Dla kibiców ważniejsze jednak było to, że o siedmiu latach wracały
"Derby
Pomorza". Bydgoszcz i Toruń toczyły lokalne wojenki na różnych polach jak choćby
biznesowym, estradowym, kulturowym, oświatowym i oczywiście sportowym. Nic więc
dziwnego, że potyczki żużlowe miały długą historię wokół której narosło wiele
opowieści i mitów. Początek derbowych pojedynków sięga sezonu 1973. Był to baraż
o prawo jazdy w I Lidze (wówczas najwyższa klasa rozgrywkowa). Nie okazały się
one jednak zbyt szczęśliwe. Stal Toruń po wygranej u siebie (44:34) w rewanżu na
znak protestu co do stanu toru odmówiła jazdy po piątym biegu. Spotkanie
zakończyło się wynikiem 39:6 dla Polonii. Romana Kościechę i Bogdana Krzyżaniaka
ze strony toruńskiej zawieszono na pół roku, a mecz szeroko komentowano - także
na szczeblach politycznych. Żużlowa centrala skrytykowała i Polonię, nakazując
jej przebudowę specyficznego wtedy toru. Co ciekawe, w pierwszych kilkunastu
latach lokalnych pojedynków żużlowych mający mniejsze doświadczenie w jeździe z
najlepszymi Apator był pierwszym, który "złamał" rywala na jego terenie (1979) i
zwykle notował lepsze wyniki. Toruń zaczął górować nad sąsiadem zza miedzy.
Podczas wspólnej jazdy w I Lidze to torunianie zdobyli też pierwsi medal (brąz w
1983) i mistrzostwo (1986). Konfrontacje derbowe stały się ważnym aspektem życia
społecznego. Nic więc dziwnego, że mecze lokalnych drużyn były okazją do popisu
dla kibiców tworzących niepowtarzalną atmosferę na trybunach. Wyjątkowe oprawy,
tzw. "sektorówki", przyśpiewki (nie zawsze ubrane w piękną polszczyznę) czy
nawet zadymy - także na ulicach miast - były czymś, co wpisywało się w klimat
bydgosko-toruńskich spotkań. Z biegiem lat fani docinali sobie w coraz bardziej
oryginalne sposoby. Transparent sugerujący, że Kopernik, gdyby żył, to byłby za
Polonią, czy odzianie bydgoskiej Łuczniczki w toruńskie barwy przeszły do
historii. Była motolotnia ze zrzutkami, na których Poloniści chwalili się
większą liczbą złotych medali, było wykupienie przez nich reklam w toruńskiej
telewizji i oplakatowanie toruńskiej starówki. Było przystrojenie jednego z
bydgoskich wiaduktów przez fanów Aniołów napisem "Derby dla Torunia", były
bilboardy z ich lepszym bilansem meczów, była wreszcie zmiana na tabliczki ze
"Sportowej" na "Kibiców Apatora" przy ulicy, gdzie znajduje się bydgoski
stadion.
Wiele emocji budziła też zmiana barw klubowych przez zawodników, którzy
postanowili zasilić rywala zza miedzy. Co ciekawe w toruńskiej drużynie słynącej
w przeszłości z własnych wychowanków, najwięcej zawodników pozyskano właśnie z
Bydgoszczy. "Wymiana" zawodników zaczęła się jednak na długo przed ligowymi
bataliami, bo w latach 50-tych do bydgoskiej Gwardii dołączyli z Torunia
Zbigniew Raniszewski i Roman Zakrzewski. Gdy Polonia i Apator zaczęły ścierać
się ze sobą w jednej lidze do takich "transferów" nie dochodziło. W latach
80-tych Waldemar Cisoń trafił do Bydgoszczy, lecz po drodze zaliczył rok w
Grudziądzu. Trend złamał Ryan Sullivan, który na sezon 1999 przeszedł z Torunia
na roczny epizod do Bydgoszczy. W XXI wieku granice zaczęły się zacierać. Jacek
Krzyżaniak i Robert Sawina pod koniec karier trafiali za miedzę, choć nie
bezpośrednio z toruńskiej macierzy. W 2003 Mirosław Kowalik powędrował do
Polonii, a Piotr Protasiewicz do Apatora. Ten drugi do Bydgoszczy potem zresztą
wrócił. Robert Kościecha zanotował natomiast takie przejścia aż dwa i to w obie
strony. Duch czasu sprawił, że jeźdźców mających występy w obydwu klubach
przybywało. Osobną historią pozostawała postać Tomasza Golloba. Twórca
największych sukcesów Polonii, jej najwybitniejsza postać, legenda, ten, który
zawsze wyjątkowo mobilizował się na Derby Pomorza i w końcu osoba, której
sportowa Bydgoszcz zawdzięcza tak wiele, dziesięć lat po opuszczeniu
macierzystego klubu... trafił na dwa lata do Torunia. Golloba skusił jeden z
najbardziej lukratywnych kontraktów w historii speedwaya. Sportowe media w
Polsce żyły jego przyjściem do ówczesnego Unibaksu Romana Karkosika przez kilka
dni.
W rywalizacji pomiędzy Polonią a Apatorem nie brakowało zatem emocji, ale też
dramaturgii, a największą z nich była ta z 1994 roku, kiedy top w wyniku upadku
na torze w mieście nad Brdą ciężkiej kontuzji doznał Per Jonsson, który od
tamtej pory został przykuty do wózka inwalidzkiego.
Po tych historycznych wspomnieniach dzień 17 sierpnia 2020 pisał
rozdział sportowej rywalizacji, bowiem miał odbyć się 89 mecz pomiędzy kujawsko-pomorskimi zespołami.
Korzystniejszy bilans mieli torunianie, którzy wygrali 50 meczów. Polonia
wygrała 36 razy, a dwukrotnie był remis. I przed meczem wiele wskazywało na to,
że torunianie poprawią korzystny dla siebie bilans, bowiem ich skład był
naszpikowany gwiazdami. Z kolei Polonia ze swoim potencjałem w teorii nie miała
prawa niczego zdziałać. I tak też się stało, bo Apator wygrał 55:35, ale Polonia
zaprezentowała się z dobrej strony i wynik nie odzwierciedlał tego co działo się
na torze.
Rywalizacja obu zespołów rozpoczęła się od biegowego remisu, który atakiem na
ostatnim łuku zapewnił Lyager wyprzedzając Miedzińskiego. Druga gonitwa to
również 3:3. Ponownie pierwszy do mety dojechał zawodnik Aniołów - Igor Kopeć
Sobczyński. Mimo kilku prób Tomasz Orwat nie był w stanie pokonać juniora
Apatora. Kolejne dwa biegi to już podwójne triumfy torunian. Szczególnie dużo
radości fanom z naszego miasta dała dzielna i skuteczna obrona dwóch “oczek" w
wykonaniu Kamila Marcińca w biegu czwartym. Po nim podopieczni Tomasza Bajerskiego prowadzili 16:8 - indywidualnie wygrali wszystkie rozegrane do tej
pory wyścigi.
Kwintesencją tego, co kochamy w żużlu, była piąta gonitwa. Jack Holder i Andreas
Lyager walczyli o zwycięstwo na całej szerokości toru, a atak Duńczyka, po
którym wysforował się na pierwsze miejsce, może być przykładem jazdy na
bydgoskim torze dla młodych zawodników. Gospodarze wygrali ten wyścig 4:2.
Następnie pierwszy przyjechał Wiktor Kułakow, ale "największe brawa" zebrał
Nikodem Bartoch - najpierw wyprzedził Tobiasza Musielaka, a później nie oddał
jednego “oczka" aż do mety. Doskonałe widowisko stworzyli też Chris Holder i Kai
Huckenbeck. W pojedynku tych dwóch żużlowców górą Australijczyk, który
zwycięstwo wydarł dosłownie “na kresce". W drugiej serii startów bydgoszczanie
odrobili dwa punkty. Było 24:18 dla Apatora.
Żużlowcy kontynuowali dobre ściganie. Najwięcej emocji przyniosła dziewiąta
gonitwa. Wiktor Kułakow “uciekł" rywalom, ale za nim: Musielak, Brzozowski i
Huckenbeck niemal “na łokcie" walczyli o drugą lokatę. Ostatecznie z tej batalii
zwycięsko wyszedł zawodnik Apatora. W 10. starcie najszybszy był Chris Holder, a
ostatni Kamil Marciniec. W sumie dało to prowadzenie ekipie z Torunia - 37:23.
W wyścigach numer jedenaście i dwanaście o zwycięstwie decydował świetny start,
najpierw Wiktora Kułakowa, później Andreasa Lyagera, którzy zaimponowali
wszystkim rozegraniem pierwszego łuku.
W gonitwie kończącej serię zasadniczą ponownie zanotowano remis, bowiem ponownie
świetnie spod taśmy ruszył Lyager, który jechał jako "rezerwa taktyczna"
i duet torunian Holder-Miedziński nie byli w stanie pokonać bydgoszczanina.
Niemniej wynik ten zagwarantował gościom zwycięstwo, bo przed biegami nominowanymi
prowadzili 47:31 dwie ostatnie gonitwy były formalnością. Anioły nie zamierzały
jednak odpuszczać i czternasty wyścig podwójnie wygrała para Jack Holder-Tobiasz Musielak, chociaż
trzeba przyznać, że Huckenbeck miał spory apetyt na wyrwanie dwóch "oczek".
Natomiast w ostatniej odsłonie dnia po raz trzecie z rzędu tryumfował Lyager,
którego świetna postawa i 15 punktów z bonusem nie
zapobiegły wysokiemu zwycięstwu Apatora. A był to już 51 tryumfem w historii
potyczek obu zespołów i 13 na torze Polonii.
Niestety po raz kolejny derby pokazały, że
emocje były nie tylko na torze, ale również za kulisami sportowej rywalizacji.
Oto bowiem, już po próbie toru torunianie zwrócili uwagę, że coś było nie tak
z ich motocyklami. Na testowych
kółkach motocykle zawodników z Torunia spisywały się ich zdaniem gorzej niż zwykle.
Kierownictwo drużyny wzięło sprawy w swoje ręce i postanowiło działać
natychmiastowo, bowiem Tomasz Bajerski zwrócił uwagę na beczkę z metanolem.
Toruński szkoleniowiec miał prawo być podejrzliwy, bo w zeszłym sezonie w
finale II ligi w Bydgoszczy jego PSŻ Poznań przegrał w dziwnych okolicznościach
aż 29:61.
Goście zaalarmowali sędziego oraz przewodniczącego jury i to właśnie w obecności
tego drugiego postanowiono porównać płyny wypływające z obu kranów. Na meczu nie
było wykwalifikowanego komisarza technicznego, więc eksperyment wykonano mniej
skomplikowaną metodą. Pod węże podłożono dwie miski, a po wlaniu niewielkiej
ilości płynów okazało się, że mają zupełnie inny kolor. "Gospodarze nie potrafili uzasadnić, dlaczego doszło do takiej sytuacji. Być
może chodziło o to, że jeden z węży lub miski były brudne. Postanowiłem jednak,
że do końca zawodów nikt nie będzie korzystał z kranu, z którego wypływała żółty
płyn. W obecności przedstawicieli obu drużyn zalakowałem ten odpływ i założyłem
plombę, tak by nikt nie mógł z niego korzystać. Ostatecznie goście nie zgłosili
protestu, więc nie doszło do sprawdzenia zawartości beczki" mówi przewodniczący
jury zawodów, Zbigniew Fiałkowski.
Władze Apatora nie chciały jednak robić z całej sytuacji afery i dość
szybko zapomniały o całym zajściu. W całej sytuacji dziwić może jednak brak
chęci sprawdzenia, dlaczego z dwóch kranów wydobywał się płyn o innym kolorze.
Świadkowie zdarzenia mówili jednak, że beczka nie miała śladów spawania i miała
jedno wyjście o szerokości 20 mm, z którego metanol płynął do dwóch kranów. Nie
było więc przesłanek do stwierdzenia, że doszło do celowej ingerencji. Niestety władze Abramczyk Polonii Bydgoszcz,
nie pokusiły się o komentarz do całej sprawy.
Podsumowując. Gospodarze, którzy bronili się przed spadkiem, nie mieli kim
straszyć przeciwnika, bo skuteczny Andreas Lyager to było zdecydowanie za mało, jak na
próbę zatrzymania rozpędzonego lidera rozgrywek z Torunia. Toruń przyjechał do
sąsiada zza miedzy po zwycięstwo i plan wykonał z nawiązką.
Po zawodach powiedzieli:
Tomasz Bajerski - trener z Torunia - Podeszliśmy do tego jak do każdego innego
meczu. U nas się nadal nic nie zmieniło. Przyznaję jednak, że kiedyś w derbach
na stadionie było głośniej, ale z powodu pandemii trybuny mogły zostać
zapełnione tylko w 50 procentach. Słyszeliśmy, że pojawiło się dużo ludzi, ale
jednak to nie było to, co kiedyś, gdy nasze pojedynki oglądało nawet ponad 20
tysięcy kibiców. Derby są świetną frajdą dla kibiców. To całkowicie inne mecze.
Najfajniej byłoby, gdybyśmy rywalizowali między sobą na pułapie Ekstraligi, ale
na to trzeba jeszcze trochę poczekać. Przed jednym i drugim klubem długa droga.
Spojrzałem w tabelę i widziałem, że bydgoszczanie mają znacznie gorzej od nas,
ale wszystkie zespoły z nami walczą. Tylko jednym wychodzi to lepiej, a drugim
gorzej. Mamy jeszcze przed sobą trudne spotkania - jedziemy do Gdańska, Łodzi
oraz Gniezna. To będą fajne mecze. Zrobimy wszystko, aby rozstrzygnąć je na
własną korzyść. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Nic się nie zmienia -
cały czas mamy jeden cel, a jest nim awans do Ekstraligi. Podążamy w prawidłowym
kierunku, w zespole mamy dobrą atmosferę i zawodnicy jadą świetnie - zerkają na
siebie i wzajemnie sobie pomagają. Uważam, że w tym momencie jest wszystko OK.
Przed nami jednak jeszcze długa droga. Każdy chce wygrywać z moimi zawodnikami.
Nie jest tak, że zawsze będziemy niepokonani. Wszyscy mogą nas pokonać, ale jest
to trudne. Dobrze przygotowaliśmy się kondycyjnie oraz psychicznie, a jeszcze
lepiej sprzętowo. Mam kompletną drużynę. Jak ktoś pojedzie dobrze i wygra z
moimi podopiecznymi, to mogę mu tylko pogratulować. Taki zawodnik buduje swoją
formę i walczy o kontrakt w wyższej lidze na przyszły rok. U moich zawodników
widać dobrze przepracowaną zimę i to że poukładali wiele swoich spraw. Jack
ciężko przepracował zimę. Sprzęt został dopracowany naprawdę do perfekcji.
Bardzo dużo jeździ, rozwija się dzięki temu. Dużo mu również daje jazda w
Gorzowie z Bartkiem Zmarzlikiem, z którym dobrze się dogaduje. Jazda w Toruniu,
gdzie jest bardzo blisko kompletu ma również znaczenie. Wpłynęło na to dużo
czynników. Uważam również, że jest dość fajna atmosfera w drużynie, ale o to
trzeba zapytać już chłopaków. Z kolei Chris ułożył sobie życie prywatne.
Poczynił dość konkretne ruchy sprzętowe. Uważam, że to wszystko wpłynęło
pozytywnie na Chrisa, który jeździ i punktuje, nie tylko w Toruniu, ale również
we Wrocławiu. To są zawodnicy ekstraligowi. Pozostali w Toruniu, bo spadli z
Toruniem, oczywiście mowa tu o braciach Holderach, zachowali się bardzo
lojalnie, robią punkty w pierwszej lidze, robią punkty w PGE Ekstralidze. Co
najważniejsze, jeśli uda nam się awansować, to na pewno ja jestem pierwszy,
który będzie chciał zatrzymać braci Holderów.
Tobiasz Musielak - Toruń - Specjalnie się nie przygotowywaliśmy, podeszliśmy jak do kolejnego spotkania. Dla mnie to również pierwsze derby pomorskie, więc ciekawe przeżycie, trochę męki na torze, ale w gruncie rzeczy wygraliśmy i to jest najważniejsze. Plan jest, żeby wygrywać, to jest dla nas normalne i my sobie cel postawiliśmy przed sezonem, chcemy go zrealizować i gdybyśmy wygrali wszystkie mecze to byłoby super.
Jan Ząbik - były zawodnik i trener Apatora Toruń - Chciałbym bardzo serdecznie pozdrowić wszystkich kibiców, którzy pamiętają derby sprzed lat oraz współczesnych fanów naszej drużyny. Życzę im wszystkiego najlepszego, a przede wszystkim zdrowia. Teraz znowu będziemy mogli żyć rywalizacją w regionie pomiędzy Toruniem i Bydgoszczą. Mam nadzieję, że w kolejnych latach pojawią się kolejne tego typu derby. Na pewno nie jestem zaskoczony wynikami Apatora. Chłopacy bardzo dobrze przepracowali zimę i zrobili wszystko, żeby być gotowym na start sezonu. Właściciele klubu stworzyli im bardzo dobre warunki, dlatego można jeździć i wygrywać, bo głowa jest wolna od niepotrzebnych zmartwień. Teraz znowu mamy prawdziwą drużynę, bo wcześniej nie było atmosfery. Zawodnicy dobrze się rozumieją i wzajemnie sobie pomagają. Widać, że na każdym kroku wymieniają się informacjami. Jeszcze nie wszystko jest tak, jak byśmy chcieli. Musimy poświęcić sporo czasu na pracę z młodzieżą, żeby wyszkolić jak najwięcej młodych chłopaków i stworzyć jakieś zaplecze juniorskie. Bydgoszczanie na pewno liczyli na więcej, ale mogą mieć problem z osiągnięciem dobrego wyniku. Sytuację komplikuje dodatkowo kontuzja Davida Bellego. Ja jednak nie zamierzam nikogo spisywać na straty. To jest sport. Dzisiaj nie masz formy, ale jutro możesz ją mieć i wtedy zaczniesz wygrywać. Bydgoszcz na pewno sporo straciła przez ostatnie lata, ale na szczęście zaczyna wszystko odbudowywać.
Andreas Lyager - Bydgoszcz - Walczyliśmy do końca, ale to, niestety, nie wystarczyło. Tak to już jest. Jedziemy dalej, to był naprawdę mocny zespół. Jestem pewien, że następnym razem będziemy silniejsi.
Matic Ivacic - Bydgoszcz - Nie udało nam się to, czego chcieliśmy. Wynik jest taki, jaki jest, nie możemy być zadowoleni, tylko Andreas Lyager dobrze pojechał, brakowało nam prędkości na prostej. Brakuje mi jazdy w tym roku, jest mało zawodów, z biegu na bieg jest lepiej, będę starał się, żeby z meczu na mecz było coraz lepiej i mam nadzieję, że będzie w końcu wynik taki, jaki chcemy.
Tomasz Gollob - wychowanek Polonii Bydgoszcz, były zawodnik Apatora Toruń, dyrektor sportowy bydgoskiego klubu - W meczu z Apatorem było mnóstwo ścigania. Niesamowity był pierwszy wiraż, a zawodnicy pokazywali na nim jak można łatwo na nim przyspieszać. Tor był naprawdę dobrze przygotowywany. Wreszcie dopisali kibice. Polonia przegrała, ale zawodnicy bardzo się starali. Na pewno odpalił Lyager i trzeba to docenić. Teraz czeka nas wyjazd do Torunia i nie ma co ukrywać, będzie następna lekcja i myślenie, co trzeba zrobić, żeby było lepiej. Tak naprawdę to należy czekać na te mecze, które zadecydują o utrzymaniu w lidze.