Jaskółki były zespołem środka tabeli i w tej fazie rozgrywek nie miały większych aspiracji, poza pokazaniem się z dobrej strony na tle każdego z rywali. Do Torunia jechały jednak na pocięcie skrzydeł, bo forma niemalże wszystkich zawodników mocno falowała. Poza tym, każdej przyjezdnej drużynie trudno było osiągnąć przyzwoity wynik na terenie faworyta ligi, bo średnia punktów jakie wywozili goście z grodu Kopernika była na poziomie 33 "oczek". Dla Aniołów, przed spotkaniem była jeszcze matematyczna możliwość zajęcia drugiego, miejsca na finiszu pierwszej ligi, ale taki scenariusz był trudny do przyjęcia nawet przez największych sceptyków. Co prawda runda rewanżowa była znacznie mniej błyskotliwa w wykonaniu Apatora, ale było to raczej efektem głupich błędów i niesprzyjających okoliczności, a nie słabości zespołu. Nic więc dziwnego, że żółto-niebiesko-biali pewnie pokonali rywala 64:26 i po rocznej przerwie wrócili do grona najlepszych drużyn w kraju.
Co ciekawe Apator wygrywając z Unią, zaliczył czwarty sezon bez porażki na MotoArenie w zawodach ligowych. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce w Ekstralidze, w latach 2011, 2014 i 2016. Dodatkowo warto wspomnieć, że pomijając spotkanie z dnia 14 sierpnia 2011 roku, kiedy w ćwierćfinale fazy play-off Ekstraligi nie doszło do skutku spotkanie z rywalem z Wrocławia, który tłumacząc się niemożnością skompletowania składu spełniającego normy KSM, oddał je walkowerem, tj. 40:0 na korzyść torunian, wygrana Aniołów w roku 2020 była drugim tak okazałym domowym zwycięstwem na MotoArenie w historii. Nieco ponad dziesięć lat temu różnicą 38 punktów przegrali przyjezdni także z Tarnowa, z tym że wtedy mecz odbywał się na poziomie ekstraligowym. Wówczas barwy Unibaxu reprezentowali obecni jeźdźcy Apatora, czyli Chris Holder i Adrian Miedziński. A statystycznie rzecz ujmując w ciągu dwunastu lat istnienia MotoAreny wyższy wynik padł tylko raz. W 2014 roku pogrążone w finansowym chaosie i mocno osłabione kadrowo Wybrzeże Gdańsk poległo w Toruniu aż 16:74. Ciekawostką było to, że wówczas jeden punkt urwał gospodarzom Artur Mroczka, broniący w roku 2020 barw tarnowskiej Unii. Pokonał on wówczas jadącego pożegnalny mecz w karierze Karola Ząbika.
Najwyższe wyniki na Motoarenie im. Mariana Rosego (2009-2020)*:
7 września 2014 | Ekstraliga | Wybrzeże Gdańsk | 74:16 | |
9 maja 2010 | Ekstraliga | Unia Tarnów | 64:26 | |
26 września 2020 | 1. Liga | Unia Tarnów | 64:26 | |
15 kwietnia 2012 | Ekstraliga | Wybrzeże Gdańsk | 63:27 | |
6 sierpnia 2020 | 1. Liga | TŻ Ostrovia Ostrów | 63:27 | |
2 czerwca 2013 | Ekstraliga | Start Gniezno | 62:28 | |
6 czerwca 2010 | Ekstraliga | Włókniarz Częstochowa | 60:30 | |
22 lipca 2012 | Ekstraliga | Włókniarz Częstochowa | 60:30 | |
21 kwietnia 2014 | Ekstraliga | Sparta Wrocław | 60:30 | |
22 maja 2016 | Ekstraliga | Sparta Wrocław | 60:30 |
Warto też dodać, że w sezonie 2020 Jack Holder wykręcił najlepszą domową średnią biegową, biorąc pod uwagę wszystkie lata stadionu zlokalizowanego przy ulicy Pera Jonssona. Australijczyk z wynikiem 2,765 pobił rekord należący do Emila Sajfutdinowa z 2014 roku (2,643).
Wracając
jednak do meczu trzeba przyznać, że przed spotkaniem goście sami skazali się na
sromotną porażkę przyjeżdżając do Torunia osłabieni brakiem jednego ze swoich
liderów, bo w składzie Unii zabrakło drugiego najlepszego zawodnika
"jaskółczego teamu" Mateusza Cierniaka. Osiemnastolatek dostał powołanie do reprezentacji
Polski na sobotnie zawody Mistrzostw Europy Par do lat 19, co komentował przed
kamerami TV menadżer Unii Tomasz Proszowski: "Mateusz już parę razy dostawał
powołanie do kadry, lecz wtedy nie dawaliśmy mu pozwolenia na występ. Dzisiaj
zrobiliśmy ukłon w stronę kadry i postanowiliśmy wystartować bez Mateusza".
Początek spotkania nie należał do najlepszych dla Chrisa Holdera. 33-letni
Australijczyk nie był zbyt dobrze dopasowany do toruńskiej nawierzchni w swoim
pierwszym starcie. To poskutkowało wyprzedzeniem przez Artura Mroczkę. Jednak na
niewiele to się zdało, ponieważ po pierwszej serii torunianie mieli już dziesięć
punktów przewagi.
Nie oznaczało to jednak, że na torze nic się nie działo, bo zawodnicy obu
zespołów mieli ochotę na poważne ściganie i kibice mogli obejrzeć kilka
ciekawych mijanek. Jednak finalnie na mecie częściej jako pierwsi meldowali się
żółto-niebiesko-biali. Biegi kończyły się podwójnymi zwycięstwami gospodarzy lub
remisami. Podział punktów był widoczny szczególnie w starciach, w których udział
brali juniorzy jednego lub drugiego klubu. Taki rozwój sytuacji sprawił, że już
po jedenastu biegach torunianie mogli otwierać szampany świętując powrót do
Ekstraligi.
Zawodnicy z Tarnowa choć ambitnie walczyli, najdalej po drugim okrążeniu
kompletnie nie istnieli na toruńskim owalu. Przedstawiciele Unii nie potrafili
wygrać drużynowo ani jednego biegu, a na swoim koncie zapisali tylko jedną
"trójkę". Jej autorem był Kim Nilsson, który wywalczył ją w dziewiątym biegu.
Do najciekawszych należały biegi dwunasty i piętnasty w których najpierw Chris
Holder stoczył zwycięską walkę o trzy punkty z Danielem Kaczmarkiem, a Wiktor
Kułakow w ostatniej gonitwie dnia pościgał się z Arturem Mroczką. Jednak wynik
64:26 w pełni oddawał różnicę klas pomiędzy zespołami.
Podsumowując. Apator miał jeden cel na sobotni wieczór i ten cel zrealizował. Po
jedenastym biegu był już awans, a po piętnastym świętowanie. Wówczas na tor
wyjechali chyba wszyscy zawodnicy Apatora, którzy wykonali kilka rund
honorowych. Nie zabrakło jazdy na jednym kole, a dołączył do tego nawet trener
Bajerski, było palenie "gumy" i marynarki Pani Prezes.
Po spotkaniu radość trwała jednak bardzo krótko, bo zarząd klubu musiał ostro
wziąć się do pracy i skompletować skład na miarę ekstraligi. Drużyna była co
prawda poukłada już przed sezonem, bowiem po awansie maił wrócić Doyle, a
Kułakow miał zostać Polakiem, ale przepis o konieczności posiadania w składzie
zawodnika U-24 wymusił na Apatorze zupełnie inne rozwiązania kadrowe. Wiele
wskazywało na to, że mecz trzynastej kolejki był ostatnim domowym pojedynkiem w
toruńskich barwach dla Tobiasza Musielaka, Igora Kopcia-Sobczyńskiego, czy
wspomnianego Wiktora Kułakowa, który nie kwapił się do zostania Polakiem i
startów z polską licencją. Niepewna była też
przyszłość Adriana Miedzińskiego, po którym - tak jak po Musielaku - spodziewano
się znacznie więcej.
Po
zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska - prezes toruńskiego klubu - Czekaliśmy na to cały rok. Trud w
tej pandemicznej rzeczywistości, ale radość wielka. Dziękuję zawodnikom, kibicom
oraz sponsorom. Przed nami dużo pracowitych dni. Mam na myśli kontraktowanie
zawodników, ale też przygotowania obiektu do Grand Prix, bowiem jesteśmy organizatorem
dwóch ostatnich rund cyklu.
Tomasz Bajerski
- trener Apatora - Cieszę się bardzo z awansu, ale zapewniam, że
nie było łatwo tak jak niektórym się wydaje. Zbyt długo siedzę w żużlu, żeby
lekceważyć jakiegokolwiek przeciwnika i tu niedaleka historia z ubiegłego roku i
mój mecz w Bydgoszczy, gdzie przegrałem z drużyną z Poznania, awans do pierwszej
ligi. Dlatego do końca jechaliśmy skoncentrowani. Ogólnie w sezonie wszystko
zagrało. Były drobne rzeczy na które nie byliśmy przygotowani. Ale jest
upragniony awans. Na toruńskim torze jesteśmy mocni. Mamy opanowany tor,
zrobiliśmy nawierzchnię która nam pasuje, dosypywaliśmy mączki, trenowaliśmy i
to przyniosło efekty. Mogę powiedzieć, że przez cały sezon wszyscy nasi zawodnicy jechali
naprawdę dobrze. Pewnie jakiś szampan będzie, jak drogi, nie mam pojęcia. To, co
mieliśmy zrobić w tym sezonie, zrobiliśmy. Nie obyło się bez wpadek, ale
najgorsze jest to, co czeka nas teraz. Kontrakty z zawodnikami, ułożenie składu
na przyszły rok, to jest najgorsze. W przypadku każdego transferu można mówić o
jakimś ryzyku. Bracia Holderowie już przed końcem poprzedniego sezonu
zadeklarowali, że chcą zostać w Toruniu. Dlatego może to właśnie wokół nich
warto budować coś w przyszłości. Przekonałem się, że oni są naprawdę mocno zżyci
z naszym klubem i miastem. Można powiedzieć, że dzięki instytucji gościa, pieką
w tym sezonie dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony pomagają swojej
podstawowej drużynie w uzyskaniu awansu, a jednocześnie nadal ścigają się wśród
najlepszych i udowadniają, że potrafią ścigać się z najlepszymi. Obaj bracia
okazali się wartością dodaną swoich drużyn i pomogli osiągnąć upragniony awans
do play-off, dzięki czemu teraz walczą o medale, o których w Toruniu mogli
ostatnio jedynie pomarzyć. Przydatność każdego z nich uwidacznia się w nieco
inny sposób, ale obaj mają konkretne zadania, z których potrafią się wywiązać.
Na pewno chciałbym mieć ich nadal w swojej drużynie, ale na konkretne decyzje i
rozmowy dopiero przyjdzie czas.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jeździłem na jednym kole, bardzo dawno temu, ale
tego się nie zapomina. Chyba z dziesięć lat temu. Na początku było ciężko
poderwać maszynę, bo przełożenia były pod moich zawodników, a ja ważę trochę
więcej, dlatego ciężko było mi się zabrać, ale później dawałem radę.
Chris Holder - Toruń - Jako drużyna spisaliśmy się znakomicie. Dziś potwierdziliśmy dominację. Ja choć już na żużlu jeżdżę kilka lat, ciągle sam staram się rozwijać, bo ten sport nie stoi w miejscu. Chciałbym zostać na kolejny rok w Toruniu.
Adrian Miedziński
- Toruń - Cieszymy się, bo to miała być roczna przygoda i tak było. Sezon był
jednak trudny i bardzo dynamiczny. W czerwcu nie wiedzieliśmy czy odjedziemy całe
rozgrywki, a decyzja o zawieszeniu rozgrywek, zatrzymałaby nas na dłużej w
pierwszej lidze. Rozgrywki na szczęście wystartowały i zrealizowaliśmy nasz cel i to
jest najważniejsze.
Niektórzy mówili, że wygramy wszystkie mecze. Oczywiście można było wygrać
wszystko, ale przytrafiły nam się dwie porażki. W Ostrowie to był przypadek, bo
w zawodach które nie powinny się odbyć, wybryk jednego zawodnika, który zrobił
komplet punktów zrobił wynik. W Łodzi przegraliśmy jednak zasłużenie, ale to już
jest historia, bo zrobiliśmy taką zaliczkę na początku sezon, że w żaden sposób
to nie ważyło na celu jaki był nakreślony. Inaczej też by było gdyby były
play-off, bo w Ostrowie pewnie mecz by się nie odbył, bo gospodarze by walczyli
o czwórkę, a widząc większą stawkę, chcieliby przełożenia meczu jeszcze przed
jego rozpoczęciem. My wygrywając również byśmy bardziej obstawali na przerwanie
zawodów i zaliczeniu wyniku. Play-off jednak odwołano, a my mają tak ogromną
zaliczkę wiedząc, że awansuje jedna drużyna czuliśmy się pewnie. Nie
lekceważyliśmy jednak rywali, bo dziś każdy ma doskonały sprzęt i wygrać może
każdy z każdym, co udowodniły nasze porażki.
Ja tego sezonu nie będę dobrze wspominać, bo wróciłem do klubu by pomóc w misji
związanej z awansem. i gdy ten awans mieliśmy
zapewniony, wiedzieliśmy że nie będzie play-off, zacząłem kombinować i
uciekły mi pewne detale. Ostatecznie się pogubiłem, straciłem pewność siebie, bo
nie wiedziałem czy to ja czy sprzęt zawodzi. Po drodze przytrafiła się jeszcze
usterka, ale na ten mecz powróciliśmy do starych ustawień, żeby pokazać, że
jazdy na żużlu się nie zapomina. dlatego szkoda, że trochę punktów w sezonie mi uciekło w tym trudnym sezonie. Nie
było jednak łatwo, bo pandemia, bo testy, stres że można przechodzić chorobę
bezobjawowo i nikt nie wiedział co nas po drodze spotka. Trzeba było izolować
się od znajomych, na wszystko uważać, ale ta wisienka na torcie w postaci awansu
cieszy, bo Toruniowi należy się ekstraliga i walka o najwyższe cele. Ja bym
chciał jeździć z najlepszymi, bo to dla mnie największa motywacja.
Najtrudniejsze było jednak to, że
był to dla mnie rok ciągłych treningów i przygotowania ogólnorozwojowego. Nigdy
tyle nie trenowałem poza torem i w pojedynkę. Wcześniej formę utrzymywałem
ciągłymi startami. W tym roku odpadły ligi zagraniczne i inne zawody,
nie było gdzie testować sprzętu i szukać formy. Mam nadzieję, że to co się stało
było pierwszy i ostatni raz i kibice wrócą na stadiony, bo jeśli kibiców jest
więcej na stadionie bardziej motywuje i chce się robić fajne zawody.
Robert Sawina - były zawodnik Apatora - sezon dobiegł końca i drużyna potrzebuje wzmocnień. Kontrakty to zawsze trudny temat, zwłaszcza gdy mowa o wychowankach. Adrian miał pewne problemy, ale swoje przeżył dla Torunia i zrobił. Uważam, że w Ekstralidze stać go o na 6-7 punktów w meczu. Ja dałbym mu szansę. To jest torunianin. Zawsze da z siebie więcej. Kibice też pewnie go chcą. Zespół po awansie na pewno trzeba wzmocnić i jeżeli to jest możliwe, to powinien wrócić Paweł Przedpełski. Miał udany sezon, w naszpikowanym gwiazdami Włókniarzu pokazał swoje możliwości. Oczywiście w Toruniu obciążenie psychiczne będzie miał inne, to znaczy większe. To jednak dobry ligowiec. Jego miejsce jest w Toruniu. Również wolałbym, aby do Torunia trafili młodsi zawodnicy. Tacy z większą perspektywą rozwoju w kolejnych latach. Dobrym kandydatem jest Lambert, który pokazał że warto w niego inwestować, a to może być inwestycja na lata. Chciałbym, aby Apator 2021 był zespołem nie na jeden sezon, ale taki, który będzie się rozwijał i cieszył kibiców.