Unibax Toruń przegrał w rewanżowym spotkaniu finału Speedway Ekstraligi z Unią Leszno 44:46. Także pierwsze spotkanie zakończyło się wygraną Unii, a to oznacza że leszczynianie po 18 latach zdobyli tytuł Drużynowych Mistrzów Polski.
Przed rewanżowym spotkaniem finału Speedway Ekstraligi trudno było wskazać faworyta do mistrzowskiej korony. Przed tygodniem Unia zwyciężyła na własnym torze 49:41 i do Torunia przyjechała bronić 8-punktowej przewagi. W składzie obu drużyn zaszło kilka zmian, w stosunku do pierwszego meczu. Leszczynianie nie mogli skorzystać z usług Jarosława Hampela, który wciąż odczuwa skutki kontuzji – zastosowano za niego zastępstwo zawodnika.
Z kolei w składzie Unibaxu miało zabraknąć
nawet dwóch zawodników, bowiem tego samego dnia zaplanowano
prestiżowy turniej towarzyski - Zlata Prilba w czeskich Pardubicach. Dwaj
zawodnicy Unibaksu: Ales Dryml i Matej Zagar. Na to, by w zawodach wystartował
Zagar naciskali jego sponsorzy. W przypadku Drymla problemem była jego umowa z
producentem silników i motocykli żużlowych
JAWA i według kontraktu
Ales musiał wziąć udział
w czeskim turnieju. Terminu rewanżowego spotkania finału Speedway Ekstraligi nie
można przełożyć, więc toruński klub musiał szukać rozwiązania dla tego problemu,
a dodatkowo oprócz wspomnianej dwójki
w meczu nie mógł wystąpić kontuzjowany Robert Kościecha.
O ile z występem Zagara toruńscy działacze poradzili sobie dość szybko o tyle
absencja Drymla stała się faktem. Aby zapełnić lukę w skaldzie rozważano ponowny
start juniora Robina Tornqvista, jednak włodarze toruńscy uznali, że Szwed jest
zbyt młody i może nie sprostać postawionym celom. Dlatego torunianie wypożyczyli z TŻ Sipmy
Lublin doskonale znanego w grodzie Kopernika Steve'a Johnstona. Świeżo upieczony mistrz Elite League
ma pomóc toruńskiemu zespołowi w walce z Unią Leszno o złoty medal Drużynowych
Mistrzostw Polski,a wypożyczony został za kwotę 7 tysięcy złotych.
Oto jak komentował menadżer toruńskiej ekipy ów transfer: Przed nami najważniejszy mecz sezonu, którego w żadnym wypadku nie możemy
zlekceważyć. Po spotkaniu w Lesznie stanęliśmy przed małym dylematem, ponieważ
stawka jest bardzo wysoka, a w naszych szeregach nie może wystartować Ales
Dryml. Nie chcemy eksperymentować i postanowiliśmy, zatem poszukać zawodnika,
którego moglibyśmy sprowadzić na zasadzie wypożyczenia na to spotkanie.
Wybór był bardzo mały, udało nam się jednak szybko dość do porozumienia z
zespołem z Lublina oraz z ich zawodnikiem Stevem Johnstonem. Australijczyk
ostatnimi czasy spisywał się nieźle w zespole z Anglii dlatego też mamy
nadzieję, iż w niedzielę i dorzuci on swoje cenne punkty do dorobku naszego
zespołu.
Co prawda alternatywą dla Steva mógł być Tornqvist, który będzie startować w finałowych meczach w Szwecji dlatego też
z niecierpliwością czekamy na jego osiągnięcia. Obecnie zakontraktowaliśmy Johnstona, mamy większe pole manewru przed meczem z leszczynianami.
Johnston przyjedzie do nas przed meczem w czwartek, kiedy to będzie trenował. Niestety,
zobowiązania w Anglii wykluczają jego próby w piątek oraz w sobotę, dlatego też
przyjedzie do nas ponownie w dniu meczu.
Samo spotkanie niosło ze sobą wielkie emocje
nie tylko wśród kibiców, ale o tym meczu mówiło się we wszystkich toruńskich
mediach, sklepach, pubach. Wszyscy liczyli na tryumf Aniołów. Niestety kibice, którzy stawili się w
nadkomplecie na stadionie im. Mariana Rose,
byli świadkami niespodzianki już w pierwszym biegu, kiedy to Adam Kajoch pokonał
młodzieżowców toruńskich: Karola Ząbika oraz Alana Marcinkowskiego. W drugim
biegu goście osiągnęli jeszcze lepszy rezultat – Krzysztof Kasprzak z Damianem
Balińskim podwójnie pokonali Jagusia i Johnstona i
leszczynianie objęli czteropunktowe prowadzenie i kibice toruńscy zaczęli powoli wątpić w
końcowy sukces. Nie poprawiły tego nastroju kolejne wyścigi. Biegi trzeci i
czwarty zakończyły się remisami, w piątym zaś Damian Baliński minął na ostatnich
metrach Mateja Zagara i leszczynianie wygrali 4:2.
Wydawało się, że odrabianie start torunianie zaczną w szóstej gonitwie,
bowiem tuż po starcie Ząbik i Sullivan prowadzili podwójnie z Adamsem, który
startował w ramach rezerwy zastępującej za Hampela. Jednak na drugim łuku drugi
Ząbik za szeroko odjeżdża, co szybko wykorzystuje Australijczyk. Na początku
ostatniego okrążenia ta sama sztuka udaje się z Sullivanem i to Adamsowi
należało dopisać 3 oczka. W tym momencie przewaga Unii w dwumeczu wynosiła już 14 punktów.
To, co nie udało się w szóstym biegu – powiodło się w kolejnym, bowiem w biegu siódmym torunianie skorzystali z rezerwy taktycznej
- słabego Johnstona zmienił Sullivan i wspólnie z Jagusiem pokonali
podwójnie Adamsa.
Wydawało się, że będzie to moment przełomowy spotkania. Tym bardziej, że już w
następnym biegu kolejne zwycięstwo Unibaksu 4:2 doprowadziło do remisu 24:24.
Niestety zryw nie nastąpił, ale za to w dziewiątym biegu kibice
obejrzeli ładną walkę Balińskiego z Jagusiem, zakończoną zwycięstwem
torunianina. W dziesiątym biegu wygrał po raz kolejny Adams. Po tym biegu Unia
ponownie objęła dwupunktowe prowadzenie, bowiem drugie miejsce zajął
Miedziński, a trzecie – Kajoch. Matej Zagar zanotował upadek na trzecim miejscu
i został wykluczony z tego biegu.
Po dziesięciominutowej przerwie kibice obejrzeli piękną walkę w jedenastej
gonitwie. Od startu powadził
Ząbik przed Juricą Pavliciem, dalej zaś jechali Baliński i Sullivan. Niemalże
jednocześnie Sullivan wyprzedził Balińskiego a Pavlic Ząbika i bieg zakończył
się remisem. Po kolejnym biegu znów odżyły nadzieje torunian na końcowy sukces.
Para Adrian Miedziński do spółki z "Zoberem" pokonali podwójnie Kasprzaka i
Kajocha. W tym momencie torunianie objęli pierwsze prowadzenie w meczu.
Odpowiedź Unii nastąpiła jednak już w biegu trzynastym. Zaraz na pierwszym łuku
z powodu braku miejsca upada Pavlic. Bieg zostaje przerwany, ale sędzia
postanawia dopuścić całą czwórkę do powtórki. Jednak poobijany leszczynianin
wjeżdża w taśmę, by na jego miejscu pojawił się Troy Batchelor. Niespodziewanie
bezbarwny tego dnia Batchelor jedzie przez cały wyścig na drugiej pozycji.
Jednak podczas ostatniego okrążenia daje się wyprzedzić wściekle atakującemu
Jagusiowi. Ostatni na linii mety melduje się zdecydowany niewypał tego sezonu -
Matej Zagar.
Czternasty bieg zakończył się co
prawda wygraną Adriana Miedzińskiego, jednak za jego plecami przyjechali
Kasprzak i Batchelor, wyprzedzając Zagara. Remis w tym starciu oznaczał jedno –
złoty medal DMP powędrował do Leszna!
W świętowaniu tytułu gościom nie chcieli
pozwolić pseudokibice toruńscy, którzy wbiegli na murawę stadionu. Przez
kilkanaście minut służby porządkowe nie mogły poradzić sobie z "kibicami",
którzy szukali pozasportowych wrażeń. W końcu bardziej zdecydowana reakcja
ochrony pomogła uspokoić sytuację. Leszczyńscy zawodnicy oraz kibice świętowali
już w tym czasie złoty medal. Po kilkunastu minutach sędzia zawodów pozwolił w
końcu na wyjazd zawodników do ostatniego wyścigu, który był już tylko
formalnością. W biegu kończącym sezon po pięknej walce zwyciężył Leigh Adams przed Sullivanem, Balińskim i Jagusiem, a to oznaczało że
leszczynianie wygrali nie tylko ostatni bieg, ale i całe spotkanie 46:44,
pieczętując tym samym tytuł mistrzowski.
Leszczynianie zwyciężyli zasłużenie. Od początku spotkania imponowali dobrymi
startami i znakomitym przygotowaniem sprzętowym. Najlepszym zawodnikiem całego
spotkania okazał się Leigh Adams, zdobywca 16 punktów. Dzielnie wspierali go
Damian Baliński oraz Krzysztof Kasprzak, którzy zwłaszcza w pierwszej fazie
meczu nie pozwalali gospodarzom na wiele. Ważne punkty dorzucili również Adam Kajoch, Jurica Pavlic i Troy Batchelor i złoty medal stał się faktem.
Gospodarze
starali się jak mogli, jednak na znakomicie dysponowanych gości to było za mało.
Wśród Aniołów wyróżnić można Ryana Sullivana, Karola Ząbika, Adriana
Miedzińskiego i Wiesława Jagusia, jednak po raz kolejny zabrakło im wparcia ze
strony zawodników drugiej linii. Po raz kolejny zawiódł Matej Zagar, a z zerowym
dorobkiem punktowym zakończył mecz Steve Johnston.
Jak już wspomniano piękny mecz niestety popsuli
stadionowi bandyci, którzy doprowadzili do zamieszek na całym stadionie. Od samego początku
impreza była obsługiwana przez wzmożone siły policjantów i ochroniarzy. Niestety do
pierwszych incydentów doszło jeszcze przed meczem, kiedy, to grupa chuliganów z
Leszna wpadła na trybunę główną toruńskiego obiektu. Na szczęście w miarę szybko
niepokornych kibiców spacyfikowała policja transportując ich z powrotem do
sektora gości.
Niestety nie wszyscy leszczyńscy kibice potrafili w niedzielę kulturalnie
dopingować swój zespół, wśród nich znaleźli się także chuligani, którym głównie
zależało na dewastacji toruńskiego obiektu… Policja szybko zatrzymała
dwóch chuliganów z Leszna, którzy poddali się dobrowolnie karze i spędzą dwa
lata za kratkami.
Leszczynianie zostali skazania za czynną napaść na policjantów w którym
ucierpiało pięciu stróżów prawa.
Nie był to jedyny wybryk chuligański tego dnia, do kolejnych zamieszek
doszło po 14 biegu, kiedy to z sektora najzagorzalszych fanów toruńskiego klubu
wybiegła grupa rozwścieczonych chuliganów. W tym samym czasie z sektora gości
wysypała się grupa sympatyków Unii i obie grupy starły się na murawie w bójce. W
tym momencie funkcjonariusze wtargnęli na murawę i kilku prowodyrów zostało
złapanych. Przerwa potrwała ok. 15 minut, w tym czasie na płycie stadionu
odbywała się gonitwa policjantów z chuliganami. Wreszcie funkcjonariusze
opanowali sytuację przy użyciu armatek wodnych i udało się wyłapać najbardziej
aktywnych łobuzów.
Policja korzystając z zapisu monitorującego stadion ustalała tożsamość
stadionowych bandytów, którzy wszczęli awantury i skutecznie łapała pozostałych
chuliganów.
Oto jak skomentował całe zajście Marek Kornacki - dyrektor toruńskiego
klubu - Stadion, jest zdemolowany. W obu sektorach zarówno toruńskim jak i tam, gdzie
siedzieli kibice z Leszna, powyrywane są ławki, zniszczone siatki i inne
elementy ogrodzenia. Trudno na razie oszacować te starty w złotówkach. Cały czas
dziwi mnie fakt, że zawsze po podobnych zdarzeniach pojawiają się oburzone
głosy, że organizatorzy i policja nie potrafili utrzymać porządku. A przecież
wina za takie sytuacje chyba przede wszystkim, leży po stronie pseudokibiców,
którzy nie mogą utrzymać emocji na wodzy. Miejmy jednak nadzieje, że uda się
zminimalizować karę bo ta jest nieunikniona, a wszyscy chuligani,
którzy brali udział w niedzielnej awanturze zostaną wyłapani.
Finałowy mecz miał być wielkim świętem żużlowym. Toruński klub liczy jednak
straty po tym spotkaniu. W sektorach toruńskich jak i leszczyńskich pseudokibiców zostały połamane ławki. Został
zniszczony też sprzęt telewizji Polsat. Ponadto całą sprawą zajmie się komicja Speedway
Ekstraliga.
Po spotkaniu obok złego wizerunku jaki spoczął
na toruńskim klubie było oczywistym, że na klub zostanie nałożona kara.
Decyzja o ukaraniu toruńskiego klubu zapadała w dniu 17 listopada w Bydgoszcz,
kiedy to obradowała Komisja Orzekająca Ligi. Nałożyła ona na Unibax Toruń kary
za zakłócenie porządku na stadionie i Torunianie musieli zapłacić w sumie 15
tysięcy złotych, a dodatkowo orzeczono zamknięcie stadionu na dwa mecze jeśli
dojedzie do podobnych incydentów (kara ta została zawieszona).
Poniżej cała treść decyzji Speedway Ekstraligi na temat sankcji za
chuligańskie wybryki stadionowych bandytów:
Podczas rewanżowego meczu finałowego o złoty
medal DMP pomiędzy drużynami KST Unibax S.A. a Unią Leszno SSA 7 października
2007 r. doszło do zamieszek na stadionie z udziałem kibiców. Na tor posypały się
plastikowe butelki i puszki po napojach, kibice gospodarzy wtargnęli na murawę
boiska, brali udział w bójce oraz ataku na oddziały porządkowe oraz
funkcjonariuszy policji. Wszystko to spowodowało przerwę w zawodach trwającą
niecałe pół godziny.
17 listopada br. w Bydgoszczy odbyło się posiedzenie Komisji Orzekającej Ligi,
na którym uznano KST Unibax S.A. winnym zaistniałych wydarzeń i na podstawie
art. 317 pkt. 6 Regulaminu sportu żużlowego orzeczono trzy kary:
- za naruszenie porządku i spowodowanie przerwy w zawodach karę finansową w
wysokości 5.000 zł oraz zamknięcie toru na dwa mecze ligowe z zawieszeniem tej
kary na okres 1 roku;
- za przedmioty, które pojawiły się na torze - upomnienie oraz karę finansową w
wysokości 2.000 zł;
- za wtargnięcie kibiców na murawę, bójki i atak na służby porządkowe i
policyjne - upomnienie i karę finansową w wysokości 8.000 zł.
Orzeczenie nie jest prawomocne.
Ponieważ często stopień odpowiedzialności organizatora za zachowanie się kibiców
jest rzeczą niejednoznaczną, przytaczamy fragmenty obszernego uzasadnienia
orzeczenia:
Ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że klub był co do zasady dobrze
przygotowany do meczu i spełniał wymagane przepisami powszechnie obowiązującymi
oraz aktami administracyjnymi warunki do organizowania imprez masowych. Przed
meczem bowiem poczyniono starania nad zwiększeniem obsady ochrony, lepszym
zabezpieczeniem przeciwpożarowym oraz medycznym. Z drugiej strony uchybieniem
klubu było błędne rozstawienie służb ochrony i ich niezdecydowane działanie oraz
brak kontroli nad furtką prowadzącą z sektora kibiców gospodarczy na pas
bezpieczeństwa pomiędzy stadionem a trybunami. Wprawdzie obwiniony zapewnia, że
klucze do furtki posiada jedynie przedstawiciel ochrony stadionu, to bezspornym
jest, że właśnie przez furtkę kibice wtargnęli na murawę boiska, a we
wcześniejszych meczach o DMP kibice gospodarzy także wychodzili na pas
bezpieczeństwa przez ww. furtkę. Można było zatem zabezpieczyć przejście przez
furtkę jeszcze przed meczem. Mając powyższe na uwadze, Komisja była zobowiązana
na podstawie RSŻ wymierzyć karę, lecz poczynione przez obwinionego solidne
przygotowania do meczu poczytano jako istotne okoliczności łagodzące jej wymiar.
Nie ulega wątpliwości, że mecz został przerwany do 30 minut po wtargnięciu
kibiców na murawę stadionu. Zdarzenie miało miejsce pomimo teoretycznie dobrego
przygotowania klubu do odbywania zawodów. W opinii Komisji obwiniony dopuścił
się jednak szeregu uchybień, które przyczyniły się do takiego przebiegu
zdarzenia. Kibice (a raczej pseudo-kibice i chuligani) obwinionego wtargnęli na
płytę stadionu przez furtkę prowadzącą z ich sektora do pasa zieleni,
oddzielającą trybuny do stadionu. Świadczy to w opinii Komisji o braku kontroli
nad przedmiotową furtką przez obwinionego. Ponadto pseudo-kibice obwinionego
wtargnęli na tor już po biegu VI i bez przeszkód dotarli do sektora kibiców
gości, a następnie zabrali wywieszoną tam flagę klubową. Można się było zatem
spodziewać podobnych incydentów w dalszej części zawodów. Już wtedy organizator
winien zwrócić baczną uwagę na furtkę do boksu kibiców gospodarzy. Nic takiego
nie miało jednak miejsca.
Co do incydentów po biegu XIV, to służby porządkowe, za których działania
odpowiada przecież organizator, reagowały na chuligańskie wybryki raczej mało
skutecznie i niezdecydowanie. Ponadto, ze sprawozdania delegata Ekstraligi
Żużlowej wynika wprost, że zajścia przybrały tak dużą skalę ze względu na błędy
w ustawieniach służb ochrony i niezdecydowane ich działanie.
Podsumowując, Komisja stwierdza, że niniejsza sprawa jest klasycznym
przypadkiem, w którym klub żużlowy, pomimo dobrze co do zasady zabezpieczonego
meczu (z wyjątkiem kilku ww. uchybień) i spełnienia wymogów formalnych, ponosi
konsekwencje chuligańskich wybryków grupki pseudo-kibiców i chuliganów
stadionowych.
Działacze Unibaxu Toruń z pokorą przyjęli nałożoną karę, ale jednocześnie wypowiedzieli walkę z pseudokibicom, a Prezes Stępniewski publicznie potwierdzał ten fakt - Wiemy, jak sytuacja wygląda i wycenimy uszczerbek klubu. I rozpoczniemy sądowe dochodzenie swoich roszczeń w pozwach cywilnych. Myślę, że w ciągu kilku miesięcy wszyscy ci, którzy są winni zniszczeń, zostaną ukarani. Klub ma ich dane. W swoich roszczeniach będziemy domagali się zadośćuczynienia za narażenie dobrego imienia klubu oraz rekompensaty kosztów jakie ponieśliśmy w związku z tym incydentem.
