2020-08-23 runda zasadnicza
eWinner Apator Toruń - Abramczyk Polonia Bydgoszcz
   
Wszyscy sympatycy czarnego sportu z województwa kujawsko-pomorskiego na pewno zdążyli przyzwyczaić się, że derby toruńsko-bydgoskie były stałym punktem ligowego programu, dlatego gdy drogi pomorskich klubów w lidze się rozeszły i derby wypadły z kalendarza, to czegoś ewidentnie brakowało. Nic więc dziwnego, że każdy kibic oby zespołów zdążył się porządnie za nimi stęsknić. W roku 2019 wydawało się, że torunianie trzymali kciuki za awans Polonii do pierwszej ligi, kiedy zdali sobie sprawę, że już nic nie uratuje ich przed spadkiem, a bydgoszczanie z kolei na pewno mieli znacznie większą motywację do ataku, kiedy stało się jasne, że będą mogli po latach spotkać się z Apatorem. Zatem po raz kolejny okazało się, że nic nie determinuje tak bardzo do działania, jak odwieczny rywal zza miedzy.

Nic więc dziwnego, że kibiców w Toruniu interesowała kolejna derbowa potyczka Apatora. Oczekiwanie toruńskich fanów było tym większe, że mecz miał odbyć się na MotoArenie , a goście poważnie podeszli do tego pojedynku i wzmocnili swoją siłę rażenia Troyem Batchelorem, wypożyczonym z ROW-u Rybnik. Australijczyk nie mógł zaliczyć tegorocznych występów w Ekstralidze do udanych. W barwach ROW-u Rybnik wyjechał na tor 8 razy i przywiózł tylko 5 punktów. Prezes Krzysztof Mrozek nie widział dla Troya miejsca w swojej drużynie, więc postanowił wysłać go poziom niżej, by odbudował swoją formę. Skorzystała na tym Polonia pilnie poszukująca wzmocnień po kontuzji Davida Bellego. Batchelor był ich ostatnią deską ratunku, bowiem drużyna prowadzona przez Jerzego Kanclerza była czerwoną latarnią 1 ligi i w oczy zawodników coraz głębiej zaglądało widmo powrotu do najniższej klasy rozgrywkowej. Australijczyka bez wątpienia stać było na dobrą jazdę i wysokie zdobycze punktowe na zapleczu Ekstraligi, ale rywale z którymi miał się zmierzyć na dzień dobry, byli równie silni jak ci z najwyższej klasy rozgrywkowej.
Wzmocnienie to nie robiło jednak wrażenia na Aniołach, bo o tym, jak wielka różnica dzieliła kluby z Torunia i Bydgoszczy, dobitnie pokazało pierwsze starcie na torze Polonii. W rewanżu pozostawało tylko pytanie: jak wysoko Apator go wygra, bo różnica poziomów i sytuacja w tabeli obu klubów była jedną wielką przepaścią, a zespoły dzieliło aż 12 punktów meczowych.  Nic więc dziwnego, że drużyna Aniołów traktowała 90 Derby Pomorza jako dobre przetarcie przed niełatwym wyjazdem do Gdańska. Ale niektórzy z zawodników mieli coś do udowodnienia, jak choćby Adrian Miedziński, który liczył rehabilitację po nieudanym występie w pierwszej derbowej konfrontacji (tylko 4 pkt +1 bons). Z kolei dla Chrisa Holdera popołudniowy mecz na MotoArenie, miał być treningiem przed wieczornym pojedynkiem w Ekstralidze, na który do Zielonej Góry wspólnie z mechanikiem i sprzętem miał dotrzeć helikopterem, gdzie jako gość miał bronić barw WTS-u Wrocław. Wrocławianie wierzyli, że Australijczyk w składzie będzie lepszy niż Oliver Berntzon, a jego dobra forma pomoże drużynie w walce o zwycięstwo z Falubazem. Część opinii publicznej, także zwykli kibice, zwracają uwagę na to, że lot helikopterem to luksus, który przecież kosztuje. Jak to się ma do majowego cięcia kontraktów i ciągłego narzekania klubów, że brakuje pieniędzy, bo pandemia zdezorganizowała żużel i sponsorów. Trudno jednak krytykować Spartę za to, że robiła co w jej mocy, by awansować do play-off. Bez Holdera mecz z Falubazem mogli praktycznie spisać na straty, natomiast jego występ dawał nadzieję na nawiązanie walki i awans do finałowej czwórki, gdzie czekało dodatkowe pół miliona z kasy Ekstraligi, większe przychody z biletów i dodatkowe gratyfikacje od sponsorów za cztery mecze. Zatem trudno było się dziwić, że wrocławianie skalkulowali koszty i wynajęli helikopter (finalnie zapłacił za niego sponsor), by podnieść z toru dużą kasę.
Holder był jednak obok tych opinii i nic sobie z nich nie robił, a dla toruńskiego trenera Tomasza Bajerskiego nie był w całej sytuacji niczego zaskakującym, choć trzeba przyznać, że start jednego dnia w dwóch turniejach był jednym z nielicznych w żużlowej historii rozgrywek ligowych: "Ja u schyłku kariery też miałem podobny przypadek, bo o godz. 11 jechałem w Miszkolcu, a o godz. 17 byłem na meczu w Krośnie. Miałem jeszcze trudniej, bo drogę między oboma stadionami pokonywałem samochodem. Nie mam żadnych wątpliwości, że Chris Holder poradzi sobie z takim wyzwaniem, bo jest w świetnej formie".
Niestety 90 derby nie dostarczy wyczekiwanych emocji. Na torze było widać różnice klas oraz to że Apator i Polonia miały zupełnie inne cele i znajdowały się na przeciwległych biegunach tabeli. Przed sezonem na pewno każda z drużyn chciała, odegrać znaczącą rolę w lidze i stwarzać niesamowite widowiska, ale dla Apatora był to kolejny mecz wynikającą z ligowego kalendarza, który okazał się formalnością. Jednak bydgoszczanie walcząc o pierwszoligowy pokazali pazur i dzielnie trzymali wynik do połowy spotkania, ale ostatecznie Apator Toruń nie pozostawił złudzeń Polonii Bydgoszcz i do dwóch punktów wywiezionych z miasta nad Brdą, dołożył dwa z bonusem u siebie, wygrywając 54:36.

Od samego początku gospodarze budowali swoją przewagę, choć nie w każdym wyścigu. Goście przez większość spotkania stawiali twardy opór i walczyli z miejscowymi jak równy z równym. Po pierwszej serii startów miejscowi prowadzili 17:7. Wówczas jednak goście wzięli się do odrabiania strat. Wygrali bieg piąty w którym doszło do groźnego karambolu. Prowadzącego wyścig Kaia Huckenbecka gonili Wiktor Kułakow oraz Adrian Miedziński. Na wyjściu z pierwszego łuku czwartego okrążenia pociągnęło Kułakowa, w którego wpadł jadący po szerokiej Miedziński i obaj upadli na tor. Po chwili jednak obaj zawodnicy podnieśli się z toru i wrócili do parkingu o własnych siłach. Decyzją sędziego wykluczony został Kułakow, a wynik biegu został zaliczony. Polonia po tej sytuacji poszła za ciosem i po raz drugi z rzędu wygrała 4:2, wykorzystując obecność juniora Apatora Toruń i słabszy start Tobiasza Musielaka.
Trzecia seria startów rozpoczęła się od rezerwy zwykłej w ekipie gospodarzy, bowiem menadżer Tomasz Bajerski, do boju za słabo spisującego się Igora Kopcia-Sobczyńskiego posłał Aleksa Rydlewskiego. Na niewiele się to jednak zdało, ponieważ rezerwowy młodzieżowiec nie był w stanie nawiązać walki z przeciwnikami. Do małej niespodzianki doszło w wyścigu dziewiątym, w którym znakomitym startem popisał się Andreas Lyager. Duńczyk dzielnie odpierał ataki Jacka Holdera i wpadł na metę tuż przed Australijczykiem. Było to jego drugie tego dnia indywidualne zwycięstwo. Po 10 wyścigach torunianie prowadzili 36:24.
Czwartą serię startów od mocnego uderzenia rozpoczęli bydgoszczanie. Podwójne zwycięstwo odniósł duet Lampart-Lyager i przewaga Apatora zmalała już tylko do ośmiu punktów. Ciekawie było również w wyścigu dwunastym, gdzie na torze utworzyły się dwie pary. O zwycięstwo walczyli seniorzy – Kułakow z Batchelorem, a o jeden punkt młodzieżowcy – Marciniec z Orwatem. Obaj torunianie na kresce wyprzedzili swoich rywali. W biegu trzynastym gospodarze wygrali 4:2 i tym samym przed biegami nominowanymi zapewnili sobie zwycięstwo w meczu.
Wyścigi nominowane przebiegły pod dyktando Apatora (5:1, 4:2) i ostatecznie Anioły zwyciężyły 54:36, a w dwumeczu aż 109:71.

Podsumowując. Kibiców z Bydgoszczy najbardziej interesował występ wypożyczonego z ROW-u Rybnik Troya Batchelora. Australijczyk dołączył do Polonii właśnie przed meczem z Apatorem i pojawił się w niedzielę na MotoArenie. Batchelor jednak zupełnie zawiódł. Zdobył zaledwie cztery punkty, pokonując jedynie kolegów z pary oraz Kamila Marcińca.
Jeśli chodzi o wydarzenia torowe to emocji było jak na lekarstwo. Wynik także nie dawał ich zbyt wiele, choć trzeba bydgoszczanom przyznać, że bez walki się nie poddali i jako przyjezdni zostali zespołem, który w dotychczasowych meczach przegrał z torunianami najmniejszą różnicą punktów. Jednak wygrana w dwumeczu miejscowych nie była ani przez chwilę zagrożona, a w niedzielnym spotkaniu zwycięstwo zapewnili sobie jeszcze przed biegami nominowanymi. W nich ostatecznie pojechał Chris Holder, który zaraz po tym spotkaniu spieszył do helikoptera i na mecz Falubazu Zielona Góra ze Spartą Wrocław.

Po meczu powiedzieli:
Adrian Miedziński
- Toruń - W biegu z Wiktorem przygotowywałem sobie atak na pierwszą pozycję. Chciałem przyciąć do krawężnika, bo wiedziałem, że on po deszczu jest bardziej odmoczony. Wiktora natomiast pociągnęło. Próbowałem go ominąć, odbiłem na ile mogłem. Na szczęście jesteśmy cali. Szkoda że tak się to ułożyło, bo pierwszy motocykl dobrze czułem. Tor był trochę inny, bo chodził krawężnik, ale wiemy że padał deszcz, a dach na MotoArenie powoduje, że krawężnik przy deszczu jest mokry i ciężko wyprzedzać po zewnętrznej. Jedziemy do Gdańska i nie nastawiam się na to jak będzie. Mamy cel awansować i jedziemy wygrać.

Jerzy Kanclerz - prezes klubu z Bydgoszczy - nie mamy punktów, a za wrażenia artystyczne oceny wystawia się w jeździe figurowej na lodzie. Zawodnicy pojechali jednak na miarę oczekiwań, choć widać że Batchelorowi brakuje jazdy. Bardzo liczę na tego zawodnika i chciałbym żeby jego zdobycz punktował była wyższa i mam nadzieję że pokaże to w meczu z Daugavpils.

Dawid Lampart - Bydgoszcz - Chcemy utrzymać pierwszą ligę dla Bydgoszczy, bo jest fajna atmosfera, ludzie w klubie są w porządku, a Jerzy kanclerz jest słownym człowiekiem. Do tego nie skreśla od razu zawodnika i dał mi szansę mimo, że wcześniej nie spisywałem się rewelacyjnie i za to mu dziękuję.  MotoArena i drużyna to ciężki rywal na ciężkim obiekcie, ale zrobiliśmy lepszy wynik niż w Bydgoszczy. Ja mogę być z siebie zadowolonym, choć zawsze mogło być lepiej. Startowałem na nowym silniku, który wziąłem od brata i za to mu dziękuję, bo jechało mi się dobrze. Na początku mieliśmy trochę problemów z dopasowaniem się, ale im dalej w las tym było lepiej.

strona główna

toruńskie turnieje turnieje światowe turnieje krajowe
zawodnicy trenerzy mechanicy działacze
klub statystyki sprzęt