2020-09-13 runda zasadnicza
eWinner Apator Toruń - SK Lokomotiv Daugavpils
   
Po dość niespodziewanej porażce w deszczowym Ostrowie choć w toruńskim klubie nikt nie robił z tego tragedii, to drużyna i tak chciała się za ten występ zrehabilitować.
Okazja ku temu była doskonała, bo w jedenastej kolejce Apatora Toruń mierzył się z Lokomotivem Daugapils. Niestety było to starcie Dawida z Goliatem. Po jednej stronie stał bowiem pierwszoligowy dream-team, po drugiej drużyna, której skład na papierze był zdecydowanie słabszy, a i cele obu zespołów były zgoła odmienne. Lokomotov walczył bowiem jedynie o utrzymanie, a Apator miał na wyciągnięcie ręki awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Mimo różnicy klas spotkanie zapowiadało się ciekawie.

Zespół z Łotwy był drużyną, która dość często pozostawiała po sobie dobre wrażenie, także na wyjazdach. Dodatkowo Łotysze potrzebowali punktów, aby odskoczyć Polonii Bydgoszcz, z którą przegrali dwoma punktami, zgarniając przy tym cenny bonus. Nadal jednak nie mogli być pewni utrzymania w pierwszej lidze.
Torunianie z kolei choć sensacyjnie zostali pokonani przez Ostrovię, nie wyciągali zbyt pochopnych wniosków. Ostrovia była u siebie mocna, do tego spotkaniu towarzyszyły opady deszczu i ostatecznie Apator przegrał pierwsze spotkanie w sezonie, ale w Toruniu tak jak napisano powyżej nikt nie robił z tego większej tragedii z uwagi na warunki, w jakich rozgrywany był ten mecz. Jakieś rozczarowanie na pewno jednak pozostało, dlatego zespół chciał udowodnić, że był to tylko wypadek przy pracy.

Spoglądając wyłącznie w awizowane składy można było spodziewać się, że spotkanie na MotoArenie będzie dla Apatora spacerkiem. Na szczęście dla widowiska, Łotysze nie składali broni i przyjechali do Torunia w mocniejszym zestawieniu, ponieważ dołączył do nich gość - Wadim Tarasienko. Najskuteczniejszy zawodnik drugoligowych rozgrywek i był gawarantem tego, że goście postawią nieco większy opór swoim rywalom. Warto w tym miejscu podkreślić, że oprócz samych zawodów, w których Toruń po raz pierwszy gościł ligowy zespół spoza polski, ciekawić toruńskich kibiców budziło to jak wypadną formacje juniorskie obu ekip. Lokomotiv miał w swoim składzie dwóch dobrych, punktujących młodzieżowców, którym przyglądali się niemal wszyscy ligowi działacze. Po stronie Apatora był z kolei Igor Kopeć-Sobczyński, który dobrze radził sobie na własnym torze w biegach młodzieżowych, a Kamil Marciniec zanotował spoty postęp w walce o punkty. Jednak to młodzi Łotysze częściej punktowali w biegach z seniorami przeciwników, a do tego obaj mieli wyższą średnią biegową od Kopcia-Sobczyńskiego. Niestety był to jedyny atut gości i ostatecznie Apator bez większych problemów z pokonał Lokomotiv 54:36, ale mecz nie było "spacerkiem" dla gospodarzy.
Spotkanie rozpoczęło się po myśli gospodarzy, którzy już po pierwszym biegu objęli prowadzenie w meczu, ale w kolejnych biegach Aniołom nie było wcale łatwo o punkty. W wyścigu trzecim, na wejściu w drugi łuk pierwszego okrążenia, postawiło motocykl Adriana Miedzińskiego, w którego wpadł jadący z tyłu Andriej Kudriaszow i obaj zawodnicy zaliczyli niegroźny upadek. Decyzją sędziego z powtórki wyścigu wykluczony został Polak.  Do kolejnej bardzo niebezpiecznej sytuacji doszło w biegu piątym, w którym to Wadim Tarasienko zahaczył o motocykl wyprzedzającego go na prostej startowej Wiktora Kułakowa i wyfrunął w powietrze, a jego motocykl przeleciał przez dmuchaną bandę w pas bezpieczeństwa. Sędzia Tomasz Fiałkowski wykluczył zawodnika gospodarzy, chociaż równie dobrze mógł podjąć odwrotną decyzję. Na szczęście żużlowiec Lokomotivu podniósł się z toru i wrócił do parkingu o własnych siłach i w powtórce wspólnie z Kostygowem wygrywając 4:2 doprowadził do remisu w meczu (18:18). Anioły z miejsca wzięły się do pracy i w siódmym biegu zapisali na swoim koncie pierwsze podwójne meczowe zwycięstwo, bo para Chris Holder - Tobiasz Musielak pokonała Gustsa oraz Kudriaszowa. Anioły odskoczyły rywalom na cztery punkty, ale zanim podwójne zwycięstwo stało się faktem emocji było co niemiara, bo bieg udało się w pełni rozegrać dopiero w trzecim podejściu, w którym doświadczony Australijczyk nie miał problemów ze zwycięstwem w tym starciu, ale Tobiasz Musielak musiał wiele się natrudzić, aby wyprzedzić młodego Francisa Gustsa. Łotysz napsuł Polakowi wiele krwi, a ten dał temu upust po zakończeniu wyścigu i pokazał Gustsowi nieprzyzwoity gest. W efekcie tego sędzia pokazał Musielakowi żółtą kartkę.
W drugiej fazie meczu torunianie odjechali rywalom, ale Nikołaj Kokin nawet nie próbował za wszelką cenę gonić miejscowych. Wyraźnie oszczędzał poobijanych Kudriaszowa i Tarasienko, dając kolejne szanse juniorom. Przykładem takiej sytuacji jest dziesiąty bieg, w którym Oleg Michaiłow zmienił świetnie dysponowanego Wadima Tarasienkę. Takich sytuacji, gdzie młodzieżowiec zmieniał bardziej doświadczonego zawodnika było więcej, co tylko pokazuje jakie zaufanie do młodzieżowców ma Lokomotiv Daugavpils. Juniorzy za możliwość dodatkowych startów odpłacili się również swoją dobrą jazdą. Oleg Michaiłow na swoim koncie zebrał 7 punktów, a Francis Gust zanotował 5 "oczek". Jednak co najważniejsze, obaj poza punktami pokazali się z bardzo dobrej strony jeżeli chodzi o waleczność na torze. Najgorzej spisał się Ricards Ansviesulis, ponieważ nie dość, że zdobył zaledwie 1 punkt to zazwyczaj przyjeżdżał daleko za rywalami.

Na wyróżnienie wśród gospodarzy zasługują Jack Holder i Chris Holder, którzy w niedzielnym meczu nie mieli okazji oglądać pleców rywali. Co więcej, nikt nie był w stanie nawiązać z nimi jakiejkolwiek walki. Biegi z ich udziałem zazwyczaj wyglądały tak, że zyskiwali już dużą przewagę na dojeździe do pierwszego łuku, a potem już tylko powiększali przewagę. Nieco więcej można było spodziewać się po Wiktorze Kułakowie oraz Adrianie Miedzińskim. Żaden z nich pomimo startów na swoim domowym torze nie potrafił indywidualnie wygrać biegu, a zawodnicy gości nie mieli dużych problemów, aby nawiązywać z nimi wyrównaną walkę.

Niemniej Anioły pewnie wygrały z Lokomotivem 54:35. Dodatkowo torunianie zainkasowali punkt bonusowy za tę potyczkę, ponieważ w dwumeczu okazali się lepsi w stosunku 105:75.
Po zwycięstwie nad Lokomotivem, Apator nie musiał do końca rozgrywek wygrywać żadnego spotkania, a wystarczyło mu zainkasować tylko punkty bonusowe, by zapewnić sobie powrót do grona najlepszych drużyn w kraju.

Po meczu powiedzieli:
Ilona Termińska
- prezes toruńskiego klubu - Jest w nas radość, ale na świętowanie będzie czas, jeśli rzeczywiście awansujemy i wszystko będzie już pewne na sto procent. Na razie, przynajmniej w teorii, jeszcze wszystko jest możliwe. Dlatego nie lekceważymy żadnego przeciwnika. Spójrzmy na naszą jedyną, jak do tej pory, porażkę w Ostrowie. W dziesiątym biegu wyjeżdża rezerwowy, wygrywa wyścigi i zmienia oblicze meczu. Żużel jest nieprzewidywalny. Oczywiście swoje zrobiły warunki torowe, ale nie można się tym usprawiedliwiać. Patrzymy przed siebie i mamy w głowie perspektywę awansu i analizujemy różne scenariusze, o których nie mogę jeszcze mówić. Mamy nadzieję, że nasz powrót do Ekstraligi będzie trwały.
Dlatego na razie rozmawiamy z naszymi zawodnikami. Mamy koncepcję składu i nic więcej powiedzieć nie mogę. Poza tym trzeba też pamiętać o zmianach w regulaminie. To też istotna kwestia. Mogę tylko obiecać, że jesteśmy dobrze przygotowani do rozmów i na pewno zbudujemy ciekawy skład.

Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Początek meczu był trochę pechowy. Upadek Adriana Miedzińskiego, wykluczenie Wiktora Kułakowa, a do tego dość nierówna postawa wspomnianego Kułakowa i Tobiasza Musielaka, nie wspominając już o Miedzińskim. Igor Kopeć-Sobczyński pojechał, jak pojechał, natomiast cieszy mnie to, że Kamil Marciniec robi, może nieduże, ale stałe postępy. Jesteśmy naprawdę mocną drużyną, ale wiadomo, jak to jest w play off. Nieraz rządzi przypadek. Dostosujemy się do decyzji o odwołaniu tej fazy rozgrywek. Wszyscy prezesi byli za tym, by nie rozgrywać play off. Przyniosłoby to dodatkowe, spore koszty. Inni pewnie sobie przeliczyli, że i tak trudno byłoby nas pokonać i lepiej oszczędzić w tych trudnych czasach. Przecież bracia Holderowie jadą bardzo dobrze przez cały sezon, czy to w Ekstralidze, czy 1 lidze. Generalnie wyszło nam na plus, że oni jeździli dodatkowo, zwłaszcza w przypadku tych, którzy zrobili to najszybciej. Adrian Miedziński raz pojechał dobrze, raz bardzo źle, ale trochę bym go wytłumaczył nie do końca zrozumiałą taktyką rybniczan. Jak można bowiem dobrze wypaść w meczu, gdy jedzie się w pierwszym biegu, a potem ma 10 wyścigów przerwy? Zresztą Adrian jest w tym roku trochę pogubiony, jego występy to góra - dół i tak w kółko. Na pewno tak i on, jak i my liczyliśmy na więcej. Okazało się jednak, że I liga nie jest taka słaba. Ale - generalnie - oceniam starty naszych zawodników bardzo pozytywnie. Cieszę się, że mogli jeszcze przed rozpoczęciem naszych rozgrywek wziąć udział w meczach. Rywale tylko trenowali, nie mieli sparingów, a niektórzy moi zawodnicy przystępując do I ligi mieli po cztery rozegrane spotkania. W PGE Ekstralidze pojechali też Tobiasz Musielak i Kułakow, ale tylko po jednym meczu. Wiktor trafił w Gorzowie na tak ciężki tor, na jakim nigdy jeszcze nie jeździł, Tobiasz, gdyby pojechał poprawnie, zdobyłby w Grudziądzu 5-6 pkt, ale popełniał błędy na pierwszym łuku.
Myślimy już o przyszłym sezonie i jeśli wszystko się powiedzie, kibice mogą być spokojni. Na pewno będą zdziwieni, ale mam nadzieję, że na plus.

 

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt