Zespół z Łotwy był drużyną, która dość często pozostawiała po sobie dobre
wrażenie, także na wyjazdach. Dodatkowo Łotysze potrzebowali punktów, aby
odskoczyć Polonii Bydgoszcz, z którą przegrali dwoma punktami, zgarniając przy
tym cenny bonus. Nadal jednak nie mogli być pewni utrzymania w pierwszej lidze.
Torunianie z kolei choć sensacyjnie zostali pokonani przez Ostrovię, nie
wyciągali zbyt pochopnych wniosków. Ostrovia była u siebie mocna, do tego
spotkaniu towarzyszyły opady deszczu i ostatecznie Apator przegrał pierwsze
spotkanie w sezonie, ale w Toruniu tak jak napisano powyżej nikt nie robił z tego większej tragedii z
uwagi na warunki, w jakich rozgrywany był ten mecz. Jakieś rozczarowanie na
pewno jednak pozostało, dlatego zespół chciał udowodnić, że był to tylko wypadek
przy pracy.
Spoglądając wyłącznie w awizowane składy można było spodziewać się, że
spotkanie na MotoArenie będzie dla Apatora spacerkiem. Na
szczęście dla widowiska, Łotysze nie składali broni i przyjechali do Torunia w mocniejszym zestawieniu,
ponieważ dołączył do nich gość - Wadim Tarasienko. Najskuteczniejszy zawodnik
drugoligowych rozgrywek i był gawarantem tego, że goście postawią nieco większy
opór swoim rywalom. Warto w tym miejscu podkreślić, że oprócz samych zawodów, w których Toruń po raz
pierwszy gościł ligowy zespół spoza polski, ciekawić toruńskich kibiców budziło
to jak wypadną formacje juniorskie obu ekip. Lokomotiv miał w swoim składzie dwóch
dobrych, punktujących młodzieżowców, którym przyglądali się niemal wszyscy
ligowi działacze. Po stronie Apatora był z kolei Igor
Kopeć-Sobczyński, który dobrze radził sobie na własnym torze w biegach młodzieżowych, a
Kamil Marciniec zanotował spoty postęp w walce o punkty. Jednak to młodzi
Łotysze częściej punktowali w biegach z seniorami przeciwników, a do tego obaj
mieli wyższą średnią biegową od Kopcia-Sobczyńskiego. Niestety był to jedyny
atut gości i ostatecznie Apator bez większych problemów z pokonał Lokomotiv 54:36, ale mecz
nie było "spacerkiem" dla gospodarzy.
Spotkanie rozpoczęło
się po myśli gospodarzy, którzy już po pierwszym biegu objęli prowadzenie w
meczu, ale w kolejnych biegach Aniołom nie było wcale łatwo o punkty. W wyścigu
trzecim, na wejściu w drugi łuk pierwszego okrążenia, postawiło motocykl Adriana
Miedzińskiego, w którego wpadł jadący z tyłu Andriej Kudriaszow i obaj zawodnicy
zaliczyli niegroźny upadek. Decyzją sędziego z powtórki wyścigu wykluczony
został Polak.
Do kolejnej bardzo niebezpiecznej sytuacji doszło w biegu piątym, w którym to
Wadim Tarasienko zahaczył o motocykl wyprzedzającego go na prostej startowej
Wiktora Kułakowa i wyfrunął w powietrze, a jego motocykl przeleciał przez
dmuchaną bandę w pas bezpieczeństwa. Sędzia Tomasz Fiałkowski wykluczył zawodnika gospodarzy, chociaż
równie dobrze mógł podjąć odwrotną decyzję. Na szczęście żużlowiec Lokomotivu
podniósł się z toru i wrócił do parkingu o własnych siłach i w powtórce wspólnie
z Kostygowem wygrywając 4:2 doprowadził do remisu w meczu (18:18). Anioły z
miejsca wzięły się do pracy i w siódmym biegu zapisali na swoim koncie pierwsze
podwójne meczowe zwycięstwo, bo para Chris Holder - Tobiasz Musielak
pokonała Gustsa oraz Kudriaszowa. Anioły odskoczyły rywalom na cztery punkty,
ale zanim podwójne zwycięstwo stało się faktem emocji było co niemiara, bo bieg
udało się w pełni
rozegrać dopiero w trzecim podejściu, w którym doświadczony Australijczyk nie miał
problemów ze zwycięstwem w tym starciu, ale Tobiasz Musielak musiał wiele się
natrudzić, aby wyprzedzić młodego Francisa Gustsa. Łotysz napsuł Polakowi wiele
krwi, a ten dał temu upust po zakończeniu wyścigu i pokazał Gustsowi
nieprzyzwoity gest. W efekcie tego sędzia pokazał Musielakowi żółtą kartkę.
W drugiej fazie meczu torunianie odjechali rywalom, ale Nikołaj Kokin nawet nie
próbował za wszelką cenę gonić miejscowych. Wyraźnie oszczędzał poobijanych Kudriaszowa i Tarasienko, dając kolejne szanse juniorom. Przykładem takiej
sytuacji jest dziesiąty bieg, w którym Oleg Michaiłow zmienił świetnie
dysponowanego Wadima Tarasienkę. Takich sytuacji, gdzie młodzieżowiec zmieniał
bardziej doświadczonego zawodnika było więcej, co tylko pokazuje jakie zaufanie
do młodzieżowców ma Lokomotiv Daugavpils. Juniorzy za możliwość dodatkowych
startów odpłacili się również swoją dobrą jazdą. Oleg Michaiłow na swoim koncie
zebrał 7 punktów, a Francis Gust zanotował 5 "oczek". Jednak co najważniejsze,
obaj poza punktami pokazali się z bardzo dobrej strony jeżeli chodzi o
waleczność na torze. Najgorzej spisał się Ricards Ansviesulis, ponieważ nie
dość, że zdobył zaledwie 1 punkt to zazwyczaj przyjeżdżał daleko za rywalami.
Na wyróżnienie wśród gospodarzy zasługują Jack Holder i Chris Holder, którzy w niedzielnym meczu nie mieli okazji oglądać pleców rywali. Co więcej, nikt nie był w stanie nawiązać z nimi jakiejkolwiek walki. Biegi z ich udziałem zazwyczaj wyglądały tak, że zyskiwali już dużą przewagę na dojeździe do pierwszego łuku, a potem już tylko powiększali przewagę. Nieco więcej można było spodziewać się po Wiktorze Kułakowie oraz Adrianie Miedzińskim. Żaden z nich pomimo startów na swoim domowym torze nie potrafił indywidualnie wygrać biegu, a zawodnicy gości nie mieli dużych problemów, aby nawiązywać z nimi wyrównaną walkę.
Niemniej Anioły pewnie wygrały z Lokomotivem 54:35.
Dodatkowo torunianie zainkasowali punkt bonusowy za tę potyczkę, ponieważ w
dwumeczu okazali się lepsi w stosunku 105:75.
Po zwycięstwie nad Lokomotivem, Apator nie
musiał do końca rozgrywek wygrywać żadnego spotkania, a wystarczyło mu
zainkasować tylko punkty bonusowe, by zapewnić sobie powrót do grona najlepszych
drużyn w kraju.
Po meczu powiedzieli:
Ilona Termińska - prezes toruńskiego klubu - Jest w nas radość, ale na
świętowanie będzie czas, jeśli rzeczywiście awansujemy i wszystko będzie już
pewne na sto procent. Na razie, przynajmniej w teorii, jeszcze wszystko jest
możliwe. Dlatego nie lekceważymy żadnego przeciwnika. Spójrzmy na naszą jedyną,
jak do tej pory, porażkę w Ostrowie. W dziesiątym biegu wyjeżdża rezerwowy,
wygrywa wyścigi i zmienia oblicze meczu. Żużel jest nieprzewidywalny. Oczywiście
swoje zrobiły warunki torowe, ale nie można się tym usprawiedliwiać. Patrzymy
przed siebie i mamy w głowie perspektywę awansu i analizujemy różne scenariusze,
o których nie mogę jeszcze mówić. Mamy nadzieję, że nasz powrót do Ekstraligi
będzie trwały.
Dlatego na razie rozmawiamy z naszymi zawodnikami. Mamy koncepcję składu i nic
więcej powiedzieć nie mogę. Poza tym trzeba też pamiętać o zmianach w
regulaminie. To też istotna kwestia. Mogę tylko obiecać, że jesteśmy dobrze
przygotowani do rozmów i na pewno zbudujemy ciekawy skład.
Tomasz Bajerski - trener z Torunia
- Początek
meczu był trochę pechowy. Upadek Adriana Miedzińskiego, wykluczenie Wiktora Kułakowa, a do tego dość nierówna postawa wspomnianego Kułakowa i Tobiasza
Musielaka, nie wspominając już o Miedzińskim. Igor Kopeć-Sobczyński pojechał,
jak pojechał, natomiast cieszy mnie to, że Kamil Marciniec robi, może nieduże,
ale stałe postępy.
Jesteśmy naprawdę mocną drużyną, ale wiadomo, jak to jest w play off. Nieraz
rządzi przypadek. Dostosujemy się do decyzji o odwołaniu tej fazy rozgrywek.
Wszyscy prezesi byli za tym, by nie rozgrywać play off. Przyniosłoby to
dodatkowe, spore koszty. Inni pewnie sobie przeliczyli, że i tak trudno byłoby
nas pokonać i lepiej oszczędzić w tych trudnych czasach. Przecież bracia
Holderowie jadą bardzo dobrze przez cały sezon, czy to w Ekstralidze, czy 1
lidze. Generalnie wyszło nam na plus, że oni jeździli dodatkowo, zwłaszcza w
przypadku tych, którzy zrobili to najszybciej. Adrian Miedziński raz pojechał
dobrze, raz bardzo źle, ale trochę bym go wytłumaczył nie do końca zrozumiałą
taktyką rybniczan. Jak można bowiem dobrze wypaść w meczu, gdy jedzie się w
pierwszym biegu, a potem ma 10 wyścigów przerwy? Zresztą Adrian jest w tym roku
trochę pogubiony, jego występy to góra - dół i tak w kółko. Na pewno tak i on,
jak i my liczyliśmy na więcej. Okazało się jednak, że I liga nie jest taka
słaba. Ale - generalnie - oceniam starty naszych zawodników bardzo pozytywnie.
Cieszę się, że mogli jeszcze przed rozpoczęciem naszych rozgrywek wziąć udział w
meczach. Rywale tylko trenowali, nie mieli sparingów, a niektórzy moi zawodnicy
przystępując do I ligi mieli po cztery rozegrane spotkania. W PGE Ekstralidze
pojechali też Tobiasz Musielak i Kułakow, ale tylko po jednym meczu. Wiktor
trafił w Gorzowie na tak ciężki tor, na jakim nigdy jeszcze nie jeździł,
Tobiasz, gdyby pojechał poprawnie, zdobyłby w Grudziądzu 5-6 pkt, ale popełniał
błędy na pierwszym łuku.
Myślimy już o przyszłym sezonie i jeśli wszystko się powiedzie, kibice mogą być
spokojni. Na pewno będą zdziwieni, ale mam nadzieję, że na plus.