2020-08-27 runda zasadnicza przełożony 2020-08-28
Zdunek Wybrzeże Gdańsk - eWinner Apator Toruń
   
Mecz pomiędzy Zdunek Wybrzeżem Gdańsk i eWinner Apatorem Toruń był określany mianem hitu dziewiątej kolejki eWinner 1. Ligi. Wyznaczony termin był jednak niezbyt korzystny dla gospodarzy z uwagi na dzień i godzinę zaplanowanej rywalizacji, bo  każdy kto choć raz przejeżdżał kiedykolwiek w okolicach Stadionu im. Zbigniewa Podleckiego wiedział, że jest on położony przy jednej z głównych ulic w Gdańsku. Dodatkowo w piątki w mieście były zazwyczaj największe korki szczególnie, które potęgował wakacyjny ruch turystyczny. Zatem organizacja meczu w centrum półmilionowego miasta w godzinach szczytu mogła spowodować prawdziwy paraliż komunikacyjny na drogach nawet, gdy na trybunach będą świeciły pustki. W tej sytuacji prezes klubu Tadeusz Zdunek zabiegał o zmianę godziny rozgrywania meczu i komentował: "opieramy organizację wydarzenia na pracy na zlecenie. Wszyscy ci, co nam pomagają będą o tej godzinie w pracy lub będą ją właśnie kończyć. Nie możemy nikogo zmuszać do tego, by pracując dla nas przede wszystkim z sympatii dla klubu brał koniecznie urlop w swojej pracy. Po prostu nie będzie ludzi do organizacji meczu. Ludzie zazwyczaj nie pracują jak kiedyś, w godzinach 6-14. Teraz to się przesunęło i większość osób, również zatrudnionych w mojej firmie, pracuje od 8 do 16. Trybuny będą puste, a koszty się nie zmniejszą, a wręcz wzrosną. Do tego nie będzie na trybunach takiej atmosfery jaka mogłaby być. Nie każdy chce oglądać wydarzenie sportowe czy kulturalne w telewizji. To dlatego dziesiątki, a nawet setki tysięcy ludzi kupują bilety na koncerty, które mogliby zobaczyć w telewizji. Dlatego albo niech mecz rozpocznie się w piątek, ale najwcześniej o godzinie 18:00, albo w inny dzień. Ja rozumiem prawa telewizji, ale wszystko powinno współgrać z klubami. Nie ustawiajmy wszystkiego pod telewizję. Dbajmy o tego kibica, który przychodzi na stadion, bo smutnych widowisk w telewizji bez publiczności też nikt nie będzie oglądał w dłuższej perspektywie czasowej". Argumentacja prezesa była na tyle przekonująca, że wniosek został rozpatrzony pozytywnie i gdańszczanie podjęli liderujących torunian w czwartek o godzinie 18:00.

Zanim jednak doszło do spotkania dzień przed meczem Wiktor Kułakow jako ostatni z toruńskich seniorów podpisał kontrakt z Falubazem Zielona Góra i miał zadebiutować jako gość w meczu przeciwko Stali Gorzów. Szybka decyzja władz zielonogórskiego klubu, była efektem słabej postawy zawodników drugiej linii. Po porażce ze Spartą Wrocław wszyscy w Zielonej Górze zdali sobie sprawę, że mimo znakomitego początku sezonu, klub może mieć nadspodziewanie duże problemy z awansem do czołowej czwórki. W słabej formie byli bowiem Michael Jepsen Jensen i Antonio Lindbaeck, a z takimi lukami w składzie zespół Piotra Żyto mógłby mieć ogromne problemy z wygraniem choćby jednego z trzech ostatnich meczów sezon.
Sięgnięcie po drugiego najlepszego zawodnika tegorocznych rozgrywek pierwszej ligi, czyli Wiktora Kułakowa (średnia 2,550 pkt/bieg), wydawała się więc w tej sytuacji zupełnie naturalnym rozwiązaniem. Rosjanin już zresztą od kilku miesięcy był wiązany z poszczególnymi drużynami, ale do tej pory przeszkodą była nie tylko cena, ale fakt, że zawodnik oczekiwał nie tyle pewnego miejsca w składzie, co perspektywy regularnej jazdy. Transfer Kułakowa sprawiał, że jedynymi klubami bez gościa byli w Ekstralidze już tylko Unia Leszno, Włókniarz Częstochowa i Motor Lublin. W pozostałych żużlowych teamach, działacze ugięli się pod presją wyniku i w trakcie rozgrywek sięgnęli po posiłki z niższej ligi. Instytucja gościa została wprowadzona do regulaminu na wypadek zarażenia się koronawirusem jednego z zawodników. Działacze mieli w takich sytuacjach korzystać z zawodników z niższej ligi, by bez przeszkód móc kontynuować sezon. Życie pokazało jednak, że przepis ten została wypaczony i wykorzystany do wzmacniania drużyn, a niektóre kluby uzależniły się od gwiazd I ligi na tyle mocno, że nie wyobrażały sobie jazdy bez nich. Tak było choćby w przypadku Sparty Wrocław (Chris Holder) czy Stali Gorzów (Jack Holder), które właściwie tylko dzięki Australijskim braciom wciąż walczyły o awans do finałowej czwórki.
W Toruniu zacierano jednak ręce na taki obrót sprawy, bowiem zawodnicy spod żółto-niebiesko-białej flagi startując w niższej lidze ciągle mieli kontakt z ekstraligową czołówką, a prezes kluby Ilona Termińska tak komentowała gościnne starty kolejnego Anioła: "Nie ma Ekstraligi bez Apatora. To piąty gość z naszego klubu będzie startował w ekstralidze. Dla Wiktora to możliwość objeżdżenia na innych torach. Będzie miał szansę pokazania się w decydujących meczach. Na pewno to przyniesie bezcenne doświadczenie. Nie jest to jednak sprawdzenie Wiktora przed sezonem 2021. Nie traktujemy tego w ten sposób. Tegoroczne rozgrywki są specyficzne, więc każda możliwość jazdy jest dla zawodników istotna"

Kibice w mieście Kopernika, żyli jednak potyczką w Gdańsku, bowiem gospodarze chcieli się rehabilitować przed swoimi kibicami po blamażu w Ostrowie, a goście mogli zrobić kolejny krok do zdominowania całej ligi. Nastroje w obu miastach przed meczem były jednak zgoła odmienne. W Gdańsku liczono na to, że żużlowcy zakontraktowani przez Wybrzeże są w stanie wrócić do swoich najlepszych lat i nawiązać walkę o awans do Ekstraligi. Rzeczywistość zweryfikowała jednak plany zespołu. Do niedawna jedyną wysoką porażką zespołu znad morza był mecz w Toruniu, jednak najbardziej bolesne były dwie porażki na własnym torze różnicą dwóch punktów. Czarę goryczy przelało jednak ostatnie spotkanie w Ostrowie, bo po kolejnej wysokiej porażce wylała się na zespół lawina nieprzychylnych komentarzy, a nawet hejtu. I choć żużlowcy z Gdańska starali się wrócić do łask swoich fanów, mieli bardzo trudne zadanie, bowiem trudniejszego rywala nie mogli otrzymać na mecz który miał być przełamaniem. Apator Toruń bowiem wygrał wszystkie swoje spotkania i ani razu nie zdobył poniżej 51 punktów. Nic więc dziwnego, ze to przyjezdni byli zdecydowanym faworytem.
Niestety przełożony mecz nie doszedł do skutku, bowiem w Gdańsku od rana było pochmurno, a na godzinę przed meczem tor przyjął niewielką ilość wody. Po godzinie siedemnastej nad stadionem przeszła ulewa jednak kolejna ulewa, której tor już nie wytrzymał i nie nadawał się do jazdy, dlatego sędzia zdecydował o przełożeniu spotkania na piątek, 28 sierpnia, na godzinę 16:30. Oznaczało to, że pierwotne zabiegi ze zmianą godziny meczu na nic się zdały i potwierdził się scenariusz nakreślony przez gdańskiego prezesa, w którym to godzina wpłynęła negatywnie na frekwencję, bo wielu gdańszczan mecz musiało śledzić w drodze z pracy do domu stojąc w korkach.
A szkoda bo nieliczni kibice zgromadzeni na stadionie mogli oglądać ciekawe widowisko. Gospodarze pierwszy cios 4:2 zadali w już pierwszym biegu, kiedy bieg wygrał zdecydowany lider Zdunek Wybrzeża, Krystian Pieszczek. Wychowanek klubu z Gdańska stracił na próbie toru pierwszy motocykl i do biegu wyjechał na rezerwowej maszynie, a ta okazała się niezwykle skuteczna, bo zawodnik był niesamowicie szybki na starcie i na trasie skutecznie odpierał ataki Musielaka. Niestety Chris Holder dał się ograć Thorssellowi i gdańszczanie po pierwszym biegu objęli prowadzenie. Anioły odpowiedziały niemal natychmiast w wyścigu młodzieżowców, który wygrali podwójnie. W kolejnych wyścigach jednak faworyzowani torunianie nie byli w stanie zbudować przewagi. Popełniali błędy, przytrafiały im się wykluczenia za dotknięcie taśmy, czy utrudnianie startu, a także mieli pecha wpostaci defektu Jacka Holdera na prowadzeniu w trzeciej odsłonie zmagań.
Goście odjechali od rywali dopiero w trzeciej serii startów, po której ich przewaga wzrosła do ośmiu punktów. Trener Berliński zareagował bardzo szybko i w biegu jedenastym desygnował Krystiana Pieszczka w ramach rezerwy taktycznej. Manewr się powiódł, goście zmniejszyli stratę o dwa oczka. Marzenia gospodarzy zostały jednak zaprzepaszczone w biegu dwunastym. Kułakow wygrał wówczas start z Pieszczkiem. Gdańszczanin nie opanował motocykla i upadł na tor wspólnie z toruńskim juniorem Igorem Kopciem-Sobczyńskim. Arbiter po obejrzeniu powtórek wykluczył Pieszczka. Przed biegami nominowanymi goście prowadzili już dwunastoma punktami i byli pewni kolejnego zwycięstwa.

Niestety w obozie przyjezdnych po raz pierwszy publicznie zaiskrzyło, bo przed biegami nominowanymi Wiktor Kułakow i Jack Holder mieli po 9 punktów. Każdy z nich wygrał po 3 wyścigi, ale Jackowi przytrafił się defekt w trzecim biegu, a Wiktor wjechał w taśmę w swoim drugim starcie. Rosjanin w tej sytuacji zaproponował Australijczykowi grę w kamień, papier, nożyce ale Holder nie przystał na tę propozycję i zirytowany Kułakow oznajmił w telewizji, że chciał przedyskutować wybór pól w piętnastym wyścigu, na co kolega z drużyny miał machnąć ręką i miał wybrać pola za nich obu. Być może nie doszłoby do tej niefortunnej sytuacji, gdyby Tomasz Bajerski oprócz desygnowana zawodników do ostatniego biegu wskazał zawodnikom z jakich pól będą startować. Na szczęście incydent ten nie wpłynął na rywalizację w dwóch ostatnich biegach, które Apator wygrał podwójnie i mecz zakończył się wynikiem 55:35 dla gości.

Po meczu powiedzieli:
Jack Holder
- Toruń - Nie miałem pojęcia, że Kułakow chce trzecie pole startowe. Myślałem, że obaj chcieliśmy startować z pola A, więc odpuściłem i wziąłem pole C. Nie chciałem grać w żadną grę. I tak powinienem był mieć prawo wyboru pola dla siebie, bo w moim pierwszym wyścigu zdefektował mi motocykl gdy jechałem na prowadzeniu. Wiktor w jednym ze swoich startów wjechał w taśmę, to jego wina. A gdyby nie defekt mojego motocykla, który nie zależał ode mnie, na pewno miałbym komplet 12 punktów przed biegami nominowanymi. Dobrze, że trener w to nie ingerował. Jako były zawodnik wie o co chodzi. Nie wtrąca się gdy nie trzeba, a to buduje atmosferę, która jest lepsza niż przed rokiem gdy okupowaliśmy dół tabeli. Teraz trener Bajerski dba o to, żebyśmy mogli wszyscy się czasem pośmiać.

Tobiasz Musielak - Toruń - Wszędzie jedzie się ciężko, bo nikt nie odda nam punktów za darmo. To nie ma znaczenia, że nikt w meczach z nami jeszcze nie dobił do czterdziestki. Na torze wcale nie jest tak miło, łatwo i przyjemnie. Naprawdę musimy się spocić, każdemu rywalowi należy się szacunek. Z takim nastawieniem podejdziemy do pozostałych spotkań. W Gdańsku testowałem nowy silnik, który piątek wyjęliśmy z kartonu od tunera. Długo się wahaliśmy, czy na nim pojechać, gdyż gdański tor jest specyficzny i tutaj raczej nie testuje się motocykli. Postanowiliśmy zaryzykować. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Czy łatwo nam przyszła ta wysoka wygrana? Nie wiem czy kolegom, ale mi na pewno nie. Wszystko byłoby OK, gdybyśmy chyba nie pomylili gaźników, bo nie ta dysza była wkręcona przez pierwsze trzy wyścigi. Myśleliśmy, że jest zupełnie co innego. Trochę to śmieszne, ale tak rzeczywiście było. Zmieniliśmy na ostatni wyścig tak jak powinno być i myślę, że mógł on się podobać.
Staram się nie przywozić zer, ale chcę dorzucać jakieś trójki. W Gdańsku tylko połowicznie to zrealizowałem. Cóż, walczymy dalej. Myślę, że testy wypadły pozytywnie. Rok temu tutaj z Orłem Łódź nie przyjechałem z powodu kontuzji, ale byłem za to na Złotym Kasku. W Gdańsku zawsze coś się dzieje. W ligowym meczu jechałem chyba sześć lat temu w barwach Unii Leszno, ale pojawiały się jakieś pary czy eliminacje. Zatem nie jest tak, że nie znałem tego toru.

Tadeusz Zdunek - prezes Wybrzeża Gdańsk - Mieliśmy jechać w czwartek, ale pogoda przeszkodziła. Na pewno wówczas frekwencja byłaby wyższa. Szkoda tego meczu, choć porażkę można zrozumieć tutaj bardziej niż ostatnią w Ostrowie.
Ja wiem, że może się zdawać, że to zawodnicy z innej planety, ale mimo wszystko powinna być nawiązana większa walka. Pamiętam tutaj ostatnie baraże, w których mówiło się że nie ma sensu rozgrywać tych spotkań, a nawiązaliśmy walkę. Teraz Apator to drużyna w pełni ekstraligowa. Ciężko byłoby wygrać, powinno być mniej walki i mniej błędów. Granicą przyzwoitości było tu jednak zdobycie 40 punktów i nie byłoby pretensji. Liczyłem na więcej ze strony zawodników zagranicznych, w szczególności Petera Kildemanda i Rasmusa Jensena, którzy nie tylko na swoim torze już pokazywali się z dobrej strony. Pojechali oni jednak słaby mecz. Musimy usiąść i przemyśleć ten temat we własnym gronie. Na pewno chcemy motywować zawodników, by jechali walecznie i na to liczymy. Jestem jednak zdania, że należy dać szansę zawodnikom, którzy mogliby sprawdzić się już pod kątem przyszłego sezonu.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt