2020-09-25 runda zasadnicza
eWinner Apator Toruń - Unia Tarnów
   
Na dwanaście kolejek zespół z Torunia musiał uznać wyższość swojego rywala zaledwie dwa razy - w meczach z Orłem Łódź oraz Arged Malesą Ostrovią Ostrów Wielkopolski. Oba przegrane pojedynki żużlowców z Grodu Kopernika miały miejsce na wyjeździe. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek torunianie mieli 5 punktów przewagi nad drugim w tabeli Orłem Łódź i trzecim Startem Gniezno. Zatem Apatora od powrotu na salony dzieli już tylko mały krok. Wystarczyło wygrać na własnym torze w przedostatniej kolejce spotkań z Unią Tarnów. Zadanie to nie było wielkim wyzwaniem i sensacja nawet przez moment nie wisiała w powietrzu, bowiem Anioły wypełniły swój obowiązek, zapewniając sobie awans do Ekstraligi.

Jaskółki były zespołem środka tabeli i w tej fazie rozgrywek nie miały większych aspiracji, poza pokazaniem się z dobrej strony na tle każdego z rywali. Do Torunia jechały jednak na pocięcie skrzydeł, bo forma niemalże wszystkich zawodników mocno falowała. Poza tym, każdej przyjezdnej drużynie trudno było osiągnąć przyzwoity wynik na terenie faworyta ligi, bo średnia punktów jakie wywozili goście z grodu Kopernika była na poziomie 33 "oczek". Dla Aniołów, przed spotkaniem była jeszcze matematyczna możliwość zajęcia drugiego, miejsca na finiszu pierwszej ligi, ale taki scenariusz był trudny do przyjęcia nawet przez największych sceptyków. Co prawda runda rewanżowa była znacznie mniej błyskotliwa w wykonaniu Apatora, ale było to raczej efektem głupich błędów i niesprzyjających okoliczności, a nie słabości zespołu. Nic więc dziwnego, że żółto-niebiesko-biali pewnie pokonali rywala 64:26 i po rocznej przerwie wrócili do grona najlepszych drużyn w kraju.

Co ciekawe Apator wygrywając z Unią, zaliczył czwarty sezon bez porażki na MotoArenie w zawodach ligowych. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce w Ekstralidze, w latach 2011, 2014 i 2016. Dodatkowo warto wspomnieć, że pomijając spotkanie z dnia 14 sierpnia 2011 roku, kiedy w ćwierćfinale fazy play-off Ekstraligi nie doszło do skutku spotkanie z rywalem z Wrocławia, który tłumacząc się niemożnością skompletowania składu spełniającego normy KSM, oddał je walkowerem, tj. 40:0 na korzyść torunian, wygrana Aniołów w roku 2020 była drugim tak okazałym domowym zwycięstwem na MotoArenie w historii. Nieco ponad dziesięć lat temu różnicą 38 punktów przegrali przyjezdni także z Tarnowa, z tym że wtedy mecz odbywał się na poziomie ekstraligowym. Wówczas barwy Unibaxu reprezentowali obecni jeźdźcy Apatora, czyli Chris Holder i Adrian Miedziński. A statystycznie rzecz ujmując w ciągu dwunastu lat istnienia MotoAreny wyższy wynik padł tylko raz. W 2014 roku pogrążone w finansowym chaosie i mocno osłabione kadrowo Wybrzeże Gdańsk poległo w Toruniu aż 16:74. Ciekawostką było to, że wówczas jeden punkt urwał gospodarzom Artur Mroczka, broniący w roku 2020 barw tarnowskiej Unii. Pokonał on wówczas jadącego pożegnalny mecz w karierze Karola Ząbika.

Najwyższe wyniki na Motoarenie im. Mariana Rosego (2009-2020)*:

  7 września 2014 Ekstraliga Wybrzeże Gdańsk 74:16
  9 maja 2010 Ekstraliga Unia Tarnów 64:26
  26 września 2020 1. Liga Unia Tarnów 64:26
  15 kwietnia 2012 Ekstraliga Wybrzeże Gdańsk 63:27
  6 sierpnia 2020 1. Liga TŻ Ostrovia Ostrów 63:27
  2 czerwca 2013 Ekstraliga Start Gniezno 62:28
  6 czerwca 2010 Ekstraliga Włókniarz Częstochowa 60:30
  22 lipca 2012 Ekstraliga Włókniarz Częstochowa 60:30
  21 kwietnia 2014 Ekstraliga Sparta Wrocław 60:30
  22 maja 2016 Ekstraliga Sparta Wrocław 60:30

Warto też dodać, że w sezonie 2020 Jack Holder wykręcił najlepszą domową średnią biegową, biorąc pod uwagę wszystkie lata stadionu zlokalizowanego przy ulicy Pera Jonssona. Australijczyk z wynikiem 2,765 pobił rekord należący do Emila Sajfutdinowa z 2014 roku (2,643).

Wracając jednak do meczu trzeba przyznać, że przed spotkaniem goście sami skazali się na sromotną porażkę przyjeżdżając do Torunia osłabieni brakiem jednego ze swoich liderów, bo w składzie Unii zabrakło drugiego najlepszego zawodnika "jaskółczego teamu" Mateusza Cierniaka. Osiemnastolatek dostał powołanie do reprezentacji Polski na sobotnie zawody Mistrzostw Europy Par do lat 19, co komentował przed kamerami TV menadżer Unii Tomasz Proszowski: "Mateusz już parę razy dostawał powołanie do kadry, lecz wtedy nie dawaliśmy mu pozwolenia na występ. Dzisiaj zrobiliśmy ukłon w stronę kadry i postanowiliśmy wystartować bez Mateusza".
Początek spotkania nie należał do najlepszych dla Chrisa Holdera. 33-letni Australijczyk nie był zbyt dobrze dopasowany do toruńskiej nawierzchni w swoim pierwszym starcie. To poskutkowało wyprzedzeniem przez Artura Mroczkę. Jednak na niewiele to się zdało, ponieważ po pierwszej serii torunianie mieli już dziesięć punktów przewagi. Nie oznaczało to jednak, że na torze nic się nie działo, bo zawodnicy obu zespołów mieli ochotę na poważne ściganie i kibice mogli obejrzeć kilka ciekawych mijanek. Jednak finalnie na mecie częściej jako pierwsi meldowali się żółto-niebiesko-biali. Biegi kończyły się podwójnymi zwycięstwami gospodarzy lub remisami. Podział punktów był widoczny szczególnie w starciach, w których udział brali juniorzy jednego lub drugiego klubu. Taki rozwój sytuacji sprawił, że już po jedenastu biegach torunianie mogli otwierać szampany świętując powrót do Ekstraligi.
Zawodnicy z Tarnowa choć ambitnie walczyli, najdalej po drugim okrążeniu kompletnie nie istnieli na toruńskim owalu. Przedstawiciele Unii nie potrafili wygrać drużynowo ani jednego biegu, a na swoim koncie zapisali tylko jedną "trójkę". Jej autorem był Kim Nilsson, który wywalczył ją w dziewiątym biegu.  Do najciekawszych należały biegi dwunasty i piętnasty w których najpierw Chris Holder stoczył zwycięską walkę o trzy punkty z Danielem Kaczmarkiem, a Wiktor Kułakow w ostatniej gonitwie dnia pościgał się z Arturem Mroczką. Jednak wynik 64:26 w pełni oddawał różnicę klas pomiędzy zespołami.

Podsumowując. Apator miał jeden cel na sobotni wieczór i ten cel zrealizował. Po jedenastym biegu był już awans, a po piętnastym świętowanie. Wówczas na tor wyjechali chyba wszyscy zawodnicy Apatora, którzy wykonali kilka rund honorowych. Nie zabrakło jazdy na jednym kole, a dołączył do tego nawet trener Bajerski, było palenie "gumy" i marynarki Pani Prezes.
Po spotkaniu radość trwała jednak bardzo krótko, bo zarząd klubu musiał ostro wziąć się do pracy i skompletować skład na miarę ekstraligi. Drużyna była co prawda poukłada już przed sezonem, bowiem po awansie maił wrócić Doyle, a Kułakow miał zostać Polakiem, ale przepis o konieczności posiadania w składzie zawodnika U-24 wymusił na Apatorze zupełnie inne rozwiązania kadrowe. Wiele wskazywało na to, że mecz trzynastej kolejki był ostatnim domowym pojedynkiem w toruńskich barwach dla Tobiasza Musielaka, Igora Kopcia-Sobczyńskiego, czy wspomnianego Wiktora Kułakowa, który nie kwapił się do zostania Polakiem i startów z polską licencją. Niepewna była też przyszłość Adriana Miedzińskiego, po którym - tak jak po Musielaku - spodziewano się znacznie więcej.

Po zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska
- prezes toruńskiego klubu - Czekaliśmy na to cały rok. Trud w tej pandemicznej rzeczywistości, ale radość wielka. Dziękuję zawodnikom, kibicom oraz sponsorom. Przed nami dużo pracowitych dni. Mam na myśli kontraktowanie zawodników, ale też przygotowania obiektu do Grand Prix, bowiem jesteśmy organizatorem dwóch ostatnich rund cyklu.

Tomasz Bajerski - trener Apatora - Cieszę się bardzo z awansu, ale zapewniam, że nie było łatwo tak jak niektórym się wydaje. Zbyt długo siedzę w żużlu, żeby lekceważyć jakiegokolwiek przeciwnika i tu niedaleka historia z ubiegłego roku i mój mecz w Bydgoszczy, gdzie przegrałem z drużyną z Poznania, awans do pierwszej ligi. Dlatego do końca jechaliśmy skoncentrowani. Ogólnie w sezonie wszystko zagrało. Były drobne rzeczy na które nie byliśmy przygotowani. Ale jest upragniony awans. Na toruńskim torze jesteśmy mocni. Mamy opanowany tor, zrobiliśmy nawierzchnię która nam pasuje, dosypywaliśmy mączki, trenowaliśmy i to przyniosło efekty. Mogę powiedzieć, że przez cały sezon wszyscy nasi zawodnicy jechali naprawdę dobrze. Pewnie jakiś szampan będzie, jak drogi, nie mam pojęcia. To, co mieliśmy zrobić w tym sezonie, zrobiliśmy. Nie obyło się bez wpadek, ale najgorsze jest to, co czeka nas teraz. Kontrakty z zawodnikami, ułożenie składu na przyszły rok, to jest najgorsze. W przypadku każdego transferu można mówić o jakimś ryzyku. Bracia Holderowie już przed końcem poprzedniego sezonu zadeklarowali, że chcą zostać w Toruniu. Dlatego może to właśnie wokół nich warto budować coś w przyszłości. Przekonałem się, że oni są naprawdę mocno zżyci z naszym klubem i miastem. Można powiedzieć, że dzięki instytucji gościa, pieką w tym sezonie dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony pomagają swojej podstawowej drużynie w uzyskaniu awansu, a jednocześnie nadal ścigają się wśród najlepszych i udowadniają, że potrafią ścigać się z najlepszymi. Obaj bracia okazali się wartością dodaną swoich drużyn i pomogli osiągnąć upragniony awans do play-off, dzięki czemu teraz walczą o medale, o których w Toruniu mogli ostatnio jedynie pomarzyć. Przydatność każdego z nich uwidacznia się w nieco inny sposób, ale obaj mają konkretne zadania, z których potrafią się wywiązać. Na pewno chciałbym mieć ich nadal w swojej drużynie, ale na konkretne decyzje i rozmowy dopiero przyjdzie czas.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jeździłem na jednym kole, bardzo dawno temu, ale tego się nie zapomina. Chyba z dziesięć lat temu. Na początku było ciężko poderwać maszynę, bo przełożenia były pod moich zawodników, a ja ważę trochę więcej, dlatego ciężko było mi się zabrać, ale później dawałem radę.

Chris Holder - Toruń - Jako drużyna spisaliśmy się znakomicie. Dziś potwierdziliśmy dominację. Ja choć już na żużlu jeżdżę kilka lat, ciągle sam staram się rozwijać, bo ten sport nie stoi w miejscu. Chciałbym zostać na kolejny rok w Toruniu.

Adrian Miedziński - Toruń - Cieszymy się, bo to miała być roczna przygoda i tak było. Sezon był jednak trudny i bardzo dynamiczny. W czerwcu nie wiedzieliśmy czy odjedziemy całe rozgrywki, a decyzja o zawieszeniu rozgrywek, zatrzymałaby nas na dłużej w pierwszej lidze. Rozgrywki na szczęście wystartowały i zrealizowaliśmy nasz cel i to jest najważniejsze. Niektórzy mówili, że wygramy wszystkie mecze. Oczywiście można było wygrać wszystko, ale przytrafiły nam się dwie porażki. W Ostrowie to był przypadek, bo w zawodach które nie powinny się odbyć, wybryk jednego zawodnika, który zrobił komplet punktów zrobił wynik. W Łodzi przegraliśmy jednak zasłużenie, ale to już jest historia, bo zrobiliśmy taką zaliczkę na początku sezon, że w żaden sposób to nie ważyło na celu jaki był nakreślony. Inaczej też by było gdyby były play-off, bo w Ostrowie pewnie mecz by się nie odbył, bo gospodarze by walczyli o czwórkę, a widząc większą stawkę, chcieliby przełożenia meczu jeszcze przed jego rozpoczęciem. My wygrywając również byśmy bardziej obstawali na przerwanie zawodów i zaliczeniu wyniku. Play-off jednak odwołano, a my mają tak ogromną zaliczkę wiedząc, że awansuje jedna drużyna czuliśmy się pewnie. Nie lekceważyliśmy jednak rywali, bo dziś każdy ma doskonały sprzęt i wygrać może każdy z każdym, co udowodniły nasze porażki.
Ja tego sezonu nie będę dobrze wspominać, bo wróciłem do klubu by pomóc w misji związanej z awansem.  i gdy ten awans mieliśmy zapewniony, wiedzieliśmy że nie będzie play-off, zacząłem kombinować i uciekły mi pewne detale. Ostatecznie się pogubiłem, straciłem pewność siebie, bo nie wiedziałem czy to ja czy sprzęt zawodzi. Po drodze przytrafiła się jeszcze usterka, ale na ten mecz powróciliśmy do starych ustawień, żeby pokazać, że jazdy na żużlu się nie zapomina. dlatego szkoda, że trochę punktów w sezonie mi uciekło w tym trudnym sezonie. Nie było jednak łatwo, bo pandemia, bo testy, stres że można przechodzić chorobę bezobjawowo i nikt nie wiedział co nas po drodze spotka. Trzeba było izolować się od znajomych, na wszystko uważać, ale ta wisienka na torcie w postaci awansu cieszy, bo Toruniowi należy się ekstraliga i walka o najwyższe cele. Ja bym chciał jeździć z najlepszymi, bo to dla mnie największa motywacja. Najtrudniejsze było jednak to, że
był to dla mnie rok ciągłych treningów i przygotowania ogólnorozwojowego. Nigdy tyle nie trenowałem poza torem i w pojedynkę. Wcześniej formę utrzymywałem ciągłymi startami. W tym roku odpadły ligi zagraniczne i inne zawody, nie było gdzie testować sprzętu i szukać formy. Mam nadzieję, że to co się stało było pierwszy i ostatni raz i kibice wrócą na stadiony, bo jeśli kibiców jest więcej na stadionie bardziej motywuje i chce się robić fajne zawody.

Robert Sawina - były zawodnik Apatora - sezon dobiegł końca i drużyna potrzebuje wzmocnień. Kontrakty to zawsze trudny temat, zwłaszcza gdy mowa o wychowankach. Adrian miał pewne problemy, ale swoje przeżył dla Torunia i zrobił. Uważam, że w Ekstralidze stać go o na 6-7 punktów w meczu. Ja dałbym mu szansę. To jest torunianin. Zawsze da z siebie więcej. Kibice też pewnie go chcą. Zespół po awansie na pewno trzeba wzmocnić i jeżeli to jest możliwe, to powinien wrócić Paweł Przedpełski. Miał udany sezon, w naszpikowanym gwiazdami Włókniarzu pokazał swoje możliwości. Oczywiście w Toruniu obciążenie psychiczne będzie miał inne, to znaczy większe. To jednak dobry ligowiec. Jego miejsce jest w Toruniu. Również wolałbym, aby do Torunia trafili młodsi zawodnicy. Tacy z większą perspektywą rozwoju w kolejnych latach. Dobrym kandydatem jest Lambert, który pokazał że warto w niego inwestować, a to może być inwestycja na lata. Chciałbym, aby Apator 2021 był zespołem nie na jeden sezon, ale taki, który będzie się rozwijał i cieszył kibiców.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt