2020-09-19 runda zasadnicza
Orzeł Łódź - eWinner Apator Toruń
   
Apator Toruń pewnie zmierzał po awans do Ekstraligi i mógł zapewnić go sobie już w dwunastej kolejce spotkań. Nie było to jednak łatwe zadanie, bowiem lider tabeli jechał na spotkanie z drugą siłą rozgrywek - Orłem Łódź, który miał jeszcze matematyczne szanse na awans do elity. Gdyby pokonał torunian, zdobywając przy tym punkt bonusowy, miałby już tylko 3 "oczka" straty, nakładając na lidera tabeli jeszcze większą presję przed zakończeniem rozgrywek. Jednak taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny, bo choć ekipa z Łodzi prezentowała się dobrze i zazwyczaj każdy z zawodników dokładał ważne punkty, to większość atutów była po stronie gości. Nie przeszkadzało to łodzianom myśleć realnie o zwycięstwie, bowiem w sezonie 2020 nie zaznali goryczy porażki na własnym terenie, a w dodatku wydawało się, że w ekipie toruńskiej mały kryzys przeżywali Wiktor Kułakow i Adrian Miedziński, którzy w ostatnich meczach nie spisywali się najlepiej. Poniżej oczekiwań spisywał się również lider formacji juniorskiej Igor Kopeć-Sobczyński. Na korzyść Apatora działało natomiast fakt, że Tobiasz Musielak znał tor w Łodzi, a świetnie dysponowany przez większość rozgrywek Rohan Tungate, także przeżywa gorszy okres.
Torunianie byli jednak niezwykle zdeterminowani, aby załatwić sprawę awansu już na dwie kolejki przed końcem rozgrywek, aby uniknąć nerwówki w końcówce sezonu. Niezwykle istotna w tym przypadku była dyspozycja braci Jacka i Chrisa Holderów, bo ich skuteczna jazda budowała w każdym dotychczasowym spotkaniu wynik zespołu.  Niestety choć "Kangury" wspólnie z Kułakowem pojechali po swoje punkty meczowe, pozostała anielska kadra zdołała zgromadzić wspólnie tylko osiem punktów i niemożliwe stało się faktem, bowiem Apator przegrał drugi mecz w sezonie 47:43, a trener Tomasz Bajerski, aż czterokrotnie sięgał po rezerwę taktyczną, z której to nie miał okazji korzystać przez cały sezon. Podopieczni Adama Skórnickiego pojechali bardzo równo, obronili swoją twierdzę i uniemożliwili torunianom wczesne świętowanie awansu do Ekstraligi. Triumf ekipie gospodarzy zapewnili przede wszystkim wspomniany Rohan Tungate i Daniel Jeleniewski.

Już początek starcia był dowodem na to, że drużyna Adama Skórnickiego nie zamierzała szybko poddawać się w swojej twierdzy. W otwierającej serii Orzeł wyprowadził dwa uderzenia. W pierwszej gonitwie duet Kościuch-Jeleniewski podwójnie ograł Chrisa Holdera i Miedzińskiego, a w czwartym biegu Tungate z Grygolcem pokonali 4:2 Wiktora Kułakowa i Kamila Marcińca. Postawa łódzkiego juniora zasługiwała na szczególną uwagę, bo niewiele brakowało, a Grygolec wyprzedziłby Rosjanina i dołączył do Australijczyka na prowadzeniu. Torunianie byli w stanie wygrać wyścig trzeci, w którym z Aniołami walczył osamotniony Marcin Nowak. Polak wygrał start jednak szybko poradził sobie z nim Jack Holder. Młodszy z braci przy okazji pobił rekord łódzkiej Moto Areny.
Druga seria dała wymianę ciosów. Po remisie w piątym biegu, Jack Holder z Miedzińskim bez większych problemów wygrali 5:1 z Łoktajewem i Pióro. Na tablicy wyników po raz pierwszy od początku spotkania pojawił się remis. Gospodarze błyskawicznie się jednak odgryźli. Eksportowa para Kościuch-Tungate, po idealnym rozegraniu pierwszego łuku, odjechała od Musielaka i Kopcia-Sobczyńskiego i sprawiła, że na półmetku zawodów Orzeł prowadził różnicą czterech oczek.
Ozdobą meczu był wyścig dziesiąty. W nim do gry wkroczył szkoleniowiec torunian, Tomasz Bajerski, który w tamtym momencie musiał po raz pierwszy w sezonie stosować rezerwy taktyczne. Zmiany toruńskiego menedżera na niewiele się jednak zdały, bo Jack Holder nie był w stanie uporać się z Jeleniewskim. Polak świetnie bronił się przed atakami wyginającego się na motocyklu Kangura i dowiózł zwycięstwo. Ze względu na to, że Nowak we wspomnianej gonitwie przyjechał przed Kopciem-Sobczyńskim łodzianie zanotowali kolejną wygraną i prowadzili już 34:26.
Przez moment wydawało się, że goście przebudzą się w jedenastej gonitwie. Na 5:1 wyszli wówczas Kułakow i Chris Holder, ale Australijczyk okazał się na tyle wolny, że błyskawicznie został połknięty przez Nowaka i Kościucha. To, iż torunianie nie wygrają w Łodzi było pewne już przed biegami nominowanymi. W trzynastym wyścigu Holder znów popełnił kilka błędów i kolejny raz spadł z drugiej na ostatnią pozycję. Wśród kibiców Orła zapanowała radość, a sympatycy z grodu Kopernika musieli powoli oswajać się z myślą, że na Moto Arenie w Łodzi nie będą świętować awansu. Orzeł przypieczętował triumf w czternastej gonitwie, gdy Łoktajew przyjechał na pierwszym miejscu i dał łodzianom zwycięski remis. Ostatni wyścig dla fanów z Torunia mógł być pocieszeniem. bo Kułakow i Jack Holder spokojnie ograli rywali i zmniejszyli rozmiary porażki do czterech punktów.

Podsumowując. Zawody na łódzkiej Moto Arenie były niezwykle emocjonujące, jeżeli chodzi o ściganie, ale częściej z pojedynków na dystansie zwycięsko wychodzili gospodarze. Symboliczne były dwa starty Chrisa Holdera w czwartej serii startów. Po błędach Australijczyka dwa podwójne zwycięstwa Apatora zamieniały się w remisy. Torunianie mogli dziękować Opatrzności, że mieli w swoim składzie Jacka Holdera. Najskuteczniejszy zawodnik pierwszej ligi, jako jedyny nie miał żadnych problemów, aby od początku dopasować się do warunków torowych, a świadczył o tym chociażby ustanowiony rekordu toru już w trzecim wyścigu dnia. Łodzianie udowodnili, że w sezonie AD 2020 są bardzo mocni i po wygranej z Aniołami wskoczyli na pozycję wicelidera pierwszej ligi. Wato zaznaczyć, że zawodnicy jechali nie tylko o obronienie wyniku, ale walczyli także o włosy trenera Adama Skórnickiego. A wszystko za sprawą zakładu, który zawarł on z właścicielem klubu. W przypadku przegranej gospodarzy, trener musiałby ściąć swoje długie włosy. Natomiast wygrana pozwalała mu zachować bujną fryzurę. Ów zakład pokazywał jak zespół gospodarzy był pewny swego przed starciem z liderem pierwszej ligi.

Wynik dwunastej kolejki sprawił, że Apator musiał poczekać z otwieraniem szampanów. Ostatnie przegrane jednak nie komplikowały sytuacji zespołu, bowiem w przedostatniej kolejce "Anioły" przed własną publicznością podejmowały tarnowskie "Jaskółki", z które nie sprostały gościom na własnym torze. Niektórzy nawet żartowali, że torunianie chcieli świętować awans na domowym stadionie, dlatego nie popisali się w Łodzi, ale takie głosy należało traktować z mocnym przymrużeniem oka.
Wiadomo bowiem, że porażki się zdarzały najlepszy, a ważni obserwatorzy wiedzieli, że w sporcie żużlowym trudno utrzymać się przez cały sezon na jednakowo wysokim poziomie. Praktycznie każdy przeżywał wzloty i upadki. Nawet dominująca w Ekstralidze Fogo Unia Leszno miewa słabsze chwile, ale zawsze potrafiła wyjść z opresji obronną ręką. Torunianom na pewno nie można zarzucić, że pokpili sprawę, zlekceważyli rywali i nie sprostali stojącemu przed nimi zadaniu. Drużyna na przestrzeni całego sezonu bez wątpienia zrobiła swoje, chociaż niektórzy zawodnicy zapewne oczekiwali od siebie trochę więcej i mogą mieć poczucie, że nie do końca obronili się swoimi wynikami. Nie dotyczy to wyłącznie seniorów, ponieważ młodzieżowcy również potwierdzali, że chcieli nieco bardziej pomagać zespołowi.
Problem polegał na tym, że Apator przez większą część sezonu przyzwyczaił do spektakularnych osiągnięć i łatwości osiągania dobrych wyników, dlatego ostatnie mecze mogły wywoływać delikatny szok, zostawiać poczucie niedosytu oraz niepokoić w kontekście nieco bardziej odległej przyszłości. A może faktycznie stawianie na niektórych zawodników przy okazji startów w wyższej klasie rozgrywkowej będzie zbyt dużym ryzykiem?

Po zawodach powiedzieli:
Ilona Termińska
- prezes klubu z Torunia - Powiem szczerze, że pierwszy mecz w sezonie oglądałam ze znacznie szybszym biciem serca, bo nie wiedziałam jak drużyna będzie prezentować się po tak długiej przerwie. Nie mogłam mieć pewności, że wszystko zadziała. Na szczęście było widać, że staranne przygotowania zdały egzamin i możemy jechać po swoje. Późniejsze spotkania śledziłam już z nieco większym spokojem. Widziałam ducha w drużynie, a kolejne zwycięstwa tylko nakręcały naszych zawodników. Nie mieliśmy ósmego zawodnika, który wypychałby kolegów ze składu, dlatego wszyscy mogli ze sobą współpracować. Myślę, że dobra atmosfera od samego początku była kluczem do sukcesu. Konkretny cel również dodawał naszym "Aniołom" skrzydeł.
Kiedy kontraktowaliśmy naszych zawodników, to przewidywaliśmy, że ich zdobycze punktowe mogą być na wysokim poziomie, dlatego byliśmy na to przygotowani. Ja nigdy wcześniej o tym nie mówiłam, ale takie mniej więcej były założenia. Podchodziliśmy z szacunkiem do każdego rywala, jednakże szacowaliśmy, że wielokrotnie będziemy w stanie odnosić przekonujące zwycięstwa. Takie były nasze realne możliwości, które praktycznie za każdym razem znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości, choć oczywiście dopuszczaliśmy do świadomości, że mogą pojawić się słabsze momenty. Wiadomo, że zacięte spotkania są przyjemne, bo generują więcej emocji, ale myślę, że drużyna dostarczyła sporo wrażeń. Należy pamiętać, że gdyby nasze zwycięstwa były mniejsze, to wiele osób zapewne stwierdziłoby, że powinniśmy pokazywać się z nieco lepszej strony, więc nam takie wyniki na pewno nie przeszkadzały.
Dziś można powiedzieć, że drużyna realizowała wszystkie zadania, które zostały wyznaczone przed sezonem. Zależało nam, żeby przez cały czas być na pierwszym miejscu w tabeli, ponieważ sporo mówiło się o tym, że w obecnych warunkach nie uda się odjechać fazy play-off, co ostatecznie znalazło potwierdzenie w rzeczywistości. Nie mogliśmy sobie pozwolić na błądzenie po niższych pozycjach, żeby nie zaprzepaścić szansy na awans, który był naszym podstawowym założeniem. Bardzo się cieszę, że zdołaliśmy w ogóle ruszyć z tym sezonem i mogliśmy oglądać mecze w telewizji oraz na stadionie. Wiadomo, że kilka miesięcy temu nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wyglądało i czy w ogóle przetrwamy. Teraz na pewno możemy odetchnąć z ulgą.
Swoją pracę wykonał Tomasz Bajerski, który wniósł nową jakość do naszego zespołu i dał nam kompletnie inne spojrzenie na wiele spraw. Wiadomo, że on jest byłym zawodnikiem, więc potrafi znacznie lepiej doradzać chłopakom. Trzeba powiedzieć, że skonsolidował drużynę i cały czas był do dyspozycji. W obecnych pandemicznych warunkach nasi żużlowcy nie rozjechali się po świecie, tylko stacjonowali na miejscu, dlatego na każdym kroku poświęcał im sporo czasu chociażby na wspólne oglądanie meczów, treningi, zabawy, jazdę na rowerze czy pływanie. Moim zdaniem to miało bardzo duże znaczenie. W tym momencie mogę śmiało powiedzieć, że idziemy dalej razem z Tomaszem na pokładzie. To jest człowiek z naszego miasta, dlatego nie wyobrażamy sobie innego rozwiązania jak dalsza współpraca

Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Musimy pogodzić się z porażką i jechać dalej. Trudno było wygrać spotkanie przy tak wyrównanym składzie rywali. W drużynie z Łodzi nie brakuje dobrych zawodników, którzy potrafią jeździć na własnym torze, a my dopiero rozgryzaliśmy tamtejszy owal. Nie zamierzam tłumaczyć się przyczepną nawierzchnią, ponieważ warunki były równe dla wszystkich. Niektórzy zawodnicy po prostu pojechali słabiej, ale taki jest żużel. Ostatnie dwa wyjazdowe mecze przegraliśmy, ale nie możemy nazywać tego jakąś wielką zadyszką. Znamy przyczyny ostatnich słabszych meczów, ale od początku sezonu powtarzam, że to zostaje między nami. To wynika z różnych problemów, które omawiamy we własnym gronie. Chodzi przede wszystkim o ustawienia motocykli. Zapewniam jednak, że zawodnicy w dalszym ciągu są bardzo dobrze przygotowani pod względem sprzętowym i mają na czym jeździć, tylko trzeba to wszystko nieco doregulować.

Jack Holder - Toriuń - Cieszę się z mojego występu i ustanowienia rekordu toru. Nawierzchnia jest podobna do tej w Toruniu. Tutaj jest ciut przyczepniej.

Tobiasz Musielak - Toruń - Tor był przygotowany zupełnie inaczej niż w zeszłym sezonie, ale można się na nim dobrze ścigać.

Witold Skrzydlewski - właściciel zespołu z Łodzi - Powiem, że nam się udało. Pokonaliśmy drużynę, która nie miała chyba swojego dnia. Niech pan zwróci uwagę, że gdyby nie rezerwy taktyczne, to torunianie wyglądaliby w tym spotkaniu bardzo kiepsko. Awans i tak mają pewny, ale chyba dostali jasny sygnał, że ten skład nadaje się do mocnej przebudowy. Jeśli jej nie dokonają, to po roku znowu znajdą się w pierwszej lidze. Tym razem nie dość, że przegrali w uczciwej walce, to jeszcze nie mogą szukać sobie żadnych wymówek. Po rywalizacji na błocie w Ostrowie można było jeszcze znaleźć jakieś wytłumaczenie. A teraz? Warunki były idealne. Tor nie miał ani jednej dziury. A co do nas, to ważne, że jesteśmy na drugim miejscu. Nadal możemy pluć sobie w brodę, że po frajersku przegraliśmy w Gnieźnie i Bydgoszczy.
Gdybyśmy wygrali dwa mecze, o których powiedziałem, to play-off pewnie by był, bo wszyscy obawialiby się innej decyzji. Poza tym temat został przegłosowany, więc żal nie ma sensu. Była umowa, że jedziemy, jeśli będzie można zapełnić stadiony. A umów należy dotrzymywać. Ktoś mógłby zresztą powiedzieć, że pewnie nie byłbym taki mądry, gdyby Orzeł był na siódmym miejscu. Daliśmy wcześniej ciała i tyle. Jestem jednak bardzo ciekawy, jak czuje się właściciel eWinnera, który przed sezonem chciał się zakładać, że drużyna z Torunia nie przegra ani jednego meczu. Bardzo chciałbym zobaczyć jego minę, bo drugi raz został upokorzony.
Prawdą jest, że założyłem się z Panem Skórnickim i przegrałem. Fryzjer był już umówiony i miał ogolić trenera po porażce. Udało mu się uratować swoje piórka. Trudno, życie. Ja z tytułu przegranego zakładu nic nie muszę robić, ale już wcześniej z moją rodziną ustaliliśmy, że drużyna dostanie premię, jeśli pokonana torunian. I dostała. Szczegółów nie zdradzę, ale na pewno panowie są zadowoleni.
Teraz dla nas najważniejszy będzie mecz z Polonią Bydgoszcz. Ta drużyna stosuje wszystkie możliwe metody, żeby się utrzymać. Słyszałem, że pożyczają sprzęt, a teraz dołączył do nich pan Zengota. Przyznam szczerze, że go podziwiam. Po takiej kontuzji wchodzi do rywalizacji w meczu, gdzie polecą iskry. Ja na pewno mocno bym się zastanowił. Zapewniam, że Orzeł przystąpi do tego spotkania wyjątkowo zmotywowany. Nawet bardziej niż do meczu z Apatorem, bo zawsze uważałem, że ważna jest sportowa postawa. Nie można niczego nikomu odpuszczać.

 

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt