Ostatecznie "Miedziak" pojawił się w
składzie i można powiedzieć poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Mecz
zaczął się jednak nerwowo. Gospodarze po niezłym starcie pojechali zbyt szeroko
w pierwszym łuku i na czoło wysunął się Holder i Gomólski. Iversen szybko zdołał przebić się na drugą pozycję,
jednak na pierwszym wirażu
drugiego okrążenia błąd popełnił Gomólski, który musiał ratować się przed
upadkiem i wyprzedził go Sundstroem. "Ginger" szybko jednak wziął się do pracy i
w następnym łuku chcąc wyminąć Szweda podciął go, za co został wykluczony z powtórki,
którą wygrał Iversen przed Holderem i Sundtroemem. Był to jedyny moment w którym
gorzowianie prowadzili w tym meczu. Wyścig młodzieżowy należał w pełni do
Bartosza Zmarzlika, który jednak nie miał wsparcia w Adrianie Cyferze i już to
mogło zaniepokoić kibiców na Stadionie im. Edwarda Jancarza. Kolejna gonitwa
pokazała, że z postawy Krzysztofa Kasprzaka w turnieju SGP w Tampere nie
pozostało już nic, bowiem przyjechał na trzeciej pozycji, za plecami przywożąc doparowego - Tomasza Gapińskiego. W biegu tym na torze pojawił się po raz
pierwszy na polskich ligowych torach w sezonie AD 2015, Adrian Miedziński, który
najlepiej wyszedł ze startu i choć Kasprzak próbował go wyprzedzić, to wyraźnie
wolniejszy toruński rekonwalescent dzielnie odpierał ataki wicemistrza świata.
Gdy wydawało się że "Kasper" minie miedziaka, na trzecim okrążeniu
pojechał zbyt szeroko i ten błąd wykorzystał bojowo usposobiony
tego dnia Doyle.
Druga seria startów to kolejne straty gospodarzy, bowiem po siódmym wyścigu Stal miała już 6
"oczek" mniej od gości, którym kroku dotrzymywał tylko Zmarzlik i
ambitnie walczący Iversen, któy niestety zanotował upadek. W trzeciej serii
gorzowianie złapali nieco wiatru w żagle, gdyż gonitwa numer osiem
zakończyła się podwójną wygraną pary Zmarzlik - Iversen. Ta sama para po
odprawieniu z kwitkiem Holdera i Przedpełskiego w kolejnym biegu nie dała szans
Miedzińskiemu i Doylowi, ponownie wygrywając 5:1. Niestety jak się miało okazać
był to jednorazowy zryw, a gorzowianie wystrzelali się z najlepszych żużlowych
armat i mogli tylko obserwować jak toruńczycy kontrolują przebieg spotkania na
zmianę wygrywając biegi lub remisując.
Przed biegami nominowanymi goście prowadzili sześcioma punktami i choć szósty
start Zmarzlika w biegu czternastym, zakończył się jego piątym indywidualnym
zwycięstwem, to po biegu piętnastym torunianie świętowali zwycięstwo.
Podsumowując. Przed i po meczu wiele do życzenia
pozostawiał stan gorzowskiego toru, który nie był delikatnie mówiąc idealny. Na
taki stan rzeczy miał zapewne padający nocą deszcz, który w w ciągu dnia również
co pewien czas nie oszczędzał gorzowskiego owalu. Jednak toromistrz Stali zrobił
co mógł i tylko ulewa mogła zagrozić zawodom, ale nawierzchnia
toru pozostawała słodką tajemnicą szkoleniowca gospodarzy, choć nad wszystkim
czuwał komisarz. Sędzia jednak w trakcie spotkania sędzia dwukrotnie poprosił o
poprawki na pierwszym łuku, ale walki było i tak jak na lekarstwo, a najbardziej
niezadowoleni z takiego przygotowania nawierzchni byli zawodnicy
gorzowscy, oczywiście poza Zmarzlikiem, który potrafił pokazać swoją
jazdą, że toruńczycy ścigają się z aktualnymi mistrzami Polski. Gorzowski junior nie stracił żadnego punktu w swoich sześciu startach, kończąc
mecz z wynikiem 17pkt+1bonus. Zbliżony do niego poziom utrzymywał Niels Kristian Iversen, jednak to młodzieżowiec
Stali zdobył więcej punktów niż pozostała piątka jego kolegów z drużyny.
Dwudziestolatek był na torze niesamowicie szybki i niemal za każdym razem uciekał ze
startu zawodnikom gości. Nic więc dziwnego, że trener Piotr Paluch nie szczędził gorzkich słów swoim zawodnikom po meczu.
Oprócz wspomnianego Zmarzlika i Iversena, pozostali pojechali poniżej krytyki. Jeden
przebłysk miał Tomasz Gapiński, a zaledwie pięć "oczek" zdobył kapitan drużyny
Kasprzak, który wspólnie z Matejem Zagarem niemal rozpłynął
się w tłumie zaraz po meczu.
Z kolei w zespole Aniołów na szacunek
zasługiwała postawa Adriana Miedzińskiego, który wrócił po kontuzji w całkiem dobrym stylu, zdobywając 6
punktów. Jechał co prawda z tendencją spadkową, ale było to winą powracającego bólu
ręki. Z tego też powodu Adrian sam oddał swój czwarty i piąty start
młodszym kolegom, co torunianom skrupulatnie wykorzystali. Warto podkreślić, że
prawie wszyscy zawodnicy gości bardzo dobrze poradzili sobie w Gorzowie. Cała ekipa pojechała równo, a
na wyróżnienie oprócz Miedziaka zasłużył Grigorij Łaguta, który udowodnił, że zasługuje na miano
lidera. Walecznością wykazali się też Australijczycy Chris Holder i Jason Doyle.
Jedynym zawodnikiem ekipy z Torunia, który zaliczył bardzo słaby występ był
"Ginger", który nie zdobył żadnego punktu, ale nie załamał się tym i
cieszył wynikiem drużyny.
Czwarta z rzędu porażka Drużynowych Mistrzów Polski AD 2014 wprowadziła nerwową atmosferę. Piotr Paluch oddał się do dyspozycji zarządu, a zarząd mocno rozważał opcję zmiany trenera i przed kolejnym spotkaniem w Zielonej Górze żółto-niebiescy ścigali się już pod okiem nowego szkoleniowca, którym został doskonale znany w Toruniu - Stanisław Chomski. Piotr Paluch z kolei został skierowany do prowadzenia szkółki żużlowej. Gorzowianie wyciągnęli również konsekwencje wobec Mateja Zagara i Krzysztofa Kasprzaka, których zawieszono w prawach zawodnika i mieli oni pauzować podczas meczu w Zielonej Górze
Po zawodach powiedzieli:
Jacek Gajewski - menadżer KS Toruń - Trudno mówić, czy to był nasz
najlepszy mecz. Zawsze ocenia się przez pryzmat końcowego wyniku. Można gdybać,
czy to dobry wynik. Jestem zadowolony, że w czwartej kolejce przywozimy coś z
wyjazdu. Zgubiliśmy punkt na inaugurację. Byliśmy pod kreską, a teraz jesteśmy
nad nią, jeśli chodzi o bilans meczów wyjazdowych i tych na własnym torze. Każdy
może sobie też dopowiedzieć, jaka byłaby teraz nasza sytuacja, gdyby od początku
mogli jechać Adrian i Paweł lub gdyby ten drugi startował do końca pierwszego
spotkania. Nie ma jednak sensu do tego wracać. Stało się i jedziemy dalej.
Wygraliśmy na wyjeździe, a to zawsze buduje atmosferę. Inna sprawa, że akurat z
tym już wcześniej nie było problemu. Oni się naprawdę wspierają. Słabszy mecz
miał Kacper Gomólski, ale cieszył się z nami i dziękował chłopakom, że uratowali
mu tyłek. Drużyna musi być zgrana, a wtedy wynik jest kwestią czasu. Osobiście
uważam, że poprzednie spotkania w naszym wykonaniu nie były złe. Brakowało nam
jazdy w pełnym składzie. To był największy problem tej drużyny. Mam nadzieję, że
teraz będzie on nas coraz mniej dotyczyć, bo do drużyny dołączył "Miedziak" i
zdobył ważne punkty. Bardzo mnie cieszy, że mam równą drużynę. Dobry mecz
pojechał Łaguta, ale bazujemy raczej na tym, że wszyscy walczą i
dokładają się do końcowego wyniku. Mamy też mocnych juniorów, którzy mogą kogoś
zastąpić w przypadku słabszej postawy. Taki miałem od początku pomysł na ten
zespół. Zobaczymy, jak będzie się on sprawdzać w dalszej części rozgrywek
Kacper Gomólski - KS Toruń - Wygraliśmy, mimo tego, że przywiozłem dwa zera. Taki jest żużel. Było mówione, że Toruń nie umie tutaj wygrywać, ale udało się, mimo tego, że dowoziłem zera. Mam nadzieję, że odkuję się w Lesznie.
Paweł Przedpełski - KS Toruń - Wszyscy chłopacy od nas jechali równo, a w teamie jest fajna atmosfera i każdy każdego nakręca. Myślę, że to jest u nas pozytywne. W każdym biegu zostawialiśmy serce na torze, oglądaliśmy się za sobą, super jechaliśmy i fajnie, że wygraliśmy. Ze swojego występu bardzo się cieszę. Na początku sezonu miałem troszeczkę pod górę z powodu kontuzji, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Lekarz i fizjoterapeuci zrobili dobrą robotę i doprowadzili mnie do takiego stanu, że mogę jeździć i nic nie sprawia mi żadnego bólu i dobrze się czułem w Gorzowie. Dobre miałem starty, a z Chrisem wzorcowo jechaliśmy parą. Myślę, że kibice zobaczyli fajne zawody. Gdzie nie gdzie były takie niebezpieczne koleinki, rynny, które mogły pociągnąć i doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. Na szczęście nic takiego się nie stało. W ósmym wyścigu co prawda przyjechałem na ostatniej pozycji, ale jechałem wtedy z niepokonanym Bartkiem i Nielsem. Byli bardzo szybcy na swoim torze. Minimalnie przegrałem start, a tor jest taki specyficzny, że w polu trudno cokolwiek zrobić, jeśli się dobrze nie wyjdzie ze startu. W następnych biegach było już lepiej. Jedziemy do Leszna i też będziemy tam walczyli. Wszędzie byłoby fajnie wygrać. Na pewno zostawimy tam serce.
Adrian Miedziński - KS Toruń - Bardzo się cieszę, bo w ciemno brałbym ten wynik i moją zdobycz punktową po tym, co mnie na początku sezonu spotkało. Podziękowania dla lekarza, rehabilitantów. Walczyliśmy i później mogłem jeszcze jechać, ale ta ręka też się męczy. To nie jest jeszcze sto procent, nawet nie jest w połowie jeszcze dobrze, dlatego też po trzecim biegu powiedziałem Jackowi Gajewskiemu, żeby puścił chłopaków, bo dają radę i myślę, że to była fajna i rozsądna decyzja. Najważniejsze, że jest zwycięstwo i punkty jadą do Torunia. Teraz muszę wracać spokojnie do zdrowia, bo ta kontuzja to nie było zwykłe złamanie, tylko jest to ręka, która trzyma cały motocykl. Nikt z lekarzy nie dawał mi szans, że powrócę w tak krótkim czasie. Jednak tak naprawdę ta ręka będzie zaleczona do końca dopiero po sezonie, bo czeka mnie operacja. Ta żmudna rehabilitacja, trzy razy dziennie, była wałkowana praktycznie przez cały dzień. Cieszę się, że ręka się nie sprzeciwiła i dała odjechać zawody. W sobotę miała kryzys formy i mogło być różnie. Teraz cały miesiąc będzie poświęcony dalszej rehabilitacji, bo jak powiedziałem po sezonie czeka mnie operacja i im bardziej wyćwiczę teraz rękę, tym szybciej wróci po zabiegu do pełnej sprawności.
Chris Holder - KS Toruń - Wiem, że jadę bardziej zachowawczo niż kiedyś. Kiedy wróciłem po kontuzji w sezonie 2013, nie było tak źle. Jednak potem znowu miałem wypadek i złamałem rękę, miałem problemy z kręgami szyjnymi i ciężko było się z tego wydostać. Zimą miałem kolejne dwie operacje i to też miało wpływ na całą sytuację. Rehabilitacja i wszystko z tym związane ciągną cię w dół, a po powrocie na tor potrzeba czasu, żeby wrócić w odpowiednim miejscu. Ubiegłoroczne urazy mocno odcisnęły na mnie piętno. Teraz po prostu staram się wrócić do tego, by jeździć najlepiej jak tylko potrafię. To jednak jest powolny proces, ale powoli wracam do miejsca, gdzie chcę być. Spore zdobycze punktowe sporo w tym pomagają. Najważniejsze są mecze. Im jest ich więcej, tym lepiej, bo odzyskuję w ten sposób zaufanie we własne umiejętności. To dla mnie najważniejsza rzecz w tej chwili.
Władysław Komarnicki - honorowy prezes Stali Gorzów - Jestem wraz z przyjaciółmi na urlopie i przyznam szczerze, że został on w tej chwili popsuty. Nie można się jednak temu dziwić. Dwóch zawodników nie jest w stanie wygrać meczu. Stal miała fenomenalnego Zmarzlika i Iversena, który go wspierał. Reszta zespołu to katastrofa. Nie chciałbym stawiać sprawy zdecydowanie i mówić, że to jest koniec marzeń o fazie play-off. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że w Gorzowie jest bardzo źle. Tarnów wygrał w Grudziądzu. Zrobił to w sposób zdecydowany i pokazał nam, jacy jesteśmy słabi. Sama przegrana z Toruniem boli, ale to, co wydarzyło się w Grudziądzu jeszcze bardziej pokazuje, że nasi zawodnicy jadą bardzo źle. Jest mi niezmiernie przykro. Podtrzymuję to, co powiedziałem tydzień temu. Wszyscy powinni pojechać do Bartka Zmarzlika, paść na kolana przed jego ojcem, naszym juniorem i pytać ich, jak oni to robią. Poza Bartkiem i Nielsem, cała drużyna wraz z trenerem zasłużyła na naganę. Szkoleniowiec odpowiada zarówno za sukcesy i porażki. Mój młody zarząd ma dylemat i musi podjąć trudne decyzje. Ja nie będę tego robić za nich. Są suwerenni i to zarząd na czele z prezesem Maciejem Zmorą musi wykonać ruch. Ja mogę tylko doradzać. Trzy lata nie ma mnie w klubie. Pewien pomysł chodzi mi teraz po głowie. Nie powiem jednak nic do momentu, kiedy oni sami się do mnie nie zwrócą, bo takie dałem im zapewnienie.
Piotr Paluch - trener Stali - Zawodnicy mówią że ciągle
zmieniają silniki, że dopasowują się, ale to jest za mało, żeby wygrywać. To są
klasowi zawodnicy z czołówki, ale na razie nie polskiej ligi, mimo że to jest
teraz najważniejsze dla nich. My cały czas mówimy, jaką linią jeździć, jednak
jeżeli zawodnik nie jest w dobrej dyspozycji, bądź nie jest spasowany, to ten
motor go wyciąga i ciężko jest utrzymać się przy krawężniku. No ale jak
zauważyliśmy Bartek czy Iversen potrafili. Sundstroemowi też
nie można odmówić ambicji, Tomaszowi Gapińskiemu w jednym biegu, ale Adrian
Cyfer pojechał poniżej swojego poziomu. Dwa punkciki powinien przywieźć, to raz,
druga sprawa, jeśli chodzi o Krzysztofa Kasprzaka i Mateja Zagara, to mi się
wydaje, że nie ma co bronić zawodników, ale te silniki, którymi jeździli w
Finlandii były zdecydowanie lepsze niż te na których ścigali się w tym meczu. Muszą się zastanowić, czy
ważniejsze jest dla nich Grand Prix czy liga polska, która ich utrzymuje, która
im daje co do gara włożyć. Mówię bez ogródek, bo to już jest żenujące, co robią
zawodnicy. Nie powinienem jako trener tak mówić, ale taka jest prawda. Będę
rozmawiał z Krzysztofem Kasprzakiem, ponieważ to, co się teraz dzieje, to nikt
nawet nie myślał w najgorszych snach, że to będzie tak wyglądać. Z pewnością
spotkamy się wszyscy razem z zarządem i zawodnikami, ustalimy plan działania, bo
jedziemy teraz do trudnego rywala. Nie ma co ukrywać, nie jesteśmy faworytem po
tych meczach odjechanych tutaj i trzeba zrobić jakieś radykalne zmiany, bo nie
daje to pożądanego efektu
Po meczu oddaję się do dyspozycji zarządu.
Niels Kristian Iversen - Stal - To bardzo trudny czas
dla nas i nie wiem dokładnie, co się dzieje. Wywróciłem się z mojej własnej winy
i nie jest to dobre. Indywidualnie jednak poprawiłem się względem poprzedniego
tygodnia, ale jako zespół musimy się wziąć w garść, bo sytuacja zrobiła się
naprawdę poważna. Musimy coś zrobić.Moje motocykle były szybkie i byłem w stanie walczyć. Jest
poprawa względem ostatniego tygodnia. W zespole zrobiła się jednak poważna
sytuacja. Nie wykonaliśmy chyba swojej pracy wystarczająco dobrze. Mamy niewielu żużlowców
zdobywających punkty. Każdy potrzebuje zrobić trochę więcej. Sam mogłem osiągnąć
nieco lepszy wynik gdybym nie upadł. Inni jeźdźcy też mogli zdobyć punkty tu czy
tam. Jest sporo rzeczy, którym musimy się przyjrzeć. Trzeba zdobywać punkty,
kiedy tylko się da.
Tor nie może być już dłużej wymówką. Byliśmy tu wiele razy i powinniśmy się po
prostu dopasować i robić punkty. Drużyny gości przyjeżdżają tutaj i dają sobie
radę, choć wcześniej nie jeździli u nas. Zmarzlik był szybki tydzień temu i
teraz również. On potrafi, więc pozostali też muszą się spiąć.
Bartosz Zmarzlik - Stal - Jestem w połowie szczęśliwy. Dobrze mi wszystko to wychodziło, ale nie jestem do końca usatysfakcjonowany, ponieważ przegraliśmy, a to nie jest fajne przegrywać u siebie na torze. Ewidentnie musimy coś zrobić, grube zmiany, a nie takie pieszczenie, tylko coś trzeba wymyślić. Mamy tydzień. Fajnie by było, abyśmy się spotkali i wspólnie pojeździli. Ja moge podpowiadać chłopakom, ale wiadomo, żę mam inną ważę, inny styl jazdy i to im kompletnie może im nie pasować. Muszą znaleźć ten swój element który pozwoli im wygrywać, jakąś swoją bazę, żeby to w miarę jechało do przodu, no ale póki co, ciężko mamy. Rozmawiałem z Adrianem Cyferem i mam drugi silnik, który mogę mu pożyczyć. Jeśli zechce, to mogę przejechać się na jego motorze. Może akurat mi podpasuje. Z innymi tak samo. Ale to zależy od reszty, czy będą tego chcieli. Teraz myślę, że najważniejsze będzie, żeby się po prostu chłopacy nie załamali. Żeby tej pewności siebie nie stracili, bo to jest potem ciężkie do odzyskania, ale myślę że są to profesjonalni zawodnicy i zaraz się ogarną, i będzie dobrze.
Matej Zagar - Stal - moja głowa i ciało trochę ostygły po tych złych emocjach. Przyczyną gorszych startów myślę, że może być po części przemęczenie oraz złe ustawienia odnośnie sprzętu. Jak na początku zawodów nie jedzie, dochodzi stres to później jest ciężko wrócić do tego co powinno być. Nie chce wracać do tego co było. Była totalna porażka. Wiem, że to też moja wina, że tego meczu w domu nie wygraliśmy i mam nadzieję, że to już się nie powtórzy. Nie mam mam żadnych pretensji o to ze zostałem zawieszony. Przyjmuje to zawieszenie i nie obrażam się. Zawsze robiłem dla Stali Gorzów to co najlepsze, jeżeli to ma pomóc to popieram tę decyzję. Mój plan jest, żebym jak najszybciej wrócił do składu, cieszył kibiców, działaczy i sam siebie poprzez wygrywanie biegów.
Stanisław Chomski - ubiegłoroczny szkoleniowiec drużyny toruńskiej, po meczu zmienił na stanowisku trenera Piotra Palucha - Prowadziłem już kilka zespołów i wiem jak czuję się menedżer drużyny, której aktualnie nie idzie. Wiem, że zarząd musi podjąć jakieś kroki, ale wiem też jak może czuć się trener Paluch. Są sytuacje, w których menedżer jest bezradny. Potrafię wczuć się w jego rolę, bo sam niejednokrotnie byłem w tak trudnym położeniu. Jeżeli chodzi o mnie, to oczywiście ciągnie wilka do lasu, a do sytuacji, w której jest Stal jestem przyzwyczajony, bo obejmując Unibax Toruń przed rokiem nie zdawałem sobie sprawy z tego, w jak głębokim kryzysie jest zespół. Byli to markowi zawodnicy, ale problemy zdrowotne w związku z wcześniejszymi kontuzjami mieli ogromne. Ta drużyna na miarę swoich możliwości pojechała dopiero pod koniec rundy zasadniczej. Jednak będąc w środku zespołu mogłem postawić odpowiednią diagnozę. Mówiono o nich dream team. I tak z pewnością było z nazwy i nazwisk. W praktyce zespół miał ogromne problemy. Myślę, że podobnie jest w Gorzowie. Ja oczywiście mam kontakt z zawodnikami Stali, bo bywam na meczach, ale nigdy nie wchodzę do parkingu przed zawodami. Ewentualnie po, bo nie należy przeszkadzać w pracy trenerowi drużyny. Swoje przemyślenia na temat drużyny mam, ale też wiem, że nie mam pełnej wiedzy na temat problemów gorzowskiej ekipy, bo tę można zdobyć tylko będąc w środku teamu. Byłem na meczu z Lesznem i Toruniem oraz turnieju Krzysztofa Kasprzaka. Na pewno gołym okiem widać, że został zatracony atut własnego toru. Konsystencja toru jest inna, niż w poprzednim sezonie. Miało to drużynie pomóc, ale jak widać obecnie, przeszkadza. To nie jest jedyna przeszkoda, bo przecież w Stali są zawodnicy ze ścisłej światowej czołówki. Do tego dobra para juniorska ze świetnym Bartkiem Zmarzlikiem. Nie ma to jednak przełożenia na wynik sportowy. Ważny jest team. Muszą w nim być ludzie, którzy znają się na swojej pracy. Jesteśmy po raz kolejny po zmianie tłumików. Moim zdaniem nie robi ona aż tak dużej różnicy, jak się wszystkim wydawało. Potrzebne są odpowiednie ustawienia sprzętu, ale od tego są właśnie ludzie z teamu, aby to opanować. W teamie Bartka Zmarzlika widzę zaufanie wszystkich do siebie. W tym przypadku rodzina jest receptą na wynik, ale nie zawsze tak musi być. Dobór osób jest jednak kluczowy. Potrzeba też spokoju. Życzę wszystkim osobom związanym ze Stalą, aby znalazły wspólny język i potrafiły doprowadzić do poprawy obecnej sytuacji, bo klub z taką tradycją na to zasługuje
Źródło:
www.nicesport.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl
www.nowosci.com.pl