Po zawodach powidzieli:
Jacek Gajewski - menadżer Unibaxu - Przede wszystkim chciałbym pogratulować Unii Leszno, która naprawdę była
bardzo silna w tym sezonie i zapracowała na ten wynik. Widać, że klub bardzo
dobrze funkcjonuje, że drużyna jest bardzo mocno zmobilizowana, świetnie
pojechali tydzień temu i zwycięstwo w dwumeczu im się należało. Jeżeli chodzi o
nas, to od grudnia do października, wszyscy wiemy jakie były okoliczności i w
jakiej sytuacji budowaliśmy drużynę i w pewnych sytuacjach byliśmy trochę pod
ścianą, nie mieliśmy alternatywy wyboru, ale chciałbym podziękować chłopakom, bo
czy Karol, czy Robert fantastycznie w tym roku jechali. Co warte podkreślenia,
drużyna oparta na wychowankach własnych z Torunia, zrobiła bardzo dobry wynik –
wicemistrzostwo Polski – ale zabrakło tej "kropki nad i", ale w trakcie sezonu
też musieliśmy się zmagać z różnego rodzaju problemami. Pamiętamy plagę kontuzji
w pewnym momencie, gdzie były mecze w Rzeszowie, czy Bydgoszczy, gdzie
musieliśmy jechać mało doświadczonymi juniorami, ale ten końcowy wynik jest na
pewno bardzo dobry i trzeba walczyć o coś więcej w przyszłym roku i myślę, że
tak będzie.
Karol Ząbik - junior Unibaxu - Wszyscy martwiliśmy się rok temu, czy żużel jeszcze w ogóle w Toruniu będzie. Mamy srebrny medal, powiem tylko, że Unibax uratował życie, nie tylko kibicom, ale też zawodnikom. Zarabiamy dobre pieniądze w tym klubie i właśnie ten srebrny medal jest taką nagrodą za to wszystko. Nie mogliśmy nic więcej zrobić, Unia była lepszym zespołem. Mogę dodać, że z tego co wspominali działacze, w przyszłym roku będziemy mieli lepszy skład i powalczymy o złoto. Gratuluję kolegom z Leszna, pokazali dobry speedway w Toruniu.
Robert Kościecha - kontuzjowany zawodnik Unibaxu - Gratulacje dla Leszna, naprawdę pojechali w tym meczu znakomicie. Jestem smutny, że nie mogłem pojechać w finale. Moje nadzieje były bardzo duże przed tym sezonem. Mocno przepracowana siła po to, aby był dobry sezon, a tu trzy kontuzje, co jest rzadko spotykane w sporcie żużlowym. Teraz czeka mnie rehabilitacja, powrót do formy no i żałuję, że nie mogłem w finale pojechać. Starałem się pomagać chłopakom, jak tylko się dało, ale ten srebrny medal to jest dla nas wielki sukces. Najpierw chcieliśmy być w szóstce, później w czwórce, dwójce i apetyt rósł coraz wyżej. Ja się cieszę bardzo z tego srebrnego medalu, chociaż najmniej chyba wpłynąłem na jego odniesienie, ponieważ dużo nie jeździłem, ale nieraz tak bywa. Gratuluję jeszcze raz Unii Leszno.
Ryan Sullivan - Unibax - Walczyliśmy tak jak zawsze i myślę, że powinniśmy być dumni, bo nigdy się nie poddaliśmy, ale oni byli silniejsi. Przez cały sezon prześladowały nas kontuzje, musieliśmy jeździć bez "Kostka", który był podstawowym zawodnikiem. Jestem dumny, że jeżdżę w tej drużynie i w tym klubie i myślę, że pokazujemy prawdziwy, waleczny duch zespołu. Był to dobry sezon. Jak zawsze, były lepsze i gorsze dni, ale przed sezonem bylibyśmy bardzo zadowoleni ze srebra. Medal jest medalem, teraz czekamy na następny sezon. Nie chciałem negocjować kontraktu z klubem przed finałem, chciałem skupić się tylko na jeździe, w tygodniu możemy usiąść do negocjacji.
Adrian Miedziński - Unibax - Nie jestem w stu procentach szczęśliwy, liczyliśmy, że uda się odrobić straty z Leszna, no ale mamy srebrny medal. Uważam, że nie jest to zły wynik. Gdyby ktoś powiedział nam to przed sezonem, wzięlibyśmy ten medal w ciemno. Na pewno staraliśmy się robić wszystko co w naszej mocy, brakowało nam punktów, które przywoził Robert Kościecha. Przy niedyspozycji dwóch zawodników, którzy rzadko zdobywają punkty, bardzo ciężko jest wygrać spotkanie, tym bardziej, że mieliśmy da nadrobienia jeszcze 8 punktów z pierwszego spotkania. Mamy teraz bardzo profesjonalną drużynę, wszystko jest poukładane, za rok Karol Ząbik będzie seniorem, jeśli dojdzie dobry junior, to znów będziemy w stanie powalczyć o złoto. Unia Leszno była lepsza, może jadąc w pełnym składzie bylibyśmy w stanie wygrać dwumecz. No ale sezon ułożył się tak jak się ułożył i przy tym pechu i kontuzjach, które dotknęły prawie każdego naszego zawodnika, uważam, że srebrny medal to bardzo dobry wynik. Nie kombinowaliśmy z torem, zrobiliśmy taki tor, na jakim jeździliśmy zawsze. Leszczynianie dobrze dobrali przełożenia na początku spotkania. My potem staraliśmy się odrobić stratę, no ale jeśli nie jedzie dwóch zawodników, to ciężko o dobry wynik.
Steve Johnston - Unibax - Chciałbym móc przyjechać tutaj wcześniej na jeden mecz, żeby przetestować kilka rzeczy, bo ciężko było mi jechać, nie wiedziałem za bardzo, czego się spodziewać. Jestem zawiedziony, że nie zdobyłem ważnych punktów i nie pomogłem drużynie w zdobyciu złota. Miałem tutaj trening w czwartek, ale trzeba było pojechać prawdziwe zawody spod taśmy i zobaczyć, jak jest naprawdę. Uważam tor w Toruniu za bardzo dobry i lubię tu jeździć, ale nie byłem jeszcze na to gotowy. Cieszę się, że mogłem tu pojechać, wszyscy w klubie, mechanicy i Ryan pomagali mi, bo jestem bardzo zapracowany w Anglii, więc musiałem tu przylecieć i pożyczyć maszynę i byłoby dobrze, gdybym się odwdzięczył...
Józef Dworakowski - prezes Unii - Jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony, że te osiem miesięcy pracy, które ostatnio żeśmy włożyli w ten sezon nie poszło na marne. Finał Mistrzostw Polski na żużlu jest jak piętnasty bieg. Każdy może wygrać i każdy może przegrać. Obydwie drużyny są bardzo wyrównane. My mieliśmy sporo zmartwień tydzień temu w tym meczu martwić musieli się gospodarze. No, ale udało się. Nie może być dwóch zwycięzców. Ja przede wszystkim gratuluję wszystkim zawodnikom, którzy startowali w tym finale i było mi bardzo miło z wami pracować, przez ostatnie osiem miesięcy i cieszmy się, wszyscy ukończyli te zawody cało. Poza tymi dwoma upadkami, uważam zawody za bardzo ciekawe widowisko.
Jurica Pavlic - Unia - Jestem bardzo szczęśliwy z wyniku zespołu i swojego, bo te cztery punkty były również ważne i mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie podobnie. Nauczyłem się naprawdę wiele w Polsce i myślę, że za rok może być jeszcze lepiej. Na pewno zostaję w Lesznie.
Damian Baliński - Unia - Trafiłem z formą i sprzętem na finał i naprawdę się dobrze czułem w Toruniu. Jakieś obawy na pewno towarzyszyły przed tym meczem i nie było wiadomo, jak to wszystko będzie wyglądało, jednak udało się wywalczyć ten złoty medal. To był nasz na pewno wymarzony cel. Takie mieliśmy zamierzenia przed sezonem, jednak jesteśmy bardzo dobrym, równym zespołem, a finał rządzi się swoimi prawami. Na pewno drużyna z Torunia, byłaby zespołem lepszym, gdyby jeździł Robert Kościecha i było to dla nich poważne osłabienie, jednak my je wykorzystaliśmy na swój sposób i się cieszymy z tego złota.
Źródło:
www.przegladzuzlowy.pl
www.speedway.info.pl
www.sportowefakty.pl