

Po zawodach powiedzieli:
Przemysław Termiński
właściciel toruńskiego klubu - To była pełna rehabilitacja. Widać, że drużyna odrobiła lekcję. Wszyscy bardzo solidnie się przygotowali. Pokazaliśmy moc. Po tym, co zobaczyłem, uważam że na Motoarenie możemy być niepokonani. Wracamy do gry o złoty medal. Przed dwoma tygodniami była zupełnie inna atmosfera, ale jest czas, żeby chwalić i ganić. Jeśli zawodnicy robią coś dobrze, to należy ich nawet wychwalać pod niebiosa. Kiedy jest odwrotnie, to nie można chować głowy w piasek i mówić, że nic się nie stało. Tak działa sport. Tam gdzie jest rywalizacja, tam są emocje. Nikt się na to nie obrażał. Zawodnicy to dorośli ludzie. Oni sami doskonale wiedzieli, jak pojechali w Gorzowie.

Jacek Gajewskitoruński menedżer - Nie zrobiłem z tym zespołem nic szczególnego. Dałem zawodnikom spokój. Najpierw oczywiście pogadaliśmy i każdy przemyślał sprawę. Wprowadziłem też zmiany dotyczące toru, o których mówiłem już przed tym meczem. Wszystkim to raczej dziś pasowało. Nawet Dawid Krzyżanowski zapunktował. Czasami jest tak, że należy zachować zimną krew i nie przeszkadzać drużynie. Cieszę się, że uporządkowaliśmy kwestie torowe. Wcześniej robiliśmy trochę eksperymentów i być może z tego brały się nasze problemy. To było widać zwłaszcza podczas spotkania z Unią Tarnów. Dziś było ściganie na trasie, co najlepiej pokazał swoją jazdą Chris Holder.
Nie mam żadnej satysfakcji, że komuś coś udowodniłem. Cieszę się, że chłopacy pokazali, że Toruń nie jest chłopcem do bicia. Mieliśmy w Gorzowie fatalny dzień, ale ta drużyna ma naprawdę potencjał. Dziś to pokazaliśmy. To było ważne spotkanie. Taka wygrana da nam trochę spokoju. Możemy się teraz spokojnie koncentrować na ściganiu, a nie na komentowaniu różnych opinii czy beznadziejnych stwierdzeń niektórych pseudoekspertów. Dostaliśmy zimny prysznic, ale to czasami hartuje zespół. Powiem zresztą szczerze, że kiedy słuchałem, że u nas jest zła atmosfera lub innych podobnych opinii, to chciało mi się z tego śmiać.
Na żużel trzeba patrzeć z nieco szerszej perspektywy. Najważniejsze, że do tej pory wygrywaliśmy na własnym torze. Szkoda innych spotkań, bo do Leszna jechaliśmy w roli faworyta. Gorzów tam sobie poradził, a nam nie wyszło. Cieszę się jednak, że teraz wracamy do wysokiej formy. Jestem bardzo zadowolony z postawy Martina Vaculika. Na jego głowę spadło ostatnio najwięcej krytyki, ale się pozbierał. Ja cały czas w niego wierzyłem. Byłem i jestem przekonany, że może bardzo dobrze jechać. Nie poddaliśmy się i jedziemy dalej. Bardzo pomogła nam ta dwutygodniowa przerwa. Był czas na przemyślenia, opadły też złe emocje po Gorzowie..
Nie oceniajmy jednak tego zwycięstwa w kategoriach rekompensaty za to, co zdarzyło się w Gorzowie. Zdarzył nam się słabszy dzień, słabsza dyspozycja, dużo hałasu, szumu, często niepotrzebnego. No cóż, chciałbym podziękować za gratulacje ze strony Piotrka Barona oraz Maksa Drabika. Takie dni się po prostu zdarzają. My doświadczyliśmy tego w Gorzowie, tak samo tutaj goście z Wrocławia trafili na naszą dyspozycję oraz pewnie na swój słabszy moment. To są bardzo dobrzy zawodnicy, ale trafił się taki a nie inny dzień, my też zawiesiliśmy poprzeczkę wysoko i dobrze, że tak to się wszystko ułożyło, bo przed meczem gdzieś tam w rozmowie z zawodnikami mówiliśmy sobie, że potrzebujemy dobrego wyniku, aby pewne emocje ostudzić. Przede wszystkim, żebyśmy mogli mieć spokój, żebyśmy mogli się zająć ściganiem, a nie jedynie komentowaniem tych wszystkich bredni i bzdur, które padały z różnych stron.

Chris Holder - Toruń - Powinniśmy to robić co tydzień. Nie zdarzyło się nic szczególnego, po prostu wszystko poszło po naszej myśli. Dla nas było bardzo ważne, aby osiągnąć dobry wynik po tym co zdarzyło się w Gorzowie. Taka wpadka jak mecz w Gorzowie nie powinna nam się przytrafić. Po spotkaniu nie było nam łatwo, bo nie możemy przegrywać w ten sposób. W meczu przeciwko drużynie z Wrocławia pokazaliśmy, że wszyscy dobrze pasują do tej drużyny i możemy wygrywać wysoko. Mieliśmy pewne problemy z torem, były rzeczy, które chcieliśmy zmienić i myślę, że teraz było niemal optymalnie. Przed sezonem dosypano trochę nowej nawierzchni. Tor stał się bardziej przyczepny, co było widać po jego nowych rekordach. Problem tkwił jednak w tym, że po słabym starcie nie byliśmy w stanie nic zrobić na dystansie. Teraz wykonaliśmy świetną robotę. Dobrze wychodzimy spod taśmy, ale także potrafimy atakować. Jeżeli to się utrzyma, a jestem pewien, że tak, to wówczas będzie bardzo ciężko u nas wygrać. Nie wiem czy wyjazd do Grudziądza będzie łatwiejszy, ale ta wygrana doda nam sporo pewności siebie.

Martin VaculikToruń - Było lepiej. Było tak jak powinno być. Po pierwsze, Toruń to nie Tarnów i tutaj jest inny tor. W sparingach i treningach szło mi dobrze, w innych warunkach atmosferycznych i to wszystko dobrze wyglądało, ale to nie zmienia faktu, że tutaj pasują inne rzeczy niż w Tarnowie. Dopiero kiedy przyszły mecze, pogoda się zmieniła na taką jaka jest niemal przez cały sezon i wtedy okazało się, że te ustawienia, które miałem do tej pory chociażby w Tarnowie albo na innych torach, to tutaj w Toruniu nie pasują. Nie pasują też w 2016 roku na większości torów. To właśnie dlatego musiałem coś zmienić i zrobiłem to przed meczem w Gorzowie. Zmieniłem coś, do czego byłem przyzwyczajony przez ostatnie 1,5 roku. Jak coś zmienisz nagle, to nie da się w jeden dzień znaleźć odpowiednich ustawień. Wszystkie mecze pomiędzy Gorzowem, a 19 maja - to były mecze, w których się bałem coś kombinować, jechałem na nowych ustawieniach, ale tak naprawdę byłem zgubiony, bo nie wiedziałem, w którą stronę iść. Cały czas chcę się dopasować, aby było jeszcze lepiej. Chciałem pochwalić całą drużynę, która pokazała się dzisiaj z bardzo dobrej strony i mocno w nią wierzę. Tylko mówię, proszę wszystkich dziennikarzy, nie pompujcie balonika i nie mówcie o dream-teamach itd. Liga jest tak wyrównana, że każdy może wygrać dosłownie z każdym. Tutaj trzeba podchodzić z chłodną głową, skupić się oraz robić swoje.
Chciałbym podziękować Jackowi Gajewskiemu, Robertowi Kościesze oraz toromistrzowi, że umożliwili mi dwa dni intensywnych treningów na tej nawierzchni, dzięki czemu mogłem zrozumieć moje nowe ustawienia silników. Chciałbym także podziękować Jackowi Gajewskiemu za to, że przez cały ten czas we mnie wierzył i zachował spokój. To nie jest tak, że zawodnik z dnia na dzień zapomina jak jeździć, wytraca agresję i przestaje chcieć wygrywać. Dla mnie to jest śmieszne, każdy z nas chce wygrywać. Wielkie dzięki dla menedżera Gajewskiego, bo jest on dobrym duchem tej drużyny - zapewnia Vaculik.

Greg HancockToruń - Świetna regeneracja po tym, co stało się w Gorzowie. Teraz widać, jak łatwo to może się stać po drużynie z Wrocławia. Kiedy wejdziesz w mecz lewą nogą, wtedy ciężko wrócić na właściwe tory. W niedzielę to my obraliśmy właściwą ścieżkę i pokazaliśmy, że stać nas na wielkie rzeczy. To jest taki toruński tor jaki wszyscy znają i uwielbiają. Teraz próbowano tutaj dorzucić trochę materiału i wygląda na to, że cel został osiągnięty. Czapki z głów przed tymi, którzy go przygotowali. Jeden z biegów zakończyłem z przebitą oponą. Wydaje mi się, że przyczyną był kontakt między mną a Maksymem Drabikiem na łuku. Co mogę powiedzieć, byłem zdenerwowany, bo nigdy nie chce się oddawać punktów, ale takie jest to ściganie
Wygrana to dla nas dodatkowe natchnienie. Wiemy, że jesteśmy dobrą drużyną, i że możemy wygrywać wyścigi. W meczu z drużyną z Wrocławia zaczęliśmy dobrze, dobrze skończyliśmy i teraz jedziemy tam ze sporą dawką pozytywnej energii.

Kacper Gomólski - Toruń - Nie patrzymy z kim jedziemy, trzeba wygrywać każdy mecz. Po tym co było dwa tygodnie temu, dziś to sobie odbiliśmy. We wtorek wybieram się na mecz ligi szwedzkiej. Będę w tych zawodach startował na nowym silniku, więc mam nadzieję, że będzie kolejna okazja do sprawdzenia pewnych rzeczy. A potem czeka nas ciężki mecz w Grudziądzu. Nie martwię się sytuacją z Arturem Mroczką. Przecież on już od początku sezonu jest zawodnikiem klubu z Torunia, a teraz dopiero podpisał aneks finansowy. Dla mnie to normalna sytuacja, bo w takim sporcie jak żużel trzeba mieć w drużynie zmienników. Ale myślę, że dziś udowodniłem, że ja zmiennika nie potrzebuję.
W biegach nominowanych nie pojechałem, bo menedżer mówił wcześniej, że dobrze się spisałem w dzisiejszym meczu, ale pojadą ci, którzy dobrze jechali w Gorzowie, czyli Greg i Paweł. Ja sobie w Gorzowie nie poradziłem. Nie mam żalu o biegi nominowane, pewnie gdybym wywalczył 12 punktów, to bym w nich wystąpił.

Piotr Baron - trener wrocławian - gratulacje dla drużyny z Torunia, bo pojechali dzisiaj doskonale. My ponieśliśmy sromotną porażkę. Myślę, że będzie to dla nas lekcja pokory i musimy się brać do pracy. Zresztą - w podobnej sytuacji była drużyna z Torunia i pokazali, że mają wielki charakter, jechali znakomicie i my musimy dojść do tego samego. Tor był w porządku, ale mieliśmy problem z dopasowaniem się do niego przez całe zawody i myślę, że tutaj trzeba szukać przyczyn naszej porażki. Generalnie mecz się już zakończył, a my nadal jesteśmy głupi. Musimy przeanalizować mecz i wtedy zobaczymy, co tam się tak naprawdę działo. Maks jako jedyny wygrał wyścig, szkoda, że tylko jeden bo miło by się patrzyło gdyby było takich wyścigów więcej. Biegi z udziałem Maksa mogły się podobać chyba wszystkim. Popracujemy, potrenujemy i jedziemy następne spotkanie. O tym musimy jak najszybciej zapomnieć i brać się do pracy, żeby objechać normalne zawody u siebie. Mamy trochę czasu, żeby potrenować i chcemy ten czas dobrze wykorzystać.

Tai Woffinden - Wrocław - Jesteśmy w szoku. Pojechaliśmy poniżej oczekiwań. Taki jest żużel, chłopaki z Torunia byli bardzo szybcy ze startu, a my tego zupełnie nie mieliśmy. Kiedy jedziesz od początku z przodu to wtedy jest dużo łatwiej, ale jest jak jest. Teraz skupiamy się już na meczu z Unią Leszno. Po wyjściu ze stadionu zapominamy o tym co się działo w Toruniu. Jeśli chodzi o tor, to mimo zapowiedzi dużych zmian, wydaje mi się, że tor był podobny do tego, co było w latach poprzednich. Może trochę więcej materiału dosypali, ale to nie jest żadna wymówka. W Toruniu tor jest zawsze kapitalny, od zawsze lubiłem tu przyjeżdżać, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem znaleźć odpowiednich ustawień.
W moim teamie pojawił się Peter Karlsson i jest to kolejna osoba, która pilnuje wszystkiego. Dba o to, żeby pewne rzeczy były prostsze. Czasami jest ciężko podjąć słuszne decyzje, presja bywa duża i wtedy chce się wygrać za bardzo, podejmuje złe wybory, wtedy dobrze mieć kogoś takiego jak Peter, który jest bardzo doświadczonym gościem. Kiedy mam mętlik i chcę spróbować różnych rozwiązań, on może podejść i powiedzieć "Hej, uspokój się, pomyśl nad tym". To bardzo fajne

Maksym Drabik - Wrocław - Cóż mogę powiedzieć. Gratulacje dla gospodarzy, bo pojechali naprawdę świetne spotkanie i są świetnie spasowani do tego toru. Tor był przygotowany niemal idealnie do ścigania i każda ścieżka nosiła. Czy to po kredzie czy szeroko, można było robić dosłownie wszystko na tym torze. Pokazaliśmy to z Chrisem, trochę się pościgaliśmy w jednym biegu. Zapominamy o tym spotkaniu i skupiamy się na następnych.

Szymon Woźniak - Wrocław - Przegrana na wyjeździe w Ekstralidze to nie jest wstyd, jednak porażka w takim wymiarze jak dziś, na pewno nie jest też powodem do dumy. Nie tak wyobrażaliśmy sobie przebieg tego spotkania. Gospodarzom należą się wielkie gratulacje. Widać, że bardzo dobrze przygotowali się do tego meczu. Imponowali prędkością i na starcie, i na trasie. To co chcieli osiągnąć, zrobili w stu procentach. Doskonale wiedzieli, co ich czeka, a my daliśmy się złapać w pułapkę. Razem z kolegami walczyliśmy o to, żeby chociaż złapać z nimi kontakt. Mimo wielkiej burzy mózgów i przeróżnych prób, ciężko było znaleźć pozytywne rozwiązania, aby uzyskać odpowiednią prędkość na Motoarenie. Jeśli chodzi o mój występ to trudno znaleźć jakieś pozytywy.

Źródło: www.espeedway.pl
www.nicesport.pl
www.nowosci.com.pl

www.sportowefakty.pl

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt